Zdravko Malić
"Ferdydurke"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/2, 107-154
„FERDYD URKE”* 1. W stro n ę rzeczyw istości
Z w rot w stro n ę rzeczyw istości w lite ra tu rz e lat trzy d ziesty ch z n a j d u je swój w idoczny w y ra z w linii rozw ojow ej prozy Gom brow icza, tj. w różnicy m iędzy jego pierw szą (1933) i d rugą k siążką (1.937). Gom brow icz d eb iuto w ał now elam i, w k tó ry c h zadem onstrow ał niem al p ełn y r e p e r tu a r chw ytów lite ra c k ic h 'c h a ra k te ry s ty c z n y c h dla całej sw ej póź n iejszej tw órczości. Ju ż ta pierw sza książka w y k azu je w szystkie istotn e cechy sty lu pisarza. S ty listy czn e in now acje F e r d y d u rk e w y n ik a ją z fa k tu , że d ru g a k siążka G om brow icza jest pow ieścią, a nie zbiorem now el ja k pierw sza. M ają one głów nie c h a ra k te r m ak ro stylisty czn y, zw iązane są z kom pozycją powieści i rolą n a rra to ra .
Ale jed n a k istn ieje coś, co w isto tn y sposób różni F e r d y d u rk e od prozy P a m ię tn ik a z o kresu dojrzewania. M ówiąc językiem scenograficz n y m — pierw szy p lan jest w spólny dla obu książek, d rugi plan, tło, jest tym , co je m iędzy sobą różni. P ostacie P a m ię tn ik a otoczone są p u stk ą, próżnią, ich d ziałan ia o db y w ają się pod szklanym kloszem gro teski, w k tó ry m dźw ięczą i grzm ią ty lk o ich u k ry te m yśli, w k tó ry m słychać każde ud erzen ie ich serca i w k tó ry m p a n u je ich napięcie n e r wowe. W n ierzeczy w istej atm osferze P a m iętn ika b o h a te r G om brow icza p rzy słu c h u je się „burczeniom ” w łasnego w n ętrza, spojrzenie skierow uje w siebie. W F e r d y d u rk e postacie P a m ię tn ik a w ychodzą spod klosza i z a n u rz a ją się w a k tu a ln ą polską rzeczyw istość społeczną. Rów nocześnie groteskow ość ich po stępow ania nie tra c i na in tensyw ności, lecz zwiększa się ty lk o jej ciężar g atu n ko w y : fan tasty czn o ść i absurdalność św iata ow ych postaci nie u stę p u je w zetknięciu z k o n k re tn ą rzeczyw istością społeczną, przeciw nie — ich św iat zaraża tę rzeczyw istość swoim i p ra w am i i w łaściw ościam i.
Ju ż w P a m ię tn ik u postacie określone są przez swe w zajem ne stosunki, tj. nie w edług tego. m ów iąc a b stra k cy jn ie , czym są sam e w sobie, lecz w edług tego, czym są dla innych. T en asp ek t osobowości ludzkiej n ab iera w F e rdy d u rk e k o n k retn eg o znaczenia socjologicznego w łaśnie dzięki specyfice „drugiego p la n u ” tej powieści. W yraża się to rów nież w zm ia nie c h a ra k te ru n a rra to ra : w prozie P am iętn ika był on najczęściej fik cyjny, w F e rd y d u rk e u trz y m u je częściowo swói fik c y jn y c h a ra k te r, ale się rów nocześnie socjologicznie dopełnia przez to, że w pew n ym sensie id en ty fik u je się z au to re m pow ieści, stw a rz a ją c w ten sposób szczególną syntezę (Józio — Gom browicz), w k tó rej odzw ierciedla się ogólny ch a ra k te r tej powieści, czyli: syn tezę fa n ta sty k i znam iennej dla Pam iętn ika
z okresu dojrzewania i — rzeczyw istości. P ostępow ania Józia nie t łu
m aczą w yłącznie p raw a Gom brow iczow skiego kreacjo n im u literackiego, jak to się najczęściej działo z postaciam i Pam iętnika. M otyw acja p o stę pow ania Józia za w a rta jest rów nocześnie w socjalnym c h a ra k te rz e jego k o lejnych k onfliktów z p ozostałym i postaciam i powieści, bądź ze środo w iskam i, przez k tó re przesuw a się w tra k c ie powieści. To samo zjaw isko m ożna rów nież zdefiniow ać inaczej: s y tu a c ja jako podstaw ow y elem ent w a rszta tu G om brow icza tra c i sw ój czysto k rea c y jn y , literack i c h a ra k te r
(Pam iętnik z okresu dojrzew ania ) i n ab iera c h a ra k te ru zdecydow anie
socjologicznego (F e r d y d u rk e ), choć sam au to r k o m en tu jąc sw oją powieść podkreślał:
Zastrzegam się, że w szelkie przypisyw anie tej książce charakteru zbyt do raźnego wypaczałoby najzupełniej m oje intencje, gdyż przede w szystkim jest to książka filozoficzna i psychologiczna. Przedstawia starcie człowieka z czło w iekiem i ze środowiskiem oraz starcie człowieka z w łasną jego niedojrza łością, z pozostałościami czasów niem al przedpotopow ych1.
Pośw ięcając kom pleksow i szkoły tak pow ażne m iejsce w utw orze, Gom browicz daje sw ojem u socjologizm ow i specyficzne, w y raźn ie a n a chroniczne zabarw ienie. Poprzez h ip ertro fię zjaw iska szkoły, poprzez jego absolutyzację, osiąga — zgodnie z ogólnym anachron iczny m c h a ra k te re m sw ojej sty listy k i — udziw nienie rzeczyw istości św iata powieściowego. N arzuca się p aralela z XVITI w iekiem : szkoła w świecie F e rd y d u rk e z a j m u je m niej w ięcej tak ie m iejsce, jakie zajm ow ała w polskim społeczeń stw ie końca X V III w ieku. W niosek: św iat F e rd ydu rke ro zu m ian y jako św iat Polaków trzy d ziesty ch lat w. XX — jest anachroniczny, a przez to także fan tasty czn y . Sam G om brow icz zresztą w sw ojej powieści m ówi o ty m w yraźnie, gdy stw ierd za, że XX w iek to „wiek pom ieszania w ie
rackie” 1937, nr 47.
ite-k ó w ” (165)2, lub gdy M iętus z p rzerażen iem dochodzi do w niosite-ku: „ S traszne, że nie m a dziś nikogo, kto by b y ł w okresie d o jrz e w a n ia ” (212). P ostępo w anie postaci F e rd yd u rke jest w ięc um otyw ow ane, szcze gólnie w pierw szej części powieści, w ychow aniem szkolnym . Ten rodzaj m otyw acji 3 w e w spółczesnym dziele literack im , k tó re chce być re a lis tyczne, b y łb y an ach ro n iczn y m nieporozum ieniem ; u G om brow icza w tapia się w groteskow ą, fa n ta sty c z n ą sty listy k ę utw oru.
A nalizę socjologiczną d ru g iej części F e r d y d u rk e n a jp e łn ie j p rzepro w adził A rtu r S a n d a u e r 4, za m ało jed n a k uw agi pośw ięcając Żucie M ło- dziaków nie, postaci n iew ątp liw ie c e n tra ln e j w tej części utw oru. C h arak te ry sty k a socjologiczna p a ry Ż u ta—K o p y rda sprow adza się do m ody am ery k an izm u w śród ów czesnej m łodzieży g im n azjaln ej. D la u stalen ia genezy tego m oty w u szczególne znaczenie m ają n iek tó re felieto ny Gom brow icza p u b lik o w ane w „K u rierze P o ra n n y m ” . Na początku r. 1936, a więc w czasie p o w stan ia F e rd y d u rk e , stw ierd za w felietonie:
kultura w ym yśliła typ pośredni człow ieka już dojrzałego do rojeń, a nie dość jeszcze dojrzałego, aby rojenia trzymać w cuglach. Jednostki te [...], w yrw an e z prym itywu, a jeszcze nie całkiem przeniesione do kultury, w sta dium pośrednim przyśpieszonego rozwoju, nie mogą w łaściw ie w yleźć z wieku przejściowego, w którym um ieściła je Historia. P o d o b n i s z k o l a r z o m n i e t y l e w i e k i e m w ł a s n y m , i l e w i e k i e m X X , odznaczają się też w łaściw ym m łodzieży gustem do iluzji, podnieceni kinem, romansem brukowym, reklamą uliczną, ilustracją, wytwarzają bezkarnie w ielk ie ilości marzeń na w łasn y użytek i w w ielkim sekrecie przed innym i ludźmi. O, tandeto! Gdyby nagle opadła zasłona, osłupielibyśm y ze zgrozy na widok treści pośrednich, przejściow ych kultury. Poeta, literat, m arzący jawnie nudnym oficjalnym trybem, z biedą m oże sobie wyobrazić, co się dzieje w głowach ow ych prywatnych, zakonspirowanych twórców sam otn iczych 5.
Tak w ięc św ia t p ó łk u ltu ry , m ięd zy w arstw y społeczne, kicz klasow y — to w szystko stanow i glebę, z k tó re j w y ra sta dzieło Gom browicza. P rzy ty m cechy c h a ra k te ry sty c z n e p ó łk u ltu ry rozciąga pisarz n a św iat polskiego in te lig e n ta lub na cały dzisiejszy św iat c y w iliz o w a n y 6. Ale
2 W ten sposób oznaczamy stronice wydania: W. G o m b r o w i c z , F e rd y
durke. W arszawa 1956.
