• Nie Znaleziono Wyników

Tradycyjne zasady retoryki

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tradycyjne zasady retoryki"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Kenneth Burke

Tradycyjne zasady retoryki

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/2, 219-250

(2)

III.

P

R

Z

E

K

Ł

A

D

Y

B E T O R Y K A D A W N I E J I D Z I S I A J . II

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V II I, 1977, z. 2

KENNETH BURKĘ

TRADY CY JNE ZASADY RETORYKI P ersw azja

„Mowa, k tó ra m a persw adow ać” (dicere ad persu ad end um accomo­

d ate) — ta k ą oto podstaw ow ą defin icję re to ry k i (jej synonim em jest

„elo k w en cja”) podaje Cycero w dialogu De oratore. K rassus, k tó ry jest w yrazicielem poglądów sam ego au to ra, przytacza ją jako coś oczywistego, jako regułę, od k tó re j k ażdy s tu d e n t re to ry k i pow inien rozpoczynać nau kę. N a „p ersw azję” jako istotę i cel reto ry k i w skazyw ał rów nież — trz y sta la t przed C yceronem — A rystoteles w tra k tac ie A rs rhetorica [Re­

toryka], m ówiąc, że jest ona „zdolnością w y n ajd y w ania środków persw a­

z ji w danej s y tu a c ji” . Isokrates, w ielki ry w a l A rystotelesa, nazw ał re to ­ r y k ę — w trak tacie, k tó ry się nie zachow ał — „spraw cą persw azji”

(peithous demiourgos). Taki poziom ogólności godzi więc n aw et ryw ali,

chociaż — co podkreślał De Q uincey — samo pojęcie persw azji k ry je w sobie możliwość różnych in te rp re ta c ji.

W tra k ta c ie In stitu tio oratoria fK ształcenie m ów cy], przeszło sto la t późniejszym od dialogu C ycerona, ob serw u jem y zm ianę akcentu. K w in- ty lia n defin iu je reto ry k ę jako „naukę dobrej w y m o w y” (bene dicendi

scientia) h System K w in ty lian a m a wszakże n a uw adze szczególny rodzaj

p ersw azji — celem a u to ra jest bowiem w ychow anie rzym skiego p a try - cjusza. Stąd, choć K w in ty lian przy tacza w jed n y m z rozdziałów swego

[Kenneth B u r k ę (ur. 5 V 1897) — am erykański eseista, pisarz, filozof, teore­ tyk literatury i języka, silnie oddziaływ ający na am erykańskie życie intelektualne ostatnich dziesięcioleci. Ogłosił m. in. następujące książki: C ou n ter-S tatem en t (1931),

Perm anence and Change (1935), A ttitu d e s T ow ard H istory (1937), The Philosophy of L itera ry Form (1941), A G ram m ar of M otives (1945), A R hetoric of M otives (1950), The R hetoric of R eligion (196S1), Language as Sym bolic Action (1966).

Tłumaczony tekst to początkowe fragm enty drugiej części studium A Rhetoric

of M otives, zatytułowanej T raditional P rin ciples of Rhetoric. Przekład według: „A G ram m ar of M otives'’ and „А R hetoric of Motives". Cleveland and N ew York

1962, s. 573—606.]

1 K w i n t y l i a n nie używa słow a „nauka” w sposób rygorystyczny. P rzyta­ czana definicja pochodzi z rozdziału 15 księgi II [K ształcen ia m ów cy]. Na początku III księgi autor stwierdza, iż wykazał, że retoryka jest „sztuką”.

(3)

tra k ta tu przeszło dw adzieścia definicji re to ry k i (kilkanaście z n ic h odw o­ łu je się do „ p ersw azji” jako isto ty reto ry k i), w y b ierając w k oń cu defi­ nicję w łasną, odw ołanie to pom ijającą — przecież zawsze p a m ię ta o p e r­ sw azji jako f u n k c j i reto ry k i. K w in ty lia n staw ia bow iem zn ak rów ­ ności m iędzy m ów cą doskonałym a dobrym człow iekiem ; tw ierd zi, iż dobry człowiek pow inien się odznaczać i doskonałym o panow aniem sztuk i w ym ow y, i w aloram i m oralnym i. R etoryka — m ów i K w in ty lia n — jest zarazem „p ożytkiem ” i „cno tą” . Jego pojęcie „dobrej w y m o w y ” im p lik u je więc nie tylko p rag m aty czn ą zręczność, lecz także m o ralisty czną zachętę.

De doctrina Christiana św. A ugustyna, dzieło, którego księga IV jest pierw szą w ielką re to ry k ą chrześcijaństw a, pow stało w początk ach V w ie­ ku. W okresie 750 la t n o tu je m y więc cztery w ielkie dzieła m yśli lud zk iej, dostarczające bogatego m ate ria łu do obserw acji zasad, jak ie m ożna w y ­ prow adzić z ujęcia re to ry k i jako p ersw azji, jako nam ow y do czynu, czyli — ja k m ów i św. A u gustyn — a d a g e n d u m . W tejże IV księdze

De doctrina Christiana a u to r stw ierdza, że a k t p ersw azji m a m iejsce w ted y, gdy poddany d ziałan iu w ym ow y człowiek:

pragnie tego, co mu obiecujesz, lęka się tego, o czym mu powiesz, że jest groź­ ne, nienawidzi tego, co potępiasz, przyjm uje to, co zalecasz, żałuje tego, co przedstawiasz jako żalu godne, cieszy się tym, o czym powiesz, że w inno być powodem radości, w spółczuje temu, czego niedolę postawią przed jego oczyma twe słowa, w ystrzega się tego, czego mu się w ystrzegać zalecasz <...), i k ied y­ kolw iek twa w ysoka wym ow a zdoła oddziałać na m yśli słuchaczy, przywodząc ich nie tylko do w iedzy o tym, co czynić, ale i do uczynków, o których wiedzą, że należy je spełnić.

Często jed n ak p ersw azję da się odnieść do „p o staw y ” raczej niż do czynu w ścisłym znaczeniu. P ersw azja zakłada m ożliwość w ybo ru, a więc nieskręp ow an ą wolę; dotyczy człow ieka tylk o w tak im stopniu, w jakim jest on w o l n y . W arto o ty m p am iętać w dobie d y k ta tu r lub p o k rew ­ ny ch im form spraw ow ania w ładzy. Mówca m oże przek on yw ać słuchaczy jedynie w g ranicach ich p o ten cjaln ej wolności, ta m bow iem , gdzie m u - s z ą oni coś czynić, re to ry k a jest zbędna. J e j fu n k cje tk w ią w sam ej n a tu rz e okoliczności, chociaż konieczność, k tó ra jest ty ch okoliczności isto tą, nie m a często nic w spólnego z n a tu rą , a tylk o z w a ru n k a m i stw o ­ rzonym i przez ludzi — w a ru n k a m i sw oistej p eith a n a n ke (czyli „ p rz y ­ m usu pod m aską p e rsw az ji”); stw arza ją tak że funkcjon ow an ie „w olnego r y n k u ” .

W sy tu acjach c h a ra k te ry z u ją c y ch się ograniczonym i m ożliw ościam i podejm ow ania d z i a ł a ń re to ry k a u siłu je k ształtow ać p o s t a w y (np. skazany n a k a rę śm ierci przestępca, którego ksiądz może nakłaniać, b y p rzy b ra ł postaw ę sk ru ch y i rezygnacji). Istn ieje tu różnica m iędzy C yce­ ron em a św. A u g u sty n em w tra k to w a n iu słów „po ruszać” (m overe) i „ n a ­ ginać” {flectere) jako o k reśleń naczelnej fu n k cji reto ry k i. Różnica ta od ­ pow iada rozróżnieniu czynu i p ostaw y (która jest czynem w sta d iu m

(4)

początkow ym , skłonnością czy też inklinacją). O dniesienie pojęcia p e r­ sw a z ji do p o s t a w y um ożliw ia stosow anie term in olo gii reto ry czn ej do s tru k tu r czysto p o e t y c k i c h . Jeśli środki w y ra z u stosow ane w li­ ry c e rozpatryw ać ze w zględu n a zdolności do k o m unikow ania lu b budze­ n ia pew nych stanów i jeśli założyć, że ew okow any przez nie rodzaj ak ceptacji odbiorcy nie m usi powodow ać w idocznych skutków p ra k ty c z ­ n y c h — to tak i zespół w arun k ó w czyni badanie ty c h środków n a gruncie re to ry k i postępow aniem całkow icie upraw n ion y m .

T rady cja przekazała nam w istocie cały w ach larz ujęć reto ry k i. Jed en jeg o kraniec stanow i „sztuka oszustw a” (był to k ie ru n e k system atycznie „do skonalony” przez n iek tó ry ch sofistów greckich), d rug i zaś — w izja K w in ty lia n a , w którego ujęciu re to ry k a staje się siłą — sztuką czy też w iedzą — zdolną identyfikow ać słuszne uczy n k i z p o p raw n y m w y sła­ w ian iem się. Ujęcie K w in ty lia n a nie jest zresztą w y jątk iem . Podobną koncepcję reto ry k i znajd u jem y w A ntidosis Iso k ratesa: a u to r przypom ina ta m obyw atelom Aten, że zw ykli oddaw ać cześć Bogini P ersw azji (Peitho), i pow iada, że m owa jest źródłem dobra. Iso k rates tw ierdzi, iż p ragn ienie d obrego w ysław iania się jest źródłem m oralnego postępu. „Szczera, rz e ­ te ln a i uładzona w ypow iedź jest w izeru n k iem (eidolon) dobrej i su m ien ­ n e j duszy” .

