S T E F A N M O R A W I E C K I
PIĄTY LISTOPADA
OBRAZ SCENICZNY
ZDZISIEJSZEJ CHWILI
K R A K Ó W 1 9 1 7 .
NAKŁADEM C E N TR A LN EG O BIURA W Y D A W N IC TW
N- K. N.
S T E F A N M O R A W I E C K I
PIĄTY LISTOPADA
OBRAZ SCENICZNY Z DZISIEJSZEJ CHWILI
K R A K Ó W 1 9 1 7
NAKŁA DEM C EN TR A LN EG O BIU RA W YDAW NICTW N. K i N
W%0
K*Ł/S*90 1,J q J
'O D B IT O W DRUKARNI LU D O W EJ W KRAKOW IE
T ym , co wierzyli, że w staniesz na nowo T y Męczennico ludów i Królowo:
O Polsko m o ja ! T ym , co wierzyli, że rozbłysną świty, Pękną posępne dni niewoli chmury I wzięci znowu w wolnych nieb błękity
P tak srebrnopióry, Po długiej zimie, że rozkwitną maje,
Pieśń tę oddaję.
ich dzieci
OSOBY:
G AZDA GAŹDZINA
W O JT U Ś , legionista MARYSIA
P IO T R U Ś JA GN ISIA P R O F E S O R P R O B O S Z C Z WIDZISZ, legionista
TŁU M : gazd o w ie, gaździny itd.
R zecz dzieje się na wsi p o d M yślenicami,
L
(S cen a p rz e d s ta w ia w n ę trz e góralskiej, zam ożnej św ietlicy. M rok w ieczorny. P rz e z o k n a w p ad a św iatło księżyca. P ełnia. N a kom i
nie żarzą się w ęgle. O b o k kom ina siedzi G azda n a ław ie i ćmi fajkę. G aździna zapala lam pkę czerw o n ą p rzed obrazem M atki
B oskiej C zęstochow skiej i śpiew a G odzinki):
„Zawitaj P ani św iata!
A nielska K rólow o!
W itaj P a n n o nad p anny!
G w iazdo p o ra n k o w e !“
P R O F E S O R (wchodzi):
Niech będzie pochw alony.
G A Z D O W IE : N a w ie k i! W itajcie.
P R O F E S O R : ja k się macie, g a z d o w ie?
GA ŹDZIN A:
Jak ten groch przy drodze.
G A Z D A : A w yta jak, p a n ie ?
P R O F E S O R : Ta, nienajgorzej. Przyjechałem dzisiaj Z waszym proboszczem .
5
# »
G A Z D A : Pew nie późni w Kółku
P o n nom znów cosi now ego opowie.
P R O F E S O R :
W łaśnie. A teraz przyszedłem odw iedzić W aszego W ojtka, bo się dowiedziałem , Ze za urlopem w rócił z legionów.
G A Ź D Z IN A :
A, juści, w rócił. Lecz g o w chaupie niema.
G A Z D A : Pojechoł w czora jesce do K rakow a, Zeby tu przywiźć sw ojego k am rata, Z którym sie straśnie w w ojsku polubili.
P R O F E S O R : To bardzo ładnie.
GAŹDZINA:
Nima ta co kw alić!
Chudziok mu życie ocolił kaś w bitw ie Kasi za Luckiem jakimsi daleko,
A teros som jes p o trzebny pom ocy, Bo sielnie ranny. T ak my uradzili, Ze kiedy W ojtek n a śtyry tygodnie Przyseł d o dom u, niechgo ze śpitala Do chaupy weźnie.
G A Z D A : Bedzie mu tu lepi.
Mamy kapustę, zimnioki i spyrke
K row y się doją, je b ry n d z a ; e ! psiokość, Chlib nie najlepsy, bo młynki zamknęli, A le o d bidy jakiś je s ; nie będą
Głodem przym irać one żołnierzyki.
6
P R O F E S O R : T o chw ała B o g u !
G A Z D A : Ino bez tab a k u
Bedzie sie cniło, panie, sakram encko.
P R O F E S O R : A wy nie macie ?
G A Z D A : Jak o żywo, p a n ie !
