Z LE K TU R ZAGRANICZNYCH 327
Z LEKTUR ZAGRANICZNYCH
W praw dzie elektronizacja (użyteczna - więc nie tak a, ja k „B ib lio tek arza”
i „Poradnika B ibliotekarza”) obejm uje coraz więcej czasopism naukow ych i za
wodowych z naszych dziedzin, ale mnoży się też liczba drukow anych podręczni
ków i rośnie ich tem atyczny rozrzut. Przy n iedostatku ujęć syntetycznych, je st mnóstwo roztrząsań szczegółowych: bywa, że na ten sam te m a t - tak jakby auto
rzy nie czytywali innych tekstów. To utrudnia wybór rekom endacyjny.
[1] INFORM ACJA: RÓŻNE U JĘC IA
Przekłady europejskich tekstów z obszaru inb pojaw iają się w anglo-am ery- kańskim obiegu rzadziej niż rzadko. T ak im u n ik atem je st bardzo in tere su jąca [*****] synteza [Perez-M ontoro, 2007] problem ow a funkcjonow ania inform a
cji. Jej hiszpański autor, profesor U niw ersytetu w Barcelonie, zajm uje się teorią kom unikacji, semiologią oraz inform acją i przez pew ien czas był w ykładow cą
w słynnym U niw ersytecie Stanforda w Palo Alto. T ekst, jakkolwiek intelektual
nie płodny, od początku ujawnia w translacji europejskie korzenie: je st p o euro
p e jsk u powikłany, stylistycznie i konkluzyjnie rozdęty, w efekcie więc słabo miej
scami czytelny.
Perez-M ontoro uważa, że w definiowaniu informacji osiągnięto stan, w któ
rym już niczego się nie definiuje. Dlatego wraca do pierwotnych opinii semiotycz- nych, według których znak to przedm iot m aterialny, zdolny do powiadam iania, więc zawierający konceptualną propozycję znaczeniową. I w tym rozwarstwieniu m aterialno-konceptualnym kryje się źródło odm iennego pojmowania, czym jest informacja.
Z daniem au to ra, cech ą informacji je st jej prawdziwość. To ważne! W tym świetle informacji nie da się powiązać z literatu rą ani ze sztuką, bo tam prawdzi
wość ustępuje m iejsca fikcji. Dlatego (moim zdaniem ) trzeba wówczas stosować pojęcie nieinformacji.
W ujęciu realistycznym - informacja musi istnieć obiektywnie, niezależnie od uczestników procesu kom unikacji. W ujęciu subiektyw istycznym natom iast:
zależy od intencji nadaw cy oraz/lub interpretacji odbiorcy, czyli od ich procesów m entalnych. Autorowi bliżej do koncepcji realistycznej, ale tra k tu je ją elastycz
nie. U waża mianowicie, że musi być jakaś nadawcza intencja transm isji informa
cji, oraz: że znaki m ogą również dostarczać treści zróżnicowanych.
Przyjm ując dla swoich rozważań taki punkt wyjścia, Perez-M ontoro charak
teryzuje n astęp n ie w ybrane koncepcje informacji oraz jej analiz. Jego zdaniem C. Shannon (1949) zainicjował m atem atyczny sposób oceny zawartości informa
cyjnej, żeby ustalić ja k dużo je st informacji do przetransm itow ania. Zapropono
wał m ianow icie pom iar ilości informacji, możliwej do w ygenerow ania oraz do transmisji, konstruując probabilistyczną sia tkę zn a czeń . Lecz w żadnym stopniu nie dotyczyło to zaw artości treściowej w sensie znaczeniowym.
A nalizą tej treściow ej zaw artości znaku oraz informacji zajmował się n ato m iast F red D retske (1981), dostrzegając różnicę pomiędzy znaczeniem konw en- cjonalnym , zaw ierającym się w znaku (informacji), a treścią odebraną, więc zin
te rp re to w a n ą (i n ad d an ą) przez odbiorcę. S tąd sugestia rozdwojenia na:
obiektyw ną treść znaku/informacji i treść relatywną. N iektóre aspekty informacji (znaku) są bowiem odbieralne tylko przy aktywności odbiorcy i bywają różne, za
leżnie od tego, co on wie o źródle (z tym autor nie zgadza się zresztą) oraz jakie treści własne wnosi do aktu komunikacji. Poza tym zdarza się także nadinterpre
tacja.
