• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek, 29 września 1926

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dzwonek, 29 września 1926"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

29-go września 1926,

ZWONEK

Gazetka dla dzieci

Bezpłatny dodatek tygodniowy.

Świątobliwa zakonnica.

Wśród rozległych, gęstych borów nad Niemnem i Willą, jW sąsiedztwie Polski, ciągnął się kraj od niepamiętnych czasów za-:

mieszkały przez Litwinów. Przez długie wieki żyli oni spokojnie, w swych puszczach i dopiero w XIII. wieku pojawiają się zbrojni i do boju z sąsiadami dla zyskania łupów pochopni. , Zacięci poganie i, jak się łatwo domyśleć można, dzicy i okru­

tni, zanim się z nami połączyli i dobroczynne światło wiary chrze­

ścijańskiej złagodziło ich umysły, nieraz napadali Polskę. Napaściom tym towarzyszyły wszelkiego rodzaju okrucieństwa i rabunki, mor-ł, dv, pożogi, a co gorsza pojmanych jeńców czekała ohydna niewola,

Wśród tych okropności wojny, wśród gwałtów, jakich dopw szczali sie pogańscy Litwini, świątobliwa zakonnica polska dała przykład prawdziwej religijności, poczucia obowiązku i przytomno­

ści umysłu, jak o tern z uwielbieniem wspominają nasi kronikarze. ‘ Było to za panowania wielkiego księcia Gedymina. Silny za-' stęp pogańskich jeszcze wtedy Litwinów napadł na pewien klasztor ijuż pękły mocne klasztorne bramy, ostatniax trwożliwych zakonnk obrona; już dziki barbarzyniec napełnia wojenną wrzawą klasztorni zacisze; trwoga przejmuje lękliwe serca spokojnych i Bogu poświę conych dziewic, bo Litwin, co nie wymordował, uprowadzał w nie wolę.

Pomiędzy brankami była także cudnej urody dziewica, któr uwiózł z sobą jakiś znakomity Litwin, może dowódca wyprawy świątobliwa zakonnica, przewidując hańbę, jaka czeka ją w niewól a umiejąc nieco Hiev, sklej mowy, aby niewinność zachować i czy st.i Bogu duszę oddać, użyła, jak piszą, szczególniejszego fortelu n swe ocalenie.

(2)

•ii

I 1

— Słuchaj Litwinie — odezwie się zakonnica łagodnym i cza- rający m głosem do tego, co ją jako zdobycz własną uprowadził, — daruj życie bezbronnej niewiaście, a w nagrodę wyjawię ci nader ważną tajemnicę. Posiadam cudowny olejek, mający tę własność;

ze kto nim członki swoje namaści, tego nigdy żelazo, ani szabla, ani Strzały. nieprzyjacielskie ranić nie mogą. Jeżeli chcesz przekonać

$ię o prawdzie mych słów, na mnie wykonaj próbę!

Uwierzył zabobonny Litwin. Ucieszony tak łatwą i ważną dla siebie tajemnicą. Skoro stanęli namiejscu, dobywa szabli i przyrzeka gwr.lpość, jeśli olejek okaże się skutecznym. Zakonnica uklękła i prze­

nosząc śmierć nad hańbę śmiało wyciąga szyję, którą poprzednio tym cudownym olejkiem namaściła, z cicha się modląc. Poganin je­

dnym zamachem szabli ścina jej głowę.

Tym sposobem uwolniła się cnotliwa dziewica od niewoli I zhańbienia, jakie jej zagrażał».

Umarła, a duszyczka jej biała U- ' Po swą nagrodę w niebo uleciała.

Florjan Szary.

Władysław Łokietek, objeżdżając po krwawej bitwie pod

^łowcami pobojowisko, ujrzał pośród poległych i rannych leżącego i rycerza polskiego, nazwiskiem: Florjan Szary. Ciężko raniony, Trzebiły trzema włóczniami i krwią zlany, żył jeszcze i wciskał rę- ćoma jelita czyli wnętrzności, które wydobywały mtt się przez

Przystanął król i na widok nieszczęśliwego rzekł z ubolewa- tiem do otaczających:

— Mój Boże! jakie straszne męczarnie ten człowiek cierpieć tiusi!

11 A zwracając się do rannego, zapytał:

— Zapewne bardzo ci ta rana dolega?