3 Zob. A. F l a k er , Motivacija i stil. W: A. F i a k e r , Z. S k r e b , Stilovi
i razdoblja. Zagreb 1964, s. 167.
4 A. S a n d a u e r , Początki, św ietność i upadek rodziny Młodziaków. W:
Bez ta ry fy ulgowej. W arszawa 1959.
5 W. G o m b r o w i c z , Grzechy naszego w ie k u przejściowego. „Kurier P o ranny” 1936, z 10 I. Podkreślenia Z. M.
6 Zob. W. G o m b r o w i c z , Rozmyślania nad autobiografią Wellsa. „Kurier Poranny” 1938, z 20 V: „Inteligent czuje się nieustannie zagrożony, egzystuje w warunkach zm ieniających się z dnia na dzień, tkw i po uszy w płynnej plaz mie życia zbiorowego, gdzie w szystko dopiero się stwarza, a nic jeszcze nie jest skrystalizow ane”.
przytoczony fra g m en t zaw iera rów nież zapow iedź k o n k re ty z a c ji lite ra c kiej ta k w idzianego św iata. P o ró w n an ie p rzed staw icieli tego św iata do uczniów , w zw iązku z w iekiem d o jrzew an ia, w k tó ry m z n a jd u je się X X stulecie — stanow i podstaw ę system u m etafo ryczneg o F e rd y d u rk e , ale jest też, e x post, psychosocjologicznym u m o ty w o w aniem P a m ię tn ik a
z okresu dojrzewania. W ty m sam y m felieto n ie, pow ołując się n a książkę B u n t m ło d zieży A m ery k an in a B ena B. L in d s e y a 7, G om brow icz rozsze
rza początkow e rozw ażania o p u b e rta ln y m c h a ra k te rz e o k resu i m ów i m. in.:
Pow stał kult pensjonarki, z piętnastolatki zrobiono królową. Szkolarze chodzili dumni i tajem niczy, rodzice dali sobie zaimponować i kłaniali się im w pas.
Tu w łaśnie rodzi się Ż uta M łodziaków na!
U w agi G om brow icza o książce B a ry k i G rzechy m ło d z ie ż y (w ty m sam ym felietonie) są zapow iedzią an alogicznych p a rtii w F e r d y d u r k e :
Bohaterowie są zręczni, silni, gibcy, w ysportowani, hardzi i śm iali. [...] Pensjonarki są ładne i też gibkie, przy czym — geniusz, choć nieco ob leś ny — dziewczętom każe przejawiać w ięk szą zm ysłowość niż chłopakom. [...] N auczycieli zaś przedstawia jako idiotycznych św iadków , nabieranych przez górującą intelektualnie młodość. [...] Ś w ietn e też są m om enty pośw ięcone 7 B. B. L i n d s e y , Bunt młodzieży. W arszawa [1931]. Książka Lindseya to jeszcze jeden tem at do pracy kom paratystycznej o twórczości Gombrowicza. Nie mam zamiaru zajmować się tym tutaj, pragnę jednak przytoczyć kilka fragm entów, przem awiających niedw uznacznie na rzecz takiego zestawienia: „Prze w ażnie wchodząc w życie ludzkie, w stępuję w krainę piękna, gdzie młodość jest cudowna i giętka, prom ienna i czarująca naw et w sw ych uchybieniach i błędach” (s. 11). „W łaściwie nie ma dorosłych, jesteśm y rasą dzieci [...], w k aż dym razie pocieszam się tym, że póki dzieci są młode, są plastyczne, bosko giętk ie” (s. 12). „Przyszłość naszej cyw ilizacji zależy od rozum nej, krytycznej rew izji naszych tradycji i zw yczajów w celu zdecydowania, które z nich są jeszcze użyteczne, które zaś spełniły już sw oje zadanie” (s. 84). „Nasz system w ychow awczy, oparty na m ałpowaniu, urabia m łodzież na jednakow ą modłę, oddaje ją w niew olę psychologii m asy, jak to uczynił już ze starym pokoleniem ” (s. 99). „Myślę, że cała ekscentryczność dziewcząt dzisiejszych jest w ielk ą blagą. Ich zachowanie się jest tylko pozą. W szystko robią dla w yw ołania efektu. [...] Ekscentryczność jest w modzie [...]” (s. 190— 101). „Instytucje społeczne są sta tyczne. W łaśnie dlatego powstały. N ie zm ieniać się i zapobiegać zmianom jest ich zadaniem. Istnieją po to, by utrzym ać stały i niezm ienny porządek społecz ny. [...] W szystko, co zatrzym uje ruch nieustanny prawdy, jest kłam stw em (s. 282). Itd., itd. Dziś, z perspektyw y trzydziestu lat, Gom browiczowska ocena książki Lindseya brzmi, trzeba przyznać, trochę zabawnie, ale ze w zględu na
m e ritu m poruszonej tu spraw y jest jednakże w arta uwagi: „jak w ie le kom pro m itujących i zaw stydzających treści w yzw oliła w społeczeństw ie słynna, zresztą szlachetna i słuszna, książka sędziego Lindseya Bunt m ło dzieży, sprowadzona do nas z A m eryki” (Grzechy naszego w i e k u przejściowego).
czystości fizycznej, akcentowanej przez całą książkę na pohybel starym, a na chw ałę m łodym .
O k res do jrzew an ia i szkoła, „ c h ły stek ” i „ p e n sjo n a rk a ” to zresztą częste te m a ty felieto n isty k i Gom brow icza. Ze w szystkiego, co dotąd pow iedziano, m ożna już, w y d a je m i się, w y sn uć w nioski o sensie i zn aczen iu tego tem aty czn eg o i problem ow ego szkieletu rozm yślań G om brow icza. O kres d o jrz e w a n ia jest w iekiem , w k tó ry m dochodzi do n a jg w ałto w n iejszeg o k o n flik tu m iędzy dw iem a sprzecznym i siłam i w życiu jed n o stk i: biologiczną i socjologiczną, tzw. żyw iołow ą i in s ty tu cjo n a ln ą, am orficzną i w y k ry stalizo w an ą, nieokreśloną, n ieu ch w y tn ą i p re c y z y jn ie o kreśloną i zd eterm in o w an ą. Je śli da się pojęciu „okres d o jrz e w a n ia ” znaczenie n ie in d y w id u aln e, ale grupow e, kolektyw ne, w te d y k o n flik t, o k tó ry m by ła m owa, sta je się k o n flik tem pokoleń. G om brow icz p ro b le m aty k ę tę tra k tu je w sposób bardzo kom pleksow y i b ierz e pod uw agę oba je j a sp ek ty — in d y w id u aln y i k olek ty w n y , p sy chologiczny i socjologiczny. W F e r d y d u rk e uw aga pisarza k ie ru je się na te in sty tu c je społeczne, k tó re w y c h o w u j ą jednostkę, które d a ją psych ice ludzkiej fo rm ę społeczną, k tó re in d y w id u aln ą psychologię p rze m ie n iają w społeczną ch arak tero lo g ię, a są to: szkoła i w arstw y spo łeczne, klasy.
O biek ty w n y m i cecham i socjologicznym i tła d rug iej części F e rd ydu rke są — n ien atu raln o ść, sztuczność, drugorzędność i pow ierzchow ność; chodzi o z j a w i s k a s o c j o l o g i c z n e „z d r u g i e j r ę k i” , k tó re siłą niew łaściw ie k sz ta łtu ją c y c h się tra d y c ji zostały przeszczepione na polski teren . W tórność k u ltu r y polskiej w ychodzi tu n a jaw w całej swo jej m onstru aln o ści. Socjologiczny su b s tra t w y d arzeń opisanych w d ru giej części pow ieści jest zg odny ze sposobem ich literackiego u k sz ta łto w an ia: jeden i d ru g i m a c h a ra k te r w tó rn y i trą c i groteską.
N iektórzy k ry ty c y zauw ażyli, że trzecia część F e rdyd urke, opisująca p o b y t Józia i M iętusa u cio tk i n a wsi, jest szczególnie bogata w realia, że w yróżnia się sw oim „ re a liz m e m ” . „O statn ia część k siążki” — pisał S te fa n O tw inow ski — „ je st g roteską n a jb a rd zie j rea listy c z n ą ” ; jest to „policzek w y m ierzo n y zie m ia ń stw u ” 8. P oró w n u jąc d ru g ą i trzecią część pow ieści Leon P om irow ski stw ierdzał:
Tą samą, a m oże i w iększą jeszcze pasją realistycznego uziemiania ludzi i zjaw isk nacechow ana jest ostatnia, literacko najbardziej wirtuozyjna część utworu, obrazująca środow isko w iejsk ie, ściślej — psychologię stosunku do lu d u 9.
8 S. O t w i n o w s k i , W poszukiw aniu proporcji. „Czas” 1937, nr 347. 9 L. P o m i r o w s k i , P rze zw y cię żen ie okresu dojrzewania. „Tygodnik Ilu
S tan isław Piasecki, a u to r n a jb a rd z ie j n egatyw nego sądu o F e r d y
durke, ta k „streszczał” powieść:
Trzy bardzo zw ykłe sobie historyjki, z których jedna jest dość banalnie antybelferską satyrą na szkołę, druga niezgorszą satyrą na tzw. postępową rodzinę (życie ułatwione), a trzecia najlepiej pomyślaną i przeprowadzoną satyrą na ziem iaństwo, z której okazuje się, że Gombrowicz mógłby zostać kronikarzem obyczajowym tej s f e r y 10.
