• Nie Znaleziono Wyników

THE TRANSFORMATION OF EMPIRICAL PSYCHOLOGY. A RESPONSE TO COMMENTS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "THE TRANSFORMATION OF EMPIRICAL PSYCHOLOGY. A RESPONSE TO COMMENTS"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

DOI: 10.2478/V1067-010-0176-3

Adam Niemczyński

TRANSFORMACJA PSYCHOLOGII DOŚWIADCZALNEJ.

ODPOWIEDŹ NA KOMENTARZE

Potrzebę zwiększenia wysiłków na polu psychologicznej teorii rozwoju człowieka w indywidualnym cyklu życia dostrzegają uczestniczki i uczestnicy panelu i przedstawiają też sugestie, jak poradzić sobie z tym stanem rzeczy. Autor tekstu wprowadzającego zagadnienie ma przekonanie, że te reakcje omijają centralną kwestię em-piryzmu, mianowicie to, że jest on stanowiskiem w teorii poznania, które nie da się utrzymać po krytycznym zbadaniu jego roszczeń do formułowania dyrektyw dla badania psychologicznego. Odrzucenie empiryzmu nie oznacza odrzucenia doświadczenia jako źródła wiedzy psychologicznej. Jest ono odrzuceniem nieadekwat-nej teorii doświadczalnych źródeł wiedzy. Ma to znaczenie dla poszerzenia bazy doświadczalnieadekwat-nej psychologii i wyzwala badania nad rozwojem umysłu i osobowości człowieka z ograniczeń redukcji do kategorii biologii. Przekonanie o nikłym zainteresowaniu

te-orią rozwoju w kontraście do nie dającej się zliczyć ilości badań dostarczających mnogo-ści danych empirycznych zdają się podzielać wszyscy w panelu dyskusyjnym. Cieszy też powszechna wola przyłożenia się do opraco-wania solidnej psychologicznej teorii indy-widualnego rozwoju człowieka. Maria Czer-wińska-Jasiewicz wskazuje na niezbędne do tego podjęcie zagadnienia autonomii rozwoju człowieka i na przydatną w tym celu metodo-logię badań jakościowych. Dorota Czyżowska wyraża przekonanie o potrzebie budowy teorii rozwoju człowieka wobec różnorakiej ograni-czoności wiedzy pochodzącej z empirycznych studiów, pozbawionych w istocie zainteresowa-nia i możliwości dostarczezainteresowa-nia odpowiedzi na najważniejsze pytania o indywidualny rozwój człowieka. Zarówno jedno jak i drugie są kla-rownym wskazaniem na potrzebę wyjścia poza pozytywistyczny ideał w uprawianiu psycholo-gii. Janusz Trempała i Jan Cieciuch wprawdzie nie są tak skorzy do wypraw poza ten model

nauki, jakby nie dostrzegali jego obecności, to jednak są otwarci na dobrą robotę nad teorią i każdy z nich zgłasza szereg myśli o tym, co i jak należałoby zrobić w tym kierunku. Łatwo zauważyć, że nie zgadzają się – chociaż każdy na własną odpowiedzialność, a też niezupełnie tak samo i każdy w swoim stylu – z moją diag-nozą przyczynową atrofii teorii.

Diagnoza bowiem przeze mnie postawiona wskazuje na zarazki empiryzmu jako toczące uprawianie psychologii, w tym również psy-chologii indywidualnego rozwoju człowieka. Trempała i Cieciuch zdają się tego nie dostrze-gać. Może nie postarałem się wystarczająco, aby to ukazać. Teraz widzę, że przynajmniej w części mogło się to wziąć również stąd, że co najmniej dwa istotne dla tej dyskusji zagadnie-nia zostały przeze mnie ledwie potrącone i po-zostały niemal w całości poza moim wstępem do niej – kwestia praktyki i stosowania wiedzy psychologicznej oraz zagadnienie prawdy, czyli wartości poznawczej twierdzeń psychologicz-nych. Zwłaszcza Trempała bezpośrednio je

(2)

poruszył, szkicując swoje stanowisko w obu kwestiach. Zacznę jednak od sprawy wylecze-nia psychologii z empiryzmu.

Nie twierdzę, że moi adwersarze w tej dys-kusji cierpią z tego powodu. Jeśli już, to mam wrażenie, że co najwyżej na lekką odmianę tej słabości. Nie jest to zresztą ważne, a w każdym razie nie najważniejsze, kto i czy rzeczywiście empiryzmem jest ograniczany i w jakim stop-niu. Chodzi bowiem o to, aby nie dać się temu ograniczeniu zamknąć, pozostawiając ważne zagadnienia poza zasięgiem naukowych badań psychologicznych. Trzeba będzie jeszcze do tego powrócić przy okazji uwag w kwestii war-tości poznawczej twierdzeń psychologicznych oraz relacji teorii i praktyki psychologicznej.

Rozpoczynając ten etap dyskusji i podpisu-jąc się pod wyrazami nadziei Czerwińskiej-Ja-siewicz i Trempały, że są to jej początki, a by-łoby ze wszech miar dobrze, aby się potoczyła dalej, powtórzę wszelako apel o zawieszenie przywiązania do stanowisk w sprawie empi-ryzmu i pozostawienie ich niejako w szatni, gdy do tej intelektualnej biesiady się zabiera-my. Trempała wprawdzie podjął ten apel, lecz mimo początkowych starań nie utrzymał się w tym nastawieniu, bowiem zdaje się nie mieć przekonania do takiego dyskutowania. Wziął moją zachętę chyba za coś innego. Wymaga więc ta zachęta wyjaśnienia. Nie proponuję tego, co Trempała myśli, że proponuję. Pozo-stawienie szat w szatni nie oznacza wyzbycia się ich na zawsze. Po dyskusji wracamy i okry-wamy się nimi, niekoniecznie tymi samymi, bowiem możemy ewentualnie sięgnąć po inne (taka to bowiem szatnia wspólnotowa), jeżeli odkryjemy, że do poprzednich – owszem – przywykliśmy, dopasowali i czuliśmy się w nich dobrze, a nadal nawet znakomicie, lecz służyły nam jak bajkowe szaty króla. Zakrywały nagą prawdę złudzeniem, podtrzymywanym przez wytworne dworskie konwersacje. Tym bardziej przydać się nam może badawczy dystans do własnych przekonań, że niesie on ze sobą

po-korę wobec wielkości zadania poznania umy-słu i jego rozwoju, a ta jest w istocie jedynym antidotum na arogancję, zagrażającą każdemu, kto wchodzi do przedsięwzięcia doniosłego dla życia społeczności, nie tylko uczonych badaczy. Tak powiada w tej sprawie Czyżowska bez owi-jania w metafory: „I jeśli nawet, mając różne stanowiska (…), nie zmienimy ich w wyniku (…) dyskusji, to jej wartością będzie większa świadomość drogi, którą obraliśmy w poszu-kiwaniu istoty, sensu i celu indywidualnego rozwoju człowieka, jej walorów i ograniczeń i być może większa otwartość na tych, którzy wybrali inną drogę.”

CO TO JEST EMPIRYZM?

Zamiast powtarzać to, co we wprowadzeniu do dyskusji zostało powiedziane, warto zwrócić uwagę na to, czym nie jest empiryzm. Nie jest empiryzm korzystaniem z doświadczenia dla celów tworzenia wiedzy o tym, co jest przed-miotem doświadczenia. Tymczasem wygląda na to, że Trempała i Cieciuch to właśnie biorą za empiryzm. Zdają się nie przywiązywać wagi do różnicy między korzystaniem z doświadcze-nia w dochodzeniu do wiedzy, z jednej strony, od teorii wiedzy, postulującej jej pochodzenie z doświadczenia zmysłowego, z drugiej strony. Jest to tak jakby ignorować różnicę pomiędzy lokomocją a teorią objaśniającą, jak dochodzi do poruszania się w przestrzeni. Empiryzm nie jest doświadczeniem, jest teorią doświadczenia jako źródła wiedzy! Jest teorią błędną! Fatalnie ciąży na psychologii naukowej, najpierw op-artej na doświadczeniu wewnętrznym (intro-spekcja), a następnie – po rewolucji behawio-rystycznej – na doświadczeniu zewnętrznym (zmysłowym).

W obu historycznych odmianach w psy-chologii – introspekcjonizmu i behawioryzmu – empiryzm służy obsesji naukowości, czy-li wytyczaniu ram, w jakich musi się mieścić

(3)

wszelkie poznanie psychologiczne, jeśli ma otrzymać certyfikat naukowości. Tym sposo-bem empirystyczna teoria naukowego pozna-nia psychologicznego zrodziła też metodologię tego poznania psychologicznego. Prawomoc-ność tej metodologii zależy od utrzymania się empiryzmu, czyli tej osobliwej teorii poznania naukowego. Podważenie empiryzmu i ewen-tualne odejście od niego stawia pod znakiem zapytania tę właśnie obecnie dominującą po-stać metodologii badań psychologicznych. Ale nie jest wcale przeciw niej wymierzone. Ona jest dzieckiem empiryzmu. Bycie dzieckiem nie przesądza bezkrytycznego podążania za protoplastami

W istocie – niepodważalna jest wartość metody, gdy staramy się o poznanie, a w tym ogromne jest znaczenie inwencji, solidności i rzetelności metodycznego postępowania, wraz z rozsądnym traktowaniem kwantyfikacji, czyli nie dosłownie, lecz jako użytecznej meta-fory w badaniach zjawisk psychicznych. Są to jednakże środki, a nie cel poznania naukowe-go. Mają one służyć dowodzeniu, przyjmowa-niu lub oddalaprzyjmowa-niu twierdzeń ze względu na ich wartość poznawczą. Same przez się niczego nie dowodzą, a nawet najbardziej wyrafinowane statystyki zależności między zbiorami danych z metaforycznych pomiarów nie wychodzą poza te zbiory. Dopiero użytek zrobiony z nich może służyć innym celom niż tworzenie i prze-twarzanie zbiorów danych. Też nie każdy uży-tek, a tylko taki, którego celem jest testowanie twierdzeń o realnej rzeczywistości.

Gdy celem jest uszeregowanie osób bada-nych według wzrostu albo według ilorazu in-teligencji, to nie chodzi przecież o wzrost ludzi ani o ich inteligencję, lecz o tworzenie z ludzi szeregów, aby potem każdemu ewentualnie wskazać miejsce w szeregu, jakie mu przypada w rezultacie przyłożenia miary długości do jego ciała lub poddania go próbom zadań skali in-teligencji. To nie jest cel poznawczy, nie chodzi w tym działaniu o wartość poznawczą. To jest

cel praktyczny każdego, kto ma interes w tym, aby tworzyć takie szeregi ludzi i ludziom wska-zywać miejsce w tych szeregach. Wybór dy-mensji, na których pomiary wskażą położenie poddanych pomiarom indywidualnych osób pochodzi z potrzeb praktyki społecznej. Jeśli jesteśmy zainteresowani tym – na przykład – aby wrodzony potencjał zdolności zrealizo-wał się w pełni u każdego dziecka (uczestnika określonej populacji), to pomiar aktualnych osiągnięć dzieci (wskazujący każdemu miejsce w szeregu wyników testów) pozwoli ewentual-nie dostosować oddziaływania środowiskowe do osiągnięcia tego celu poprzez zaprogramo-wanie odpowiedniej interwencji wychowaw-czej i edukacyjnej.

