Jadwiga Ficowska
Ze studiów nad "Żywymi
kamieniami"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 40, 170-201
I. „TRUBADURSKI TON"
„Ta jest powieść o duszach tułaczych i ducha człeczego wiecznym n ie pokoju i n f i g m e n t i s rzeczy dalekich wam tu w iernie opowiedziana! A i w czwórton, jaki gęśle podały: — w trubadurski, żonglerów goliardowy m niszy ton...“ 2.
Tak oto brzmi wyznanie nieskorego do zwierzeń Berenta, który w „posłowiu“ daje jakby kom entarz historyczny do swej powieści. Podane przez au to ra pierw iastki, wchodzące w skład jego dzieła, nie budzą n a ogół zastrzeżeń: goliard je st właściwym bohaterem po wieści, mnisi i żonglerzy g ra ją w niej pierwsze role, co jednak znaczy „ton tru b ad u rsk i“, zajm ujący w czwórtonie honorowe pierwsze miej
sce, skoro trubadurzy w „Żywych Kamieniach“ się nie ukazują i ze względów chronologicznych ukazać się nie mogli, a n a k artach po wieści m amy o nich i ich twórczości drobne zaledwie wzmianki. W ąt pliwość stanie się zrozumiała, gdy przypomnimy scenę, poprzedza jącą opowieść o Lanselocie, w której żongler wobec natłoczonej, da mami przeważnie, sali proponuje różne tem aty. Odpowiedzi słucha czek nie słyszymy wprawdzie, muszą one jednak być dość jedno znaczne, gdyż znudzony a rty sta mówi: „zawsze wam tylko w tr u badurskie tony, zawsze wam tylko o błędnych rycerzach“ ;t, po czym, posłusznie rozpoczyna opowieść o Lanselocie i Ginewrze. A skoro Berent utożsam ia rom ans ten z twórczością trubadurów , wówczas zrozumiałe się staje wyróżnienie ich „tonu“ , opowieść bowiem ry cerska je st nie tylko bardzo dużym epizodem, lecz również punktem wyjściowym akcji i idei powieści. Skąd jednak ta k dziwne stanowi sko, czyniące z rom ansu o pochodzeniu bretońsko-celtyckim produkt twórczości poetów południowych?
1 Wyjątki z zakończonej w 1948 r. pracy o Ż y w y c h Kamieniach Berenta. 2 Ż. K. = Ż y w e kamienie, Warszawa, „Biblioteka Polska“, 1922.
Ton tru b ad u rsk i bowiem, to ton literatu ry prowanckiej, rozwi ja jące j się w XII i ХП1 wieku we F ran cji południowej. Wobec słabego
na ogół zainteresow ania Średniowieczem, trubadurzy mieli szczęście niezwykłe: podczas gdy w yraz „goliard“ czy „żongler“ są jedynie pustym i dźwiękami, pojęcie „tru b ad u r“ kojarzy się w umyśle każdego praw ie z nocą księżycową, słowikiem, mandoliną, i oczywiście ro
mantycznie upozowaną p arą kochanków. Użycie jednak w yrazu „kochanek“ , k tó ry w epoce naszej m a ściśle skonkretyzow ane i nie dwuznaczne znaczenie, w zastosowaniu do trubadurów wydaje się jak b y świętokradztw em — z wierszy, które po poetach prowanckich zostały, (i któ re są jedynym praw ie źródłem naszej o nich wiedzy) wiemy, że miłość była dla nich raczej sposobem doskonalenia się niż przeżycia, raczej sposobem zdobywania cnoty niż jej „tracenia“ . Średniowieczny tru b a d u r posuwał się najwyżej do pocałunku, nigdy niczego więcej nie.żądał, o niczym więcej nie marzył, zdawałoby się, że się nie domyślał nawet, że można zajść dalej. Na tle ogólnej swo body obyczajów, krańcow ej bezceremonialności i wulgarnego słow nika — tru badurzy są unikatem. Kim oni byli ? Sama nazwa nie kryje w sobie niczego niespodziewanego — je st to po prostu południowo- francuski odpowiednik północno-francuskiego trouvera, czyli „poe t y “ . W yrafinowana, delikatna i wysubtelniona aż do przesady poezja prow ancka nie je st oczywiście poezją studencką, ani tym bardziej duchowną czy ludową — ma ona na sobie w ybitne piętno dworu. T rubadur je st to więc poeta nadworny; rodzaj poetycki, który u p ra w ia — to praw ie zawsze liryka miłosna; ukochana, do której się zw raca — to pełna zalet dam a wysokiego urodzenia. Jeśli chodzi o form ę liryków, to odznaczają się one niezwykłą kunsztownością, polegającą n a wypracowanej strofie i skomplikowanym w yrażaniu się. „Trobar olus“ — styl ciemny, to to czym tru b ad u r się chlubi i do czego przeważnie dąży twierdząc, że wzniosła myśl musi być ubraną w niecodzienną formę. Stylistyczna przesada i zawiłość doprowadziły wprawdzie do reak cji w łonie samych trubadurów (jeden z poetów oświadcza, że ideałem jego je st być zrozumiałym naw et przez jego małego w nuczka), lecz specjalna dbałość o form ę pozostaje zawsze — tru b ad u r nalega, by wykonawcy nic w jego utw orach nie zmieniali, dumny je st ze swych stro f, chlubi się przed innym i potoczystością wiersza, a w yrazy affiner i polir to te, których używa najczęściej dla określenia swego poetyckiego trudu!
Za piękną form ą ukryw a się równie piękna, wykończona i wy cyzelowana treść. Lecz ta k jak form a je st wypolerowana, wypraco
w ana i odbarwiona z wszystkiego co nagłe, natchnione, ta k samo miłość trubadurów je st pozbawiona wszelkiej zmysłowości i nam ięt ności. Po m artw ej inwokacji do pięknej przyrody, do śpiewu słowika, do kw iatu czy wiosny, tru b ad u r zaczyna mówić o pięknie swej damy, k tó ra łączy cnoty duszy i ciała w sposób niezwykle zrównoważony. D am a musi mieć więc prosty nos i czoło pięknie sklepione i oczy lazurowe i białą cerę — a tem u wszystkiem u tow arzyszy zawsze szlachetność, dowcip, mądrość, obyczajność i szczodrość. P rzy k tó rym ś z kolei liryku zaczynamy dochodzić w prost do wniosku, że to cechy nieodłączne, że piękny nos iść musi autom atycznie w p a rze ze szlachetnością duszy, biała cera z dobrocią, łabędzia szyja z powściągliwością. U stylizowana n a anioła piękna dam a wznieca, rzecz zrozumiała, miłość w sercu tru b ad u ra, lecz je st to uczucie „anielskie“ i zupełnie specjalne. Polega ono na wiecznej tęsknocie, na dążeniu do niedoścignionego ideału, na ciągłym doskonaleniu się. „Człowiek, k tó ry nie kocha, je st człowiekiem bez w artości“, tw ierdzą trubadurzy, stw arzający ową specjalną etykę, w k tó rej miłość je st cnotą bezwzględną, z k tó rej wywodzą się w szystkie inne. W tego rodzaju stosunku idealnym nie m a wiele miejsca n a nam iętność — tru b ad u r widzi fizyczne piękno ukochanej, lecz je st ono dla niego tylko odbiciem pięknej duszy, sam zadowala się byle czym, uśmiechem ukochanej, jej spojrzeniem, niteczką z jej płaszcza. A gdy naw et to nie je st mu dane, gdy piękna dam a okazuje niełaskę, pogardę i su
rowość, niezrażony a w iem y tru b ad u r kocha ją ty m bardziej, tym bardziej s ta ra się być przyjęty w poczet je j sług — gdy wreszcie dopnie tego, gdy dam a przyjm ie jego względy, przyjaźń zostaje przy pieczętowana symbolicznym pocałunkiem i... „rom ans“ się kończy. Poezja trubadurów doczekała się licznych opracowań stylis tycznych, filozoficznych, m oralistycznych itd. Uznano ją za skoja rzenie obyczajów rycerskich z platonizmem, za w ykwit szczytowy ku ltu ry średniowiecznej, a autorów jej otoczono pięknymi legenda mi, czyniąc ich godnymi tw órcam i ta k „idealistycznej“ poezji. Oto czeni nimbem niezwykłości i poetyczności, trubadurzy w nieubłaga nym świetle nowszych badań nimb ten jednak gwałtownie tra c ą okazując się zwykłymi ludźmi, pełnymi wad i to wad zakrojonych na m ałą skalę. P rzy czytaniu nowszych życiorysów poetów prowanc- kich, przypomina się mimo woli znana piosenka m urzyńska, k tó ra w kolejnych zw rotkach przytacza różne legendy, a k tó rej refren brzm i niezmiennie: „But it m ustn’t be necessary tru e “ — lecz to nie koniecznie musi być prawda.
A więc:
P e i r e V i d a l — szalejąc z miłości dla pięknej pani, zwanej Loba (wilczyca) popełniał najdziksze czyny. Raz np. zakradł się do niej w skórze w ilka i omal że nie został rozszarpany przez psy poszczute n a niego przez pasterzy.
B ut it m u stn ’t be necessary tru e!
