• Nie Znaleziono Wyników

Ze studiów nad "Żywymi kamieniami"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ze studiów nad "Żywymi kamieniami""

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Jadwiga Ficowska

Ze studiów nad "Żywymi

kamieniami"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 40, 170-201

(2)

I. „TRUBADURSKI TON"

„Ta jest powieść o duszach tułaczych i ducha człeczego wiecznym n ie­ pokoju i n f i g m e n t i s rzeczy dalekich wam tu w iernie opowiedziana! A i w czwórton, jaki gęśle podały: — w trubadurski, żonglerów goliardowy m niszy ton...“ 2.

Tak oto brzmi wyznanie nieskorego do zwierzeń Berenta, który w „posłowiu“ daje jakby kom entarz historyczny do swej powieści. Podane przez au to ra pierw iastki, wchodzące w skład jego dzieła, nie budzą n a ogół zastrzeżeń: goliard je st właściwym bohaterem po­ wieści, mnisi i żonglerzy g ra ją w niej pierwsze role, co jednak znaczy „ton tru b ad u rsk i“, zajm ujący w czwórtonie honorowe pierwsze miej­

sce, skoro trubadurzy w „Żywych Kamieniach“ się nie ukazują i ze względów chronologicznych ukazać się nie mogli, a n a k artach po­ wieści m amy o nich i ich twórczości drobne zaledwie wzmianki. W ąt­ pliwość stanie się zrozumiała, gdy przypomnimy scenę, poprzedza­ jącą opowieść o Lanselocie, w której żongler wobec natłoczonej, da­ mami przeważnie, sali proponuje różne tem aty. Odpowiedzi słucha­ czek nie słyszymy wprawdzie, muszą one jednak być dość jedno­ znaczne, gdyż znudzony a rty sta mówi: „zawsze wam tylko w tr u ­ badurskie tony, zawsze wam tylko o błędnych rycerzach“ ;t, po czym, posłusznie rozpoczyna opowieść o Lanselocie i Ginewrze. A skoro Berent utożsam ia rom ans ten z twórczością trubadurów , wówczas zrozumiałe się staje wyróżnienie ich „tonu“ , opowieść bowiem ry ­ cerska je st nie tylko bardzo dużym epizodem, lecz również punktem wyjściowym akcji i idei powieści. Skąd jednak ta k dziwne stanowi­ sko, czyniące z rom ansu o pochodzeniu bretońsko-celtyckim produkt twórczości poetów południowych?

1 Wyjątki z zakończonej w 1948 r. pracy o Ż y w y c h Kamieniach Berenta. 2 Ż. K. = Ż y w e kamienie, Warszawa, „Biblioteka Polska“, 1922.

(3)

Ton tru b ad u rsk i bowiem, to ton literatu ry prowanckiej, rozwi­ ja jące j się w XII i ХП1 wieku we F ran cji południowej. Wobec słabego

na ogół zainteresow ania Średniowieczem, trubadurzy mieli szczęście niezwykłe: podczas gdy w yraz „goliard“ czy „żongler“ są jedynie pustym i dźwiękami, pojęcie „tru b ad u r“ kojarzy się w umyśle każdego praw ie z nocą księżycową, słowikiem, mandoliną, i oczywiście ro ­

mantycznie upozowaną p arą kochanków. Użycie jednak w yrazu „kochanek“ , k tó ry w epoce naszej m a ściśle skonkretyzow ane i nie­ dwuznaczne znaczenie, w zastosowaniu do trubadurów wydaje się jak b y świętokradztw em — z wierszy, które po poetach prowanckich zostały, (i któ re są jedynym praw ie źródłem naszej o nich wiedzy) wiemy, że miłość była dla nich raczej sposobem doskonalenia się niż przeżycia, raczej sposobem zdobywania cnoty niż jej „tracenia“ . Średniowieczny tru b a d u r posuwał się najwyżej do pocałunku, nigdy niczego więcej nie.żądał, o niczym więcej nie marzył, zdawałoby się, że się nie domyślał nawet, że można zajść dalej. Na tle ogólnej swo­ body obyczajów, krańcow ej bezceremonialności i wulgarnego słow­ nika — tru badurzy są unikatem. Kim oni byli ? Sama nazwa nie kryje w sobie niczego niespodziewanego — je st to po prostu południowo- francuski odpowiednik północno-francuskiego trouvera, czyli „poe­ t y “ . W yrafinowana, delikatna i wysubtelniona aż do przesady poezja prow ancka nie je st oczywiście poezją studencką, ani tym bardziej duchowną czy ludową — ma ona na sobie w ybitne piętno dworu. T rubadur je st to więc poeta nadworny; rodzaj poetycki, który u p ra­ w ia — to praw ie zawsze liryka miłosna; ukochana, do której się zw raca — to pełna zalet dam a wysokiego urodzenia. Jeśli chodzi o form ę liryków, to odznaczają się one niezwykłą kunsztownością, polegającą n a wypracowanej strofie i skomplikowanym w yrażaniu się. „Trobar olus“ — styl ciemny, to to czym tru b ad u r się chlubi i do czego przeważnie dąży twierdząc, że wzniosła myśl musi być ubraną w niecodzienną formę. Stylistyczna przesada i zawiłość doprowadziły wprawdzie do reak cji w łonie samych trubadurów (jeden z poetów oświadcza, że ideałem jego je st być zrozumiałym naw et przez jego małego w nuczka), lecz specjalna dbałość o form ę pozostaje zawsze — tru b ad u r nalega, by wykonawcy nic w jego utw orach nie zmieniali, dumny je st ze swych stro f, chlubi się przed innym i potoczystością wiersza, a w yrazy affiner i polir to te, których używa najczęściej dla określenia swego poetyckiego trudu!

Za piękną form ą ukryw a się równie piękna, wykończona i wy­ cyzelowana treść. Lecz ta k jak form a je st wypolerowana, wypraco­

(4)

w ana i odbarwiona z wszystkiego co nagłe, natchnione, ta k samo miłość trubadurów je st pozbawiona wszelkiej zmysłowości i nam ięt­ ności. Po m artw ej inwokacji do pięknej przyrody, do śpiewu słowika, do kw iatu czy wiosny, tru b ad u r zaczyna mówić o pięknie swej damy, k tó ra łączy cnoty duszy i ciała w sposób niezwykle zrównoważony. D am a musi mieć więc prosty nos i czoło pięknie sklepione i oczy lazurowe i białą cerę — a tem u wszystkiem u tow arzyszy zawsze szlachetność, dowcip, mądrość, obyczajność i szczodrość. P rzy k tó ­ rym ś z kolei liryku zaczynamy dochodzić w prost do wniosku, że to cechy nieodłączne, że piękny nos iść musi autom atycznie w p a­ rze ze szlachetnością duszy, biała cera z dobrocią, łabędzia szyja z powściągliwością. U stylizowana n a anioła piękna dam a wznieca, rzecz zrozumiała, miłość w sercu tru b ad u ra, lecz je st to uczucie „anielskie“ i zupełnie specjalne. Polega ono na wiecznej tęsknocie, na dążeniu do niedoścignionego ideału, na ciągłym doskonaleniu się. „Człowiek, k tó ry nie kocha, je st człowiekiem bez w artości“, tw ierdzą trubadurzy, stw arzający ową specjalną etykę, w k tó rej miłość je st cnotą bezwzględną, z k tó rej wywodzą się w szystkie inne. W tego rodzaju stosunku idealnym nie m a wiele miejsca n a nam iętność — tru b ad u r widzi fizyczne piękno ukochanej, lecz je st ono dla niego tylko odbiciem pięknej duszy, sam zadowala się byle czym, uśmiechem ukochanej, jej spojrzeniem, niteczką z jej płaszcza. A gdy naw et to nie je st mu dane, gdy piękna dam a okazuje niełaskę, pogardę i su­

rowość, niezrażony a w iem y tru b ad u r kocha ją ty m bardziej, tym bardziej s ta ra się być przyjęty w poczet je j sług — gdy wreszcie dopnie tego, gdy dam a przyjm ie jego względy, przyjaźń zostaje przy­ pieczętowana symbolicznym pocałunkiem i... „rom ans“ się kończy. Poezja trubadurów doczekała się licznych opracowań stylis­ tycznych, filozoficznych, m oralistycznych itd. Uznano ją za skoja­ rzenie obyczajów rycerskich z platonizmem, za w ykwit szczytowy ku ltu ry średniowiecznej, a autorów jej otoczono pięknymi legenda­ mi, czyniąc ich godnymi tw órcam i ta k „idealistycznej“ poezji. Oto­ czeni nimbem niezwykłości i poetyczności, trubadurzy w nieubłaga­ nym świetle nowszych badań nimb ten jednak gwałtownie tra c ą okazując się zwykłymi ludźmi, pełnymi wad i to wad zakrojonych na m ałą skalę. P rzy czytaniu nowszych życiorysów poetów prowanc- kich, przypomina się mimo woli znana piosenka m urzyńska, k tó ra w kolejnych zw rotkach przytacza różne legendy, a k tó rej refren brzm i niezmiennie: „But it m ustn’t be necessary tru e “ — lecz to nie­ koniecznie musi być prawda.

(5)

A więc:

P e i r e V i d a l — szalejąc z miłości dla pięknej pani, zwanej Loba (wilczyca) popełniał najdziksze czyny. Raz np. zakradł się do niej w skórze w ilka i omal że nie został rozszarpany przez psy poszczute n a niego przez pasterzy.

B ut it m u stn ’t be necessary tru e!

