• Nie Znaleziono Wyników

Józef Brandt a środowisko polskich artystów w Monachium

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Józef Brandt a środowisko polskich artystów w Monachium"

Copied!
61
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Szpakowski

Józef Brandt a środowisko polskich

artystów w Monachium

Rocznik Muzeum Świętokrzyskiego 2, 273-332

1964

(2)

A N D R Z E J S Z P A K O W S K I

JÓZEF BRANDT A ŚRODOWISKO POLSKICH

ARTYSTÓW W MONACHIUM

K iedy dw udziestojednoletni Józef B ran d t przenosi się w 1862 r. za n a ­ m ow ą Juliusza K ossaka z p aryskiej École des P o nts et Chaussées do M ona­ chium , aby tam podjąć re g u la rn e studia m alarskie, tra d y c je podróży za g ra­ nicznych w śród arty stó w polskich są już bardzo bogate, a główne szlaki p rz e ta rte i u trw alo n e zostały jeszcze przez p ra k ty k ę poprzednich generacji architektów , m alarzy i rzeźbiarzy \ Genezy tego ruchu, niezw ykle ch a rak ­ terystycznego dla polskiej rzeczyw istości artystycznej X IX w., dop atryw ać się można już w podróżach m ecenasów sztuki i arty stó w z k ręg u dw oru k ró ­ lew skiego w X V III w., w ożyw ieniu stosunków artystyczny ch m iędzy P olską a innym i k ra ja m i europejskim i w dobie O świecenia czy też w im porcie b u ­ dzących podziw dzieł sztuki obcej, głów nie m alarstw a i rzeźby.

Od czasów S tanisław a A ugusta Poniatow skiego działają w Polsce, głów ­ nie w W arszaw ie, liczni arty ści pochodzenia cudzoziem skiego, wywodzący się z krajó w o rozw iniętej i w ysoko zorganizow anej k u ltu rze arty stycznej (głównie z Włoch, F rancji, N iem iec i A ustrii), k tó ry ch biegła i zręczna sztuka budziła zainteresow anie m. in. system em kształcenia arty stó w w obcych środow iskach k u ltu raln y ch . Początkow o n astępują w y jazd y artystó w obcego pochodzenia, działających na dw orze królew skim (np. Le B ru n i Bacciarelli), a następnie i polskich m alarzy, stypendystów S tan isław a A ugusta P on ia­ tow skiego (Smuglewicz, K ucharski, W all i inni, głów nie architekci). Celem tych w yjazdów było bądź zdobycie wyższych k w alifik acji artystycznych, bądź zapoznanie się z now ym i ideam i i prądam i w sztuce bezpośrednio u źró­ deł.

Z biegiem czasu zwyczaj ten staje się zjaw iskiem pow szechnym i cieszy się pełnym poparciem tak m ecenasów , jak i k ry ty k i artystycznej.

C h a ra k te r ideow y i fo rm aln y sztuki w ieku XVIII i przełom u w. X IX początkow o w pływ ał na ograniczanie zakresu zaintereso w ań tak m ecenasów finan su jących podróże, jak i polskiej m łodzieży arty sty czn ej, do k rajó w ro ­ m ańskich (głównie Rzym, w m niejszym stopniu P aryż), do czego w niem ałym stopn iu przyczyniła się też działalność pam iętn ik arsk a S tan isław a K ostki Potockiego czy A ugusta M oszyńskiego2. Później jedn ak, po w strząsach po­ litycznych i społecznych, zw iązanych z rozbioram i, in su rek cją kościuszkowską i kam p anią napoleońską, po ogólnych zm ianach orien tacji ideow ej, w raz ze 18 — R oczn ik M uzeum Ś w ię to k r z y sk ie g o

(3)

274 An drzej S zp a k o w sk i

L eo von K len ze — G m ach S tarej F in a k o tek i (1826— 1836), M onachium , stan przed sp a len iem w r. 1943 i 1944

w zrostem ilościow ym adeptów pędzla i dłu ta — zakres ten rozszerza się znacznie, obejm ując i inne m iasta europejskie (W iedeń, P etersb u rg , Drezno, D üsseldorf, E erlin, czy w reszcie Monachium)

W k ra ju kształcenie zawodowe artystów , po skrom nych początkach, w y ­ w odzących się z trad y c ji królew skiej „m ala rn i” B acciarellego i pracow ni pryw atn y ch , przekazane zostało odpow iednim w ydziałom organizow anym przy u n iw ersy te ta ch (w W arszaw ie W ydział N auk i Sztuk P iękny ch w 1816 r., w K rakow ie Szkoła Sztuk P ięknych w 1818 r.). W W ilnie trad y c je nauczania ry su n k u i m alarstw a łączy się z d atą przyjazdu do tego m iasta Franciszka fm ug lew icza w. 1798 r . 4 W program ach nauczania przew aża początkowo s tu ­ dium nad gipsow ym odlewem antycznej rzeźby i ry sun ek anatom iczny z ży­ wego m odela, ale już niebaw em popularność uzyska tzw. m alarstw o k ra jo - widoków, k tó re zmusza arty stó w do bliższych ko n tak tó w z przyrodą i do studiów n atu ry . Również ruch w ystaw ienniczy n ab iera żywszych ru m ień ­ ców. Z m niejszą lub większą regularnością odbyw ają się pokazy m alarstw a w W arszaw ie (od r. 1819), K rakow ie (od r. 1821) i P oznaniu (od r. 1830), w których uczestniczą zarów no uznani artyści polscy i obcy, jak i polska m łodzież artystyczna. Ze skrom nych początków rozw ija się świadom e, choć ograniczone do niew ielkiej stosunkow o liczby osób kolekcjonerstw o. K ształ­ tu ją się pierw sze kolekcje m agnackie, pow stają pierw sze m uzea (Św iątynia S ybilli w P u ław ach w 1800 r., Domek G otycki w 1809 r., opracow any przez P iw arskiego G abinet Rycin po S tanisław ie A uguście P oniatow skim przy U niw ersytecie W arszaw skim w 1819 r., zbiory kórnickie w 1829 r.), rodzi się w reszcie i k sz ta łtu je rodzim e piśm iennictw o o sztuce.

W szystkie te zjaw iska pobudzają zainteresow anie społeczeństw a sp ra ­ w am i sztuki w ogóle, w szczególności zaś ry su je się coraz bardziej w yraźnie tend encja do k onfrontow an ia w łasnych osiągnięć artystyczn ych z w spół­ czesną sztuką obcą. Z ainteresow anie w śród arty stó w budzi rów nież sztuka daw na, rep rezen to w an a w k ra ju p rzykładam i na ogół dobrym i, choć w ilości niew ielkiej. S tąd też tendencja do podejm ow ania podróży do bardziej za­ sobnych w g alerie i zbiory środow isk obcych.

(4)

Józef B randt a środowisko polskich a rty stó w w Monachium 275 W ślad za pierw szym i stypendystam i S tanisław a A u gu sta (Szreger, K am setzer, Sm uglew icz, K ucharski, W all, Rajecka) u d ają się za granicę, głównie do Rzymu, W iednia i B erlina, całe zastępy arty stó w polskich dzia­ łających na przełom ie XVIII i XIX w., przy czym Rzym nadal ściąga n a j­ liczniejsze grupy. S tu d iu ją tam m. in.: Czechowicz, K untze-K onicz, S ta ttle r, K okular, Tokarski, Hadziewicz, K aniew ski. W B erlinie przeb y w ają m. in.:

(5)

276 A n drze j S zp a k o w sk i

Faw orski, M olinari, Kolberg, nieco później: M arszałkiew icz i Hadziewicz; w D reźnie: S eydlitz, B lank i później L esser; w W iedniu: K okular, Plersch, P fan h a u ser; w P aryżu: B rodowski, K ucharski, Suchodolski.