Tego rodzaju użytkom służy – jak się zda-je – wszelkie szeregowanie ludzi, jakie uprawia psychologia różnic indywidualnych na polu badań inteligencji, temperamentu i osobowo-ści. Nie wydaje się, aby było w takiej praktyce miejsce na zadanie pytania o prawdę lub fałsz twierdzeń, że ktoś znalazł się bliżej średniej lub dalej na prawo lub lewo, albo, że na danej dymensji ma położenie środkowe lub bliżej le-wego lub prale-wego bieguna, albo w strukturze czynnikowej zajmuje taki oto a taki punkt w re-lacji do jej trzech, pięciu lub siedmiu wymia-rów. Owszem, można i koniecznie trzeba pytać o trafność i rzetelność pomiaru i o inne jesz-cze ewentualnie jego cechy, ale to nie ma nic wspólnego z prawdą lub fałszem jako wartoś-ciami poznawczymi twierdzeń o rzeczywisto-ści. Dotyczy instrumentu pomiarowego, jego sprawności w różnicowaniu osób na użytych skalach. Nie o prawdę o ludziach gra się toczy, lecz o użyteczne dane empiryczne dla prakty-ki społecznej, która wskazuje miejsce indywi-dualnym osobom w szeregach wyznaczonych przez panujący w nowoczesnym świecie ład i porządek społeczny.

Natomiast użycie zbiorów danych empirycz-nych do potwierdzenia lub odrzucenia twier-dzeń psychologicznych, mających odnosić się

(4)

do czegoś innego niż te zbiory danych, czyli do realnych zjawisk psychicznych to jest kwe-stia o wiele szersza, głębsza i trudniejsza niż najbardziej nawet wyrafinowane procedury statystyczne.

Tymczasem nie wiadomo ani o czym sta-tystyki mówią, ani co mówią póty, póki twier-dzenia z ich pomocą sformułowane nie zostaną odniesione do realnych zjawisk psychicznych, niezależnych od metafory pomiaru i od ope-racji statystyki. Umożliwić to może teoria tych zjawisk, ponieważ dopiero dostarczone przez nią twierdzenia można przyjąć lub oddalić za pomocą logicznie uprawnionych argumentacji, korzystających z twierdzeń, opartych należycie na danych empirycznych. A skąd pochodzą teorie i ich twierdzenia, jaka jest geneza teorii w toku naukowego poznania? Empiryzm zwy-kle milczy na ten temat, jak gdyby teorie poja-wiały się jak światło słoneczne o poranku, czyli wedle naturalnego biegu rzeczy, gdy obudzona zdolność naszego umysłu do pojmowania rze-czy ogarnia – jak iluminacja św. Augustyna – swym światłem dane empiryczne. Iluminację (intuicję) empiryzm docenia, lecz tylko jako sugestię do weryfikacji lub falsyfikacji, a nie prawomocne doświadczalne źródło poznania

Prawomocne dane doświadczalne ludzkie-go poznania mają charakter bezpośrednie-go doświadczenia zmysłowebezpośrednie-go, jak doznania Archimedesa w kąpieli, Możemy też mieć do nich dostęp za pośrednictwem prostych przy-rządów, jak stetoskop do osłuchiwania pracy serca i płuc. Bywa wreszcie tak, że dochodzimy do nich nadzwyczaj pośrednio, jak wówczas, gdy uzyskujemy je dzięki skomplikowanym urządzeniom do rejestracji na Ziemi fal gra-witacyjnych, dochodzących z przestrzeni kos-micznej. Warto zauważyć, że tego rodzaju dane doświadczenia zmysłowego odnoszą się do obiektów przyrodniczego poznania. Jeśli fizy-ka, fizjologia, anatomia i wszelkie nauki przy-rodnicze dostarczają poznania realnych obiek-tów, o których mowa w ich twierdzeniach, to

powstaje pytanie, czy twierdzenia psychologii też odnoszą się do obiektów tego rodzaju, to znaczy, do obiektów realnych.

CZYM NIE JEST TEORIA?

Rzecznik empiryzmu nie będzie przecież twierdził, że do odczytania oddziaływania fal grawitacji ze śladów optycznych ruchu cząstek elementarnych nie jest potrzebna teoria Ein-steina, ani iż do tego, aby rozpoznać ze słuchu, a za pomocą stetoskopu rodzaje zaburzenia pracy serca wcale nie jest potrzebna teoria bu-dowy i pracy tego narządu. Nie powie nawet, że doznania cielesne w kąpieli są przyczyną tej myśli Archimedesa i dały ją światu, ponieważ jego umysł badacza, ot tak sobie, rejestrował doznania i ułożyły mu się one w powszechnie teraz znane prawo.

Nic z tych rzeczy nie powie rzecznik empi-ryzmu. Może więc wydawać się, że empiryzm przyznaje teorii wartość poznawczą. Zobaczmy jednak, jak przyznaje i jaka to wartość. Z nie-wzruszonym przekonaniem twierdzić będzie zwolennik empiryzmu, że umysł jest aktywny, twórczy i układa doznania cielesne w takie te-oretyczne kategorie dzięki zdolności do abs-trakcji tych kategorii z danych zmysłowych i do tworzenia z nich reprezentacji obiektów pozna-nia – fal grawitacji, zawału serca, wzajemnego oddziaływania na siebie mas materii o różnych stanach skupienia. Tego typu idee, kategorie, pojęcia reprezentują to, co można obserwo-wać w naturze jako dokonujące się poza naszą kontrolą lub w laboratorium jako przebiegające ewentualnie w sposób przez nas kontrolowany. I na tym ma polegać wartość poznawcza teorii przez umysł wytwarzanych, że one reprezentują obiekty poznawane. Każdy zwolennik doktryny empiryzmu powinien się z tym właśnie zgodzić, że wiedza teoretyczna sprowadza się do umy-słowych reprezentacji rzeczy, jakie można roz-poznać w doświadczeniu zmysłowym.

(5)

Bazę doświadczalną – doda zwolennik empi-ryzmu – rozszerza przekaz za pomocą symboli językowych i innych. Znaczenia tych symboli są transportowane na podłożu zmysłowego od-działywania słów, pomnażając zawartość bazy doświadczalnej i budując ewentualnie kolejne piętra abstrakcyjnych konstrukcji umysłowych. Prawda tkwi w tych konstrukcjach, a dowodem na to jest skuteczność działania przebiegające-go wedle tej prawdy w środowisku, o którym ta prawda jest prawdą. Jeśli nie jest to stanowi-sko zwięźle wyrażone przez Trempałę na temat prawdy i jej kryterium, to w każdym razie tak można rozumieć to, co wypowiedział na ten te-mat. Niezależnie od tego kto, czy Trempała, czy też ktokolwiek inny miałby tendencję do takiej oczywistej instrumentalizacji prawdy w imię skuteczności działania, naraża się na bezrad-ność wobec nieprzyjemnej konsekwencji lo-gicznej – wartość poznawcza twierdzeń psy-chologii (prawda/fałsz) nie tylko, a nawet nie tyle sprawdzałaby się w działaniu, ale też po-wstawałaby w skutecznym działaniu, realizując się wraz z nim. Nie jest bowiem możliwe, aby ukonstytuowała się niezależnie od działania albo wcześniej, przed działaniem, a ono tylko poddałoby ją próbie, czy istotnie jest prawdą. Taka nieobca psychologom interpretacja praw-dy (wartości poznania) współgra z założenia-mi funkcjonalizmu (poznanie jest adaptacyjną funkcją organizmu), instrumentalizmu (po-znanie podporządkowane jest celom aktywno-ści organizmu) oraz biologizmu ewolucyjnego (zdolności poznawcze mają wartość krytyczną dla selekcji naturalnej w procesie kontynuacji życia gatunku homo sapiens).

Mamy więc odpowiedź na nasze pytania o to, jak empiryzm przyznaje wartość poznawczą twierdzeniom teorii i jaka to wartość. Prawdzi-we są te twierdzenia o realnym (obiektywnym) świecie, które rodzą efektywne działania w tym świecie. Fałszywe są te twierdzenia, które nie prowadzą do efektów zgodnych z oczekiwa-nymi. Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia, czym

tutaj są twierdzenia, którym ma przysługiwać wartość poznawcza prawdy/fałszu,

Psychologowie mówią o reprezentacji umy-słowej i różnych jej formach oraz postaciach, i to one mają odznaczać się wartością po-znawczą. Na przykład u Piageta (1946, 1949) mamy schematy sensoryczno-motoryczne, obrazy umysłowe, naśladownictwo odroczo-ne, symbole werbalodroczo-ne, pojęcia synkretyczodroczo-ne, animistyczne, artyficjalne, magiczne, logiczne w odmianie konkretnej i formalnej. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich postaci repre-zentacji umysłowej jest adaptacja umysłowa – szczególna postać aktywności organizmu w re-lacjach ze środowiskiem, dokonująca się wedle swoistych praw równoważenia i budująca ko-lejne przybliżenia do perfekcyjnej organizacji aktywności umysłowej, czyli do systemu lo-gicznych operacji formalnych, gwarantującego rozwiązanie każdego problemu adaptacyjnego, z jakim człowiek może się spotkać w środowi-sku swego życia.

Pojawiło się w psychologii wiele odmian pojmowania reprezentacji poznawczej. Ich wspólnym mianownikiem jest postulat doko-nywania się w umyśle (w mózgu) usystema-tyzowanej aktywności, która przetwarza (ang. processing) materiał informacyjny, dostarczo-ny do systemu, a produkty przetwarzania prze-znaczone są ostatecznie do sterowania aktyw-nością wychodzącą z systemu do środowiska, czyli do regulacji zachowania (ang. behaviour), nastawionego na osiągnięcie wyznaczonych przez system celów. Metafora serwomechani-zmu i komputera znakomicie służy wyraże-niu fundamentalnego przekonania głównego nurtu współczesnej psychologii – poznanie to przetwarzanie informacji, a jego wartość to użytek, jaki z tego przetwarzania powstaje dla sterowania zachowaniem. Teoria Einsteina, czyli układ twierdzeń o realnych obiektach fi-zycznych sprowadza się w istocie – wedle tego poglądu – do przetwarzania informacji o świe-cie materialnym, jaka napłynęła do umysłu

(6)

Einsteina (i każdego innego stosownie zapro-gramowanego), nastawionego na wytworzenie informacji, której wartość to użytek z niej zro-biony w wytwarzaniu twierdzeń o tym świecie i różnorakich technologii, w tym technologii rejestracji grawitacyjnych fal, dochodzących do Ziemi z kosmosu. Taka redukcja teorii do wytwarzania tego lub owego w praktycznym działaniu brzmi znajomo, a zarazem jest tak ewidentnie i beznadziejnie fałszywa! Poznanie jest wprawdzie aktywnością umysłu i niezbęd-ne jest w programowaniu działania i stero-waniu działaniem ludzi, lecz żadną miarą nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika z praktycznym działaniem.