(w rzeczywistości cała przygoda tru bad u ra, zarówno jak i inne jego wyczyny, to tylko dosłowna in terp retacja różnych jego pomysłów
poetyckich \
J a u f f r e R u d e l — kochał wizję pięknej księżniczki sy ry jskiej, o k tó rej opowiadali mu pielgrzymi. Chcąc ucieleśnić m arze nie w ybrał się do odległej krainy, lecz powalony chorobą zdążył tylko raz spojrzeć na ukochaną i umrzeć w je j ramionacah.
B ut it m u stn’t be necessary tru e !
(Żadnej księżniczki syryjskiej nie było, a Rudel zmarł podczas wy praw y krzyżowej) 5.
B a r b a s a n V i c o n — syn palacza nadwornego, dzięki t a lentowi niezwykłemu doszedł do honorów i nieprzeciętnej sławy.
B ut in m ustn ’t be necessary true!
(W rzeczywistości zaw rotna k arie ra tru b ad u ra to znów fałszywa in terp re ta cja ironicznych słów ryw ala, k tó ry podejrzewa, że Vicon m iał chyba ojca palacza, skądże bowiem inaczej tyle żaru zaw iera
łaby jego poezja) e.
Mimo drobnych prób sprowadzania poszczególnych poetów prowanckich do właściwych rozmiarów, głosów sceptycyzmu w stosunku do całej grupy n a ogół nie ma. N aw et F rancu zi, odważni Francuzi, którzy pierwsi ośmielali się podważać auto ry te t papieża, a monarchom ścinali głowy, na trubadurów patrzą z dużym szacunkiem, a najpopularniejszy współczesny znawca Średniowiecza, Gustave Cohen, twierdzi, że przez wprowadzenie do poezji m otyw u dążenia do niedoścignionego i przez swe filozoficzne ujęcie miłości tru b ad u rzy przynieśb'. zaszczyt kulturze swego k raju 1. A zatem legenda trw a — podważono setki poglądów, skonfrontowano
4 Stroński St. Trubadurzy w legendzie i w rzeczywistości. Odbitka ze
Sfinksa, bez roku w ydania.
5 Paris Gaston, Mélanges de littérature française du Moyen-Age. Paris 1912. Rozdział: Jauffre Rudel, str. 498—538.
6 Stroński. Op. cit.
7 Cohen Gustave: Chretien de Troyes et son oeuvre. Paris 1931. Rozdział: Cligès, un anti-Tristan.
z praw dą dziesiątki tradycyj, odbrązowiono całą galerię osobistości, tylko odlegli tru badurzy tkw ią niezmiennie n a piedestale miłości szczerej i czystej, na wyżynie wzniosłego idealizmu. A jednak zda- ,vałoby się, że strącenie ich stam tąd w niziny banału i nawet utylita- cyzmu nie byłoby zadaniem zbyt trudnym , że sama ich twórczość świadczy często przeciw nim, czy naw et przeciw sobie sam ej I Mimo pozorów szczerości, fałsz i poza zdają się królować w niej wszech władnie, co podkreśla sam a form a utw orów : stała inwokacja do przy rody, p o rtret damy, piękności o cechach anioła, westchnienia poety, jego wynurzenia, zawsze podobne, jego żale, stale takie same, jego radości, omal że nie identyczne! Przeraźliw y banał, wiejący z całej twórczości, urozmaicony je st jedynie drobnymi zmianami: a więc wyznania są czasem dialogiem, czasem spowiedzią, czasem skierow a ne są do ukochanej, czasem konfidentem jest słowik. Nie ma w te j poezji prądów gwałtownych, wirów czy głębin, na jednolitej po wierzchni kryjącej prawdę, ukazują się jedynie drobne fale, naw et nie fale, zmarszczki zaledwie; co więcej — poezja trubadurów k ry je w sobie niespodzianki , trudne do zrozumienia. I tak, zwolennicy idealistycznej platońskiej in terpretacji twórczości trubadurów , dzie ląc całą poezję na poszczególne rodzaje, wśród chansons, ballades, pastourelles itd. w ym ieniają również bez zdziwienia, jako gałąź spe cjalną i „albę“ ! „Alba“ — jutrzenka, rodzaj parokrotnie spotyka ny, to ran n a modlitwa kogoś, kto czuwa nad bezpieczeństwem swego przyjaciela, spędzającego noc z ukochaną. Modlitwa ta , a r a czej pieśń czy hymn, to sk arga do słońca, które przeryw a sam n a sam kochankom i zarazem dziękczynienie do Boga, k tó ry pozwolił na spokojne spędzenie nocy. Mimo bogobojnej nuty i wprowadzenia opatrzności, trudno przypuścić, aby kochanków łączyło czysto ideal ne uczucie, aby aż nocy całej im trzeba było na jeden pocałunek, jedyny dozwolony znak łaskawości pani dla jej wielbiciela!
Takim drugim dziwnym rodzajem je st obok „alby“ „pastou relle“ — dialog poety z pasterką. Często zawiera on w sobie wiele sztuczności, gdyż pasterka średniowieczna ma nieraz sposób bycia wykwintnej damy, zdarza się jednak, że „chłopskość“ jej je st spe cjalnie podkreślona — i w tedy oto okazuje się, że poeta w stosunku do prostaczki m a w ym agania inne, zupełnie normalne, dalekie od „idealizmu“, k tó ry zachowuje tylko na znajomość z paniami dwor skimi 8. Do komunału dochodzi więc coś na k ształt obłudy. Ta obłuda
8 Jeanroy Alfred: Les origines de la poésie lirique en France. Paris 1925, 3 wyd. Rozdział: La pastourelle.
zresztą je st często źle zamaskowana, czy naw et w prost odrzucona. A rn au t de M areuil zapomina w ogóle o cnotach damy, opisując w barw nych słowach jej piękność, k tó ra doprowadza go do ekstazy, do rozmodlenia. To, co go w ten stan wprowadza, to wyłącznie w a lory cielesne damy, jej stronie duchowej nie poświęca autor ani sło wa. Lecz naw et i w poezji stereotypowej wśród „dobra“ i „piękna“ , „wzlotów“ i „cnót“, „anielskości“ i „nieśmiałości“, przew ijają się raz po raz również i takie w yrażenia jak „jaloux“ , „m édisant“ , „ruse“ . Zazdrośnik to oczywiście mąż, którego należy się strzec, m édisant to złe języki, co w szystko powtórzą i w ygadają, ruse to przebiegłość, k tó rą trzeb a rozwinąć, aby uchronić się od nieszczęścia. Bardzo typo we są rady, których udziela anonimowy „seigneur“ trubadurow i Borneuil :
Seigneur, quel conseil me donnez vous? Un bon conseil et courtois.
Dites!
Va vite devant elle et démande lui son amour. Et si elle le prend mal?
N e t ’en préoccupe pas!
Et si elle m e fait quelque m échante réponse?
Supporte le, à la patience appartien toujours la victoire. Et si le jaloux s ’en aperçoit?
A lors vous agirez avec plus de ruse ®.
N a tle miłości dalekiej, idealnej i wysublimowanej podobnie raj- fu rsk ie ra d y to jakby zgrzyty po szkle, cienie padające na zmysłowość trubadurów . Lecz to, co w ydaje się zgrzytem dla czytelnika, naszpi kowanego idealistyczną teorią poezji prowanckiej, nie razi specjalnie, mimo pozorów, w całokształcie literatu ry trubadurów , do któ rej przecież zalicza się również i tr a k ta t „De A rte Honeste Amandi“ A ndrzeja K apelana, figury niezupełnie jasno jeszcze osadzonej w czasie i przestrzeni. T ra k ta t ten, stosunkowo niedawno odnalezio ny, a pow stały w kręgu wpływów opiekunki poetów prowanckich — M arii Szam pańskiej, przynosi rewelacje nielada. Czym je st miłość, jakie są jej cele i sposoby, oto zagadnienia, które interesują uczonego księdza-scholastyka; zagadnienia o charakterze p ar excellence pro- wanckim nie budzą żadnych zastrzeżeń, zadziwiające je st jednak roz wiązanie dawane przez autora. „Kto jest zdolny do miłości“ — za
stanaw ia się on np. Spodziewamy się, znając poezję trubadurów i opinię o niej, że zapewne ten, kto p o trafi wznieść się na wyżyny cnoty, kogo serce zdolne je st do świętych uczuć. Lecz odpowiedź uczonego kapelana brzm i w sposób oszałam iająco odmienny: „do miłości zdolny je st“ — stw ierdza on sucho — „każdy, kto młody i nie chory“. „Jakie są granice miłości?“ „W miłości posunąć się można do uścisków“ — brzmi odpowiedź — „z tego bowiem żadna krzyw da wypłynąć nie może“. Tu kapelan nie w ykracza wprawdzie daleko poza przy jętą przez tru b ad u ró w granicę, lecz znów ton wypowiedzi je st niezadowalający: a u to r nie definiuje wprawdzie ja k ą „krzywdę“ m a na myśli, nie można się jednak oprzeć niemiłemu wrażeniu, że w raz z rozwojem środków eugeniki, granica, uznana za nieszkodliwą, przesuwałaby się coraz dalej. Wreszcie, staw iając kropkę nad i, k a pelan Andrzej definiuje sam ą miłość: je st to według niego „pełne
namiętności pożądanie tajem nych uścisków“ ! 10.
