• Nie Znaleziono Wyników

Zakochany biznesmen

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zakochany biznesmen"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Frederic Jameson

Zakochany biznesmen

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122),

267-277

(2)

Prezentacje

Fredric JAMESON

Zakochany biznesmen1

K iedy zastanaw iam się, dlaczego ta k niezw ykła powieść, jak Lalka Bolesława P rusa (A leksandra Głowackiego) jest ta k m ało znana, ta k rzadko czytana na Z a­ chodzie, pierw sza, nieu ch ro n n ie się nasuwająca odpow iedź w skazuje na język polski jako tzw. język „m ałej m ocy” (small-power languages). N ie zm ienia tego fakt, że jest to n ajstarszy słow iański język literac k i, z bogatą lite ra tu rą renesansow ą datującą się od czasu, kiedy Polska była najw iększym k rajem w E uropie; język, k tó ry szczy­ ci się n ajzn a k o m itsz y m ro m an ty czn y m p o etą e u ro p e jsk im (jego poezja odegra w ażną rolę w Lalce).

N ie zm ien ia tego rów nież h ero ic zn y stereo ty p P olaków jako Irlan d czy k ó w W schodu, z ich szlachetnym i i straceńczym i rew oltam i przeciw im p erialn ej p o tę­ dze sąsiada i suzerena (najw iększe z tych p rzegranych pow stań - styczniowe z 1863 ro k u - stanow i jeden z tem atów pow ieści, walczył w n im jej autor). W iększej w ie­ dzy o tym języku i jego lite ra tu rz e nie sprzyja naw et kluczow e znaczenie Polski dla Żydów europejskich, którzy odegrali w ażną h istoryczną rolę w tym osobliwym system ie klasow ym z liczną zubożałą, lichą szlachtą i d robnym m ieszczaństw em , które z w olna w yłaniało się w m iastach. G eneralnie jest to świat ta k bard zo obcy zach o d n iem u dośw iadczeniu, że odbiorcy P rousta lub czytelnicy angielskiej p o ­ w ieści m ogliby uznać ta k i obraz społeczeństw a za całkow icie niezrozum iały. „M ais quoy, ils ne p o rte n t p o in t de chausses!”2

Ź ródło tekstu: F. Jam eson A B usinessm an in L o v e , w: The N o v e l, vol. 2, ed. b y F. M oretti, P rin ceton U n iv e r sity Press, P rin ceton 2007, s. 437-446. „Ale có ż k ied y n ie n o szą p lu drów !” (M. M o n ta ig n e O kanibalach, w: tegoż Próby, t. 1, przel. T. Ż e le ń sk i [Boy], PIW, W arszawa 1985, s. 318).

2

2

6

(3)

2

6

8

Stąd być m oże w ydają się n am tak dalecy i nazbyt egzotyczni, a zwłaszcza: zako­ chany biznesm en! Bo tak i jest tem at tego obszernego arcydzieła p o stnaturalizm u. Już sam sform ułow any w te n sposób tem at kojarzy się zachodniem u czytelnikowi z kom edią lub karykaturą. Zwłaszcza że w Lalce nie m am y do czynienia z głodnym sukcesu, m łodym arywistą, jak w dyptyku Zoli (Kuchenne schody i Wszystko dla pań) czy u M aupassanta w Bel-Ami. Zasadniczo odm ienny jest także Paryż - właściwa stolica zachodniej nowoczesności - który odw iedzam y wraz z b ohaterem w braw u­ rowym, oszałam iającym epizodzie um ieszczonym w centralnym punkcie powieści:

W ok u lsk i id z ie dalej i z n ajw iększą uw agą przypatruje się k a m ie n ico m . C óż tu za sk le ­ p y !... N a jlic h sz y z n ich lepiej w ygląda a n iż e li jego, który jest n a jp ięk n iejszy m w W ar­ szaw ie. D o m y ciosow e, praw ie na każdym p iętrze w ie lk ie b a lk o n y albo balu strad y b ie ­ gn ące w zd łu ż ca łeg o piętra.

„Ten Paryż w ygląda, jakby w szy scy m ieszk a ń cy czu li potrzebę cią g łeg o k o m u n ik o ­ w an ia się jeżeli nie w kaw iarniach, to za p om ocą g a n k ó w ” - m yśli W okulski.

I d a ch y są jakieś o rygin aln e, w y so k ie, ob ład ow an e k o m in a m i, najeżon e blaszan ym i k om in k am i i szpicam i. I na u licach co krok w yrasta albo drzew o, albo latarnia, albo kiosk, albo k olu m n a zak oń czon a kulą. Z ycie k ip i tu tak siln ie , że nie m ogąc zu ży ć się w n ie ­ sk oń czon ym ruchu pow ozów , w szybk im b ieg u lu d zi, w d źw ig a n iu p ięcio p iętr o w y ch d o ­ m ów z k a m ien ia , jeszcze w ytryskuje ze ścian w form ie p osągów lub p łask orzeźb , z d a ­ ch ó w w form ie strzał i z u lic - w p o sta ci n iep rzeliczo n y ch kiosków .

W o k u lsk iem u zdaje się , że w yd ob yty z martwej w od y w p a d ł n agle w ukrop, który „burzy się i sz u m i, i p r y s k a . ” O n, c z ło w ie k d ojrzały i w sw oim k lim a c ie gw ałtow ny, p o czu ł się tu jak fleg m a ty czn e d zieck o , k tórem u im p o n u je w szystk o i w szyscy.

Tym czasem dokoła niego w ciąż „wre i k ipi, i szum i, i pryska”; nie w id ać końca tłum ów ani pow ozów, ani drzew, ani olśniew ających wystaw, ani naw et samej ulicy. W okulski stop ­ niow o zapada w odurzenie. Przestaje słyszeć hałaśliw ą rozm owę przechodniów, potem głuch- nie na krzyki handlarzy uliczn ych , w reszcie na turkot kół.3

- Prawda, jakie to cu d ow n e m i a s t o ? ! . - zaw ołała nagle, patrząc m u w oczy. - N ie c h m ów ią, co chcą, ale Paryż, naw et zw yciężony, n ie p rzestał być sto licą św iata. C zy i na panu zro b ił takie w r a ż e n i e ? .

