EWANGELIA - ŻY C IE! MYŚL MRZEŚCIJAliSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
„Albowiem proroctwo nie przychodziło ni
gdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie, natchnieni Du
chem Świętym” (2 Pt 1,31)
CHRZEŚCIJANIN Charyzmat męczeństwa
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 5., maj 1978 r.
m
CHARYZMAT MĘCZEŃSTWA WEŹMIECIE MOC DUCHA ŚWIĘTEGO
WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO DUCH ŚWIĘTY — ORĘDOWNIK SPOTKANIE
Z CHARYZMATYCZNYM RUCHEM ODNOWY MODLITWA
DROGA DO WIARY LISTY ...
Z DALEKA I Z BLISKA (3) NIBY PRZYPADEK
KRONIKA
M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany Jest b ezp łatn ie; w ydaw anie Jednak cza
sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie o lia ry n a czaso
pism o w k ra ju , prosim y k ierow ać aa konto Zjednoczonego Kościoła Ew ange
licznego! PKO W arszaw a, I Oddział M iej
ski, N r 1531-10285-136, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . O fiary w płacane za granicą należy kierow ać przez oddziały zagraniczne B anku P olska K asa Opieki n a ad res P rezydium Rady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, ul. Z ag6rna 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Mieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35462
RSW „Prasa-Książka-Ruch”, War
szawa, Smolna 10/12. Nakl, 5000 egz.
Obj. 3 ark. Zam. 436. S-34.
Męczeństioo jest cierpieniem i umieraniem ze względu na Jezusa Chrystusa. Czy jest orpo charyzmatem? Apostoł Paweł umieszcza męczeństwo na liście charyzmatów w 1 Kor. 13,3: „i choćbym cia
ło swoje w ydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic m i to nie pom oże”. Charyzmatyczne cierpienie i umieranie emanuje z sie
bie w ielką moc, która bardzo często przekonuje o prawdzie. Wiele świadectw odnośnie do cierpień i śmierci m ęczenników chrześci
jańskich mówi o jakiejś tajem niczej sile towarzyszącej ich um ie
raniu. Świadectwa te podają, że cierpienie i umieranie męczenni
ków tworzyło jakąś atmosferę ciszy i pokoju, a nie nerwowości czy przerażenia. W takim w ypadku cierpienie i umieranie jest charyzm atem czyli darem szczególnym Ducha Świętego. Bo nie każdy z nas potrafi cierpieć i umierać z miłością do naszych prze
śladowców.
Rzecz jasna, że sam pozór męczeństwa nie jest znakiem charyz
matu. W* niektórych bowiem wypadkach cierpienie i umieranie może pochodzić z niezw ykle potężnej ludzkiej siły woli. Czynni
kiem rozróżniającym więc będzie zawsze m otywacja cierpienia i umierania. Męczeństwo charyzmatyczne nosi zawsze na sobie znamię w ielkiej miłości Boga. W cierpieniu charyzm atycznym Je
zus Chrystus ma być uwielbiony, a nie moje „ja” czy moje poglą
dy i zdania. N iestety, czasami się zdarzało, że niektórzy wierzący cierpieli tylko dlatego, że z uporem trzym ali się swoich osobli
w ych osobistych zdań i opinii. Ich cierpienie (i śmierć) było trage
dią, a nie darem łaski Bożej. Takie cierpienie nie uwielbia Pana Jezusa.
Męczeństwo także potrzebuje przewodnictwa i potwierdzenia przez inne charyzmaty. Proroctwo, słowo mądrości, rozeznawanie duchów i wiara są darami, które mogą pokazać czy w pewnej sprawie należy się sprzeciwiać ze względu na Jezusa czy też sprzeciw będzie jedynie świadectwem ludzkiego uporu. Jeśli sy
tuacje prowadzące do męczeństwa zostały potwierdzone przez in
ne charyzm aty, wówczas Bóg .udzieli tyle łaski, że Duch Święty będzie mógł działać w takim cierpieniu i umieraniu. Dzieje chrześcijaństwa uczą nas, że takie męczeństwo w ywiera wielki w pływ na dzieło pozyskania ludzi dla Ewangelii, dla Chrystusa.
To właśnie takie cierpienie i umieranie mając na m yśli Tertulian powiedział, że krew jest nasieniem chrześcijaństwa.
M amy dzisiaj niewiele sytuacji w naszym, życiu, w których w y znawanie Jezusa może prowadzić do fizycznego cierpienia, czy śmierci, choć są jeszcze na śm iecie kraje, gdzie uwierzenie w Jezu
sa Chrystusa pociąga za sobą śmierć. Ale wydaje się, że w kra
jach cywilizowanych cierpienie dła Jezusa zmieniło tylko formę, i że charyzmat męczeństwa jest tak samo w ażny dzisiaj jak waż
n y był dla pierwszych chrześcijan. Albowiem Słowo Boże mówi:
„Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (II Tym . 3,12). A Słowo Boże się nie myli.
Cierpienie dla Jezusa może polegać, na przykład, na utracie naszej dobrej opinii, pozycji czy w pływ u. Oczywiście, jest to mniejsza kara niż więzienie albo śmierć. Ale chociaż utrata dobrej opinii nie może być w ogóle porównania z utratą życia, to jednakże wie
m y ile sil duchowych trzeba, by xv pokorze znosić tego rodzaju przeciwności. W ty m w ypadku charyzmatyczne cierpienie znaczy noszenie brzemienia ze względu na Jezusa i to noszenie go w spo
sób w skazany nam przez Jezusa, to znaczy w miłości. Męczeństwo tylko wówczas spełnia swój prawdziwie charyzm atyczny charak
ter, gdy tow arzyszy m u miłość, ten wspaniały owoc Ducha Św ię
tego. Najlepszym przykładem charyzmatycznego męczeństwa były cierpienie i śmierć krzyżov:a Jezusa Chrystusa, ale także ten cha
ryzm at uzew nętrznił się w umieraniu Szczepana, który — śladem swego Mistrza i Pana — „padłszy na kolana, zawołał donośnym głosem: Panie, nie policz im grzechu tego” (Dz. Ap. 7,60).
E. Cat.
Weźmiecie moc Ducha Świętego
„Ale weźmiecie moc Ducha Święte
go kiedy zstąpi na was”.