Źródłosłow em „ re to ry k i” , „o racji” i „w ym ow y” [eloquence] jest ten sam czasow nik „m ów ić” . S tąd też A rystoteles tw ierdzi, że reto ry k a to są p o p r o s t u s ł o w a . W jego system ie re to ry k a stanow i pod ty m w zględem odpow iednik dialek ty k i (trzeba jed n ak pam iętać, że „d ialek ty - k a ” w tak im ujęciu różni się od nowoczesnej „ d ialek ty k i p rzy ro d y ”). N iektórzy teo rety cy w olą uw ażać mówcę za przed staw iciela bardzo w ąs­ kiej specjalności. Z drugiej stro n y jed n ak m ożna być „elok w entn ym ” na k ażdy tem a t. Ten fa k t w łaśnie um ożliw ił K w in ty lian o w i rozszerzenie zakresu re to ry k i, aw ansow anie jej do ran g i ośrodka całego system u w y ­ chowawczego. K w in ty lian zresztą rozbudow ał ty lk o koncepcję Cycerona, k tó ry staw iał znak rów ności m iędzy doskonałym m ów cą a doskonałym obyw atelem — człow iekiem w szechstronnie uzdolnionym , w yrozum iałym i dośw iadczonym . N aw et A rystoteles, au to r, k tó ry w prow adzał ry g o ry ­ sty czn ą k lasyfikację w iedzy, gdziekolw iek to było m ożliwe, ro zp a tru je w R eto ryce m ateriał, d ający się klasyfikow ać jako psychologia, etyka, polityka, logika i h istoria. F ak tem jest, że ty p o w a w ypow iedź reto ry czn a zakłada, w m yśl poglądów A rystotelesa, w y stępow anie „w spólnych m iejsc” , kategorii, k tó rej nie da się przyporządkow ać żadnej z nauk; w ty m zaś stopniu, w jak im w ypow iedź reto ry cz n a dotyczy konkretnego przedm iotu, p rzekracza ona granice reto ry k i, zbliżając się do określonej dziedziny nauki. (Typow ym reto ry czn y m „m iejscem w sp óln ym ”, w sensie n a d a w a n y m tem u określen iu przez A ry sto telesa, będzie np. słyn ny slo­ gan C hurchilla „Too little and too la te” , o k tó ry m tru d n o byłoby pow ie­

(5)

M ożna zakładać, że „p ersw azja” jako ta k a obejm u je czysto logiczną operację dowodzenia. M ożna też odróżniać apel do ro zum u i apel do emocji, upodobań, niew iedzy, uprzedzeń itp., rez e rw u jąc te rm in „p ersw a­ z ja ” dla ty ch m niej zdyscyplinow anych rodzajów „ a rg u m e n ta c ji” . (W kra­ czam y tu znów n a te re n „ d ialek ty k i” . W ydaje się, iż św. A u g u sty n , po­ sług ujący się ty m term in e m zgodnie z tra d y c ją stoicką, tr a k tu je d ialek - ty k ę jako logiczną podstaw ę reto ry k i; d iale k ty k a tu ta j w in n a zajm ow ać się podstaw am i d ram a tu rg ii rzeczyw istości, u stan aw iając k r y te r ia dla p ersw azji retorycznej.)

G reckie słowo peitho wyw odzi się z tego sam ego źródłosłow u co łaciń­ ski w y raz oznaczający „ w iarę” . Do te j sam ej rodziny słów n ależy rów nież

pistis, słowo, k tó re fu n k cjo n u je w system ie A ry sto telesa jako term in

o kreślający „dow ód” o c h arak terze reto ry czn y m . P istis jest n i ż s z y m rodzajem dowodu, niższym niż dowód nauk o w y (apodeixis). (Zob. K szta ł­

cenie m ów cy, ks. V, rozdz. 10.) Iro n ia polega n a tym , że to sam o słowo pistis określało w greckiej lite ra tu rz e eklezjastycznej n a j w y ż s z y

porządek w iedzy chrześcijańskiej: „ufność” i „ w ia rę ” — przeciw staw ione „rozum ow i”. C zasow nik peitho w stronie czynnej znaczy „persw adow ać” , n ato m iast jego stronom pośredniej i b iern ej odpow iada znaczenie „być

posłusznym ” .

C zasow nik łaciński suadere, odpow iadający greckiem u peitho, w yw o­ dzi się z kolei z ty ch sam ych źródeł co „słodycz” , „u sp o ko jenie” i „łagod­ ność” . G enealogia ta um ożliw ia zacieśnienie zakresu znaczeniow ego słow a „ p ersw azja” do tak ich znaczeń, jak „przy m ilan ie się” i „zachw ycanie” . Św. A u g usty n często ko rzy sta z te j możliwości, p re fe ru ją c słow a „p o ru ­ szać” (m o vere) i „naginać” (fle c te re ) tylko w tedy, gdy chodzi o określen ie celu ostatecznego reto ry k i. (W stw ierd zen iu S idneya, iż celem w ym ow y jest „pełne słodyczy i dokładne w y rażan ie konceptów u m y słu ”, k ry je się także m yśl o „p ersw azji” . D ostrzeżem y ją bez tru d u , jeżeli uzm ysłow im y sobie zw iązek zachodzący m iędzy angielskim „sw eet” a łacińskim „sua­

v ita s”, k tó ry m to słowem Cycero określa jeden z w ażniejszych, jego zda­

niem , a try b u tó w wym owy.)

Częściej w szakże uw aża się, iż zdolność „p rz y m ila n ia się” jest d ru g o ­ rzędn ą w łaściw ością reto ry k i, zw ykłym sposobem k ształto w an ia d o b rej woli au d y to riu m , zatrzy m y w ania lu b odw racania jego uw agi — chw y­ tem podporządkow anym celom znacznie w ażniejszym . P roces persw ado­ w an ia zakłada n a d e r często obecność przeciw n ik a i jego pogróżek, stąd „agonistyczny” i em u lacy jn y c h a ra k te r reto ry k i. A ry stoteles, dla którego re to ry k a jest m etodą „w y próbo w y w ania p rzeciw ień stw ” , tw orzy w zw ią­ zku z ty m rodzaj podręcznika sztuki sam oobrony. O pisuje chw y ty i uniki, ciosy i sposoby ich blokow ania; każdem u sposobowi n a k ła n ian ia odpow ia­ da stosow ny sposób odw odzenia, każdem u a rg u m e n to w i tow arzyszy k o n tra rg u m e n t, a każdej pochw ale — d o ró w n u jąca jej siłą inw ektyw a. Zw ycięża n a o g ó ł sp raw a słuszniejsza i lepsza, jed nak że — k o n sta tu je

(6)

A ry sto te le s — żadnej sp ra w y nie m ożna bronić bez znajom ości i zręcz­ nego stosow ania odpow iednich chw ytów . B ada on więc te ch w yty z czysto technicznego p u n k tu w idzenia, nie odnosząc ich do żadnych raz na zawsze ustalo n y ch tw ierdzeń. (Zupełnie inaczej p o stęp u je św. A ugustyn, którego analiza persw azji chrześcijańskiej na tak im odniesieniu się opiera.) U cząc m ów cę sztuki skutecznego n a k ła n ian ia ludzi, by pow iedzieli „ ta k ”, A ry ­ sto teles uczy rów nież oponenta, jak spowodować, by ci sam i ludzie odpo­ w iedzieli rów nie stanow czym „nie” .

Cycero, którego dzieło jest w dużym stopniu w yn ikiem dośw iadczeń zdobyw anych w senacie i w sądach, p odkreśla ów „agonistyczny” cha­ r a k te r persw azji bardzo mocno. U K w in ty lian a akcent te n jest słabszy,, gdyż m a on n a względzie przede w szystkim cele wychow aw cze. Ale i ten a u to r, gdy opisuje w ym ow ę, ucieka się często do w yobrażeń o c h arak terze m ilita rn y m lub takich, któ re w iążą się z w alką gladiatorów . (Przypom ina to nam , iż dialog Cycerona De oratore toczy się m iędzy kilkom a w y b itn y ­ mi osobistościam i publicznym i, k tó re „w yjechały z R zym u” na dalekie

przedm ieście „w porze igrzysk” .)

W brew ty lek ro ć m anifestow anej p asji polem isty — w De doctrin a C hristiana św. A ugustyn sta ra się bardziej p o z y s k a ć publiczność, n iż rozgrom ić przeciw ników . &w. A ug u sty n docenia bow iem p ersw azy j- ność w ew n ętrzn ie w łaściw ą sam ym form om retoryczn ym , choć działa przecież w czasach, gdy re to ry k a pogańska b y ła pow szechnie d y sk re d y ­ tow ana. Jak k o lw iek więc w ielu chrześcijan uw ażało re to ry k ę za rzecz ze sw ej n a tu r y pogańską, św. A ugustyn, przeszedłszy szkołę reto ry k i zanim się naw rócił, utrzy m y w ał, że każde, najlichsze n aw et upiększenie pow inno zostać w ciągnięte do służby Bożej, by pow iększać chw ałę i potęgę now ej d o k try n y .

Ujęcie re to ry k i jako m etody „w ypróbow yw ania p rzeciw ień stw ” każe nam pow rócić do problem u relacji w zajem n y ch re to ry k i i dialektyki. N asuw a się tu m yśl n astęp u jąca: jeśli zgrom adzim y k ilk u m ó w c ó w i pozw olim y, by to, co m ówią, doskonaliło się w to k u zadaw anych sobie przez ty c h m ówców p y tań i udzielanych odpow iedzi — stw orzym y wzo­ rzec d i a l e k t y c z n y dialogu platońskiego. Idealnie p o jęty dialog jest jednak poszukiw aniem wyższego p orządku p raw d y , porządku, k tó ry u jaw ­ n ia się w m ia rę tego, jak m ówcy, w spółzaw odnicząc ze sobą, w sp ó łp ra­ cują w osiągnięciu celu przekraczającego ich in d y w id u aln e stanow iska^ J e st to p a ra d y g m at dialektycznego procesu „po jedn ania p rzeciw ień stw ” w form ie „w yższej sy n tezy ” .

