• Nie Znaleziono Wyników

Weterani lwowskiego czasopiśmiennictwa humorystycznego : (z dziejów polskiej prasy w Galicji 1834-1918)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Weterani lwowskiego czasopiśmiennictwa humorystycznego : (z dziejów polskiej prasy w Galicji 1834-1918)"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

Krzyżewski, Tadeusz

Weterani lwowskiego

czasopiśmiennictwa

humorystycznego : (z dziejów

polskiej prasy w Galicji 1834-1918)

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 15/2, 171-204

(2)

TADEUSZ KRZYŻEWSKI

W ETERANI LW O W SK IEG O CZASO PIŚM IEN NICTW A HUM ORYSTYCZNEGO

(Z DZIEJÓW POLSKIEJ PRASY W GALICJI 1834—1918)

WSTĘP

P ra ca niniejsza jest próbą syntetycznego ujęcia dziejów czasopism h um o ry sty czno -satyry czn y ch, k tó re w okresie zaboru austriackiego u k a ­ zyw ały się na tere n ie Lwowa, stolicy ówczesnej Galicji i Lodom erii, w lata ch 1834— 1919.

Spośród ogólnej liczby 50 periodyków tego rodzaju, w ydany ch we Lw ow ie do 1939 r., 44 ty tu ły m a ją swe początki w dobie porozbiorowej, dając św iadectw o specyficznym w a ru n k o m i szczególnej atm osferze, jak a w y tw o rzy ła się n a obszarze b. zaboru austriackiego dla takich w y d aw ­ nictw.

H um or i sa ty ra w polskim czasopiśm iennictw ie w takim rozm iarze jest zjaw iskiem jednorazow ym w naszej historii, w y stę p u ją c y m w yłącz­ nie n a ziem iach d aw n ej pro w incji galicyjskiej. W p ra c y nie uw zględniono licznych czasopism h u m orystycznych, k tó re ukazały się rów nież w K r a ­ kowie, P rz em y ślu i inn y ch m iastach b. zaboru austriackiego. Będą one przedm iotem oddzielnego opracow ania.

M otyw y owej działalności czasopiśmienniczej w stołecznym mieście G alicji są przedm iotem rozw ażań, p rzy czym pojęcie „ h um ory styczny” i „kom iczny” jako synonim o kreśleń „budzący wesołość” i „pobudzający do śm iechu ” zgodnie z ówczesnym duchem języ k a używ ane są zam ien­ nie. Obecnie nie do przyjęcia b y łb y p o d ty tu ł „czasopismo kom iczne” za­ m iast „ hu m o ry styczne” .

P rzek orn ie i niezbyt zgodnie z sem antycznym i ry g o ram i w ty tu le o p ra ­ cowania nazw ano pierw sze czasopisma „ w eteran am i h u m o ru ” . Są to bo­ w iem zasłużeni w e te ra n i śmiechu, k tó rzy w alczyli o zdrow y h u m o r zbio­ row y, o dobre samopoczucie obyw ateli galicyjskich, o pogodne sobotnie popołudnia i beztroski sen po ich lekturze. W mieście, gdzie z upodobaniem

(3)

172 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

śpiew ano jed n ą z n ajb ard ziej dow cipnych piosenek pt. Bal u w eteranów , ty tu ł tak i b yłby w zupełności uzasadniony i zrozum iały.

Nie jest celem tego a rty k u łu przeprow adzenie analizy literackiej te k ­ stów i c y ta t z czasopism. Sposoby budzenia wesołości, stosow ane przez te czasopisma, polegają na d eform acjach literackich, zręcznym w ierszyko- w aniu, traw estacji, p ersy flażu i k a la m b u ra c h oraz p rzekręcaniu słów lub całych zdań, na tw o rzen iu m ieszanin gw arow ych i żargonow ych, k a ry ­ k aturach , s a ty ra ch politycznych oraz obyczajowych, k tó ry c h analiza w y ­ m agałab y oddzielnego, obszernego opracowania.

T y tu ły w szystkich 50 czasopism zestawiono w spisie bibliograficz­ n y m dołączonym do a rty k u łu . Nie uw zględniono jako oddzielnej pozycji w wykazie ka le n d a rz y hum orystycznych, bardzo poczytnych w om aw ia­ n y m czasie, k tó re u k azyw ały się jako w ydaw nictw a uzupełniające dzia­ łalność h um ory sty czn ą red ak cji poszczególnych czasopism. J e d y n y w y ­ ją te k stanow i sam oistny kalend arz-rocznik „H aliczanin”, k tó ry ukazyw ał się reg u larn ie przez 80 lat. W kilka p rzypadkach nie m ożna było ustalić o k resu w y d aw an ia czasopisma ani nazw iska re d a k to ra czy n a w e t w y­ dawcy. Nie udało się to rów nież K arolow i E streicherow i, k tó ry ponad

100 la t tem u p rzy stą p ił do opracow ania swej Bibliografii polskiej X I X w. T ym bardziej w yd aje się uzasadniona potrzeba scalenia i ocalenia nielicznych m ateriałó w czasópiśmienniczych z bogatej spuścizny galicyj­ skiej h u m o ry sty ki, k tó re z n a jd u ją się w k ilk u bibliotekach krajow ych. Z asług ują one na h istoryczną ocenę, należałoby się rów nież zastanowić na d zestaw ieniem antologii żartó w oraz dowcipów, k tó re n a rów ni z K się ­ gą p rzysłó w polskich pow inny być przekazane do skarbn icy pam ięci n a ­ rodowej.

„HUMORISTICA ” CZASOPIŚMIENNICZE DOBY PRZEDAUTONOM.ICZNEJ

Rola p rasy polskiej w dziejach zaboru austriackiego została szczegó­ łowo naśw ietlona, zwłaszcza jeżeli chodzi o okres autonom iczny ty ch d z ie ­ jó w 1. Je d n a k i w poprzednim , niem al stu le tn im okresie w alki o p raw a narodow e, k u ltu ra ln e i gospodarcze ludności polskiej, prasie przypadło zaszczytne zadanie w spółtw órcy k u ltu r y polskiej i budziciela świadomości narodow ej.

Aż do lat pięćdziesiątych X IX w. k raj te n władze austriackie uw aża­ ły za podbity i zam ierzały go zniem czyć zupełnie. Zaprow adzono bez­ w zględną i złośliwą cenzurę, k tó ra nie dopuszczała do dru k o w an ia książek i p rasy polskiej służącej rozw ojow i o św iaty i czytelnictw a. Rząd zabor­ czy dusił w szelką in icjaty w ę społeczną, w prow adzał w ysokie ciężary fi­ skalne; sta n szkolnictw a ogólnego i zawodowego był opłakany.

W ty m czasie społeczeństwo polskie rozporządzało tylko dw om a dzien­ nik am i („G azeta L w ow ska” od 1811 r., „Czas” k rak ow ski od 1848 r.) oraz

1 J. M y ś l i ń s k i , P r a s a G a l i c j i w dob ie a u t o n o m i c z n e j 18671918, Warszawa 1972.

(4)

k ilk u p eriod y k am i o n a d e r k ró tk im żywocie. W alczyły one nie tylko z u tru d n ie n ia m i stw orzonym i przez zaborcę, lecz rów nież z obojętnością czytelników.

Zdobycie 300 p re n u m e ra to ró w — ty lu bow iem trz e b a było, ab y po­ k ry ć koszty n a k ła d u czasopisma literackiego — staw ało się nieosiągalnym m arzen iem w szystkich redaktorów , począwszy od A. Chłędowskiego, r e ­ da k to ra „P am iętn ik a Lw owskiego” z la t 1816—1819, aż po bajczarsko- -h u m o ry sty czn y dziennik „T elegraf” , redagow any w latach 1852— 1854 przez S. Goczałkowskiego.

W ty ch w a ru n k a ch podjęcie p ró b y w yd aw an ia czasopisma h u m o ry ­ stycznego było nie tylko w y razem żywotności ducha polskiego społeczeń­ stw a, lecz zarazem objaw em cyw ilnej odwagi i optym istycznego r y z y ­ k anctw a inicjatora.

Drogę poczynaniom publicznym w zakresie twórczości h u m o ry sty cz ­ nej utorow ał w dużym sto pn iu d y re k to r J a n N epom ucen K am iński, k tó ­ rego te a tr kom iczny uzyskał ap ro b a tę w ładz au striack ich oraz uznanie publiczności. K am iński opracow ał i u g ru n to w ał n a 30 l a t r e p e r tu a r te a ­ tra ln y ze znakom itą przew agą sztu k komicznych. Sw oistą szkołę śm ie­ ch u stw orzył sw ym kom ediopisarstw em A. F redro, k tó ry wiedziony n ie ­ zaw odnym wyczuciem nie pozwolił społeczeństw u na bezpłodne rozpa­ czanie po u p ad k u pow stania listopadowego.

Po okresie wzmożonej czujności w ładz w czasie pow stania listopado­ wego cenzura nieco zelżała. F re d rz e udało się w ystaw ić kolejno na sce­ n ie lw ow skiej n ajceln iejsze kom edie: Pana Jowialskiego w 1832 r., D y ­ liżans (1833), a w reszcie Ciotunię oraz Z e m stę w 1834.

Rok 1834 sta ł się p am iętn y także z in n y ch względów. Z akład im. Os­ solińskich, w ielki in ic ja to r ru c h u wydaw niczego przeżył w strząs w e­ w n ę trz n y i doczekał się czasowego zam knięcia w zw iązku ze sp raw ą dyr. Słotwińskiego, oskarżonego o d ru k nielegalnych w ydaw nictw . Zo­ s ta ł on skazany i uw ięziony w K u fsteinie do 1843 r.