Boli ona srodze, miłościwy królu, ale bardziej rrri dokucza zły asi&u. jakiego mam, niż te rany, wy jęczał Florjan.

— Uspokój się i nie smuć, rzecze Władysław Łokietek, pocie- zając go, na złego sąsiada znajdziemy radę, byłeś tylko był zdrów rój kochany.

— Rycerz troskliwie pielęgnowany, bo król kazał go na tych- j-rast un;:>...cić w swym namiocie i rany opatrzyć, szczęśliwie wy*

drt-wtał. W uwielbieniu dla jego męstwa wykupił też Łokietek zł*

(3)

go sasiada i cala wieś Florianowi darował, aby mu więcej nie do­

kuczał. Nadto, aby miał wieczne świadectwo swej rycerskiej dzia­

łalności. dla siebie i potomków*, do dawnego herbu jego koźle rogi przydał król trzy włócznie i odtąd herb ten zowie się „Jelita“.

I'

Przyjdzie koza do woza.

W pobliżu pewnej wioski stała na uboczu ładna kolonia. Wła­

ścicielem jej był zamożny mieszczanin. Mateusz, który kupił tutaj sobie przed rokiem włókę gruntu, pobudował się i wykierował na rolnika. Wioska zaś owa była biedna, najbogatsi gospodarze nie:

mieli dziesięciu morgów, a najwięcej było chałupników t komorni- ków. Nazywała się ta wioska Poręba.

Choć ze wsi do kolonji nie było i ćwierci wiorsty drogi, je­

dnak Matcuszowie nie uważali się za sąsiadów Porębiaków. Pyszny ze swego bogactwa i mieszczańskiego pochodzenia, wynosili się nad.

okolicznych chłopów. — Porębiacy przecie nie brali tego wcale do serca- śmiali się jeno z tej pychy, powtarzając między sobą: — No.

bo jeszcze przyjdzie koza do woza!

Mateuszowi« mieli syna jedynaka. Chłopak był mały, miał dziesięć lat, — ale już tak samo pysznić się umiał, jak jego rodzice!

W Porębie dzieci było wiele, mały W»jtuś spotykał się z nimi nieu­

stannie, te w polu, to na pastwisku; ale zawsze patrzał z góry na ich star.- koszule iwy tarte sukmanki, nie chciał z niemi się bawić, a na­

wet rozmawiać. Chłopcy z Poręby dokazywali, gonili po błoniu, ba­

wił! sie w wojsko: razem chodzili kąpać się do rzeki, razem biegał?

r.a grzyby, jagody i orzechy: a Wojtuś chodził samotny .tak ten wilki!

i jak w-:lk patrzał z podełba zazdrośnie na ich zabawy.

Tak było przez całe lato i jesień.

Nadeszła zima. Porębiacy zakrzątnęli się koło nauki swych dzłec:, bo w okolicy na milę całą nie było szkoły, sami zaś byli zbyt ubodzy, ażeby ją u siebie utrzymać. A był we wsi jeden starusze!

poczciwy i bardzo uczony, dawniej bywał on nauczycielem.

Umówili go sobie Porębiacy i posyłali do niego dziatwę na naukę czytania, pisania, rachunków i historii świętej, na pogawędki o dalekich krajach, dawnych czasach i dobrych ludziach. Co ranek dziatwa biega do starego Andrzeja na naukę, jak na święto jakie,

(4)

6XasxeSXe>6XS6X®GXS67re®6X5> 4 S7iraSXS(śX5iSXć)SXc)6X5)G7łraSX5

Widział to z dałeka-Mateusz — i żal mu się robiło, że jego chłopiec przez ten czas bąki zbija, kręci się markotny po kątach i nie uczy się nic, bo uczyć go nie było komu. Mateusz na własnej książ­

ce modlitwy umiał odczytać, ale uczyć nikogo nawet nie potrafi.

Chciał wziąć do siebie do domu jakiego nauczyciela, lecz toby dro­

go kosztowało i nikogo takiego pod ręką nie miał.

Myślał, myślał długo — aż w końcu przekonał się, że rady żadnej niema. Zrzucił więc pychę ze serca i jednej niedzieli wybrał się do Poręby, prosić gospodarzy, żeby i jego Wojtka na naukę przyjęli.

— A co? — rzekli mu na to Porębiacy: gardziliście nami bie­

dakami, a teraz przychodzicie prosić? Przyszła koza do wozaL.