W arto jed n a k zauważyć, że p u n k tem w yjściow ym takiego przed się­ w zięcia dialektycznego jest w system ie platońskim o p i n i a . S okratejska m etoda m ajeu ty czn a polegała więc n a o d k ry w an iu p raw d y poprzez sfo r­ m ułow anie opinii, k tó rą n astęp n ie poddaw ało się sy stem aty czn ej kry tyce. C ały ten proces m iał czysto w erb aln y c h a ra k te r; A ry sto teles zakw alifi­ kow ałby sam ą m etodę jako sztukę, a nie naukę, poniew aż, jak tw ierdził,

(7)

każda n a u k a m usi posiadać w łasny, pozaw erbalny przedm iot. M etoda sok ratejsk a u jaw n ia ła swe zalety w tak ich przedsięw zięciach językow ych, jak dialektyczne poszukiw anie „idei” : spraw iedliw ości, p raw d y, piękna itd. J e j użyteczność jako m eto d y grom adzenia w iedzy pochodzącej z em ­ pirycznej obserw acji i lab o rato ry jn eg o e k sp ery m en tu nie jest jed n a k zbyt w ielka. D ialek ty k a tego ro d zaju w iązała się z „ideologią” w p ierw o tn y m znaczeniu tego te rm in u — z badaniem idei i ich w zajem n y ch relacji. P rzede w szystkim jed n ak m usim y pam iętać, że każde tak ie poszukiw anie „p ra w d y ” rozpoczynało się od „opinii” . W ty m też sensie opinia stan ow iła p o d ł o ż e tego ro d zaju poszukiw ań. J e s t to fak t godny uw agi, bow iem zain tereso w an ie opinią przypisyw ano tak że reto ryce, czyli „ w e rb aln e m u ” odpow iednikow i d ialektyki. Z ty m , że re to ry c e w zasadzie nie p rz y z n a ­ w ano u p raw n ień do p rzek raczan ia poziom u opinii.

Do działań w sferze opinii zm usza re to ry k ę pu bliczny c h a ra k te r p e r­ sw azji oraz w łaściw y tejże czy n n ik w spółzaw odnictw a. Jeśli więc odw o­ łanie się do przesądu g w a ra n tu je w danej sy tu acji w iększą skuteczność persw azji niż apel do rozum u, m ówca m a p raw o się do p rzesądu odwołać, niezależnie od tego, jak i rodzaj apelu b y łby m u osobiście bliższy; jego celem jest przecież przeforsow anie spraw y , k tó rą rep re z en tu je . A rg u ­

m ent, m ów i Cycero, trzeb a zwalczać k o n tra rg u m e n te m , a apel do em o­ cji — budzeniem em ocji p rzeciw staw nych. (Trzeba w zniecić nienaw iść tam , gdzie przeciw nik zdołał zyskać przechylność, a w spółczucie trz e b a niw elow ać rozbudzoną nienaw iścią.) A rystoteles n ato m iast przytacza z apro b atą stw ierdzenie Gorgiasza, iż w inno się parow ać ż a rt przeciw n ika pow agą, zaś jego pow agę — żartem . W ta k pojm ow anej persw azji p raw d a od gry w a rolę co n ajw y żej d rugorzędną, a sp raw ą pierw szej w agi jest w łaśnie opinia. Sądzę jednak, że n ad er często rela cje zachodzące m iędzy „ p ra w d ą ” a rodzajem w y k o rzy sty w an y ch przez re to ry k ę opinii p o jm u je się błędnie. T eksty klasyków nie w y św ietlają, ja k się w ydaje, tego p ro ­ blem u.

Opinii, k tó re re to ry k a w y k o rzy stu je w procesie n a k ła n ian ia do działań, nie należy sytuow ać w o p o z y c j i d o p r a w d y . Jeżeli m am y ochotę w łaśnie tak ów rodzaj opinii sytuow ać, to dlatego, że uprzednio zestaw i­ liśm y w spom niane te rm in y (tj. „opinię” i „ p ra w d ę ”) w d ialekty czną parę. Tym czasem do w ielu w y k o rzy sty w an y ch przez re to ry k ę opinii k r y ­ te riu m praw d y w ściśle nau k o w ym sensie w ogóle się nie stosuje. Je śli np. publiczność jest głęboko prześw iadczona, iż pew ien rodzaj zachow ania zasługuje na podziw, wów czas m ówca może sta ra ć się zidentyfikow ać postępow anie osoby, k tó re j jest rzecznikiem , z ta k im w łaśnie zachow a­ niem . „O pinia” publiczności dotyczy ety k i i nie m oże być w eryfiko w ana n a gruncie naukow o pojm ow anej „praw dziw ości” . In n a sp raw a, że m ów ca m oże identyfikow ać postępow anie swego k lie n ta z aprobow anym zacho­ w aniem w sposób praw d ziw y lub fałszyw y. Może tw ierdzić, że owa osoba postępow ała w określony sposób, podczas gdy w rzeczyw istości

(8)

postępo w ała ona inaczej. I jeśli spraw i, że publiczność m u uw ierzy, m o­ żem y stw ierdzić, że ów m ów ca kupczy opinią, zaś u p raw ia n y przez niego p ro ced er sytuow ać w o p o z y c j i d o p r a w d y . Z ajm u jem y się tu jed n a k m oty w am i sięgającym i głębiej niż te, jakie sto ją za zw ykłym kłam stw em . R o z p a tru jem y przesłank i ety czn e leżące u podstaw całej ta k ty k i p ersw azji. C zynnikiem isto tn ie w ażn y m jest w tak im ujęciu opi­ n ia (opinia raczej jako m o ra ln y porządek d ziałania niż jako „sceniczny” porządek praw d y). Mówcę obchodzi ty lk o ta k pojm ow ana opinia. Jeśli d an a publiczność uw aża o kreślony rodzaj zachow ania za w spaniały, m ów ­ ca m a praw o p rzekonyw ać tę publiczność za pom ocą idei i w yobrażeń, k tó re id e n ty fik u ją rep re z en to w a n ą przez niego spraw ę z ty m w łaśnie ro dzajem zachow ania.

Identyfikacja

„N ietrudno — pow iada za S o kratesem A ry sto teles w sw ojej R e to ry ­

ce — chw alić oby w ateli A ten wobec o b y w ateli A ten ” . A rystoteles w y ­

szczególnia cechy, o k tó ry c h publiczność pow szechnie sądzi, że składają się n a cnotę. Są to: spraw iedliw ość, odw aga, opanow anie, w spaniała postaw a lu b pow ierzchow ność (m egaloprepeia), to leran cja, szczodrość, ła­ godność, rozw aga i m ądrość. A u to r zaleca n astęp n ie, by m ówca, nieza­ leżnie od tego, czy m a zam iar chw alić, czy ganić, udaw ał, że jakości p rzy po m in ające k tó rą ś z w ym ienionych są z nią identyczne. Jeśli np. chce w zbudzić niechęć do osoby ostrożnej, p ow innien przypisać tę jej cechę oziębłości i w yracho w aniu . I odw rotnie: pro stactw o może wzbudzić sym patię, jeśli okaże się, że to dobroduszność. K łótliw ość może się stać szczerością, w yniosłość — w span iałą p ostaw ą, ryzykanctw o — odwagą, a ro zrzutność — szczodrością. P ow in n iśm y także, pow iada A rystoteles, baczyć n a publiczność, k tó re j p rzed k ład am y ta k spreparo w ane oceny, albow iem tru d n o je st chw alić o b y w ateli A ten w obec S p artan .

P ierw szy człon słynnego zdania S o k ra te sa pojaw ia się n a jp ie rw w I księdze R e to ry k i, a n astęp n ie, już w całości, zdanie to przytoczone jest w III księdze, w k tó rej A ry sto teles z ajm u je się apelem m ówcy do uczuć p rz y ja ź n i i w spółczucia. G dy w ygłaszasz m ow ę pochw alną — stw ie rd z a p rzy te j okazji A ry sto te le s —

m usisz sprawić to, aby słuchacz sądził, iż pochw ała obejmuje albo jego samego, albo jego rodzinę, albo jego sposób życia, albo coś w tym rod zaju 2.

C hw alenie A teńczyków nie p rzed staw ia tru d n o ści w A tenach; p rzed ­ staw ia je — w Sparcie.

Oto n a jp ro stsz y chyba schem at persw azji. Słuchacz jest w takim sto p n iu przek on any , w jak im m ów ca p o trafi stosow ać jego język: mowę,

2 [ A r y s t o t e l e s , R etoryka. W zbiorze: T rzy s ty lis ty k i greckie. A rysto teles —

D em etriu sz — D ionizjusz. Przełożył i opracował W. M a d y d a. W rocław 1963,

s. 60. BN II 75.]

(9)

gest, tonację, styl, w y o b rażenia, p o staw y i idee — w te n sposób i d e n ­ t y f i k u j ą c się z nim . P ochlebstw o jest tylko jedn ym ze sposobów persw azji, ale m ożem y je tu śm iało uznać za p ąrad y g m at. M usim y ty lk o system atycznie poszerzać znaczenie sam ego słowa, k tó re u ja w n i nam w ted y najogólniejsze w a ru n k i id en ty fik acji czy też konsubstancjalności. „S yg nały ” tak ie j k o n su b stan cjaln o ści e m itu jem y w tedy, gdy odnosim y się do „opinii” publicznej z resp e k tem . Mówca, tw ierdzą A ry sto teles i Cyce- ro, pow inien w ysyłać „ sy g n ały ” niezbędne dla pozyskania przychylności słuchaczy. To p raw d a, że m usi on n iek ied y przełam yw ać ich op in ię pod jakim ś w zględem . Może tego w szakże dokonać jed y n ie za cenę g e n e ra l­ nego wobec niej u stę p stw a . P ew n e a sp ek ty opinii p ub licznej sp ełn iają w tedy rolę p u n k tu oparcia dla w pro w ad zen ia tego no vu m . (Je st rzeczą pożądaną, by m ów ca u stalo n e opinie podzielał, gdyż — „zakładając, że pozostałe czynniki są o b o jętn e” — jego id en ty fik acja ze słuchaczam i bę­ dzie skuteczniejsza, jeśli będzie au ten ty czn a.)