Dz. Ap. 1:8
Znowu, jak co roku, w dniu Zielonych Świąt będziemy wspominać chwilę, w której powyższa obietnica Pana naszego, Jezusa C hry
stusa, została urzeczywistniona. Duch Święty zstąpił na ziemię, by uczniów Pańskich wypo
sażyć w moc, potrzebną do wykonania wielkie
go zadania —■ złożenia całemu światu świade
ctwa o czynie zbawienia, dokonanym przez śmierć^ i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Duch Święty, który zstąpił w dniu Piędziesiąt- nicy, był główną siłą rozwijającego się Koś
cioła apostolskiego. Nie sposób czytać księgi Dziejów Apostolskich, by nie zauważyć tej bez
pośredniej zależności od Ducha Świętego chrześcijan okresu apostolskiego, a szczególnie tych w Kościele, którzy zostali powołani na apostołów i proroków, nauczycieli, duszpasterzy i ewangelistów, diakonów i kierowników życia zborowego. Nie możemy jednakże nigdzie w y
czytać w księgach Pisma Świętego, aby ta za
sada bezpośredniej zależności od Ducha Święte
go miała jedynie dotyczyć chrześcijaństwa apo
stolskiego. Przeciwnie, obowiązuje ona po dziś dzień: odnosi się do Kościoła współczesnego, od
nosi się do każdego z nas.
Mając tę ważną prawdę na uwadze, chciej
my zastanowić się nad tym, w jaki sposób uczniowie Pańscy oczekiwali realizacji „obiet
nicy Ojca” w swoim życiu i jakie były skutki tego wspaniałego przeżycia. Najpierw należy to podkreślić, że uczniowie otrzymali od Jezusa Chrystusa polecenie oczekiwania. Mieli nie opuszczać Jerozolimy, dopóki nie doświadczą urzeczywistnienia się obietnicy, której treścią będzie moc Ducha Świętego: „Ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie, i w ca-, łej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
Uczniowie mieli czekać na przyjście Ducha Świętego. Polecając czekanie, Jezus Chrystus chciał powiedzieć Kościołowi wszystkich wie
ków, że bez Ducha Świętego nic się właściwie dla Królestwa Bożego nie zdziała. To nie zaw
sze jest dzisiaj należycie brane pod uwagę. Ży
jemy w czasach, które nie znoszą czekania; w okresie, który wierzy w akcję. Niejednokrotnie trudno nam wierzyć, że czas spędzony na cze
kaniu nie jest czasem straconym. Nie możemy czasami zrozumieć, że nie może być skutecznej działalności bez podłoża zupełnie biernego przyjmowania. Może się bowiem czasem zda
rzyć, że człowiek lub cała społeczność kościelna poczyni wszystkie przygotowania do jakiegoś
ważnego przedsięwzięcia z w yjątkiem jednego podstawowego elem entu tego przygotowania, mianowicie czekania na Ducha Świętego.
Mając rozkaz czekania i otrzymawszy obietnicę o wyposażeniu w moc, uczniowie roz
poczęli to oczekiwanie w sposób, który dawał wszelką szansę urzeczywistnienia się obietnicy.
Pierwszym faktem, na który zwraca uwagę księga Dziejów Apostolskich jest to, że uczniom wie oczekiwali mocy Ducha Świętego w modlit
wie i prośbach (1:14). Nie oczekiwali bezczyn
nie. Obietnica nadawała kierunek ich modlit
wom .Wiedzieli czego pragną, o co proszą i na co czekają, choć nie mogli dokładnie wiedzieć, w jakiej formie to się objawi. Po drugie, ocze
kiwali obietnicy Ojca zebrani na właściwym miejscu, mianowicie w Górnej Izbie (1:13), na pewno w tej samej izbie, w której spożywali z Panem ostatnią wieczerzę i gdzie Pan ukazał się im po swoim zmartwychwstaniu. To jest bardzo ważne. Jest rzeczą stwierdzoną, że są miejsca, w których bardziej zdajemy sobie sprawę z obecności Boga, niż w innych. Na przykład, gdy życie patriarchy Jakuba stało się z wielu wzglę
dów nie do w ytrzym ania i kiedy potrzeba mu było Boga tak, jak nigdy dotąd, powiedział:
„Wstawszy, pójdźmy do Betelu” (Gen. 35:3).
W Betelu bowiem Jakub ujrzał drabinę łączącą ziemię z niebem i wszedł w ścisłą społeczność z Bogiem. I dlatego, kiedy znów Boga bardzo potrzebował, wrócił do Betelu. Pew ien autor cytuje następującą legendę o Zacheuszu, która głosi, że człowiek ten wychodził niejednokrot
nie na drogę prowadzącą do Jerycha i stawał pod drzewem leśnej figi. Na pytanie, dlaczego to czyni, odpowiadał: „Z tego drzewa po raz pierwszy ujrzałem Pana i dlatego, gdy mam szczególną potrzebę spotkania Go na nowo, w ra
cam tu ta j”.
Oczywiście, trudno zaprzeczyć, że człowiek może spotkać Boga na szczycie gór, nad brze
giem morza, na zatłoczonej ulicy, czy we włas
nym domu. Jest jednak doświadczoną prawdą, że błogosławieństwo Boże najczęściej zstępuje w Domu Bożym, uświęconym Bożą szczególną obecnością, gdzie tak wiele szukało i znalazło Pana.
Następnie uczniowie oczekiwali mocy Du
cha Świętego, przebywając w społeczności. W dniu Pięćdziesiątnicy „byli wszyscy jednomyśl
nie na jednym miejscu” (Dz. Ap. 2:1). Wspólne
pragnienie przekształciło ich w jednomyślną grupę modlitewną. Wspólne oczekiwanie na ten sam dar było dla nich wielkim błogosławień
stwem. Odczuwa się większą moc, gdy jest się otoczonym przez ludzi przejętych tą samą spra
wą. W iara posila wiarę. Nie ma większej prze
szkody dla powiewu Ducha Świętego, jak ludz
ka niezgoda.
W końcu uczniowie czekali na zstąpienie Ducha Świętego studiując Pismo Święte. W świetle Pism a bowiem spojrzeli na zdradę J u dasza i postanowili uzupełnić wakujące w zes
pole apostolskim miejsce.