Jo se ćmie fajkę, ale rzodko bardzo Dym bakuniow y m oja staro zwietrzy.
Palić, — to pale cięgiem.
P R O F E S O R : Cóż palicie?
G A Z D A : Liście z tarniny, z róży, i ta inne T ro ty sie susy, a scypte tab a k u Jak sie dostanie, to sie tern okrasi.
O , bardzo ciężkie casy na kurzący!
GA ZDZIN A:
Boby juz m ogły chopy z tych fajcysków Zrobić ochfiare i m iałyby spokój.
Co to dym puscać! W ielgie mi m icyje!
G A Z D A : Ja k nie rozumisz, to b y ś pysk stuliła 1 nie godała głupstw ty, staro babo!
C hłop bez fajcenia — jak k o t bez ogona.
Cy jo ci bronie wciąż kupow ać ła c h y ?
GAŹDZINA:
S taro nie s ta r o ; ale jesce jaro.
I tyś nie m ło d y !
P R O F E S O R : O bojeście krzepcy
I chwalić Boga, zdrow i jak o rydze.
Co się ty to n iu tyczy, to rzecz in n a : C hłop m a swój tytoń, b a b a swoje szmaty.
G A Z D A : Słuśnie! niech każde sw ojego pilnuje.
P R O F E S O R (podając cygaro):
Macie c y g a ro ; palcie gospodarzu.
G A Z D A :
Piknie dziękuje. E e! jakieś frym uśne! (pali) F a jn e ! Som probosc takiego nie kurzy.
GAŹDZINA:
Jakoż mo kurzyć, kiedy mu A bram ka Nic nie przyw iezła kiejsi przed siabasem , Bo w całem mieście nie było tytoniu.
P R O F E S O R : Zatom ja dzisiaj go trochę zratow ał.
G A Z D A :
Tak sie musimy w spierać jedni d ru g ik : M iastowi nasych, a wsiowi m iastow ych, Inacyby my w szitcy na psy ześli.
P R O F E S O R : 1 tak pow inno być zawsze i w szęd zie:
Razem jak bracia, jednej m atki dzieci, Równi z rów nym i i wolni z w olnym i!
G A Z D A :
T ak po n o głosił daw no ten Maj-Trzeci, C o nom pon o nim pedoł łoni jesce.
P R O F E S O R :
A gdy ta k będzie, to jak Bóg n a niebie Kraj nasz znów w Polskę zamieni się cały.
GA ŹD ZIN A : Niekże Ponjezus d a i Jego m ęka, Ażeby w ase słow a się spełniły.
#
P R O F E S O R : Spełnią się, s p e łn ią ! Są w yroki boże Tak n iez b a d a n e ! Boża spraw iedliw ość Zejdzie n a ziemię i wskrzesi Łazarze, Co na wskrzeszenie sobie zasłużyły.
A myśmy na to przecie zasłużyli.
Tyle pokoleń składało w ofierze
K rew sw ą niew inną za C hrystusa W iarę.
G A Z D A :
P ro w d a ! Mój ociec bił sie z Moskolami
W trzydziestym roku. Seł z panem Dzwonkowskim , C hyba z G rom nika, kaś za Zaklicynem.
* 1 w rócił ranny. I nas p robosc bił sie Późni. Było to w sześdziesiątym trzecim.
Był p o d Moskolem, mioł żone i dzieci.
W ieś mu zabrali na skarb, żona zmarła Za nim z tęsknoty, gd y sie dowiedziała Ze go złapali i w Sybir pognali.
Z Sybiru uciekł i przyjął święcenia I ze śterdzieści ro ków u nas tu ta Jest już proboscem .
9
P R O F E S O R : Bardzo św iatły człow iek!
GAŹDZINA:
To m ało, święty. Kozania ci praw i Niby apostoł. A jak chłopcy nase P rzed dw om a laty sły do legionów, To ta k ci do nich przem ówił, że wszitcy Rzywnie płakali, choć się duch radow ał.
G A ZD A : Ju ś c i! d w a roki do b re już minęły, Jak nasi c h ło p c y ^ a Polskę sie biją I tęgo pierą R usów schizm atyków, Co M atki Boskiej nasej nie sanują.