Tzw. „m iejsca w sp ó lne” , czyli „ to p ik a ”, w ym ieniane w R eto ryce (w raz z „loci com m un es” , w y m ien ia n y m i w podręcznikach łacińskich), są w is­ tocie zw ięzłym przeg ląd em „opinii” w om aw ianym tu znaczeniu. Owe „m iejsca w spó lne” to dla A ry sto te le sa cele, czyny, rzeczy, w aru n k i, sta n y um ysłu, cechy ludzi, k tó re uw aża się pow szechnie za budzące nadzieję lub obawę, za dobre lu b złe, za pożyteczne lu b groźne, budzące zachw yt lu b odrazę, itd. Zbiór w szystkich ty ch opinii czy też założeń (dziś pow ie­ dzielibyśm y raczej — „ p o sta w ” albo „w arto ści”) m a służyć jako k atalog ogólnie dostępnych środków persw azji. N am jed n a k chodzi przede w szy st­ kim o stw ierdzenie, że typo lo g ia tego ro d za ju jest pochodną zasady p e r­ sw azji; tw orzą ją „p o staw y ” jako m a te ria ł p ersw az y jn y oraz zespół m eto d pozw alających n a ich w y k o rz y sta n ie zgodne z celam i m ówcy.

A ry sto teles w y m ien ia ty p y opinii, k tó re pow inno się w yko rzysty w ać, jeśli zachodzi p o trzeb a rek o m en d o w an ia lub d y sk red y to w an ia p olity ki; ty p y m otyw ów , k tó re, ja k się pow szechnie uw aża, prow adzą do czynów spraw iedliw ych bądź n iesp raw ied liw y ch ; cechy osobowe łu b ian e bądź nie łubiane (tzn. opinie, jak ie m ów ca pow inien w ykorzystyw ać, aby p rz e d ­ staw ić w k o rzy stn y m św ietle siebie samego, a w n iek orzy stny m — swego przeciw nika); opinie, za pom ocą k tó ry c h m ożna budzić gniew, uczucie przyjaźni, strach, litość, w sty d , oburzenie, zawiść, potrzebę ry w alizacji, życzliwość itd. W nioski, k tó ry c h podstaw ą są opinie, nazyw a A ry sto teles „en ty m em atam i” ; sam a zaś p ro ced u ra takiego w nioskow ania stanow i reto ry czn y odpow iednik sylogizm u. S porządzonym przez a u to ra listom opinii dadzą się tak że przy p o rząd k o w ać dow ody k o n stru ow an e w o p arciu o przy k ład y (procedura, k tó ra jest reto ry cz n y m odpow iednikiem in d u k ­ cji). (Trw ałość A rysto teleso w sk ich „toposów ” m u si budzić podziw — w b rew tem u, co się m ów i o „relaty w izm ie e ty czn y m ” jego teo rii. P o ­ dobnie jak i d e e , w szy stk ie te „m iejsca w spólne” zd ają się być całko­ wicie odporne n a d ziałan ie czasu: są dziś ta k sam o ak tu aln e ja k w cza­

(10)

sach A rystotelesa. Z ty m , że dzisiejszy m ów ca m usi, rzecz jasna, przy ob le­ kać je w inne w y o b r a ż e n i a , odpow iadające w spółczesnym realiom .) A rystoteles ro z p a tru je tak że „to p ik ę” innego rodzaju, uzyskiw aną w drodze m an ip u lacji p ro ce d u ra m i tak ty czn y m i, przez stosow anie pew ­ nych p rakty czn y ch re g u ł tw orzenia, ro zw ijan ia i przekształcan ia w y ra ­ żeń, w ykorzy sty w an ie logiki k a la m b u ru czy n a w e t — zwodniczej i sofi- stycznej arg u m en tacji. T w orzyw em „to p ik i” będzie i w ty m w y p ad k u opinia, ale o jego c h a ra k te ry sty c e ro d zajow ej d ecyd uje w ystępow anie określonych i dający ch się w y odrębnić e lem en tó w form aln ych czy też procedur. A ry sto teles zalicza do tego ro d za ju : kierow an ie słów p rzeciw n i­ k a ptrzeciwko niem u sam em u, p rzek ształcan ie a rg u m e n tu przez przeci­ w ieństw o („jeśli u czyniła to w ojna, n a p ra w to pokojem ”). Jego w ykaz obejm uje też: p rzy p o m n ien ie tez przeciw nika, głoszonych w daw nej sy ­ tu acji, dla p oparcia p o lity k i odnoszącej się do no w ej sy tu acji („chcieliście tego w tedy, pow inniście chcieć tego i te r a z ”); użycie definicji w sposób d la siebie k o rzy stn y (uczynił tak Sokrates, pow ołując się na uprzednio czynione w yzn an ia o ty m , że k ie ru je n im daim onion, jako na dowód, że nie jest ateistą); podział tw ierd z en ia („istn iały w ięc trz y m otyw y p rz e ­ stępstw a; d w a z nich okazały się n iepraw dopodobne, istnienia trzeciego nie dowiódł n a w e t o sk arży ciel”); ten d e n c y jn ą selekcję w yników (spraw a może mieć zarów no złe jak i dobre n a stę p stw a , m ożna eksponow ać ten ich rodzaj, k tó ry służy rep re z en to w a n e m u p rzez m ówcę stanow isku); w yolbrzym ienie (oskarżony może osłabić całą siłę skierow anego przeciw niem u oskarżenia — w y o lbrzy m iając je); w y k o rzy stan ie oznak (argu m en­ tow anie, że dan y osobnik jest złodziejem , poniew aż nie cieszy się dobrą opinią) — i szereg in ny ch ta k ty k . N a szczególną w śró d ty ch ta k ty k u w a ­ gę zasługuje, zdaniem A ry sto telesa, w y k o rz y sta n ie rozziew u m iędzy p u ­ blicznym i p ry w a tn y m p o rządkiem m o ty w acji. P ubliczn ie — pochw ala się spraw iedliw ość i piękno, p ry w a tn ie — u z n a je się za k ry te riu m p rak ty c z ­ ną korzyść; m ów ca m oże w ięc odw oływ ać się do tego porządku m o ty w a­ cji, k tó ry lepiej służy jego celom. T ak ty k a ta określa jeden z częściej w ykorzystyw an y ch w spółcześnie w zorców reto ry czn y ch , jakim jest oscy­ lacja m iędzy „id ealisty czn y m ” i „ m a terialisty c zn y m ” porządkiem m o ty ­ wacji. P rzy p isu je się w ięc „id ealistyczne” m o ty w y w łasn em u u g ru p o w a­ niu, a „ m aterialisty czn e” — przeciw nikom ; bądź te ż oskarża się o „idea­ lizm ” przeciw nika, jeżeli im p lik u je to n ieskuteczność i oderw anie od p rak ty k i.

P rzek ład oczekiw ań m ów cy n a język opinii publicznej zdaje się w y ­ czerpyw ać treść pojęcia id en ty fik a c ji w reto ry ce . P rzytoczona tu lista czysto fo rm aln y ch chw ytów reto ry czn y ch sk łan ia jednakże do dalszych n a ten tem a t reflek sji. W ydaje się, że im w ięk sza je st natarczyw ość m ów ­ cy, tym w iększa obfitość i siła ch w y tó w fo rm aln y ch , chw ytów , rzecz jasna, u ż y ty ch zgodnie z zasadam i f u n k c j o n a l n o ś c i , a nie

(11)

„zdob-niczo” . W ysoki stopień ich k o n cen tracji pozwala dostrzec i zrozum ieć m echanik ę procesu id enty fikacji reto ry czn ej.

Zasady tej m echaniki naszkicow ał już Longinos. Pisze on o uniesieniu, w k tó ry to sta n w praw ieni słuchacze czują się tak, ja k gdyby nie tylko

odbierali w y w od y m ówcy albo poety, lecz tak że sam i je w spółtw orzyli. M ożna w ięc o tak ic h p rzypadkach powiedzieć, że słuchacze przeżyw ają mowę, poniew aż m a ją poczucie uczestnictw a w jej tw orzeniu.

W iem y w każdym razie, że n a w e t czysto fo rm aln e w zory m ogą bu­ dzić w n as postaw ę w spom agającego oczekiwania. W yobraźm y sobie tek st

zbudow any z szeregu opozycji (,,m y robim y t o, lecz o n i ze swej stro n y robią t a m t o ; m y stoim y t u t a j , a o n i i dą t a m ; m y pa­

trzy m y w g ó r ę , lecz o n i spoglądają w d ó ł ” itd.). W m omencie, w k tó ry m rozpoznajem y ten d e n c ję zaw artą w form ie, n arzu ca się nam ona jako zaproszenie do w spółpracy, bez w zględu n a treść, jak ą przenosi. K ie ru je n am i ry tm n astęp stw a a n ty te z — n a w e t w tedy, gdy nie godzi­ m y się z prezen tow an y m i w te j form ie tw ierdzeniam i. Mogą to być naw et tw ierd zen ia oponenta, budzące nasze oburzenie — a m im o to w trakcie sam ej w ypow iedzi będziem y „pom agać” w ich „spełnieniu się”, poddając się logice form alnego rozw oju w ypow iedzi i sy m e trii jej form y. Im b a r­ dziej zdecydow any jest nasz p ierw o tn y sprzeciw wobec tw ierdzeń, tym , rzecz jasna, tru dniejsze „poddanie się” i „w sp ó łp raca” z form ą. W sy­ tu a c ji jednak, gdy nasz pogląd nie jest jeszcze u g ru n to w an y , poddanie

się w ładzy form y przygotow uje tere n dla a k cep tacji spraw y z nią iden­ ty fikow an ej. W ładzy form y ulegam y w ięc nie na sk u tek sy m p atii dla niesionych przez nią treści, ale dzięki „u n iw ersaln em u ” apelow i, k tó ry je st jej w łaściw ością. Nasza akcep tacja dopiero w tó rn ie przenosi się na zw iązaną z tą fo rm ą spraw ę.