Trudno chyba o w iększą przepaść w traktow aniu tych samych zagadnień, niż ta, k tó ra istnieje między współczesną in terp retacją poezji trubadurów , a uzupełniającą ją prozą, w yrosłą w ty m sam ym kręgu dworów prowanckich. Praw dy, siłą rzeczy, chce się szukać raczej w poważnym trak tacie łacińskim, niż w wynurzeniach lirycz nych, skonfrontow anie zaś lite ra tu ry z historią zdaje się także prze mawiać na korzyść K apelana Andrzeja, którego reguły w iernie od bijają atm osferę dworów południowych z całą ich zmysłowością, pozbawioną podkładu uczuciowego, atm osferą skandalu, zdrady m ał żeńskiej i ureglam entowanego cudzołóstwa. Skąd na takim tle mogła powstać poezja trubadurów , poezja idealistyczna? — oto pierwsze nasuw ające się pytanie u .
Krytyczne spojrzenie na sam ą poezję zdaje się odsłaniać w niej sporą dozę fałszu i nieszczerości, przy czym zastanaw iającym faktem je st ilość trubadurów , kochanków-filozofów. Można się głowić, jeśli kto m a ochotę, nad tym , ja k i był stosunek Dantego do Beatrycze; D ante był bowiem osobistością niezwykłą i niezwykłe też m usiały być jego uczucia, czyż jednak można się spodziewać, aby około 400 trubadurów przedstawiało tę sam ą nieprzeciętną konstrukcję psy- chiczno-fizyczną, by aż 400 poetów żyjących na przestrzeni 2 wieków
10 Paris Gaston: Mélanges de littérature française du Moyen Age. Paris 1912, str. 473—497.
11 Porębowicz Edward: S tudia do dziejó w literatury średniowiecznej. Lw ów 1904, część I: Teoria średniowiecznej miłości dworskiej.
pozbawionych było gorącej krwi, a gorzało jedynie chęcią moralnego doskonalenia się, i to nie gdzie indziej, ja k w słynnej z tem peram entu F ran cji południowej? To w szystko je s t już nieprawdopodobne, nie prawdopodobne w prost fizycznie — i nieprawdopodobne psychicznie w zestaw ieniu z sylw etkam i autorów . Z mało znanych ich biografii wiemy tylko, że nie byli oni ani filozofami, ani reform atoram i oby czajów, że odznaczali się chciwością, zawiścią, plotkarstw em , że d a leko im było do „m esure“ i „discrétion“ , cnót staw ianych za nie odzowne dla człowieka „doskonałego“ . Cóż z platonizmem, z subtelną
filozofią miłości, z ideałem życia odcieleśnionego i zapatrzonego w niedościgłą piękność mieć mogli wspólnego ci dworacy, czepiający się od dzieciństwa pańskiej klam ki i m yślący jedynie o karierze. Jeśli coś nimi kierowało, a kierowało niewątpliwe, skoro wszyscy śpiewali na jedną i tę sam ą nutę, to m usiała to być niezawodnie m o- d a, stw orzona przez środowisko, w któ ry m żyli, tworzyli i z a r a
b i a l i . Lecz wiemy, że środowisko trubadurów nie odznaczało się filozoficznym ujmowaniem życia — czerpało pełną ręk ą z doczesnych radości, a atm osferę jego charakteryzow ałyby lepiej „Żywoty pań swowolnych“ niż platońska „Uczta“. Skąd więc ta k a poezja w takim środowisku ?
W dziwnym labiryncie sprzeczności i niekonsekwencji na tro p może naprowadzić to jedynie, co — jak mówi groteskowy już dzisiaj am ator-detektyw , Sherlock Holmes — uderza swą niezwykłością. A takim szczegółem niezwykłym, zastanaw iającym i zadziwiającym je st to, że ukochana tru badura, anioł, uosobienie czystości, ideał n a j wyższy i nieosiągalny, je st zawsze m ężatką! Dziewicy tru b ad u r nie uznaje, panna może dla niego nie istnieć! Jeżeli kobieta jak a przyciąga jego uwagę, to musi mieć ona przy sobie nieodłącznie „jaloux“ czyli... męża. Specyficzne upodobania trubadurów można tłumaczyć jak ąś perw ersyjną niechęcią, odrazą w prost do dziewictwa! Lecz ta k mau- riacowskie uczucia, takie zboczenia seksualne w ydają się mało p raw dopodobne — ten, kto zadowala się niteczką z płaszcza, nie może być chyba aż ta k perw ersyjny, cóż dopiero gdy chodzi nie o jakiś indywi dualny i odosobniony wypadek lecz o setki. Teoria o podłożu erotycz nym musi upaść, rozwiązania szukać należy już raczej w stosunkach socjalnych. W nieobecności męża żona spraw ow ała rządy, była su- werenem, daw ała dowody bohaterstw a, z n ią się liczono, ona rep re zentowała władzę — stąd uwielbienie trubadurów dla kobiety m ę żatki. Taka oto je st teoria ogólnie przyjęta, teoria niejako obiegowa, ma ona w sobie coś z praw dy i coś z fałszu, w każdym razie coś nie
skończonego, nieprzekonywającego. W ydaje się, że choć idziemy w do brym kierunku, to jednak przedzieram y się przez las, podczas, gdy wygodna ścieżka biegnie tuż obok. Teoria m ężatki-bohaterki, kobiety- wodza, m a w sobie znów jakąś wzniosłość, u b ran a je st w koturny, stale towarzyszące każdemu ujęciu literatu ry prow anckiej. Zasuge row ani legendą snujem y ją dalej! Spojrzyjm y jednak n a panujące
stosunki nie od stro ny poezji, lecz życia. Kim byli tru b ad u rzy ? mało wartościowymi dworakami, w wiecznej pogoni za pieniędzmi i k arie r ą — ich talen t był wyłącznym narzędziem zdobycia jednego i d ru giego, w tym więc kierunku musieli go rozwijać, do tego musieli go dostosować. Zniewieściałe dwory południowe, o przer af ino wane j kul turze, przestały podówczas rozbrzmiewać pieśniami rycerskim i; Gęsta Nobilium stały się niemodne, w pełnych w ykwintu zam kach re j zaczęły wodzić kobiety. Rycerze mieli nadal swe rozrywki, swe polo wania, wojny i wasali, lecz poeta w tym tow arzystw ie wojowniczym a nie literackim mało miał roboty, oczy jego zwracały się ku kobiecie. Nie m ająca żadnych praw panna, będąca w całkowitej mocy ojca, nie była obiektem atrakcyjnym , nie miała nic do dania, je j pozycja socjalna była nieciekawa. Zupełnie inaczej spraw a się m iała z panią dworu, n a którym tru b ad u r przebywał. Ona to mogła mu życie osłodzić i ozłocić. Układanie legend, czy opisy srogich bitew były oczywiście bezcelowe, kobietom należało mówić jedynie o miłości, wychwalać ich piękno, ich urodę, czar i wdzięk. Lecz posunięcie się za daleko było niebezpieczne, mogło się nie spodobać mężowi — stąd tru b ad u r kończy zwykle swe spostrzeżenia na szyi, pobieżnie zajm uje się resztą postaci i przechodzi do cech duchowych, w ychw alając szla chetność, ogładę i s z c z o d r o ś ć damy! P oeta musi oczywiście skonkretyzować jakoś swój stosunek do protektorki, stosunek ten może być jedynie stosunkiem oddanej, wiernej miłości, uczucia czysto idealnego i poddańczego; poeta chce damie sw ej służyć, chce być przyjęty w poczet dworzan, chce zostać pisarzem nadwornym. Tak ja k młody rycerz czynami bojowymi zwraca na siebie uwagę pana i zostaje przez niego pasowany na rycerza, ta k tru b a d u r wierszami zw raca uwagę pani i zostaje przez nią wreszcie łaskaw ie przyjęty w poczet przyjaciół. Poezja prowancka, a raczej stosunek między poetą a dam ą wzorowany je st bardzo ściśle na obyczajach rycerskich : stąd częste wyrażenie „loyal am an t“, stąd mowa o „wasalstwie m i łości“, stąd takie wywyższenie ślepej, nigdy nie ustającej wierności!
W obyczajach rycerskich znajduje również swe wytłumaczenie sym boliczny pocałunek, znak łaskawości pięknej pani, wzorowany na
obrzędzie p aso w an ia12.
Sztuczna i powierzchowna poezja trubadurów , za słaba je st by stworzyć form y własne, więc czerpie z już istniejących. Poza ry cer stwem, n a który m wzoruje się obficie, sięga również do religii: miłość przeistacza w kult, kobieta to bóstwo, którego łaski zdobywa się cnotami, włos i niteczka z szaty to relikwie, a uczucia poświęcane są damie n a „ołtarzu miłości“. W swym m artw ym naśladownictwie form y i obrządku nie opuszczają tru badurzy naw et sądownictwa: w zawiłych spraw ach serca wydawane są „wyroki“, a piękne dam y tw orzą pod przewodnictwem księżniczek „trybunały miłości“ !
