Zofia Trojanowiczowa
Julian Klaczko - współtwórca polityki
kulturalonej Hotelu Lambert
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 69/3, 3-27
1978
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X I X , 1978, z . 3
ZOFIA TROJANOWICZOWA
JULIAN KLACZKO — WSPÓŁTWÓRCA POLITYKI KULTURALNEJ HOTELU LAMBERT*
Ju lian Klaczko (1825— 1906) nie jest dzisiaj postacią znaną bliżej ogółowi czytelników czy naw et badaczy. Proces zapominania o nim rozpoczął się już w dwudziestoleciu międzywojennym , po latach wielkiej sław y za życia, po okresie intensywnego propagowania jego pisarstw a przez Stanisław a Tarnowskiego i F erdynanda Hoesicka, niestrudzonych edytorów jego dzieł i autorów monografii jem u poświęconych *.
Życie istotnie nie poskąpiło Klaczce sukcesów. Drogę z rodziny w ileń
skiego kupca żydowskiego do pozycji głośnego k ry ty k a literatu ry pol
skiej, do najbardziej poczytnych czasopism francuskich i dyplomacji europejskiej, wreszcie do zaszczytnych wyróżnień rządu francuskiego i paryskiej Académie Française — pokonywał system atycznie i, jak się dzisiaj w ydaje, bez większych trudności. W biografii Klaczki najbardziej uderza niepospolita europejska kariera, jaka stała się jego udziałem. K a
riera publicysty politycznego, znawcy włoskiego Odrodzenia, popularyza
tora wobec obcych polskiego rom antyzm u. Przede wszystkim jednak — publicysty politycznego, przed którym od lat sześćdziesiątych w. X IX sta
ły otworem łam y najbardziej światowego ze światowych czasopism, jakim było „Revue des D eux Mondes”. H enryk Wereszycki, który niejedną stronicę swoich prac historycznych poświęcił Klaczce, pisze o nim, że
„był na pewno najgłośniejszym orędownikiem spraw y polskiej w publi
cystyce europejskiej owego pokolenia” 2.
W rozległej działalności pisarskiej Julian a Klaczki poświęcone polskiej literaturze i kulturze prace krytyczne, z których większość pow stała w la
tach pięćdziesiątych, zanim Klaczko przerzucił się na teren publicystyki i eseistyki w języku francuskim , nie stanow ią dziedziny najobszerniejszej.
* Fragm enty przygotowywanej książki pt. Norwid — Klaczko. Wokół miejsca Norw ida w rom an tyzm ie polskim.
1 F. H o e s i c k , Julian Klaczko. Rys życia i prac (1825— 1904). Kraków 1904.—
S. T a r n o w s k i , Julian Klaczko. T. 1—2. Kraków 1909.
2 H. W e r e s z y c k i , Julian Klaczko — hofrat austriacki. W zbiorze: Wiek X I X . Prace ofiarowane Stefanowi K ien iew iczow i w 60 rocznicę urodzin. Warszawa 1967, s. 356.
4 Z O F I A T R O J A N O W IC Z O W A
Stanow ią jednak dziedzinę na tyle ważną dla naszego obrazu późnego rom antyzm u polskiego, że w arto poświęcić im więcej niż dotąd1 uwagi, w arto upomnieć się o ich rangę w kulturze polskiej w. X IX i należne im miejsce w badaniach historycznoliterackich. Ale tu właśnie zaczyna się problem, którego w rozważaniach o K laczce-krytyku pominąć nie można.
Klaczko, jak wiadomo, należał do najbardziej nieprzejednanych prze
ciwników Norwida i jego twórczości. To on w 1851 r. był autorem złośli
wego zdania na tem at „Promethidionów, Zwolonów i innych andronów”.
To on w 1857 r. ogłosił arty k u ł S ztuka polska, grom iący m. in. koncepcje wyłożone w Promethidionie. Z nim to sarkastycznie polemizował Norwid w rozpraw ie O sztuce (dla Polaków). Wreszcie — poglądy Klaczki były dla poety negatyw ną płaszczyzną odniesienia przy konstruow aniu w ykła
dów o Juliuszu Słowackim (1860). W zajemne powiązania obu pisarzy spo
wodowały, że Klaczko — nie cieszący się żywszym zainteresow aniem hi
storyków literatu ry — byw ał najczęściej i przede wszystkim przypom i
nany w związku z Norwidem. Ta sytuacja zaciążyła dość niekorzystnie na naszej wiedzy zarówno o Klaczce jak i o Norwidzie.
W sporze poety i k ry ty k a z całą pewnością po obu stronach jest wiele osobistej niechęci. S tyl polemiki powoduje, że to w łaśnie absorbowało w niej uwagę, odw racając ją jakby od spraw ważniejszych. Do nich na
leży przede w szystkim fakt, że w sporze — toczonym uparcie na prze
strzeni la t pięćdziesiątych w. X IX — widoczne je st zderzenie dwu różnych ocen sytuacji i potrzeb narodu, dwu różnych ocen sytuacji i po
trzeb k u ltu ry polskiej, dwu różnych estetyk, jakim i posługiwał się późny romantyzm. Dopiero z perspektyw y całej polemiki widać, jak duże zna
czenie miał ten spór dla Norwida, dla krystalizacji jego poglądów na na
ród czy dziedzictwo w ielkich rom antyków, jak bardzo w ykraczał poza osobiste uprzedzenia czy tę lub ową okazjonalną różnicę opinii. W sy
tuacji badawczej, w jakiej znajduje się spuścizna Norwida, pisarza o wciąż nie zidentyfikow anym czy nie w pełni zidentyfikow anym kon
tekście m acierzystym , każdy elem ent łączący tw órcę z epoką m a w y
jątkow e znaczenie. A cóż dopiero — jeśli owym elem entem jest wielo
letn i dialog z k rytykiem ta k uznanym i głośnym w swoim czasie jak Ju lia n Klaczko, i to w przedm iotach dla zrozum ienia epoki tak zasad
niczych.
Złożyło się wszakże niefortunnie, iż w tę w ażną polemikę w targnęły osobiste animozje pisarzy. A że w złośliwościach, bezceremonialnościach zdecydowaną palm ę pierw szeństw a dzierży Klaczko, skłania to od wielu już lat czołowych norwidologów, od Zenona Przesmyckiego po Juliusza W. Gomulickiego, do w yjaśniania stanow iska Klaczki wobec poety i jego poglądów przede wszystkim poziomą zawiścią, „patologicznym resenty- m entem ”, „tryw ialnym personalizm em ” 3. Staw ia to Klaczkę od razu
8 Zob. Z. P r z e s m y c k i ( M i r i a m ) , W y b ó r pism krytycznych . Opracowała E. K o r z e n i e w s k a . T. 2. Kraków 1967, s. 285, 288, 297—298, 327, 373. ·—
w tzw. niekorzystnym świetle, autom atycznie obniża jego rangę jako kry tyk a i p artn e ra Norwida, osłabia w alor całej polemiki. W konse
kwencji prowadzi do niezauważania, bagatelizowania ogólniejszych racji i przeświadczeń Klaczki. Zwłaszcza że Klaczkę skompromitować bardzo łatwo. Chociażby przypom inając jego sąd o Czarnych kwiatach i Białych kwiatach —
są wzorem wydym anej nicości, w której dziwolągom m yśli odpowiadają dziw o
lągi języka, a niesłychana zarozum iałość w alczy o prym z jaskrawym n ie
uctwem 4.
Albo też kładąc nacisk na te jego stw ierdzenia, które były oczywistą pomyłką (np. kategorycznie negatyw na ocena rozwojowych możliwości sztuk plastycznych w Polsce), a które wyizolowane z całości jego prze
konań i wywodów robią wrażenie m onstrualnego anachronizmu.
Czegóż bo o Klaczce — i dziś jeszcze — w pracach poświęconych Norwidowi przeczytać nie można!
Ten „pam flecista nieośw iecony a siln y ”, jak w liście do Antoniego Zaleskiego (z 29 X 1858 r.) nazyw a go Norwid, silny poparciem całego w stecznictw a em igra
cyjnego i krajowego, usłużny serw ilista wiedeńsko-habsburski, pierwszy w na
szej literaturze wprowadził jako m iary w artości artystycznych kulinarne kry
teria „dobrego” lub „złego” sm a k u 5.
