• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 14, Z. 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 14, Z. 7"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

ROK XIV. W RZESIEŃ 1935. ZESZYT 7.

PRZYRODA I TECHNIKA

C Z A S O P IS M O P O Ś W IĘ C O N E P O P U L A R Y Z A C J I N A U K P R Z Y R O D N . I T E C H N IC Z N Y C H

W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y ZA P O D A N IE M ŹRÓDŁA.

Dr. BOLESŁAW ŚLIŻYŃSKI, Kraków.

NIEKTÓRE ZAGADNIENIA Z NAUKI O DZIEDZICZNOŚCI.

W s t ę p.

Genetykę charakteryzuje specyficzna cecha, polegająca na bardzo dużej je j ekspansywności. Sfery jej działalności i w prost naw et uży­

teczności gospodarczej zaczynamy dopiero rozpoznawać. Tak wiele

* terenów ludzkiej myśli czeka na zastosowanie zdobyczy genetycznych, że nauk a ta staje się jed n ą z najw ażniejszych dźwigni w rozwiązy­

waniu bardzo nieraz doniosłych problemów i to zarówno teoretycz­

nych, ja k ściśle praktycznych. Przejdźm y do omawiania dziedzin w pływ u genetyki pod względem teoretycznym i praktycznym . Rzecz oczywista, że cały omawiany zespół zagadnień będzie można przed­

staw ić tylko pobieżnie.

N a u k i b i o l o g i c z n e . Jest rzeczą oczywistą, że wszelkie zro­

zumienie zjaw isk ewolucji w państw ie roślin i zwierząt musi być o parte na znajomości p r a w, r z ą d z ą c y c h p r z e n o s z e n i e m c e c h z r o d z i c ó w 11 a p o t o m s t w o. W artość zdobyczy gene­

tyki odnośnie do teorji ewolucji istot żywych przewyższa w bardzo dużym stopniu dotychczasowe rezultaty, osiągnięte na tern polu przez inne nauki biologiczne. W yniki bowiem pracy genetyków nie są oparte na przypadkow ej obserw acji ani na mniej lub więcej udałej logicznej spekulacji, są one zbudowane na podstaw ie ś c i s ł e g o e k s p e r y m e-n t. u. Co więcej, w sposób zupełnie nieoczekiwany ge­

netyka dociera do zagadnienia budowy m uterji żywej, jej konstrukcji i i warunków istnienia.

H o d o w 1 a z w i e r z ą t i r o ś l i 11 m a najw ięcej do zawdzię- f ezenia genetyce. Na tym też terenie zapoczątkowano badania gene­

tyczne. Hodowla zw ierząt i roślin po udom owieniu licznego szeregu gatunków zajm ywała się badaniam i w arunków najlepszej w ydajno­

ści: obchodzeniem się ze zwierzętami i roślinami, żywieniem, upraw ą, chorobami i zarazami. Pozostała jed n ak dalsza droga postępu: ba­

danie cech wrodzonych, które tak wielką rolę odgryw ają w produkcji rolniczej. Te badania odznaczają się tern, że nie obejm ują jednego pokolenia tylko, lecz p rac u ją nad przyszłością. Jeżeli potrafim y, drogą_

planowej pracy genetycznej, wyprodukować zwierzę czy roślinę o większej użyteczności, to efekt naszej pracy nie zginie wraz z tym

1!)

(2)

osobnikiem, tylko w ystąpi w następnych pokoleniach z rów ną siłą.

Genetyka poddała dokładnem u eksperym entalnem u badaniu bardzo wiele z dawnych zwyczajów hodowlanych i co do niektórych w yka­

zała zupełną bezpodstawność a nieraz naw et szkodliwość.

Z a g a d n i e n i a s p o ł e c z n e . Rosnące zdobycze genetyki um iały w targnąć' naw et w dziedzinę, zam kniętą przed większością nauk biologicznych, t. j. w dziedzinę społeczeństwa ludzkiego. Oka­

zało się, że cechy w swej przew ażającej większości i to zarówno do­

tyczące budowy anatom icznej człowieka ja k i jego fizjołogji i psy­

chiki, podlegają tym samym prawom dziedziczności, jak ie rządzą światem roślin i zwierząt. Genetyka stosow ana — e u g e n i k a — bada zachowanie się cech dziedzicznych u człowieka. Rzecz oczywi­

sta, że tu nie może się ona posługiwać metodami eksperym entu, jak u zwierząt i roślin, tern też trudniejsze jest je j zadanie. Dąży ona do wynalezienia sposobów wyelim inowania ze społeczeństwa ludzkiego cech ujem nych, ja k choroby dziedziczne i inne i w tedy stanow i euge- nikę negatyw ną a z drugiej strony dąży do spotęgow ania cech do­

datnich; nazywa się w tedy eugeniką pozytywną.

Przedstaw iw szy pobieżnie znaczenie gentyki, spróbuję tę naukę scharakteryzow ać, zwłaszcza o ile chodzi o je j m e t o d y k ę i t e r- m i 11 o 1 o g j ę. M etodyka w najgrubszych swych zarysach ogranicza się do obserw acji cech u rodzicielskich organizmów i zachowania się ich w następnych generacjach. Ta dru g a część stanow i właściwe ba­

danie genetyczne i w ym aga nieraz bardzo skomplikowanych operacyj logicznych i m atematycznych.

Ojcem genetyki jest, ja k wiadomo, G r z e g o r z M e n d e l , przeor klasztoru A ugustjanów w Bernie na M orawach i główną jego zasługą jest właśnie owo zastosowanie rachunku do stosunków ge­

netycznych, panujących w potomstwie. Lecz niepom ierną jego za­

sługą je s t również um iejętne podejście do problemu. Przed nim długi szereg uczonych próbow ał rozwikłać tę kw estję, jed n ak nadarem nie.

Dlaczego? Oto dlatego, że badacze ci, biorąc p a rę rodzicielskich orga­

nizmów, usiłowali „za jednym zamachem“ zbadać sposób dziedziczenia się najw iększej ilości cech. Dziś wiemy, że wobec zupełnie nieraz róż­

nych sposobów ujaw niania się w potomstwie, cechy te mogły dawać w sumie obraz niesłychanie skomplikowany. Dopiero Mendel, wziąwszy pod uwagę j e d n ą p a r ę c e c h w pokoleniu rodziciclskiem (P .), badał sposób dziedziczenia się jej, przyczem nie zatrzym ał się wcale n a pierwszem pokoleniu (F ,) lecz połączył osobniki tego pokolenia między sobą i uzyskane w ten sposób pokolenie drugie (P 2) pozwo­

liło m u w ysnuć owe najbardziej zasadnicze praw a genetyki, nazwane jego imieniem. Lecz nietylko łączenie rodziców i obserw acja potom ­ stw a jest dziś tem atem badań genetycznych. Z niesłychanie subtel­

nych badań, których kilka będę m iał sposobność niżej przedstaw ić, posiłkując się zarówno b i o m e t r y k ą ja k i m ikroskopem (dziś można widzieć poszczególne fazy dziedziczenia), w ysnuw a genetyka swoje praw a. P raw a te precyzją i ścisłością dorów nują praw om ehe-

(3)

291 m ji czy fizyki i tem się tylko od nich

różnią, że mówią o tworze niesłychanie bardziej skomplikowanym, jakiem jest życic.

Ognisko rozbudowy odkryć genetyki leży w krajach anglosaskich, głównie w Stanach Zjednoczonych, którym też w osobie T. Ii. M o r g a 11 a cały świat cywilizowany złożył hołd w roku 1933, przyznając mu Nagrodę Nobla.' Do najpopularniejszych objektów badań genetycznych należy ze świata zwierzę­

cego muszka owoedwa D r o s o p h i 1 a króliki, kury, morskie świnki etc., a ze A n t i r r h i n u nr i inne.

R yc. 1. S a m ie c (n a lew o) i sam ica (n a p raw o ) m u szk i ow ocow ej D r o s o p h i l a

m e 1 a n o g a s t e r.

r n e l a n o g a s t e r , myszki, świata roślinnego kukurudza,

I.

K a ż d a c e c h a d z i e d z i c z n a jest w y w o ł a n a przez od­

powiedni z a w i ą z e k czyli g e 11. Cechą dziedziczną nazywamy tak ą , co do k tórej możemy stw ierdzić, że p r z e c h o d z i z r o d z i -

R yc, 2. S c h e m a ty cz n y o b ra z re d u k c ji ch ro m o so m ó w w czasie d o jrz e w an ia k o m ó re k ro zro d czy ch z w ierzę c ia , u k tó re g o w k a żd e j ko m ó rce c ia ła ( = k o m ó rk i so m aty cz n e ) m ieści się w ją d ra c h k o m ó r­

k o w y ch 8 ch ro m o so m ó w (4 p a ry ). 1) K o m ó rk a w s p o c z y n k u . 2) R o zlu źn ien ie z rę b u eh ro m a ty n o w e g o . 3--G) S ta d ju n i s y n a p s is . 7) O k re s seg m e n ta c ji p o p rzeczn ej (o d d zielan ie s ię p o szczeg ó ln y ch ch ro m o ­ so m ó w ), k tó re j w y n ik ie m je s t w y tw o rz e n ie 4 p a r chrom osom ów ’. 8) C hro m o so m y g ru b ie ją . 9) 4 p a ry ch ro m o so m ó w u s ta w ia ją s ię w ró w n ik u k o m ó rk i. 10) C hro m o so m y p rz e su w a ją s ię k u b ieg u n o m . 11) P rze w ę że n ie się c ia ła k o m ó rk i. 12) D w ie k o m ó rk i p o to m n e o z re d u k o w an e j ilości c h r o m o s o m y (4 c h ro m o so m y w k a żd e j k o m ó rce t. j. po je d n y m z k a żd e j p a ry ) czyli g a m e ty . W re z u lta c ie t ego p o d z ia łu , zw an eg o re d u k c y jn y m ilość ch ro m o so m ó w w g a m e ta c h je st o po ło w ę m n ie jsza niż w Jjo_

m ó rk ach so m aty cz n y c h . (W e d łu g G od lew sk ieg o 1930 — częściow o zm o d y fik o w a n y ).

