• Nie Znaleziono Wyników

34 (1221).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "34 (1221)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

j\® 34 (1221). W arszawa, dnia 27 sierpnia 1905 r. Toill X A 1\ .

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A Nr. 118.

T Y GO DNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N i O K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P 11EN U M E K A TA W S Z E C H S W IA T A “ . W W a r sza w ie : rocznie rub. 8 , k w artaln ie r u t . 2.

Z p r z e sy łk ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

R ESTY T U C Y A ZARODZI.

Z pewną słusznością powiedzieć można, że olbrzymia większość metod stosowanych

w badaniach biologiczno-doświadczalnych — jest zbyt brutalnie grub a w stosunku do nie­

skończonej zawiłości budow y podścieliska żywego. Wiele poszukiw ań teratogenetycz- nych w ydaje rezu ltaty sprzeczne ze sobą, nie- wyx-aźne, a to zarów no ze względu na indy­

widualność poddaw anych doświadczeniom zarodków, ja k na indyw idualność stosowania przez poszczególnych badaczów rzekomo je­

dnej i tej samej metody. M imo to wszakże wyznać należy, że niekiedy naw et m etody bardzo brutaln e prow adzą do wyników nader subtelnych, o niezm iernej doniosłości teore­

tycznej. T ak np. doświadczenia nad mero- tomią wymoczków, nad zabijaniem lub izolo­

waniem blastom eronów rozw ijającego się ja ­ ja—pomimo względnej grubości zabiegów dośw iadczalnych— doprowadzają do wnio­

sków nader cieka wych i ważnych.

W ostatnich czasach cytologia i embryolo- gia doświadczalna zostały zbogacone o jednę jeszcze m etodę — bardzo grubą na pozór, a mimo to dającą w yniki w prost wspaniałe, zupełnie nieoczekiwane. Mam tu na myśli badania d-ra A. G urw itscha docenta uniw er­

sytetu w B ernie—nad restytucyą zarodzi jaj zwierzęcych, poddaw anych zupełnej niemal

dezorganizacyi przez silne obracanie ich w wirownicy. Część tych badań została ogłoszona w roku zeszłym ’), część zaś, prze­

prowadzona w m aju r. b. w pracow ni zoolo­

gicznej w Villefranche została przed kilkoma tygodniam i przesłana do „Anatom ischer A nzeiger“, a jednocześnie szan. autor uży­

czył mi uprzejmie swego zezwolenia na po­

dzielenie się z czytelnikam i W szechświata owemi dotąd nieogłoszonemi faktam i. F a k ­ ty te są tak dziwne, że dr. G urw itsch um yśl­

nie prosił zoologów pracujących jednocześnie z nim na stacyi—o ich skontrolowanie, albo­

wiem odnoszące się do tych badań preparaty prawdopodobnie nie prędko będą m ogły s ta ­ nowić przedm iot dem onstracyi na jakim ś zjeź- dzie naukowym: au to r wprost od swej w iro­

wnicy i m ikroskopu został powołany na W schód Daleki, aby zmienić bluzę zoologa na m undur lekarza wojskowego...

Stosowanie siły odśrodkowej do doświad­

czeń embryologicznych nie jest nowością: już dawniej prof. O. H ertw ig um ieszczając na wirownicy ja jk a żaby zmienił zasadniczo typ ich rozwoju, a mianowicie zam iast brózdkowania całkowitego niejednostajnego otrzym ał segm entacyę wyłącznie bieguna

l) A. G urw itseh: „ Z e rs to rb a rk e it u n d R estitu -

tio n sfa h ig k eit des P ro to p lasm as des A m phibien-

e ie s“ . . V erh an d l. d . A n at. G esellsch. 1 9 0 4 , s tr .

1 4 6 —^154.

(2)

530 WSZECHŚWIAT No 34 górnego, zwierzęcego. B adania d-ra G ur-

w itscha prow adzone były jed n a k w sposób nieco odm ienny, a m ianow icie centryfugo- wanie było tu prow adzone w sposób bardzo energiczny, ta k że w zarodzi poddaw anych doświadczeniu jaj zachodziły zm iany nader głębokie.

Dawniejsze doświadczenia G urw itscha były prowadzone nad jajam i żaby w sposób n astę­

pujący. J a jk a sztucznie zapłodnione były umieszczone w w irow nicy w 2 0 m in u t po zapłodnieniu i następnie silnie centryfugow a- ne w ciągu kw adransa. Po ukończeniu do­

świadczenia część jaj b yła u trw alo n a n a ty c h ­ m iast, pozostałe zaś później po upływ ie k il­

ku, k ilkunastu, aż do 30 godzin.

B adanie przekrojów jaj u trw alo n y ch bez­

pośrednio po cen tryfugow aniu w ykazało, że zaródź ich, skupiona praw ie w yłącznie na biegunie górnym — uległa pod w pływ em siły odśrodkowej zmianom nad er głębokim , n asu ­ w ającym przeświadczenie o zupełnem nie­

m al zniszczeniu zwykłej budow y zarodzi.

Mianowicie części składow e protoplazm y układały się tu rozm aitem i w arstw am i: pod błoną zew nętrzną skupiały się substan- cye bardziej ciekłe, stanow iące w zaro­

dzi t. zw. enchylem ę, k tó ra tw orzyła jak b y wodniczki olbrzymie, w postaci nie­

praw idłow ych pęcherzy; pod niem i uk ład ały się składniki stalsze plazm y (zw ykła osno­

w a—t. zw. „reticulum ") w form ie utw orów drobnoziarnistych, lub nici splątanych fan ­ tastycznie, a wreszcie pod w arstw ą t ą —ziar­

na żółtka odżywczego, rów nież jak b y zależ­

nie od swej wielkości rozsortow ane.

Oglądając rysunki, zamieszczone przez d-ra G urw itscha w cytow anej powyżej notatce, a jeszcze lepiej—p rep a ra ty same, dochodzi się z konieczności do prześw iadczenia, że w ten sposób zm odyfikow ana b ru ta ln ie za­

ródź—przestała być zarodzią, że rozdzielone podług ciężaru właściwego składniki pod- ścieliska żywego stanow ią ju ż tylko trupa...

zm altretow anego w dodatku. A jed n ak ba­

danie jaj, utrw alonych po u pływ ie kilkuna- n a stu godzin po operacyi, przekonyw a w sposób niezbity, że zaródź takiego jaja trup em bynajm niej nie jest, że nietylko za­

chow uje ona zdolność w zględnego odtw orze­

nia pierw otnej swej budow y (restytucya), lecz że także zaczyna dalej się rozw ijać, s ta ­

rając się niejako zachować „ p l a n u ro z w o jo ­

wy, danem u gatunkow i właściwy...

W doświadczeniach G urw itscha nad jajami ziem nowodnych, po upływ ie kilkunastu go­

dzin po operacyi, widzim y na biegunie gór­

nym ja ja typow e rozm nażanie się blastome- ronów, co praw da m niejszych niż zwykle rozm iarów, lecz zupełnie przypominających

„brózdkowanie tarczk ow atew, jakie dawniej był otrzym ał H ertw ig. Zdolność restytu- cyjna zarodzi nie sięga ta k daleko, aby przy­

wrócić w zupełności typ pierw otny brózdko- wania, lecz w każdym razie je st dość silną, aby odtworzyć zdolną do rozw oju zaródź.

Nieznane nam siły tajemnicze, tkwiące w protoplazm ie, odniosły tu częściowo zwy- cięztwo nad wrogiem działaniem zabiegu do­

świadczalnego...

Zwycięztwo to w ystępuje w sposób jeszcze bardziej im ponujący w rezultatach najno­

w szych badań d-ra G urw itscha, których by­

łem świadkiem w Y illefranche. Ja jk a za­

płodnione jeżowców z gatunków Strongylo- centrotus lividus i Sphaerechinus granularis były poddaw ane w ciągu kilku m inut bardzo silnem u centryfugow aniu w probówkach.

Skraw ki jaj takich, utrw alonych bezpośre­

dnio po operacyi w ykazyw ały nie dające się w prost wyrazić zniszczenie zarodzi: forma zew nętrzna ja ja pozostaw ała bez zmiany, lecz protoplazm a przedstaw iała bezkształtną m ieszaninę bryłek, utw orów nitkow ych splą­

tanych, wodniczków i t. p. A jednak jajka z tej samej porcyi po k ilk unastu godzinach w racały do stanu względnie normalnego i zaczynały się dzielić, aczkolwiek z pewnem opóźnieniem. T ak np. po upływ ie 24 godziu pow staw ały z nich zarodki o czterech lub na­

w et o ośmiu blastom eronach.