Spośród licznych zwolenników relatyw nej teorii informacji, przywołani są poza tym John Barwise i John P erry (1983). W edług nich informacja, jakkolwiek istnieje obiektyw nie, to jed n ak musi być w ydobyw ana - jej znaczenie zatem nie je st zafiksowane w sposób bezwzględny. D ostarcza jej bowiem język, więc sym
boliczny układ transm itujący, który narzuca konieczność interpretacji w odbio
rze. W procesie zaś tej interpretacji, czysta (pierwotna?) zawartość informacyjna siłą rzeczy ulega przekształceniu oraz wyniki poszczególnych interpretacji różnią się od siebie - a wszystko za spraw ą odm iennych kontekstów nadaw czych oraz odbiorczych, różnicujących efekty odbioru.
N a to P erez-M o n to ro n ak ład a w łasną koncepcję inform acji, nazywając ją ekstensjonalną. M ówiąc w uproszczeniu, ekstensjonalność oznacza tożsamość zbiorów identycznych, niezależnie od konfiguracji składników. T ransm itow ana treść informacji zależy więc - w tym ujęciu - od informacyjnej wartości znaków: od intencjonalnego założenia i od kanału transm isji, a nie od odbiorcy ani od treści dodanych. To oznacza zaś przychylenie się do założeń obiektywistycznych.
Do czego au to r m a oczywiste prawo, jakkolw iek argum entacja na rzecz tego stanow iska w ydaje mi się dość m ętna, a w każdym razie nadm iernie powikłana.
Ale może je s t inaczej, tylko nie udało mi się ogarnąć wszystkiego dostatecznie klarow nie.
Z LE K TU R ZAGRANICZNYCH 329
[2] B IB L IO TE K A DLA M A LU C H Ó W
Obowiązuje pow szechne przekonanie, że w bibliotekach je st m iejsce tylko dla tych dzieci, które potrafią już słuchać w skupieniu czytanych tekstów , więc mniej więcej od 3 roku życia. Ale oto pojawiła się frapująca publikacja [****], sygnalizująca, że m ożna ofertę przygotować również dla dzieci jeszcze młodszych [M arino, 2007]. A utorka kieruje oddziałem dla dzieci biblioteki publicznej w Scarsdale (stan Nowy Jork) i formułowane sugestie sprawdziła w praktyce w ła
snej, toteż dobrze wie o czym pisze.
Obok udostępniania odpowiednich zasobów, za główne zadanie w tym zakre
sie uznaje organizację imprez in tera ktyw n ych dla tych właśnie dzieci oraz dla ich rodziców - z opowiadaniem, czytaniem , śpiew aniem i z różnymi zabaw am i. Isto
ta pomysłu na udziale wspólnym, z aktyw nym uczestnictw em dzieci i rodziców, wymiennie czytających teksty i razem śpiewających piosenki, oraz na aranżacji krótkich scen sytuacyjnych i ew entualnej prezentacji niedługich n ag rań audio i wideo. W szystko zaś w atm osferze swobodnej oraz z uw zględnieniem dużej ru chliwości dzieci w tym wieku. A utorka uważa ponadto, że najlepiej realizow ać cykle imprez dla tych samych grup, jednorazowość bowiem nie przynosi efektów.
Natomiast trzeba różnicować programy. Inne - dla dwulatków (już chodzących), a inne dla (raczkujących) dzieci młodszych. Dla jednych i drugich zaś, jednakowo, należy zapewnić sporo pustej przestrzeni, rozsadzając rodziców pod ścianami.
Dzieci raczkujące są w stanie nie znudzić się przez 20 m inut. M arino propo
nuje dla nich wspólne rodzicielskie czytanie bardzo krótkich tekstów (zm iana lektorów jest ważna!), opowiadanie wydarzeń, recytacje (przez dorosłych) w ier
szyków, śpiew anie kołysanek oraz zabawy z przytulankam i.
