jv(b. 47 (1485).
W arszaw a, dnia 20
TYGODNIK P O P O U R Ił, PHSW IĘCOIT NAUKOM PRZYRODNICZY*.
P R EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a rszaw ie : ro czn ie rb. 8 , kw artalnie rb. 2.
Z prze syłk ą pocztow ą ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.
R edaktor „W szechśw iata*4 p rzyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i co d zien n ie od g o d zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu red ak cyi.
A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A Na, 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Redakcyi „ Wszechświata** i w e w szy stk ich księgar*
niach w kraju i za granicą.
P I E C Z A R A W M A L I N O W I E
KOŁO WISŁY NA ŚLĄSKU.
Pieczary, ta k częste w skałach wa
piennych, lub gipsowych, są bardzo rząd
kiem zjawiskiem w skałach nie u leg ają
cych rozpuszczającemu działaniu wody.
Fliszowe Karpaty, złożone przeważnie ze skał piaskowcowych, nie m ają przeto większych pieczar naturalnych. Tego ro
ku jednakowoż podczas pobytu w Wiśle, na Śląsku, poznałem pieczarę wcale zna
cznych rozmiarów, chociaż powstałą w pia
skowcu karpackim, która o ile wiem, zbadana jeszcze nie została, jakkolw iek na to zasługuje.
U źródeł Wisły leży rozległa wieś W i
sła, znana zapewne niejednemu czytelni
kowi, gdyż zjeżdżają tu letnicy z różnych stron Polski. W południowej części wsi Biała W isła zlewa się z Czarną, a nieco niżej dopływa z prawej stro n y potok Malinka, rozpoczynający się u stóp góry zwanej Malinowem
( 1 0 9 5m n. p. m.), a leżącej na granicy Śląska i Galicyi.
Górę tę tworzy piaskowiec godulski, wie
ku dolnokredowego (gault). Hohenegger, twórca geologii Karpat, nazwał ta k kom
pleks skalny, na wschodnim obszarze Karpat śląskich silnie rozwinięty, a zło
żony z piaskowców z hieroglifami, z wkła
dami łupków iłowych, zawierający zaś w górnych poziomach bardzo potężne ła
wice kwarcowego, mało zwięzłego zle
pieńca. W okolicy W isły owe zlepieńce są bardzo silnie rozwinięte, np. poniżej złączenia się Białej i Czarnej Wisełki, gdzie leżą naprzemian ze zwięzłemi, si- wemi, grubopłytowemi piaskowcami. Ziar
na zlepieńca dochodzą wielkości orzecha włoskiego (otoczone kwarce), a płyty zle
pieńca są popękane i równolegle do k ie
runku w arstw i prostopadle do niego.
Szczegół ten je st ważny dla w ytłum acze
nia powstania pieczary, o której mówić będziemy. W arstw y m ają przeważnie kierunek NW-SO, a nachylenie S W (go
dzina
15),chociaż są drobne zboczenia od tego kierunku. Piaskowiec godulski tworzy w okolicy W isły w szystkie zna
czniejsze szczyty (Barania Góra, W ielki Stożek, Czartorya, Magórka), m a więc tutaj takie górotwórcze znaczenie, ja k piaskowiec m agórski w K arpatach gali
cyjskich.
738 WSZECHSWIAT J\[ó 4 t Pieczara, k tó rą poznać mamy, leży
w Malinowie, w najwyższej części góry.
W e jś c ie znajduje się na zachodnim sto
ku, około 50 m poniżej szczytu, a więc n a wysokości nie wiele ponad
1 0 0 0m.
W ejściem j e s t prostokątna, w głąb się
gająca szczelina, która załamuje się dwa razy pod k ą te m p ro stym i j e s t około 14 m długa. Zejście w głąb pieczary je s t obecnie bardzo niewygodne. Zrazu scho
dzimy po świerku, skośnie położonym, n astęp n ie po drabinach, nieco zepsutych i w głębokości
1 0m od wejścia do staje
m y się do niewielkiej pieczary, mającej zachodnio-wschodni kierunek. Ku zacho
dowi pieczara gubi się, gdyż zam knęły ją odłamy skał, k u wschodowi zaś, ja k widzimy n a załączonym szkicu, zgina się pod kątem p ro sty m i przechodzi w długi
( 1 2
metrów), a wązki chodnik, k tó ry zra
zu się obniża, a n astępnie podnosi się w górę. Najniżej położony p u n k t tego chodnika j e s t równocześnie najniższym p u n k te m całej pieczary; tu taj zbiera się
P rofile p ieczary w M alinow ie.
I. Przekrój p io n o w y -wejścia do pieczary i jej p oczątk ow ej części. II. Przekrój poziom y p ie
czary (linie kreskow ane oznaczają zejście do pieczary).
woda w y pełniająca małą studzienkę. Ta część k u r y tarza j e s t wązka, gdyż zaled
wie do
1m szeroka, w ysokość zaś w y nosi do
8m. Z ułożenia w a rs tw nie t r u dno stwierdzić, że cały k o ry tarz p o w s ta ł, przez obsunięcie się jednej w arstw y zle
pieńca, boczne ściany chodnika są po
w ierzchniam i in n y ch ławic.
Dalszy przebieg pieczary wskazuje r y cina. Pod k ątem prostym zgina się chod
nik kilka razy, gdzieniegdzie je s t nie
spełna m e tr szeroki; ku końcowi podnosi się nieco w górę i kończy się nagle za
walony bryłam i skał, które spadły ze stropu. Obecne zakończenie pieczary jest rzączą nową, gdyż przed 5 laty obsunęły się w arstw y skalne i zam knęły pieczarę, k tó ra w rzeczywistości ciągnie się dalej, Wedle zapewnień górali pieczara była wówczas dwa razy dłuższa niż obecnie.
Prawdopodobnie możnaby i teraz jeszcze oczyścić pieczarę z odłamów skalnych, lecz od roboty tej odstraszają bryły skal
ne zwisające ze stropu, które w razie sil
niejszych w strząśnień z łatwością spaść- by mogły.
W pieczarze mierzyłem tem peraturę 7°C, gdy te m p e ra tu ra powietrza zewnątrz pieczary wynosiła 16°C.
Dno pieczary zalega w niższych par- ty ach żwir powstały przez zwietrzenie zlepieńca. Nie znalazłem w nim żadnych kości, chociaż przyznać muszę, że nale
żałoby pieczarę lepiej przeszukać w tym celu.
Podany plan pieczary wykonałem j e dynie z pomocą kompasu i miary; do
k ładny pomiar wykazałby pewne, cho
ciaż nieznaczne różnice.
Kto zwiedził pieczary zwyczajne (np.
w Postojnie, Bialskie, w Kobylim W ier
chu), ten zauważy odrazu w ybitną różni
cę pomiędzy niemi, a naszą w Malino
wie. Pieczary wapienne powstały przez rozpuszczające działanie wód wgłębnych, a tektoniczne w aru n k i okolicy mają ty l
ko drugorzędne znaczenie. W pieczarze w Malinowie nie widać wcale działania wody, gdyż krzemianowy m ateryał skal
ny staw ia zbyt silny opór. Natomiast zgodność kieru nk u krużganków podziem
nych, tę pieczarę tworzących, z kierun
kiem w arstw , nagłe s k rę ty pod kątem prostym, wązkie, a wysokie kurytarze 0 p ro stok ątn y m przekroju; te wszystkie objawy w skazują, że pieczary w Malino
wie pow stały przez usunięcie się warstw skalnych. Poprzednio zaznaczyłem już, że w arstw y tutejsze biegną z NO ku SW, 1 że zlepieńce są często popękane wzdłuż w arstw i do nich prostopadle. Nic dzi
wnego więc, że wytworzył się szereg ob
JMś 4f WSZECHSW IAT szernych szczelin nachylonych prostopa
dle do siebie. Łatwe wietrzenie zlepień
ca powoduje usuwanie się i zapadanie się mas skalnych, z tej też przyczyny głazy zamknęły część pieczary, której b y t nie może być trwałym.