Zaródź więc posiada niezm iernie silną zdolność restytuow ania się; ciekawą także jest rzeczą, że w cztero lub ośmiokomórko- wych zarodkach jeżow ca po operacyi budowa plazm y w każdym z poszczególnych blasto- m eronów wykazywała pew ne anomalie, przy­

pom inające owe zaburzenia, któreśm y widzieli w ja jk u bezpośrednio pooperacyi: „reticulum"

zarodzi wykazyw ało dziwne jakieś splątania, drobne ziarnistości rozrzucone bezładnie.

Obrazy te um ożliwiają przypuszczenie, że

zdolność jajk a do rozw oju restytuuje się

wcześniej, aniżeli praw idłow a budowa zaro-

(3)

j\o 34 531 dzi samej. F a k ty te nasuw ają dużo ro z ­

w ażań teoretycznych, prowadzących bardzo daleko w zagadnieniach najbardziej podsta­

wowych, należy jednakże w strzym ać się

z uogólnieniami, dopóki au to r nie ogłosi

badań swych w formie.wykończonej.

Ja n Tur.

D A LSZE B A D A N IA LO EBA NAD K R ZY ŻO W A N IEM D W U RODZIN.

W roku zeszłym ogłoszone zostały rezul­

taty badań profesora L oebaz K alifornii, nad krzyżowaniem pom iędzy przedstawicielami dwu rodzin szkarłupni — jeżowców i roz­

gwiazd. Doświadczenia te były oparte na zasadzie, że przez zm ianę składu zew nętrzne­

go otoczenia m ożna w komórce wywołać zmiany, dotyczące jej własności ch arak tery ­ stycznych. I tak przez zmianę reakcyi chemi­

cznej cieczy, w której znajdow ały się plem ­ niki rozgwiazd i ja jk a jeżowców, umożliwio­

ne zostało m iędzy niem i zapłodnienie, które w zwykłej wodzie morskiej nie udaje się nigdy. Zapłodnienie odbywało się w sztu ­ cznej cieczy Van fH o ffa , której nadana zo­

stała reakcya alkaliczna przez dodanie p e­

wnych ilości Y 10 norm alnego roztw oru NaOH;

a użyte zostały ja jk a jeżowca Strongylocen- trotus p u rp u ratu s i plem niki rozgw iazdy Asterias ochracea. Obecne badania w yka­

zały, że możliwe jest zapłodnienie między jajkami tego jeżowca, a plem nikam i innych gatunków rozgwiazd, plem nikam i wężowi- del, a praw dopodobnie i h oluturyj.

Zamiast sztucznej cieczy Van tH o ffa , uży­

ta została zw ykła woda morska, k tó ra oddzia­

ływa obojętnie, a reakcyę jej ■ zmieniano na alkaliczną, przez dodaw anie i/ 1Q norm alnego roztworu NaOH w różnych ilościach.

Loeb przeprow adzał doświadczenia w ten sposób, że na 1 0 0 cms wody morskiej doda- wał 0,25, 0,5, 0,75, 1,0, 1,25, aż do 2,0 cm3 io normalnego roztw oru NaOH, a następnie około sześciu kropel jaj jeżowca Strongylo- centrotus p u rp u ratu s oraz plem ników Aste- r>as ochracea. Po 10 m inutach pew na ilość Jaj była zapłodniona, a po upływ ie 2 godzin, rezultaty rozw oju były następujące:

P rocentow a ilość zapłodnionych ja j.

1 0 0 cm 3 wody mor. o o ©

1 0 0

n

r> 11 + 0,25 cm 3 n/lO N aO N 0 %

1 0 0 11 11 „ + 0,5

n

ii 0 °/o

1 0 0 11 11 "1 + 0,75 r> 11 11 0 , 1 %,

1 0 0 11 n 11 + 1 ,0 11 r> » o

o o CM

1 0 0 » 11 »> + 1,25 11 11 ii 50%

1 0 0

n n 11

+ 1,5 11 11 11 1 0 %

1 0 0

n

11 11 + 1,75 ;; 11

i i

o* o o

1 0 0 11 n 11 + 2 , 0 n 11 11 5%

Wogóle najlepiej sprzyjała zapłodnieniu zaw artość 1,0 — 1,5 cm 3 '/io norm alnego roztw oru NaOH — zapłodnienie występowało tu po upływ ie 10 — 30 m inut. W takich samych roztw orach występowało także za­

płodnienie jaj jeżowców plemnikami innych gatunków rozgwiazd, A steria capitata, Aste- rina i Picnopodia spuria, tylko ilość zapło­

dnionych jaj je s t zależną od gatunku.

W zwykłej wodzie morskiej zapłodnienie jaj jeżowca plem nikam i rozgwiazd udaje się, ale bardzo rzadko, znajdow ano np. 1 jajko na 1 0 0 0 0 —-procentowe obliczenie jest tu zu­

pełnie niemożliwe. Zresztą zapłodnienie ta ­ kie występuje po bardzo długim przeciągu czasu, bo po jakichś 30 — 48 godzinach.

W wodzie morskiej, której została nadana reakcya kwaśna przez dodanie 0,1, 0,2, 0,3, 0,4, 0,5 1/ 10 norm alnego roztw oru HC1 na 100 cm 3 wody morskiej, po upływie 48 godzin znalezione zostało tylko jedno jajko zapło­

dnione. Gdy użyto plem ników wężowideł, występowało zapłodnienie wielkiej ilości jaj jeżowca Strongylocentrotus, które szybcej odbywało się w roztw orach mniejszej kon- centracyi NaOH, natom iast wolniej w roz- tw orach, które najbardziej sprzyjały zapło­

dnieniu jaj tegoż g atunku jeżowca plem ni­

kam i rozgw iazd. W zwykłej wodzie m or­

skiej zapłodnienie w ystępowało także zna­

cznie prędzej, bo po upływie 8 — 16 godzin i często w większej ilości jaj, aniżeli w razie użycia plem ników rozgwiazd. W ogóle więc zapłodnienie heterogeniczne, to jest zapło­

dnienie między elem entami płciowemi przed­

staw icieli dwu rodzin, a więc w tym w y ­ padku między jajam i jeżowca, a plem nikam i rozgwiazd i wężowideł, możliwe jest w wo­

dzie morskiej o reakcyi alkalicznej. Obec­

ność Na OH jako substancyi chemicznej nie

jest konieczną; m ożna ją zastąpić solami al-

(4)

W SZECHŚW IAT _ ... J\[ó 34 kalicżnemi, naprzykład C 0 3 N a2. Chodzi tu j

0 zaw artość pewnej ilości jonów hydroks.y- i lowych, które działają pqbudzająco na wni- ! knięcie plem nika do jajk a. Po dodaniu 0,3 j cm3 7io norm alnego roztw oru Na 3 C 0 3, za- \ płodnienie w ystępuje po upływ ie godziny, j

‘•ą po dodaniu większych; ilości po upływ ie j i!i0 ,p iin u t. Liczba jaj,'zap ło d n io n y ch ' w,%j i

‘ cieczy nie je s t m niejsza od liczby jaj, , zą- j płodniouych w roztworach, o zaw artości | NaOH. N ajbardziej sp rzy ja zapłodnieniu- zaw artość 0,3 Ort 2 % norm alnego rozw toru N a 2 C 0 3. Co do N aH C 0 3, to w wodzie mor- 1

śkiej z zaw artością małej ilości tej soli, ja k 0,25 do 2,0 cm 3 5/ 8 norm . roztw oru, ja ja j e ­ żowca i plóihniki rozgw iazd zachow ują się zupełnie tak, ja k w wodzie m orskiej zwykłej.

1 dopiero po dodaniu w iększych ilości, np.

4,0 cm 3 3/ 8 norm. roztw o ru N aH C 0 3 na 1:00

• cm3 wody morskiej po up ływ ie 24 godzin w ystępuje zapłodnienie. J a ja , zapłodnione w ten sposób, nie rozw ijały się jednak. Loeb przypuszczą, że w roztw orach tych część węglanów kw aśnych przechodzi w obojętne i przez to reakcya cieczy staje się alkaliczną.

I rzeczywiście próby z fenoloftaleiną w yk a­

zały, że roztwory, zaw ierające 3,0 i więcej 3/8, norm. roztw oru N a H C 0 3 po upływ ie 24 godzin oddziaływ ały alkalicznie.

W szystkie te spostrzeżenia w skazują, że jony hydroksylow e w yw ierają jak iś decydu­

jący wpływ ną wniknięcie plem nika do jajk a.