Teoria nie jest żadnym składnikiem, ele-mentem sterującym, mechanizmem regulują-cym, zasadą, regułą, czynnikiem organizują-cym ludzkie działanie. Teoria może być w tym charakterze użyta w praktyce społecznej. Teo-ria może być i jest używana przez ludzi w ich działaniu i wówczas służy, ewentualnie dobrze, chociaż nie zawsze dobrze się przysługując osiąganiu celów przez to działanie. Ale nawet wtedy, gdy służy czy to powodzeniu czy nie-powodzeniu działania, to tylko o tyle, o ile ma swoją własną wartość. A ta jej wartość poznaw-cza (prawda/fałsz) jest niesprowadzalna do ewentualnie pożytecznych efektów, jakie z niej możemy mieć w praktyce życia społecznego, gdy z niej skorzystamy. Ta wartość to właśnie prawda i fałsz naszych twierdzeń o realnych stanach rzeczy w świecie, z którymi możemy mieć do czynienia w takiej czy innej praktyce.

Empiryzm pozbawia teorię (idee, pojęcia, rozumowania, logikę, matematykę) samodziel-ności i samostanowienia w dziele poznania. Te-oria jest w poznaniu naukowym, według empi-ryzmu, tworem pochodnym od doświadczenia zmysłowego i zależnym od tego doświadcze-nia. Doświadczenie, obserwacje natomiast wydają się niezależne od teorii, nic poznaw-czo wartościowego do nich teoria zdaje się nie wnosić. Pozytywistyczna krytyka

doświadcze-nia na tym wszakże polega, aby usunąć z niego wszelkie naleciałości umysłowych wytworów, zwanych spekulacjami (metafizycznymi) i uzy-skać czyste doświadczenie. Nic przecież warte-go uwagi dla poznania świata nie ma w umyśle, czego wcześniej nie byłoby w zmysłach. Nic nie ma prawa wstępu do teorii psychologicznej, co nie ma mandatu doświadczenia, co nie prze-szło z powodzeniem sprawdzianu empiryczne-go. Z takich sprawdzonych cegiełek zbudować można teorię. Tak to zdaje się rozumieć Cie-ciuch, postulując teorię jako syntezę rezultatów studiów empirycznych. Trempała także teorie widzi jako syntezy, a niektóre z nich nawet widzi jako wielkie. Ciekaw jestem, z jakich to cegiełek, pracowicie wyrabianych przez ekspe-rymenty rzemieślników, mistrzów w wytwór-niach cegieł, z samym sobą włącznie, pracowi-cie studiującym w laboratorium spostrzeganie ruchu stroboskopowego, Wertheimer złożył te-orię postaci, która zapłodniła też Lewina i czy to zapłodnienie odbyło się w procesie dwufa-zowym – najpierw w fazie gromadzenia ujęć parcjalnych (cząstkowych, atomowych), a na-stępnie w fazie ich syntezy w ujęcia postaciowe. Trempała pewnie zgodzi się, że doświadczenie postaci (niem. Gestalt) w taki dwufazowy spo-sób to nonsens, ale wtedy musi przyznać, że przynajmniej niektóre akty poznania pocho-dzą z bezpośredniego wglądu (ang. insight), a nie z syntezy składających się na całość ujęć. Takie bezpośrednie wglądy w przebieg aktów umysłowych mieli na uwadze Wundt i Bren-tano, gdy pisali o spostrzeganiu wewnętrznym i korzystali z niego w badaniach eksperymen-talnych, a odrzucali przy tym introspekcję (ob-serwację wewnętrzną) jako przedsięwzięcie niemożliwe do wykonania.

Według empiryzmu, żaden z tych tworów umysłowych (idee, pojęcia, wnioskowania, liczby, arytmetyka, itd., itp.), który z doświad-czenia ma być wyabstrahowany, nie jest prze-cież ani samodzielny w swej wartości poznaw-czej, ani samostanowiący o niej niezależnie od

(7)

zmysłowego doświadczenia. Również pomysły rodzące się w umyśle na temat poznawanych obiektów, wszelkie na ten temat intuicje nie mają wartości poznawczej i nie mogą jej mieć póty, póki nie przejdą z dobrym wynikiem, naj-lepiej testu falsyfikacji w zmysłowym doświad-czeniu i ostaną się ewentualnie nieodrzucone. Natomiast tak zwane operacyjne definicje in-teligencji, temperamentu, osobowości i cze-gokolwiek innego, co wedle reguł empiryzmu ma być poznane, mają przebiegać w odwrotna stronę – od abstrakcji do konkretu, uchwytne-go w doświadczalnym badaniu. Pomysły, intui-cje należy właśnie konkretyzować, aby pokazać, że nie są spekulacjami (metafizycznymi, broń Boże!) pozbawionymi wartości poznawczej, lecz za pomocą operacji uchwytnymi rzecza-mi. Widać z tego, że poznający świat empiryk (realizator doktryny empiryzmu) miałby być nieustannie zajęty działaniem w tym świecie. Byłoby to wprawdzie działanie, którego celem jest uzyskanie wiedzy, ale byłaby to zarazem wiedza o tym, jak działać w tym celu, aby ją uzyskać. Wygląda więc na to, że zwolennik em-piryzmu jest w ciągłym ruchu w dwóch kierun-kach: od konkretu spostrzegania do abstraktu myślenia i od abstraktu myślenia do konkretu spostrzegania.

W tym swoim ciągłym działaniu – w którym abstrakt znajduje umocowanie w konkrecie zmysłowego spostrzegania, a konkret zostaje wyniesiony do poziomu pojęć abstrakcyjnego poznania – podmiot podlega regulacji przez mechanizmy w tym działaniu się zawiązują-ce i spełniajązawiązują-ce rolę regulacyjną. Inteligencja, temperament i osobowość to główne rodzaje tych mechanizmów, zawiązujące się w organi-zmie człowieka, z centralą regulacji w mózgu. Tam dokonuje się przetwarzanie informacji ze zmysłów pochodzącej i wychodzącej do narzą-dów zmysłowych akcji wykonawczych po prze-tworzeniu w centrali, a na całej tej drodze swój wpływ na odbiór, przetwarzanie i sterowanie wykonaniem wywierają charakterystyki tego

podłoża, na którym akcje się toczą, czyli cha-rakterystyki inteligencji, temperamentu i oso-bowości człowieka.

Tak to pozytywistyczny przesąd redukowa-nia się tego, co umysłowe do tego, co fizjolo-giczne, jest składnikiem empiryzmu – dok-tryny w teorii poznania nie poddającej pod dyskusję kwestii stosunku poznania do móz-gu, a zamiast tego oferującej gotową odpo-wiedź w postaci emergencji, czyli pojawiania się umysłowych zjawisk na podłożu przyczy-nowo-skutkowych fizjologicznych procesów jako przeżyć towarzyszących, nie mających do odegrania żadnej roli ani przyczyn, ani skut-ków czegokolwiek. Można zgodzić się z tym, że umysł nie działa wedle praw przyczynowo--skutkowych, ale to wcale nie znaczy, że nie działa według praw własnych, a tym bardziej, że jego działanie sprowadza się do działania mózgu. Ani też to wcale nie wyklucza dualizmu i wzajemnego oddziaływania obu sfer zdarzeń. Dużo jeszcze o tym należałoby powiedzieć, ale nas interesuje tu teoria poznania, a nie ontolo-gia lub metafizyka.

Teoria w przebiegu poznania nie jest wy-tworem umysłu z materiału doświadczenia zmysłowego. Teoria może być użyta do wytwo-rzenia procedury gromadzenia danych z ob-serwacji za pomocą zmysłów bezpośrednio lub pośrednio poprzez stosowne instrumenty uzu-pełniające zmysły. Do tego jednak, aby mogła być użyta w tych celach, powstać musi nie tyle niezależnie od doświadczenia zmysłowego, co nie tylko z tego źródła, ale też z innych źródeł niż ten rodzaj doświadczenia. Wskazałem za Wundtem, Brentano i Macnamarą na intuicję jako doświadczalne źródło poznania.

CZYM NIE JEST WIEDZA DOŚWIADCZALNA?

Empiryzm narodził się w brytyjskiej filozo-fii jako odpowiedź na pytanie o pochodzenie

(8)

naszej wiedzy o świecie i wymierzony był prze-ciw przekonaniu o pochodzeniu wiedzy z in-nych źródeł niż doświadczenie. Można zgodzić się z tezą, że nie ma innych źródeł poznania niż doświadczenie i można zarazem zakwestiono-wać tę czy inną teorię doświadczenia, co właś-nie zostało powyżej uczynione. Istwłaś-nieje więcej niż jedna odpowiedź na pytanie o naturę do-świadczenia i o to, jaki ma ono wkład do nasze-go poznania świata. Podobnie, można przyjąć pochodzenie naszego poznania świata wyłącz-nie z doświadczenia, a zarazem kwestionować tę czy inną teorię poznania. Możliwa jest więcej niż jedna teoria poznania. Gdy kwestionuje-my empiryzm, to wcale nie jesteśkwestionuje-my skazani na odejście od doświadczenia w poznaniu realnego świata. Musimy natomiast postawić od nowa pytania o naturę poznania, o natu-rę doświadczenia oraz o rolę doświadczenia w poznaniu.

Do tych kwestii fundamentalnych dodać trzeba rolę języka w poznaniu świata. Empi-ryzm upowszechnił przekonanie, że język nie wnosi nic do genezy poznania, wtórnie może zastąpić doświadczenie w przekazie społecz-nym, ponieważ słowa są skojarzone z porcjami (atomami, elementami) doświadczenia jako ich znaczeniami, a połączenia słów (zdania, wypowiedzenia, teksty, czyli wszelkie wytwo-ry werbalne) to w istocie twowytwo-ry asocjacyjne, skojarzeniowe sieci, w których budulcem są łą-czące się wedle praw kojarzenia porcje (atomy, elementy) doświadczenia.