Pieczary w Malinowie są więc typem pieczar tektonicznych, a typ ten okazuje się tem wyraźniej, że nie były wcale przez człowieka rozszerzane, lub zmie
niane, co często w innych pieczarach zauważyć można.
Dla informacyi dodam, że pieczarę tę z Wisły łatwo zwiedzić można w ciągu jednego dnia. Po dwugodzinnej drodze dochodzi się do stóp Malinowa, a stąd za godzinę można być u wejścia piecza
ry. Nieco dłuższa je st droga z Żywca (przez wieś Leśną), jednakowoż i stąd można w ciągu dnia dojść do pieczary, zwiedzić j ą i wrócić.
D r, W. F riedberg.
Z M E T O D O L O G I I N A U K B I O L O G I C Z N Y C H .
N om enklatura najogólniejszych pojęć, na jakie rozpada się całokształt zjawisk życiowych, szwankuje oddawna. Przez długie la ta brakowało n aw et odpowied
niego słowa, które zawarłoby w sobie wszystkie wyniki myśli i badania nad ustrojeni życiowym wogóle. Pojęcie ży
cia jako pewnej sum y przejawów zaró
wno zwierzęcych ja k i roślinnych po
w staje oddaw na w umyśle ludzkim jak o pewna kategorya, pod którą podciąga się całą sumę obserwacyj, bez względu na to, czy dotyczą one ustrojów czworonoż
nych, czy też bak tery j, czy mówią o ży
ciowej teraźniejszości, czy też sięgają w przeszłość lub przyszłość organizmu, czy stw ierdzają ruch lub przemianę
osobnika.
W pew nym całokształcie tkw i dopiero k ateg o ry a życia i k ateg ory a ta winna posiadać swój rep rezentacyjny synonim w systemie nauki.
Otóż do dziś sy stem a ty k a nauki nie posiada takiego term inu, któryby obej
mował wszystkie badania mające sty cz
ność bezpośrednią z pojęciem życia.
A jeśli naw et ilość nagromadzonych słów j e s t wielka, to ich zbytek wymownie zdaje się świadczyć o ich nieraz przy- padkowem pochodzeniu. Istota i p rzy puszczalne granice n auk przyrodniczych nie potrzebowały nigdy zbyt szerokich omawiań—stawały się po chwili nam ysłu dla każdego jasnemi.
Zjawiska życiowe kwalifikowały się do łatwego podziału na zoologię i botanikę, które to dwie nauki przez długie lata stanowiły zasadniczy podział w szystkich wiadomości o m ateryi żywej. Dopiero z chwilą, gdy przez w ykrycie drobno
ustrojów stwierdzono, że pojęcie rośliny i zwierzęcia na pew nym poziomie ściśle się z sobą łączą, a i życie ich w pewnych okresach zadziwiającą w skazuje analo
gię, poczęto trudzić się nad tem, aby utworzyć ścisłą linię dem arkacyjną po
między zoologią a botaniką.
Z biegiem czasu powstały nietylko ro
dzaje i gatunki, lecz grupy całe, które botanicy pragnęli zdecydowanie widzieć u siebie, a których zoologia ze względu na długoletnią tradycyę pozbyć się nie chciała. Z ty m dziwnym, aczkolwiek nieraz nieuniknionym konfliktem sp o ty kam y się nader często i dziś jeszcze.
Całe np. wielkie zworze pierwotniaków bezustannie naprow adza sy stem a ty k a na kw estye sporne, które rozwiązać można chyba tylko w sposób ta k bezwzględny, j a k to uczynił Haeckel przez utw orzenie
„królestwa najprostszych" (Protista). Zni
kają wówczas pierw otniaki ze w szystkich podręczników zoologii, a część glonów, Myxomycetes, Flagellata, Peridineae, Dia- tomeae znajdzie się również poza for
malną botaniką.
Z ta k ich k o n ju n k tu r sy stem aty k i
przyrodniczej wyłonić się musiało p y ta
nie, czy prawdziwie istnieje potrzeba
utworzenia ogólniejszej kategoryi, k tó ra
objęłaby również i owe nieszczęsne P ro
tista, powyłączane z grup zarówno r o
ślinnych ja k i zwierzęcych.
740 WSZECHSWlAT 47 Haeckel przypomniał sobie (1866), że
zdaw na już przecież istnieje term in, z którego z powodzeniem korzystał L a marck. i k tóry szczęśliwie włącza w sie
bie to wszystko, co ju ż dzięki k rytyce zapalczywych n a tu ra lis tó w w yraźnie za
czynało się rozklejać. Term inem tym b y ła: biologia.
Słoworód w sk azy w ał już, że wszelkie zjawiska życiowe podpadać tu taj będą, i że term in y zoolog lub botanik tylko tam stosować należy, gdzie wyraźna te
chniczna lub d y d ak ty czn a powstanie t e go potrzeba.
Więc: biologia, jako n au k a o całej ży
wej i organizowanej przyrodzie.
Takie rozwiązanie sytuacyi, której do
niosłość, jeśli n aw et nie była faktyczną, to z pewnością istniała jak o logiczna po
trzeba powiązania zjawisk, powinno było znaleść szeroki oddźwięk wśród przy ro d ników. Nie ta k wszakże się stało.
W roku 1867 botanik włoski Delpino w swoich „P ensieri sulla biologia vege- ta le “ wyraźnie rozgraniczył „biologię j a ko n au k ę o zew n ętrzn y ch życiowych p rzejaw ach ro ślin n y c h ” od flzyologii, j a ko n au k i „o przejaw ach w ew n ę trz n y c h 11.
F ata ln y ten podział w wysokim je d n a k stopniu oddziałał na m etodykę botaniki, a n astępnie oczywiście i zoologii, k tó ra skwapliwie zastosowała te rm in „biologii"
w nowem znaczeniu, nie przew idując za
pewne przyszłego pogm atw ania pojęć i wyrażeń.
Biologia przez czas n a d e r długi (i dziś w wielu sferach g m a tw an in a ta trw a da
lej) posiadała dw a znaczenia, z których jedno ogólne nie znajdowało szerszego zastosowania, drugie zaś ściślejsze, wpro
wadzone przez D elpina plątało coraz b a r dziej i ta k ju ż zawiłą dydakty k ę p rz y rodniczą.
T ak np. poważni profesorowie i uczeni w ydają najrozm aitszego rodzaju i kalibru
„biologie", z k tó ry ch każda zaw iera dość dowolnie zjaw iska sto su n k u organizmu lub org an u do otoczenia zewnętrznego.
L udw ig w ydaje „Lehrbuch der Biologie der Pflanzen“ (1895), W iesn e r—„Biologie der Pflanzen" (1902,
2-ie wyd.), Migula—
„Pflanzcnbiologie" (1909), S im ro th —„Bio
logię zw ierząt
11i t. p. Poza tem natwo- rzono szereg biologij całkiem specyal- nych, które do reszty wypaczyły logicz
ny ch ara k ter i pierw iastek samego sło
wa (Hansgirg — „Blattbiologie“; Loew, K nuih i inni—-„Bluthenbiologie“; Sernan- d e r —„V erbreitungsbiologie“ i t. d.).
Ci, którzy pamiętali o podwójnem zna
czeniu tego terminu, nie chcąc ro zstrzy gać samowolnie dodawali określniki w ro
dzaju: „biologia w ścisłem tego słowa znaczeniu" (vide pojęcie Delpina), lub
„biologia w ogólnem pojęciu". Co się kryje pod tem „ogólnem znaczeniem11, nie
raz istotnie nie wiedziano.
Aby ostatecznie rozstrzygnąć sprawę, o co dopominało się zresztą wielu sy ste
matycznie myślących przyrodników, pró
bowano użyć term inu „ekologia
11(Haec
kel, Kirchner, Loew, Schroter), który włączyć miał w siebie to, co ta k up o r
czywie dzierżyła „biologia, w ścisłem znaczeniu tego w yrazu". Pojęcia te nie pokryw ały się je d n a k wzajemnie, co za
sadniczo zdepopularyzowało ekologię, któ
rej słoworodne znaczenie (ekołogia=na- uka o gospodarstwie — ekonomia) napro
wadzało wielu przyrodników na myśl, aby w tej gałęzi nauki rozpatrywać j e dynie środki pomocnicze roślin i zwie
rząt. Ekologia łatwo stać się mogła w ąskiem k o ry tk iem „ekonomii życia“.