P R O F E S O R : W szystko co sercem gorącem kochało Wolności m arę, co wierzyło tw a rd o W spraw iedliw ości dziejowej zw ycięstw o I w m oc ofiary trz e ch krw aw ych p o k o le ń : S tarcy i męże, nieletnie chłopięta
Ze sta rą pieśnią daw nych legionów W szeregi now ych legionów zbiegło.
Z sam ych M yślenic cała siódm a klasa Poszła, by walczyć przeciw w ojskom cara.
Dziś z nich dziewięciu w moskiewskiej niewoli Rannych.
G A Z D A : Nas W ojtek w ysed cało z K arpat.
A śli śnim razem ci jego koledzy J a k o : Łukasik, Strojny, Kruziel, B aran, D rabik, Czam ara, B ednarz i Dziadkowiec, 1 jesce któryś. Ale 1... b ra t B ednarza Młodsy, m o roków pew nie ze śternoście, To juz trzy razy do w ojska uciekoł.
10
P R O F E S O R : W iem o tem d o b rz e ; co tro ch ę ucieka.
GAŹDZINA:
R ak z a tra c o n y ! mo ociec stropienie I G A Z D A :
Jakże ta znowu ? ci esy sie, ze chłopcy Mu się udały. Bedzie z nich pociecha.
P R O F E S O R :
Pew nie, że będzie. Kto za dni m łodości Wielkiej ślubow ał sw ego duch a spraw ie, T en się spokojnej doczeka starości I między ludźmi będzie żył w e sławie.
D w unastu poszło ich na boje, Chłopcy nieletnie, ucznie moje, Bo uwierzyli w Polskę, w cud.
Poszli jak daw ne boh atery Mieczem dobyw ać nowej ery, -W alczyć za cudną złudę złud...
Czasem mnie od nich głos doleci, G łos takiej wiary, jak przed wieki Mieli C hrystusa męczennicy.
Walczyli w głodzie, w kul zamieci, Przechodząc góry, lasy, rzeki I o swej m arząc wciąż ziemicy.
I żyli górnie, jak orlęta W ykołysane wichrem h a ll ...
O , P o ls k o ! M atko nasza św ięta!
Jak mi tych o rląt żal, jak ż a l!...
GA ŹD ZIN A : 1 cegóz wom tak, panie, z o l?
Przecieście sami ich ucyli,
Ze oną Polskę kochać trzeba, 1 ze sie ginąć za nią godzi.
I posłuchali w os ci młodzi, Pokochoł ci ją W ojtek mój.
I jo ją kochom p o sw o jem u : Dydźiem jej w łasne dziecko dała, Z żolu-radościm ci płakała, Ze idzie walczyć — nie n a z b ó j!
G A Z D A : W szitcy kochom y po sw o je m u : Jeden n a roli, te n w w arsztacie, A tam te n piórem dla ni orze.
W y także, panie, w arszto t m acie:
Dzieckom głosicie prow dy boże.
I ta k m y w szitcy jeden naród, Jako ta m ucha w pscelnym ulu, I jednćj ino kcemy rz e c y : Co aby w zgodzie a miłości Była znów P olska tak o nasa!
P R O F E S O R : I będzie! tylko n a to trzeb a, Żebyśmy razem szli, a zgodnie!
A nie ta k jed en — kajś do Lasa A drugi na złość mu — do Sasa.
G A Z D A : N iekta w K rakow ie m ądrze radzą I m ądrze n a ró d poprow adzą, Boby ci było s k o d a krw i Nasych dziecisków ; skoda łez, Co gupie b a b y tu wyleją.
12
P R O F E S O R : Pew nie uradzą. Przyjdzie kres Naszej niedoli. Choć los drw i Z nas, — cieszmy się n a d z ie ją !
G A Z D A : Nadzieją — cłek sie nie pożywi, A gdy zawiedzie, — straśnie boli.
T ak sie ciesymy ano z w iosną, Kiedy nom piknie zboza rosną, Ze bedzie na jesieni dość, A przydą grady i szarugi I posm utnieją nase sm u g i:
Pocóz ci było, żytko r ó ś ć ? N atoś się, chłopie, namozolił, Byś zbitą gradem ścirnię golił ?