- Im p on u jące. Z daje m i się , że po k ilk u ty g o d n io w y m p ob ycie przybyło m i sił i o d w a­ gi. N ap raw d ę, tam d op iero n au czyłem się być d u m n y m z tego, że pracuję.

- N ie c h m i pan to objaśni.

- Bardzo łatw o. U nas praca lu d zk a w ydaje m iern e rezultaty: jesteśm y u b o d zy i za ­ n ied b a n i. A le tam praca jaśn ieje jak słoń ce. C óż to za gm achy, od d a ch ó w do ch o d n ik ó w pokryte o zd ob am i jak d rogocen n e szkatu łk i. A te lasy ob razów i posągów , całe pu szcze m ach in, a te o d m ę ty w yrobów fabrycznych i r ę k o d z ie ln ic z y c h ! . D o p iero w Paryżu zro ­ zu m ia łe m , że c z ło w ie k jest tylko na pozór isto tą drobną i w ątłą. W rzec zy w isto ści jest to g e n ia ln y i n ie śm ie r te ln y olb rzym , który z rów ną ła tw o ścią przerzuca skały, jak i rzeźbi z n ich co ś su b te ln ie jsz e g o od koronek. (t. II, s. 268)

Lalka nie jest też farsą syp ialn ian ą an i nie da się jej podciągnąć pod kategorię

„pow ieści o d o jrzew an iu ”, któ ra to odm iana stanow i niem al dom in u jący gatu n ek

B. Prus L a lk a , t. II, oprac. J. B achórz, Z akład N arod ow y im . O sso liń sk ich , W rocław -W arszaw a-K rak ów 1998, s. 110. K olejne cytaty lo k a lizu ję w tek ście, podając n u m er tom u i strony.

(4)

za ch o d n iej, X IX -w iecznej lite ra tu ry i jest najgłębszym w yrazem jej krytycznej negatyw ności4. Co więcej, nie sposób też włączyć tę powieść w tradycję rosyjską, w której późno rozw inięty język literac k i jest zaledw ie p arw eniuszem wobec w spo­ m n ianej wyżej trad y cji lite ra tu ry polskiej. K atolicyzm , życie m iejskie, logiczny pozytyw izm i k o lonializm tw orzą w Lalce całkow icie o dm ienny dyskurs pow ieścio­ wy, w którym opozycja m iasto/w ieś jest bez znaczenia - w p o rów naniu ze św iatem w ielkich rosyjskich posiadłości. N acjonalizm w ynika tu z oporu politycznego, a m i­ styczny i tran sc e n d e n ta ln y wydźwięk typow y dla pow ieści D ostojew skiego (lub, choć w in n y sposób, Tołstoja) jest w tej prozie całkow icie nieobecny.

Być m oże p ow inienem był pow iedzieć, że to m iejsce zostało zajęte przez in n e ­ go ro d zaju m istycyzm : świecki m istycyzm rom antycznej m iłości, której w ielkim k ap łan e m był M ickiew icz. Jest to rodzaj fatalnej choroby, dobrze znanej w tra d y ­ cji, która b iegnie od G reków do P rousta. Jednakże rzadko choroba ta naw iedza rów nie in te resu ją cą postać, co p ro tag o n ista Lalki. D latego ostrożnie w ybieram kategorie opisu i wolę precyzyjnie objaśnić konw encjonalnie pochw alne pojęcia: „skom plikow any” czy „kom pleks”, poniew aż nie sposób w p ełn i poznać S tan isła­ wa W okulskiego lub odkryć jakim jest „kom pleksem ”. I to m im o rozdziałów z trze- cioosobow ą n arrac ją, w których uczucia b o h atera są obficie eksponow ane, a jego w łasne m yśli o n ic h w iernie zrelacjonow ane.

W tym m iejscu dotykam y jednej z form alnych osobliwości L alki, jej zew nętrz­ nego lub stru k tu raln eg o p ro jek tu , k tóry pom im o b ra k u innow acji posiada głębo­ kie konsekw encje dla treści tego na pozór konw encjonalnego dzieła. Jest to p rze­ chodzenie w siebie dwóch typów narracji. Pierwszy tw orzą rozdziały o W okulskim , pisan e w n a rra c ji trzecioosobow ej, która z w ybitnie nie-Jam esow ską b eztroską b łą ­ dzi czasem pom iędzy in n y m i postaciam i. D ru g i typ stanow i pow racająca narracja pierw szoosobow a, opow iadana głosem zaufanego subiekta - Ignacego Rzeckiego. Z pew nością Rzecki to na swój sposób interesu jąca postać, głów nie dzięki jego u w ik łan iu w H istorię, ale dla w iększości czytelników to praw dopodobnie raczej b o h ater o jednolitym , a nie złożonym ch arak terze, a w każdym razie taki, który jest całkow icie oddany (podobnie jak Serenus Z eitblom , n a rra to r Doktora Faustu­

sa) sw ojem u pan u . N ie tw orzą jeszcze pseudopary, jak postacie u B ecketta5, ale

w arto w tym m iejscu zaznaczyć, że ich relacja jest kolejną w ersją Don Kichota, taka, jaką m ógłby stworzyć Sancho Pansa, pisząc w spom nienia i dzieląc się z czy­ te ln ik a m i sw oim i tro sk am i i niep o k o jam i na te m at obsesji rycerza.