Skinner (1957) jest przykładem psychologa, który podał konsekwentną empirystyczną in-terpretację języka w nastawieniu radykalnego behawioryzmu w monografii Verbal Behavior. Opanowanie języka przez dziecko, jak w ogóle wszelkie nabywanie słów i wyrażeń mowy, ma się dokonywać w toku uczenia się z doświad-czenia (ang. learning) jako proces warunkowa-nia operacyjnego (ang. operant conditioning). Warunkowanie operacyjne ma przebiegać jako asocjacje, łączące akcje organizmu

(porcjowa-ne zachowanie, czyli elementy, z jakich składa się repertuar zachowania) z bodźcami (atoma-mi lub kompleksa(atoma-mi atomów środowiskowego oddziaływania na organizm), stanowiącymi okazje z jednej strony, a następstwa z drugiej, wykonania tych akcji w środowisku. Wciąż wydaje się, że nie w pełni przyswoiliśmy na-ukę z krytyki Skinnera, jaką wytoczył Chom-sky (1959), wykazując konieczność przyjęcia zupełnie innego przebiegu opanowania języka przez dzieci i innej roli doświadczenia w tym procesie od tej, jaką przedstawił Skinner, nie-odrodny potomek brytyjskiego empiryzmu.

Język w poznaniu nie służy jako zbiór sym-boli, transportujących od nadawcy do odbior-cy spostrzeżenia zmysłowe, lub pochodzące ze spostrzeżeń zmysłowych abstrakcje jako komunikaty. Język wprawdzie może być uży-ty i jest używany do komunikowania tego, co podmiot poznający twierdzi o przedmiocie poznania i tego, jakie jest uzasadnienie dla ta-kiego twierdzenia, jednak to, co jest wówczas komunikowane, nie jest spostrzeżeniem zmy-słowym ani mnogością spostrzeżeń tego rodza-ju, ani abstraktem ze spostrzeżenia zmysłowe-go, ani mnogością takich abstraktów. Aby język mógł spełnić tę rolę, to każdy podmiot anga-żujący się w komunikację, zarówno po stronie nadawcy jak i odbiorcy komunikatu,. dyspo-nować musi odpowiednimi do tego kompeten-cjami (zdolnościami) umysłu. W grę wchodzą co najmniej trzy ich rodzaje, czyli kompeten-cje fonologiczne, gramatyczne i semantyczne. Należą one do konstytucji umysłu człowieka, a cześć z nich musi być niewyuczona. Ta mia-nowicie część, jaka jest niezbędna do uczenia się mowy ojczystej z doświadczenia współżycia we wspólnocie kulturowej.

Ewentualne odejście od aktualnej postaci empiryzmu wcale nie musi całkowicie pozba-wiać wartości tę teorię doświadczenia i skazy-wać ją na zupełny przepadek. Jeśli podda się ona korektom w efekcie przyjęcia krytyki, to cieszyć się może, odmieniona, uzasadnioną

(9)

akceptacją. Musiałaby to być – jak się zdaje – korekta radykalna. Jak przemiana Jana Ber-nardone, który znalazł się niefortunnie wśród możnych społeczności umbryjskiej z urodze-nia, lecz pokora wobec przemawiających do niego w doświadczeniu religijnym najwyższych wartości podpowiedziała mu wyrzeczenie się tej pozycji. Stał się tylko Franciszkiem Bieda-czyną z Asyżu, innym człowiekiem, ale prze-cież człowiekiem, a nie wilkiem, choćby nawet wilkiem z Gubbio, z którym zresztą wszedł we wzajemnie przyjazne stosunki, cudownie od-mieniając charakter zwierzęcia. Możliwa jest transformacja uprawiania psychologii jako nauki doświadczalnej przez wyzwolenie się psychologów z podporządkowania doktrynie empiryzmu i zdjęcie z praktyki uprawiania psychologii wypaczonego ideału naukowo-ści. Czy wykonalne to jest teraz, to już zupeł-nie inne zagadzupeł-niezupeł-nie. Do tego, jak starać się to zrobić, kilka uwag poczynię za chwilę.

Najpierw jeszcze mamy kluczową kwestię, dlaczego to robić, dlaczego odchodzić od pod-porządkowania się doktrynie empiryzmu i od tak wspaniale pod jej panowaniem rozkwitłej, a nieustannie rodzącej nowe owoce metodolo-gii, żeby nie powiedzieć technologii produkcyj-nej psychologicznych badań empirycznych. Co nas może czekać, jeśli wyjdziemy z tej krainy dość szczęśliwej, a też i wcale nieźle prospe-rującej? To znaczy nie nas wszystkich, a tych tylko, którzy w niej się zadomowili. Osobiście zajrzałem do niej, pobyłem w niej i opuściłem ją, a opuszczając żałowałem, lecz po opuszcze-niu już nie tęsknię do niej wcale. Co najmniej od czasu „Utopii” św. Tomasa Morusa i dzięki niemu przecież zdajemy sobie sprawę, że raj na Ziemi nie jest możliwy, a wiara w niego jest ucieczką od rzeczywistości, chociaż wciąż ta-kich mądrości słuchać nie chcemy, a co dopie-ro ich twardy realizm mielibyśmy akceptować. Oparcie się pokusie ucieczki od rzeczywistości wymaga z pewnością siły charakteru, ale prze-de wszystkim potrzebuje nastawienia tej siły

na utrzymanie pragnienia poznania prawdy o tej rzeczywistości, a nie pójścia zamiast tego za głosem pragnienia przewidywania i kontroli realizacji innych wartości.

Ale wcale nie musi ten argument za porzu-ceniem empiryzmu wystarczyć, bowiem moż-na go osłabić, gdy się uzmoż-na nieosiągalność ide-ału kontroli (regulacji) zachowania ludzi przez znawców tegoż zachowania. Opis bowiem i wyjaśnienie zachowania oznacza właśnie – zdaniem znawców tej psychologii – realną możliwość przewidywania i kontroli zachowa-nia. Nieosiągalność tego ideału jest oczywista, ale można się ewentualnie do niego zbliżać w realnych jego interpretacjach i realizacjach. Nic zresztą innego nie robimy w codziennym naszym postępowaniu w relacjach z innymi ludźmi, korzystając z wiedzy potocznej, uzy-skanej z wcześniejszych doświadczeń w tych relacjach. Przewidujemy na tej podstawie, co zrobią partnerzy naszych interakcji społecz-nych w odpowiedzi na nasze posunięcia wobec nich i odpowiadamy na ich posunięcia wobec nas, antycypując ewentualnie ich kolejne ru-chy i przygotowując nasze na nie odpowiedzi, itd. A za podstawę wszyscy mamy tę potocz-ną – dostęppotocz-ną każdemu o wystarczająco do-brej kondycji umysłowej – wiedzę pochodzącą z obcowania z ludźmi. Ma ona naturę znajomo-ści reguł współżycia społecznego. Taka właśnie wiedza wchodzi w grę przy regulacji zacho-wania uczestników społecznej interakcji, czyli wszelkiego w istocie ludzkiego zachowania.

Tak samo na wiedzę potoczną jak i na wie-dzę naukową składają się u tych, którzy je po-siadają zdolność do zorientowania się w tym, co w środowisku danej osoby oddziaływa na nią, pobudzając ją do działania, kiedy i jakie akcje podejmuje ona w związku z tym, a któ-re prowadzą do następstw, stabilizujących lub zmniejszających albo też zwiększających prawdopodobieństwo wystąpienia tych akcji przy tych środowiskowych okazjach. Tą dro-gą można w praktyce społecznej regulować

(10)

powstawanie, utrwalanie lub eliminowanie nawyków, na przykład w wychowaniu i edu-kacji. Można też realizować terapię behawio-ralną, a nawet poznawczo-behawioralną nie tylko dla eliminacji nawyków niepożądanych (np. odwyk alkoholowy), ale też dla zainstalo-wania nawyków pożądanych (np. treningi po-zytywnego myślenia). Widać wyraźnie, że wa-runkiem powodzenia w kontroli repertuarów zachowania dzieci, młodzieży, dorosłych jest ich zgoda na poddanie się tym zabiegom albo, w specjalnych okolicznościach, ich ubezwłas-nowolnienie, czyli redukcja do stanu heterono-mii, stanu poddania obcej regulacji. A przecież nie stan heteronomii, lecz autonomii jest natu-ralnym stanem człowieka. I z tego powodu tak ważna jest wyrażona swobodnie i autentycznie zgoda zainteresowanych na poddanie się kon-troli. Nie musi to być kontrola bezwzględna, aby z powodzeniem dokonały się cykle wycho-wania, edukacji, treningów interpersonalnych i terapii behawioralnych. Regulacja dotyczy też przymusu (nakłaniania, sugestii, perswazji), który może komplikować szanse na uzyska-nie efektów pozytywnych. Zwłaszcza wtedy, gdy nadmiar lub nieumiejętność stosowania mniej lub bardziej łagodnych form przymusu i nakłaniania otwiera drogę do buntu, agresji, nieposłuszeństwa.

W podobny sposób wiedza o różnicach indywidualnych inteligencji, temperamentu, osobowości pozostawia autonomię indywidu-alnych osób poza zasięgiem swego zaintere-sowania i oferuje nierespektujące ją należycie praktyczne zastosowania dla radzenia sobie z problemami współżycia społecznego. Na inną okazję jednak zmuszony jestem zostawić to, jak empiryzm cieszy się powodzeniem jako doktryna badań społecznych (ang. research) w świecie nowoczesnym, ignorując autono-mię indywidualnych osób i całych grup osób, a dostarczając praktycznej wiedzy dla decyzji w imieniu tych osób podejmowanych, przesą-dzających w znacznym stopniu o ich

położe-niu i prosperowapołoże-niu. Nie twierdzę, że nie ma pożytków i efektów wartościowych praktycz-nie z wiedzy uzyskiwanej w nastawieniu wy-nikającym z doktryny empiryzmu. Twierdzę natomiast, że poznawcza wartość twierdzeń z badań tego rodzaju jest ograniczona przez podporządkowanie celom praktycznym, jakie te badania obsługują. A przez taką właśnie in-strumentalizację staje się wartość poznawcza twierdzeń psychologicznych wyłącznie war-tością użytkową dla celów praktycznych. Jest informacją o ludziach, a dokładnie o ich po-łożeniu na wybranych skalach różnic indywi-dualnych. To też jest pożyteczne, ale nie jest to poznawcza wartość w znaczeniu klasycznej teorii prawdy/fałszu, znanej od czasu sformu-łowania jej przez Arystotelesa. Wracamy więc do głównego nurtu tych rozważań.