(w rzeczywistości cała przygoda tru bad u ra, zarówno jak i inne jego wyczyny, to tylko dosłowna in terp retacja różnych jego pomysłów

poetyckich \

J a u f f r e R u d e l — kochał wizję pięknej księżniczki sy­ ry jskiej, o k tó rej opowiadali mu pielgrzymi. Chcąc ucieleśnić m arze­ nie w ybrał się do odległej krainy, lecz powalony chorobą zdążył tylko raz spojrzeć na ukochaną i umrzeć w je j ramionacah.

B ut it m u stn’t be necessary tru e !

(Żadnej księżniczki syryjskiej nie było, a Rudel zmarł podczas wy­ praw y krzyżowej) 5.

B a r b a s a n V i c o n — syn palacza nadwornego, dzięki t a ­ lentowi niezwykłemu doszedł do honorów i nieprzeciętnej sławy.

B ut in m ustn ’t be necessary true!

(W rzeczywistości zaw rotna k arie ra tru b ad u ra to znów fałszywa in terp re ta cja ironicznych słów ryw ala, k tó ry podejrzewa, że Vicon m iał chyba ojca palacza, skądże bowiem inaczej tyle żaru zaw iera­

łaby jego poezja) e.

Mimo drobnych prób sprowadzania poszczególnych poetów prowanckich do właściwych rozmiarów, głosów sceptycyzmu w stosunku do całej grupy n a ogół nie ma. N aw et F rancu­ zi, odważni Francuzi, którzy pierwsi ośmielali się podważać auto­ ry te t papieża, a monarchom ścinali głowy, na trubadurów patrzą z dużym szacunkiem, a najpopularniejszy współczesny znawca Średniowiecza, Gustave Cohen, twierdzi, że przez wprowadzenie do poezji m otyw u dążenia do niedoścignionego i przez swe filozoficzne ujęcie miłości tru b ad u rzy przynieśb'. zaszczyt kulturze swego k raju 1. A zatem legenda trw a — podważono setki poglądów, skonfrontowano

4 Stroński St. Trubadurzy w legendzie i w rzeczywistości. Odbitka ze

Sfinksa, bez roku w ydania.

5 Paris Gaston, Mélanges de littérature française du Moyen-Age. Paris 1912. Rozdział: Jauffre Rudel, str. 498—538.

6 Stroński. Op. cit.

7 Cohen Gustave: Chretien de Troyes et son oeuvre. Paris 1931. Rozdział: Cligès, un anti-Tristan.

(6)

z praw dą dziesiątki tradycyj, odbrązowiono całą galerię osobistości, tylko odlegli tru badurzy tkw ią niezmiennie n a piedestale miłości szczerej i czystej, na wyżynie wzniosłego idealizmu. A jednak zda- ,vałoby się, że strącenie ich stam tąd w niziny banału i nawet utylita- cyzmu nie byłoby zadaniem zbyt trudnym , że sama ich twórczość świadczy często przeciw nim, czy naw et przeciw sobie sam ej I Mimo pozorów szczerości, fałsz i poza zdają się królować w niej wszech­ władnie, co podkreśla sam a form a utw orów : stała inwokacja do przy­ rody, p o rtret damy, piękności o cechach anioła, westchnienia poety, jego wynurzenia, zawsze podobne, jego żale, stale takie same, jego radości, omal że nie identyczne! Przeraźliw y banał, wiejący z całej twórczości, urozmaicony je st jedynie drobnymi zmianami: a więc wyznania są czasem dialogiem, czasem spowiedzią, czasem skierow a­ ne są do ukochanej, czasem konfidentem jest słowik. Nie ma w te j poezji prądów gwałtownych, wirów czy głębin, na jednolitej po­ wierzchni kryjącej prawdę, ukazują się jedynie drobne fale, naw et nie fale, zmarszczki zaledwie; co więcej — poezja trubadurów k ry ­ je w sobie niespodzianki , trudne do zrozumienia. I tak, zwolennicy idealistycznej platońskiej in terpretacji twórczości trubadurów , dzie­ ląc całą poezję na poszczególne rodzaje, wśród chansons, ballades, pastourelles itd. w ym ieniają również bez zdziwienia, jako gałąź spe­ cjalną i „albę“ ! „Alba“ — jutrzenka, rodzaj parokrotnie spotyka­ ny, to ran n a modlitwa kogoś, kto czuwa nad bezpieczeństwem swego przyjaciela, spędzającego noc z ukochaną. Modlitwa ta , a r a ­ czej pieśń czy hymn, to sk arga do słońca, które przeryw a sam n a sam kochankom i zarazem dziękczynienie do Boga, k tó ry pozwolił na spokojne spędzenie nocy. Mimo bogobojnej nuty i wprowadzenia opatrzności, trudno przypuścić, aby kochanków łączyło czysto ideal­ ne uczucie, aby aż nocy całej im trzeba było na jeden pocałunek, jedyny dozwolony znak łaskawości pani dla jej wielbiciela!

Takim drugim dziwnym rodzajem je st obok „alby“ „pastou­ relle“ — dialog poety z pasterką. Często zawiera on w sobie wiele sztuczności, gdyż pasterka średniowieczna ma nieraz sposób bycia wykwintnej damy, zdarza się jednak, że „chłopskość“ jej je st spe­ cjalnie podkreślona — i w tedy oto okazuje się, że poeta w stosunku do prostaczki m a w ym agania inne, zupełnie normalne, dalekie od „idealizmu“, k tó ry zachowuje tylko na znajomość z paniami dwor­ skimi 8. Do komunału dochodzi więc coś na k ształt obłudy. Ta obłuda

8 Jeanroy Alfred: Les origines de la poésie lirique en France. Paris 1925, 3 wyd. Rozdział: La pastourelle.

(7)

zresztą je st często źle zamaskowana, czy naw et w prost odrzucona. A rn au t de M areuil zapomina w ogóle o cnotach damy, opisując w barw nych słowach jej piękność, k tó ra doprowadza go do ekstazy, do rozmodlenia. To, co go w ten stan wprowadza, to wyłącznie w a­ lory cielesne damy, jej stronie duchowej nie poświęca autor ani sło­ wa. Lecz naw et i w poezji stereotypowej wśród „dobra“ i „piękna“ , „wzlotów“ i „cnót“, „anielskości“ i „nieśmiałości“, przew ijają się raz po raz również i takie w yrażenia jak „jaloux“ , „m édisant“ , „ruse“ . Zazdrośnik to oczywiście mąż, którego należy się strzec, m édisant to złe języki, co w szystko powtórzą i w ygadają, ruse to przebiegłość, k tó rą trzeb a rozwinąć, aby uchronić się od nieszczęścia. Bardzo typo­ we są rady, których udziela anonimowy „seigneur“ trubadurow i Borneuil :

Seigneur, quel conseil me donnez vous? Un bon conseil et courtois.

Dites!

Va vite devant elle et démande lui son amour. Et si elle le prend mal?

N e t ’en préoccupe pas!

Et si elle m e fait quelque m échante réponse?

Supporte le, à la patience appartien toujours la victoire. Et si le jaloux s ’en aperçoit?

A lors vous agirez avec plus de ruse ®.

N a tle miłości dalekiej, idealnej i wysublimowanej podobnie raj- fu rsk ie ra d y to jakby zgrzyty po szkle, cienie padające na zmysłowość trubadurów . Lecz to, co w ydaje się zgrzytem dla czytelnika, naszpi­ kowanego idealistyczną teorią poezji prowanckiej, nie razi specjalnie, mimo pozorów, w całokształcie literatu ry trubadurów , do któ rej przecież zalicza się również i tr a k ta t „De A rte Honeste Amandi“ A ndrzeja K apelana, figury niezupełnie jasno jeszcze osadzonej w czasie i przestrzeni. T ra k ta t ten, stosunkowo niedawno odnalezio­ ny, a pow stały w kręgu wpływów opiekunki poetów prowanckich — M arii Szam pańskiej, przynosi rewelacje nielada. Czym je st miłość, jakie są jej cele i sposoby, oto zagadnienia, które interesują uczonego księdza-scholastyka; zagadnienia o charakterze p ar excellence pro- wanckim nie budzą żadnych zastrzeżeń, zadziwiające je st jednak roz­ wiązanie dawane przez autora. „Kto jest zdolny do miłości“ — za­

(8)

stanaw ia się on np. Spodziewamy się, znając poezję trubadurów i opinię o niej, że zapewne ten, kto p o trafi wznieść się na wyżyny cnoty, kogo serce zdolne je st do świętych uczuć. Lecz odpowiedź uczonego kapelana brzm i w sposób oszałam iająco odmienny: „do miłości zdolny je st“ — stw ierdza on sucho — „każdy, kto młody i nie chory“. „Jakie są granice miłości?“ „W miłości posunąć się można do uścisków“ — brzmi odpowiedź — „z tego bowiem żadna krzyw da wypłynąć nie może“. Tu kapelan nie w ykracza wprawdzie daleko poza przy jętą przez tru b ad u ró w granicę, lecz znów ton wypowiedzi je st niezadowalający: a u to r nie definiuje wprawdzie ja k ą „krzywdę“ m a na myśli, nie można się jednak oprzeć niemiłemu wrażeniu, że w raz z rozwojem środków eugeniki, granica, uznana za nieszkodliwą, przesuwałaby się coraz dalej. Wreszcie, staw iając kropkę nad i, k a­ pelan Andrzej definiuje sam ą miłość: je st to według niego „pełne

namiętności pożądanie tajem nych uścisków“ ! 10.

