• Nie Znaleziono Wyników

Z lektur zagranicznych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Z lektur zagranicznych"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Tekst wpłynął do Redakcji 15 lutego 2014 r.

Z L E K T U R Z A G R A N IC Z N Y C H

T ym razem cechą szczególną prezentacji jest w zm ożony rozrzut. Przede w szyst­

kim tem atyczny - i nic w tym dziw nego. Trud no bow iem bibliotekarstw o i ko­

m u n ikację in fo rm acy jn ą traktow ać jak o o bszar jed n o lity ch i sp ójnych treści do zreferow ania. A przecież zjaw iska, o których m ow a, p o zostają jeszcze w rozle­

głych u w ikłaniach zew nętrznych, co także w ym aga bliższego spojrzenia, od cza­

su do czasu.

Ale poza tym istnieją też znaczne rozbieżności jakościow e sygnalizow anych tek­

stów , bo takie to jest piśm iennictw o. Staram się w p raw d zie om aw iać tu publikacje najciekaw sze, ale nie da się całkow icie zignorow ać w ypow ied zi m iałkich. Jest ich bow iem m nóstw o i rów nież stanow ią św iad ectw o naszej w ielodyscyplinarnej - profesjonalnej i naukow ej - m yśli bieżącej.

(2)

R E C E N Z J E 1 P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 99

NIE TYLKO DWA ZERO [*****]

Karl Bridges (2012): Beyond the Browser. Web 2.0 and libra- rianship. Santa Barbara: Libraries Uniimited, 89 s., ISBN 978-1-59158-816-0

T o je s t p u b lik a c ja fra p u ją c a , a b y ła b y je s z ­ cz e b a rd z ie j, g d y b y n ie a u to rs k a s k ło n n o ś ć do ro z d ę te g o g a d u ls tw a i p rz e m o ż n a ch ę ć p isa n ia

o w sz y stk im . N ie u d a ł się a u to ro w i (to b ib lio te ­ k arz ak ad em ick i z B u rlin g to n w USA ) zw łaszcza

p rz eg lą d - n a d m ie rn ie u p ro sz cz o n y , a p rzy tym ro zw lek ły - h isto ry cz n y k o m u n ik acji ste ch n icy z o ­ w anej, d op ro w ad zo ny do w ariantu d igitaln ego, ale nie w iem , czy p o trzeb n ie. N ato m iast z p rzy jem n o ­ ścią p o w itałem o d ejście od tem atu ty tu ło w eg o na rzecz reflek sji z w iązan ej z te ­ raźn iejszo ścią o raz z p rz y sz ło śc ią b ib lio te k a rstw a . Je st ciekaw a.

S y g n alizu jąc i a k cep tu ją c ek sp a n sję In tern etu w b ib lio tecz n ej p rak ty ce, B rid ­ ges zw raca je d n a k u w agę, że w p ra w d z ie za sp ra w ą sieci n a stę p u je o g ro m n e u sp raw n ien ie a rch iw izacji o raz d o staw y in fo rm acji (też m a tu m iejsce p o m y le­

nie pojęć: in fo rm acji o raz treści), a tak że jej p rzetw arzan ia, n ato m iast nie z a ch o ­ dzi g en ero w an ie od zera. Je s t to zatem w y so ce p o ży teczn e n a rz ęd z ie o b słu g i, ale jed n a k bez w y tw arzan ia, co byw a n a g m in n ie m ylon e.

O b o k w ielu z a le t In te rn e t se rw u je też n ie b e z p ie cz e ń stw a , w szcz eg ó ln o ści d e p ry w a ty z a c ji, z in te n sy fik o w a n e j d o d a tk o w o w sp o łe c z n y c h p la tfo rm a ch i w tzw. chmurach. A u tor uw aża, że b ib lio tek i p o w in n y lep iej niż d o ty ch cz a s d bać o p ry w atn o ść sw o jej k lien teli i m o g ą to zro b ić, p o p ra w ia ją c w ten sp osó b rad y k aln ie w izeru n ek w łasn y w o czach p u b licz n o ści.

R óżne, b ieżące k łop o ty k o m u n ik a cy jn e m a ją ch a ra k te r am b iw alen tn y . In fo r­

m acji je st w su m ie za d u żo , m u sz ą w ięc b y ć selek cjo n o w a n e, a w d o d atk u sp o ­ ro k osztu ją. B ib liotek i o fe ru ją je za d arm o i d o k o n u ją selek cji, ale sam e m u szą płacić za w szy stk o - na d o d atek k o n k u ru ją c z tym i, k tó rzy in fo rm a cje z sieci kradną. Ż eby w ięc ra cjo n a ln ie w y d a w a ć o g ra n icz o n e śro d k i, n a jlep iej o d w o łać się do form u ły 2.0 (stąd tytu ł) i su k cesy w n ie o d p y ty w ać p u b liczn o ść, co je st p o ­ trzebn e, a co nie. W łasn a p u b licz n o ść b o w iem to n ie je s t m ag m a, ani n ie św ia ­ dom y tłu m . Potrafi sk u tecz n ie p o m óc.

T o je st zresztą, ja k su g eru je B rid g es, p rzejaw sy tu acji o g ó ln ej. W k o m u n ik a ­ cji bow iem sk o ń cz y ł się czas n am y słu i sp o k o jn ej k o n tem p lacji, a n astała ep o ka w y m ian y o p in ii. O tó ż zg od a co do w y m ian y , ale za leca łb y m w ięk sz ą o stro ż ­ n ość w d iag n o zo w an iu . G d y b y b o w iem rz e cz y w iście n a stą p ił k res k o n te m p la ­ cji oraz n am y słu , to n a leż a ło b y w ra ca ć d o ja sk iń . T o n ie je s t to, o czym m arzę.

A utor m a rację su g eru jąc, że z w k ro czen iem In tern etu p raw ie całk iem stra ­ ciły sens m ik ro film y (czy k toś je sz c z e p a m ięta, że k ilk a d z ie sią t lat tem u z m u ­ szano nas do m ik rofilm ow an ia w szy stk ieg o ?), n ato m iast ch yba zb y t rad ykaln ie przenosi tę op inię na czaso p iśm ien n ictw o d ru ko w an e. Bo zag ład ę d ru kow anym p erio d y k o m o zn ajm ia się ju ż sta n o w cz o co roku , a o n e w ciąż so b ie ż y ją i m a ją się n ieźle. Na złość? N ie w arto zatem p o p ad ać w sk rajn o ści.

(3)

Z a to w o b ec k siążk i d ru k o w an ej, w sz cz eg ó ln o ści literack iej, ale nie tylko, B rid g es nie p rz ew id u je z a sa d n icz y ch zag ro ż eń . T rzeb a jed n a k , żeby z k o m u ­ n ik a cją e le k tro n ic z n ą u ło ży ła so b ie d o b re sto su n k i. N a razie z o b serw acji w y ­ n ik a, że (p rz y k ła d o w o ) e -b o o k i w roli p o d ręcz n ik ó w sp ra w d z a ją się gorzej niż p u b lik a cje d ru k o w a n e - ew e n tu a ln ie z n o śn ie w y k o rz y sty w a n e w n au kach ści­

sły ch o raz w m ed y cy n ie . C o je d n a k n ie zn aczy , żeb y n a leż a ło z e-b o ok ó w zre­

zy g n o w ać w o gó le.

