• Nie Znaleziono Wyników

Seymour Martin Lipset George Mason University

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Seymour Martin Lipset George Mason University"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Seymour M artin Lipset

George Mason University

SPOŁECZEŃSTWO AMERYKAŃSKIE W PERSPEKTYWIE EUROPEJSKIEJ

Dyskusje nad odmiennością społeczeństwa amerykańskiego mają długą historię. Niniej­

szy tekst przypomina najważniejsze wątki debaty poświęconej temu problemowi i przed­

stawia stanowisko autora. Należy on do zwolenników poglądu o istnieniu American exceptionalism. Argumentuje, że źródła amerykańskiej odrębności, głęboko zakorzenione w tradycji historycznej oraz specyfice politycznego i gospodarczego rozwoju Stanów Zjednoczonych, znajdują kwintesencję w 5 hasłach. Są nimi: wolność, egalitaryzm, indywidualizm, populizm i wolny rynek. Rozważania przedstawione w poniższym eseju są rozwinięciem tej tezy.

Trudno ustalić co sprawia, że Stany Zjednoczone są społeczeństwem Zachodu, bez zrozumienia istoty unikalnego, na tle Europy i Kanady, charak­

teru amerykańskich instytucji i wartości1. Wyjątkowość Stanów Zjednoczonych polega na tym, że historia rozpoczęła się tu od rewolucji. Ona to określiła ideologiczny raison d ’etre narodu. American Creed zawiera się w 5 hasłach. Są nimi: wolność, egalitaryzm, indywidualizm, populizm (władza ludu) i wolny rynek. Egalitaryzm w amerykańskim rozumieniu, co zauważył Alexis de Tocqueville, akcentuje równość szans i prestiżu, nie zaś warunków i osiągnięć.

Wartości te są refleksem braku struktur postfeudalnych, monarchii i arysto­

kracji. K raj ten, jako nowe społeczeństwo, nie miał silnie uwydatnionych hierarchii i symboliki szacunku charakterystycznych dla tradycyjnych kultur.

Hasła te, co podkreślali de Tocqueville i Weber, zostały wzmocnione przez religijne afiliacje z „nonkonformistycznymi”, zorganizowanymi głównie na zasadach kongregacjonalizmu, sektami protestanckimi. Akcentowały one nie­

zależność od państwa i osobisty, zindywidualizowany stosunek do Boga, bez

George M ason Uniwersity, The Institute of Public Policy, Fairfax, Virginia fax: (703) 993-2284.

1 Przedstawiony tekst jest fragmentem książki S.M . Lipseta, American Exceptionalism:

A Double-Edged Sword. New York: W.W. Norton, 1996.

(2)

pośrednictwa hierarchii kościelnej, które to elementy w Europie, Kanadzie i Ameryce Łacińskiej należały do dominujących. W większości społeczeństw europejskich, historyczne i narodowe wartości są spadkobiercą silnych m onar- chicznych i merkantylnych struktur państwowych, klasy feudałów i religij­

nych hierarchii, a także tradycji, podkreślającej dziedziczność statusu i po­

chodzenia.

Podróżujący po Stanach zagraniczni autorzy w swych literackich opisach odrębności Stanów Zjednoczonych wobec Europy z początków i połowy XIX w., stale posługiwali się uogólnieniem, że jest to najbardziej egalitarny naród, jeśli chodzi o stosunki społeczne, i najbardziej demokratyczny pod względem systemu politycznego (ciekawe, iż większość z nich ignorowała fakt niewolni­

ctwa). Tocqueville przyjechał tu w celu studiowania jedynej, funkcjonującej w tych czasach demokracji i aby zrozumieć, dlaczego rewolucji amerykańskiej udało się stworzyć wolne społeczeństwo, a francuskiej się to nie powiodło.

Stwierdził, że Amerykanie poza swoim demokratyzmem i egalitarnością, z największym uporem żądali konstytucyjnej gwarancji swych praw, co powo­

dowało, że było to najbardziej pieniackie społeczeństwo - miało więcej prawników niż gdziekolwiek indziej; było ich 312 na 100 tys. mieszkańców w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, podczas gdy w Anglii 134, we Francji 49,1, w Holandii 35,2, w Niemczech 190,1 i 81,2 we Włoszech (zob. The Legał 1992: 4, 13). Elementy te były ze sobą związane. Orientacja na gwarancje praw wywodząca się z Bill o f Rights zrodziła indywidualizm, ale indywidualizm powodował nacisk na gwarancje praw. Ideologią narodową był wolny rynek, liberalny w oryginalnym brzmieniu tego pojęcia. Podsumowaniem tego jest stwierdzenie Jeffersona: „Ten rząd rządzi najlepiej, który rządzi najmniej”.

Polityczny i ekonomiczny laissez-faire wzmacniały się nawzajem. I tak jest w dalszym ciągu.

Akcentowanie atrybutów grup i definiowanie statusu w terminach zbioro­

wych zachęca z konieczności do kolektywnych rozwiązań. W Europie wyraźna obecność klas w społeczeństwach postfeudalnych spowodowała rozwój świado­

mości klasowej wśród warstw niższych i, do pewnego stopnia, świadomość noblesse oblige warstw uprzywilejowanych. Polityka tych ostatnich, kierowana przez torysów, takich jak Disraeli i Bismarck, i socjaldemokratyczna lewica reprezentująca klasę robotniczą, faworyzowały rozwiązania nastawione na pomoc dla ubogich ze strony rządu w zakresie opieki społecznej, budownictwa publicznego, wydatków na zapewnienie miejsc pracy, opiekę zdrowotną, przy mniejszym angażowaniu się państwa w rozwój szkolnictwa i wyrównywanie różnic między klasami w dziedzinie edukacji. Amerykanie, bardziej nastawieni na równość szans i merytokrację, kładli większy nacisk na mobilność społeczną poprzez rozwój systemu szkolnego i zacieranie edukacyjnych barier klasowych.

W Stanach Zjednoczonych partie polityczne nie upatrywały w paternalistycz­

nym państwie panaceum na tego typu bolączki.

(3)

Istnieje ogromna literatura dotycząca specyfiki amerykańskiej, sięgająca przynajmniej XVIII w., a jeszcze wcześniej odwołująca się do utopii, fizycznie umiejscawianych w Ameryce. W literaturze tej próbuje się wskazać na szczegól­

ny charakter Ameryki, w aspekcie politycznym i społecznym. Jedną z najbar­

dziej interesujących wypowiedzi, często pomijanej, będącej ilustracją amerykań­

skiej specyfiki, jest mowa Edmunda Burke’a do Izby Gmin, w której proponuje on zawarcie ugody z koloniami. Starał się w niej wyjaśnić swym kolegom parlamentarzystom, kim są zrewolucjonizowani Amerykanie. Wskazywał na ich odmienność kulturową wobec obywateli metropolii i na to, że nie jest to po prostu transplantowana angielskość. Podkreślał zwłaszcza sprawę religii, której poświęcę dalej więcej miejsca. Crevecoeur, w swej sławnej książce Listy od amerykańskiego farmera, napisanej przed rewolucją, zadaje explicite pytanie:

kim jest Amerykanin? Amerykanie, argumentował, są we wzajemnych stosun­

kach inni niż Europejczycy. Bardziej egalitarni niż reprezentanci innych narodowości, „rzadko stosujący w rozmowie określenia nawiązujące do godno­

ści i honoru...”, czyli te, przy pomocy których klasy niższe wyrażają wobec wyższych swoją podległość (Crevecoeur 1963: 46-47).

Te osiemnastowieczne komentarze znalazły swą kontynuację w miriadach, przez co rozumiem tysiące książek i artykułów zagranicznych podróżników.

Przytłaczającą większość z nich stanowili wykształceni Europejczycy. Są to owocne dzieła ze względu na swój wymiar porównawczy, ponieważ ich autorzy wydobywają międzynarodowe różnice zachowań i instytucji (Trollope 1832; 1951; Bryce 1912; Brooks 1908; Mesick 1922; Berger 1934; Handin 1949; Smuts 1953; Lipset 1979). Demokracja de Tocqueville’a znana jest najbardziej. Zauważył on kiedyś, że nigdy nie napisał nic o Ameryce nie myśląc zarazem o Francji. To samo stwierdził wskazując na potrzebę skon- trastowania tych samych instytucji i zachowań w obydwu krajach: „bez możliwości porównania, umysł nie wie, jak funkcjonować” (Tocqueville 1963).

Żyjąca w tych samych czasach w Anglii H arriet M artineau, reprezentująca poglądy typowe dla wczesnego socjalizmu, napisała książkę utrzymaną w po­

dobnym tonie (zob. Pierson 1969: 271). Swój wkład do tej literatury mieli też Engels i Weber. Podobna logika i systematyczność dają się wysnuć ze wszystkich tych rozważań.