W spraw ę ty ch d ru k ó w b y ł także zam ieszany J u lia n A leksander K a­ m iński, s k ry p to r Z akładu, re d a k to r różnych d ru k ó w okazjonalnych i ulo­ t e k patriotycznych. Po d jął on red ak cję pierwszego w Galicji k w artalneg o w y d aw n ictw a periodycznego pt. „Śm ieszek” , którego cztery zeszyty we w zorow ej szacie graficznej w y dał u P ille ra w 1834 r.

Treść „Śm ieszka” w zorow ana b yła częściowo n a zred agow any m w 1820 r. przez F. A. Żółkowskiego „M omusie” , w y d a n y m w W arszaw ie jako d o d a te k do „Tygodnika Polskiego” i „W andy” . „Śm ieszek” stał się w y ­ d aw n ictw em program ow ym , jak b y syntezą galicyjskiego h u m o ru la t trz y ­ dziestych, zasługuje więc na przytoczenie części jego treści in extenso. Zeszyt 5, „p rz e d k o n sty tu c y jn y ” , tego w y daw nictw a pt. Co k to lubi, u do stęp nio n y został publiczności dopiero w p a m ię tn y m październiku 1848 r. J a k bow iem pisze w e w stępie K am iński „[...] p rześw ietn a śp. Cen­ z u ra ta k go w r. 1835 obcinała, że pozbaw iony ży w o tny ch soków m usiał nieb orak uschnąć. P rz y k u rz o n y pyłem , ju ż w y d ru k o w a n y ark u sz zn a­

(5)

174 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

lazł się obecnie i w y sy ła m go po kweście, a jak się zbiegną k r a je a ry , druk o w ać będę dalej, bo to fu n d a m e n t całej budow y

C hw alebne zam iary regu larn ego w y d a w an ia wesołego period yk u roz­ b iły niebaw em a rm a ty gen. H am m ersteina, bom bardującego stolicę Gali­ cji. B yły one sygnałem n a w ro tu politycznej rea k c ji i położyły k res po­ czynaniom w ydaw niczym publicystów galicyjskich n a długie lata.

W pięciu w y d an y ch zeszytach p rez e n tu je „Śm ieszek” w iązankę epi­ gram atów , złotych m yśli, k a la m b u ró w politycznych, w ierszyków i dow ­ cipnych opowiastek, spisanych p iórem Ju lia n a A. K am ińskiego oraz jego żony Julii. N iektóre z nich u d e rz a ją trafnością sform ułow ań i n a b ie ra ją dzisiaj niespodziew anych rum ieńców aktualności.

Oto k ilka epigram atów i kalam burów :

N iesprawiedliw ie oskarżają ludy, iż na rząd powstają, one przeciwnie — powstają na nierząd!

Tylko pochodniom wolno mieć zapalone głowy! W szystkie zaw ierane pokoje to są tylko ferie wojenne. Gorset jest antykonstytucyjny, bo ściska w olność osobistą.

Stary,, choć nie leży w trumnie, a już mówią, że jest przyciśniony wiekiem !

„Śm ieszek” k r y ty k u je także sto sunki społeczne i u k ład wszechrzeczy:

Dobrze, że sprawiedliwość ma zawiązane oczy, bo by się zm artwiła widząc, co z nią św iat wyrabia.

N A JL EPSZ Y RZĄD

Po czym poznać rząd dobry, jak by ci się zdało? Po tym, co dobrą żonę — m ówią o niej mało!

Życie musi być także jakimś w ystępkiem , skoro śmiercią karane bywa.

R edakcja „Śm ieszka” poleca także specjalne w y daw nictw o o treści społecznej, k tó re i obecnie m ożna b y z pow odzeniem wydać: O p ra w d zi­ w y m szacunku p racy bez k r z y w d y bliźniego. J u ż w te d y było to dziełko kom iczno-m oralne !

W w ydaw nictw ie pow tórzone zostały oczywiście i sta re sły nne k a w a ­ ły, obecnie notow ane jako dowcipy aktu aln e, m. in. jed n a k znaleźć m oż­ n a rów nież prognozę n iem al n a u k o w ą n a 100 la t naprzód. N ie tru d n o spraw dzić, czy to p rzew idyw anie przyszłości n a stopniu przed n au k o w y m spraw dziło się w 1934 r.

Starzy nie będą zrzędzić i zaniechają brudnego sknerstwa. N iew iasty będą mniej ciekawym i. Młodzież stanie się skromniejszą; będzie m ówić mało i do rzeczy.

Nowożeńcy będą oszczędniejsi w ślubnych wydatkach. Małżonkowie płci obojej jedni dla drugich w zględniejsi będą. Panny mniej się będą za modą uganiać, a więcej do swego w ieku stosować będą. Kumy nie będą obgadywały swych sąsiadów. Kokietki, lubiące się podobać w szystkim mężczyznom, pom ie­ szczą w rzędzie ostatnich także i swoich mężów. Uczeni nic nie powiedzą

(6)

próż-nego. Adwokaci przestaną w ikłać sprawą. Sędziow ie będą spać tylko w nocy. Kupcy i aptekarze kontentować się będą um iarkowanym zyskiem.

Wino m ieszane będzie z wodą tylko u stołu. Bogacze ludzkimi się staną. Biedacy pracować ochoty nabiorą. Ludzie jednej profesji nawzajem lubić się będą! Prawdziwie taki rok złotym nazwać można, szkoda że do niego tak je­ szcze daleko.

J e s t wreszcie i recep ta dla piszących kom edię, k tó ra długo bo ponad ćwierć w ieku jeszcze, m iała pozostać kw in tesencją h u m o ru galicyjskiego. Tak oto w ygląda przepis n a śm iech w tea trz e 1834 r.:

Weź młodą panienkę, jednego kawalera, jednego przyjaciela, jednego sta­ rego zazdrośnika, jednego nieznajomego, jedną pokojówkę, parę lokajów i jed­ nego chciwego opiekuna. Zmieszaj to w szystko jak najmocniej, dorzuć do tego

12 uncji bufonady i pół uncji dowcipu, a nawet mniej.

Pozwól dziewczynie przez niejaki czas dręczyć kochanka, niech się przez kilka aktów waha, a na koniec z podziwieniem obydwóch niech za niego idzie; a jeżeli przym ieszasz jeszcze do tego w esele, niejakie tańce, trochę piosneczek, cały pojedynek i garść policzków, tedy będzie mikstura jedna z najlepszych. . Probatum est.

W szystko to — oprócz rozdaw ania policzków — m iał wcielić w życie w sw ych kom ediach A. F red ro , którego gw iazda kom iczna świeciła już p ełn y m blaskiem. O n im długo, przez sto lat, pisać będą hu m oryści ga­ licyjscy: „Bóg m u pow ierzył h u m o r P olaków ” .

Na n a stę p n e przedsięw zięcie w ydaw nicze o am bicjach h um o ry sty cz­ n y ch trz e b a było poczekać do 1852 r. B ył to pierw szy ro k e ry Bacha. W ty m czasie, poza dziennikam i, czasopiśm iennictw o galicyjskie re p r e ­ zentow ane było zaledw ie przez 3 periodyki: „D ziennik L ite rac k i” , „W ian­ ki i B ła w a tek ” oraz „Przy jaciel D om ow y” . W ty ch okolicznościach S. Go­ czałkowski, b y ły u ła n z pow stania listopadow ego i u rzę d n ik Ossolineum, postanow ił rozruszać ospałe społeczeństw o i rozpocząć w ydaw anie taniego dziennika w m a ły m form acie, o założeniach bez p reced en su w dziejach naszego piśm iennictw a, m ianowicie o zab arw ien iu h u m ory sty czno-p lo t- k arsk o -k ry ty c z n y m . N azw ał go „T elegraf” .

J u ż na w stępie określił niedw uznacznie pogląd red a k c ji n a rzeczyw i­ stość porozbiorową, zamieszczając jako m otto swej działalności w ty tu le dziennika dwuw iersz:

N ie każdy lubi prawdę, w ięc lepiej pleść baje, O prawdę się gniewają, bajów nikt nie łaje.

W pierw szym też n u m erze zaleca swój dziennik czytelnikom z roz­ braja ją c ą szczerością: „Mile się czyta owe banialu ki p rzy ko m in ku w dżdżysty wieczór, a nad e w szystko ja k się p rzy nich zasypia! Spróbujcie tylko. V iribus unitis!” .

Publiczność spróbow ała, ale czasopisma nie zaakceptow ała, m im o ni­ skiej ceny. O czym bowiem m ożna było pisać w ty m czasie, gdy życie biegło na zw olnionych obrotach, każda śmielsza m y śl b y ła tłu m ion a w zarodku, abonentów zaś pism w Galicji liczono nieledw ie na palcach obu

(7)

176 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

rąk ? Ploteczki w stylu telegraficznym , curiosa zagraniczne, hum o reski pisane przyciężkim wierszem, notow ania giełdowe i p ro g ra m y te a tra ln e — oto stra w a duchowa, zbyt jałow a n a w e t dla niew ybrednego czytelnika galicyjskiego.

„T elegraf” przestał się ukazyw ać po niespełna dw u letn im dychaw icz- n y m żywocie. Nie w y trzy m a ł k o n k u ren c ji z „N ow inam i” , k tó re pod f a ­ chow ym kierow nictw em J. D obrzańskiego ru szy ły z im p etem w 1854 r. B y ła to ostatnia, n a n astęp n y ch 8 lat, in icjaty w a dziennikarska, k tórej celem było ukazanie św iatk a galicyjskiego w k rzy w y m zw ierciadle h u ­ m oru i saty ry .