S pecjalną rolę w torow aniu artystom polskim dróg, prow adzących do obcych akadem ii, odegrała rodzim a k ry ty k a artystyczna i inne, pokrew ne g atu n k i piśm iennictw a o sztuce a także osobiste i k orespondencyjne ko n ­ ta k ty m alarzy z przebyw ającym i za gran icą w ybitn ym i osobistościam i ze św iata politycznego i k u ltu raln eg o '\ Z nam ienna może tu być np. w ypow iedź zw iązanego licznym i w ięzam i z polską rzeczyw istością arty sty czn ą X IX w. W incentego Pola, k tó ry w 1839 r. tak fo rm u łu je swój pogląd na stan nauki m alarstw a w Polsce i rolę obcych środow isk k u ltu raln y ch :

W ielu jest m łodych ludzi w kraju naszym, niepospolitym talentem obdarzo­ nych, którzy sobie zawód m alarski obrali — ale i jakąż drogą iść zw ykli? Mło­ dzieniec, który uczuje w sobie chęć do rysunku, rysuje w domu czy to w szkole oczy, nosy, głowy, ręce i nogi, potem całe figury, posągi, antyki; od rysunku m art­ w ych w zorów przechodzi do portretów, od ołów ka i pastelów do pędzla i farb o le j­ nych; albo poczyna od kwiatów , od drzew pojedynczych, zwierząt, a kończy na obrazach okolic, ożyw ionych ludźmi i zw ierzętam i. Kto w tym lub ow ym zawodzie pewnej w praw y i łatw ości nabędzie, kto przem alował w szystk ie wzory, które mu pod rękę w padły, kto utw orzył sam kilka grup m itologicznych, w ykonał kilka szczę­ śliw ych portretów lub w idoków i porównał sw e prace z tym, co mu jest znanym — w yjeżdża za granicę do Wiednia i Berlina, do Drezna i Monachium, a w końcu do Paryża i Rzymu. [...] Tam otwiera się przed oczyma jego św iat rozległy w galeriach m alow ideł i w szkołach m alarskich; tam widzi, jak na okresy podzielone całe dzieje sztuki m alarskiej i nad czym w ieki pracowały obejm uje kilkanaście gmachów sw ym wnętrzem . N iejednem u otworzy się dusza, niejednego ogarnie niepokój sztuki, niejeden w zn iesie się na chw ilę i ogrzeje przy dobroczynnym ogniu swe serce, niejednego pochw yci niew ym ow na tęsknota, niejeden upadnie na duszy, a nie ma takiego, co by mógł powiedzieć: Anch’io sono pittore w przekonaniu n aj­ głębszym , iż czas nasz nie może dojść arcydzieł sztuki, i nie zdoła nic podobnego utw orzyć, co by w ielkości onych sprostało — rzucają się w rozpaczy na drogę naśladow nictw a, stają się zwolennikam i tej lub owej szkoły i kopiują kopie, ma- nierują m aniery, służą sługom sług. A le i tutaj jeszcze nie idzie rzecz łatw o i snad­ niej jeszcze przyczepić się do jakiejkolw iek szkoły nowej, która dziś żyje i w zra­ sta, niżeli pobratać się z m istrzam i przeszłości...6

Pol re je s tru je tu i ocenia pew ne k o n k re tn e zjaw isko, ale jego zachw yt n ad bogactw em obcych zbiorów m alarstw a ma w ym ow ę ogólniejszą i jed n o ­ znaczną, a sztuce obcej przypisuje, jak w idzim y, decydującą rolę w k ształ­ tow aniu w spółczesnych koncepcji artystycznych.

W K rakow ie L ucjan Siem ieński, pisząc o m łodych w ychow ankach tam ­ tejszej Szkoły Sztuk P ięknych, nie może pow strzym ać się od uw ag ja k ta, któ rą rzuca przy okazji om aw iania twórczości dw udziestoletniego W alerego Eliasza R adzikow skiego:

Młody ten m alarz w idoczne robi postępy, tak w rysunku, jak i w sposobie m alow ania. Żeby był pew nym siebie brakuje mu dobrej szkoły. Pod biegłym m i­ strzem w z a g r a n i c z n e j a k a d e m i i (podkr. A. S.) prędko by stanął na tej drodze, po której dochodzi się do celu 7.

(6)

Józef Brandi a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 277

P e te r von C orn eliu s (1783— 1867) Jeź dźcy Apokal ipsy, karton do polich rom ii,

1845— 1846, N a tio n a lg a lerie B erlin

Głęboko zakorzenione w świadomości m ecenasów , arty stó w i k ry ty k ó w p rzekonanie o wyższości system u studiów arty sty czn ych za g ran icą spow o­ dow ało w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych sw oistą inw azję w ycho­ w anków szkół artystycznych polskich na obce środow iska k u ltu raln e. N aj­ w iększą popularnością i najw iększym uznaniem cieszyło się w latach 1860—

— 1880 M onachium , które skupiło też najw iększą za granicą kolonię

polską.

O pinia o roli środow iska m onachijskiego i ocena w pływ u szkoły m ona­ chijskiej na m alarstw o polskie X IX w. przeszły znam ienną ew olucję. Jeszcze w 1896 r. Jerzy M ycielski pisał:

A za g en era cją starszą, urodzoną m ięd zy r. 1820 a 1830, p od ążyła do m o n a c h ij­ sk ich sz k ó ł i druga, ta, która przed sam ym r. 1840 na św ia t p rzy szła , p o d ą ży ł w 1858 m ło d zień czy M atejko, po n im zaś p ły n ęła cią g le i coraz o b ficiej fa la ich dalsza p rzez w s z y stk ie d ziesią tk i n aszego w ie k u , ja k p ły n ie cią g le do d ziś dnia i z p ew n o ścią aż po dni n asze z n i k ą d m o ż e t y l e , c o z M o n a c h i u m , w i e l k i c h p o l s k i c h t a l e n t ó w m a l a r s k i c h n i e w y s z ł o (podkr. A . S . ) 8.

(7)

za-278 An drzej S zpakow ski

C aspar N etsch er (1639— 1684) Z a b a w a z m u z y k ą , Stara P in a k o tek a , M onachium

ledw ie pięć lat później, uzupełniając swój pełen rozczarow ania i w e w n ętrz­ nego zniechęcenia głos takim uzasadnieniem :

Istotn a p rzyczyn a tego leża ła w tym , że je ż e li w M on ach iu m otaczała nas c a ł­ k iem obca i n iezn o śn a a tm osfera, to n iem n iej w k raju d ookoła tego ca łeg o p oryw u a rty sty c z n e g o ro zcią g a ła się głucha p u sty n ia , w której n ie o d zy w a ło się żadne ech o w sp ó łczu cia . N ie b yło ani „ tem p eratu ry m o r a ln e j”, której dla p o ja w ien ia się sztu k i żąda H ip o lit T aine, ani żad n ego m a ją ceg o ja k i ta k i a u to ry tet ogn isk a w y c h o w a w c z e g o . Z drugiej stron y fa łsz y w e w y o b ra żen ie o p o trzeb ie szk ół, p r o fe ­ sorów , a k ad em ii, „ za g ra n icy ”, P aryża, M onachium czy R zym u — w ogóle E uropy, c a ły ten k o n w e n c jo n a ln y układ p ojęć o k szta łcen iu się a r ty stó w , op arty na o b so- lu tn e j n iezn a jo m o ści ich p sy ch o lo g ii i p sy ch o lo g ii sztu k i w ogóle, n ie p o zw a la ł zrozu m ieć tej p rostej p raw d y, że jed y n ą n au k ą je s t b ezp o śred n ie z e tk n ię c ie się i p o ro zu m ien ie z n atu rą, że w szęd zie tam , gd zie je s t ś w ia tło i życie, w sz ę d z ie tam są za sa d n icze śro d k i do k szta łcen ia się w sztu ce ®.

(8)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 279 N ajsurow iej ocenia rolę szkoły m onachijskiej z p erspek ty w y ponad pół­ wiecza Tadeusz D obrow olski, form ułując tak i sąd:

W o k resie W itk iew icza i S y g ie ty ń sk ie g o p a n o w a ł u nas g łó w n ie k ieru n ek m o ­ n a ch ijsk i w w y n ik u p opularności M onachium jak o ośrodka sztu k i, do k tórego d ążyła w ię k sz o ś ć a r ty s tó w polsk ich . Z aciążyło to fa ta ln ie na n aszym m a la rstw ie, gdyż M on ach iu m b yło przede w szy stk im szk ołą złeg o sm ak u , p ła sk ieg o realizm u lu b se n ty m e n ta ln e g o efek cia rstw a , o k reśla n eg o e u fe m isty c z n ie jako S t i mm u n g . Z a b ó j c z e g o (podkr. A. S.) w p ły w u szk o ły m o n a ch ijsk iej p o tra fili u n iknąć ty lk o a r ty ś c i szczeg ó ln ie odporni i tacy, którzy, jak np. M a k sy m ilia n i A lek sa n d er G iery m scy , a późnie.] E oznańska, u m ieli w y ło w ić z M on ach iu m to, co b yło tu taj o d p ry sk iem k u ltu ry fra n cu sk iej. Bo, rzecz o czy w ista , i M onachium u leg a ło F ran cji, n ie zd ając so b ie jed n a k sp raw y z isto ty fra n cu sk iej sztu k i i w u ]g a ry zu ją c jej różne k ie r u n k i...10

Wobec tak różnorodnych ocen i opinii w arto chyba przypom nieć sobie, czym w istocie charakteryzow ało się i odróżniało od innych środow isk a r ty ­ stycznych w N iem czech środowisko m onachijskie, jak ie w artości rep rezen ­ tow ała tam tejsza sztuka i jakie idee czy dobra k u ltu ra ln e m ogły mieć p ra k ty c zn y w pływ na studiujących tam arty stó w polskich. W ymowa pew

(9)

280 An drzej S zpakow ski

P eter P au l "Rubens (1577— 1640) Wi e n i e c o w o c ó w , Stara P in a k o tek a , M onachium

nych faktó w i w yniki m ateriałów porów naw czych być może pomogą w do­ konaniu nieco innej oceny w pływ u m alarstw a niem ieckiego na m alarstw o polskie, zdaniem piszącego niesłusznie dotychczas w yolbrzym ianego.

