Jerzy Kwiatkowski
O sztuce pisarskiej Kazimierza Wyki
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/1, 35-54
P a m ię t n ik L ite r a c k i L X V III, 1977, z. 1
JERZY KWIATKOWSKI
O SZTUCE P IS A R S K IE J K A ZIM IER ZA W YK I
Twórczość K azim ierza W yki jest p rzy k ład em w y jątko w o szczęśliwej sym biozy uczonego i pisarza. Sym biozy o ty le n iety po w ej, że nie m am y tu do czynienia, jak to n iejed n o k ro tn ie byw a, z dw om a osobnym i n u r ta m i tw órczości, w ro dzaju : fizy k p isu jący w iersze czy h isto ry k pisujący powieści. W yka jest au to re m pew nej ilości u tw o ró w o ch a ra k te rz e n ie m al czysto literack im , spośród k tó ry c h n a p lan p ierw szy w ysuw a się, ogrom nie in te resu jąc a , proza au tobiograficzna Kocięta 1, oraz — ale to już p raw ie w ypow iedź k ry ty k a — cykl zn ak om itych pastiszów -parodii poetyckich: D u chy poetów podsłuchane. Są to jed n a k m arg inesy jego w ielkiego dzieła. To — aczkolw iek niezw ykle zróżnicow ane gatunkow o — je st je d n a k jednorodne. W ynika bow iem nie z rozdzielenia postaw uczo nego i pisarza, lecz z w zajem nego ich p rzen ik an ia się, prześw ietlania.
Oczywiście, sy tu a c ja ta k a — teo rety czn ie m ożliw a jed y n ie w nau kach h u m an isty czn y ch — p rak ty czn ie dostępna jest p rzed e w szystkim p rzed staw icielom n au k i o lite ra tu rz e . A to dlatego, że sąsiadu je ona i n ie je d n o k ro tn ie żyje w sym biozie z k ry ty k ą litera c k ą, dziedziną z pog ra nicza lite r a tu r y i n au k i. F a k t, że K azim ierz W yka w czasie całej sw ojej działalności tw órczej b y ł jednocześnie h isto ry k iem lite r a tu r y i k r y ty k iem — znakom icie u ła tw ił m u pogodzenie ze sobą postaw y uczonego i pisarza. D obrze je d n a k w iadom o, że nie każd y k r y ty k jest, a naw et, że nie k ażdy k r y ty k p rag n ie być pisarzem , nie k ażd y też, jeśli n aw et u p ra w ia owe dw ie dziedziny, p o tra fi je łączyć h a rm o n ijn ie w jedn ą ca łość. Toteż ów w yznacznik genologiczny, choć pom ocny, nie jest jednak w ty m w y p ad k u decyd u jący . D ecydujące je st co innego: fak t, że we w szy stk ich trzech głów nych dziedzinach tw órczości K azim ierza W yki — w "pisarstw ie naukow ym , k ry ty c e litera c k ie j, eseistyce — w spółw ystępu- ją, zharm onizow ane ze sobą: cel poznawczy, ek sp re sja osobowości, kunszt pisarski.
1 „Odra” 1974, nr 9. Inform acje bibliograficzne dotyczące pierwodruków czaso- piśm ienniczych są tu podaw ane tylko w wypadku pozycji nie przedrukowanych w w ydaniach książkowych. Zapis dotyczy pierwodruku książkowego; w yjątkiem są
Pogranicze powieści oraz Zycie na niby, gdzie bierze się pod uwagę wyd. 2 —
Rzecz jasna, ich p roporcje są, i m uszą być, różne — zarów no w p rze k ro ju genologicznym ja k w rozw oju chronologicznym . N ajogólniej spraw ę ujm ując, pow iedzieć m ożna, po pierw sze — co oczyw iste — że im bliżej k u eseistyce, ty m w ięcej ek spresji osobowości, aż po jaw n e p rzek ształ cenie się a b strak cy jn eg o n a rra to ra k ry ty ck ieg o w k o n k retn eg o K azi m ierza W ykę; im bliżej ku p isa rstw u n aukow em u, ty m w iększa p rze w aga celów poznaw czych i ściślejsza d y sk re c ja osobista. Po dru gie — co n a tu ra ln e — że im dzieło późniejsze, ty m silniejszy na ogół dające w yraz osobowości, co jed n ak w cale nie znaczy: m niej nastaw io ne n a po znanie. T ak czy inaczej jed n a k — spod p ióra K azim ierza W yki nie w yszedł tek st, k tó ry nie b y łb y od razu rozpo znaw aln y jako te k st jego w łaśnie, k tó ry b y łb y pozbaw iony owej „pieczęci osobowości” — term in , k tó ry sam W yka ukuł, stosując go do obrazów Ja c k a M alczew skiego2. Istn ieją pisarze, k tó rz y sk ład ając m aszynopis w w yd aw nictw ie, każdą stronicę o p a tru ją, u góry lub u dołu, w łasn y m podpisem — z nieufności czy obaw y przed pom ieszaniem się ich dzieł z dziełam i innym i. W książ kach W yki podpis jest w pisany w tek st każdej stro n icy — w środku. N ajpew niejszy ze w szystkich: podpis w łasnego sty lu .
N ależę do osobników, których zawsze pom awia się o styl barokowy, o typ w ypow iedzi i zaw iłą m etaforę barokową.
— pisał W yka w a rty k u le K r y t y c z n e św iaty. I dodaw ał z — trochę gorzką, tro chę filu te rn ą — rezy g nacją: „N iechaj ta k będzie” (ŁK 9 6 )3. P ew ien elem en t „barokow ości” istn ieje z pew nością w s ty lu i w idze n iu św iata u W yki. Czyżby je d n a k ta k bardzo zaw iły? N asuw a się tu przede w szystkim uw aga n astęp u jąca: jakże łatw o popaść w u ta r te ste reo ty po w e uproszczenia n a w e t p rzy ocenie w spółczesnego pisarza, którego tw órczość je s t szeroko znana i pow szechnie ceniona. Bo słowo „baroko- wość” isto tn ie od d aw na ju ż tow arzyszyło opiniom o p isarstw ie W yki. Nie tow arzyszy ły m u n a to m ia st słowa, bez k tó ry c h w y m ienien ia niew iele sensow nego da się o p isa rstw ie ty m powiedzieć. Je d n o z n ich to „ p re cy zja”. D rugie: „w y o b raźnia”. M ożna n a w e t zaryzykow ać tw ierdzenie, że obydw a te pojęcia w znacznej m ierze w y p e łn ia ją zakres ow ej W y- kow skiej „barokow ości”, „ ro z b iera ją ” pom iędzy siebie większość jej cech charak tery sty czn y ch .
2 K. W y k a , Thanatos i Polska, czyli o Jacku Malczewskim . Kraków 1971, s. 126.
3 Zastosowano tu następujące skrótowe zapisy tytułów publikacji K. W y k i (liczba po skrócie w skazuje stronicę): ŁK = Ł o w y na kryteria. Warszawa 1965. — PP = Pogranicze powieści. Wyd. 2, poszerzone. Warszawa 1974. — RW = Rzecz
wyobraźni. Warszawa 1959. — SLA = Szkice literackie i artystyczne. T. 1—2. K ra
ków 1956 (cyfrę oznaczającą tom łączy ze skrótem literow ym dywiz). — SSZ =
S fera precyzji b y ła dotychczas m ało d o strzegana przez k ry ty k ó w W yki. A przecież — jakże p o r z ą d n i e ten m eta fo ry sta i asocjacjonista u k ład a sw oje studia. Je d n y m z jego ulubio n ych chw ytów kom pozycyjnych jest dyspozycja n u m era cy jn a . „S praw a Sienkiew icza posiada p o tró jn y w y g lą d ” (SLA-1 113); „ P o tró jn a, dziw na jest starość N orw ida” (SSZ 25); „T rzy legendy tzw. W itkacego” (ŁK 209) — oto p rzy k ład y początków i ty tu łó w . P rzedm io t b adan ia zo staje tu z m iejsca podzielony i w stępnie rozsegrego- w any, czyteln ik — o trz y m u je pierw szą in fo rm ację porządkow ą, pierw szą nić do ręki, k tó re j będzie się trz y m ał przez cały ciąg w yw odu.
Ta jasność i p recy zja podziałów w n ik a zazw yczaj i głębiej w m iąższ tek stu . W p racach W yki roi się od pom niejszych w ew n ętrzn y ch dyspo zy cyjn ych zapowiedzi, w rodzaju:
Podane uw agi w stępne [...] należy rozpatrywać od podwójnej strony.
lub:
Parę było furt z kraju m odernistycznego cierpienia. N ajpierw pragnienie użycia [...], po drugie pragnienie nicości [...], po trzecie eschatologia rozpaczy, po czwarte program owy spirytualizm , wreszcie w alczący dynam iczny e ste tyzm 4.