W pływ ten polega na zm ianach, w y stęp u ją­

cych w plem nikach. Jeżeli ja ja jeżowca Strongylocentrotus p u rp u ra tu s i plem niki A sterias ochracea uniieścim y jednocześnie na osobnych szkiełkach zegarkow ych z wodą m orską, o zawartości 2 , 0 cm 3 1/ 10 norm alne- ; go roztw oru NaOH i w tej chwili po włoże­

niu ich do tego roztw oru w yjm iem y i zmie- . szamy razem na innem szkiełku, to pewna ilość jaj zostaje zapłodniona po upływ ie 6 m inut. N astępna próba b y ła w ykonana po upływie 8 m in ut od włożenia elem entów płciowych do roztw oru alkalicznego. Po upływ ie 3 m in ut od zm ieszania ich razem, zapłodnienie w ystąpiło. Jeżeli zaś jajk a je ­ żowców i plem niki rozgw iazdy zostaw ały dłużej w roztw orze alkalicznym , naprzykład

j

13 m inut, to po zmieszaniu ich razem, zapło­

dnienie nie następow ało. I m ożna było w y­

kazać, że zdolność do zapłodnienia u traciły

tylko plem niki, gdyż ja ja 'tć toogły ^być za­

płodnione,'ódle dódfiło. sięr.do nich świeżych plemników, podczas, gdy płfeniniki, które zo­

staw ały 13 min ul w roztworze alkalicznym, nie były w stanie zapłodnić świeżych jaj.

W ystępow ały w nich zmiany, polegające na aglutynacyi. W pierwszej chwili występo­

wania aglutynacyi, plem niki poruszają się jeszcze i ruchem swym powodują tworzenie się większyęh agregatów i dopiero później ruch ich ustaje. U trata zdolności do za­

płodnienia przypada na owe stadyum przej­

ściowe między aglutynow aniem , a u tra tą zdolności ruchu. Tem objaśnić można fakt,

że po.włożeniu jaj i plem ników do wody mor­

skiej o zawartości 2 , 0 cm 3 lj]0norm. roztworu NaOH, zapłodnienie w ystępuje tylko podczas

pierw szych 1 0 m inut, a potem ilość zapłodnio­

nych jaj nie zwiększa się ju ż wcale. Je st

więc rzeczą możliwą; że: zm iany zachodzące

w plem niku, a polegające na aglutynacyi w pierwszych stadyach um ożliwiają krzyżo­

wanie. Tak np.po dodaniu 1,2 c;m31/io norm.

roztw oru NaOH n a 100 cm3 wody m orskiej,

ja ja i plem niki trzym ane osobno przez jednę chwilę w tym roztworze, a następnie zmie­

szane razem, okazały zapłodnienie po upły­

wie 8 m inut. Trzym ane w cieczy alkalicznej

1 1 m inut, a następnie zmieszane razem za- pładniały się po 2 1/ 2 m inutach, po 16, 21, ‘27, po upływ ie 2 m inut, potem już plemniki.za- czynały aglutynow ać, zapłodnienie w y m a­

gało dłuższego czasu, a ilość zapłodnionych jaj zmniejszała się. Po godzinie i 20 minu­

tach, plemniki u traciły zupełnie zdolność do zapłodnienia. J a ja natom iast zachowały je w zupełności. T ak samo zachow ują się plem ­ niki innych gatunków rozgwiazd oraz plem ­ niki wężowideł. Co do plemników jeżow­

ców — to te zachow ują się w roztw orach alka­

licznych zupełnie inaczej. J u ż zeszłoroczne

doświadczenia w ykazały, że ciecze alkaliczne, um ożliw iające zapłodnienie heterogeniczne, działają w prost przeciw nie na z a p ło d n ie n ie

czyste—jaj jeżowców plem nikam i tegoż ga­

tunku.

Obecnie Loeb przekonał się, że i tu w\ - stępują zm iany dotyczące plemników- D°"

świadczenia były prowadzone w ten sam sposób, co z plem nikam i rozgwiazd. Jeżel 1 się zmieszało ja ja jeżowca z plemnikami te­

goż g atu n k u w wodzie m orskiej o reakcyi

(5)

Me 34 WSZECHŚWIAT 533

alkalicznej, np. z zawartością 1{0 cm3 l/ ,0

norm. roztworu NaOH, b e z poprzedniego

t r z y m a n i a ich w tak im roztworze,' to zapło­

dnienie występowało zupełnie normalnie.

0 ile się jed n ak trzym ało j e przed zmiesza­

niem z jajam i w roztw orze alkalicznym 1 0 ,

m inut, u tracały zdolność zapłodnienia, pod-

<zas g d y ja ja trzym ane tyleż czasu w takiej

samej cieczy, doskonale daw ały się zapłodnić

św ieżem i plennikam i. Z m iany zachodzące

w danym w ypadku w plem nikach, nie pole­

gają na aglutynacyi, gdyż plem niki jeżow­

ców te m się różnią od plemników rozgwiazd,

że n a w e t po dodaniu 3,0 cm31/ t0 normalnego roztworu NaOH, na 100 amt w ody zwykłej

nie aglutynują, tylko plem niki utracają

w zupełności zdolność ruchu. O ile zresztą

nie zostawały zbyt długo w roztworach alka­

licznych, to mogą t ę zdolność do ruch u od­

zyskać, np. przeniesienie do zwykłej wody

m o rsk ie j, po uprzedniem zostaw aniu przez 10 m in u t w cieczy alkalicznej, zaczynały się

znow u poruszać. Jeżeli się używa zgęśzczo-

nych roztworów NaOH, plem niki utracają szybciej zdolność do zapłodnienia, ale aglu- tynacya nie W}7stępuje nigdy. Można bardzo dokładnie zmierzyć przeciąg czasu, po któ­

rego upływ ie plem niki tracą zdolność za­

płodnienia. B adania nad zachowaniem się plemników jeżowców w cieczach, z zaw arto­

ścią Ł/ 10 norm alnego roztw oru HOl, a mające na celu w ykazanie, czy plem niki te nie zacho­

w ują się w cieczach oddziaływ ających kw a­

śno tak, ja k plem niki rozgw iazd w cieczach alkalicznych, dowiodły, że plem niki te w wo­

dzie, o zaw artości 2 , 0 cm3 Vio normalnego roztworu HC1, po pew nym czasie zaczynają się poruszać a po 2 0 m inutach w ystępuje w nich zapłodnienie; w roztw orach o m niej­

szej koncentracyi HC1 ruch w ystępuje p rę ­ dzej. A glutynacye plem ników w tych cie­

czach w ystępow ały, ale tylko przypadkow o.

Obecnie prow adzone są w pracow ni kali­

fornijskiej badania nad kw estyą, czy różnice zachodzące m iędzy ładunkam i elektrycznem i plemników jeżowców i rozgwiazd, a ład u n­

kami jaj jeżowców nie m ają w pływ u na za­

płodnienie w cieczach obojętnych, alkali­

cznych i kw aśnych. B adania te są oparte na

^lizkim stosunku, ja k i zachodzi między aglu- tynacyą cząstek zawieszonych w wodzie, a ich ładunkam i elektrycznem i.

Zagadnienie krzyżow ania jest praw dopo­

dobnie w związku z zagadnieniem po kre­

w ieństw a krwi. D otąd nie istnieją jeszcze

j badania nad tem , czy kom órki krw i jeżowca, I rozpuszczają się, czy też nie, w cieczach krą- i żących w ciele rozgwiazdy, lub wężowidła i odwrotnie. Należą one wszystkie do 3 różnych rodzin, a jednak krzyżowanie między niemi może nastąpić, jak to powyższe ba­

dania wykazały, a zapłodnione ja ja rozw ija­

ją się i dochodzą do larw.

Jeżeli jednak porównam y rozwój jaj, po­

chodzących z czystej kultu ry , z rozwojem jaj, zapłodnionych heterogenicznie, to bę­

dziemy mogli wykazać ogromne różnice w tem pie rozw oju oraz w zdolności ich do życia. Przedewszystkiem jaja, zapłodnione heterogenicznie rozw ijają się nie . wszystkie jednocześnie, podczas gdy jaja, pochodzące z k u ltu r czystych są wszystkie w tych , sa­

m ych stadyach rozwoju. W ogóle ja ja za- : płodnione heterogenicznie rozw ijają się zna-

! cznie wolniej, a między 2 — 3 dniem praw ie

; wszystkie wym ierają tak, ja k gdyby były

| raptow nie otrute. I być może, że przyczy­

ną tego jest jakieś powolne działanie trucizn,

1 które do jajk a jeżowca wnoszą plem niki roz- i gwiazdy. Doświadczenia w ykazały, że re- akcya alkaliczna wody nie ma żadnego w pły­

wu na zdolność jaj do życia i do rozwoju.