W k ażd y m razie p rz y sz ło ść b ib lio te k trzeb a o p rz eć na ró w n o u p raw n ien iu w m e d ia cji ró ż n y ch form k o m u n ik a cji. A p oza tym ? B rid g es d o rad za o w ie­

le sta ra n n ie jsz e reag o w an ie na ż y cz en ia p u b licz n o ści o raz w y ż sz ą sp raw n o ść w realizacji u słu g , bo u ż y tk o w n icy n ie lu b ią czek ać. T o je d n a k w ym aga rad y ­ k aln ej tech n icy z a cji p ro cesó w b ib lio te cz n y ch , teg o za ś (tw ierd zi a u to r) b ib lio ­ tek a rz e o b a w ia ją się w y raźn ie. N o i p oza tym tech n o lo g ia k osztu je.

N a to m ia st istn ieje fu n d a m e n ta ln e (jeg o zd a n iem ) z a g ro żen ie, m ian o w icie p o k o len io w a w y m ia n a k ad ry b ib lio te cz n e j. W U SA d o koń ca d ek ad y o d ejd zie z p racy 45% b ib lio te k a rz y , d o b rz e w y k sz ta łco n y ch i w d ro ż o n y ch w b ież ą cą p rak ty k ę. N a ich m ie jsce b ra k u je ch ę tn y ch , b o p en sje są k iep sk ie a w arunki p racy m arn e. N o w ięc rz e cz y w iście n ie w y g ląd a to d o b rze. O b aw iam się, że n ie ty lk o w U SA .

O UŻYTKOWNIKACH [***]

User słudiesfor digital library development (2012). Red. Mi­

lena Dobreva, Andy 0'Dw yer, Piorluigi Feliciati. London:

Facet Publishing, 272 s., ISBN 978-1-85604-765-4.

Jest praw dą, że w refleksjach na tem at w spółcze­

snego bibliotekarstw a, zw łaszcza digitalnego, w ize­

runek p u bliczności jest zam azany, bądź nie ma go w cale. D latego p om ysł tom u, który ukłoni się u żyt­

kow nikom , w ygląd ał na uzasadniony. Tw órcy w y­

szli z założenia, że em pirycznych bad ań jest mało

i często byw ają ułom ne, a w ogóle dom inuje zain­

teresow an ie sam ą tran sm isją treści, n atom iast od ­ biorcy są traktow ani schem atycznie, jak jednakow e autom aty. W takim ujęciu zaś każda biblioteka w ygląda jak digitalny M cDonald.

Ale p om ysł na publikację to jedno, a w ykonanie - to drugie. Pozbierano bowiem razem op inie z różn ych m iejsc na św iecie, trochę na tem at m etod ologii badań, a trochę o sytuacji i zachow aniach użytkow ników (m ieszanka jest m ało spójna), niepotrzebnie aż w takim rozrzu cie tem atycznym i geograficznym . Jest w tom ie kilka tekstów ciekaw ych i te zam ierzam zasygnalizow ać, ale są też takie, których opu blikow anie było niep orozu m ieniem . W śród innych, do w ypow iedzi został za­

proszony w ielce zasłużony p rofesor D erek Law , ale jego tekst jest pusty; ktoś tu w yrząd ził nied źw ied zią przysługę.

Nieraz zastanaw iałem się jak to jest ze w spółautorstwem , a tym bardziej ze w spół­

redagowaniem monografii, kiedy kooperantów dzielą znaczne odległości. Że jest sieć?

(4)

R E C E N Z J E 1 P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 101

To nie to samo, co w spółpraca bezpośrednia - no i to w łaśnie w idać. M ilena D obre- va wykłada na M alcie, Pierluigi Feliciati we W łoszech, zaś Andy 0 'D w y e r pracuje w Anglii (w BBC). Skutek jest taki, że tom spraw ia w rażenie ogólnego rozchw iania.

W śród om ów ień m etodologicznych dobrze prezentu je się m odel zachow ań od ­ biorców inform acji, jaki zaproponow ała Elaine T om s (U niw . w Sheffield), stano­

wiący rekapitulację rozm aitych pom ysłów w tym zakresie. A w ynika z niego także schem at postępow ania rozpoznaw czego: co i jak badać, w jakiej kolejności i w ja ­ kim kontekście.

Autorka sugeruje podział reakcji odbiorczych na trzy kolejne stadia, co nie budzi w ątpliwości, jakkolw iek jest w eksplikacji niejaki chaos i przydałoby się lepsze upo­

rządkow anie. No w ięc odbiór inauguruje rozp oznanie początkow e: u św iad o m ie­

nie celu i zasad doboru inform acji, przejrzenie oferty, w stępna ocena przydatności.

Kolejne stadium w ypełnia przejęcie treści: w ybór, interpretacja oraz porów nanie z w iedzą już posiadaną. Finalizacją zaś jest przysw ojenie: odpow iedzi na pytania własne, analiza w yników , zrozu m ienie oraz refleksje końcow e.

Claus-Peter Klas (Uniw . w H agen, N iem cy) podpow iada, co należałoby an alizo­

wać w system ie podaży inform acji, żeby u św iad om ić sobie, jak tę podaż oceniają odbiorcy. W edług niego, dla u żytkow ników najw ażniejsza je st zrozu m iałość sto­

sow anej term inologii, klarow ność reguł naw igacji oraz ogólna łatw ość korzysta­

nia. I to w arto w eryfikow ać.

Z kolei David N icholas i David C lark sygnalizu ją m ożliw ość w ydobyw ania w ia­

dom ości o korzystaniu z inform acji w sieci p op rzez analizy - deep log - trw ałych śladów użytkow ania urządzeń od biorczych. Ł atw e to nie jest, ale za to o b iek ty w ­ ne, w olne od su biekty w n o ści relacji ew en tu aln ie p rzep yty w an y ch u ży tk o w n i­

ków inform acji.

O skom plikow anej panoram ie językow ej transm isji treści w sieci globalnej pisze Paul Clough (Uniw . w Sheffield). O tóż są tam m ateriały w 479 językach n arod o ­ wych, przy czym 27% (tylko!) internautów używ a angielskiego, 23% chińskiego, zaś 8% hiszpańskiego. Nie nam aw iając do przejścia na chiński, chętnie jed nak ostu­

dziłbym w obec tego zapęd y do am erykanizacji całej nauki, kosztem języków in­

nych. To w ręcz barbarzyństw o, które być m oże niebaw em okaże się zbędne.