J a k zwykle, ta k i w tym wypadku nie brakło innych, oryginalnych interpreta- cyj tego samego pojęcia, które mimo wszystko z wielkim tru d em przedosta
wało się na forum lite ra tu ry naukowej.
Goebel np. za pośrednictwem ekologii p rag nął wykazać J a k dalece forma i funk- cya u w aru n k o w u ją się w zajem nie11.
Najskuteczniej zakiełkował term in „eko
logia" na gruncie geografii roślin, która słowem tem określiła te zjaw iska wege
tacyjne danej okolicy, które znajdują się w bezpośredniej zależności od czynników zewnętrznych.
Tegoroczny międzynarodowy kongres botaników w Brukseli zdawał sobie w y raźnie sprawę z b a n k ru c tw a tego term i
nu w znaczeniu, w jakiem go chciano używać początkowo, gdy orzekł że „eko
logiczna geografia roślin bada rośliny
N° 47 741 w ich stosunku do w arunków istnienia
(„La phytogeographie ecologiąue etudie les plantes dans leur relation a leur milieu“). Od tej dyagnozy ju ż tylko krok do formalnego orzeczenia, że „eko
logia je s t nauką, która bada rośliny w ich stosunku do warunków istnienia4', a wówczas nie będzie już złudzeń, że term in ten na wyłączną własność p rzy swoiła sobie geografia roślin, co zresztą stanie się prawdopodobnie bez żalu in
nych dyscyplin przyrodniczych.
Konieczność jed n ak utworzenia osobne
go podziału nauk biologicznych, któryby zgromadził i usystematyzował istotnie wszystkie badania, dziś odnoszące się do pojęcia t. zw. biologii ścisłej, zdaje się być uderzająca, jeśli się zważy, że n a wet w takich uniw ersytetach, gdzie k a tedry nauk biologicznych ograniczone są niemal tylko do oficyalnej botaniki i zo
ologii, utworzono praw ie wszędzie w y kłady, które noszą nazwy bądź to jesz
cze „biologii w znaczeniu ścisłem“, bądź też „bionomii“, „ekologii
11i t. p. Wszy
stkie te te rm in y określają istotnie za
wsze te n dział zoologii i botaniki, bez którego wykształcenie biologiczne je s t stanowczo niekompletne. Nie można so
bie bowiem przedstawić biologa, któryby mógł ignorować ogromny wpływ w aru n
ków zew nętrznych na rośliny i zwierzę
ta, któryby nie doceniał istoty dziedzi
czności i w szystkich z nią związanych zagadnień. Ilość problematów, porusza
nych w dziedzinie, o której mowa, je st nader duża i tylko z wielkim trudem pozwala się ona ująć w karby jakiego
kolwiek system atu. W ynika to z tego właśnie, że nie ustalono tu pojęcia, k tó rego w yrazem byłaby odpowiednia n a zwa. Szafowano zbytnio pojęciem „ogól- n y “, usiłując mu nadać „ścisłe znacze- nie“ .
Stąd też powstały książki i wykłady, których m atery ał faktyczny, konkretny nie pozwolił się ująć w odpowiedni ty tuł. Znakomici autorowie myśleli tylko
0
tem, aby w czytelniku zapomocą t y tułu w ytw orzyć pojęcie zagadnień n a j
ogólniejszych, bez względu na ich ściśle sformułowaną całość.
A więc zarówno „ogólna biologia“
(Hertwig) ja k też i „ogólna fizyologia“
(Verworn) red u k u ją wszystkie swe za
gadnienia do życia i budow y pojedyń- czej komórki, która stanowi również t e m at zasadniczy „biologii komórki" (Gur- wicz). W szystkie te książki m ają is to t
nie biologię za tło rozpatryw anych zja
wisk, a komórkę za m ateryał faktyczny.
Jako n au k a „fizyologia ogólna* nie is t
nieje. Verworn pod term in ten pod sta
wił flzyologię komórki. To, co H ertwig rozumiał pod „biologią ogólną“, było ró wnież szeregiem spostrzeżeń, odnoszą
cych się do komórki, którą ro zp atry w a
no z p u n k tu widzenia cytologii, fizyolo- gii, licznych teoryj dziedziczności, po
chodzenia i t. p. Podobnie rzecz tę po
j ą ł Gurwicz, który w pojęciu „biologii komórki
44rozpatrywał zlepek najróżno- stronniejszyęh wiadomości o komórce.
Te i ty m podobne dzieła, z racyi n a gromadzonego w nich m ateryału w y su wające się na czoło literatury biologicz
nej, wprowadziły niemałą plątaninę w sprawie zorganizowania karnych sze
regów takiej dyscypliny zoologicznej i botanicznej, k tó ra połączyłaby to m nó
stwo badań i przyczyńków, skierow anych do poznania sposobów i przyzwyczajeń życiowych, do powstania, działania i wpły
wów rośliny lub zwierzęcia.
Definicya tej gałęzi nauk biologicznych wystąpi jasno dopiero wówczas, gdy n a gromadzony, a w różnych dziedzinach rozproszony m ateryał stanie przed nam i w całej swej rozciągłości.
Nazwy odpowiedniej jeszcze nie u s ta lono, lecz sprawa „nowej
41n au k i je s t ju ż na dobrej drodze.
Protestując przeciw nadużyciom t e r minu biologia, przyczynimy się łatwo do przyspieszenia powstania nowego słowa, które obejmie gałęź wiedzy, dziś ta k ro z
winiętą, ta k rozpowszechnioną, a... ta k nieznaną.
Sprawie tej kilka słów poświęciło ju ż czasopismo o tak poważnych tradycyach, ja k „Biologisches C e n tra lb la tt“, k tó re w chwili pow stania swego (1881) zdaw a
ło się rozumieć już swe znaczenie, for
742 WSZECHSWIAT JN« 47 mułując swoje cele w „postępach n auk
biologicznych".
W JV° 19 tego pisma za r. b. p. Lind- m an dla określenia tego, co do dziś poj
mowano pod nazw ą „biologia w ścisłem znaczeniu tego słowa" proponuje wyraz
„ergologia“ J).
„ E rg o n “ oznacza dzieło, pracę, czyn, działalność, w liczbie zaś mnogiej: wpływ, zajęcie, profesyę. Wszędzie zaś tam, gdzie istn ieją organy i organizmy może być mowa o p racy (ergon, erga). Jeśli więc pominiemy ju ż term in y „biologia"
„bionomia‘{ i t. p., w stosunku do pojęć n ag ro m adzo n y ch o „nowej" nauce nie w y trzy m u jące zupełnie k ry ty k i, to nale
ży dziś rozpatrzeć w yrazy „ekologia“
i „ergologia", z których ostatni zdaje się być odpowiedniejszy dla takiej g ałę
zi nauki, k tó ra badać ma ta k wielostron
ne procesy, urząd zen ia i przystosowania.
Na arty k u le p. Lindm ana je d n ak nie kończy się k w estya, k tó ra dla m etodyki n auk biologicznych posiada duże znacze
nie i znajdzie się zapewne śród tematów najbliższego międzynarodowego kong re
su zoologów.
D r . R y s z a r d B łę d o w s k i.
O C I E P L E P A R O W A N I A I S T A Ł E J T R O N T O N A .
Teoretycznie p rzedstaw iam y sobie, że utajone ciepło parow ania składa się z dwu części: je d n a część zużytego ciepła p r z y p ad a n a pracę zew nętrzną rozszerzenia się danej su b sta n c y i od objętości właści
wej płynu do objętości właściwej gazu;
d ruga zaś część zostaje pochłonięta przez dezagregacyę. Pierw szą część n azy w a
my zew nętrznem , d ru g ą zaś wewnętrz- nem ciepłem parowania.