Ideologią Rewolucji, która stała się American Creed, jest liberalizm w jego znaczeniu XVIII i X IX wieku. K ładł on - jak już była o tym mowa - nacisk na wolność, antyetatyzm, indywidualizm, egalitaryzm i populizm, wyeksplikowane w Deklaracji Niepodległości (Hartz 1955). Richard Hofstadter wygłosił kiedyś taką proklamację: „naszym przeznaczeniem jako narodu jest to, aby nie mieć ideologii, my jesteśmy ideologią” (zob. Kazin 1989: 242). Powtórzył w ten sposób to, co Ralph W aldo Emerson i Abraham Lincoln podkreślali w kwestii

„politycznej religii” tego kraju. Wiąże się to z przytoczonym przed chwilą stwierdzeniem, że bycie Amerykaninem jest religią w sensie ideologicznego

(4)

aktu. Jeśli idzie o inne kraje, to ich poczucie tożsamości wywodzi się ze wspólnej historii, nie zaś ideologii. K anada, jak stwierdza z dumą Kenneth M cNaught (1984: 89), „jest starożytną monarchią, jaką była zawsze... Jak większość monarchii, które przetrwały do obecnych czasów, społeczeństwo kanadyjskie łączy z innymi społeczeństwami tego typu trwały respekt dla ciągłości” . Inaczej niż Stany Zjednoczone, w Kanadzie akcentuje się „historyczną ciągłość...jako podstawę legitymizacji”. Zarówno K anada, jak i Anglia oraz kraje Europy Północnej mają ten sam wspólny system wartości torysów, państwowego komunitaryzmu i noblesse oblige.

Jednak wielu autorów, a wśród nich H. G. Wells (1906: 72-76), Louis Hartz (1964: 35), G ad Horowitz (1968: 52) i Henry Phelps Brown (1983: 240), wskazywało, że socjaldemokracja jest inną stroną etatystycznego konserwatyz­

mu. Z tego względu i torysów, i socjalistów można znaleźć w tym samym obozie politycznym, podczas gdy klasyczny liberał w stylu Locke’a (i wróg państwa) jest przeciwnikiem socjalizmu jako siły politycznej. Ruch socjalistyczny zyskuje na sile tam, gdzie elityzm staje się bodźcem do zorganizowanego przeciw­

działania ze strony warstw upośledzonych.

Rewolucja amerykańska gwałtownie osłabiła organiczne wartości wspól­

notowe noblesse oblige, związane z sentymentami torysów, wzmacniając niepomiernie wartości indywidualistyczne i skierowane przeciwko nadmiernej aktywności państwa. Znajduje to ewidentny przejaw w tym, że Stany Zjed­

noczone nie tylko nie miały nigdy znaczącej partii socjalistycznej, ale - jak pisał H. G. Wells ponad 90 lat temu - nie powstała tu nigdy partia konser­

watywna bliska modelowi torysów w Anglii lub w Europie. Społeczeństwo to było zdominowane przez czysto mieszczańskie wartości „klasy średniej”. Wells tak to ujmuje: „Społeczeństwo amerykańskie jest zasadniczo klasą średnią, która stała się wspólnotą, a jej najistotniejsze problemy są problemami nowoczesnego, indywidualistycznego społeczeństwa, wyrażonymi wyraźnie i m ocno”. Sam był wyrazicielem koncepcji amerykańskiego, liberalnego społeczeństwa w klasycznym, libertariańskim rozumieniu tego terminu.

Weil stwierdza: „Nietrudno np. pokazać, że dwie wielkie partie polityczne w Stanach Zjednoczonych są tylko jedną partią, odpowiadającą angielskiej, liberalnej partii klasy średniej... Nowy Świat przeznaczono dla wigów i non­

konformistów, a także dla tych mniej konstruktywnych, mniej logicznych, bardziej zaś liberalnych myślicieli, którzy w Anglii zostali radykałami, a jeffersonistami i demokratami w Ameryce. Wszyscy Amerykanie, z punktu widzenia Anglików, są liberałami w różnych odcieniach. Liberalizm XVIII-wieczny był zasadniczo rebelią... przeciwko monarchicznemu i arysto­

kratycznemu państwu... przeciwko dziedziczności przywilejów, przeciwko ograniczeniom handlu. Jego duch był w istocie anarchistyczny - była to antyteza socjalizmu. Był on też wymierzony przeciwko państwu” (Wells 1906:

72 76).

(5)

Ojcowie Założyciele (ang. Founding Fathers), walcząc ze scentralizowaną monarchią, przenieśli tę niechęć na silny zunifikowany rząd. Jak zauważył współczesny liberalny klasyk teorii polityki Leo Strauss (1958: 13): „Stany Zjednoczone można nazwać jedynym krajem na świecie, który zorganizowano według zasad będących w wyraźnej opozycji do zaleceń Machiavellego odnośnie władzy Księcia” . Chroniczny antagonizm wobec państwa - pochodna rewolucji amerykańskiej - został zinstytucjonalizowany w unikalnej formie podziału władzy. Powstała wewnętrznie skonfliktowana formuła rządu, co wyodrębnia Stany Zjednoczone od reżimów parlamentarnych, gdzie parlament, lub też patrząc bardziej realistycznie - gabinet, sprawuje stosunkowo słabo kont­

rolowaną władzę, na wzór absolutnej monarchii. Pierwsza konstytucja amery­

kańska, Artykuły Konfederacji, nawet nie powoływała federalnego rządu.

Władzę miał Kongres z narzuconymi ograniczeniami. Druga konstytucja, obowiązująca do dzisiaj, różni się od wszystkich innych tym, że zabezpiecza system wzajemnej kontroli i równowagi pomiędzy rządem i dwoma izbami Kongresu, gdzie każda z tych instytucji powoływana jest w różnych kadencjach, przez co trudno im skoordynować w jedną całość swe poczynania. Żaden z innych systemów władzy o ogólnonarodowym zasięgu, poza modelem szwajcarskim i kanadyjskim, nie odznacza się taką decentralizacją jak amery­

kański. Sondaże opinii wykazują, że Amerykanie są w dalszym ciągu zwolen­

nikami podzielonego systemu władzy i słabej roli państwa. Respondenci pytani, czy woleliby, aby prezydent i obie izby były kontrolowane przez jakąś jedną partię czy też są za podziałem władzy między te dwie instytucje, wybierają przeważnie tę drugą odpowiedź. Niezmiennie też preferują małe agendy rządowe niż wielkie struktury (Lipset i Schneider 1987: 379-380).

Konserwatyzm jest w Stanach Zjednoczonych związany z podejrzliwością wobec rządu. Ronald Reagan i M ilton Friedman, dwa nazwiska najściślej utożsamiane z tą ideologią, uosobiają w istocie amerykański konserwatyzm.

Słowo to jest nadal synonimem laissez-faire. Implikuje też sprzeciw wobec hierarchii klasowej. Najbardziej zasłużony kanadyjski intelektualista konser­

watywny George G rant podkreśla mocno w swoim Lament fo r a Nation (1965:

64-65), że: „Amerykanie, którzy nazywają się »konserwatystami«, m ają prawo do tego tytułu jedynie w szczególnym sensie. W istocie są liberałami w starym stylu... Koncentrowanie się przez nich na kwestii niezależności od ingerencji państwa m a więcej wspólnego z XIX-wiecznym liberalizmem niż tradycyjnym konserwatyzmem, który domaga się prawa wspólnoty do ograniczania wolno­

ści, aby zagwarantować dobro ogółu” .

Lament G ranta nad amerykańskim konserwatyzmem, uwydatniającym zalety współzawodnictwa i związek z ideologią biznesu, dotyczy faktu, że ogniskuje się on na prawach jednostki, ignorując prawa społeczności i jej zobowiązania. G rant (1965: 64-65) odnotowuje, że w amerykańskiej filozofii politycznej nie m a miejsca dla „organicznych form konserwatyzmu, które

(6)

poprzedzały erę postępu. Faktycznie bowiem Stany Zjednoczone to jedyny kraj na ziemi, gdzie nie m a tradycji sięgającej wcześniejszego okresu”. Pisał to w połowie lat sześćdziesiątych, powtarzając słowa H.G. Wellsa, wypowiedziane pół wieku wcześniej, że Amerykanie reprezentujący „prawe” i „lewe” skrzydło stanowią tylko różne odmiany liberalizmu.

Ironią jest to, że amerykański lewicowy radykalizm naznaczony jest populi­

zmem, zwłaszcza w świetle faktu, że amerykański system wyborczy wcześniej się zdemokratyzował niż w innych krajach. Warstwy z niższych szczebli hierarchii społecznej uzyskały praw a wyborcze bez walki, która była koniecznością w Anglii, Prusach, Szwecji i w większości krajów europejskich. Robotnicy amerykańscy dostali „prezent z prawa do głosowania” (Perlman 1949: 167).

Dlatego też, jak wskazywał Lenin (1934: 51), ruch socjalistyczny w Stanach Zjednoczonych, inaczej niż w Europie, nie znajdzie silnego poparcia wśród robotników w walce o prawo głosu. Był on przekonany, że silna dawka demokracji stanowi tu główną przeszkodę na drodze do radykalizmu. Radyka­

łowie, jego zdaniem, nie mieli sukcesów, jako że w tym czasie - około 1907 roku - Stany Zjednoczone „nie miały rywala... jeśli chodzi o zasięg wolności politycznej i poziomu kulturalnego m as”, nie było „wielkich demokratycznych zadań o narodowym zasięgu, które stałyby przed proletariatem”. Amerykański socjalista Morris Hilląuit (1910) oraz założyciel i wieloletni przewodniczący Amerykańskiej Federacji Pracy (AFL), Samuel Gompers, wyrażali podobne poglądy (Dick 1972).

