• Nie Znaleziono Wyników

"Sielanka grecka", przełożyła Anna Świderkówna, opracował Jerzy Łanowski, Wrocław 1953, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Biblioteka Narodowa, Seria II, nr 80, s. XCVIII, 186; "Sielanki", Teokryt, przełożył i opracował Artur Sandauer, warsz

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Sielanka grecka", przełożyła Anna Świderkówna, opracował Jerzy Łanowski, Wrocław 1953, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Biblioteka Narodowa, Seria II, nr 80, s. XCVIII, 186; "Sielanki", Teokryt, przełożył i opracował Artur Sandauer, warsz"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Brożek

"Sielanka grecka", przełożyła Anna

Świderkówna, opracował Jerzy

Łanowski, Wrocław 1953,

Wydawnictwo Zakładu Narodowego

im. Ossolińskich, Biblioteka

Narodowa... : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 45/3, 309-316

(2)

K ierunki literackie przedstaw iają się zasadniczo dość jednolicie, nie ma tu prób w yzn aczen ia w ew nętrznej periodyzacji ani linii rozw oju pisarzy w zw iązku z ich kształtującą się w ciąż id eologią społeczną.

W całości w ziąw szy, książka n ie św iad czy o przezw yciężeniu przedw ojen­ nego kryzysu naszego literaturoznaw stw a, co b yło założeniem autora, gdy przy­ stępow ał do tego p ow ażnego przedsięw zięcia. Rozwój m arksistow skiego litera­ turoznaw stw a w Polsce pozw ala dostrzec w szy stk ie braki książki, co nie jest bez znaczenia w m om encie, gdy podjęta zostaje praca nad now ym u n iw ersytec­ kim podręcznikiem historii literatury polskiej.

Bronisław N adolski

SIELANKA GRECKA. Przełożyła A n n a Ś w i d e r k ó w n a . O pracował J e r z y Ł a n o w s k i . W rocław (1953). W ydaw nictw o Zakładu N arodow ego im. O ssolińskich, s. XCVIII, 186. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria II, nr 80.— T e о к r y t. SIELANKI. Przełożył i opracow ał A r t u r S a n d a u e r . (W arsza­ wa 1953). P aństw ow y Instytut W ydaw niczy, s. 122, 2 nlb.

Przysw ajanie literaturze polskiej przez przekłady pierw ow zorów m yśli i lite ­ ratury europejskiej — literackich dzieł starożytnych G reków i Rzymian — zostało u nas dobrze przygotow ane i niejako um otyw ow ane z jednej strony pracami T adeusza Sinki, z drugiej zaś — działalnością naukow o-popularyzacyjną Ryszarda G ansińca. Tadeusz Sinko, koryfeusz filologów polskich, w całym szeregu artyku­ łów i m onografii badał i w y św ietla ł zw iązki literatury polskiej z literaturą k la ­ syczną, p ocząw szy od lektury szkolnej naszych pisarzy, aż do sam odzielnej u nich an alizy i apercepcji m yśli i formy literatur antycznych. D zieło życia tego dobrze zasłużonego dla n aszej kultury laureata N agrody Państw ow ej I stopnia — epokow a historia literatury greckiej 1 — przynosi nie tylko w yczerpujące przed­ staw ien ie dziejów i problem ów literatury greckiej, ale i treściw y obraz n ajistot­ n iejszy ch m om entów jej oddziaływ ania na literatury europejskie, zw łaszcza p o l­ ską. N iem niej w ażną rolę w udostępnieniu skarbów m yśli, literatury i kultury antycznej najszerszym kręgom czyteln ik ów odegrała też w naszej nauce i kul­ turze niestrudzona i nader ow ocna działalność naukow a, popularyzacyjna i ed y ­ torska Ryszarda Gansińca (zw łaszcza w latach dw udziestych i trzydziestych n aszego stulecia). Z jego szk oły w y szed ł m. in. znaw ca T eokrytow ej muzy — Artur Sandauer. T eokrytow i cały rozdział m onograficzny sw ej literatury p o­ św ięcił rów nież S in k o 2. Tam też n ależy szukać uzupełnienia i w łaściw ej inter­ pretacji ży cia kulturalnego i literackiego w państw ach epoki h ellenistycznej, na której p ierw sze p ółw iecze przypada tw órczość n aszego poety.