B aw aria w ieku X IX posiadała już bogate trad y c je artysty czn e, szcze­ gólnie na polu kolekcjonerstw a prow adzonego przez W ittelsbachów . W ywo­ dzi się ono od działalności A lbrechta V (155U— 1579), pierw szego z szeregu m ecenasów baw arskich, k tó rzy zgrom adzili dzieła sztuki składające się na

dzisiejszą kolekcję S ta rej P in akoteki Dużą ruchliw ością odznaczył się tu

M aksym ilian I (1597—1651), syn W ilhelm a V, późniejszy pierw szy elek tor Baw arii. Wzbogacił on znacznie b aw arski skarbiec kolekcją antycznych m onet i dziełam i D ü rera (ołtarz P au m g artn e ra z kościoła dom inikańskiego we F rankfurcie, Czterech Apostołów z ratusza w N orym berdze i in.). W p rze­ ciw ieństw ie do w łoskich zainteresow ań dw oru cesarskiego M aksym ilian zbiera w iele obrazów szkół północnych (głównie n iderlan dzk iej), rozpoczy­ nając rów nocześnie zakupem płótna R ubensa Polowanie na lw y słynną mo­ nachijsk ą kolekcję tego arty sty . Główne zasługi w zgrom adzeniu n ajw ięk ­ szych arcydzieł m alarstw a przypisuje się jed n ak M aksym ilianow i Em anuelow i (1679—1726), k tó ry na pomieszczenie szybko rosnących z jego inicjatyw y zbiorów przeznacza zamek w Schleissheim , w zniesiony w 1684 r. przez w ło­ skiego a rch itek ta Zucalli. Szczególnie u dan y okazał się zakup w 1698 r. u G isberta van Ceulen w A ntw erpii, obejm ujący 105 obrazów , w tym 12 R ubensów (m. in. p o rtre t H eleny F ourm ent z dzieckiem , dwa pejzaże, duży

Spacer w ogrodzie, Mars i Wenus, Loth z córkami, T rzej Królowie), 15 płócien

V an Dycka, obrazy S nydersa, B rouw era, F yta, B rueghla, W ouw erm ana, Dou i w ielu innych. N iestety nie w szystkie te obrazy do trw ały w zbiorach b aw ar­ skich do X IX w . 12 'W obec b ra k u zainteresow ań kolekcjonerskich K arola A lberta (1726— 1745) i M aksym iliana Józefa III (1745— 1777) uw aża się stan inw entarza zam ku w Schleissheim z roku 1761 w zasadzie za zbiór M

(10)

aksy-Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 281

m iliana Em anuela. Inw entaryzacja ta obejm uje łącznie 1 016 płócien, a m niej więcej tyle samo znajdow ało się w zam kach w M onachium , N ym phenburgu i Dachau. W 1777 r. w raz ze śm iercią M aksym iliana Józefa III kończy się główna linia W ittelsbachów i B aw arię otrzym uje spadkobierca der Pflazi-

schen Lande, K arol Teodor. Wznosi on w M onachium dla zbiorów m alarstw a

nowy gm ach, k tó ry później przeznaczony zostanie na m uzeum sztuki sta­ rożytnej i m uzeum etnograficzne. K arol Teodor prow adził dalsze zakupy dzieł m alarzy holenderskich, grom adząc je w M onachium , skąd dopiero w końcu X V III w. zostały przeniesione do M onachium . Po jego śm ierci elek­ torem baw arskim został w 1799 M aksym ilian Józef z linii P flatz-Z w eib ru - cken, a do daw nej kolekcji W ittelsbachów doszła jeszcze jedna, „pflacka” kolekcja m alarstw a, składająca się z 964 obrazów m alarzy francuskich i ho­

lenderskich XVII i X V III w. ”

S ekularyzacja dóbr kościelnych w B aw arii i T yrolu spow odow ała po 1803 r. dodatkow y napływ dzieł m alarstw a staroniem ieckiego. O statnim i w iększym i n ab y tk am i do zbiorów m onachijskich były zakupy prow adzone przez L udw ika I, któ ry wzbogacił kolekcję S ta rej P in ak otek i o dalsze dzieła F illipino Lippiego, Botticellego, G hirlandaia, P erug ina, R afaela i in., zak u­ pując bądź w iększe zespoły (m. in. u b raci Boisserée w 1828 r.), bądź poje­ dyncze obrazy. W cześniej jeszcze, dzięki decyzji M aksym iliana Józefa, k tó ry w 1805 r. nakazał przeniesienie g alerii z D üsseldorfu do M onachium , S tara P inak o tek a wzbogaciła się o czterdzieści R ubensów , siedem naście Van Dycków, sześć R em brandtów (z słynnego cyklu biblijnego) i cenne dzieła m istrzów włoskich: (Carracci, Dom enichino, Guido Reni, T in to retto , P alm a Vecchio, T ycjan, del Sarto) oraz flam andzkich (Snyders, Jordaens). Od 1808 r. pow ażnie zw iększył się napływ m alarstw a w łoskiego. W 1815 n ab y ta została w ielka Madonna Tycjana i Santa Conversatione Cima da Conegliano.

Gm ach dzisiejszej S tarej P in a k o tek i został zatw ierdzony do budow y jeszcze za życia króla M aksym iliana, w r. 1823. Budowa gm achu przypada już na czasy panow ania L udw ika I, a jego ukończenie nastąpiło w 1836 r.

(11)

2 8 2 Andrzej S z pakows ki

Ernst Zimmermann (1852—1901) Pokłon pasterzy, Nowa Pinakoteka, Monachium

(12)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 283

W ilh elm D iez (1839— 1907) P o k ło n p a s t e r z y , w e d łu g m ied zio ry tu A. K n esin ga

(13)

284 A n drze j S zpakow ski

R em brandt van R ijn (16C6— 1669) P o k lo n p a s t e r z y , Stara P in a k o tek a , M onachium

Od tego też czasu zbiory S tarej P inakotek i udostępnione zostały artysto m i szerokim rzeszom publiczności.

W brew bardzo krytycznej ocenie poziomu k u ltu ry arty sty cznej śA d o- w iska m onachijskiego, jak iej dokonał W itkiew icz, M onachium , ja k żadne inne m iasto w Niemczech, przeżyw ało od lat trzydziestych g w ałto w n y roz­

(14)

Józef Brandt a środow isko polskich a rty stó w w Monachium 285 wój kultu raln y . Szczególnie wiele zawdzięcza M onachium królow i b a w a r­ skiemu, Ludw ikow i I (1786— 1868), którego d w udziestotrzyletni okres p ano ­ w ania (1825—1848) w ypełniony jest b u jn ą działalnością na polu krzew ienia k u ltu ry arty stycznej 13. Z jego in icjaty w y i p ry w atn ej kasy pow stają liczne budow le użyteczności publicznej, pom niki i m auzolea, nowe gm achy m uzeów i gliptotek; niem ałe też zasługi położył przy organizacji i rozw oju szkolnictw a artystycznego, a w zakresie kolekcjonerstw a dokonał dzieła na m iarę n a j­ w iększych m ecenasów niem ieckich. F akt, że na jego śm iałych zam ierzeniach urbanistyczno-architektonicznych kładzie się przew ażnie cień przyciężkiej, ch arakterysty cznej dla Niemiec w tym okresie m aniery, że ogrom nych roz­ m iarów freski, pokryw ające w ew nętrzne i zew nętrzne płaszczyzny now ych gm achów publicznych, nie grzeszą um iarem czy lepszym sm akiem arystycz- nym — nie pow inien przesłaniać obrazu poważnego ruchu artystycznego i dynam iki, z jaką przeobrażała się m ieszczańska stolica B aw arii nad Izarą

w stolicę artystyczną Niemiec.