Jeżeli chodzi o zmienne społeczne, osłabiające potencjalne podłoże socjaliz­

m u i świadomości klasowej, to są one głównie pochodną specyficznego charakteru struktury klasowej i systemu religijnego. Szczególne dla struktury klasowej w tym kraju są egalitarne stosunki między ludźmi, nie obowiązywanie zasady okazywania otwartych oznak szacunku tym, którzy zajmują wyższe piętra drabiny stratyfikacyjnej przez tych, którzy są niżej, oraz akcentowanie zasady merytokracji i równych szans dla wszystkich jako czynników ekonomi­

cznego i społecznego awansu. Tocqueville (1963) stwierdził występowanie tych elementów w latach trzydziestych XIX w., definiując wówczas egalitaryzm przez odwołanie się do dwóch cech: równości szacunku i równości szans. Był oczywiście świadomy ogromnych nierówności dochodów, statusu, władzy i roli bogactwa w uzyskaniu powodzenia. Godne odnotowania jest jednak to, że niezależnie od głębokich nierówności, w Ameryce nie żąda się od klas niższych uznawania faktu swojej niższości i wyrażania tego przez oddawanie pokłonów ludziom o wyższym statusie.

To podkreślanie wagi merytokracji występowało już bardzo wcześnie w ideologii systemu szkolnego. Niektóre tego konsekwencje przedyskutował M artin Trow. Zwłaszcza zaś niesłychaną ekspansję tego systemu, kiedy to Stany Zjednoczone przewodziły światu pod względem proporcji osób o określonym wykształceniu, począwszy od szczebla podstawowego, a później szkoły średniej

(7)

i wyższej - od samego zarania państwowości (1961; 1991). Ważne było z tego punktu widzenia pojawienie się idei szkoły wspólnej dla wszystkich na początku X IX w. Jej obrońcy postulowali, aby każdy, bez względu na pochodzenie, bogactwo i status, chodził do szkoły tego samego typu, tzn. - aby system szkolny nie był zróżnicowany klasowo. Odrzucali wzorce, które istniały wówczas w Anglii, Francji i Niemczech. Ich zdaniem, europejskie systemy szkolne miały charakter elitystyczny, czemu byli przeciwni. Systemy te ograni­

czały dostęp do instytucji akademickich do wąskiego grona wybranych.

Dziewiętnastowieczna gospodarka amerykańska, w porównaniu z krajami europejskimi, odznaczała się większą wolnością rynkową, szeroko rozpo­

wszechnioną własnością ziemi i większym zakresem nierówności dochodów - każda z tych cech była ugruntowana w klasycznej liberalnej ideologii. Od czasów Rewolucji był to par excellence, kraj laissez-faire. W wielu krajach europejskich ekonomiczny materializm traktowany był przez establishment społeczny i religijny (tradycyjna arystokracja i hierarchia kościelna) jako źródło wulgaryzmu i niemoralności. Był to paradoks, bo w Stanach Zjednoczonych, ciężka praca i ambicje ekonomiczne postrzegano jako właściwe pole działalno­

ści dla ludzi o zasadach moralnych.

Piszący w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, szwajcarski teolog, Philip Schaff (1855: 259) komentuje, że „zdobycie bogactwa jest dla nich [Amerykanów] jedynie pomocą w osiąganiu wyższych duchowych i moralnych celów”. Fryderyk Engels (Marks i Engels 1942: 467) i Max Weber (1935), to jedni z wielu autorów, którzy wskazywali, że Stany Zjednoczone były jedynym czystym typem kapitalizmu, który nie był zarazem postfeudalny. Jak zauważa Weber (1935: 55-56), „żadna średniowieczna pozostałość, ani też skomplikowa­

ne dziedzictwo instytucjonalne nie posłużyło do osłabienia wpływu etyki protestanckiej na rozwój ekonomiczny Stanów Zjednoczonych” . Podobne argumenty wysuwał w latach dwudziestych XX w. utalentowany teoretyk komunistyczny Antonio Gramsci (1971). Ameryka była w stanie uniknąć wpływów merkantylizmu, regulowania biegu spraw przez państwo, instytucji kościoła, arystokracji i akcentów klasowych, które dostały w spadku społeczeń­

stwa postfeudalne. Każdy z autorów podkreślał tę wyjątkowość korzeni amerykańskich i systemu wartości, który się z tego narodził. Związana z tym liberalna orientacja, typu Adama Smitha, była jednocześnie pochodną oryginal­

nej tradycji religijnej, gdzie dominacja protestanckich sekt religijnych ułatwiła rozwój kapitalizmu (Weber 1946: 309, 313).

Stany Zjednoczone są krajem zorganizowanym według zasad ideologii składającej się z zespołu dogmatów odnoszących się do natury dobrego społeczeństwa. Jak wskazywało wielu ludzi, amerykanizm jest „izmem” czy też ideologią tego samego rodzaju jak „izmy” komunizmu, faszyzmu lub liberaliz­

mu. Jak już mówiłem wyżej, ideologia amerykańska streszcza się w pięciu słowach: wolność, antyetatyzm, indywidualizm, populizm i egalitaryzm. Im ­

(8)

plikacje dwóch ostatnich dla niepowodzenia socjalistycznych apeli w Stanach Zjednoczonych, zostały sformułowane przez Hermanna Keyserlinga (1929:

237-240) i Leona Samsona (1935: 16-17), którzy pisali na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Ich zdaniem, ruch ten uzyskał słaby odzew, bo społeczna treść socjalizmu, zostawiając już na boku stosunki własności (daleko na boku, trzeba przyznać) tożsame są z tym, co już tu jest według samych Amerykanów, a jest to mianowicie, demokratyczne, bezklasowe i antyelitys- tyczne społeczeństwo. Keyserling tak o tym pisze.

„Amerykanie są jedynymi socjalistami, jakich znam w prawdziwym tego słowa rozumieniu w świecie zachodnim... Duch XVIII-wiecznych rewolucji, czego istotą stała się tam rewolta przeciwko wszelkiej hierarchii wartoś­

ci... Oczywiście Stany Zjednoczone musiały być wolne od socjalizmu w europej­

skim sensie ze względu na to, o czym nie słyszy się w Europie, że każdy problem, którzy jacyś reformatorzy próbują rozwiązać, jest tu rozwiązywany od samego początku” (1929: 237-239).

Leon Samson, radykalny socjalista, dochodzi do podobnego wniosku po swych analizach nad amerykanizmem jako ideologią.

„Kiedy badamy znaczenie amerykanizmu, odkrywamy wówczas, że nie jest on dla Amerykanina tradycją lub terytorium, nie tym czym Francja jest dla Francuza, a Anglia dla Anglika, ale jest to doktryna - tak jak socjalizm dla socjalisty. Podobnie jak socjalizm, amerykanizm ujmowany jest... jako wysoce zredukowana, konceptualna, platoniczna, bezosobowa siła przyciągająca do systemu idei, uroczyste usankcjonowanie garści ostatecznych pojęć - demo­

kracji, wolności, szans, których to Amerykanin jest racjonalnym zwolennikiem, podobnie jak socjalista popiera socjalizm. Dlatego, że system ten zapewnia m u

pomyślność, daje m u pracę, gwarantuje mu szczęście (tak myśli Amerykanin).

Amerykanizm jest w ten sposób substytutem dla socjalizmu. Każde pojęcie socjalizmu m a swój zastępczy kontrodpowiednik w amerykanizmie. To dlatego argumenty socjalistów tak bezowocnie brzmią w uszach Amerykanów... Ame­

rykanin nie chce wysłuchiwać o socjalizmie, ponieważ m a go, w swoim przekonaniu” (Samson 1935: 16-17).

Michael H arrington (1972: 118), jeden z czołowych reprezentantów amery­

kańskiego socjalizmu, poczynił podobne jak Samson spostrzeżenia, odnotowu­

jąc na początku lat siedemdziesiątych, że „ważną barierą dla rozwoju ruchu socjalistycznego była w Ameryce szczególna uległość wobec utopii, a nie wrogość wobec niej...Wyobrażenia tego społeczeństwa o nim samym zawierały tak wiele z elementów socjalizmu, że nie potrzeba było tworzyć odrębnego ruchu wymierzonego przeciwko status quo, aby dać ujście socjalistycznym emocjom”.

O tym, co w systemie amerykańskim stanowi ostateczną instancję władzy, mówi pream buła do konstytucji zaczynająca się od słów „My obywatele Stanów Zjednoczonych”. Jednak barierą dla populizmu jest w amerykańskiej

(9)

praktyce konstytucjonalizm. Jak już stwierdzono, dokonujący rewolucji Ame­

rykanie czuli lęk przed władzą scentralizowanego i zunifikowanego państwa.

Ten antyetatystyczny i antyautorytarny komponent amerykańskiej ideologii stanowi kolejne źródło nieustannej słabości socjalizmu.

Radykał w amerykańskim wydaniu bliższy jest w swych sympatiach libertarianizmowi i syndykalizmowi niż kolektywizmowi państwowemu. Bio­

rąc pod uwagę szczególną siłę indywidualizmu skierowanego przeciwko państwu, stwierdza Bellah (1975: 124), to właśnie atrybuty kolektywizmu lub etatyzmu... stanowiły centralny punkt negatywnego spojrzenia na so­

cjalizm. Jeżeli więc Stany Zjednoczone miałyby się kiedyś nawrócić na radykalizm, byłby on bliżej anarchizmu niż socjalizmu. Można to dostrzec w ideologii amerykańskich ruchów pracy. Jego umiarkowane skrzydło, Amerykańska Federacja Pracy (AFL), było syndykalistyczne. Natomiast odłam radykalny, Robotnicy Przemysłowi Świata (IWW), miał anarcho- syndykalistyczny charakter. Tak A FL, jak i IWW, uznawali państwo za swego wroga z przekonaniem, że przedsiębiorstwa przemysłowe w sektorze publicznym są trudniejszym przeciwnikiem niż firmy prywatne. Samuel Gompers, przewodniczący A FL w ciągu czterdziestu lat, dowodził, że to co państwo jest w stanie dać, może i odebrać, toteż robotnicy powinni polegać na sobie samych. Gompers i stara A FL nie byli konserwatystami, ale syndykalistami, krańcowo agresywnymi na dodatek. Gompers określił się w 1920 roku mianem „anarchisty w trzech czwartych” (Dubofsky 1955:

483-484; Dick 1972).