Dzieci, które już chodzą, są mniej cierpliwe, ale półgodzinną im prezę powin
ny w ytrzym ać. Óbok w ym iennego czytania im fragm entów książek i recytacji niedługich rym ow anek oraz śpiewania piosenek, au to rk a sugeruje aktyw izujące gry, symulowanki, a także zabawy z kukiełkam i i pacynkam i.
Książka jest podręcznikiem kom pletnym . Oprócz charakterystyki m etodycz
nej, zawiera w ybór tekstów (wierszy i piosenek) dla obu grup oraz szczegółowe porady lekturow e. S ą też wskazówki organizacyjne oraz jak i jak ie przygotować m ateriały, a n aw et - ja k m a się ubrać bibliotekarka, żeby być w n ieu stan n y m ruchu, m om entam i g im n a s ty c zn y m .
Oto więc propozycja osoby, któ ra m a spraw dzone, nietuzinkow e pom ysły, umie je realizować i potrafi doradzić realizację innym oraz je st absolutnie pew na skuteczności. B ardzo to ciekaw e i godne uznania.
[3] B IB LIO TEK A - SZKOŁA - ŚRODOW ISKO
A ngielsko-am erykańskie m ałżeństw o profesorskie opublikow ało książkę Cuban, Cuban, 2007] na te m a t edukacyjnej funkcji bibliotek, z sygnalną re- acją do szkół i do środowisk lokalnych. Obok trafnych spostrzeżeń i rozsądnych opinii, je st tu jed n ak za dużo uwag bagatelnych, a przede w szystkim : chaosu.
Relacja nieraz skacze z te m a tu na tem at, ja k m otyl na łące, ta k więc ocena je st um iarkow ana [***].
Autorzy są zdania, że współpraca bibliotek publicznych i szkół - k tó rą postu
lował już D ew ey - je st ograniczona, naw et w m ałych środow iskach, chociaż po
winna być intensyw na. Ich zdaniem, to efekt tego, że szkoła je st instytucją poza- środowiskową i zajm uje się kształceniem g lo b a lis ty c z n y m , podczas gdy biblioteka publiczna m a ch a ra k te r środowiskowy i jej udział w edukacji m a tę środowiskową przekładnię, ale raczej w nastaw ieniu na obsługę dorosłych. Może nie do końca, ale coś w tym rozum owaniu na rzeczy jest.
Szkoły w USA miały uczyć coraz lepiej, w intencji zapobiegania pauperyzacji, ale popraw a standardów nauczania następow ała powoli. B iblioteki publiczne
m iały w spierać szkolną edukację, grom adząc zasoby po tem u najlepsze, więc (jednak!) filtrując w ydaw niczą podaż, trochę na przekór (także tu głoszonym) regułom dem okracji. Ale w sparcie tej edukacji okazało się um iarkow ane, a wza
jem ne związki były dosyć luźne. Szanse na bliższe współdziałanie stworzyła elek- tronizacja, lecz na razie wciąż są potencjalne.
W szkołach am erykańskich wprowadzono elektronizację radykalną. S taty stycznie jed en kom puter szkolny przypada na czterech uczniów, ale bywają szko
ły, gdzie każdy uczeń m a do dyspozycji jeden kom puter dla siebie. Jed n ak zasto
sowanie i w ykorzystanie tej bazy je st kiepskie.
O wiele lepiej elektronizację w ykorzystały w praktyce biblioteki publiczne.
W następstw ie stały się główną bazą społecznego dostępu do sieci, bo w posiada
niu pryw atnym kom puterów jest zdecydowanie mniej. N aw et w USA ludzie nie są ta k zamożni, ja k się wydaje.
Je d n a k biblioteki też osiągnęły m niej, niż zakładano, bo im nieustannie re dukow ano budżety. M im o to obecny stan bibliotecznej elektronizacji w USA wydaje się autorom godziwy i wobec tego jest szansa na realizację całkiem nowego zadania, m ianow icie na in ternetow e przysposobienie użytkow ników - ze spo
łecznego p u n k tu w idzenia: w ażne i konieczne. J a zapytałbym , w jak im stopniu realne, ale n ik t mi nie odpowie.