A więc w modlitwie i medytacji, w czyta
niu Słowa Bożego, w społeczności, zgromadzeni w miejscu uświęconym przez obecność Jezusa Chrystusa uczniowie czekali na przyjście Ducha Świętego. I Duch Święty został zesłany ! „I na
pełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym”
(Dz. Ap. 2:4).
Jakie były skutki tego nowego przeżycia?
Po pierwsze, w w yniku przeżycia Pięćdziesiąt
nicy uczniowie zyskali niezwykłą odwagę. Zu
pełnie bez strachu P iotr przem awiał do zgro
madzonej rzeszy i śmiało głosił poselstwo o ukrzyżowanym i zm artwychwstałym Jezusie Chrysusie. Właśnie ten - Piotr, który kiedyś nie był w stanie stanąć po stronie Jezusa w rozmo
wie ze sługami arcykapłana. Przypom nijm y so
bie zachowanie się wszystkich uczniów po ukrzyżowaniu Jezusa. Wszyscy Go pozostawili i uciekli. Gdy się znaleźli wszyscy razem w Izbie z bo jaźni przed Żydami zaparli drzwi i na każdy odgłos kroków lęk ich ogarniał. Ale oto następuję duchowa rewolucja, która strach uczniów przekształca w niezwykły heroizm.
Dzięki napełnieniu Duchem Świętym uczniowie otrzymali świeże poselstwo, które wypowiedziane zostało w kazaniu Piotra w dniu
Pięćdziesiątnicy. Kazanie P iotra jest właściwie pierwszym kazaniem chrześcijańskim. Stanowi ono przykład tego, jak powinien głosić Słowo Boże kaznodzieja w zborze chrześcijańskim.
Jądrem tego kazania jest osoba i dzieło Jezusa Chrystusa. Takie jest poselstwo dane ludziom przez Ducha Świętego.
Wynikiem przeżycia Pięćdziesiątnicy było także głębsze zrozumienie treści Pism a Święte-*
go. Aby Żydzi mogli uwierzyć w Jezusa Chry
stusa, musieli się o tym przekonać na podstawie własnych Pism. Musieli być przekonani, że na nikogo innego, tylko właśnie na Jezusa z Na
zaretu wskazywały Pism a i Prorocy. Duch Święty dał uczniom zdolność do ujrzenia w Piśmie Świętym tej głębi, której nigdy dotąd nie dostrzegli. Jedynie bowiem Duch Święty może prawidłowo wyjaśnić Pisma, które z Jego natchnienia zostały napisane.
I jeszcze na jedną rzecz zwróćmy uwagę.
Ochrzczeni Duchem Świętym i ogniem ucznio
wie otrzymali nadprzyrodzone znaki, które to
warzyszyły i potwierdzały zwiastowane Słowo.
Napełnienie Duchem Świętym — oto tajemnica mocy w służbie Kościoła apostolskiego. Jedynie moc Ducha Świętego pozwoliła tym prostym rybakom galilejskim przekształcić ówczesny świat.
Ta sama moc może stać się naszym udzia
łem i jest ona naszą pilną potrzebą. Świat się nie zmienił, nadal potrzeba mu wieści o zbawie
niu. Własnymi siłami nic uczynić nie możemy.
Nawet najlepsze metody nie przyniosą żadnego owocu. Potrzebna jest moc Ducha Świętego.
Bóg się nie zmienił. On pragnie wyposażyć nas w moc swego Ducha. Jedynie moc Ducha Świę
tego całkowicie przekształca nasze życie i naszą służbę.
Edward Czajko
Wierzę w Ducha Świętego
Apostolskie Wyznanie W iary pow tarza w tym miejscu jeszcze raz słowo „wierzę”. Nie jest to tylko stylistyczna forma, lecz dobitne podkreślenie tego, że na treść chrześcijańskiego wyznania znowu pada nowe światło, i że to, co teraz następuje nie jest w sposób oczywisty związane z tym, o czym była mowa poprzednio.
To tak, jakby nabranie tchu; jest to godna uw a
gi przerw a między Wniebowstąpieniem a Zielo
nymi Świętami.
Sformułowania trzeciego artykułu m ają na myśli człowieka. Podczas gdy pierwszy artykuł
mówi o Bogu, drugi o Bogu Człowieku, trzeci o człowieku. Nie wolno nam, oczywiście, roz
dzielać trzech artykułów; musimy je zro- mieć jako całość. Mamy tu do czynienia z czło
wiekiem, który uczestniczy w dziele Bożym i to uczestniczy czynnie. Człowiek jest częścią Cre
do. Kwestia, którą teraz podejmujemy jest nie
słychaną tajemnicą. Mamy do czynienia z: wiarą w człowieka O' tyle, o ile człowiek w sposób wolny i czynny uczestniczy w dziele Boga. Sko
ro tak rzeczywiście się dzieje, jest to dzieło Ducha Świętego1, dzieło Boga na ziemi i ma swój odpowiednik w tym niedostrzegalnym
działaniu Boga, w wychodzeniu Ducha od Ojca i Syna.
Jakie znaczenie m a to swobodne i czynne uczestnictwo człowieka w dziele Boga? Byłoby rzeczą bardzo smutną, gdyby wszystko miało być obiektywne. Istnieje przecież elem ent su
biektywny; możemy naw et uważać współczesną obfitość tego subiektywnego elem entu — który został wprowadzony w połowie siedemnastego wieku, a któremu Schleiermacher nadał syste
matyczny porządek — za naciąganą próbę udo
wodnienia prawdy trzeciego artykułu.
Istnieje powszechny związek praw dy ludzi z Chrystusem; każdy człowiek jest Jego bratem.
On umarł za wszystkich ludzi i powstał dla wszystkich ludzi; każdy człowiek jest więc adresatem dzieła Jezusa Chrystusa. Fakt ten jest obietnicą dla całej ludzkości. To jest n aj
ważniejsza i jedyna podstawa wszystkiego. Kto raz uświadomił sobie fakt, że Bóg stał się czło
wiekiem, nie może mówić, ani działać w sposób nieludzki.