D an Bell (1996) pisze, że syndykaliści z A FL przejawiali znacznie większą wojowniczość niż europejskie organizacje robotnicze przed i zaraz po I wojnie światowej, czego przejawem były większa skłonność do strajkowania i użycia siły. Dokumenty Kongresu Organizacji Przemysłowych (CIO), założonego w latach trzydziestych, to już inna historia. Wielki Kryzys zapoczątkował

„socjaldemokratyczny koloryt”, po raz pierwszy w historii Ameryki, zarówno w polityce związanej z Nowym Ładem, jak i w ruchu związkowym zor­

ganizowanym w CIO (Hofstadter 1967: 308; Lipset 1983).

Elementy bliskie anarchizmowi można też dostrzec w ideologii i strukturze organizacyjnej Nowej Lewicy z lat sześćdziesiątych, która dążyła do decent­

ralizacji i kontroli na rzecz wspólnot lokalnych. Występowały widoczne i silne związki pomiędzy orientacjami IWW i wczesnej Nowej Lewicy. Oba te ruchy społeczne miały charakter wyraźnie amerykański, odzwierciedlając nieprze­

rwaną żywotność presji całego narodu na indywidualizm i antyetatyzm.

Odwoływanie się nowych radykałów do taktyki konfrontacji i innych form obywatelskiego nieposłuszeństwa również wynikało z tradycji amerykańskich organizacji robotniczych z okresu poprzedzającego lata trzydzieste. Indywidua­

listyczne nastawienia lewicy amerykańskiej to także szczególna zasługa anar­

chistów i socjalistycznych intelektualistów ze skłonnościami do decentralizacji,

(10)

takimi jak Noam Chomsky, David Dellinger i Staughton Lynd. Odegrali oni ważną rolę w propagowaniu antyetatystycznych elementów ideologii Nowej Lewicy.

Indywidualistyczne wątki były wzmacniane przez specyficzny dla społeczeń­

stwa amerykańskiego wpływ religii, do czego we wspomnianej już mowie nawiązywał Burkę. Nazywał on Amerykanów protestantami protestantyzmu i dysydentami dysydencji (Burkę 1904: 180-181). Faktycznie, Stany Zjed­

noczone są krajem stworzonym przez protestanckich dysydentów, sekty i grupy reprezentujące w Anglii nonkonformistyczne sekty protestantów: metodystów, baptystów i zbliżone do nich wyznania. Większa część Amerykanów zawsze należała do sekt, a nie do kościołów będących rozmaitymi instytucjami państwowymi, takich np. jak kościoły anglikańskie, katolickie, luterańskie i ortodoksyjne. Religia zawsze była w Stanach Zjednoczonych sprawą wyboru, różne zaś wyznania musiały współzawodniczyć ze sobą, aby przeżyć. Duchowni musieli zabiegać o poparcie (Tocqueville 1963: 308-314). D la Webera (1946), duch sekt był czynnikiem, który najbardziej sprzyjał indywidualizmowi, wy­

zwalając przedsiębiorczość i gwarantując sukces w biznesie. Jednak syntezą etyki protestanckiej były protestanckie sekty, nie zaś kościoły, zarówno protes­

tanckie, jak i katolickie, które dominowały w krajach europejskich.

W klasycznej Etyce protestanckiej i duchu kapitalizmu, poświęconej tym problemom, Weber (1935: 55-56) zauważa, że ponieważ purytanie wnieśli wartości będące zaczynem kapitalizmu, „duch kapitalizmu... zaistniał jeszcze przed powstaniem kapitalistycznego ładu”. Zaczerpnięte przez niego pod­

stawowe przykłady zeświecczonego ducha kapitalizmu pochodzą z pism Ben­

jam ina Franklina. Cytaty z Franklina są dla W ebera prototypem wartości, które najbardziej przyczyniły się do rozwoju systemu przemysłowego. Amery­

kański etos religijny nie tylko jest funkcjonalny wobec mieszczańskiej ekonomi­

ki, ale i dla polityki liberalizmu, co podkreślał de Tocqueville. Ponieważ większość tych sekt było kongregacjami nie mającymi hierarchii, krzewiły one egalitarne, indywidualistyczne i populistyczne wartości, będące zaprzeczeniem elityzmu. Tak więc, zarówno etos polityczny, jak i religijny, wzmacniały się nawzajem po obu stronach Atlantyku.

Z typowo amerykańskim systemem „dobrowolności religijnej” związana jest inna specyficzna cecha, a mianowicie rozmaite dobrowolne stowarzyszenia, które wywarły tak wielkie wrażenie na Tocqueville’u, Weberze, Gramscim i na innych zagranicznych obserwatorach. Stany Zjednoczone m ają pod tym wzglę­

dem palmę pierwszeństwa. Są to zarazem stowarzyszenia o charakterze religij­

nym. Amerykańscy duchowni i ludzie świeccy byli świadomi, że są to formy organizacyjne niezbędne: zarówno dla uzyskania przez kościół poparcia wśród wiernych, jak i dla lepszego zaspokojenia potrzeb lokalnych społeczności.

T ocqueville konkluduje, że dobrowolność jest w dużym stopniu odpowiedzią na nadmierną władzę zorganizowanej religii. Było to fenomen, który zdumiewał

(11)

wielu XIX-wiecznych obserwatorów i utrzymuje się do dzisiaj, co wynika też z międzykr aj owych badań opinii Gallupa i innych survey ów. Rezultaty te potwierdzają zresztą trafność sądu Tocqueville’a: „w żadnym innym kraju na świecie religia chrześcijańska nie m a tak wielkiego wpływu na dusze wiernych, jak w Ameryce” (1963: 314).

Różnice między politycznymi orientacjami w Europie i Stanach Zjed­

noczonych można przypisać odmiennej tradycji religijnej i różnicom w or­

ganizacji kościoła. Jak już wskazano, kościoły europejskie finansowało państ­

wo, one zaś wzywały parafian do popierania systemu politycznego. Zachowy­

wały strukturę i wartości wytworzone i zinstytucjonalizowane w rolniczych społeczeństwach średniowiecza. Co do struktury, to jest ona hierarchiczna.

Kościoły te kultywują zasadę odpowiedzialności wspólnoty lokalnej za pomyśl­

ność materialną jej członków. W konsekwencji, tak jak arystokracja i szlachta, europejski i kanadyjski system kościelny jest niechętny wobec logiki współ­

zawodnictwa, wielce charakterystycznej dla społeczeństwa burżuazyjnego i za­

akceptowanej przez amerykańskie sekty protestanckie jako zgodnej z ich religią.

Religijne tradycje protestanckiej dysydencji wzywały Amerykanów do moralności, do kierowania się swoimi własnymi osądami. Nie było tego w krajach, gdzie religia dominująca stała się tworem kościołów państwowych.

Owi dysydenci „są pierwotnym ogniwem zarówno ścisłego połączenia religii z polityką, charakteryzującej późniejszą historię Stanów Zjednoczonych, jak i ogniwem moralnej pasji, która zasiliła mechanizmy politycznych zmian”

(Huntington 1981: 154). Millenializm amerykańskiej tradycji protestanckiej - wskazuje Bellah (1975:48) - raz po raz stanowił bodziec do reformy i postępu (zob. Berkovitch 1978: 20, 94).

Amerykanie są bowiem utopijnymi moralistami, wytrwale dążącymi do instytucjonalizacji cnoty, zniszczenia złych jednostek i wyeliminowania niegodzi­

wych instytucji i praktyk. Większość z nich daje temu wyraz w odpowiedzi na pytania ankiet. Temu, mianowicie, że Bóg jest moralnym przewodnikiem amerykańskiej demokracji. Są skłonni traktować społeczne i polityczne dramaty jako rozgrywki moralności, jako walkę Boga i diabła, nie dopuszczając w związku z tym możliwości kompromisów. Do dzisiaj zresztą Amerykanie, zgodnie z historią swoich sektariańskich korzeni, mają silniejsze poczucie moralnego absolutyzmu niż Europejczycy, a nawet Kanadyjczycy. Zestawmy odpowiedzi na pytania zadane w ramach World Values Survey z 1970 roku, w których proszono 0 wybranie jednego z dwu stwierdzeń. Pierwsze: „Reguły tego, co dobre i złe są całkowicie klarowne. Stosują się do wszystkiego, w każdych warunkach”.

1 drugie: „Nigdy nie będzie całkowicie jasnych reguł odnośnie tego, co dobre i złe.

Zależy to zawsze od określonych okoliczności”. Większość Europejczyków, Kanadyjczyków i Japończyków (ci ostatni najczęściej) wybrało tę drugą możliwość, podczas gdy Amerykanie byli bardziej za istnieniem „absolutnych wartości”. Rozkłady odpowiedzi zamieściłem w Tabeli 1.