S tan isław F u rm an ik , recen zen t w arszaw sk iej „G azety P o lsk ie j” (tej sam ej, k tó ra w r. 1933 zam ieściła n eg aty w n ą recen zję K aden a o Pa
m ię tn ik u z okresu dojrzewania), poró w n u jąc opisy trzech środow isk
społecznych w Ferd yd u rke, stw ierdza:
Sceny na w si podejm ują zagadnienie węższe, a nad wyraz aktualne — stosunek pana i chłopa, dworu i chaty. M. Dąbrowska w Rozdrożu ujęła je od strony idących konieczności przemian natury ekonomicznej, społecznej i politycznej, Gombrowicz dał bardzo w n ik liw e ośw ietlenie p sych ologiczn en .
W szystkie te i ty m podobne uw agi o socjologicznym znaczeniu opi sanych w F e rd y d u rk e przygód Józia św iadczą o w ielkiej ak tualn ości problem aty k i, jak ą tw órczość G om brow icza — na swój specyficzny i n ie p o w tarzaln y sposób — w sobie zaw ierała. W cyto w any m ko m en tarzu Gom brow icza (A b y u n ikną ć nieporozumienia) jest ustęp, k tó ry stanow i w yjaśn ien ie pisarza co do stosunkow o w yraźniejszego p o d tekstu socjolo gicznego trzeciej części powieści:
Ferdydurke nie jest wym ierzona przeciw jakiejkolw iek ideologii lub temu
czy innem u środowisku. Jeżeli zaczepiłem w niej ziem iaństwo, szkolnictwo, literaturę, to dlatego, że książka jest porachunkiem z tym, co m nie samego zinfantylizow ało i najw ydatniej zaciążyło na moim rozwoju. Gdybym po chodził nie z ziem iańsfw a, ale np. z proletariatu, zaatakowałbym proletariat, gdyż nie ma środowiska i n ie ma człowieka w pełni dojrzałego.
P ra w d ę w y rażo n ą w ty ch słow ach jasno dostrzegł B runo Schulz, jeden z niew ątp liw ie n ajdociekliw szych in te rp re ta to ró w Ferdydurke:
Punkt w yjścia książki jest najbardziej konkretny, osobisty, żyw y i pa lący, jaki sobie wyobrazić m ożna, i Gombrowicz programowo podkreśla genezę sw ego dzieła ze sw ojej osobistej i określonej s y tu a c ji12.
N iew ątpliw ie jed n ak w iększość k ry ty k ó w , a to znaczy i czytelników , szczególnie w pierw szym , n ajw cześn iejszy m okresie percepcji F e r d y
durke, pojęła tę powieść w jej socjologicznej w arstw ie. Sam pisarz, co 10 S. P i a s e c k i , Czarowanie gałązką w zębach. „Prosto z m ostu” 1938,
nr 7.
11 S. F u r m a n i k , „F e rd yd u rk e”. „Gazeta Polska” 1938, nr 42. 12 B. S c h u l z , „F e rdydu rke”. „Skam ander” 1938, z. 46/48.
zu pełnie zrozum iałe, odczuw ał swój u tw ó r jako ak t egzy stencjaln y , jako siebie w yobcow anego w słowo.
O pisując w iejsk i dw ór, G om browicz, jak się w y daje, m niej, a n aw et znacznie m n iej, w y k rz y w ia ł obraz św ia ta zew nętrznego; w tej części po w ieści istn ieje — pozornie — n a jm n ie jsza różnica m iędzy „przedstaw io n ą ” a „ re a ln ą ” rzeczyw istością. Ż adne bow iem z opisanych w F e r d y d u r
ke środow isk nie jest ta k bliskie sty listy ce tej powieści jak w łaśnie w ie j
skie — to, n a któreg o tle odbyw a się o sta tn ia przygoda Józia. Bolimowo, w ieś ciotki Józia, H u rleck iej, jest „ sk am ielin ą” , rez e rw a te m przeszłości. I w łaśnie dlatego, przez swój anach ro n izm , jest sam a przez się g ro tes kow a i fan ta sty c z n a. A więc — w y starczało ją bez zbytniego w y k rz y w ienia odm alow ać, aby otrzym ać opis sam przez się w ykrzyw iony, zbliżony do zasad sty listy k i pisarza.
W tej k o n fro n ta c ji poetyki z realiam i, dzieła pisarza z jego sy tu a c ją życiow ą — zw ycięża ostatecznie p oety k a, dzieło. K onw encje życiowe w F e r d y d u rk e u stę p u ją m iejsca konw encjom literackim . A to znaczy: dopiero przez an alizę literack ą m ożna dotrzeć do w szystkich w arstw , do w szystkich sensów^ te j książki.
2. Mechanizm snu
G ranica, k tó ra dzieli św iat F e rd y d u rk e od realności czytelnika, jest granicą snu. Na sam ym początku powieści pisarz m ów i o ty m stosunkow o jasno:
Sen, który m ię trapił w nocy i obudził, był w ykładnikiem lęku. [...] ujrzałem siebie takim, jakim byłem , gdym m iał lat piętnaście i szesnaście — przeniosłem się w młodość — i stojąc na wietrze, na kam ieniu, tuż koło m łyna nad rzeką, m ów iłem coś [...]. A dalej, w ydało mi się w półśnie, ale już po obudzeniu [...].
Gdyż na jaw ie byłem równie nie ustalony, rozdarty — jak w e śnie. [5—6]
D ychotom ia sen— jaw a, pod w zględem a rty sty c z n y m może n a jis to t niejsza dychotom ia w F erd y d u rk e , już na pierw szych stro n ach jest w y raźnie podkreślona. Zaznaczyw szy te n m otyw , pisarz w ekspozycji po w ieści (6— 18) odchodzi od niego i p rzed staw ia sw oją sy tu a c ję życiową, a w raz ze zjaw ieniem się P im ki, czyli z początkiem te k stu fabularnego, znów w raca do w spom nianego m otyw u, znów — zapada w sen:
Sen!? Jawa? Po co tu przyszedł? Po co siedział, po co ja siedziałem? Jakim cudem w szystko [...], streściło się w siedzenie belfra banalnego? Świat skurczył się w belfra. Staw ało się to niem ożliwe. [20]
Cała pow ieść może b y ć ro zu m ian a jako sukcesyw ne budzenie się i zapadanie w sen, jako spow iedź G om brow icza (jawa) i jako
ne przygody m alego Józia (sen), p rzy czym pierw sza w a rstw a tek stu jest d y g resy jn a, eseistyczna, n iefa b u la rn a, a d ru g a, k tó re j bohaterem jest Józio, fa b u la rn a (,,fic tio n ”). M ożna więc pow iedzie, że jest dwóch głów nych boh ateró w F erdydurke: sam pisarz i Józio, in fa n ty ln a in k a r- n a c ja pisarza, owoc jego w spom nień. W m om encie k ry ty c z n y m , na g ra nicy m iędzy snem a jaw ą, kiedy p isarz jeszcze nie p rz e sta ł id entyfik ow ać się z sam ym sobą (trzy d ziesto letn im au to re m P a m ię tn ik a z okresu d o j
rzewania), ale już s ta je się Józiem , uczniem szóstej k lasy g im n azjaln ej;
zam iast krzyczeć, p rotestow ać przeciw ko zachow aniu P im k i w sto sun ku do siebie — podnosi dw a palce, jak w klasie w czasie lekcji, na co m u „ab so lu tn y pedagog” odpow iada: „N iech K ow alski siedzi. Znow u do klo ze tu ? ”. A w ięc — K ow alski, nie Gom browicz! „I siedziałem w n ierealn y m nonsensie jak w e śnie [...]” (22). W łaśnie w ty m m iejscu zaczyna się pierw sza opowieść Józia o d niu spędzonym w szkole d y rek to ra P ió r kowskiego.
Zdawało m i się, że śnię — gdyż w e śn ie się zdarza, że popadamy w sytuację głupszą od w szystkiego, co by się dało w ym arzyć. [29]
Na m arginesie przygód Józia ciągle n a p o ty k a się uw agi o o nirycz- nym c h arak terze p rzed staw ian ej rzeczyw istości:
...Bywa, iż niezdrowy sen przenosi nas w krainę, gdzie w szystko krępuje, paczy i dusi, poniew aż jest z c z a s ó w m ł o d o ś c i — m łode, a przeto zbyt stare już dla nas, przebrzm iałe i anachroniczne, i żadna męka nie dorówna m ęce takiego snu, takiej krainy. [...] Znajdowałem się w sam ym środku snu pomniejszającego i dyskw alifikującego niestrudzenie. [37—38]
P y tan ie: „Sen!? J a w a ? ” i okrzyk: „daj mi teraz m arzyć, d a j!” — ciągle tow arzyszą opow iadaniu Józia. K o m en tu jąc po jed y n ek na m iny m iędzy M iętusem a Syfonem , J ó z io -n a rra to r stw ierdza:
rzeczyw istość przekroczyła ostatecznie sw e granice, nieistotność skulm inowała się w koszmar, a zdarzenie z nieprawdziwego zdarzenia stało się zupełnym snem — ja zaś tkw iłem w sam ym środku przyłapany jak mucha w sieci, nie mogąc się ruszyć. [69]
Na początku trzeciej części pow ieści, kied y Józio i M iętus znaleźli się w fan ta sty c z n ej scenerii p u ste j w si, M iętus w oła: „S kąd ty le psów? Dlaczego nie m a chłopów? U szczypnij m nie, bo ch yba śn ię ” (214). Roz k azyw anie M iętusa parobkow i na fo lw ark u sk om entow ane jest n a stę p u jąco:
Rozkazywał, parobek sp ełn iał w szystko bez szem rania — a rozkazy sta w ały się coraz bardziej podobne do złego snu. [228]
I w reszcie — fin ał powieści. Józio-G om brow icz jak b y usiłow ał p rz e r w ać m ęczący sen, w szy stk ie te fan ta sty c z n e p rzygody, jak b y prag n ął zasnąć zdrow ym „snem bez snó w ” :
Spać m i się chciało. N ie m ogłem już dalej iść ani słuchać, ani odpowiadać, a jednak m usiałem iść, słuchać i odpowiadać. [283]
Potarłem czoło. — Co to za okolica? [...] Ale spać mi się chciało, głowa zw isła, nie m iałem sił. [284]
A m nie zabrakło sił, sen napadł jawę i nie mogłem. [285]
F e r d y d u r k e kończy się ta k jak się i zaczęła: w nieokreślonej atm o sfe
rze ciężkiego snu. I to, co k ry ty c y pow iedzą później o Ślubie, że końce jego zanu rzo n e są w sen, m ożna odnieść i do F erdydurke. Ś w iatem tej pow ieści, jej części fa b u la rn e j, jest poprzez m echanizm snu udziw niona, rea ln ie istn ie ją c a rzeczyw istość.