Trudno chyba o w iększą przepaść w traktow aniu tych samych zagadnień, niż ta, k tó ra istnieje między współczesną in terp retacją poezji trubadurów , a uzupełniającą ją prozą, w yrosłą w ty m sam ym kręgu dworów prowanckich. Praw dy, siłą rzeczy, chce się szukać raczej w poważnym trak tacie łacińskim, niż w wynurzeniach lirycz­ nych, skonfrontow anie zaś lite ra tu ry z historią zdaje się także prze­ mawiać na korzyść K apelana Andrzeja, którego reguły w iernie od­ bijają atm osferę dworów południowych z całą ich zmysłowością, pozbawioną podkładu uczuciowego, atm osferą skandalu, zdrady m ał­ żeńskiej i ureglam entowanego cudzołóstwa. Skąd na takim tle mogła powstać poezja trubadurów , poezja idealistyczna? — oto pierwsze nasuw ające się pytanie u .

Krytyczne spojrzenie na sam ą poezję zdaje się odsłaniać w niej sporą dozę fałszu i nieszczerości, przy czym zastanaw iającym faktem je st ilość trubadurów , kochanków-filozofów. Można się głowić, jeśli kto m a ochotę, nad tym , ja k i był stosunek Dantego do Beatrycze; D ante był bowiem osobistością niezwykłą i niezwykłe też m usiały być jego uczucia, czyż jednak można się spodziewać, aby około 400 trubadurów przedstawiało tę sam ą nieprzeciętną konstrukcję psy- chiczno-fizyczną, by aż 400 poetów żyjących na przestrzeni 2 wieków

10 Paris Gaston: Mélanges de littérature française du Moyen Age. Paris 1912, str. 473—497.

11 Porębowicz Edward: S tudia do dziejó w literatury średniowiecznej. Lw ów 1904, część I: Teoria średniowiecznej miłości dworskiej.

(9)

pozbawionych było gorącej krwi, a gorzało jedynie chęcią moralnego doskonalenia się, i to nie gdzie indziej, ja k w słynnej z tem peram entu F ran cji południowej? To w szystko je s t już nieprawdopodobne, nie­ prawdopodobne w prost fizycznie — i nieprawdopodobne psychicznie w zestaw ieniu z sylw etkam i autorów . Z mało znanych ich biografii wiemy tylko, że nie byli oni ani filozofami, ani reform atoram i oby­ czajów, że odznaczali się chciwością, zawiścią, plotkarstw em , że d a­ leko im było do „m esure“ i „discrétion“ , cnót staw ianych za nie­ odzowne dla człowieka „doskonałego“ . Cóż z platonizmem, z subtelną

filozofią miłości, z ideałem życia odcieleśnionego i zapatrzonego w niedościgłą piękność mieć mogli wspólnego ci dworacy, czepiający się od dzieciństwa pańskiej klam ki i m yślący jedynie o karierze. Jeśli coś nimi kierowało, a kierowało niewątpliwe, skoro wszyscy śpiewali na jedną i tę sam ą nutę, to m usiała to być niezawodnie m o- d a, stw orzona przez środowisko, w któ ry m żyli, tworzyli i z a r a ­

b i a l i . Lecz wiemy, że środowisko trubadurów nie odznaczało się filozoficznym ujmowaniem życia — czerpało pełną ręk ą z doczesnych radości, a atm osferę jego charakteryzow ałyby lepiej „Żywoty pań swowolnych“ niż platońska „Uczta“. Skąd więc ta k a poezja w takim środowisku ?

W dziwnym labiryncie sprzeczności i niekonsekwencji na tro p może naprowadzić to jedynie, co — jak mówi groteskowy już dzisiaj am ator-detektyw , Sherlock Holmes — uderza swą niezwykłością. A takim szczegółem niezwykłym, zastanaw iającym i zadziwiającym je st to, że ukochana tru badura, anioł, uosobienie czystości, ideał n a j­ wyższy i nieosiągalny, je st zawsze m ężatką! Dziewicy tru b ad u r nie uznaje, panna może dla niego nie istnieć! Jeżeli kobieta jak a przyciąga jego uwagę, to musi mieć ona przy sobie nieodłącznie „jaloux“ czyli... męża. Specyficzne upodobania trubadurów można tłumaczyć jak ąś perw ersyjną niechęcią, odrazą w prost do dziewictwa! Lecz ta k mau- riacowskie uczucia, takie zboczenia seksualne w ydają się mało p raw ­ dopodobne — ten, kto zadowala się niteczką z płaszcza, nie może być chyba aż ta k perw ersyjny, cóż dopiero gdy chodzi nie o jakiś indywi­ dualny i odosobniony wypadek lecz o setki. Teoria o podłożu erotycz­ nym musi upaść, rozwiązania szukać należy już raczej w stosunkach socjalnych. W nieobecności męża żona spraw ow ała rządy, była su- werenem, daw ała dowody bohaterstw a, z n ią się liczono, ona rep re­ zentowała władzę — stąd uwielbienie trubadurów dla kobiety m ę­ żatki. Taka oto je st teoria ogólnie przyjęta, teoria niejako obiegowa, ma ona w sobie coś z praw dy i coś z fałszu, w każdym razie coś nie­

(10)

skończonego, nieprzekonywającego. W ydaje się, że choć idziemy w do­ brym kierunku, to jednak przedzieram y się przez las, podczas, gdy wygodna ścieżka biegnie tuż obok. Teoria m ężatki-bohaterki, kobiety- wodza, m a w sobie znów jakąś wzniosłość, u b ran a je st w koturny, stale towarzyszące każdemu ujęciu literatu ry prow anckiej. Zasuge­ row ani legendą snujem y ją dalej! Spojrzyjm y jednak n a panujące

stosunki nie od stro ny poezji, lecz życia. Kim byli tru b ad u rzy ? mało wartościowymi dworakami, w wiecznej pogoni za pieniędzmi i k arie­ r ą — ich talen t był wyłącznym narzędziem zdobycia jednego i d ru ­ giego, w tym więc kierunku musieli go rozwijać, do tego musieli go dostosować. Zniewieściałe dwory południowe, o przer af ino wane j kul­ turze, przestały podówczas rozbrzmiewać pieśniami rycerskim i; Gęsta Nobilium stały się niemodne, w pełnych w ykwintu zam kach re j zaczęły wodzić kobiety. Rycerze mieli nadal swe rozrywki, swe polo­ wania, wojny i wasali, lecz poeta w tym tow arzystw ie wojowniczym a nie literackim mało miał roboty, oczy jego zwracały się ku kobiecie. Nie m ająca żadnych praw panna, będąca w całkowitej mocy ojca, nie była obiektem atrakcyjnym , nie miała nic do dania, je j pozycja socjalna była nieciekawa. Zupełnie inaczej spraw a się m iała z panią dworu, n a którym tru b ad u r przebywał. Ona to mogła mu życie osłodzić i ozłocić. Układanie legend, czy opisy srogich bitew były oczywiście bezcelowe, kobietom należało mówić jedynie o miłości, wychwalać ich piękno, ich urodę, czar i wdzięk. Lecz posunięcie się za daleko było niebezpieczne, mogło się nie spodobać mężowi — stąd tru b ad u r kończy zwykle swe spostrzeżenia na szyi, pobieżnie zajm uje się resztą postaci i przechodzi do cech duchowych, w ychw alając szla­ chetność, ogładę i s z c z o d r o ś ć damy! P oeta musi oczywiście skonkretyzować jakoś swój stosunek do protektorki, stosunek ten może być jedynie stosunkiem oddanej, wiernej miłości, uczucia czysto idealnego i poddańczego; poeta chce damie sw ej służyć, chce być przyjęty w poczet dworzan, chce zostać pisarzem nadwornym. Tak ja k młody rycerz czynami bojowymi zwraca na siebie uwagę pana i zostaje przez niego pasowany na rycerza, ta k tru b a d u r wierszami zw raca uwagę pani i zostaje przez nią wreszcie łaskaw ie przyjęty w poczet przyjaciół. Poezja prowancka, a raczej stosunek między poetą a dam ą wzorowany je st bardzo ściśle na obyczajach rycerskich : stąd częste wyrażenie „loyal am an t“, stąd mowa o „wasalstwie m i­ łości“, stąd takie wywyższenie ślepej, nigdy nie ustającej wierności!

(11)

W obyczajach rycerskich znajduje również swe wytłumaczenie sym ­ boliczny pocałunek, znak łaskawości pięknej pani, wzorowany na

obrzędzie p aso w an ia12.

Sztuczna i powierzchowna poezja trubadurów , za słaba je st by stworzyć form y własne, więc czerpie z już istniejących. Poza ry cer­ stwem, n a który m wzoruje się obficie, sięga również do religii: miłość przeistacza w kult, kobieta to bóstwo, którego łaski zdobywa się cnotami, włos i niteczka z szaty to relikwie, a uczucia poświęcane są damie n a „ołtarzu miłości“. W swym m artw ym naśladownictwie form y i obrządku nie opuszczają tru badurzy naw et sądownictwa: w zawiłych spraw ach serca wydawane są „wyroki“, a piękne dam y tw orzą pod przewodnictwem księżniczek „trybunały miłości“ !

Tak u ję ta lite ra tu ra trubadurów to coś pośredniego między zabawą a panegiryzmem : podczas gdy biedni poeci trak to w ali ją jako źródło zarobków, bogaci panowie znajdowali w niej miły sposób spę­ dzania czasu — a że jednych i drugich było poddostatkiem , liryka miłosna trubadurów zdobyła sobie niezwykłą popularność na dwo­ rach, które rozbrzm iewały wszechwładnie jej tonami. Odbiorców m iała oczywiście w śród w arstw najwyższych: kunsztowne rym y i kunsztowna treść skazane były n a przebywanie w salonach, gdzie główne zalety trubadurów : umiejętność bawienia dam i mówienia im komplementów mogły być należycie ocenione.