Bo oto istnieją już w Internecie system y w ielojęzycznej translacji kom unikatów naukow ych, pow iązane z różnym i w ariantam i w sp ierania odbioru. To M ultihn- gual Inform ation Retrieval (M LIR ), C ross-L anguage Inform ation Retrieval (CLIR), oraz europejski M ulti M atch. Etap w drożenia jest na razie w stęp ny, a koszty im ­ plem entacji są znaczne, ale na p rzyszłość to niew ątpliw ie roku je dobrze.

W ykorzystaniem w obiegu inform acji urządzeń m obilnych, racjonalnie i bez opo­

w iadania bajek, zajęła się Lina Petrakieva (Uniw . w G lasgow ), dystansu jąc się od bezkrytycznych i egzaltow anych opinii. W konkluzji zaleca aplikacyjną ostrożność, poniew aż narzędzia m obilne, naw et sm artfony, to jed n ak nie całkiem to sam o, co kom putery stacjonarne. M ogą przechow yw ać niew iele danych, a m ałe ekrany ogra­

niczają objętość i konteksty kom unikatów . W dodatku klaw iatura, zarów no dotyko­

wa jak i (siłą rzeczy) przyciskow a, zm niejsza p ow ierzchnię kom un ikacyjn ą jeszcze o 1/3 obszaru. Są to zatem urządzenia stosow ne dla krótkiej sygnalizacji treści, in­

form acji instant, ale do pogłębionego i poszerzonego odbioru najw yraźniej ju ż nie.

Nicola O sborne (U niw . w Ed ynburgu) ocenia zw iązki o gó ln o d o stęp n eg o In­

ternetu z edukacją, trzym ając się opinii, że podstaw ę stanow i kształcenie bezpo-

(5)

Średnie, zaś e-ed u kacja to form a w sp om agająca i rów noległa. W sieci dom inują program y i oferty instytu cjonalne, przew ażnie zw iązane z ed ukacją bezpośrednią, w ięc z przeznaczeniem dla stud entów i uczniów , ale także innym osobom stw a­

rzające m ożliw ość zap oznania się, w yboru i ew entualnego w ykorzystania. Oraz, co nie bez znaczenia. Internet um ożliw ia zainteresow anym odbiorcom kontakto­

w anie się m ięd zy sobą. Fu nkcjon u ją poza tym oferty niezależne, im prow izow ane, jak choćby różne kursy e-learningow e, ale trudne do zw eryfikow ania i zaw ierają­

ce ryzyko niekom p etencji. Pejzaż ogólny jest w ięc m ało klarow ny.

Na tem at obiegu i przechow yw ania zasobów audiow izualnych bardzo interesu­

jąco w ypow iad a się A ndy 0 'D w y e r z BBC. Ale jego opinia jest m inorow a.

D o stęp n o ść tych m ateriałów w sieci okazuje się ograniczona, ze w zględu na w ysokie koszty archiw izacji. Której tym bardziej nie ułatw ia rozm aitość urządzeń od biorczych - na razie każdy prod ucent (w ięc i dystrybutor) dostosow uje się pra­

w ie w yłącznie do aparatury, przez siebie w ykreow anej. W efekcie niem ała część tego, co ju ż w ytw orzono, przepadnie bezpow rotnie. Ju ż sam o to w skazuje na pi­

ram idę kłopotów , p iętrzących się przed bibliotekam i (z tym , że autor bibliotek nie w ym ienia), na co nakład a się jeszcze u tru d nione katalogow anie, w ięc opis, po­

rządkow anie oraz prom ocja. 0 'D w y e r podpow iada, że rozw iązaniem m oże być w sp ólne tagow anie z publicznością - i teoretycznie m a rację. Ale to trzeba jeszcze w d rożyć praktycznie. O tóż kto sam tego nie próbow ał, ten nie w ie o czym mówi.

Rzadko pisze się natom iast o s z t u c e digitalnej, w końcu też obecnej w sieci.

I otóż zajął się n ią Leo K onstantelos (Uniw . w Portsm outh). Ju ż na w stępie stw ier­

dzając, że sam o pojęcie jest m ało klarow ne, toteż zredukow ał sw oje rozw ażania do sztuk w izualnych, pom ijając inne, w tym Litem et. Rzeczyw iście istnieje taki obszar w ytw orów sztuki, od początku kreow anych (nie chodzi o reprodukow anie) digi- talnie, z p rzeznaczeniem dla sieci, w ięc z szansą na rozległy obieg, ale nie cieszy się p op u larnością w śród tw órców , ani w zięciem w śród publiczności.

Próbą ustalenia przyczyn były bad ania jed nych i drugich, ale rezultaty zostały beznad ziejnie zreferow ane, nic z tego nie w iadom o. W ygląda na to, że obok zdaw ­ kow ej akceptacji sam ej form uły, pozgłaszano szereg zastrzeżeń głów nie w obec in- fo rm aq i o w ytw orach N etA rtu, obecnych w sieci, podnosząc niską użyteczność stosow anych obecnie w indeksach m etadanych. Ale to jed n ak nikłego rezonansu tej sztuki w obiegu potocznym bynajm niej nie tłum aczy.

OBOK BIBLIO TEK \****]

Kniżnićna a informaćna veda. T.XXIV (2013). Red. Jela Steinerova. Bratislava: Univcr/ita Ko- menskeho v Bratislavie, 172 s., ISBN 978-80-223-3381-8.

D w udziesty czw arty rocznik bibliotekoznaw czo-inform atologiczny, sygnowany przez W yd ział Filozoficzny U niw ersytetu w Bratysław ie, został oddany do dyspo­

zycji tam tejszym d oktorantom obu tych dyscyplin. To niezły pom ysł, chociaż jak zaw sze w tom ach skład ankow ych, obok tekstów interesujących (których jest w ię­

cej), są także m arne, niczego dobrego nie rokujące.

Ale w idać też praw idłow ość ogólną, która w ykracza poza słow acką tylko specy­

fikę. O tóż opracow ania odnoszą się głów nie do kom unikacji jako takiej i do Interne­

(6)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 103

tu, natom iast o bibliotekarstw ie w łaściw ie nie ma tam nic. Identyczne nastaw ienia dostrzegam w kształce­

niu przyszłej kadry teoretyków bibliologii (??) w szę- V.. dzie i to jest konstatacja ponura. No bo kto będ zie

I

... k ształto w ał m yśl b ib lio teczn ą ju tro i p o ju trze? Bo

Ie* przecież - w brew tem u, co w yobrażają sobie insty-

■* tuty inb - bibliotekarstw o jeszcze nie um arło,

u , M r Bardziej w odniesieniu do praktyk kom ercyjnych, p',': aniżeli bibliotecznych, analizy funkcjonow ania inter-

netow ej prom ocji oraz reklam y, dokonała Katarina s'"''' , ■ Buzova. Badanie efektów dow odzi, że jest skutecz-

w ów czas, kiedy tow arzyszą jej dogodne w arun- ki realizacyjne: szybka dostaw a i rozsądna cena, ma . w ięc m iejsce konfrontacja z praktyką oferty - w yko­

rzystanie dośw iad czeń uprzednich. D opow iem , że akurat w handlu książką z internetow ym pośrednictw em , te w łaśnie w arunki są często kiepskie. Skuteczność prom ocji w zm acnia też dobra renom a producenta albo dostaw cy, natom iast czynnikiem zniechęcającym (i na to oferent nie m a w pływ u) bywa zm ęczenie oraz ogólna frustracja odbiorców, niekoniecznie związana z podażą.