1 Porów naj: Przyroda i Technika, r. 1934, z. 3, str. 123, T. H. Morgan, lau reat N agrody Nobla.

1 9*

(4)

F,

Hyc. 3. S c h e m a t, p rz e d sta w ia ją cy d zied ziczen ie b arw y k w iató w n g ro sz k u p a c h n ą c e g o . O bok po szczeg ó l­

n y c h o so b n ik ó w w y ry s o w a n e s ą ch ro m o so m y z za- z n aczo n em i g e n am i (c = b a rw a b ia ła , C = b arw a

czerw o n a).

c ó w n a p o k o 1 e n i a n a- s t ę p n/e. Jedynem ogniwem mortblogicznem, jakie łączy obie generacje rodzicielską i po­

tomną, są komórki rozrodcze a więc jajo i plemnik. W ko­

mórkach rozrodczych czyli g a- m e t a c h znajdujem y tylko połowę tej ilości chromoso­

mów — (są to ciała nitkowa­

te, znajdujące się w jądrze komórkowem, wykazujące wiel­

kie pokrewieństwo do barwi­

ków, w nich to zawarte są za­

wiązki cech dziedzicznych czyli geny) — jak a charakteryzuje somatyczne komórki danego ga­

tunku. Dzieje się to drogą p o- d z i a ł u r e d u k c y j n e g o, który jest istotną częścią pro­

cesu dojrzewania komórek roz­

rodczych. Załączona ryc. 2 przedstawią podział redukcyj­

ny w sposób schematyczny.

Z połączenia obydwóch ga­

met czyli po zapłodnieniu powstaje t. zw. z y g o t a czy­

li komórka, posiadająca znów podwójną ilość chromosomów i charakterystyczna tom, że w dalszym rozwoju ]iowoduje powstanie zarodka.

K ażda kom órka zawiera w swym składzie genetycznym czyli, jak mówimy, w g e n o t y p i e zawiązki cech, pochodzące w połowie od ojca i od m atki. W eźmy klasyczny przykład doświadczenia M endla.

(Ryc. 3). Krzyżował on groszek biało kw itnący z czerwono kw itn ą­

cym. Całe pierwsze pokolenie (F ,) składało się z osobników całkiem do siebie podobnych — wszystkie roślinki kw itnęły czerwono. Róż­

nice ujaw niły się dopiero w pokoleniu drugiem . W ystąpiło tu m iano­

wicie 75°/0 roślin czerwono kw itnących i 25°/0 biało kw itnących, czyli iv stosunku liczbowym 3 :1 . W innym w ypadku mianowicie przy krzy ­ żowaniu dwu roślin M i r a b i 1 i s j a 1 a p a w ystąpiła w pokoleniu pierwszem barw a pośrednia, zaś w pokoleniu drugiem znaleziono sto­

sunek cech, ja k 1 : 2 : 1 , przyczem 25°/0 osobników było z cechą je d ­ nego z dziadków, 50°/o odpowiadało typow i pokolenia pierwszego i wreszcie 25°/0 przedstaw iało drugi ty p z dziadków. (Rysunek 4).

C e c h a, k tó ra w ystąpiła w F ,, a więc w w ypadku groszku barw a czerwona, przew ażając nad drugą, została nazwana d o m i n u j ą c ą

H yc. 4. S c h e m a t, p rz e d sta w ia ją c y d z ie d zic z en ie b a rw y kw ia tó w u M i r a b i l i s j a 1 a p a.

(O b ja śn ien ia w te k ście).

(5)

293 w przeciw ieństwie do cechy u k ry te j, w tym w ypadku barw y białej, zwanej ce ch ą , r e c e s y w n ą . Pierwsze praw o Mendla, wysnute z tych doświadczeń, orzeka, że p o k o l e n i e p i e r w s z e p o w s t a ­ ł e z e s k r z y ż o w a n i a o s o b n i k ó w o c e c h a c h a n t. a g o n i- s t y c z n y c h (w tym w ypadku barw a czerwona i biała), j e s t j e d n a k o w e c z y l i n i e r ó ż n i s i ę m i ę d z y s o b ą i u j a w- n i a c e c h ę d o m i n u j ą c ą . D rugie praw o M endla dotyczy sto­

sunków, panujących w F , i stw ierdza p r a w i d ł o w o ś ć r o z ­ s z c z e p i e n i a c e c h i i c h p o w r ó t d o f o r m p i e r w o t ­ n y c h w s t o s u n k u 3 : 1 a l b o 1 : 2 : 1 . P rostym wnioskiem lo­

gicznym z tych stosunków liczbowych było przyjęeie istnienia jedno­

stek dziedziczności czyli g e n ó w.

Jeżeli po ta k ogólnem zapoznaniu się ze sposobem dziedziczenia jednej pary cech, chcielibyśmy omówić zachowanie się np. dwu par cech, to zostało już dawno stwierdzone, że cechy te dziedziczą się cał­

kowicie n i e z a l e ż n i e o d s i e b i e . J e st to t. zw. p r a w o n i e ­ z a l e ż n e j s e g r e g a c j i . Schemat, załączony poniżej (ryc. 5), wzięty z pracy M o r g a n a, przedstaw i nam te stosunki dokładniej.

J a k widzimy, na schemacie tym jest przedstaw iony sposób dziedzi­

czenia dwu p a r cech u D r o s o p h i l a m e 1 a u o g a s t e r. Owad ten posiada szereg zalet, które czynią z niego najklasyczniejszy ob- je k t doświadczeń laboratoryjnych.

Je d n ak ta niezależność dziedziczenia cech nie jest zasadą abso­

lutną. Stwierdzono, że pewne g ru ­ py cech nie stosują się do niej, czyli dziedziczą się razem. Mó­

wimy, że wykazują, one t. zw.

„ l i n k a g e “ , s p r z ę ż e n i e. Po­

zorna ta sprzeczność została wy­

jaśniona w sposób następujący.

Całkowicie niezależnie dziedzi­

czą się te cechy, których zawiązki znajdują się w różnych n i e b o- m o l o g i e z n y c h c h r o m o s o ­ m a c h . Jeżeli jednak dwie ba­

dane cechy m ają swe geny w jed ­ nym i tym samym chromosomie, to rzecz oczywista, iż wskutek tego, że każdy poszczególny chro­

mosom (z każdej pary składającej się z chmosomu od ojca i chromo­

somu od m atki) przechodzi do ga­

met a więc znajdujące się w nim dwa geny przejdą również oby­

dwa do gamety, i wskutek tego nie spełnią praw a niezależnej se­

gregacji. Sprzężenie między gena­

mi nie jest jednak nierozerwalne.

R yc. 5. S c h e m a t p rz e d sta w ia ją c y n ie z ale ż n e d zie­

d ziczen ie dw u p a r cech u drozofili. P o s k rz y ż o ­ w a n iu m u c h y s z c z ą tk o sk rz y d łe j (sy m b o l „ v g a) z m u c h ą c z a rn ą (sym bol „ b “) o trz y m u je m y p o ­ k o le n ie p ie rw sze (Fi) b a rw y sza re j i o n o rm al- m aln y ch s k rz y d ła c h . Z te g o w y n ik a , że z aró w n o c ec h a „ v g “ ja k i nb “ s ą c ec h a m i re c esy w n e m i.

P o k o le n ie d ru g ie (Fs) — w y k a zu je s to s u n e k 3 : 1 ta k w o d n ie sien iu d o c ec h y „ v g “ ja k i „ b “.

(6)

V E I L © * * • ■ iW k 6 , 0 0

Ala- ■ ¿A6U-5.

Vfi.0

Bar.fc.

R ye. 6. S c h e m a t ilu s tru ją c y m e c h an iz m cro ssin g o v e r. C h ro m o so m m a c ie rz y sty c za rn o o zn aczo ­ n y — ojco w sk i — b ia to . W o b y d w u c h ro m o so ­ m ach s ą o z n ac z o n e p u n k ty g e n e ty c z n e (locus) d la d w u g enów : B o ra z jeg o allelo m o rfa b i — V o ra z jeg o a lle lo m o rfa v. P rze d c ro ssin g -o v er c h ro m o so m y z a w ie ra ły b i V w zg lęd n ie B i v — z a ś p o w y m ia n ie z a w ie ra ją b i v o ra z B i V.