G A Ź D Z IN A : A jo ta myślę, ze ta przecie Ponjezus d obry je na świecie, Ze Mu sie luto nędzy stanie I n a d narodem sie zlituje...
P R O F E S O R : 1 d a nam rychłe Zm artw ychw stanie.
G A Z D A : I jo tez jakoś ta k m iarkuje, Ze sie kaś, gdziesi, cosi psuje Ino nie u nos. Cosi bendzie!
Jakiś hyr taki idzie wszendzie, Ze M atka Bosko z Cęstochow y Sie pokozala legionom
I litosnem i rzekła sło w y : . . . .
„Dom Jo urodzaj tym zagonom I znów K rólow ą w aszą b ę d e “...
GA ŹDZIN A:
0 retyście w y ! T ak p e d z ia ła ? Cóz znacą one św ięte słow a ?
G A ZD A : A cózby one urodzaje
Miały dziś znacyć ? jeno tyła, C o sie juz tak o zblizo kwilą, Ze się nas n aró d znów rozrodzi Jak o te smreki na trzebieży.
Przecie n a d pu stk ą ta K rólow a Nie biedzie g a źd zie; — ani s ło w a ; Ino z nos n aró d wielgi stw orzy, Az się zadziwi nim św iat boży.
W tedy Jej now e spraw im d z w o n y ! Niechże Jej grajom dniem i nocą, Ze nos broniła przed przem ocą, Ze ochroniła te zagony
P rzed kozuniami, moskolami.
G A Ź D Z IN A : Pew nie, że O n a ochroniła.
O n a od m ostu w O sieczanach W szićkich moskali o d p ę d z iła . . . . W e mgle stanęła Pani nasza, C o w myślenickim jest kościele, 1 podum ała mało-wiele,
I bez kanonów , bez pałasza W strzym ała tłum y tych moskali.
M rok im na dusze pad i strach, Ze nie widzieli nic w e m głach.
Jakiści sie ich chwycił m ąt, 14
Że kiedy w ojska nasze przyjsły, Jakby straciły m ochy zmysły, P raw ie bez strzału uciekali ł pośli kajsi-gdziesi stąd.
P R O F E S O R : P a m ię ta m ! W dziewięćset czternastym , Już n a jesieni dobrze było,
Gdy do nas w ojsko się zwaliło.
Przez sześć tygodni arm at huk Z rana się zryw ał, cichł w południe, A echem grzm iała U k l e in a ....
D ym itriew a arm ia waliła
Jak burza stepu pod m ury K rakow a.
Żelazny pierścień coraz się zam ykał;
H arpia głodu n a d m iastem krążyła.
Tysiące rannych zaległo szpitale, P ry w atn e dom y tak, że K raków cały W yglądał niby jak lazaret jeden.
W tedy śmierć kośbę uczyniła krw aw ą.
N ocą na niebie św iatła reflektorów , Ja k straszne rózgi strasznej bożej kary Budziły trw ogę, lęk i przygnębienie,
K tóre pow iększał w ark o t dziwnych p taków —
— A eroplanów , — zw iastunów zniszczenia.
Luny pożarów świeciły co nocy, — A coraz bliższe i coraz jaskraw sze.
W iśniow a w ogniach w końcu listopada.
Już G dów , Dobczyce, Wieliczka — zajęte, Już się czerkiesi jaw ią u Myślenic,
Już docierają poza Limanowę.
W tem w stało słońce w śród m rozu g ru d n io w e ..
Zeszedł dzień c h w a ły : — Nasze legiony Z p od Limanowy w yparły moskali, I odrzuciły nad D unajca b rz e g i. . .
1 odpłynęła z p o d K rakow a fala, K tóra mu niosła hań b ę i n iew o lę . . .
G A Z D A :
W szićko to p r a w d a ! wszićko co d o słow a 1 P R O F E S O R :
A potem Pleśna, Łow czów ek i boje
K rw aw e w śród zdrady. Sław ne wiecznie zgony P otem ta zima sroga w śród przełęczy
Śniegiem zasutych . . .
G A Z D A : Tam S trojny raniony,
Kruziel z D rabikiem do niewoli wzięci.