A b yła to epoka bogata zarów no w dziedzinie kultury m aterialnej, jak i um ysłow ej, epoka o now ej bazie społecznej, ekonom icznej i ustrojow ej, na której spadkobiercy A leksandra W ielk iego, w ład cy Egiptu, Syrii, Azji, naw et M acedonii w zn osili nadbudow ę życia kulturow ego. W realizacji tych ambicji eg ip scy Ptolem eusze w yprzedzili sw ych ryw ali ościen n ych stwarzając w A le ­ ksandrii eponim iczny dla epoki, p otężny ośrodek nie tylko przem ysłu i handlu, ale także nauki i literatury. N iew oln ik w stopniu jeszcze w iększym niż dotąd

1 U w ieńczona niedaw no w ydaniem ostatniej części: T. S i n k o , Literatura

grecka. T. 3, cz. 2. Literatura za cesarstw a II (w iek IV—VIII n. e.). W rocław 1954.

2 T. S i n k o , Literatura grecka. T. 2, cz. 1. Literatura hellenistyczna (w iek III i II p.n.e.). Kraków 1947, s. 420— 479.

(3)

jest głów ną siłą roboczą. W obec absolutnej w ładzy n ow ych p an ów n ow ych państw i w oln i poddani schodzą zresztą praw ie do roli n iew oln ik ów . Pow stają n o w e skupiska ludzi, już n ie tylk o jako grody, ale jako w ielk ie m iasta portow e, handlow e i przem ysłow e. Tempo ży cia rośnie gw ałtow nie, rów nież w dziedzinie tw órczości ściśle naukow ej, przynaglanej potrzebami przem ysłu, a popieranej przez w ładców i często w y k orzystyw an ej przez nich do celó w o sob istych , w o­ jennych. Ono też n iew ątp liw ie — obok sp ecyficzn ych w arunków ch w ili, w jakich pow stała literatura tej epoki, zw łaszcza poezja — w y w o ła ło odw rót od w ięk ­ szych gatunków poetyck ich w rodzaju ep o só w Homera, a narzuciło, jako odpo­ w ied n iejsze dla tw órcy i odbiorcy, gatunki m niejsze: epylion, epigram , mim, e leg ię, hymn itp. D w orskość, okazjonalność, w yszukana uczoność, n astaw ien ie na zam knięte koła odbiorców w y k szta łco n y ch i bogatych — oto głó w n e cechy przew ażnej części przew odniej p oezji ty ch czasów . W tych k ołach szukał też tow arzystw a i protektorów m łody Teokryt. O rientując się w w arunkach chw ili, przystał do głoszących zasadę [xéya ßißkiov [xéya xaxôv, dając sw ym możnym i w ielkom iejskim słuchaczom i czyteln ik om drobne płody sw ej m uzy w iejskiej i ludow ej, często przybranej w szatę dialektu doryckiego, język a pasterskiej S y c y lii i południoWej Italii, a przy tym dobrze okfaszonej rum ieńcem ero­ tycznym .

Problem atykę zw iązaną z epoką, osobą i tw órczością Teokryta om ów ił w y ­ czerpująco i przystępnie Jerzy Łanowski w e w stęp ie do przekładu. W stęp ten m oże być wzorem popularnej, a jed n ocześn ie naukow ej informacji o przedm iocie. A utor pam ięta o potrzebach d zisiejszego czytelnika, którym ma być n ie tylko ten czy ów z zam kniętej grupy odbiorców . Łanowski, korzystając z najnow szej literatury przedmiotu, rów nież radzieckiej, informuje czytelnika o g en ezie „sie­ lanki" jako term inu i rodzaju literackiego, o ludow ych początkach bukoliki i jej tradycjach literackich przed Teokrytem . Interesująca jest tutaj próba nakre­ ślen ia obrazu życia pasterskiego i p ostaci pasterza w poezji starożytnej Grecji. Próba ta m oże być podnietą do ob szerniejszego opracow ania problem u życia i pracy pasterzy w starożytności, d otych czas nie ukazanego w ystarczająco, zw łaszcza od strony ekonom icznej i społecznej.

Po tych w iadom ościach p rzygotow aw czych daje Łanowski obraz epoki Teokryta, tzn. obraz św iata h ellen isty czn eg o , podnosząc w nim szczególn ie takie m om enty, jak elitaryzm i dw orskość literatury tych w ieków , u czoność poezji, p rzesunięcie uw agi autorów ze spraw obchodzących ogół na ży cie i przeżycia jednostek, czym się tłum aczy charak terystyczn y dla poezji aleksandryjskiej m otyw u czuciow y, erotyczny.