W niejakim podobieństwie, Julia Śpaćkova przeanalizowała w sieci rozm aite stro­

ny WWW, także biblioteczne, skupiając się na łatwości ich używania (easy to use). No więc, oczywiście, jest wyższa przy zdecydowanym nastawieniu na publiczność, czyli dostosowaniu do użytkow niczych umiejętności oraz m ożliwie przyjaznej, przejrzy­

stej formie.

Prawidłowość jest taka, że przy odbiorze tekstów z ekranu, oko skanuje zapisy, a skupia się (tu pojawia się przywołanie Jakoba Nielsena, którego teksty sygnalizo­

wałem w PB) na górnej części oraz na lewym segm encie strony, odbierając przede wszystkim tytuły, a zwłaszcza ich początkowe człony. To jest wskazówka, jak te stro­

ny konstruować.

informacje transm itują się głównie z pisma, natom iast z ikon w nikłym wymiarze, zaś nadmierna kolorystyka dodatkowo jeszcze rozprasza uwagę. Autorka powołuje się też na opinię, że jednorazow o można przejąć do pamięci roboczej 5-9 sygnałów, na czas nie dłuższy niż 15-20 sekund (w rzeczywistości doniesienia z różnych badań nie są aż tak jednoznaczne) i wyprowadza z tego sugestię, żeby główne menu, decydujące o dalszym posługiwaniu się stroną, składało się najwyżej z 7-hasłow ych segmentów.

C iekaw ego przeglądu badań w różnych krajach nad osobam i w yklu czonym i z kom unikacji publicznej, dokonała Silvia H orakova, sku piając się na w ybranych przez siebie kategoriach. To zdecydow anie najlepszy tekst w całym tom ie.

Oto im igranci, obcy w obcym kraju. Jak ustalili badacze, te osoby w pierw szym okresie za w szelką cenę szu kają porad, jak przetrw ać, ale nieznajom ość języka bar­

dzo w tym przeszkadza i o sukces trudno. D opiero po w stępnej adaptacji (jeśli taka ma m iejsce) zaczynają w yłuskiw ać w iadom ości, jak egzystow ać lepiej i bardziej stabilnie, jeżeli zaś taka stabilizacja nastąpi (ale jakże często nie następuje), w te­

dy m ogą pojaw iać się sygnały zainteresow ań kulturalnych i politycznych. W ów ­ czas bywa naw et, że tu i ów dzie p ow stają w sieci sp ecjalne platform y, skupiające grupy im igranckie niektórych narodow ości. Do tego jed n ak dochodzi rzadko i po długim czasie, a cały ten okres jest szczególnie trudny dla im igranckich dzieci.

(7)

Z kolei w ięźn iow ie, w brew sielan k o w y m d o n iesien io m m ed ialnym , na ogół o b y w ają się bez oficjaln ych in fo rm acji, a z w ięzien n ych biblio tek k o rzy stają nie­

liczni, bo w ięk szo ść skazan ych nie potrafi b iegle czytać. Inform acjom oficjalnym nie u fają też n ark om an i, tyle że g łów n ie ze św iad om eg o w yboru , bo są dla nich (jak tw ierd zą) zbytn io d y d ak ty czn e i w p raktyce bezu ży teczn e. Siłą rzeczy, żad ­ n ych k on tak tó w m ed ialnych nie m ają bezd om ni, zd ani w y łączn ie na w zajem ­ ne relacje oso biste. W p od obn ym p o łożen iu , ch o ciaż z innego pow od u, zn ajd u ją się też osoby, u w ikłan e w seksbiznes; naw et niezbęd n e inform acje prozdrow otne om ijają szerokim łukiem , ograniczając się do w ew nątrzgrupow ej w ym iany opinii.

W szyscy fu n k cjo n u ją w izolo w an ych enklaw ach, w sw o ich m ałych św iatach, ju ż to w następstw ie okoliczności, albo przez św iadom y w ybór w łasny, w yklucze­

ni z p o w szech n eg o (zatem nie całkiem p ow szech n ego ) obiegu in fo rm acji i zdani w yłączn ie na siebie. W su m ie nie je st ich tak m ało.

Tekst ja n y Śuchovej je st w tom ie jed y n y m , który faktycznie od nosi się do b i­

blio tekarstw a. S y g n alizu je m ian ow icie p rzejaw y obecn ości na Faceboku słow ac­

kich, czeskich i an g ielsk ich b ib lio tek akad em ickich. To, czego tam sp od ziew a się od n ich p u b liczn o ść, to in fo rm acje o profilu b ib lio teczn y ch ofert, o zakresach usłu g, oraz o bazach p ełn otekstow ych . Z p rzegląd u internautow ych opinii w yni­

ka, że takie p o w iad o m ien ia istotn ie tam są. W ięcej tru d n o oczekiw ać. W rezu lta­

cie ocen y biblio tek przez zag ad n ięty ch fejsbu kow iczów w y p ad ają d obrze - 80%

m a o nich zd an ie korzystne. Lecz ja k to się m a do p ogląd ów szerokiej p u b licz­

n ości - nie w iad om o.

Poza tym zn alazło się w to m ie h isto rio g raficzn e w yp racow an ie Petroneli Bul- kovej na tem at d z iałaln o ści A n to n a Low e, w y d aw cy i k sięgarza, który o siad ł w B raty sław ie pod kon iec X V III w ieku, a w Eu rop ie m iał rozległe koneksje. Jest to jed n a k opis, zestaw ien ie faktów , staran n e, ale nic z niego w łaściw ie nie w y n i­

ka. R zecz w tym , że p o d o bn ych p rod u któw d o k to ran ck ich je st pełno w całej Eu­

rop ie W schod niej, tak że w Polsce. T ru d n o zgad n ąć, czem u m ają służyć.

P rzesłan k ą p o stęp ow an ia je st żm u d n e w yłu skiw anie z p rzeszłości drobnych detali, z których m ożna utw orzyć przym glony obrazek, na ogół fragm entaryczny i do niezw łocznego zapom nienia. To nie jest żadne przygotow anie do roztrząsania problem ów nau kow ych, a i w iedza o p rzeszłości nie ulega w ten sposób w zbo ga­

ceniu. T ru d n o op rzeć się w rażeniu, że m a to m iejsce z braku lep szego pom ysłu.

SLOGANOTW ORSTW O [*]

Swietłana Gołowko 12012]: Kreatiw-technołogii w bibliotecznoj sfierie. Moskwa: Raszków dom, 166 s„ ISBN 978-5-7510-0532-0.

O d chod zenie bad aczy i teoretyków (nie tylko m łodych) od problem atyki ściśle bibliotecznej m a dram atyczne konsekw encje, życie bow iem nie toleruje próżni.

