• Nie Znaleziono Wyników

W życiu miałam różne perypetie - Gabriela Gorzandt - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "W życiu miałam różne perypetie - Gabriela Gorzandt - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

GABRIELA GORZANDT

ur. 1926; Bychawa

Miejsce i czas wydarzeń Biłgoraj, Józefów, II wojna światowa, PRL

Słowa kluczowe okupacja niemiecka, ucieczka, Warszawa, Biłgoraj, Józefów, praca

W życiu miałam różne perypetie

W 1943 roku moich rodziców aresztowali Niemcy i drugiego albo trzeciego marca rozstrzelali. Mnie udało się szczęśliwie uchronić. Bo wtedy kiedy przyszli do nas na rewizję, to ja wyszłam z domu na polecenie mamy i nie wróciłam. Pomyślałam sobie, że wrócę, jak skończy się rewizja. Potem mnie koleżanki ostrzegły, żebym ukryła się, ponieważ pani, chyba Piwowarska, takie nazwisko, miała skład apteczny u nas w domu i dała znać, że przychodził gestapowiec Majewski, pytał gdzie ja jestem, bo szef kazał aresztować. Najpierw ukrywałam się u znajomych, potem wyjechałam do Lublina. Tam byłam bardzo krótko. W tym domu dzięki uprzejmości właścicieli mogłam się zatrzymać. To była siostra rodzona pani profesor Jabłońskiej. Oni zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że narażają się na niebezpieczeństwo całą rodziną. Mieszkałam parę miesięcy. Następnie wyjechałam pod Warszawę, do Brwinowa. Tam byłam przez trzy miesiące u Urszulanek Szarych. Wcześniej jeszcze z miesiąc na Pradze mieszkałam u teściowej pani Jabłońskiej. To taka historia, długo by opowiadać, może ja to skrócę. Stamtąd wyjechałam do Kamieńska. Między Piotrków Trybunalski a Radomsko. Tam mieszkałam parę miesięcy. W 1945 roku weszli tam Sowieci. Pracowałam przez parę miesięcy w szkole podstawowej w Łasku. Stamtąd wróciłam do Biłgoraja. Podjęłam naukę na uniwersytecie lubelskim.

Niestety musiałam przerwać, bo nie miałam pieniędzy. Poza tym doktór Mieszkowski, który wtedy pracował w Biłgoraju, powiedział mi: „Albo życie albo nauka” Już miałam taką koleżankę, Jadzię Czarnecką, która bardzo chciała ukończyć maturę. Ukończyła maturę i parę miesięcy po maturze zmarła. Więc na zdrowy rozum biorąc zrezygnowałam, bo nie miałam funduszy, głodowałam. I różnie pracowałam.

Pierwsza moja praca, to była w takim sierocińcu, który mieścił się na przedmieściach Biłgoraja. Jeszcze ten budynek stoi. Tam była gajówka kiedyś chyba, czy leśniczówka. Prowadzony był taki żłobek dla małych dzieci. To tam pracowałam parę miesięcy. Potem pan dyrektor Dyrka zatrudnił mnie w szkole w Biłgoraju. Pracowałam chyba trzy lata. Potem wyszłam za mąż. I takie perypetie, tu wyjechałam, tam

(2)

wyjechałam. Wreszcie wróciłam do Józefowa. I już z rodziną. Miałam dwoje dzieci, męża. Tu sprowadziliśmy się ze względu na to, że mieszkali rodzice męża, starsi wiekiem. Uradzili, że tak będzie dobrze. Jedni drugim pomogą. No i tu podjęłam pracę. Wtedy, kiedy mieszkałam pod Lublinem, to pracowałam jako nauczycielka gospodarstwa domowego w szkołach przysposobienia rolniczego na terenie powiatu kraśnickiego. Parę lat. Codziennie dojeżdżałam do innej szkoły. Wracałam późno.

Wyjeżdżałam nieraz rano, wracałam o dziesiątej w nocy. Dzieci zostawały pod opieką sąsiadki. Zawsze z duszą na ramieniu wracałam - czy dom nie spalony, czy dzieci żywe. Jak sprowadziliśmy się do Józefowa, to pracowałam też w dwóch szkołach przysposobienia rolniczego - w Górecku Starym i w Aleksandrowie. A następnie zostałam zatrudniona w Powiatowym Związku Kółek Rolniczych jako powiatowa instruktorka Kół Gospodyń Wiejskich. I to była bardzo ciekawa praca. Do tej pory jestem z tymi kobietami związana. Natomiast jak pracowałam w Biłgoraju, to miałam takie zajęcia, nazwę to „roboty ręczne” To jest jeden przedmiot. A drugi przedmiot, to było takie łatanie dziury. Nie ukrywam, byłam mocna z matematyki, to miałam takie lekcje uzupełniające. W jednym roku uczyłam geografii. Nie było mi łatwo, bo nie miałam przygotowania do tego, ale trzy lata wytrzymałam. To była dobra szkoła. Już wtedy mogłam ukończyć i zdobyć uprawnienia nauczyciela, jednak zdecydowałam się na pracę z kobietami wiejskimi. Ponieważ uważałam, że one są bardzo przez życie pokrzywdzone, są poniżane, odsuwane od wszystkiego. Do ciężkich robót, rodzenia dzieci tylko były. I nie żałuję, bo praca ta dała mi dużo satysfakcji.

Data i miejsce nagrania 2007-01-31, Józefów Biłgorajski

Rozmawiał/a Alicja Sadowy

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Izrael 2009, Lublin, okres powojenny, dom dziecka w Lublinie, koleżanki, nauczyciele.. Koleżanki i nauczyciele z domu dziecka

To ona chodziła i chodziła jeszcze ze mną koleżanka, Marysia Szejbalówna się nazywała, która mieszkała w Nałęczowie!. I ona mnie zaprosiła do Nałęczowa

To był człowiek inteligentny, jakie on miał ręce, na niego było popatrzyć, na jego ręce, to był tak jak jakiś arystokrata.. Był tak przystojny i tak kulturalny, że takich

Ojciec mój zaproponował pani profesor Janinie Jabłońskiej, żeby mnie uczyła, żebym nie miała przerwy w nauce.. I w 1939 roku, po tych nalotach, po wejściu Niemców do

Później mieliśmy [kryjówkę] tak na poddaszu, była tam altana, to byliśmy na dachu w altanie, ale też jak nie było ludzi, można było zejść.. To było nie za pieniądze,

No bo już wtedy mieszkaliśmy na ulicy Głowackiego, tak że ja musiałem przez całe miasto dojechać o 4 rano do piekarni, a potem, następne dni to już było wydawanie przepustek,

Jechaliśmy nie raz w południe, tylko jak już jechaliśmy w południe na zboże, tośmy zawsze anioł pański odmawiali. Ale nikt nie widział

Był taki malutki chłopaczek, Wołodia się nazywał, to mamusia zlitowała się i dała mu poduszeczkę pod głowę, bo on był z domu dziecka wzięty do wojska.. On płakał, wziął