J) L indm an rozpatruje różnice i k rytyk ę po
jęcia „biologia" jak o botanik. P rzez to jednak p ie znika d oniosłość samej sp raw y dla zoologii, g d zie dzieję i £ola „biologii" łn e g ły podobnym torem.
Najrozmaitsi badacze podali dużo wzo
rów m atem atycznych, podług których należy obliczać ciepło parowania.
Podaję tutaj wzór wyprowadzony przez Classiusa jako jeden z pierwszych:
l = T (1)
gdzie
loznacza utajone ciepło parowania, T tem p eraturę absolutną, v objętość wła
ściwą nasyconej pary, v' objętość właści
w ą cieczy, a d~T~ zmianę ciśnienia pary z tem peraturą.
Ponieważ bardzo często możemy nie brać pod uwagę
v'wobec v, a
vobliczyć z dostateczną dokładnością z praw o g a
zach, dochodzimy do bardzo wygodnego wzoru do obliczeń praktycznych dla czą
steczkowego ciepła parowania:
T T v
X = 1,985.2,303 log kal. (
2) Pi
We wzorze ty m X oznacza cząsteczkowe ciepło parowania, i
p2ciśnienia par odpowiadające tem p eraturo m Tx i 7’2, 1;985 = B i liczba 2,303 przedstawia mo
duł logarytmiczny.
Pictet (1876) i Tronton (1884) zauwa
żyli, że utajone cząsteczkowe ciepło pa
rowania pod określonem ciśnieniem
pdla rozm aitych cieczy j e s t proporcyonalne do te m p eratu ry absolutnej wrzenia, czy
li że
gdzie K oznacza prawie tę sarnę liczbę dla rozmaitych substancyj.
Liczba ta dla normalnej tem peratury wrzenia, t. j. dla p =
1atm., w aha się między
2 0a
2 1. Regularność tę nazy
wamy obecnie praw em Trontona. Póź
niejsze doświadczenia wogóle potwier
dzają wzmiankowane prawo, jednakowoż są w yjątki, gdzie
Kw aha się między 26 a 13.
To początkowo zupełnie empiryczne prawo znalazło swoje wytłumaczenie w nauce o stanach odpowiadających sobie.
Przez te słowa rozumiemy, że tempe
r a tu r a
rL\ciśnienie
pi objętość
vzostają
WSZECHSWIAT 743 wyrażone w ułamkach tem p eratu ry k r y
tycznej T k , ciśnienia krytycznego p k i objętości krytycznej , czyli
Q
v. v 0Pk , T k , w, -
Jeżeli ta k wyrażone wielkości w staw i
my do wzoru Clausiusa, to otrzymamy wzór następujący:
X
_ p k
« kdiz
T ~ ETk d S ^ 2 (3)
gdzie r oznacza stałą cząsteczkową dla gazów.
Wychodząc z ju ż wzmiankowanego wzoru Clausiusa, dochodzimy do wzoru, który wyraża, że w odpowiadających so
bie tem peraturach je s t wielkością niezależną od substancyi.
Ponieważ, ja k to G u ld b e rg 1) pierwszy zauważył, te m p eratu ry wrzenia pod nor- malnem ciśnieniem można uważać jako odpowiadające sobie te m p eratury (
0= 2/3)}
dochodzimy do praw a Trontona, które tu znajduje uzasadnienie teoretyczne.
Jeżeli je d n ak do wzoru
(3)wstawimy wielkości obliczone z równania
(rc-f (3 “ —l) — 8 0,
które otrzym ujem y z równania van der Waalsa, wyrażając stałe tego równania przez wielkości krytyczne, to otrzym a
my, ja k to A. B r a n d t 3) obliczył, dlaTron- tonowskiej stałej liczbę
1 0,
8, kiedy do
świadczalnie znajdowana liczba leży ko
ło
2 1.
Widzimy zatem, że różnica liczb te oretycznej i rzeczywistej je s t znaczna.
J. P. Kuenen 3) wygłasza twierdzenie, że dla skroplonych gazów stała Tronto- nowska powinna być mniejsza, więcej zatem się zbliżać do teoretycznej. Żeby się o tem przekonać, w pracy wykonanej
J) C. M. Guldberg, Zoitsch. f. p hys. Chem. 5, 371 (1890).
0 A. Brandt, Journ. der russ. phys. chem.
(2) S5, 417 (1903).
d) J. P. K uenen, D ie Zustandsgl. der G-ase F iiissigk eiten und die K on tinuitatstheorie, str. 155 (1907).
we F ry b u rg u nad ciepłem parowania skroplonych gazów *) obliczyłem odpo
w iadającą im stałą Trontonowską, Następna tabela zawiera otrzym ane rezultaty:
Substancya
X
~~Tr ~
s o 2 23,3
HJ
18,51HBr
19,40HC1
19,06Cl
2 18,4n h
3 22,75h
2
s 21,3J a k widzimy twierdzenie to nie spraw dza się na badanych tu gazach.
A l f r e d Schnerr.
P O W S T A W A N I E M I E S Z A Ń C Ó W R O Ś L I N N Y C H P R Z E Z S Z C Z E
P I E N I E .
Znany j e s t powszechnie fakt otrzym y
wania mieszańców (hybrydów vel b a s ta r dów) drogą krzyżowania, t. j. zapładnia- nia osobników żeńskich jednego g a tu n ku męskiemi elementami płciowemi (pył
kiem kwiatowym lub plem nikam i—u rod- niowców) innego gatunku. Cechy g a tu n kowe obojga rodziców zostają tu prze
niesione za pośrednictwem komórek płcio
wych na potomstwo.
Wśród zwierząt zwłaszcza wyższych, gdzie rozmnażanie odbywa się jed y nie drogą płciową, je s t to je d y n y również sposób otrzym ywania bastardów. Co in nego u roślin. Wśród tych ostatnich raz otrzymane mieszańce, które również j a k mieszańce zwierzęce pozostają bezpłod
ne lub ju ż po paru pokoleniach powra
cają do jednej z form rodzicielskich, mo
żemy dowolnie rozmnażać drogą wege-
4) Patrz W szechśw iat Ns 43.
714 W SZECHŚW IAT tacyjną, t. j. zapomocą sadzonek, szcze
pionek, odkładów i t. d. Ta żywotność organizmu roślinnego, odradzającego się z łatw ością ze sw ych części, daje mo
żność otrzym ywania mieszańców inną ró
wnież drogą-— mianowicie w egetacyjnej hybrydyzacyi, gdy proces opisany wyżej nazw iemy płciową hybrydyzacyą.
Już Fenicyanie, staro żytn i Grecy i Rzy
mianie znali sposób uszlachetniania ro ślin drogą szczepienia, polegającą na tem, że gałązkę (zwaną zrazem) jednej rośliny wszczepiano na łodygę innej ro
śliny (noszącej nazwę podkładu); gdy n a stąpiło zrośnięcie, staran nie usuwano wszelkie u k azu jące się na podkładzie pę
dy a pozostawiano pędy zraza. Obcina
nie było dlatego niezbędne, że pomimo najściślejszego n aw et zrośnięcia zraz i podkład najzupełniej zachowywały swą samodzielność, d ając pędy właściwe sw e
mu gatunkowi, że zaś gałązki mniej w a r
tościowego podkładu będą zabierać część soków zrazowi, przeto zostają niszczone.
Nie we w szy stk ich je d n a k wypadkach zraz i podkład pozostają bez wzajem ne
go na siebie wpływu, co j e s t łatw e do zrozumienia wobec fak tu koniecznej w y m iany soków pomiędzy obu zrośniętemi organizmami, bo w szak soki nieorgani
czne może pobierać tylko podkład, zraz zaś w y tw arza asymilaty.
W ro k u
1 8 2 6ogrodnik francuski, J. L.