I zapowiedzi te są potem sk ru p u la tn ie realizow ane, rozw ijane. Z w róć m y w przód uw agę n a pierw szą linię, k tó ra stąd: od p recy zji dyspozycji n u m era cy jn e j, prow adzi. Na linię w iodącą ku p recy zji syn tetycznego w niosku końcowego. Oto odpow iedni fra g m e n t ze stu d iu m o W itkacym :
Legenda osobowości. Legenda filozoficzności. Legenda katastrofizmu. Te trzy legendy W itkiew iczow skie nie stanowią kół rozbieżnych. Stanowią system koncentryczny. Obracał się on wokół jednego centrum [...] im ieniem Stanisław Ignacy W itkiewicz. Obracał się i tę postać zmiażdżył. Bo w tym system ie nie było ucieczki w inne koło. Przed indywidualizm em nie było ucieczki w historię. Przed historią — w filozofię.
Każda z tych legend była prawdziwa, każda urzeczyw istniała się aż do kresu ostatecznego. Legenda osobowości w postaci zwanej Witkacy. Legenda filozoficzności w system ie podpowiadającym indywidualność każdej cząsteczce bytu. Legenda katastrofizm u w jego dwojakim potwierdzeniu, i przez dzieło, i przez śmierć. [ŁK 232—233]
Myślę, że n ik t z czytelników nie będzie m iał do m nie żalu z pow odu długości tego cy tatu . T rudno o b ardziej p recyzyjną: w irtuozow ską, a je d nocześnie p rze jrz y stą i prostą, kom pozycję rozw iniętej fo rm uły k ry ty c z nej. K o m p o z y c j ę — ty m bard ziej, że to przecież niem al opis w y k resu czy obrazu geom etrycznego ab strak cjo n isty . S fera precyzji n ak ład a się tu już na sferę w yobraźni.
A le od p recyzji dyspozycji n u m era cy jn e j prow adzi tak że droga w in n y m kieru n k u : ku n a rra to ro w i k ry ty ck iem u , gospodarzow i tek stu , p rze
4 K. W y k a : „Pan Tadeusz”. Т. 1. W arszawa 1963, s. 198; Modernizm polski. K raków 1959, s. 46—47.
w odnikow i oprow adzającem u czy teln ik a po sw oich w yw odach. W prozie Wykÿ je st to postać w y stęp u jąca niezw ykle często i in g eru jąc a w sposób ogrom nie pom ysłow y i zróżnicow any. W stępne dyspozycje n u m era cy jn e to jed yn ie sk ro m n a część jej działalności. W ykow ski n a rr a to r k ry ty c k i czuwa n ad jasnością to k u w ypow iedzi, zapow iadając czytelnikow i, o czym będzie tera z m ow a, a o czym za chw ilę:
Pom ińm y na razie tekst główny Pałuby, a przejdźmy w prost do kom en tarzy.
i — w konsekw encji:
Obszedłszy ów tek st od przodu i od tyłu, od psychoanalizy i od kom en tarza — w ejdźm y w gąszcz głów ny 5.
Tłum aczy pow ody tak ich a nie in n ych decyzji w prow ad zen iu w y wodu:
D latego sięgaliśm y po teksty z jego m ożliwie ostatnich utworów, ażeby tym prostym zabiegiem przypomnieć [...] e.
— itd. P rzy p o m in a poprzednie fra g m e n ty tek stu , o k tó ry c h czytelnik m ógł już b y ł zapom nieć:
Pam iętam y, że rozrastając się w m arginesy i aluzje, poemat dygresyjno- romantyczny bynajm niej nie wyrzekał się ośrodka fabuły epickiej. [RW 160]
U silnie s ta ra się u n ik n ąć nieporozum ień, uściślając w yw ody i ukazu jąc ich intencje:
Chcę być dobrze zrozumiany. N ie piszę tego, by dowieść, że Cyd przestaje być tragedią [...]. Piszę w zamiarze całkiem przeciwnym : by w sk a z a ć,1 jak niesłychanie ludzka [...] jest ta strona Cyda. [SLA-2 329]
W ten sposób rozstaw iając drogow skazy, a także: znaki ostrzeżenia i zakazu — p rzy k ład ó w zaś tego ro d zaju m ożna b y przytoczyć setki: pracom ty m tow arzy szy sta ły au to k o m en tarz — n a rr a to r k ry ty c k i W yki w alnie przy czy n ia się do jasności i p recy zji w yw odu, w yklucza ja k ą kolw iek d ezo rien tację w tekście.
A p rzy ty m — d o d ajm y — czyni to z w irtu o z e rią i w dziękiem . M am y tu do czynienia nie z auto m aty czn y m w yjaśniaczem , którego nauczono p a ru ty lk o form , typu: „przejd źm y do”, „zajm ijm y się te ra z ” itp., lecz z dow cipnym i u jm u jąc y m k o n fera n sje rem w łasnego w ystępu , k o n feran sjerem , k tó ry p o tra fi swój au to k o m entarz p o trak to w ać a u to k ry ty c z nie:
Wracamy do bezradności, a przecież poprzestać na niej nie wolno. [PP 220]
a także — na oczach czytelnika — dopingow ać sw oją „dru g ą osobę” , czy raczej owego „bezosobow ego” w łaśnie, a b strak cy jn eg o a u to ra pro w adzą cego w łaściw y wyw ód:
5 W y k a , Modernizm polski, s. 234, 236.
Jednakże od tego jesteś krytykiem , by tajem nicze „nienazwane niejasne” spróbować przybliżyć hipotezą, ryzykując nawet to, że przypuszczenie może okazać się błędne. [RW 51]
K o n fe ra n sjer te n lubi rozm aw iać z w idow nią:
Cóż, K raków m iasto rapsodyków, siedziba Tadeusza K otlarczyka — p o w iecie po prostu. [RW 441]
Lubi tak że podroczyć się z nią, poczarować, poudaw ać, zagrać — ja k wrtedy g d y zapow iadając, że nie w ym ieni czyjegoś nazw iska, w ym ienia je jednak, po czym pisze: „już się nazw isko napisało, trud no , nie będę skreślał!” (P P 359). B ogactw u i zróżnicow aniu n a rra to ra k ry tyck iego W yki m ożna by jed n a k poświęcić osobne studium . Gdy. tym czasem — n a rr a to r k ry ty c k i a u to ra niniejszej w ypow iedzi p rzyw ołuje go do porządku, p a m ię tn y na w yznaczone ram y. P ow róćm y zatem do s fe ry precyzji.
Dostrzec się ona d aje także i w W ykow skiej skład ni, z jej ta k cha rak te ry sty c z n y m i m iędzyzdaniow ym i naw iązaniam i i specyficzną e la stycznością szyku. J e s t to skład n ia k o n ty n u acji, nie zaś jukstapozycji: w szystko pow iązane je st tu nicią posuw ającego się nap rzó d — choć n ie koniecznie po linii p ro stej — w yw odu, nicią dla pew ności w zm acnianą od czasu do czasu przez supełki pow tórzeń. Np.:
Proza jest gatunkiem najbardziej związanym z ciągłością życia społecz nego. Związanym w tym rozumieniu, że proza nie dla sw ojej wartości czysto uczuciowej czy artystycznej staje się dostępna dla następnych pokoleń. Staje się dostępna przede w szystkim dla pewnych w artości poznawczych. [PP 31]
Tak b rzm i jed n a z u lubio n y ch m elodii składniow ych W yki. P rz y tym , ja k to ju ż z powyższego c y ta tu widać, składnia k o n ty n u ac y jn a nie im p lik u je b y n a jm n ie j konieczności w p row adzania dług ich okresów zdanio w ych. Z dania W yki są często k ró tk ie, pisarz nierzadko o peruje też rów no w ażnikam i zdań. S tąd m. in. znaczne zróżnicow anie i ogrom na e la styczność jego składni.
Elastyczność — osiągana także przez podporządkow anie szyku zdania celom w yznaczonym przez w ym ogi w ypow iedzi p rec y z y jn e j. T ak np. p ra g nąc szczególnie podkreślić nieporów nyw alność „sp ra w y N orw id a” ze „spraw ą F r e d ry ” W yka nie napisze: „S praw a N orw ida nie daje się po rów nać ze sp raw ą F re d ry ” . Napisze: „S p raw a N orw ida ze spraw ę F re d ry porów nać się nie d a je ” 7. P odobnie zostały ułożone tak ie zdania, jak :
K w i a t y polskie z doświadczeń w spółczesnej im p ow ieści korzystają rów
nież. [RW 161]
lub — a p rzy k ła d y to łączące ze sobą obydw ie w y odrębnione tu cechy W ykow skiej składni:
Dom taki jednak to dopiero połowa sprawy, przede w szystkim ze względu psychologicznego połowa. [PP 372]
7 K. W y k a , w stęp [w:] A. F r e d r o , Pism a w s zystk ie. T. 1. Warszawa 1955, s. 7.
Dwór nie istn ieje jako przeciwnik i w ten w łaśnie sposób dwór jest po dwójnie nieobecny. Jako fakt artystyczny i jako fakt społeczny nieobecny. [PP 216]
Przyto czy liśm y tu nieco w ięcej p rzykładów niż zazw yczaj. A to d la tego, że ten rodzaj składni, w k tó ry m zindyw idualizow anie szyku i opero w anie pow tórzeniam i służą zarów no precyzji, ja k dobitności, e k sp re sy j ności w yw odu — k o n sty tu u je znów jed n ą z n a jb ard ziej c h a ra k te ry sty c z n ych „m elodii” pro zy K azim ierza W yki.