Od początku la t czterdziestych X IX w. L udw ik I rozpoczyna system a­ tyczną akcję kolekcjonerską w zakresie m alarstw a współczesnego. Z am iarem jego jest zgrom adzenie możliwie najpełniejszego zespołu płócien, rep rezen ­ tujących podstaw ow e zjaw iska w spółczesnej k u ltu ry plastycznej Niemiec. O perspektyw icznych planach L udw ika I św iadczy fa k t, że już w 1836 r. zlecił K aulbachow i w ykonanie k arto n ó w do polichrom ii, k tó ra m iała zdobić gm ach m uzeum sztuki współczesnej. M uzeum to m iało też być sw oistym dokum entem k u ltu ry artystycznej epoki o jednolitym ch arak terze stylow ym arch itek tu ry , dekoracji ściennych i zbiorów . F ak t, że w ro ku 1846, k iedy K aulbach ukończył prace nad k arto n a m i do przyszłej polichrom ii, król po­ łożył kam ień w ęgielny pod gm ach Nowej P in ak o tek i (wzniesionej w latach 1846— 1853 przez A ugusta von Voita), potw ierdza ścisły zw iązek m iędzy pla­ nam i k róla a pracą K aulbacha.

P ierw szy katalog nowej galerii, w yd an y w 1853 r., a więc w rok u udo­ stępnienia g alerii dla publiczności, daje nie tylko ciekaw ą ch a rak tery sty k ę osiągnięć i w artości m alarstw a niem ieckiego do połowy X IX w., ale rów nież staje się in teresującym dokum entem sm aku artystycznego szerokich w arstw społecznych, z którym podobno L udw ik I liczył się w bardzo pow ażnym stopniu, zakup ując tylko od tych arty stó w , k tó rzy byli w społeczeństw ie uznani i cieszyli się najw iększą popularnością. Nie mogło to niestety nie w płynąć na obniżenie poziomu zbiorów , k tó ry jed n ak z drugiej stron y re ­ prezen tu je pierw szorzędnej w agi dokum ent sw ojej epoki i p anujących w niej gustów . F aktem jest jednak, że w niew iele la t później Schack kom pletuje zespół znacznie bardziej interesujący. Był on jed nak nie tylko m ecenasem — był znawcą, i to na swoje czasy — w odniesieniu do m alarstw a niem iec­ kiego — znaw cą w ytraw nym . L udw ik I rezygnow ał z m ożliwości w yboru, zakupyw ał dużo, w w ielu środow iskach n araz i zawsze to, co nie w yw oływ ało n ajm niejszych kontrow ersji.

W śród pierw szych zakupów k ró la przew ażają nazw iska Kocha, Scha- dowa, O verbecka, C orneliusa i m niejszych talentów italian izu jący ch m alarzy niem ieckich. Nowe n ab y tk i w latach późniejszych w zbogaciły galerię o płótna A dam a, Hessa, H eidecka, N ehera i in. Z biory królew skie uzupełniane były w dalszych latach zakupam i z kasy państw ow ej oraz d aram i i legatam i, przez co zm ienił się w końcu w ieku X IX — rzecz bardziej interesująca — ich pierw otny, m onachijsko-nazareński ch arak ter. D ług otrw ała reorganizacja

(15)

286 A n drze j S zp a k o w sk i

E dw ard K urtzh au er (1840— 1879) F e s t y n w i e j s k i w S z w a b ii , N ow a P in ak otek a, M onachium

galerii, zakończona ostatecznie w 1919 r., a polegająca na w łączeniu dużego zespołu m alarstw a przełom u XVIII i XIX w. oraz początków XX w. (Graff, Tischbein, E dlinger, F riedrich, W aldm üller i inni), dała m alarstw u niem iec­ kiem u zgrom adzonem u w Nowej P inakotece m ocniejsze podstaw y i logiczny fundam ent. W krótce jednak okazało się, że re p rezen tacy jn y gm ach Nowej P in ak o tek i nie m ieści system atycznie rosnących zbiorów. P ozyskanie przez jednego z jej dyrektorów , Hugo von Tschudiego, poważnego zespołu m a la r­ stw a obcego (Constable, D aum ier, G éricaut, C ourbet, M anet, Monet, Renoir, Van Gogh, G auguin, Cézanne i inni) znacznie podniosło rangę galerii, lecz je d ­ nocześnie stw orzyło poważne trudności lokalowe. Podobnie jak kiedyś M aksy­ m ilian I snuł p ro jek ty budow y now ych gm achów dla swoich zbiorów, teraz L udw ik I, wznosząc Nową P inakotekę, roił p lany dalszych g alerii i m uzeów. W ypadki historyczne związane z w ojną 1866 roku nie pozwoliły jed nak na ich zrealizow anie. Szczególnie dotkliw ie daw ał się odczuć b ra k pow ierzchni w y­ staw ow ej dla rosnącego zbioru m alarstw a najnow szego, lokalno-m onachij- skiego, dla którego przeznaczono ostatecznie w zniesiony przez Zieblanda w latach 1838— 1845 nowy gm ach w ystaw ow y na K önigsplatz. Gmach ten, mimo że pow stał przed Nową P inakoteką, posiadał na ówczesne czasy do­ skonałe w a ru n k i ekspozycyjne i tam też umieszczono zbiory m alarstw a n a j­ nowszego, ustalając granicę podziału na lata siedem dziesiąte. Z biory te, znane pod nazw ą S taatliche G alerie, re p re z e n tu ją więc k u ltu rę plastyczną Niem iec i E uropy drugiej połowy X IX w., a w ięc okresu, w którym polscy artyści p o jaw iają się w M onachium najliczniej.

Trzecim w ielkim zbiorem , k tó ry w bardzo pow ażnym stopniu przyczynił się do w zrostu znaczenia m onachijskich kolekcji m alarstw a niem ieckiego był

(16)

zbiór Schacka 14. Adolf F ried rich hrab ia Schack (1815— 1894), p ra w n ik i były dyplom ata, w ypełnia swą działalnością kolekcjonerską lukę m iędzy m ece­

natem L udw ika I (który form alnie kończy sw ą działalność n a tym polu z chw ilą otw arcia Nowej P inakoteki w 1853 r.) a działalnością kolekcjonerską państw a, k tóre może szczycić się pow ażniejszym i osiągnięciam i dopiero od połowy la t osiem dziesiątych. Znaw ca i m iłośnik dzieł sztuki, przyjaciel i opie­ kun arty stó w — Schack — zdołał zgromadzić w sw ych zbiorach bez w ątpienia najciekaw sze i stosunkow o najlepsze płótna Schw inda, F euerbacha, Böcklina, Genellego, Schleicha, Bam berga, Lenbacha — bez k tórych zbiory stolicy

artystycznej Niemiec nie prezentow ałyby pełnego p rzeglądu rozw oju

m alarstw a niem ieckiego X IX w. W odróżnieniu od działalności zbierackiej Ludw ika I, którego gusta pokryw ały się z nie najlepszym przecież sm akiem artystycznym społeczeństw a niem ieckiego X IX w., Schack, nie licząc się zupełnie z opinią społeczną i m ając osobisty stosunek do każdego arty sty , w yław iał przez bezpośredni k o n tak t z m alarzam i płótna n ajb ard ziej kon­ trow ersy jn e, odbiegające od średniego poziomu prod ukcji arty sty czn ej, nie­ zw ykłe lub też takie, k tóre najpełniej w yrażały daną osobowość twórczą. Dzięki tem u zwykło się uw ażać zbiór Schacka w Niemczech za cenniejszy od w szystkich innych, państw ow ych czy pry w atn y ch kolekcji m alarstw a niem ieckiego XIX w. Już sam fa k t, że Schack grom adził dzieła artystów ,

Józef Brandt a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 287

(17)

288 A n drzej S zp a k o w sk i

W ilh elm K au lb ach (1805— 1874) Z b u r z e n i e J e r o z o lim y , ol. pł., N ow a P in a k o tek a , M onachium

będących w jaw nym bądź u k ry ty m konflikcie z grupą oficjalnie uznanych i popieranych przez m ecenat państw ow y plastyków niem ieckich, św iadczy 0 sw oistym ch a rak terze jego działalności. G enelli — oficjalny przeciw nik K aulbacha, Schw ind — którego germ ańska, sarkastyczno-baśniow a sztuka skierow ana była przeciw ko pom patycznem u, idealizującem u historyzm ow i 1 niem ieckiem u pseudoklasycyzm ow i, F euerbach — ta k boleśnie odczuw ający oschłość rodzim ej k ry ty k i, czy szukający u Schacka poparcia i uznania B bcklin — znaleźli się w k rę g u jego m ecenatu. Sław a zbiorów Schacka, m ieszczących się przy B runnen strasse, ściągała ta k licznych arty stó w i m i­ łośników sztuki niem ieckiej, że Schack postanow ił zapisać je państw u. P rz e d ­ staw iają one dziś to, co w sztuce niem ieckiej X IX w. było w zględnie sam o­ dzielne i oryginalne, stanow iąc jednocześnie ciekaw y m ateria ł porów naw czy z m alarstw em polskim , tw orzonym w tym sam ym m niej więcej okresie w M onachium .