Adam, przez zaszczepienie Cytisus pur- pu reu s na L ab u rn u m yulgare otrzymał odmianę n azw aną Cytisus Adami, której gałązki (należące do pędów zraza), t. j.
Cyt. p u rp u reu s, dają kw iaty czerwone właściwe Cyt. purpureus i tuż obok żół
te g rona kw iatów L aburnum yulgare.
S łynny au to r teoryi m utacyjnej, prof.
Hugo de Yries, przeczy tw ierdzeniu, j a koby C. A d am i był mieszańcem szcze- pnym, uw ażając go za re z u lta t h y b ry d y zacyi płciowej. Lecz gdy n aw et o d rzu cimy za de Vriesem ten przykład, to po
zostanie n am szereg innych, dowodzą
cych niezbicie, że tą drogą można r ó wnież o trzym ać mieszańce. Tak np. H.
L indem uth, szczepiąc p stro listn e Abuti- lony na zw ykłych zielonych g atu n kach Abutilon, M alyastrum capense, Kitaibelia
vitifolia otrzym ywał pstrolistne pędy wy
rastające z podkładu, które w razie roz
mnażania sadzonkami cechę tę zachowy
wały. Podobneż zjawiska hybrydyzacyi pi*zez w zajemny wpływ zraza i podkła
du zaobserwowano w rodzaju Ligustrum, Crataegus, Laburnum , Rhododendron i innych.
W ostatnich czasach H. W inkler z Ty
bingi opublikował (Ber. d. Deutsch. Bot.
Gesell.
8 , 1 9 0 8i Zeit.
f.Bot.
5, 1909)przykłady hybrydyzacyi przez szczepie
nie w rodzaju Solanum. Spostrzeżenia W inklera kontynuował w roku bieżącym ogrodnik berliński, Wilhelm Hoyer, szcze
piąc wzajemnie jed n e gatunki na dru
gich Solanum Lycopersicum, S. nigrum, S. Melongena, S. Dulcamara. Otrzymał cały szereg mieszańców wegetacyjnych, 0 których tymczasowe sprawozdanie znaj
dujem y w tegorocznym M
2 0Gartenflo- ra. Metodyka Hoyera była następująca:
w ykonywał szczepienie w szparę; gdy nastąpiło już zrośnięcie pomiędzy pod
kładem a zrazem, ścinał ten ostatni bar
dzo krótko, zostawiając z niego ten je dynie mały klin, który tkw ił w szparze podkładu. Pod miejscem ścięcia w y ra
stały teraz nowe pędy. Zraz i podkład daw ały pędy swego g atunku, te jednak gałązki, k tó re powstawały ak u ra t na li
nii zrośnięcia się zraza z podkładem mia
ły w sobie jednocześnie cechy obu ga
tunków. Wspomniane czasopismo zawie
ra fotografię jedynej chyba w swym ro
dzaju rośliny. Widzimy ta m mianowicie na je d n y m pniu pięć rozmaitych pędów.
Z powodu, że był to rezu ltat szczepienia Solanum n ig ru m na S. Lycopersicum, przeto znajdujem y tam niezmienione pę
dy ty ch obu gatunków; na linii zrośnię
cia powstałe pędy łączą w sobie cechy obojga rodziców, mamy więc pęd przy
pominający ogólnym kształtem pomidor (S. Lycopersicum) lecz obleczony naskór
kiem pozbawionym włosków i gruczoł- ków, czyli taki, ja k i widzimy u S. ni- grurn; tę odmianę prof. W inkler nazwał Solanum koelreuterianum. Z przeciwnej stro n y tejże łodygi mamy pęd o liściach 1 kw iatach S. nigrum lecz z
w ło s is t y mnaskórkiem pomidora, ochrzczony przez
JSJó 47
W SZECHSW IAT I? f i r tTIC %
Xj^ G 1 E Ł Ł C
poświęcił się S. W. Williston, k to fy egło- Winklera nazwą S. tubingense. W innem
jeszcze miejscu spotykamy gałąź pomi
dora obleczoną nietylko naskórkiem lecz i pod nim leżącą w arstw ą komórek g a tunku S. nigrum; w sk utek tego jednak, że pomidor posiada bujniejszy wzrost, niż oblekająca go skóra Solanum nigrum, przeto liście tego pędu mają kształt w y
pukły i powyginany; ten trzeci typ mie
szańca nazwano S. gaertnerianum.
Wobec faktu, że komórki płciowe w y
tw arzają się w wierzchołku wzrostu z w arstw y komórek leżącej tuż pod n a skórkiem, przeto nasiona S. koelreuteria- num, mające tylko naskórek S. nigrum pozostałą zaś tk an kę pomidora, daje z n a sion czysty gatunek pomidora; odwrotnie otrzymamy z nasion S. tu b in g en se—ty l
ko Solan. nigrum; Solanum gaertn eria
num, posiadające również i w arstw ę le
żącą pod naskórkiem z g atu n k u Solanum nigrum, odrodzi nam z nasion ten o stat
ni. W razie rozmnażania sadzonkowego można jed n ak te nowootrzymane g a tu n ki zachować.
Z powyższego wynika, że możność po
w staw ania mieszańca drogą w egetacyjną a nie tylko płciową wypadnie uważać przynajmniej u roślin za fak t wielokrot
nie i niezbicie stwierdzony.
Jan Muszyński.
Ł Ą C Z N O Ś Ć 1 W Ę D R Ó W K I ZA G I
N I O N Y C H K R Ę G O W C Ó W A M E R Y K I P Ó Ł N . I E U R O P Y .
O warunkach, wśród k tórych żył ko
palny świat zwierzęcy, zwłaszcza starsi przedstawiciele jego, wiemy niewiele.
Porównawcze studya atoli szczególniej zwierząt kręgowrych dają nam podstawy, na k tórych możemy budować wnioski o w ędrówkach i rozwoju fauny i teorye o stosunkach i zmianach w dziedzinie paleogeografii, jako też do pewnego sto
pnia o w arunkach klimatycznych epok minionych. Badaniom w tym kierunku
sił niedawno właśnie ich wyniki J).
P u nk tem wyjścia dla badań jego była fauna północno - am erykańska, nadzwy
czaj bogata w kręgowce lądowe. F au n a p iętra pensylwańskiego z pokładów gór- no-węglowych nie posiada żadnych c h a
raktery sty czn ych cech przynajmniej p ra wie do końca tego okresu. W każdym razie musiała wówczas istnieć łączność z kontynentem wschodnim, z k tó ry m A m eryka posiadała wspólną faunę Ste- gocephalów, mianowicie Branchiosauria, Microsauria i Temnospondyla. Pod ko
niec okresu nastąpił szybki rozwój i u k a zały się gady właściwe.
Przed rozpoczęciem się okresu perm- skiego połączenie między lądami zostało przerw ane i nastąpiło zupełne i długo
trwałe odosobnienie permskiej fauny am erykańskiej, której cechę c h a ra k tery styczną stanowiły Pelycosauria, Cotylo- sauria i Pariotichidae; prawdopodobnie ukazała się właściwa salamandra. Od końca okresu permskiego rozpoczyna się długa przerwa, w ciągu której w arunki fizyczne, przynajmniej w znacznej części terenu gór Skalistych, były prawńe je dnakowe; z tego czasu nie posiadamy żadnych wiadomości o faunie lądowej i słodkowodnej, przeciwnie miejscami rozpowszechnione są ch arak tery sty czn e formy morskie, których pochodzenie mo
że być wyprowadzone od przodków am e
rykańskich.
Łącznie z ukazaniem się form lądo
wych w górnym tryasie znajdujem y pe
wne wskazówki o wędrówkach i ścisłym związku między formami wschodniemi a zachodniemi, z których żadne nie oka
zują, przynajmniej bezpośredniego, po
chodzenia od znanych form am e ry k a ń skich z okresu permskiego. Przodków dla Phytosauria, Talattosauria oraz Labyrin- thodontia należy raczej szukać w E u ropie; w podobnem położeniu są poraź pierwszy zjawiające się w A m eryce pół
nocnej Synaptosauria, Dinosauria, Aeto- sauria i pierwsze ssaki.