Posiadane przez nas w iadom ości o ży ciu Teokryta są skąpe, słu szn ie jednak Ł anow ski uw ydatnił trzy głów n e ośrodki, które w yw arły szczególn y w p ły w na tw órczość poety (Sycylia i południow a Italia, A leksandria, w ysp a Kos), oraz g łó w n e postaci, z którym i T eokryt przyjaźnił się i spotykał, a które nadaw ały ton literaturze epoki.

D alsza część w stępu zajm uje się tw órczością Teokryta. Jest to niejak o wpro­ w ad zający komentarz do p oszczególn ych utw orów , sk lasyfik ow an ych w edług gatunków poetyckich, takich, jak bukoliki, mimy, hym ny, enkom ion, ep ylion itp., a um ieszczone na s. XCI—XCIII w skaźniki stron, na których p oszczególn e utw ory zo sta ły om ów ione, ułatw iają szybką orientację w charakterze czytanego utworu.

(4)

W ten sposób Łanowski dał w szystk o, co m ógł i pow inien b ył dać c zy teln i­ kow i utw orów sam ego T eokryta i jego greckich n aśladow ców . A le niem ało informacji znajdzie w tym w stęp ie także badacz historii literatury, id ący śladam i starożytnej „bukoliki" poprzez w iek i literatur antycznych, od Rzymu i Bizan­ cjum do w iek ów późniejszych i krajów Europy, zachodnich i słow iańskich. Dla historyka literatury polskiej instruktyw ny jest dodatek pt. Bukolika grecka

w Polsce (s. 143 i n.), ilustrujący stosunek naszych poetów do utw orów p oety

greckiego w ich najw ierniejszym naślad ow n ictw ie — w przekładzie lub para­ frazie.

Tak w ię c dobrze przem yślany i u system atyzow an y w stęp daje do d ziejów sielanki i jej gen ezy w ielostron n y kom entarz historycznoliteracki i filologiczn y.

W iele spośród problem ów pokazanych czyteln ik ow i przez Ł anow skiego, p o­ ruszył — rzecz zrozum iała — w e w stęp ie do w łasn ego przekładu i Artur San- dauer, ale ujął je inaczej. Oba ujęcia m ożna b y porów nać z dwoma filmami, z których j e d e n jest mniej efektow ny, ale zadow ala w idza sy stem a ty cz­ nością przedstaw ienia, łatw ym pow iązaniem scen, pełnią obrazów dobrze u sze­ regow anych i zatytułow anych, a w reszcie przejrzystą ciągłością historyczną, d r u g i natom iast, efektow niejszy, w prowadza w idza in m édias res z p ew nym impetem, przerzucając go raz w przeszłość sąsiadującą z om aw ianą epoką, to znow u w niedaleką przyszłość, aby tym plastyczn iej i oczyw iściej u w yd atn ić rysy epoki i jej ludzi, tym w yraźniej scharakteryzow ać jej oblicze w zw artej kom pozycji rysów p olitycznych i społecznych, zw łaszcza zaś kulturalnych. Z pierw szego filmu każdy w idz w yjd zie ze spokojem i zadow oleniem , że w szystk o łatw o zrozumiał, drugi opuści z lekkim podnieceniem , a czasem także ze stw ier­ dzeniem, że film w ym aga pew n ego przygotow ania do szybkiej orientacji w „fa­ bule" i jej zam ierzeniach, których celem jest w ykazanie, że „różnica m iędzy literaturą aleksandryjską a k lasyczną w yn ik a ze zm ienionych form życia arty­ stycznego, te zaś — ze zm ienionej struktury społecznej" (s. 18).

Dwa przekłady, choć rów noczesne, zadow alają jednak czytelnika w różny sposób. W różny też sposób zadow alają filologa.

F ilolog stwierdza, że przekład A nny Sw iderków ny jest w iern iejszy, po­ w iedzm y — d osłow niejszy, jakkolw iek n ie w o ln y od p ew nych odstępstw od o ry ­ ginału, p odyktow anych rozmiarami w ierszy, rytm em i rymem, a tu i ów d zie także skrom nością a u t o r k i , - bo a u t o r drugiego przekładu z T eokrytow ym i dw uznacznikam i i nazyw aniem rzeczy po im ieniu poczynał sobie śm ielej, m oże aż nazbyt śm iało 3.