: J a ja jeżowców, zapłodnione plem nikam i te-

| goż gatunku, przeniesione po zapłodnieniu do wody morskiej, oddziaływającej alkalicznie, j nie traciły wcale tej zdolności i rozw ijały się I tak zupełnie i w takiej liczbie, ja k jaja, zo­

stawione w wodzie o reakcyi obojętnej.

M ała ilość jednakże jaj, zapłodnionych he- i terogenicznie, pozostaje przy życiu, rozwija się i po upływie 4 — 5 dni dochodzi do sta-

; dyum, które Loeb nazywa pluteusem . Czy lar­

wy takie są zdolne do dalszego życia i rozwo­

ju, nie je s t .kwestyą wyjaśnioną. Należałoby to rozstrzygnąć przez dalsze hodowanie tych larw, ale wogóle dalsza hodowla larw je ­ żowców, naw et pochodzących z zapłodnie­

nia czystego, je st rzeczą tru dną i bardzo nie- I wielu badaczom udała się dotąd.

L arw y, pow stałe ze skrzyżowania jaj je ­ żowców z plem nikam i rozgwiazd, posiadały zaczątek szkieletu znacznie słabiej rozw inię­

ty, niż larw y czystych hodowli jeżowców,

I będących w tem samem stadyum rozwoju.

(6)

534 WSZECHŚWIAT

Poniew aż zaś rozgw iazdy w sfcadyum larw y szkieletu wcale nie posiadają, widocznie więc w ty m słabym rozw oju jeg o u bastardów ujaw nił się wpływ plem nika.

B r. Jakim ow iczówna.

A . BaD O U J R E A U

CO TO J E S T M EC H A N IK A .

( Dokończenie).

VII. Stany fikcyjne m ateryi.

W celu uproszczenia, m echanika często za­

pom ina rozm yślnie o tem, że, podług teoryi atom istycznej, k tó rą w szerokim zakresie potw ierdzają siostrzyce m echaniki: fizyka i chemia, m aterya jest z isto ty swej niecią­

gła, i stosuje rachunek do m ateryj fikcyjnych, do istności w yrozum ow anych, do utopij, nie dających się urzeczywistnić.

Tym sposobem otrzym uje ona w yniki ści­

śle praw dziw e dla ty c h m ateryj fikcyjnych i w przybliżeniu praw dziw e dla m ateryj rze­

czywistych.

R ozpatruje ona kolejno:

P u n k ty m ateryalne bez w ym iaru, lecz 0 masie skończonej.

Nici giętkie i nierozciągliwe, linie punktów m ateryainych, z których każdy tkw i w odle­

głości niezm iennej od p u n k u nieskończenie blizkiego.

B łony giętkie i nierozciągliwe, pow ierzch­

nie p un któ w m ateryainych, z których k a­

żdy tk w i w odległości niezm iennej od p u n k ­ tów nieskończenie blizkich.

Ciała stałe, któ re rozw aża m echanika, są ciągłe i należą do trzech rozm aitych g a­

tunków .

Ciała stałe sztyw ne posiadają objętość 1 postać bezwzględnie niezmienne. S kładają się one z pu nktów m ateryainych, tkw iących w odległościach niezm iennych od punktów nieskończenie blizkich.

Ciała stałe sprężyste d ają się odkształcać siłom zew nętrznym , lecz pow racają do d a­

wnej swej postaci, skoro ty lko siły te prze­

stan ą działać. R ozpatrując w ich w nętrzu ścianę płaską, spostrzegam y, że w ypadkow a działań m ateryi, położona po każdej stronie ściany, posiada składow ą prostopadłą, która zależnie od kierunku swego jest ciśnie­

niem lub ciągnieniem, oraz składow ą styczną.

Ciała stałe miękkie dają się odkształcać siłom zew nętrznym i po ustaniu działania tychże zachow ują postać, w skutek działania tego nabytą.

P ły n y , które rozw aża m echanika, są ró­

wnież ciągłe.

Ciecze m ają objętość bezwzględnie n ie ­ zm ienną. R ozpatrując w ich w nętrzu ścianę

stałą, spostrzegam y, że w ypadkow a d z ia ła ń

m ateryi, położona po każdej stronie ściany,

je s t ciśnieniem, prostopadłem do ściany.

Gazy dążą do zajęcia objętości nieskończo­

nej. W yw ierają one na ścianę, która o g ra ­

nicza ich objętość ciśnienie stałe na jedno­

stkę powierzchni. Iloczyn z ciśnienia tego przez objętość jed no stk i m asy jest propor- cyonalny do tem p eratu ry bezwzględnej. R o z ­

p atru jąc we w nętrzu gazu ścianę płaską, spostrzegam y, że w ypadkow a działań m a­

teryi, położona po każdej stronie tej ściany, je s t i w tym razie ciśnieniem, prostopadłem do ściany.

V III. Zasady mechaniki.

M echanika opiera się na zasadzie równo­

ści działania i przeciw działania oraz na kilku innych zasadach, które zaraz wyliczymy.

W r. 1783 Lavosier pisał z okazyi fermen- tacyi cukru: „N icnieginie, nicsię niestwarza, w operacyach sztuki, zarówno jak i w ope-

racyach przyrody. Jeżeli operowałem nale­

życie, powinienem odnaleźć w końcu ma- teryę, k tó rą wprowadziłem na początku.

Mogę więc napisać: cukier rów na się alkoho­

lowi, więcej kwas węglowy “. Rów nanie to jest błędne, ponieważ w ferm entacyi cukru pow stają i inne jeszcze ciała.; niemniej prze­

to napisanie tego rów nania stanow unajwięk­

szą sławę Lavoisiera.

Z asada zachow ania m ateryi je s t podwali­

ną chemii.

Jeżeli św iat został stw orzony, zasada ta została naruszona w czasie stw arzania świata.

Jeżeli do p u n k tu m ateryalnego, będącego w spoczynku, przyłożym y siłę, określoną co do wielkości, linii działania i kierunku, punkt będzie poruszał się wzdłuż linii i w kierun­

ku siły.

Jeżeli przestrzeń, przebieżoną od c h w ili

spoczynku, oznaczymy przez s, to p r ę d k o ś ć

p u n k tu w chwili t wynosi podług definicyi

JM° 34

(7)

JMI 34 WSZECHŚWIAT 53B i), a przyśpieszenie rów na się prędkości,

dt

nabytej w czasie dt, podzielonej przez tenże

czas dt.

Iloczyn z m asy przez przyśpieszenie jest podług definicyi m iarą siły.

A zatem posiada ona w ym iar mst~2.

Jednostką siły, dyną, jest ta k a siła, która masie jednego gram a udziela przyśpieszenia, równego centym etrow i na sekundę.

Znajdując się na znacznej odległości od siebie, dwie cząsteczki przyciągają się z siłą F X m, X m' T

2 --- • S tała jP ma w ym iar n vlsót l . Ciężkość, t. j . przyciąganie ziemskie, udziela w P aryżu każdem u ciału przyśpieszenia równego 980,9 cm na sekundę.

Wobec tego siła jednego kilogram a, która,

ja k o jednostka'zasadnicza, wyszła ju ż obecnie z użycia, rów na się 980900 dyn.

P u n k t o m asie m, wychodzący ze stanu spoczynku a poddany sile F , stałej co do wielkości, linii działania i kierunku, nabyw a

. F po upływ ie czasu t przyspieszenia — oraz

m prędkości J — dt 3) = ~ po przebieżeniu

O

drogi f ^ d t 3) = ^ .

J m 2 m

o

Jeżeli 6 je s t kątem , k tó ry siła tw orzy z prędkością, to praca elem entarna siły w y­

nosi d T = F X ds cos 8 .

Jednostką pracy, ergiem je s t tak a praca, jaką w ykonyw a dyna, gdy p u n k t jej przyło­

żenia zakreśla cen ty m etr wzdłuż linii jej działania. W a tt rów na się 10000000 ergów, czyli 1 0 m egaergom na sekundę.

Dawna jedn ostk a pracy, kilogram om etr równa się 98,09 m egaergom , koń zaś parow y o75% m na sekundę rów na się 735,45 wattom .

x) G dzie ds je s t nieskończenie małym ele­

mentem p rze strzen i, a dt nieskończenie m ałym elementem czasu (p. tłum .).