Niech tam jednak, nie zrobiliście nam krzywdy żadnej waszą niero­

zumna pychą; niechże wasz chłopak chodzi do naszej szkoły! Toć- że sąsitdzi jesteśmy...

Zaczął tedy Wojtuś chodzić na naukę do Poręby. Z początku jeszcze i on boczył się na swych towarzyszów, i oni wyśmiewali się z niego, nazywając go wilkiem, — ale powoli wszystko poszło w zapomnienie: dzieci zaprzyjaźniły się z nim, uczyły się, zabawiły razem.

W lecie znów błonia grzmiały wesołemi okrzykami małych chłopaków z Poręby, a wśród nich głośno rozlegał się radosny śmiech Wojtka.

Korona polska.

. Kiedy Chrystus na świat przyszedł, Lech panował w polskiej krainie. Monarcha to był dobry i prostych obyczajów. Nie szukał chwały w wyniesieniu; z kmiecą rzeszą bratał się, mieszkał nawet w takiej samej chacie, jak zwyczajni ludzie, strzechą słomianą na­

krytej.

A o koronie przez długie czasy ani śniło się Lechowi. Koronę dostał w darze dopiero później i to od innego króla, jako zakład przyjaźni.

To zaś tak było:

Od żłóbka Chrystusowego z Betlejem wracali Trzej Królo­

wie do domu. Dwaj znich, magowie, (to znaczy: ludzie bardzo u- ezeni, którzy nawet w gwiazdach umieją czytać) ku wschodnim skierowali się krainom, bo stamtąd przywiodła ich gwiazda zba­

wienia. Za Tygrysem i Eufratem leżała ich ojczyzna. Ale trzeci król był zgoła skądinąd; syn północy, Scyta, rozstał się z towarzy­

szami i swoją poszedł drogą.

Daleka to jednak i żmudna była podróż, bo nie tak znów ła-

(5)

exsexsexsexsexsexsexsexs 5

two szło się ^ owych czasach. Dróg bitych nie był*, miasta Mt.

czyłbyś na palcach, a wieś jedna uciekała od drugiej, byle ja};

dalej. ^

Przebijał się też biedny król-pielgrzym przez bory ^ dzikiemu zwierzowi i dzikim ludziom stawiając czoło. Widocznie • dnak sam Pan Bóg miał go w swej opiece, bo siedm gór , ^ rzek przebył, a nie stało mu się nic złego i nic nawet z klejnot^

koronnych nie uronił, które dźwigał z sobą w tobołach.

Nareszcie dostał się w czyste pole. Patrzy — i dziw 2(1.

go wielki.

Było się też dziwić czemu.

Jak daleko wzrok sięgał, rozciągały się olbrzymie łany ży.

A żytko nie takie było, jak teraz. Łodyga grubości laski, kb*

wiesze podobny i osadzony tak wysoko, że gdy najroślejszy stanął wśród zboża, to mu owa wiecha szumiała powyżej gj0^

niby pióropusz.

Tedy myśli sobie król-wędrowiec:

— Co ja biedny pocznę ?

Łatwiej było już i w borze drogę upatrzyć, jak tu w tej stwinie.

Ale gdy tak zafrasowany w dal spogląda, coś mu nagle kitr.lało przed oczyma. Gwiazdki, czy co? Silne gwiazdeczki tyle ich, co prawdziwych gwiazd na niebie. Tylko, że jakoś się w kupkę i środkiem żyta przerzuciły hen, daleko — rzekłbyś mvst szafirowy!

A to były bławatki.

Rzecze więc Scyta:

— Trudna rada! Pójdę ja za nimi; pójdę po tym bławi moście, niech się dzieje wola Boża!

1 dobrze zrobił.

Zanim słońce zeszło z nieba, sine kwiaty przywiodły

prcściutko do Lechowej zagrody. ^

Na przyzbie siedział władca tych obszarów, wypoczy^ . po ciężkiej robocie w polu. Głowę miał bez nakrycia; z pod ny wyzierała koszula ze zgrzebnego płótna, a przecie Scyt*

nań okiem rzucił, poznał od razu, że z królem ma do czynienia 0 8*

atnVtti

Z otwarieąii ramionami postąpił ku niemu, mówiąc;

Bracie, otom przychdzeń strudzony. Nie odmówisz -hu nau głową i kęsa strawy, by orzeźwiły się moje członki?