Po wojnie przeciw Albigensom, wraz z upadkiem dworów po­ łudniowych, poezja trubadurów pozbawiona oparcia — znikłaby — gdyby nie niespodziewane, a tylko w Średniowieczu możliwe pod­ chwycenie jej przez Kościół ! Wszechpotężni po w ygranej przeciw he­ retykom wojnie Dominikanie, głoszący k u lt nowej Damy — M atki Boskiej, skorzystali z istniejących już form i, trochę zmieniając, trochę ujm ując a trochę dodając, przekształcili erotyk w modlitwę. Że zmiana ta k a była łatw a, tego dowodzi chociażby przykład św. Franciszka, k tó ry z dobrą w iarą śpiewał różne „chansons“, podsta­ wiając w miejsce kochanki „Panią Biedę“. Nagłe przeobrażenie się liryku miłosnego w hym n do M atki Boskiej stało się, w zrozumieniu krytyków późniejszych, ostatecznym krokiem n a drodze sublim acji i idealizacji uczucia miłości, podczas gdy właściwie nie dowodzi ono niczego innego, jak charakterystycznej dla średniowiecza giętkości artystów : liczne Madonny te j epoki m ają rysy znanych m etres, co jeszcze nie je st dowodem świętości tych ostatnich, ta k samo jak i fa k t

(12)

przekształcania hymnów do C hrystusa w hym ny do Bachusa nie upoważnia do w yprowadzania daleko idących wniosków o charakterze łacińskiej litera tu ry religijnej.

W zrosła na gruncie Południa i tam najgłębiej zakorzeniona teoria prowancka nie ograniczyła się jedynie do „pay d ‘oc“ . Wpływy jej, przeszedłszy na Północ, rozmiłowaną wówczas nie w liryce, lecz epice, wybiły swoiste piętno na rom ansach rycerskich, k ształtując n a swoją modłę T ristan a oraz przede w szystkim Lanselota, w którym teoria miłości dwornej znalazła swe odbicie wT sposób najpełniejszy i najidealniejszy. Liryczne wynurzenia trubadurów n ab ierają tu cech monumentalnych, form ułki zabarw iają się koloram i życia, a m artw e zasady ukazane są w akcji. Pani — to królowa, żona A rtu ra, Ginewra, je j wielbiciel to Lanselot. Ich miłość ma przebieg idealnie praw idło­ wy — rycerz zakochuje się w Królowej od pierwszego wejrzenia, jej widok odbiera mu przytomność, jej uśmiech doprowadza go do eks­ tazy, jej niechęć omal że nie do samobójstwa. Nieprawdopodobnie długa opowieść w rozwlekłej akcji dem onstruje praw dę zasadniczą teorii prowanckiej, głoszącą, że miłość je st źródłem cnót. Ginewra u ję ta je st jako „fontaine de vaillance“, pod wpływem uczucia do niej Lanselot rozwija w sobie wszelkie cnoty rycerskie, stając się w resz­ cie „miroire de la chevalerie“ ! W stosunku do królowej rycerz oka­ zuje posłuszeństwo, wierność i cierpliwość — cechy typowe dla po­ łudniowych kochanków, nieodzowne rekw izyty teorii prowanckiej, k tó ra zdaje się przenosić w dziedzinę miłości świeckiej chrześcijań­ ską zasadę „doświadczania“ wiernych przez Boga, w celu wypróbo­ w ania głębi ich uczucia.

Mimo zasadniczych zbieżności cała teoria ulega w romansie pół­ nocnym pewnej zmianie: Lanselot nie zadawala się sam ym uśm ie­ chem, a Ginewra nie jest zjawiskiem utkanym z zalet i idealnej pięk­ ności jedynie — jej p o rtret je st raczej w stylu Rubensa niż Rafaela. Lanselot zostaje kochankiem de facto, a zabawa w miłość prze­ inacza się w potężną namiętność. Mówi się na ogół, że F ran cja pół­ nocna, bardziej surowa i barbarzyńska, nie poznała się na południo- wo-francuskiej teorii prowanckiej z jej ideałem nieosiągalnego szczęścia i piękności i zbrutalizowała ją, zniżając do poziomu życia. Lecz ujęcie takie nie w ydaje się słuszne : spojrzyjm y na Lanselota od stro ny jego tow arzyszy: czyż nie je st on pełen „discrétion“ , cechy nieodzownej w kodeksie trubadurów , czyż nie przyjaźni się z „ja­ loux“ — A rturem , czyż działanie jego nie je st pełne „ruse“ , czy nie zwycięża wszelkich „m édisants“ , broniąc niewinności ukochanej?

(13)

W oczach dworu Lanselot nie odbiega od obrazu kochanka prowanc- kiego, a gdyby do w szystkich swoich zalet był jeszcze poetą, erotyki jego mieściłyby się niewątpliwie bez reszty w ram ach lite ra tu ry po­ łudniowej. Zaryzykować by można twierdzenie, że przeniesiona w dzie­ dzinę epiki teoria południowa, pozbawiona momentów autobiogra­ ficznych, przechodzi granice zakreślone przez lirykę; pseudoplato- nizm, będący obawą przed mężem, strachem przed utraceniem łask, zostaje w rom ansie odrzucony jako niepotrzebny.

C harakterystyczne dla teorii prowanckiej ujęcie miłości jako w artości bezwzględnej k ształtu je również i najwspanialszy rom ans artu riań sk i: T ristan a i Izoldę. Miłość zostaje tu podniesiona do n a j­ wyższej potęgi, uznana za uczucie wszechpotężne i despotyczne, nie liczące się z praw am i przyjaźni, etyki czy religii. W stosunku do teorii południowej, rom ans ten idzie trochę za daleko, przechodzi zakreślone mu granice: podczas gdy Lanselot je st idealnym „ko­ chankiem dw orskim “, T ristan w swym stosunku do Izoldy nie je st bez zarzutu; wierność, niewolnicze posłuszeństwo, dobre wychowanie nie są jego cechami zasadniczymi, a sama opowieść je st zbyt głęboko ludzka, by być tylko dworską!

Pobieżny rz u t oka na literatu rę francuską wykazuje więc, że teoria trubadurów m iała dwa oblicza, południowe i północne, liryczne i epiczne; s ą to dwie stro n y tego samego medalu; różniąc się fo r­ m ą — odmienne są i co do istoty. W yrosły w atm osferze Młodej Polski Berent sięga oczywiście do głębszej i tragiczniejszej tw ó r­ czości północnej; „trubadurów to n “ łączy nie z twórczością Prow ansji, lecz z filozofią miłości, k tó rej przejaw widzi zarówno w literaturze południa jak i północy. Ujęcie drugie — szczere, ludzkie, nam iętne — odpowiada mu oczywiście bardziej, niż prowanckie, kunsztowno- dworskie zabawy, (które w dodatku ze względów chronologicznych w „Żywych Kam ieniach“ pomieścić się nie m ogą). W berentowskiej transpozycji „tonu trubadurów “ Lanselot i Tristan, a więc oba ro­ manse, które odbiły w sobie najpełniej teorie miłości dworskiej, zle­ w ają się w całość. Pozostając w głównych zarysach przy typowszym znacznie Lanselocie, Berent sięga jednak i do T ristana. Nie zadowo­ liwszy się postacią Ginewry, k tó ra ma w sobie ry sy bóstwa i histe- ryczki zarazem, Berent s ta ra się przeszczepić jej coś z Izoldy, z jej wiernego oddania się ślepej namiętności i poświęcenia. Iry tu jąca po­ stać żony A rtu ra nabiera w „Żywych Kamieniach“ cech ludzkich i żywych.

(14)

O pierając się n a rom ansach arturiańskich Berent, którego celem je s t zawsze synteza i k tó ry z um iejętnością zawodowego tkacza s ta ra się nie opuścić żadnej ważnej niteczki, nie może ominąć i ta k cha­ rak terystycznej twórczości prowanckiej, będącej przecież pierwo­ wzorem i punktem wyjściowym. Lecz synteza w ty m w ypadku nie je s t łatw a: frywolność i powaga, zabawa i przeżycie, erotyk i roz­ wlekła epika nie bardzo idą w parze! A w dodatku liryka prowancka, zgnieciona wojną, pod koniec Średniowiecza już nie istniała. Berent z umieszczeniem jej w swej powieści ma, ja k się zdaje, pewne tru d ­ ności, w rezultacie tra k tu je ją dość zdawkowo i jakby z obowiązku! W „Żywych Kamieniach“ mamy raz tylko dłuższą wzmiankę o tr u ­ badurach w postaci aluzji do ich specyficznego zamiłowania w m ężatkach: „Któż bo w pannie się kocha“ — mówi rycerz. „Ku czemu tu duszę przyłożyć? i o co? Gburów to najbardziej nieoświe- conych afekty, mieszczan i żydów rzecz, łasić się na mdłe miody dzie­

w ictwa“ 13. Aluzja druga to wplecenie uryw ka dzieła A ndrzeja K a­ pelana do „opowieści Żonglera“. Gdy oszołomiony pięknością Gi- newry, onieśmielony swym uczuciem Lanselot siedzi niemy, nie od­ w ażając się odpowiedzieć na prowokacje królowej, t a wzywa księcia- dworaka, by poradził jej co robić. Książę-dworak (ciekawe podkreś­ lenie!) zagaduje o spoczywających w śród głazów K arduelu regułach miłości. Z reguł tych książę-dworak przypomina Ginewrze dwie, które w danym momencie w ydają mu się widocznie najaktualniejsze.