W łaśnie obsesje czynią W okulskiego ta k enigm atycznym i - n ie w aham się użyć tego teoretycznego pojęcia anach ro n iczn ie w o d n iesien iu do d ziew iętnasto­ w iecznego rea lizm u - n i e r o z s t r z y g a l n y m . Jest ono b ardziej użyteczne

Zob. H . M arcu se Eros i cyw ilizacja (przeł. H. Jankow ska, A. P aw elski, M uza, W arszawa 1998) lub T.W. A d orn o M in im a m oralia (przekł. i przyp. M . L u k asiew icz, posł. M .J. S iem ek , W yd aw n ictw o L iterack ie, K raków 2009).

Zob. mój w yw ód na tem at tej figury w: W yndham L ew is. The M odernist as Fascist, U n iv e r sity o f C a lifo rn ia Press, B erk eley 1979, s. 58-61.

4

5

2

6

(5)

2

7

0

n iż zwykłe m ów ienie o oscylow aniu m iędzy w nętrzem i zew nętrzem , m iędzy św ia­ dom ością W okulskiego a sądam i innych lu d z i w yw iedzionym i z jego zachow ania. Jest to nierozstrzygalność ustanow iona przez jego świadom ość siebie, p rzypom ina tym nieco P roustow skie „w ahania serca” (les intermittences du coeur), ale zaw iera b ardziej gwałtowne nieciągłości, p u ste m iejsca, których żadna proustow ska n a rra ­ cja nie m oże w ypełnić.

To p u stk a w rów nym sto p n iu społeczno-historyczna, co egzystencjalna, i sta­ now i pierw szą spośród w ielu oryginalnych cech tej cudow nej powieści. To otw arta ran a pozostaw iona przez u tra c o n ą n iepodległość, przez zacofanie gospodarcze m ieszczaństw a, jak rów nież przez zu p ełn y b ra k dzieciństw a b o h atera (W okulski pojaw ia się od razu jako dorosły, jakby znikąd); na koniec przez znaczące w yda­ rzenie, o którym już w spom inałem - bezowocne pow stanie 1863 roku, w którym w alczy jako m łody człowiek, skazany n astęp n ie na, rów nież nieuw iecznione w p o ­ wieści, 10 lat pobytu na Syberii. W rócim y później to tego sp otkania z H istorią, ale n ie po to, aby użyć go do in te rp re ta c ji L alki jako narodow ej alegorii (choć w ierzę, że ta k m oże być). N a razie zadow alam się spostrzeżeniem , że lite ra tu ra „m ałej m ocy” lub po p ro stu niepow stająca w którejś ze św iatowych potęg jest z koniecz­ ności b ardziej polityczna niż ta z krajów dom inujących, poniew aż polityka jest dla ich obyw ateli n ieu su w aln a, a H isto ria w n ie u n ik n io n y sposób krzyżuje się tam z dośw iadczeniem egzystencjalnym . Tym czasem zn ak iem przynależności do świa­ ta Z achodu jest nasza indyw idualna zdolność całkow itego uchylenia się H isto rii i m ożliwość w ycofania się w życie pryw atne, gdzie - g en eraln ie i przez większość czasu - jesteśm y p rze d n ią (H istorią) u c h ro n ie n i6.

M łodość W okulskiego sam a w sobie jest zestaw ieniem tych niepow iązanych w ym iarów - co w idać już w p rze d ak cji pow ieści, kiedy pojaw ia się jako ta je m n i­ cza, m roczna i groźna „brodata b estia, w p altocie z foczej skóry, odw róconej w ło­ sem na w ierzch” (t. II, s. 45). C echuje go pasja do n a u k i i wynalazków, inaczej m ów iąc do zachodniej now oczesności, ale że jest całkow icie zubożały, m u si zara­ biać na życie jako kelner. W krótce będzie jed n ak bogatym b izn esm en em - ożeni się dla pieniędzy, co jest niezbyt chw alebnym czynem dla rom antycznego b o h a te ­ ra. M iał też w uja, rom antycznego szlachcica, którego n ad al z czułością w spom ina. Rów nocześnie uważa się z pew nością za jednego z czołowych p rzedstaw icieli roz­ w ijającej się b u rżu a zji, co z kolei spraw ia, że nosi stygm at zwykłego kupca, choć jest też p rze d sięb io rc ą-aw an tu rn ik iem zdolnym do podejm ow ania d ram aty czn e­ go ryzyka i rzu cający m się w n ie b ez p iec zn e przedsięw zięcia w ojenne. Swojego bogactw a i w ładzy używa b ru taln ie:

Tak rozm yślał W ok u lsk i i spokojnym w zrok iem przypatryw ał się M aru szew iczow i. Z n is z ­ czo n y zaś m ło d y czło w iek , który w dod atk u b y ł bardzo nerwowy, w ił się pod jego sp ojrze­ n iem jak go łą b ek pod w zrok iem ok u larn ika. N a p rzó d n ieco pob ladł, potem c h c ia ł oprzeć

Zob. mój artykuł T h ird W orld L itera tu re in the E ra of M u ltin a tio n a l C apitalism , „Social T ext” 1986 vol. 15, s. 65-88.

(6)

zn u żo n e o czy na jakim ś ob ojętn ym p rzed m io cie, którego na próżno szuk ał po su ficie i ścianach pok oju , a n a reszcie, o b la n y zim n y m p otem , u czu ł, że nie m oże w yrw ać sw ego b łęd n eg o w zroku sp od w p ływ u W ok u lsk iego. Z daw ało m u się, że ch m u r n y k u p ie c k le sz ­ czam i p o ch w y cił m u d u szę i że n iep o d o b n a m u się oprzeć. W ięc jeszcze parę razy ruszył głow ą i n areszcie z całym za u fa n ie m u to n ą ł w sp o jrzen iu W ok u lsk iego. (t. I, s. 428)

Częściej ulega - jak u D ostojew skiego - aktom m iłosierdzia, ale bez aury zb a­ w iciela, za to w obskurnej scenerii i otoczeniu właściw ym dla n aturalistycznego przed staw ian ia nowej urbanistycznej i przem ysłow ej nędzy, choć to powieść p o ­ święcona głów nie klasom uprzyw ilejow anym :

„ K o ń ? . ” - szep n ą ł W ok u lsk i i czeg o ś serce m u się ścisn ęło.