(12)

Tabela 1. Opinie na temat zasad moralności. Alternatywa: czy są one ustalone raz na zawsze, czy też zależą od okoliczności (w %)

Kraj Istnieją całkowicie Nigdy nie może być Nie zgadzam się ani jednoznaczne zasady jednoznacznych ani z pierwszym

na temat tego, co kryteriów dobra i zła. ani z drugim dobre i złe Zależy to od okoliczności

Anglia 36 62 2

Francja 24 68 7

Kanada 31 62 8

Niemcy 26 64 11

Stany

Zjednoczone 50 45 5

Szwecja 19 76 5

Włochy 42 52 6

Źródło: Inglehart 1990

Poczucie moralnego absolutyzmu jest częścią tego, w czym niektórzy widzą problem amerykańskiej polityki zagranicznej (Kennan 1966; Bellah 1975: 175).

Samuel H untington (1981: 158-159) pisze, że Amerykanie przypisują swojemu narodowi i jego duchowości „wiele atrybutów i funkcji kościoła”. Według Bellaha (1975: 175), znajdują one odzwierciedlenie w amerykańskiej „religii obywatelskiej”, która dostarcza „religijnego wymiaru całej fabryce życia, łącznie ze sferą polityczną”. Stany Zjednoczone postrzegane są jako Nowy Izrael. „Europa jest Egiptem, Ameryka ziemią obiecaną. Bóg powiedzie swój lud na drogę ustanowienia nowego porządku społecznego, który stanie się światłem dla innych narodów ” (Wald 1987: 48-55). Everett Ladd (1994: 5) dodaje: „dla zrozumienia amerykańskiej ideologii konieczne jest spojrzenie na indywidualizm nie jak na wymiar osobowości jednostek, ale jak na standard moralny, według którego oceniane są społeczne instytucje i rozmaite po­

czynania. Tendencja moralistyczna wykracza poza swe sektariańskie uwarun­

kowania. Wybitny badacz amerykańskiej religii, R.L. Bruckberger (z francu­

skiej Dominikany), który przybył do Stanów Zjednoczonych w latach pięć­

dziesiątych i zdecydował się tu zostać - jako profesor w Notre Dame - krytykuje katolików, swych współwyznawców w The Image o f America (1959) za to, że przeniknął ich światopogląd amerykańskiego protestantyzmu na religię i m oral­

ność. Za interesujący uznał fakt, że katolicy amerykańscy stali się bardziej podobni do amerykańskich baptystów i prezbiterianów niż do katolików z Europy i Stanów Zjednoczonych. W jego przekonaniu jego amerykańscy pobratymcy nie przemawiają tym samym głosem jak typowi katolicy, gdy ci podejmują problemy moralności (Bruckberger 1960: 44-47).

Silne podkreślanie przez protestancką tradycję sekt dobrowolnego wyboru religii m a pewną konsekwencję. Jeśli w ocenie ludzi społeczeństwo to zaczyna

(13)

odchodzić od „kontrolowanych zobowiązań umowy”, wchodzi na drogę wiodącą do piekieł (Bellah 1975: 60). Potrzeba uśmierzenia poczucia osobistej odpowiedzialności za taki stan rzeczy powoduje, że Amerykanie są szczególnie skłonni do popierania działań, które mogłyby wyeliminować zło, nawet przy pomocy sposobów zabronionych przez prawo i gwałcących porządek, jeżeli byłoby to konieczne. Kluczem do konfliktów, które znalazły swą kulminację w wojnie domowej była występująca po obu stronach skłonność do po­

strzegania się nawzajem jako zatwardziałych grzeszników i wysłanników diabła.

Uchylanie się od służby wojskowej ze względów moralnych było do niedawna prawie wyłącznie amerykańską specjalnością, związaną z protestanckim sek- tarianizmem. Ludzie odmawiający udziału w wojnie wietnamskiej wskrzesili po 200 latach protestanckie poczucie moralnej odpowiedzialności, która przenik­

nęła najbardziej żarliwych przeciwników tej wojny. W innych krajach chrześ­

cijańskich, religie podlegające kościołom państwowym, wzywały do posłuszeń­

stwa wobec poczynań rządu i legitymizowały je. Natomiast amerykańscy sektarianie przyjęli za rzecz oczywistą, że ludzie powinni się kierować własnym sumieniem, a nie wolą państwa. Przypadki odmawiania służby wojskowej występowały i w Anglii, tam jednak objęły 20% zbiorowości dysydentów, będąc mniej znaczącym zjawiskiem.

Próbę porównania częstotliwości antywojennych wystąpień w całej historii Stanów Zjednoczonych podjął Sol Tax (1968) z uniwersytetu w Chicago.

Konkluduje on, że licząc do 1968 roku, wojna wietnamska była czwartym w kolejności, „najmniej popularnym” konfliktem z wrogiem zewnętrznym.

Amerykanie odmawiali przedtem poparcia wojnie z 1812 roku z Meksykiem, wojnie domowej, udziałowi w I wojnie światowej i w wojnie koreańskiej (zob.

Wallace 1935; Lee 1943; Petereson i Fite 1957; D onald 1960; Tyler 1962;

McCague 1968; Freidal 1957; M erk 1970; M orison 1970). I na odwrót, zwolennicy wojennego zaangażowania Stanów Zjednoczonych traktowali je jako moralne krucjaty, których celem było obalenie monarchii (wojna mek­

sykańska), niewolnictwa (wojna domowa), kolonializmu w Ameryce (wojna z Hiszpanią), zachowanie na świecie demokracji (I wojna światowa) i przeciw­

stawienie się ekspansywnemu totalitaryzmowi (II wojna światowa i wojna koreańska).

M oralizatorstwo znajduje swój wyraz nie tylko w antywojennej działalności.

M oralny wydźwięk m a również poparcie wojny, ponieważ jest świadectwem patriotyzmu. I pod tym względem Ameryka różni się od większości innych krajów. W prowadzonych przez siebie wojnach Stany Zjednoczone dążyły do uzyskania „bezwarunkowej kapitulacji” przeciwnika. Głównym tego powodem było to, iż Amerykanie, jako naród kierujący się zasadami, musieli przy­

stępować do wojny uzasadniając decyzję względami moralności. Definiowaliś­

my nasze cele w kategoriach moralnych. Celem było np. „zapewnienie światu bezpiecznych warunków dla rozwoju demokracji”. Zawsze walczyliśmy z „im­

(14)

perium zła”. Ronald Reagan był tak amerykański, jak placek z jabłkami, kiedy wskazywał na imperium zła jako na wroga. Ale skoro walczyliśmy z imperium, jeśli była to wojna z szatanem, to nie można m u było pozwolić, aby przeżył.

Pierwszą reakcją Amerykanów na ekspansję komunizmu bywał często brak zgody na jakikolwiek kompromis. Po każdym tryumfie komunizmu - w Rosji, Chinach, Północnej Korei, na Kubie i w Wietnamie - Stany Zjednoczone przechodziły przez etap „nieuznawania” zwycięstwa zła z na­

dzieją, że jest ono przejściowe, chociaż nie do zniesienia. Była to całkiem inna postawa w porównaniu z polityką angielskich konserwatystów, takich jak Churchill, albo katolickiej prawicy de Gaulle’a i Franco, których opozycja wobec komunizmu nie zmuszała do „nieuznawania”. Frankistowska Hiszpania nawiązała stosunki z Castro zaraz po jego dojściu do władzy. K anada pod rządami partii konserwatywnej handlowała z K ubą i sandinistowską Nikaraguą, sprzeciwiając się polityce Waszyngtonu w Ameryce Środkowej.

To silnie akcentowane stanowisko odmowy akceptacji dla reżimów zła było czymś wyjątkowym. Wiązało się ono zresztą ściśle ze stosowaniem zasady

„bezwarunkowej kapitulacji” szatańskiego wroga. Stany Zjednoczone, w prze­

ciwieństwie do krajów kościelnych, rzadko kiedy ograniczały swoją rolę do obrony interesu narodowego. Konflikty międzynarodowe niezmiennie pociągały za sobą walkę dobrego ze złym. George K ennan (1966) jest jednym z wielu autorów dostrzegających oczywiste konsekwencje tego „u-

topijnego” podejścia do spraw międzynarodowych.

Stany Zjednoczone nie są sojusznikiem Szatana. Jeżeli jednak okoliczności zmuszają je do współpracy z reżimami zła, te przeistaczają się w uosobienie cnoty. M ożna im przecież przyczepić całkiem przeciwną etykietę. Gdy w 1941 roku Niemcy zaatakowały Związek Radziecki, Churchill w przemówieniu radiowym przywitał Rosjan jako sojuszników. Powiedział, że jest gotów do zawarcia traktatu z szatanem, jeżeli jest to konieczne do zwycięstwa nad nazizmem. Natom iast w Stanach Zjednoczonych zrobiono ze Stalina, dobrot­

liwego pykającego fajeczkę, „wujka Joe”. Związek Radziecki stał się wolnym, prawie że kapitalistycznym państwem. Prawicowy konserwatysta, Eddie Ric- kenbacker, napisał wtedy, że jest to kraj funkcjonujący według standardów kapitalizmu, a Stalina scharakteryzował w ciepłych słowach. Amerykanie czuli potrzebę, żeby podmienić tych złych facetów na dobrych kumpli.