Mówił nam W ojtuś.
P R O F E S O R : I w K arpatach d ro g a
Legionistów zrobiona rę k a m i. . . I długie b o je . . . i zgony c h w a leb n e . . . 1 p o d R okitną a ta k W ąso w icza. . . I znow u bojów i zwycięstw różaniec, N a którym naszych rycerzy imiona Jako paciorki nanizane k r w a w e . .
O nich wam tu taj przyniosłem książeczki.
G A Z D A : Bedziemy cytać w zimowe w iecory C hoć przy łucyw ie, bo o naftę tru d n o , Pzytem psiojucha śmierdzi jak niescęście.
Bodaj tych m ochów zaraza w y tłu k ła ! Bez nichto nim a nafty ni tab a k u !
G A ŹD ZIN A : T ero nom W ojtek nagw arzy co nieco, 0 tern, co zrobił, kaj był, jak sie bili,
P R O F E S O R : 1 jabym rad też co od niego słyszeć.
I proboszcz przyjdzie. Musi opow iadać.
O d książki zawsze lepsze żywe słowo.
G A Z D A : D obrze pon m ó w ią ; ale nie zawadzi Casem przecytać to, co durkow ane.
P R O F E S O R : Przeczytajcie se w tej o to gazecie 0 cichej śmierci skrom nego żołnierza, K tóry w K rakow ie w am starszego A ntka Uczył u A n n y ; a zwał się K apałka.
G A ZD A i GAŹDZINA (razem ):
C o ? ten p re fe so r?
P R O F E S O R : Kazimierz Kapałka.
R odem z Ciężkowic, a uczeń tarnow ski.
Piękny był m łodzian. C h arak ter bez skazy, Cichy marzyciel o dusz wyzwoleniu.
Nauczycielem był tylko, a wierzył, Ze kraj o d ro d z i; że wiedzy po tęg ą Roznieci takie ognie w sercach młodzi, Że się w nich spalą przesądy wiekowe 1 bratnie w aśnie i zejdzie św it now y Dla nowej Polski od m orza do morza.
2 17
G A Z D A :
Dajże m u Panie wieczny odpoczynek, B o upracow ał się nie m ało w życiu.
1 p a d ł za w iarę św iętą jak m ęczennik.
G A ŹD ZIN A :
Kiedy nasz A n tek juz księdzem zostanie, Musi co roku mszę śpiew ać za niego, Bo sie ta k patrzy, jak za d o b ro d z ie ja ; Niechby nie śpiew ał! tobym go wyklena.
G A Z D A :
S łu śn ie ! po ojcach — m atką d ru g ą — szkoła, (W biega M aryśka, dziew czyna lat 15).
GA ŹDZIN A:
A ty kajś była, coś tak o zgoniono ? Pocałuj w rękę p a n a ; masz tu książki.
M A R Y Ś:
Dziękuję panu. — Byłam u figury Razem z Jagnisią i Pietrkiem do tedy, Bo my cekali na W ojtka i teg o Jego kolege.
G A ŹD Z IN A : , No i c ó ż ? w ró c ili?
M A R Y Ś:
A no, cem uby nie mieli przyjechać ? T atu ś W ojtkow i dał św arnego konia, T o m ógł objechać migiem do K rakow a.
P R O F E S O R : Nie było słychać turkotu.
18
MARYS:
Bo błoto.
A zresztą W ojtek zajechał pod stajnię, Gdzie z Pietrkiem konia zgrzanego rozbiera.
Zaraz tu przyjdzie z tym swoim kam ratem . P R O F E S O R :
Jakże ten kam rat, M arysiu, w y g lą d a ? M A R Y Ś:
Będziecie w idzieć: smyśiny — ino b lad y : P o n o m a postrzał w nogę i kuleje.
P R O F E S O R : Biedne ofiary narodow ych w a ś n i!
M A R Y Ś:
Ka oni biedni ? w oczach im się śmieje T ak a okru tn a radość, co rzec trudno.
Tak się ściskali i pieknie śpiwali, A sam e pieśni o w ojsku i Polsce.
Ciągle mówili o jakiejś jutrzence, O polskim w ojsku, o królu, W arszawie.