HUMORYSTYCZNE CZASOPIŚMIENNICTWO DOBY AUTONOMICZNEJ 1862—1913

W 1861 r. G alicja o trzy m ała sejm krajow y; w 1862 r. w eszła w życie now a u staw a prasow a, a w raz z nią sy stem koncesjonow ania w y d aw n ictw oraz obowiązek składan ia k au cji przez redaktorów . Równocześnie G alicja sta ła się polem przygotow ania zaplecza m ateriałow ego i rez e rw ludzkich d la przyszłego pow stania styczniowego. Działali tam agenci L. M ierosław ­ skiego rozporządzający rów nież p ew ny m i funduszam i na cele prasow e. K orzystali z nich młodzi zapaleńcy sp ra w y narodow ej z J. Ł am em na czele, k tó ry c h zadaniem było przy pomocy w y d aw n ictw satyryczn ych wyśm iać, w ydrw ić i zdem askow ać nienaw istny ch lojalistów, dw ulicow ych p atrio tó w oraz n ap ły w o w y ch „ b eam teró w ” , k tó rz y w ta k swoisty sposób p otrafili łączyć d ucha polskiego z czołobitnością wobec władz a u stria c ­ kich.

Stąd w 1862 r. pojaw ia się pierw sza fala czasopism satyrycznych, w y ­ d a w an ych zrazu bez koncesji, o ustaw icznie zm ieniających się tytułach , tak ich ja k „K o m eta”, „B ąk” , „K rzykacz” , K om eta II” oraz „K u źn ia” , na k tó rą koncesję otrzym ał w reszcie d ru k arz H. F. Porem ba.

Czasopismo w y daw ane było p rzy w y d a tn e j w spółpracy J. L am a i D rze­ wieckiego, ale i jego żyw ot był k ró tk i (14 zeszytów).

Dopiero po pow staniu, w latach 1865— 1866, u k azu ją się now e pism a h um ory sty czne „Sow izrzał” , „S m igust” , „Bąk II” , k tó re m iały się p rze­ rodzić w w y d aw nictw a trw ałe z chwilą, gdy w stolicy galicyjskiej poja­ w iły się rzeteln e ta le n ty satyryczne, służące określonym kołom m iło­ śników wesołości i żartu.

W szystkie te w ydaw n ictw a posiadały młodzieńcze zalety i wady, t y ­ powe dla każdego „ S tu rm - u n d D rang period e” , i tra fn ie c h a ra k te ry z u je je w sw ych P am iętnikach K. Chłędowski: „Ta początkowa h u m o ry sty k a nie cechowała się b y n a jm n ie j rozw agą i spraw iedliw ością. M iała ona najlepsze chęci, często bardzo w iele dowcipu, ale chodziła z rozb u rzo n y ­ m i włosami, k o n fed e ra tk ą na b ak ier i w ielkim k ijem w ręku, bijąc na lewo i praw o, nie p a trz ąc n a w e t dobrze, gdzie raz y padały. T aką b yła

(8)

»Kuźnia«, pierw sze reg u la rn ie wychodzące pisem ko h u m ory sty czn e we Lw ow ie w r. 1861”2.

Tak było rów nież z „Sow izrzałem ” i ze „Sm igustem ” , k tó ry c h zeszy­ to w y żyw ot liczyć m ożna n a palcach. J. Lam , w sp ółred akto r większości ty c h im prow izow anych początkowo czasopism, późniejszy tw ó rca znako­ m ity ch satyryczno-ironicznych k ro n ik w „Gazecie N arodow ej” oraz w „D zienniku Polskim ” , dał niezawodną, a w każdym razie w ypróbo w an ą w p rak ty c e recep tę n a powodzenie tego rod zaju w ydaw nictw : „Głoś w teorii to, co ludzie naokoło ciebie n ajb ard ziej pochw alają, ażebyś długo żył i ażeby ci się dobrze powodziło n a ziemi galicyjskiej. P isem ka h u ­ m orystyczne, które próbow ały iść in n y m i drogam i, zeszły w szystkie na m anow ce innego ro d zaju i poginęły” 3.

Postępow ali w edług tej recep ty późniejsi redak torzy-konform iści, ale w pierw szym okresie w alki o realizację autonom ii hu m ory ści uczciwi i o gorącym sercu z reg u ły schodzili na manowce. U lubioną ich dewizą w zię­ t ą z Słowackiego było: „Jeżeli gryzę co, to sercem gry zę” , a ja k długo m ożna serce angażow ać bezkarnie do niew dzięcznej red ak to rsk iej roboty?

Więc też w końcu zeszedł n a m anow ce i W łodzimierz Zagórski, zdolny poeta i saty ry k , re d a k to r pierwszego, ukazującego się czas dłuższy acz­ k o lw iek z p rzerw am i w latach 1866— 1871 „Chochlika” . Wobec p a n u ją ­ cego ówcześnie „rzem ieślniczego” system u twórczości literack iej i re d a k ­ torskiej nie m ógł podołać sam jed en ciężarowi p rodukcji hum orystyczn ej, zabiegów finansow o-w ydaw niczych oraz naciskowi cen zury w y m a g a ją ­ cej niejedn ok ro tnie odsiadyw ania w areszcie w yroków za obrazę c.k. m a­ je sta tu .

Zagórski zapoczątkow ał sw ym „C hochlikiem ” modę n a h u m o ry sty k ę i od niego zaczęła się e ru p cja w y d aw n ictw saty ry czn y ch we Lwowie. Mie­ szkańcy stołecznego m iasta Galicji ta k już byli spragnieni dobrego pism a hum orystycznego, że zgłaszali spontanicznie przedp łatę n a te n d w utygo d ­ n ik w 1866 r. Zgodnie z listą p rze d p łaty w ciągu 2 tygodni zgłosiła się rek o rd o w a w dziejach Galicji liczba 565 p re n u m e ra tó w 4.

Jak że w ielki to postęp od czasów zapom nianego już „Śm ieszka” i nie­ fo rtu n n e g o „T eleg rafu ” ! Okazało się, że dla przeciętnego m ieszczucha po­ za dość kosztow nym i tru d n o dostępnym tea tre m , dającym przedstaw ie­ nia aż do r. 1872 tylko 2— 3 raz y w tygodniu, poza le k tu rą nielicznych książek i rozpolitykow anych, in te le k tu a ln ie niezbyt do stępnych dzienni­ k ó w oraz poza życiem tow arzyskim , bardzo często zaczynającym się i k o ń ­ czącym w knajpce — czasopisma h u m o ry sty czne stan ow iły najlep szy śro­

2 K. C h ł ę d o w s k i , P a m i ę t n i k i , W rocław 1957, t. 1, s. 280—281. N ależy uzu­ pełnić niezbyt ścisłe w yw ody autora; „Kuźnia” wydaw ana była przez drukarza

Porembę od lipca do listopada 1862. Współredaktorem był J. Lam. 3 J. L a m , R o z m a i to ś c i i p o w i a s t k i , Warszawa 1952, s. 14.

4 B. N a d o l s k i , L w o w s k i e c za s o p i ś m i e n n i c t w o h u m o r y s t y c z n e w X I X w., „Kurier Literacko-N aukowy”, 1934, nr 45.

(9)

178 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

dek odprężenia umysłowego, zastępow ały także rozm ow ę z wesołym, szczerym kom panem . Nie n a próżno Z agórski w zyw ając do odnowienia abo n am en tu w d ru g im ro k u istn ien ia „C hochlika” ucieka się do kom icz­ nej groźby: „K to b y w ykroczył przeciw naszym w ym aganiom finanso­ wym , odsunięty zostanie od społeczeństw a w iernych, oddany n a p astw ę prasie galicyjskiej i będzie m usiał czytać »Czas« i »Gazetę Narodową« o chlebie i wodzie”5.

Ze szpalt czasopism h um o ry sty czn ych dowcip i k a ry k a tu ry tra fia ły na łam y gazet w form ie luźnych żartó w lub tw orzonych później „kąci­ ków h u m o ru ” , uczących satyryczno-hum orystycznego p atrzen ia n a świat. Czas istnienia „tk n ięty ch h u m o re m ” czasopism b y ł n a ogół krótki. Tylko trz y spośród 50 podanych w spisie u k azy w ały się dłużej niż 25 lat. („Śm igus” , „Szczutek” i k alen d arz „H aliczanin”); jedno czasopismo u k a ­ zywało się 24 lata, jedno — 18 lat, pięć — od 5—10 lat, siedem — 3— 5 lat, trzynaście — 1— 2 lata, dwadzieścia — niep ełn y rok! P rz y słu g u je im m iano „w eteranó w h u m o ru ” także i dlatego, że choć n ik t nie zrobił w ty m czasie m a ją tk u na ich redagow aniu i w ydaw aniu, to jed n a k zawsze na m iejsce upadającego pism a hum orystycznego pow staw ało inne, po­ dejm ujące odważnie i n aty ch m iast sz ta n d a r dowcipu dla zachow ania cią­ głości krzew ienia obyw atelskiej cnoty wesołości.

M iały te hum oristica swoje poczesne m iejsce w całokształcie polskiego czasopiśm iennictw a galicyjskiego. Po ogłoszeniu w 1867 r. k o n sty tu c ji g w a ra n tu jąc e j wolność p rasy w granicach obow iązujących ustaw , z czym łączyło się zniesienie system u koncesyjnego, ru ch w ydaw niczy n a b ra ł ży­ wiołowego rozpędu. Jeżeli w 1865 r. było w Galicji w szystkich pism p e ­ riodycznych zaledw ie 14, to w dziesięć la t później już 70, a w 1914 r. — 342®. Sam ych ty tu łó w w yd aw n ictw hum orystycznych, uw zględniając cza­ sopisma, k tó re wychodziły także w K rakow ie i inn ych m iastach galicyj­ skich, w ym ienić m ożna w okresie zaboru austriackiego ponad 70.