R az w m arcu przech od ząc A leją Jerozolim sk ą zo b a czy ł tłum lu d z i, czarn y w óz wę- glarski stojący w p op rzek drogi pod bram ą, a o parę kroków dalej w yp rzężon ego konia.

- C o się to stało?

- K oń zła m a ł nogę - od p arł w eso ło jeden z p rzech od n iów , który m ia ł fio łk o w y szalik na szyi i trzym ał ręce w k ieszen ia ch .

W ok u lsk i m im o ch o d em spojrzał na d elik w en ta . C h u d y koń z w ytartym i b ok am i stał przyw iązan y d o m łod ego drzew ka u n osząc w górę tylną nogę. S tał cich o , patrzył w yw ró­ conym o k iem na W o k u lsk ieg o i gryzł z b ólu gałązkę okrytą szronem .

„ D la czeg o d z iś d op iero p rzy p o m n ia ł m i się ten koń? - m y śla ł W ok u lsk i - dlaczego ogarnia m n ie taki żal?”

S zed ł O b oźn ą pod górę, rozm arzony, i czu ł, że w ciągu k ilk u go d zin , które sp ęd ził w nadrzecznej d zieln icy , za szła w n im jakaś zm ian a. D aw n iej - d z ie się ć lat tem u , rok tem u , wczoraj jeszcze, p rzech od ząc u lic a m i nie sp otyk ał na n ich n ic szczeg ó ln eg o . S n u li się lu d zie, jeź d z iły d orożk i, sk lep y otw ierały g o śc in n e ob jęcia dla p rzech od n iów . A le te ­ raz przybył m u jakby now y zm ysł. K ażdy obd arty cz ło w ie k w yd aw ał m u się isto tą w o ła ją ­ cą o ratu nek tym g ło śn iej, że n ic nie m ów ił, tylko rzucał trw ożne sp ojrzen ia jak ów koń ze złam an ą nogą. Każda uboga k obieta w ydaw ała m u się praczką, która w yżartym i od m ydła rękam i pow strzym uje rodzinę nad brzegiem n ęd zy i upadku. K ażde m izern e d z ie c ­ ko w ydaw ało m u się skazanym na śm ierć p rzed w czesn ą albo na sp ęd za n ie d n i i nocy w śm ie tn ik u przy u lic y D obrej.

I nie tylko o b c h o d z ili go lu d zie. C zu ł z m ę c z e n ie k oni ciągn ących c ię ż k ie w o zy i ból ich karków tartych do krwi p rzez ch om ąto. C z u ł obaw ę psa, który szczek ał na u lic y z g u ­ b iw szy pana, i rozpacz chudej suki z o b w isły m i w y m io n a m i, która na próżno b iegała od rynsztoka do rynsztoka szukając straw y dla sie b ie i szczen iąt. I jeszcze, na d o m ia r c ie r ­ p ień , b o la ły go drzew a obdarte z kory, bruki p od ob ne do pow yb ijan ych zębów , w ilg o ć na śc ianach, p ołam an e sp rzęty i podarta od zież.

Z daw ało m u się , że każda taka rzecz jest chora albo zran ion a, że skarży się: „Patrz, jak c i e r p i ę . ”, i że tylko on słyszy i rozu m ie jej skargi. A ta szczeg ó ln a zd o ln o ść o d c z u ­ w an ia cu d zeg o b ólu urod ziła się w n im d o p iero d ziś, p rzed god zin ą. (t. I, s. 180-181)

C hcę pochw alić - jako n arrac y jn e i pow ieściowe osiągnięcie - konsekw encję tej heterogeniczności, a p rzede w szystkim fakt, że zróżnicow ane cechy i d ziałania W okulskiego n ie jednoczą się w organiczną całość, w jakąś psychologiczną spój­ ność tej niby proteuszow ej postaci, ale raczej w szystkie pozostają oddzielone od siebie, toksyczne lub obojętne, odsłaniając nieobecność jako w łaściwe ce n tru m p odm iotu.

27

(7)

IL

I

W o k u lsk i - jak zobaczym y, w e h ik u ł w ielk iej n a m ię tn o śc i, jeśli k ie d y k o l­ w iek była - jest szyfrem . N ie z n a m inn eg o b o h a te ra X IX -w iecznej pow ieści, 0 k tó ry m m ożna by ta k pow iedzieć, chcę p rz y tym p o d k re ślić za le tę, jak ą jest u n ik a n ie d ram a ty zo w a n ia jego ta je m n ic z o śc i (patrz: D o sto jew sk i), co o d ró ż­ n ia tę po stać od b o h a te ró w ro sy jsk ic h , k tó rz y w n ie k o ń cz ąc y ch się m o n o lo g ach 1 w y zn a n iac h p ró b u ją w yrazić - lu b po p ro s tu sk o n stru o w ać - swoje ta je m n ic e . T rzeba jeszcze dodać, że d ia lo g i P ru sa n ie tylk o n ie m a ją nic w spólnego z w iel­ k im ro sy jsk im i k o n flik ta m i, ale raczej sk rzą się w y traw nym dow cipem , jak i z n a jd u je m y w szędzie u sc h y łk u tego stu lec ia, od G issinga do G aldósa i F o n ta- nego (a n aw et, cofając się, do G eorge E lio t, je d n a k z p o m in ię c ie m fra n c u sk ic h n a tu ra listó w ).