Przede wszystkim jednak, gdy mowa o Du
chu Świętym, spójrzmy nie na wszystkich lu
dzi, lecz na tych, którzy w specjalny sposób należą do Jezusa Chrystusa. Gdy mowa o Du
chu Świętym, mamy do czynienia z ludźmi, a ich szczególna przynależność do Jezusa Chry
stusa polega na tym, że są wolni w rozumieniu w określony sposób Jego Słowa, Jego dzieła i Jego poselstwa oraz w oczekiwaniu dla wszyst
kich ludzi tego, co najlepsze.
Gdy była mowa o wierze, położyliśmy na
cisk na pojęcie wolności. Gdzie Duch Pana, tam wolność. Gdybyśmy chcieli sparafrazować ta
jemnicę Ducha Świętego, najlepiej byłoby po
służyć się właśnie pojęciem wolności. Otrzy
mać Ducha Świętego, posiadać Ducha Święte
go, żyć w Duchu Świętym, znaczy być uwol
nionym, mieć prawo do życia w wolności. Nie wszyscy ludzie są wolni. Wolność nie jest wcale rzeczą oczywistą, ani nie jest po prostu cechą ludzkiej egzystencji. Wszyscy ludzie są przezna
czeni do wolności, ale nie wszyscy w tej wol
ności są. Przebieg linii podziału jest przed na
szymi oczami ukryty. Duch wieje, gdzie chce.
Zaprawdę, posiadanie Ducha nie jest dla czło
wieka stanem naturalnym ; będzie to zawsze wyróżnienie, dar od Boga. Chodzi tu, po prostu, o przynależność do Jezusa Chrystusa. Nie inte
resuje nas Duch Święty, który by wnosił coś innego niż On lub coś nowego. Błędne były kon
cepcje Ducha Świętego, które Go w taki sposób ujmowały. Duch Święty jest Duchem Jezusa Chrystusa. „Z mego weźmie i wam oznajmi”.
Duch Święty nie jest niczym innym, jak tylko określonym stosunkiem Słowa do człowieka.
Wylanie Ducha Świętego w Zielone Święta za
wiera w sobie ruch — PNEUMA znaczy w iatr
— od Chrystusa — do człowieka. On tchnął na nich: „Przyjm ijcie Ducha Świętego!” Chrześci
janie są ludźmi natchnionymi przez Chrystusa.
Można więc pod pewnym względem mówić o
Duchu Świętym nie nazbyt poważnie. Chodzi tu bowiem o uczestnictwo człowieka w Słowie i dziele Chrystusa.
Jednak ta prosta sprawa jest jednocześnie czymś w najwyższym stopniu niepojętym. To uczestnictwo jest bowiem uczestnictwem czyn
nym. Rozważmy, co rzeczywiście znaczy, że jest się włączonym do aktywnego uczestnictwa w wielkiej nadziei Jezusa Chrystusa, która obej
m uje wszystkich ludzi, ale to napraw dę nie jest rzeczą oczywistą. To jest odpowiedź na pytanie które każdego ranka n a nowo staje przed nami.
Gdy słucham tego zwiastowania, staje się ono moim własnym zadaniem. To zwiastowanie zo
stało przekazane również mnie, jako chrześci
janinow i i ja stałem sią za nie odpowiedzialny.
Przez to wszakże znalazłem się w takiej sytua
cji, że muszę traktować ludzi, wszystkich ludzi, zupełnie inaczej niż dotychczas, od tej chwili mogę jedynie oczekiwać dla wszystkich tego, co najlepsze.
Wolność, którą otrzymujemy, gdy Chrystus posyła do nas swego Ducha Świętego polega na tym, że mamy w ew nętrzny słuch dla Jego Sło
wa, że stajem y się wdzięczni za Jego dzieło, a jednocześnie odpowiedzialni za zwiastowanie 0 Nim i wreszcie, że nabieram y zaufania do lu
dzi ze względu n a Chrystusa. Jeżeli on już nie przebywa w historycznym, niebieskim, teolo
gicznym, czy kościelnym oddaleniu ode mnie, jeżeli przybliża się i bierze mnie w posiadanie, to w w yniku tego będę wdzięczny i odpowie
dzialny, a wreszcie — będę mógł mieć nadzieję 1 co do siebie, i co do wszystkich innych; inny
mi słowy, będę mógł żyć po chrześcijańsku.
Otrzymać tę wolność jest rzeczą ogromną i w żadnym przypadku oczywistą. Musimy więc każdego dnia i każdej godziny modlić się: Veni Creator Spiritus, jednocześnie słuchając słowa Chrystusa i zachowując wdzięczność. Tu się za
m yka krąg. Tej wolności my nie „posiadamy”
ona ciągle na nowo jest nam dawana przez Boga.
W wykładzie pierwszego artykułu Wyzna
nia Wiary powiedziałem, że stworzenie, nie jest mniejszym cudem, niż narodzenie Chrystusa z Dziewicy. Obecnie, po raz trzeci, chciałbym po
wiedzieć, że fak t istnienia chrześcijan, ludzi, którzy m ają tę wolność, nie jest mniejszym cu
dem, niż narodzenie Jezusa Chrystusa z Ducha Świętego i Panny Marii, czy stworzenie świata z niczego. Jeżeli bowiem pam iętamy czym jes
teśmy, kim jesteśmy i jacy jesteśmy, możemy jedynie zawołać: „Panie, zmiłuj się nad nam i”.
Na ten cud uczniowie czekają przez dziesięć dni po wniebowstąpieniu Pana. Dopiero po tej przerwie następuje wylanie Ducha Świętego i jednocześnie powstaje nowa społeczność. Do
konuje się nowe dzieło Boga, które —■ jak wszystkie dzieła Boga — jest potwierdzeniem poprzednich. Ducha nie da się oddzielić od Jezusa Chrystusa. „Pan jest Duchem” — mówi Paweł.
5
Jeżeli ludzie mogą otrzymać i posiąść Du
cha Świętego, to jest to oczywiście ludzkie prze
życie i ludzkie działanie. Jest to również spra
wa rozumienia i woli, a także, mógłbym tak właśnie rzec, wyobraźni. To też jest cechą chrześcijanina. Bóg żgłasza swe praw a do ca
łego człowieka, aż do ńagłębszych w arstw jego tzw. podświadomości. Stosunek Boga do czło
w ieka ogarnia go bez reszty. Musimy jednak postawić sprawę jasno: Duch Święty nie jest formą ducha ludzkiego. Tradycyjnie uważa się teologię za jedną z „nauk intelektualnych”. Mo
że ona to spokojnie zignorować. Ale Duch Świę
ty nie jest identyczny z duchem człowieka, chociaż z nim może być styczny. Absolutnie nie chcemy obniżać wartości ducha ludzkiego, a
zwłaszcza teolodzy nie powinni od niego po pa- piesku i wyniośle się odwracać. Wszakże wol
ność chrześcijańskiego życia nie pochodzi od ducha ludzkiego. Człowiek nie zdoła uzyskać tej wolności przy pomocy zdolności, możliwości, czy walki.
