• Nie Znaleziono Wyników

Miejsce Słonimskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Miejsce Słonimskiego"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Matuszewski

Miejsce Słonimskiego

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 29, 71-82

1994

(2)

R y s z a r d M a tu s z e w s k i

M IE J S C E S Ł O N IM S K IE G O

Trzej czołow i przedstaw iciele grupy poetyckiej Skam ander - Iw aszkiew icz, Tuw im i W ierzyński obchodziliby w 1994 roku setne urodziny. C zw arty, A ntoni Słonim ski miał by w roku 1995 sto lat, piąty, Jan Lechoń, był o kilka lat m łod­ szy. Jakie m iejsce przypada A ntoniem u Słonim skiem u w tej piątce głośnych ju ż w latach dw udziestych naszego wieku poetów ? Jakie jest jeg o m iejsce w lite­ raturze polskiej naszego wieku?

Jako poeta budził na pew no mniej spontanicznych zachw ytów niż sw ego cza­ su Tuw im czy W ierzyński. M niej też przypadał do gustu w ybrednym poetyckim sm akoszom niż Iw aszkiew icz. Nigdy w reszcie nie wiązano z nim w latach jeg o m łodości takich nadziei, jakie w iązano z osobą Lechonia po ukazaniu się jeg o

K arm azynow ego poem atu. A jednak bezsprzecznie należał do skam andryckiej

„W ielkiej Piątki” i miał w niej m ocną pozycję, choć tak sam o jak inni Skam a- dryci w yw oływ ał też sprzeciw y, bywał atakow any, zw alczany, irytow ał i drażnił.

Z Lechoniem łączyła go w arszaw skość; choć terenem sukcesu w szystkich Skam andrytów była W arszaw a, tylko oni dwaj w tym m ieście się urodzili i w zra­ stali. Z Lechoniem i Tuw im em łączył go także dowcip, pasje prześm iew cze, um iejętność operow ania hum orem i satyrą. To ich w yraźnie odróżniało od w ię­ kszości poetów poprzedniej, młodopolskiej generacji. Z T uw im em w reszcie łą­ czył go fakt pochodzenia ze zasym ilow anych rodzin żydow skich.

Poczesne m iejsce poetów żydow skiego pochodzenia na polskim P arnasie by ­ ło w ów czas, kiedy startow ali, zjaw iskiem stosunkow o nowym , choć w łaśnie po ­ cząw szy od ich pojaw ienia się - bynajm niej nie wyjątkowym . Długi stosunkow o proces asym ilacji inteligencji żydow skiej w Polsce właśnie wtedy zaczął bujnie ow ocow ać. Pierw szym w ielkim polskim poetą żydow skiego pochodzenia był B olesław Leśm ian. W dw udziestoleciu m iędzyw ojennym - obok T uw im a i S ło­ nim skiego - pojawili się też inni wybitni poeci o podobnym rodow odzie, zaj­ mujący trw ałe m iejsce w dziejach polskiej literatury, np. W at, Peiper, W ażyk, Jastrun, B rzechw a czy Lec, a listę tę m ożna by pom nożyć o wiele innych na­ zwisk.

(3)

O kazyw ali się często - w łaśnie oni! - szczególnym i m istrzam i polskiego ję ­ zyka. Zw łaszcza Leśm ian i Tuw im dokonali w tej dziedzinie niebyw ałych od­ kryć, jak gdyby św ieża w rażliw ość i chłonność umysłu pom agała im w uela­ stycznieniu językow ej struktury polszczyzny. Słonim ski na ich tle był o w iele bardziej tradycyjny. Jego najw iększym atutem w dziedzinie poetyckiego języ ka była klasyczna rów now aga i harm onia, pow ściągliw ość w eksperym entow aniu. Popularność zaś w nie m niejszym stopniu zaw dzięczał pozycji, ja k ą daw ała mu w życiu kulturalnym lat m iędzyw ojennych jego funkcja felietonisty w poczyt­ nych „W iadom ościach L iterackich” - autora znakom itych K ronik tygodniow ych, dow cipnych recenzji teatralnych, a także cieszących się dużym pow odzeniem szopek politycznych, które pisał z początku z Tuw im em i Lechoniem , potem także z M arianem Hemarem . Dodajm y też, że pisał sztuki teatralne, próbow ał sił w pow ieści typu science-fiction (Torpeda czasu, 1924, Dwa końce świata,

1937). Trzon stanow iła jednak liryka.

Słonim ski z dum ą odnosił się do swych tradycji rodzinnych. Lubił chw alić się pradziadkiem - wynalazcą, A braham em Sternem , zaproszonym przez S ta­ nisław a Staszica do K rólew skiego T ow arzystw a Przyjaciół Nauk. Dum ny był także ze sw ego ojca, znanego w arszaw skiego lekarza, który był przyjacielem B o­ lesław a Prusa, prototypem doktora Szum ana w Lalce, odznaczał się celnym do­ w cipem . C echę tę syn po nim odziedziczył. D r Stanisław Słonim ski był sym ­ patykiem podziem nej PPS, a w jeg o m ieszkaniu, w którym w zrastał przyszły poeta, zbierali się socjalistyczni konspiratorzy. Syna w ychow yw ał dr Słonim ski - jak nam przekazuje poeta w swym pod koniec życia pisanym , żartobliw ym

A lfabecie wspom nień (1975) - w sposób niekonw encjonalny. Przede w szystkim

kształcił w nim poczucie hum oru i w yobraźnię, zasadą była też tolerancja dla przejaw ów jego m łodzieńczej indyw idualności. Kiedy jako uczeń V klasy w ar­ szaw skiego gim nazjum K reczm ara przyszły autor K ronik tygodniow ych bezli­ tośnie w ykpił jednego z nauczycieli w pisem ku szkolnym , poradzono ojcu by go przeniósł do innej szkoły („M ówiąc po prostu, zostałem wylany" - skom en­ tuje po latach ów fakt poeta). Ojciec orzekł wtedy, że sam przygotuje syna do m atury, a na pociechę kupił chłopcu rower.