„ C a u s a e o n j u g i s n o n e s t a b a m o r e e x c u s a - t i o“ — wzgląd na małżonka nie będzie wymówką w kochaniu i „ F e r n i n a m n i h i l p r o h i b e t a d u o b u s a m a - r i“ — nie wadzi bynajm niej kobiecie i dwoistego zażyć k o ch an ia14.

Cały przytoczony powyżej urywek, ma swoje źródło we wspom­ nianym wyżej traktacie „De arte honeste am andi — O sztuce uczci­ wego miłowania“ . Uczony, jak widać, w różnych dziedzinach ksiądz podzielił swe dzieło n a parę części, które w sposób bardzo ciekawy odzwierciadlają epokę, w k tó rej powstały. Jedna z nich, najzabaw ­ niejsza i najżarliw iej omawiana przez krytyków (z których jedni tra k tu ją ją poważnie, a drudzy jako zabawę), mówi o trybunale szlachetnych dam, wydających w yroki w zawiłych kwestiach miłos­ nych i przedyskutyw ujących skomplikowane problemy erotyczne. W tem atyce swej ary sto k ratk i średniowieczne, reprezentujące ówcze­

13 ż . K., s. 106. 14 ż . K., s. 32.

(15)

sną inteligencję, nie s ą odosobnione. Oflagowcy Woldenbergu wspo­ m inają czasem, jak to długo w noc przeciągali dysputę nad zagadnie­ niem: „Czy wolę, aby żona zdradziła mnie z kimś gorszym ode mnie czy też z kim ś w artościow szym ?“ Operujące równie wolnym czasem i podobnymi zdolnościami dialektycznymi dam y wieku XTTT rozw a­ żały spraw y podobne, np.: „Czy chcesz doznać najwyższego szczęścia z żoną przyjaciela, jeżeli w arunkiem jest, że i on tego dozna z tw oją żoną?“ 15. Problem y inne były prostsze, lecz za to bardziej zasadnicze, np.: „Czy może istnieć miłość między małżonkam i?“. Żony rycerzy nie m ają n a ten te m at żadnych wątpliwości, zgodnie osądzają, że oczywiście: N IE. Tam, gdzie obowiązek góruje n ad tajem nicą i zazdrością, nie m a m iejsca prawdziwe uczucieie.

Poświęciwszy sporo miejsca takim to i podobnym sądom, ksiądz kapelan przystępuje z kolei do sformułowania „reguł miłos­ nych“ . By dodać im powagi m askuje swe autorstw o, twierdząc, że były one wypisane rę k ą tajem niczą n a pergaminie, u k rytym w śród skał zamku A rtu ra. Mistyczny kodeks zawiera aż 31 reguł, z których trz y pierwsze są najpopularniejsze :

1. Małżeństwo nie je st wymówką od miłości, 2. Nie kocha, k to nie zna zazdrości,

3. Nic nie przeszkadza, aby kobieta była kochana przez dwu m ężczyzn17.

Z tych to właśnie reguł zaczerpnął, jak widzimy, Berent, w kła­ dając dwie z nich w ich oryginalnej w ersji łacińskiej w u sta księcia- dworaka.

Rzeczą znam ienną jest, że B erent w swej próbie zsyntetyzo- w ania twórczości o charakterze trubadurskim , w próbie złączenia północy i południa, sp a ja Lanselota i T ristan a nie z ta k powszechnie osławionymi lirykam i, lecz z mało znanym tra k ta te m Kapelana, k tó ry widocznie wydaje mu się najcharakterystyczniejszy. Zdaje się to w ska­

zywać, że B erent z przedziwną jasnością i trzeźwością umiał ocenić twórczość pay d ’oc i że celowo pominął powierzchownie idealistyczną lirykę, by jako sk ró t całej myśli Południa przytoczyć dwie cyniczne „reguły miłości“.

15 Porębowicz Ed. Antologia Prowansalska, W -wa 1887. wstęp.

10 Porębowicz Ed. S tu d y a do dziejów literatury średniowieczu. Lw ów 1904. 17 Taylor Henry. The Mediaeval Mind. London 1911, s. 576 i nast.

(16)

II. ANTY-DON KICHOT

Zasadniczy i konstrukcyjny w ątek „Żywych Kamieni“ polega n a pełnym dynamizmu ukazaniu zależności życia od literatu ry , n a pla­ stycznym wprowadzeniu aktywnego czynnika poezji w rzeczywistość codzienną: bohaterowie powieści pod wpływem opowiedzianego przez żonglera rom ansu ulegają pewnej złudzie, przeżyw ają to, co je st poe­ tycką wyobraźnią, w prow adzają w życie to, co je st w ytworem fan ­ tazji. Opowieść żonglera przeobraża się w umysłach rozgorączkowa­ nych słuchaczy w prawdę, przybyły do karczm y rycerz wydaje się im Parsifalem , w łasną m iłostkę stylizują na rom ans Lanselota i Gi- newry, a Graal, mityczna św ięta czara staje się realnym bodźcem do awanturniczego przebicia się za m ury m iasta. Sami słuchacze g ra ją jakby rolę usłyszanego dram atu, powieść plącze się z życiem, akcja poetycka przedłuża się w płaszczyznę rzeczywistości, przygody fantastyczne przyoblekają się w ciało.

N

Pomysł jest oryginalny, lecz oczywiście nie nowy — znamy go z „Don K ichota“. Analogia je st aż nadto w yraźna: rycerz z Manszy, bezkrytyczny idealista stylizujący swe życie wbrew otaczającej go rzeczywistości n a m iarę przeżyć dawnych bohaterów, pod wpływem lektury opowieści rycerskich wciela się jakby w jedną z ukochanych przez siebie postaci, buduje w oparciu o literatu rę św iat złudzeń, w którym przeżywa niezwykłe przygody, zdarzenia o w ym iarach realnych i fantastycznych zarazem. Don Kichot przeżywa złudę lite­ racką ta k właśnie jak przeżywają ją bohaterowie Berenta, rycerz, waganci i żacy. Lecz prócz niezwykłej analogii pomysłu — Cervantesa i B erenta łączy coś bardziej istotnego i zasadniczego: oto obydwie powieści biorą za punkt wyjściowy całej akcji rycerskie opowieści średniowieczne, będące w obu w ypadkach kanwą, czy raczej wzorem, według którego snują się przeżycia bohaterów. Ta dziwna zbieżność nie tylko literackiego pomysłu, lecz i właściwego założenia usuwa możliwość przypadku czy nieświadomej zależności, a sposób ujęcia zagadnienia, usuw ając podejrzenie bezkrytycznego wzorowania się czy niewolniczej imitacji, każe uznać w „Żywych K am ieniach“ celowe p r z e c i w s t a w i e n i e przez B erenta jego dzieła i jego idei — dziełu i idei Cervantesa.

Léon Gautier, uczony francuski, świetny znawca i wielbiciel Średniowiecza, w monografii „Les Epopées F rançaises“ , znanej nie­ wątpliwie Berentowi, z żalem i rozgoryczeniem mówi o Don Kichocie, którego pokolenie współczesne czyta ze śmiechem, nie rozumiejąc

(17)

już uroku poezji czasów dawnych. Przyziemni, realistycznie patrzący czytelnicy z wielkim aplauzem przyjm ują k ary k atu rę Cervantesa, w k tó rej miniona twórczość i minione ideały zostały potraktow ane bezlitośnie 18. Może pod wpływem zdania wygłoszonego przez podobnie odczuwającego i podobnie idealistycznie myślącego uczonego fra n ­ cuskiego, może idąc za własnym impulsem, pisze Berent swego Don Kichota à rebours, w którym , przeciw staw iając się świadomie pisa­ rzowi hiszpańskiemu, przeprow adza idealizację twórczości rycerskiej przy pomocy tego samego pomysłu, ta k samo skonstruow anej akcji i identycznego chwytu poetyckiego.

Genialna sa ty ra hiszpańska pow stała pod koniec XVI wieku w więzieniu, w którym autor, będący przedtem poborcą podatkowym, odsiadywał k arę za niedbałe sprawowanie swoich obowiązków. Cervan­ tes nie był pierwszym krytykiem lite ratu ry feudalnej — na przeszło 200 la t przed nim Anglik Chaucer, również poborca nota bene, ty m razem celny, był zdania, że rom anse rycerskie są stekiem nonsen­

sów — „gospodarz“ z C c m t e r b u r y T a l e s , z którym autor się solida­ ryzuje, grubiańsko przeryw a opowieść Sir Topas’a, uważając ją za głupstwo, nie nadające się do słuchania. Tego samego zdania był

0 wiele późniejszy Rabelais, a Pulci i A riosto w dziełach swych dali w yraz ironicznemu stosunkowi do daw nej twórczości rycerskiej, k tó ­

rego odblask spotkam y później na k artach „Pana Tadeusza“ czy „Krzyżaków“. Żart, hum or i pobłażliwość obce były reprezentującym postęp, poważnym reform atorom religijnym , zwolennikom ascetyzmu 1 surowości, którzy na przebrzm iałą, lecz wciąż jeszcze żywą literatu rę rycerską patrzyli z najw yższą pogardą i nienawiścią. „Cóż uznane je st za rozrywkę w rom ansach rycerskich, takich jak np. Śmierć A rtu ra ? “ — pyta jeden z reform atorów angielskich. „Dwojakiego są one rodzaju, a polegają na bezwstydnym zabijaniu ludzi i na bez­ czelnej rozpuście: a ci są uznani za najszlachetniejszych, którzy za­ m ordują najwięcej mężów i popełnią przy pomocy podstępnych sztu­ czek najwięcej cudzołóstw“ 19. Tak oto w ujęciu Ascham ’a w ygląda opowieść o A rturze, Lanselocie i Ginewrze. B ohater nie ma tu żad­ nych szans, osądzony je st krótko jako zabójca i uwodziciel; według

krytycznego um ysłu XVI wieku je st on nie bohaterem lecz krym i­ nalistą. F akt, że najsurow szym i krytykam i byli „poborcy“ czy refo r­