2) t. j . sum ie nieskończonej liczby n ieskoń­

czenie m ałych w yrazów , z k tó ry c h k aż d y rów na

F ' S1<2 - dt (p . tł.).

m

3) t. j. sum ie nieskończonej liczby n ieskoń­

czenie m ałych w yrazów , z k tó ry c h k aż d y rów na

. Ft

Sl<5 — dt (p . tł.).

W ym iarem pracy jest ms 2 t 2, a praca na jednostkę czasu m a w ym iar ms 2 13.

Leibnitz nazw ał siłą żywą p u n k tu m ate- ryalnego iloczyn mv2, ale Coriolis zachował ten term in dla iloczynu W braku nale­

żytej uw agi okoliczność ta może stać się cza­

sem powodem zamieszania.

My przyjm ujem y definicye Coriolisa i na- v mv2 • i.

zywam y siłą żyw ą ciała sumę L 0 -, wziętą a

dla w szystkich jego punktów .

M amy F — łiij. Pom nóżm y oba te wy­

razy przez ds cos 6 , zauważmy, że y cos 0 , t. j. styczna składow a przyśpieszenia, wynosi ćtv , i zastąpm y ds przez vdt a F ds cos 9 przez Cliż

dT. O trzym am y stąd d T — mvdv i całkując *) rr mv2 m v 2

~ 2 2 ~ '

P rzy ro st siły żywej rów na się pracy sił, przyłożonych do punktu.

P rzy rost siły żywej ciała jest sumą prac, w ykonanych przez siły zewnętrzne lub we­

w nętrzne.

Na mocy zasady niezależności skutku siły, od poprzedniego ruchu punktu, do którego jest ona przyłożona, droga przebieżona przez p u n k t m ateryalny, ju ż będący w ruchu i pod­

dany sile, je s t wypadkową geom etryczną drogi v0t, przebieżonej z prędkością początko-

. F t2

wą v0 oraz drogi 0—, przebieżonej pod dzia-

L i

U l

łaniem siły.

Na mocy zasady niezależności skutków sił, działających na p u n k t m ateryalnyjedno- cześnie, droga przebieżona przez p u n k t m a­

teryalny, już będący w ruchu i poddany kil­

ku siłom, jest wypadkową^ geom etryczną drogi v0t, przebieżonej z prędkością początko­

wi !2

wą v0 oraz drogi , przebieżonej pod dzia- łaniem każdej z sił.

Z asady podstawowe m echaniki nie dają się dowieść, podobnie ja k nie daje się dowieść postulat E uklidesa. Słuszność ich, podobnie ja k i słuszność tego postulatu, w ynika ze zgodności faktów , z nich w yprowadzonych, z fak tam i zaobserwowanemi.

*) t. j. wykony wając operacyę sumowania

wyrazów nieskończenie małych (p. tł.).

(8)

586

w s z e c h s w i a t

jnjó 3 4 A zatem m ożna powiedzieć, że m echanika

nieco więcej winna je s t doświadczeniu, an i­

żeli geom etrya.

K ażde tw ierdzenie m echaniki je s t praw dzi­

we, jakiekolw iek weźmiemy jed n o stk i d łu­

gości, czasu i m iary, a przeto z konieczności jest jednorodne względem każdej z tych trzech wielkości zasadniczych.

IX . Ciepło i radyoaktywność.

Można dowieść, że siła żyw a cząsteczek ciała, o którem przypuszczam y, że jest w po­

zornym spoczynku, składa się z siły żywej cząsteczek w założeniu, że m asa każdej z nich jest ześrodkow ana w jej środku cięż­

kości, oraz z siły żywej każdej cząsteczki w jej ru ch u względem osi o kierunkach sta ­ łych, przechodzących przez środek cząste­

czki.

Jeżeli do tak zmierzonej siły żywej czą­

steczek dodam y pracę, któ rą w ykonałyby si­

ły spójności, sprow adzając cząsteczki do ta ­ kiej odległości, na jakiej znajdow ałyby się one, gdyby dane ciało było w stanie skupie­

nia doskonale stałym , to otrzym am y to, co podług definicyi je st ciepłem całkow item ciała.

M ayer powiedział w r. 1842, „że ciepło może być zamienione na pracę m echaniczną i vice versa oraz że w przem ianie tej zacho­

dzi stosunek stały pom iędzy ilością ciepła, wytworzonego lub zniszczonego, a ilością pracy, zniszczonej lub w ytw orzonej “.

Innem i słowy, ciepło je s t szczególną po­

stacią energii, postacią, k tó ra może przeobra­

żać się w pracę lub w siłę żywą i vice versa ta k samo, ja k praca i siła żywa przeobrażają się jedna w drugą.

W brew tej zasadzie, Becąuerel, profesor szkoły politechnicznej w P a ry żu , stw ierdził w r.,1896, że uran i inne ciała radyoaktyw ne zdają się „w ysyłać sam orzutnie i nieograni- czenie promienie, m ogące pobudzać fosfo- rescencyę ciał fosforyzujących, przyczem źródło tej energii je s t n ieznan e14.

W r. 1898 państw o Curie wydzielili z blen­

dy smolistej nowy metal, rad, k tó ry je s t tak samo radyoakty wny, ja k uran, lecz w stopniu nieporów nanie wyższym, gdyż energia jego je st dw a m iliony razy większa.

B erger podał dwa następujące tłum acze­

nia tego zjaw iska, napozór paradoksalnego:

Albo energia w ydzielana jest pracą sił w ew nątrz-cząstkow ych, działających w ura­

nie lub radzie.

Albo też energia ta je s t przeobrażeniem energii nieznanych jeszcze drgań, rozchodzą­

cych się w przestrzeni.

Sam Curie w odczycie, ogłoszonym wRe- vue scientifique z 13 lutego 1904 r., wypo­

w iada hypotezę, że takie wydzialanie energii może być wynikiem powolnej ewolucyi radu oraz pow staw ania gazu helu.

Nam nie w ydaje się rzeczą niemożliwą na­

wet i to, że część radu, dotąd nie dająca się zmierzyć, zamienia się na eter i że w tem właśnie tkw i przyczyna tego zdumiewające­

go wydzielania energii.

G dyby tak było i gdyby energia wydziela­

na pow staw ała kosztem samejże m ateryi ra- dyoaktyw nej, to naruszałoby to jednocześnie:

zasadę zachow ania m ateryi i zasadę zacho­

wania siły żywej. Być może, doprowadzi­

łoby to do zm ierzenia m echanicznego równo­

w ażnika m ateryi, a Becąuerel oraz państwo Curie podnieśliby rąbek zasłony, zakrywają­

cej stworzenie św iata.

X . Program kursu mechaniki.

N auka m echaniki może prowTadzić do naj­

wyższych zagadnień filozofii naturalnej;

niemniej przeto, gdyby na nas spadł kiedy zaszczyt w ykładania tej umiejętności, zasto­

sowalibyśm y skrom nie starą radę Kartezyu- sza, k tóry każe „prowadzić w porządku my­

śli nasze, zaczynając od przedm iotów naj­

prostszych i najłatw iejszych do poznania, by potem wznosić się powoli, ja k po sto­

pniach, aż do poznania, rzeczy najbardziej skom plikow anych".

Zaczęlibyśm y od cynem atyki, czyli nauki o ruchu samym w sobie, niezależnie od sił;

następnie przeszlibyśm y do statyki, czyli nauki o równowadze, i zakończylibyśm y dy­

nam iką, czyli nauką o ruchu w zależności od sił, które go wywołują.

W każdej z tych części zbadalibyśm y ko­

lejno:

1 ) p u n k t m ateryalny swobodny;

2 ) p u n k t m ateryalny, zmuszony do po­

zostaw ania na krzywej lub na p o w i e r z c h n i ;

3) nić giętką i nieciągliwą;

4) błonę giętką i nieciągliwą;

5) ciało stałe sztywne swobodne;

(9)

JM° 34 W S Z E C H Ś W IA T 537

6 ) ciało stałe sztywne, posiadające: je ­ den p u n k t stały, dwa pu nkty stałe, albo też kilka punktów n a swej powierzchni ze­

wnętrznej, stycznych do płaszczyzny stałej lub do innego ciała stałego sztywnego;

7) ciało stałe sprężyste;

8 ) ciecz nieściśliwą;

9) gaz, k tó ry w braku wszelkiej siły zewnętrznej przybrałby objętość nieskoń­

czoną.

Dla każdego twierdzenia m echaniki istnie­

ją wogóle: dowód czysto geom etryczny i do­

wód analityczny. K ażdy z nich m a swoje zalety. M etoda geom etryczna jest w y tw o r­

niejsza, uderza oko i łatw o zostaje w pam ię­

ci. M etoda analityczna je s t prostsza. My- byśmy się posługiw ali to jedną, to drugą.