Gdy w 1894 r. zniesiono obowiązek skład ania k aucji, a k r a j w szedł w okres ożyw ienia gospodarczego po W ielkiej W ystaw ie K rajow ej, u k a ­ zało się we Lw owie rów nocześnie pięć czasopism hum orystycznych: „Szczutek” , „Śm igus”, „Zagłoba” , „W esoły K u rie re k Ilu stro w a n y ” i „H u­ m o ry sta ” . Ten ostatn i red ag o w an y b ył w latach 1895— 1900 przez p rzy ­ bysza z K rakow a, S tan isław a Brandowskiego, a następnie M. Skalskiego. Rów nolegle w ydaw ano hu m o ry styczne kalen darze samoistne, tak ie ja k „H aliczanin”, oraz tow arzyszące sw ym czasopismom m acierzy sty m — „H u m o r”, „K alend arz Śm igusa” , później „Pocięgla” i inne.

Próżno szukać poza Galicją, zarów no na obszarze ziem polskich, ja k też in universo m iasta, choćby i stołecznego, liczącego wówczas, ta k ja k Lwów, 150 000 m ieszkańców, w k tó ry m równocześnie istniałoby 5 r e ­

5 „Chochlik”, 1867, nr 1.

(10)

dak cji k o n k u ru ją c y ch ze sobą czasopism h u m ory sty czny ch i gdzie w szy­ stk ie m ogły liczyć na poczytność sw ych organów!

W łaśnie w ty m czasie „W esoły K u rie re k ” szukał m iejsca w śród ren o ­ m ow anych k o n k u ren tó w , c h a ra k te ry z u ją c ich w ad y saty ry czn ie w form ie pop u larn ych krakow iaków :

K R AKOW IAKI LWOWSKIE 1895

Był przed laty „Szczutek”, dzisiaj cicho żyje, Stracił Onufrego — w kąciku się kryje! Jest i „Śmigus” głośny, sztuka dzisiaj kusa, W yczerpał Balsamcia, bieda u „Śmigusa” !

Z m artw ychw stał „Zagłoba”, chodzi w swej osobie, Ma dowcipy żywe, ma także i w grobie...

Chcesz się więc zabawić, poruszyć zmarłego, Bierz się do „Kurierka”, tego „Wesołego” !...

Ja k ie jed n a k b y ły pobudki i skąd zrodziła się po trzeba w ydaw ania aż ta k w ielkiej ilości różnych czasopism hum orystycznych? Swoiście i sa­ ty ryczn ie tłum aczy to zjaw isko J. Lam w sw ej powieści D ziw n e kariery. A kcja została um iejscow iona w fik c y jn y m k r a ju „Milicji i L a n d w e rii” , ale a u to r w skazuje w yraźnie na sąsiednią stolicę galicyjską, „siedzibę trzech arcy b isk u pó w i trzech wielkich fa b ry k sp iry tu su ”, k tó re j m ieszkań­ cy wobec skrępow ania in ic ja ty w y obyw atelskiej w każdej dziedzinie przez władze o k u pacy jne — „prosili, próbow ali sam i gospodarzyć, gnie­ wali się i w szystko to nie pomogło! Została im w końcu zw ykła b ro ń bez­ silnych — szyderstw o. Z rozpaczy więc pozakładali pism a h u m o ry sty cz ­ ne i śm ieją się z biedy, n a k tó rą nie m a rady, ja k chyba pożar i r a d y ­ k a ln a zaraza m orow a. N a nieszczęście m a ją doskonałą straż ogniową i dzielnych lekarzy, ta k więc obiedwie te b ra m y r a tu n k u są dla nich zam ­ k nięte i zostaje im tylko pociecha w h u m o ry sty ce ”7.

Szczególnie więc w lata ch osiem dziesiątych i dziew ięćdziesiątych u bie­ głego wieku dzięki łagodnem u k ursow i cenzu ry i niew ysokim podatkom p o w stały w a ru n k i um ożliw iające rozw inięcie w Galicji w szechstronnej akcji w ydaw niczej. O jej rozm iarach świadczą dane porów naw cze zanoto­ w an e przez naszą s ta ty s ty k ę w ydaw niczą w 1896 r. N a świecie ukazyw ało się wówczas 355 czasopism polskich. Z tego n a teren ie Galicji i A ustrii wychodziło 178, w K rólestw ie i Rosji 67, w zaborze p ru sk im 63, w E u ro ­ pie Zachodniej 9, w A m eryce — 388. Dokładnie 50°/o w szystkich czaso­ pism polskich d rukow ano wówczas n a terenie liczącej 6 m ilionów m iesz­ kańców Galicji oraz A ustro-W ęgier.

Do posiadania w łasnego o rganu prasow ego dążyły wówczas nie tylko stro n n ictw a polityczne, stow arzyszenia różnego ty p u i g ru p y społeczne,

7 J. L a m , D z i w n e k a r i e r y , Lwów 1885, s. 45.

8 Hasło „Czasopisma”, [w:] I l u s t r o w a n a E n c y k l o p e d i a T r z a s k i , E v e r t a i M i c h a l ­ skiego, Warszawa 1926, t. 1, s. 722.

(11)

180 T A D E U S Z K R Z Y Z E W S K I

lecz n a w e t poszczególne osoby, p ragnące w pełni i nareszcie skorzystać z p rzy w ileju wolności słowa, wyżyć się w polemice, ulżyć wrodzonej chę­ ci do drw iny, ironii czy pasji saty ry czn ej, m ającej źródło w otaczających w szystkich realiach politycznych, o k tó ry c h ju ż staro ży tn i powiedzieli: „difficile est sa tira m non scrib ere” .

Dobrze ilu s tru je te n pęd do posiadania „w łasnej gazety” korespon­ dencja ze Lw owa, zamieszczona w roczniku 1883 w arszaw skiego „T y ­ godnika Pow szechnego” (s. 311): „Oj te dzienniki lwowskie! To one stw o­ rzy ły sły n n ą tro m ta d rac ję , one sprow adziły zam ęt do głów i w ypielęgno­ w ały skandale, k tó ry m i cały Lw ów się k a rm i jak powszechną straw ą. T utaj każdego m łodzieńca, będącego w stanie u trzym ać pióro w ręku, jed y n y m m arzeniem jest dorw ać się do tego ark usza bibuły, aby w ylać n a nim całe potoki żółci i zawiedzionej am bicji na swoich nieprzyjaciół. Dlatego nowe pism a tygodniow e, a szczególnie dw utygodniki, jako w olne od podatku, tj. stem p la i kau cji — pojaw iają się po p a rę w każdym m ie­ siącu; kto żyje i m a z 50 reń sk ich do stracenia, zakłada pismo i rąbie, wywłócząc różne skandale na wierzch, a któ re zap raw na do tego rodzaju le k tu ry publiczność chciwie łyka, cieszy się i kom entuje, i dopełnia b u jn ą im aginacją, nie w ątpiąc, że to w szystko jest p raw d a. N a tu ra ln ie , że w pierw szym rzędzie p ad ają tu ta j ofiarą literaci, koledzy dziennikarze i oso­ by, zajm ujące w ybitniejsze stan o w isk a” .

Większość ówczesnych czasopism hu m o rysty czn ych to w łaśnie d w u ty ­ godniki. Śm iech n a co dzień był w yrazicielem narodow ej „k rzep y ” , odpor­ ności na u jem n e zjaw iska polityczne i k a p ry sy losu. Sporo też znalazło się m łodych pocieszycieli, zwłaszcza po p ow staniu styczniow ym , k tó rzy za pomocą żartó w chcieli uszczęśliwić rodaków . Nie m ieli pieniędzy, lecz dużo młodzieńczego zapału i zaradności, k tó rej w ynikiem były w ym ienio­ ne już (efemerydy satyryczn e przynoszące doraźne e fek ty polityczne oraz n ik łe korzyści finansów e. T ak więc początków b czasopisma te by ły p rz e d ­ staw icielam i s a ty ry politycznej, w ojującej, stały się narzędziem w alki o autonom ię i znośniejsze w a ru n k i bytow e.

K ró tko ty lk o stały one n a pozycjach szlacheckich i ziem iańskich, słu ­ żąc interesom tej w arstw y, k tó ra czytała i opłacała w ydaw nictw a. Cza­ sopisma te głosiły jed n a k zawsze — p rzy n a jm n ie j w teorii — hasła po­ stępow e („Chochlik” , „Szczutek”, „Zagłoba”).

P otem rep rezen to w ały sty l życia i dążenia zamożniejszego mieszczań­ stw a oraz rzem ieślników i kupców, k tó rzy finansow ali pism a, zasilając je dobrze p łatn y m i ogłoszeniami („Śm igus” , „ H u m o ry sta ”, „H erold P o l­ ski”). P od koniec X IX w. dem o k ratyzo w ały się coraz bard ziej, p rzecho ­ dząc na pozycje drobnom ieszczańskie i ludow o-robotnicze, b y wreszcie wciągnąć do w spółpracy elem en ty pro letariackie („Cięgi” , „Pocięgiel” , „Kom ik Polski”). Nie b ra k w śród nich było także czasopism elitarnych, przeznaczonych dla inteligencji („Ż art”, „L ib erum V eto” , „Szczutek” od 1918 r.), lecz ogólną ich ten d e n c ją było upow szechnienie h u m o ru wśród

(12)

ubogich i bogatych, w śród góry in te le k tu a ln e j i u m iejący ch czytać p rze d ­ staw icieli przedm ieścia oraz m łodych robotników . W tak im duch u r e d a ­ gowane b y ły czasopisma hum orystyczne, poczynając od pierw szych lat naszego wieku.