O tóż w w ytw orzoną lukę w ciskają się autorzy publikacji pustych, nieporadnych, pozbaw ionych sensu i jest to w yraźnie dostrzegalne zjaw isko m iędzynarodow e.

Trzeba o tym m ów ić i pisać, żeby obraz naszego dziedzinow ego piśm iennictw a od p ow iad ał praw dzie (m oże nieciekaw ej, ale trudno), a przy okazji m oże chociaż częściow o uda się zred ukow ać bezczelność i pustosłow ie.

(8)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 105

W takiej mniej więcej intencji, przed czterem a laty, sygnalizow ałem koszm arną książkę Sw ietłany G o- łow ko. Z tym w iększym zażenow aniem , że to jest ak ad em ick a n au czy cielk a i m am ponu re w y o b ra­

żenie, czym obdarow uje sw oich studentów . N ieste­

ty, nie tylko ona. Teraz zaś zaprezentow ała kolejną książkę, pod żadnym w zględem nie lepszą, a ku m o­

jem u zdum ieniu sygnow aną przez renom ow ane w y­

daw nictw o. O tóż jest to bard zo sm utne. O kazuje się bow iem (w szak nie tylko w Rosji), że nikt nie staw ia przeszkód w publikow aniu na tem at bibliotekarstw a żenujących dyrdym ałów .

G d y b y n aw et sk w ito w ać w zru szen iem ram ion id io ty czn y ty tu ł tej książki, k tó ry n ic nie zn aczy, to jed n ak tru d no p rzeo czy ć pokaźny, b o g oojczy ź- niany w stęp, u trzym an y w d u chu so w ieckich p ream b u ł do nau ko w ych p u b li­

kacji. T o była taka d an in a system o w a, p olegająca na sław ieniu b ieżący ch u ch w ał partyjnych. Tym razem au torka sław i bez um iaru aktu alne w ład ze, chociaż całe rosyjskie p iśm ien n ictw o b ib lio lo g iczn e ubolew a nad kryzysem tam tejszeg o b i­

bliotekarstw a. M ożna i tak.

Z n aczn ą część tekstu zajm u je historyczny przegląd p oszatkow anych faktów , m ających charakteryzow ać sytuację książki i bibliotek w Rosji daw niej. Jest ch a­

otyczny i sloganiarski, ale podkoloryzow any, pojedynczym zdarzeniom nadający nieupraw niony charakter pow szechny. W ynika z niego, że w carskiej Rosji biblio ­ tekarstw o i czytelnictw o rozw ijało się im ponująco. Tym czasem w iadom o, że tuż przed w ybuchem 1 w ojny św iatow ej obow iązkiem szkolnym zdołano w Rosji ob­

jąć tylko 50% dzieci. No w ięc jaki to był rozkw it i czego? R osyjska inteligencja, niekoniecznie liczna, była w praw dzie na najw yższym w św iecie poziom ie intelek­

tualnym , ale tutaj m owa o bibliotekarstw ie i czytelnictw ie m a s o w y m . A utor­

ka zm ierza do konkluzji, że p rzeszłość bibliotekarstw a pow inna być m odelem dla jego teraźniejszości i naw et serw u je scenariusze w ystaw , podtrzym ujące tę tezę.

Kom entarz nie nadaje się do druku.

W rejestrze przypom nień pojaw ia się M ikołaj Rubakin. To postać istotnie w ażna dla dziejów europ ejskiego bibliotekarstw a, ale naw et apologie m uszą m ieć sw oje granice i sens. Tutaj tego nie m a. Rubakinow e zw rócenie uw agi na zróżnicow anie odbiorczych przetw orzeń treści w odczytanych tekstach, było w sw oim czasie od ­ kryw cze i ważne, ale jakościow o m iało się nijak do tego, co w krótce potem w yarty­

kułow ał Rom an Ingarden. A poza tym określanie R ubakina jako bibliopsychologa ma już dzisiaj charakter głów nie grzecznościow y. Z w ykształcenia pedagog, nie m iał najm niejszego pojęcia o ów czesnej burzliw ej e k s p 1 o z j i now ych w tedy nurtów w psychologii: behaw iorystycznego (Paw łów , W atson) i psychodynam icz- nego (Freud, A dler, Jung).

W dalszej części książka oferuje całe naręcze sloganów na temat bibliotecznego m ar­

ketingu i piaru, z naiwnym i propozycjami metodologicznymi (ulotka, wykonana w e­

dług proponowanego scenariusza, musiałaby liczyć kilkadziesiąt stron) oraz umizgami (znowu) wobec władz. Zaś skądinąd słuszny postulat starań o społeczny sponsorat dla bibliotekarstwa, przetworzony na konkretne wskazówki postępowania, wygląda

(9)

jak bajka dla małych dzieci. I przez cały tekst, co kilka zdań, odbija się czkaw ką kosz­

m arne określenie socjum. Że to niby takie naukowe? Niech to socjum porwie.

Ale jeszcze gorszy - chociaż w ydaw ałoby się, że to niem ożliw e - jest ostatni seg­

m ent książki, odnoszący się bezp ośred nio do w sp ółczesnego bibliotekarstw a i już w szystko jedno, czy w Rosji, czy też poza Rosją. M ow a tam przez cały czas o roz­

w oju, a naw et rozkw icie, pod czas gdy regres (nie tylko tam ) w idać gołym okiem . D ługa w yliczanka zalet bibliotekarskiej profesji zdum iew a skalą naiw ności, a pro­

ponow ane bibliotekarzom tablice zaw od ow ej sam ooceny w praw iają w osłupienie naw et m nie, chociaż m yślałem , że w iem o bibliotekarstw ie dużo. A na to w szystko n akład ają się jeszcze ogłu p iające schem aty analiz i d ociekań zaw odow ych, przy­

gotow ane na u żytek stud entów . N ie m am w ątpliw ości, że autorka zm usza ich do takiej pseudorefleksji w sw ojej praktyce dyd aktycznej. H orror! Sw oją drogą cieka­

we, że w ydaw nictw o nikogo nie poprosiło o w ykonanie recenzji tej książki; czyż­

by nikt nie ch ciał napisać?

To je st oczyw iście p u blikacyjn y knot. A le teksty rów nie kiepskie lub niew ie­

le lepsze sp otykam dość często - m im o w stępnej preselekcji tego, co zam ierzam czytać - i to jest n am acalny sym p tom słabości dyscyplin, które upraw iam y. W y­

pow iad ają się osoby, które o bibliotekach oraz o praktyce inform acyjnej, coś usły­

szały, jed n ak nie za dużo.

Cogiiitjon and Neiirai Ueyelopmeirl:

M t u K M U S I M

Z O B S Z A R O W N E U R O N A U K I [ * * * * * ]

Don M. Tucker, Phan Luu (2012): Cognition and neural deve- lopment. New York: Oxford University Press, 276 s., ISBN 978-0-19-983852-3.