R yc. 7. M apa ch ro m o so m ó w d ro so fili. C h rom osom o z n a ­ czo n y I je s t ch ro m o so m em p łcio w y m , z a ś II, III, IV s ą to t. zw . a u to so m y . N a p isy o z n a c z a ją ró ż n e cec h y , ja k u b a r­

w ie n ie , k s z ta łt i t. p . k tó ry c h g en y s ą u m iejsco w io n e w p o szczeg ó ln y ch p u n k ta c h c h ro m o so m ó w .

1C’S'-

61 s

sci

\a-c

«a.k .

v / \

SMW <

I1MT 'S-jtilSS

Zjawisko r o z e r w a n i a tego s p r z ę ż e n i a czyli t. zw.

c r o s s i n g o v e r polega na wymianie części homologicznych mię­

dzy chromosomami tej samej pary. Zachodzi to zjawisko w czasie przygotow ania się ją d ra komórkowego do podziału, — kiedy to chro­

mosomy param i zbliżają się do siebie (pochodzący od ojca do pocho­

dzącego od m atki) i o p latają się wzajemnie. W tym w łaśnie stadjum może nastąpić, ja k to przedstaw ia ryc. 6, w ym iana części pom iędzy chromosomami. Rzecz prosta, że praw dopodobieństwo tej w ym iany pom iędzy dwoma genami dalej od siebie na chromosomie leżąeemi bę­

dzie dużo większe, niż między bezpośrednio z sobą sąsiadującemi.

Z częstości tych wymian, zachodzących między dwoma punktam i genetycznemi n a chromosomach została oznaczona względna odległość genów na chromosomie i na tej podstaw ie zbudowano mapę c h r o ­ m o s o m ó w t. j. wyznaczono te m iejsca na chromosomie, w których mieszczą się zawiązki pewnych cech dziedzicznych.

Genetyka zajm uje się również zjawiskiem m utacji. Ju ż w r. 1900 D e V r i e s w w ypadku wiesiołka — O e n o t h e r a 1 a m a r e k i a- n a, znalazłszy roślinę o zupełnie różnych cechach i właściwościach w stosunku do form rodzicielskich, zaliczył j ą do grupy t. zw. zmien­

ności-skokowej i nazw ał ją form ą m utacyjną. Przez to pojęcie rozu­

m iał nagłą zmianę dziedziczną jednej czy kilku cech, pojaw iającą się w potomstwie osobników najzupełniej norm alnych. Przykładam i t a ­ kich m utacyj św iata zwierzęcego są np. białe myszki, króliki z róż-

(7)

295 niego rod zaju futerkam i, umaszezenie zwierząt domowych i t. p., zaś ze św iata roślin karłow ate odm iany fasoli czy grochu, różnego ro­

dzaju barw y płatków u kw iatów hodowanych i t. p. Dziś wiemy, że zjawisko to należy przypisać z m i a n i e n a t u r y g e n u . W związ­

ku z tern pozostaje pojęcie m utacyj t. zw. somatycznych. Są to zmiany n a tu ry genu, zupełnie podobne do wyżej opisanych z tą tylko różnicą, że o ile tam te w ystąpiły w czasie pow staw ania gamet osobników ro­

dzicielskich a więc są dziedziczne, to te p ow stają w czasie rozwoju osobniczego w obrębie tk an ek somatycznych, t. zn. nierozrodczyeh, np. w skórze lub w płatk ach roślin, a w skutek tego, że nie pojaw iają się w gametach, nie są dziedziczne. M utacje somatyczne pozornie za­

chodzą częściej w świeeie roślinnym i tam mogą stać się naw et i dzie­

dziczne, a to mianowicie drogą t. zw. w egetatyw nego rozmnażania, ja k np. sadzonkowania, mnożenia z bulw, szczepienia i t. p.

Przy zastosowaniu tej m etody można m utacje somatyczne, które w świeeie zwierzęcym są do utrzym ania, nietylko doskonale zacho­

wać ale w prost można je przez szereg pokoleń utrzym yw ać. W szyst­

kie drzewa owocowe t. zw. .szlachetne odmiany, k tóre szczepimy n a dziczkach, a więc rozmnażamy w egetatyw nie, należą zdaje się do tego typu zjawisk.

M utacje mogą występować spontanicznie, ta k ja k w wyżej opisa­

nym przypadku wiesiołka lub też jak w całym cyklu doświadczeń M organa nad muchą owocową, gdzie wystąpiło w ciągu 10 lat hodowli około 400 no­

wych m utacyj. W roku 1927 zostało stwierdzone przez M u l l e r a, że n a ­ świetlanie krótkofalowemi prom ienia­

mi np. promieniami X lub promienia­

mi radu wywołuje takie zmiany n a­

tu ry genu czyli mutacje. Otóż wła­

śnie geny m utujące charakteryzują się wybitną zdolnością łatwego, spon­

tanicznego zmieniania swej natury.

Najznakomitsze prace w zakresie ge­

nów rautujących były wykonane przez D c m e r c c a .

Wspomnę jeszcze krótko o fakcie stwierdzonym przez sławnego ge­

netyka, W a w i ł o w a. Badając fo r­

my m utacyjne u szeregu psze­

nic i innych tra w zbożowych, stw ierdził on, że o ile znamy pod wzglę­

dem genetycznym jakiś jeden gatunek zwierzęcia czy rośliny i znamy pojaw iające się w nim niektóre m utacje, to spotykając się z innym ale jednak spokrewnionym z nim gatunkiem , możemy przew idyw ać pojaw ienie się u tego spokrewnionego, w sensie zoologicznym, ga­

tunku, podobnych czyli równoległych form m utacyjnych. Przykładów

R y c. 8. K o n w en cjo n aln y s c h e m a t ilości i k s z ta łtu ch ro m o so m ó w w k o m ó rk a c h so ­ m a ty c zn y c h (A) i w g a m e ta c h (B) sam icy d rozofili. N u m e ra cja ch ro m o so m ó w ja k n a

ry c . 7.

(8)

można przedstaw ić dość d u ż o : białość fu terk a u myszek, i równoległa m utacja, w ystępująca u spokrewnionego ro d zaju szczurów laborato­

ryjnych.

Niech mi będzie wolno na tein m iejscu przedstaw ić nasuw ającą się bardzo daleką analogję, nie m ającą żadnych istotnych punktów stycznych z om awianą spraw ą. Ciałem chemicznem, podobnem w tak ogólny sposób do genu rautującego, jest pochodna aniliny, pow sta­

jąc a przez traktow anie jej kwasem azotawym. P rzyjm uje ona dwie p o sta c ie : wodorotlenek syndwuazowy i wodorotlenek antidwuazowy.

Ciała te różnią się między sobą wyłącznie układem g rupy w odorotle­

nowej. Jed n ak pociąga to za sobą djam etraln ą różnicę w zachowaniu się tych dw u ciał pod wpływem tem peratury. Mianowicie wodorotle­

nek syndwuazowy przem ienia się pod działaniem tem peratury w fe­

nol, oddając azot, podczas gdy wodorotlenek antidw uazow y nie zmie­

nia się. Ta, tak daleka analog ja, pozwala nam jednak wyobrażać sobie sam proces m utacyjny, jako polegający na przeniesieniu jakiejś poje­

dynczej g rupy chemicznej w obrębie drobiny genu z jednego miejsca na drugie. (Tabela 9 ) 1.

R y c. 9. Ilu s tra c ja b a rd zo d a le k iej a n alo g ji m ięd zy g e n e m a c ia łe m c h em iczn em , g d zie in n e u s ta ­ w ienie g ru p y h y d ro sk o lo w e j (OH) zm ie n ia z u p e łn ie c h a r a k te r c ia ła .

B adania D e m c r o c a doprowadziły po szeregu bardzo wnikliwych spekulacyj do następującego scharakteryzowania istoty genu. W edług jego definicji, genem nazywamy małą cząstkę organiczną, umieszczoną w’ chromosomie, posiadającą zdolność rozmnażania się i leżącą u pod­

stawy , objawiania się cech dziedzicznych. Jeżeli chodzi o poszczególne punkty tej definicji, to np. wielkość genu została określona z badań różnych autorów. M o r g a n, M u 11 e r, G o w e n i G a y próbo­

w o d o ro ­ tle n e k s y n d w u ­

azo w y

-f- H O — N — O

ro zp ad \ / -f-Ara

O H F en o l i a zo t

NHa

A n ilin a -f- K w as a zo to w y —*■

w o d o ro ­ tlen ek iV = N a n lid w u -

azow y - OH

m e u leg a

ro zp ad o w i ^ __ ^

D ziałan ie

te m p e ra tu ry OH

1 Całą tę część chemiczną zawdzięczam uprzejmości p. dr. Siegla, k tó ­ rem u i na tern miejscu miło mi jest wyrazie moje serdeczne podziękowanie.

(9)

297 wali określać tę wielkość po zmierzeniu pod mikroskopem powierzchni chromosomu, a dzigląe tę cyfrę przez ilość znanych w tym chromosomie genów otrzymali średnią objętość genu równą około 50- milimikronów sześciennych. B ezultaty p rac i doświadczeń nad działaniem proniięni X wskazują, że promienie te działają wprost t. zn., że zmiana genu jest skutkiem działania fotoelektronu. E fekt ten zmusza do logicznego wnio­

sku, że gen jest pojcdyńczą oddzielną cząstką organiczną — „atomem żywym“ — a nic skupieniem kilku mniejszych jednostek. Drugą cechą genu jest zdolność rozmnażania się. Ponieważ każda komórka zawiera cały komplet genów, jest oczywiste, że każdemu podziałowi komórki to­

warzyszy również rozród genów. Je st to właściwość niezmiernie ważna.