W yw ód nasz m ożna w esprzeć p rzykładem innego chw y tu o w ysokim stopniu sform alizow ania, zwanego klim aksem (gradatio). F ra g m e n t ko­ m edii S zekspira J a k w am się podoba, p rzy taczan y przez red a k to ra dzieła D em etriusza O s ty lu (w w yd an iu Loeba), odznacza się tym , że częścią zastosow anej fig u ry reto ry czn ej staje się poniekąd jej nazw a:

Brat twój i siostra m oja ledwo się spotkali, już na siebie spojrzeli, ledwo spojrzeli, już się pokochali; ledw o pokochali, już westchnęli; ledwo westchnęli, już się w zajem nie o przyczynę pytali; ledwo przyczynę odkryli, już szukali lekarstw a — i z takich s t o p n i złożyli s c h o d y m ałżeń stw a3.

P rzed m io t akceptacji, do jak iej zniew ala nas w ty m przy p ad k u form a, nie może budzić kontrow ersji. Można jed n a k przytoczyć in n y p rzy k ład

gradatio; pojaw iał się on często n a łam ach p ra sy w czasie k ry sy zu b e r­

lińskiego, k tó ry m iał m iejsce w 1948 roku: „kto p a n u je n ad B erlinem , p a n u je n a d Niem cam i; kto p a n u je n ad N iem cam i, p an u je n a d E uropą;

3 [W. S z e k s p i r , Jak w am się podoba. W: Dzieła dram atyczne. T. 2. Warsza­ wa 1963, s. 293 (tłum. L. U 1 r i с h)J

(12)

kto pan u je n ad E uropą, p a n u je n ad św iatem ” . T ekst ten, ro zp a try w a n y jako tw ierdzenie, m oże zaw ierać p raw d ę lub fałsz. Lecz jeśli n a w e t w y raża praw dę, to ludzie m ogą nie chcieć panow ać nad św iatem , chyba że re p re z e n tu ją zdecydow anie im p erialisty czn e dążenia. N iezależnie je d ­ n a k od pow yższych w ątpliw ości p ercy p u jem y form ę zdania. W chw ili, gdy dom yślam y się już, jak m a się ono rozw inąć (dzieje się to w m o­ m encie percep cji drugiego „sto p n ia” zdania), o d n ajd u jem y czysto fo rm a l­ n ą płaszczyznę ak cep tacji zdania; spontanicznie prag nąc jego dopełnienia, osiągnięcia p ro je k to w a n ej postaci, w spółdziałam y w realizacji jego sy ­ m etrii. Zjaw isko nacjo n alisty cznej psychozy uzm ysłow iło nam ostatecznie, iż akcep tacja w płaszczyźnie czysto fo rm aln ej zachęca do akceptacji dok­ try n y .

D em etriusz p rzytacza w e w spom nianym dziele n a stęp u jący fra g m en t m ow y Aischinesa: „Przeciw ko sobie go w zyw asz, przeciw ko praw om go wzyw asz, przeciw ko dem ok racji go w zyw asz” 4. (Przekład nasz nie jest dosłow ny. Chodziło n am bow iem o m ak sy m aln e u w y pu klen ie s tru k tu ry językow ej w ypow iedzi, w ty m tak że o efekt n a s i l a n i a s i ę w fazie końcow ej, którego D em etriusz w sw ych rozw ażaniach nie uw zględnia. W oryginale trz y „sto p n ie” zdania sk ład ają się kolejno z sześciu, siedm iu i dziesięciu sylab.) P rag n ąc p rzed staw ić isto tę osiągniętego w ty m zdaniu e fe k tu retorycznego, D em etriu sz p rzy ta cz a tę sam ą m y ś l , lecz z pom i­ nięciem fo rm y k u m u la ty w n e j: „Przeciw ko sobie i praw om , i dem okracji go w zyw asz” 5. Z danie w te j w e rsji nie zaw iera trzech elem entów fo r­ m alnych, k tó re D em etriusz wyszczególnia: rep e ty cji tego samego słowa na początku każdej części zd ania (epanafora), identyczności brzm ienia zakoń­ czeń w szystkich trz e ch części w ypow iedzi (hom oioteleuton) oraz b rak u spójników (asyndeton). W ypow iedź tra c i w ten sposób w y razistą postać form alną, k tó ra m ogłaby stać się przedm iotem akceptacji. (F lau bert z uznaniem w y raża się w jed n y m z listów o następ u jący m zdaniu: „N ie­ któ rzy ciągnęli pieszo, n iek tó rzy konno, n iek tó rzy n a grzbietach słoni” . Z danie to jest doskonałym p rzy k ład em zastosow ania form y k u m u la ty w ­ nej. E fek t zw iększania się ilości sy lab w zm acnia odpow iednie stopnio­ w anie w ielkości przedstaw ień.)

W księgach V III i IX tra k ta tu K ształcenie m ó w cy K w in ty lian om aw ia liczne „ tro p y ” i „ fig u ry ” . N iektóre z nich odznaczają się szczególną, w ięk ­ szą niż inne, zdolnością w yzw alan ia ak cep tacji czysto fo rm aln ej (niezależ­ nej od treści). Celem naszym nie je st jed n a k dokładna analiza ogółu zna­ nych tropów . Chodzi n a m jedynie o zasadę, o w yjaśnienie, dlaczego w y ­ rażen ie tw ierd zen ia za pom ocą te j lu b in n ej fo rm y retory czn ej może w iązać się z „ id e n ty fik a cją ” . P roces te n rozpoczyna się od pobudzenia słuchacza do uczestnictw a w form ie jako siedlisku ap elu o ch a ra k te rz e „u n iw ersal­

4 [ D e m e t r i u s z , O w yrażan iu się. W zbiorze: T rzy sty listy k i greckie, s. 156.1 5 [Ibidem , s. 157.]

(13)

n y m ” , a jego dalszym eta p e m jest p ró b a w łączenia w to „ u n iw e rsu m ” k on kretn eg o i p a rty k u larn e g o tw ierd zen ia.

In ne w a ria n ty m o ty w u retorycznego

W yw ód o uniw ersalności re to ry k i (w księdze I De oratore) rozpoczyna Cycero przyw ołaniem m itycznego e ta p u historii — kiedy to p raw e dzia­ łan ie i praw idłow e w ysław ianie się uw ażano za jedność (au tor odw ołuje się do opisu ćwiczeń A chillesa w Iliadzie). Później — k o n sta tu je z ża­ lem — zaczęto rozgraniczać działanie i m owę, co ostatecznie doprow adziło do zacieśnienia przez sofistów zak resu re to ry k i do sfery w e rb a ln e j w czy­ sto d ek oracy jn y m sensie. D alszą d e p re c ja c ję reto ry k i przyniosło oddzie­ lenie jej od filozofii. (Cycero obw inia o to Sokratesa. W te n sposób, paradoksalnie, S o k ratejska pró ba uw zględnienia p raw k u ltu ry do rozw oju poprzez różnicow anie się, a n a u k i — poprzez pogłębianie specjalizacji, została oskarżona o w yw ołanie sy tu acji, k tó re j b yła w istocie w ytw orem i k tó re j celom m iała służyć.) R e to ry k a u cierp iała n a sk u te k tego rozdzia­ łu, poniew aż spowodow ał on, iż zaczęto odróżniać „m ądrość” od „w ym o­ w y ” , co z kolei u spraw iedliw iało dokonaną przez sofistów re d u k c ję re to ­ r y k i do um iejętności form u łow an ia pochlebstw .

Filozofię i m ądrość określano później w spólnym m ianem „d ia lek ty k i” i trak to w an o jako dziedzinę o d r ę b n ą od reto ry k i, za isto tę te j o sta t­ n ie j uw ażając zdolność p rzy m ilan ia się (rozróżnienie ta k ro zu m ianej re to ­ ry k i i d ialek ty k i stoicy przek ształcili w płaską opozycję, uznając jedynie „ d ia lek ty k ę ” , a odrzucając „ re to ry k ę ”). D ialek tyka b y w ała też uw ażana za podstaw ę reto ry k i, a więc za dyscyplinę w ykraczającą poza w erbalność, zw iązaną ze sferą rzeczy i po rządkiem św iata — za przew odnika mówcy, k tó ry pom aga m u dokonyw ać w y b o ru celów (takie ujęcie d ialek ty k i w ią­ zaliśm y z om aw ianym i uprzednio koncepcjam i św. A ugustyna). Sam C y­ cero a k cen tu je m yśl, że skoro m ów ca m usi dysponow ać w iedzą o życiu i biegłością w logice, to tak ie u n iw ersaln e uzdolnienia są w e w n ę t r z ­ n i e w ł a ś c i w e jego elokw encji.

P rzegląd nasz by łby n iep ełny , g dybyśm y nie w spom nieli o ujęciach re to ry k i jako sztuki „w y próbow yw ania sprzeczności” , jako apelu do em o­

cji i uprzedzeń, jako d yscyp lin y rd zenn ie „polem icznej” , k ształtow anej przez ko n k u ren cy jn e cele.

W arto w zw iązku z ty m o sta tn im ujęciem wspom nieć, że Isokrates, n iejak o w odpow iedzi na elem en t nieuczciwości, spo ty k an y w w alce słow nej, postanow ił nadać pojęciu „korzyści” (pleo n exia ) wyższy sens duchow y. P rzy zn aje on, że celem re to ry k i byw a często w yko rzystanie okazji albo zapew nienie korzyści kom uś, lecz jednocześnie w prow adza pojęcie „praw dziw ej korzyści” m ówcy, k tó rą jest wyższość m o r a l n a . Iso k rates m iał oczywiście n a m yśli m ówcę idealnego, a nie opis w a lk i o korzyści w jej zw ykłym , ty p o w y m dla sp ra w ludzkich przebiegu.

(14)

U zupełnia on jed n a k nasze w yw ody w sposób n a d e r istotny: okazuje się, iż jedną z c h a ra k te ry sty c z n y c h w łaściw ości re to ry k i jest jej stosow anie w celu o s i ą g n i ę c i a k o r z y ś c i — tego czy innego rodzaju.