Ta szczególna anatem a, jaką został obłożony Klaczko w oczach miło
śników Norwida, ciążyć się zdaje naw et na tych nielicznych pracach 0 poecie, w których padają pytania dotyczące racji i poglądów krytyka.
Zauważyć w nich można tendencję do przypisyw ania Klaczce prześw iad
czeń bardziej konserw atyw nych, niż je m iał w rzeczywistości, do przesu
wania go „w praw o”. I tak W ładysław Arcimowicz w swej cennej m a
teriałowo książce o konfliktach Norwida z k ry ty k ą tw ierdził np., że Klaczko w latach pięćdziesiątych był rzecznikiem koterii Jan a Koźmiana 1 „Przeglądu Poznańskiego”, że jej ideologię szerzył na em igracji ®. Tak jakby Klaczko był rzecznikiem tej samej, ultram ontańskiej orientacji, której przedstawicielem był inspirow any przez zm artw ychw stańców Jan Koźmian. Klaczko wprawdzie pryw atnie przyjaźnił się z Koźmianem, niejedno go z nim łączyło, ale od Wiosny Ludów pozostawał w kręgu -o rientacji liberalno-zachowawczej, niepodległościowej, której wyrazicie
J. W. G o m u 1 i с к i, Dodatek k ry tyc zn y . W: C. N o r w i d , Pisma w szystkie.
T. 10. Warszawa 1971, s. 376—377.
4 [J. K l a c z k o ] , Nieoględność dzie nnik ów krajo w ych. (2 VIII 1857). R -l 333.
Takim um ownym zapisem posługuję się przyw ołując artykuły opublikowane w „Wiadomościach Polskich”, a cytow ane tutaj za przedrukiem w: Roczniki p o l
skie z lat 1857—1861. T. 1—4. Paryż 1865. N aw ias po tytule artykułu zawiera datę odpowiedniego numeru „Wiadomości”; przy skrócie R (oznaczającym przedruk) liczba po łączniku w skazuje tom, a następne liczby — stronice.
5 M. P i e c h a 1, Mit Pigmaliona. Rzecz o Norwidzie. Warszawa 1974, s. 28.
6 W. A r c i m o w i c z , Cyprian K a m il N orw id na tle sw ego konfliktu z k r y tyką. Wilno 1935, s. 36, 61, 96—97.
6 Z O F IA T R O J A N O W rC Z O W A
lem był H otel Lam bert. I kiedy w latach 1849— 1851 Ja n Koźmian zwal
czał w „Przeglądzie Poznańskim ” poezję Mickiewicza, piętnując ją za buntow niczy stosunek do oficjalnej religii i za podsycanie w rzenia n a
rodowego w um ysłach Polaków:
poeci zam iast koić i wzm acniać, ani na chw ilę nie przestali drażnić ran za
ognionych i skrw aw ionej szaty ojczyzny przed oczyma rozciągać 7.
— to w tym sam ym czasie Klaczko przyznaw ał Mickiewiczowi bezapela
cyjne pierwszeństwo poetyckie i z m yślą o nim pisał:
I cóż, że poezja nasza z naszych w nętrzności żyje i nasze serca gryzie? Póki ona żyje, nie zginiem; p ó k i o n a g r y ź ć b ę d z i e , c z u ć b ę d z i e m . . . 3
Z kolei autor nowszej pracy, Tadeusz Żabski, który staw ia przekony
w ającą skądinąd tezę na tem at polemicznej zależności wykładów Norwida o Słowackim od prelekcji Klaczki o Mickiewiczu, uznał za najbardziej charakterystyczną cechę wywodów Klaczki — odtw arzanych, dodajmy, jedynie na podstawie bardzo skrótowych i niejasnych notatek — apologię staroszlachetczyzny9. Tak jakby to nie Klaczko w tym samym czasie pisał:
jeśli nieuprzedzonym okiem spojrzym y na stan naszej szlachty za epoki Sasów i bez stronniczych w idoków zechcem y pytać się dziejów, łatw o to smutne w yniesiem przekonanie, że rów ne było zepsucie „w Polsce urzędow ej”, jak w całej Polsce szlacheckiej, i że magnaty bynajmniej nie posiadały monopolu w szystkich strasznych chorób w ieku. Egoizm, pryw ata, lekkom yślność i chci
w ość cechow ały zarówno cały u nas w tenczas stan rycerski [...], szlachta nasza n ie ustępow ała w ów czas w niczym naszym „panom”, a przewyższała ich może jeszcze pod w zględem jednego sm utnego nałogu [...]: m amy tu na m yśli owe straszne pijaństwo, które w praw dzie teraz dziwnej się doczekało apoteozy u na
szych powieściopisarzy, ale które nas zanurzyło w praw dziw e zbydlęcenie [·..]10.
Nie ulega wątpliwości, że Klaczko, któ ry osobiście znał Norwięla, po prostu go nie lubił, że jego twórczości nie cenił, nieraz ostentacyjnie z niej drwił. A jednak — również nie ulega wątpliwości, że za jego stanowiskiem wobec Norwida stały nie tylko pryw atne uprzedzenia do poety, także pewne racje ogólniejszej i bardziej pryncypialnej natury, których można nie podzielać, ale których nie można pomijać. Dla Klaczki pisarstwo Norwida nie było bowiem wyłącznie przejaw em samotniczych dążeń i upodobań, przeciwnie, oceniał je jako w pewnej mierze reprezen
7 [J. K o ź m i a n ] , D w a ideały polskie. „Przegląd Poznański” t. 12 (1851), s. 120. Zbliżone stanow isko zajął autor w e w cześniejszym artykule: Dwa b a łw o ch w alstw a w Polsce niebezpieczne. Jw., t. 9 (1849).
8 [J. K l a c z k o ] , Wieszcze i w ieszczby. Rys d z ie jó w now szej poezji polskiej.
Wstęp. „Goniec P olsk i” 1850, nry 118— 121. Cyt. za: J. K l a c z k o , Pisma z l. 1849—1851. Zebrał B. E r z e p к i. Poznań 1919, cz. 1, s. 48.
9 T. Ż a b s k i , Z p ro ble m aty ki ro zp ra w y Norwida „O Juliuszu S łow ackim ”.
„Prace Literackie”, t. 3 (1962), s. 104.
10 [J. K l a c z k o ] 7 Dzieje panowania Augusta II. (5 i 121X 1857). R -l 377.
tatyw ne dla pew nych tendencji epoki, oczywiście tendencji, które z jego punktu widzenia w ydaw ały się niepokojące i zgubne. Taki sens miała przyw oływ ana już tu taj uw aga o Promethidionie i Zwolonie, które k ry tyk przeciw stawiał prostocie w iersza Lenartow icza Dziewczyna — „to praw dziw y fenom en w czasach, które tylko w ydają Promethidiony, Zw o- lony i inne androny” n . I taka była zasada traktow ania Norwida w a rty kule S ztuka polska, gdzie poglądy poety na sztukę występow ały w ram ach
„nastrojów artystycznych” znam iennych dla lat pięćdziesiątych.
Na potrzebę przyjęcia szerszej w ykładni interp retacy jn ej dla pole
miki Klaczko—Norwid zwrócił ostatnio uwagę W iktor W eintraub:
Antypatia osobista? Może. A le prawdopodobnie działały tu też i bardziej zasadniczej natury względy. Klaczko jako krytyk uważał się za strażnika tra
dycji w ielkiej poezji romantycznej (którą w jego rozum ieniu reprezentowali przede w szystk im M ickiewicz i K rasiński). K ryteriam i tej tradycji oceniał w spółczesną tw órczość i w szelkie odstępstwa od niej nam iętnie potępiał. N or
w id w ielkości tej tradycji był św iadom w stopniu nie m niejszym niż Klaczko.
A le jako twórca, który przyszedł na św iat po w ielkich poetach rom antycznych, znał też i ciężar owej tradycji, rozum iał, że pójście dalej drogą w ytyczoną przez w ielkich rom antyków to epigonizm. Dlatego to zryw ał z nią, próbował rad y
kalnie innych rozwiązań. [...] D latego skazani b yli na antagonizm 12.