M oralizatorstwo pomaga w zrozumieniu reakcji Amerykanów na wojnę w Wietnamie, która nie była krucjatą ideologiczną. Interesujące, że nie została ona zdefiniowana przez rząd jako wojna z szatanem i złem. Prezydent Johnson bał się, że moralizatorski bicz wobec wietnamskich komunistów mógłby wywołać nową falę mccarthyzmu. D la ironii, aż do 1967 roku, obawiał się ataku ze strony prawicy, natomiast lekceważył siłę antywojennych ruchów lewico­

wych. Johnson świadomie starał się hamować antykomunistyczne moralizator­

stwo. W ojna koreańska zrodziła mccarthyzm, który towarzyszył jej w latach

(15)

1950-1954. Johnson chciał uniknąć takiej powtórki i dlatego wojna z Wiet­

namem nie była sprzedawana jako antykomunistyczna krucjata. To raczej jej przeciwnicy bliscy byli monopolu na moralność w tej kwestii, co ostatecznie pozwoliło im pokonać prezydenta i doprowadzić do zakończenia konfliktu.

Innym przykładem interakcji między amerykańskim moralizmem i militar­

nym konfliktem była wojna w Zatoce Perskiej z 1991 roku. Prezydent Bush wzorem swych historycznych poprzedników zdefiniował wroga, Saddama Husajna, jako wcielenie absolutnego zła, nazywając go często drugim Hitlerem.

Taka strategia powinna zaowocować w efekcie żądaniem doprowadzenia do bezwarunkowej kapitulacji. Jednakże z różnych przyczyn, wśród których znalazły się zapewne zalecenia większości doradców, że upadek Iraku dokona się kosztem wzrostu znaczenia Syrii, Turcji i Iranu, Stany Zjednoczone zakończyły wojnę pozostawieniem Husajna przy władzy. Niepowodzenie w roz­

strzygnięciu tej kwestii stało się powodem znacznego rozczarowania Ameryka­

nów co do wyniku wojny. Bush popełnił ten sam błąd co Johnson, nie doceniając logiki amerykańskiego moralizmu. Cenę za to zapłacił Clinton w postaci braku poparcia dla moralizatorskich poczynań amerykańskich sił w Somalii i na Haiti.

Politycy reprezentujący opcję moralistyczną i zorganizowane ruchy społecz­

ne zachowali swoje znaczenie w ostatnich dekadach XX stulecia. Zarówno konserwatyści, jak i liberałowie, traktują swych przeciwników jak obrońców polityki niemoralności. Problemem wywołującym najwięcej emocji jest aborcja, definiowana przez lewicę jako prawo kobiet do kontroli nad własnym ciałem i osobistą przyszłością, przez prawicę zaś jako prawo nienarodzonej istoty - która musi być traktow ana jako człowiek - do życia. W wielu europejskich, katolickich krajach, aborcja jest dozwolona przez prawo, to zaś, że Kościół jest jej przeciwnikiem, nie zachęca wiernych do ekstremalnych działań w rodzaju tych, które podejmują ich religjni odpowiednicy w Stanach Zjednoczonych. Jak to odnotowuje ojciec Bruckberger, przyswoili sobie oni styl protestanckiego moralizmu.

Dominujące w Stanach Zjednoczonych wartości, o sektariańskiej prowe­

niencji, są też zapewne związane z tym, że „ekspansja filantropii... zaszła dalej...

w społeczeństwie amerykańskim, niż w jakiejkolwiek innej części świata” (Ross 1968: 76). Zgodnie z tym co podaje N athan Glazer (1986: 62), ’’finansowanie w Stanach Zjednoczonych dobroczynności z niepaństwowych źródeł jest więk­

sze niż m ożna by się było z tym spotkać w jakimkolwiek innym kraju” . Wyjątkowa aktywność filantropijna m a swoje korzenie historyczne w sprzeci­

wie wobec silnego, scentralizowanego państwa i hierarchii kościelnej. Po­

dróżujący w latach trzydziestych XIX w. po Stanach Zjednoczonych Anglik ujął to tak: „oddzielenie kościoła od państwa i jeszcze inne czynniki stworzyły nowy rodzaj organizacji społecznej, której historia nie znała przedtem” (Colton 1839: 87-88). Wiele potrzeb komunalnych, realizowanych w Europie przez kościół i państwo, przejęły w Ameryce dobrowolne stowarzyszenia. Państwo nie

(16)

zaangażowało się w sprawy komunalne, które w Europie znajdowały się pod opieką i w gestii zobowiązań monarchicznego i arystokratycznego noblesse oblige. Spowodowało to, że pewne instytucje były w Stanach Zjednoczonych słabsze. Najbardziej widać to w dziedzinie „kultury wyższej”. Opery, orkiestry i muzea nie cieszyły się wsparciem rządu, pozostając w efekcie w złej finansowej kondycji. Równocześnie jednak, rozmaitych prywatnych college ’ów i szpitali było w całym kraju dużo. Finansowała je najbardziej rozległa sieć dobrowol­

nych stowarzyszeń na świecie (Marts 1966).

Wielkie sumy przeznaczane na działalność filantropijną i czas poświęcany jej w rozmiarach, które gdzie indziej trudno sobie wyobrazić, również są konsek­

wencją związku pomiędzy dobrowolnością uczestnictwa religijnego a osiąg­

nięciami w sferze świeckiej. Akcent na dobrowolny udział w obu tych sferach, religijnej i świeckiej, jest sprzężeniem zwrotnym. Od ludzi oczekuje się prawości, ambicji i aby ciężko pracowali. Prawość miała być nagradzana tak obecnie, jak i po śmierci, a ludzie sukcesu zobowiązani są do należytego wypełniania swych zadań i do dzielenia się owocami swej pomyślności. Szczegółowe studium Merle Curti, poświęcone historii pomocy udzielanej przez Amerykę zagranicy, wska­

zuje, jaką rolę odgrywała „doktryna rządcy”, tzn. wiara, że „wszystkie posiadane przez nas dobra ziemskie, należą do Boga, ludzie zaś tylko nimi zarządzają i są zobowiązani do ofiarowania ich biednym, odczuwającym deprywację i będącym w potrzebie. Z wielu pamiętników, listów i innych dokumentów jasno wynika, że był to dominujący motyw amerykańskiej pomocy” (Curti 1963: 25).

Badacze historii filantropii w Stanach Zjednoczonych podkreślają, że czynnikiem poparcia dla prywatnej filantropii była również kultywowana przez Amerykanów „indywidualistyczna filozofia i podejrzliwy stosunek do kontroli rządu” (Ross 1968: 63; Odenthal 1987). Znaczenie tych wartości daje się zaobserwować w odrzuceniu przez amerykański Czerwony Krzyż, w styczniu 1931 roku, propozycji przejęcia przez władze federalne 25 milionów dolarów na pomoc dla ofiar suszy. Przewodniczący naczelnego komitetu Czerwonego Krzyża przekazał Kongresowi, że „wszystko o co się modlimy, to abyście zostawili nas w spokoju i pozwolili wykonywać swoją robotę” (Bremner 1988:

138). Pomimo rosnącego, od lat trzydziestych, udziału planowania i pomocy społecznej w poczynaniach rządu, wartości te nie zniknęły, nawet w środowis­

kach lewicowych. W 1971 roku Ogólnonarodowy Związek Płacących Podatki, grupa, w której zarządzie znajdowało się trzech głównych reprezentantów Nowej Lewicy, a mianowicie Noam Chomsky, M arc Raskin, kierujący centrum radykalnej myśli, tj. Instytutem Studiów Politycznych, i K arl Hess, poprzedni wydawca lewicowego czasopisma Ramparts, połączyli swe siły z wieloma konserwatywnymi intelektualistami. Związek opowiedział się za ostrymi cięcia­

mi rządowych wydatków n a pomoc społeczną. D o rozwiązania tych problemów grupa ta zaproponowała „system ulg podatkowych dla osób i instytucji

(17)

udzielających prywatnej pomocy”. Umożliwiałoby to odpisanie równowartości wydatkowanych sum od podatków, a nie tak jak do tej pory - od wielkości dochodu (Deitch 1971: 7). Fakt, że taka propozycja mogła zostać złożona w latach siedemdziesiątych, przez organizację, której liderami byli czołowi przedstawiciele amerykańskiej radykalnej lewicy, potwierdza żywotność czyn­

nika indywidualistycznego w Stanach Zjednoczonych, bliskiego anarchizmu.

Etyka protestancka łączy się z akcentowaniem indywidualizmu i osiągnięć, w stylu klasyczno-liberalnym, w jeden system wartości. Jest to najbardziej stymulujący syndrom rozwoju ekonomicznego i demokracji, ugruntowanej na oddolnej infrastrukturze podmiotów, niezależnych od siebie i od rządu. Czyn­

niki te - na co wskazywał Tocqueville - są konieczne dla uniknięcia auto- rytarianizmu, wzmacniają antyetatyzm i podważają potencjalne sympatie dla ruchów socjalistycznych. System ten koresponduje zarazem z akcentowaniem wagimerytokracji, równości szans i dystrybucją szacunku bez względu na status ludzi i pochodzenie społeczne.