3 Dla ilustracji różnicy w podchodzeniu do p ew nych w yrażeń T eokryta (= T ) u Sw iderków ny ( = Sw) i u Sandauera ( = S) podam y tu kilka przykładów : „człowieczku" (Sw, s. 10, w. 40), „brzydki człeczyno" (Tj, „pokrako" (S, s. 44, w. 40); „w spaniała [Tetyda]" (Sw, s. 69, w. 55), „głębokołona" (ßa&ixoknog-, T), „piersista" (S, s. 86, w. 55); „skóry tw e kozłem cuchną i od ciebie gorzej" (Sw, s. 10, w. 52), „a te tw oje koźle skóry cuchną gorzej, niż ty cuchniesz" (T), „tam zaś — koźlim cuchem / w szystk o zapow ietrzone i tw oim zaduchem" (S, s. 44, w. 51—52); „Czy pam iętasz, jak k ied yś jam ci skórę złoił, / A ty ś jęczał przy dębie tym, który tu stoi?” (Sw, s. 14, w. 116— 117), (Teokryt ma tu w y ­ rażenie dwuznaczne), „Pomnisz, jakem cię dosiadł? Ze zgrzytaniem zęb ów / I tęgo kuprem w iercąc trzym ałeś się dębu!" (S, s. 48, w. 115— 116). J eśli chodzi o przykład ostatni, to — naw iasem m ów iąc — Sandauer i w następnej parze w ierszy pow inien konsekw entnie zam iast łagod n ego „w yćw iczył" użyć za ory­ ginałem co najmniej w yrażenia „przeczyścił".

(5)

Przykłady te wskazują, jak szeroka może być skala przekładu. A jeżeli zestaw im y je jeszcze z daw niejszym przekładem R aszew skiego, skala ta roz­ rośnie się (w tym w ypadku w kierunku ujemnym) jeszcze bardziej. K ongenial­ ność przekładu, w ierność, p oetyckość, zrozum iałość, gładkość i przeciw ne tym zaletom braki są głów nym i tej skali oznaczeniam i w różnych kom binacjach i połączeniach.

K ongenialność przekładu T eokryta jest praw ie w ykluczona ze w zględ u na język utw orów tego poety; obojętna rzecz bow iem , czy jest to dialekt dorycki, czy — jak w innych utw orach — język epicki, czy jeszcze inny: zaw sze to p oetycki język sztuczny, którego efek tów nie m ożna dzisiaj zastąpić żadną na­ miastką język a polskiego. Potrafiłby to zrobić i pow tórzyć za Teokrytem tak bogate u n iego efekty dźw iękow e chyba tylko Tuwim. N a si tłum acze m usieli z niego zrezygnow ać i zadow olić się innym i zaletam i.

Na korzyść przekładu Sw iderków ny podkreślić należy duży stopień w ier­ ności, zrozum iałości i gładkości, choć i tu można by jeszcze niejedno zbliżyć do oryginału, w ygładzić, udoskonalić. Dla przykładu zapytam y, dlaczego autorka zm ieniła Teokrytow e p ojęcie „w idzieć oliwę" na „w ąchać oliwę" (s. 3, w. 7), dlaczego opuściła istotne dla m yśli xaxw ç (s. 5, w. 27)? Czy rym w zględnie stała rozpiętość w iersza uspraw iedliw ia w przekładzie takie dodatki bez pokrycia w oryginale, jak „nie pragnie mnie zgubić" (s. 30, w. 39), „po górach i lasach" (s. 30, w. 43), „Nic cię już nie zmieni!" (s. 31, w. 52) itp.? Podobnie czytam y zwrot „a często" (s. 5, w. 24), czego nie ma w oryginale, opuszczono natom iast z oryginału słowa: „gdzie w szystk o bujnie porasta".

W yliczać tu w szystk iego nie ma potrzeby. A utorka jest filologiem z w y ż­ szym tytułem naukow ym , sama w ięc niedokładności te zna i na pew no w na­ stępnym w ydaniu przekład sw ój zrew iduje.