Niewątpliwie: tak właśnie było. Nadal jednak nie jest zrozumiałe, w imię jakich racji przenikliw y k ry ty k Klaczko — niechętny, jak Nor
wid, wszelkim niewczesnym zrywom politycznym, zwolennik, jak N or
wid, pracy organicznej — obstawał tak uporczywie przy zachowaniu auto
ry te tu w ielkiej poezji rom antycznej, stając w poprzek wszelkim dąże
niom, które ten au to ry tet mogły osłabić.
Dla jasności całej spraw y i zobaczenia jej we właściwych proporcjach trzeba również przypomnieć, że Klaczko w ogóle był krytykiem ostrym i bezpardonowym. I to nie tylko w stosunku do Norwida, również wobec głośnych i uznanych pisarzy. Takich jak Józef Korzeniowski, którego powieściom zarzucał „horyzont wszędzie jasny, dlatego właśnie, że cia
sny”, „kuchenną moralność bez ofiary, bez natchnienia”, „przystanie na srom otną obecność”, „narodowe odstępstw o” 13. Jak Teofil Lenartowicz, którego poem at Gladiatorowie poddał druzgoczącej analizie („nieszlachet-
11 [J. K l a c z k o ] , Do Teofila L. „Goniec Polski” 1851, nr 209. Cyt. za: Pisma г l. 1849—1851, cz. 2, s. 205. Z czasem stosunek Klaczki do Lenartowicza uległ daleko idącej zm ianie, co krytyk m otyw ow ał postępującym manieryzmem tw ór
czości poety. Swoją w cześniejszą aprobatę tłum aczył nastrojami, jakie powstały bezpośrednio po r. 1846 i 1848 — zob. [J. K l a c z k o ] , „Gladiatorowie”, przez p. Lenartowicza. (28X1 i 12X11 1857). R -l 462: „tylą nadzieją i zawodami w y cieńczony duch narodu rad znalazł odpocznienie i ukojenie w tych słodkich, czu łych dźwiękach sielankowej nuty”.
12 w . W e i n t r a u b , Norwid — Puszkin. „Spartakus” i strofa „Oniegina”.
W: Od Reja do Boya. W arszawa 1977, s. 363.
13 [J. K l a c z k o ] , „K r ew n i”, powieść p. Korzeniowskiego. (10, 17, 241 1857).
R -l 14, 29.
8 Z O F IA T R O J A N O W IC Z O W A
ności opisów i obrazów odpowiada ciągła praw ie nieszlachetność w yra
żeń”, „wiersz luźny i kaskadowy, miętoszony i ucinany, prawdziwa ry t
miczna dychawica, z dodatkiem [...] rymów, które raz w raz to hukną, to pukną”), kończąc ją stwierdzeniem , że „w nowym swoim dziele słab
szym jeszcze okazał się politykiem niż poetą” 14. Ja k Ignacy Chodźko, o którym pisał, że „zrzekł się Polski, zabił ją w duchu” ls. N awet w kon
tekście em igracyjnych utarczek i polemik, na tle ówczesnej konwencji kry ty k i literackiej, arty k u ły Klaczki uderzają w yjątkow ą zjadliwością, ich dem askatorski ch arakter zbliża je do pam fletu. I trudno też powie
dzieć, że Klaczko „nie przebierał w słowach”, właśnie „przebierał”, wy
szukując szczególnie ostre i napastliwe, kierując się przekonaniem, że
„k ry ty k nie powinien być bezstronny, lecz powinien nienawidzieć lub kochać” 16. Tę jego skłonność podkreślało wielu współczesnych, był z niej znany. A ndrzej Edw ard Koźmian pisał w r. 1858 o Klaczce, że „nie umie znać m iary, ani w entuzjazm ie, ani w naganie; pisze dobrze, gdy się gniewa” 17.
W arto dodać, że wskazana tu właściwość Klaczki stała się jedyną cechą, w jaką Norwid wyposażył postać K ry ty k a w dramacie Za kulisami, w kładając w usta tej postaci, raz tylko głos zabierającej, takie oto wyznanie:
Eheu!... nie byłbym w m ożności nic utworzyć, gdybym się pierwej nie roz
drażnił, i gdybym się nie zaw ziął na coś i nie ugniewał!... Dlatego: t o właśnie, na co sarkam, cały stanowi skarb mój i całe upewnienie i pokój.
Nieco wcześniej zaś Chór-Biegnących mówi:
nie pytajcie: n a m o c y c z e g o ? t a k a t a k s ą d z i ó w k r y t y k?... pozo
staw icie mu albow iem dwie straszne bronie w ręku: n i e d a ć c z a s u , a ż e b y ś z a p y t a n i e o w o w y p o w i e d z i a ł . . . albo: t a k d a l e c e z g w a ł c i ć c i e b i e p o l e m i c z n y m i w y s k o k i , ż e b y ś p r z e b r a ł m i a r ę o b u r z e n i a i d y s k u s j ę z m i e n i ł w p o t y c z k ę 18.
Jest bardzo prawdopodobne, że K ry ty k z dram atu Norwida został nakreślony na obraz i podobieństwo Klaczki, tak jak Widzieli go nie
którzy współcześni. Ale można też było widzieć Klaczkę w zupełnie m nym świetle. Oto co pisała o jego artykułach N arcy za. Żmichowska w liście z r. 1858 do Bibianny Moraczewskiej:
toć tem u człow iekow i dobry duch jakiś ciągle w ucho szepcze, co jest najpo
trzebniejsze i najpilniejsze dla nas do napisania. Ledwo sobie pomyślę: ach!
gdyby kto zaciął biczem tę niedorzeczność, już słyszę klaśnięcie, a zawsze w po
14 [ K l a c z k o ] , „Gladiatorowie", przez p. Lenartowicza, R -l 480, 481, 484.
15 [J. K l a c z k o ] , Odstępcy. (3 III 1860). R-4 41.
16 A. E. K o ź m i a n do S. E. Koźmiana, list z 2X 1 1858. Cyt. za: H o e s i с к, op. cit., s. 102, przypis.
17 Ibidem, s. 101.
18 N o r w i d , op. cit., t. 4, s. 533.
rę, zaw sze w najw łaściw szy wrzód; m ogłabyś mu też donieść, że teraz głos żaden nie ma takiej powagi, takiej w ziętości, takiego posłuchu. Gdyby kiedyś danym mu było osobistością sw oją prawdom głoszonym poświadczyć, to by nikt silniej w opinii p r a w i e ogółu nie s ta n ą ł19.
Dwa różne portrety, a raczej dwa różne szkice do p o rtretu krytyka.
K tóry z nich jest prawdziwy?
M onografista Klaczki, Stanisław Tarnowski, wspomina:
Znajomi m ów ili, że gdyby Klaczko m iał żonę, to ta żona potrzebowałaby dużo cierpliwości. N ie dąsał się, nie był kw aśny i opryskliw y, ale m iew ał w y buchy gniew u, oburzenia, rozpaczy. Często bez dobrego, czasem bez żadnego powodu, zaw sze w ięk sze niż ten powód 20.
Otóż dla Klaczki trzeba właśnie mieć cierpliwość. Trzeba ją mieć po to, by w jego działalności krytycznej — poza w ybuchami gniewu i sk raj
nościami, poza nieraz m ylnym i prognozami i ocenami — dostrzec sądy rzadkiej trafności i rozległość horyzontów myślowych; by zobaczyć u ta
lentowanego pisarza, który z pasją i konsekw encją realizował jasno okre
ślony program k u ltu ry polskiej, współbrzmiący z ideologią i polityką obozu Czartoryskich, w istotny sposób wzbogacający nasz obraz póź
nego rom antyzm u.
0 rangę Klaczki — antagonisty Norwida — upomniał się już w r. 1933 Stefan Kołaczkowski w znanej rozprawcie Ironia Norwida. Kołaczkowski świetnie rozumiał, że na pogrążaniu Klaczki traci nie sam Klaczko, rów
nież Norwid i jego epoka, że lekceważenie tego niezwykłego k ry ty k a roz
braja cały w alor badawczy tkw iący w tych dwu przeciwstawnych, a w ja
kiś sposób i podobnych, i równoważnych postawach. Dlatego kładł na
cisk na punkty styczne między Klaczką i Norwidem:
Obu łączył katolicki pogląd na św iat i tradycjonalizm , obu w ytw orny ary- stokratyzm i nadwrażliwość. Obaj m ieli szerokie widnokręgi historiozoficzne.