Studia rozpoczął Słonim ski w warszaw skiej szkole sztuk pięknych, ale nie­ baw em zam ienił pędzel na pióro. W latach 1913-1919 w spółpracow ał z tygo­ dnikiem satyrycznym „Sow izdrzał”, gdzie zam ieszczał w iersze, rysunki, hum o­ reski oraz recenzje teatralne i plastyczne. W latach 1917-1919 spotkał się z T u­ wim em i Lechoniem , w spółpracując z pism em studentów U niw ersytetu W arsza­ w skiego „Pro Arte Et Studio” (później „Pro A rte”). W r. 1918 był inicjatorem poetyckich w ystępów przyszłej grupy Skam ander w w arszaw skiej kaw iarni „Pod P ikadorem ” . Echa w spom nień o tym debiucie grupy odezw ą się po latach w utworach Skam andrytów : w K wiatach polskich Tuwim a, w poem acie S łonim ­ skiego P opiół i w iatr (1942).

(4)

Gdy m ow a o pierw szych w ystąpieniach i pierw szych publikacjach grupy, warto podkreślić, że hum or i satyra nie były dla Skam andrytów tylko profesjo­ nalnie upraw ianym gatunkiem literackim , lecz także czym ś w rodzaju sposobu bycia. Byli ludźm i zabawy, prześcigali się w zajem nie w robieniu sobie kaw ałów , tryskali dow cipem , jedni z pierw szych w Polsce operowali hum orem typu pu re

nonsense. N iektóre z ich dow cipów utrw alone zostały w różnych doraźnych pub ­

likacjach książkow ych lub, później, na łam ach „W iadom ości L iterackich”, któ ­ rych specjalne, np. prim a aprilisow e num ery w niem ałym stopniu przyczyniły się do pow iększenia nakładu pism a. Po latach przypom nienie tych ubocznych, ale charakterystycznych, gdy chce się skreślić pełny w izerunek artysty, rodzajów tw órczości Słonim skiego, przyniesie ich autorski w ybór w publikacji Jeclna stro ­

na m edalu (1971). Zaznaczyć bow iem trzeba, że tym człow iekiem zabaw y S ło­

nimski nie przestał być także i wtedy, gdy w polskim życiu literackim odgryw ał znacznie pow ażniejszą rolę i kiedy ta druga, pow ażna strona m edalu, skłaniała wielu piszących o nim do zapom nienia o tej pierw szej, mniej poważnej.

U trw alenie obrazu A ntoniego Słonim skiego jak o żywej i barwnej postaci, to wręcz obow iązek kulturalny pokolenia, które go znało i pam ięta. Tak, jak za legendarnym Francem Fiszerem , ciągnie się rów nież za Słonim skim w spom nie­ nie jeg o licznych anegdot, pow iedzeń, ripost, obraz człow ieka nie mniej żyw y niż w izerunek pisarza.

Sięgam tylko do zapisów zaprzyjaźnionej ze Słonim skim przez długie lata mojej żony, Ireny Szym ańskiej. Lata sześćdziesiąte i siedem dziesiąte, kiedy pre­ zesurę ZLP objął po Słonim skim Jarosław Iw aszkiew icz - to okres w yraźnego ochłodzenia ich wzajem nych stosunków . Z tym, że inicjatorem ow ego chłodnego dystansu, niezw ykle upartym w jeg o utrzym yw aniu ze w zględów zasadniczych był Słonim ski, podczas gdy Iw aszkiew icz w ykonyw ał w ciąż gesty pojednaw cze.

„W listo p a d zie 1965 r. - notuje Irena S zy m a ń sk a - u rząd zon o A n to n iem u 7 0 - l e c i e u rod zin . Ja­ ro sła w p rzysiadł się do z a tło c z o n e g o sto lik a w kaw iarni Z w ią z k u , g d z ie przed im prezą p iliśm y k a w ę w g ro n ie p rzyjaciół. M iał n a d zieję, że A n to n i, p r z y s z e d łsz y , p rzy sią d z ie się d o nas i w ted y i z nim się p rzyw ita. M ó w ił z p ew n y m n iep o k o jem , ża lem i c z u ło śc ią ; ż e A ntoni je st p ie n ia c z , z a w s z e się o w sz y stk o k łó ci. A le - d o d a ł n ie b ez sm utku - p r zew a ż n ie m a rację. (A n to n i w tym c z a s ie w znanej stro fie z P o p io łu i w ia tr u przesunął przecinek: w m ie js c e tekstu b r z m ią c e g o

Julku m iły i L eszk u , drogi Jaro sła w ie -w sz e d ł n o -w y -wariant

Julku m iły i L eszk u drogi, Ja ro sła w ie -

Przez c z a s d łu ż sz y b a w ił się tą m ałą z ło ś liw o ś c ią , a le p otem się z niej w y co fa ł.)"

W spom inając rolę, jak ą w życiu Słonim skiego odgryw ała kaw iarnia, Irena S zym ańska pisze:

„ G o d zin y m ię d z y 1 1.30 a p ierw szą sp ę d z a ł przez c a łe ż y c ie przy stolik u kaw iarn ian ym . W o k resie, w którym g o zn ałam , b yły to - [...] k aw iarn ia M arca, ” Now'y Św iat", k aw iarn ia P IW -u , p otem „ U ja z d o w sk a ” [...]. A ntoni o d w ie d z a ł nas też w „ C zy teln ik u ” . N ajp ierw raz w ty g o d n iu , p otem