„W połow ie drogi m ego żyw ota pośród ciem nego znalazłem się lasu ” (6) — zap isu je G om brow icz n a początku sw ojej powieści. Owa tra w e sta c ja pierw szej te rc y n y B o skiej kom ed ii posiada poza ty m znaczeniem , o k tó ry m p isa ła M. J a rc z y ń sk a 13, jeszcze jedno, rów nie w ażne. S tanow i m ia now icie zapow iedź u k ształto w an ia u tw o ru w form ie w izji sennej. P o k re w ieństw o z arcydziełem D antego p odkreśla też Gom browicz m etaforycznie w sp o m in ając Boską komedią słow am i Józia: „D rżałem i pot ze m nie spływ ał, gdyż w iedziałem , że w pielgrzym ce m ojej schodzę oto k o leją k lęsk n a sam o dno p iek ła ” (154), łub też: ,,na sam ym dnie inteligenckiego p iek ła ” (177). Jeszcze w ym ow niejsze od ty ch m ik ro sty listy czn y ch szcze gółów są zbieżności z poem atem D antego w kom pozycji powieści jako w izji se n n ej, w koncepcji dzieła jako „m itycznej au to b iog rafii” (jak nazw ał F e rdyd urke jed en z k rytyków ), o w yw ażeniu elem entów k o n k re t nego i fan tasty czneg o , w sto su n k u w izji do n aśladow ania rzeczyw istości. G om brow icz nie w y ru sza argon au ty cznie, n a w zór su rrealistó w , na bad an ie terra m incognitam somnii. P o sług u je się on m e c h a n i z m e m snu p rzede w szystkim w celach czysto literackich , jako zasadą tw órczą, jako pod staw o w y m ch w y tem m ak ro sty listyczn ym . Je śli n aw et uzasad nione są tw ierd zen ia o ro m an ty czn y m (H. Vogler) czy m etafizycznym
(K. A. Jeleń sk i) c h a ra k te rz e tw órczości G om brow icza, obecność m echa nizm u sn u w F e r d y d u rk e nie stanow i dodatkow ego a rg u m e n tu na rzecz ty c h tw ierd zeń . Do G om brow icza odnieść m ożna n ato m iast uw agi L u kâcsa o K afce: pisarz ten , w szczegółach zawsze zadziw iająco realn y , k o n c e n tru je w szystkie sw oje środki w y razu po to, b y sw oją w izję lękow ą w y razić jak o „ ta m tą ” rzeczyw istość, by w ten szczególny sposób o d rzu cić rzeczyw istość. R ealistyczne szczegóły p rzek ształcają się w elem en ty u p io rn ej nierzeczyw istości, w sk ładn ik i św iata koszm aru, św iata snu 14. W rażenia sennego to k u w y d arzeń w części fa b u la rn e j F erdydu rke
13 M. J a r c z y ń s k a , P roble m aty ka i m etoda twórcza w „F erdydu rke” .
„Twórczość” 1946, nr 5.
14 Zob. G. L u к а с s, Die Gegenw artsbedeutung des kritischen Realismus.
osiąga Gom browicz w w ielkiej m ierze dzięki doborow i odpow iednich czasow ników , k tó ry m tow arzyszą sw oiste określenia przysłów kow e, w y tw a rz a ją c e zasadniczy k lim a t psychologiczny tej powieści: p anik ę i go- rączkowość. Oto p rzy k ład y :
Zbudzony nagle, chciałem pędzić taksów ką na dworzec. [5]
Bladaczka przerwał w pół zdania i zniknął, audytorium ocknęło się i podniosło straszny wrzask. [54]
powiedziałem ubogo, m entalnie [149]
chichotał [...] strasznie, autom atycznie, mimo w oli. [149] tym samym tonem ospałym i biednym . [150]
jadłem ciągle, bo dlaczego m iałbym nie jeść? — w szystko zjem, zdechłego szczura, w szystko jedno [...] dobre, dobre... Dobre... Niech tam, co tam, b yle co do gęby w łożyć, niech tam, co tam, niech tam... [152]
i stałem dalej [...] apatycznie i niezdarnie. [159]
inżynier spazm atycznie zachichotał mimo w oli i chichotał długo, autom a tycznie. [179]
Lecz w idok państwa puszczonych w ruch niedbały na pozór i powolny, a przecież uporczywy, był groźniejszy niż w idok najbardziej gw ałtownego pościgu [...]. [249]
nie w iedzieć czemu, m im ow olnie, autom atycznie. [265]
O kreślen ia te m ów ią o niespodzianości, gw ałtow ności d ziania się lub 0 jego k rań cow ej powolności, m achinalności — ru c h i spokój. M ówią w łaściw ie o jedn y m : o au to m aty zm ie. W yd arzenia n a stę p u ją jedne za drug im i bez cezury czasow ej, jak w e śnie, a k iedy się zaczną, trw a ją — jak w e śnie — powoli, nudno.
Niespodzianości dziania się odpow iada gorączkow ość reagow ania, m achinalności — obojętność. O k reślen ia te nie są w ycieniow ane, ale 1 w nich, jak i w całej sty listy ce G om brow icza, istn ieje w ybór i k o n sekw encja w ty m w yborze.
N iespodzianka, k tó rą in te rp re tu je m y tu jako przeniesienie m echa nizm u snu na tok n a rra c y jn y F e rd y d u rk e , m a w powieści rów nież inną, w yłącznie litera c k ą m otyw ację. N iespodzianka jako ch w y t literack i jest bow iem a u te n ty cz n ą w łaściw ością p rozy a w a n tu rn icz e j bądź (w spół cześnie) — k ry m in a ln e j.
Chwyt niespodzianki w prowadzającej przedmiot jest specjalnie częsty w baśni, w legendzie, w e w szelkich utworach przedstawiających przygody; stąd znam ienny jest dla roman d ’a v e n t u r e ł5.
G om brow icz w sw ojej pow ieści ko n sek w en tn ie sto su je ten ch w yt od pierw szego słow a tek stu , tj. od ty tu łu , do końcow ego dw uw iersza.
15 S. S k w a r c z y ń s k a , W stąp do nauki o literaturze. T. 1. W arszawa 1954, s. 413.
3. K u k ły
A u to m aty zm w y d a rz eń w F e rd y d urk e odbija się też na ch a ra k te rz e postaci. Zgodnie z ogólną koncepcją Gom brow icza, że człow iek jest ofiarą u sta lo n y c h kon w en cji, że wolność i a u te n ty zm jedn ostki są nieosiągalne, że w szystko, co ludzkie, jest nieosiągalne — postacie te j powieści zostały w w iększym lub m n iejszym sto pn iu p rzedstaw ione jako m anek in y, jako m artw e k u k iełk i, w b rew pozornej, fizycznej ruchliw ości, a ich św iat jako szopka, jako te a tr k ukiełkow y. K ry ty k a pow iedziała już w iele na ten tem at. I tu , ro z p a try w a n a z tego p u n k tu w idzenia, powieść G om brow icza ,,rozłam uje się” : Józio z jed n ej stro n y , z d ru g iej — pozostałe postacie. „B o hater F e rd y d u rk e jest dość b la d y ” — słusznie stw ierdza F ry d e i w y ja śn ia : „nie dlatego że pow stał z ab stra k cji, ale z tego w zględu, że a u to r oderw ał się od niego” 16. Ł atw o się z ty m zgodzić, ale zastrzeg ając rów nocześnie, że w y ja śn ie n ie F rydego m ożna rozszerzyć na dużą część prozy w spółczesnej.
S p raw a Józia, głów nego b o h a te ra F e rd y d u rk e , da się w y jaśn ić w r a m ach zasadniczego Gom brow iczow skiego rozum ienia lite ra tu ry jako a k tu eg zystencjalnego. O bciążając Józia fu n k cją w y raziciela w łasnego stan o w iska, pisarz nieraz kręp ow ał jego sw obodę postępow ania, zakłócał ch a ra k te r litera c k i tej postaci m iejscam i zbyt w y raźn y m utożsam ieniem jej z w łasn ą osobą. Z pozostałym i postaciam i F erd y d u rk e sy tu a c ja w y gląda nieco inaczej. M o ty w acja snem jest tu o w iele w y raźniejsza niż w p rzy p a d k u Józia, ale nie w y czerp u je ona ich c h a ra k te ru . W szystkie te postacie są w łaściw ie obciążane podw ójnym znaczeniem w ogólnej k o n cepcji dzieła. J e d n a stro n a tego znaczenia, te j idei, jest socjologiczna, d ruga czysto literack a, a więc fan ta sty c z n a w podstaw ow ym znaczeniu tego słow a; jed n a d a je powieści G om brow icza ciężar m im etyczny, druga — fo rm a ln ą lekkość. C ałkow ita różnorodność, niem ożliw ość pogodzenia ty ch dw óch jakości F e rd y d u rk e jest podstaw ą jej w ew nętrznego „pęk nięcia” , k tó re pierw si zauw ażyli L u dw ik F ry d e i W acław K ubacki.