Pojęciem „korzyści” m oglibyśm y de facto objąć w szystkie źródła „szczęścia” w ym ien ian e w „eu d ajm o n isty czn ej” reto ry ce A rystotelesa (jako „topikę” d ającą się w yk o rzystyw ać w celach persw azji), podobnie ja k całą d o k try n ę X IX -w iecznego u ty lita ry zm u , z jego pojęciem „zysku” , oraz zespół m otyw ów , k tó re L a R ochefoucauld uw aża za „częste przyczy ­ n y ow ej ta k sław ionej w śród ludzi odw agi” (M aksym a 213), a k tó ry tw orzą: miłość sław y i jej n a stę p stw a (obawa w sty du , dążenie do w y b i­ cia się ponad innych) oraz pożądanie pieniędzy i jego następstw o (w y­

godne i m iłe życie) [...].

T erm in „korzyść” uw ażam y za n a d e r użyteczny dla teo rii reto ry k i. P o d kategorię „korzyści” m ożna bow iem podciągnąć w szelkie „bodźce” i „siły napędow e”, zanim różne odm iany psychologii i socjologii ogłoszą, iż znalazły em piryczny dowód ich istn ien ia (posługując się w ty m celu term inologiam i reto ry czn ie nacechow anym i, co łatw o byłoby spraw dzić przez porów nanie np. z re to ry k ą w łaściw ą term inologii m arksistow skiej). O w szystkich d o k try n a c h da się powiedzieć, że są zgodne co do tego, iż dążenia ludzkie zawsze m ają n a w zględzie tak ą czy in ną „korzyść” — co oczywiście nie w yklucza dalszych sporów o to, jak tę korzyść, w ogóle albo w poszczególnych przyp ad k ach, należy pojm ow ać: idealistycznie, m a- terialisty czn ie czy może cynicznie. P ojęcie korzyści m ożem y odnieść do jedn ostki lu b g ru p y ludzi, ale m oże m ieć ona także odniesienie global­ ne — i z tego choćby w zględu nie k o lid u je z n akazam i etyki. S tąd też jeśli pow iem y, że d ana term inologia je st reto ry czn ie nacechow ana, nie m usi to oznaczać, iż uw ażam y, że w y raża ona in d y w idu alną zręczność swego tw ó rcy jedynie lu b że służy w yłącznie zam askow aniu tw ierdzeń p rzesadnych — co w szakże sta je się p raw d ą w p rzy p ad k u re to ry k i u k ry ­ te j w n iek tó ry ch „n au k o w y ch ” term inologiach, red u k u ją cy c h m otyw y działań człow ieka do k ilk u p ry m ity w n y c h p rag n ień i resen ty m en tó w (po­ rząd ek m oty w acyjn y tego ty p u m ożna odnaleźć w term inologiach „post- ch rześcijań sk ich ” ; tam w łaśnie odnalazł ów porządek La R ochefoucauld. Jego M a k sy m y , p rzedstaw iające egoizm jako siłę spraw czą ludzkich dzia­ łań, są — jak stw ierdzono — sprow adzeniem orto do ksyjn ie chrześcijań­ skiej w ersji porządku m otyw acyjnego do tezy o ludzkim zachow aniu, k tó re jest ty lk o „celle de la lu m ière n a tu relle et de la raison sans grâce”). P ow inn iśm y w tym m iejscu w y jaśn ić, czym w naszym zam yśle jest dokonyw an y tu przeg ląd c h a ra k te ry sty c z n y c h cech reto ry k i. Otóż nie jest on tw orzen iem zbioru, k tó ry — rep re z en to w a n y w całości lub praw ie w całości — m ógłby stanow ić dow ód retorycznego u m otyw ow ania w ypo­ wiedzi. R o zp atru jem y t u raczej szeroki w achlarz znaczeń kojarzonych z re to ry k ą ju ż w tek sta ch sta ro ż y tn y c h badaczy. G łosim y też, że k tó reś zj ty c h znaczeń na ogół w w ypow iedzi reto ry czn ej dom inuje. Znaczenia

(15)

te są często ze sobą niezgodne, a n a w e t sprzeczne. Mimo to w ierzy m y , że w szystkie d ają się w yw ieść z „ p ersw azji” — z „ ra ju ” , z którego, ni­ czym „B abilon”, się w y ło n iły — i że „p e rsw a z ja ” z kolei zakład a porozu­ m iew anie się za pom ocą znaków konsubstancjalności, że odw ołuje się do i d e n t y f i k a c j i . N aw et okoliczności z e w n ę t r z n e d a ją się pod­ porządkow ać g eneru jącej zasadzie p ersw azji; nie m ożna sobie bow iem w yobrazić a k tu persw azji, k tó ry b y łb y o d erw any od konk retn ego m iejsca i określonego ad resata. Skuteczność apelu retorycznego zależy od sytuacji i postaw y odbiorców, a zależność ta w prow adza nas w sferę czynników pozasłow nych, zew nętrzn ych wobec re to ry k i pojm ow anej jako s tru k tu ra czysto w erb aln a.

G dybyśm y chcieli dostosow ać A rystotelesow ską topikę do w ym ogów w spółczesnego dzien n ik arstw a, m usielibyśm y ją uzupełnić o k ateg o rię a k t u a l n o ś c i , ta k isto tn ą dla prasow ego ry su n k u satyrycznego, w y ­ korzystującego okazjonalne loci com m unes. O kazjonalny c h a ra k te r tego rod zaju w ypow iedzi nie n a ty m polega, że tracą one w zm ienionych w a ru n k a ch czytelność, lecz na tym , ż e s ą s z c z e g ó l n i e p r z e k o n y ­ w a j ą c e w ram ach jednego, specyficznego zbioru okoliczności. W yjątko ­ wo naw et u d an y ry su n e k n a tem a t bezrobocia (np. sa ty ra na federalne p ro je k ty „grabienia liści” w ram ach p ro g ram u „tw orzenia m iejsc p racy ” za czasów p rez y d e n tu ry F ra n k lin a R oosevelta) nie zdobyłby popularności w czasach pełnego zatrudn ien ia, kiedy ak tu aln y m problem em b y łb y b ra k r ą k do p racy (i kied y w ydaw ca w y b ra łb y raczej słabszy ry su n e k na te ­ m at braków n a ry n k u p rac y niż znakom ity n a te m a t bezrobocia).

R edukcja ry sunk ó w tego ty p u do poziom u i d e i w ykazałaby, że w y ­ k o rzy stu je się w nich te sam e w gru n cie rzeczy, u n iw ersaln e loci com ­

m u n es, k tó re w ym ienia A rystoteles. Ale a k tu a ln e u w yd atnien ie czyni

pew ne w y o b r a ż e n i a bardziej p ersw azy jn y m i w jed nej sy tu a c ji niż w drugiej. K w estię tę om aw ia w sw ym tra k ta c ie K w in ty lia n pisząc, że te m a t ogólny m ożna przekształcać w specyficzny nie ty lko przez koja­ rzen ie z in d y w id u aln ą osobą, lecz tak że przez łączenie z dodatkow ym i cecham i indy w id u alizu jącym i — k tó ry to sposób pozw ala „czynić cudzo­ łożników ślepcam i, m iłośników h a z ard u — biedakam i, a rozpustników — sta rc a m i” . Cycero natom iast, gdy ro z p a tru je fu n k cję p a m i ę c i w re to ­ ryce, odw ołuje się do w spółczesnego m u, a dziś zaginionego już dzieła, k tó re zajm ow ało się sy stem aty k ą k o jarzen ia tem ató w i w yobrażeń (sim u ­

lacra). Tw ierdzenie o „topice a k tu a ln e j” nie oznacza zatem rozszerzenia

pola m otyw acji reto ry cz n e j o nowe, w y kraczające poza uznane przez t r a ­ d y cję dziedziny; jest jedynie rez u lta tem zastosow ania klasycznych teorii do specyficznych w arun k ó w ku ltu ro w y ch , k tó re w ytw orzyło pojaw ienie się now oczesnej prasy. Nie za trzy m u jem y się p rzy ty m tem acie dłużej, poniew aż zam ierzam y rozp atrzyć dw a głów ne jego asp ekty w dalszych p a rtiac h książki (będziem y się tam zajm ow ali now ym poziom em „rzeczy­ w istości”, k tó ry ustan aw ia d ziennikarska aktu aln ość; będziem y także b a­

(16)

dali relacje w zajem ne stały ch i przem ijający ch elem entów apelu, biorąc jako p rzy k ład ry su n k i z „The N ew Y o rk e r”).

P roblem „topiki a k tu a ln e j” w iąże się z podnoszoną uprzednio spraw ą p rzek raczan ia granic re to ry k i przez prace socjologiczne zajm ujące się n aro d zin am i i u p adkiem sloganów , klisz, szablonów, stereoty pó w cha­ rakterolo giczny ch fu n k cjo n u jący ch w św iadom ości ludow ej itd. Jeśli m a ­ te r ia ł tego ro d zaju nie jest zb ieran y z m yślą o retory ce, jeśli nie jest p rzejaw em rhetorica docens, grom adzeniem d anych o publiczności, po­ zw alających planow ać kierow an e do niej apele, w tedy oczywiście nie san k cjo n u je go żadna p ra k ty k a . F ak t, że został zebrany, w y jaśn ia się w ów czas n a „sw obodnym ” g ru n cie literack im albo filozoficznym potrzebą „ ro zum ienia” , k tó re j w yrazem jest usy stem aty zo w an a w iedza, grom adzo­ n a jed n a k dla n iej sam ej, a nie z m yślą o p rak ty czn y m w yko rzystan iu. M otyw reto ry cz n y nie budzi żadnych obiekcji — dopóki chodzi o zdefi­ niow anie jego istoty. Jego w ystęp o w an ie w dziełach n a u k i p rzysłan ia jed ­ n a k fak t, iż w re z u lta ta c h większości b ad ań prow adzonych w im ię n a u k i „czy stej” doszukano się później w arto ści prag m atyczn ych . S tw ierdzenie, iż w szystko d a s i ę jakoś spożytkow ać, stało się czym ś w rod zaju sa­ k ra m e n tu , nam aszczenia, k tó re uspraw ied liw ia b ad an ia nie za to, czym są, lecz za to, do czego, być może, prow adzą. Jeżeli n a tu ra jest „pełna b óstw ” (mocy), to sy stem atyczn a uw aga, obojętne gdzie ją sk ierujem y, pozwoli n am w końcu od k ryć jakieś bóstw o lokalne. S tą d k u lt „grom adzenia fa k tó w ” bez żadnego uprzednio założonego porządku, k tó ry uznaje się za ograniczenie m ożliw ości zbierającego. P o staw a ta m a w iele zalet. J e s t nauk ow ą pokorą w n ajlep szy m sensie. Nie pow inno się jed nak dopusz­ czać, by sankcjonow ała badania, w k tó ry ch dom niem ana o b e c n o ś ć w a r t o ś c i p r a g m a t y c z n y c h p okryw a zw ykły b r a k i m m a - n e n t n e j w a r t o ś c i .