Tak u ję ta lite ra tu ra trubadurów to coś pośredniego między zabawą a panegiryzmem : podczas gdy biedni poeci trak to w ali ją jako źródło zarobków, bogaci panowie znajdowali w niej miły sposób spę dzania czasu — a że jednych i drugich było poddostatkiem , liryka miłosna trubadurów zdobyła sobie niezwykłą popularność na dwo rach, które rozbrzm iewały wszechwładnie jej tonami. Odbiorców m iała oczywiście w śród w arstw najwyższych: kunsztowne rym y i kunsztowna treść skazane były n a przebywanie w salonach, gdzie główne zalety trubadurów : umiejętność bawienia dam i mówienia im komplementów mogły być należycie ocenione.
Po wojnie przeciw Albigensom, wraz z upadkiem dworów po łudniowych, poezja trubadurów pozbawiona oparcia — znikłaby — gdyby nie niespodziewane, a tylko w Średniowieczu możliwe pod chwycenie jej przez Kościół ! Wszechpotężni po w ygranej przeciw he retykom wojnie Dominikanie, głoszący k u lt nowej Damy — M atki Boskiej, skorzystali z istniejących już form i, trochę zmieniając, trochę ujm ując a trochę dodając, przekształcili erotyk w modlitwę. Że zmiana ta k a była łatw a, tego dowodzi chociażby przykład św. Franciszka, k tó ry z dobrą w iarą śpiewał różne „chansons“, podsta wiając w miejsce kochanki „Panią Biedę“. Nagłe przeobrażenie się liryku miłosnego w hym n do M atki Boskiej stało się, w zrozumieniu krytyków późniejszych, ostatecznym krokiem n a drodze sublim acji i idealizacji uczucia miłości, podczas gdy właściwie nie dowodzi ono niczego innego, jak charakterystycznej dla średniowiecza giętkości artystów : liczne Madonny te j epoki m ają rysy znanych m etres, co jeszcze nie je st dowodem świętości tych ostatnich, ta k samo jak i fa k t
przekształcania hymnów do C hrystusa w hym ny do Bachusa nie upoważnia do w yprowadzania daleko idących wniosków o charakterze łacińskiej litera tu ry religijnej.
W zrosła na gruncie Południa i tam najgłębiej zakorzeniona teoria prowancka nie ograniczyła się jedynie do „pay d ‘oc“ . Wpływy jej, przeszedłszy na Północ, rozmiłowaną wówczas nie w liryce, lecz epice, wybiły swoiste piętno na rom ansach rycerskich, k ształtując n a swoją modłę T ristan a oraz przede w szystkim Lanselota, w którym teoria miłości dwornej znalazła swe odbicie wT sposób najpełniejszy i najidealniejszy. Liryczne wynurzenia trubadurów n ab ierają tu cech monumentalnych, form ułki zabarw iają się koloram i życia, a m artw e zasady ukazane są w akcji. Pani — to królowa, żona A rtu ra, Ginewra, je j wielbiciel to Lanselot. Ich miłość ma przebieg idealnie praw idło wy — rycerz zakochuje się w Królowej od pierwszego wejrzenia, jej widok odbiera mu przytomność, jej uśmiech doprowadza go do eks tazy, jej niechęć omal że nie do samobójstwa. Nieprawdopodobnie długa opowieść w rozwlekłej akcji dem onstruje praw dę zasadniczą teorii prowanckiej, głoszącą, że miłość je st źródłem cnót. Ginewra u ję ta je st jako „fontaine de vaillance“, pod wpływem uczucia do niej Lanselot rozwija w sobie wszelkie cnoty rycerskie, stając się w resz cie „miroire de la chevalerie“ ! W stosunku do królowej rycerz oka zuje posłuszeństwo, wierność i cierpliwość — cechy typowe dla po łudniowych kochanków, nieodzowne rekw izyty teorii prowanckiej, k tó ra zdaje się przenosić w dziedzinę miłości świeckiej chrześcijań ską zasadę „doświadczania“ wiernych przez Boga, w celu wypróbo w ania głębi ich uczucia.
Mimo zasadniczych zbieżności cała teoria ulega w romansie pół nocnym pewnej zmianie: Lanselot nie zadawala się sam ym uśm ie chem, a Ginewra nie jest zjawiskiem utkanym z zalet i idealnej pięk ności jedynie — jej p o rtret je st raczej w stylu Rubensa niż Rafaela. Lanselot zostaje kochankiem de facto, a zabawa w miłość prze inacza się w potężną namiętność. Mówi się na ogół, że F ran cja pół nocna, bardziej surowa i barbarzyńska, nie poznała się na południo- wo-francuskiej teorii prowanckiej z jej ideałem nieosiągalnego szczęścia i piękności i zbrutalizowała ją, zniżając do poziomu życia. Lecz ujęcie takie nie w ydaje się słuszne : spojrzyjm y na Lanselota od stro ny jego tow arzyszy: czyż nie je st on pełen „discrétion“ , cechy nieodzownej w kodeksie trubadurów , czyż nie przyjaźni się z „ja loux“ — A rturem , czyż działanie jego nie je st pełne „ruse“ , czy nie zwycięża wszelkich „m édisants“ , broniąc niewinności ukochanej?
W oczach dworu Lanselot nie odbiega od obrazu kochanka prowanc- kiego, a gdyby do w szystkich swoich zalet był jeszcze poetą, erotyki jego mieściłyby się niewątpliwie bez reszty w ram ach lite ra tu ry po łudniowej. Zaryzykować by można twierdzenie, że przeniesiona w dzie dzinę epiki teoria południowa, pozbawiona momentów autobiogra ficznych, przechodzi granice zakreślone przez lirykę; pseudoplato- nizm, będący obawą przed mężem, strachem przed utraceniem łask, zostaje w rom ansie odrzucony jako niepotrzebny.
C harakterystyczne dla teorii prowanckiej ujęcie miłości jako w artości bezwzględnej k ształtu je również i najwspanialszy rom ans artu riań sk i: T ristan a i Izoldę. Miłość zostaje tu podniesiona do n a j wyższej potęgi, uznana za uczucie wszechpotężne i despotyczne, nie liczące się z praw am i przyjaźni, etyki czy religii. W stosunku do teorii południowej, rom ans ten idzie trochę za daleko, przechodzi zakreślone mu granice: podczas gdy Lanselot je st idealnym „ko chankiem dw orskim “, T ristan w swym stosunku do Izoldy nie je st bez zarzutu; wierność, niewolnicze posłuszeństwo, dobre wychowanie nie są jego cechami zasadniczymi, a sama opowieść je st zbyt głęboko ludzka, by być tylko dworską!
Pobieżny rz u t oka na literatu rę francuską wykazuje więc, że teoria trubadurów m iała dwa oblicza, południowe i północne, liryczne i epiczne; s ą to dwie stro n y tego samego medalu; różniąc się fo r m ą — odmienne są i co do istoty. W yrosły w atm osferze Młodej Polski Berent sięga oczywiście do głębszej i tragiczniejszej tw ó r czości północnej; „trubadurów to n “ łączy nie z twórczością Prow ansji, lecz z filozofią miłości, k tó rej przejaw widzi zarówno w literaturze południa jak i północy. Ujęcie drugie — szczere, ludzkie, nam iętne — odpowiada mu oczywiście bardziej, niż prowanckie, kunsztowno- dworskie zabawy, (które w dodatku ze względów chronologicznych w „Żywych Kam ieniach“ pomieścić się nie m ogą). W berentowskiej transpozycji „tonu trubadurów “ Lanselot i Tristan, a więc oba ro manse, które odbiły w sobie najpełniej teorie miłości dworskiej, zle w ają się w całość. Pozostając w głównych zarysach przy typowszym znacznie Lanselocie, Berent sięga jednak i do T ristana. Nie zadowo liwszy się postacią Ginewry, k tó ra ma w sobie ry sy bóstwa i histe- ryczki zarazem, Berent s ta ra się przeszczepić jej coś z Izoldy, z jej wiernego oddania się ślepej namiętności i poświęcenia. Iry tu jąca po stać żony A rtu ra nabiera w „Żywych Kamieniach“ cech ludzkich i żywych.
O pierając się n a rom ansach arturiańskich Berent, którego celem je s t zawsze synteza i k tó ry z um iejętnością zawodowego tkacza s ta ra się nie opuścić żadnej ważnej niteczki, nie może ominąć i ta k cha rak terystycznej twórczości prowanckiej, będącej przecież pierwo wzorem i punktem wyjściowym. Lecz synteza w ty m w ypadku nie je s t łatw a: frywolność i powaga, zabawa i przeżycie, erotyk i roz wlekła epika nie bardzo idą w parze! A w dodatku liryka prowancka, zgnieciona wojną, pod koniec Średniowiecza już nie istniała. Berent z umieszczeniem jej w swej powieści ma, ja k się zdaje, pewne tru d ności, w rezultacie tra k tu je ją dość zdawkowo i jakby z obowiązku! W „Żywych Kamieniach“ mamy raz tylko dłuższą wzmiankę o tr u badurach w postaci aluzji do ich specyficznego zamiłowania w m ężatkach: „Któż bo w pannie się kocha“ — mówi rycerz. „Ku czemu tu duszę przyłożyć? i o co? Gburów to najbardziej nieoświe- conych afekty, mieszczan i żydów rzecz, łasić się na mdłe miody dzie
w ictwa“ 13. Aluzja druga to wplecenie uryw ka dzieła A ndrzeja K a pelana do „opowieści Żonglera“. Gdy oszołomiony pięknością Gi- newry, onieśmielony swym uczuciem Lanselot siedzi niemy, nie od w ażając się odpowiedzieć na prowokacje królowej, t a wzywa księcia- dworaka, by poradził jej co robić. Książę-dworak (ciekawe podkreś lenie!) zagaduje o spoczywających w śród głazów K arduelu regułach miłości. Z reguł tych książę-dworak przypomina Ginewrze dwie, które w danym momencie w ydają mu się widocznie najaktualniejsze.