N iejedno też zrobi jeszcze dla popraw ienia jego plastyki i zrozum iałości. Tak np. inaczej sform ułuje m yśl (s. 4, w. 10), która w oryginale brzmi: „no i po­ szedł zabraw szy z sobą łopatę" itd. I w o g ó le w utw orze tym należałoby lepiej w ydobyć ciągłość i zw iązek m yśli Korydona przeryw anych ciągle słow am i Bat- tosa. Bo zaraz w. 12 w ym agałby takiego np. sform ułow ania: „A tu za nim jałów ki tęsknią i tak ryczą". I dalej — komentarz do w. 19 w yjaśnia, że Latymnos to góra. Czy nie lepiej w ięc: „To znów pod Latymnosem (lub: na Latymnosie) w cieniu igra czasem" — zam iast „nad Latymnos"? W iersz 49 na s. 7 lepiej by oddał m yśl w takim brzmieniu: „N iech bym tak miał kij krzywy...", a w. 10 na s. 8 rozum iem y tak, jakby pan n ie miał pod czym naw et spać, gdy tym czasem m yśl jest taka, że n a w e t pan nie ma pod czym spać. W w ierszu 15 na s. 9 czytam y: „Lakon z Kalajtis". M oże by się dało bez potrzeby kom entarza po­ w iedzieć w yraźniej: „Lakon, syn Kalajtydy", by nie m yśleć, że chodzi o m iej­ scow ość. Tak samo nie „ze sk ały w Kratis" (s. 9, w. 16), bo w ydaje się, że to znaczy: „w m iejscow ości Kratis", gdy tym czasem komentarz musi w yjaśniać, że chodzi o rzekę, a w ięc „do rzeki Kratis". N a leży natom iast usunąć lub zw ięźlej oddać w tym w ierszu końców kę: „gdy n ie m ów ię szczerze", której nie ma w oryginale, a która w yn ik a tylk o z sensu. W innym m iejscu (s. 31, w. 53) autorka zlek cew ażyła w yrażenie oryginału t t e g w v (jako niby pleonastycz-

ne?) i w ten sposób pozbaw iła sw ój przekład s iły w yrazu w tym wierszu. Propo­ now ałbym tu np. tak: „N ie śpiew am już — tu padnę: wilk" itd. W w ierszu 21 na s. 5 n ależałoby przestaw ić porządek w yrazów dla w ięk szej jasności; np. tak: „Takiego dał Lampriady chłopcom..." Tak sam o w w. 40 na s. 33 („Ni Filetasa

(6)

w śpiew ie nie pokonam"). Szyk w yrazów: „by ogrom em / Orom edontu jego dom dorównał górze" (w. 45 i n.), narzuca p ołączen ie „ogromem Oromedontu", a na­ leży rozumieć „Oromedontu... górze". W iersz 6 na s. 46 lepiej przestaw ić tak: „Już i w rót mi z zaw iasów szarpaniem nie zrywa". W ołacze: „z rzek n ajśpiew ­ niejsza" i „O M elesie" (w. 70 i n. na s. 139), narzucają się przy zachodzącej w tym zdaniu elip sie jako m ianownik lub m iejscow nik. W w ierszu 110 na s. 141 nacisk leży na „twych", lepiej w ięc sform ułow ać: „Że choć tw oich warg do­ tknął...".

Z innych szczegółów do rozpatrzenia podnieść tu w ypada k w estię w ołaczów , takich jak „Tyrsi" dla rodzaju m ęskiego lub „Amarylli" dla żeńskiego. Korzysta z nich także Sandauer. Form tych jednakże n a leży stanow czo unikać jako obcych naszem u język ow i i niezadom ow ionych grecyzm ów („W ergili", „Aureli" są g en e­ tycznie inne!), niedostatecznie uspraw iedliw ionych w ystęp ow an iem w „daw niej­ szej literaturze polskiej" (por. komentarz Ł anow skiego do w. 19 na s. 21). Dalej — „Panu" jako celow n ik w odm ianie im ienia bożka brzmi niedobrze (s. 138, w. 55), jak rów nież nie zupełnie to może poprawnie: „pam iętać na kogoś" (s. 9, w. 18). Lepiej także: „śm iesz mi (zamiast: mnie) w oczy patrzeć" (s. 10, w. 36). W w ier­ szu 31 na s. 29 zam iast nieodm iennego celow n ik a „Parabajtis" może być zrozu­ m iałej: „Prawdę Parabajtydzie sita pow iedziały". W w ierszu 6 na s. 83 zam iast „gładząc" lepiej może: „głaszcząc".

Tak zatem przekład Sw iderków ny, w zasadzie dobry i gładki, w ym agałby jeszcze roboty cyzelerskiej. Na korzyść przekładu n ależy też podkreślić łatw ość niew ym uszonego rym owania i dobrym uchem dyktow ane asonancje.

Przechodząc teraz do ocen y drugiego przekładu pozw olę sobie znow u sk o­ rzystać z porównania. Obaj tłum acze zrobili kopię tego sam ego obrazu: kopia Sw iderków ny w ypadła pastelow o, bez siln iejszeg o św iatłocienia, z zatarciem n ie­ których nagich szczegółów naturalistycznych (w rodzaju tego, jaki znajdziem y np. na s. 10, w. 41 i n.), zresztą w konturach pokryw a się dość w iernie z kon­ turami oryginału; Sandauer miał rękę śm ielszą, konturam i rysunku mniej skrę­ powaną, mniej w stydliw ą i m iejscam i nie ty le kopiującą, ile raczej interpretu­ jącą i w zbogacającą obraz w łasnym i podkreśleniam i i plamami o dodatkow ej treści. W ten sposób kopia Sandauera w ypadła mniej w iernie, bo zam aszyściej, ale za to plastyczniej. W yzyw a w ięc do krytycznej dyskusji w technice w y ­ konania szczegółów .