Poznanie to jedno. Teoria poznania to dru-gie. Na czym polega błąd empirystycznej teorii poznania? Nie polega on na twierdzeniu, że w świetle doświadczenia i tylko w świetle do-świadczenia może okazać się, co jest prawdą a co fałszem w naszych twierdzeniach o świe-cie realnym. To jest zupełnie podstawowa in-tuicja dająca nam wgląd w wartość poznania. Arystoteles wyraził ją wskazaniem na kore-spondencję między myślą a rzeczywistością. Błąd empirystycznej teorii poznania tkwi w zawężeniu doświadczenia do świadectwa zmysłów i wykluczeniu intuicji jako prawo-mocnego doświadczalnego źródła poznania. A wraz z nią znikają wówczas obiekty dostępne intuicji, a niedostępne „czystemu” doświadcze-niu zmysłowemu. Są to obiekty idealne. Punkt lub linia geometryczna, siła oddziaływania między ciałami fizycznymi, macierzyństwo lub przyjaźń to są obiekty idealne, dostępne intuicji albo bezpośrednio (punkt i linia, siła oddziaływania fizycznych ciał) albo pośrednio za pomocą jednej z nieskończenie wielu inter-pretacji (macierzyństwo, przyjaźń).

Przesądem utrudniającym akceptację intui-cji jako prawomocnego źródła poznania jest

(11)

bezpodstawne przeświadczenie o jej rzeko-mej niezawodności, nie dopuszczającej myśli o korektach intuicji przez intuicję. To prze-świadczenie może odpaść, a wówczas intuicja pozostaje jako źródło poznania, podlegające tak samo jak każde inne intersubiektywnej kontroli. Innym uprzedzeniem, utrudniają-cym akceptację intuicji oraz ideałów, będących obiektami dostępnymi poznaniu za pomocą intuicji są obawy przed uznaniem za realne zjawisk zmysłowo niedostępnych (extra senso-rycznych), takich jak telepatia czy telekineza, co otwierałoby niewątpliwie drogę do irracjo-nalnych przekonań, nie tylko zresztą w nauce niedopuszczalnych. Rzecz w tym jednakże, iż obiekty idealne są zmysłowo dostępne czy to jako realne ich substytuty, jak figury geome-tryczne narysowane na kartce papieru, czy też jako ich interpretacje, jak – na przykład – moje obecne interpretacje i realizacje przyjaźni, inne od interpretacji i realizacji tego ideału w mo-jej młodości, czy też przy każdej realnej oka-zji cokolwiek inne, ewentualnie coraz bliższe uchwycenia i realizacji ideału, lecz nigdy go przecież nie osiągające. Ajdukiewicza (1934) postulat przeciwstawienia się irracjonalizmowi jest spełniony, a obiekty idealne nic nie mają wspólnego z extra sensorycznymi zjawiskami.

Zatamowanie dostępu przekonań irracjo-nalnych do naszej wiedzy to zupełnie podsta-wowy postulat. Określa on zresztą nie tylko fundamentalne warunki konieczne dla nasze-go poznania świata, ale też dla naszenasze-go działa-nia w świecie. Otóż możemy przeciwstawić się wszelkim irracjonalnym przekonaniom o tyle, o ile utrzymamy relację trójczłonową w naszej wiedzy o świecie, czyli te i tylko te twierdzenia, w których podmiot poznania odnosi się za pomocą operacji poznawczej do przedmiotu poznania.

Eliminacja któregokolwiek z tych trzech składników prowadzi do destrukcji całości, czyli destrukcji poznania. W miejsce pozna-nia wchodzi wówczas substytut, który

para-duje w szatach prawdy i budzi wypełnione zazwyczaj podziwem uznanie wśród jego wy-znawców, służące niechybnemu – wobec tego uznania – wdrożeniu go do praktyki życia społecznego. Prawda ma być przecież obecna w użyteczności działania zbudowanego na niej lub w efektywności działania nią sterowa-nego, albo w sprawiedliwości (dla ludu Paryża wyrażającej się wolnością, równością i brater-stwem, zastąpionym ostatnio solidarnością) stosunków społecznych, jaką zaprowadzić ma działanie w jej imię. To są bodaj najważniejsze substytuty prawdy we współczesnej praktyce społecznej. One same są wartościami auten-tycznymi, a sprawiedliwość nawet wśród naj-wyższych wartości się znajduje. A jednak na-rażone są na nadużycia w ich imię czynione. Dlaczego należy je wówczas nazywać – zgodnie z ich wynaturzeniem – substytutami prawdy, czyli poznawczej wartości twierdzeń? Dlacze-go ani użyteczność twierdzeń w praktycznym działaniu, ani skuteczność tego działania (efek-tywność), ani też (prakseologiczna) spraw-ność, nie wspominając już o Engelsa metaforze zmysłowo-konsumpcyjnej jedzenia puddingu, dlaczego żadna z nich nie jest prawdą, a każda z tych wartości może stać się i staje się sub-stytutem wartości poznawczej? Dlaczego gra o zupełnie inną wartość zastępuje starania o zorientowanie się w tym, co jest prawdą, a co jest fałszem? Pamiętajmy, że nie chodzi o branie fałszu za prawdę lub odwrotnie. To jest zupełnie inne zagadnienie. Chodzi o to, że miejsce starania się o rozpoznanie, co jest prawdą, a co fałszem, zajmuje gra o skuteczne praktyki przeciw praktykom nieskutecznym.

Najpierw przyjrzyjmy się bliżej twierdze-niom, bo przecież z twierdzeń składa się wie-dza tak potoczna jak i naukowa. Niech posłuży nam prosty przykład twierdzenia: ‘Mój pies Leoś ma białą łatę na prawym boku.’ Jest to zdanie w sensie gramatycznym, w którym wy-rażony jest sąd w sensie logicznym o przedmio-towym stanie rzeczy oraz mój psychologiczny

(12)

(umysłowy) stan przekonania, że taki właśnie jest ten przedmiotowy stan rzeczy. Dla uprosz-czenia pomijamy chwilowo kwestie językowe, nie przecząc wcale ich doniosłości, a dla sku-pienia się na aspekcie logicznym i psycholo-gicznym. Logiczna struktura to stwierdzenie posiadania przez przedmiot określonej własno-ści. Psychologiczny akt to przekonanie o praw-dziwości tego stwierdzenia. Dwie strony tego samego medalu. Obie zachowujące podstawo-wy warunek anty-irracjonalności – odnoszenie się (operacją poznawczą) podmiotu do przed-miotu. Oznacza to, że ja jako podmiot wiedzy jestem realnością wraz z moją umysłową ope-racją poznania dokonującą się jako realny akt od dwóch stron – logicznej i psychologicznej – realnie wyposażony i realnie odnoszący się do realnie zachodzącego realnego stanu rze-czy. Nikt nie zaprzeczy, że w nauce, a i w życiu potocznym, idzie nam o realne poznanie real-nych stanów rzeczy realnego świata, a nie o po-zorne poznanie stanów rzeczy wyobrażonych sobie przez podmiot liryczny w tzw. świecie przedstawionym,

Słówko o tym, co przez bycie realnym się tu rozumie. Popatrzmy na użyte opozycje – realne i pozorne poznanie; realne i wyobrażone stany rzeczy; realny podmiot i wymyślony (w nastro-ju poetyckim) podmiot; realny i urojony świat. Wspólne dla przytoczonych opozycji – niech one nam tu wystarczą, chociaż więcej ich moż-na przytoczyć – jest rozumienie tego, co realne jako niezależne od poznania i dające się jako takie poznać.

Nikt prawdopodobnie, chyba że w nastroju nadzwyczajnej niefrasobliwości niczego inne-go nie pragnie, jak takieinne-go autentyczneinne-go po-znania autentycznych stanów rzeczy w świecie autentycznym. Czego nam w tym celu potrze-ba, należy zapytać, stawiając nadal opór po-padnięciu w pułapki irracjonalności. Czego nam potrzeba w drodze do poznania tego – na przykład – jak się rzeczy mają z Leosiem i jego łatą na boku.

Pominięte chwilowo kwestie językowe są obecne cały czas,. Irracjonalność uderza w społeczne współżycie w pierwszym rzędzie. Dla rozumnych relacji społecznych wiedza autentyczna jest niezbędna, ale też rozum-ność relacji społecznych odbija się na wartości wiedzy. Znaczenie twierdzenia nie tylko ma być jasne i wyraźne, ale też jako takie ma być przekazywalne społecznie i sprawdzalne spo-łecznie. A to oznacza, że każdy w pełni władz umysłowych powinien mieć w zasadzie dostęp do rozumienia twierdzeń nauki i nie może być wykluczony z procesu intersubiektywnej ko-munikacji i kontroli twierdzeń. Zobaczmy, co to dokładnie znaczy.

Twierdzenie o Leosiu i jego łacie może zro-zumieć każdy, kto wie, że Leoś to imię włas-ne, a rozumieć może, co to jest imię właswłas-ne, czyli ta kategoria semantyczna, gdy opanował posługiwanie się językiem. Z kolei, posługiwa-nie się językiem, czyli kompetencja językowa obejmuje – między innymi – operację umy-słową zaliczenia tego tu oto spostrzeganego indywidualnego obiektu do rodzaju PIES oraz tego tu indywidualnego imienia własnego Leoś do językowej kategorii NAZWA WŁASNA. Rodzaj PIES i kategoria językowa NAZWA WŁASNA są obiektami idealnymi, poza cza-sem i przestrzenią, a nasz umysł zdolny jest (ma kompetencje) do korzystania z tych obiek-tów idealnych do identyfikowania indywidual-nych psów oraz ich nazw własindywidual-nych. Dla przy-swojenia sobie zmysłowo spostrzeganej nazwy własnej zmysłowo spostrzeganego obiektu i dla realnego posłużenia się nią dla wskazania za jej pomocą na ten zmysłowo spostrzegany przedmiot, umysł ludzki dysponuje operacją odniesienia zmysłowo spostrzeganych indywi-duów do pozaczasowych i pozaprzestrzennych rodzajów, takich jak PIES lub NAZWA WŁAS-NA, których indywidualnymi przypadkami są te indywidua zmysłowo spostrzegane. Nie jest możliwe spostrzeganie psa bez umysłowej ope-racji odniesienia go do odpowiedniego rodzaju

(13)

jako indywidualnego przypadku tego właśnie rodzaju. Nie jest możliwe posłużenie się taką czy inną nazwą własną bez odniesienia jej do językowej kategorii, której jest ona przypad-kiem indywidualnym Rodzaje są dostępne in-tuicji logicznej i kategorie są dostępne inin-tuicji językowej, tak samo jak indywidua zmysłowo spostrzegane są dostępne intuicji percepcyjnej. Wszystkie są obiektami dostępnymi naszemu umysłowi. Do nich zwracamy się (odnosimy się) w naszych operacjach umysłowych, dzięki czemu możemy je doświadczać i są one wszyst-kie w zasięgu naszego doświadczenia! Tyle, że nie w zasięgu doświadczenia takiego, jak je nieadekwatnie przedstawia empiryzm! I to one są realnymi obiektami naszego doświadczenia, a nie postulowane przez empiryzm umysłowe konstrukcje z wrażeń zmysłowych.