Gdy Norwid m ierzył w spółczesność sw ym i bezw zględnym i miaram i, to samo czynił K laczko-krytyk, strzelając z arm aty do w róbli — tak że Bogu ducha w inien Korzeniowski i Lenartowicz nie m ogli naw et w przybliżeniu w iedzieć, czego od nich chce ten człowiek. [...] Pośród Korzeniowskich, Chodźków i Kon
dratowiczów m iałby prawo Klaczko powiedzieć to samo, co powiedział Norwid:
„Wielcy poeci... dopiero przychodzą, kiedy ich nie m a”. Bo był poetą. Tylko, jak nadw rażliw y Norwid, po złośliwej krytyce zaciął się i milczał: tragiczny Żyd, kryjący sw e oblicze. A le jego polot, jego talent pisarski, jego zdolność twórczej syntezy nie dająca się pom yśleć bez wyobraźni i siła jego uczucia mówią za niego.
1 dlatego Kołaczkowski pisał:
N ie idzie tu oczywiście o przypisyw anie K laczce genialności równej Nor- widowej ani o paralelę. A le porównawcze przem yślenie obu tych pisarzy dałoby
19 N. Ż m i c h o w s k a , Listy. Pod redakcją S. P i g o n i a . T. 2. Do druku przygotowała i komentarzem opatrzyła M. R o m a n k ó w n a . W rocław 1960,s. 128.
20 T a r n o w s k i , op. cit., t. 2, s. 373.
1 0 Z O F IA T R O J A N O W rC Z O W A
sporo dla zrozum ienia ich postaw y i typu ludzi tej epoki. A le to naszym litera
tom [...] przeszkodziłoby w budowaniu oryginalnych teorii socjologicznych, w edług których Norwid był fenom enem absolutnym, epoką w jednej oso b ie-1.
Sugerowana najogólniej przez Kołaczkowskiego konfrontacja postaw obu pisarzy nadal pozostaje postulatem badawczym w pełni aktualnym , z historycznoliterackiego punktu widzenia wiele obiecującym. Postulat ten jest jednak praktycznie niewykonalny bez dw u prac wstępnych.
Pierw szą jest wychodząca poza norwidowskie uw ikłania charakterystyka stanowiska krytycznego Klaczki. Drugą — odtw orzenie przebiegu i przed
m iotu polemiki, jaką toczyli dwaj pisarze na przestrzeni dziesięciolecia.
To ostatnie w ydaje się tym ważniejsze, że dokum entacja w zajem nych sto
sunków Norwida i Klaczki jest obszerniejsza, niż odnotowała to dotych
czasowa literatu ra przedm iotu, z reguły zresztą koncentrująca uwagę na poszczególnych ogniwach sporu i tracąca z pola widzenia jego całość.
Zamieszczone niżej uwagi, podejm ując pierwsze z tych zadań, są pró
bą pokazania K laczki-krytyka w kontekście zam ierzeń politycznych i ideologicznych H otelu Lam bert. Zabieg jest o tyle uzasadniony, że ogól
ną orientację obozu — choć zrazu nie bez pew nych zastrzeżeń — Klaczko podzielał już od r. 1848, a najw ażniejsze jego prace krytyczne ukazyw ały się na łamach „Wiadomości Polskich” , organu prasowego Hotelu Lambert.
P arę słów o tym piśmie.
W latach 1857—1861 był Klaczko — obok W aleriana K alinki i Feliksa Wrotnowskiego — jednym ze w spółredaktorów „Wiadomości Polskich”, tygodnika utrzym ującego się w połowie z opłat prenum eratorów , w poło
wie z zasiłków Adama Czartoryskiego i W ładysława Zam oyskiego22.
„Wiadomości Polskie” wychodziły już wcześniej, jako dekada inform a- cyjno-polityczna przeznaczona głównie dla em igrantów , służąca popula
ryzacji stanowiska Hotelu Lam bert, ze szczególnym uwzględnieniem in te
resów polskiej form acji wojskowej na wschodzie. Od roku 1857, prze
kształcając się w tygodnik, zm ieniły charakter i przeznaczenie. Z dawnej redakcji na stanow isku redaktora naczelnego pozostał nadal Feliks W rot- nowski, od w rześnia 1859 funkcję tę p rzejął Ignacy Szczepanowski.
Poza Klaczką i K alinką, k tórzy pisywali najw ięcej, współpracowali z pi
smem m. in. A leksander Chodźko i Ignacy Szczepanowski (od począt
ku), bardzo możliwe, że również Horacy Delaroche (młodszy) i Andrzej Plichta. A rtykuły w „Wiadomościach” były anonimowe, niektóre były
21 S. K o ł a c z k o w s k i , Ironia Norwida. W: P o rtre ty i za ry sy literackie.
Opracował S. P i g o ń . W arszawa 1968, s. 164.
22 M ateriały archiw alne dotyczące „Wiadomości Polskich” znajdują się w Bibl.
Czartoryskich w Krakow ie (zwłaszcza rkpsy Ew. 1238, 1287) oraz w rzymskim Archiwum K sięży Zm artw ychw stańców (zob. J. M r ó w c z y ń s k i , Ks. Walerian Kalinka. Zycie i działalność. Poznań 1972).
pisane wspólnie, tak że kw estia autorstw a w niejednym przypadku po
zostaje dzisiaj spraw ą o tw a rtą 23.
Nowe „Wiadomości Polskie” tym się różniły od dawnych, że przesu
w ały punkt ciężkości zainteresow ań pisma na k raj i krajowego odbiorcę, że dużo większy nacisk kładły na spraw y świadomości narodowej, wszech
stronniej i dogłębniej in terp retując jej przejaw y, kierując swoje uwagi i refleksje przede w szystkim do „pracowników powołanych upraw iać niwę narodowego um ysłu”. Stąd wiele miejsca poświęcano literaturze i sztuce oglądanej „nie okiem estetyków i artystów , ale wychodźców wszędzie i zawsze szukających wróżby o losie ojczyzny”, problemom dziennikarstw a i k ry ty k i literacko-artystycznej, historii i języka polskie
go, wychowaniu młodzieży i obyczajowości. Nie będąc pismem stricte literackim , „W iadomości” programowo „trzym ały na surowej baczności piśmiennictwo krajow e”, gdyż w nim „najm ocniej zbiera się i odbija cały obraz stanu krajow ego” u .
Na tle ówczesnej prasy polskiej w k raju i na em igracji „Wiadomości Polskie” w yróżniały się wysokim poziomem, były — jak pisze M arcin K ról — „pierwszym napraw dę w ybitnym pismem wywodzącym się z Ho
telu L am bert” 23. Zapewne, przyczyniły się w alnie do tego um iejętności pisarskie Klaczki i Kalinki. Przede w szystkim zadecydował o tym fakt, że redakcja pism a realizowała program H otelu Lam bert w oparciu o prze
m yślaną i bardzo konkretną strategię w alki o świadomość narodową.
R edaktorzy od samego.początku dysponowali w yrazistą koncepcją polityki społecznej, ideologicznej, kulturalnej, k tó rą na łamach swojego pisma przeprow adzali z ogromną konsekwencją.
U patrując główny sens swojego istnienia w odbudowie wolności n a
rodu polskiego, stronnictw o księcia Adama Czartoryskiego Chciało do niej dojść na drodze polityki praktycznej, liczącej się z rzeczywistością.
W yrazem tego była in terp retacja postulatu insurekcyjnego. Nie chodziło o powstanie w ogóle, za każdą cenę, ale o powstanie „w porę zrobione”.
„W porę” znaczyło: przy sprzyjającej koniunkturze na arenie między
23 Zob. J. Z a m o y s k a , Wspomnienia. Rękopisy opracowała, poprzedziła w stę pem, zaopatrzyła w przypisy i indeksy M. C z a p s k a . Londyn 1961, s. 324. Tar
now ski dysponował egzemplarzem „Wiadomości Polskich”, na którym Kalinka oznaczył artykuły pisane przez Klaczkę (zob. J. K l a c z k o , Pisma polskie.
W układzie i z objaśnieniam i P. H o e s i c k a . W arszawa 1902, s. 208). W ydaje się jednak, że oznaczenia K alinki nie objęły w szystkich artykułów Klaczki.