Przycisnął $u Lech serdecznie do piersi, do Izby p0p’

dzii, mleka wnieść kazał 1 miodu i szat świeżych, bo świętem ^

(6)

I

6 sxaGxasxssxstsxssxeKSxasxy

rietn mo by to: „Gość w dom, Bóg w dom“.

0^ ] stało się, że bardzo umiłował Lech Scetę, a on znowuź przemówił raz do gościa królewski gospodarz:

__ gracie! Pozostańmy razem! Mam dobytku więcej, niż rrtó i ziemi dostatek. Jak brat z bratem podzielę się z tobą pct;Z je to balsamem sercu memu.

^ _ Zostać — zostanę, bo mi dobrze u ciebie. Ale żebyśmy

;ejjji się twemi posiadłościami, na to nie zgodzę się nigdy, ja- i^1' t^ko poswarki (kłótnie), krwi przelew i pożoga powstają

<;ego podziału. •

! ^ j został i razem gospodarzyli i dobrze Lm się wiodło. Żarnie

;erścienie na znak braterskiego związku, a Scyta, odwdzię-

$?s\ą pragnąc, osiarował Lechowi wydobytą z tobołków koro- ja to ta sama, którą przywdział król scytyjski dla oddania f j jj nowonarodzonemu Zbawcy. Dzieciątko nie mogło wów*

1,0. ^patrzyć się pięknej koronie; wyciągało do jej rubinów ra­

il^ mniemając, że to zakwitły różyczki, a ująwszy koronę, zło*

^ta’|9 iskrzącem złocie niebiański swój pocałunek.

fo też nie dziw, że dotknięciem ust Chrystusowych, otrzy*

zy poświęcenie i błogosławieństwo, przyniosła Polsce szczę- i^vV. icorona Lecha i majątki wielkie i potęgę niezmierna i powagę

<on*ych.

ir Według Juliusza Słowackiego, opowiedział

Stanisław Rosowsid,

' i -1.

Wisenka.

posła na drzewie śliczna, rumiana wisienka. Słońce ją pie*

j przygrzewało — wietrzyk kołysał, a rosa codzień myła jej r, ^eby zawsze była lśniąca i czysta.

^N’ ody wisienka dojrzała, była czerwona jak koralik, słodka iftieża*

przyleciał szary ptaszek, usiadł na drzewku i powiedział:

„ To dla minie ta soczysta jagódka!

Dzióbnął raz jeden i drugi i zaspokoił głód i pragnienie ma- 0 gardziofka.

4 wisienka, widząc poszarpaną swoją rumiana sukienkę, za- skarżyć:

" , Szkoda mnie. szkoda! czvż ta dla otaszka wyrosłam!

(7)

7 ewra SXS<5X©6?r®®JK0<S,!®S:’!®^

-ja Pod błyszczącą sukienką wisienki była w środku

ja po*

pestka; gdy ptaszek dziobnął raz jeszcze, oderwał pestkę pułki., aż upadła pgd drzewo na ziemię.

Leżąc na ziemi, skarżyła się znowu pesteczka: (

— Taka byłam świeża i rumiana; szkoda mnie, szkoda A wietrzyk, co ją przysypał piaskiem i deszczyk, co

lewał szemrały; ^

— Nie szkoda! Nakarmiłaś głodnego ptaszka, tak . trzeba. Teraz czekaj, co dalej będzie. ^j|, Przeszło lato i zima i jeszcze znowu lato; pestka leżąc ^ ^y gotnej ziemi, zmiękła i napęczniała; wypuściła kiełek i Pier ^ listek zielony — potem już coraz więcej listków wysyłała xV o5|0 di światła, do słońca i ani wiedziała sama, jak i kiedy

t niej małe śliczne drzewko wiśniowe.

A gdy drzewko na wiosnę okryło się białym kwiatek1' w lecie na niem już teraz z kolei zarumieniły się nowe jagódki, idy listki i szczęśliwe gałązki szemrały wraz z wietrzykiem: ^

—Trzeba było, żeby wisienka nakarmiła ptaszka — trpó?

było, żeby pestka w wilgotną ziemię upadła bo tak paj* ^ dał -• tak się stać musiało, aby z małej jagódki nowe drz wyrosło!

Jak dzieci paryskie uczą się obcych jeży

k<5*

Lato jest dla Paryża żniwem obfitem, stolica bowiem * . ^ roi się o tej porze roku od trustów, zwłaszcza amerykańskich Sielskich.