Przede w szystkim przekład Sandauera nasuw a w rażenie, że autor starał się głów nie o oryginalność rymów, którą — naw iasem m ów iąc — osiągnął, naw et z przesadą. Przykładem tego może być każdy tłum aczony utwór, szczególnie zaś

Serenada (s. 35 i n.), gdzie tłumacz, idąc za koncepcją stroficznej kom pozycji

utworu, buduje trzyw ierszow e strofki o w spólnym rym ie, co zmusza go do w ielu dodatków, opuszczeń i dow olności w stosunku do oryginału:

w. Teokryt Sandauer 6 z drzewa

10 jutro przyniosę ci inne na jutro n ow ych się spodziewaj 11 Patrz na cierpienie dręczące

me serce w locie

19 I w pustych pocałunkach Cóż stąd, że pocałunki to rozkosz jest słodka przyjem ność jałowa?

(7)

21 —

22

24 do fal

26 to dla cieb ie tylko radość 27

30 w różąca z sita

32 a ty m nie zupełnie lek cew ażysz 34 czarna

40—41 staw ał do biegu mając jabłka w rękach, a A talanta, jak go zobaczyła, tak urzeczona w głęboką popadła m iłość 44 i w ramionach Biasa spoczęła

pełna w dzięków matka prze­ mądrej A lfesib ei

47 tak że ani zm arłego od piersi nie puściła

48 Zazdroszczę Endym ionowi, co nieodw racalnym śpi snem

majeranek tym ianek z tej sk ały

ty żadnej nie odczujesz straty żem ci w strętny

sypiąc ziarna na sito a tyś mi nieszczera jak najęta

w zaw ody z nią biegając, jabłka zaczął gubić. Tak m usiała d ziew czyna p aste­ rza polubić

Stała się piękna Pero Biasow ą żoną

że go kocha, gdy ży w y i kiedy zabity Jakbym się chciał zam ienić z sennym Endymionem

Takich d ow oln ości w ie le znajdziem y w każdym utw orze. Często mają one na celu zastąpienie przekładem komentarza, k ied y indziej także nadanie u tw o­ rom kolorytu niejako sw ojsk iego, rodzim ego. Oto przykłady:

s. w. Sandauer 41 56 w eź buty na nogi

41 58— 59 czy ciągle cholew ki / twój staruch do tej samej sm ali czarnobrewki

41 63 w kozi róg zapędzi 43 23 Z m otyką się na słońce

poryw asz

43 38 W ychow ałem na piersi żm iję jadow itą

24 43 siw y on jest i stary, ale jeszcze jary 29 refren Kręci się kołow rót! i n. M iły staje koło wrót

Teokryt n ie chodź boso

czy staruch ciągle jeszcze m iędli tę czarnow łosą m iłość, w którą k ied yś pchał się

m ógłby iść w zaw ody

Św inia k ied yś z A teną chciała iść w zaw ody

hoduj w ilczki, hoduj psy, aby cię zjadły siw y on jest, ale ma siłę godną m ło­ dzieńca

Iynks, przyw iedź ty tego m ojego męża do domu

Poza tym razi nas w przekładzie Sandauera szereg w yrażeń n iepoetyckich, naw et nieliterackich. Kilka przykładów w ystarczy:

s. w. Sandauer 27 130 Łanie, kundlów w zębach

Teokryt niech p sy szarpie jeleń

39 15 44 40

gnaty pokrako

kości brzydki człow ieczku.

(8)

N iełatw o też dom yślić s ię efektu, jaki mają na celu w arianty w iersza z „mę­ ską" średniówką po siódmej sylabie. Przykłady: „m ilszy tw ój, pasterzu, śpiew niźli ta kaskada, co ze zbocza strom ych skał z w ielkim szumem spada" (s. 23, w. 8—9); „usiąść i w piszczałkę dąć, o kóźlarzu, chceszli?" (s. 23, w. 13).

Sandauer w komentarzu (s. 113) objaśnia je jako „próbę znalezienia odpo­ w iednika dla używ anej w utw orach Teokryta tzw. średniów ki bukolicznej". Pró­ ba ta jednak n ie zadow ala. Zresztą, kto z nas dzisiaj potrafi określić odczuw anie przez starożytnych dierezy bukolicznej jako artystycznego w ariantu w heksa- metrze daktylicznym , by ją m ógł naśladow ać?