Zależnie od rodzaju audytoryum , udzielili­

byśmy więcej lub mniej m iejsca m echanice stosowanej, t. j. badaniu:

mechanizmów, przenoszących ruch ciała, które może być m otorem , na inne, które mo­

że być narzędziem,

oraz m aszyn, składających się z motoru, mechanizmów i narzędzia, które do pewnego określonego przedm iotu stosuje pracę mo­

toru.

O dsunęlibyśm y do części dodatkowej teo- ryę przenoszenia się drgań oraz teoryę m e­

chaniczną ciepła, które, źdaniem naszem, są raczej częścią fizyki, aniżeli m echaniki wła­

ściwej.

W reszcie zadowalalibyśm y się zawsze pół- pewnością, k tó rą osiągnąć może wiedza ludzka.

X I. „Zasady m echaniki11.

A rtyk uł niniejszy czekał na kolej swą w tekach Revue Scientifiąue, gdy kolega nasz W ickersheim er ogłosił pracę analogi­

czną, zaw ierającą 130 str. 8 .

Je st to praca sumienna, mieszcząca w so­

bie poglądy zdrowe. Przeczytanie jej zale­

camy każdem u, kto pragnie zdać sobie spra­

wę z tego, czem je s t m echanika i czem może zostać w przyszłości.

W ickersheim er słusznie powiada, że trz e ­ ba oczyścić nauczanie m echaniki, podobnie jak i nauczanie w szystkich innych um ie­

jętności, od niejasności m etafizycznych i błę­

dów antropom orfizm u, że, pom ijając tarcie na początku dynam iki, czynim y to tytułem

pierwszego przybliżenia, by ustopniować trudności; że rów now aga jest tylko abstrak- cyą; że w zjaw iskach m ateryalnych n aj­

prostszych wchodzi w grę cała m echanika, jeżeli chcemy je zanalizować w sposób zu­

pełny.

Trzeba stosować wyżej wspom nianą regu­

łę K artezyusza, ale, skoro się rozwiązało za­

gadnienie uproszczone, nie należy w yobra­

żać sobie, żeśmy je rozpatrzyli w całości.

M echanika je s t nauką doświadczalną, a św iat znamy tylko przez wrażenie, które spraw ia on na zmysły nasze. Mechanika jest subjektyw na i antropom orficzna W ickers­

heim er robi godne uznania wysiłki, by ją uczynić objektyw ną i bezwzględną, ale w y­

siłki te, zdaniem naszem, zmierzają do celu, który jest nie do osiągnięcia.

W ydaje nam się niezbędnem przyjąć kilka postulatów za podłoże, su b strat każdej um ie­

jętności, i z naszej strony przyjm ujem y po­

stu laty następujące:

Jesteśm y zwierzętami, poruszającem i się n ajed n y m z najm niejszych księżyców słoń­

ca; ziemia obraca się dokoła linii biegunów ’) a jej środek ciężkości zatacza praw ie do­

k ładną elipsę dokoła środka ciężkości u kła­

du słonecznego, jako ogniska; ten ostatni środek ciężkości sam porusza się ruchem , m ało jeszcze znanym , względem środka ciężkości naszego W szechświata, który to środek, do nowego rozkazu, uważam y za nieruchomy.

Nasze „ja ‘‘ jest syntezą wszystkich „ja “

| komórek, których jesteśm y agregatem . Od chwili poczęcia, w życiu płodu i w młodości, kom órki nasze rozw ijają się i mnożą: nasze ja rośnie. W sąsiedztwie m axim um wszelka funkcya zmienia się mało: w wieku d ojrza­

łym nasze ja je s t praw ie stałe. W starości i od chwili śmierci kom órki nasze niszczeją i um ierają: nasze ja gaśnie.

Mamy pojęcie przestrzeni bezwzględnej, chociaż nie rozporządzam y żadnym punktem

1) P tolem eusz tłum aczył ruch dzienny obro­

tem całego W sze ch św ia ta (z w yjątk iem Ziem i) dokoła linii biegunów . D ziecko b aw iące się b ą ­ kiem może przypuścić, że ono samo, Z iem ia i c a ­ ły W szech św iat obracają się dokoła osi je g o b ą ­ ka. A le tłum aczenia te są nieskończenie m niej praw dopodobne, aniżeli K opernikow ski o b ró t zie-

! mi i o b ró t bąka.

(10)

538 W S Z E C H Ś W IA T No 34 oparcia nieruchom ym i chociaż nie możemy (

naw et stw ierdzić praktycznie i z wszelką pewnością, że dwie proste są równe, że trzy p unkty leżą na prostej lub że cztery p u nkty znajdują się w jednej płaszczyznie.

Mamy pojęcie p u n k tu m ateryalnego, ciała 0 wym iarach nieskończenie m ałych, całko­

wicie odosobnionego w przestrzeni, aczkol­

wiek zaobserwowanie takiego ciała je s t dla nas zupełnem niepodobieństw em :

1 ) ponieważ w szystkie ciała przy ro d y m a­

ją w ym iary skończone;

2 ) ponieważ nie możemy u su n ąć—chyba siłą myśli — w szystkich ciał W szechśw iata z w yjątkiem jednego;

3) ponieważ, naw et gd y by się to nam powiodło, oprócz tego ciała pozostalibyśm y jeszcze m y sami, k tórzy obserw ujem y.

W ciągu całego życia, a szczególnie w wie­

ku dojrzałym , m am y świadomość tego, że nasze ja , które jest trw ałe, odbiera w rażenia kolejne, że puls nasz bije praw ie regularnie 1 że przechodzim y naprzem ian przez okresy czuwania i snu; takim w ydaje nam się po­

czątek pojęcia czasu.

M amy pojęcie czasu bezwzględnego, cho­

ciaż nie możem y stw ierdzić praktycznie i z zu­

pełną pewnością współczesności dw u zja­

wisk. Mamy pojęcie czasu rozłożonego p ra ­ widłowo, czego dowodem jest w łaśnie to, że człowiek nie zajęty uważa, że czas m u się dłuży, człowiek zaś czynny je s t zdania poety:

E t interea fu g it irreparabile tem pus.

W ickersheim er określa czas ja k o „zm ien­

ną niezależną, której funkcyam i są w spół­

rzędne p u n k tu , w yznaczonego względem trzech osi w spółrzędnych, zajm ujących , w przestrzeni położenie sta łe “. Najważniej- | szą wadą tej definicyi jest to, że pozwala ona podstaw ić zam iast czasu jakąkolw iek je ­ go funkcyę.

M amy pojęcie sił statycznych, chociaż spo­

czynek nie istnieje w przyrodzie.

W ickersheim er odrzuca a p rio ri owe poję­

cia przestrzeni, czasu i siły, któ re człowiek zawdzięcza swoim zmysłom oraz trw ałości swego ja. Co do nas, uw ażam y za roztro ­ pniejsze przyjąć je z dobrodziejstw em inw en­

tarza, przyznając się zarazem do tego, że człowiek nie może posiąść ich inaczej ja k ty l­

ko w sposób w zględny i subjektyw ny.

Różnica pom iędzy autorem tym a nami jest tylko w odcieniu albo, jeśli kto woli

w odm iennym sposobie w y rażan ia tej samej myśli.

X II. „Materya i rnch“.

26 stycznia 1905 r. pułkow nik H artm ann bronił przed francuskiem Tow arzystw em fi- lozoficznem ciekawej tezy o m ateryi i ruchu i z tego powodu prow adził dyskusyę z pro­

fesoram i H adam ardem , P ainleve i Perrinem.

H artm an n nazywa akcyą iloczyn m v, który m echanika klasyczna nazyw a ilością ruchu.

W ywodzi on różne m echaniki, które tem są w stosunku do m echaniki klasycznej, czem są geom etrye R iem anna i Łobaczewskiego w stosunku do geom etryi Euklidesa, a które w ydają nam się poprostu igraszkam i umysłu.

Teza H artm an n a jest dowodem, że w me­

chanice niem a nic nietykaluego; atoli po przeczytaniu jej pozostajem y wraz z profe­

soram i Painleve i Lecornu skrom nym obroń­

cą m echaniki klasycznej, zgadzając się z Freycinetem , że jest to nauka doświadczal­

na, a z Poincarem , że wszystkie jej twierdze­

nia są mniej lub więcej hypotetyczne.

Tłum . S. B.

ZA ĆM IEN IE

SŁOŃCA 30 S IE R P N IA 1905 r.