R edaktorzy i a u to rzy -h u m o ryści to początkowo podup adli synow ie zie­ m ian i szlachty, byli oficerow ie i żołnierze obu pow stań, tac y ja k S. Go­ czałkowski, J a n L a m — uczestnik p o w sta n ia styczniowego; W. Zagórski, b. oficer wyzw oleńczej arm ii G aribaldiego; zdeklasow ani ziem ianie i m ie­ szczanie — L ib e ra t Zajączkowski, M ikołaj Rodoć-Biernacki, Ignacy Ni- korowicz, re d a k to r „Z agłoby” ; n astępn ie poeci i literaci: Bolesław Czer­ w ieński i A leksander Milski, red a k to rz y „Śm igusa” ; pub licysta S tanisław B randów ski; działacze socjalrobotniczy tacy, ja k K arol Ż elaszkie- wiczj i wreszcie — po pierw szej w ojnie św iatow ej — litera c i S. W a- sylewski, H. Zbierzchowski, W. R aort, k a ry k a tu rz y śc i K. G rus i Z. Czerm ański, skupieni wokół odnowionego „Szczutka” oraz typow i p rze d ­ staw iciele drobnom ieszczaństw a — zawodowi hum oryści, a u to rz y m ono­ logów, skeczów, w ierszy wesołych i rewii: re d a k to r „Pocięgla” J a n Bolkot oraz Adolf Dolleczek-Olpiński, re d a k to r „ K a b a re tu ” , a po tem „K om ika Polskiego” .

W raz z dem o k raty zacją in sty tu c ji i fo rm życia różniczkują się także i rodzaje kom izmu, szuka też now ych fo rm w ypow iedzi p rasa h u m o ry ­ styczna. Tak np. A. Strzelecki, re d a k to r „Nowego Szczutka” próbuje, zresztą bez powodzenia, stw orzyć w 1901 r. pojęcie „katolickiej h u m o ry - sty k i”. W k ilk u n u m era ch czasopisma d em o n stru je grzeczny, uk ład n y żart, pozbawiony ak cen tów politycznych i „m ocnych” w yrazów . Okazało się szybko, że św iętoszkow aty dowcip jako pozbawiony komicznego wigo­ r u zbyt łatw o schodzi n a m anow ce h ipo k ry zji i z daleka z a la tu je d y d a k ­ tyczną nudą.

Jego przeciw staw ieniem krań co w y m była ostra, ch ropow ata i nie prze ­ biera ją c a w słow ach sa ty ra robotniczo-m ieszczańska, któ rej p rzy k ład y podajem y p rzy om aw ianiu zaw artości socjaldem okratycznych „Cięgów” redag ow an ych przez Żelaszkiew icza w lata ch 1899— 1900.

Jeszcze in n y ch fo rm h u m ory sty czn y ch szukał zespół sa ty ry k ó w i po­ etów spod znaku Młodej Polski, z g rup o w any w okół „L ib eru m V eto” w latach 1903— 1905, tw orząc p rek u rso rsk ie w stosunku do krakow skiego Zielonego B alonika fo rm y s a ty ry i p arodii literackiej, w zorow ane czę­ ściowo na m o n ach ijsk im „Sim plizissim usie” oraz n a k ra jo w y m „Ż yciu” . P o w sta łe w K rakow ie, przeniesione do L w ów a w 1904 r. przez jadow itego wesołka W ładysław a Milko, „L ib eru m V eto” spłatało w szystkim wielbi­ cielom p rz y k rą niespodziankę, kończąc z przyczyn m ate ria ln y c h swój ży­ w ot rozpoczęty pod najlepszym i au sp icjam i komicznymi.

To w łaśnie „wesołe a dokuczliwe pisem ko” w yjaśniło istotę proble­ m aty k i naszych czasopism h u m o ry sty czn ych ukazujących się pod zabora­ mi, której na imię konfiskata! Ona to b y ła głów nym pow odem n ieró w ­

(13)

182 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

nej form y, ty ch dziw acznych m ea n d ró w sty lu i treści u p raw ia n y c h przy b iu rk a c h red ak cy jn ych, ona tłum aczy częściowo tragedię n iejednego tw ó r­ cy i sa ty ry k a , k tó re m u — ta k ja k w w y p ad k u Rodocia i W. Stebelskie- go — włożyła sam obójczą b ro ń do ręki, ona wreszcie decydow ała o efe­ m ery czn ym żywocie większości periodyków hum orystycznych, k tó re u k a ­ zały się n a daw nej ziemi galicyjskiej.

Dlaczego najlepsze u tw o ry saty ry czn e nigdy nie u jrz a ły d ru k u , o ty m w form ie b a jk i opowiada Leo B elm ont w w ierszu pt. Cenzor i k a r y k a ­ tura n a łam ach „ L ib eru m Veto” . Otóż cenzor te n m iał w gardle niebez­ pieczny wrzód, gdy:

Przyniesiono mu w onej dobie satyrę pewną do kontroli. A ona kryła w sobie T yle attyckiej soli,

Znamionowała dowcip tak głęboki, Tak św ietn e humoru natchnienie — Że cenzor nasz aż złapał się za boki I jął się śm iać szalenie.

A kiedy, śm iał się, stał się cud: Pękł niebezpieczny wrzód! Ozdrowiał cenzor... a satyrę oną, U jąw szy czerwony ołówek, Przekreślił bez żadnych słówek I rzucił w letejskie łono9.

Mówiąc zatem o dziejach pierw szych w historii Galicji w y d aw nictw wesołych, k tó re poszukiw ały w łasnego w yrazu i najlepszych fo rm sa­ ty ry , m u sim y pam iętać, że działały p rzede w szystkim pod auspicjam i n iem iłosiernej cenzury.

Z n ęk an y c en zu rą i tru d n y m i w a ru n k a m i w ydaw niczym i w 1871 r. Chochlik-Zagórski przestał w ydaw ać swego „C hochlika” ; zapoczątkow any w 1869 r. d w u tyg o d n ik „Szaław iła” w krótce rozbił się n a rafa c h cenzury i z b ra k u fihansow ego poparcia, a dopiero L. Zajączkbw ski zdołał u c h w y ­ cić ste r lw ow skiej h u m o ry sty k i, w ydając reg u larn ie „Szczutka” i k ie ru ­ jąc nim n iem al przez ćwierć wieku.

W zorując się w p ew n y m stopniu na zagranicznych czasopismach, t a ­ kich ja k „Figaro” i „K ikirik i” , z k tó ry c h dowcipów i ry su n k ó w nieraz korzystał, u m iał Z ajączkow ski związać „Szczutka” ze św iatem g alicyj­ skiej stolicy oraz satyrycznie w y korzystać tw orzące się n a jej teren ie ko­ terie i stro n n ictw a oraz m iejscow e typy. W szystkie one w raz ze w zrostem znaczenia m iasta dążyły gw ałtow nie do zrobienia k a rie ry i do wyłącz­ nego decydow ania o spraw ach publicznych.

Z anim zdołały się przeżyć tra d y c y jn e fo rm y h u m o ru i cała kolekcja typów galicyjskich, ożywionych n a łam ach „Szczutka” , zanim z czaso­ pism obliczonych tylko n a kręg i w yrobionego politycznie czytelnika h u ­

(14)

m oryści lwowscy przeszli n a odbiorcę masow ego — m ałego urzędnika, rzem ieślnika, k upca i m ieszkańca przedm ieść lw ow skich — Zagórski p ró ­ bow ał raz jeszcze w latach 1882— 1884 zdobyć publiczność galicyjską, w y ­ dając ty godnik saty ry czn o -h u m o ry sty czn y „Różowe D om ino” o ten dencji literack o -arty sty czn ej. W p o ró w naniu z „Chochlikiem ” wzbogacone było ono o do d atek powieściowy, fraszki, ty m razem pozbawione żądła politycz­ nego, oraz pierw sze spraw ozdania sportowe. Inw encji satyrycznej w y ­ starczyło pism u i ty m razem tylko na trz y lata, k o n ty n u ato rzy zaś po­ tra fili je u trz y m ać po p rzerw ie w ydaw niczej jeszcze ty lk o w lata ch 1887— 1890.

W ty m okresie zabrakło bojowej n u ty satyry czn ej, k tó ra cechow ała dotychczas k am p an ię p raso w ą o autonom ię k raju . G dy bow iem au to n o ­ m ia weszła w życie w lata ch siedem dziesiątych, stęp iły się pióra bez­ kom prom isow ych saty ry k ó w , odeszli lub po w yczerpaniu się in w encji p u ­ blicystycznej zam ilkli hu m o ryści „lw owskiej szkoły s a ty ry c zn e j” tej m ia­ ry , co J . Lam, W. Zagórski, W. Stebelski, następ nie zaś kolejno L. Z a­ jączkowski, Rodoć i F ran ciszek K onarski.

Po 1893 r. podpisyw ał „Szczutka” jako re d a k to r jeszcze przez 4 lata R. Theodorowicz, w ra z jed n a k ze śm iercią p ro te k to ró w tra d y c y jn e g o h u ­ m o ru „szczutikowego” — ks. A dam a Sapiehy, a w 1893 r. ziem ianina S te fa n a Oczosalskiego — now a generacja czytelników galicyjskich w y ­ b ra ła s a ty rę i dowcip statecznego „Śm igusa”, założonego w 1885 r. przez w y traw n e g o d zienn ikarza B. Czerwieńskiego, następ nie zaś prow adzone­ go znakomicie przez jego n astęp cę A. Milskiego.