E lek tro n izacja zm ieniła biblioteki, ale tradycyjny, nieprzyjazny stereotyp bibliotekarzy przetrw ał. Po części - z przyczyn uzasadnionych. N iem ałe grono personelu bibliotecznego bow iem to am atorzy, prezentujący się kiepsko. W y
kształceni specjaliści n ajm u ją się do pracy gdzie indziej. A już inna spraw a - tw ierdzą C ubanow ie - że nie zawsze są w ykształceni najlepiej, bo kształceniem bibliotekarzy coraz liczniej zajm ują się ludzie bez pojęcia o bibliotekarstw ie. To niepokojące, zwłaszcza wobec świadomości, że większość osób, pracujących teraz w bibliotekach, nie dotrw a w pracy do 2015 r. I co potem : zastąpią ich następni am atorzy?
Ju ż ta refleksja odstaje od głównego te m a tu książki, a innych ubocznych w trętów je st także niem ało. J a k choćby opinia o wzbogaconej ofercie bibliotek, m .in. o stoiska sprzedażne, co podobno wywołuje pow szechną krytykę. No do
brze - ale co to m a do rzeczy i do głównego zakresu rozważań? J a k też wyrazy zaniepokojenia, że Google dygitalizują zbiory nowojorskiej biblioteki publicznej.
A utorzy najw yraźniej coś słyszeli, ale jakby nie do końca.
Konkluzja zaś je st taka, że nie da się z sensem pisać o wszystkim przy pierw
szej lepszej okazji. T e m a ty c zn a mnogość zasnuw a bowiem rozum ną refleksję m głą ogólników.
[4] ZASOBY I U SŁ U G I
F ran k H offm ann (profesor) i R ichard Wood (dyrektor biblioteki akadem ic
kiej) opublikowali monografię na te m a t tworzenia i użytkow ania kolekcji biblio
tecznych [Hoffm ann, Wood, 2007], głównie w bibliotekach szkolnych. J e st to jednak raczej repetycja, aniżeli koncepcja prospektywna: o zasobach elektronicz
nych mówi się półgębkiem , a całość nie grzeszy n ad m iern ą odkrywczością [**].
Lecz główna słabość tej książki zaw iera się w jej konstrukcji, mianowicie autor
skie opinie są na ogół kilkuzdaniow e, zaś różne a sp ek ty roztrząsanych proble
mów m ają się ujawniać poprzez (przywołane w całości) rozmaite regulaminy oraz opisy procedur, przejęte z w ybranych bibliotek. Pomysł je st bez sensu, a lektura m a posm ak katorgi, n aw et jeśli to i owo da się odczytać. T a k nie m ożna pisać!
Autorzy są zdania, że k ryteria gromadzenia i selekcji zbiorów bibliotecznych pow inny być staran n ie doprecyzow ane (czy to je st w ogóle możliwe?) i - w ślad za sugestiam i ALA - podane do wiadomości publicznej. T rzeb a je zaś skonkre
tyzować, w oparciu o m isję (nie lubię tego sform ułow ania) oraz na podstaw ie celów prospektyw nych biblioteki i/lub organizatora, określając główne obszary
Z LE K TU R ZAGRANICZNYCH 331
kolekcji, także pozapiśm iennicze. T ak ie postępow anie pow inno (ich zdaniem ) ograniczyć ingerencje organizatorów w politykę grom adzenia - w co je d n a k po
zwolę sobie zw ątpić. Rozw ażania kończą się oczywistością: m ianow icie dobór i selekcję zasobów powinni przeprow adzać pracow nicy działu grom adzenia, w konsultacji (ew entualnie zew nętrznej) ze specjalistam i dziedzinow ym i. No więc tak właśnie jest.
Procesem osobnym, jakkolw iek sprzężonym, je st sukcesyw na ew aluacja ko
lekcji, a w konsekwencji - korekta. Autorzy postulują m ieszane podstaw y ocen:
analiza statystyki obiegu, przyw ołanie opinii użytkow ników oraz biblioteczna weryfikacja w łasna. T rochę dziwne, że ani słowa nie m a na te m a t opinii perso
nelu dydaktycznego.