N ie n am aw iam do przeczytania tej książki, jeż e­

li b ra k u je p o g łęb io n ej o rie n ta cji p sy ch o lo g iczn ej, bo to są na o g ó ł rozw ażan ia ściśle dyscyplinarne, a naw et su bd yscyp lin arn e (neuronaukow e), nieko­

n ieczn ie dla każd ego klarow ne. N atom iast zaw ar­

te tam op inie o d n oszą się w prost lub pośred nio do zjaw isk nam bliskich, d latego w arte są skrótow ego zasygnalizow ania.

Dwaj psychologow ie z neu rod iagnostycznego in­

stytutu Electrical G eod esics w Eugen, USA (D. Tucker jest rów nocześnie profeso­

rem w tam tejszym u niw ersytecie), podjęli w tym tom ie próbę zsyntetyzow ania biologicznej i neurologicznej w iedzy o m yśleniu i poznaniu - częściow o w oparciu 0 bad ania w łasne - odcinając się od koncepcji dualistycznych. W ich opinii um ysł to m ózg, a nie tylko jego funkcje (jak tw ierdzą dualiści) i podlega ogólnem u rozw o­

jow i ontogenetycznem u, jakkolw iek z silnym udziałem intencjonalnej m otywacji.

1 takie są podstaw ow e p rzesłanki efektyw izacji oraz dyferencjacji ludzkiego po­

znania. Przed staw iają też przyczynow o-m echan i styczny m odel funkcjonow ania m ózgu, oraz teorię poziom ów układu nerw ow ego. A le co z punktu w idzenia bi- bliologii oraz inform atologii szczególnie użyteczne, to pogłębiona refleksja na temat procesów poznaw czych w pow iązaniu z (bliskim i nam ) procesam i kom unikacji.

(10)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 1 0 7

No w ięc - zdaniem autorów - poznanie, pojm ow ane jako uczenie się, jest postna- talnym zespołem procesów neurorozw ojow ych, kontynuacją rozw oju em brionalne­

go, chociaż realizuje się w kontakcie z rzeczyw istością, w ięc nie tylko sam oistnie.

W ramach tej kontynu aqi kształtuje się m ózg z architekturą synaps, przy czym roz­

wojow i podlegają aktyw izow ane pow iązania m ięd zy tym i synapsam i, natom iast nie używ ane - zanikają. Sam a zaś ta aktyw ność m a zw iązek z p rocesam i kom uni­

kacji. W sensie neurofizycznym rezultat w ygląda tak, że w następstw ie św iad om e­

go sterow ania procesam i poznaw czym i następuje rozrost płata czołow ego m ózgu, który w pływ a na selektyw ną uw agę i na kontrolę zachow ań. W szystko jest w ięc w zajem nie pow iązane.

W w ew nętrznej kontroli nad p rocesam i poznania uczestniczy cały m ózg, ja k ­ kolw iek istnieje specjalizacja (lateralizacja) funkcji różnych jego obszarów . Biorą w niej udział im pulsy p ozaśw iad om ościow e, pobu d zające lub odstręczające, ale rolę podstaw ow ą odgryw a jed n ak regulacja św iad om a, a w raz z n ią m otyw u ją­

ca lub dem otyw acyjna w eryfikacja w ysiłków i osiąganych efektów . Treści (infor­

m acje) przejm ow ane z rzeczyw istości, także z procesów kom unikacji, pod legają konsolidacji z treściam i, przysw ojonym i ju ż w cześniej (w czym istotną funkcję peł­

ni w ew nętrzny język m ow y) i łączn ie gen eru ją ind yw id u alną w iedzę oraz stano­

w ią przesłankę nastaw ień w obec kolejnych d ośw iad czeń i przejm ow anych treści.

Z elastyczną m ożliw ością zm ian, jeśli now e sygnały zew nętrzne tego w ym agają.

W szystko to składa się na ogólną supozycję, że procesy p oznaw cze oraz rozw ój um ysłow y, angażując całą n eu ronalną strukturę m ózgu (w tym sensie są p rzyro­

dzone, naturalne), w ym agają też jed n ak św iad om ej aktyw ności osobniczej, o d ­ pow iednio ukierunkow anej, stosow nie u m otyw ow anej i angażującej uw agę. To znaczy, że rozwój intelektualny, obok uw arunkow ań biologicznych, w ym aga inten­

cjonalnego regulow ania oraz m otyw acji, z em ocjon aln ym pobud zeniem w łącznie.

W ychodząc z takich założeń m ożna dopow iedzieć jeszcze, że nie w szystkie p ro­

cesy kom unikacji, tak jak nie w szystkie języki (system y sem iotyczne), jed nakow o skutecznie słu żą rozw iniętym procesom poznaw czym . A utorzy nie w n ikają w to głębiej, ale z niektórych sform ułow ań w ynika, że w sam oregu lacyjnej kontroli w e­

w nętrznej poznaw ania i m yślenia, szczególnie w ażny jest język m ow y. O tóż jego obocznością, niejako koprod uktem , jest języ k pism a i w obec sem iotycznej różn o­

rodności form kom unikacyjnych, m a to sw oje znaczenie.

Z szeregu doniesień bad aw czych, także w łasnych, autorzy w nioskują, że ele­

m enty sam okontroli procesów poznaw czych pojaw iają się u dzieci ju ż w trzecim roku życia. W idzę w tym kolejne u zasad nienie dla postulow anych od niedaw na praktyk w drażania dzieci do udziału w różnych procesach kom unikacyjnych, tak­

że czytelniczych (z pośrednictw em lektorskim ), m ożliw ie w cześnie. I są biblioteki, głów nie publiczne, które takie form y w drażające dla bard zo m ałych dzieci (przy obecności rodziców ) o rgan izu ją. D aw niej p rzyjm ow an o - w n iejakim zw iązku z opinią W illiam a G raya sprzed blisko stu lat - żeby cezu rą bibliotecznej in icja­

cji dzieci był w iek trzech lat. A ju ż parad oksem jest fakt, że zm ianę tego założenia spow odow ał w sw oim czasie N oam C hom sky, w obec którego obaj autorzy om a­

w ianej książki są m ocno krytyczni.

Intensyw ny rozw ój sam okontroli nad św iad om ością n astęp uje nieco później, w raz z opanow aniem u m iejętności m yślenia abstrakcyjnego, w ięc m iędzy trzyna­

stym a szesnastym rokiem życia. To jest przełom ow y okres poznaw czy, charaktery-

(11)

żujący się istotn ą zm ian ą nastaw ień i regu ł rozum ow ania, w obec lat poprzednich, ale jeszcze bez w pełni rozw iniętej sp raw ności, cechującej osoby dorosłe. W tym przed ziale w ieku n iezbęd ne są zatem inne, od rębne propozycje kom unikacyjne i biblioteczne oferty.