W F e rd y d u rk e n iew iele w y stę p u je postaci, szczególnie jeśli się w eź m ie pod uw agę zasadniczą s tru k tu rę kom pozycyjną te j powieści. Fer
d y d u r k e jest bow iem pow ieścią o k o n stru k c ji schodkow ej, jak Don K i chot. J e d n a k w n iej, w odróżnieniu od czystego sch em atu powieści
o k o n stru k c ji schodkow ej, w raz z głów nym b oh aterem , Józiem , „prze nosi się ” z pierw szej części pow ieści do dru g iej Pim ko, częściowo K o py r- da i M iętus, a z d ru g iej do trzeciej — M iętus. To sam o, co m ożna pow ie dzieć o w zajem n y m sto su n k u postaci w now elach Gom brow icza, m a m iejsce rów nież w F e r d y d u r k e : akcja pow ieści sprow adza się do szeregu
epizodów, w k tó ry ch głów nej postaci w zasadzie p rzeciw staw ion a jest tylko jed n a postać drugoplanow a. P rz y m io tn ik „ d ru g o p lan o w a” (czy „epizodyczna”) nie w y raża n a jle p ie j w łaściw ego znaczenia pozostałych postaci, „nie-Jó zió w ” , w F e rd yd u rke. Podczas gdy głów na postać jest p rzede w szystkim nosicielem stan ó w psychicznych, epizodyczne są no sicielam i treści ideow ych — stąd też w y nik a, że sy lw etk a głównego b o h atera jest nieokreślona i ro zbita, a sy lw etk i postaci epizodycznych k a ry k a tu ra ln e , typow e, jednoznaczne.
N ajlepiej w idać to na p rzy kład zie Pim ki. F ry d e go nazw ał „d re w n ia n y P im k o ” , „ la lk a ” i „fig u ra ze s ta re j farsy w ło sk iej” . D la Gom brow icza jest on „ fo rm ą” i „czystym schem atem , abso lu tn ie uprzedm io tow ionym , w yalien ow an y m zjaw iskiem , nosicielem jednego znaczenia, jed n ej m artw e j i anachro niczn ej, ale potężnej fu n k c ji in sty tu c jo n a ln e j. Mówi on cy tatam i, bogactw u i delikatn o ści form życiow ych p rzeciw sta w ia się z pow odzeniem jako w cielenie banalności, sym p lifik acji, ubóstw a duchow ego i n ieto leran cji. Ten b ra t F lau b erto w skieg o B ouvarda i P é - cucheta, ten „W ielki Z d rab n iacz” w pow ieści G om brow icza re p re z e n tu je „ciało pedagogiczne” , n ieśm ie rte ln ą rasę przeżuw aczy i niszczycieli w szystkiego, co w k u ltu rz e żyw e, co stanow i p raw d ziw ą w arto ść ideow ą. Ale P im ko to nie ty lk o to. M irosław S ta ro st słusznie zauw
ażył-Nie należy brać jej [tj. szkoły w F e rd yd u rk e] dosłow nie (choć i tak w zięta nasunęłaby niejedną refleksję!), nie m ów m y o kom pleksie s z k o ły 17, podstaw m y pod szkoła — życie, a znajdziemy najw łaściw szą i jedyną interpretację ogólną 18.
W ty m u tożsam ieniu sk am ieniałej in sty tu c ji z życiem zaw iera się cały d efetyzm powieści Gom brow icza.
K o m en tu jąc niespodziew ane p o jaw ien ie się P im k i przy końcu p ie rw szej części powieści, G om brow icz pisze:
Akurat w kulm inacyjnym punkcie strasznego psychofizycznego gw ałtu, jakiego dopuścił się Miętus na Syfonie, otw orzyły się drzwi i do klasy w kroczył Deus ex machina, Pim ko, zawsze najgłębiej niezawodny w k aż dym calu. [109]
W in n y m m iejscu te k stu m ario n etk o w y c h a ra k te r P im k i będzie za znaczony jeszcze w y raźn iej:
Pimko okręcił się parę razy jak na sznurku, dopadł szafy ściennej. [188]
17 Byli bowiem i tacy krytycy, którzy przyw itali Ferdydurke lekcew ażącym okrzykiem: „Jeszcze jedna powieść o szkole!”.
18 M. S t a r o s t , Witold Gombrow icz, „Ferdydurke". „Życie Literackie 1938, nr 4.
Pim ko w yszedł z szafy i ukłonił się, śm ieszny z zewnątrz, w ew nątrz nieszczęśliw y... [190]
P im k o nie je st zresztą jed y n ą postacią F e r d y d u rk e przed staw ion ą jako m ario n etk a , au to m at. Z tech n ik i te a tru kukiełkow ego p rze jął pisarz nie ty lk o sposób zachow ania i reagow ania postaci. W ystarczy przypom nieć scenę w łazience, gdzie p an i M łodziakow a, naga, robi ćw iczenia gim n a sty c z n e (176). Józio i M iętus m aszeru ją „niezręcznie, sztyw no po po lach, ja k po lin ie ” (214). P odobny sens m a także n astę p u jąc a scena:
Szofer trąbi, w óz rusza [...], samochód, nanizany na sznurek telegraficz nych słupów, zaczyna pędzić [...] [217]
T ych kilk a p rzy k ład ó w ilu stru je jed n ą z czysto literack ich cech „rzeczyw istości p isa n e j” Gom browicza. N iew ątpliw ie, jego w izja św iata „ n a jn a tu r a ln ie j” w y raża się n a jb a rd zie j n ien a tu ra ln y m i, kon w encjo n a ln y m i ch w y tam i literackim i.
4. Powtórzenia i paralelizmy
W śród szeregu chw ytów literack ich , k tó ry m i posługuje się G om bro wicz w Fe rd y d u rk e , w y jątk o w o w ażną rolę odgryw a fig u ra pow tórzenia. J e s t ona jed n y m z ty c h pionów powieści, k tó re są obecne zarów no w jej m a k ro stru k tu rz e jak i w m ik ro stru k tu rz e. W rozpraw ie niniejszej mówi się na in n y m m iejscu o konflikcie, o b rachu nku , jako o podstaw ow ym u kład zie o rg anizu jącym postacie w F erdydurke. W trak cie ty ch n ie u s ta n n y ch sporów ciągle się po w tarza ta sam a sy tu acja: postacie są zaskoczone p rzed chw ilą w ypow ied zian y m słow em iub dokonanym w łaśnie postęp kiem . L in ia napięcia n a rra c ji każdej z trzech części F e r d y d u rk e nie w znosi się reg u larn ie. P rz e ry w a ją ją i zakłócają napięcia „lokalne” , sukcesyw ne k o n flik ty i burze. Tę ciągle p o w tarzaną sy tu a c ję au to r często zaznacza jed n ak ow ą rea k c ją postaci, rea k c ją , k tó ra się s ta je pew n y m ro d zajem le itm o tiv ’u. Na początku k o n flik tu m iędzy M iętusem i Syfonem M iętus w ypow iedziaw szy słowo „niew inność” , to kluczow e słowo pierw szej części powieści, „cofnął się o kro k , ta k jakoś głupio to zabrzm iało ” (32). Trochę później zrobi to sam o Syfon: „I cofnął się o krok, ta k jakoś fa ta ln ie to zabrzm iało. Zapanow ało m ilczenie” (33). Do sporu w łączają się w szyscy uczniow ie. I oni re a g u ją ta k samo: „I co fa li się o k ro k ” (33). Owo „cofanie się o k ro k ” co n a jm n ie j jeszcze dzie sięć razy n ap o ty k a m y w pow ieści (na s. 36, 37, 56, 57, 58, 59, 61, 112, 131, 270), i to najczęściej w pierw szej jej części. „Cofanie się o k ro k ” jako sposób re a k c ji osoby zaskoczonej nie robi w rażenia o d ru chu n ie n a tu ra l nego w świecie „ch ły stk ó w ” . U p arte p o w tarzan ie sp raw ia jedn ak, że
św iat te n p rze staje być n o rm a ln y i n ab iera cech zam kniętego, niezależne go, sam ow ystarczalnego m echanizm u. W łaściw y sens takiego zabiegu za w a rty jest w przykładzie, któ ry , m iędzy innym i, jeszcze raz dowodzi, jak bardzo św iadom ie G om brow icz o p eru je środkam i w y razu i ja k bardzo jego k u n sz t litera c k i m a c h a ra k te r — a le k san d ry jsk i:
I dopiero rozmaite typy chłopięce, chłopaka, komsomolca, sportsmana, młodzika, łobuza, estety, filozofa, sceptyka w ystrzelały nad pobojowi skiem i plw ały na siebie, n iesłych anie podrażnione i rozczerwienione, a z dołu dolatyw ały tylko jęki i krzyki: „Tyś naiw ny!” „Nie, to tyś n aiw ny!” Bo te ideały w szystk ie bez w yjątk u b yły bezm iernie skąpe, ciasne, nieporęczne i niewydarzone; w yrzucali je z siebie w ferw orze dysputy i cofali się jak katapulta, przerażeni tym, co wyrzucali, nie mogąc już cofnąć słów n ie- w ypierzonych, które padły. Zatraciwszy w szelki kontakt z życiem i rzeczy w istością, prasowani przez w szystk ie odłamy, kierunki i prądy, traktow ani w ciąż pedagogicznie, otoczeni fałszem , dawali koncert fałszu! [...] I tak toczył się św iat. Tak oto św iat się toczył i urastał. [...] rzeczyw istość pomału przetwarzała się w św iat ideału [...]. [55]
O statn ie cytow ane zdanie n ależy do tych , k tóre pisarz k ilk a k ro tn ie p o w tarza w powieści i k tó re bezpośrednio mówią, o sensie udziw nien ia rzeczyw istości w F e rd yd u rke, tj. o sensie sty listy k i te j powieści. „Cofa nie się o k ro k ” postaci G om brow icza określa fenom enologiczny c h a ra k te r św iata F erdydurke, tj. sposób (nie ty lk o sens) jego istnienia, ale sposób istn ien ia, k tó ry o b ejm u je obecność podm iotu, sposób, k tó ry tem u św iatu d aje ciepło, ale i chw iejność, niestałość m yśli ludzkiej: „Za późno było się cofać” — m ówi afo rystyczn ie Józio — „św iat istn ieje ty lk o dzięki tem u , że zawsze za późno się cofać” (133).