Ba, ale p rzy analizie tej sk ład n i m oglibyśm y pozostać do końca a r ty kułu. Gdy tym czasem — chodzi tu ty lk o o egzem plifikację jed n ej z jego tez. Tej, k tó ra w sk azu je na — zespolone ze sobą — p recy zję s ty lu i p re cyzję m yśli W yki. Nie zawsze w y d aw ały się one proste. Są bow iem p rz e ciw ieństw em pro sto ty , ale tej jedynie pro sto ty , k tó ra w y n ik a z uprosz czenia. W Pograniczu powieści, w zw iązku z prozą Borowskiego, W yka, u stosunkow ując się do jakiegoś retorycznego p y tan ia, napisał:
Odpowiedź nie jest prosta i należy ją skrupulatnie przygotować. [PP 129]
I tak też czynił p raw ie zawsze. Z całego skom plikow ania rzeczy wistości, historii, lite r a tu r y — W yka d ostrzegał bardzo w iele. W idział rozróżnienia i subtelności, k tó re inni przek reślali jedn ym gestem pióra (dlatego m. in. jego Pogranicze powieści, jako jed y n a książka k ry ty c z n o literack a swojego okresu, mogło zostać po lata ch wznowione). Nie m ógł zatem ani lite ra tu ry , ani św iata p rzedstaw iać prościusieńko. P rz ed sta w iał je z m aksym alną, ja k na to skom plikow anie, precyzją, dokładnie, jasno i dobitnie.
Zbliżając się k u p ograniczu sfery p recy zji i sfe ry w yobraźni, n a tra fia m y na jedno z najw ażniejszy ch zagadnień analizow anej tu problem atyk i. M owa o W ykow skiej form ule k ry ty czn ej. Po jed n ej stro n ie tego po granicza zn ajd u je się fo rm uła, w k tó rej d om inuje elem ent definicji. Po drugiej — form uła, w k tó re j d om inuje elem en t m etafory.
K azim ierz W yka obdarzony był w ielkim ta le n te m form ułotw órczym . N iejednokrotnie, p rzeprow adziw szy swój precy zyjn y, uw zględniający całe skom plikow anie problem u, wyw ód, zam ykał go znakom icie dobranym , m aksym alnie zw ięzłym e k stra k te m słow nym , paro m a w yrazam i, k tó re — niekiedy — n a b ie rały w łasnego życia, zaczynały funkcjonow ać w k r y tyce, czasem o d ry w a ły się n aw et od sw ojego tw órcy, sta ją c się niem al anonim ow ym i term in am i-h asłam i. Z nam y je wszyscy: „tragiczność, d rw i na i rea liz m ”, „zarażenie śm iercią”, „życie na n ib y ”, „gospodarka w y łączona” , „ciem na to n a c ja ” , „ro zrach un k i in telig en ck ie” , „pogranicze po w ieści” 8.
8 Form uły te — w yw odzące się w większości' w ypadków z tytułów książek lub powszechnie znanych studiów — nie wymagają, jak się zdaje, przypisów. Warto m oże tylko nadmienić, że form uła „zarażenie śm iercią” pochodzi od tytułu fe lie tonu Zarażeni śmiercią (PP 341), w którym też Wyka w yjaśnia genezę tej formuły.
A dalej: „czas k o n stru k c y jn y i ew o k aty w n y ” , „rom anty czna nobili tacja pow ieści” , „średn i r e je s tr uczuć” , „generalizu jąca re w e la c ja ”, „psy chologia p rz e ry w a n a ” , „rozcieńczona epo p eja”, „bezsystem ie filozoficzne”,
„etiuda prozaiczna” , „nieśpiew na m uzyczność” , „ la p id a rn y w iz jo n e r” , „filozofia m a n t” , „echo k a ta stro fic z n e ” , „karczunek b a ro k u ” , „zadyszka sty listy czn a” , „skok w w yłączność” , „som atyzm d o tru m ie n n y ”, „szpicel z bożej łask i” , „nić angelologiczna” , „zacieki sarm ack ie” , „m łaki i w y w ierzyska” 9.
N ietrudn o dostrzec, że im dalej w cy taty , ty m w ięcej tu m eta fo ry k ry ty c k iej. Z n a jd u je m y się zatem w jed n y m z c e n tra ln y c h ośrodków pisarstw a K azim ierza W yki. \
W zakończeniu analitycznego szkicu C zy ta m Leśm iana W yka pisał o konieczności „pracow ania sk ró ta m i” w h isto ry czn oliterackim i k r y ty cznoliterack im zawodzie (ŁK 281). M etafora była d lań w łaśn ie jed n y m z przejaw ów owej p rac y skrótam i. Ale i czymś w ięcej także: dążeniem do n ajtrafn iejszeg o uchw ycenia i oddania p raw d y o pisarzu, utw orze, zjaw isku literackim , psychologicznym czy społecznym . Poznaw czy w alor m etafory, n iep rzetłu m aczaln ej bodaj n a — choćby n a jb a rd zie j sp ecjali styczn y — języ k nau ko w ej ab strak cji, święci tu sw oje triu m fy . I w ty m sensie m etafo ry k a W yki: św iadectw o jego śm iałej, zaskak ującej w y ob raźni, jest jednocześnie spraw ą precyzji.
Jak o jeden z n ajśw ietn iejszy ch przykładów m ożna tu przytoczyć n a stępujący:
Rzekłbym, że Czechowicz ten w zięty z Przybosia budulec obrazowy, skrze- sany i prostościenny, zanurza w irracjonalnym duchu m uzycznym , i oto prosta belka drga w chłonięta płynnym, łuszczącym się szkliwem wodnym. Trwa, jest, lecz przechodzą po jej powierzchni drżenia falujące i staje się nagle n iem ate rialna, zupełnie w innym istnieniu zanurzona. [RW 52]
Być może, te n m etafo ry czn y opis poezji Czechowicza, dokonany z p u n k tu w idzenia jej podobieństw i różnic z poezją P rzy bo sia — jest jakoś p rzetłu m aczaln y na język nauko w ych ab strak cji. Z apew ne m u siał by w ted y zająć kilk a stronic, przez k tó re czytelnik p rze d z ie ra łb y się z n ie jak im mozołem. Czy zaś k ry ty k -s c je n ty s ta p o tra fiłb y dotrzeć do tej praw dy, k tó rą W yka w jed n y m b ły sk u m eta fo ry objaw ił — to jeszcze w ielkie pytanie.
A le i to, oczywiście, nie w szystko jeszcze. M etafora, pow iedzm y ściś lej: tropika, je st przecież jed n y m z głów nych przejaw ów W ykow skiej p ostaw y p isarskiej. I n aw et nie ty lk o dlatego, że stano w i ona m an ife sta c ję w yobraźni, w yobraźni odm iennej niż ta, k tó re j spodziew ać się
9 K. W y k a : O potrzebie historii literatury. Szkice polonistyczne z lat 1944—
1967. Warszawa 1969, s. 125, 148; PP 79, 83, 103, 15, 58, 155; RW 48, 60, 94, 283;
PP 204, 275; ŁK 219; RW 408; PP 133; Thanatos i Polska [...], s. 109; PP 403; Cgrody
m ożna po uczonym . Także dlatego, że stanow i w y tw ó r pew nego kunsztu, w ytw ór, k tó ry — sam dla siebie, niezależnie od treści in te le k tu a ln y c h , jak ie w y raża — je s t nosicielem w artości.
E stetycznych, rzecz jasna. Św iadom ym odbiorcom tej prozy m etafo ry k a W yki przynosi — w iększą czy m niejszą — sa ty sfak cję estetyczn ą n a każdej niem al stronicy. N ieśw iadom ym — także, ty le tylko, że za zw yczaj nie zd ają sobie oni sp raw y z c h a ra k te ru owej saty sfak cji i z jej źródeł, sądząc, iż zaw dzięczają ją w yłącznie sferze m yśli za w a rty c h w tej prozie.
Typologia W ykow skiej tro p ik i m ogłaby — rów nież — zająć cały a r ty k u ł. W ypadłoby tu przeprow adzić k ilka p rzekrojów : w edług różno ro d n y ch podziałów , jakim dziedzina ta w ram a ch teorii lite r a tu r y podlega; w edług fu n k cji, jak ie ch w y ty te pełnią w to k u w yw odów i w k o n stru o w aniu w izji k ry ty k a (a słowo „ fu n k c ja ” m ożna tu rozum ieć różnorako); w edług treści w reszcie.