!) N a tu rw . R u n d sch au Na 31 rok 1910.
746
W SZECHSW IAT •Na 47 Tu znów rozpoczyna się przerw a, obej
m ująca dolną i środko-wą ju rę. Z ju r y górnej znam y formy morskie, zwłaszcza Ichthyosauria, Plesiosauria, które w swej specyalizacyi osiągają wyższość nad po- dobnemi formami k o n ty n e n tu w schodnie
go. W śród form lądowych, zjawiających się ponownie w końcu okresu ju ra js k ie go i w pokładach dolno-kredowych, znaj
dujem y w yraźne wskazówki świadczące o istn ieniu wędrówek, lecz dotychczas jeszcze nieznane są w Ameryce północ
nej mniejsze formy znalezione na wscho
dzie. W y s tę p u je bogata fauna, składa
ją c a się przedew szystkiem z Dinosaurów, w yróżniających się różnorodnością g a tunków m niejszych i większych, trawo- żernych i mięsożernych, lecz pośród nich niema ani jednego typu wyłącznie am e
rykańskiego, niem a ani jednego, któryby w y stępow ał jednocześnie lub wcześniej w Europie.
W pokładach górno-kredow ych sp o ty kają się znów ty p y wschodnie spóźnione, które w Europie ju ż w ym arły, mianowi
cie rozm aite krokodyle i opancerzone Dinosauria. A więc w czasach mezozo- icznych widzimy ciągłe wędrówki do A m eryki północnej form wschodnich.
Samo przez się n as u w a się pytanie, ja k ą drogą odbyw ały się one.
W górno-węglowym okresie była mo
żliwa kom u n ik acy a przez północno-atlan
tycki teren; z drugiej stro n y musimy przypuścić istnienie pomostu lądowego między A m ery k ą południową a Afryką przynajm niej w okresie permskim, o czem świadczy ścisły związek w gromadzie gadów Wśród P roganosauria. Prawdopo- dobnem j e s t także, że w okresie perm- skim A m ery k a północna była połączona z południową, ponieważ istnieje ścisły związek między fauną jednej a drugiej.
Wobec tego możliwem je st, że niektóre g atu n k i w ędrow ały z Afryki w prost do A m ery k i południowej i przez Europę do A m eryki północnej. W iliiston w yraża przekonanie, że istniał je d e n pomost lą
dowy między A m e ry k ą północną a po
łudniową i je d e n tran satlan ty cki, i przy
puszcza, że te drogi wędrówek przeci
nały n a południu teren atlantycki.
f Przypuszczenia te opierają się w czę
ści na b rak u pewnych typów, ja k np.
Proterosauria, Proganosauria, Pareiosa- uria, Theriodontia i in. w Ameryce pół- nocrfej. Brak ten mógłby być przez p rz y szłe odkrycia usunięty, ale ponieważ p o kłady mezozoiczne lądowe są dość do
brze zbadane, przeto możliwość ta je s t mało prawdopodobna.
Przypuszczenia Willistona zgadzają się poniekąd z mapami paleogeograflcznemi wykreślonemi przez geologów, zwłaszcza na podstawie rozprzestrzenienia zwierząt morskich. Koken wprawdzie przypusz
cza istnienie w okresie permskim połą
czenia między A m eryką północną a E u ropą, lecz porównanie fauny lądowej dwu kontynentów może doprowadzić jedynie do wniosku, że były one oddzielone przy
najmniej cieśniną morską, k tó ra s ta n o wiła nieprzebytą zaporę dla zwierząt lą dowych, umożliwiała atoli faunie brze gowej wędrówki ze wschodu na zachód i odwrotnie. Połączenie zaś między je- - dną a d ru g ą A m eryką w czasie od gó r
nego try a s u aż do okresu dolno - kredo
wego bynajmniej nie j e s t jeszcze pewne, wobec czego kom unikacya między E uro
pą a A m eryką północną mogła odbywać się tylko przez bezpośrednie wędrówki zwierząt między temi częściami świata.
Cz. St.
Z D A N I E O Z A K Ł A D A N I U P A R K Ó W D L A O C H R O N Y Z A B Y T
K Ó W P R Z Y R O D Y .
S to w a r z y s z e n ie za k ła d a n ia p a rk ó w o c h r o n n y c h w S fcu ttgard zie z w r ó c iło s ię do E r n e sta T h o m p so n a S s to n a , p rzy r o d n ik a , au to ra d zie ł „ Z w ie rz ęta b o h a te r o w ie " , „ B in g o “ , i w ła ś c ic ie la m a łe g o p a r k u o c h r o n n e g o , o w y p o w ie d z e n ie zd an ia co do zak ła d a n ia p a rk ó w o c h r o n n y c h . S e to n p r z y s ła ł n a s t ę p u ją c ą od p ow ied ź:
„C ieszę się b ard zo, że w E u r o p ie z a c z y nają się b u d zić u siło w a n ia , sk ie r o w a n e k u za k ła d a n iu p a rk ó w dla o c h ro n y z a b y tk ó w p r z y r o d y , i p r a c e w ty m k ie r u n k u p o d jęte, w e d łu g s ił sw o ic h c h ę tn ie p o p ie r a ć b ęd ę.
M 47 WSZECHSW IAT 747
D la o c h r o n y zw ie rz ą t k r a jo w y c h z a ło ż y łe m o k o ło d om u m eg o n ie w ie lk i p ark , a p o w y k o n a n iu p la n u p o c z y n iłe m n a s tę p u ją c e sp o str z e ż e n ia i d ośw iad czen ia: C ał
k iem n iesp o d z ia n ie o g ro d ze n ie p a rk u m eg o o k azało się p o n iek ą d sz k o d liw em . O grod ze
n ie to z sia tk i d ru cia n ej, w y so k ie na LO stó p , ch ron i przed p sam i i k łu so w n ik a m i, le c z w y n is z c z y ło m i m oje jarząb k i (B on a- sia s y lv e s t r is ) . J a rz ą b k i, ja k w iad om o, la tają sz y b k o ja k strz a ła , i w le sie od suw ają się p rzed n ie m i m a łe g a łą z k i, u m nie zaś jarząb k i u d e r z a ły w lo c ie ta k g w a łto w n ie o o g ro d ze n ie d ru cia n e, że w s z y s tk ie w y g i
n ę ły .
Ś p ic h le r z e i k la tk i o ch ro n iłe m w te n s p o sób p rzed sz cz u r a m i, że s ia tk ę d ru cian ą w p u śc iłe m n a d w ie s t o p y w z ie m ię i w y p ro w a d ziłem na d w ie s t o p y n a d ziem ią.
W ięk sza c z ę ś ć p rzy r o d n ik ó w w ie d obrze 0 te m , że sta r e w y p r ó c h n ia łe d rzew a n ie zb ęd n e są do ż y c ia dla V5 c z ę ś c i n a szy c h p ta k ó w , a 1/ i ssa k ó w , i że u su w a n ie ta k ic h d rzew w la sa c h , ja k k o lw ie k dla g o sp o d a r s
tw a le ś n e g o k o r z y stn e , zdoła z czasem w y n is z c z y ć n a jc e n n ie jsz e g a tu n k i fa u n y le śn e j.
K ie d y p rzed d z ie w ię c iu la t y n a b y łe m park W y n d y g o u l, zw a liło się z cza sem w ie le d rzew w y p r ó c h n ia ły c h , a ic h m ie sz k a ń c y p o zb a w ien i b y li p r z y t u łk u , g d y ż w p o b liżu w c a le n ie b y ło d rzew ta k ic h .
P e w n e g o d n ia o d w ie d z ił m n ie d rw al i z a p ro p o n o w a ł m i, że za z a p ła tą p o u s u w a z p a r
k u p o z o sta łe j e s z c z e d rzew a sp r ó c h n ia łe . R o z g n ie w a n y tą p r o p o z y c y ą , ro z m y śla łe m c o b y zr o b ić n a leż a ło , i d o sze d łe m do p r z e k o n a n ia , ż e m oim lu b y m m iesz k a ń co m lasu o b o w ią za n y j e s t e m dać ja k ie ś w y n a g r o d z e n ie za z w a lo n e d rzew a sp r ó c h n ia łe .