G A Z D A : Coś sie m usiało im dobrego zdarzyć.
GA ŹDZIN A:
Pew nikiem w karcm ie sobie w G łogocow ie Tęgo popili, dostali tab ak u .
G A Z D A : W ojtek nie pije, bo przecie nalezoł D o jakiegoś! cudackiego bractw a, Co ino w ode piją jak te konie.
PR O F E S O R : W łaśnie dlatego, że pił tylko w odę, Zachow ał zdrow ie, wesołość, sw obodę.
(Za sceną coraz bliżej słychać śpiew):
W iw at arm ia n arodow a.
W ojsko polskie, to b ie cześć!
Bądź g o to w a, b ąd ź g o to w a ) Za O jczyzną życie nieść. / ^ 's"
W iw at w odze legionów , ,
B ohaterom naszym c z e ś ć ! Co g o to w i zaw sze byli ) Za O jczyznę życie nieść. / ^ ,s'
Ciesz się, O rle, w k rw aw em polu Możesz śm iało lo t sw ój w z b ić ! D la O jczyzny i dla sław y, 1 Będziem o d tąd w szyscy żyć. f *ł‘s"
(Wbiega Pietrek z Jagnisią. Trzym ają się za ręce. Za nim i w chodzi Wojtuś i W idzisz, opierający się na lasce.
Obaj w mundurach legionów. Obaj koło lat 20.) W O JT U Ś:
W itajcie ojcze! I m atuś witajcie!
(całuje ich po rękach) A ch! pan profesor!
PR O FE S O R : Jak się masz, mój drogi ?
W O JT U Ś:
Czy pan profesor pam ięta te wiersze, K tóre W ęgrzynek biedny deklam ow ał Przy poświęceniu bursy Mickiewicza, 20
Gdyśm y święcili razem i otw arcie Naszej uczelni? Ja dobrze pam iętam !
(deklam uje):
„O , m atko, ty, co praw d y prom ień złoty N a naszych serc ugory rzucasz wciąż, Ślubujem ci, że pójdziem dro g ą cnoty Przez życia szlak i każdy jako mąż
Spłaci swój dług jak w ierny syn Ojczyzny, W ażąc sw ą pierś na ran y i n a blizny."
P R O F E S O R : 1 święcieście też dochow ali ślubów .
B óg w am błogosław ! Toże tw ój przyjaciel?
Czołem w aćpanu!
W O JT U Ś : Tak, to te n mój Widzisz, K tóry mi życie ocalił.
WIDZISZ:
E, co ta!
J a to b ie ; — ty m nie; i ta k co dnia było.
Kto kom u życie n a w ojnie zawdzięcza, To nie w iadom o. Czasem zgon jednego O cala całe tysiące od zguby.
W O JT U Ś
(dając ojcu jeden a matce drugi pakunek):
O jcu przywiozłem dobrego ty toniu.
M atce i pannom krakow skie chuteczki, A sobie tego m ojego w ybaw cę, (ściska go.)
(M atka i córki ubierają chustki i koraliki.)
M ARYŚ:
S ą koraliki! o, jakiś ty dobry 1
(rzuca m u się na szyję.)
' :: . C i ,
W O JT U Ś :
Puść, bo u d u sisz! A ja chcą żyć jeszcze!
PIO TR U Ś:
Mnie już na drodze dał galanty kozik, (pokazuje.) JAG NIŚ (biorąc brata za rękę):
Bógże ci zapłać.
W O JT U Ś:
Już mi Bóg zapłacił
T aką radością duszy, takiem szczęściem !
Takim bogaty! r ,
M ATKA (całuje go w czuło):
Ej, ty ro zrzu tn ik u ! Szkoda pieniędzy.
W O JT U Ś:
Nie szkoda m atusiu. ( tuli się do niej.) Bym miał brylanty, złoto i jedw abie, Tobym w as ubrał, całą wieś ustroił,
(W chodzi proboszcz, starzec dostojny, o długich, si
wych włosach, ascetycznej tw arzy i zatrzym uje się we drzwiach.)
Kazał bić w dzwony, muzykę w ypraw ił, Bo w y nie wiecie, co się d z i s i a j stało.