K azim ierz W yka nie m iał — w przeciw ieństw ie do Pigonia n a p rzy k ład — jakichś szczególnie sobie bliskich sfer realiów , z k tó ry c h by czerpał m etafory czn e treści. W twórczości tuż-p o w ojen nej znaczną rolę odegrała w jego obrazow aniu b atalisty k a, często zw racał się k u sferze biologii, często k u k o n k reto w i codziennego życia, czasem k u sportow i, bardzo często — ku k a rto g rafii (spośród w ielu „m ap p o ety ckich ” na pierw sze m iejsce w ysuw a się znane porów nanie k ry ty k i literack iej la t czterdziestych z m apam i s ta ry c h geografów : tam k ra in y nie znane ozna czano słow am i „ubi leones”, tu — „ubi form a listes” ; P P 28). Zasadniczo jed n a k sfe ry realiów b y ły zm ienne i nie w tej dziedzinie — ja k się zd a je — szukać n ależy specyfiki tego obrazow ania. J e s t ono — by pozostać jeszcze na chw ilę p rzy p orów naniu z Pigoniem — bardziej przez sw oją różnorodność, zm ienność tem ató w i tonacji — zask aku jące i nowoczesne (co jed n a k nie je st tu rów noznaczne z bezw zględnym w artościow aniem : obrazow anie Pigonia zaleca się innym i, rów nie w artościow ym i cecham i). Są u W yki i o kreślenia m etaforyczne k ró tk ie, rzu cane m im ochodem , jak owo znakom ite „puchnięcie u ro czy ste” czyjejś prozy (PP 73); epoka „zadyszana ku zagładzie” (RW 65); Rzym, „w sp aniały nowobogacki dzie jó w ” (SSZ 34), czy „ekspresjonistyczna w y sy p k a ” (P P 28; typow a zresztą form uła kry ty czn a) — przew ażają jed n ak pom ysły bardziej rozbudow ane, uderzające sugestyw nością i trafnością, a jednocześnie — w yszukaniem . J a k ten:
A pamięć i obserwacja są paliw em dla kotła analitycznego, inaczej jego żar przepala w łasne ściany, jak przepalił w w ielu m iejscach P a l u b y 10.
czy ten — o w zajem n y m likw idow aniu się aw angard:
Była to zaiste uczta bogów pożerających się bez skrupułów i natychm iast, bo świadom ych, że nowy bóg już czeka za progiem na intronizację. [PP 46] io W y k a , Modernizm polski, s. 238.
czy ten — filologiczno-m etodologiczny:
Jeżeli tego nie uczynić, samo w ertow anie w ariantów, poprawek i skreśleń może się stać podobne do szukania szpilki w stogu siana, z tym przydatkiem, że poszukiw acz nie w ie, jak szpilka wygląda, i dopiero przetrząsając kopice ma nadzieję o tym się dowiedzieć n .
Czy — w reszcie — ten, k tó ry w b ły sk u m etaforycznego sk ró tu i w y jask ra w ien ia uk azu je jed en z c e n traln y c h problem ów cen traln eg o g a tu n k u literackiego. Problem , o k tó ry m nb. zb y t m ało prozaików pam ięta:
Term in proza w stosunku do pojęć: nowela, powieść, opowiadanie — bywa dzisiaj często jak w krawieczyźnie m ateriał użyty na ubranie wobec kroju i fasonu, który mu nadał m ajster od fastrygi i żelazka. Majster może być niew praw ny i krój spartaczyć, ale dobry m ateriał pozostaje zawsze dobrym m ateriałem . [PP 210]
Ju ż n a ty m p rzykładzie w idać w y raźnie pew ne ten d e n c je W ykow - skiej tro p ik i, na k tó re w arto z kolei zw rócić uw agę. J e d n a z nich to te n d encja k u żartobliw ości, d ru g a — k u dłuższym i b ard ziej rozluźnionym form om o c h arak terze, istotnie, nierzadko barokow ym .
W yka lub ił — i z czasem coraz bard ziej, będzie tu o ty m jeszcze m ow a — swobodę, odprężenie (zresztą pozorne zazw yczaj) żartu . Tej jego postaw ie słu ży ły w łaśnie często — m etafo ra, porów nanie. B yły to — z n a tu ry rzeczy — porów nanie, m eta fo ra „w dół” , o c h a ra k te rz e nie rzad ko satyryczno-polem icznym . J a k tu np.:
Ponadto „fachowcom ” w yrosła w ostatnich latach — niczym żółwiom — w yrosła im na plecach pew na mało przenikliwa skorupa, która być może jest garbem: Metodologia. Im m łodsze w moim klanie żółwiki, tym chętniej owym garbem się chlubią. Zapominają, że żółw odwrócony skorupą do trawy, a cia łem do św iata staje się całkow icie bezradnym stw o rzen iem 12.
J a k w idać, żartobliw ość pozostaje tu n a usługach sp raw i prześw iad czeń pow ażnych...
Ł ączy się też ona n iejed n o k ro tn ie z ową ten d encją do form dłuższych i luźniejszych, o k tó rej przed chw ilą b y ła mowa. P rz y p o m n ijm y tu szkic Przed za k rę te m , w k tó ry m „ sy tu acja k ry ty k a w Polsce L u d o w ej” zo s ta ła poró w n an a — a porów nanie to zostało szeroko rozprow adzone — z sy tu a c ją m otorniczego tram w aju ... (ŁK 83 n.). P rz y p o m n ijm y też to — d alek ie już od żartu, nie pozbaw ione pew nego pato su — porów nanie h isto ry k a lite ra tu ry z górnikiem , sk oncentrow ane w zdaniu:
To on przechowywany na półkach bibliotecznych w ęgiel przeszłości, pod ciśnieniem innych epok wytworzony, przemienia lub innym pomaga przemienić na opał dnia b ieżącego1S.
D w a a u to p o rtre ty zawodowe...
11 W y k a , „Pan Tadeusz”, t. 2, s. 258.
12 W y k a , O potrzebie historii literatury, s. 318. 13 Ibidem, s. 310.
W ten sposób — od p recyzji m etafo ry czn ej fo rm u ły przesun ęliśm y się w niniejszych w yw odach k u pew nej m etafo ry cznej swobodzie, k u m e ta forycznem u konceptow i, stanow iącem u przede w szystkim św iadectw o: w yobraźni in te le k tu a ln e j. Także — od m eta fo ry w łaściw ej — k u rozbu dow anem u porów naniu. P rz ek ła d ają c to przesunięcie akcentów na język relacji: cel poznaw czy — ek sp resja osobowości, powiedzieć m ożem y, że zbliżyliśm y się do form nacechow anych m niejszą spraw dzalnością efektów poznawczych, jaw n iejszą ek sp resją osobowości. P rz ek ła d ają c to p rzesu nięcie z kolei na język g atu n k ów piśm ienniczych — pow iedzieć możem y, że od pisarstw a naukow ego, poprzez bard ziej ry g o ry sty czn e fo rm y k ry ty k i literack iej, zbliżyliśm y się do k ry ty k i ty p u eseistycznego, do eseju wreszcie.
Tu — w eseju w łaśnie — m a n ife stu je się pisarsk a postaw a a u to ra R zeczy wyobraźni. W yka był potężną indyw idualnością, k tó re j nie w y starczały tra d y c y jn e fo rm y p isarstw a n au k o w o-krytycznego. Chw ilam i dusił się w nich. Myślę, że zb y t w iele w iedział o lite ra tu rz e , by próbo wać klasycznej dw utorow ości n au k o w o -literack iej — do przeciążonego nad m iarę p racą życia h isto ry k a i k ry ty k a lite ra tu ry dodaw ać życie d r u gie: powieściopisarza, p o ety czy d ram a tu rg a . Je d y n y m w yjściem był w tej sy tu acji esej — swobodne p isarstw o b ezfab ularn e, przeznaczone dla tw órców , któ rzy sp raw y k u ltu ry przeży w ają w sposób n a jb ard ziej oso bisty.
P isarstw o b ezfab u larn e, b y n ajm n iej jed n a k nie — bezfikcyjne. Rzecz wyobraźni oznaczała w tw órczości W yki nie tylk o p refe re n c ję k ry ty k a wobec pew nego ty p u poezji, k tó ry — ze szczególnym z a in tere sow aniem — opisyw ał i analizow ał. O znaczała także — jego rzecz w łasną. Śm iała, zaskakująca, rozbudow ana m eta fo ry k a stan ow iła jeden z jej elem entów . Nie każdem u d an a jest zdolność takiego zestaw iania ze sobą w yobrażeń i pojęć od siebie odległych, b y dzięki tem u pow staw ały now e w artości estety czn o -in telek tu aln e.
Ta jed n ak — znakom icie opanow ana — um iejętn ość nie w y starczała K azim ierzow i Wyce. Byw ało m u ciasno w ry g orach historyczno- i k ry tycznoliterackich, byw ało m u też i ciasno w ogóle w rzeczyw istości. To też w yobraźnia jego nastaw io na była nie tylko w k ieru n k u : dzieje się tak, jak gdyby... N astaw iona była także w k ieru n k u : w yobraźm y sobie, jak gdyby działo się tak...