Sandauer ma n iew ątp liw ie za cięcie i zna sztukę Teokryta, ale środki, które wybrał, aby ją naśladow ać, nie są najszczęśliw sze. Zrozumie to z pew nością sam, gdy po jakimś czasie przeczyta w łasn y przekład i stw ierdzi, że n ie całkiem mu się podoba. U czucie to przeżyw a każdy sum ienny i kontrolujący się tłumacz, ży w ią cy pietyzm dla tłum aczonego autora. Teokryt zaś — mimo tem atyki u tw o­ rów reprodukującej życie pasterskie ze w szystkim i jego „soczystościam i", mimo. używ anego w tych utworach dialektu „nieliterackiego" — b ył przecież tw órcą o pełnym w alorze poetyckim .

Oba przekłady zaopatrzone są w komentarz. Zadaniem komentarza jest da­ w ać czytelnikow i inform acje najistotn iejsze w treści, w ścisłym i łatw ym zw iązku m yślow ym z tym, co się objaśnia. Oba kom entarze przew ażnie czynią zadość tym w ym aganiom , choć można by gdzieniegdzie sform ułow ania objaśnień u lep ­ szyć. Komentarz Ł anow skiego jest b ogatszy i szczeg ó ło w szy niż Sandauera, zgodnie zresztą z założeniam i i pokrojem obu różnych w ydaw nictw . Harm onijne p ołączenie w artości popularyzatorskich z pełną oprawą naukow ą jest głów ną zaletą publikacji B i b l i o t e k i N a r o d o w e j . Łanowski osiągnął ją rów nież w kom entarzu,(tzn. w przypisach). A le i komentarz Sandauera jest w ystarczający. U w agi nasze m ogłyby tylko d otyczyć w ątp liw ości w rodzaju takich, jak np.: czy u Ł anowskiego objaśnienie „na obcasie buta italskiego" (s. 5) jest poży­ teczne? Bo jeśli za obcas w eźm iem y Kalabrię, to Krotona leży na podeszw ie buta. A lbo znów na tejże stronie w objaśnieniu do w. 23—24 czy n ie są zbędne słow a: „w zględnie dokładniej"? Itp. U Sandauera ktoś m oże m yśleć, że „Mojra" to im ię w łasn e tejże siostry, jednej z trzech (objaśnienie do w. 134 na s. 114). N a s. 115 w objaśnieniu do w. 6 n ależałoby uzupełnić: „nie jest z nim identyczny, lecz ma go przypominać". N a tejże stronie w objaśnieniu do w. 10 Sandauer m ów i o rydlu, Łanowski (s. 4) o m otyce. Kto ma rację? N a s. 116 w objaśnieniu do w. 31 Sandauer pisze: „Pyrros z M iletu". Czy to pew ne? Łanowski idąc za scho- liam i objaśnił: „Pyrros z Erytrei lub Lesbos" (s. 6).

W rozm ieszczeniu utw orów Sandauer poszedł za ich k olejn ością tradycyjną, przekazaną w rękopisach, Łanowski w ybrał jako kryterium gatunki literackie: bukoliki, mimy, utw ory oficjalne, hymn, ep ylion itp. Bardzo pożądana byłaby kolejn ość chronologiczna, ale ta u Teokryta osiągalna jest tylko w granicach praw dopodobieństw a i hipotezy 4. Z przekazu T eokryta Sandauer opuścił pseudo- teokrytea (za Legrandem), a w ięc utwory: VIII, IX, XIX, XX, X X I, X XIII, X X V 5, XXVI, XXVII. Sw iderków na opuściła: VIII, XII, XIII, XVI, X VIII, X X III, X X V I, XXIX, X X X . W rezultacie w obu w ydaniach brak tylk o następujących utw orów : VIII, XXIII, XXVI. W szystk ie trzy są n ieautentyczne.

4 T. S i n k o , op. cit., t. 2, cz. 1, s. 424 i n. 5 Por. tamże, s. 435.

(9)

W końcu zaznaczyć tu jeszcze warto, że recenzow ane przekłady T eokryta są cennym uzupełnieniem obrazu p o ezji greckiej IV— III w. p. n. e., jaki przynoszą ogłoszone niedaw no przekłady Sądu r o z je m c z e g o M enandra 6 oraz A n to lo g ii li r y k i

a le k s a n d ry js k ie j 7.