(5)

d w a , w k oń cu trzy lub cztery razy - coraz c z ę ś c ie j. W c h o d z ił m ło d z ie ń c z y m k rokiem ten isisty (bardzo b y ł z e sw o ic h te n iso w y c h u m ie jętn o ści d u m n y), ty p o w y m dla sie b ie g e s te m o d su w a ł na c z o ło o k u lary i się g a ł do górnej k ie sz e n i m arynarki, skąd w y c ią g a ł z w y k le ja k ie ś c iek a w o stk i: c ie k a w s z e listy d o sie b ie , w y cin k i p ra so w e, notatki. Potem n astęp o w a ła w y m ia n a p o g lą d ó w na w a ż n ie jsz e za g a d n ien ia ak tu aln e (p o g lą d y b y ły p rzew a ż n ie d o ść z g o d n e ), trochę o p in io tw ó r c z y c h p lo te k . W sz y stk ie tem aty b y ły d o z w o lo n e - n ie w o ln o b y ło ty lk o o p o w ia d a ć treści sn ó w i film ó w . W r e s z c ie n a stęp o w a ła c z ę ś ć ro zry w k o w a . A n toni i G u c io H o lo u b ek , obaj obdarzeni zn ak om itą p a m ię c ią i n ieza w o d n y m z m y słe m reży sersk im , o p o w ia d a li na przem ian stare i n o w e a n eg d o ty , c z ę s to „ c y k la m i” (na przykład cyk l H olou b ka o lo rd zie Pem broke lub A n to n ie g o o aktorze W ła ­ d y s ła w ie G ra b o w sk im ). Obaj b yli św ie tn y m i im itatoram i. T o p rzecież A n toni lu b ił w sp o m in a ć , ja k przed w ojn ą sk łó c ił Z e lw e r o w ic z a z k rytykiem E m ilem B reiterem , n aśladując przez te le fo n ich g ło s y i bodaj n ig d y nie u d ało się im p óźn iej w y ja śn ić, ż e był to tylk o żart. K ie d y ś A dam W a ży k w s z e d ł d o kaw iarni w ła śn ie w m o m e n c ie , k ied y obaj p ow ażn i p a n o w ie, aktor i poeta, z a b a w ia li się w n a śla d o w a n ie A d am a W ażyk a. Obaj „ m ó w ili W a ż y k ie m ” z w ie lk im p rzejęciem . N o w o p rzy b y ły u sia d ł o c z y w iś c ie sp o k o jn ie, z e z w y k ły m so b ie roztargn ien iem n ic n ie za u w a ża ją c. S cen k a trw ała j e s z c z e d łu ż sz ą c h w ilę i w r e sz c ie w y b u c h n ę liśm y g rom k im śm ie c h e m [...]. K ied y A n to n i ja k o p rezes Z L P je c h a ł w koń cu lat p ię ć d z ie sią ty c h do M o sk w y , o d p ro w a d za liśm y g o sporą grom adką na d w o rzec . A n toni stanął w ok n ie i g ło se m G om u łk i z a c z ą ł w y g ła sz a ć prze­ m ó w ie n ie utrzym ane zresztą w g o m u łk o w ej p o ety ce. P u b liczn o ść na d w orcu zam arła. P o c z y m r o z le g ł s ię p otę żn y w yb u ch śm iechu."

S łonim ski lubił przysyłać przyjaciołom żartobliw e kartki. M oja żona przy­ pom ina jed n ą z nich:

„W roku 1961 z K ryn icy [...] p rzysłał mi w ła sn e zd ję c ie w p o c z tó w k o w y m fo rm a c ie , g d z ie w g ó r a lsk im k ap elu szu na g ło w ie , a sw o im n orm alnym w ręku, n iesk a ziteln ie ubrany, sie d z i na koniu na b ieg u n a ch na tle D om u Z d ro jo w eg o . T ek st brzm iał:

B y ła k ie d y ś siln a jazd a N a w et ślad ju ż p o niej g in ie , T y lk o j e s z c z e stary gazd a C za sem sią d z ie przy k o m isie.

P ro szę s ię n ie p rzy cze p ia ć! O c z y w iś c ie prościej b y ło b y „przy k o m in ie ” , ale g d z ie praw da h isto ­ r yczn a? [...] ja się nie k łó c ę o k ażd e sło w o . Jakby w am b y ło w y g o d n ie j, to z m ie ń c ie so b ie na „ślad ju ż po niej zn ik a ” i „ cza sem sią d z ie na k o n ik a ” .

W a sz A n toni [...] W r. 1971 s p ę d z ił w io sn ę w e W ło sz e c h , nad L ago M a g g io re. Stam tąd przesłał mi d w ie p o ­ c z tó w k i. N a p ierw szej, przed o zd o b n ą , se c e sy jn ą fasadą p a w ilo n u , stoi je s z c z e o z d o b n ie jsz y i bar­ d ziej s e c e sy jn y , w sp a n ia ły , b iały paw z sz ero k o rozpostartym o g o n em . Z b oku, na sc h o d k a ch pa­ w ilo n u w id a ć ja k ie ś p ostaci. A n toni pisze: ’D roga Irenko! P rzesyłam ci osta tn ie m oje z d ję c ie na tle n a sz e g o hotelu. M am parę próbnych fo to g ra fii, ale raczej z p rofilu, c o je s t m niej p o d o b n e i m niej e fe k to w n e . Ci p a n o w ie na sc h o d a ch na le w o , to paru pisarzy tutejszy c h i za g ra n iczn y ch , którzy p rzy szli po mój autograf. C ó ż za nuda!... U całuj o d e m nie p rzy ja ció ł - n ie pam iętam na­ z w is k , a le paru b y ło d o ść sy m p a ty czn y ch . T w ó j A .’

N a drugiej kartce, p rzysłanej po dw u ty g o d n ia ch je st k olejka lin o w a nad S tr esa -M o tta ro n e, a po drugiej stron ie tekst: ’ Tak m ieszk a m . E fe k to w n ie , ale trochę n ie w y g o d n ie , bo na „d w ór” m u szę się w y c h y la ć , c z e g o , jak w ie s z , n ie lu b ię. W racając b ęd ę m usiał się p rzesią ść w K o lu szk a ch , c z e g o i T o b ie ż y c z y w ię z ie ń z L ago M a g g io re [...]"