F ik cja k ry ty czn o literack a, fik cja zatem na u sługach historyczno- czy kryty cznoliterack ieg o w yw odu, k tó re j przedm iotem są często fa k ty w y m yślone, nie „życiow e” jed n ak jak w powieści, lecz literack ie, w y stęp u je
w łaśnie zwłaszcza w eseju. Ale do g ran ic tego g a tu n k u — granice g a tunkow e są zresztą u W yki dość pły n ne — nie zaw ęża się. Tow arzyszy pisarzow i od sam ych początków jego działalności.
Z razu — w form ach dość skrom nych i nie w y k raczający ch poza uzus g atu nkow y epoki: m owa o fik cy jn y ch dialogach, w k tó ry c h a u to r am bi
w alen tn e sw oje stanow isko wobec jakiegoś dzieła czy pro blem u rozpisuje na głosy dw óch fik cy jn y ch d y sk u ta n tó w 14. Ju ż jed n ak p rzyk ład n a stę p n y — także p rzed w o jen n y — p rzekracza zakres p rz y ję ty c h ówcześnie chw ytów , stanow i niezw ykły i śm iały ek sp ery m ent kry ty czn o literack i. Mowa o recenzji P alu b y (SSZ), recenzji tak n apisanej, jak b y powieść ta była d ebiu tem lat trzydziestych. To rozluźnienie wodzów w yobraźni nie ogranicza się p rzy ty m b y n ajm n iej do sw oistej sztuki dla sztuki: celem tej „fikcyjnej recenzji z im aginacyjnego d e b iu tu ”, ja k to określił sam W yka, jest udow odnienie i unaocznienie tego, co w Palubie było „w y przedzeniem ” , „przew odnictw em na przyszłość”.
Inna fo rm a fikcji, typow o eseistyczna, to słyn na Obrona van Meege- rena (SLA-2) — ty m razem , podobnie jak w dialogach, fikcja sy tu acji podm iotu, k tó ry w y stę p u je tu jako adw okat, b ron iący na sali sądowej owego genialnego falsy fikato ra.
A oto p rzy k ład odm ienny: próba dopow iadania dalszych losów boha teró w Pana Tadeusza. Rozpoczęta jakże znam iennie: „K usi przeto, ażeby pofantazjow ać [...]” (SLA-2 321).
N ajciekaw szym bodaj zjaw iskiem całego tego n u r tu jest to, co nazw ać m ożna w y obraźnią historiozoficzną W yki. Jednego z jej źródeł czy s ty m u latorów szukać należy w le k tu ra c h i p rzem yśleniach czasów okupacji, lek tu rac h i przem yśleniach, k tó re leżały u podstaw eseju O porządkach historycznych, opublikow anego później w Ż yciu na niby. W eseju tym czytam y:
Istnieje paradoksalny szkic André Maurois pod tytułem Si Louis X V I — Gdyby Ludwik XVI... Treść pomysłu jest następująca: znakomity historyk do staje się po śm ierci do nieba. Szczęśliw y, że teraz już w szelkie źródła [...] niedostępne mu za życia staną przed nim otworem. [...] N agle w swojej w ę drówce natrafia na oddział noszący napis: Archiwa M ożliwości N ieurzeczyw ist- nionych. Zdumiony zapytuje archanioła, kustosza owych zbiorów, co one ozna czają. Otrzymuje odpowiedź:
N ie m a jednej i uprzyw ilejow anej przeszłości... Istnieje nieskończoność przeszłości [...]. W każdym m omencie Czasu [...] linia zdarzeń rozszczepia się jak pień, z którego w ybiegają bliźniacze gałęzie... Jedna z tych gałęzi przed staw ia bieg w ypadków taki, jakim go ludzie poznali; inna to, czym byłaby się stała historia, gdyby jeden jedyny czyn był inny... Te nieskończone odgałę zienia stanow ią M ożliwości Nieurzeczywistnione, których kustoszem jestem tu ta j15.
Owe Możliwości N ieurzeczyw istnione p rze w ijają się przez pisarstw o W yki nie za często, ale w m o m entach szczególnie w ażnych. I ta k m. in. m am y tu do odnotow ania fik c y jn y w swoim zakończeniu, gw ałtow nie skrócony w sk u te k w y bo ru innego „odgałęzienia” w jed n y m tylko m om en
14 Zob. np. Rozm ow a o „Nocach i dniach” i Rozmowa o litości z tomu Stara
szuflada.
15 K. W y k a , Zycie na niby. Szkice z lat 1939—1945. Wyd. 2, poszerzone. War szaw a 1959, s. 92.
rozpraszał w ątpliw ości czytelnika nie tylko p recyzy jny m i a rg u m en tam i i trafnością m etafo r, także sugestią sty lu , um iejętnością stw orzenia n a rr a to ra budzącego zaufanie, podobnie jak lekarz, k tó ry — w chodząc do m ieszkania p a c je n ta — p rzy b iera m askę spokojnej, stanow czej pewności siebie.
Pobieżna n a w e t le k tu ra tek stó w W yki każe zwrócić uw agę n a nie zw ykłą u niego częstość słów „całkow icie” , „całkiem ” . Zw łaszcza „całko w icie” . Nie zawsze są one konieczne dla logicznego sensu zdania, jak tu np.:
Wybór taki oznacza zarazem, że jedyne i dosyć w ątłe nici, które mogłyby łączyć Fredrę z upodobaniami zapóźnionych klasyków, zostają całkowicie przecięte 18.
— ale dotyczą tak ich w łaśnie spraw , w k tó ry ch W yka skłonny je s t n a rzucić czytelnikow i swój sąd, udobitnić go, rozproszyć w szelkie w ą tp li wości. Przecina je ty m słow em „całkow icie” , a używ ając go często i w spo m agając częstością tak ic h słów, ja k „ n iew ątp liw ie”, „nieodparcie” , „na pew no” — p rzy d aje sw ojej prozie bezapelacyjności i a u to ry te tu .
W ty m sam ym k ie ru n k u prow adzą tak ie cechy tej prozy, jak e n e r giczna, u m iejętn ie o peru jąca k ró tk im i zdaniam i, reto ry k ą p y ta ń i odpo wiedzi — składnia. J a k w y k rzy k n ik i polem iczne ty pu „Nic podobne go!” (RW 179; Ł K 222), „C ałkow ite nieporozum ienie!” (ŁK 219), „Pow ie niesłusznie!” (SLA-1 115). J a k — zwłaszcza w lata ch tuż-po w ojen ny ch — skłonność do bliskiego, przesądzającego spraw ę, f u t u r u m :
Zaszczepienia nowych idei nie dokona się dzisiaj w form ie sporu pokoleń. Dokona się w kształcie wspólnej operacji. [PP 8]
— do f u t u r u m w ogóle, tam naw et, gdzie rzecz dotyczy w yd arzeń p rze szłych. J a k częstość s ty lu definicyjnego, zwłaszcza zaś sty lu silnie aserto - rycznego, z pew ną skłonnością do apodyktyczności. W ystępującego zarów no tam , gdzie chodzi o podstaw ow e sp raw y ówczesnej lite ra tu ry : „nie widzę inn ej m ożliwości dzisiaj, szczególnie dla prozy, jak realizm ” (PP 21), jak tam , gdzie m ow a o psychologii: „Nie istn ieje m yślenie bezsłow ne” (RW 131), czy tam , gdzie pojaw ia się żart: „cóż począć, na pew no żaden red a k to r [...] św ięty m nie zostan ie” (SSZ 142).
Tu w reszcie należy słow o-klucz drugiego zwłaszcza okresu tw órczości W yki: rzeczow nik „słuszność” , i odpow iadające m u p rzy m io tn ik i p rz y słówek. N aw et w y obraźnie pisarzy określane b y w ały przezeń jako „słusz n e ” i „niesłuszne” .
K azim ierz W yka b y ł jed n y m z n ajb ard ziej błyskotliw ych k ry ty k ó w swojego czasu. Je m u sam em u zależało jed n ak przede w szystkim nie na efektow ności, lecz na słuszności w yw odów . I p o tra fił stw orzyć całą p o e ty kę, k tó ra atm osferę słuszności w y tw arzała, na sty listy czn y m n a d d a tk u słuszności została op arta. '
cie (wzięcie udziału w p o w stan iu zam iast w yjazdu) — życiorys Ju liu sza Słowackiego, zam ieszczony w książce o Baczyńskim , a służący sp ra w ie d li w em u porów naniu obydw u ty ch poetów: ja k ono by w yglądało, gdy b y ich biogram y zam y k ały się w identycznej ilości l a t 16. D alej: k a p ita ln e dw a zarysy nie u rzeczyw istnionych biografii Stanisław a Pigonia: jako biskupa i jako g en erała 17. Ale przede w szystkim : W yzna nia udu szon e go — odpowiedź na an kietę „książka nie n a p isa n a ” (ŁK).