R esztki k o n se rw aty w n e j szlachty i ziem iaństw a zaglądały jeszcze do tyg od nika „Zagłoba” , którego w lata ch 1894—-1395 próbow ał upo­ wszechnić Ignacy Nikorowicz, liczący n a popularność sienkiew iczow skie­ go h u m oru . T en rodzaj tio'wcipu okazał się jed n a k w a rto śc ią n iep o w ta rza l­ n ą poza powieścią historyczną, więc też na fo ru m publiczne w eszły t y tu ­ łem p ró b y now e efem erydy: „S tań czy k ” (od 1880 r.), potem m iesięcznik „ Ż a rt” oraz „W esoły K u rie re k Ilu s tro w a n y ” , w lata ch 1893— 1900 zaczy­ n a ją c y się od d o d atk u n iereg u larn ie w ydaw anego tyg o dnik a „Goniec i Isk ra ”, prow adzonego przez kom ediopisarza M ieczysława Dzikowskiego.

Na ry n k u w y d aw n ictw h um ory sty czn y ch p ró b u je się umocnić w la­ tac h 1895— 1900 dw u tyg o d n ik „ H u m o ry sta ” , kiero w an y przez m łodzień­ czy, lecz w ychow any w tra d y c ja c h w iedeńskich zespół a u torów z S. B ra n - dow skim na czele, a w lata ch 1899— 1900 n a widow nię w k ra c za ją „Cięgi’,’ niezw ykłe w swej satyrycznej zjadliw ości i klasow ej chęci n a p ra w ia n ia św iata. N atychm iast n a p o tk a ły one n a silny opór k le ru i k ołtuńskiej czę­ ści m ieszczaństw a. Po dw u latach red a k c ja zmuszona b yła zawiesić dzia­ łalność wydaw niczą.

Epizodycznie tylko p ró b u ją zdobyć publiczność czytającą wesołą p r a ­ sę m iesięcznik „ F a u n ” (1899), po tem „L ib eru m V eto” i „ S a ty r ” (1906), k tó ry m B randow ski rozpoczął sw ą w ieloletnią działalność publicystyczną

(15)

184 T A D E U S Z K R Z Y Z E W S K I

w e Lwowie, u p raw iając n astęp nie tra d y c y jn y i apolityczny hu m o r wie­ deński n a łam ach sta ra n n ie w yd aw anej „Biesiady H u m o ry sty czn ej” (1909 — 1912) oraz ostrą satyrę, skierow aną przeciw sam orządow ym w ypacze­ niom w ładz m iejskich, za po średnictw em popularnego i osławionego w swoim czasie ty godnika „H erold Polski” . Z apoczątkow any w 1906 r. b a r ­ dzo poczytny ty g odnik um iał B randow ski u trz y m ać do końca w ojennego ro k u 1914.

W szystkim ty m pism om nie udało się jed n a k w ejść z uśm iechem w w ie k XX, k tó ry dla ustabilizow anej i p'okojowo usposobionej p row incji g alicyjskiej rozpoczął się w istocie swej dopiero z w ybuchem pierw szej w o jn y św iatow ej. N aw et „Śm igus”, prow adzony stateczną rę k ą re d a k to ­ ra Milskiego, zasobny w ogłoszenia i k u lty w u ją c y tra d y c y jn y dowcip „bez p od k asań sprośnych” , w płynąw szy na p ełn ych żaglach powodzenia w n u r ty w ojny św iatow ej, po dalszym, rocznym u kazy w an iu się m usiał zaprzestać swej 30-letniej działalności.

P rz e trw a ł natom iast w m ały m form acie, n a lichym papierze i w sk ro m ­ nej szacie graficznej, po w stały w 1909 r. ty go dn ik „Poeięgiel” , sym bol nadchodzących czasów h u m o ry sty k i biednego m ieszczaństw a i p ro le ta ria ­ tu m iejskiego na dowód, że do b ry h u m o r jest przede w szystkim sk arb em ubogich. Razem z szarym n ieznanym obyw atelem galicyjskim w ojow ał żartem na fro n ta ch obcej, zaborczej w ojn y i w ojennej biedy, krzepiąc i pom agając p rze trw a ć 'n ajtru d n iejsze la ta rozbicia dzielnicowego k ra ju . Pom agał m u w tej p racy „ K a b a re t” , d w uty go dn ik n iereg u larn ie docie­ ra ją c y do czytelnika. N iejeden k u p let i ż a rt d ru k o w a n y w „K abarecie” znalazł się w okopach żołnierskich i był deklam ow any n a postojach w o­ jennych.

P rz ed zakończeniem wojny, w m arc u 1918, dzięki in icjatyw ie w y ­ da w cy A lfreda A lten b erga i now ym koncepcjom saty ry czn y m S tan isław a W asylewskiego począł wychodzić po raz trzeci „Szczutek” , przeznaczony dla inteligencji m iejskiej i najszerszych kręgów czytelniczych we w szyst­ kich zaborach. Tow arzyszył on b u rzliw ym w ydarzeniom zw iązanym z od­ zyskaniem niepodległości, a jego dzieje zw iązane są ściśle z h istorią oraz działalnością p rasy m iędzyw ojennej.

Mimo iż s a ty ra polityczna, a częściowo także apolityczne żarty, za­ mieszczone w om aw ianych czasopismach, zdezaktualizow ały się w dużym stopniu, są one w swej części historycznej ciekaw ym źródłem do pozna­ n ia zarów no ludzi i obyczajów, ja k też n iek tó ry ch sy tu acji politycznych oraz m otyw ów działania osób i stro n nictw w idzianych od kulis. W aspek­ cie dziejow ym jest ta sa ty ra dziew iętnastow ieczna narzędziem walki m ie­ szczaństw a galicyjskiego z p rzeży tk am i feudalizm u oraz obrazem prze­ m ian obyczajowych zachodzących w obrębie tego społeczeństwa.

Oceny w artości społecznej tego ro dzaju lite ra tu ry i piśm iennictw a podjął się B. P ru s w 1886 r., ro zp a tru ją c we w spom nieniu p o śm ietrn y m twórczość saty ry czn o-hu m o rysty czn ą J a n a L am a i jego sposób p a trz en ia

(16)

na św iat. W n a s ie j lite ra tu rz e widzi P ru s w yraźn ie trz y kierun k i: aipo- logiczny, saty ry czn y oraz hum orystyczny. Uw aża on, iż bez pisarzy sa­ ty ry k ó w i h um o ry stó w uto nęlib y śm y w pówodzi lite r a tu r y apologetycz- nej, k tó ra za dewizę postaw iła sobie: przesadzać do b ajecznych w ym iaró w najskrom n iejsze zalety, a czego b ra k u je — dokłamać! L ite ra tu ra n a ro d u pełna, wielka, rozw inięta m usi posiadać w rów niej m ierze wszystkie trz y k ieru n k i i dlatego twórczość hu m o ry sty czno -saty ryczna jest „nie­ zbędną s tru n ą w narodow ej lu tn i” 10.

*

* *

T em aty k a pierw szych u lo tn ych czasopism w esołych obejm ow ała p rze­ de w szystkim różne form y s a ty ry politycznej, k ry ją c ej się pod postacią zakam uflow anych poszkwilów, k a ry k a tu r, p rze d rw iw a ń pow ażnych oso­ bistości i w ydobyw ania n a w ierzch śm iesznostek ty ch „p atrio tó w ” , k tó ­ rzy tzw. miłość Polski łączyli z rozm aicie pojm ow anym i in teresam i p a ń stw

zaborczych. To było główne źródło ówczesnej hum ory styk i, k tó ra pod groźbą k o nfisk aty nie m ogła bezpośredńio atakow ać zarządzeń oraz in­ sty tu c ji austriackich.

Siła kom iczna k a ry k a tu r oraz s a ty r w yw odziła się najczęściej z u w y ­ p u k len ia różnych w ad społecznych i p rzy b ierała form ę tra w e stac ji zna­ n ych u tw o ró w literackich. R ów nie częste b y ły aluzje do lokalnych sto­ sunków k u ltu ra ln y c h i gospodarczych. S a ty ry polityczne zamieszczane b y ły anonim owo. W ym agają one obecnie obszernego k o m en tarza histo ­ rycznego.

P rzed m io tem k p in i ostrożnych zresztą atak ó w satyryczn ych był szcze­ gólnie k rajo w y Sejm galicyjski, k tó re m u w ypom inano jego pro au striack i c h arak ter. Oto fraszka z n r u 7 z 1866 r. „S m ig usta” :

ZA BILETAMI W SEJMIE

Galerie zapełniły się w idzów tłumem. Wchodził, kto tylko bilet pokazał u wchodu. Jeden tylko na zimnie pozostał za drzwiami. Biedak, nie m iał biletu! Był to Duch Narodu.

Z nie kończącej się serii tra w e stac ji i k a ry k a tu r sejm ow ych w ym ie­ nim y n ajk rótszą w N o w o ro czn iku „Chochlika” z 1871 r. Była to tra w e - stacja Pieśni o ziem i naszej:

A czy znasz ty, bracie młody, Twoich posłów korowody,

Twoich „Dzikich”, twych „Stańczyków”, „Mameluków” i „Jurczyków?”

Weź w ięc bilet na te chóry.

(17)

186 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

Kędy siedzą tw e augury. Miło spojrzeć z tej w yżyny Na sejm ow e te łysiny, Co los przędą twej krainy!

Niespodziane ing eren cje cen zu ry spraw iały, że red a k to rz y woleli nie precyzow ać dokładnie p ro g ra m u sw ych czasopism. Rozum ieli bowiem, że trzeb a głosić oficjalnie to, co ludzie i władze najb ard ziej pochw alają, przem ycając ty lk o przygodnie k ry ty k ę panującego ustro ju . Jeżeli p o d a ­ wano pew ien program , czyniono to znow u w form ie traw estacji, p od ob ­ nie ja k zamieszczona w n rze 2 z 1869 r. „Szaław iły” , będąca p rzeró bk ą O d y do młodości. J e j celem b yła p ro pag an da h asła pozytyw istów „Bo­ gaćcie się” :

Razem, moi przyjaciele!