Dla wyzyskania tej sposobności zarobku, niektóre mdliii' stwa samochodowe urządzają dla turystów nocne wycieczki sami po mieście, aby zapoznać cudzoziemców z Paryskiem

"«rem. ,.par^

Wycieczki te, urządzane pod hasłem „Paris by night nocą), cieszą się wlelkiem powodzeniem. ,]CfP

Niedawno autobus taki, zapełniony przez anglików i a^, ^y kan, zatrzymał się, podczas pięknej nocy księżycowej, Pf/e'0ptr tedrą Notre Dame fnotr dam), a przewodnik wycieczki zacz‘- wiadać turystom głosem, rozbrzmiewającym

nocnej placu przed katedrą, zdarzenia historyczne z świątyni.

. Aft\

donośnie śród żyda

i

(8)

■ "ysMtasxasxsssrasxasxa 8 STrressresxasTrasxssTrasx&sxs DVm ^cdczas tego opowiadania stanęło przy samochodzie dwóch chłopców, przysłuchując się uważnie mowie angielskiej : '.^Hika. Spostrzegł to mówiący, przerwał więc opowiadanie

roc’t się do nieproszonych słuchaczów:

Sc- 7" ,Hei. chłopcy, wynoście się, bo ja przemawiam dla moich

’ którzy mi zapłacili, a nie gości nieproszonych.

6rr,Sł Niech się pan nie gniewa — odparł na to jeden z chłopców

»ząco

% my tu co noc przychdzimy, ucząc się w ten sposób ję- a Osielskiego.

J>r*y ak to dzieci wielkomiejskie starają się na każdym kroku o Ml m ocnie sobie obcych języków, gdyż wiedzą, że znajomość

a w’a im przejście przez świat.

dzieci, bądźcie ostrożne na ulicy.

Przestrogi dla bezpieczeństwa dzieci.

2 Nie bawcie się na. ulicy, po której jeżdżą wozy.

• Nie bawcie się na szynach kolejki ulicznej.

• Nie przelatujcie niebacznie przezjezdnię ulicy.

Nie biegajcie obok lub za wozem jakim.

’ Nie przelatujcie tu żprzed lub za wozem przez ulicę.

y

Nie wskakujcie do kolejki lub na wóz, które są w biegu.

/ Nie zawieszajcie się za wozy, aby ujechać kawał drogi Nie wyrzucajcie ogryzków owocowych, pestek, lub pa«

^ "jicę. .

•Nie Zatrzymujcie się na środku ulicy.

• Nie przelatujcie ukośnie przez ulicę, tylko wprost.

Ciekawe rzeczy.

^kóra człowieka dorosłego waży 20/funtów,

jest najszybszą rybą. Przepływa ona do 40 kilom e- Rodzinie, zatem prawie pływa szybkością pociągu osobo

J^;R° sierpnia 1000 r. spaliła się jedna z wież klasztoru ja*

" Y'eRo w Częstochowie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo Polacy w Wielkiej Brytanii nie tylko pracują, chcą także się rozwijać i tworzyć kulturę.. Chcą żyć „jak

W tym celu trzeba było znaleźć ochotnika, który dobrowolnie oddałby się w ręce gestapo, znalazł się w transporcie do Oświęcimia, zorientował się w

(MEN 2014) zmieniające Rozporządzenie w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół. Do nowej Podstawy

Póki mnie się opieracie, opieracie się też woli Bożej.“. e „Mój mężu“, wtrąciła się błagalnie żona margrabiegp, „nie zatwardzajcie serca waszego wobec woli

Łódź kołysała się drżąc lekko w miejscu na spokojnem morzu.. Silnik też poruszał się miarowo i Piotruś

kręcić hamulec! Nie sposób było, ponieważ nie mogli z wnęw wozu dostać się do budki, w której znajdował się hamulec. Nikt me byłby w stanie im pomóc, a wóz coraz

Gdym jako mały chłopiec budził się w dniu wyjazdu matki, wtedy była już dobra moja mateczka od kilku godzin w drodze. Wtedy to wszystko inaczej się działo w całym domu

Jeśli chłopcy są przyjaciółmi, przyjaźń ich nie # 4 długo, gdyż o byle cc się zaraz pobiją, lub pokłócą się, tak, po raz muszą się znowu godzić, tym czasem nasze