B yła to raczej odpow iedź na ankietę: lite ra tu ra nie n apisana. Cho dziło w niej o h isto rię lite r a tu r y polskiej „nie tak iej, jak ą by ła n a p ra w dę, lecz tak iej, jak ą być p o w in n a”. P rzejaw iło się tu i sw oiste W ykow skie poczucie praw idłow ości, i owo połączenie b raw urow ego ż a rtu z iro n ią i goryczą, tak dlań c h arak tery sty czn e. Co innego je st tu jed n ak dla nas najw ażniejsze. Ta osobliw a science-fiction, nie w przyszłość skierow ana, lecz w przeszłość, i nie technicznych w ynalazków dotycząca, lecz w ie r szy, powieści, prądó w literack ich — stanow iła w y raz jedn ej z typow ych postaw k ry ty k a literackiego, zżym ającego się, że lite ra tu ra nie po jego m yśli się rozw ija, że zaprzepaszcza możliwości, popada w ślepe uliczki. A m ogłaby być ta k piękna... Tyle tylko, że owa postaw a k ry ty k a , w ięc — w zasadzie — takiego, b y ta k rzec, m etapisarza, k tó ry w pływ ać może na lite ra tu rę , bo jest to lite ra tu ra jem u w spółczesna — postaw a ta została tu zastosow ana do sy tu a c ji h isto ry k a lite ra tu ry , takiego zatem m eta p i sarza, k tó ry na nic już w pły n ąć nie może. Dw ie ro le życiowe W yki po łączyły się tu ze sobą, nałożyły na siebie. A pow stały w ten sposób te k st to, poetycki niem al, ak t w yobraźni: zbu n to w an y przeciw praw om czasu, praw om rzeczyw istości, k re u ją c y to, co niem ożliw e.
W yka żył bardzo m ocno czasem teraźn iejszy m , znał znakom icie czas przeszły, pas jonow ał się czasem przyszłym . Ale może dlatego w łaśnie ta k w iele m iał do pow iedzenia o w szystkich ty c h czasach try b u ozn ajm u ją- cego, że rozporządzał także swoim w łasn y m try b e m przypuszczającym i try b e m życzącym. Że p o tra fił na to, co było, jest czy będzie — p a trz eć stale z p u n k tu w idzenia tego, co m ogłoby być.
Sfera precy zji i sfe ra w yobraźni, czy raczej: spraw a p recy zji i sp raw a w yobraźni — gdyż dw ie te cechy w spó łistn ieją ze sobą w dziele W yki, p rze n ik ają się naw zajem — ten schem at może już zapew ne dać n ieja k ie w yobrażenie o analizow anym problem ie. N aw et jed n ak w ty m — sk ró tow ym i eseistycznym — u jęciu nie w y czerp u je jego głów nych zagadnień. Spraw ę w ypada rozpatrzyć z innego jeszcze p u n k tu w idzenia.
W yka rozporządzał rzad kim darem , k tó ry n azw ałbym zdolnością in telektualneg o urzekania. Mówią o ty m liczne św iadectw a urzeczonych:
16 W y k a , K r zy szto f Baczyński, s. 110—111.
17 K. W y k a , Stanisław Pigoń. Próba re konstrukcji osobowości. W: Stanisław
Pigoń. Człowiek i dzieło. Praca zbiorowa pod redakcją H. M a r k i e w i c z a ,
i tych, k tó rz y w e w spom nieniach sprzed la t 30 n o tu ją, ja k to w y b ierali się na U n iw e rsy te t Jagiello ń sk i po to jedynie, by zostać W yki w łaśn ie stu d en tam i, i tych, k tó ry c h jako stu d en tó w zastała śm ierć P rofesora. Mó w i o ty m zresztą cała n iem al lite ra tu ra przedm iotu: recen zje jego k sią żek, sy n tety czn e szkice o jego pisarstw ie.
Zapew ne, w ielką rolę odgryw ał tu tak że k o n tak t bezpośredni: w y k ła dy, ćwiczenia, sem in aria, rozm ow y, dysk usje na sesjach naukow ych. Ś w ia dectw jed n ak urzeczenia przez pisarstw o da się zebrać dość, by zagadnie nie to uczynić p u n k te m w yjścia dla n iniejszej części a rty k u łu .
W k tó re jś z recen zji w czesnych książek W yki jeden z urzeczonych p i sał o — p raw ie iry tu ją c e j — w łaściw ości a u to ra Pogranicza powieści: tej m ianow icie, że zawsze m a on rację. K azim ierz W yka sam zap ew n e na tak ie określenie by si% nie zgodził; egzaltacja popchnęła urzeczonego w hagiograficzną przesadę. N iem niej — istn ieją w p isarstw ie W yki ce chy, k tó re m ogą w yjaśnić pojaw ienie się takiego zdania.
W yka — w pew nych zwłaszcza okresach sw ojej tw órczości — pisał niesłychanie su g esty w nie i przekonyw ająco: operow ał zespołem ch w y tó w pisarskich, k tórego efek t m ożna określić jako sty listy c zn y n a d d a te k słuszności. W chodziły w ich skład także i te chw yty, k tó re pow iązaliśm y z precy zją i w yobraźnią; nie w y starczały one jed n ak do u zyskania ta k ie go efektu.
Z arów no p recy zja jak m etafo ry k a W yki b y ły św iadectw em jego w ie dzy o skom plikow aniu rzeczyw istości. D zieliły ją, różnicow ały, cienio w ały, przyb liżały przez podobieństw o. Św iadczyły o subtelności in te le k tu a ln e j k lerk a , w rażliw ości estetycznej a rty sty . N astępow ał jed n a k zawsze w p isarstw ie ty m m om ent — nie chodzi tu o chronologię, lecz o s tr u k tu rę — w k tó ry m n ad subtelnościam i podziałów, poetyckim szu k aniem podobieństw b ra ły górę: bezap elacy jn y gest energum ena, s ta nowczość opow iedzenia się po tej, a nie innej stronie, pew ność i d o b it ność w p rzeprow ad zan iu swojego w yw odu.
Stanow czość opow iedzenia się, potrzeb a jasnego zary so w ania w łasnego stanow iska — to cechy c h a ra k te ry sty c z n e dla p isarstw a W yki od sam ych jego początków . G enezy tak iej p o staw y szukać w olno zarów no w p erso nalizm ie i atm osferze tragiczno-heroicznej lat trzyd ziestych , Jak w sy tu a c ji ideow o-po li tycznej la t tuż-pow ojennych. N ajd ob itniej bodaj za m an ifesto w ała się ona jed n a k w okresie R zeczy wyobraźni. Ileż w ty m p i sa rstw ie fo rm u ł ty p u : „M ożna się ty lko opow iedzieć” (RW 429); „ S ta w iam na tę k ieru n k o w ą ro zw o ju ” (RW 478); „Nie jeste m za ta k pojm o w an ą now oczesnością” (RW 478); „S taw iam na H e rb e rta ta k ż e ” (RW 249). Ile też i takich:
R ównież literatura może być i bywa znamienną nie będąc realistyczną.. Lecz w tę ulicę nie będziem y wkraczać. [PP 14]
T en m om ent: dokonania w yboru, powzięcia decyzji, a czasem i — przecięcia dysk u sji, m a sw oje odpow iedniki w sty listy ce pisarza. W yka
Z zespołem chw ytów pow yżej zasygnalizow anym sąsiaduje, p rzep la ta się in n y — podobnie oddziałujący. Mowa o pew nej hieratyczności s ty lu W yki. Można ją dostrzec w różnych tego sty lu w arstw ach. W słow nictw ie: w niezm iernie częstym n ad u ży w an iu czasow nika „posiadać” — w tak im kontekście, w k tó ry m czasow nik „m ieć” brzm iałb y w e w spółcze snym odczuciu językow ym n a tu ra ln ie j („D otychczasow e stu d ia [...] nad tek stem Pana Tadeusza posiadały w ygląd do siebie zbliżony” 19). W skło n ności do nieco w ydłużonych, jak gdyby d ostojnych k o n stru k c ji składnio w ych (słynne W ykow skie „dlatego poniew aż”), czasem z lekka pobrzm ie w ający ch patosem . W częstości pluralis modestiae. W zw ro tach zaw dzię czających sw oje istn ien ie k u rtu a z y jn y m obyczajom p an u ją c y m w środo w isku naukow ym : „W ygłaszającem u te słow a niechaj będzie w olno sk u pić uw agę na roli d ru g ie j” (ŁK 136). W zam iłow aniu do pow tórzeń, k tó re są u W yki podporządkow ane nie tylko praw om precy zji w ykładu, ale także praw om re to ry k i w ykładu.