Tw órczość Słonim skiego inicjuje liryka, początkow o stylistycznie dość nie­ jednorodna. Z jednej strony urzeka go cyzelow anie form na w zór francuskich parnasistów : w ydany w 1918 r. zbiór Sonety uw aża za swój właściw y debiut

(6)

poetycki. Z drugiej stony - tem peram entow i polem icznem u i pasjom społecznym daje ujście w retorycznych poem atach typu m łodzieńczej C zarnej wiosny (1919) i w nich przede w szystkim (choć nie tylko w nich) dochodzi do głosu jeg o bun­ tow nicza natura w iecznego opozycjonisty. Nie tylko, bo i w klasycznych sone­ tach, takich jak C redo, odzyw a się ta nuta buntu:

Ł otrem je st, kto w m ło d o śc i zn o si k o m p ro m isy , K o g o nęci brzuch p ełn y lub w yp ch an a k iesa... Ł otrem je st, kto nie m arzy, jak ten z C ervan tesa, A b y sło ń ca d o się g n ą ć z ło ty m o strzem sp isy!

Podobnie jak u innych Skam andrytów , dom inantą poezji Słonim skiego nie była nigdy ani w alka polityczna, ani dyktat jakiejś określonej ideologii. A jednak zaangażow anie we w spółczesność dochodziło w niej od czasu do czasu w yraźnie do głosu. Podobnie jak Tuw im reaguje Słonim ski pełnym pasji w ierszem na śmierć prezydenta N arutow icza, pierw sze wielkie polityczne m orderstw o w w ol­ nej R zeczpospolitej. W iersz D o córki pisarza jest bardzo w ym ow nym hołdem dla Stefana Żerom skiego i stanowi w m om encie śm ierci autora Przedw iośnia w yraźną deklarację ideową. W tym że czasie określa Słonim ski dobitnie swój krytyczny stosunek do rosyjskiej rew olucji, pisząc wiersz D o poetów bolszew i­

ków i polem izując z głośnym Lew ą m arsz\ M ajakow skiego (który to utw ór zre­

sztą sam przełożył na polski) w wierszu K ontrm arsz. W niektórych utw orach krystalizuje się, dość pow szechna po pierw szej wojnie św iatow ej w innych kra­ jach, u nas jedn ak rzadziej m anifestow ana, postaw a pacyfistyczna Słonim skiego

(,Sentym entalizm , D ialog o m iłości ojczyzny).

Choć poeci Skam andra nie łączyli się ze sobą nigdy na płaszczyźnie w yraźnie politycznej, to jednak m ożna pow iedzieć, że początkow o, w latach dw udziestych, ich wspólne poglądy przew ażały nad różnicam i. Pokładali na­ dzieje w um iarkow anej, dem okratycznej lewicy, za jej w yraziciela uw ażając P iłsudskiego naw et wtedy, gdy dokonał ju ż zam achu m ajow ego i kiedy pokazy pierw szych, pisanych przez Skam adrytów Szopek politycznych urządzano dla „D ziadka” w Belwederze.

Z różnicow anie stanowisk przyniosły dopiero takie w ydarzenia, jak uw ięzie­ nie posłów w Brześciu i okres rządów tzw. pułkow nikow skich, a więc początek lat trzydziestych. Lechoń, będący ju ż wtedy na placów ce dyplom atycznej w P a­ ryżu i W ierzyński, w spółpracujący z organem sanacji „G azetą P olską” , pozostali wierni obozow i pom ajow em u. W ierzyński wtedy w łaśnie zaczął opiew ać sam o­ tność W odza, którego dalekow zrocznej m yśli naród nie rozum ie (zbiór W olność

tragiczna). Iw aszkiew icz skłaniał się ku zagadnieniom m etafizycznym w w ier­

szach z tom ów Lato 1932 i Inne życie, w prozie podejm ow ał problem atykę psy­ chologiczną lub zw racał ku historii. N atom iast w tw órczości T uw im a i S łonim ­ skiego w yraźnie zaznacza się niepokój, wyw ołany rosnącą siłą system ów tota­ litarnych. U T uw im a przejaw ia się to w gorzkich nutach liryki ze zbiorów Biblia

(7)

cygańska i Treść gorejąca, w ironicznych W ierszach o Państwie oraz - najsilniej

- w katastroficznym Balu w operze. Słonim ski w ydaje piękny zbiór refleksyj­ nych liryków Okno bez krat (1935), w którym w iele wierszy św iadczy o głę­ bokim przeżyw aniu zachodzących w świecie przem ian i o w yczuciu grozy nara­ stającego totalitaryzm u. M ożna by tu w ym ienić takie wiersze, jak M atko Europo,

N iem com , Pożegnanie Czorsztyna, Chore serce świata, R ozm ow a z poetą, P a­ lenie zboż.a.

S przeciw wobec totalitarnych ideologii, zarów no o zabarw ieniu brunatnym jak czerw onym , jeszcze wyraźniej występuje w Kronikach Tygodniow ych. B ędąc dość znam iennym barom etrem politycznych nastrojów i odczuć poety, K roniki od początku konsekw entnie odcinają się od system ów totalitarnych obu maści, czego m oże nie zauw ażyć czytelnik ich okrojonego przez P R L -o w sk ą cenzurę pow ojennego wyboru. Stopień natężenia polem ik Słonim skiego z kom unistam i m ożna by uznać za swoisty barom etr nastrojów tzw. postępowej opinii w owych latach. W roku 1932, w krótkim okresie złagodzenia napięć m iędzy P olską a ZSR R , Słonim ski odw iedza M oskw ę i Leningrad, drukuje relację z tej w ypraw y w „W iadom ościach L iterackich”, a następnie publikuje zbiór M oja droga do R o ­

sji, krytyczny, ale usiłujący także dopatrzeć się cech pozytyw nych w tym , co

intrygow ało w ów czas św iat jako wielki rew olucyjny eksperym ent, którego po­ nurej podszew ki jeszcze nie znano. Te akcenty dobrej woli brzm ią jeszcze w yraźniej w kilku powstałych pod w rażeniem tej podróży lirykach (Rozm ow a

z kom som ołką, Rosjanka, Ham letyzm , Białe noce).