18 Gautier Léon. Les Epopées Françaises, Paris 1892.

19 Jusserand J. J. Les Anglais au Moyen Age. La vie nomade et les routes

(18)

m atorzy religijni — m a swą symboliczną wymowę : przekształcające się po upadku feudalizmu społeczeństwo tw orzy w arstw y, które staw iając sobie nowe cele, zwalczają przeszkadzający im, niepotrzeb­ ny i nieżywotny tradycjonalizm . W raz z upadkiem dworów prowanc-

kich i ich teorii o uświęcającej mocy miłości, bezprawny rom ans staje się przestępstwem, w raz z nową w iarą w w artość człowieka, zgubie­ nie przeciwnika je st nie nowym listkiem laurowym do wieńca, lecz krokiem do więzienia. Romanse arturiańskie, najbardziej w ybujały k w iat twórczości feudalizmu, nie mogły być traktow ane obojętnie czy obiektywnie, stając się zawsze praw ie przedm iotem zachwytu lub nie­ nawiści, oburzenia lub uwielbienia. Renesans rom ansów nie uznawał, okresy racjonalizm u i klasycyzmu potępiały je, lecz Romantyzm i kierunki pokrewne w raz z w iarą w irracjonalizm w skrzesiły stare opowieści rycerskie. Nowe poglądy na miłość jako n a najwyższy m otor życia, jako na siłę nie objętą wolą człowieka, obudziły dawny entuzjazm dla przeżyć Lanselota czy tragedii T ristan a — pęd do niezwykłości, bujności, egzotyzmu, podniósł w artość niesam owitych przygód rycerskich, idealistyczne ujęcie życia opromieniło dawno wyblakłe dążenia. O dwracając się od w strętn ej im rzeczywistości, okresy indywidualizmu i irracjonalizm u zwracały się ku przeszłości, w któ rej szukały nie praw dy historycznej, lecz legendy, odpow iadają­ cej ich własnym marzeniom. W okresach tych opowieści artu riań sk ie dostaw ały się na piedestał, na którym nie były nigdy. Do tego niezwy­ kłego pietyzmu przyczyniało się coś jeszcze — oto, choć brzm i to p a­ radoksalnie, nieznajomość oryginałów i źródeł. Cervantes miał do rom ansów rycerskich żywe podejście człowieka, w którego biblio­ tece tasiemcowe dzieła epiki średniowiecznej w raz z ich b ujną proge- n itu rą stały na półkach, lecz dla rom antyków czy neorom antyków utw ory te były tylko szkieletem idei, k tó ry naginali do swoich poglą­ dów, były abstrakcyjnym obrazem dawnego rycerstw a, upiększo­ nego przez tradycję. Cervantes do romansów arturiańskich i ich póź­ niejszych replik podchodził rozsądnie i ze świetną znajomością, po­ sta w a B erenta była uczuciowa, filozoficzno-idealistyczna. B ohater C ervantesa brnie w realizmie, na którego tle jego pseudo-wzniosłe przygody są przezabawne, lecz bohaterzy Berenta to abstrakcje, w których nie m a miejsca na komizm. Przygody Don K ichota to przygody żywego człowieka, podczas gdy przeżycia bohaterów „Ży­ wych Kamieni“ to symboliczny wykład ideologii B erenta i jego filo­ zofii życiowej.

(19)

Ja k ona w ygląda?

Celem życia, jego isto tą je st „nie ustaw ać“, jak mówi autor, „w szukaniu szukaniem“. Osią całego istnienia je st więc, reasum u­ jąc, wieczny ruch, dynamizm, dążenie. Tę zasadę wygłasza Berent przez u sta goliarda czy przeora, jako imperatyw, którego zaniedba­ nie je st zagładą ducha, zezwierzęceniem człowieka. Czegóż jednak bohaterowie „Żywych Kamieni“ szukają? Do czego dążą? N a to B erent nie odpowiada, a raczej odpowiada w sensie negatywnym : cel właściwy poszukiwania nie istnieje, co więcej, nie je st ważny — isto tą bowiem szukania je st nie „znalezienie“, lecz ciągły ruch, ciągły niepokój, ciągłe hartow anie ducha. Wieczne szukanie je st celem sa­

mym w sobie, dotarcie do celu jako pewne zakończenie wysiłku jest naw et szkodliwe, wprowadza bowiem moment zadowolenia, poczucie zwycięstwa i zaspokojenia: „Może to lepiej naw et będzie, jeśli nie do­ czekamy się ziszczenia K rólestw a Ducha, gdy wzamian zostanie nam d ą ż e n i e “ £0. Dążenie bowiem i tylko dążenie je st cechą ducha rewolucjonisty, niezadawalającego się radością przyziemną, nie związanego troskam i codziennymi, upajającego się pięknem „bez- korzystnym “, radością nie z tego świata.

Tego rodzaju specyficzna filozofia życiowa obca je st oczy­ wiście zupełnie postawie duchowej feudalizmu, n a którego gruncie w yrosły rom anse rycerskie; wyznawców berentowskiego credo mo­ żemy natom iast znaleźć w pokoleniu jemu współczesnym, pokoleniu, którego poeta najw ybitniejszy za ideał staw iał przed człowiekiem „Wesołego Pielgrzym a“ .

Jest w dali m iasto tajne, skryte w mgle, W wieńcu ogrodów w iecznej, złotej wiosny. Idę ku niem u przez mroki i dżdże,

A krok mój lekki i śpiew mój radosny. I posłyszała mej beztroski pieśń

Smutna, zmęczona trudem dróg niewiasta, Litością piersi jej wezbrała cieśń:

„Wstrzymaj się! nie ma tam żadnego m iasta“.

(20)

W ędrującego wesoło pielgrzym a uw aga t a nie tylko nie odstrasza, lecz naw et zachęca:

Gdyby to miasto kto znał, szedłbym -ż doń? Dążę doń przeto, że jest nieodkryte! Hej! i to m iasto nie jest moim celem! Każdy sam siebie ciągle jeno śni,

Przeżywa swoją w łasną baśń o sobie... Im piękniej złoci m i się cel m ych dni

Tym w iększym drogę swą urokiem zdobię 2l.

Zmęczonej „trudem dróg niewieście“ wesoły pielgrzym w y­ daje się zapewne kompletnym szaleńcem. Romantyczne szukanie rzeczy nie istniejącej m a swe janusowe oblicze — Don Kichot zn aj­

duje Sanszo Pansę w każdej epoce. Filozofia wesołego pielgrzyma od­ b ita w trzeźwym zwierciadle „common sensu“ to popularna anegdota 0 wytwornym turyście siedzącym z wędką nad brzegiem jeziora. „Panoczku“ zwraca się do niego przechodzący chłop, „u nas nie ma nijakich ry b “. „Psia krew “ — gniewa się przyjezdny — „zepsuł mi całą przyjem ność“. „Żywe Kamienie“ a anegdota o rybaku to w prze­ rzuceniu w Średniowiecze — rom ans i fabliau, w yraz ducha rycerskie­ go i plebejskiego idealistycznego i m aterialistycznego, ab strakcji 1 rozsądku. N a takiej właśnie antytezie : epiki feudalnej i twórczości plebejskiej buduje B erent „Żywe Kamienie“. Jego „opowieść żongle­ r a “, jak widzieliśmy n a podstawie analizy szczegółowej, je st owocem niesłychanie solidnych badań naukowych, je st pełną zręczności kom­ pilacją, w której każdy najm niejszy naw et szczegół m a swe pełne uzasadnienie historyczne. Lecz in terp retacja „opowieści, reakcja słuchaczy-bohaterów Berenta, myśl podsunięta daw nej epice jest ob­ ca duchowi Średniowiecza. J e s t to in terp retacja arty sty Młodej Pol­ ski, k tó ry odległe i niezrozumiałe założenia rom ansów feudalnych sprowadza do popularnej w jego pokoleniu filozofii staffow skiej. Jego weseli pielgrzymi — waganci przeczuwają, że święta czara, porywa- w ająca ich do niezwykłych przygód, w ogóle nie istnieje, nie przesz­ kadza im to jednak dążyć do jej odnalezienia, w ierzą w Graala, bo

chcą, by był. Swe osobliwe credo życiowe ukazuje Berent „in figmen- tis rzeczy dalekich“ 22, przy pomocy przeciwstawienia romansów r y ­ cerskich i fabliaux, ideologii Don Kichota i Sanszo Pansy.