W łaśnie w ykładu. Jeśli bow iem zasada stylistycznego n a d d a tk u słusz ności wyw odzi się raczej z p ra k ty k i k ry ty czn o literack iej, a w ram ach w y powiedzi u stn e j — z poetyki odczytu czy głosu w dyskusji, powiedzm y, w sali Zw iązku L ite rató w P olskich na K ru p n iczej, to sty listy k ę h ie ra tycznego podniesienia to n u w yw ieść raczej należy z sal u niw ersyteckich, inaczej m ówiąc — z ulicy G ołębiej. Po trosze też — z tra d y c ji: istn ieje w sty listy ce W yki pew na, n iezm iern ie d elik atn a i nie rzucająca się w oczy, skłonność do stylizacji, niedaleko zresztą w ybiegającej, nie dalej ja k po rom antyzm . Ale to już te m a t do osobnych rozw ażań.
O bydw a naszkicow ane pow yżej zespoły sty listy czn y ch chw ytów to ru ją drogę p isa rstw u W yki k u tem u, co n azw aliśm y in te le k tu a ln y m u rze czeniem czytelnika. Ale je st to dopiero drogi tej połowa: utw ierdzenie tegoż czytelnik a w przek o naniu o słuszności i au to ry tec ie tek stó w i sto jącego za nim i auto ra.
D ruga połowa drogi je st w pew ny m sensie p rzeciw ieństw em p ie rw szej. S tw orzyw szy atm o sferę powagi, pew nej n aw et celebry, w zbudziw szy przekonanie o sw ojej niezaw odnej słuszności, w yznaczyw szy zatem d y sta n s m iędzy sobą a czytelnikiem , d y stan s — w ydaw ało by się — nie do przekroczenia, W yka w łaśnie n a ty c h m ia st go p rzekracza, w prow adza ton bezpośredni i filu te rn y , schodzi z k a te d ry i sp aceru je m iędzy ław k a mi, ż a rtu je i opow iada dowcipy, ro zb ija szybę powagi. Proces ten znam y już zresztą po trosze: z uw ag o n a rra to rz e k ry ty c k im te j prozy. Pow ie dzieć można, że d iale k ty k a sty ló w i p o staw W yki — oglądana ze szczególnym uw zględnieniem oddziaływ ania na czytelnika (tłum aczę na język inny: pow iedzieć m ożna, że stra te g ia n ad aw cy wobec w ir tu aln eg o odbiorcy) — polega n a sta ły m oscylow aniu m iędzy n a u kow ym sacrum a nau k o w y m profanum . O nieśm ielony atm osferą bez ap ela c y jn e j słuszności i podniosłą pow agą w ykładu czy telnik o trzym u je
19 W y k a , „Pan Tadeusz”, t. 2, s. 257.
tu nagle p rzy jacielską sójkę w bok i s ta je się ad re sa te m porozum iew aw czego przy m ru żen ia oka, k tó re oznacza: nie p rzesad zajm y z tą uczonoś- cią. Albo: wiadom o, że m y dw aj porozum iem y się o w iele lepiej od tego trzeciego, o k tó ry m tu w łaśnie mowa.
I oto m om ent, w k tó ry m ów czy teln ik je st ju ż całkow icie pod bity przez k ry ty k a .
Z ostała tu pow yżej zasygnalizow ana skłonność W yki do m etafo ry k i żartobliw ej. Czas teraz, b y dziedzinę tę ukazać szerzej, m niej zw racając uw agi n a rozróżnienia gatunkow e, w ięcej n a n iuanse to nacji i postaw .
Są bow iem oczywiście różne stopnie owego zbliżenia się k u c zy teln i kowi, spoufalenia się z nim . Inaczej zbliżenie to rea liz u je m łody p ry n c y p ialny k ry ty k , p erso n alista i brzozowszczyk, inaczej — d o jrzały już tw órca, w yznaczający głów ne p rą d y epoki, inaczej w reszcie — pisarz 0 w ielkim nazw isku, św iadom y w agi książek, jak ie napisał, i w pły w u, jak i w y w arł na lite ra tu rę . Inaczej też zbliżenie to rea liz u je uczony, in a czej k ry ty k , inaczej eseista.
Tak czy inaczej, w sum ie: h ieratyczność zostaje tu zrów now ażona przez potoczny prozaizm , pow aga — przez żartobliw ość i anegdotę, s ty listyczna n adw yżka słuszności — przez to n ację osobistego zw ierzenia. P otoczny prozaizm . W ięc uw aga o sty lu powieści: „ani śladu sadzenia się” (SSZ 234). Połączenie żargonu m alarskiego z politycznym (n b . w ja k że p rzen ik liw y m proroctw ie): „A pom pierzy ty lk o czekają, kiedy p rzesk o czą na lew icę i sta n ą się »postępow i«” (PP 46). Z w rot literack i w p ra w dzie, ale jakże zgodny z duchem potocznego języka i potoczną, acz nie uśw iadam ianą sobie zazw yczaj, nie w erbalizow aną praw dą: „na jak iej [...] g w aran cji w spierało się życie [...]? N a tym , że m usiało być żyte [...]” (PP 99). U ta rty zw rot: „powieści nie m a w niej za grosz” (PP 149). F o r m uła: „gnieciuch” (P P 152).
Z czasem w trę ty tego rod zaju (czy ty ch rodzajów ) s ta ją się częstsze 1 w yrazistsze. „Po kiego diabła ten Ezra P o u n d ? ” (RW 383); „S y tu ac ja zatem ja k w znanej anegdocie: kow al zaw inił, ślusarza pow iesili” (to w fu n d am e n ta ln y m dziele o Panu Tad eu szu); „ Jed e n drugiego po plecach i nie patrząc, kogo” 20.
Żartobliw ość, w ogóle sfera h u m o ru o bardzo różn ych odcieniach, to dziedzina rozległa, bodaj c e n traln a w ty m zespole: hum or przenik a p rze cież w dziele W yki zarów no — jak to w idzieliśm y przed chw ilą — sfe rę potocznego prozaizm u, ja k sferę osobistego zw ierzenia.
B yw a on saty ry czn y, znakom icie i ja k gdyby m im ochodem ośm iesza jący, w te d y np., gdy k ry ty k pisze o M arin ettim i jego polskich w ielb i cielach jako o „italskim m ag u ” otoczonym „naszym i m ałym i m ag ik a m i” 21, czy o pew nej dyskusji, w k tó re j pisarze „urządzili [...] coś w ro
-2° W y k a : „Pan Tadeusz”, t. 2, s. 77; Wędrując po tematach. T. 3. Kraków 1971, s. 165.
dzaju nagonki n a p o strzelonego” (ŁK 93). B yw a — choć nie to jest głów ną siłą tej k a te g o rii w p isarstw ie W yki — nieodparcie, z głupia f ra n t ko m iczny, gdy z ra c ji pow olnej b u dow y owego gm achu k ry ty k pisze o w y sokościowcu B ip ro stalu : „Może on m a jak ieś opory w e w n ętrzn e ” (ŁK 17). Ale byw a też o stry i sark asty czn y, ironiczny i nie do śm iechu, ja k tu, w tekście p rzed w o jen n y m jeszcze:
W idocznie w ięc nawet z najszlachetniejszych zamierzeń ukręcony bacik, którym się pragnie literaturę zapędzić do pewnych — z jej stanowiska — robót przym usowych, nie skutkuje. To stworzenie jest narowiste i gotowe robić w ła śnie na p rzek ór32.
H um or W yki p rze jaw ia się bard zo często p rzy pom ocy anegdoty. P rzy p o m n ijm y tę choćby — o M alczew skim , ty m i słow am i przep ro w a dzającym k o re k tę p rac sw oich stu d entó w : „M alujcie tak, ażeby Polska z m a rtw y ch w sta ła ” 23.
Tu już je d n a k w k raczam y w sferę p ro b lem aty ki osobistego zw ierze nia. Bo — c h a ra k te ry sty c z n e — n a w e t i tak ą anegdotę, z opow iadań je dynie znaną, pisarz p rzytacza z nazw iskiem tego, od kogo rzecz usłyszał, w te n sposób w łączając ją n iejak o do sw oich w łasn ych w spom nień.
S fera osobistego zw ierzenia k o n c e n tru je w sobie to, co nazw ać m ożna liry zm em w p isa rstw ie K azim ierza W yki. Ów n u r t jest w p isarstw ie tym bardzo silny, ty le tylko, że — w przeciw ieństw ie do żartobliw ości i h u m o ru — toczący się głębiej, n iejed n o k ro tn ie sk ry w an y, pow ściągany czy m askow any — w łaśn ie 'żartem , hum orem , ironią. Pisząc o Ludziach s ta m tąd W yka bardzo pięknie określił postaw ę D ąbrow skiej nazw ą „u tajo n a czujność” (PP 221). Podobnie jego w łasne pisarstw o przen ika u tajo n y liryzm , u tajo n e w zruszenie. Z dradza się ono przez delikatność i pew ną poetyckość sform ułow ań, dobór m etafo ry k i, jak tu — w łaśnie w szkicu o D ąbrow skiej:
W w yniku tych elips i skojarzeń człowiek staje w topiony w przyrodę, przy jaciel liści, co razem z nim biegną ku niewiadom ym losom, towarzysz zórz i gwiazd. [PP 223]
Czasem — przez odpow iednio d o b ran y cy tat. Rzadko — w prost. W k ry ty c e litera c k ie j w sposób w y razistszy m an ifestu je się tam dopiero, gdzie sam a o dm iana g atunkow a: list k ry ty c z n y (m yślę o Liście do Jana B ugaja) czy a rty k u ł nekrologiczny — tak ą m anifestację uspraw iedliw ia. S am zaś fak t, że W yka a rty k u łó w tak ich napisał n iem ało — w skazuje już n a w ielką rolę w zruszenia jako m oto ru jego pisarstw a.