Cóż za te m jest ową p u stk ą , któ ra tkw i w c e n tru m istoty, jaką jest W okulski? O czywiście, to coś zw ane n am iętn o ścią , k tó ra - trzeb a to wyjawić - rozpoczęła się od chw ili, gdy po raz pierw szy zobaczył w te a trz e Izabelę Ł ęcką, co stało się p re te k ste m dla p o ch łan ia ją cej całkow icie życiowej obsesji, k tó ra zm u si go n a j­ p ie rw do zro b ie n ia fo rtu n y na h a n d lu (ryzykuje w łasnym życiem na w ojnie b a ł­ k ań sk iej), a n a s tę p n ie sekretnego w spom agania jej ojca - zubożałego ary sto k ra ­ ty niezd o ln eg o uw ierzyć an i w swoje nieszczęście i p o stę p u ją c ą ru in ę , an i w k o ­ nieczność życia na p oziom ie stosow nym do p o sia d an y c h środków.

W szystko, co ro b i W okulski, jest, w ta k i czy in n y sposób, podpo rząd k o w an e zdobyciu u zn a n ia tej niezw ykle p ię k n ej, ale ciągle niezam ężnej m łodej kobiety, o której n ik t nie p o tra fi pow iedzieć, czy jest p u sta i fryw olna, czy też zim n a i n ie ­ p rzy stę p n a; czy boi się pleb ejsk iej e n e rg ii S tanisław a, czy po p ro stu g ard z i jego pozycją społeczną (kupca!). Tym sposobem Izab ela rów nież staje się en ig m a­ tyczna, co jest w ażne o tyle, że n ie czynim y jej o dpow iedzialną za los W o k u lsk ie­ go. To nie belle dame sans merci, jesteśm y św iad k am i tego, jak w strząsa n ią siła natu ry , k tórej d o tą d n ie m ogła obserwować o g raniczona k ręg ie m swej w arstw y społecznej.

D o p iero w W ok u lsk im p ozn ała nie tylko now ą o so b isto ść, ale n iesp o d ziew a n e zjaw isko. Jego n iep o d o b n a było ok reślić jed nym w yrazem , a naw et stom a zd an iam i. N ie b y ł też do n ik ogo podobny, a jeżeli w ogóle m ożn a go b yło z czy m ś porów nyw ać, to chyba z jakąś o k o licą , p rzez którą jed zie się ca ły d z ie ń i gd zie spotyka się rów n in y i góry, lasy i łąk i, w o d y i p u sty n ie, w sie i m iasta. I gd zie jeszcze, spoza m g ie ł horyzon tu, w ynurzają się jakieś n iejasn e w id o k i, już n iep o d o b n e d o żadnej rzeczy znanej. O garn iało ją z d u m ie n ie i pytała się: czy to jest gra p od n iecon ej im a g in a cji, czy napraw dę istota n ad lud zk a, a przy­ najm niej - pozasalonow a?7 (t. I, s. 439)

To nie przygodne flirty Izabeli p ch a ją W okulskiego na kraw ędź szaleństw a ani też jej sta tu s społeczny. W rzeczyw istości m am y m ożliwość obserwować, jak stop­ niowo, wcale nie niech ętn ie, godzi się z m yślą poślu b ien ia tego w ybitnego, a przy

Ten p o czą tek 14. rozd ziału d ok u m en tu je en ig m a ty czn ą osob ow ość W ok u lsk iego d zięk i w y licza n iu p rzez Izabelę jej z m ien n y ch w rażeń i sądów o nim .

(8)

tym także bard zo bogatego parw eniusza8. To W okulski po d ejm u je ostateczną de­ cyzję w tej spraw ie, a m y m ożem y przypuszczać, że - jak w szystkie w ielkie n a­ m iętności - i ta jest nie tylko skazana na klęskę, ale w jakiś bardziej niejasn y spo­ sób jej w ydana. W ielka nam iętność n ie m oże być „szczęśliw a” bez uniew ażnienia siebie sam ej; sam o słowo „szczęście” jest w o d n iesien iu do niej w ulgarne, co widać już w pierw szej praw dziw ie nowoczesnej pow ieści (po oczywistych p o p rze d n icz­ kach), jaką jest Księżna de Clèves, gdzie jedynym sposobem zachow ania w ielkiego uczucia i u trzy m an ia w eń w iary okazuje się chro n ien ie go p rze d spełnieniem . N ie żeby W okulski całkiem tego unikał.

Teraz m u sim y przyjrzeć się bliżej te m u „czem uś”, o czym błędem byłoby m y­ śleć, że to coś psychologicznego czy choćby tylko jakaś odm iana em ocji lub uczuć. To raczej dośw iadczenie m etafizyczne, dośw iadczenie A bsolutu, „jakiś m istyczny p u n k t, w którym zbiegają się w szystkie jego w spom nienia, p rag n ie n ia i nadzieje, ognisko, bez którego życie nie m iałoby stylu, a naw et se n su ” . Przypuszczam , że m ieszczańska lu b indyw idualistyczna psychologia jest kiepsko przygotow ana, aby uchw ycić podobny fenom en. M oże go wyjaśnić tylko nieobecny sens niew yrażal­ nego zd arzenia (niew yrażalne, poniew aż zakazane przez rosyjską cenzurę), m ia ­ nowicie: klęski pow stania 1863 roku. Jedynie filozofia „z d arzen ia” (jaką obecnie rozw ija A lain B adiou9) m oże przenieść jedność form y i treści (lub te o rii i p ra k ty ­ ki) n ie ro z łąc zn e w tym id e aln y m m om encie, w k tó ry m H isto ria dotyka swego A bsolutu, i którego u trata m oże być oddana tylko poprzez analogiczny absolut, ja k im jest m iłosna n am iętn o ść W okulskiego. N ie chcę p rzy tym tw ierdzić, jak czynił to w w ielu m iejscach L u k ac s10, że nam iętn o ść m iłosna jest su b sty tu tem n am iętn o ści politycznej, która nie została zrealizow ana; że m iłość jest d rugą p ię k ­ ną klęską zaraz po klęsce historycznej oraz że istn ieje coś w ro d zaju k u ltu ry h isto ­ rycznego dośw iadczenia klęski. Klęska jest bez w ątpienia szlachetniejszym słowem