Jednak w ostatnich latach przed II w ojną św iatow ą Słonim ski nie m a już złudzeń co do oblicza sow ieckiego kom unizm u. B ędą mu to pam iętać rządzący P R L -e m po wojnie dogm atyczni kom uniści. Z drugiej strony niebezpieczeństw o hitlerow skie jest bardziej bezpośrednie. Poecie coraz trudniej zrów now ażyć nie­ pokój hum orem , co jeszcze udaw ało mu się, kiedy pisał i w ystaw iał groteskow ą kom edię Rodzina (1933), w yśm iew ając w niej nonsensy rasizm u, lub kiedy szy­ dził z podw ójnej m iary, jak ą stosow ano do kom unistów , w ym ieniając dusery z sow ieckim i dyplom atam i, a rów nocześnie skazując na w ieloletnie w yroki uw ie­ dzionych kom unistyczną doktryną robotników z W oli czy żydow skich biedaków z G ęsiej (w iersz Protokół). W ojna dom ow a w Hiszpanii, pierw szy próbny po­ ligon dw óch reżim ów totalitarnych, każe zdystansow ać się i od kom unistów z ich bądź naiw ną wiarą, bądź obłudą, i od pięknoduchów zatrw ożonych perspe­ ktyw ą zniszczenia dzieł w ielow iekow ej kultury: w jeg o w ierszu Rozm ow a de­ w izą poety je st hum anitaryzm , obrona każdego ludzkiego życia. Zniew ażany osobiście przez rodzim ych apologetów totalitaryzm u usiłuje na akty nienaw iści odpow iadać apelam i do serca i rozum u (w iersze takie jak O dpow iedź na wrogie

spojrzenie, Gratis pro Deo, D w ie ojczyzny). W tej postaw ie m a jed nak coraz

(8)

prze-ci w staw ia przeszłość, tradycje, w których w zrastał (D aw ne księżyce, Na śm ierć

A ndrzeja Struga, W Warszawie).

Czy jest tylko naiw nym m arzycielem , jak chcą ów cześni w yznaw cy p olity ­ cznego realizm u? C hyba nie, choć stroni od bezpośredniego zaangażow ania w szeregach określonej partii czy ideologii. Pom im o poczucia osam otnienia ma wciąż w ielu w iernych czytelników i sym patyków w kołach dem okratycznej le­ wicy i liberalnego centrum . Na wybuch II wojny światowej reaguje przede w szy­ stkim spontanicznym i w ierszam i, w yrażającym i nastrój chw ili. Jego słynny

Alarm trafia natychm iast do podziem nej prasy w okupow anej Polsce. Słonim ski

wie, że pozostanie w kraju to dla niego niemal pew na śm ierć. W obliczu w rześ­ niowej klęski podejm uje decyzję udania się na em igrację. Po krótkim okresie paryskim , upam iętnionym serią pięknych, nostalgicznych liryków (Do F rancji

praw dziw ej, W Paryżu, Piosenka, D rzew a) w ybiera na m iejsce w ygnańczego po­

bytu w alczącą Anglię, a nie odległą A m erykę, gdzie lądują jeg o rów ieśnicy i przyjaciele - Tuwim , W ittlin, W ierzyński, Lechoń. Decyduje o tym zapew ne ukształtow ana w ciągu lat postaw a anglofila, który w wielkiej brytyjskiej ku l­ turze i tradycji szukał oparcia dla ideałów hum anizm u, tolerancji, poszanow ania indyw idualnej odrębności człow ieka. U w ielbiał Szekspira, D ickensow ski K lub

P ickw icka był jeg o stałą lekturą, lubił racjonalistyczne utopie H.G. W ellsa i filo ­

zoficzny sceptycyzm B ertranda Russella. Po zaw odzie, jak i przyniosła w czasie II wojny św iatow ej bezsilność Francji, chciał szukać oparcia w rozw adze i upo­ rze B rytyjczyków , i nie zaw iódł się. Znalazłszy się w bom bardow anym L ondynie nie przestał być czynnym św iadkiem i uczestnikiem zm agań o wolność w łasnego kraju.

R ów nocześnie jednak stał się też św iadkiem i uczestnikiem em igracyjnych sporów i starcia dwu odłam ów em igracyjnej opinii, kiedy alianci zaprzepaścili spraw ę polską w Teheranie i Jałcie. W ybór m iędzy pozostaniem na em igracji lub uznaniem Polski niesuwerennej miał w szelkie cechy wyboru tragicznego i na wiele lat poróżnił przyjacielskie dotąd, pom im o odm iennych poglądów , grono poetów Skam andra. By zrozum ieć ów czesny w ybór Słonim skiego trzeba m ieć przed oczym a w szystkie jego przeżycia z drugiej połowy lat m iędzyw ojennych, upokorzenia, na jakie narażały poetę ataki antysem itów i krzykliw ych ap olog e­ tów „Polski m ocarstw ow ej” . N ie bez znaczenia był tu rów nież w rodzony, m oże niekiedy naw et nieco naiwny, optym izm poety, który chciał, aby now a P o lska była krajem spraw iedliw ości społecznej i w yrów nania krzywd. Takie jeg o w ier­ sze z em igracyjnego okresu ja k Są d czy Ten je s t z ojczyzny m ojej określają dość plastycznie oblicze utopii, w którą pragnął wierzyć. Nie był, co praw da, tak n a­ iwnie zapatrzony w „nowy naród stu narodów ”jak Tuw im , który swą m iłość do rosyjskiej poezji rozbudow ał w owym czasie w najzupełniej fantastyczną w izję płynących do nas ze W schodu dobrodziejstw now ego ustroju. N ie mógł przecież nie mieć przed oczym a stalinow skich zbrodni, o których w iedział co najm niej