Jeśli człowiek otrzym uje wolność stania się słuchaczem, osobą odpowiedzialną, wdzięczną i oczekującą w nadziei, to nie jest to rezultat działania ducha ludzkiego, lecz wyłącznie re
zultat działania Ducha Świętego. Innym i słowy, jest to dar Boży. Dar ten ma związek z nowym narodzeniem, z Duchem Świętym.
tjuro. E . Cz.
Karol Barth
Duch Święty — Orędownik
I Ja prosić będę Ojca i da wam innego Orędownika, aby był z wami na wieki. Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna;
wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie.
Ewangelia św. Jana 14, 16—1?
Dwa tem aty w ysuw ają się na czoło w Święto Zesłania Ducha Świętego: Duch Święty oraz jego konkretny owoc, którym jest Kościół.
Oba te tem aty są we współczesnym chrześcijań
stwie bardzo aktualne. Dużo się o nich mówi i pisze. One też znajdą się dziś w centrum na
szego rozmyślania.
I
Odwiedził mnie niedawno profesor teologii z Katolickiego U niw ersytetu Lubelskiego. Był w Genewie, gdzie brał udział w rozmowach lu- terańsko-rzymskokatolickich. Na moje ogólni
kowe zapytanie, co słychać w Genewie, odpo
wiedział, że zarówno w Światowej Radzie Koś
ciołów, jak i Światowej Federacji Luterańskiej, uwaga teologów skupia się dziś na zagadnie
niach dotyczących Ducha Świętego. Jest to jed
nym z tematów dnia również w innych stronach świata. Na przykład w Szwecji, gdzie Kościół żyjący od dziesiątków lat w dobrobycie, naresz
* Kazanie ks. prof. dr. A ndrzeja Wamtuły, zmarłego już biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce 'wygłoszone w W arszawie w 1973 roku, a w y
drukow ane w : Ks. d r Andrzej Wawtula — „Okruchy ze Stołu Pańskiego”, W arszawa 1975 (str. 214—219).
Sprawa przedruku została uzgodniona z Ks. dr. Ta
deuszem Wojakiem, dyrektorem W ydawnictwa „Zwia
stun”.
cie ma też jakieś problemy i kłopoty, bo w związku z działaniem Ducha Świętego zaczyna się wśród pastorów i młodego pokolenia dziać coś nowego. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej także przechodzi powiew Ducha Świętego przez wszystkie Kościoły, a w Ame
ryce Południowej ruch zielonoświątkowy obej
m uje nie tylko setki tysięcy, lecz wręcz milio
ny ludzi. Pod tchnieniem Ducha Świętego lu
dzie zaczynają inaczej patrzeć na życie, zaczy
nają żyć ewangelią i po raz pierwszy karmić się Słowem Bożym. W Afryce powstał wśród czarnych nowy Kościół Kimbangistów, który ma rysy zielonoświątkowe. Fala ta nie ominęła Kościoła Rzymskokatolickiego i szturm uje do jego bram w wielu krajach. Kościoły tradycyj
ne, a również Światowa Rada Kościołów i Świa
towa Federacja Luterańska, stoją w związku z tym wobec nowych problemów i pytają: „Cóż to wżdy ma być” ?, że posłużę się wyrażeniem Biblii Gdańskiej (Dz. Ap. 2,12).
Pytanie to jest nam znane, bo co roku sły
szymy je w Święto Wylania Ducha Świętego w lekcji odczytywanej od ołtarza. Po raz pierwszy postawiono je przed tysiąc dziewięćset kilku
dziesięciu laty. Przypomnijmy krótko okolicz
ności, wśród jakich to się stało. Pięćdziesiąt dni po Zm artw ychw staniu byli uczniowie zgroma
dzeni w Jerozolimie i przeżyli dziwne zjawisko.
Dzieje Apostolskie powiadają, że nagle powstał
„szum, jakby wiejącego gwałtownego w iatru” i że „ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich”.
Pismo święte powiada, że zostali napełnieni Duchem Świętym i że zaczęli mówić „innymi językami”, tak że przedstawiciele różnych naro
dów mogli ich rozumieć we własnych językach.
I tak pojawiło się pytanie: „Cóż to może zna
czyć?”
Świadkowie tej sceny zachowali się tak, jakby się dziś wielu zachowało. Gdy czegoś nie rozumiemy, gdy coś przekracza nasze zwykłe pojmowanie, najchętniej machamy bagatelizu- jąco ręką i mówimy: bzdura, głupstwo, nie
możliwe, zabobon lub staram y się to ośmieszyć.
Tak właśnie było wówczas w Jerozolimie.
„Młodym winem się upili” (Dz. Ap. 2,13). Myśla
no, że w ten sposób sprawra została załatwiona.
Czy mieli rację? Głupstwo? Zabobon? To jest próba ucieczki człowieka przed zjawiskami, których nie rozumie. Ładna mi bzdura, gdy właśnie w związku z tym przeżyciem obchodzi
my dziś pamiątkę powstania Kościoła chrześci
jańskiego! Nie. To było przeżycie i zjawisko, które miało konkretny skutek. Apostoł P iotr dał dopiero właściwe wytłumaczenie. Wygłosił przy tej sposobności pierwsze kazanie chrześci
jańskie, którego tem atem był właśnie Duch Święty. Powiedział krótko: Mylicie się, bracia, jeżeli myślicie, że zjawisko to jest wynikiem za
mroczenia alkoholowego. Jest to natomiast speł
nienie obietnicy danej przez proroka Joela: jest to nowy czyn Boży, nowy Boży dar, nowa karta w dziejach Królestwa Bożego na ziemi. Wylanie Ducha Świętego! Nowa, wspaniała rzeczywi
stość, cudowna, lecz uchwytna, realna, coś rzeczywistego, a więc nie mrzonki, zabobon, głupstwo.