8 Z m ien n o ść nastroju W ok u lsk iego, b y u żyć słów T.S. E lio ta o H a m le cie, jest n iew ystarczająco m otyw ow ana jego częsty m i p o d ejrzen ia m i i atakam i zazdrości. Św iat z m ie n ia się nagle, w jednej chw ili: „O panow ał go p esym izm . K obiety w yd aw ały m u się b rzyd k im i, ich barw ne stroje d z ik im i, ich kok ieteria w strętną. M ężc zy źn i byli g łu p i, tłum ordynaryjny, m uzyka w rzaskliw a. W chodząc na galerię, śm ia ł się z jej sk rzypiących sch o d ó w i starych ścian, na których b yło w id ać ślady d eszczow ych za c ie k ó w ” (t. I, s. 407). Ta m eto n im ia S tim m u n g m oże także p rzesu nąć się ku m etaforze: „W sercu gotow ała m u się głu ch a w ściek ło ść. C zu ł, że jego ręce stają się jak żela zn e sztaby, a cia ło nabiera tak d ziw n ej tęg o ści, że chyba n ie ma k u li, która b y u d erzyw szy go n ie od sk oczyła. P rzem kn ął m u p rzez głow ę wyraz: śm ierć, i na ch w ilę u śm ie c h n ą ł się. W ied zia ł, że śm ierć nie rzuca się na odw ażnych; staje tylko n ap rzeciw n ich jak z ły p ies i patrzy z ie lo n y m i oczym a: czy n ie zm rużą p ow iek i?” (t. I, s. 419-420).

9 Zob. np. G. L u k acs L ’être et l ’événem ent, S eu il, Paris 1988.

10 Zob. np. jego w yw ód o n a m ię tn o śc ia ch H u lota w K uzynce Bietce (Essays on R ealism , ed. and introd. b y R. L iv in g sto n e, transl. by D . Fernbach, M IT Press, C am bridge,

M ass 1981).

2

7

(9)

27

4

n iż szczęście (success), ale skłaniam się do postrzegania owych dwu A bsolutów - rew olucji i n am iętn o ści W okulskiego - jako głęboko pow iązanych na p o d o b ie ń ­ stwo u krytych naczyń połączonych.

To, co uznajem y za nieludzkie c e n tru m podm iotow ości W okulskiego, za bezoso­ bową n atu rę jego obsesji, za pierw otną pustkę, wokół której u siłują skupić się bez­ ładnie nieco bardziej ludzkie, psychologiczne cechy jego osobowości, jest właśnie owym głębszym pokrew ieństw em Absolutów, nieśw iadom ą czy nawet m etafizyczną jednością indyw idualnego i kolektywnego, która czyni z bohatera w ehikuł niedefi- niow alnych w istocie i niem ożliw ych do steoretyzowania popędów. Lalka to zatem - wbrew pozorom , że jest inaczej - wielka powieść polityczna; narracja, której nie­ obecnym ce n tru m jest pierw otny im puls polityczny, nigdy w powieści nie w ym ie­ niany, a który właśnie poprzez tę nieobecność jest w niej obecny wszędzie.

Taką le k tu rę potw ierdza w ątek b ardziej gemütlich, ja k im jest h isto ria w iernego subiekta Rzeckiego. O pow iada ona o jednej w ielkiej przygodzie życia, k tóra rz u ­ ciła go w w ir rew olucji 1848 roku; o jego zaciągu do w ęgierskiej arm ii rew olucyj­ nej, p ikarejskiej w łóczędze przez k o ntrrew olucyjną już E uropę, o tęsknocie za N a ­ poleonem i w ciąż żywej p am ięci o poległym tow arzyszu A uguście K atzu (epizod zapow iadający być m oże los W okulskiego, k tó ry też praw dopodobnie p o p ełn ił sa­ m obójstw o). Całe ciepło i w spółczucie obecne w tej pow ieści, w zruszające, m e lan ­ cholijne i elegijne przyjem ności, jakie b u d zi, z n a jd u ją sch ro n ien ie w tym w ątku, jak gdyby p ierzch ały p rze d n ie lu d zk im chłodem pryncypała.

N ie przesadzajm y jednak, w idzieliśm y wszak poruszające akty m iłosierdzia W okulskiego. P ow inniśm y także p am iętać o jego dziecinnej i pełnej zaraźliw ego en tu zja zm u n am iętn o ści do w iedzy i wynalazków. D la W okulskiego Paryż i jego now oczesność zostały przez autora uosobione w dziwacznej figurze G eista (nawet jego im ię jest bez w ątpienia znaczące), kogoś pom iędzy erem itą, alchem ikiem i n a ­ ukow cem , kto dąży do odkrycia wyjątkowej kom b in acji chem icznej i stw orzenia su b stan cji, określanej w daw nych czasach jako k am ień filozoficzny lu b co n a j­ m niej owo złoto, w które alchem ik p rzem ien iał ołów, a który dziś p o trafiłb y po p ro stu zarabiać dużo pieniędzy. D la W okulskiego la b o ra to riu m G eista stanow i n ie u sta n n ą pokusę, p odobnie jak sam starzec - „M ojżesz, k tó ry do obiecanej zie­ m i prow adzi jeszcze nie urodzone p o k o le n ia” (t. II, s. 186) - k tó ry dodatkow o k o n sty tu u je Izabelę jako przeciw nika w walce o duszę b ohatera.

Jak m am y rozum ieć tę w izję n au k i, której nużąca eksperym entalność p rzy p o ­ m in a nieco m ałżeństw o C urie, b ardziej zaś m o n u m e n ta ln ą, ab su rd a ln ą i trag icz­ ną postać ojca z Śmierci na kredyt C e lin e’a; b ardziej dom owy w arsztat niż la b o ra to ­ riu m z W poszukiwaniu straconego czasu?