Dzisiaj dzień wielki: P iąty L istopada!
22
PROBOSZCZ:
Nieszczęście sp ad a szybko jak grom z nieba, Wieść o niem biegnie jako błyskawica.
A szczęście cicho przychodzi niekiedy, C hoć niespodzianie, jakby się wstydziło, Ze tak nierychło przyszło.
P R O F E S O R : Cóż się s ta ło ?
W O JT U Ś:
S ta ła się wielka rzecz; nieobliczalna
W swoich n astępstw ach! S ta ł się cud poprostu.
K rólestw o Polskie znow u ogłoszone
Z dziedzicznym królem , z wojskiem swojem w łasnem ' Z konstytucyą w łasną, w łasnym sejmem;
A z Galicy! coś tak jak o księstwo
D aw ne W arszawskie m a pow stać. Nadzieje Nasze się iszczą. W ięc nie był darem ny T ru d Piłsudczyków i krew legionów.
WIDZISZ:
Polskie sztandary ru n ą w bitew pola.
Piłsudski znowu czynny udział weźmie Ja k prosty żołnierz: otoczony chwałą, K ochanek ludu, znow u walczyć będzie, By nam i sobie przysporzyć waw rzynów . L udność K rólestw a cała pójdzie z nam i!
P om na krzyw d M oskwy, ucisku, niewoli, Pom ści zbryzgane krw ią ofiar ulice S tarej W arszawy, cytadeli stoki, H ańbę szubienic, m ęczarnie Paw iaka,
Tłum y swych braci gnanych w straszne lody Sybirskich pustyń i U nitów rzezie,
23
Grabieże ziemi, zam knięte świątynie, I jad, co w dusze naro d u się sączył Z rosyjskiej szkoły, tej ducha k ato rg i 1
W O JTU Ś:
Pójdzie K rólestw o I M azowiecka ziemia Poczuje w sobie dum ę narodow ą, Poczuje w sobie daw ne serca bicie.
Ś w ięta W arszaw a przestanie być w dow ą P o swej koronie! Now e zacznie życie!
I wszyscy, wszyscy teraz pójdą z n a m i:
Będziemy w o ln i! będziem Polakam i!
P R O F E S O R :
N a B oga, chłopcze! czy to tylko p ra w d a ? G A ZD A :
P raw d a to, synku?
W O JT U Ś:
Tak, jak Bóg na niebie!
(ściska się z ojcem i z profesorem.) M ATKA:
W ojtusiu! C hłopcze! (całuje go i córki.) PR O B O SZC Z:
Niech błogosław ione
B ędą tw e usta, że je P a n uczynił
Zw iastunem dobrej, przesłodkiej now iny;
Jać błogosław ię. — (Wojtuś klęka przed nim.) Każ, Piotruś, uderzyć W jedyny dzw on nasz sie ro tę ; niech płacze Za poległymi legionistami.
24
Spokój ich duszom! A po A nioł-Pański Za dusze św iętych tych M achabeuszów,
Niech Szymek dzwoni drugi raz! Niech dzwoni T ak, jak n a og ień ! Niech się dzw on raduje,
(Piotruś wybiega) Ze spraw iedliw ość boża tryum fuje.
Niechajźe dzwoni ten biedak sa m o tn y ; Nie długo on tu już będzie sierotą.
Dziś n a harm aty oddaliśm y dzw ony, Niechże nam wygrzm ią Polskę w ym arzoną.
P o wojnie z harm at ulejemy dzw ony:
Niech głoszą św iatu tryum f świętej spraw y.
Co z teg o będzie? — W szystko w ręku Boga.
My bądźm y wdzięczni za radosną chwilę, 0 jakiej długo śniły pokolenia
1 nadarem no. My od nich szczęśliwsi.
C hoćby złudzeniem blizkiem żywej form y!
(D aleki głos dzwonu,) WIDZISZ:
W itaj, o witaj, jutrzenko sw obody!
Blade się gwiazdy na błękicie p alą;
W ielkie dla Polski g o tu ją się gody, Krew nasza płynie jak fala za falą.