24 Zob. W stępne słowo otwierające now e „Wiadomości P olsk ie”. ( 3 1 1857).
R -l 1—4. — [J. K l a c z k o ] , Literackie dziw adla. (8 VIII 1857). R -l 339. — [W. К a 1 i n к a?], Obejr zenie się na rok 1857. (23 i 30 1 1858). R-2 59.
25 M. K r ó l , Pośrednia droga. Myśl polityczna A dam a Czartoryskiego i Hotelu Lambert. (1832—1861). „Znak” 1974, nr 5. Z artykułu tego w dalszym ciągu mojej pracy korzystam niejednokrotnie, zwłaszcza z obserwacji dotyczących „Wiadomości
Polskich” i zaw artych w nich analiz typów świadom ości narodowej Polaków.
1 2 Z O F IA T R O J A N O W IC Z O W A
narodowej i równocześnie przy odpowiednim stanie przygotowania sił narodu. Dla realizacji podstawowego celu Hotel L am bert obsługiwał swo
ją aktywnością dwa n u rty działania, przez całe niem al 40-lecie istnienia stronnictw a traktow ane kom plem entarnie. Pierw szy łączył się z postula
tem nadaw ania spraw ie polskiej europejskiego znaczenia, zwłaszcza wią
zania jej — poprzez zabiegi dyplom atyczne — z konfliktam i m iędzyna
rodowymi, które kiedyś, wreszcie, w yłonią korzystny dla Polski moment.
Drugi, dla owego m om entu właśnie, kładł nacisk na konieczność u trzy m yw ania narodu w stałej „gotowości w ew nętrznej”, zogniskowania pol
skiej opinii publicznej wokół jednej, nadrzędnej idei niepodległościowej.
Na obchodzie listopadowym w r. 1838 książę Adam mówił:
Pierw szy obowiązek, główna mądrość narodu jest [...] doczekać sposobnej pory i umieć ją schw ycić. [...] M yślmy w ięc nieustannie o tym dniu, póki nie przyjdzie, m yślm y o nim, byśm y w ten dzień w łaśnie, sam i sobie, broń Boże, nie zab rak li2β.
Oba n u rty podlegały rozm aitym fluktuacjom w zależności od oceny bieżącej sytuacji, k tóra wyznaczała aktualną tak ty k ę obozu.
Polityka k u lturaln a H otelu Lam bert to przede w szystkim drugi n u rt aktywności stronnictw a, jeden ze stałych komponentów tego nurtu , jak
kolwiek w różnych okresach w ystępujący z różną siłą i wyrazistością.
Stąd konieczność rozpatryw ania tej polityki w ram ach całości zadań, ja kie w danym czasie przed nią stawiano. Okres po Wiośnie Ludów, lata pięćdziesiąte, w ydają się w tym względzie szczególnie interesujące. Wy
darzenia poznańskie i galicyjskie roku 1846, rok 1848, w ojna krym ska — z jednej strony, z drugiej — rozwój kapitalizm u na ziemiach polskich, wprowadziły istotne zm iany w poprzedniej taktyce stronnictw a, w yła
niając w konsekwencji w yrazisty i spoisty program k u ltu ry polskiej. Był on skonceptualizowany dzięki dwu św ietnym pisarzom, Julianow i Klaczce i W alerianowi Kalince, którzy propagowali go przede wszystkim, choć nie wyłącznie, na łam ach oddanego do ich dyspozycji w latach 1857— 1861 oficjalnego organu H otelu Lam bert, jakim były „Wiadomości Polskie”.
Przekaźnikiem form ułow anych przez nich tendencji stał się na terenie k raju Lucjan Siemieński, w latach 1856—1861 redaktor „Dodatku Mie
sięcznego” do „Czasu”.
Propagow any przez reprezentantów orientacji politycznej Hotelu Lam
b ert program k u ltu ry polskiej objął swoim zasięgiem najważniejsze jej dziedziny (literaturę piękną, sztukę, filozofię, historiografię, dziennikar
stwo) i kierunki (romantyzm, zapowiedzi realizmu). W tym sensie był adekw atny wobec k u ltu ry późnego rom antyzm u polskiego, że przynosił jej całościową interpretację.
W pierwszym okresie istnienia stronnictw a, w latach trzydziestych i mniej więcej do początku lat czterdziestych, propaganda działaczy Ho-
26 A. C z a r t o r y s k i , M ow y od roku 1838—1847. Paryż 1847, s. 3—4.
telu Lam bert skupiona była wokół trzech postulatów, które i później, przez wiele lat, były podstawą polityki obozu. Mniemano, że aby powsta
nie w Polsce powiodło się, obok korzystnej sytuacji międzynarodowej, potrzeba: 1) odłożyć na czas po odzyskaniu niepodległości spory o kształt przyszłej wolności narodu (słynne „najpierw być, a potem jak być”, „co będzie potem, można na potem odłożyć”); 2) złożyć władzę w ręce rządu jednego i ponadpartyjnego; 3) w ytw orzyć zaufanie do obozu C zartory
skiego, w szczególności do księcia Adama, jedynego człowieka predesty
nowanego do objęcia władzy, zdolnego skonsolidować opinię narodową.
W sferze taktyk i stronnictw a spraw ą kluczową tego czasu było zbu
dowanie takiego autorytetu obozu (zwłaszcza zaś jego kierownika), który umożliwiałby postawienie go ponad wszystkimi stronnictw am i, jako jedy
nego reprezentanta narodu wobec swoich i obcych. W ieloletni o stry spór w ew nątrz obozu o naczelnikostwo czy m onarchizm księcia Czartoryskiego był sporem nie o to, czy pozycja księcia Adama jest w yjątkow a, bo tego nikt w obozie nie kwestionował, ale o to, jakim i środkam i podnieść jego p re s tiż 27. Ówczesne inicjatyw y w zakresie k u ltu ry polskiej, skoncentro
wane głównie na środowisku em igracyjnym , w najogólniejszym sensie sekundow ały tym zabiegom. Były to przede wszystkim rozmaite form y dalekowzrocznego m ecenatu kulturalnego, w yrażające się w zakładaniu i fundow aniu instytucji bezpośrednio bądź pośrednio służących kulturze narodowej, jak Biblioteka Polska, tow arzystw a naukowe, szkoły. Wraz z licznymi akcjam i filantropijnym i, spełniając cele ogólnoemigracyjne i przez to ogólnonarodowe, podnosiły prestiż obozu i jego kierownika, sugerowały, że obóz ten spełnia funkcje należące do rządu narodowego.
Skoncentrow anie działalności propagandowej Hotelu Lam bert na tych właśnie spraw ach było możliwe dzięki temu, że w owym czasie nie w ąt
piono jeszcze — na ogół — w gotowość narodu, zwłaszcza szlachty, do podjęcia wysiłków powstańczych. Powołując się na wciąż świeże do
świadczenia pow stania listopadowego, podnoszono — jak Mochnacki — że powstanie upadło głównie z braku silnej władzy. Sym ptom atyczna dla tego poglądu w ydaje się opinia sform ułow ana przez Janusza Woronicza w roku 1839:
Aby następne powstanie, to jest: użycie w szystkich resursów narodu prze
ciw najezdnikom , skutecznie prowadzonym być mogło, aby siła fizyczna sku
tecznie bez zaw ady działała, potrzeba, aby głów na jej sprężyna wzm ogła się do najw yższego stopnia.
Chodziło więc przede wszystkim o uznanie tej potrzeby, o akceptację owej „głównej sprężyny” , albowiem żywiono wówczas przekonanie — niekoniecznie uzasadnione — że „pod względem siły m oralnej, na żądzy niepodległości, na zawziętości do najezdnika, nic już zyskać nie może
m y” 28. W ty m samym mniej więcej duchu utrzym ane były ówczesne
27 Zob. M. H a n d e l s m a n , Adam Czartoryski. T. 1. Warszawa 1948, s. 273 n
28 J. W o r o n i c z , Rz ecz o monarchii i dynastii w Polsce. Paryż 1839, s. 5.
и Z O F IA T R O J A N O W IC Z O W A
mowy rocznicowe księcia Adama, krytykujące raczej brak jedności pa
triotycznej opinii narodow ej, raczej niecierpliwość powstańczą, raczej społeczną rew olucyjność dem okratów — niż ugodowość i odstępstwo n a
rodowe. K u ltu ra polska lat trzydziestych, zdominowana przez patriotycz
ną poezję wielkiego rom antyzm u, zdawała się uzasadniać ten punkt wi
dzenia. Stąd też raczej tendencje do jej ochrony i zabezpieczenia niż aktyw na i programowa ingerencja w sferę przekazyw anych przez nią treści.