30 sierpnia, r. b. upłynie 18 la t 11 dni od dnia, kiedy przez północną część k raju na­

szego przechodził pas całkow itego zaćmienia słońca, w idzialnego wszędzie u nas jako p ra­

wie całkowite. Zainteresow anie się niepo- wszedniem zjaw iskiem udzieliło się wtedy u nas nietylko szczupłemu g ro nu przyro­

dników, którzy zorganizowali p arę wypraw naukowych, ale również, ja k to przypom ni sobie wielu czytelników, ogarnęło szerokie koła oświeconej lu d n o ści1).

Tysiące ciekawych doznały wszakże zawo­

du, gdyż ranek 19 sierpnia 1887 roku był pochm urny i m glisty; dostrzeżono jedynie

*) D ow odem zajęcia może b y ć p o n ie k ąd n ie b y ­

w ały w naszych sto su n k ach k się g a rsk ic h fa k t, że

3 0 0 0 egzem plarzy p o p u larn ej b ro sz u rk i I . K lej-

b e ra o zaćm ieniach rozkupiono w k ilk a dni

( „ K r a j“ z r. 1 8 8 7 , M 32).

(11)

JMś 34 W S Z E C H Ś W IA T 539 nastąpienie zupełnego zmroku w chwili cał­

kowitego zaćm ienia.

Bardzo m ałym był również plon licznych ekspedycyj astronom icznych: kilka fotografij z chwili całkow itego zaćm ienia 1). A tak wiele obiecywano sobie po niem! Pas całko­

witego zaćm ienia przebiegał na lądzie aż 10000 hm— od L ipska do m orza Jap o ń sk ie­

go; m ożna było spodziewać się, że gdziekol­

wiek na ta k wielkiej przestrzeni niebo będzie łaskawe dla astronom ów .

Zaćmienie nadchodzące w dniu 30 sierp­

nia, uw aża się za „pow tórzenie1* tego nie­

szczęsnego zaćmienia; wyraz „powtórzenie"

wym aga pewnego w yjaśnienia. W ciąga okresu, zwanego Sarosem, a obejmującego 6585,3 dni (to jest 18 lat 11 dni lub 18 lat

1 0 d n i—w razie pięciu la t przestępnych), zaćmienia słońca i księżyca zachodzą pozor­

nie niereg ularn ie—w nierównych odstępach czasu. Podczas każdego następnego Sarosu zaćmienia zachodzą w tym samym porządku i w ty ch sam ych odstępach czasu, ja k w cią­

gu poprzedniego, przyczem każdem u zaćmie­

niu jednego Sarosu odpowiada następujące w 6585,3 dni zaćmienie drugiego Sarosu;

w tem znaczeniu mówi się, że zaćmienia się pow tarzają. Czas takiego pow racania zać­

mienia w ynosi— dla zaćmień księżyca 865 lat a dla zaćm ień słońca 1260 lat. Rozm iary jednego i tego samego zaćmienia w różnych jego pow rotach i kraje, w których jest w i­

dzialne, byw ają wszakże niejednakowe. Za przykład tej ostatniej uwagi może służyć zaćmienie, o którem mowa, a które w roku bieżącym będzie widzialne u nas tylko jako częściowe. P as całkow itego zaćmienia za­

czyna się ty m razem w K anadzie, przecho­

dzi przez południow ą część zatoki Hudsoń- skiej, A tlan ty k , północną Hiszpanię, w yspy Balearskie, Alger, Tunis i kończy się w A ra ­ bii. Trw anie całkow itego zaćmienia w ma- ximum 4 m inuty

W W arszaw ie wielkość zaćm ienia=0,60, to znaczy, że w chwili m axim um 0 , 6 —-3/ 6

średnicy słońca będą zakryte przez kiężyc;

początek w W arszaw ie o godzinie 1 min.

45,6, koniec o godz. 3 min. 51,9. Ażeby z przytoczonych liczb otrzym ać dokładny

J) Z d ję ty c h przez pp. B iełopolskiego i von G łasenappa z P e te rs b u r g a i A ra i z Tokio,

czas (warszawski) początku i końca zać­

m ienia dla miejscowości, w prom ieniu kilku­

dziesięciu mil, wiedzieć należy, że na każde

1 0 m il (różnicy w długości), o które dana miejscowość jest położona na wschód od W arszawy, początek i koniec zaćmienia opóź­

niają się o 1 , 6 m inuty, a na każde 1 0 mil od­

ległości na południe (różnicy szerokości), początek zaćm ienia opóźnia się o 0 , 6 min., koniec zaś o 1,5 m inuty. O tyleż m inu t fazy w ystępują wcześniej, jeżeli miejscowość je s t położona na zachód lub północ od W arszawy.

Pierw sze zetknięcie się księżyca ze słoń­

cem nastąpi na zachodniej części tarczy słoń­

ca, ostatnie zaś n a południowo-wschodniej, d o łem okiem obserwować można słońce przez kolorowe lub zakopcone szkło, albo p a­

pier z przekłutą dziurką. W razie obserw a­

cyi przez lunetę można będzie widzieć cieka­

we zachodzenie księżyca na liczne obecnie

p lam y na słońcu. T. B.

K R O N IK A NA UK OW A.

Z dziedziny m iar i wag. Z e spraw ozdania k tó ­ re B enoit, d y re k to r B iu ra m iędzynarodow ego, złożył M iędzynarodow em u K om itetow i w ag i m iar w yn ik a, że je d n o stk a m asy, k tó rą p rze d sta w ia ją w zorce z p la ty n y z dom ieszką iry d u zachow ała się od czasu ro zd an ia ty c h wzorców państw om , należącym do t. zw. konw encyi m etra, z d o k ła d ­ nością do je d n e j stum ilionow ej, t. j. granicy, k tó rej pom iary dzisiejsze przekroczyć nie m ogą.

W n io sek te n w y p ły w a z niezm ienności rów nań dotyczących 6 ciężarów kilogram ow ych, k tó re po w iększej części nie b y ły używ ane od r. 1889.

N atom iast in n e k ilogram y, k tó re służyły do czę­

stych porów nań, stra c iły cokolw iek ze sw ej m asy albow iem ró w n a n ia ich różnią się od średniej z tam tych, d ają c o k ilk a se tn y ch m iligram a m niej.

A zatem , z pom iarów ty c h w ynika: z je d n e j stro ­ n y pew ność zupełna co do zachow ania się w zor­

ców, bardzo mało używ anych, z d ru g iej zaś s tro ­ n y — konieczność sp raw d zan ia od czasu do czasu ty c h , któ re są ciąg le w użyciu, je ż e li chcem y w ziąć na sieb ie odpow iedzialność za se tn ą część m iligram a n a kilogram czyli za je d n ę stum iliono- w ą w w artości w zględnej; je s t to dokładność, k tó rej na szczęście w ym aga niew ielk a ty lk o licz­

ba pom iarów fizycznych.

W tem sam em sp raw o zd a n iu w skazane są w ar­

tości, do k tó ry c h prow adzą: z je d n e j stro n y , po­

m iary C happensa, a z d ru g iej — nieodżałow anego

M aie d e L ep in ay a oraz B uissona, zm ierzających

do oznaczenia m asy d ec y m e tra sześciennego wo­

(12)

540 W S Z E C H Ś W I A T JM® 34

d y . B ardzo zgodne w y n ik i tych pom iarów w y ­ kazu ją. że m asa ta różni się o d k ilo g ra m a zale­

dw ie o 0 ,0 0 0 0 3 , t. j . o w ielkość, k tó re j m ałość przynosi zaszczyt m etrologom , co stw o rz y li kilo­

gram , opierając się n a d ec y m e trz e sześciennym . C iekaw a je s t d ec y zy a K o m ite tu m ięd zy n aro d o ­ w ego, k tó ra zezw ala n a p o słu g iw a n ie się te rm i­

nem „ k a ra t m e try c z n y " n a oznaczenie, w h an d lu drogiem i kam ieniam i, m asy 2 0 0 mg. M asa ta zaw iera się pom iędzy b ard z o różnem i w a rto śc ia­

mi, k tó re po siad a k a r a t w różnych k ra ja c h , a k tó ­ ry c h d o tą d n ie zarzucili ju b ile rz y . To d ro b n e ustę p stw o d la n azw y b ardzo rozpow szechnionej zachęci zapew ne in te reso w an y c h do p rzy ję cia w szędzie je d n a k o w e j w arto śc i k a ra ta , k tó reg o rozm aitość j e s t źródłem niezliczonych tru d n o ści, a n ie k ied y n a w e t u ła tw ia oszustw o.