„ C a u s a e o n j u g i s n o n e s t a b a m o r e e x c u s a - t i o“ — wzgląd na małżonka nie będzie wymówką w kochaniu i „ F e r n i n a m n i h i l p r o h i b e t a d u o b u s a m a - r i“ — nie wadzi bynajm niej kobiecie i dwoistego zażyć k o ch an ia14.
Cały przytoczony powyżej urywek, ma swoje źródło we wspom nianym wyżej traktacie „De arte honeste am andi — O sztuce uczci wego miłowania“ . Uczony, jak widać, w różnych dziedzinach ksiądz podzielił swe dzieło n a parę części, które w sposób bardzo ciekawy odzwierciadlają epokę, w k tó rej powstały. Jedna z nich, najzabaw niejsza i najżarliw iej omawiana przez krytyków (z których jedni tra k tu ją ją poważnie, a drudzy jako zabawę), mówi o trybunale szlachetnych dam, wydających w yroki w zawiłych kwestiach miłos nych i przedyskutyw ujących skomplikowane problemy erotyczne. W tem atyce swej ary sto k ratk i średniowieczne, reprezentujące ówcze
13 ż . K., s. 106. 14 ż . K., s. 32.
sną inteligencję, nie s ą odosobnione. Oflagowcy Woldenbergu wspo m inają czasem, jak to długo w noc przeciągali dysputę nad zagadnie niem: „Czy wolę, aby żona zdradziła mnie z kimś gorszym ode mnie czy też z kim ś w artościow szym ?“ Operujące równie wolnym czasem i podobnymi zdolnościami dialektycznymi dam y wieku XTTT rozw a żały spraw y podobne, np.: „Czy chcesz doznać najwyższego szczęścia z żoną przyjaciela, jeżeli w arunkiem jest, że i on tego dozna z tw oją żoną?“ 15. Problem y inne były prostsze, lecz za to bardziej zasadnicze, np.: „Czy może istnieć miłość między małżonkam i?“. Żony rycerzy nie m ają n a ten te m at żadnych wątpliwości, zgodnie osądzają, że oczywiście: N IE. Tam, gdzie obowiązek góruje n ad tajem nicą i zazdrością, nie m a m iejsca prawdziwe uczucieie.
Poświęciwszy sporo miejsca takim to i podobnym sądom, ksiądz kapelan przystępuje z kolei do sformułowania „reguł miłos nych“ . By dodać im powagi m askuje swe autorstw o, twierdząc, że były one wypisane rę k ą tajem niczą n a pergaminie, u k rytym w śród skał zamku A rtu ra. Mistyczny kodeks zawiera aż 31 reguł, z których trz y pierwsze są najpopularniejsze :
1. Małżeństwo nie je st wymówką od miłości, 2. Nie kocha, k to nie zna zazdrości,
3. Nic nie przeszkadza, aby kobieta była kochana przez dwu m ężczyzn17.
Z tych to właśnie reguł zaczerpnął, jak widzimy, Berent, w kła dając dwie z nich w ich oryginalnej w ersji łacińskiej w u sta księcia- dworaka.
Rzeczą znam ienną jest, że B erent w swej próbie zsyntetyzo- w ania twórczości o charakterze trubadurskim , w próbie złączenia północy i południa, sp a ja Lanselota i T ristan a nie z ta k powszechnie osławionymi lirykam i, lecz z mało znanym tra k ta te m Kapelana, k tó ry widocznie wydaje mu się najcharakterystyczniejszy. Zdaje się to w ska
zywać, że B erent z przedziwną jasnością i trzeźwością umiał ocenić twórczość pay d ’oc i że celowo pominął powierzchownie idealistyczną lirykę, by jako sk ró t całej myśli Południa przytoczyć dwie cyniczne „reguły miłości“.
15 Porębowicz Ed. Antologia Prowansalska, W -wa 1887. wstęp.
10 Porębowicz Ed. S tu d y a do dziejów literatury średniowieczu. Lw ów 1904. 17 Taylor Henry. The Mediaeval Mind. London 1911, s. 576 i nast.
II. ANTY-DON KICHOT
Zasadniczy i konstrukcyjny w ątek „Żywych Kamieni“ polega n a pełnym dynamizmu ukazaniu zależności życia od literatu ry , n a pla stycznym wprowadzeniu aktywnego czynnika poezji w rzeczywistość codzienną: bohaterowie powieści pod wpływem opowiedzianego przez żonglera rom ansu ulegają pewnej złudzie, przeżyw ają to, co je st poe tycką wyobraźnią, w prow adzają w życie to, co je st w ytworem fan tazji. Opowieść żonglera przeobraża się w umysłach rozgorączkowa nych słuchaczy w prawdę, przybyły do karczm y rycerz wydaje się im Parsifalem , w łasną m iłostkę stylizują na rom ans Lanselota i Gi- newry, a Graal, mityczna św ięta czara staje się realnym bodźcem do awanturniczego przebicia się za m ury m iasta. Sami słuchacze g ra ją jakby rolę usłyszanego dram atu, powieść plącze się z życiem, akcja poetycka przedłuża się w płaszczyznę rzeczywistości, przygody fantastyczne przyoblekają się w ciało.
N
Pomysł jest oryginalny, lecz oczywiście nie nowy — znamy go z „Don K ichota“. Analogia je st aż nadto w yraźna: rycerz z Manszy, bezkrytyczny idealista stylizujący swe życie wbrew otaczającej go rzeczywistości n a m iarę przeżyć dawnych bohaterów, pod wpływem lektury opowieści rycerskich wciela się jakby w jedną z ukochanych przez siebie postaci, buduje w oparciu o literatu rę św iat złudzeń, w którym przeżywa niezwykłe przygody, zdarzenia o w ym iarach realnych i fantastycznych zarazem. Don Kichot przeżywa złudę lite racką ta k właśnie jak przeżywają ją bohaterowie Berenta, rycerz, waganci i żacy. Lecz prócz niezwykłej analogii pomysłu — Cervantesa i B erenta łączy coś bardziej istotnego i zasadniczego: oto obydwie powieści biorą za punkt wyjściowy całej akcji rycerskie opowieści średniowieczne, będące w obu w ypadkach kanwą, czy raczej wzorem, według którego snują się przeżycia bohaterów. Ta dziwna zbieżność nie tylko literackiego pomysłu, lecz i właściwego założenia usuwa możliwość przypadku czy nieświadomej zależności, a sposób ujęcia zagadnienia, usuw ając podejrzenie bezkrytycznego wzorowania się czy niewolniczej imitacji, każe uznać w „Żywych K am ieniach“ celowe p r z e c i w s t a w i e n i e przez B erenta jego dzieła i jego idei — dziełu i idei Cervantesa.
Léon Gautier, uczony francuski, świetny znawca i wielbiciel Średniowiecza, w monografii „Les Epopées F rançaises“ , znanej nie wątpliwie Berentowi, z żalem i rozgoryczeniem mówi o Don Kichocie, którego pokolenie współczesne czyta ze śmiechem, nie rozumiejąc
już uroku poezji czasów dawnych. Przyziemni, realistycznie patrzący czytelnicy z wielkim aplauzem przyjm ują k ary k atu rę Cervantesa, w k tó rej miniona twórczość i minione ideały zostały potraktow ane bezlitośnie 18. Może pod wpływem zdania wygłoszonego przez podobnie odczuwającego i podobnie idealistycznie myślącego uczonego fra n cuskiego, może idąc za własnym impulsem, pisze Berent swego Don Kichota à rebours, w którym , przeciw staw iając się świadomie pisa rzowi hiszpańskiemu, przeprow adza idealizację twórczości rycerskiej przy pomocy tego samego pomysłu, ta k samo skonstruow anej akcji i identycznego chwytu poetyckiego.