N iestety bardzo mało o niej wiemy. Prace D e m e r e c a nad D e 1- p h i n i u m i D r o s o p h i 1 ą doprowadziły go do wniosku, że r a ­ czej należy przyjąć, że nowy gen form uje się w czasie podziału ko­

m órki obok dawnego genu aniżeli, że gen się dzieli.

Do niedaw na tw ierdzenie o lokalizacji genów w chromosomach było nazywane te o rją chromosomalną dziedziczności. Dziś spraw a ta je s t udowodniona w sposób najzupełniej ścisły, ja k już wspomniałem, dostępny bezpośredniej nawet obserwacji.

P a i n t . e r i B r i d g c s w ro k u 1934 zbliżyli się jeszcze o krok

R yć. 10. S c h e m a t w y ry so w an y n a p o d staw ie p ra c y P u in tera i B rid g e sa , p rz e d sta w ia ją c y b u ­ d ow ę c h ro m o s o m u : w łó k n o o sio ­ w e i sp ira ln y g rz e b ie ń , w k tó ­ re g o o d stęp a c h s ą u m ieszczo n e

g e n y .

do rozwiązania problem u. Dzięki pewnym specjalnym metodom, udało się im zobaczyć i opisać m o r f o l o g i c z n e właściwości bu­

dowy chromosomu. Stw ierdzili oni, że chromosom posiada rodzaj włókna osiowego, dookoła którego ow ija się spiralny grzebień, w k tó ­ rego komorach, ja k poszczególni lokatorzy w olbrzymim gmachu, zn a jd u ją się porozmieszczane geny.

Pozostaje jeszcze kw estja roli środowiska, które może nieraz w spo­

sób w ybitny zmieniać pozornie czy w zupełnie innym kieru n k u posu­

nąć działanie genu. Jeżeli np. w yobrazim y sobie, że jakiekolw iek zwie­

rzę czy roślina posiada w swym składzie genetycznym geny, w arun­

kujące ta k ą a nie inną w ydajność czy produkcję, to musimy jednak się zgodzić, że na w ynik końcowy tej produkcji również niezmiernie ważny wpływ będą wywierać tak ie w arunki zewnętrzne ja k np. ży­

wienie, klim at i t. d. Odnosi się to zwłaszcza do wszystkich zwierząt wyżej uorganizowanych, do jak ich należą np. ssaki. Do owadów nato ­ m iast nie odnosi się to praw ie zupełnie. Przyczyną tych różnic, unie­

zależniających genetykę owadów w bardzo dużym stopniu od wyżej

(10)

wymienionych w arunków zewnętrznych, jest, ja k się zdaje, brak u owadów t. zw. system u w ydzielania wewnętrznego. W ten sposób pokrótce i zgrubsza przedstaw iliśm y niektóre dzisiejsze pojęcia o genie.

L i t e r a t u r a :

T. M a r c h U w s k i : Zarys nauki dziedziczności, Warszawa, 1929.

R. G o l d s c h m i d t : Einführung in die Experimentelle Vererbungswis- senschaft, Berlin, 1929.

E. G o d l e w s k i : Embrjologja ogólna. Kraków, 1930.

M o r g a n T. H., S t n r t c v a n t , M u l l e r , B r i d g e s : The mecha­

nism of mendelian heredity, New York, 1922.

M o r g a n T. H.: Embryology and genetics, New York, 1934.

Dr. STANISŁAW KRAUZE, Warszawa.

JOD A WOLE ENDEMICZNE.

Mówiąc o w ystępow aniu jo d u w przyrodzie i jego znaczeniu bio- logicznem dla organizmu, należy przedewszystkiem podnieść znacze­

nie prac Francuza, C h a t i n ’a, k tó ry w latach pięćdziesiątych ubie­

głego stulecia przeprow adzał gruntow ne stu d ja nad kw estją jodu.1 C h a t i n analizow ał powietrze i wody różnych okolic, w wysoko położonych dolinach Pirenejów i Alp. Znajdow ał w nich zawsze mniej jodu, niż w m iejscach niżej położonych. W ty ch pierwszych w ystępo­

wały często wole i m atołectwo, dlatego też C h a t i n wyprow adził wniosek, że endemiczne czyli nagm inne wole może być wywołane b ra­

kiem jodu w przyrodzie. Wole je s t chorobą, spowodowaną nienormal- nem funkcjonoivaniem tarczycy. Obserwujem y przytem ch arak tery ­ styczne zgrubienie szyi, a z objawów ubocznych niedom agania ze stro n y serca i u k ład u nerwowego, duszność, w skutek bezpośredniego ucisku n a tchawicę. Silnie rozw inięte wole idzie w parze z pewnem upośledzeniem umyśłowem, a naw et z zupełnem m atołectwem, głu­

chotą i głuchoniem otą.2 C hatin pierw szy zaproponow ał dla zwalcza­

nia względnie zapobiegania występowaniu wola używania jodowanej soli kuchennej. W nioski C h a t i n ’a z jego p rac nie znalazły jed nak urzeczywistnienia.

W ystępowaniem i rolą jo d u w przyrodzie zainteresowano się w te­

dy, gdy Baum am i w r. 1895 stw ierdził, że jod jest stałym składni­

kiem tarczycy. B aum ann w yodrębnił z tarczycy ciało, zawierające ,10°/o jodu, które nazw ał tyrojodyną. Z badań n ad sarną tarczycą n a­

1 Historyczno-opisowe dane znajdzie czytelnik w pracy Th. v. Felen- berga „Das Vorkommen, der Kreislauf und der Stoffwechsel des Jods“ . — München. J. B. Bergmann 1926; Mitteilungen aus dem Gebiete der Lebens­

mitteluntersuchung und Hygiene 14, 161 (1923). Oraz „Przyroda i Technika“

r. 1931, m% 5, str. 201, artykuł dr. S. Otolskiego p. t. „Jod w postaci prepa­

ratów i jako składnik biologiczny“ .

- S. Tubiasz: Wole endemiczne, Lekarz Wojskowy, 20, 827, (1932).

(11)

299 leżałoby również wspomnieć o pracach K endalPa (1919), k tóry w yod­

rębnił z tarczycy w stanie czynnym t. zw. tyroksynę. Liczne prace n a tem a t jodu spotkać można zwłaszcza po roku 1920, gdy niektóre p ań ­ stw a zastosowały sól jodow aną do w alki z wolem. Obecnie wiemy, że pogląd C h a t i n ’a o powszechnem w ystępow aniu jo d u w przyrodzie był najzupełniej słuszny.

"W r. 1932 zapoznałem się z m etodyką oznaczania jodu, pracu jąc w Szw ajearji, w berneńskiem Związkowem L aboratorjum Badania Żywności, gdzie pierwszym asystentem zakładu był d r . T h . v. F e l ­ l e n b e r g , jed en z najlepszych znawców zagadnienia jodu w E u ­ ropie.

Ciekawą jest rzeczą, dlaczego d r . v. F e 11 e n b e r g zajął się specjalnie jodem, a nie jakim ś innym pierw iastkiem . J a k w wielu rzeczach ta k i tu ta j przypadek odegrał w ażną rolę. Pewnego razu, a było to k ilk a la t przed wprowadzeniem soli jodow anej w Szwajca- rji, d r. v. F e 11 e n b e r g był obecny na zebraniu naukowem lekar- skiem, na którem jeden z referentów , lekarz p ra k ty k dowodził, że b ar­

dzo dobre w yniki przy leczeniu wola obserw uje u tych pacjentów , którzy w deehają małe ilości jodu. Polecał on mianowicie pozostawiać na noc w izbach sypialnych otw arte flaszeczki z nalew ką jodow ą;

w tych w arunkach jod się ulatniał, a będąc w dychany, działał leczni­

czo na chory organizm.