Tak było przed dwoma tysiącami lat w Jerozolimie, myśmy zaś w Warszawie tu się zebrali, aby obchodzić pamiątkę tego w ydarze
nia, pamiątkę powstania Kościoła. Ale ponieważ i my nie rozumiemy tego całkowicie, stoimy wobec tego samego pytania, które tam w on pierwszy dzień postawiono i pytam y: „Cóż to może znaczyć?” Co to właściwie jest Duch Święty?
II
Pytanie to łatwo postawię, trudniej odpo
wiedzieć na nie. Pozostawmy teologię na boku.
Ambona to nie akademicka katedra teologiczna.
Kościół zresztą miał z teologami, którzy się zaj
mowali Duchem Świętym, sporo kłopotów w przeszłości i na tym podłożu doszło do gwałtow
nych sporów.
Od najdawniejszych czasów przedstawiono w Kościele Ducha Świętego pod postacią gołę
bicy lub języków ognistych. Symbole te nie da
ją na nasze pytanie odpowiedzi. Powiedzmy więc ogólnie, nie teologizując, a jednak zgodnie z Pismem Świętym, że Duch Święty to ducho
wa siła, która przychodzi z góry, działa w Koś
ciele, opanowuje człowieka i spraw ia nadzwy
czajne, lecz konkretne, realne skutki. Pod jej wpływem człowiek zaczyna inaczej myśleć, w i
dzieć, dokonują się w nim głębokie przemiany.
Te przemiany określa Pismo metaforycznie mówiąc, że człowiek narodził się na nowo. W naszym tekście jest ta siła nazwana w orygi
nalnym języku greckim: Parakletos. Kłopot w tym, że to słowo ma rozmaite znaczenie. Mo-
żeby je przełożyć różnie: obrońca sądowy, po
mocnik, doradca, rzecznik. Biblia Gdańska przetłumaczyła je przez: Pocieszyciel. Tak też najnowsze rzymskokatolickie tłumaczenie. Naj
nowszy nasz przekład używa słowa Orędow
nik. Orędownik to ktoś, kto o coś oręduje, za
biega, dba. Które z tych w yrażeń jest najlep
sze, najodpowiedniejsze, trudno rozstrzygnąć.
Najlepiej byłoby nie tłumaczyć tego słowa i pozostawić Parakletos.
Nasz tekst uw ypukla jedną cechę Para- klety. Pawiada, że Duch Święty jest rzeczni
kiem Praw^dy. Bożej prawdy, tej prawdy, któ
rą Chrystus objawił. On jest jej gwarantem.
O Bogu możemy mieć bardzo rozmaite w y
obrażenie. Istotną prawdę o Bogu znają tylko uczniowie Jezusa, bo oni m ają tego Orędowni
ka, który jest jej rzecznikiem. Uczniowie byli głęboko przeświadczeni, że posiadają prawdę.
P an Jezus powiada, że świat tej praw dy nie zna, że jej znać nie może, ponieważ nie ma te
go Orędownika, nie otrzym ał tego daru praw dy, Ducha Świętego. Zamiast „świat” możemy powiedzieć: człowiek, naturalny, cielesny czło
wiek. Gdy sami z siebie chcemy powiedzieć coś o Bogu, możemy błądzić. Przewaga uczniów wobec świata polega na tym, że m a
ją oni nowy organ poznawczy, który im gwa
ran tu je praw dę Bożą. Duch Święty obdarzą nowym darem, darem poznania Boga, darem innego widzenia i poznawania rzeczywistości.
Na innych miejscach czytamy, że otwiera on człowiekowi oczy na grzech i że przekonuje o grzechu, o sprawiedliwości i sądzie. To są dary tego Ducha. Parakleta broni tej prawdy, chro
ni ją i gw arantuje jej kontynuację w świecie-.
Oprócz tych są jeszcze inne dary Ducha Świętego. Śpiewaliśmy przed chwilą pieśni, w których jest mowa o tych darach — wiary, mi
łości, mocy, odwagi, mądrości, światła, skła
dania świadectwa, posłuszeństwa i wytrwania.
Sprawa staje się trudniejsza i komplikuje się, gdy w racając do czasów apostolskich i do dnia w ylania Ducha Świętego, zaczynamy oglądać jeszcze inne dary, na przykład dar mówienia różnymi językami, czyli tak zwanej glos- solalii. dar prorokowania i wykładania pro
roctw i owych nieartykułow anych dźwięków.
Co' z tym dziś zjrobić? Co m a Kościół z tym zrobić? W zborach chrześcijańskich pierw szych wieków ludzie mieli takie dary, któ
re nazywamy charyzmatami, darami łaski. Są jeszcze dziś ludzie, którzy się chlubią posia
niem tych darów. Nie tylko w dalekim świe
cie, lecz i u nas w kraju. Ludzie ci żyją w cie
niu Kościołów, jakby w ukryciu, i pielęgnują je... Te właśnie dary stają się problemem dla tradycyjnych Kościołów. Kościołów zorganizo
wanych, w których życie religijne jest ściśle ustalone i uregulowane i które nie chcą się go
dzić na to, aby w ich w nętrzu krzewiła się i rozwijała, powiedzmy, taka pobożność, taka re
ligijność. Stąd ból głowy teologów genewskich, którzy patrząc na to, co się dzieje w świecie, muszą rozmawiać z przedstawicielami tych
kierunków pobożności. A co my mamy robić, w naszym Kościele, gdy tu i ówdzie też się te charyzmaty zaczynają przejawiać? Kłopot!...
Tak to już jest, że zinstytucjonalizowane Kościoły, Kościoły dobrze zorganizowane, trad y cyjne i historyczne nie dowierzają tem u gwał
towniejszemu szumowi w iatru i pojawiajacym sie ognikom. Kościoły te — zwłaszcza zaś Koś
ciół Rzymskokatolicki ■— lubią ustawy, regula
miny, paragrafy. Duch Święty zaś ich nie lu
bi. Instytucje dążą do ujęcia w ram y prawne całego życia Kościoła. Duch zaś nie daje się w nie wtłoczyć. I gdy nagle gdzieś rozlegnie sie szum tego w iatru, który nie wiadomo skąd przychodzi i dokąd idzie, Kościoły stają się nieufne i podejrzliwe, ostrożne i zakłopotane.