Genialna sa ty ra hiszpańska pow stała pod koniec XVI wieku w więzieniu, w którym autor, będący przedtem poborcą podatkowym, odsiadywał k arę za niedbałe sprawowanie swoich obowiązków. Cervan tes nie był pierwszym krytykiem lite ratu ry feudalnej — na przeszło 200 la t przed nim Anglik Chaucer, również poborca nota bene, ty m razem celny, był zdania, że rom anse rycerskie są stekiem nonsen
sów — „gospodarz“ z C c m t e r b u r y T a l e s , z którym autor się solida ryzuje, grubiańsko przeryw a opowieść Sir Topas’a, uważając ją za głupstwo, nie nadające się do słuchania. Tego samego zdania był
0 wiele późniejszy Rabelais, a Pulci i A riosto w dziełach swych dali w yraz ironicznemu stosunkowi do daw nej twórczości rycerskiej, k tó
rego odblask spotkam y później na k artach „Pana Tadeusza“ czy „Krzyżaków“. Żart, hum or i pobłażliwość obce były reprezentującym postęp, poważnym reform atorom religijnym , zwolennikom ascetyzmu 1 surowości, którzy na przebrzm iałą, lecz wciąż jeszcze żywą literatu rę rycerską patrzyli z najw yższą pogardą i nienawiścią. „Cóż uznane je st za rozrywkę w rom ansach rycerskich, takich jak np. Śmierć A rtu ra ? “ — pyta jeden z reform atorów angielskich. „Dwojakiego są one rodzaju, a polegają na bezwstydnym zabijaniu ludzi i na bez czelnej rozpuście: a ci są uznani za najszlachetniejszych, którzy za m ordują najwięcej mężów i popełnią przy pomocy podstępnych sztu czek najwięcej cudzołóstw“ 19. Tak oto w ujęciu Ascham ’a w ygląda opowieść o A rturze, Lanselocie i Ginewrze. B ohater nie ma tu żad nych szans, osądzony je st krótko jako zabójca i uwodziciel; według
krytycznego um ysłu XVI wieku je st on nie bohaterem lecz krym i nalistą. F akt, że najsurow szym i krytykam i byli „poborcy“ czy refo r
18 Gautier Léon. Les Epopées Françaises, Paris 1892.
19 Jusserand J. J. Les Anglais au Moyen Age. La vie nomade et les routes
m atorzy religijni — m a swą symboliczną wymowę : przekształcające się po upadku feudalizmu społeczeństwo tw orzy w arstw y, które staw iając sobie nowe cele, zwalczają przeszkadzający im, niepotrzeb ny i nieżywotny tradycjonalizm . W raz z upadkiem dworów prowanc-
kich i ich teorii o uświęcającej mocy miłości, bezprawny rom ans staje się przestępstwem, w raz z nową w iarą w w artość człowieka, zgubie nie przeciwnika je st nie nowym listkiem laurowym do wieńca, lecz krokiem do więzienia. Romanse arturiańskie, najbardziej w ybujały k w iat twórczości feudalizmu, nie mogły być traktow ane obojętnie czy obiektywnie, stając się zawsze praw ie przedm iotem zachwytu lub nie nawiści, oburzenia lub uwielbienia. Renesans rom ansów nie uznawał, okresy racjonalizm u i klasycyzmu potępiały je, lecz Romantyzm i kierunki pokrewne w raz z w iarą w irracjonalizm w skrzesiły stare opowieści rycerskie. Nowe poglądy na miłość jako n a najwyższy m otor życia, jako na siłę nie objętą wolą człowieka, obudziły dawny entuzjazm dla przeżyć Lanselota czy tragedii T ristan a — pęd do niezwykłości, bujności, egzotyzmu, podniósł w artość niesam owitych przygód rycerskich, idealistyczne ujęcie życia opromieniło dawno wyblakłe dążenia. O dwracając się od w strętn ej im rzeczywistości, okresy indywidualizmu i irracjonalizm u zwracały się ku przeszłości, w któ rej szukały nie praw dy historycznej, lecz legendy, odpow iadają cej ich własnym marzeniom. W okresach tych opowieści artu riań sk ie dostaw ały się na piedestał, na którym nie były nigdy. Do tego niezwy kłego pietyzmu przyczyniało się coś jeszcze — oto, choć brzm i to p a radoksalnie, nieznajomość oryginałów i źródeł. Cervantes miał do rom ansów rycerskich żywe podejście człowieka, w którego biblio tece tasiemcowe dzieła epiki średniowiecznej w raz z ich b ujną proge- n itu rą stały na półkach, lecz dla rom antyków czy neorom antyków utw ory te były tylko szkieletem idei, k tó ry naginali do swoich poglą dów, były abstrakcyjnym obrazem dawnego rycerstw a, upiększo nego przez tradycję. Cervantes do romansów arturiańskich i ich póź niejszych replik podchodził rozsądnie i ze świetną znajomością, po sta w a B erenta była uczuciowa, filozoficzno-idealistyczna. B ohater C ervantesa brnie w realizmie, na którego tle jego pseudo-wzniosłe przygody są przezabawne, lecz bohaterzy Berenta to abstrakcje, w których nie m a miejsca na komizm. Przygody Don K ichota to przygody żywego człowieka, podczas gdy przeżycia bohaterów „Ży wych Kamieni“ to symboliczny wykład ideologii B erenta i jego filo zofii życiowej.
Ja k ona w ygląda?
Celem życia, jego isto tą je st „nie ustaw ać“, jak mówi autor, „w szukaniu szukaniem“. Osią całego istnienia je st więc, reasum u jąc, wieczny ruch, dynamizm, dążenie. Tę zasadę wygłasza Berent przez u sta goliarda czy przeora, jako imperatyw, którego zaniedba nie je st zagładą ducha, zezwierzęceniem człowieka. Czegóż jednak bohaterowie „Żywych Kamieni“ szukają? Do czego dążą? N a to B erent nie odpowiada, a raczej odpowiada w sensie negatywnym : cel właściwy poszukiwania nie istnieje, co więcej, nie je st ważny — isto tą bowiem szukania je st nie „znalezienie“, lecz ciągły ruch, ciągły niepokój, ciągłe hartow anie ducha. Wieczne szukanie je st celem sa
mym w sobie, dotarcie do celu jako pewne zakończenie wysiłku jest naw et szkodliwe, wprowadza bowiem moment zadowolenia, poczucie zwycięstwa i zaspokojenia: „Może to lepiej naw et będzie, jeśli nie do czekamy się ziszczenia K rólestw a Ducha, gdy wzamian zostanie nam d ą ż e n i e “ £0. Dążenie bowiem i tylko dążenie je st cechą ducha rewolucjonisty, niezadawalającego się radością przyziemną, nie związanego troskam i codziennymi, upajającego się pięknem „bez- korzystnym “, radością nie z tego świata.
Tego rodzaju specyficzna filozofia życiowa obca je st oczy wiście zupełnie postawie duchowej feudalizmu, n a którego gruncie w yrosły rom anse rycerskie; wyznawców berentowskiego credo mo żemy natom iast znaleźć w pokoleniu jemu współczesnym, pokoleniu, którego poeta najw ybitniejszy za ideał staw iał przed człowiekiem „Wesołego Pielgrzym a“ .
Jest w dali m iasto tajne, skryte w mgle, W wieńcu ogrodów w iecznej, złotej wiosny. Idę ku niem u przez mroki i dżdże,
A krok mój lekki i śpiew mój radosny. I posłyszała mej beztroski pieśń
Smutna, zmęczona trudem dróg niewiasta, Litością piersi jej wezbrała cieśń:
„Wstrzymaj się! nie ma tam żadnego m iasta“.
W ędrującego wesoło pielgrzym a uw aga t a nie tylko nie odstrasza, lecz naw et zachęca:
Gdyby to miasto kto znał, szedłbym -ż doń? Dążę doń przeto, że jest nieodkryte! Hej! i to m iasto nie jest moim celem! Każdy sam siebie ciągle jeno śni,
Przeżywa swoją w łasną baśń o sobie... Im piękniej złoci m i się cel m ych dni
Tym w iększym drogę swą urokiem zdobię 2l.
Zmęczonej „trudem dróg niewieście“ wesoły pielgrzym w y daje się zapewne kompletnym szaleńcem. Romantyczne szukanie rzeczy nie istniejącej m a swe janusowe oblicze — Don Kichot zn aj
duje Sanszo Pansę w każdej epoce. Filozofia wesołego pielgrzyma od b ita w trzeźwym zwierciadle „common sensu“ to popularna anegdota 0 wytwornym turyście siedzącym z wędką nad brzegiem jeziora. „Panoczku“ zwraca się do niego przechodzący chłop, „u nas nie ma nijakich ry b “. „Psia krew “ — gniewa się przyjezdny — „zepsuł mi całą przyjem ność“. „Żywe Kamienie“ a anegdota o rybaku to w prze rzuceniu w Średniowiecze — rom ans i fabliau, w yraz ducha rycerskie go i plebejskiego idealistycznego i m aterialistycznego, ab strakcji 1 rozsądku. N a takiej właśnie antytezie : epiki feudalnej i twórczości plebejskiej buduje B erent „Żywe Kamienie“. Jego „opowieść żongle r a “, jak widzieliśmy n a podstawie analizy szczegółowej, je st owocem niesłychanie solidnych badań naukowych, je st pełną zręczności kom pilacją, w której każdy najm niejszy naw et szczegół m a swe pełne uzasadnienie historyczne. Lecz in terp retacja „opowieści, reakcja słuchaczy-bohaterów Berenta, myśl podsunięta daw nej epice jest ob ca duchowi Średniowiecza. J e s t to in terp retacja arty sty Młodej Pol ski, k tó ry odległe i niezrozumiałe założenia rom ansów feudalnych sprowadza do popularnej w jego pokoleniu filozofii staffow skiej. Jego weseli pielgrzymi — waganci przeczuwają, że święta czara, porywa- w ająca ich do niezwykłych przygód, w ogóle nie istnieje, nie przesz kadza im to jednak dążyć do jej odnalezienia, w ierzą w Graala, bo
chcą, by był. Swe osobliwe credo życiowe ukazuje Berent „in figmen- tis rzeczy dalekich“ 22, przy pomocy przeciwstawienia romansów r y cerskich i fabliaux, ideologii Don Kichota i Sanszo Pansy.