Po k ilk u latach u k azu ją się w literatu rze prace lekarzy szw aj­

carskich : B a y a r d a, E ;g g e n b e r g er a i H u n z i k e r a , k tó ­ rzy pod k reślają z n a c z e n i e m a ł y c h i l o ś c i j o d u d l a o r ­ g a n i z m u . Dr . v. F e l l e n b e r g zainteresow ał się całem zagad­

nieniem, zaczął przeglądać lite ra tu rę przedm iotu, n a tk n ą ł się na prace C h a t i n ’a, zastosował jego metodę i udoskonalił ją. Możemy powie­

dzieć, że praw ie sam, dzięki swej podziwu godnej pracowitości, wy­

św ietlił cały szereg zagadnień, dotyczących kw estji jodu. Szw ajcar­

ska kom isja do w alki z wolem poleciła d r . v. F e l l e n b e r g o w i zbadanie produktów spożywczych, poza tern pow ietrza, wody i gleby na zawartość jodu. Chodziło o w yjaśnienie, czy brak jodu w przy ro­

dzie może wywołać endemiczne wole. Od r. 1923 praw ie każdy nu­

mer szw ajcarskich „M itteilungen aus dem Gebiete der Lebensmittel- un tersuchung und Hygiene“ zaw iera kilka p rac d r. v. F e 11 e n- b e r g a na tem at oznaczeń lub zagadnień jodu. W tym samym cza­

sie w Am eryce pracu je nad tem i kw estjam i M c. C l a n d o n . W rozmowie ze m ną d r . v. F e l l e n b e r g podkreślił, że w w al­

ce z wolem biorą udział wszystkie państw a tein zagadnieniem zainte­

resowane, b rak jedn ak Polski, o k tó rej wiadomo, że je j tereny połud­

niowe są nawiedzone endemicznem wolem. Nie mamy ani dokładnych nowszych staty sty k, ani analiz chemicznych. W r. 1933 po powrocie do k ra ju postanowiłem zbadać wody do picia poszczególnych oko­

lic Polski. Chciałem się zorjentow ać, ja k a jest w nich zawartość jodu i c z y i s t n i e j e u n a s z w i ą z e k p o m i ę d z y b r a k i e m j o d u w w o d z i e , a w o l e m e n d e m i c z n e m . Tein samem zagadnieniem zajęła się Państw ow a Szkoła H igjeny, a pp. S z n i o -

(12)

l i s i M a r c i 11 k o w s k a 3 ogłosili także w yniki swoich badań nad wodami polskiemu

D okładny opis m etody oznaczania .jodu w wodzie podałem w Nr. 7 i 8 „W iadomości Farm aceutycznych“ z r. 1935.

Zaw artość jodu w wodach przeze mnie badanych w ahała się w gra-, nicach 1,1— 12,7 y/l. Szczególnie wysoką zaw artością jodu odznaczała się woda łódzka. K ilkakrotnie nadsyłano mi rozm aite jej próby, za­

w artość jodu w nich zawsze była w ysoka w porów naniu z innem i wo­

dami. Ilości jodu, znalezione w różnych wodach łódzkich w ynosiły : 10,77, 11,49, 11,93, 12,95, 12,56, 13,17, 14,10, (średnio 12,4 y /l).

M c. C 1 a n d o n, oznaczając zawartość jo d u w wodach am ery­

kańskich, podzielił je na dwie k a te g o rje : ubogie w jod (0—0,22 y/1) i bogate w jod (0,22— 7,7 y/l). O pierając się na te j klasyfikacji, nale­

żałoby nasze wody zaliczyć do bogatych w jod, pomimo, że niektóre z nich pochodzą z okolic o wielkiem nasileniu wola. D r. T h. v. F e 1- l e n b e r g , b adając w r. 1933 wody szw ajcarskie, znalazł w nich 0,2—1/5 y jo d u w litrze, a więc wody polskie m ają przeciętnie więcej jodu, niż wody szwajcarskie.

Rozmieszczenie wola w Polsce było już badane.. J a k w ynika ze sta­

tystyki, opracow anej przez d r. T u b i a s z a i odnoszącej się do poborowych, badanych przez komisje lekarskie w r. 1930, silnie nawie­

dzone przez wole są K a rp a ty Zachodnie a szczególniej okolice Nowego Sącza, następnie wiele wola w ystępuje na Śląsku, W ołyniu i w oko­

licach Kalisza, ja k również w okolicy Krakowa i Poznania.

Z e s t a w i e n i e w y n i k ó w :

Miejscowość Zawartość Nasilenie

jodu y/l wola °/0 4

Ś wiecie 7,6 0,1

Poznań 3,3 2,7

Kalisz 3,0 5,6

W arszawa 2,7 0,5

Łódź 12,4 0,5

Radom 3,7 0,9

Lublin 4,9 1,6

Łuck 2,5 2,0

Brześć n/B. 3,2 0

Nowogródek 2,6 0,2

Wilno 1,9 0,2

Katowice 2,0 4,1

Kraków 3,2 .2,8

Nowy Sącz 1,8 35,9

Lwów 1,1 1,9

Kosów k/K ołom yji 2,4 0,3

3 Archiwum Chemji i F arm acji, 1, 52, (1934).

4 Nasilenie wola podane w °/0 odnosi się do ilości badanych poborowych, nie zaś do całej ludności danej okolicy.

(13)

301 Jeżeli porównam y nasilenie wola z liczbami, otrzym auem i przeze mnie, to rzu cają się w oczy następujące fakty. W W arszawie i w Ło­

dzi procent, przypadków wola jest jednakow y (0,5°/o), jed n ak zaw ar­

tość jodu w wodzie łódzkiej jest 4,5 razy większa, niż w w arszaw ­ skiej. Kalisz — 5,6% przypadków wola — ma praw ie tak ą samą ilość jodu, ja k Brześć n. Bugiem, gdzie wśród badanych wola wcale nie zaobserwowano. L ublin i Łuck m ają m niej więcej jednakow y % przy­

padków wola (1,6 i 2% ), jed n ak woda lubelska jest dwa razy bo­

gatsza w jod, niż łucka. Nowogródek z 0,2°/0 wola m a w litrze w ody 2,6 y, W ilno z takąż ilością przypadków tylko 1,9%, a więc w obu w ypadkach znaleziono‘mało jodu, a nie stwierdzono wola. Świecie z m ałą ilością wola m a w ysoką zawartość jodu. Poznań i K raków z jednakow ą ilością przypadków wola m ają tę samą zawartość jodu.

Katowice o dużem nasileniu wola m ają tylko 2 y jodu, a więc tyle co Wilno, które niema praw ie wola. Jeżeli wreszcie porównać tereny po­

łudniow ej Polski, to tam ilość przypadków wola jest znaczna, w wo­

jewództwie krakow skiem -wynosi 15,6%, w lwowskiem — 8 ,9°/0. We Lwowie ilość przypadków wola jest niew ielka (1,9%)» zawartość jodu w wodzie lwowskiej wynosi 1,1 y, tymczasem Nowy Sącz z 36% wola ma wodę z większą zaw artością jodu — 1,82 y. Słusznie podkreśla w swojej p racy d r . T u b i a s z , że statystyka, oparta tylko n a badaniu jednego rocznika poborowych nie może być zupeł­

nie m iarodajna, jest ona tylko orjentacyjna. S ta ty sty k a ta nie uw zględnia np. dzieci i kobiet, a wiadomo przecież, że nasilenie wola u kobiet jest 3—4 razy większe, niż u mężczyzn.

Z powyższego zestawienia wynika, że niem a związku między nasi­

leniem wola a zaw artością jodu w wodach polskich, zresztą woda nic dostarcza wyłącznie jodu dla organizm u ludzkiego. Ażeby w yprow a­

dzić ogólniejsze wnioski, należałoby przeprow adzić u nas badania nad zaw artością jodu w pożywieniu, glebie, powietrzu, następnie należa­

łoby zbadać całkow itą przem ianę jodową ustroju, dopiero po porów­

naniu wszystkich tych liczb otrzym alibyśm y dokładniejszy obraz ca­

łego zagadnienia. Y. F e l l e n b e r g 5 — po 10 latach studjów nad kwest j ą jodu — jeszcze raz zbadał wody szw ajcarskie i stw ierdził również, że niem a związku pomiędzy nasileniem wola a zawartością jodu w wodach, niema także związku pomiędzy zaw artością substan- cyj organicznych w wodzie a nasileniem wola, okazało się również, że niema uzasadnienia sta ry przesąd ludowy, jakoby woda tw a rd a była przyczyną wola.

R ozpatrując zagadnienie wola, możnaby postawić pytanie, czy wo- góle b rak jodu jest przyczyną występowania wola. Gzem w ytłum a­

czyć częste przypadki wola w miejscowościach nadm orskich np.

w Gdańsku, H olandji, gdzie ludność przecież otrzym uje więcej jodu, aniżeli w głębi k raju ? Czy dlatego niem a woła w Japonji, że ludność odżywia się glonami, zaw ierająeem i znaczne ilości jodu? W całem tein zagadnieniu jest dużo miejsc ciemnych, w ym agających w yjaśnię-

M itt. 24, 123, (1933).

(14)

nia, może la ta najbliższe przyniosą rozwiązanie tej ciekawej zagadki.

Kto wie, czy nie m iał ra c ji C h a t i n , kiedy mówił o specjalnych i ogólnych przyczynach endemji wola. Za przyczynę specjalną uw a­

żał b rak jodu, za przyczyny ogólne albo d o p ełn iające: w ilgotne i „za­

rażone“ powietrze, b rak św iatła i wiatrów, postać gór, niedostateczne pożywienie, brudne ubrania, u tru d n iające działalność skóry, wodę wolną od tlenu, wreszcie w ażną rolę przypisyw ał takim czynnikom, ja k wiek, płeć i skłonności dziedziczne. I teraz nie b rak autorów, k tó ­ rzy uw ażają, że wole endeniezne w yw ołują b a k te rje lub pasorzyty.