JAKIE JEST ZNACZENIE PYTANIA O GENEZĘ UMYSŁU DZIECKA?

Pytania o genezę i rozwój poznania pojawiają się naturalnie w psychologii rozwoju umysłu dziecka. Przejęła ona pogląd empiryzmu na naturę poznania i stanęła wobec nigdy nieroz-wiązanego problemu realnej (niezależnej od podmiotu i od aktu poznania) natury przed-miotu poznania – jego istnienia realnego i jego struktury oraz uposażenia realnego.

Trempała ma rację przeczuwając, że inten-sywne badania w ostatnich dziesięcioleciach nad zdolnościami umysłu małych dzieci, za-równo kształtujących się w okresie przed opanowaniem języka, jak i w czasie jego opa-nowania i w toku rozwoju posługiwania się językiem, przynoszą odkrycia zdumiewają-cych osiągnięć rozwojowych w zdumiewająco wcześniejszych fazach rozwoju w porównaniu do tego, co 30-20 lat temu obowiązywało jako obraz tego rozwoju u małych dzieci.

Jednakże wciąż nie ma innej niż – na przy-kład – Piageta (1936) lub wcześniejsza u nas

Szumana (1932) próby rozwiązania problemu genezy przedmiotu, bowiem nie wychodzi się poza to, co w ramach empiryzmu jest możliwe. Przedmioty spostrzeżenia i poznania są wciąż – według istniejących teorii rozwoju poznaw-czego – przez aktywność podmiotu konstruo-wane, a nie są spostrzegane w oryginale nieja-ko i poznane takimi, jakie są w rzeczywistości. Początki takich przedmiotowych konstrukcji – zauważa Piaget – można stwierdzić już od 4 miesiąca życia. Jednakże można je uznać za w pełni rozwinięte – dowodzi Piaget następ-nie – dopiero w ostatnich miesiącach drugie-go roku życia, kiedy po szeregu przekształ-ceń przyjmą ostatecznie postać umysłowych reprezentacji. Z sensoryczno-motorycznego działania zewnętrznego na materiale wrażeń, organizowanego jako schematy czynnościowe, przechodzić ma inteligentna aktywność dzie-cka na płaszczyznę wewnętrznego działania umysłowego na reprezentacjach przedmiotów. Wówczas dziecko ma dysponować w pełni rozwiniętą świadomością stałości przedmiotu (jego trwałości, permanencji, jego nie znikania i nie pojawiania się zależnie od akcji podmio-tu). Dysponować ma ono wówczas wiedzą, że przedmioty istnieją stale, niezależnie od per-cepcyjnego kontaktu z nimi. Tyle Piaget o ge-nezie przedmiotu

Warto zwrócić uwagę na to, że pytanie o ge-nezę przedmiotu powstaje wtedy i tylko wtedy, gdy weźmie się empiryzm za punkt wyjścia, czyli za adekwatną teorię doświadczenia jako źródła wiedzy o realnym świecie. Przychodząc na ten świat, noworodek – wedle tego poglądu – zaczyna od wrażeń kontakt z realnym oto-czeniem, podlegając pobudzeniom zmysłów, przynoszącym chaos elementarnych przeżyć, które zaczynają się układać wedle własnej ak-tywności dziecka w kompleksy wrażeń wo-kół odczuwania własnych czynności, jakie dziecko podejmuje (ssanie, przyglądanie się, przysłuchiwanie się, wymacywanie, smako-wanie, obwąchiwanie). W ten sposób dziecko

(14)

ma eksplorować, najpierw w ramach jednego zmysłu, a następnie z udziałem wielu zmysłów, nie przedmioty spostrzegane, lecz doznania przeżywane podczas ich eksploracji i manipu-lacji nimi. Szuman (1932) gotów jest aktywne-mu dotykowi, jak nazywa chwyt przedmiotu, przypisać szczególną rolę identyfikacji przed-miotu, co miałoby – raczej w dosyć tajemniczy sposób – przekraczać barierę doznań subiek-tywnych i wkraczać w sferę poznania przed-miotów. Realizm poznawczy był przekonaniem Szumana ponad wszelką wątpliwość, a jego wyraźne odróżnienie aktywności umysłowej dziecka od praktycznego działania na przed-miotach, a także w relacjach z ludźmi w realnej rzeczywistości i wielorakie, wielopłaszczyzno-we i wzajemne powiązania jednego z drugim – aktywności umysłowej z praktycznym dzia-łaniem – mogą wciąż być inspiracja dla badań współczesnych. Tym nie mniej ta trudność, jaką stwarza przyjęcie empiryzmu jako teorii poznania dla badań nad rozwojem w dzieciń-stwie, była też trudnością Szumana, który nie widział (jak wszyscy mu współcześni i więk-szość badaczy na tym polu cały czas do tej pory nie widzi) ani potrzeby oddalenia empiryzmu, ani możliwości zastąpienia go bardziej ade-kwatną teorią doświadczenia jako źródła wie-dzy o świecie realnym (Niemczyński, 1982). U Piageta (1936) natomiast aktywność dziecka organizuje się spontanicznie, tworząc schema-ty czynnościowe, czyli całości z elementarnych wrażeń i elementarnych ruchów. Są to właśnie sensoryczno-motoryczne schematy, które – jak powiada Piaget – stanowią o wewnętrznym, organizacyjnym – aspekcie czynności. Moż-na powiedzieć, skoro mowa o genezie, że Moż-na początku (inteligencji, myśli, poznania) była czynność, bez przedmiotu i bez podmiotu, a powstała spontanicznie sama z siebie. Ni-czyja i o niczym, ale mająca charakter wytwór-czy i moce wytwórcze – tak samo jak zdolność przemiany materii organizmów żywych. To nie ja, to Piaget to wymyślił! Na marginesie

zwra-cam na to uwagę, ponieważ nie na mnie obru-szać się powinien Cieciuch za analogię między umysłem a żołądkiem. Proszę nie przypisywać mi cudzych zasług. Moce wytwórcze naszego umysłu są jak moce wytwórcze żołądka, który sam z siebie potrafi wydzielać to, co potrzeba, aby strawić nadające się organizmowi do jego potrzeb energetycznych substancje!

Asymilacja substancji odżywczych prze-biega jako selekcja tego z pokarmu, na co po-zwala zdolność organizmu do przyswajania i może zostać poszerzona przez akomodację w ramach wyznaczonych przez konieczność adaptacji. Wystarczy podstawić pod substancje współczesny bestseller naukowo-techniczny: informacje, a fundamentalna myśl zabrzmi tak samo nowocześnie. Łatwość przełożenia bio-logicznej koncepcji Piageta na technologiczną koncepcję przetwarzania informacji oraz kon-strukcji komputerów z pewnością jest świade-ctwem genialności umysłu Piageta. Zarazem jednak jest wielce pouczająca jako odwrót z pola klasycznej teorii poznania i porzuce-nie porzuce-nierozwiązanych problemów.

Teraz można zauważyć, przed czym cofnął się Piaget (1936) i wciąż cofają się psychologo-wie małego dziecka, studiujący eksperymental-nie osiągnięcia umysłowe w pierwszych latach życia. Ta myśl – mająca się rzekomo rodzić przez dwa lata postnatalne u każdej i każdego z nas – jest myślą od początku, jest czyjaś od początku i jest o czymś od początku. Ontycz-na struktura umysłu jest taka sama zawsze i wszędzie, gdzie i kiedy ma miejsce i zacho-dzi fakt poznania czy to w zacho-dzieciństwie, czy to w młodości, czy w dorosłości, czy w starości, a także dzisiaj i w każdych innych czasach hi-storycznych, w naszej kulturze i w naszym spo-łeczeństwie, czy w jakichkolwiek innych kultu-rach i społeczeństwach, na Ziemi, czy na innej planecie naszego układu planetarnego czy w in-nych układach, gdziekolwiek i kiedykolwiek w przeszłej i przyszłej historii kosmosu. Tej właśnie bariery nie przekracza nasze myślenie,

(15)

gdy spętane jest doktryną empiryzmu. Geniusz Piageta podpowiedział, że ontyczna struktura umysłu to konstrukcja biologicznej aktywności adaptacyjnej i tak też Piaget zredukował umysł i poznanie do działania umysłowego, które utożsamił z biologiczną adaptacją. Adaptacja zachodzi od zawsze i zachodzić będzie zawsze tam, gdzie zaistniały i istnieć będą warunki dla jej dokonywania się. Tak też do niej zredu-kowany umysł ma zapewnioną w ten sposób egzystencję bez wątpliwości wieczną, a przy-najmniej trwałą, może dokładniej należałoby powiedzieć, że wiecznie odnawialną. Życie or-ganiczne bowiem pojawia się w niezbędnych do tego warunkach fizykochemicznych, dzięki adaptacji do różnorakich warunków środowi-ska wytwarza nowe postacie organizacji proce-sów życiowych, a dzięki inteligencji podnosi tę organizację na coraz to wyższe poziomy, aż do hipotetyczno-dedukcyjnego myślenia. Jest to postać adaptacji finalna, doskonałe zorganizo-wana aktywność adaptacyjna, umysł spełniają-cy swoją funkcję we wszelkich warunkach, czy-li zdolny poradzić sobie z każdym problemem adaptacji (Piaget, 1947).