G n iazd k a s k r z y n e c z k o w e n ie b y ły b y w y sta r c z a ją c e , g d y ż m ie śc ić b y się m ó g ł w n ic h je d y n ie d rob iazg; p o sta n o w iłe m p rze to w y b u d o w a ć w ie lk i p a ła c, m a lu tk ie m ia ste c z k o , dla p o m ie sz c z e n ia z w ie rz ą t le ś n y c h . M iej
s c e do t e g o ob rałem na m ałej w y s e p c e , g d y ż c h o d z iło m i p r z e d e w s z y s tk ie m o p ta k i 1 n ie to p e r z e . T u ta j k azałem w k o p a ć w z i e m ię 6 słu p ó w te le g r a fic z n y c h , k a żd y d łu g o ś c i 4 4 s tó p , i u m ie śc ić je, ta k sk o śn ie k u so b ie, że n a ziem i tw o r z y ły k o ło o śr e d n ic y
7
stó p , a na w ie r z c h u 3 | stó p . K a żd y słu p o tr z y m a ł p o c z w ó r n e o b icie z d e se k k a s z ta n o w y c h , a w ie r z c h j e g o — p o w ło k ę z ta r c ic , na k tó r y c h ja k n a jsta r a n n iej p o zo sta w io n o k orę, a b y c a ło ść b u d o w y b y ła p od ob n a do d rzew a. S p ód tej b u d ow li o b ło ż y łe m k a m ien ia m i n a 7 stó p w y so k o , a n a w ier zc h u dałem p o r zą d n y d a szek , do środ k a zaś pią- te r k a i d rab ink i; n a zew n ą tr z u m ie śc iłe m li c z n e d z iu p ły , ja k o w ejścia do gn iazd .T ak z b u d o w a n e s z tu c z n e p u s t e d rzew o p rze d sta w ia ło dla m n ie tę k o r z y ś ć , że p rzez
p o z o sta w io n e o tw o r y m o g łem n ie p o str z e ż o - n y z a c h o w a n ie s ię i ż y c ie k a ż d e g o m ie sz k a ń c a o b ser w o w a ć , u tr z y m y w a ć c z y s to ś ć i p orząd ek , tu d z ie ż sto so w a ć c ią g le p o tr z e b n e środ k i zarad cze. S zk o d n ik i, j a k w ie w ió r k i, s z c z u r y i ro b a ctw o m o g ę ła t w o u su n ą ć , do te g o b o w iem w y s t a r c z y w ło ż y ć do g n ia zda n ie c o siarki, lu b c z e g o ś p o d o b n e g o .
W te n sp o só b p r z y sp o so b iłe m so b ie i z g r o m a d z iłe m na d ogod n em i p ię k n e m m ie jsc u m a te r y a ł do badania, a z w ie lk ie m za d o w o le n ie m p rze k o n y w a m się , że p r a c a m oja n ie p ójd zie n a m arne.
J u ż p rzed u k o ń c z e n ie m d rzew a o sie d lił się z ło to s k r z y d ły d zię cio ł, i zaraz m o g łe m co do j e g o p o ż y w ie n ia p ro w a d zić d z ie n n i
c z e k , i ro b ić in n e za jm u ją ce sp o str z e ż e n ia . W d r u g ie m g n ie ź d z ie z a m ie szk a ła sow a;
z b o g a c iła on a zaraz w ia d o m o śc i m oje, g d y ż do g n ia zd a p r z y w lo k ła ze zn a cz n e j o d le g ło ś c i d w a m ło d e sz c z u r y , k ilk a k o n ik ó w p o l
n y c h , i m y sz le śn ą (M us p in e to r u m ).
O b ec n ie m ieszk ają ju ż w d rze w ie i k o ło d rzew a m odre d z ię c io ły , w ie w ió r k i (P te r o - m y s) i m y s z y b ia ło n ó żk i, a raz sc h r o n ił się ta m n a w e t szo p . S p o d ziew a m się , że z c z a sem z w ię k s z y się lic z b a m ie sz k a ń c ó w , a b u d ow la m oja z iśc i n a d zieje w n iej p o k ła d a n e . W a m e r y k a ń sk ic h p a r k a ch o c h r o n n y c h zrob ion o sp o str z e ż e n ie , dzisiaj j u ż p o w sz e c h n ie zn a n e, że z w ie r z ę ta d z ik ie p ozn ają w k r ó tc e och ro n ę, k tó r ą j e c z ło w ie k tu ta j o ta cz a . G a tu n ek , k tó r y o k ilk a n a śc ie k ilo m e tr ó w p oza p ark am i n a d z w y c za j j e s t p ło c h y , tu ta j p o zw a la c z ło w ie k o w i z b liż y ć się n a k ilk a k ro k ó w . I ta k w K a n a d z ie p r a w ie n ig d y n ie m ożna z o b a c z y ć bobra, n a w e t ta m , g d z ie j e s t ro z p o w sz e c h n io n y , t y m c z a s e m w p a rk u A lg o n ą u in m ożn a g o s ta le o b s e r w ow ać p rzy p r a c y . W x \n g lii g o łą b le ś n y n a leż y do n a jp ło c h liw sz y c h p ta k ó w , w lo n d y ń sk im H y d e p a r k u zb liża s ię na k ilk a s tó p , je ż e li się m u ż y w n o ś ć p od aje. J a k s ię te n p ta k z a c h o w y w a ć b ęd zie, je ż e li się z m ie n i c z ę ś c ie j j e g o m iejsc e p o b y tu , t e g o d o tą d n ie zb ad ano.
N a za sa d zie r o z le g łe g o d o św ia d c ze n ia s w e g o tw ier d z ę, że p ark i o ch ro n n e s ta n ą się z czasem bardzo c e n n e m i s ta c y a m i b iolo- g ic z n e m i, i sp ra w ia ć b ęd ą c z ło w ie k o w i ta k ą u c ie c h ę u m y sło w ą , jak w ie lk ie z b io r y d z ie ł sz tu k i. K to p od ejm ie tr u d z a k ła d a n ia t a k ich p a rk ó w , m oże b y ć p e w n y za słu ż o n e j w d z ięc zn o śc i" .
Dr. F. W.
WSZECHS WIAT JV» 47
S P R A W O Z D A N I E .
Uniwersytet samodzielnych. P. Auer- bach prof. u n iw ersy tetu w Jenie. W ł a d c z y n i ś w i a t a i j e j c i e ń . W ykład popularny zasad nauki o energii i en tro pii z dodaniem literatury przedmiotu spolszczył Konst. Chmielewski. W arsza
wa. D ru k synów
S t .Niemiry. Plac W a
recki
4 . 19 1 1rok. Cena
25kop.