R etoryk ę w spółczesną c h a ra k te ry z u je skłonność do zacieśniania i in ­ te n sy fik a c ji apelu nie tylk o poprzez ko rzy stan ie z „ak tu aln ej to p ik i” . R eklam a uk ształto w an a przez rozw ój łączności pocztow ej u jaw n ia inną stro n ę te j sam ej ten d en cji. I A ry sto teles, i Cycero p odkreślają, że publicz­ ność jest zróżnicow ana. A ry sto teles dzieli loci com m un es na takie, k tó re p rzem aw iają do publiczności m łodej, i takie, k tó re w y w ie ra ją w pływ n a publiczność starszą. Podział te n p rzyczynił się do pow stania konw encji różnicow ania c h a ra k te ró w w dram acie, polegającej na p rzeciw staw ianiu „zapalczyw ej m łodości” i „bojaźliw ej staro ści” . Dążenie A rystotelesa do u jm o w an ia problem ów w sposób n au k ow y m o d yfiku je zawsze d ram a ­ tu rg ia jego m yśli. Jego ujęcie re to ry k i jest n a w skroś d ram atyczne.

Rozw ażaniom A ry sto telesa n a te m a t odm ian publiczności b ra k syste­ m aty czn ej gruntow ności, w łaściw ej jego ogólnej k lasyfik acji opinii. I A ry ­ stoteles, i Cicero u w ażają poza ty m , że publiczność je st zawsze d a n a . O grom ne zróżnicow anie form współczesnego życia, a także rozw ój łącz­ ności pocztow ej stw a rz a ją jed n a k n ow ą m ożliw ość — m ożliwość w y

(17)

-o d r ę b n i a n i a publiczn-ości. U-osabia ją np. au t-o r te k stu reklam -ow eg-o, k tó rem u nie chodzi o znalezienie sposobów persw azji w ogóle, lecz o w y­ bór „topiki” , k tó ra by apelow ała do określonej „gru p y p od atk o w ej” , m o­ gącej zainteresow ać się lansow anym p ro d u k tem i dyspo nu jącej m ożliwo­ ściam i jego zakupu. Specjalista w zakresie rek lam y wie, że bezpośredniość i intensyw ność apelu w z ra sta w m iarę ograniczania pola przyszłego od­ d ziaływ ania tego ap elu — i pragnie pobudzić aktyw ność ty lk o części publiczności; tej, k tó rą z racji swych zam iarów uw aża za n ajlepszą (nie wiadomo, czy m ożna tu m ówić o „akty w no ści” . B yw a bow iem tak, że poten cjaln y k lie n t został nakłoniony do zak u p u to w a ru jak iejś m arki, chociaż jego w y b ó r w iąże się z dysk w alifik acją to w a ru konkurencyjnego, k tó ry m ógłby być b ardziej a tra k cy jn y m przedm iotem k u pn a. Jego za­ chow anie, nie będąc w pełni św iadom e, nie jest ty m sam ym ani p raw d zi­ w ie „racjo n aln e” , ani „w olne” — stąd też nie zasługuje na m iano aktu w ściśle filozoficznym sensie). T ak czy inaczej, sp ecjalista ów bierze pod uw agę publiczność, co pozw ala w łączyć jego działalność w obręb reto ry k i. K w alifikacja tak a pozostaje w zgodzie z klasycznym i ujęciam i reto ry k i, choć zarazem , obejm u jąc sy tu ację z g ru n tu now ą, rozszerza oczywiście zakres znaczeniow y samego pojęcia.

Podsum ow ując: poza p o s z e r z e n i e m re to ry k i o pojęcie id en ty fi­ kacji rozw ażaliśm y czysto tra d y c y jn e elem en ty wchodzące w skład re to ­ rycznego działania: persw azję, w y korzystyw anie opinii („topika a k tu a ln a ” jest tu tylko w ariantem ), n ak ierow anie dzieła k u odbiorcy, użytkow ość te k ­

stu (ma on pobudzać do działań poza obszarem ek sp resji słow nej), podstęp językow y (stąd re to ry k a jako in stru m e n t w w ojnie słów), „agoniczność” w ogóle, „słodycz” (re to ry k a jako krasom ów stw o; przym ilność jako cel sam w sobie), ch w yty form alne, sztu k a udow adn iania przeciw ieństw (reto ry k a jako „odpow iednik” dialektyki). Sugerow aliśm y także, iż w y ­ odrębnianie publiczności stanow i p ro ced u rę o ty le now ą, o ile jej stoso­ w anie um ożliw iają now e środki przek azu (tw ierdząc zarazem , że i s t o t a te j p ro ced ury m ieści się całkow icie w obrębie tra d y c y jn y c h zainteresow ań reto ry k i). Jeśli chodzi o udział czynników pozaw erbalnych, sytuacyjn ych, w procesie persw azji, o ich w pływ n a efektyw ność przekazu, to nie pozostaje nam nic innego, niż odwołać się do stw ierd zeń B ronisław a M a­ linow skiego na te n te m a t (m am y tu n a m yśli a rty k u ł tego au to ra o języ­ kach pierw otnych, opublikow any jako dodatek do T h e M eaning oj M ean-

in g O gdena i R ichardsa). Jeg o pojęcie „k o n tek stu sy tuacy jneg o” w p ro ­

w adza regułę, k tó ra, jak sądzim y, może zostać w szechstronnie w ykorzy­ sta n a przez Nową R etorykę, przede w szystkim w analizie w erbaln o-org a- nizacy jnych ta k ty k , składających się n a zjaw isko „re to ry k i b iu ro k ra cji” .

(18)

A pel form alny

U n iw ersaln y c h a ra k te r apelów czysto form alnych, o k tó rych w spom i­ n a liśm y (próbując ukazać ich zw iązki z zasadą identyfikacji), pozwala je ro zp a try w a ć rów nie dobrze z p u n k tu w idzenia reto ry k i, ja k i poetyki. D latego też Longinos ro zp a tru je „wzniosłość” oddziaływ ań [ef f ect sj jako tak ic h , stosując do n a jb a rd zie j n a w e t użytkow ych i te n d e n c y jn y c h te k ­

stów czysto literack ie k ry te ria oceny. D em ostenes usiłow ał w praw ić s łu ­ chaczy w zachw yt, by ty m skuteczniej ich przekonać. Longinos tra k tu je s ta n zachw ycenia jako cel, w zw iązku z czym s ta ra się opisać specyficzną jakość tego sta n u oraz odsłonić środki, k tó re go w yw ołały. Istn ieje co p raw d a możliwość, że znaczenie kluczow ego dla Longinosa term inu , tłum aczonego zazw yczaj jako „w zniosłość” , nie p o kry w a się ze znaczeniem w spółczesnego nam ok reślen ia „w zruszenie” — ani w sensie retory czn ym (pociągnięcie słuchaczy do pow zięcia decyzji), ani odniesionego do „jakże w zruszająceg o ” w iersza.

K atalog chw ytów reto ry czn y ch rozrósł się, ja k wiadomo, do niesłycha­ n y c h rozm iarów . Nie m a tak ie j w ypow iedzi, w k tó rej by się nie dało w y k ry ć jakiegoś w zoru. W zorow i tem u m ożna nadać postać ab stra k cy jn ą i nazw ę — uniezależniając ów w zór od w szelkich k o n k retn y ch przedm io­ tów — i w końcu przypisać m u zdolność „indyw idualizow ania” w ielkiej liczby m ożliw ych tem atów . W każdym w y rażen iu (naw et w w yrażen iu nielogicznym i n iekom pletnym ) da się w y k ry ć swego rod zaju fu n d am en t s tru k tu ra ln y , jeśli tylko badacz odznacza się zm ysłem obserw acji i ab­ s tra k c ji oraz zdolnością k lasyfikow ania. N auczycielom re to ry k i w sta ro ­ ż y tn ej G recji i R zym ie uzdolnień tak ich nie brakow ało, toteż po pew nym czasie każda dająca się zaw rzeć w słow ach w ypow iedź zyskała już „sw ój” w zór i nazwę. T ak więc, jeśli w ypow iedzenie rozw ija się, po w tarzając spójn iki („to i tam to , i ow o”), określa się je jako p o l i s y n d e t o n . Je śli pom iniem y spójniki („to, tam to , ow o”), o trzy m am y a s y n d e t o n . Jeśli w ypow iedź nasza sta ra się u w y d atn ić znaczenie te m a tu lub szeroko go rozw inąć, sto su jem y am p lifik ację ( a u x e s i s). Jeśli tra k tu je m y coś, co dostojne, z m niejszym dostojeń stw em — jest to m e i o s i s. Jeśli roz­ b u d u jem y w ypow iedź, aż ta w yw oła odpow iednie napięcie, a potem ła ­ m iem y sy m etrię całej serii n agłym obniżeniem to n u — jest to b a t h o s . Je śli łagodn a m u zyk a słów kończy się zawsze ty m sam ym akordem — jest to h o m o i o t e l e u t o n . (P am iętajm y p rzy okazji, że G recy nie m ogli pow iedzieć „ hom oioteleuton,, ; skazani byli na słowo „podobnie się kończące” .) Je śli to sam o słowo rozpoczyna kolejne fra z y oracji — stosu ­ jem y e p a n a f o r ę . I ta k dalej. Croce, jak się w ydaje, uw ażał tak i zbiór cząstkow ych efektów i ich nazw za istotę reto ry k i. I chociaż Croce tw ierd zi, że obserw ow any w spółcześnie proces w y pierania logiki, reto ry k i i poetyki przez „ e ste ty k ę ” oznacza d eg rad ację chw ytów tego ro d zaju do klasy „zw ykłej re to ry k i”, to przecież ten sam a u to r c y tu je frag m en ty

(19)

C ycerona i K w in tylian a, w który ch , jak pow iada, „sztuczki są pochodną elokw encji, a nie o d w ro tn ie” .