A le a rty k u ły owe b y ły to już w łaśnie — w znacznej m ierze — oso biste zw ierzenia.
22 K. W y k a, Literatu ra i aktualność. „Pion” 1934, nr 3. 23 W y k a , Thanatos i Polska, s. 22.
W pracach W yki k ry ty czn o - i eseistycznoliterackich (w odróżnieniu od naukow ych) m o ty w osobistego zw ierzenia w y stę p u je dość w cześnie. Zjaw isko to w iąże się — z jednej stro n y — z n u rta m i: rep o rtażo w o -p a- m iętnikarskim , k tó ry w p isarstw ie W yki p ojaw ia się n iem al od początku (Zimą w Bruges; SSZ), i eseistycznohistoriozoficznym czy politycznym , k tó ry pojaw ia się w czasie w ojny. W iąże się — z d ru giej s tro n y — z fa k tem w zrostu te m p e ra tu ry em ocjonalnej, z jak ą reagow ano n a lite ra tu rę w lata ch czterdziestych, zarów no o k u p acy jn ych ja k pow ojennych. J e d y ne w swoim rod zaju dośw iadczenie historyczne przyd aw ało sferze życia jednostkow ego, osobistego, in n y ch zgoła w alorów niż te, k tó re są jej udziałem w czasach, k ied y h isto ria toczy się w olno i spokojnie. Je d n o cześnie — g w ałtow ne p rzem ian y historyczne dom agały się osobistych w yborów i opowiedzeń. Nie m ożna było nie w łączając do te k s tu w łasnej osoby, w łasnej biografii, pisać tak ich zdań ja k to:
Dla jednych młodych krytyków postawa drwiąca była istotniejsza, dla drugich postawa tragiczna [...].
Trzeba było dcdać:
Byłem pomiędzy drugimi. [PP 10]
T rudno było pom inąć w spom nienie o w spólnej z Czesław em M iłoszem i Je rz y m A ndrzejew skim re c y ta c ji i rozm ow ie o Kw ia tach polskich, sko ro spotkanie to odbyło się w r. 1941, kiedy to za posiadanie e m ig rac y j ny ch tekstó w Tuw im a m ożna było zapłacić życiem (zob. RW 141, 169— 170).
Z czasem ów elem en t osobisty coraz b ardziej ro zra sta się w k ry ty c e i eseistyce W yki, zabarw iając też i n iek tó re jego prace naukow e. P is a r stw o to sta je się coraz bardziej p ersonalne i — au to m aty czn ie — coraz jaw n iej m an ifestu je swój liryzm , coraz bardziej też zw raca się k u p ro b lem atyce egzystencjalnej.
Ten w zrost m om entów osobistych łączył się z przesuw aniem się ośrod ka twórczości W yki k u esejowi. Można tu dostrzec analogię z coraz b a r dziej rosnącą rolą w yobraźni: proces, jak i obserw ow aliśm y nieco w cześ niej. B yła to droga ku pisarskiej swobodzie, k u g ranicy lite r a tu r y czy stej, na k tó re j W yka sta n ą ł w prozie Kocięta. Je j autob iog rafizm stan o w ił już spraw ę dru g orzęd n ą i nieisto tną, sk ro jo n a bow iem została — by po zostać p rzy w łasnej m etaforze W yki — z m a te ria łu w ysokiej klasy.
Tak więc — m im o w szystko — o tw ierała się przed W yką, inn a s p ra wa, czy b y łb y z niej skorzystał, now a w ielka m ożliwość pisarska.
Nie ten jed n ak k ieru n e k je st tu ta j głów ny. To, co było w zw rocie ty m najw ażniejsze, to coraz w iększa oryginalność g a tu n k u centralnego. Z a pew ne, ten esej histo rycznoliterack i czy h isto ry czn o -arty sty czn y p rze n ik n ię ty elem en tam i osobistego zw ierzenia zbaczał niek iedy w stro n ę ga w ędy. Ale przede w szystkim był św iadectw em w irtu o zerii w łączeniu ze
sobą — n ib y w p ły n n ej technice film ow ego m ontażu — różnorodnych planów i tra d y c ji poetyckich, m alarskich, historycznych, k u ltu ro w y ch . S potykali się w nim — p rzy kład M atejki i W e n e c ja n 24 — teo re ty c y s ta rożytności z poetam i dw udziestolecia, N orw id z D olabellą, R afael z W y spiańskim , B u rc k h a rd t z Brezą, w szyscy — jak w nowoczesnej prozie — podporządkow ani praw om au to rsk iej w yobraźni, za k tó rą k ry je się e ru d y cja głęboka i w yszukana, m yśl ko n sek w en tn a i przenikliw a.
W tego w łaśnie ty p u eseistyce — najściślej m oże pisarz zespolił się z uczonym .
Sam zaś elem en t osobistego zw ierzenia, w yznania? Byw a, iż s ta je się on pod piórem uczonych p rete k ste m do m anifestow ania w łasnego n a r cyzmu. S tłum ione ry g o ram i n au k i „ ja ” — w y rw aw szy się raz na w ol ność — n ieje d n ą p o tra fi spraw ić niespodziankę...
Jak że inaczej rzecz ta w ygląda w twórczości K azim ierza W yki. Je śli już bezpośrednio o sobie — to n a jc h ę tn ie j w tonacji łagodnego ż a rtu czy łagodnej kpiny, jak w ow ym w spom nieniu o gorącżkow ym poszukiw aniu w ierszy P aw likow skiej, do „Tw órczości” — pod surow ym okiem R afała G lücksm ana...25 Ale przede w szystkim — o sobie, jako o „ ja ”, przeży w ającym narodow e sp raw y i rozm yślającym o nich — n a jb ard ziej oso biście (Miecz s y r e n y , Faust na ruinach, w ogóle większość Życia na niby), jako o ,,ja”, do głębi żyjącym narodow ą k u ltu rą . Tu w plecione w spo m nienie o S taffie, tam o K onińskim , gdzie indziej o G rzym ale-Siedleckim . „ J a ” — najczęściej jako ich n iem y słuchacz, jako św iadek.
P rzed sw oim urzeczonym czytelnikiem K azim ierz W yka nie m an ife stu je n a tu ry egocentrycznej, nie ab so rb u je go swoim i spraw am i. W ręcz przeciw nie — uczy go w spółżyć z k u ltu rą narodow ą.
Owa um iejętn o ść uczynienia z w łasnego „ ja ” m edium sp raw y w spól nej, to — także — św iadectw o znakom itości sztuki pisarskiej W yki. Ale nie tylko...
Z ac y tu jm y pew ien passus z eseju „Długie narodowe noce...”
Piszę te słow a z miejsca, poprzez które, kiedy jeszcze było ową łąką, przebiegał wzrok poety z jego narożnego pokoiszcza. Tutaj mieszkam, gdzie ulica Łobzowska styka się z ulicą Sw. Teresy wiodącą w pobliże Krowoderskiej. Naszym sąsiadem był ktoś inny, też urzeczony W yspiańskim: Wilhelm Feldman z ulicy Staszica, prowadzącej do Szlaku. U jej odległego końca, w pałacyku z podjazdem i kolum nam i, m ieszkał dumny przeciwnik, hrabia i profesor S ta nisław Tarnowski. [·..]
Tę łąkę nietrudno sobie wyobrazić. Obfitą kępą przesłaniają jej zieleń rozczapierzone, kilkusetletnie, jeszcze jagiellońskie topole nadwiślańskie. P o między kępą leniw ie spływ a ku m iastu boczne ramię Rudawy, niteczka w ody bardzo starej. Już w średniow ieczu odprowadzono ją od głównego koryta, by żyw iła m łyny, z których pozostały dzisiaj tylko nazwy. Jeszcze dawniej, zanim
24 W y k a , Wędrując po tematach, t. 3. 25 Ibidem, t. 2, s. 329.
Kraków otoczył się murami, spływ ała ta w ąska struga poprzez obecny Rynek i plac Mariacki, później — karmiła fosy tych murów. [ŁK 188—189]
W tak i to w łaśnie sposób osobiste zw ierzenie prow adziło tu k u lite ratu rze , tra d y c ji, przeszłości, k u spraw ie w spólnej. Pokój m ieszkalny, ga b in et p racy — z oknam i w ychodzącym i n a Polskę.
I tak i już dla nas K azim ierz W yka pozostanie: zam ieszkały na zawsze w k u ltu rz e polskiej.