Tym czasem aku rat w Polsce (i zresztą nie tylko tu) sytuacja w tym zakresie nie jest zadow alająca. K om unikacyjna podaż dla nastolatków ma w dom inującej m ie­

rze charakter kom ercyjny, naszp ikow ana je st gadżetam i, a w yspecjalizow anych agend dla m łodzieży w bibliotekach publicznych jest m niej niż m ało. Nie tw orzy­

liśm y ich przez całe d ziesięciolecia i trudno to zm ienić z dnia na dzień, m im o że istnieje taka potrzeba.

o LITERATURZE [*****]

Robert Eaglestone (2013): Contemporary fiction. A very short introduction. Oxford: Oxford University Press, 114 s., ISBN 970-0-19-960926-0.

- ■ ^ .idbiart hfiijtesłofie

CONTEMPORARY*

FldTlON

^ introduction M ariaż p an in fo rm acjo n izm u z fascy n acją tech ­

n olo g iam i k o m u n ik acy jn y m i sp raw ił, że z biblio- lo g iczn ej refleksji p raw ie całk o w icie w yp arow ało zain teresow an ie funkcjonow aniem literatury pięk­

nej - z natu ry rzeczy nieinform acyjnej - m im o, że je st to g ł ó w n y obszar oferty bibliotek publicz­

nych, szkolnych oraz (częściow o) pedagogicznych.

Z resztą naw et rozw ażania literaturoznaw cze odno­

szą się do bieżących problem ów istnienia literatury lękliw ie, z rezerw ą, w yraźnie skonsternow ane bezkarn ą eru p cją bzd urnych dyr- dym ałów o kryzysie czytelnictw a. W tym kontekście, sygnalizow ana tu publika­

cja przegląd ow a (autor to profesor U niversity o f London) sam a w sobie zresztą niezw ykle ciekaw a, należy do w yjątków . U kazała się zaś w ram ach rew elacyjnej oksfordzkiej serii „A very short in tro d u ctio n ", prezentującej w sposób syntetycz­

ny a zarazem czytelny rozm aite dyscypliny nau kow e i obszary dociekań badaw ­ czych, z perspektyw y czasu bieżącego.

Inna spraw a, że seria zaw iera św iad o m e cygań stw o : żad n e z seryjnych w pro­

w adzeń n ig d y n ie je s t krótkie. T o są zaw sze p ełn o w ym iaro w e, bąd ź naw et roz­

dęte, m o nog rafie. Z łu d zen ie lap id arn o ści o siąg ają sp rytem . Przez kieszonkow y form at oraz p o m n iejszen ie czcion ki poniżej granicy rozsądku, jak też w rezultacie o d esłan ia in terlin ii w n iebyt. C zy tan ie w tych o k o liczn ościach je st p sych ofizycz­

n ą katorgą. A le ze w zg lęd u na u roki treści - zach ęcam z całym p rzekonaniem . Za gatunek, a w łaściw ie nadgatunek, w spółcześnie dla literatury reprezentatyw ­ ny, autor uw aża pow ieść (jednak w teraźniejszym , a nie w tradycyjnym kształcie) i w łaśnie o niej w yp ow iad a się głów nie. W ierząc w jej ogrom ne m ożliw ości, bo­

w iem tak nap raw d ę nie posiada granic (te gatunkow e są enigm atyczne, um ow ne, nieszczelne i zm ienne), m oże zatem w szystko i — jeśli jest dobra - angażuje czy­

telników bez reszty; oferu je siln ą im m ersję. To w ażne, przez w zgląd na to, czym się zajm uje. O tóż u siłu je odp ow ied zieć na pytanie, kim w łaściw ie jesteśm y.

(12)

R E C E N Z J E 1 P R Z E G L Ą D Y P I Ś M I E N N I C T W A 109

N atom iast z obserw acji rynku literackiego w ynika, że jest teraz za dużo pow ieś­

ci, naw et tych niezłych. C iekaw e, że w tej opinii E aglestone podziela pogląd, jaki zasygnalizow ał Bridges na tem at nadm iaru inform acji. W idocznie w kom u n ika­

cyjnym oceanie zaczynam y tonąć.

W spółcześnie pow ieści, zresztą jak cała literatura, funkcjonu ją inaczej niż kie­

dyś, bez interpretacyjnego dookreślenia. M ożna od nosić je do obszaru w yobraźni tw órców i to jest bezpieczne, lecz bezp rod uktyw ne. Bo kto z czytelników nap raw ­ dę rozp oznał i rozgryzł autorską w yobraźnię? Trzeba w ięc od w oływ ać się raczej do sprow okow anych przem yśleń w łasnych, kreow ać osobiste refleksje, te jed n ak są różne, zatem takie też m uszą być interpretacyjne odczytania pow ieści: rozm aite.

Istotę pow ieści określa form a, całkow icie odm ienna od form innych produktów pisarskich, chociaż sam a nie jest ani jed nolita, ani stała. Skoro zaś zm ienia się, to i sposoby obchodzenia się z pow ieściam i rów nież u legają w ariantyzacji.

Z przeszłości przetrw ała realistyczna um ow a, nakazująca udaw ać, że pow ieść to okno na rzeczyw istość p raw d ziw ą i czytelnicy do tego przyw ykli. A le w istocie literatura, a szczególnie pow ieść, to gra, a nie żadna replika czegokolw iek. P ost­

modernizm (czyżby Eaglestone zapom niał o rom antyzm ie?) zburzył w ięc tę upozo­

row aną relację i w ysunął na plan pierw szy fikcję oraz w yeksp likow ał konieczność interpretow ania pow ieści po sw ojem u. K łopot polega na tym , że jed n ak zaw sze są w nich jakieś skraw ki realności, nieco tę fikcjonalność podw ażające, oraz jest p e­

wien poziom ogólności. Tak to działa.

Poza tym zasy sają się w nich ślady literackiej p rzeszłości. Są naw et opinie - w tym w łaśnie autorska - że oto w prozie w spółczesnej od żyw ają echa o p ow ieś­

ci daw nych, niejednem u znanych, ale obecnie zreferow ane inaczej. To hipoteza dosyć ryzykow na i osobiście nie daw ałbym jej w iary. W ątpię, żeby literatura była produktem cyklicznym .

Powieść, proza, cała literatura razem, stanowi obecnie potężny system zagregow a­

ny. Krążą masy tekstów, są m iliony czytelników i tysiące tw órców , oraz, dopow iem , całe układy produkcji, prom ocji i dystrybucji. Trudno to ogarnąć i uporządkow ać.

D aw niej porządek narzucały gatunki, ale granice gatu nków są nagm innie p rze­

kraczane i tw orzy się literacki (a naw et ogólnop iśm ienniczy) chaos. W każdym razie, obok literatury przyporządkow anej jeszcze gatu nkow ym regułom , funkcjo­

nuje też literatura otw arta, bezstrukturalna, dlatego niełatw o rozeznać się w tym w szystkim klarow nie. Autor proponuje w ięc w łasną system atyzaqę, przynajm niej w spółczesnych pow ieści: poprzez przyporządkow anie ich do fabularnego czasu.