W związku ze swymi rewolucyjnymi początkami i rolą osadnictwa Stany Zjednoczone weszły w erę kapitalizmu, industrializacji i demokracji, nie- obciążone tradycjami systemu arystokratycznego, który opiera swój byt na dystrybucji szacunku. Występowanie napięć pomiędzy tymi tradycyjnymi wartościami a zasadami stratyfikacji społeczeństw cywilizacji industrialnej sygnalizuje Robert M erton (1957: 167-169). Podkreślanie równości i osiągnięć oznacza, że Amerykanom bardziej zależy na realizacji powszechnie uznawanych celów - związanych w szczególności z sukcesem finansowym - niż na funkc­

jonowaniu w taki sposób, aby dostosować swe zachowania do pozycji społecz­

nej i statusu. W kraju, który wynosi sukces ponad wszystko inne, ludzie utwierdzają się w przekonaniu, że najważniejszą rzeczą jest zwycięstwo w grze bez względu na stosowane metody. W kulturze amerykańskiej zawarte są normy całkowicie konkurencyjnego społeczeństwa, które dotyczą każdego z osobna. Zwycięzca bierze wszystko. Oto cytat z M ertona.

„Tym, co z amerykańskiej kultury czyni stosunkowo odrębną jakość, jest fakt, że w »społeczeństwie, które przykłada wielką wagę do ekonomicznej pomyślności i społecznego awansu dla wszystkich jego członków«... oczekiwa­

nia te uznaje się za uprawnione wobec każdego, bez względu na to, z jakiego punktu zaczyna, lub kim jest teraz... Prowadzi to naturalnie do pomocniczego wątku, że niepowodzenie lub sukces zależą całkowicie od samych ludzi, tak jak i za niepowodzenia należy winić siebie samych, albowiem pojęcie self-made man, implikuje self-unmade man. W zależności od tego, jak dalece definicję tę przyswajają sobie ci, którzy nie wyrobili sobie marki, niepowodzenie może być traktowane jako podwójna klęska: jako oczywiste świadectwo pozostania w tyle w wyścigu o sukces i jako ukryta obawa, że nie m a się zdolności i moralnych kwalifikacji potrzebnych do osiągnięcia sukcesu... W tym to szczególnym kontekście kulturowym niebezpieczeństwo klęski staje się czynnikiem motywu­

(18)

jącym do taktyki omijania praw a i przyjętych zwyczajów, ponieważ obiecuje

»sukces«. M oralny m andat do osiągania sukcesu wywiera w ten sposób presję na jego osiąganie przez grę fair, jeśli to możliwe, lub nie fair, jeśli jest to konieczne” (M erton 1957: 167-169).

Odwrotnie jest w przypadku społeczeństw mających swe tradycyjne, arysto­

kratyczne i askryptywne źródła, w których większy nacisk kładzie się prze­

strzeganie właściwych zasad zachowań i dużą wagę przykłada się do po­

chodzenia. Wszystkie uprzywilejowane warstwy starają się ustanowić normy uzasadniające ich prawo do wysokiego statusu. Ogranicza ono, jeśli nie eliminuje, szanse zastąpienia ich przez „nowych ludzi”, awansujących, tych, którzy odnoszą sukces dzięki „innowacjom”, tzn. w wyniku ignorowania konwencji. D la podkreślenia wagi właściwych zachowań, manier i pochodzenia, nagradza się te cechy, które posiadają reprezentanci warstw uprzywilejowanych z racji urodzenia. To uwydatnianie przynależności klasowej przez uprzywilejo­

wanych wyzwala jednak tendencje do odzewu ze strony klas niższych, mobilizu­

je je do zorganizowanych działań.

Amerykańskie społeczeństwo i polityka uległy w miarę upływu czasu wielkim zmianom. Po wydarzeniach lat trzydziestych powstało społeczeństwo jakościo­

wo odmienne od poprzedniego. Wielki Kryzys przyczynił się do rozwoju planowania, polityki welfare state i uczynił z rządu głównego aktora - „w socjaldemokratycznych barwach”, według słów Hofstdatera. Nowy Ład nie miał socjalistycznego charakteru. Franklin Roosevelt w oczywisty sposób chciał umocnienia kapitalizmu. Jednakże Nowy Ład zwiększył rolę państwa w polityce amerykańskiej i wzmocnił publiczne poparcie dla związków zawodowych. Nowy ruch związkowy, który równolegle powstawał, w postaci CIO i AFL, miał orientację socjaldemokratyczną. Komuniści i socjaliści odegrali tu wszakże ważną rolę. CIO odznaczała się znacznie większą polityczną aktywnością niż starsze federacje związkowe i ułatwiała Demokratom lewicowy kierunek działań.

Kryzys doprowadził do swego rodzaju europeizacji polityki Stanów Zjed­

noczonych, również w zakresie poczynań związkowych. Poparcie dla partii politycznych zaczęło się różnicować według klas społecznych (Lubell 1965:

55-68). Konserwatyści, których liczebność wśród Republikanów zaczęła ros­

nąć, utrzymali swą orientację laissez-faire i niechęć do państwa, jednakże wielu z nich zaczęło się przyzwyczajać do bardziej aktywnej roli rządu. Uległo to wszakże stopniowemu odwróceniu po II wojnie światowej, w następstwie długotrwałego okresu prosperity.

Udziałem Stanów Zjednoczonych, tak jak innych części rozwiniętego świata stało się to, co niektórzy nazwali cudem ekonomicznym. Od 1945 roku zaczął się okres intensywnego rozwoju - bez załamań gospodarczych - wysokiej mobilności społecznej, zarówno do elit, jak i pomiędzy kategoriami zawodowy­

mi. Nastąpiła również ogromna ekspansja szkolnictwa wyższego - liczba idących na wyższe studia wzrosła z kilku milionów do jedenastu milionów lub

(19)

dwunastu. Stany Zjednoczone wyprzedzały pod względem rozwoju ekonomicz­

nego Europę i Japonię. Widać to było dość wyraźnie, jeśli chodzi o kreowanie nowych miejsc pracy, co utrzymało się do połowy lat dziewięćdziesiątych, mimo że tempo wzrostu słabło od 1975 roku.

Efektem tych korzystnych tendencji stało się wypolerowanie klasycznej liberalnej ideologii, tj. amerykańskiego konserwatyzmu. Osłabły napięcia klasowe wywołane Wielkim Kryzysem, co znalazło wyraz w mniejszej aktywności organizacji związkowych. W połowie lat pięćdziesiątych obejmowały one jedną trzecią zatrudnionych, w 1996 roku 15%. Osłabła też korelacja między przynależnością klasową a preferencjami wyborczymi. Już przed zajęciem Białego D om u przez Ronalda Reagana, w Stanach Zjednoczonych były niższe podatki, słabiej angażowano się w politykę welfare state, a własność państwowa miała mniejszy zasięg, w porównaniu z większością innych społeczeństw przemysłowych.

Szczególnie uderzające jest porównanie z K anadą, która nie miała tak liberalnych tradycji. Nasz sąsiad z północy reprezentuje podobny typ systemu gospodarczego, chociaż w o wiele mniejszej skali. Ruch związkowy obejmuje tam blisko dwie piąte pracujących, a socjalistyczna partia, Narodowa Partia Demokratyczna (NDP), mimo że słaba, sprawuje kontrolę nad Kolumbią Brytyjską i Saskatchewan. Parti Quebecois, która utworzyła rząd w Quebec, składała swego czasu aplikacje o przyjęcie do Międzynarodówki Socjalistycznej - zablokowaną przez NDP. Te różnice między dwoma krajami, postrzeganymi z zewnątrz jako bardzo podobne (zwłaszcza ze względu na anglofońską Kanadę), zaprzeczają jednolitości północnoamerykańskiego kontynentu.

Jak dalece można mówić o amerykańskiej wyjątkowości? Jest oczywiste, że Ameryka i reszta zachodniego świata uległy na przestrzeni dwóch ostatnich wieków wielkim zmianom. Dokonała się w nich industrializacja, urbanizacja i wzrósł poziom wykształcenia. Znaczenie pozostałości postfeudalnych, w wielu społeczeństwach europejskich, ogromnie zmalało, z wyjątkiem Anglii. Ze względu na strukturę społeczną uległy one amerykanizacji. Jednym z najbar­

dziej ewidentnych przykładów jest pojawienie się M argaret Thatcher i swego rodzaju oczyszczenie szeregów Partii Konserwatywnej. Thatcher reprezen­

towała nurt modernizacji, czyli amerykanizacji Anglii i Europy. Starała się wyeliminować postfeudalne instytucje i wartości, łącznie z polityką socjalistycz­

ną i merkantylizmem. Jej stosunek do arystokracji był niechętny, znacznie bardziej wolała przedsiębiorców, będących twórcami własnego sukcesu. Nie udało się jej jednak stworzenie w pełni kapitalistycznego społeczeństwa, bardziej podobnego do amerykańskiego, jako że nie była ona w stanie przekształcić partii konserwatywnej w partię klasycznych liberałów.

Mimo tych zmian wiele różnic pozostaje. K anada i Europa w dalszym ciągu zachowują odmienność od Stanów Zjednoczonych w związku z odrębnością narodowych tradycji, chociaż są teraz do nich podobne pod względem struktur gospodarczych. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych nie m a liczących się

(20)

ruchów socjalistycznych. N adal jest to kraj o najmniejszym zaangażowaniu państwa w sprawy publiczne, pomoc społeczną i problemy zatrudnienia (Rose 1985). Nic dziwnego, że wyniki międzynarodowych badań stale pokazują większą niechęć Amerykanów do aktywności rządu w gospodarce i programach opieki społecznej, w porównaniu z obywatelami K anady i krajów europejskich.