W edług d r . T u b i a s z a — m am y w Polsce około m iljona przy ­ padków wola, dlatego też wole u nas trzeb a zaliczyć do poważnych chorób społecznych. D epartam ent Służby Zdrowia Min. Opieki Spo­

łecznej w ydaje od października 19-34 r. na wzór Szw ajcarji i Au- s trji — ludności województw południowych, specjalnie nawiedzonych wolem — jodoAvaną sól kuchenną. W porów naniu ze S zw ajearją je ­ steśmy w całej tej akcji opóźnieni o la t 10, należy jednakże z ra d o ­ ścią pow itać wprowadzenie soli jodow anej w Polsce. W Szw ajcarji po 10 latach używ ania soli jodow anej zmniejszyła się ilość przypad­

ków wola, głuchoniem oty i m atołectwa, dlatego też można się spo­

dziewać, że podobna akcja i u nas przyniesie dobre wyniki. W edług tak ich znawców wola endemicznego, ja k W a g n e r - J a u r e g g ® na wyniki stosowania soli jodow anej trzeb a poczekać około 7—8 lat.

Okażą się one przedewszystkiem u młodzieży szkolnej, będzie je można dokładnie spraw dzić i ocenić dopiero w tedy, gdy za la t 7 przyjdzie do szkoły pokolenie z rocznika 1934, gdyż od tego roku rozpoczęła się akcja jodow ania soli w Polsce. Przed siódmym rokiem życia mło­

dzież stosunkowo rzadko styk a się z lekarzem, dopiero w szkole przez szereg la t zn ajd uje się pod obserw acją lekarską. Zewszechmiar pożą- danern byłoby u nas zbadanie młodzieży szkolnej w roku 1934—35, na­

stępnie za lat 4 i za la t 7; staty sty k a, opracow ana na podstaw ie tych danych byłaby cennym przyczynkiem do zagadnienia wola w Polsce.

Leczenie wola jodem d aje dobre w yniki w młodym wieku, po przek ro ­ czeniu la t 30 nie zauważono ju ż w yraźnych skutków .

Sól jodowana zawiera 0,5 g jodku potasu (K J) na 100 kg soli ku­

chennej. Jeżeli przypuścim y, że człowiek pobiera dziennie prze­

ciętnie 10 g soli, to dostawałby w takim razie 50 y IvJ lub 38 y jodu.

Nie należy się obawiać, że te.ilo ści jo d u będą działały szkodliwie na organizm. W ypadki specjalnej wrażliwości nawet na minimalne daw ki jodu — są bardzo rzadkie. A nkieta szw ajcarskiej kom isji do walki z wolem wykazała, że w większości wypadków jod zaszkodził w tedy, gdy był używ any w postaci preparatów jodow ych z dawkam i w ielokrotnie przewyższającemi zaw artość jodu w soli jodow anej. Pod wpływem prasy codziennej, popularyzującej zagadnienie wola i w al­

kę z niem, wiele osób zaczęło się leczyć n a w łasną rękę, chciało się pozbyć wola w krótszym czasie i w tym celu pobierało większe daw ki jo d u i n atu raln e jest, że ci ludzie sobie zaszkodzili, a nie pomogli.

0 Comptes rendus de la conférence internationale du goitre, Berne, 1928.

(15)

303 Sól jodow ana nie pow inna przynieść szkód, odw rotnie — spodziewa­

m y się, że będzie dobrodziejstwem dla ludności naszych województw południowych. Jeżeli chcemy, aby ak cja ta się udała, nie należy za­

pom inać o stałej kontroli kopalń i warzelni, gdzie sól będzie jodo­

wana. W Szw ajcarji kontrolę tę przeprow adzają kantonalne laborato- r ja badania żywności, w Polsce muszą się nią zająć Państw owe Za­

kłady B adania Żywności i Przedm iotów Użytku.

P rzy rozw iązywaniu całokształtu zagadnienia jodu w Polsce współ­

p raca biochemika, geologa i lekarza-higjenisty może przynieść wielkie korzyści.

D r K A ZIM IERZ M AŚLANKIEW ICZ

W YSTĘPOW ANIE ZŁOTA W PRZYRODZIE. ' Jednym z pierwszych m etali, k tó ry zwrócił uwagę człowieka, było złoto. Ja sn a i piękna barw a, siln y połysk, w yjątkow a trw ałość i od­

porność, ja k wreszcie szerokie rozprzestrzenienie w stanie rodzimym iv postaci ziarn lub większych bryłek spowodowały zajęcie się przez człowieka tym metalem już w czasach bardzo dawnych.

Liczne poszukiw ania z a tym cennym metalem pozwoliły nagrom a­

dzić w kolei wieków wiele wiadomości o jego w ystępow aniu w przy­

rodzie, zwłaszcza że ze względu n a wysoką wartość złota intereso­

wano się chociażby najdrobniejśżem i jego ilościami. Już bardzo wcześnie znaleziono m etody jakościowego i ilościowego oznaczania złota. Z rozwojem ehemji, a zwłaszcza analitycznej, nauczono się oznaczać ilościowo bardzo drobne ilości złota. Dokładność metod oznaczania złota dochodzi dzisiaj do 0,00001°/,,; w tonnie m ąterjału m ineralnego czy skalnego możemy zupełnie dokładnie oznaczyć 0,1 g zaw artości złota.

Znajdow ane i eksploatow ane przez człowieka złoto pochodzi prze­

ważnie z w tórnych nagrom adzeń. Ze zwiększeniem się dokładności oznaczeń chemicznych można było stw ierdzić obecność złota i w ska­

łach pierw otnych, stanow iących źródło dla większych skupień na drugorzędnych łożyskach.

Ślady złota stwierdzono i w m eteorytach, co każe nam przy­

puszczać, że pewne, chociażby drobne ilości złota są skoncentrow a­

ne w eiężkiem jąd rze ziemi.

O rozprzestrzenieniu i ilościowem w ystępow aniu pierw iastków w głębszych częściach naszego globu wiemy bardzo niewiele. Z w y­

sokiego ciężaru właściwego całej ziemi (wynoszącego w edług o stat­

nich pom iarów 5,52) przyjm ujem y, że jądro ziemi w ypełniły ciężkie pierw iastki metaliczne, tak ie ja k : żelazo, nikiel, chrom, platyna.

Części pośrednie zajęte są przypuszczalnie przez pierw iastki, w ystę­

pujące i tworzące połączenia z siark ą oraz selenem i tellurem . Są to miedź, cynk, ołów, cyna, nikiel, kobalt, arsen, antym on, bizmut, srebro, złoto, rtęć, platynow ce i inne. O w ystępow aniu złota w te j

(16)

strefie w dosyć znacznych ilościach wnosić możemy z częstej zaw ar­

tości złota w siarczkach. W arstw ę najb ard ziej zewnętrzną, sty k a ją ­ cą się n a powierzchni z hydrosferą i atmosferą, stanowią pierwiastki, tworzące przedewszystkiem połączenia krzemianowe. Są t o : tlen, krzem, ty tan , cyrkon, chlorowce, glin, bor, potasowce, m etale ziem alkalicznych, żelazo, mangan, chrom.

W zewnętrznych w arstw ach krzem ianowych procesy fizyko-che­

miczne prow adzą do zróżnicowania czyli dyferencjae.ji nlasy krze­

mianowej i utw orzenia się różnych skał a jednocześnie do koncen­

tracji związków metalicznych, k tóre zostały wchłonięte przez tę masę.

W praw dzie najgłębsze wiercenia górnicze nie osiągnęły jeszcze

R y c. i . Egipski p ie c d m u c h a w k o w y , u ż y w a n y d o s ta p ia n ia z ło ta z czasó w 2500 Jat p rz e d C h r .;

m alo w id ło ście n n e zn alez io n e w T eb a c h .

4.000 metrów, jed n ak dzięki badaniom geologicznym, a zwłaszcza tektoliieznym , możemy- mieć w gląd także w stosunki, panujące w w arstw ach głębszych, do głębokości k ilkunastu kilom etrów.

Z licznych analiz chemicznych rozm aitych skał w bardzo wielu miejscach okazuje się, że tylko 1/,0 pierw iastków zn ajd u je się w większej ilości w zewnętrznej skorupie ziemskiej, inne natom iast w ystępują zaledwie w ułam kach procentu. N a pierwszem m iejscu stoi tlen, w ystępujący w 49,5°/0, następnie krzem — 25,7°/0, dalej glin — 7,5°/o, żelazo — 4,7°/0, w apń — 3,4°/0, sód — 2,6°/0, potas — 2,4°/0, magnez — 1,9°/0, wodór — 0,9°/0, ty ta n — 0,6°/o wreszcie chlor — 0,2°/0 i fosfor — 0,1 °/0.

Przeważam część metali, m ających zastosowanie w technice, znaj­

duje się w znacznie m niejszych ilościach. W tysiącznych częściach procentu w ystępują tak ie pierw iastki m etaliczne ja k m angan, chrom, nikiel, w anad, miedź, cynk, wolfram , kobalt, w dziesięeiotysiącz- nych — ołów, molibden, cyna, arsen. Złoto i pozostałe m etale szla-

(17)

“■ft

chetiie w ystępują w jeszcze m niejszych ilościach. W edług przyję­

tych ogólnie obliczeń srebro w ystępuje w ilości 4 m iljonowych części, złoto — w jednej dziesięciomiljonowej a p laty n a zaledwie w mil jar-' dowych częściach procentu.

Złoto w ystępuje przeważnie w postaci rodzim ej, tw orząc zwykle stop ze srebrem o zmiennych stosunkach; najczystsze złoto, znalezio­

ne w Cripple Greek w Kolorado, zawierało 99,9°/0 czystego złota.