Empiryzm zdaje się być atrakcyjną dro-gą odejścia od zmagania się z problemami, dla których nie widać rozwiązania. Już Hume (1748/1962) dostrzegł tę możliwość obejścia trudnych problemów teorii poznania i pokaza-nia zarazem, jak z doświadczepokaza-nia zmysłowego można skonstruować świat naszego umysłowe-go i praktyczneumysłowe-go życia i nasze ‘ja’ jako pod-miot tego doświadczenia i życia praktycznego. Przy tym te konstrukcje z wrażeń mają być rzekomo jedną jedyną, zmysłowo doświadczal-ną prawdziwą rzeczywistością. Nic poza tymi konstrukcjami nie miałoby zasługiwać na rów-nie poważne potraktowarów-nie w praktyce życia indywidualnego i społecznego. Jeśli nie jest to przekonanie metafizyczne, z którym wygodnie jest zwolennikom empiryzmu, występującym tak żarliwie przeciw metafizyce, to dowiem się z przyjemnością, co to jest metafizyka. Cieciuch

słusznie dostrzega potrącanie przeze mnie we wprowadzeniu do naszej dyskusji o struny me-tafizyki, pisząc o wierze religijnej jako różnej od przekonań naukowych. To prawda, że nie można się obejść w teorii poznania bez meta-fizyki. To jest jednak zagadnienie filozoficzne, a nie kwestia wiary religijnej. Poza tym, pyta-nia metafizyczne w odniesieniu do ludzkiego poznania, w tym poznania naukowego mają precyzyjnie określoną treść i zakres, a żadna teoria poznania, w tym empiryzm, który jest teorią poznania, nie jest w stanie od nich uciec. Jeśli poznanie ludzkie, w tym naukowe po-znanie, ma być realnym faktem, czyli istnieć re-alnie i dać się stwierdzić jako tak właśnie istnie-jący fakt, to niezbędne jest określenie, co to jest realne istnienie i jak się można przekonać, że coś tak właśnie istnieje. Odpowiedź empiryzmu jako teorii poznania ludzkiego, w tym również naukowego, jest oczywista. Istnieje to, o czym mówią nam elementarne wrażenia zmysłowe w swojej mnogości, z których to mnogości po-wstają przez kojarzenie się w kompleksy twory całościowe (pojęcia, teorie, modele), które też mogą się rozpaść, a inne powstaną, z nowych ewentualnie lub nawet z tych samych elemen-tów, lecz ułożone w całość inaczej. A to jest przecież metafizyka poznania! A przynajmniej jej esencja. Zgodzę się z tym, że może ona wy-glądać mało zachęcająco i niekoniecznie chcia-łoby się z nią solidaryzować. Ale to nie ma nic do rzeczy, czy się ona podoba czy nie. Jest ona faktem, z łatwością poddającym się logicznej identyfikacji w zespole przekonań empiryzmu jako pozytywistycznej teorii poznania.

Nie jest dla mnie odkryciem to, że jeśli psy-chologia pragnie zajmować się ludzkim pozna-niem, w tym ewentualnie poznaniem nauko-wym, to nie może odwrócić się od metafizyki tego poznania, przynajmniej w tym elementar-nym sensie i zakresie, jaki jest niezbędny dla określenia, o czym mówimy i do czego odnosi-my nasze twierdzenia psychologiczne. I dlatego podany tu (jedynie w wielce zaczątkowym

(16)

szkicu), odmienny od empiryzmu wariant te-orii wiedzy psychologicznej ma w klarowny sposób oparcie w zarysie metafizyki tego do-świadczalnego poznania umysłu człowieka i jego rozwoju. Idzie w tym za Ajdukiewiczem (1934) z postulatem anty-irracjonalizmu, wy-rażającym się w niezbywalności występowania w akcie poznania triady – przedmiot poznania, podmiot poznania oraz odniesienie się po-znawcze podmiotu do przedmiotu. Poznawczą relację rozpoznać można w społecznie kontro-lowanym procesie ustalenia wartości poznaw-czej twierdzeń, czyli ich prawdy/fałszu w rozu-mieniu Arystotelesa.

Empiryzm wyplata przedmioty i podmioty z wrażeń zmysłowych, wymyśla mechanizmy przebiegu zjawisk zmysłowych i ma być źród-łem wiedzy o tym, jak kontrolować zachowa-nie ludzi. Jest zainteresowany szczególnym opisem rzeczywistości i wyjaśnieniem związ-ków pomiędzy zdarzeniami pod kątem szans na kontrolę przebiegu tych zdarzeń. Nie jest zainteresowany pytaniem o naturę poznania i o zdolności umysłu człowieka do poznania. Nie jest zainteresowany tym, jak umysł czło-wieka działa na początku życia indywidualnych osób, a jak potem, jak to się dzieje, że zmienia się i ewentualnie rozwija się z czasem aktyw-ność umysłu człowieka do późnych lat życia. Jest natomiast z całą pewnością empiryzm tym zainteresowany, jak poddać rozwój człowieka pod kontrolę w toku społecznych procesów wychowania, edukacji, socjalizacji, akulturacji za pomocą normatywnych systemów ekono-mii, prawa, administracji, obyczajów, kultury, religii, moralności, polityki.

Pamiętamy, że empiryzm nie jest korzy-staniem z doświadczenia w dążeniu do wie-dzy o świecie. Jest bowiem teorią poznania (wiedzy) i do tego obarczoną błędem reduk-cji doświadczenia do doświadczenia zmysło-wego (percepcji przedmiotów zewnętrznych i percepcji stanów i aktywności wewnętrz-nych takich jak myśli, pragnienia, awersje,

chęci, itp.). Pamiętamy, że matematyka, logi-ka i nauki przyrodnicze korzystają z intuicji w dochodzeniu do twierdzeń i w uzasadnianiu akceptacji lub refutacji twierdzeń obok i wraz z korzystaniem z doświadczenia zmysłowego. Pamiętamy, że uzasadniany jest tutaj postulat, że psychologia i inne nauki społeczne powinny wyzwolić się spod panowania doktryny em-piryzmu tam, gdzie ona wciąż święci tryum-fy. Pamiętamy, że ma to wartość emancypacji spod panowania osobliwej teorii poznania, która przyjęła postać doktryny, zjednującej wyznawców, domagając się od nich gorliwej wiary w rzekomo jedną jedyną dyrektywę, jak prowadzić badania, aby mogły się one cieszyć etykietą naukowości w świecie nowoczesnym. Doktryna empiryzmu jest podstawową częś-cią światopoglądu pozytywistycznego, często też nazywanego światopoglądem naukowym. Bezpodstawnie zwalcza ona prawomocne miejsce w nauce intuicji, metafizyki, aksjolo-gii, dociekań społecznych i humanistycznych, odmawiających zgody na redukcję twierdzeń o człowieku, o społeczeństwie ludzi, o jego kul-turze i o jego historii do twierdzeń rzekomej nauki podstawowej dla wszelkiego naukowego poznania. Chwilowo nie ma zgody na jedną taką dyscyplinę podstawową – bywa to biolo-gia, bywa informatyka, ale też fizyka nie została wykluczona, a od czasu do czasu mniej solidne a efemeryczne pomysły też się pojawiają.

W łagodnej postaci empiryzm podporząd-kowuje poznanie naukowe użyteczności prak-tycznej. Jeśli cele działania, jakiemu ma służyć taka wiedza są do zaakceptowania, to można zadowolić się takim pożytkiem (wartością praktyczną) wiedzy, jak postępować, aby cele te osiągnąć. Nie należy jednak tej wiedzy tech-nologicznej wraz z jej wartościami praktycz-nymi mieszać z jedyną wartością inherentnie właściwą wszelkiemu poznaniu, w tym również poznaniu naukowemu i tylko poznaniu właści-wą – czyli z prawdą/fałszem twierdzeń wiedzy teoretycznej.

(17)

Wracając do poznania u dziecka i rozwoju tego poznania, a odrzucając empiryzm jako te-orię ludzkiego poznania, mamy – powtórzmy – fundamentalne określenie obiektu naszego zainteresowania jako triady podmiotu pozna-jącego, przedmiotu poznawanego i stosunku poznawczego podmiotu do przedmiotu. Jeżeli spostrzeżenie Leosia angażuje umysłową ope-rację, na którą składa się jego identyfikacja jako obiektu należącego do pewnego rodzaju i indy-widualizacja jako jednego z obiektów należą-cych do tego rodzaju, to zanim dziecko zacznie mówić, może wykonać te dwie nieodłączne od siebie operacje o tyle, o ile dysponuje od-powiednimi do tego środkami symbolicznymi. Gdy opanuje język będzie mogło odnieść się do tego obiektu za pomocą nazwy pospolitej PIES dla tego rodzaju obiektów i zarazem za pomocą imienia własnego Leoś, indywidualizującego przynależność do tego rodzaju. Wcześniej na-tomiast w spostrzeganiu Leosia bierze udział jego identyfikacja wraz z indywidualizacją, korzystające z środków symbolicznych natu-ralnego wyposażenia umysłu dziecka, jakimi dysponuje ono, zanim opanuje język naturalny swojej wspólnoty kulturowej. Znaczenie fun-damentalne tego zasobu umysłowego, dzięki któremu umysł małego dziecka działa od naj-wcześniejszego dzieciństwa polega na tym, że znajdują się w nim niewyuczone środki działa-nia umysłu, które umożliwiają uczenie się czło-wieka z doświadczenia.

Macnamara (1982, 1986; 1990, 1999; Mac-namara & Reyes, 1994) zaproponował, aby używać tej kwalifikacji – niewyuczone (ang. unlearnt) -zamiast posługiwania się terminami odnoszącymi się do wrodzonych, dziedzicz-nych lub aprioryczdziedzicz-nych własności konstytucji umysłu człowieka. Zwrócił bowiem uwagę na to, że pytanie o środki umysłowe niewyuczone, a umożliwiające nabywanie z doświadczenia (ang. learning) tego lub owego z zakresu kom-petencji umysłu człowieka, pozwalają odsunąć na bok jałowy spór, a zająć się badaniem

ekspe-rymentalnym. Hipotezy o tym, co jest niewy-uczone poddać można próbie w eksperymen-cie polegającym na sprawdzeniu, czy można się tego nauczyć. Sukces w wyuczeniu się obala hipotezę i otwiera drogę do postawienia ko-lejnej, aż do niepowodzenia w wyuczeniu się, co tymczasowo może być przyjęte ewentualnie jako dowód uprawdopodobniający wykrycie czegoś z niewyuczonego zasobu umysłowego człowieka. Wieloletnie badania nad rozwo-jem poznawczym i językowym dzieci, prowa-dzone przez D. Geoffrey’a Halla (1999; Hall & Waxmann, 2004; Hall & Belanger, 2005; Hall, Williams & Bellaber, 2010), jednego z uczniów i kontynuatorów badań Macnamary, znakomi-cie ukazują tę zasadę metodologiczną w prak-tyce studiów eksperymentalnych.

Możemy za Macnamarą (1999) przyjąć jako hipotezę, że wspomniane własne środki sym-boliczne dziecka – coś w rodzaju języka umy-słu (ang. language of thought) Fodora (1975, 1981, 1987) – mają naturę modułów automa-tycznie uruchamianych przez widok, zapach, dotyk, itd.- na przykład – Leosia i dostarcza-jących jego identyfikacji jako obiektu kategorii ‘PIES’ w tym języku umysłu wraz z indywidu-alizacją ‘jeden z psów a jedyny wabiący się za-wołaniem Leoś’ w tym języku. Warto zauwa-żyć, że uruchomiające spostrzeżenie Leosia widoki, dźwięki, zapachy, itd. zmieniają się. Na przykład, widok Leosia poruszającego się w stosunku do patrzącego na niego dziecka jest nieustannie inny, a spostrzegany jest ten sam przedmiot cały czas: pies poruszający się na stałym tle – dajmy na to – pokoju i jego umeblowania. Stabilne stoły, krzesła, ściany, kąty pokoju stanowią tło, dla poruszającego się Leosia, a też dla ruchu innych ewentualnie istot żywych, poruszających się w pokoju. Zależnie od tego, na co zwrócimy uwagę, to widzimy albo Leosia jako figurę na tle pokoju, albo po-kój jako figurę na tle Leosia. Przy czym jedno i drugie eksplorowane jest ruchomym okiem na ruchomej głowie poruszającego się dziecka.