M i e c z y s ł a w Bro żek

S t a n i s ł a w C z e r n i k , PIĘC WIEKÓW DOLI CHŁOPSKIEJ W LITERA­ TURZE XII— XVI WIEKU. M ateriały i szkice. W arszaw a 1953. Ludowa S p ół­ dzielnia W ydaw nicza, s. 358, 2 nlb.

Istnieją, jak wiadom o, dwa zasadnicze typ y recenzji. W pierw szym z n ich autor zgadzając się na ogólną k o n cep cję książki, polem izuje jed yn ie z jej p o ­ szczególnym i tezam i i danym i faktograficznym i. W drugim natom iast, rzadziej spotykanym , poddaje w w ątp liw ość problem zasadniczy książki, sam ą jej k o n ­ strukcję i założenia ogólne.

W naszym 'wypadku recenzja zbliża się, n iestety, do typu drugiego: g łó w n y spór z autorem d otyczyć będzie m ian ow icie źagadnienia celow ości tego rodzaju w ydaw nictw a.

Jak wiadom o, tytuł to nie tylk o anons w ydaw niczy, ale i zob ow iązan ie autorskie, które w inno posiadać realne pokrycie w treści książki. Tak w ię c czytelnik biorąc do ręki pracę C zernika spodziew a się znaleźć w niej źródłow o udokum entow any, przedstaw iony na m ateriale przekazów pisanych, obraz ucisk u feudalnego i w alki z nim chłopów . Tym czasem w ypadnie stw ierdzić, że tytu ł recenzow anej pracy w m ałym tylko stopniu odzw ierciedla jej zaw artość.

Książka Czernika jest zestaw em dość przypadkow o zebranych m ateriałów z takich dziedzin, jak elem en ty lu d ow e w tw órczości pisarzy szesn astow iecz- nych, zagadnienia folkloru czy luźne dane o ob yczajow ości poszczególn ych epok. Materiał, -jak widać, bogaty, ale n ie poddany został jakiejś rozsądnej selek cji, dlatego na jego tle ginie problem zasadniczy. Kryteria doboru tego m ateriału też nie są dostatecznie sprecyzow ane. Skoro autor pisze, iż jest to „zestaw ien ie [wiadom ości] zbliżające się do »sumy«" (s. 5), po przeczytaniu całości nasuw a się pytanie: jakiej sumy? Czy to sum a w iadom ości o obyczajach ludow ych, o w alce klasow ej, o czarach, o d o li chłopa polskiego?

N ie sam dobór m ateriału budzi jednak n ajw ięk sze zastrzeżenia, ale kom en­ tarze odautorskie. Poniew aż p rzedstaw ienie w szystk ich naszych w tym zak resie w ątpliw ości zajęłob y zbyt w iele m iejsca, przekraczając ramy normalnej recenzji, przytoczym y jed yn ie błędy dla k siążki Czernika typow e.

Uderza w tej książce przede w szystk im rozw lek łość komentarza, n iew sp ó ł­ mierna w w ięk szości w ypadków do w a g i poruszanej problem atyki. To sam o

d otyczy partii b io g ra ficzn y ch często p rzerastających kilkakrotnie w ła śc iw y tekst (por. np. dane o Ostrorogu, D ługoszu, czy Gallu).

Zagadnienie zdrady n iew iern ych żon za panow ania Bolesław a Śm iałego staje się dla autora pow odem do snucia rozw ażań ob yczajow o-historycznych nie m ają­

6 M e n a n d e r , Sąd ro z je m c z y . P rzełożył i opracow ał Jerzy M a n t e u f f e l . W rocław (1951). B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria II, nr 67.

7 Anto logia li ryki a le k s a n d ry js k ie j. Przełożył, w stępem i objaśnieniam i za ­ opatrzył W iktor S t e f f e n . W rocław (1951). B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Se ­ ria II, nr 64.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tylko za najbliższy skutek czynu można pociągać człowieka do odpowie­ dzialności; dalsze skutki są własnością bogów, którzy robią, co im sią po­ doba, a

Obliczanie rów now artości dewiz w edług ceny ich nabycia je st w ogóle nie do

W związku z tym wyłania się trudne zadanie polegające na ustaleniu początku biegu przedawnienia roszczeń z tego tytułu przysługujących ubezpieczającemu

Dla zastosowania art. musi istnieć związek przyczynowy mię­ dzy czynem poszkodowanego a szkodą. Norma ta dotyczy sytuacji, gdy na powstanie jednej i tej samej

Wydawnictwo Prawnicze uprzejmie zawiadamia, że w miesiącu styczniu

[r]

[r]

[r]