Niejako przy okazji, znalazły się w książce wypowiedzi na te m a t m iędzybi
bliotecznej kooperacji w gromadzeniu, tworzenia kolekcji specjalnych i (nie w ia
domo dlaczego a k u ra t to) postępow ania z daram i. To rozszerza p roblem atykę, lecz nie przynosi refleksji produktyw nych.
Autorzy postulują natom iast opracowanie w każdej bibliotece precyzyjnych regulaminów usług, również elektronicznych - przywołując stosowne przykłady.
Uzasadniają przy tym pewne ograniczenia dostępności (wbrew tem u, co piszą na końcu) oraz konieczność stosowania kar za niszczenie zasobów. Zaś do przestrze
gania reguł m ają skłonić umowy (u nas: zobowiązania), podpisyw ane przez użyt
kowników.
Je st też kilka zdań na te m a t usług internetow ych. Oprócz ogólnego określe
nia użyteczności, sugeruje się otw arcie na usługi z bibliotecznego serw era do użytkowniczych term inali domowych - jeżeli pozwalają na to w arunki licencyjne.
Jed n ak z różnych innych źródeł wiadomo, że na ogół nie pozwalają.
Najciekawszy w tom ie okazuje się załącznik - pozbawiony (i dobrze) ilustra
cyjnych przywołań - nawiązujący do swobód obywatelskich, co w USA je st cha
rakterystycznym i częstym hasłem wywoławczym. T u m a to m iejsce w k o n tek ście bibliotecznym .
Otóż pojawia się postulat powszechnej dostępności bibliotek dla w szystkich oraz do wszystkiego, co zostało legalnie opublikow ane - bez p ryw atnych bądź doktrynalnych zastrzeżeń i preferencji. Je st to hasło tyleż słuszne, co jed n ak za
razem demagogiczne.
Kiedy bowiem, na innych stronach, pisze się o dzieciach w bibliotece oraz o filtracji, autorzy robią unik tw ierdząc, że tylko rodzice m ogą ustalić reguły fil
trowania oferty dla swoich dzieci. W bibliotece? To je st zaw racanie głowy! Tego po prostu nie da się zrobić.
W tekście pojawia się nawiązanie do orzeczenia Sądu Najwyższego w USA, że filtrowanie In tern etu jest nielegalne. Ale wszak wiadomo, że wszystkie tam tejsze biblioteki, szczególnie dla dzieci, In te rn e t filtrują. Tego je d n a k autorzy już nie kom entują.
Z opinią o grom adzeniu zbiorów bez cenzuralnych ograniczeń - któ ra w te k ście jest - kłóci się też założenie, że biblioteka gromadzi to, co jej je st niezbędne:
więc oczywiście nie wszystko. I naw et postulowana zasada publicznego ogłasza
nia reguł grom adzenia, nie zm ienia faktu, że w bibliotekach zawsze w ybierano m ateriały do kolekcji. I nadal tak jest. C ała ta refleksja je st więc mocno m ętna.
No i znalazło się tam , częste w piśm iennictw ie am erykańskim , przyw ołanie prawa do prywatności użytkowników bibliotek: nikom u mianowicie nic do tego, kto z czego w bibliotece korzysta. Informacje o tym można ujawnić tylko n a mocy sądowego wyroku - tak to zostało napisane.
Otóż autorzy n ie za u w a ży li ustaw y P atrio t Act, któ ra upraw nia służby sp e
cjalne do inwigilowania wszystkiego i wszystkich, także zam ów ień bibliotecz
nych i odbioru treści z In te rn etu , bez wiedzy zainteresow anych oraz bez decyzji sądu. W tym kontekście, opinie zaw arte w książce, m ają ch a ra k te r życzeniowy:
nie relacjonują stanu faktycznego.
[5] ZNOW U SILVA R E R U M
Państw ow a B iblioteka w M oskwie organizuje co roku międzynarodowe kon
ferencje naukowe w cyklu „Rumiancewskije cztienija”, wydając następnie bardzo szybko tom y postkonferencyjne. Również w zeszłym roku ukazało się opasie tom isko [R u m iancew skije, 2007], złożone z licznych tekstów referatowych, na bardzo różne tem aty . Tej mnogości tem atycznej nie poczytuję za m ankam ent, chociaż czytelność szwankuje nieco, ale to z braku nici przewodnich: można było ten tom uporządkow ać lepiej. Gorzej natom iast, że am plituda jakości jest nieby
w ała, obok bow iem tekstów znakom itych, są też beznadziejne - dlatego ocenę trzeba nieco obniżyć [****]. Jed n ak kilka artykułów napraw dę w arto przeczytać, jeżeli zdarzy się ta k a okazja.