I może z krwi tej naszych legionów Znów Biały O rzeł wzięci w nieb błękity I ujrzy wolny lud pośród zagonów ,
G dy się w dzień jasny blade zmienią świty.
W O JT U Ś : W staniem y wielcy i w staniem y dum ni, Żeśmy naddziadów godni byli chw ały, G dy się krw ią naszą i trudem w ytrum ni T ak niegdyś sław ny: w olny O rzeł Biały.
I n a żer wzięci na stare rubieże O d fal Bałtyku aż po Czarne Morze,
Gdzie dziś z nas w ojna straszny haracz bierze, Gdzie B óg-G łód chodzi p o polskim ugorze.
PR O F E S O R : Ale nam trzeba i siły i m ęstwa, T rzeba zaparcia i żelaznej woli,
Niezłomnej w iary nam trzeb a w zwycięstwa, T rzeba oszaleć goryczą niewoli
I rzucić w szystko na przeznaczeń szale:
M ałość serc naszych, egoizm i pychę, W łasne zaw ody, niechęci i żale, W szystko, co d ro b n e i podłe i liche.
Jeżeli m am y w wolności dyadem U brać swe skronie, musimy być zdolni Iść bohaterskim legionów śladem
I walczyć wszyscy — a będziem y wolni.
(Wbiega Piotruś, za nim wchodzą gazdowie z żonam i i dziećmi. W szyscy odświętnie ubrani ja k o p rzy nie
dzieli.) STA RY GA ZDA : A i cóż się to gazdo Janie s ta ło ? Dzwon dzwoni, jakby piekło się waliło.
W O JT U Ś : v
W ali się straszny gm ach zbrodni i krzyw dy!
I w gruz się sypie dom naszej niewoli.
Tak! św iat się pali; a z onych płomieni Polska pow staje w o ln a ! niepodległa!
GA ZD O W IE (przybyli):
O , retyście wy!
GAŹDZINY:
0 M atko N ajśw iętsza!
P R O F E S O R :
W onej W arszawie, co w am to mówiłem, Będziemy mieli znów sw ojego króla 1 swoje w ojsko! Będziemy w olnym i!
Będziemy sami u siebie gazdow ać.
! STA R Y G A ZD A : To niby znow u będziem P o lak am i?
W O JT U Ś:
A juści!
ST A R Y GA ZD A : Niechże bedzie kw ała
M atce Najświętszej, ze n as w ysłuchała, Juz nie m arkotno mi, ze mój Jaś zginął.
Juz ci se on śpi dziś w e wolnej ziemi, Ka i my legniem z ojcami swoimi.
PR O B O SZ C Z : O budziło się uśpione sumienie I w złotej dziejów zapisało księdze, Ze się w ypełnia nazs sen o potędze.
Zato pokorne złóżmy dziękczynienie.
(klęka przed oświetlonym obrazem, zo miarę modlitwy klękają w szyscy, i tak klęczą w pełnym blasku jasnej,
księżycowej nocy.) M aryo P an n o ! Ty Polski K rólow o!
Jak Syn Twój konał n a G olgoty szczycie, T ak i nasz naród konał w umęczeniu Przez w iek na krzyżu niewoli rozpięty.
D ałaś nam dzisiaj ta k ą radość duszy:
Znow u w róciłaś do sw ojego lu d u : Dajże nam dożyć dnia skończenia cudu!
C H Ó R K LĘCZĄ CY CH : Daj dożyć cudu!
PR O B O SZC Z:
Dajże nam m ąstw o i siłą do boju I w ypoczynek po krw aw ym dniu znoju!
C H Ó R : Daj siłą w boju!
PR O B O SZ C Z :
W róć naszej Polsce św ietność starodaw ną, Uczyń ją wielką i rządną i sław ną.
C H Ó R : Uczyń ją s ła w n ą !
PR O B O SZ C Z : A kiedy przyjdzie godzina skonania,
Daj nam sen słodki, sen Zm artw ychpow stania.
C H Ó R : Sen Zm artw ychw stania.
PR O B O SZC Z:
1 na wiek w ieków P ani naszej doli W ybaw nas z czarta i ludzkiej niewoli.
C H Ó R : W ybaw z niewoli.
KONIEC.
Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000326609