„Cóż to wżdy ma być?” Co z tym począć?
Problem ten w nikłych wymiarach zary
sowuje się czasem i w naszym Kościele...
Pytacie, co to jest Duch Święty? Patrzcie!
Ogień, który pojawia się w sercach, owłada nimi, rozświeca i ogrzewa je, do czynów mi
łości, wiary, nadziei i odwagi pobudza... Nieraz nie chce się to pomieścić w ustaw ach i para
grafach, a jednak tchnienie tego Ducha w yda
je się autentyczne. Groźne i nie do przyjęcia staje się to wówczas, gdy indywidualne świat
ło wewnętrzne, jakieś pryw atne objawienie chce zastąpić światło objawionej w Piśmie świętym prawdy, Bożej prawdy, której rzecz
nikiem i gwarantem jest Duch Święty, Orę
downik...
Przed wojną działał w Cieszynie ewange
lista, redaktor „Głosów Kościelnych”, który przeżył przebudzenie. Pytałem go, co się w nim zmieniło, jak to konkretnie odczuł i prze
żył. Odrzekł krótko: •— Rozjaśniło się we mnie...
Widzimy, na czym polega problem zwią
zany z działalnością Ducha Świętego i rozu
miemy teraz zakłopotanie teologów genew
skich i innych. Powstaje on wtedy, gdy trad y cyjne, trzeźwe, rozsądne, umiarkowane i ucze
sane chrześcijaństwo, nasze chrześcijaństwo kościelne, gdy nasza pobożność regulowana przepisami i paragrafam i spotyka się z chrze
ścijaństwem entuzjastycznym i charyzmatycz
nym, gdy Duch Święty zaczyna się objawiać we wszystkich darach, w pełni swoich darów.
Dary te są wielkie i różne, a choć niepojęte i cudowne, to jednak uchw ytne i realne.
III
Obchodzimy dziś pam iątkę zesłania Ducha świętego i założenia Kościoła. Jeżeli kto chce oglądać realność, konkretność i uchwytność da
rów Ducha świętego, niech sobie przypomni sy
tuację, jaka istniała w pierwszym zborze w Je
rozolimie. Widzimy tam gromadkę uczniów, lu
dzi biednych, ubogich, zastraszonych, bezrad
nych. Nie było wśród nich przedstawicieli in
teligencji, ludzi wykształconych, był to prole
tariat. Mieli oni świadomość posiadanej prawdy i wieki m andat dany im przez Pana — mieli iść na cały świat i głosić wszystkim narodom ewangelię (Mat. 28,20). Oceniając ich sytuację, możemy powiedzieć, że była ona beznadziejna.
Łódź, do której wsiedli, groziła zatonięciem, za
nim odbili od brzegu. Toteż Celsus, filozof żyją
cy w II wieku, prorokował: „Demon chrześcijan zostanie niedługo wypędzony z kraju, a ci, co mu służą, zostaną związani i na pale przybici”...
Od tego czasu aż po dzień dzisiejszy pow
stawali różni prorocy i mędrcy, którzy podobnie krakali i przepowiadali Kościołowi rychły ko
niec. Od blisko dwóch tysięcy lat zapraszają mędrcy, filozofowie, królowie, cesarze i mocarze na ostateczny pogrzeb Jezusa i Kościoła. Na próżno. Wszystkie proroctwa okazały się fał
szywe. Bo tu nie z ludzką spraw ą mamy do czy
nienia. W naszym tekście powiada Jezus, że Duch Święty, Orędownik i Obrońca będzie z w iernym i na wieki. Człowiek jest bezradny wo
bec niego. Bo jak tu walczyć z duchem? Tu wszystkie środki zawodzą. Duch dokąd chce, wieje... Ostatnio przyłączyli się do jego przeciw
ników nawet pewni teolodzy na Zachodzie, którzy rozpowszechniają nową teologię nazywa
ną teologią śmierci Boga. Ale ci też nie dadzą Orędownikowi rady. Nic mu nie sprosta, nawet nasza mała wiara, nasze słabości, nasze niepo
słuszeństwo, nasze zaprzaństwo,' niewierność, nasz grzech! Kościół jest dziełem Ducha Świę
tego, który o niego oręduje, strzeże go i pro
wadzi, na nowo powołuje, oświeca i poświęca i w prawdziwej wierze w Jezusa Chrystusa utrzym uje. Orędownik, P arakleta będzie z nim na wieki.
Dzisiejsze święto powinno nas pobudzić najpierw do dziękczynienia. Chcemy dzięko
wać Bogu za to, że w pierwszy dzień zielono- świąteczny w Jerozolimie rozpalił nowy ogień, który do dziś rozgrzewa i świeci. Chcemy dzię
kować za służbę, jaką do dziś Jego święty dar
— Orędownik — pełni. Zarazem jednak chcemy prosić... O co mamy prosić? O dalsze dary tego Ducha. Czy w świetle tego, cośmy mówili, będziemy mieli odwagę prosić o wszystkie jego dary? O pełnię jego darów? W ciągu dwóch ty sięcy lat istnienia Kościół okrzepł i jego prze
szłości cofnąć się nie da. Prośm y zatem o dary, których nigdy nie jest dosyć, p dary wiary, na
dziei, miłości, o moc i odwagę świadectwa, bo tych darów wszystkim nam na pewno potrzeba.
Amen.
Spotkanie z charyzmatycznym ruchem
Od września 1975 r. do czerwca 1976 r. przebyw a
łem w Chicago w dzielnicy Hyde P ark — Ken- wood Tam, na Uniwersytecie Chicagowskim, zajmowałem się filozofią chrześcijańską w Ameryce. Chciałbym jednak opowiedzieć o pew nym przejawie życia religijnego w Ameryce, który mnie jako księdza rzymskokatolickiego, n ajb a r
dziej zainteresował, a mianowicie o katolickim cha
ryzmatycznym ruchu odnowy, jak to on sam siebie określa. Spotkanie z nim było dla mnie najsilniejszym wrażeniem z pobytu w Ameryce.
Już pierwsze zetknięcie się z tym ruchem było znamienne, przypadkowe. O tyle przypadkowe, że tr a fiłem od razu, kiedy zapytałem. A było tak...