Je st trochę mizerii. Oprócz kilku tekstów nijakich, są uwagi na tem at kodek
su obywatelskiego oraz reklam y - zamieszczone w tom ie chyba przez nieuwagę.
No i je st garść wypowiedzi okropnych.
O cean frazesów wylał się na czytelnictwo, powódź sloganów zalała problem zawodowego doskonalenia bibliotekarzy, a sposób prezentacji regionalnych bi
bliotek naukow ych (są tam takie) przypom ina najlepsze wzory sowieckiej styli
styki naukopodobnej. S ą też ogólniki na te m a t m odernizacji bibliotekarstw a publicznego i straszliw y bełkot na tem a t książki elektronicznej oraz w spierania rynku księgarskiego przez resort kultury.
Z innego powodu zdum iała m nie apologia bibliotekarstw a w carskiej Rosji (obowiązek szkolny wprowadzono tam najpóźniej w Europie) - gdzie było podob
no ćwierć miliona bibliotek. T eraz jest ich chyba mniej, ale to zapew ne dlatego, że tym czasem o d e s z ły z Rosji kraje nadbałtyckie, także Polska, Finlandia i U kraina, zabierając ze sobą swoje biblioteki. A utor w ychw ala poza tym dużą sw obodę w tam tych czasach. Rzeczywiście: na Sybir jeździło się swobodnie, tyle że bez praw a pow rotu. T a k nie m ożna pisać! Ale na szczęście je st też w tomie sporo tekstów rozum nych.
Szczególnie ciekaw a w ydala mi się refleksja (S. M atlina) na tem at dualizmu bibliotekarstw a, nie tylko rosyjskiego. Polega na rozdwojeniu i (ew entualnie racjonalnym ) balansie pomiędzy rozsądnym konserw atyzm em i nowoczesnością.
Zachowanie rozum nych proporcji je st trudne, ale nieraz się udaje.
Istnieje też rozdwojenie (i dylem at) nastawień: na publiczność elitarną oraz/
lub je d n a k m asow ą. A utorka je st zdania, że masowość może być pom ostem ku elitarności, lecz to również łatw e ani oczywiste nie jest. Istnieje wszelako narzę
dzie scalające, mianowicie w każdych okolicznościach i w każdy sposób bibliote
ka w prow adza porządek w kom unikacyjny i inform acyjny chaos, w ten sposób uzasadniając swoją użyteczność dla całego społeczeństwa, więc elit oraz nieelit.
Z tym , że elity, rozstrzygające wszak o poziomie życia oraz o postępie, wymagają ze strony bibliotek w sparcia i szczególnej troski - uważa autorka (R. Piercowska- ja) innego tek stu . Z w ykorzystaniem nowego narzędzia, jakim je st In tern et, ale bibliotecznie uporządkowanego. To nieczęsty glos rozsądku, a w gigantycznej la
winie nienaw iści do inteligencji (od czego bibliotekarstw o też nie je st wolne), naw et wyjątkowy.
Sytuacja tych elit, obserwowana (L. Tichonowa) przez pryzm at komunikacji naukowej, jest mało zachęcająca - być może nie tylko w Rosji. Publikacji nauko
wych je st coraz mniej, zwłaszcza na prowincji: 70% wydaje się w Moskwie i w Sankt Petersburgu, mimo że uczelni poza tymi miastami jest moc. Uczeni poza
mykali się w wąskich enklawach dyscyplinarnych, nie widząc poza tym nic - 40%
w ogóle z bibliotek nie korzysta (!?). A już inna sprawa, że municypalizacja (usamo- rządowienie) regionalnych bibliotek naukowych przynosi skutki opłakane. W spar
cie nauki z ich strony staje się iluzoryczne. Tym bardziej więc trzeba maksymalnie wykorzystać wszystkie możliwości, jakie w tym zakresie stwarza Internet.