(9)

od czasu procesów m oskiew skich. Nie mógł nie pam iętać sw oich polem ik i w łas­ nego trzeźw ego krytycyzm u, z jakim patrzył w latach m iędzyw ojennych na so­ w iecką rzeczyw istość. C hciał jednak wrócić do kraju, nie m iał poczucia więzi ze środow iskiem londyńskiej em igracji, nie tylko antykom unistycznej, ale w w ię­ kszej części nie chcącej też w idzieć krzywd i błędów, jak ie były udziałem obozu rządzącego Polską przedw rześniow ą. C hciał wierzyć, że Polacy, decydujący się na w spółpracę z ZSRR po wojnie, potrafią ocalić tyle niezależności, ile się da w narzuconych warunkach, że m yślą o szansach nowej Polski tak, jak on: pra­ gm atycznie i krytycznie. „N ow a P olska” - taki w łaśnie tytuł nosił m iesięcznik, który Słonim ski redagow ał w Londynie w latach 1942-1946, tzn. od m omentu rozejścia się dwóch odłam ów em igracji: nieprzejednanych i akceptujących pro­ gram Polski Ludowej pod protektoratem ZSRR. Zerw ał z daw nym i przyjaciółm i: Lechoniem , W ierzyńskim , i - co zapew ne jeszcze bardziej w owym m om encie zaskakujące - z M ieczysław em G rydzew skim , którego L ondyńskie „W iadom o­ ści” skupiły wokół siebie obóz nieprzejednanych. Z „N ow ą P olską” Słonim skie­ go w spółpracow ali natom iast m.in. Tuw im , B roniew ski, M aria P aw lik o w sk a- Jasnorzew ska, Ksawery Pruszyński, Karol Estreicher, Jó zef W ittlin, Stefan The- m erson, Stanisław Baliński.

Po wojnie Słonim ski nie od razu wrócił do kraju na stałe. W roku 1946 przy­ ją ł propozycję wybitnego angielskiego biologa Juliana H uxleya (brata pisarza

A ldousa H uxleya) i objął funkcję szefa sekcji literatury i sztuki tw orzącej się w łaśnie U NESCO. Rząd PRL poparł jego kandydaturę na to stanow isko, gdyż było to w yróżnienie dla Polski. Kiedy w roku 1948 Słonim ski zrezygnow ał z pracy w U N ESC O , rząd warszaw ski zaproponow ał mu objęcie funkcji dyrektora tw orzącego się w Londynie Instytutu Kultury Polskiej. W rezultacie poeta po­ wrócił do kraju na stałe dopiero po czasow ym zlikw idow aniu tej placów ki - w czerw cu 1951 r.

Dziś orientujem y się, że był to w dziejach PRL m om ent najgorszy, najbar­ dziej ponury, okres najw iększego nasilenia się zimnej w ojny pom iędzy blokiem sow ieckim a św iatem zachodnim . W racając do Polski Słonim ski nieomal roz­ minął się w drodze z C zesław em M iłoszem , który w łaśnie wtedy, przerażony perspektyw ą stalinow skiego zniew olenia um ysłów, wybrał wolność. W tym że czasie Tadeusz Borowski popełnił sam obójstw o, a polski aparat bezpieczeństw a sterow any z M oskw y, zapełniał w ięzienia ofiaram i chorobliw ych podejrzeń i cy ­ nicznych w erdyktów stalinow skich dygnitarzy i agentów. R ów nocześnie w życiu kulturalnym PRL tłum iono resztki powojennych swobód.

Jak dalece w racający do kraju pisarz się w tym orientow ał? M yślę, że orien­ tow ał się jeszcze mniej niż jeg o krajowi koledzy, często też żyjący pod szklanym kloszem , w sztucznej izolacji od większości społeczeństw a, wytw orzonej przez zapew nienie im statusu w yróżnianych i protegow anych pracow ników pionu kul­ tury, przeznaczonych do roli „inżynierów dusz ludzkich” . C oś m oże i wiedzieli,

(10)

ale nie na pew no i bez szczegółów. L ew ica zachodnioeuropejska żyła w izolacji jeszcze w iększej, ja k ą tw orzyła aura nieufności wobec w szelkich przejaw ów antykom unizm u. R ew elacje o stalinow skich zbrodniach, o łagrach w p ow ojen­ nym ZSRR traktow ano jak o w ym ysł antysow ieckiej propagandy, a pam ięć o zbrodniach Stalina sprzed wojny zdążyły przyćm ić hitlerow skie bestialstw a.

M ożna więc przyjąć jako pew nik dobrą wiarę Słonim skiego, kiedy p ow ró­ ciwszy do Polski opublikow ał kilka tekstów, które później uznał za przejaw

własnej słabości i m ałoduszności. T rzeba tu w spom nieć dziennikarską

w ypow iedź w spraw ie ucieczki M iłosza i nie przedrukow any w żadnym zbiorze w iersz do prezydenta Bieruta. Produktem ówczesnej postaw y jest też ładny ską­ dinąd, ale nieuzasadniony, sam okrytyczny wiersz Do czytelnika, otw ierający pierw szy, wydany po wojnie w ybór liryków poety.

Jednakże okres afirm acji rzeczyw istości P R L -ow skiej trw a u Słonim skiego bardzo krótko, z dwu co najmniej pow odów . Po pierw sze - ju ż od m om entu śmierci Stalina (m arzec 1953) pękać zaczyna pancerz strachu i cem entow anej przezeń izolacji inform acyjnej tak w ZSRR jak w krajach satelickich. Po drugie - w ystarczała naw et najbardziej pow ierzchow na znajom ość psychiki S łonim skie­ go, by przew idzieć, że nie utrzym a się on długo w roli apologety system u, w którym sztuczne ideologiczne konstrukcje tak bardzo kontrastow ały z obrazem rzeczyw istości i tak w yraźnie przeczyły poczuciu zdrow ego rozsądku.