S to su n ek -sreb ra do złota w stopach, w ystępujących w przyrodzie, jest rozm aity; od niego zależy barw a i ciężar właściwy. Zwykle za-

305

R y c. 2. N ajw ięk szy d o tą d z n a n y sa m o ro d e k z io ta w ag i 95 kg , p o c h o d zą c y z M o Ivague w A u stra lji.

wartość srebra wynosi 10—15°/0.'P r z y zawartości srebra ponad 20°/0 barw ą złota staje się jasn ą i odpowiednio obniża się ciężar właści­

wy, wynoszący dla czystego złota 19,3.

Skład chemiczny takich stopów, w ystępujących w przyrodzie, znany już był w starożytności. Nazwą „elektrum “ określa Plinjusz stop złota i srebra, w którym srebro znajd u je się w 1/;,. Prócz sto­

pów złota ze srebrem, w który ch uboczne domieszki stanow ią miedź i żelazo, w ystępuje złoto w przyrodzie w postaci stopów z palladem jako t. zw. porpecyt (zaw ierający około 10°/o palladu ), z rodem — znany pod nazwą rodytu, i z bizmutem jako t. zw. m aldonit. Nie­

kiedy tw orzy wreszcie amalgam z rtęcią o zawartości około 60%

rtęci.

W postaci domieszek w ystępuje złoto w p irytach oraz w innych siarczkach, ja k pirycie m agnetycznym , arsenopirycie, chalkopiryeie, w blendzie cynkowej, antym onieie i t. p. W drobnych ilościach stw ier­

dzono jego obecność we wszystkich niemal m ineralnych połączeniach 20

(18)

R y c„ 3. Z ło to k ry sta lic zn e , p o ch o d zące z ż y ły w B u ck e u ru lg e (C o lo rad o ); je d n a z n ajp ięk n iejszy ch g ru p k ry sz tałó w z ło ta z n a n y c h ze S ta n ó w Z jedn.

srebra, miedzi (z niektórych nawet połączeń miedzi wydobyw a się pew ną ilość złota podczas elektrolitycznej rafin ac ji), ołowiu, an ty ­ m onu i bizmutu.; rodzim a platy n a również często zaw iera złoto.

Dobrze wykształcone kryształy złota, których zw ykłą form ą są sześciany i ośmiośeiany, zd arzają się rzadko. Przeważnie są one znie­

kształcone o zaokrąglonych kraw ędziach i narożach. Częstszemi są szkielety drzewiaste, u tw o ry włosiste, łuski i zbite skupienia.

Otoczone b ryłk i złota znaczniejszej wielkości znane są pod nazwą

„sam orodków“ , angielskich „nuggets“ lub hiszpańskich „pepitas“ . Dużo samorodków o znacznej wielkości dostarczyły zwłaszcza zło­

tonośne obszary A u stra lji; najw iększe dochodzą do wagi 100 kg.

Jeżeli chodzi o występowanie złota w pierw otnych złożach, n a­

potyka się je przew ażnie w żyłach kwarcowych, przecinających kwaśne skały ogniowe, ja k g ran ity i odpowiednie łupki krystalicz­

ne. M inerałem towarzyszącym jest niemal zawsze piryt, zaw ierają­

cy domieszki złota, oraz inne siarczki, również złotonośne. Złoto jest rozmieszczone w kw arcu w postaci ziarenek, łusek, czasem i k ryształ­

ków, lecz często ta k drobnych, że nawet przy użyciu lupy nie są one widoczne; dopiero po rozkruszeniu kw arcu i przepłukaniu go może być złoto zebrane w postaci metalicznego pyłu.

Złoto jest eksploatowane przew ażnie nie wprost z żył, lecz z w tó r­

nych nagrom adzeń w żwirach i piaskach rzecznych, powstałych przez zniszczenie złóż złota pierwotnego. P ro d u k ty mechanicznego i chemicznego w ietrzenia skał grom adzą się w postaci luźnych od­

łamków skał i żył kwarcowych, mniej lub więcej kanciastych i róż­

nej wielkości, tw orząc gruz czyli rozsypisko, k tó re po w ypłukaniu

(19)

307 a częściowo i po wyw ianiu z niego m ate rja łu drobniejszego, wzbo­

g aca się stopniowo w m aterjał grubszy i cięższy. Cząsteczki złota i innych ciężkich składników stopniowo u w alniają się od zmiesza­

nych z niemi siarczków, ulegających rozkładowi chemicznemu, i lżej­

szych odłamków skalnych, osuw ają się głębiej i zajm ują najniższe położenie w luźnym m aterjale. Tego rodzaju luźne nagrom adzenia . d a ją początek osadom eluwialnym (gdy nie zostają przenoszone, lecz pozostają :.na m iejscu pow stania), rzecznym, morskim i glaejalnym . Znane są również osady eoliezne.

N ajdrobniejsze cząstki złota, unoszone przez rzeki razem z iłem i mułem do morza, ulegają częściowo rozpuszczeniu, częściowo zaś osadzają się n a dnie morskiem. Od czasów stw ierdzenia przez S o li­

st, a d t - ’a obecności złota w wodzie m orskiej pow tarzane są w p ra ­ sie codziennej inform acje o możliwościach eksploatacji zbiorników oceanów. W artości podaw ane przez L i v e r s e d g c'a, L. W a g o- l i e r a i innych badaczy, w ahają się od bardzo drobnych do wyno­

szących 60 mg na 1.000 litrów w ody; w różnych m iejscach zawartość złota w wodzie morskiej jest, rozm aita i zdaje się zmieniać z prądam i niorskiemi. Przy założeniu, że w 1000 litrach wody zawartość złota wy­

nosi 5—10 miligramów, S v a n t e A r r h e n i u s obliczył, że w wo­

dzie oceanów jest rozpuszczonych 8 m iljardów tonu. Nowsze jed n ak ba­

dania, a przedewszystkicm H a b e r a , który poddał badaniu przeszło 5000 prób wody morskiej z różnych miejsc, wykazały, że ilości złota są w rzeczywistości znacznie niniejsze, aniżeli dawniej przyjmowano;

zaledwie ; w 8°/„ prób zawa rtość złota, odpowiadała dawniej przyjmowa­

nym. ilościom, gdzie indziej obniżając się do 0,01 mg na 1000 litrów wody. Przeważnie próby te wykazały tylko 0,04— 0,001 mg n a 1000 li-

R yc. 4. Złoto w łó k n iste z C olorado p o ch o d zen ia pyło w eg o .

(20)

trów, rzadko tylko 0,08—0,04 mg. Z wartości tych otrzymamy wpraw­

dzie m iljony tonu złota, niemniej jednak nie można myśleć o otrzymy­

waniu złota ze zbiorników oceanów, ponieważ koszta wydobycia prze­

wyższałaby wartość samego metalu.

Obecność złota , stwierdzono również w wodach kopalnych, jak i w niektórych rzekach, np. w Renie, w którym według H a b e r a i J a e n i c k e g o znajduje się 0,003 mg złota n a 1 jn® w ody; znajduje się ono w postaci stałych cząstek, niesionych bańkami gazu lub substan­

cjami organicznemi. Z badań i oznaczeń K. F r i e d l i c h a wynika, że w drobnych ilościach złoto w ystępuje i w złożach solnych.

W związku z zawartością złota w wodzie morskiej i w niektórych wodach kopalnianych przeprowadzono szereg badań nad rozpuszczal­

nością tego m etalu. Stwierdzono, że rozpuszczalnikiem może być nie- tylko woda królewska, t. j. mieszanina stężonego kwasu solnego i azo­

towego, lecz także i roztwory krzemianów, węglanów i siarczaków alka­

licznych, a w pewnych, warunkach i sole żelaza.

Na rozpuszczanie złota w przyrodzie i strącanie w nowem miejscu mamy wiele dowodów. W złotonośnych obszarach syberyjskich, brazy­

lijskich i innych zauważono, że niektóre wyczerpane już kopalnie d ają zczasem (w jednej z kopalń brazylijskich już po dziesięciu latach) n a nowo złoto; kryształki złota, znaleziono na starych belkach kopalnianych w K alifornji.

Wszystkie rozpuszczalniki w ystępują w przyrodzie. W pierwszym rzędzie jednak rolę rozpuszczalnika odgrywa w przyrodzie jon chloru.

Chlor, jak wiadomo, znajduje się w małych ilościach prawic we wszyst­

kich skałach, a niema również niemal zupełnie wód, w których nie stwierdzonoby przynajm niej śladów chloru, związanego najczęściej z alkaljami.

Złoto może być rozpuszczane również w mieszaninie bardzo roz­

cieńczonych kwasów: solnego i azotowego, które w pewnych w arun­

kach mogą występować w przyrodzie, krążąc w obszarach złotonośnych;

wolny kwas solny może powstać drogą hydrolizy, kwaś azotowy może zostać wytworzony przy współudziale bakteryj azotowych lub w pro­

cesach, zachodzących w glebie. Złoto rozpuszczać mogą różne roztwory chlorków, zawierające ślady azotanów.