J e st też ciekaw a refleksja (A. Tieplinskij) na tem at społeczeństw a inform a
cyjnego, w ujęciu rosyjskim. Zdaniem autora, główne cechy, to prawo użytkowa
Z LE K TU R ZAGRANICZNYCH 333
nia (m ateriałów ) zam iast praw a własności, przyśpieszenie podaży inform acji kosztem jej jakości, oraz postrzeganie technologii informacyjnej jako katalizatora społecznych zm ian. M asow y w ym iar obiegu inform acji w ym aga opanow ania umiejętności korzystania z niej (z tym je st kiepsko), a k o n tek st globalny - przy różnych m an k am en tach - narzuca nowe odniesienia, łam iąc dotychczasow e bariery. Ale w Rosji (tw ierdzi autor) nie docenia się informacji. W następstw ie wieloletniego utajniania i cenzurowania oraz preparow ania informacji, wytworzy
ła się m entalna nieufność, k tó rą trzeba dopiero przezwyciężyć.
Kilka bardzo ciekawych tekstów odnosi się do problem ów organizacji biblio
tek. Wywodząc koncepcje organizacyjne z ogólnej teorii zarządzania i rozważając w arianty stru k tu r, już to jako zam knięte system y, bądź jako układy elastyczne i półotw arte, nastaw ione specjalnie na tzw. h u m a n rela tio n s, je d n a z au to rek (N. Andrejewa) uważa, że właśnie podejście systemowe je st dla bibliotek najwła
ściwsze. W tedy bowiem ujm uje się bibliotekę jako spójną całość i do stru k tu ry organizacyjnej (a nie odw rotnie) trzeb a dostosować personel. N ie zgadzam się z taką opinią w żadnym punkcie, bo biblioteka z natu ry m usi być otw arta na oto
czenie system u, no ale to nie ja napisałem ten tekst.
Z kolei na przykładzie Państwowej Biblioteki w M oskwie została sch arak te
ryzowana (Ł. Zajcewa) metodologia oraz praktyka macierzowych rozwiązań orga
nizacyjnych. T rudnych wykonawczo, ale w dużych i skom plikow anych stru k tu ralnie oraz procesualnie bibliotekach - bardzo produktyw nych. O pisano to zresztą znakom icie.
N atom iast do bieżącej praktyki transform acyjnej odnosi się tek st (O. Bojko- wa), traktujący o decentralizacji, względnie dotychczas jednolitego system u bi
bliotecznego. Rosjanie mianowicie przechodzą mniej więcej to sam o, co było przed laty naszym udziałem. To znaczy: biblioteki są obecnie usam orządow iane i przyporządkowywane lokalnym władzom, co od razu skutkuje znacznym pogor
szeniem w arunków oraz częstym łączeniem bibliotek z innym instytucjam i.
Rezultaty są opłakane. Skąd my to znam y i co na to nasi bibliotekarscy zwolen
nicy zniesienia ustaw owego zakazu łączenia bibliotek?
W rosyjskich w arunkach biblioteki są już to zakładam i budżetow ym i, z ogra
niczonym praw em do dysponow ania m ajątkiem i środkam i, bądź instytucjam i w pełni niezależnym i m ajątkow o oraz finansowo. U sam orządow ienie z reguły pociąga za sobą przekształcenie instytucji w zakład budżetowy. Skutki - jak wy
żej.
Biblioteka jest instytucją (mniej więcej) inteligencką. Sam orządy - nigdzie na świecie inteligenckie nie są. I to jest, m oim zdaniem , główne źródło kłopotów.
W śród opracowań historycznych, zwraca uwagę opis dziejów oddziału ochro
ny specjalnej w Państw owej Bibliotece w M oskwie (N. Ryżak), uchodzącego za symbol sowieckiej cenzury. Utworzony w 1926 r., przyjmował teksty, w Związku Sowieckim zakazane lub wycofane z obiegu, których wcześniej nie zniszczono, a niszczono masowo. Po 1940 r. trafiały tam również tek sty (uznane za) porno
graficzne, a później - samizdatowe i tamizdatowe. W racjonowanym udostępnia
niu obowiązywały cztery stopnie restrykcji, ale generalnie mało kto mógł korzy
stać.