Z m a rły p rzed p a ru m iesią ca m i prof. B e r n ard B r u n h e s z w r a c a ł n ie ta k d aw n o j e s z c z e u w a g ę n a d z iw n ie ja sk r a w ą r ó ż n ic ę oo do p o p u la r n o śc i, ja k ą s ię c ie s z ą d w ie z a sa d y te r m o d y n a m ik i. O ile p ie r w sz a j e s t o b e c n ie d o b r ze zn a n a k a ż d e m u śr ed n io w y k s z t a łc o n e m u c z ło w ie k o w i, o t y le d ru g a z tr u d n o ś c ią p rze k r a c z a sz c z u p łe k oła fiz y k ó w . R z e c z p r o s .a , ż e p r z y c z y n y te g o n a le ż y s z u k a ć n ie w ja k im ś p r z y p a d k o w y m z b ie g u o k o lic z n o ś c i, le c z w sa m ej tr e ś c i d w u za sa d . Z asad a z a c h o w a n ia e n e r g ii j e s t p r o s t sz a , b ard ziej p o d a tn a do j a s n e g o s fo r m u ło w a n ia , i, co n a jw a żn ie jsz a , n ie w y m a g a z u p e łn ie s k o m p lik o w a n e g o a p a ra tu m a te m a t y c z n e g o . D la u m y s łó w , p r z y z w y c z a jo n y c h do za s a d y n ie z n is z c z a ln o ś c i m a te r y i, z a sa d y , k tó r a p o d c z a s o b s e r w a c y i n a jp r o s ts z y c h z ja w isk c o d z ie n n y c h z ja w ia się w p r o st in t u ic y jn ie J), zasad a z a c h o w a n ia e n e r g ii j e s t w p r o s t k o n ie c z n e m jej d o p e łn ie n ie m . T o te ż w h is t o r y c z n y m ro z w o ju tej z a sa d y n a j
w ię k sz ą tr u d n o ś ć p r z e d s ta w ia ło w y tw o r z e n ie s a m e g o p o ję c ia en erg ii; je j n ie z n is z c z a l- n o śc b y ła p r z y j ę ta b ez o p o z y c y i. In a cz ej r z e c z s ię m a z ro z p r a sz a n ie m en erg ii: j e s t on a , do d ziś n a w e t, r e w o lu c y jn a , ż e s ię ta k w y r a ż ę , n ie u k ła d a s ię b o w iem z u p e łn ie w r a m k i m e c h a n ik i, p r z e c iw n ie , j e s t ja k b y d o b itn e in jej z a p r z e c z e n ie m . S fo r m u ło w a n ie je j p r o s te j e s t p r a w ie n iem o żliw e; n a w e t g d y b y ś m y w y b r a li je d n o z n a jp r o stsz y c h s fo r m u ło w a ń , to i w te d y b ez p o m o c y m a t e m a ty k i n ie m o g lib y ś m y w y c ią g n ą ć z n ie g o w s z y s t k ic h w n io s k ó w .
W
d o d a tk u , r o z bija on a z w y k łe , g łę b o k o za k o r z e n io n e p o j ę c ie e n e r g ii, j a k o z d o ln o ś c i w y k o n y w a n ia p r a c y i n ie d aje s ię sp r a w d z ić b ezp o śr e d n io . T e n w ła śn ie c h a r a k te r d ru g ie j z a sa d y sp r a w ił, że p r z e z d łu g i cz a s b y ła on a w p r o st n ie u z n a w a n a p r z e z w ie lu fiz y k ó w , i do d ziś d n ia s t a n o w i n ie p o k o ją c y k a ż d e g o fiz y k a p r o b le m a t. T e m się te ż tłu m a c z y p r a w ie z u p e łn e je j u s u n ię c ie z p ro g r a m ó w s z k ó ł śr e d n ic h . A je d n a k co r a z b a rd ziej d aje się o d c z u w a ć p o tr z e b a sp o p u la r y z o w a n ia te j z a 1) D opiero bliższa obserwacjra bardziej zło
żonych zjawisk (reakcye chemiczne) może wzbu
dzić wątpliwości; w tedy też zjaw ia się potrzeba doświadczalnego sprawdzenia tej zasady.
sa d y z e w z g lę d u na jej o g ro m n e ż y c io w e i m e to d y c z n e z n a c z e n ie . T o te ż w ro ssy j- sk ie m w y d a n iu s w e g o „ K u rsu fizyki" (tom 3 -c i) prof. C h w olson g o r ą c o o b sta je za w p r o w ad zen iem jej c h o c ia ż b y pod u k r y tą p o sta cią' za sa d y L e C h a telier a i B rau n a do k u r su sz k o ły śr ed n ie j. (U n as b rak ow i tem u zaradza „ F izyk a" d-ra P r . T o m a sz e w sk ie g o i A . M. K a w e c k ie g o , u w z g lę d n ia ją c a obie- d w ie za sa d y ). L ite r a tu r a p o p u larn a te ż p rze d sta w ia się bard zo sk ro m n ie, a u n as je sz c z e g o rzej, n iż g d zie in d ziej: k la s y c z n e o d c z y ty T a ita „ su r q u e lq u e s u n s d es p ro g re s r e c e n ts d e la p h y s iq u e “ i d o sk on ała, ch o ć tro c h ę r o z w le k ła , k sią żk a B . B ru n h esa „La degra- d a tio n d e l ’e n e r g ie “ n ap różn o czek a ją na tłu m a c z a i, co w a żn iejsz e, na n a k ła d cę . To te ż z u c z u c ie m p raw d ziw ej w d z ię c z n o śc i p o w in n a b y ć p o w ita n a b ro szu rk a prof. A u e r - b ach a o t y t u le , w y m ie n io n y m w n a g łó w k u . Z a r z u ty , k tó r e b y m ożn a zr o b ić tr e ś c i d z ie ł
ka, są n a o g ó ł d rob n e, je d n a k dla ś c is ło ś c i z a n o tu ję je tu ta j: p r z e d e w sz y stk ie m j e s t ona za tr u d n a i w y m a g a d u ż e g o w y s iłk u od sa m o u k a (dla k tó r e g o j e s t p rze zn a cz o n a , jak 0 te m m ożn a w n io sk o w a ć z t y t u łu w y d a w n ic tw a „ u n iw e r s y t e t sa m o d z ie ln y c h " ); na
s tę p n ie w y d a je m i się z b y te c z n e m sch o la - s t y c z n e d o w o d z e n ie re a ln o śc i e n e r g ii, tem - b ard zięj, że n ie j e s t on o b ez z a r z u tu (str.
1 5 — 21); n ie j e s t t e ż d o ść w y r a ź n ie i jasn o z a z n a c z o n e , c o n a le ż y ro z u m ie ć pod u k ła d em iz o lo w a n y m , stą d n ie ja sn o śc i, c z y obie- d w ie z a s a d y d o ty c z ą w s z e c h ś w ia ta , c z y też n ie. T y le m ożn a p o w ie d z ie ć o tr e śc i; n ie s t e t y , tłu m a c z e n ie je s t b ard zo sła b e i n ie sta r a n n e . Z a ch o w a n a z o s ta ła p raw ie w s z ę d zie n ie m ie c k a b u d o w a zdania; c a łe zd an ia t łu m a c z o n e są s ło w o za sło w e m , sk u tk ie m c z e g o p o w sta ją n iera z p r a w d z iw e z a g a d k i d la n ie s z c z ę ś liw e g o c z y t e ln ik a , k tó r y d o p ie
ro po p r z e tłu m a c z e n iu p o ls k ie g o zd an ia na n ie m ie c k ie m oże n a r e s z c ie z r o z u m ie ć , co ten zb iór s łó w z n a c z y . A ż e b y n ie b y ć g o ło s ło w n y m , p r z y to c z ę p arę w y r w a n y c h zdań:
„ N a z a sa d z ie p o p r z e d n ie g o p y ta n ie to m o żn a z a m ie n ić in n e m : c z y ch em ia je d y n ą n a u k ą je st? * (str . 1 2 ). „T o sam o w id zim y 1 tu ta j: po te m , ja k o d p ły n ę ło p o k o le n ie c a łe , zasad a e n e r g ii b y ła p r z y ję tą w z u p e łn o ś c i, n a sta ła e p o k a jed n a k p rzesa d zo n ej o c e n y tej zasad y" (str . 3 9 ). M n ożyć p r z y k ła d ów n iem a p o tr z e b y . N iew ia d o m o ta k ż e , n a cz em p o le g a p o za p r z e tłu m a c z e n ie m n a j ę z y k p o lsk i „ sp o lsz c z e n ie " b ro sz u r k i prof.
A u e r b a c h a p rzez tłu m a c z a , g d y ż b ib lio g r a fia, p o d a n a na k o ń c u k sią ż e c z k i, z a w ie ra j e d y n ie d zie ła n ie m ie c k ie (n b . dla s a m o u k a , n a w e t z n a ją c e g o ję z y k n ie m ie c k i, p raw ie w s z y s tk ie z a tr u d n e ) i an i je d n e g o p o l
s k ie g o . M a ry a n G ro to w sk i.