P ow tórzenie jako ch w y t litera c k i często sta je się w F e rd y d u rk e pod staw ą c h a ra k te ry sty k i n iek tó ry ch postaci. P o w ta rza jąc tę sam ą cechę c h a ra k te ru jak ie jś postaci (dobroć ciotki, nogi K o py rd y, łyd ki Ż uty, „zżółkłe od papierosów n ajd alsze zęb y” w u ja K onstantego), G om brow icz od realnia d aną postać, spraw ia, iż sta je się ona fan ta sty c z n a i groteskow a. O tchłań nierealności, k tó ra się o tw iera w k o n tak cie z ty m i postaciam i, p recy zy jn ie określa n a rra to r — Józio:
czułem się niezbyt realnie, lecz wobec tej kobiety [tj. ciotki] każdy staw ał się nierzeczyw isty, m iała ona dziwną um iejętność roztapiania ludzi w dobroci, pław ienia ich w chorobach i m ieszania z częściami ciała innych ludzi [...]. [260]
I n astęp n ie — s o c j o l o g i c z n a m o ty w acja dobroci ciotki: „czyżby ze stra c h u przed służbą? »Dobra, bo dusi« [...]” (260).
P ra w ie za każdym razem , k ied y w tekście m ow a o K opyrdzie, pisarz zw raca się do czytelników z p y tan iem : „Czy pam iętacie K o p y rd ę?” W trzeciej części pow ieści k ilk ad ziesiąt raz y w y stę p u je słowo „bra...tać się” , służba u słu g u je „na p alcach ” , w u j K o n sta n ty bezsensow nie p o w ta
rza „ te re p e re p u m p u m ” , efek t policzków, k tó re parobek w ym ierza M ię tusow i, ciągle jest o k reślan y jako „druzgot, ta ra n i św ieczki w oczach” , każde u chy b ien ie W alka w y w o łuje tę sam ą rea k c ję u starego k a m e r d y n era: „ s ta ry F ran ciszek w yciął go w ucho nieznacznie” , K o n sta n ty sp a ce ru je w okół dw oru ty lk o „z ogrodnikiem Z ielińskim z ty łu z czapką w r ę k u ” , itd., itd.
Poza pow tórzeniam i, jako ich nieco sw obodniejszy odpow iednik s ty listyczny, w F e r d y d u rk e szczególnie często p o jaw iają się paralelizm y. W tekście jest ich ty le, że m uszą w paść w oko n aw et niew yrobionem u czytelnikow i. Z dań ty p u : „lecz on usiadł, w obec czego i ja m usiałem usiąść” (19), już chociażby ze w zględu n a oczywistość ich c h a ra k te ru , nie m a p o trzeb y w yliczać. W spom nę ty lk o dw a znam ienne przy kład y:
Kawki siedziały na drzewie. Na bramie podwórzowej siedziały dziecka z umorusanymi palcam i wsadzonym i w gęby [...]. [250—251]
Trzy dziewki przebiegały przez dziedziniec św iecąc gołym i łystam i. Za nimi pies kulaw y pędził, szczekał. Zygmunt w sunął się do fiumuaru. [248]
P a rale liz m y te w y w o łu ją efek t naiw ności, p rzy p o m in ają tech n ik ę ry su n k ó w dziecinnych i zbliżają prozę G om brow icza do p aralite ra c k ic h form w ypow iedzi.
G om brow icz bow iem często i obficie p osługuje się ch w y tam i p a ra - literack im i. D aje to jego prozie c h a ra k te r w y rafin o w an ej niezręczności, starom od n ej i p ro w in cjo n aln ej reto ry k i, w ielkiego gestu i podniesio nego tonu. R etoryczność sty lu Ferd y d u rk e p odkreśla częste i bezpośred nie zw racanie się do czytelników („w idzieliście, słyszeliście” , „byliście niem ym i św iad k am i” , „ u jrz y cie ” itp.). szczególnie w n iefa b u la rn ej części powieści, n astęp n ie — m nóstw o tzw . p y ta ń reto ry czny ch, zdań w y k rzy k n iko w y ch , barokow e grom adzenie przy m io tnik ów i p a ra ta k - tyczn a składnia.
P ow tórzen ie jako ch w y t literack i pełni u Gom brow icza fu n k cję w sk a zaną przez sam ego a u to ra F e r d y d u r k e :
Przez powtarzanie, przez powtarzanie najsnadniej tworzy się w szelka m itologia! [76]
M iędzy człow iekiem a św iatem stan ęły m ity, gotow e form uły , p rze w ro tn e id eały, a u to ry te ty , p ro gram y p a rty jn e , ideologie, przesądy, tr a dycje, szkoły literack ie, konw encje, tru izm y , religie. W szędzie, na k aż dym k ro k u i o k ażd y m czasie, człowiek w św iecie w spółczesnym jest poddany „gw ałtow i p sychofizycznem u” ; podobnie jak ciotka, która „na k an ap ie sta ra ła się nie egzystow ać” , zostaje przez Józia w ciągnięta „w kupę, żeby się zm ieszała z k u p ą ” (276) — ta k i w spółczesny człow iek jest sk azany na alien ację w łasn ej indyw idualności w lepiej lub gorzej
zorganizow anym kolektyw ie, na w ta p ia n ie się w m asę. A ry sto k ra ty z m duchow y obecny w ty lu dziełach literack ich p o w stałych od końca p ierw szej w o jn y św iato w ej do dziś, w g run cie rzeczy jest ro m a n ty cz n y m ak tem in d y w id u aln e j sam oobrony przed zalew em różnych form p o dk ul tu ry . Z tego obronnego a ry sto k ra ty z m u d ucha zrodziła się też literack a „przygoda” G om brow icza.
F ig u ra pow tórzenia posiada d ecy d u jące znaczenie dla k sz ta łtu lite rackiego pow ieści Gom brow icza. P o w tórzen ia i p a ra lelizm y w m ate ria le językow ym dzieła literackiego, jeśli są d o statecznie częste, tj. jeśli są w y raźn ie u w y d atn io n e (a ta k jest w F e r d y d u rk e i w ogóle u G om brow i cza), d a ją tem u dziełu w p ew n y m sensie geom etry czny c h a ra k te r, geo m etryczn ą jasność i praw idłow ość 19. P a rale liz m y i pow tórzenia w F e r d y
durke — k tó ry c h w ew n ętrzn e uzasadnienie naszkicow ano tu poprzednio
— są podstaw ow ą zasadą sty listy c zn ą tej książki M ożna bez zastrzeżeń stw ierdzić, że ów ch w y t litera c k i o b ejm u je w szystkie środki w y razu powieści. „Choćbym ch ciał” — czy tam y w P rzedm o w ie do Filiberta, a więc w tekście, k tó ry jest bezpośrednim k o m entarzem o dau to rskim do św iata F e rd y d u rk e — „nie m ogę i nie mogę uchylić się żelaznym p raw om sy m e trii oraz an alo gii” (199). „Żelazne p raw a sy m e trii i analogii” o rg a n izu ją nie ty lk o środ k i językow e tego u tw oru , lecz k ie ru ją rów nież m e chanizm em fa n ta z ji pisarza, a n aw et jego in telek tu . Ferdydu rke, dzięki konsek w en cji i in tensyw n o ści stosow ania ty ch praw . jest blisko sp o k re w niona w sw ojej poetyce z kubizm em w m alarstw ie, w zględnie f u tu ryzm em w poezji (np. M ajakow ski). P aralelizm y i pow tórzenia n a d a ją tekstow i G om brow icza jeszcze jed n ą szczególnie w ażną cechę c h a ra k tery sty czn ą: retoryczność, a poprzez nią i sm ak archaiczności. G dy w sw ym k o lejn y m w iększym tekście — w T r a n s - A tla n ty k u — G om brow icz będzie dążyć do w iększej arch aizacji sty lu , w te d y tylk o w ła ściw ie w w iększym sto p n iu w y k o rzy sta ten ch w y t literack i, k tó ry jest w y raźnie i jasno obecny n a k a rta c h F e rdydu rke. P aralelizm y i pow tó rzenia, poza w szystkim , o czym b y ła m owa, p o tęg u ją em ocjonalne z a b ar w ienie powieści Gom brow icza. W F e r d y d u rk e — pisze H ans M ayer —
Die Worte (eigentlich: die Wörter) w e rd en musikalisch eingesetzt: als L e it m otive, aber nicht — wie e tw a bei Thomas Mann — nach ihrer Sinnbedeutung, sondern nach ihrer klanglichemotionalen A u s d r u c k s k r a f t20.