Powinno paść w tym m iejscu słowo „pozytyw izm ”, a n am trzeba zanurzyć się z pow rotem w in telektualnym klim acie późnego X IX w ieku, kiedy idee A uguste’a C om te’a triu m faln ie obiegały świat, pozostaw iając swoje slogany wyryte na brazy­ lijskiej fladze, a ich duch był w iernie czczony wszędzie, gdzie „szło się z p ostępem ”. Polska m a swoją w łasną periodyzację tego zjawiska, w odróżnieniu od rosyjskiego m odelu (rew olucyjny/anarchistyczny) chronologii: „człowiek lat 50., 60., 70.” itd.

(10)

Polską specyfikę sym bolizują dzieje W okulskiego, który jest figurą tej szczególnej periodyzacji historii. Jedna z m ądrzejszych postaci w powieści, bliski m u żydowski lekarz przedstaw ia to następująco: „Stopiło się w n im dwu ludzi: rom antyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedem dziesiątego” (t. I, s. 321) - tak oto Fau­ sta „dwie dusze w jednej p ie rsi” otrzym ują społeczny i historyczny opis.

W te n sposób w szystko zostało pow iedziane, przy n ajm n iej jeśli chodzi o po ­ ziom ideologiczny pow ieści. W ielki M ickiew icz, poeta zarów no epicki i liryczny, a także poeta rew olucji (sto lat późnej jego sztuka Dziady wywołała innego ro d za­ ju rew olucję w W arszawie 1968 roku) jest głów nym graczem w tym dram acie, k tó ­ ry, ta k sam o jak Don Kichote czy Pani Bowary, opow iada także o fałszu literatury.

„Teraz już w iem , p rzez kogo jestem tak z a c z a r o w a n y ...”

U c z u ł łz ę pod p ow iek ą, lecz p oh am ow ał się i n ie sp la m iła m u twarzy.

„Z m arn ow aliście ży cie m oje. Z a tru liście dw a p o k o len ia ! - szep nął. - O to skutki w aszych sen ty m en ta ln y ch , p ogląd ów na m i ł o ś ć . ” (t. I, s. 190)

Tym sposobem pow ieść jako form a w akcie au to referencjalności zaw raca ku sobie sam ej, w ykazując, że g atu n ek literac k i i język są tym , co m usi zostać wyko­ rzenione, anulow ane, zanegow ane i całkow icie odrzucone, jeśli m a się odrodzić.

Ale to nie tylko pozytyw izm (i m o n sieu r H om ais) try w ializu je ro m an ty zm i przekształca go w zwykły bow aryzm : pozytyw izm także jest tryw ialny, jeżeli nie w idzim y w n im d ziałania ideologii przem ysłow ej nowoczesności. Już na początku pow ieści (akcja tego frag m en tu rozgrywa się oczywiście we F rancji, która dla sło­ w iańskich turystów jest sercem zachodniej now oczesności) Izabela, spoglądając na h u tę żelaza, m a niezw ykłą w izję w yłaniania się całkow icie nowego św iata i k re ­ su starej arystokracji, w obrębie której jej w łasne życie m a sens:

Z jeżd żając z góry, w o k o lic y pełnej lasów i łąk, pod szafirow ym n ieb em zob aczyła o t­ chłań w y p ełn io n ą ob łok am i czarnych d ym ów i b iałych par i u słyszała głu ch y łosk ot, zgrzyt i sap an ie m ach in. P otem w id zia ła p iece, jak w ie ż e śr ed n io w ie czn y ch zam ków , dyszące p ło m ie n ia m i - p otężn e koła, które obracały się z szy b k o ścią b łysk aw ic - w ie lk ie ru sz to ­ w an ia, które sam e to czy ły się po szynach - stru m ien ie rozp alon ego d o b ia ło śc i żelaza i p ó łn a g ich robotników , jak sp iżow e posągi, o p onurych w ejrzen iach . P onad tym w sz y st­ kim - krwawa łu n a , w a rczen ie kół, jęki m iechów , g rzm ot m ło tó w i n iecierp liw e o d d ech y kotłów , a pod stop am i d reszcz w ylęk n ion ej z iem i.

W ted y zd ało się jej, że z w yżyn sz częśliw e g o O lim p u zstą p iła do b ezn ad ziejn ej o t­ c h ła n i W ulkana, gd zie cyk lop ow ie kują p ioru n y m ogące zd ru zgotać sam O lim p . P rzy­ szły jej na m yśl leg en d y o zb u n tow an ych olbrzym ach, o końcu tego p ięk n ego św iata, w k tó ­ rym p rzebyw ała, i pierw szy raz w ży ciu ją, b o g in ię , przed którą g ię li się m arszałkow ie i senatorzy, zd jęła trwoga. (t. 1, s. 97-98)

Izabela trafn ie ujrzy w W okulskim alegorię tych przerażających sił, rep rez en ­ tu je on bow iem przyszłość, jaka czeka całą jej klasę. „W inszuję p a n u zupełnego triu m fu ”, zauw aża dobrze poinform ow any adw okat przy okazji założenia spółki handlow ej, jaką W okulski stworzył dla w ybranej gru p y arystokratów . „Książę for­ m aln ie zakochany w p a n u , obaj hrabiow ie i b aro n toż s a m o . O ryginały to są, jak p a n w idział, ale ludzie dobrych c h ę c i . C h cieliby coś robić, m ają naw et rozum

275

(11)

27

6

i u k sz ta łc e n ie , a le ... en e rg ii b ra k !... C h o ro b a w oli, p an ie: cała klasa jest n ią d o tk n ię ta ” (t. I, s. 350-351) - oto ostateczna diagnoza specyficznie polskiej n ie d o ­ li, zapisana z kom iczną dokładnością w satyrycznych fra g m en tac h tej opowieści 0 n am iętn o ści, opow ieści, k tó ra nie p o k az u je jakiejś id ealn ej m iłości (jak np. u S tendhala), ale została zainscenizow ana na tle zabaw nej i o k rutnej p anoram y społecznej. P rzedm iotem oskarżenia jest w pow ieści klasa społeczna, któ ra dozna­ ła porażki, porzucając swoją m isję historyczną. W społecznej aurze pow szechnego zan iech an ia Ż ydzi o d n ajd u ją swoją szansę.