W szczęściu naszym, wszystkich cele. Spójnią silni, rozumni rozrachunkiem, Razem, moi przyjaciele!

Szczęśliwy, kto dla dobra narodu Stał się bogaczem; bytu warunkiem Dobrobyt, nie żałujmyż zachodu, Byle dostać się do bogactw grodu! Pokąd m inisterium nam przyjazne, Zakładajmy koleje żelazne, Spieszm y razem stanąć w szranki, Kupować domeny, fundować banki. Hej, kieszeń do kieszeni! Silnym i łańcuchy Opaszmy galilejską krainę!

Zagórski, k tó ry n a w łasnej skórze odczuł boje z cenzurą, w prow adza w św iat swego „C hochlika” w 1866 r. z ta k ą zapowiedzią:

Niechaj w ięc leci boso — bez sztandarów i bez programów — szalony chłopczyna!

Z apew nia tylko, iż zamieszczać będzie:

różne kazki,

ucinki, fraszki, hum orystyczne szkice, w iersze i różne obrazki.

Z araz więc w pierw szym n u m erze zamieszcza re d a k to r w stępną tr a - w estację wiersza Znasz li te n kraj?...

Zagórski tra fn ie przew id y w ał przyszłe losy szalonego Chochlika! Cen­ zor ta k m u się daw ał we znaki, ta k pustoszył szpalty niem al każdego n u m eru , że dziś ledw o m ożna zrozum ieć, iż ty c h k ilk a roczników w y ­ d an y ch przez „Chochlika” stanow i całość. K onfiskaty, procesy prasow e, are sz ty i związane z ty m tru dności m ate ria ln e pow odow ały w ielotygodnio­ we p rze rw y i opóźnienia w w ydaw nictw ie, w k tó ry c h n a m iejsce w łaści­ wego „Chochlika” p o jaw iały się efem ery d y „K osa” (pojawia się, gdy ro ­

(18)

sn ą chwasty!), „Osa” i „ S m ig u st” (9 zeszytów od sierpnia do g ru d n ia 1866 r.).

Zagórski rozśm ieszał rodaków w n a jsm u tn ie jsz y m dla k r a ju okresie po p ow stan iu styczniow ym , więc też nie dziw, że i jego h u m o r nosił piętno powszechnej w k r a ju m elancholii. Ju ż w n u m erze 5 z 1867 r. zapow iada smętnie:

Jakże „Chochlik” może św iecić Dowcipu pochodnią

Teraz, kiej już lada żarcik N azyw ają zbrodnią.

Większość u tw o ró w saty ry czn y ch Zagórskiego, d ru k o w a n y c h w „Cho­ chliku ” , a później przede w szystkim w „Szczutku” , u k azu je groteskow y, z ak łam an y obraz świata, pozbawionego wolności politycznej, sk ręp o w an e­ go ograniczeniam i społecznymi. Po p rzerw ie spow odow anej różnym i u tru d n ie n ia m i p ró b u je Chochlik reak ty w o w ać sw oje czasopismo w 1871 r,. w prow adzając zmiany, k tó re zapow iada z c h a ra k te ry sty c z n y m dla niego wigorem:

Oto „Chochlik” program zmienia I już odtąd co soboty,

Dostaniecie arkusz cały P ełen śm iechu i pustoty. Arkusz taki z rycinami,

Za dwadzieścia dam wam centów Prem ię taką już dziś daję — Dam każdemu z abonentów. SPORT w osobnym dam dodatku I tak panie szastu-prastu,

Będę dawnym znów „Chochlikiem” W mig w yzbyw szy się balastu...

N iestety „szalony chłopczyna” przecenił swe siły. O strzegał go zresz­ tą rozw ażniejszy „Szczutek” piórem L. Zajączkowskiego („Szczutek” , n r

2 z 1871 r.): i

W ielka stała się nowina „Chochlik” porodził nam syna! Pośród m dłości i boleści, Popełnił kawał powieści. Między rozbiory krytyczne Palnął głupstwo polityczne, W końcu dodał sport i mody, Braknie tylko — ciepłej wody!

J a k w y k azała p ra k ty k a , re c e p ta na. treść czasopisma hum orystycznego zastosow ana przez Chochlika nie była w łaściwa. „Szczutek” poszedł więc in n ą drogą. Stw o rzy ł p o p u larn ą „rodzinkę” »Szczutkow ą«” , stosując się do znanego powiedzonka: „ G ru n t to ro d zin k a” .

R ep rezentan ci tej „rodzinki” wyw odzili się z różnych sfer i u g ru p o

(19)

188 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

w ań wielojęzycznego społeczeństw a galicyjskiego. P o jaw iali się więc r e ­ gu larnie na łam ach „Szczutka” : p rze m ąd ry politykier, p an K a la sa n ty h e rb u Dobrynos; imć p an O n u fry „taj ty lk o ” , m a js te r bud ow lan y o moc­ no ograniczonych h o ryzontach um ysłowych, używ ający podm iejskiej g w a­ ry ; h rab ia A rtu r i ciocia K izia z g a tu n k u 'tych, co to „siedzą w kącie i m a ­ ją za złe” ; panowie O brąpalski i Z apytalski, dw aj mieszczańscy m ądrale, z ab ierający głos n a wszelkie możliwe te m a ty polityczne i tow arzyskie.

Są także kom iczne k a ry k a tu ry Żydów galicyjskich, z ich czołowym p rzedstaw icielem pan em Szm ajgelesem , ucieleśniającym ty p kosmopoli­ tycznego finansisty, opow iadającym szmoncesowe kaw ały; jest op o rtu n i- sty czny „O rderow icz” i c.k. woźny m agistracki, źródło plo tek i d y k te r y ­ jek zza kulis sam orządow ych; jest pocieszny w sw ym ustaw icznym p rz e ­ rażen iu „ S tra c h ajło ” , k tó ry rów no sto la t tem u przew idział, iż całą E u­ ropę będzie m ożna wysadzić w pow ietrze p rzy pomocy odpowiednio sil­ nego środka wybuchowego, i jest wreszcie przedstaw iciel złotej m łodzie­ ży, ówczesny „Bęcw alski” , Gogo, dom orosły a ry s to k ra ta i karierow icz 0 giętkim kark u .

Poza opisanym i ty p am i przew inęła się przez szpalty tego pism a liczna p ro g en itu ra pokolenia Gogów, B irbanckich i Szałaputów , profesorów daw nego a u to ra m e n tu oraz hofratów , handełesów, bab podm iejskich, pi­ jakó w i różnych frantów .

Całe to rozgadane, niesforne to w arzystw o w każdym n um erze „Szczut­ k a ” opow iada lepsze lub gorsze dowcipy, w ypow iada sądy i oceny, głosi rzekom e „ p raw d y n arodow e” , pow tarza plotki zasłyszane w cu kierni Żm udzińskiego lub w sklepach śniadankow ych, przedrzeźnia bliźnich, roz­ głasza rzekom e „tajem nice pałacow e” , psioczy na „ m a g istrat” i z głupia f r a n t w yraża swą czołobitność wobec „cysarza z W idnia”.

Obecnie fun k cje takiego widowiska, z jego codziennym i radościam i 1 troskam i, przejęły słuchow iska radiow e i nie kończące się odcinki oby­ czajow ej powieści-rzeki, ja k np. „Rodzina M atysiaków ” przez dziesiątki la t zabaw iającej słuchaczy radiow ych.

„Szczutek” przez ćwierć w iek u u rab ia ł opinię w mieście, a p rzy ty m sięgał śmiało do stosunków politycznych. „G ryzł” w szystkich po rów ni — lw owskie m ieszczaństwo, szlachtę okoliczną, stańczyków krakow skich, kogo się zdarzyło! J u ż po k ilk u n a stu m iesiącach działalności zyskał sobie pow szechną sym patię i m ir wśród m iejscow ych wesołków. Miał też szczę­ ście do w spółpracowników, w śród k tó ry c h w idniały nazw iska saty ryk ów te j m iary, co J. Lam, Rodoć-Biernacki i W łodzimierz Stebelski. Z r y ­ sowników współpracow ali ze „Szczutkiem ” S. Błotnicki, Sidorowicz, So- zański i Tadeusz Rybkowski.

Je d y n ie z cenzurą „ u g ry zk i” były dotkliwe, a s tr a ty zawsze po stronie re d a k c ji „Szczutka” . Z okazji 10-letniego jubileuszu w 1878 r. „Szczu­ t e k ” oświadcza, iż jego n ajw iern iejszy m p re n u m e ra to re m b yła i pozo­ stan ie c.k. P ro k u ra to ria państw a: „W niej spoczyw ają tysiące skonfisko­

(20)

w a n y c h n u m eró w »Szczutka« i n a to nie m a rady, z ty m się oswoić m ieli ju ż czas praw dziw i sy m p aty cy i p ren u m e ra to rz y pism a” .

Jeszcze w 1878 r. (nr 29) n a rzek a ,,S zczutek” n a nożyce cenzorskie:

Nożyczki lube po dawnej przyjaźni, Klnę was na wierną' ku wam życzliwość: Gdzież jest to słowo, które w as nie drażni, I gdzie się kończy wasza opryskliwość?... Na wolność druku klną was, o nożyce, Baczcie w yjaw ić mi tę tajem nicę!”

Do sw ych czytelników i w spółpracow ników k ieru je rów nocześnie t a ­ k ą przestrogę: „Dla u n ik n ien ia k on fisk aty u p raszam y szanow nych, dow ­ cipnych a licznych naszych korespondentów , b y nie używ ali n igdy n a ­ s tę p u ją cy c h wyrazów: Rząd, p ro k u ra to r, m inister, dyplom acja, g u b e r­ n ato r, policja, strategia, generał, arm ia, okupacja, pacyfikacja, egzekucja, centralizacja, dualizm i prow izorium !” (nr 37 z 1878 r.).