' W k ró tk iej no tatce, dotyczączej m e tró w spo­

rządzonych z p la ty n y z dom ieszką irj-d u , zn a jd u ­ jem y dow ód ich stałości, analogiczny do dow odu, k tó ry przy to czy liśm y , m ów iąc o k ilo g ram ie. N ie ­ co dalej n a s tę p u je o b sz ern a p raca, obejm u jąca h isto ry ę w zorców m e try czn y c h od stw orzenia u k ła d u aż do dni naszych. B ardzo ja s n e defini- cye,- k tó re zn a jd u je m y w tej p rac y , u w ażać m oż­

n a za d ecy d u jące w tej ta k su b te ln e j k w esty i.

N o ta tk a G uillaum ea tłum aczy, co należy rozu­

m ieć przez term in: ,;sk a la te m p e ra tu r n o rm a ln a 11 i w yjaśnia, w ja k i sposób sk a la t a d a je się urzeczy w istn ić na całej rozciągłości te m p e ra tu r, dziś dostępnych.

W reszcie rozp raw a B e n o ita i G uillaum ea zdaje sp raw ę z dośw iadczeń, prow adzonych od la t cz te­

rec h w b iurze m iędzynarodow em , celem oznacze­

n ia w arunków , w k tó ry c h o d b y w a się w geodezyi stosow anie d ru tó w n a p ię ty c h do pom iaru p odstaw . B y ocenić ilość p rac y , w łożonej w te b ad a n ia dość je s t zauw ażyć, że sp raw o z d a n ie u w zg lę d n ia przeszło 1 5 0 0 0 0 o d czy tań u sk u te cz n io n y ch w w a­

ru n k ac h n ajro zm aitszy ch , i sy ste m a ty c z n ie m o­

dyfikow anych.

G odna u w ag i j e s t ścisłość ja k ą zdołano osiąg­

nąć. O kazuje się, że d r u ty n ap ięte pozw alają zaręczyć, w m ierzen iu p o d sta w , za dokład n o ść do je d n ej m ilionow ej, w znacznej części d zięk i u ż y ­

ciu aliażów niero zszerzaln y ch , k tó re z n o s z s b łę d y , pochodzące z te m p e ra tu ry , t. j. b łę d y najw iększe, iakiem i d o tą d obciążone b y łv te pom iary.

(R evue g. d. S.). ' S . B .

— S iła ciężko ści w Indyach. G. G. Bur- r a d p rze d sięw z iął sz ereg p o szu k iw ań , celem sp raw d ze n ia o b se rw ac y j, k tó re w y k o n a li b y li w la tac h od 1 8 6 5 do 1 8 7 3 B a se v i i H ea v isid e , posługując się w ahadłam i sek u n d o w em i T o w arzy ­ stw a K rólew skiego. W y n ik o g ólny j e s t te n , że w arto ści B aseviego są zaw sze za nizkie, a to z po­

w odu że u ży w a ł on do w a h a d ła p o d sta w y d re ­ w n ian ej, a w ięc g ię tk ie j. A toli o d stę p stw a nie są sta łe poniew aż zgięcie p o d sta w y d rew n ia n ej zależne było, p raw dopodobnie, od te m p e ra tu ry

i w ilgotności. N a w szy stk ich p o łudnikach h i­

m alajsk ich stw ierdzono, że k ie ru n e k ciężkości u le g a n astępującem u praw u ogólnem u: w sąsiedz­

tw ie zw ro tn ik a, w m iarę posuw ania się na północ, k ie ru n e k ciężkości zm ienia się z północnego na południow y; w dolinie G angesu k ie ru n e k ten w dalszym ciągu odchyla się na p o łudnie n a prze­

strzen i k ilk u s e t mil an g .; n astęp n ie je d n a k od chw ili g d y się ukażą szczyty H im alajsk ie, zaczy­

n a odchylać się na północ.

(R . g. d. S.). S . B .

— Rozchodzenie się tonów muzycznych w rurach trzym etrow ej średnicy. W r. 1895

j Y iolle i V a u tie r w yko n ali sz e re g dośw iadczeń n a d rozchodzeniem się głosu w ogóle w rurze, ciągnącej się prostoliniow o na p rze strzen i 29 2 2 m

i m ającej trz y m e try w śred n icy . O becnie, ciż sam i d wa j b adacze zajęli się zbadaniem rozchodze­

n ia się tonów m uzycznych w szczególności. P ie r­

wszym w ynikiem , k tó ry zdołali oni otrzym ać, je s t to, że w łasności ak u sty cz n e u trz y m u ją się bez zm iany na w ielkich odległościach przyczem je ­ d n ak doniosłość (t. j. p rze strzeń , n a ja k ą sięga i głos) zależy o d w ysokości tonu. T ony w ysokie nie p rz e n ik a ją ta k daleko, ja k to n y nizkie. T ak

| np. g d y ut_L (32 d rg a n ia podw ójne) w ielkiej pisz­

czałki organow ej, w ysokiej na 16 stóp, słychać w yraźnie na odległości 25 h m , to r e .7 (4 4 0 0 d rg a ń podw ójnych) ju ż po przeb ieżen iu 1 8 0 0 m

w y d a je się szm erem , całkow icie pozbaw ionym c h a ra k te ru m uzycznego, a o k ilk a se t m etrów d a­

le j za n ik a zupełnie.

Chociaż n a tu ra p rz y rz ą d u oraz sposób w y tw a ­ rza n ia to n u n ie pozostają bez w p ły w u n a w yniki, to je d n a k n a ogół m ożna pow iedzieć, że, w o b rę ­ b ie całej sk a li m uzycznej, doniosłość to n u w rurze j e s t o d w ro tn ie proporcyonalna do p ie rw ia stk u k w ad rato w e g o z liczby d rg ań . Oznaczywszy liczbę d rg a ń , odniesioną do ut_[, przez n , donio­

słość zaś, w yrażoną w p odw ójnych długościach r u r y c = 5 8 4 4 m przez p, stw ie rd z im y , że p V n

j e s t stałą. G odna u w ag i je s t zgodność w yniku te g o z te o ry ą K irchhoffa.

B iot p rzek o n ał się, że m elodye, w y g ry w a n e na flecie, przenoszą się przez ru rę , d łu g ą na 951 m , w sta n ie niezm ienionym , pomimo niew yraźności

; tonów w ysokich. R e g n a u lt, na pod staw ie spo- I strzeżeń, poczynionych zapom ocą rezonatorów K oniga, u trzy m y w a ł, przeciw nie, że pozorna p ręd ­ kość tj^ch o statn ich tonów je s t znacznie m niejsza od p ręd k o śc i tonów nizkich. V iolle i Y autier, zbad aw szy ton y , w y tw arzan e przez w praw nych m uzyków w w aru n k ach n ajrozm aitszych, a więc to n y pojedyńcze, tony n astęp u jące po sobie w e ­ d łu g różnych m elodyj oraz tony jed n o czesn e dwu in stru m e n tó w , nie m ogli zauw ażyć innej zmiany prócz osłabienia, w zrastająceg o z odległością aż do zupełnego zaniku w łasności m uzycznych. D o­

p óki ty lk o trw ały tony, u trzy m y w a ły się bez

zm iany ich ry tm , w ysokość a n a w e t barw a.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli jest tak, że rozwój, człowieka w jakimkolwiek wymiarze może dokonać się tylko przez działanie (a przecież innej drogi człowiek nie zna), .to warunkiem

dowskich na ziemiach polskich na to zjawisko, które marginalnie omówił już Bristow 41 Tym samym prezentowana praca ma za zadanie rozwinąć postępujące w ostatnich latach

Rowerzysta porusza się ruchem jednostajnie przyspieszonym.. Określić

Poziom i właściwości zdolności uczenia się uczniów szkoły podstawowej w zakresie wyróżnionych operacji Poznawanie.. Zdolności uczenia się badanych uczniów

Niech zawsze znajdzie się czas choć na krótką modlitwę i niedzielną Eucharystię, aby Jezus wypełniał swą siłą Wasze serca. Z

Niech zawsze znajdzie się czas choć na krótką modlitwę i niedzielną Eucharystię, aby Jezus wypełniał swą siłą Wasze serca. Z

Przeanalizowano rozwój zdol- ności odwołując się do modelu – cyklu życia zdolności opisującego kolejne sta- dia rozwoju zdolności w przedsiębiorstwie.. Następnie

„Pies goni kota” – dzieci dobierają się w pary (lub dziecko- rodzic).. Ustalają, które jako pierwsze jest psem, a