19 Zob. P. Я кобсон, Поэзия грамматики и грамматика поэзии. W zbiorze: Поэтика — Poetics — Poetyka. W arszawa 1961.
20 H. M a y e r , Ansichten des Witold Gombrowicz. W: Ansichten zur Literatu r
5. Dokumentaryzm a fantastyka
W y raźn a em ocjonalność prozy G om brow icza nie zm niejsza d ystan su , k tó ry ją dzieli od poezji. E m ocjonalność, jak i w iele in ny ch cech, zbliża tę prozę — do p a ra lite ra c k ic h form w y razu , do specyficznej p ry m i ty w n e j re to ry k i, barokow o ozdobnej, niezręcznie uroczy stej, o rn am e n ta ln e j i w ielosłow nej. S ty l G om brow icza jest m ieszaniną podniosłej retory czno ści i zm ysłow ej, n a tu ra listy c z n e j opisowości, m ieszaniną, k tó ra zjaw ia się nie po raz pierw szy w historii lite ra tu ry europ ejskiej; ilo k rot- nie się pojaw iała, oznaczała d ekad encję określonej tra d y c ji literack iej i b y ła w y razem burzycielsk iej postaw y p sy ch o lo g iczn ej21.
F e rd y d u rk e — pisze S a n d a u e r — jest „ u ję ta w form ę fantasty cznego
p a m ię tn ik a ” 22 F o rm a p a m ię tn ik a i dziennika z w ielu powodów odpo w iada koncepcji lite ra tu ry w y zn aw an ej przez Gom brow icza i jego ta le n tow i literack iem u . P rzed e w szystkim — jako form a literackiego a u te n ty zm u . I tu nad arza się nam okazja do porów nania dzieła Gom brow icza z lite ra tu rą w. X V II i X V III, kied y pow staw ało ty le powieści sty lizow any ch na piśm iennictw o p am iętn ik arsk ie i podróżnicze bądź ep istolarne, k ied y dom inow ała „konw encja d o k u m e n ta rn a ” 23. P ierw szą swą książkę G om brow icz nazyw a pam iętn ik iem , ta k jak i jed n ą now elę z tej książki (K r ó tk i p a m ię tn ik Jakuba Czarnieckiego). W iększość jego now el m a fo rm ę pam iętn ik ó w fik cy jn y ch n a rra to ró w . F erd yd urke swój p am iętn ik arsk i c h a ra k te r zaw dzięcza w ielu różnorodnym chw ytom , k tó re fa n ta sty k ę przeżyć Józia o taczają a u rą praw dopodobieństw a, a u te n tyzm u. Jak o n a rra to r w tej powieści w y stęp u je a u to r Pam iętnika
z okresu dojrzewania, k tó ry m G om brow icz b ył w rzeczyw istości; tek st
gęsto p o p rze ty k an y a u te n ty cz n y m i cy tatam i, pow iedzeniam i postaci historyczn y ch , od Ju liu sza C ezara do Józefa W eyssenhoffa i Ignacego Fika. G om brow icz najczęściej przy tacza te c y ta ty dosłow nie, nie p a ra fra zuje. Ale — z n ieu k ry w a n ą złośliw ością — zawsze w jakiś sposób w ypacza ich sens: z długiego w iersza F ik a c y tu je ty lk o k ilk a w ersów ; dw a sta ra n n ie przepisane fra g m en ty W o jn y galijskiej n a jp ie rw p rze staw ia, pierw szy na m iejsce drugiego, a potem łączy. W te n sposób po zbaw iając sensu w ypow iedź ludzką, „ud o w ad n ia” niem ożliw ość a u te n tycznego w y ra z u („Ach, stw orzyć fo rm ę w łasną! P rzerzucić się na zew nątrz! W yrazić się!” (18)); nieosiągalność in dyw idualneg o ludzkiego a u te n ty zm u — dowód na nierealno ść tego św iata. Jó z io -n a rra to r m a ty le sam o lat co pisarz; to p o g rafia przygód Józia jest rzeczyw istą topografią
21 Zob. E. A u e r b a c h , Mimesis. Bern 1946, s. 52. 22 S a n d a u e r , Bez ta r y f y ulgowej, s. 102— 103.
23 Zob. J. R y t l ó w n a , K ilka u w ag o pam ię tn ik u i powieści. „Przegląd
W arszaw y i jej okolic; na początku F e r d y d u rk e p is a rz a -n a rra to ra opano w u ją w spom nienia („W spom nienia, w sp o m n ie n ia 1” (8;); a k c ja powieści w jed n y m m iejscu jest dato w an a: „29 IX 193... W arszaw a” (28 ); zakoń czenie tek stu , bezpośrednio skierow ane do czytelników , a u to r p od pisu je in icjałam i „W. G.” — jak b y nie pow ieść to była, ale a u te n ty c z n y p ry w a tn y list.
Z m nóstw em realió w F e r d y d u rk e i z m nóstw em z a w a rty c h tam dany ch autobio g raficzn y ch 24 rzecz m a się ta k ja k i z cy tatam i: pozornie są a u ten ty czn e, a w istocie w y k rzy w io n e i sfałszow ane, ich w artość d o k u m en tarn a została sprow adzona do zera, ale za to ich znaczenie literackie jest — najczęściej — n ied w uznaczne i au ten ty czn e. J a k już stw ierdzono, w pow ieści w y stę p u je rzeczy w ista top og rafia ulic w a r szaw skich, ale poniew aż z ty ch ulic M iętu s^i Józio w k ra c za ją prosto w fantasm ag o ry czn ą irrealn o ść wsi, gdzie chłopi ulegli m etam orfozie w psy — sąsiad u jąca z tak ą w łaśnie w sią W arszaw a sta je się rów nież nierealna.
F e rdydu rke, te n św iat-zm o ra, św iat-p rzyw idzen ie, sw oją fa n ta sty k ą ,
poprzez w spom niane m nóstw o realiów , zaraża św iat czyteln ika, przenosi na niego sw oje cechy nierealności. Owa katharsis, k tó rą zaw iera dzieło Gom brow icza, jest d e s tru k ty w n a i — jeśli się w eźm ie pod uw agę s a ty ryczne elem en ty — d em ask atorsk a. Na k raw ęd zi dzieła G om brow icza otw iera się o tch łań przy w id zeń i złudzeń.
6. Tło P e j z a ż
W prozie a w a n tu rn icz e j, a więc i u G om brow icza, k rajo b razo w i nie pośw ięca się zbyt w iele m iejsca, k rajo b raz u się nie opisuje, p rzew ażnie tylko zaznaczając go, w spom inając. P ejzaż w F e r d y d u rk e u zu p ełn ia i cieniuje sens opisyw anych przygód Józia. Słow a Józia: „N atu ra. Nie chcę n a tu ry , dla m nie n a tu rą są lud zie” (213) — k ie ru ją na w łaściw e rozum ienie roli pejzażu w zu rb anizo w an y m p isarstw ie G om brow icza. P ejzaż jest w nim fu n k c ją b o h ateró w bądź postaci n a rra to ra . P rz e ry w a ją c opis w yd arzeń, pisarz od czasu do czasu zauw aża pejzaż, zauw aża n a j częściej jak iś szczegół w p rzestrzen i, w otoczeniu w y darzenia. Te uw agi m ają c h a ra k te r ko m en tarza odautorskiego. P rz y k ła d y , k tó re tu p rz y toczę, zgrupow ałem w edług znaczenia tego k o m entarza:
Wyciągam papier z szuflady i oto poranek nastaje, słońce zalewa pokój, służąca w nosi ranną kaw ę i bułeczki, a ja [...] zaczynam pisać pierw sze stronice dzieła mojego [...]. [18]
24 R ealia w Pam ię tn ik u z okresu dojrzewania są nieliczne i mają znaczenie m arginesowe, można powiedzieć, że nie są w łączone do „system u” tej książki.
W ielo k ro tn y p aralelizm tego opisu łam ie p rz y ję tą h iera rc h ię zjaw isk n a ty m św iecie. Do po ko ju w chodzi słońce przynosząc św iatło dnia, tak jak w chodzi służąca i przy n o si p o ran n ą kaw ę z bułeczkam i. B łaha czyn ność służącej n a b ie ra znaczenia kosm icznego, a kosm iczne zjaw isko obracania się ziem i w okół słońca zaczyna zaw ierać w sobie coś drobno- m ieszczańsko m ałego, ciepłego i domowego. Ten sam c h a ra k te r m ają rów nież n a stę p u jąc e p rzy k ład y :
Przestrzeń. Na w idokręgu — krowa. Ziemia. W dali przeciąga gęś. Olbrzym ie niebo. We m gle horyzont siny. [213]25
R zeczyw iście, czas był w spaniały, na tle niebieskich przestworzy drzewa pokapywały złotorudym listow iem , pinczerek w abił się z pudlem. Miętusa jednak nie było. Nadeszła ciocia z dwoma grzybami na dłoni [...]. [250]
K row a, gęś, pieski, ciotka z d w o m a grzybam i na w yciągniętej dłoni — n a tle szerokiego h o ry zo n tu n a b ie ra ją olbrzym ich rozm iarów , a b so lu ty z u ją się, d eifik u ją:
Kto powiedział, że w obec natury człow iek się staje mały? Przeciwnie, olbrzym ieję i rosnę, delikatnieję, jestem jak obnażony i podany na p ół m isku ogromnych pól przyrody w całej nienaturalności człowieczej [...]. [213—214]
S taw iając człow ieka i w szystko, co człow iekowi bliskie, w cen tru m św iata, w y o d ręb n iw szy go jak „szczura przyłapanego n a środk u p ok o ju ” (17), Gom brow icz w yznacza m u rolę, k tó ra p rze ra sta ludzkie siły i zdol ności. Rzeczyw istość ludzka nie jest rzeczyw istością św iata, w k tó ry m żyje człow iek. P o staw ien ie n a te j sam ej płaszczyźnie człow ieka i św iata oznacza ab so luty zację ab su rd u. Ciotka z dw om a grzybam i w ręk u i z dobrodusznym uśm iechem „na tle niebieskich p rzestw o rzy ” jest ucieleśnieniem a b su rd u i stoi jak w idm o — godna przedstaw icielka nie n a tu ra ln o śc i ludzkiej isto ty w ogóle.