Praw ie codziennie odprawiałem Mszę św. w koś
ciele parafialnym św. Tomasza Apostoła we wspom
nianej dzielnicy Hyde Park-Kenwood. Nawiasem mó
wiąc, dzielnica ta jest, jak na Stany Zjednoczone, dzielnicą ciekawą, w artą odrębnych studiów. Jest to bodaj pierwsza w Stanach Zjednoczonych dzielnica zintegrowana — czarno-biało-żółta. Jest tam mniej więcej 40 proc. Murzynów, 40 proc. tzw. typów kau
kaskich (caucasian jak nas białych tam nazywają) i 20 proc. różnych narodowości azjatyckich.
W niedzielę o 10 odbywa się w tam tejszym koś
ciele koncelebra pięknie organizowana przez jezuitów.
Ślicznie wygląda ta Msza koncelebrowana! Jest b a r
dzo żywa. Wyróżnić należy zespół, który prowadzi śpiew. Pięknie łączą stare z nowym. Po Mszy koncele
brujący księża idą procesyjnie do przedsionka, gdzie ludzie w itają się, żegnają, rozmawiają, um aw iają się.
Jest to zwyczaj powszechnie przyjęty w Ameryce, n a
wet kościoły są do takich spotkań przystosowane — m ają bardzo duże przedsionki. Przewodniczący liturgii, główny celebrans, przedstaw ia koncelebransów, zwłasz
cza tak egzotycznych, jak ci from Warsaw, Poland.
Przedstawiono i mnie, a potem wśród ludzi, którzy chcieli się przywitać ż księdzem z Polski, znalazł się młody, szczupły chłopak z bródką i w dżinsach. „Jak się masz! Ja jestem M ietek Pacw a” — zagadnął po polsku i przeszedł na angielski. Był to młody jezuita kończący studia wtedy (październik 1975). Obecnie jest już kapłanem. Bardzo się ucieszył ze spotkania księ
dza z Polski. Chciałby lepiej poznać nasz język, żeby duszpasterzować w parafiach, które tego języka po
trzebują. Mieszkał niedaleko. Chciał ze m ną poroz
mawiać i zaprosił mnie do swojego domu kleryków jezuickich.
Od kilku lat sem inarium jezuickie podzieliło się na kilka grup po dziesięć osób, które m ieszkają osobno w małych domkach i tam prowadzą życie wspólne, bar-
* A rty k u ł ks. dr. B ronisław a Dembowskiego, p ro feso ra fi
lozofii w Akademii. Teologii K atolickiej w W arszaw ie i re k to ra Kościoła św, M arcina w W arszaw ie. Spraw ę p rzed ru k u tego arty k u łu , pom ieszczonego w m iesięczniku „W ięź” , uzgod
niliśm y z autorem .
odnowy
dziej rodzinne. Codziennie ktoś inny gotuje główny am erykański posiłek. Kw itnie przy nim, o godz. 18, życie wspólne, które sobie bardzo cenią. Dyżurny jest jednocześnie jak gdyby gospodarzem domu w tym dniu, naw et w takiej sytuacji, kiedy on jest klerykiem, a jednym z mieszkańców domu jest ojciec prowincjał.
Zostałem zaproszony na kolację, po której zapyta
łem M ietka ó charyzmatyczny ruch odnowy. Było to we w torek o siódmej trzydzieści wieczorem. Mietek odpowiedział, że właśnie chciał mnie przeprosić, bo w ybiera się na zebranie modlitewne grupy charyzma
tycznej ódn-owy, które trw a ód ósmej do dziesiątej. P o szliśmy razem, jak się okazało do sali parafialnej p a
rafii św. Tomasza. Zebrałó się wtedy około 30 osób.
Przyw itali się ze m ną serdecznie. Mietek mnie przed
stawił i zaczęło się zebranie modlitewne.
Charakteryzuje się ono głębokim przeżyciem obęcr ności Jezusa Chrystusa w myśl słów: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Uczestnicy ruchu wierzą w to, tak w ierzą że mnie, kapłana od 23 la t wzruszenie ogar
niało. Alę wierzą w sposób radosny, a ta. radość mą pokrycie w ich doświadczeniu życipwym, jak się nie
jednokrotnie przekonałem. . . . . Do czerwca 1976 r. o ile byłem w Chicago, brałem udział w cotygodniowych spotkaniach modlitewnych wspomnianej grupy i byłem świadkiem wydarzeń, które dawały owej radości głębokie pokrycie. Kiedyś, w lutym czy W marcu przyszła do nas na zebranie jakaś pani bezpośrednio do pogrzebie swego trzydzie
stoletniego syna. Wspólnie modliliśmy się za nią tak długo, aż ktoś zaczął radośnie dziękować Bogu za to, że jej syn, którego znaliśmy jako dobrego człowieka, jest w radości Boga Ojca.
W innej grupie modlitewnej przewodniczącą że
brania jest osoba sparaliżowana po wylewie. Od czte
rech czy pięciu lat ma unieruchomione obie nogi, jed
ną rękę i częściowo jedną stronę twarzy. Jest rados
nym piewcą miłości Boga, Boga który jest miłością.
Jej radość znajduje dla siebie pokrycie.
Zebranie modlitewne grupy charyzmatycznej skła
da się z kilku elementów, które się pow tarzają; sięga
ją one do wzorów z I Listu do Koryntian i Dziejów Apostolskich.
Jest przewodniczący, który zachęca do. modlitwy, a modlitwa zaczyna się od śpiewu i to takiego śpiewu, w którym człowiek otw iera się, przestaje zajmować się sobą, a zajm uje się uwielbieniem Boga. Jest to moment istotny i ważny. Śpiew staje się coraz bardziej gorący, coraz bardziej żywy i kończy się modlitwą improwizo
w aną. Z początku wydawało mi się to dziwne, ale po
tem przyzwyczaiłem się do tego, że każdy co innego mówił, a wszyscy z wielkim uwielbieniem Boga pow
tarzali słowa: „dzięki Ci, Jezu, dzięki Ci, Jezu, wiel
bię Cię, Panie” i,coś podobnego w języku angielskim.
J a wołałem po polsku: „Uwielbia duszą m oja, Pąną i rozradował się duch mój w Bogu Zbawicielu moim”.
9