Tymczasem nastroje w k raju przybierały inny obrót, co po Wiośnie Ludów pociągnęło za sobą zmianę dotychczasowego rozpoznania. Okazało się przede wszystkim, że z „zawziętością do najezdnika” nie jest już tak dobrze, że nastroje w k ra ju są bardziej ugodowe, m niej bitew ne niż do
tąd. Ale pierwsze w yraźne objaw y zaniepokojenia narastaniem nowej sytuacji — jeśli mierzyć je oficjalnym i w ystąpieniam i księcia Czarto
ryskiego — zaczęły się pojawiać już od początku lat czterdziestych. W ro ku 1840 książę podnosił, że
są m iędzy nami tacy, którzy poczytują za marną iluzją m yślić o odnowieniu kiedykolw iek pow stania narodowego; poczytują za iluzją kierowanie i usposa
bianie chęci i m yśli polskich ku tem u celowi.
A w roku 1844:
N ie w ierzę tym, co nam m ówią, że duch w kraju obumarł; że tam w szyscy są obojętni, skąpi, zatrwożeni aż do stracenia jasnego sądu o rzeczach, że już są prawie pogodzeni z teraźniejszym stanem swym , z upokorzeniem, z nikczem - nością, z rządami n ie w o liM.
W latach czterdziestych obawa o nastroje w k raju w yraźnie i syste
m atycznie przybiera na sile, co wszakże nie od razu prowadzi do zwró
cenia baczniejszej uw agi na nowe tendencje w kulturze krajow ej. Mimo całego życzliwego w ychylenia ku spraw om kraju, mimo przejawów za
interesow ania jego życiem literackim — k u ltu ra polska to dla całego wychodźstwa nadal przew ażnie litera tu ra em igracyjna, coraz bardziej różniąca się od tego, co pow staje i drukuje się w kraju . Ówczesna prasa em igracyjna, zaabsorbowana tow ianizacją refleksji Mickiewiczowskiej, dzieli z krajem zainteresow anie polską filozofią z kręgu Hegla, zajm ując wobec niej na ogół — różnie motywowane stanowisko krytyczne. Nato
m iast tak charakterystyczne dla k raju zjawiska, jak rozwój powieści i sztuki, zwłaszcza m alarstw a, oraz towarzyszące tem u rozwojowi dysku
sje i polemiki, znajdują się — generalnie rzecz biorąc — raczej na m ar
ginesie zainteresow ań owej prasy. Nawet „Dziennik Narodowy” W łady
sław a P latera (1841—1848), w ykorzystujący literatu rę do w alki ideowo- -politycznej w zakresie większym niż inne tego ty p u pisma emigracyjne,
29 C z a r t o r y s k i , op. cit., s. 16, 69—70.
na tem at powieści wypowiada się skąpo, w dość oczywisty sposób baga
telizując jej rosnące znaczenie 30.
Dopiero w r. 1847, w przemówieniu wygłoszonym przez księcia z oka
zji rocznicy 3 M aja, pojaw iły się spostrzeżenia świadczące o wadze, jaką w Hotelu L am bert zaczęto przywiązywać do nowych zjawisk i tendencji w kulturze krajow ej. Po przypom nieniu znaczenia literatu ry w życiu każdego narodu i omówieniu swoistości zobowiązań współczesnych pol
skich pisarzy („Dla wzniesienia Polski innych jeszcze trzeba przymio
tów, zatrudnień, poświęceń prócz tych, co dostatecznie zdobią poetę, literata, uczonego” ; pisarze polscy w inni brać pod uwagę „ogół potrzeb ujarzm ionej ojczyzny”) zajął się C zartoryski k ry ty k ą zjawisk dowodzą
cych odchodzenia pisarzy od tak pojętych ich zadań.
Znajdują się w kraju ludzie udarowani w ysokim i zdolnościami, którzy utw orzyli sobie osobny św iat literacki, i, co w nim zamknięci, pędzą w sw o
bodzie dni sw oje, jakby im o nic w ięcej nie szło. Szerm ierstw a krytyki i chlub
ne ow acje autorskie zajm ują ich jedynie, są dostatecznym dla nich życiem i zawodem, innego zdają się nie żądać i n ie chcieć, aby b ył w ażniejszym i dla kraju wypadkam i przerwany. Gdyby podobny przykład znalazł naśladowców, piśm iennictwo stałoby się jedynym patriotyzm em naszym , w szelkie inne żyw ioły życia narodowego b yłyby Polszczę odjęte*1.
„Piśmiennictwo jako jedyny patriotyzm ”. L iteratu ra dla literatury?
Sztuka dla sztuki? W odniesieniu do polskiej poezji i prozy połowy XIX w. brzmi to co najm niej fałszywie. A jednak. Z persektyw y em igra
cyjnej, na tle dramatycznego zaangażowania ideowego wielkiej poezji rom antycznej, toczone w k raju spory o powieść, uwaga poświęcana pro
blemom w arsztatu pisarskiego, zagadnieniom kompozycji, zmyślenia i praw dy, obrazowania i flamandzkiego malowania, m usiały się wydawać czymś obcym dotychczasowej tradycji. Znane i głośne zabiegi K raszew skiego zm ierzające do uwolnienia powieści od XVIII-wiecznego dydak
tyzm u i XIX-wiecznej tendencyjności, poszukiwanie literackich wyznacz
ników powieści, pogląd wreszcie, że „piękno estetyczne”, tj. dokładne i bezstronne odtw arzanie świata, jest ostatecznym i jedynym celem ro
mansu, m usiały się przedstawiać jako dążenia do ominięcia specyficznie narodowych powinności literatury, jako w yraz przystosowania się do k ra jowego status quo. Pośrednim potwierdzeniem , że Czartoryskiem u cho
dziło o ten właśnie a nie inny krąg zjaw isk i tendencji, są późniejsze arty ku ły z „Wiadomości Polskich” , które — w 10 lat po przemówieniu Czartoryskiego — podejmą jego krytyczne obserwacje i w różnych w a
riantach będą je przetwarzać. Ale to dopiero za 10 lat, a na razie owa zapoczątkowana przemówieniem Czartoryskiego oficjalna próba ingerencji
30 Zob. A. Z i e l i ń s k i , „Dziennik N a ro d o w y” wobec zagadnień literatury polskiej. „Prace Polonistyczne” t. 18 (1962).
31 C z a r t o r y s k i , op. cit., s. 120— 122.
16 Z O F IA T R O J A N O W IC Z O W A
w spraw y k u ltu ry krajow ej m usiała ustąpić pola naw ałow i w ydarzeń politycznych związanych z Wiosną Ludów i w ojną krym ską.
Sytuacja, jaka zarysow ała się już przed Wiosną Ludów, w latach pięćdziesiątych zyskała na wyrazistości. Przypom nę krótko, że jej tłem ogólnym była dość powszechna u tra ta nadziei narodow ych i równie powszechny kryzys zaufania k ra ju do em igracji, która z n atu ry rzeczy, z racji celu, dla którego przebyw ała poza krajem , m usiała być i była nastaw iona bardziej niepodległościowo niż k raj. K iedy więc z całego w ychodźstwa zgłaszano się do oddziałów polskich przeznaczonych dla w ojny turecko-rosyjskiej, zamożni obywatele z k ra ju donosili ludziom z kręgu Hotelu Lam bert, że
nie życzą sobie [...], aby zaczypiać [...] na now o Rosję, rozrażać rany, które ow szem trzeba goić, bo z tej strony nie grozi żadne n ieb ezpieczeń stw o82.
Już zawiązana w K rólestw ie Spółka „Roczników Gospodarstwa K ra
jowego”, przekształcona w r. 1858 w Towarzystwo Rolnicze, już Liga Polska w Księstwie Poznańskim — mimo że popierane przez Hotel Lam bert — były w yrazem em ancypowania się k raju spod wpływów Emi
gracji i równocześnie w yrazem przystosowywania się środowisk szla- checko-ziemiańskich, a więc tych, na które obóz Czartoryskiego liczył najbardziej, do nowej sytuacji stw arzanej przez rozwój cywilizacji prze
mysłowej na ziemiach polskich.