M iędzy p rzy ro d ą a człow iekiem nie m a w dziele Gom brow icza p u n k tu stycznego; człow iek jest w p ew n y m sensie neg acją p rzy ro d y , poniew aż je st on skończonym , szty w n ym , u k ształto w an y m zjaw iskiem i jako tak i z n a jd u je się poza p rzy ro dą, k tó ra oznacza ciągłe przem ian y, ciągły ru ch i w zrost. Człowiek jest odpadkiem przy ro d y, nie jest on — u G om bro wicza — tw ó rcą, nie uczestniczy w przem ian ach stosunków m iędzy ludzkich, nie rew o lu cjo n izu je ich, ogranicza się do konsum p cji gotow ych form i szablonów . M ając zam iar naruszyć, złam ać u stalo n y porządek rzeczy, b o h a te r F e rd y d u rk e , Józio, w y b iera m etodę sk an d alu jako w łaś ciwą, do zastanego, nieżyciow ego i n ien a tu ra ln eg o sta n u adek w atną,
25 Zob. Bakakaj (Kraków 1957, s. 136): „Pogoda dopisywała. »Banbury« toro w ał sobe drogę na pełnym kliw rze pośród jednostajnego falow ania. Na hory zoncie ukazała się krowa m orska”.
form ę in fan ty ln eg o b u n tu . S k an d al jako jed y n a m ożliw a fo rm a rew o lucji św iadczy o beznadziejności i b ra k u jakich ko lw iek szans ludzkich w ysiłków w celu n ad aw an ia sensu, a więc zm ieniania św iata. Na dnie niezniszczalnej, w iecznej n iestrudzoności b o h a te ra K afk i (w Z a m k u np.) leży w ia ra w h u m a n ita rn e rozw iązanie procesu sądow ego, k tó ry oznacza życie. B u n t Józia jest k ró tk o trw a ły i płonny, klęska jest jego losem, z m ęczącego i koszm arnego snu b udzi się ty lk o na chw ilę do życia (takiego, jakie by pow inno być — czyste i w olne, a u te n ty cz n e i żywe), aby zaraz uton ąć w poprzednim koszm arze snu. W św iecie F e r d y d u rk e nie żyje się teraźniejszością i nie m a przyszłości., istn ieje ty lk o w ięzienie przeszłości, z którego nie m a ucieczki. K ateg o ria czasu teraźniejszego przek ształca się u G om brow icza w k ateg o rię p rzestrzen i i bezsensow nego, bezczasowego k ręcen ia się po tej przestrzen i. A bsurd jest pojęciow ą d efinicją przedsięw zięć Józia, k tó re nie osiągają celu. Ś w iatem G om brow icza w łada d iale k ty k a ak sjo m atu Zenona — A chilles nie może do gonić żółwia. Postacie G om brow icza to ab strak cje, k tó re nie m ają nic w spólnego z m ate ria ln ą zjaw iskow ością życia T ęskn o ta M iętusa do parobka, ten russow ski m otyw F e rd y d u rk e , kończy się żałośnie. W św ie cie ludzkim dochodzi do ostrych napięć, fa ta ln y c h splotów i praw d ziw ych k a ta stro f — p rzy ro d a, a to znaczy m ate ria , pozostaje n ietk n ięta, hom ine
Intacta, obojętnie k o n ty n u u ją c trw an ie.
Cichy śm iech [...] rozległ się w około [...] — i zapanował śm iech pod wójny. [...] i obie potęgi zm agały się w cichym powietrzu jesiennym , pośród liści spadających z dębu, w rozhoworze życia szkolnego, a staruszek w oźny zgarniał m iotłą śm iecie do śm ietniczki, trawa zżółkła i niebo było blade... [30]
Dość. N ie m ogę dłużej m ówić tego w powietrzu. Zwariuję. [...] Dość! Dość! Babie lato snuło się leniw ie, gdym tak szeptał, a liście spadały... [31]
W chw ili pierw szej porażki M iętusa —
Niebo na wysokościach zwisało lekkie, pobladłe, chłodne i szydercze, drzewo, rosły dąb pośrodku podwórza, odwróciło się tyłem , a stary woźny nie opodal bramy uśm iechnął się pod w ąsem i odszedł. [39]
Tego ro d zaju opisy często p o w ta rz a ją się w pow ieści i m ają zawsze ten sam sens: p rzy ro d a nie bierze udziału w przedsięw zięciach ludzkich, je d y n y gest, k tó ry m p rzery w a czasem sw oją obojętność, to gest po g ard y i lekcew ażenia, ja k w p rzy p a d k u dorożkarza, k tó ry odwozi P im k ę i Józia do M łodziaków: „dorożkarz zasiadł na koźle plecam i do P im k i z bezm iern ą pogardą lu d u ” (110— 111). W św iecie F e rd y d u rk e człow iek jest otoczony obo jętn y m m ilczeniem albo lodow atą pogardą p rzy ro d y i ludu. (W p rzeciw ieństw ie do tego — postacie an tag onistó w w tej po w ieści łączą krańcow o n ap ięte sto su n ki, „głośne, w rzaskliw e i nic n ie znaczące” .)
P rz y ro d a jest obca człow iekowi, nie rozum ie on jej i zaczyna się je j bać:
W yjrzałem przez lufcik, deszcz ustał, wzrok sięgał nie dalej niż na pięć d ziesiąt kroków, tylko gdzieniegdzie odgadywałem w zgęstnieniu nocy kształt drzew — ale kształt ich zdawał się być jeszcze ciem niejszy niż ciemność i bardziej nieokreślony. Za zasłoną park kapał wilgocią, przeszyty na w ylot przestrzenią głuchych pól, u t a j o n y i n i e w i a d o m o j a ki. N i e o d g a d u j ą c , jakie jest to, na co patrzę, patrząc i nic nie widząc prócz kształtu ciem niejszego od nocy, cofnąłem się w głąb pokoju i zatrzasnąłem lufcik. [232, podkreślenia Z. M.]
C ały ten obraz, zam k n ięty w w ąskich ram ach krótkiego spojrzenia Józia przez okienko dw orku, jest ty lk o sw oistym „znakiem ” pejzażow ym , je d n y m z w ielu znaków , k tó re w F e rd y d u rk e w sk azu ją na nierealność św ia ta ludzkiego. O dg rad zając się od zew nętrznego św iata ,,w ciem nym p u d e łk u ” pokoju, Józio u siłu je u rato w ać sens w łasnej w ew n ętrzn ej isto ty .
i stojąc na w ietrze, na kam ieniu, tuż koło m łyna nad rzeką, m ówiłem coś [...]. [6]
— je s t to pejzaż snu, p ejzaż nierealności, przez k tó ry się wchodzi w św iat Ferdydurke. P ejzaże snu ok reślają ten św iat:
Chmara gołębi przefrunęła w jesiennym słońcu i powietrzu, zawisła nad dachem, przysiadła na dębie i pofrunęła dalej. [38]
Gołębie znów się ukazały. Trzepocząc przysiadły na płocie, za którym b yły matki. [40]
W oddali zabrzmiała trąbka automobilu. [31]
Nad dachem sąsiedniej w illi gołębie frunęły w jasnym słońcu i zbiły się w kupę, w oddali zabrzmiała trąbka samochodu, bona na chodniku bawiła dziecko, szyby pław iły się w słońcu, które m iało się ku zachodowi. [156]
Czas się zatrzym ał w poranku i sm ugi złociste kładły się na podłodze fium uaru. Psy sw ojskie len iw ie w ałęsały się z kąta w kąt. Sw ojskie gołębie gruchały. [242]
Z naczenie ty c h frag m en tó w k rajo b razo w y ch jest na ty le jasne, że nie w y m ag ają one k o m en tarza. P rzy p o m in ają nierzeczyw iste p e j z a ż e s n u na płó tn ach de C hirica oraz film y B ergm ana.
O statn ia przygoda Józia kończy się w fa n ta sty c z n ej scenerii:
pupa w zbijała się w górę i ziała m iliardem iskrzących promieni nad św ia tem , który był jak gdyby nam iastką świata, w yciętą z kartonu, podmalowaną na zielono i ośw ieconą z góry palącym blaskiem . [279]
Józio idzie p rzez egzotyczny i n iere aln y pejzaż koszm arnego snu, udziw nienie rzeczyw istości osiąga swój p u n k t k u lm in ac y jn y , p rzy ro da