(18)

Gibson (1966, 1986) wprowadził odkryw-cze pojęcie środowiskowego uporządkowania bodźca optycznego (ang. optical arrays) dla percepcji wzrokowej, a samą percepcję też w nowatorski sposób potraktował jako syste-mowo uporządkowaną aktywność (ang. senses as active perceptual systems). Źródłem, skąd pochodzi uporządkowanie stymulacji optycz-nej jest obiekt eksplorowany, znajdujący się w przestrzeni na tle otaczającego go ’umeb-lowania’ przedmiotami tej przestrzeni. To, co staje się efektywnym bodźcem dla percepcji przedmiotów to strukturalne niezmienniki optycznej stymulacji, aktywnie wychwytywa-ne przez system wzrokowy dzięki eksploracji przez dziecko otaczającej je przedmiotowej przestrzeni. Gibson – nie wyzwolony niestety wystarczająco z doktryny empiryzmu – mówi tu o stopniowym dostrajaniu się sytemu per-cepcji do strukturalnego niezmiennika w toku eksploracji, a następnie o finalnym dostrojeniu się i osiągnięciu stanu rezonansu przez system – na przykład – wzrokowy z wydobytym w ten sposób efektywnym bodźcem dla spostrzeże-nia obiektu. Odpuszczając te fizykalne meta-fory, z łatwością możemy zauważyć powstającą w czasie eksploracji strukturę – postać, w któ-rej albo Leoś, albo pokój wybijać się mogą na plan pierwszy jako figura albo usuwać na plan drugi jako tło.

Strukturalne i dynamiczne własności sty-mulacji dla zmysłowej percepcji, na które zwra-ca uwagę Gibson są zupełnie rewelacyjnym – jak wspomniałem – odkryciem, a z łatwością widzimy tutaj zasadę postaci (niem. Gestalt), z której Gibson czerpie w ewidentny i twórczy sposób. Dla naszych celów warto zauważyć, że eksplorowany zarówno od jednej jak i od wielu stron przedmiot trwa w czasie i znajdu-je się w przestrzeni i tylko jako taki może być eksplorowany i spostrzegany, o ile oświetlony zostanie promieniami światła, rozchodzącego się z wielokrotną rewerberacją w tej przestrzeni (ang. ambient light). A to światło oddaje

op-tyczne uporządkowanie (ang. optical arrays) przedmiotowej przestrzeni otoczenia podmio-tu poznającego (Niemczyński, 1972a, 1972b).

Tym sposobem mamy rozwiniecie podsta-wowego dla percepcji i poznania twierdzenia metafizycznego o realności porządku prze-strzennego i czasowego, w jakim znajdują się przedmioty spostrzegane oraz światło przez te przedmioty ustrukturowane, czyli to, co po-budza system wzrokowy do aktywności eks-plorującej strukturę otoczenia poprzez struk-turę światła otaczającego. Toż to przecież cały czas twierdzenia o budowie świata, w jakim spostrzeganie zmysłowe dokonuje się. Nie tyl-ko o jego fizykalnej naturze, ale też wyraźnie o przedmiotowej naturze ciał o własnościach przestrzennych (trójwymiarowych), trwają-cych bez ruchu w czasie lub poruszajątrwają-cych się z biegiem czasu, oświetlonych i dzięki temu widocznych dla systemu wzrokowego, bowiem to światło o naturze ruchu stałej rewerbera-cji ukazuje strukturę oświetlonej przestrzeni przedmiotowej wraz z strukturą ruchów w niej się dokonujących w czasie i innych obiektów trwających w czasie. Wydobycie tej struktury to zadanie aktywnej eksploracji przedmioto-wego otoczenia. Jej kulminacja w dostrojeniu się sytemu wzrokowego do wychwyconych niezmienników i rezonansie z nimi, a przez to dotarcie do optycznych własności obiektów, to przecież teoria materialnych podstaw widze-nia realnych obiektów. Trudno o dobitniejsze uchylenie metafizycznej doktryny empiryzmu, zakładającej atomową budowę oddziaływań świata fizykalnych zjawisk na pasywne zresztą zmysły niż ten Gibsona opis realnej stymula-cji, w którym wiarygodna percepcja zmysło-wa obiektów tego świata na tle ich otoczenia w tym świecie może się dokonywać. Nie koniec na tym.

Do opisu realnego świata wiarygodnej percepcji dodać należy jako jego nieodłączną część – systemowo zorganizowaną aktywność zmysłów, a w niej wraz z ruchami narządów

(19)

percepcji (np. ruchomego oka na ruchomej głowie, poruszającego się dziecka) ich unerwie-nie i recepcję pobudzeń, ich transformacje na impulsy nerwowe, przenoszone do centralnego systemu nerwowego, różnorakie koordynacje i integracje tych impulsów na różnych piętrach centralnego systemu nerwowego, przekaz efek-tów tego centralnego opracowania mnogości pobudzeń do odśrodkowych dróg nerwowych i transformacje ich w narządach wykonaw-czych na ich odpowiednio skoordynowane i zintegrowane ruchy i sekrecje. Pozostajemy cały czas w realnym świecie, ograniczając się jednakże do jego fizykalnego badania. Pora go ożywić, dodać czucie i spostrzeganie za po-mocą zmysłów, umysł i jego intuicje, a może nawet wglądy w istotę rzeczy – kulturę, religię, nie wspominając o wiedzy i moralności. Bez pośpiechu jednakże warto to uczynić. Na razie zaczątek tylko o czuciu i spostrzeganiu za po-mocą zmysłów, z jednej strony oraz o umyśle i jego intuicji, z drugiej.

Idziemy w przeciwną do empiryzmu stronę. Empiryzm jako teoria poznania otwiera drogę do redukcji zmysłów i umysłu do fizycznych i fizjologicznych procesów. Nasz sprzeciw wo-bec tej teorii poznania wprowadza samoist-ność czucia i percepcji oraz samostanowienie umysłu i poznania. Dokładniej mówiąc, od-suniecie empiryzmu na bok odsłania widok na percepcję i poznanie jako różne rodzaje aktów podmiotu, samoistne oba, a akty umy-słowe ponadto same stanowiące o sobie. Em-piryzm kładzie znak równości pomiędzy per-cepcją i poznaniem. To zamknięcie poznania w ramach percepcji zaczęło się od Hobbes’a. (1751, 1962). Od tego też zaczęło się reduko-wanie psychologii (w XVII wieku do kinematy-ki Galileusza właśnie przez Hobbes’a), którego zaprzestania niestety nie widać, chociaż zmie-niają się dyscypliny na miejscu kinematyki siedemnastowiecznej. W XXI wieku szczegól-nym wzięciem niesłabnącym od półtora wie-ku cieszą się wciąż biologia z badaniami

po-pulacyjnymi (statystyka) i od wielu dziesiątek lat wzdychają psychologowie do automatyki z technologią informatyczną.

Samoistność percepcji nie oznacza nieza-leżności od fizycznych i fizjologicznych proce-sów. Oznacza natomiast własną operację pod-miotu, w której można wyróżnić: skierowanie i skupienie uwagi na przedmiocie w otoczeniu; wyodrębnienie go z tła przestrzennego oraz identyfikację przedmiotu jako należącego do odpowiedniego rodzaju wraz z indywidualiza-cją jako konkretnego przypadku tego rodzaju. Ta samoistna aktywność podmiotu spostrze-gającego przedmiot dokonuje się na podłożu wskazanych procesów fizycznych i fizjologicz-nych. Dokonuje się jednak inaczej niż proce-sy jej podłoża. Nie odrywa się – rzecz jasna – od podłoża, lecz rozgrywa się na nim wedle innych zasad niż jego procesy. Jak spacer po twardym gruncie Doliny Chochołowskiej. Nie ma go bez tego podłoża, a przecież wedle in-nych zasad się toczy niż trwanie tego podłoża w czasie. Pomiędzy percepcją a jej podłożem mogą zresztą zachodzić oddziaływania mimo samoistności i wcale jej nie naruszać. Spostrze-ganie przez podmiot przedmiotów w świecie otaczającym odbija się na przebiegu procesów fizjologicznych organizmu żywego w kontak-cie z fizycznymi procesami naturalnego środo-wiska życia. Tak samo na przebiegu spostrze-gania przez podmiot przedmiotów w świecie odbija się fizyczny stan rzeczy środowiska i fizjologiczny stan organizmu. Nie one jed-nak są spostrzeganiem przez podmiot przed-miotów w świecie. Wspomniana aktywność podmiotu – skupienie uwagi na przedmiocie, wyodrębnienie przedmiotu z tła, identyfikacja i indywidualizacji przedmiotu – dokonuje się w każdym przypadku percepcji obiektu otocze-nia, również – rzecz jasna – u zwierząt, a tak-że w maszynach obsługujących spostrzeganie przez człowieka przedmiotów bezpośrednio niedostępnych lub trudno dostępnych eksplo-racji za pomocą zmysłów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

- potrafi podać liczbę przeciwną i liczbę odwrotną do danej oraz wartość bezwzględna liczby, - potrafi wykonywać cztery podstawowe działania w zbiorze liczb wymiernych..

Mówię, iż dzisiaj zajmiemy się porównywaniem władzy, jaką sprawowali w Rzymie: Gajusz Juliusz Cezar oraz Oktawian August.. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie zawarte w

 umie rozwiązać zadania tekstowe związane z polem powierzchni ostrosłupa.  umie obliczyć

Trudność polega jednak na tym, że znaczenie ‘fasola’ – choć myśl ta wydaje się zdecydowanie bardziej realna i zrozumiała niż wyprowadzanie tego znaczenia od imienia Jaś

Podpisując umowę na budowę gazociągu bałtyckiego, niemiecki koncern chemiczny BASF i zajmujący się między innymi sprzedażą detalicznym odbiorcom gazu EON zyskały

A–C: Axial CECT images (lung window) at different levels done before initiating EGFR TKI treatment showing heterogeneously enhancing lesion measuring 52 × 51 mm in posterior segment

Zacząłem się uczyć na potęgę, żeby mój Wuj mógł przedmiot mojej adoracji pochwalić, a nawet wyróżnić.. Udało

Na dzisiejszych zajęciach nauczycie się opowiadać o swoim czasie wolnym, o tym, jak spędzacie go wy i wasi najbliżsi.. Zapiszcie w zeszytach