Z roztworów złoto może być wytrącane przez siarczki, jak p iry t i galenę, przez sole żelaza (AuCL, + 3 F e S 0 4 —> Au + F e2(S 0 4) 3 + + FeC l3), a przedewszystkiem przez substancje organiczne. S tąd też złoto w postaci roztworu nic jest przesuwane n a znaczne odległości.

W przeciwieństwie do większości metali złoto zawsze wydziela się z roz­

tworów w stanie rodzimym, a nie w postaci połączeń z innemi pier­

wiastkami.

Z połączeń złota z innemi pierwiastkam i w ystępują w przyrodzie jedynie połączenia z tellurem. W dosyć znacznych ilościach w ystępują one w zachodniej A ustralji, Kolorado i w Siedmiogrodzie, w niniej­

szych znane są i z innych miejsc. Rozmaite nazwy mineralogiczne pochodzą przeważnie od miejscowości występowania (por. słowniczek obcych wyrazów). Należą tu tellurki złota i srebra, kreneryt, nagyagit,

(21)

309 kalaw eryt, sylwanit, pccyt, goldszmidyt, spekulit, m iilleryt, wreszcie tellurki złota, srebra i rtęci — kalgurlit i kulgardyt. Złoto jest, obecne i w tellurkach srebra i bizmutu, jak w łiessyeie i tetradymicic.

Zawartość złota w tellurkach jest zmienna, w niektórych,„jak syl- wanicie i pecycic, wynosi dwadzieścia kilka procent, w innych, jak kwalawerycie i kremerycie, dochodzi niemal do 40°/0. Skutkiem tego m inerały te stanowią ru d y bardzo cenione i w przypadku występowa­

n ia w większych ilościach są one eksploatowane.

Niekiedy występuje złoto razem z selenem (jak w R edjang Lebong n a Sum atrze), dokładny jednak charakter tych przypuszczalnych po­

łączeń nie jest znany.

Mimo tego, żc ilości wydobywanego złota w zrastają stale w ostat­

nich dziesiątkach lat, nie zachodzi obawa szybkiego wyczerpania się złóż złota. W prawdzie niektóre ze złóż ulegają wyczerpywaniu się, na miejsce ich jednak następują odkrycia nowych obszarów złotonośnych.

Poza tern rozwój metod ehemiezno-górniczych pozwala na wydobywa­

nie złota z coraz to większych głębokości i ze skał coraz to uboższych w ten poszukiwany metal.

-Dr. E. ER D IIEIM .

LEPKOŚĆ I MIERZENIE JEJ PRZY POMOCY WZNOSZĄCEJ S i ę BAŃKI POWIETRZA.

K ażdy wie, że przy przesuw aniu dw u powierzchni ciał stałych po sobie n a tra fia się n a pewien opór, wywołany przez tarcie. Opór ten je s t m niejszy przy powierzchniach zupełnie gładkich, znaczniejszy, im bardziej powierzchnie te są szorstkie.

Jeżeli przesuwam y cząstki płynu, n atrafiam y również na opór, spowodow any tarciem wzajemnem tych cząstek. Międzycząstkowe tarcie w płynach zwiemy lepkością (wiskozą).

K ażda ciecz posiada swoistą lepkość, k tó ra w wysokiej mierzę za­

leżna jest od tem peratury. Im tem p eratu ra wyższa, tern lepkość da­

nej cieczy niższa. Zmiana jednak lepkości z tem p eratu rą nie podlega stałej regule i może być m niejsza lub większa, jest zatem swoistą i cha­

rak tery sty czn ą dla każdej cieczy.

Stopień lepkości, względnie zmiany jej z tem peraturą posiadają wielkie znaczenie dla wszelkich olejów smarnych, są bowiem ważnym wskaźnikiem co do możliwości zastosowania i gatunkowości oleju.

Znaczenie stopnia lepkości dla olejów sm arnych uw ydatniło się

W ten sposób, że oleje segreguje się wedle ich lepkości i wyrobił się w szczególności zwyczaj, że gatunki olejów oznacza się wedle lepko­

ści, ja k ą posiadają p rzy 20° względnie 50° C.

Je d n a k w czasach ostatnich przekonano się, że lepkość oleju, zmie­

rzona przy jednej tylko tem peraturze (20° lub 50° O) nie jest bynaj­

mniej praktycznie w ystarczającą dla ustalenia jego charakterystyki,

(22)

gdyż istnieją oleje o i d e n t y c z n e j lepkości, powiedzmy przy 50° C, których lepkość jed n ak z każdą zm ianą tem p eratu ry inaczej się kształtuje, innemi słowy, każdy z tych olei ma swoisty przebieg:

t. zw. krzyw ej lepkości ze zmianą tem peratury. Przebieg zaś krzyw ej lepkości jest rozstrzygający dla osądzenia zastosowalności danego oleju, gdyż obojętnem jest przecież ja k ą lepkość olej posiada przy 50° C, jeżeli pracow ać on ma np. w łożysku przy 30° C.

Sm arowanie łożyska olejami m a oczywista na celu usunięcie ta r ­ cia suchego, jakieby powstało, gdybyśm y do niego nie wlali oleju.

Olej zapobiega bezpośredniem u zetknięciu się ze sobą powierzchni m etalow ych łożyska, ponieważ przejm uje ich wzajemne tarcie i zmie­

nia na tarcie własnych cząstek, w ytw arzając w ten sposób tarcie płynne. Ważnem jest przy doborze oleju, by uwzględnić tem peraturę, przy której dane łożysko pracuje. Tylko olej, którego lepkość właśnie w tej tem peraturze będzie odpowiednia, będzie się nadaw ać dla da­

nego łożyska i wypełni należycie poruczone mu zadanie, polegające n a zmniejszeniu tarcia. Olej o lepkości zbytniej, powoduje stra tę siły, idącej na m arne dla pokonania zbytniego oporu, przy oleju zaś o zbyt małej lepkości nastąpić może rozerwanie cienkiej błonki oleju pomię­

dzy powierzchniam i łożyska i bezpośrednie zetknięcie się metalowych powierzchni łożyska ze sobą i co wślad za tern idzie, ich rozgrzanie i uszkodzenie.

Z powyższych powodów poczęto ustalać krzywe lepkości olejów, zaznajam iając się temsamcm z lepkością oleju przy każdej tem pera­

turze, przyczepi powiedzieć tu należy, że z praktycznego p u n k tu wi­

dzenia ważne są jedynie zmiany lepkości na odcinku tem p eratu ry po­

między 20° a 100° C.

Opracowano również wykresy, um ożliwiające przedstaw ienie k rzy­

wej lepkości, jako lin ję pro stą 1 i ustalono, że oleje o przebiegu t. zw.

term o-linji lepkości bardziej poziomym, t. zn. oleje; odznaczające się nieznaczną różnicą lepkości przy 100° i 210° P t. j. około 38° i 99" C, są lepsze, aniżeli oleje o przebiegu term o-linji lepkości bardziej piono­

wym.

Należy na tern m iejscu nadmienić, że dotychczas nie zdołano w pro­

wadzić do p rak ty k i międzynarodowej konwencji uznanych jednostek lepkości, a w użyciu są konwencyjne jednostki krajow e, zależnie od używanego w danym k ra ju lepkościomierza.

Lepkościomierze, używane do badań technicznych w różnych k ra ­ jach, oparte są na różnych m etodach i dlatego podają lepkość w róż­

nych jednostkach. Pierwszem dążeniem do m ierzenia lepkości kinem a­

tycznej i wyrażenia pom iarów lepkości w jednostkach systemu CGS był lepkościomierz wedle Yogel-Ossaga,3 używany zwłaszcza w Niem­

czech, a także w Europie środkow ej. A p arat ten jednak, aczkolwiek 1 Im brication, zeszyt 6, 1921, Astm T entatives S tandard, D 341— 32, Les M atières Grasses, 15 Ju illet, 1934.

2 Cem. Met. Engg., 1929, tom 36, str. 618.

3 Phys. Zeits., 1921, str. 22 i 615, D. R. P. 373, 779.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli mowa o przedostaw aniu się gazów przez węgiel aktywowany, to należy też wspomnieć o metalicznych połączeniach tlenku wręgla (czadu), t. Narazić stoją

O nowej teorji działania ustroju nerwowego... T utaj podnieta przebiega

Nie jest tak trudno zetknąć się z tern niebezpiecznem dla życia stężeniem CO w powietrzu, jeżeli wreźmie się p od uwagę zawartość tlenku węgla w

O znaczanie długości geograficznej przy pomocy telegrafu bez drutu. Jedne z nich, południki, łączą biegun północny z południowym, drugie zaś, równoleżniki,

Powierzchnia wiążącego cementu glinkowego traci bardzo szybko wodę (wskutek ogrzewania się masy), przez co pozostaje, mięk­. szą dzięki niezupełnemu

chasma. Otóż larwa drugiego stadjum Diachasma żyje zaw sze tylko w poczwarkach m uchy, w zględnie, ściślej m ówiąc, w tern stadjum przejściow em od larwy do

Z jednej strony entuzjastycznie witana, z drugiej zażarcie zw alczana teorja ta, jak zresztą każda howa, w odm ienny od dotychczasowego sposób tłum aczy całe

pel wody spadającej na podłoże nacieki w znoszące się do góry, znane pod nazwą stalagmitów. Kształt stalaktytów zależy od kształtu szczelin, z których ścieka