A daptacja do możliwości pracy legalnej na polu praktyczno-gospo- darczym wywoływała zrozum iały niepokój ośrodków niepodległościowych, zwłaszcza emigracyjnych. Wspólna im była obawa, czy program rozwoju gospodarczego nie odciągnie społeczeństwa polskiego od dążeń i ideałów niepodległościowych. „M oralny czy m aterialny rozwój?” Na to podsta
wowe wówczas pytanie dem okraci em igracyjni skłonni byli odpowiadać w ybierając rozwój m oralny, co w skrajnych przypadkach prowadziło do k ryty k i kapitalistycznego postępu ekonomicznego. Postęp ekonomicz
ny — rozumowano — zwiększa potencjał m aterialny zaborców, rosnący dobrobyt w k raju um ila pobyt w więzieniu i oswaja z nim, rozwój m ate
rialn y Zachodu nie zlikwidował nierówności sp ołeczn ej33.
Sytuacja Hotelu Lam bert, z jego dążeniami do upraw iania polityki praktycznej i liczącej się z rzeczywistością, była w tym względzie b a r
dziej skomplikowana, jeśli nie wręcz dram atyczna. Poczynania organicz
ne nigdy nie były obce planom obozu, a w sytuacji, jaka się w ytw orzyła w latach tych, kiedy ani konfiguracja międzynarodowa, ani nastroje w k raju nie pozwalały myśleć o zwycięskim powstaniu, punkt ciężkości propagandy obozu z konieczności niejako zaczął się przesuwać z idei
82 Cyt. za: H a n d e 1 s m a n, op. cit., t. 3, cz. 1, s. 261.
38 Zob. R. C z e p u l i s, Myśl społeczna tw ó rc ó w T o w a rz y stw a Rolniczego (1842—
1861). W rocław 1964, s. 198—199.
powstania narodowego na program pracy o rg an iczn ej34. To z jednej strony. Z drugiej zaś — w obozie świetnie zdawano sobie sprawę z po
tencjalnego niebezpieczeństwa tkwiącego w program ie organicznikow- skim, z zagrożenia, jakie stw arzał ten program dla świadomości naro
dowej.
W „Wiadomościach Polskich” o pracy organicznej pisze się często, uw ypuklając jej różnorodne walory, zawsze z dobitnym podkreśleniem, że jest ona przede w szystkim środkiem wiodącym do celu, jakim jest odzyskanie niepodległości, odległe wprawdzie, ale jednak „dźwignienie się orężne”, które — jak pisano — „zawsze świeci”. Poparcie, jakiego Hotel Lam bert udzielił programowi organicznikowskiemu i działalności A ndrzeja Zamoyskiego, w świetle artykułów „Wiadomości Polskich” mo
tywowało się wielorako. Program ten miał być nie tylko przeciwwagą dla wysiłków zaborców zm ierzających do w ew nętrznego osłabienia k raju i czynnikiem okcydentalizacji Polski, ale również przeciwwagą dla róż
nych niekorzystnych z punktu widzenia obozu postaw: dla dążeń spo
łecznych i perm anentnej konspiracji dem okratów, dla patriotyzm u w er
balnego, dla „bezczynności zadum anej” w m arzeniach mesjanistycznych.
Były to razem a tu ty na tyle doniosłe, że nakazyw ały opowiedzieć się za organicznikostwem.
Zwraca jednak uwagę, że w „Wiadomościach” bardzo często poja
wiają się również przestrogi typu:
Tylko na nową puszczając się drogę, strzeżm y się nowego niebezpieczeń
stw a, drugiej ostateczności! Nie w sam ej idei, ale 'także n ie w samej tylko ziemi jest P o lsk a !55
Do głosu nierzadko dochodzi obawa,
aby ów kierunek obecny szlachty nie zawiódł jej dalej, niżby należało; aby płodozmiany i nawozy nie w yrugow ały z niej uczuć i popędów szlachetniejszych i ogólniejszej troski *®.
Pisano wprost: „dawniej była bieda z utopiam i, dzisiaj z pojęciem praktyczności” 37. P rzy lekturze „Wiadomości Polskich” odnosi się w ra
żenie, że dla ideologów obozu Czartoryskiego negatyw ne skutki nowego kierunku m usiały się przedstawiać równie niepokojąco, jak pozytywne krzepiąco. Zwłaszcza że te negatywne widziano w kontekście szerszym:
pokus stw arzanych przez zaborców „w imię praktyczności i rozsądku” , wychowania młodzieży w szkołach zaborczych, szczególnie rosyjskich, które — bito na alarm — prow adziły „zamierzone dzieło ogłupiania Polski”, propagowały „ciemnotę i m aterializm ”, oraz w kontekście ko
mercjalizacji k u ltu ry krajow ej kokietującej odbiorcę „artyzm em ”.
54 Zob. K r ó l , op. cit., s. 653—663.
55 [W. K a l i n k a ] , O w y d a w n ic tw ie m ateriałów historycznych. (18 VII 1857).
R -l 269.
5« [W. K a l i n k a ] , L isty o Królestwie. (25 II 1857). R -l 96.
37 [Anonim], Podanie szlachty guberni w itebskiej. (16 V 1857). R -l 188.
2 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1978, z. 3
18 Z O F IA T R O J A N O W rC Z O W A
„Zapominanie o uczuciach i popędach szlachetniejszych”, o wyższych w artościach m oralnych i narodowych — łatw e przy skoncentrowaniu się na działalności praktyczno-gospodarczej, wym agającej przystosowa
nia się do miejscowych w arunków — w in terpretacji „Wiadomości Pol
skich” prowadziło do odstępstw a narodowego, realnie zagrażającego
„dźwignieniu się orężnem u” w przyszłości. O dstępstw a zbiorowego, n a
rastającego powoli, dyktowanego względami praktycznym i, tym zaś nie
bezpieczniejszego, że nie odczuwanego jako apostazja. Słowem: Hotel Lam bert stanął przed problemem, k tó ry za W alerianem K alinką dobrze będzie nazwać problem em „uczciwych Polaków” .
Dzisiaj jeszcze syn Polaka nie ma wyboru: albo m usi być Polakiem , albo zostaje nikczem nikiem , którym gardzi św iat cały. Później może być inaczej;
później, po nowych klęskach i zawodach, może znajdą się nawet uczciwi P o
lacy, którzy w dobrej w ierze szukać będą przyszłości sw ej Ojczyzny w jed ności z Moskwą S8.
Problem „uczciwych Polaków ” rodził z konieczności pytanie o środki zapobiegawcze, ono zaś w znacznej mierze sprowadzało się do pytania 0 środki obniżenia „narodowych” kosztów postępu cywilizacyjnego. Od
powiedzią było uzupełnienie program u pracy organicznej takim progra
mem k u ltu ry polskiej, którego cechę podstawową stanowiło traktow anie rom antyzm u poetyckiego jako niepodważalnej i jedynej norm y etycznej 1 estetycznej. W praktyce oznaczało to uporczywą obronę priorytetu du
chowego rom antycznej literatu ry polskiej, zwłaszcza wielkich poetów romantycznych, i konsekw entną kry ty k ę wszelkich zjawisk k u ltu ry ro
zum ianych jako konkurencyjne i opozycyjne.
Już w num erze 2 „Wiadomości Polskich” z r. 1857 Julian Klaczko w recenzji K rew nych Korzeniowskiego pisał:
Żądać lub tylko dozwolić tego, aby sztuka przestała być idealną, natchnio
ną; żądać lub tylko dozwolić tego, aby lot swój niebieski zwinęła i poziomego nam dotrzym ała kroku; aby zam iast nas prowadzić do słońca, z nami przy naszej ekonomicznej zasiadała lam pie — nie jestże to nie tylko ubliżyć jej godności, ale odebrać jej w szelką racją bytu? Bo jakież inne jej powołanie, jakież inne może być zadanie jak to, aby nas z cieśni codziennych stosunków prowadziła w św iat rozleglejszy i piękniejszy, w św iat, w którym ustają w szel
kie przypadkowości i m ierności naszego zw ykłego życia, w którym zapał tworzy cudy, a natchnienie łam ie, czego rozum łamać nie jest w stanie? I czyż w łaśnie w czasach jak dzisiejsze nie większa tego niż kiedykolw iek potrzeba? Czyż w łaśnie w epoce, w której w szystko m aleje i powszednieje, nie potrzeba, aby przynajm niej poezja nam przedstaw iała figury w ielkie, idealne, aby wśród otaczającego nas zewsząd dymu, nie dział, ale kotłów, odsłaniała nam raz po raz czyste, i jak najczystsze, niebo Olimpu; aby nam dała poznać, poczuć, prze
czuć choćby tylko, że jest jeszcze wyższa m oralność nad dobrze zrozumianą Franklina [...]?