P ierw si polscy arty ści p rzybyw ają do M onachium jeszcze w latac h dw u­ dziestych i trzydziestych, a więc bezpośrednio po pow rocie z Rzym u do N ie­ miec, głów nie do D iisseldorfu i M onachium , niem ieckich nazareńczyków : P io tra C orneliusa, P fo rra , S chnorra von Carolsfeld, V eita i innych 15. Należą do nich m. in.: A leksander L udw ik M olinari (1805— 1870, w M onachium

(18)

Józe f Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 289 zaraz po r. 1827), J a n Nepomucen Głowacki (1802— 1847), Feliks Pęczarski (1804— 1862, w M onachium w 1828), M arcin Zaleski (1796— 1877), Leopold Nowotny (1822— 1875), k tó ry po studiach w iedeńskich u F ü rich a studiow ał u S chno rra von C arolsfeld, C orneliusa i Hessa w latach 1836— 1846 16, T a­ deusz B rodow ski (1821— 1848, w M onachium tuż po r. 1843), Józef S im m ler (1823— 1868, w M onachium od 1842 r., w szkole Hessa, S ch no rra von C arols­ feld i Genellego), H enryk P illati (1832— 1894, w M onachium przed 1857)

itd., itd. Po nich zaś — jak notuje w 1896 r. M ycielski: „...płynęła ciągle i coraz obficiej fala ich dalsza...” 17 Po połowie XIX w. n ap raw d ę łatw iej jest w ym ienić ty ch m alarzy polskich, którzy w M onachium nie przebyw ali, niźli tych, którzy na krócej lub dłużej zatrzym yw ali się w k tó rejś z m onachijskich, jak pisze M atejko, „m ajsterszu li” 18. Dla pełniejszej o rien tacji dość chyba wym ienić znaczniejsze tylko nazw iska m alarzy polskich d rug iej połowy XIX w., tak ich jak: G ro ttg er, M atejko, Loeffler, Kotsis, M ałecki, G ryglew ski, C hełm oński, M aksym ilian i A leksander G ierym scy, B ran d t, G ottlieb, W it­ kiewicz, M asłowski, P ruszkow ski, M alczewski, F ałat, W yczółkowski, Lentz, K rzyżanow ski i ty lu jeszcze innych, aby ocenić popularność środow iska mo­ nachijskiego w śród naszych artystów . Nie stw orzyli oni jed n ak ani przed przybyciem głów nej fali, w latach 1860— 1862, ani później zw artej grup y

W ilh elm K au lb ach H o m e r i G recja, karton do p olich rom ii w N o w y m M uzeum w B erlin ie

(19)

290 A n drze j S zpakow ski

o wspólnym , czy chociaż podobnym program ie — czemu sprzy jała w dużej m ierze nie tylko liberalna atm osfera akadem ii, ale i jej specyficzne w aru n k i organizacyjne o bardzo luźnych zw iązkach m iędzy poszczególnym i szko­ łam i 19. Nie obejm uje ich też płynne zresztą i bardzo niedoskonałe pojęcie „szkoły m on achijskiej”. G rupa ta k a , w zględnie zw arta, choć tak że n iejedno­ lita ideowo i form alnie, w yodrębnia się spośród członków kolonii polskiej do­ piero w końcu lat sześćdziesiątych i w latach siedem dziesiątych, przy czym najpow ażniejszą rolę odgryw ać w niej będą: M aksym ilian G ierym ski i Adam

(20)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 291

A u gu st H olm b erg (1851— 1911) M ł o d y uczony, N ow a P in a k o tek a , M onachium

C hm ielow ski, następnie przez wiele lat Józef B r a n d t20. P ew ne inform acje, skąpe w praw dzie, ale interesu jące i autentyczne o życiu i twórczości polskich a rty stó w w M onachium daje m. in. С. Jellen ta, J. Rosen, J. F ałat i S. W itkie­ wicz. W swej pracy o A leksandrze G ierym skim W itkiewicz pisze m. in.:

W o w ych p o czątk ach la t siód m ego d ziesięcio lecia w sz y sc y p o lscy a rty ści w M o­ n ach iu m d z ie lili się na d w ie grupy: S z t a b i n ie n oszącą żadnej zbiorow ej n azw y grupę, w k tórej sk u p ia li się lu d z ie z rozm aitych p o w o d ó w n ie d a ją cy się w łą c z y ć do S z t a b u . N azw a S z t a b u na razie n ie m iała n ic z iron ii, ja k a się później do niej doczep iła. P o w sta ła stąd , że S iem ira d zk i, chcąc w y ra zić n a czeln e sta n o w isk o , ja k ie w M onachium z a jm o w a li M aks G iery m sk i i J ó zef B ran d t, dla k tórych ta ­ le n tó w m ia ł szczery sza cu n ek , n a zw a ł ich gen era ła m i, a d alej, lo g iczn ie już, ci, co ich o taczali, zo sta li n a zw a n i S z t a b e m . Z czasem , w m iarę jak być p olsk im m a ­ la rzem sta w a ło się w M on ach iu m zy sk o w n y m sta n o w isk iem , zaczęli p rzyb yw ać s p e ­ k u la n ci sztu k i „orien tu ją cy s ię ” w sy tu a c ji [...], k o rzy sta li ze znanego k o leżeń stw a , ży c z liw o śc i i u czy n n o ści B ran d ta, k tóry im u ła tw ia ł sto su n k i z „ K u n sth a n d lera m i” i a tm o sfera arty zm u za częła się m roczyć, n a to m ia st rósł k u lt W im m era i F le isc h ­ m an n a, h an d larzy ob razów , a n azw a sz ta b o w có w zaczęła b yć p o g a rd liw y m p r z e z w i­ sk iem .

(21)

292 A n d rze j Szpakow ski

C ytow any frag m en t w ypow iedzi W itkiew icza jest ch a rak tery sty czn y z je d ­ nego powodu. „S ztab”, podobnie jak i cała reszta polskich m alarzy w M ona­ chium składał się z arty stó w całkiem sobie obcych pod w zględem założeń ideow ych i form alnych, tw orzących — mimo w spólnych studiów i w spólnych pedagogów — w zupełnie odm iennych konw encjach. „Szkoła m on ach ijsk a” w odniesieniu do m alarstw a polskiego jest więc pojęciem złożonym , płynnym , i w zasadzie nie m a ani zakresu, ani też jego treść nie określa żadnego kon­ k retn eg o zjaw iska ogólnego, żadnej w spólnej koncepcji arty sty czn ej. S tąd też w yp ły w a w niosek, że rolę i w pływ M onachium na arty stó w polskich tam stu ­ diujących — a wobec powszechności tego zjaw iska w X IX w. na całe m a la r­ stw o polskie — należałoby trak to w a ć z w iększą niż dotąd ostrożnością, a poszczególne w ypadki ro zp atry w ać w odosobnieniu. Znaczy to, że mówić raczej należy o zw iązkach in dyw idualnych, k tó re m ają zresztą c h a ra k te r w s p ó ł z a l e ż n o ś c i , niż o ogólnej relacji m iędzy m alarstw em niem ieckim środow iska m onachijskiego a m alarstw em polskim.