21 S taff Leopold. Dzień Duszy, (1903). W -wa 1931, str. 139. 22 Ż. K., s. 426.

(21)

Filozofia tru b ad u ró w z ich „nieziszczalnym pragnieniem “ i „zdobywaniem“ poprzez cnotę i doskonałość, rom anse rycerskie z ich bohateram i-herosam i, w ydały się Berentowi najpełniejszym w yrazem jego poglądów, legenda o G raalu najidealniejszą ilustracją w łasnych idei, M onsalvat jedynym m iastem w artym poszukiwania. Święta czara, znajdująca się w zaklętym zamku, otoczona atm osferą tajemniczości, któ rej odnalezienie przynieść m a szczęście ludzkości, uznana zostaje przez B erenta za idealny symbol c e l u , do którego d ą ż e n i e stanow i istotę życia w szystkich szlachetnych. Odwra­ cając się od znienawidzonej „mieszczańskiej“ rzeczywistości, B erent szuka rozwiązania dla nowych treści we wskrzeszeniu przebrzm ia­ łych form. W jego transpozycji legenda rycerska staje się pięknym m item epoki minionej, wyznającej podobną religię życia nad m iarę ludzką i osiągalnych zamierzeń. Powieść Cervantesa, k tó ry według B erenta patrzy na rom anse rycerskie oczyma burżuja, obliczającego w szystko według „m a“ i „winien“ , w ydaje się Berentowi profanacją, zbezczeszczeniem świętości. W przeciwieństwie do k ary k atu ry „Don K ichota“, apoteoza epiki feudalnej w „Żywych Kamieniach“ to wy­ zwanie Cervantesa i jego zwolenników, to atak na realizm życia i jego wyznawców. W .m yśl zasady, że przeciwnika pokonać je st najlepiej w łasną bronią, B erent używa identycznego chwytu literackiego, k tó ­ rym . posłużył się Cervantes, chwytu polegającego na plastycznym w ykazaniu wpływu czynnika idealistycznej powieści na życie. Lecz podczas gdy u C ervantesa wpływ ten je st rujnujący, u Berenta je st konstrukcyjny, podczas gdy bohater Cervantesa to szaleniec, boha­ terzy B erenta to jedyni ludzie mądrzy, podczas gdy naśladowanie rom ansów u C ervantesa je st niecelowym marnowaniem w artościo­ wych sił, u B erenta stanow i ono cnotę najwyższą. Cervantesa pro­ boszcz czy siostrzenica to ty p y zdrowe, n a których tle wyczyny Don K ichota są czystym wariactwem, w „Żywych Kamieniach“ wyśm ia­ ne je st właśnie rozsądne mieszczaństwo, a nierozsądni waganci pod­ niesieni do roli wybawicieli ludzkości. W ątkowi Don Kichota n a­ dana zostaje diam etralnie przeciwna treść ideowa — bezsens pisarza hiszpańskiego podniesiony zostaje do godności jedynego sensu w ży­ ciu, zło C ervantesa uznane je st za najwyższe dobro.

Innej myśli tow arzyszy inne je j podanie. Ujęcie B erenta je st raczej dram atyczne, Cervantesa epiczne; B erenta alegoryczne, Cer­ vantesa realistyczne: Don Kichot rozczytuje się w opowieściach ry ­ cerskich latam i, nim w yruszy na swą aw anturniczą w yprawę; wa­ ganci, pod wpływem powieści żonglera, k tórej no ta bene nie słyszeli,

(22)

przeobrażają się jakby znienacka. Magia sztuki i rzeźby ukazana je st tu w działaniu piorunującym — opowieść żonglera, rom ans ry ­ cerza, zbroje płatnerza w ytw arzają atm osferę podniecającą, łatwo zapalną. Rycerz w swej przygodzie miłosnej widzi odblask rom ansu Ginerwy i jej kochanka, rycerze w karczmie sta ją się w oczach wa- gantów Parsivalem i Lanselotem, opowieść o świętej czarze nabiera cech realnych, wrażliwe duchy w agantów i żaków z pełną zapału w iarą sta ją się nagle rzeczywistymi poszukiwaczami Gr a a la , k tó ry — nie istnieje, ta k samo jak nie istnieją inne cuda i czarodziejstwa, o których m arzy Don Kichot.

Lecz podczas gdy Cervantes neguje wobec tego w artość całej ideologii rycerskiej, Berent uznaje ją właśnie za jedynie słuszną, nie „żonka“ bowiem czy „bachory“, nie m ajątek n ad ają w artość życiu, lecz wieczne „dążenie“ : naw et nie znalazłszy G raała znaleźli się przecież waganci na Monsalvacie! Idealizm au to ra polskiego pod­ szyty je st więc nihilizmem, sceptycyzmem, dość niezwykłym w połą­ czeniu z apoteozą Średniowiecza, które było uosobieniem bezkrytycz­ nej wiary, ucieleśnieniem ideału w form y jak najbardziej realne. Więzy łączące jednak neorom antyka B erenta ze Średniowieczem nie polegają na podobieństwie takich czy innych przejawów życia, lecz na irracjonalnym ujęciu św iata, n a negacji m aterii. Naiwne Średniowie­ cze widziało piękno nie tego świata, lecz przyszłego w zmysłowym niebie katolickim ; subtelni i w yrafinow ani symboliści, pozbawieni dziecinnej naiwności przodków, dzielili z nimi niewiarę w ziemię, dodając do tego jeszcze to, czego nie mieli tam ci — niewiarę w niebo czy piekło.

Przy tym podwójnym sceptyzmie, dążenie do ideału, w którego osiągnięcie nie wierzyli również, wydawało się jedynym ratunkiem , jedyną w artością istnienia. Przedziwną czczość swego credo p o trafił ubrać B erent w barw y niezwykłej poezji, tym nie mniej ideał jego pozostaje — chwytaniem majaków, dążenie jego — bezmyślnym kręceniem się chochoła, k tó ry nie zna w artości czynu. Jeżeli „Żywe Kamienie“ były rzeczywiście rękaw icą rzuconą Don Kichotowi, k tó ­ rego wielopłaszczyznowość potraktow ał B erent z trad y cy jn ą jedno- stronością, to trzeba przyznać, że z pojedynku tego pisarz hiszpań­ ski wyszedł bez szwanku.

(23)

III. NEOROMANTYCZNA STYLIZACJA OBRAZU HISTORYCZNEGO W „ŻYWYCH KAMIENIACH“

( P r z e k s z t a ł c e n i e r z e c z y w i s t o ś c i h i s t o r y c z n e j ) W yciągając wniosek z rozdziałów poprzednich, usiłujących zanalizować możliwie dokładnie mechanizm twórczy „Żywych Kamie­ n i“ i ich elementy historyczne, należałoby konsekwentnie stwierdzić, iż powieść B erenta je st utworem mocno ugruntow anym na wiedzy, opartym na studiach rzetelnych, a naw et zadziwiająco solidnych, utworem, k tó ry w sposób świetny artystycznie, a w ierny historycz­ nie wskrzesił obraz średniowiecznego św iata w całej jego złożoności : szczegóły ch arak terystyk i poszczególnych postaci m ają swe potw ier­ dzenie w prototypach bohaterów, problem atyka je st starannie prze­ m yślana, budowa całych nieraz epizodów o p a rta na dawnych wzo­ rach — au to r wyraźnie unika wszelkiej dowolności, odrzuca s ta ra n ­ nie to, co nie m a potwierdzenia w nauce, a jego dzieło, pozbawione wątków charakterystycznych dla przeciętnych romansów w stylu. W altera Scotta, s ta ra się być w każdym drobiazgu kw intesencją te j wiedzy, k tó rą B erent o Średniowieczu posiadał. Ciężka, czasem niezrozumiała powieść, przy analizie dokładniejszej, ukazuje boga­ ctwo historycznej praw dy, u k ry tej początkowo w tru d n ej formie utw oru, k tó ry rezygnując z wszelkiego dydaktyzm u mogącego go uprzystępnić ukazuje się w postaci doskonałej artystycznie, lecz treściowo hermetycznie zam kniętej przed czytelnikiem, nie zorien­

towanym w opisywanej epoce. Odszyfrowanie „Żywych Kamieni“ wychodzi im na dobre, rzekoma niejasność nabiera głębi, sam zaś utw ór, k tôrÿ pozornie można by uznać za im presyjne studium przesz­ łości, okazuje się w istocie poważną pozycją naukową.

Stw ierdzając lojalnie wszystkie zalety „Żywych Kamieni“ jako powieści historycznej, nie można jednak nie zauważyć, iż obraz u k a­ zany je st zdeformowany i wystylizowany w pewien konsekw entny

i jednolity sposób, zarówno w rysach drobnych, jak i zasadniczych, zarówno w odmalowaniu postaci głównych, jak i epizodycznych. W rozdziałach poprzednich nasuwało się niejednokrotnie porówna­

nie metody B erenta do metody mozaiki, budującej obraz nowy z fra g ­ mentów realnych i zachowanych z przeszłości. Odwołując się raz jesz­ cze do tego porów nania można by dodać, że jeśli „Żywe Kamienie“ są ta k ą mozaiką, to jednak mozaiką, k tó ra po rozrzuceniu w czasach odległych, odtworzona została z tych samych elementów, w sposób

(24)

konsekwentnie odmienny — grubiański, surowy i prym ityw ny wzór oryginału układa się obecnie w wizję eteryczno-odmaterializowaną, w obraz subtelniejszy, przerafinowany, przepełniony zagadnieniami i elementami, których prototyp nie znał. Niezaprzeczona brutalność i prostota Średniowiecza, zaw ierająca w sobie urok szczerości cha­ rakterystyczny dla każdego prymitywu, zatuszowane zo stają przez Berenta, k tó ry opisywanej epoce nadaje k ształty w yrafinow anej elegancji. „Wolę tw ój pocałunek od pieczonych, tłusty ch gołąb­ ków “ — mówi średniowieczny kochanek swej ukochanej, a komple­ m ent ten, dla nas zupełnie niestraw ny, charakteryzuje jednak dobrze epokę,w k tó rej surowość obyczajów rywalizowała z surowością po­ jęć i stylu. W zestawieniu z powyższym wyznaniem miłosnym „dwor­ s k i“ Lanselot w stosunku do panujących stosunków je st już w yraźną idealizacją, jakże jednak słabą w porównaniu z p arafraz ą Berenta. N a tle Ginewry z „opowieści żonglera“ , postaci u tk an ej z włókien ta k delikatnych, iż prawie niem aterialnych, Ginewra rom ansu trz y ­

nastowiecznego w ydaje się niemal dziewką:

Była ona duża, prosta i pięknie zbudowana, nie gruba, ani chuda, lecz w sam raz, a jej piersi dobrze rozmieszczone, drobne i jędrne, w znosiły suknię niby dwa twarde jabłka. Jej talia była wąska, biodra rozłożyste, by lepiej znosić zabawy łoża... Ciało m iała św ieższe niż syrena czy wróżka, delikatniejsze niż k w iaty w maju, bielsze niż padający śnieg, a wargi purpurowe jak róża, m ięsiste, by móc lepiej całować.