F u nkcja chw ytów reto ry czn y ch może sprow adzać się do n a trę tn e j, dekadenckiej dekoracyjności (co m iało m iejsce w epoce „d rug iej so fisty ­ k i” rzym skiej). Sądzim y jednak, że przytoczone przez nas a rg u m e n ty pozw alają p rzyjąć, iż n a jb ard ziej n aw et o sten tacy jne z nich zrodziły się z w ielkiej fu n k cjo n aln ej potrzeby. W okresie schyłku reto ry k i pogańskiej ćwiczenia w erb aln e trak to w an o jako cel sam w sobie; tre śc ią ap elu retorycznego było w ted y m istrzostw o samego m ówcy. W te n sposób, o iro ­ nio, doskonale entu zjasty czn e analizy Longinosa („en tuzjazm ” to jedno z ulubionych słów tego autora) oznaczały k ro k k u fak ty czn em u upadkow i reto ry k i. Później jed n a k św. A ugustyn, k tó ry przeszedł szkołę re to ry k i pogańskiej zanim się naw rócił, znów nasycił w iele ty ch schyłkow ych form żarliw ością chrześcijańskiej persw azji.

L istę n a jb ard ziej ch arak tery sty czn y ch dla św. A u g u sty n a chw ytów reto ry czn y ch znaleźć m ożna w tom ie: S. A u re li A u g u sti „De doctrina

Christiana” liber quartus. A C om m en ta ry W ith a R evised T e x t, In tr o ­ duction, and Translation, opracow anym przez siostrę T hérèse S ulliv an.

(Pełne świeżości i w igoru zastosow anie tych chw ytów w języku ang iel­ skim w yczerpująco om aw ia p raca sio stry M iriam Jo sep h S h a kesp eare’s

Use of th e A r ts of Language.) K sięga III De oratore C ycerona rów nież

zaw iera k ró tk i przegląd sposobów w zbogacania o racji „św iatłem m yśli i języ k a” (lu m in ib u s se n te n tia ru m atque verborum ). Poniżej w yb ór z listy chw ytów w y m ienianych przez Cycerona:

U w ypuklenie tem a tu , przybliżenie go odbiorcy (com m em oratio), u n a ­ ocznienie (explanatio) — oba ch w y ty szczególnie p rzy datn e, gdy re fe ru je się spraw ę, ilu s tru je się ją i rozw ija; przegląd (praecisio); d y sk re d y to w a ­ nie (e x te n u a tio ), p o p arte najczęściej szyderstw em (illusio); d y g re sja

(digressio) w raz ze zręcznym pow rotem do tem a tu ; oznajm ienie, co p ro ­

p o n u je się powiedzieć; odróżnienie propozycji od tego, co zostało już pow iedziane; pow rót do poglądu już ugrun to w an ego ; pow tórzenie, re d u k ­ cja do sylogizm u (apta conclusio)·, przed staw ienie przesad ne i u m n ie j­ szające; p y tan ie reto ry czn e; ironia, m ów ienie czego innego, niż su g e ru ją słow a (dissim ulatio) — ch w y t ten, m ówi Cycero, w y w iera n a publiczności w rażenie zwłaszcza w tedy , gdy tow arzyszy m u to n k o n w ersacy jny, a nie patos; pauza n a nam ysł (dubitatio); podział te m a tu n a składniki (distri­

butio) w ta k i sposób, by m ożna je bez tru d u uszeregow ać; stw ierd zenie

błędu w w ypow iedzi (correctio) oponenta lub w łasnej; przygotow anie p u ­ bliczności do tego, co m a się zam iar pow iedzieć (p ra em u n itio ); przem iesz­ czenie odpow iedzialności (traiectio in alium); w ciągnięcie publiczności do w spółpracy, p rzeprow adzenie z nią k o n su ltacji (com m unicatio); n aślad o­ w anie; uosobienie (Cycero uw aża, że jest to szczególnie p rzekonyw ający sposób am plifikacji); sprow adzenie n a fałszyw y trop ; rozśm ieszenie; ubiegnięcie (anteoccupatio); porów nanie (sim ilitud o) i p rzy k ład (exem

(20)

p-l u m ) — „oba są nadzw y czajnie po ru szające”, m ów i Cycero; przerw an ie

(interpellatio ); uszeregow anie sprzecznych stanow isk, an ty te za (conten­ tio); podniesienie głosu aż do granic szaleństw a w celu am p lifikacji (au­

gendi causa); gniew ; obelga, p rzekleństw o, zaklinanie się, p rzym ilanie się,

błaganie, przyrzeczenie „O, n iech ty lk o ...” (optatio) i — w końcu — zn a­ czące m ilczenie.

A utorow i niniejszej p racy p rzypom ina się w zw iązku z ty m ostatnim ch w ytem pew n a p rele k cja o m uzyce. Mówca ilu stro w ał swój w ykład pieśniam i z to w arzyszeniem sta ry c h in stru m en tó w . Za każdym razem gdy p rzery w ał, w yciągał z b u to n ierk i chusteczkę, troskliw ie ją rozkła­ dał, m uskał ręko m a, a potem wolno, sta ra n n ie składał ją znów i um iesz­ czał w kieszeni. Publiczność p rz y p a try w a ła się tem u m ilczącem u ry tu a ło ­ w i tak uw ażnie, jak gdyby p rele g en t był p restid ig ita to re m i m iał w łaśnie zam iar zadem onstrow ać k o lejn y trik .

P a m ię ta m też m ówcę, teologa, k tó ry m iał zwyczaj przery w ać od czasu do czasu kazanie i w p a try w a ć się w przestrzeń . My, słuchacze, czekaliśm y n a cud, podczas gdy tw a rz kaznodziei zm ieniała powoli swój w yraz, za­ pow iadając n adejście kolejnej m yśli, k tó rą m ów ca zdołał pochwycić w p rzestrzeni. W y p a tru ją c nowego przesłania, kierow ał niekiedy p ełne p rzejęcia spojrzenie k u górze, n a praw o. In n y m i razy w zrok jego kiero ­ w a ł się w lewo i w dół. Z apew ne zm ieniał pozę dla urozm aicenia, lecz m nie daw ało to powód do spekulacji. Jeśli wznosząc oczy przekazyw ał n am idee z nieba, to czy opuszczając je, przek azy w ał nam także wieści prosto z piekła?

Cycero p o ró w n u je sw oją listę chw ytów reto ryczny ch do oręża, służą­ cego celom groźby, a ta k u bądź też p arady . A u to r w ym ienia k ilka typów pow tórzeń z w ariacjam i (fleksyjność łaciny oraz ch arak te ry sty c z n a dla tego języka sw oboda k ształto w an ia szyku w yrazów w zdaniu um ożliw iała osiąganie w ielu tak ich efektów ; w języ k u angielskim m ożna je oddać zaledw ie w przybliżeniu). I dodaje (notujem y za w ydaniem „Loeb C lass­ ical L ib ra ry ” , tłum aczenie H. R ackham a, skąd zaczerpnęliśm y rów nież poprzedni fragm en t):

Istnieje także postępowanie krok po kroku (gradatio) i inwersja (trans­ pozycja, m etateza, conversio), i harmonijna zamiana słów, i antyteza (contra­

riu m ), i pom inięcie partykuły (dissolutum ), i zmiana tem atu (declinatio), i auto­

poprawka (reprehensio), i okrzyk (exclam atio), i skrócenie (im m inu tio), i użycie rzeczownika w szczególnych przypadkach (czego odpowiednikiem w języku angielskim jest znana formuła Meada „An »7« contem plating its »m e «”>. Cycero w ym ien ia n astęp n ie ta k ie ch w y ty retory czn e, jak rozm yślna zwłoka w doborze słowa, częściowe p rzyznanie racji, niespodzianka, ciąg­ łość i nieciągłość (co n tin u a tu m et in terru p tu m ), stosow anie w yobrażeń

(imago), m etonim ia (im m u ta tio ), „i oddzielenie, i szyk, i odw ołanie się do

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

[r]

Wstęp: Celem pracy była ocena wpływu serii zabiegów z kriotera- pii ogólnoustrojowej na wydolność fizyczną i jakość życia pacjentów chorujących na zesztywniające

Od jakiegoś czasu kręci się po okolicy pew ien osobnik, który, podając się za przedstaw iciela polsko- francuskiej organizacji gospodarczej, sta ra się n ab ra ć

Lapbook jest „książką” tematyczną, którą tworzy się na dany temat i w której tworzeniu uczeń aktywnie uczestniczy.. Dzięki lapbookom uczniowie

nych i kurczeniu się tektury porgamiin odstaje od oprawy, nadym a się i fałduje, i' tworzy ja k gdyby luźną membranę.. Obok tych pergam inow ych opraw,

Przezczaszkowa stymulacja pr¹dem sta³ym (trans- cranial direct current stimulation – tDCS) jest kolejn¹, po przezczaszkowej stymulacji magnetycznej, technik¹ nie- inwazyjnego

Także główne intencje edukacji kulturalnej odwołują się m.in. do dzie- dzictwa kulturowego. Dziedzictwo jest więc obecnie nie tylko narzędziem na- uki. Ważna jest też jego