Pojęcie szkoły m onachijskiej w odniesieniu do m alarstw a niem ieckiego je st także różne od tego, któ re, ja k wolno sądzić, p rzy jm u je się u nas n a o k re­ ślenie m alarstw a drugiej połowy X IX w., rozw ijającego się n ad Izarą. W brew pozorom jest to rów nież środow isko niejednolite, k tó rem u nieobce były istotne spory oraz starcia ideow e i artystyczne 21. O k onfliktach takich św iad­ czy tu w iele faktów , choć dla polskich tem peram entów artystycznych, którym rodzim a k ry ty k a nie szczędziła w k ra ju ani złośliwości, ani szyderczych uwag, przebiegały może zbyt łagodnie, aby je zaobserw ow ać i zanotow ać. Ju ż jed ­ nak sam a sy tuacja w akadem ii, gdzie pod jednym dachem i jedną b atu tą a r ty ­ styczną K aulbacha działają: Schw ind, Diez, A nschütz i P ilo ty — cztery zu­ pełnie sobie obce sy lw etk i tw órcze — świadczy o tym , że na um ow ny term in szkoły m onachijskiej składa się nie jedno, a szereg pojęć. A przecież akad e­ m ia i jej pedagodzy byn ajm n iej nie stanow ili o ch a rak terze ideow ym i fo r­ m alnym środow iska. Poza akadem ią działają takie au to ry te ty , jak Adam, F euerbach, Spitzw eg, L enbach i inni, zresztą rów nież rep rez en tu ją cy rozm aite tendencje, raczej tru d n e do wspólnego ujęcia i określenia.

Znaczenie i popularność M onachium w zrasta pow ażnie z chw ilą pow rotu z Rzym u do Niemiec nazareńczyków , ale nie należy zapom inać o tym , że spo­ śród innych środow isk niem ieckich w M onachium odgryw ali oni chyba n a j­ m niejszą rolę — a tym sam ym n ajm niej mogli oddziaływ ać na artystów pol­ skich. N ajpotężniejszy z nich i najam b itn iejszy — O verbeck, pozostał w Rzy­ mie, najckliw szy — F ürich, osiadł w W iedniu, najb ard ziej p rzejęty swą m isją i najb ard ziej agresyw ny — Schadow , w y b rał D üsseldorf, gdzie podporządko­ w ał sobie w krótce całą akadem ię i jej program , zakładając jeszcze dodatkow ą filię w A kadem ii B erlińskiej. S chnorr von C arolsfeld, obejm ując w 1846 r. stanow isko d y re k to ra G alerii M alarstw a i pro fesu rę w D reźnie, traci zasad­ nicze znaczenie w M onachium . K aulbach natom iast, n ajb ardziej liberalny i najm niej zaborczy z m onachijskich pedagogów, sam odcina się od rzeczyw i­ stości artystyczno-pedagogicznej, kontem plując w swej pracow ni nad alego- ryczno-pom patycznym i w izjam i. N ajbardziej więc niebezpieczne idealistyczne i kosm opolityczne zapóźnione koncepcje pseudoklasycystyczne om inęły — w raz ze sw ym i w yznaw cam i — M onachium . Pozostali pedagodzy reprezen tow ali już nie ty le idee, ile technikę; m niej lub bardziej doskonały w a rsztat akade­ micki. Nie byli więc groźni ani dla przybyszów m łodszych, któ ry ch program ideow y i fo rm alny dopiero się kształtow ał, ani dla starszych, k tó rzy przybyli

(22)

Józef Brandt a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 293

L u d w ig L ö fftz (1845— 1910) Mi ł ość i s k ą p s t w o , w e d łu g m ied zio ry tu K rau sk op fa, M onachium

tu nie tyle dla zapoznania się z now inkam i teoretycznym i, ile w łaśnie dla rze­ telnego zgłębienia tajników w a rsztatu m alarskiego. N ajbardziej popularny w śród arty stó w polskich, p rzejęty m aniak aln ą ideą opanow ania szczytów doskonałości ry su n k u akadem ickiego — A nschütz, zręczny ale przeciętny batalista F ranz Adam, m ierny arty sta o dość spokojnej, k u ltu raln ej ko lo ry ­ styce — P iloty, pogrążony bez reszty w staro germ ań skiej tem atyce podań i legend Schw ind, czy też liczni inni pedagodzy (W agner, B enczur, Holossy, Seitz, Hess, B am berger czy S traehuber) — nie mogli zapłodnić um ysłów a r ty ­ stów polskich, w ychow anych w jakże odrębnym i o ileż gorętszym klimacie, pełnym w łasnych, obudzonych już i ukształto w any ch pojęć i idei. W ydaje się zresztą, że polscy przybysze reprezen to w ali w cale nie niższą — w yłączając pew ne spraw y w arsztatow o-techniczne — sum ę wiedzy m alarskiej od ich niem ieckich pedagogów 22. Inni niem ieccy artyści, stosunkow o bardziej o ry ­ ginalni, a przynajm niej jasno określający swój program artysty czn y, jak F euerbach, Lenbach, Leibi, Spitzw eg, czy w łaśnie uzyskujący dużą p op ular­ ność S zw ajcar Bocklin — pozostaw ali poza sferą w pływ ów akadem ii, a uzn a­ w anie ich przez rodzim ą k ry ty k ę i przyjm ow anie przez opinię społeczną p rz y ­ chodziło powoli i dopiero po latach siedem dziesiątych 2:t.

W stosunkach polsko-m onachijskich bardzo znam ienna jest ew olucja, po­ legająca na stopniow ym , ale w yraźnym zam ieran iu w pływ ów in dyw idualnych m alarzy niem ieckich na poszczególnych arty stó w polskich tu studiujących. O ile bow iem Sim m ler czy L esser p o w tarzają pew ne uk ład y kom pozycyjne

(23)

294 A n d rze j S zpakow ski F ra n z A da m (1 8 1 5 18 86 ) K ir a sj e rz y w p ło n ą c e j M o sk w ie , o l. p ł. , N o w a P in a k o te k a , M o n a c h iu m

(24)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 295 J ó ze f B ra n dt (1 84 1 19 15 ) C za rn ie c k i po d K o ld y n g ą , o l. p ł. , M u ze u m Narodowe w W a r sz a w ie

(25)

296 Andrzej S z pakowski J ó ze f B ra n dt W p o g o n i, ry s. o ł. , M u ze u m Naro do we w W a r sz a w ie

(26)

Józef Brandt a środowisko polskich a rty stó w w Monachium 297 J ó ze f B ra n dt S c h w y ta n ie na a rk a n , o k . 18 80 , M u ze u m Narodowe w P o z n a n iu

(27)

298 A n drze j S zp a k o w sk i F ra n z A da m E si ko s in de r P u sz ta , ok . 18 81

(28)

Józef B randt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 299 B ran dt P ie śń w o je n n a U kr ai ńc ów , 18 76 , M u ze u m Narodowe w W a r sz a w ie

(29)

300 Andrze j Sz pakows ki J ó ze f B ra n dt P a n c e rn i, st u d iu m o l. , o k . 18 81 , M u ze u m Nar odowe w W a r sz a w ie

(30)

Józef Brandt a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 301 J ó ze f B ra n dt P o ty c zk a w za g ro d zi e , o k . 18 81 , M u ze u m N aro do w e w W a r sz a w ie

(31)

302

W ład ysław M ałecki (1836— 1900) P atrol p o w s t a ń c z y , 1883, M uzeum N arod ow e w W arszaw ie

Adam a czy P ilo ty ’ego, lub raczej pow tarzają w spólnie z nim i pew ne w artości form alne m alarstw a obcego w tej sam ej m niej w ięcej m anierze, to już w cza­ sach późniejszych — możem y je zresztą nazw ać „czasam i B ra n d ta ” — m a­ larstw o kolonii polskiej re p rez en tu je odrębny, a n aw et polem iczny w sto­ sunku do m iejscowego m alarstw a ch arak ter. Zanim jed n ak sp ró bu ję przed­ staw ić na to odpow iednie dowody, chciałbym wcześniej zaznaczyć b ardzo ciekaw y stosunek polskich i niem ieckich arty stó w do m alarstw a daw nego, udostępnionego dla studiów w S ta rej i Nowej P inakotece, G alerii P ań stw o w ej i G alerii Schacka. Stosunek ten określa w yraźnie zdecydow ane różnice w po­ staw ie wobec trad y c ji artystycznych. M alarze niem ieccy w w iększości zry ­ w ają z trad y c jam i w łasnym i i czerpią bez ograniczeń z dośw iadczeń daw nych m istrzów , początkowo ze sztuki w łoskiego O drodzenia (do czego w niem ałym stopniu przyczyniła się działalność nazareńczyków ), n astęp n ie zaś w sposób niew olniczy pow tarzają koncepcje form alne m alarstw a holenderskiego i fla­ m andzkiego. Najczęściej podejm ow ane tem aty to scena m itologiczna lub r e ­ ligijna, klasycyzujący p o rtre t, stylizow ana scena rod zajow o-krajobrazow a, w reszcie sceny alegoryczno-sym boliczne. Pod w pływ em m alarzy szkół

(32)

pół-Józef Brúndt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 303

M a k sy m ilia n G ierym sk i C z a t y , ol. pł., ok. 1873, M uzeum H isto rii P o lsk ieg o R uchu R ew o lu cy jn eg o w W arszaw ie

nocnych p o jaw iają się rów nież inne w ą tk i tem atyczne, żywcem przenoszone z S nyd ersa, R ubensa, R em b ran d ta, T erboracha, V erm eera, Halsa; w ygładza się fa k tu ra obrazów , łudząco przypom inająca holenderskie laseru n k i XVII w., ciem nieje paleta. Obok m onum entalnych obrazów religijnych, historycznych i alegorycznych o statycznej, zam kniętej kom pozycji, pow tarzanej za w ło­ skim i m istrzam i O drodzenia a stosow anej w M onachium przez K aulbacha, C orneliusa i Schnorra (a w innym duchu przez Feuerbacha), pojaw iają się liczne, rów nie nieoryginalne, kom pilatorskie obrazy n aśladujące „m ałych m istrzów h o len derskich”.