38 [W. K a l i n k a ] , Nasze zadania i uchybienia. (4 VII 1857). R -l 240.
A nieco dalej:
Praktycznym wym aganiom rzeczyw istości, staraniom około indywidualnego dobrego bytu, nie odmawiajm y ni uwagi, ni ważności; ale nie dozwalajmy im wyłącznego opanowania naszych horyzontów, nie dopuszczajmy ich apoteozowa- nia w dziełach uczucia i wyobraźni ! 89
Nie można było wyraźniej stwierdzić, że program owa obrona tradycji rom antycznej ocalającej „wyższą moralność” ma być z założenia prze
ciwwagą dla program u rozwoju m aterialnego, wymagającego oparcia o bardziej przyziem ny system wartości. Że naw et „dobrze zrozum iana”
moralność F ranklina, na którego wzór osobowy tak chętnie powoływali się rzecznicy pracy organicznej, włącznie z A ndrzejem Zamoyskim, nie może być uznana za w ystarczającą i jedyną, że wymaga uzupełnienia o sferę w artości wyższych, idealnych. A rtykuł Klaczki nie był w yrazem osobistych tylko poglądów autora ani też dziełem przypadku. Owe dwa w ątki programowe — organicznikostwa i poezji rom antycznej — widocz
ne są we w szystkich rocznikach „Wiadomości Polskich”, zwraca przy tym uwagę, że bardzo często sąsiadują ze sobą. Dla wzmocnienia doku
m entacji pozwolę sobie przytoczyć fragm ent z innego artykułu, przy
puszczalnie również napisanego przez Klaczkę:
Wielka poezja nasza [...] zebrawszy w szystkie prom ienie przeszłości, całą miłość sw ojej ziem i i całą boleść sw ojego narodu w jedno w ielk ie ognisko, w jedną płonącą ideę ojczyzny, strzeliła w ieszczym spojrzeniem w przyszłość.
Środek tego ogniska jest w duszy każdego, kto ma słuszne prawo być nazw a
nym synem Polski. To jest tajem nica, dlaczego w ielka poezja nasza szła w pa
rze z w ielkim czynem i została uznaną za arcynarodową.
N ie należy wszakże stąd wnosić, że tylko orężne powstanie może być je dynym celem dla poezji tchnącej ogniem czynu. Byw ają chw ile różnych przejść i prac przygotow aw czych. K iedy przypada narodowi zejść do warsztatów, gdzie się kuje żelazo na oręż, zaorać gospodarniej niw ę, dawczynię zasobów w ojen nych, [...] w tedy literatura w ogólności, a poezja szczególnie, nie może pozostać tylko artystyczną, dyletancką, m arzycielską. Ma ona dzisiaj twardsze może, ale nie mniej w zniosłe zadanie. Im niżej musi schodzić m iędzy braci zaprzątnionych ziemską sprawą, tym wyżej powinna sięgać po ogień narodowego d u ch a40.
Sądzę, iż należy tu mówić wręcz o decyzji podjętej przez redakcję
„Wiadomości Polskich”, decyzji zaakceptowanej przez kierownictwo Ho
telu Lam bert, jako że pismo było oficjalnym reprezentantem stanowiska obozu i podlegało wewnątrzobozowej cenzurze. Ale w ówczesnej sytuacji była to decyzja ogromnie zaskakująca i ryzykowna. Zwolennicy pracy organicznej nie byli na ogół entuzjastam i rom antyzm u, a krytykow ane w „Wiadomościach Polskich” nastaw ienia konspiracyjne czy, z drugiej strony, m esjanistyczne — właśnie w wielkiej poezji rom antycznej znaj
dowały inspirację i afirm ację. Żeby ten kłopot ominąć, trzeba było
39 [ K l a c z k o ] , „K r e w n i” [...], R- l 7—8, 29.
40 [J. K l a c z k o ? ] , Listy pana Kraszew skiego w „Gazecie W arszaw skiej”.
(14 X I 1857). R - i 4 5 9— ig o .
20 Z O F IA T R O J A N O W IC Z O W A
zmniejszyć przeciwstawność tych dwu postaw, nie odczuwaną chyba zresztą wówczas tak ostro jak po pow staniu styczniowym. Tak więc postulow anym działaniom organicznikowskim trzeba było przydać w a
lory postaw y heroicznej:
W ytrwać — to całe nasze zadanie obecne. Zadanie trudne, wym agające naj
czystszego ognia w iary, najsilniejszego ducha poświęcenia się, najw iększego m ę
stwa. Łatw iej być w alecznym niż mężnym. Działać zaczepnie, uderzać na n ie
przyjaciela, w alczyć, to jeszcze nie najw iększa próba żołnierza. Stać nieruchom ie pod ogniem, mieć niezłom ną w olę zginąć raczej, a nie ustąpić kroku, bez rachuby na odsiecz pilnow ać sw ego stanowiska, bez sposobności użycia nie złożyć swojej broni, nad samą nadzieję przenieść powinność — to najwyższa zaleta wojska Naród nasz dziś jest w takim położeniu [...]41.
Natom iast dla poezji rom antycznej trzeba było znaleźć taką w ykład
nię interpretacyjną, dzięki której mogła ona być traktow ana nie jako ten czy ów program działania lub niedziałania, ale jako ogólniejsza po
staw a wobec świata. Inaczej mówiąc: trzeba ją było poddać swoistym zabiegom uniw ersalizującym .
A rtyk uły w „Wiadomościach Polskich” były z reguły anonimowe, co potęgowało w rażenie monolityczności pisma. Spraw y literatu ry i k u l
tu ry obsługiwał w nich jednak przede wszystkim Ju lian Klaczko, w któ
rego wypowiedziach najpełniej w ykrystalizow ał propagowany przez
„Wiadomości” program kultury, zwłaszcza w takich obszernych rozpra
wach, jak „Krewni” [...] Korzeniowskiego, Charakter dziennikarstwa war
szawskiego, Sztuka polska. Wszelako pierwszą kam panię w obronie w iel
kich poetów rom antycznych przeprowadził Klaczko przed założeniem
„Wiadomości Polskich”, w okresie kiedy nie był jeszcze form alnie zwią
zany z obozem Czartoryskiego, ale już był bliski jego orientacji politycz
nej. Idzie tu głównie o ogłoszony w poznańskim „Gońcu Polskim ” w r. 1850 arty ku ł W ieszcze i wieszczby. R ys dziejów nowszej poezji pol
skiej, w którym Klaczko „narodową poezję” przeciwstawiał „kosmo
politycznej filozofii”. Była to poniekąd projekcja tego samego stano
wiska, jakie zajm ą później „Wiadomości” , i z tej racji włączę ją rów
nież do swoich rozważań.
Klaczko rom antyzm rozumiał szeroko, nie tylko jako poetykę, lecz przede w szystkim jako określony stosunek do świata. Za najcenniejsze i podstawowe wyznaczniki tego stosunku miał pierwszeństwo udzielane sprawom narodu oraz postawę buntu, niezgody na zastany świat i łączącą się z tym heroiczną koncepcję człowieka. Klaczko nie stw orzył — skąd
inąd nie miał chyba takich ambicji — w łasnej, oryginalnej koncepcji estetycznej. Znamienne, że dwie najczęściej przez niego stosowane ka
tegorie interpretacyjne: opozycja racji uczuciowych przeciw racjom ro
zumu i zdrowego rozsądku, przeciwstawienie ideału i złej rzeczywi
41 [Anonim], Podanie szlachty guberni w itebskiej, R -l 190.