21 S taff Leopold. Dzień Duszy, (1903). W -wa 1931, str. 139. 22 Ż. K., s. 426.
Filozofia tru b ad u ró w z ich „nieziszczalnym pragnieniem “ i „zdobywaniem“ poprzez cnotę i doskonałość, rom anse rycerskie z ich bohateram i-herosam i, w ydały się Berentowi najpełniejszym w yrazem jego poglądów, legenda o G raalu najidealniejszą ilustracją w łasnych idei, M onsalvat jedynym m iastem w artym poszukiwania. Święta czara, znajdująca się w zaklętym zamku, otoczona atm osferą tajemniczości, któ rej odnalezienie przynieść m a szczęście ludzkości, uznana zostaje przez B erenta za idealny symbol c e l u , do którego d ą ż e n i e stanow i istotę życia w szystkich szlachetnych. Odwra cając się od znienawidzonej „mieszczańskiej“ rzeczywistości, B erent szuka rozwiązania dla nowych treści we wskrzeszeniu przebrzm ia łych form. W jego transpozycji legenda rycerska staje się pięknym m item epoki minionej, wyznającej podobną religię życia nad m iarę ludzką i osiągalnych zamierzeń. Powieść Cervantesa, k tó ry według B erenta patrzy na rom anse rycerskie oczyma burżuja, obliczającego w szystko według „m a“ i „winien“ , w ydaje się Berentowi profanacją, zbezczeszczeniem świętości. W przeciwieństwie do k ary k atu ry „Don K ichota“, apoteoza epiki feudalnej w „Żywych Kamieniach“ to wy zwanie Cervantesa i jego zwolenników, to atak na realizm życia i jego wyznawców. W .m yśl zasady, że przeciwnika pokonać je st najlepiej w łasną bronią, B erent używa identycznego chwytu literackiego, k tó rym . posłużył się Cervantes, chwytu polegającego na plastycznym w ykazaniu wpływu czynnika idealistycznej powieści na życie. Lecz podczas gdy u C ervantesa wpływ ten je st rujnujący, u Berenta je st konstrukcyjny, podczas gdy bohater Cervantesa to szaleniec, boha terzy B erenta to jedyni ludzie mądrzy, podczas gdy naśladowanie rom ansów u C ervantesa je st niecelowym marnowaniem w artościo wych sił, u B erenta stanow i ono cnotę najwyższą. Cervantesa pro boszcz czy siostrzenica to ty p y zdrowe, n a których tle wyczyny Don K ichota są czystym wariactwem, w „Żywych Kamieniach“ wyśm ia ne je st właśnie rozsądne mieszczaństwo, a nierozsądni waganci pod niesieni do roli wybawicieli ludzkości. W ątkowi Don Kichota n a dana zostaje diam etralnie przeciwna treść ideowa — bezsens pisarza hiszpańskiego podniesiony zostaje do godności jedynego sensu w ży ciu, zło C ervantesa uznane je st za najwyższe dobro.
Innej myśli tow arzyszy inne je j podanie. Ujęcie B erenta je st raczej dram atyczne, Cervantesa epiczne; B erenta alegoryczne, Cer vantesa realistyczne: Don Kichot rozczytuje się w opowieściach ry cerskich latam i, nim w yruszy na swą aw anturniczą w yprawę; wa ganci, pod wpływem powieści żonglera, k tórej no ta bene nie słyszeli,
przeobrażają się jakby znienacka. Magia sztuki i rzeźby ukazana je st tu w działaniu piorunującym — opowieść żonglera, rom ans ry cerza, zbroje płatnerza w ytw arzają atm osferę podniecającą, łatwo zapalną. Rycerz w swej przygodzie miłosnej widzi odblask rom ansu Ginerwy i jej kochanka, rycerze w karczmie sta ją się w oczach wa- gantów Parsivalem i Lanselotem, opowieść o świętej czarze nabiera cech realnych, wrażliwe duchy w agantów i żaków z pełną zapału w iarą sta ją się nagle rzeczywistymi poszukiwaczami Gr a a la , k tó ry — nie istnieje, ta k samo jak nie istnieją inne cuda i czarodziejstwa, o których m arzy Don Kichot.
Lecz podczas gdy Cervantes neguje wobec tego w artość całej ideologii rycerskiej, Berent uznaje ją właśnie za jedynie słuszną, nie „żonka“ bowiem czy „bachory“, nie m ajątek n ad ają w artość życiu, lecz wieczne „dążenie“ : naw et nie znalazłszy G raała znaleźli się przecież waganci na Monsalvacie! Idealizm au to ra polskiego pod szyty je st więc nihilizmem, sceptycyzmem, dość niezwykłym w połą czeniu z apoteozą Średniowiecza, które było uosobieniem bezkrytycz nej wiary, ucieleśnieniem ideału w form y jak najbardziej realne. Więzy łączące jednak neorom antyka B erenta ze Średniowieczem nie polegają na podobieństwie takich czy innych przejawów życia, lecz na irracjonalnym ujęciu św iata, n a negacji m aterii. Naiwne Średniowie cze widziało piękno nie tego świata, lecz przyszłego w zmysłowym niebie katolickim ; subtelni i w yrafinow ani symboliści, pozbawieni dziecinnej naiwności przodków, dzielili z nimi niewiarę w ziemię, dodając do tego jeszcze to, czego nie mieli tam ci — niewiarę w niebo czy piekło.
Przy tym podwójnym sceptyzmie, dążenie do ideału, w którego osiągnięcie nie wierzyli również, wydawało się jedynym ratunkiem , jedyną w artością istnienia. Przedziwną czczość swego credo p o trafił ubrać B erent w barw y niezwykłej poezji, tym nie mniej ideał jego pozostaje — chwytaniem majaków, dążenie jego — bezmyślnym kręceniem się chochoła, k tó ry nie zna w artości czynu. Jeżeli „Żywe Kamienie“ były rzeczywiście rękaw icą rzuconą Don Kichotowi, k tó rego wielopłaszczyznowość potraktow ał B erent z trad y cy jn ą jedno- stronością, to trzeba przyznać, że z pojedynku tego pisarz hiszpań ski wyszedł bez szwanku.
III. NEOROMANTYCZNA STYLIZACJA OBRAZU HISTORYCZNEGO W „ŻYWYCH KAMIENIACH“
( P r z e k s z t a ł c e n i e r z e c z y w i s t o ś c i h i s t o r y c z n e j ) W yciągając wniosek z rozdziałów poprzednich, usiłujących zanalizować możliwie dokładnie mechanizm twórczy „Żywych Kamie n i“ i ich elementy historyczne, należałoby konsekwentnie stwierdzić, iż powieść B erenta je st utworem mocno ugruntow anym na wiedzy, opartym na studiach rzetelnych, a naw et zadziwiająco solidnych, utworem, k tó ry w sposób świetny artystycznie, a w ierny historycz nie wskrzesił obraz średniowiecznego św iata w całej jego złożoności : szczegóły ch arak terystyk i poszczególnych postaci m ają swe potw ier dzenie w prototypach bohaterów, problem atyka je st starannie prze m yślana, budowa całych nieraz epizodów o p a rta na dawnych wzo rach — au to r wyraźnie unika wszelkiej dowolności, odrzuca s ta ra n nie to, co nie m a potwierdzenia w nauce, a jego dzieło, pozbawione wątków charakterystycznych dla przeciętnych romansów w stylu. W altera Scotta, s ta ra się być w każdym drobiazgu kw intesencją te j wiedzy, k tó rą B erent o Średniowieczu posiadał. Ciężka, czasem niezrozumiała powieść, przy analizie dokładniejszej, ukazuje boga ctwo historycznej praw dy, u k ry tej początkowo w tru d n ej formie utw oru, k tó ry rezygnując z wszelkiego dydaktyzm u mogącego go uprzystępnić ukazuje się w postaci doskonałej artystycznie, lecz treściowo hermetycznie zam kniętej przed czytelnikiem, nie zorien
towanym w opisywanej epoce. Odszyfrowanie „Żywych Kamieni“ wychodzi im na dobre, rzekoma niejasność nabiera głębi, sam zaś utw ór, k tôrÿ pozornie można by uznać za im presyjne studium przesz łości, okazuje się w istocie poważną pozycją naukową.