Po destalinizacji restrykcje nieco zelżały, lecz poniekąd łalująco. Bywało i tak, że niektóre książki z oddziału dopuszczano do norm alnego obiegu biblioteczne
go, a następnie trafiały do resó w znowu. K iedy w 1988 r. likw idow ano ten od
dział, było tam ponad pól miliona zagranicznych czasopism oraz 52 tys. książek krajowych i zagranicznych.
W 2000 r. Norwegowie zainicjowali program rejestracji tekstów zakazanych przez różne władze, w przeszłości oraz w spółcześnie. Państw ow a B iblioteka w M oskwie zgłosiła swój akces do tego program u.
W oparciu o piśm iennicze zabytki oraz inne archiw alia, znajdujące się w tej Bibliotece, została przeprow adzona (B. Kłoss) analiza historyczna w ejścia do obiegu i funkcjonow ania nazwy Rossija, pierw otnie bow iem mówiono i pisano:
Ruś. Otóż równolegle do Rusi, pod koniec XIV w ieku znalazł się zapis Rosija (przez jedno s), a w następnych wiekach pisano też Rosijskoje carstwo. Dopiero w połowie XVII stulecia, też równolegle, pojawiła się nazwa Rossija, która prze
trw ała do dziś.
Tom zam yka relacja (T. Hawkins) z przejęcia elektronicznych edycji nauko
wych przez uniw ersytecką bibliotekę stanu Michigan. Otóż biblioteka wydaje tam elektroniczne czasopisma oraz niskonakładowe teksty naukowe - do taniego roz
pow szechniania w trybie P rin t on D em and (wydruk na życzenie), lub do Open Access. Biblioteka nie wykonuje prac redakcyjnych (każdy autor robi to sam), ani nie zajmuje się promocją. T eksty o nakładach wysokich, nastawione na zysk, wy
daje natom iast nadal wydawnictwo uniwersyteckie. Ponieważ jest to w ariant pro
spektyw ny poszerzania bibliotecznej oferty, w arto zwrócić nań uwagę.
K SIĄ Ż K I O M Ó W IO N E
[1] M ario Perez-M ontoro (2 0 0 7 ): T h e p h e n o m e n o n o f in form ation . A co n ce p tu a l a p p ro ach to in fo rm a tio n flo w .L anham : T h e Scarecrow P ress, Inc. 2 8 7 s. IS B N 9 7 8 -0 8 1 0 8 -5 9 4 2 -5 [*****]
[2] Ja n e M arino (2 0 0 7 ): B a b ie s in th e lib ra ry ! Lanham : T h e Scarecrow P ress, Inc. 149 s. I S B N 9 7 8 -0 - 8 1 0 8 -6 0 4 4 -5 [****]
[3] Sandra C uban, Larry C uban (2 0 0 7 ): P a r tn e r s in lite r a c y . S c h o o ls a n d lib r a rie s b u ild in g c o m m u n itie s th rou gh tech n o lo g y. Chicago: ALA, 150 s. IS B N 9 7 8 -0 -8 0 7 7 4 7 9 5 -7 [***]
[4 ] Fran k W . H offm ann, R ichard J. W ood (2 0 0 7 ): L ib r a r y c o lle c tio n s d e v e lo p m e n t p o lic ie s . Lanham : T h e S carecrow P ress, Inc. 2 0 5 s. IS B N 9 7 8 - 0 8 1 0 8 - 5 1 8 1 -8 [**]
[5 ] R u m ia n c e w s k ije c z tie n ija 2 0 0 7 . M a te r ia ły m ie ż d u n a r o d n o j n a u c z n o j k o n fe re n c ji (2 0 0 7 ) . M oskw a: P aszk ow dom , 4 2 4 s. IS B N 5 -7 5 1 0 - 0 3 7 0 -0 [****]
J a c e k W ojciechow ski In sty tu t Inform acji Naukowej i Bibliotekoznawstwa
U niw ersytet Jagielloński
T e k s t w p ły n ą ł d o r e d a k c ji 3 k w ie tn ia 2 0 0 8 r.