Otóż w prozie zaw sze eksploatow ano p r z e s z ł o ś ć i pow ieści, nazw ane histo­

rycznymi (Eaglestone proponuje dla fabularnych w ydarzeń cezurę 50 lat od teraź­

niejszości) m ają się nadal w obiegu dobrze. Św iat zm ienia się bow iem i to, co byw ało dawniej, budzi obecnie zaciekaw ienie. Poza tym istnieje przekonanie, że przeszłość stanowi fundam ent dla teraźniejszości; w jakim ś sensie trzym a czas obecny w garści.

O czyw iście, nakłada się na to złudne prześw iad czenie, że m inioną rzeczyw i­

stość m ożna w pow ieściach zreprodukow ać. To niepraw da, m it. N addania, które tam są (bo m uszą być), w znacznym stopniu do żadnej p rzeszłości nie przystają.

To są im itacje, w ykorzystyw ane przez autorów m niej lub bardziej św iad om ie - jak tw ierdzi autor - do zasygnalizow ania m inionej traum y. M inionej, zatem ju ż nieobecnej, opanow anej, a to przynosi ogrom ną ulgę, jak w ybu d zenie z przykre­

go snu. 1 to sprzyja w zięciu.

(13)

T e r a ź n i e j s z o ś ć , drugi segm ent autorskiej klasyfikacji fabuł, objaw ia się w p ow ieściach pośred nio, w łaśnie z tego pow odu, że są fikcjonalne. Jednak nie da się p ow ied zieć, że jej w ogóle tam nie ma. K iedyś odniesienia do rzeczyw istości bieżącej m iały służyć kształtow aniu narodow ej św iad om ości, ale tak już nie jest.

A ktu alnie z jej tw orzyw a m ają w ykluć się przesłanki dla w artości egzystencji in­

d yw id ualnej, na co autor przyw ołu je szereg przykładów , opisując różne, św ieże i n ajśw ieższe teksty prozatorskie.

jed n o cześn ie jed n ak daje się odczuć w pow ieściacłi piętno globalizacji, skojarzo­

ne z rozd w ojeniem m entalnym i kulturow ym . A to jest z kolei sym ptom ponury, zw iastu jący rujnację i kryzys w artości. I ten sm utny nu rt zdaje się ostatnio w pro­

zie św iatow ej przew ażać. Pow ieści teraz nagm innie od noszą się do nieszczęść, do śm ierci, oraz do zagłady - w w ym iarze globalnym w łaśnie - ujaw niając przy tym, że są w ob ec tego w szystkiego bezrad ne. I sygnalizu ją to z pokorą.

Ale oczyw iście są jeszcze pow ieści, n aw iązujące do p r z y s z ł o ś ć i, jakkolw iek przew ażnie filtrow ane przez w izje technologiczne. Takich zaś, które po prostu pró­

b u ją bezp ośred n io naw iązać do czasu przyszłego, jest w yraźnie m niej.

Flirt z technologią przejaw ia się głów nie w nagrom adzeniu gadżetów , natom iast znacznie rzadziej w pogłębionym m yśleniu o rozw iniętej technologii oraz o jej skut­

kach. I na takim gruncie w y rastają dw ie, niekoniecznie sprzeczne, sugestie. Takie m ianow icie, że cała ta technologia to w łaściw ie okrutne barbarzyństw o, oraz - że (na szczęście) nie w szystko od niej zależy. K onsekw encją są neorom antyczne na­

w oływ ania do zw rotu ku naturze, oraz idylliczne portrety pokoleń najm łodszych, m ające u osabiać nadzieję.

D o tego sam ego nurtu Eaglestone zalicza jeszcze pow ieści, napisane (jego zda­

niem ) w now ej s t y l i s t y c e technologicznej. To m ianow icie jest proza-w-rozsypce, w ysoce poszatkow ana, ale jed n ak pozlepiana śladow o różnym i w ątkam i lub akce­

soriam i w spólnym i. O tóż m ożna m ieć w obec takiej kwalifikacji istotne wątpliwości.

Autor odnosi się rów nież do praktycznego obiegu pow ieści i opinie w yraża cie­

kaw e, z jed n y m ew entu alnie w yjątkiem - kiedy utożsam ia książki w yłącznie z li­

teraturą, innego p iśm iennictw a nie zauw ażając. To jest jakby odw rócona reakcja na (sygnalizow any w tym om ów ieniu) paninform acjonizm .

Ale m a rację, że n agm innie myli się literackie w artości z sukcesam i sprzedaż­

nym i, stąd p oplątanie ocen. D latego uw aża, że rozum na prom ocja i w sparcie ze strony krytyki literackiej, jest dla szerokiego obiegu literatury (i zw łaszcza pow ieś­

ci) konieczne. T rzeba objaśniać, dlaczego jed ne pow ieści m ają uchodzić za dobre, a zaś inne nie, ale bez narzucania kategorycznych interpretacji, oraz bez przesad­

nego celebrow ania autorów . W realizacji tych zadań (jak pisze) najgorzej spraw uje się literatu rozn aw stw o akadem ickie. N o cóż; uniw ersytecki w ykładow ca literatu­

ry chyba w ie co m ów i.

O raz dopow iada jeszcze, że jed n ak w sum ie literatura nie istnieje w kaw ałkach.

Stanow i zbiór, racjon aln ą kontynuację literackich dokonań m inionych oraz punkt w yjścia dla dokonań przyszłych. W ym aga zatem zlepiającego uchow ania, archi­

w izacji - w w ym iarze globalnym , ogólnospołecznym oraz lokalnym . I w praw dzie słow o biblioteki nie pada, lecz to w szak o bibliotekach mowa.

Jacek Wojciechowski Tekst w płynął do Redakcji 7 grudnia 2013 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prawie wszystkie więc zmagają się z biedą i szukają funduszy na własną rękę; potrzebnych tym bardziej, że coraz trudniej archiwizować zasoby narodowe, szczególnie

K rą ży też opinia, że te biblioteki są tylk o dla klasy śre d ­ niej - d o stateczn ie dobrze sytuow anej, żeby nie odw oływ ać się do kiesy

Nie powiodły się też próby stworzenia pisma sylabowego, bowiem sylab jest za dużo, a głosek (ich odpowiedniki to litery) niewiele, a poza tym wiadomo, pismo literowe od

Ale zapamiętywanie jest głównie procesem aktywnym: dokonuje się selekcja oraz interpretacja treści do zapamiętania, a następnie ma miejsce dodanie do tych śladów, które

Otóż także w Rosji zaczyna rozwijać się internetowa promocja literatury dla dzieci i młodzieży: mnożą się informacje, specjalne pliki programowe i pełnotekstowe

Nie jest zatem prawdą, że interaktywność i odbiorcza kreacja treści pojawiła się dopiero w hipertekście; natomiast realizuje się teraz inaczej.. Landów

Poza tym jest sporo skojarzeń z praktykami sowieckimi - po dawnemu nie wiadomo, jak autorzy mają na imię, po dawnemu prawie każdy chce przekonać, że stworzył

W ydaje się poza tym oczywiste, że za brakiem wszelkiej dyskrym inacji oraz bibliotecznej cenzury opow iadają się najaktyw niej autorzy z tych krajów, gdzie reguły cenzurow ania