Stw ierdzając lojalnie wszystkie zalety „Żywych Kamieni“ jako powieści historycznej, nie można jednak nie zauważyć, iż obraz u k a zany je st zdeformowany i wystylizowany w pewien konsekw entny
i jednolity sposób, zarówno w rysach drobnych, jak i zasadniczych, zarówno w odmalowaniu postaci głównych, jak i epizodycznych. W rozdziałach poprzednich nasuwało się niejednokrotnie porówna
nie metody B erenta do metody mozaiki, budującej obraz nowy z fra g mentów realnych i zachowanych z przeszłości. Odwołując się raz jesz cze do tego porów nania można by dodać, że jeśli „Żywe Kamienie“ są ta k ą mozaiką, to jednak mozaiką, k tó ra po rozrzuceniu w czasach odległych, odtworzona została z tych samych elementów, w sposób
konsekwentnie odmienny — grubiański, surowy i prym ityw ny wzór oryginału układa się obecnie w wizję eteryczno-odmaterializowaną, w obraz subtelniejszy, przerafinowany, przepełniony zagadnieniami i elementami, których prototyp nie znał. Niezaprzeczona brutalność i prostota Średniowiecza, zaw ierająca w sobie urok szczerości cha rakterystyczny dla każdego prymitywu, zatuszowane zo stają przez Berenta, k tó ry opisywanej epoce nadaje k ształty w yrafinow anej elegancji. „Wolę tw ój pocałunek od pieczonych, tłusty ch gołąb ków “ — mówi średniowieczny kochanek swej ukochanej, a komple m ent ten, dla nas zupełnie niestraw ny, charakteryzuje jednak dobrze epokę,w k tó rej surowość obyczajów rywalizowała z surowością po jęć i stylu. W zestawieniu z powyższym wyznaniem miłosnym „dwor s k i“ Lanselot w stosunku do panujących stosunków je st już w yraźną idealizacją, jakże jednak słabą w porównaniu z p arafraz ą Berenta. N a tle Ginewry z „opowieści żonglera“ , postaci u tk an ej z włókien ta k delikatnych, iż prawie niem aterialnych, Ginewra rom ansu trz y
nastowiecznego w ydaje się niemal dziewką:
Była ona duża, prosta i pięknie zbudowana, nie gruba, ani chuda, lecz w sam raz, a jej piersi dobrze rozmieszczone, drobne i jędrne, w znosiły suknię niby dwa twarde jabłka. Jej talia była wąska, biodra rozłożyste, by lepiej znosić zabawy łoża... Ciało m iała św ieższe niż syrena czy wróżka, delikatniejsze niż k w iaty w maju, bielsze niż padający śnieg, a wargi purpurowe jak róża, m ięsiste, by móc lepiej całować.
„ jednym słowem“, konkluduje dość niespodziewanie autor, miała ona wygląd anioła, k tó ry zszedł na ziemię 23. Tego rodzaju średnio wieczny anioł je st jednak pełen zmysłowości i mocno zm aterializo w any w porównaniu z Ginewrą berentowską, k tó ra je st przecież tylko — kobietą.
P rzekształcając i w ysubtelniając fragm enty „opowieści żon g lera“, B erent przekształca również i jego ideę naczelną, k tó rą je st w ątek G raala. Podczas gdy Średniowiecze, ze sw ą w iarą dziecka szukającego zakopanych skarbów, rozumiało całą „aventure“ bądź à la lettre, jako poszukiwanie zaginionej czary m ającej przynieść wyzwolenie od zła, bądź alegorycznie, jako pełną przygód wędrówkę poprzez życie ku zbawieniu — Berent, odejm ując legendzie zarówno
23 Boulenger Jacques. Les romans de la Table Ronde, nouvellement
je j cechy bajeczne ja k i chrześcijańskie, przerzuca ją w sferę psycho logii, nadając jej c h arak ter pospolitego w okresie Młodej Polski sym bolu wiecznej tęsknoty duszy ludzkiej do niedoścignionego ideału i podstaw iając pod obieżyświatów średniowiecznych „wesołych piel grzym ów “ staffow skich.
Podniesiona na k oturny legenda ma konsekwentnie stojących na koturnach słuchaczy i twórców. Liryk średniowieczny, goliard, przeobraża się w skutek tego w delikatną, wrażliwą i nerwową postać arty sty , świadomego twórcy. Dawny poeta, wyżeracz, błazen możnych i n atrętn y żebrak, taki, jakim go znamy ze starych doku mentów, znika bez śladu, zastąpiony przez „wieszcza“ . W jego po staci sam otnie kroczącej uliczkami m iasta, w jego dumnym odosob nieniu, w jego sylwecie, okrytej opończą i kapturem , pobrzmiewa echo legendy rom antycznej, k tó ra staw iała arty stę na wyżynach boskości i kreow ała go na kapłana. Towarzysze goliarda, waganci, to nie g ru p a włóczęgów, "wyłudzających co się da i gdzie się da, lecz praw dziw y „zakon“ pielgrzymów, którym przyświeca p arafraz a „spowiedzi“ Archipoety, w ujęciu S taffa:
Płyną klucze wędrowne! z nim i droga nasza! Poco nam drogowskazów, poco innych znaków? Dobre południe, ptaki! Tam w dal nas zaprasza, Beztroska, dar radosny, włóczęgów i p tak ów ...21.
Radość życia, wyswobodzenie się z krępujących więzów posia dania, będące modą i konwenansem neoromantyzmu, zastępują dawny
ideał „Bone Vie“ , do którego żonglerzy średniowieczni, dążyli bez skrupułów. Ideał ten był prosty i łatwo dostępny dla każdego, kto miał pełną sakiewkę! Golin Muset, pełen wdzięku poeta francuski X III wieku, typowy w agant, charakteryzuje go mówiąc, iż marzeniem jego życia je st pić wino, jeść mięso, siedzieć na łące i całować się z blondynką 25. Lasy i gaje śniące się tem u wybrańcowi Muz pełne są pieczonego ptactw a i dobranego, a niegrzeszącego pruderią tow a rzystw a. Ton identyczny pobrzmiewa z k a rt rękopisów goliardzkich, pełnych zmysłowości, zadowolenia z każdej zdobytej szaty, każdego dobrego obiadu, z wierszy, w których echem odbija się tw ard a walka o byt. Gołiardzi średniowieczni dopominają się natarczyw ie o każdy datek i używ ają wszelkich sposobów, by go zdobyć. Metody ich są
24 Staff Leopold. Dzień Duszy (1903). W -wa 1931, str. 157. 25 Bédier Joseph. Les chansons de Colin Muset. Paris 1912.
niewybredne, nie przebierające w środkach : jeden z poetów proponuje Arnouldowi II, że zrobi z niego bohatera w popularnej Chanson d’Antioche, pod w arunkiem otrzym ania za to szkarłatnych sp o d n i2e. Mężny książę miał jakoby odrzucić propozycję z niesmakiem, ta k t więc i poczucie w łasnej godności przypisuje trad y cja raczej ryce rzowi niż poecie, k tó ry szedł na wszelki kompromis dla zysku, naw et
drobnego. Jego twórczość m iała jeden tylko cel przed sobą: dobry obiad, nowe ubranie, szczytem już wydawał się własny koń, czy trw a ła łaska możnych, gdzieś, w m arzeniach najśmielszych, świtał własny zamek. Wbrew temu, co o średniowiecznym poecie Berent niewątpli wie wiedział, jego gęślarz „nie groszom się kłania“ 2?, a jego goliard przeobraża się w twórcę samodzielnego, o naturze niesłychanie w raż liwej, w neurastenika, przeżywającego samotnie gorzkie problemy w artości fikcji, życia i miłości. Jego sylw eta pasuje bardziej do zadymionego, przepełnionego długowłosymi „café ch antant’u “ z po czątku XX wieku, niż do średniowiecznej gospody waganckiej.
Narzucona na ram iona goliarda opończa poety młodopolskiego je st jeszcze w yrazistsza w pierwszym ujęciu powieści, któ ra ukazała się w poznańskim „Zdroju“. Analiza twórczości i fikcji, rozbieżność między życiem i literatu rą, niemoc poetów, przybierają tam k ształt aluzji tak „anachronicznych“, iż sam autor skreślił je w wydaniu książkowym. „Rzecz nasza w duszy się kończy, w życie nikogo nie powiedzie sam a“ 28, oto jedna z typowych uwag goliarda skasow ana w wydaniu powieści. Mimo skreślenia najostrzejszych rysów mło dopolskich, mimo stara n n e j podbudowy naukowej, mimo m nóstw a
zaczerpniętych z przeszłości szczegółów charakterystyki zestawio nych syntetycznie, berentowski goliard nie je st historycznie praw dziwy i tra fn y — pogodzić go można ostatecznie z dumnym „Archi-
poetą“, zawodzi jednak zupełnie jako typ. B rak mu rysów pro stac kich i tryw ialnych, brak mu naiwnego zachwytu dla życia i jego przyjemności; ukazany w oderw aniu od stosunków społecznych i ekonomicznych, któ re go -wytworzyły — je st nieprzekonywający, więcej naw et — je st historycznie niezrozumiały. Jego p o rtret je st ta k niepełny, ja k niepełna je st słynna „Spowiedź“, najbardziej zna ny utw ór twórczości waganckiej, przytoczony w „Żywych Kamie
26 Gautier Léon. Les epopees francaisses. Paris 1865, t. I, s. 380. 27 Ż. K., s. 15.
28 Zdrój, Dwutygodnik poświęcony sztuce i kulturze umysłowej. Poznań 1917—1918. T. 1, s. 141.