W o g ó le, m oże od roku, uw ażam - stw ierdza R zeck i - że do starozak on n ych rośnie n ie ­ chęć; naw et ci, którzy przed k ilk om a laty n azyw ali ic h P olak am i m ojżeszow ego w y zn a ­ nia, d z iś zw ą ich Ż ydam i. Z aś ci, którzy nied aw n o p o d ziw ia li ich pracę, w ytrw ałość i z d o l­ n ości, d z iś w id zą tylko w y zy sk i szachrajstw o.

S łu ch ając tego, czasem m yślę, że na lu d zk ość spada jakiś m rok duchow y, p odobny do nocy. (t. I, s. 304)

W końcowej części pow ieści, po d nieobecność m ieszczaństw a i wobec n ie d o ­ łęstw a arystokracji, Ż ydzi stają się przedsiębiorcam i. P ogarda W okulskiego (jak 1 sam ego autora) dla anty sem ity zm u nie m oże u chronić ich p rze d złą wolą i zaz­ drością n ieu d o ln y ch konkurentów . N ie c h ro n i też od całej gam y stereotypów ch a­ rakterologicznych - od rew olucyjnego zap ału do otw artej chciw ości i skąpstw a. Powieść P rusa to in te resu ją cy d o k u m e n t historycznej roli, jaką Ż ydzi odegrali w polskiej ekonom ii (i w dziejach k ra ju kluczow ego dla h isto rii i dośw iadczenia Żydów), tw orzy też fascynujące zestaw ienie z obrazem w arstw y eleganckich i wy­ kształconych Żydów ko p en h ask ich w pow ieści H en rik a P o n to p p id an a W czepku

urodzony (Lykke-Per 1904). Ta ostatnia powieść była też, jak pam iętam y, jednym

z w ym ienionych przez L ukacsa w jego Teorii powieści dzieł jako p rzy k ła d pierw ­ szej kategorii typologicznej: tzw. pow ieści abstrakcyjnego idealizm u, na czele z Don

Kichotem, k tó rem u została przeciw staw iona ironia „rom antycznego rozczarow a­

n ia ” (zilustrow ana n ajp ełn iej w Szkole uczuć). Lalka także jest pow ieścią o straco­ nych złu d zen iach , ale o statecznie p o d trzy m u je w iarę w te złu d zen ia nie m niej zasadniczo niż Don Kichote: „A jednakże te n don Q uichot był szczęśliwszy ode mnie! - myślał. - D opiero n ad grobem zaczął budzić się ze swych z ł u d z e ń . A j a ? . ” (t. II, s. 562). Być m oże powieść Prusa jest tym rza d k im p rzy p ad k iem k om binacji obu typów Lukacsa w jednej form ie. W każdym razie, kiedy W okulski o tym roz­ m yśla, zn ajd u je się rów nocześnie na kraw ędzi w ybranego przez siebie grobu. Poza sceną, niczym b o h ater Szalonego Piotrusia G odarda, owija się dy n am item na w zgó­ rzu, w m iejscu zw iązanym z m niej nieszczęśliw ą m iłością swego w uja, u p a m ię t­ nio n ą w yrytym i w kam ien iu , n ieśm ierteln y m i w ierszam i M ickiewicza.

Słusznie jed n ak nasze ostatnie m yśli są p rzy R zeckim , cóż bow iem m iałby p o ­ cząć z sobą Sanczo po zn ik n ięc iu swego pana?

(12)

Abstract

Frederic JAMESON Duke University

A Businessman in Love

Jameson describes the uniqueness of Lalka, the classic novel by Bolesław Prus, whose reception in English-speaking countries still leaves much to be hoped for. Jameson sees the novel's ingenuity and its superiority to contemporary English, French or Russian literature not only in Prus's skill but also in the specificity of Polish history and culture. In his view, the main theme of the novel is the political experience of its central character Wokulski, which constitutes an absent centre of the person acting, as well as the central problem of the novel itself. In Jameson's reading, Lalka is a great political novel, a narrative whose absent core is a political event, not quoted anywhere in the text, but omnipresent through its very absence.

L

L

Cytaty

Powiązane dokumenty

Choć wydawałoby się, że w myśli tej nie ma nic odkrywczego, okazuje się, że prawdopodobnie główny pro­.. blem leży właśnie w tym, że gm ina tylko połowicznie

• Universal 56S, rozmiar 90E, Pasek Inox, szyba reflex kolory: Antracyt, Ciemny orzech Złoty dąb. • Perfect 68XG, rozmiar 90E, Pasek Inox Plus, lustro weneckie kolory:

nych pozwoliło stwierdzić, iż typ uczenia się charakterystyczny dla DBA/2J jest najczęściej spotykany u myszy, a także w ystępuje u bada­. nych szczurów i

nin państwowych, językiem urzędow ym stał się język rosyjski, a eta t koni w stadninie ograni­.. czono do 140

ziornej Bajkału przed naukow cam i zajm ującym i się jej historią geologiczną w yłoniły się nowe problem y do rozwiązania. Czy ta trójdzielność jest pierw

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

ca powoduje usuwanie się i zapadanie się mas skalnych, z tej też przyczyny głazy zamknęły część pieczary, której b y t nie może być trwałym.. Pieczary w

[r]