Ten zgoła niew olniczy stosunek do osiągnięć sztuki daw nej obcy był, jak wolno sądzić na podstaw ie porów nań, m alarzom polskim. N aw et en tu zjasta B öcklina, W itkiew icz, pozostał całkow icie odporny na w pływ szw ajcarsko- -niem ieckiego sym bolisty.

A rtyści polscy, choć niek tó rzy zm uszani byli do kopiow ania stary ch m i­ strzów w P inakotece ze w zględów zarobkow ych ' 4 i łatw o m ogli w paść

(33)

304 Andrze j S z pakowski Mak sym ilian G ie r y m sk i P a tr o l p o w s ta ń c z y , o k . 18 72 , M u ze u m Na rodowe w W a r sz a w ie

(34)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 305

20 — R oczn ik M uzeum Ś w ię to k r z y sk ie g o

An to ni P io tr o w sk i (1 8 5 3— 19 24 ) S ce n a z p ow sta n ia, 18 89 , M u ze u m G ór no śl ą sk ie w B y to m iu

(35)

306 An to ni P io tr o w sk i E p iz o d z p o w st a n ia 18 63 , 18 80 , M u ze u m Naro do we w W a r sz a w ie

(36)

Józef Brandt a środowisko polskich a r ty s tó w w Monachium 307 S ta n is ła w W it k ie w ic z (1 8 5 1 19 15 ) R a n n y powst an iec , 18 81 , M u ze u m Narodowe w W a r sz a w ie

(37)

308 A n d rze j Szpakow ski

w „m anierę m uzealną”, znaleźli się w zdecydow anej w iększości w stosunku do m alarstw a obcego, starego i nowego na pozycjach tw órczych. N ajlepszym i p rzyk ładam i m ogą tu być np.: stosunek G ottlieb a do „rem brandtow skiego św iatłocienia” i „holbeinow skiej lin ii” 25, rola ko lo ry sty ki Veronesa czy b ata- listy k i R ubensa w twórczości M atejki, rola sztuk i fran cu sk ich m alarzy rokoka (Boucher i F ragonard) w m alarstw ie A xentow icza, pejzażu holenderskiego w m alarstw ie Chełmońskiego, Velazqueza w p o rtre ta c h B oznańskiej (kon­ fro n tacja z czerpiącym od tego sam ego m alarza P aw liszakiem n ajd ob itn iej w skaże różnice m iędzy tw órczym a niew olniczym stosunkiem do m alarstw a dawnego), H alsa w p o rtre ta ch Lentza itd., itd. Osobno w ypadałoby w spo­ mnieć o stosunku A leksandra G ierym skiego do kolorystów w eneckich (głównie do Veronesa) oraz o podobnych zw iązkach m iędzy m alarstw em V eronesa a W y­ czółkow skim , k tó re mogą służyć za w zór głębokich, na odkryw czych po sta­ w ach opartych obserw acji i tw órczych m etod w y ko rzy sty w an ia dośw iadczeń sztuki m inionych epok 2Ö.

W stosunku do współczesnego im m alarstw a niem ieckiego artyści polscy

zajm u ją w ogrom nej większości nie tylko sam odzielne stanow isko, ale n aw et w ręcz kontrow ersyjne. T rudno w yjaśnić, czy było to zjaw isko w pełni św ia­ dome, ale poziom różnic jest w ręcz uderzający. Na pseudoklasycyzm naza- reńczyków , na niem iecki przesłodzony idealizm , baśniow ą fa n ta sty k ę i ckliw y liryzm — m alarze polscy odpow iadają współczesną, często w ręcz „okolicznoś­ ciow ą” tem atyką narodow ow yzw oleńczą czy rodzim ą, realistyczną sceną

krajobrazow o-rodzajow ą. S tatycznej kom pozycji niem ieckiej przeciw sta­

w iają dynam iczne układy; idealistycznej, ponadczasow ej i rozgryw ającej się

M aksym ilian Gierym ski (1848— 1874) Scena powstańcza w nocy, ol. deska, ok. 1871, Muzeum N arodowe w W arszawie

(38)

Józef Brandt a środow isko polskich a r ty s tó w w Monachium 309

W alery E liasz R a d zik o w sk i (1841— 1905) P r z y grobie powstańca, sepia, 1896, M uzeum

(39)

310 An drzej S zpakow ski

w nieokreślonym m iejscu scenie — rodzim y tem at w spółczesny, pełen k o n ­ kre tn y c h realiów ; kosm opolityzm ow i — patriotyzm ; m dłem u historyzm ow i — autentyczną scenę z dziejów oręża polskiego, o pow ażnym ład u n k u em ocjo­ nalnym , a nadętej form ie teatraln ej — soczysty realizm . Inni artyści, p o d ej­ m ujący nieokreślony, często pozornie ban aln y tem at, dokonują jed n ak cieka­ w ych, oryginalnych i now atorskich eksperym entów form alnych, w zbogacając poziom sztuki XIX w. o nowe, istotne wartości.

W ypada tu poświęcić rów nież kilka słów w zw iązku z pew nym n ad u ż y ­ w aniem w lite ra tu rz e polskiej dwu term inów : „S tim m u ng ” i „sos m o nach ij­ sk i”. ..Stim m ung”, w łaściw ie zapóźniona koncepcja idealizującego ro m an ­ tyzm u niem ieckiego, w yrażana najpełniej przez niem ieckich m alarzy w k a ­

m eralnych scenach rodzajow o-krajoznaw czych, dałaby się określić sło ­

w am i — „nie co, ale ja k ”. Zgodnie z tą zasadą każdem u przedsięw zięciu artystycznem u w inien tow arzyszyć w y nik ający w łaśnie z tego zam ierzenia sposób m alow ania i stosow anie środków w yrazow ych tak, aby w yw ołać m ożliwie najpełniejsze asocjacje m iędzy tem atem a m aterią m alarską. Z na­ czy to, że form alne środki w yrazu w inny być podporządkow ane tem atyce w ta k i sposób, aby n astrój obrazu w ynikał nie tylko z ikonografii, z odpo­ wiednio zw iązanych w zajem nym i stosunkam i przedm iotów czy ich grup, lecz

Artur Grottger (1837— 1867) Modlitwa wieczorna rolnika, Muzeum Narodowe w Krakowie

(40)

Józe f Brandt a środowisko polskich a rty stó w w Monachium 311

W ładysław Małecki, Pejzaż, rys., 1890, Muzeum Pomorza Zachodniego w Szczecinie W ład ysław M ałeck i Pe j z aż , rys., 1890, M uzeum Pom orza Z ach od n iego w S zczecin ie

(41)

312 An drze j S zp a k o w sk i

z um iejętn ie stosow anego w arsztatu . Ogólnie biorąc, założenia ani nowe, ani szkodliwe. W m alarstw ie niem ieckim jed n ak szybko n astępuje proces, w k tó ­ rym stosow anie „stim m ungu” staje się nie ś r o d k i e m lecz c e l e m a po­ szukiw anie i podejm ow anie idealistyczno-idyllicznych tem atów stan ie się zjaw iskiem powszechnym w łaśnie dlatego, aby dać upust tęsknotom za w y ­ rażeniem za w szelką cenę sentym entalno-liry czn ych „n astro jó w ” i aby popi­ syw ać się sw oistą żonglerką form alną. S tąd też szybkie spłycenie m alarstw a i zdew aluow anie sam ego pojęcia M alarze polscy studiow ali i, jak w olno są­ dzić z w ypow iedzi W itkiew icza, przejm ow ali się zasadam i „stim m u ng u” 27. Nie zajęła ich natom iast szerzej, poza w yp adk am i w yjątkow ym i, łącząca się zawsze z tym zjaw iskiem form alnym w m alarstw ie niem ieckim tem aty k a m elancholijno-lirycznych, przesłodzonych sielanek, naiw ne ilu stracje obycza­ jow e w typie ludow o-m ieszczańskim czy też ta k po pularne w Niem czech alegoryczno-krajobrazow e fantasm agorie. Św iadczy to o w łaściw ym i roz­ w ażnym stosunku naszych arty stó w do now ych zjaw isk ideow ych i fo rm al­ nych, z których w yław iali tylko racjonalne treści, pozostaw iając poza sferą swoich zainteresow ań elem enty obce, uboczne i m arginesow e.