Toteż Słonim ski od sam ego początku okresu tzw. odw ilży zaczyna m anife­ stow ać swój krytycyzm wobec sytuacji, w jakiej znalazła się kultura w Polsce. W spom nieć tu w arto jego w ypow iedzi w sprawie podręcznika literatury dla szkół średnich, który m iał być pierw szą próbą ujęcia przedm iotu w duchu o bow iązu­ jącej w ów czas doktryny socrealizm u. Słonim ski wykpił ów podręcznik, co

uśw iadom iło w ładzom ośw iatow ym konieczność szybkiego w ycofania książki z obiegu. K rytykę socjalizm u, a wkrótce potem całego stalinow skiego system u adm inistrow ania kulturą, podejm uje też Słonim ski w latach 1955-1956 w w y­ pow iedziach na zebraniach Rady Kultury przy ów czesnym M inisterstw ie Kultury i Sztuki. Są to w ypow iedzi pełne pasji i - jak dawniej - ciętego dow cipu. Jest to ju ż tygiel, w którym buzuje płom ień duchow ych przem ian okresu polskiego Października 1956. Na Zjeździe Związku Literatów Polskich, zaraz po Październiku, kiedy w yrażane są ju ż pełnym głosem postulaty zm iany oblicza polityki kulturalnej w Polsce, Słonim ski wybrany zostaje prezesem tej pisarskiej organizacji na m iejsce Leona K ruczkow skiego. W czasie swej trzyletniej kaden­ cji prezesa ZL P (19 56 -195 9) Słonim ski konsekw entnie usiłuje przeciw staw ić się dążeniom G om ułki i ów czesnego kierow nictw a partii, stawiającej sobie za cel ograniczenie osiągniętych w Październiku 1956 pisarskich swobód i przyw ró­ cenie kontroli partii nad życiem literackim. W idząc, że wysiłki jeg o okazują się darem ne, Słonim ski rezygnuje w 1959 roku z kandydow ania w kolejnych w y­ borach na P rezesa ZLP, ustępując m iejsca bardziej ugodow em u Jarosław ow i

(11)

Iw aszkiew iczow i. W ciągu tych trzech lat swojej kadencji staje się stopniow o jednym z duchow ych przyw ódców opozycji w środow isku pisarskim . W roku 1964 je st - w espół z Janem Józefem Lipsklim - inicjatorem głośnego Listu 34 podpisanego przez tę w łaśnie liczbę pisarzy i uczonych, a skierow anego do pre­ m iera Cyrankiew icza. W ładze, szykanując sygnatariuszy listu i grożąc im repre­ sjami w yczuw ają trafnie, że stanowi on pierw szy jaw ny i w yraźny m anifest po ­ stawy opozycyjnej w środow isku pisarskim .

T w órczość Słonim skiego staje się przy tym ju ż od chwili jeg o ustąpienia z funkcji prezesa ZL P przedm iotem czujnej obserw acji cenzury. Już w roku 1959 dw a tomy wyboru jeg o przedw ojennych recenzji teatralnych G w ałt na M elpo­

m enie zostają w ycofane z obiegu i oddane na przem iał, gdyż w recenzji z K niazia Patiom kina M icińskiego Słonim ski przyrów nał rew olucję październikow ą do

„pijanego statku” , który „przez ocean krwi płynął w m roczną noc dziejów ” , a w recenzji z jednej ze sztuk G. B. Shaw a negow ał istnienie dyktatury faszy­ stowskiej w Polsce przed w rześniowej.

Kiedy po roku 1968 Zw iązek Literatów na N adzw yczajnym W alnym Zebra- niou podjął protestacyjną rezolucję przeciw zdjęciu ze sceny Teatru N arodow ego spektaklu M ickiew iczow skich D ziadów, Słonim ski, przem aw iający na tym ze­ braniu, znalazł się w gronie pisarzy, których im iennie zaatakow ał G om ułka w swym głośnym przem ów ieniu 19 m arca 1968 roku. W okresie tym Słonim ski, źle notowany w prasie reżim ow ej - znajduje azyl i zarazem trybunę w katolickim „Tygodniku Pow szechnym ” . Cykl drukow anych tam jego felietonów złożył się na zbiór pt. O becność (1973). Felietony późniejsze ukażą się dopiero w pięć lat po śm ierci pisarza w zbiorze C iekaw ość (1981).

W śród utw orów poetyckich i wydanych przez Słonim skiego w ostatnich la­ tach życia na przypom nienie zasługują też dw a liryczno-satyryczne opow iadania zam ieszczone w tom ie Jaw a i mrzonka (1973), zabawny i rzew ny Alfabet w spo­

m nień (1975) oraz pojaw iające się co jakiś czas nowe w ybory wierszy (ostatni

za życia 138 wierszy, 1973), w których przez oka sieci cenzury udaje się au­ torowi stopniowo, choć zazwyczaj z pew nym opóźnieniem , przem ycić utwory o aluzyjnej w ym ow ie politycznej, jak np. poem at Sąd na D on Kichotem (1963—

1965), którego koda stanowi rodzaj lirycznego zapisu testam entow ego poety:

Prim o

Ł a tw o się m nie nie p o z b ę d z ie c ie , M elo d ia , którą się p am ięta, P iosen k a, której refren w raca, D o w c ip sz y d e r c z y , żart u licy , R ym c e ln y , n iesp o d zia n a pointa T o m oi w ierni so ju sz n icy . W starej p o w ie śc i c z y dram acie M ój g e st i g ło s mój ro zp o zn a cie. P o c z c iw y truizm , banał z nagła

(12)

Lub sz lo c h e m sk o c z y w am d o gardła. Ł a tw o s ię m nie n ie p o z b ę d z ie c ie .