Zawsze ostrożny, nie m iał „Szczutek” złudzeń politycznych i wiedział, co są w a rte zapew nienia i m ow y k an d y dackie przedw yborcze, w y k p iw ał j e niejednokrotnie, np. dając tak i przepis:

RECEPTA N A MOWĘ K A N D Y D A C K Ą

Weź m iksturę górnych myśli, Nadziej nimi bańkę z m ydła — Utłucz, potem dodaj trochę Niejasnego smarowidła.

Zmięszaj z kwasem zaściankowym, Albo z żółcią stronniczości,

Przysyp proszkiem „patriotyzmu”, Włóż w pudełko „powinności”, I lw ow skiem u daj ludkowi Do połknięcia w magistracie; A im mniej tam znajdzie sensu, Tym ci pewniej da głos, bracie! (nr 43 z 1884 r.)

Z latam i, gdy w ygasły nam iętności polityczne i społeczeństwo w r a ­ m a c h uzyskanego skrom nego „fraczka autonom icznego” przeszło do p ra c y organicznej, dowcip szczutkow y w y zb y w a się coraz bardziej bojow ych akcentów i p o lu je jedyn ie „na uśm iech człowieka, jest on w ięcej w a rt ja k b ły sk słońca — bo rzadszy!”

Śm ieje się w raz z biboszam i p rzy stolikach sklepów śniadankow ych i sięga chętnie do h u m o ru m iejskiego folkloru, którego dowcip uchodził za „zdrow y” i oryginalny. N ajw ygodniej było podsłuchiw ać rozm ów prze ­ k u p e k m iejskich pod ratuszem :

P i e r w s z a p r z e k u p k a : Co pani Antoniowa wczoraj robiła? D r u g a p r z e k u p k a : Siedziałam sama cały dzień w domu.

P i e r w s z a p r z e k u p k a : A nie zbolała pani gęba tak cały dzień nic nie mówić?

(21)

190 T A D E U S Z K R Z Y Ż E W S K I

N ajw y b itn iejszy z galicyjskich fraszkopisarzy M ikołaj Rodoć należał do stały ch w spółpracow ników „Szczutka” i jego m ało znaną, lecz zawsze a k tu a ln ą s a ty r ą z n r u 12 z 1885 r. zam kniem y te n wyciąg z an nałów szczutkowych:

CO MNIE MASZ DO ZARZUCENIA?

— Co m nie masz do zarzucenia? — To, że ja nie widzą w tobie Praktyczności ani cienia

Na tym naszym pięknym globie, Gdzie niem al na każdym kroku Jesteśm y, bracie kochany, Jedni drugim solą w oku. Kto nie chce być rozdeptany, Sam deptać musi. Logika To nieprzeparta, mój drogi, Od bieguna do równika. Gdy ci kto stanie na drodze, Musisz go rzucić pod nogi. Żle to czy dobrze — nie wchodzą, Dość, że los tak nić swą przędzie, A ty chcesz mu się opierać?... Bracie, ciężko ci żyć. będzie!... — Tak, ale lekko umierać!

„Szczutek” , pragn ący w szystkim dogodzić, nie m iał w yraźnego obli­ cza pod w zględem politycznym , przestrzeg ał bow iem stale zasady: „P an u Bogu świeczka, a diabłu og arek ” . T aka połowiczność w praw dzie nie zaw ­ sze wychodzi żarto m n a zdrow ie, ale przyznać trzeba, że Zajączkow ski jako red a k to r um iał się u trz y m ać n a wysokości uczciwych zasad i cho ­ ciaż w n ieje d n y m przesolił, a w inn ym przepieprzył, to jed n a k n a nikogo nie cisnął krzyw dzącej p o tw arzy i przez 24 lata zręcznie prow adził swego „Szczutka” po niespokojnych falach galicyjskiego p a rty k u larz a. W 1893 r., po śm ierci p ro te k to ró w i w iern ych w spółpracow ników pisma, odszedł do p rac y organizacyjnej n a polu dziennikarstw a. Był pierw szym prezesem u g ru nto w an eg o przez siebie T ow arzystw a D ziennikarskiego Galicji.

Mało też po k tó ry m czasopiśmie sa ty ry czn o-hum o ry styczny m pozosta­ ło ta k dobre w spom nienie, ja k po „S zczutku” . J u ż w 1901 r. napisał o nim A. Strzelecki, p ró b u ją c rea k ty w o w ać czasopismo pod nazw ą „Nowy S zczutek” : „Było u nas pismo, jedno z pierw szych h u m o ry st.-sa ty ry c z- n y c h w. kraju,, którego h u m o r niską lub b ru d n ą płaskością nigdy się nie skalał, a którego cięta s a ty ra b y ła tego rodzaju, iż śmiać się z niej m ógł n a w e t nią bezpośrednio d o tknięty. Był to nieboszczyk »Szczutek«” 11.

W 1882 r. Zagórski raz jeszcze sięgnął po p r y m a t w hum o ry sty ce ga­ licyjskiej i rozpoczął w ydaw anie tyg od nik a „Różowe Domino” . W ydaw cę znalazł w osobie znanego księgarza F. H. R ichtera, spodziewał się więc,

(22)

że ty m razem powiedzie m u się am b itn e zam ierzenie utw o rzen ia na ziemi galicyjskiej now ego „księstw a h u m o ru ” za p rzy k ład em p a n a Pszon- ki z Rzeczypospolitej B abińskiej. Ju ż w 1867 r. podpisyw ał sw e now o­ roczne m an ifesty h u m o ry sty czn e w „C hochliku” : ...,,dan w stołecznym mieście B abinie”12.

Lepszym jed n a k był poetą niż organizatorem i w ydaw cą. W ciągnął do w spółpracy A r tu ra B artelsa, F. K onarskiego i W. Stebelskiego, k o rzy ­ stał ze w spółpracy rysow ników F. K ostrzewskiego, Sandeckiego i M. H a ­ rasimowicza; tw o rzy ł za p rzy k ła d em „Szczutka” postacie wiodące n a ła ­ m ach pisma, takie ja k p a ra zabaw nych gaw ędziarzy K apitasio i B ała- basio, parodiow ał „H erby galicyjskie” za przy k ład em F re d ry ; próbow ał układać szopki polityczne „L am contra L am ” , w prow adził k ro n ik ę ty ­ godniową, felieton sporto w y oraz dodatek powieściowy, w k tó ry m d r u ­ kow ał w łasne P a m iętn iki starego parasola. A jed n a k sym patyczne sk ąd ­ inąd pismo miało zbyt m ało dowcipu i nie zdołało w y tw orzyć p raw d zi­ wego hum o ru.

B ra k dowcipu i h u m o ru n a łam ach pism a sta je się zrozum iały, gdy się czyta tak i oto u tw ó r (nr 31 z 1882 r.).

WESTCHNIENIE

Gdyby można to powiedzieć Co by się powiedzieć chciało; Gdyby to, co robić trzeba, Można było robić śmiało; Gdyby można to napisać, W co tak twardo serce wierzy, To by człowiek m ówił, robił, Ach i pisał — jak należy!...

Gdy u m a r ł niespodzianie Richter, Chochlik nie p o tra fił sprostać trudnościom w ydaw niczym , zrezygnow ał z dalszego redagow ania pism a i przeniósł się do W arszaw y na stanow isko re d a k to ra w prasie codziennej. D użym pow odzeniem cieszyły się jego drapieżne fraszki Z wilczego bre­ wiarza, próbow ał także wzbogacić treść pism a tem aty k ą, dość jeszcze p ry m ity w n ą , z cyklu folklorystycznego np . „Z b ru ko w ej liry k i” ,

Oto dwie pozycje Z w ilczego brewiarza:

1. Jeśli cierpisz, skryj ból w sobie, By nikt łez tw ych nie zobaczył, Boby św iat ci twej słabości Nigdy, nigdy nie przebaczył. Ludzie gardzą hartu brakiem, Bo w tej ciężkiej życia szkole, Każdy uczeń ma dość męstwa, Aby obcą znieść niedolę. 2. Strzeż się uprzejmości, synu,

N ie bądź gładki, nie bądź słodki, 12 „Chochlik”, 1867, nr 1.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trzeba dodać, że prawo nie tylko nakłada liczne obowiązki na le- karza, a zwłaszcza obowiązek przestrzegania praw pacjenta jako pod- miotu zabiegów medycznych, lecz

o zakładach opieki zdrowot- nej (Dz. Cytowany przepis oraz inne regulacje zawarte w ustawie o za- kładach opieki zdrowotnej nie wskazywały sposobu informowania ani zakresu

czy mnie i ciebie, co przez te lata ode mnie słyszałeś, to czyste łgarstwa… – Pawkota zamyślił się i mruknął jakby do siebie. – Wolałbym, żeby twoje dotychczasowe

i to jest to, co my nadal robimy i modyfikujemy, bo zmienia się trochę obraz kliniczny tych zaburzeń, zmienia się też sama terapia rodzin, sposób jej praktykowania.. część

Dziś na moim pierścieniu czernią się piszczele I czaszka — ten już przetrwa ze mną po przez życie. Choć może mi zostało dni bardzo niewiele Nie wiem, — lecz za rubinem

Czytałem list twój pani, — trzykroć każde słowo, Wpatrywałem się w każdy przecinek i kropkę 2 treści jego wnioskuje, że pragniesz na nowo Rozpocząć ze mną flircik,

• Trudności specyficzne są konsekwencją zaburzeń tempa i rytmu rozwoju, czyli.. dysharmonii w przebiegu rozwoju poznawczego

Status samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej jako niekomercyjnego świadczeniodawcy w zakresie świadczeń opieki zdrowotnej fi nansowanych ze środków