Pojęcie „sosu m onachijskiego” daje się określić bardziej dokładnie, choć nie należy pojęcia tego w yprow adzać z niem ieckiej k u ltu ry kolorystycznej XIX w., k tó ra w zestaw ieniu z naszym określeniem „sosu” , p rzed staw ia obraz zgoła odm ienny. C ornelius bowiem , podobnie ja k inni nazareńczycy, p ow ta­ rza jasną, lekko przyprószoną szarym i nalotam i skalę b arw n ą rzym skich arty stó w O drodzenia; Schw ind w stara n n y ch układ ach graficznych stosuje czyste, dekoracyjne u k ład y barw ne o mocnych k o n trastach; K aulbach nasyca swe prace głębokim i, gorącym i lub na przem ian zim nym i b arw am i; Diez sto­ suje dekoracyjną pstrokaciznę kolorów w jasnej na ogół skali, złagodzoną niekiedy złotaw ym odcieniem itd., itd. Jed y n ie Böcklin tkw i od sw ych wczesnych Nereid po jedno z najpóźniejszych płócien, Trytona, w gęstym , ciężkim kolorycie, ale jak wolno sądzić, rola jego w m alarstw ie polskim jest napraw dę, mimo pew nych w ypadków indy w idualnych, niew ielka 28.

Typow ych „sosów m onachijskich” tru d n o się też dopatrzyć w m alarstw ie M aksym iliana i A leksandra G ierym skich; w yjątkow o tylko stosują b ru n a tn ą gam ę b arw n ą tak rasow i m onachijczycy, jak Piechow ski, Lipiński, Czachór- ski, Bakałowicz, Tepa, Kozakiewicz, W ierusz-K ow alski i inni. Więcej naw et: w latach osiem dziesiątych rozjaśnia się m onachijska paleta w sposób aż nadto charakterystyczny. Twórczość K ędzierskiego, F ałata, W yczółkowskiego, czy wcześniej jeszcze M asłowskiego i Lipińskiego jest tego najdobitniejszym dowodem. Ciem ną, brunatnozłocistą tonację z pew nym i tend encjam i do n adu ­ żyw ania asfaltów i zatapiania dużych p a rtii obrazów w głębokich, k ry jących gęsto tło cieniach, stosują natom iast artyści wcześniej stu diujący w M ona­ chium ^ (m. in. Lesser i Sim m ler); zasady „stim m u ng u” i „sosów” bliskie są pom niejszym talentom polskim , ociera się o nie w najw cześniejszej fazie C heł­ m oński, P illati czy Józef B r a n d t29. Ale zjaw isko to nie jest obce także M icha­ łow skiem u, G ersonowi, R odakow skiem u czy K aplińskiem u, k tórzy nigdy w M onachium nie studiow ali! S tąd też w ypływ a w niosek, że stosow anie „so­ sów” , niegdyś zw anych „m uzealnym i”, dziś „m onachijskim i”, nie jest tak ściśle, bezpośrednio i w yłącznie zw iązane z M onachium , jak w ynikałoby to z pow ierzchow nych obserw acji. W ydaje się natom iast, że m alarstw o polskie środow iska m onachijskiego, kształtujące się pod w pływ em m uzealnej sztuki obcej, re p rezen tu je ten w ystępujący pod różnym i szerokościam i

(42)

geograficz-Józef Brandt a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 313 A le k sa n d e r M r o c z k o w sk i (18 50 19 27 ) K ra jo b r a z , o k . 18 90 , n ie m ie c k i ry n ek a n ty k w a r y c z n y , w 19 55 r. o fe r o ­ w a n y do za k u p u , ni e z a k u p io n y

(43)

314 An drzej Szpakow ski

Józef Brandt Spotkanie na moście, studium akwarelowe, Muzeum Narodowe w W arszawie

(44)

Józef Brandt a środowisko polskich a r t y s t ó w w Monachium 315

Józef Brandt Spotkanie na moście, 1888, Muzeum Narodowe w K rakowie

nym i typ, w którego czysto zew nętrznym w yrazie zasadniczą rolę odegrały studia nad dziełam i m alarstw a, zgrom adzonym i w salach m uzealnych, i nad ich w artościam i w arsztatow ym i. Dzieła te zaś, jak w iadom o, o perują w m niej­ szym lub w iększym stopniu ciem ną na ogół skalą barw ną lub też ch a rak te­ ryzu ją się głębokim i, m rocznym i cieniam i czy b ru n a tn ą pow ierzchnią, w ła­ ściwą obrazom o stary ch w erniksach.

G w ałtow ne zderzenie się artystów polskich z bogactw em , różnorodnością i mnogością zainteresow ań tem atycznych i form alnych m alarstw a obcego, dla większości dopiero po raz pierw szy w tej skali udostępnionego — nie mogło nie zaintrygow ać m. in. w artościam i w arsztatow ym i tej sztuki. S tąd też za­

pew ne studia nad dośw iadczeniam i technicznym i daw nych m istrzów ,

a w konsekw encji ślady głębokich, brunatnozłotych cieni, wygładzonych laserunków , gładkiego, lśniącego, „m uzealnego” m alarstw a, łatw ego do zaobserw ow ania wszędzie tam , gdzie grom adzone przez w ieki sk arb y sztuki oglądane i podziw iane były przez studiujących m alarstw o arty stów . N ato­ m iast fak t, że artyści polscy w zetknięciu się z potężną siłą sztuki obcej, m u­ zealnej i w spółczesnej, zachowali w M onachium w w iększości pełną samo­ dzielność, a zakres bezpośrednich w pływ ów ogranicza się tu tylk o do strony w arsztatow ej i tylko stosunkow o do niew ielkiej liczby płócien — świadczyć może jedynie o ich w ielkiej odporności i w ew n ętrzn ym przygotow aniu do zajęcia tw órczej, odkryw czej postaw y wobec sztuki obcej. O tym , że w kształ­ tow aniu tak iej postaw y b rał bezpośredni udział Józef B randt, którego rola w procesie uodporniania polskiej m łodzieży artystycznej na obce w pływ y w y­ daje się być zasadnicza, będzie jeszcze m owa niżej. R easum ując teraz uw agi o polsko-m onachijskich relacjach w m alarstw ie X IX w., oparte na dw u tylko w ybranych, ale najczęściej w naszej lite ra tu rz e fachow ej w zm iankow anych elem entach, należy podjąć z jednej stron y m yśl D obrow olskiego, że w M ona­ chium sam odzielność zachow ali tylko arty ści n a jo d p o rn ie jsi30, ale z drugiej stro n y w ypada jednocześnie zaznaczyć, że ilość tych silnych i odpornych

(45)

ta-316 A n drze j S zp a k o w sk i J ó ze f B ran dt E p iz o d z w o jn y s z w e d z k ie j, o k . 18 90 , M u ze u m Narodowe w P o z n a n iu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na sk utek zróżnicowania zwięzłości skał doskonale zaznaczają się terasy erozyjne, jak i progi skalne w dolinach oraz różne inne form y erozji wstecznej. Jed

nin państwowych, językiem urzędow ym stał się język rosyjski, a eta t koni w stadninie ograni­.. czono do 140

ziornej Bajkału przed naukow cam i zajm ującym i się jej historią geologiczną w yłoniły się nowe problem y do rozwiązania. Czy ta trójdzielność jest pierw

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-

ziowii w Kongo, Niemcy, Portugalczycy oraz Belgowie starają się zaprowadzić sztuczne plantacye drzew kauczukowych w swych koloniach; na Malacce, Sum a­. trze i

dopodobnie jest w wielu razach zakrótki, pozostaje mimo to wskazany przez niego fakt, że pęd odbywa się w ciągu okre­. ślonych czasów, po których następuje

Probability Calculus 2019/2020 Introductory Problem Set1. Using the notation with operations on sets, how would

Znaczna część ropy naftowej na świecie transportowana jest statkami, dlatego porty morskie zapewniają warunki bezpośredniej dostawy tego surowca bez konieczności