S ecu n d o

M iał to b y ć ca ły tom in fo lio , A w y s z ło ty lk o parę stronic, W ię c w łó c z ę się p o m g listy m parku Pod rękę z w ła sn ą m elan ch olią. 0 c o c h o d z iło ? P raw ie o nic. A b y zb yt ła tw o nie z g ią ć karku. W ię c w łó c z ę się po m g listy m , parku Pod rękę z w ła sn ą m elan ch olią.

Tertio

Ż e b y łem k ied y ś m ałod u szn y, Ż e k ied y ś zbrakło mi o d w a g i 1 ż e m ilc za łem w b rew su m ien iu , U m ierający c h c ę b y ć nagi.

C h cę zrzu cić z piersi cięża r d u szn y I raczej sp o c z ą ć w za p o m n ien iu , W przydrożnym prochu i p o p iele, N iż na w y so k im katafalku

W w a szy ch fa łsz y w y c h b óstw k o śc ie le .

O bok zw iązania się z „Tygodnikiem Pow szechnym ” - drugim faktem spo­ łecznym , który określa rolę Słonim skiego w ostatnich latach życia, je st uznanie jego duchow ego autorytetu przez opozycyjny krąg m łodzieży, której stanow isko zaczyna się krystalizow ać w latach sześćdziesiątych, by w następnym dziesię­ cioleciu nabrać charakteru opiniotw órczej siły politycznej. Podobnie jak przy fo r­ m ułow aniu Listu 34, najbliższym w spółpracow nikiem pisarza był m łodszy od niego o lat 30 Jan Józef Lipski, tak obecnie Słonim ski angażuje jak o sw ego se­ kretarza zw olnionego z w ięzienia studenta historii A dam a M ichnika, który sto­ pniowo staje się łącznikiem między poetą a m łodszym pokoleniem opozycyjnych działaczy. Śm ierć poety w następstw ie w ypadku sam ochodow ego w dniu 4 lipca 1976 roku nastąpiła na krótko przed w ydarzeniam i, które przyczyniły się do zm iany politycznego oblicza Polski. D ziałalność Kom itetu O brony R obotników (KOR) i w ydaw nictw drugoobiegow ych miałaby w Słonim skim niew ątpliw ie swego patrona, orędow nika i stronnika.

N a rok przed śm iercią utracił poeta żonę, Janinę z K onarskich (1902-1975), w ybitną graficzkę, którą poślubił w pierwszej połow ie lat trzydziestych. Byli m ałżeństw em bardzo szczęśliw ym i doskonale dobranym . N a m iejsce w iecznego spoczynku żony wybrał poeta cm entarz w podw arszaw skich Laskach, przy za­ kładzie ociem niałych dzieci. W rok później zlecił się tam pochow ać. Ten nie- pozbaw iony ideowej w ym ow y gest, którem u tow arzyszył legat testam entow y na rzecz Lasek, przekreślił niejako m ożliwość sporu o spuściznę duchow ą poety, w której stronam i m ogliby być sym patycy poety z laickiej lewicy i twórcy legend o przedśm iertnych naw róceniach. N iezależnie od fluktuacji sw ych politycznych

(13)

w yborów , pozostał Słonim ski bowiem , jak o tym świadczy cała jeg o tw órczość, jednym z ostatnich spadkobierców i swoistym uosobieniem syntezy rom antycz­

nego m arzycielstw a, podatnego na uleganie społecznym utopiom i sceptycznego racjonalizm u o rodow odzie X IX -w iecznym , choć karm iącego się niejedną z późniejszych idei naszego stulecia. Nie wierzył w wyższy sens dziejów, ale p o ­ został, jak to określił w jednym ze swych późnych wierszy, „niepogodzony z bezsensem istnienia” . M yślę, że do końca trzym ał się wiary w istnienia tego sens m oralny.

Pozostaw ił po sobie pam ięć człow ieka praw ego o dużej cyw ilnej odw adze. Niechętni wypom inali mu nieliczne chw ile słabości i niekonsekw encji, usiłując zm inim alizow asć znaczenie jego politycznych gestów, a rangę artystyczną jego liryki obniżyć, akcentując konserw atyzm poety i przyw iązanie do tradycyjnych form wyrazu. N ie w ydaje się jednak, by w perspektyw ie czasu anim ozje te miały w iększe znaczenie. D la paru pokoleń pozostał ideowym kontynuatorem tej linii myśli i m arzeń artystów , którą w yznaczali przed nim Prus i Żerom ski, a po trosze i Conrad. Był może jednym z ostatnich poetów, którzy mogli jak o swój program sform ułow ać zdanie z liryku W obronie wiersza:

W iersz, k ied y n ie je st pokarm em dla m arzeń, G dy n ie je st skargą, buntem - n ic n ie zn a czy .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na początku drugiego rozdziału Ewangelii wg Mateusza czytamy, że, gdy Jezus urodził się w Betlejem, do Jerozolimy przybyli ze wschodu Mędrcy (ȝȐȖȠȚ)

“The brands of which the Apostle speaks were doubtless the permanent marks which he bore of persecution undergone in the service of Christ” (Lightfoot, 1870, p. 305);

Mimo to wierzymy, że w sercu tego ruchu i tego zamętu jest objawienie Boga, który nam towarzyszy, który nas stale zaprasza i do niczego nie zmusza, bo - jak powiedział

Bardzo proszę zwrócić uwagę na informację, zapisaną przy objętości kwasu solnego zużytego podczas miareczkowania prowadzonego wobec oranżu metylowego – jest

odlegªo± i od Ziemi nale»y umie± i¢ drugiego satelit, aby mógª on dwa razy na dob znale¹¢ si pomiedzy.. satelit¡ geosta jonarnym, a jego sta j¡ ª¡ zno± i

Zamawiający udostępnia Dostawcy klauzulę informacyjną dla kontrahentów („Klauzula”), której treść zawiera informację wymagane na podstawie art. 13 i 14 RODO, i jest ona

Za każdym razem wyjaśnij, dlaczego wpisana liczba pasuje jako

Za każdym razem wyjaśnij, dlaczego wpisana liczba pasuje jako