„ jednym słowem“, konkluduje dość niespodziewanie autor, miała ona wygląd anioła, k tó ry zszedł na ziemię 23. Tego rodzaju średnio­ wieczny anioł je st jednak pełen zmysłowości i mocno zm aterializo­ w any w porównaniu z Ginewrą berentowską, k tó ra je st przecież tylko — kobietą.

P rzekształcając i w ysubtelniając fragm enty „opowieści żon­ g lera“, B erent przekształca również i jego ideę naczelną, k tó rą je st w ątek G raala. Podczas gdy Średniowiecze, ze sw ą w iarą dziecka szukającego zakopanych skarbów, rozumiało całą „aventure“ bądź à la lettre, jako poszukiwanie zaginionej czary m ającej przynieść wyzwolenie od zła, bądź alegorycznie, jako pełną przygód wędrówkę poprzez życie ku zbawieniu — Berent, odejm ując legendzie zarówno

23 Boulenger Jacques. Les romans de la Table Ronde, nouvellement

(25)

je j cechy bajeczne ja k i chrześcijańskie, przerzuca ją w sferę psycho­ logii, nadając jej c h arak ter pospolitego w okresie Młodej Polski sym­ bolu wiecznej tęsknoty duszy ludzkiej do niedoścignionego ideału i podstaw iając pod obieżyświatów średniowiecznych „wesołych piel­ grzym ów “ staffow skich.

Podniesiona na k oturny legenda ma konsekwentnie stojących na koturnach słuchaczy i twórców. Liryk średniowieczny, goliard, przeobraża się w skutek tego w delikatną, wrażliwą i nerwową postać arty sty , świadomego twórcy. Dawny poeta, wyżeracz, błazen możnych i n atrętn y żebrak, taki, jakim go znamy ze starych doku­ mentów, znika bez śladu, zastąpiony przez „wieszcza“ . W jego po­ staci sam otnie kroczącej uliczkami m iasta, w jego dumnym odosob­ nieniu, w jego sylwecie, okrytej opończą i kapturem , pobrzmiewa echo legendy rom antycznej, k tó ra staw iała arty stę na wyżynach boskości i kreow ała go na kapłana. Towarzysze goliarda, waganci, to nie g ru p a włóczęgów, "wyłudzających co się da i gdzie się da, lecz praw dziw y „zakon“ pielgrzymów, którym przyświeca p arafraz a „spowiedzi“ Archipoety, w ujęciu S taffa:

Płyną klucze wędrowne! z nim i droga nasza! Poco nam drogowskazów, poco innych znaków? Dobre południe, ptaki! Tam w dal nas zaprasza, Beztroska, dar radosny, włóczęgów i p tak ów ...21.

Radość życia, wyswobodzenie się z krępujących więzów posia­ dania, będące modą i konwenansem neoromantyzmu, zastępują dawny

ideał „Bone Vie“ , do którego żonglerzy średniowieczni, dążyli bez skrupułów. Ideał ten był prosty i łatwo dostępny dla każdego, kto miał pełną sakiewkę! Golin Muset, pełen wdzięku poeta francuski X III wieku, typowy w agant, charakteryzuje go mówiąc, iż marzeniem jego życia je st pić wino, jeść mięso, siedzieć na łące i całować się z blondynką 25. Lasy i gaje śniące się tem u wybrańcowi Muz pełne są pieczonego ptactw a i dobranego, a niegrzeszącego pruderią tow a­ rzystw a. Ton identyczny pobrzmiewa z k a rt rękopisów goliardzkich, pełnych zmysłowości, zadowolenia z każdej zdobytej szaty, każdego dobrego obiadu, z wierszy, w których echem odbija się tw ard a walka o byt. Gołiardzi średniowieczni dopominają się natarczyw ie o każdy datek i używ ają wszelkich sposobów, by go zdobyć. Metody ich są

24 Staff Leopold. Dzień Duszy (1903). W -wa 1931, str. 157. 25 Bédier Joseph. Les chansons de Colin Muset. Paris 1912.

(26)

niewybredne, nie przebierające w środkach : jeden z poetów proponuje Arnouldowi II, że zrobi z niego bohatera w popularnej Chanson d’Antioche, pod w arunkiem otrzym ania za to szkarłatnych sp o d n i2e. Mężny książę miał jakoby odrzucić propozycję z niesmakiem, ta k t więc i poczucie w łasnej godności przypisuje trad y cja raczej ryce­ rzowi niż poecie, k tó ry szedł na wszelki kompromis dla zysku, naw et

drobnego. Jego twórczość m iała jeden tylko cel przed sobą: dobry obiad, nowe ubranie, szczytem już wydawał się własny koń, czy trw a ­ ła łaska możnych, gdzieś, w m arzeniach najśmielszych, świtał własny zamek. Wbrew temu, co o średniowiecznym poecie Berent niewątpli­ wie wiedział, jego gęślarz „nie groszom się kłania“ 2?, a jego goliard przeobraża się w twórcę samodzielnego, o naturze niesłychanie w raż­ liwej, w neurastenika, przeżywającego samotnie gorzkie problemy w artości fikcji, życia i miłości. Jego sylw eta pasuje bardziej do zadymionego, przepełnionego długowłosymi „café ch antant’u “ z po­ czątku XX wieku, niż do średniowiecznej gospody waganckiej.

Narzucona na ram iona goliarda opończa poety młodopolskiego je st jeszcze w yrazistsza w pierwszym ujęciu powieści, któ ra ukazała się w poznańskim „Zdroju“. Analiza twórczości i fikcji, rozbieżność między życiem i literatu rą, niemoc poetów, przybierają tam k ształt aluzji tak „anachronicznych“, iż sam autor skreślił je w wydaniu książkowym. „Rzecz nasza w duszy się kończy, w życie nikogo nie powiedzie sam a“ 28, oto jedna z typowych uwag goliarda skasow ana w wydaniu powieści. Mimo skreślenia najostrzejszych rysów mło­ dopolskich, mimo stara n n e j podbudowy naukowej, mimo m nóstw a

zaczerpniętych z przeszłości szczegółów charakterystyki zestawio­ nych syntetycznie, berentowski goliard nie je st historycznie praw ­ dziwy i tra fn y — pogodzić go można ostatecznie z dumnym „Archi-

poetą“, zawodzi jednak zupełnie jako typ. B rak mu rysów pro stac­ kich i tryw ialnych, brak mu naiwnego zachwytu dla życia i jego przyjemności; ukazany w oderw aniu od stosunków społecznych i ekonomicznych, któ re go -wytworzyły — je st nieprzekonywający, więcej naw et — je st historycznie niezrozumiały. Jego p o rtret je st ta k niepełny, ja k niepełna je st słynna „Spowiedź“, najbardziej zna­ ny utw ór twórczości waganckiej, przytoczony w „Żywych Kamie­

26 Gautier Léon. Les epopees francaisses. Paris 1865, t. I, s. 380. 27 Ż. K., s. 15.

28 Zdrój, Dwutygodnik poświęcony sztuce i kulturze umysłowej. Poznań 1917—1918. T. 1, s. 141.

Cytaty

Powiązane dokumenty

– w świetle zatem prawdy formalnej w przypadku wydania wyroku zaocznego, zgodność z prawdziwym stanem rzeczy oznacza zgodność z materiałem znajdującym się w aktach sprawy,

Zasadniczo powiela ona rozwiązania wcześniejszej ustawy z 1 r., ale uwzględnia także rozwiązania ustawodawstwa krajowego (w tym jeden z typów pozwoleń wodnoprawnych,

W konsekwencji człowiek nie może (i nie powinien próbować) uwolnić się od swojej fizyczno- ści. Jest przede wszystkim bytem somatycznym, który zaspokoić musi konkret- ne

Wykonawca jest zobowiązany do stosowania jedynie takich środków transportu, które nie wpłyną niekorzystnie na jakość wykonywanych robót i właściwości przewożonych

Ponadto oświadczam, iż wyrażam zgodę na opublikowanie przez Kosakowskie Centrum Kultury z siedzibą w Rewie oraz Urząd Gminy Kosakowo w formie drukowanej i/lub na

cyjnej. Informacji można uzyskać dużo. Do udzielania tych informacji utworzony je st specjalny dział tzw. pierwszy kontakt, w którym pracują dwie osoby, które tylko i

biły się w sercach naszych, napawając nas przekonaniem, że droga, którą Jej wytknął Wielki Marszałek i Wódz Narodu Józef Piłsudski, jest jedynie słuszną,

Umieść urządzenie Firefly 2+ w stacji dokującej do ładowania: dioda LED miga na niebiesko podczas ładowania i świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest w pełni naładowane.. Aby