W świetle tych danych, obywatele Stanów Zjednoczonych charakteryzują się antyetatyzmem i są za modelem laissez-faire, co odpowiada ściśle klasycznej ideologii liberalizmu. Amerykanie, przeciwnie niż obywatele innych demokracji zachodnich, preferują indywidualizm również w zakresie warunków material- no-bytowych, tak samo jak są indywidualistami w biznesie. Wyniki World Values Surveys, realizowanych w 1980 i 1990 roku, wykazują, że Amerykanie proszeni o dokonanie wyboru między „równością dochodów” i „swobodą wyboru życia i rozwoju bez przeszkód”, częściej skłaniali się ku drugiej z tych opcji - w 1990 roku wybrało ją 71% w porównaniu z 59% Europejczyków (Inglehart 1990). Przejawem słabszego poparcia dla zasady ekonomicznej równości jest również bardziej pozytywny stosunek Amerykanów do prywatnej własności w gospodarce i do bogacenia się przeciwstawianego biedzie.

Ankietowani w surveyach Amerykanie, częściej niż Europejczycy, deklaru­

ją, że ich podatki są za wysokie, mimo że tak naprawdę, to właśnie w Europie płaci się większe podatki. Mieszkańcy krajów europejskich są bardziej skłonni zaakceptować pogląd, że bogatszych powinno się bardziej opodatkować.

Przeważająca większość-9 0 % Niemców, 86% Włochów i 76% A nglików -jest zdania, że progresywność podatków przyczynia się do większej równości dochodów. Amerykanów deklarujących identyczną opinię w tej kwestii jest znacznie mniej, bo tylko 58% (Keene i Ladd 1990: 133). Mimo, że w porów­

naniu z innymi rozwiniętymi krajami, rozpiętość dochodów jest w Ameryce znacznie większa, to stosunkowo mniejsza liczba obywateli USA (56%) zgadza się ze stwierdzeniem, że różnice te są zbyt duże, podczas gdy wśród Europej­

czyków liczba ta waha się od 66% do 86% (Smith 1990: 22).

Wyniki innych badań wskazują, że polityka zmniejszania nierówności dochodów spotyka się z poparciem mniej niż jednej trzeciej Amerykanów (28%), podczas gdy w krajach europejskich zakres poparcia zawiera się w przedziale od 42% w Austrii, do 82% we Włoszech (Smith 1990). Brytyjczycy ze wskaźnikiem 62% są pośrodku. W przypadku Amerykanów bardziej pozytywny stosunek do nierówności idzie w parze z akceptowaniem poglądu, że

„znaczne nierówności stanowią warunek ekonomicznej prosperity”. Prawie jedna trzecia uzasadnia ich konieczność w ten właśnie sposób, podczas gdy w siedmiu krajach europejskich (Anglia, Austria, Holandia, Niemcy, Szwaj­

caria, Węgry i Włochy) średnio 23% badanych wyraziło tę opinię (Smith 1987:

33). W przeglądzie wyników badań z ostatnich pięćdziesięciu lat stwierdzono:

„Od lat trzydziestych surveye pokazują, że jasno wyeksplikowana idea redys­

trybucji dochodów wywołuje bardzo ograniczony entuzjazm w społeczeństwie

(21)

amerykańskim. Ferwor redystrybucyjny był mało widoczny nawet w czasach kryzysu. Większość Amerykanów zadowolona jest z efektów dystrybucji dokonującej się za sprawą prywatnych firm” (Page i Shapiro 1992: 128).

Nie zaskakuje więc, że w porównaniu z Europą w Stanach Zjednoczonych, poczynania rządu słabiej ingerują w życie społeczne i gospodarkę. Różnice te m ają długą historię. Robert Kudrle i Theodore M arm or (1984: 83) dowiedli, że w większości krajów europejskich rozmaite formy świadczeń społecznych wpro­

wadzono ustawowo na długo przed ustawodawstwem amerykańskim. Ubezpiecze­

nia od wypadków przy pracy ustanowiono w Europie w końcu lat osiemdziesią­

tych XIX w., a w Stanach Zjednoczonych dopiero w następnym stuleciu, od lat trzydziestych. Emerytury i zasiłki dla bezrobotnych, które w Stanach istnieją od 1935 roku, obowiązywały już na kontynencie europejskim (odpowiednio każde z nich) od 1989 i 1905 roku, w ogóle zaś rozpowszechniły się w pierwszym dziesięcioleciu XX w. D o dziś zresztą w systemie amerykańskim nie funkcjonują 3 programy spośród wszystkich analizowanych przez Kudrle’a i M armora.

Różnice te stale znajdują odzwierciedlenie w opiniach badanych osób.

Prywatne firmy, bardziej rozpowszechnione w Stanach Zjednoczonych, są tam również oceniane bardziej przychylnie niż w Austrii, Anglii, Niemczech i we Włoszech (King 1973: 300). Amerykanie odnoszą się z większą niechęcią do ingerencji rządu w sprawy kontroli cen i płac, tworzenie nowych miejsc pracy i zmniejszanie jej wymiaru czasowego, jak również do regulowania przezeń spraw nieekonomicznych dotyczących np. zakazu palenia w miejscach publicz­

nych i obowiązku stosowania pasów bezpieczeństwa w samochodach (zob.

tabela 2).

Tabela 2. Postawy wobec różnych form aktywności rządu (w %) Odpowiedź „tak” na pytanie,

że „Rząd powinien”:

Anglia Austria Niemcy Stany Zjednoczone

Włochy

Kontrolować płace 32 58 28 23 72

Kontrolować ceny 60 87 56 38 90

Finansować projekty tworzenia

nowych miejsc pracy 88 72 71 69 91

Zmniejszać tygodniowy czas pracy,

aby zapobiec bezrobociu 49 36 51 27 63

Zapewnić pomoc społeczną dla

chorych 99 98 98 89 100

Zgadzam się i bardzo się zgadzam, że:

Zapinanie pasów bezpieczeństwa

powinno być nakazane przez prawo 80 81 82 49 81

Palenie w miejscach publicznych

powinno być zabronione przez prawo 51 58 49 46 89

Źródła: King (1973: 300) oraz Keene i Ladd (1990: 113-115).

(22)

Są oni również mniej skłonni, niż Europejczycy, przyznawać rację po­

glądowi, że rząd powinien zapewnić pracę każdemu, kto chce pracować, zapewnić przyzwoity standard życia bezrobotnym i zagwarantować minimum dochodów. Ilustracją różnic opinii w tych kwestiach, w zależności od poziomu dochodów badanych, są dane w tabeli 3.

Tabela 3. Opinie na temat obowiązków rządu ze względu na poziom dochodów (w %)

K ra j

9,Z d ecy d o w an ie się zg ad zam ” i „zg ad zam się” się, że rzą d pow inien (w % ):

Zapewnić każdemu pracę

Zapewnić przyzwoity Zagwarantować minimum poziom życia bezrobotnym dochodów

Wysokie Niskie Wysokie Niskie Wysokie Niskie

dochody dochody dochody dochody dochody dochody

Anglia 44 73 57 74 47 74

Holandia 60 82 57 68 39 58

Niemcy 77 84 61 72 45 66

Stany

Zjednoczone 32 61 23 52 12 33

Wiochy 70 93 55 76 53 80

Źródło: Keene i Ladd (1990: 118).

Dokonały się bez wątpienia bardzo istotne zmiany, a ich efekt pozostaje w opozycji do American Creed, do ideologii praw jednostki i odrzucenia interwencjonizmu państwowego. W latach trzydziestych wprowadzono bowiem planowanie połączone z polityką welfare State, czemu towarzyszyło rozbudzenie świadomości klasowej i aktywności związków zawodowych. W latach sześć­

dziesiątych rozwinęły się kampanie na rzecz mniejszości etnicznych, walka o równe praw a dla dyskryminowanych ras i dla kobiet. Spowodowało to przesunięcie akcentu na interesy grup, nie jednostek.

Jednak aprobata dla tego rodzaju zjawisk gwałtownie zmalała, czego świadectwem były posunięcia republikańskiego Kongresu, wybranego w 1994 roku i samego Billa Clintona w roku 1996. Amerykanie chcą ograniczania aktywności rządu w sferze gospodarki i w sprawach społecznych, która od lat trzydziestych cieszyła się znacznym poparciem. Wspomniałem już, że członko­

stwo w związkach zawodowych jest o wiele mniejsze, a przynależność klasowa znacznie słabiej wyznacza afiliacje ze związkami i partiami politycznymi.

Według stanu z połowy lat dziewięćdziesiątych, wpływ rządu na gospodarkę jest w Stanach Zjednoczonych słabszy niż w jakimkolwiek innym rozwi­

niętym społeczeństwie. Wprawdzie kraje europejskie też odwróciły się od etatyzmu, ale ich polityka pozostaje bardzo odległa wobec polityki amerykań­

Cytaty

Powiązane dokumenty

ności w zakresie rzetelności i trafności pytań odnoszących się do alkoholu. 2) Wzorce picia wśród kobiet w dziewięciu krajach europejskich: dane opisowe - Fakt,

przecinają się w jednym punkcie, to równoległościan opisany na tym czworościanie jest rombościanem (wszystkie jego ściany są rombami).. Skonstruuj trójkąt mając dane jego

Wolontariat jaki znamy w XXI wieku jest efektem kształtowania się pewnych idei.. mających swoje źródła już w

Ponad- to wydaje się, że dla autora sprawa odpowiedzialności jest kluczowa dla życia współczesnego człowieka.. Mieszczą się tu takie problemy, jak życie poważ- ne, oparte na

społeczność, pełna egoizmu i rozłamów. Świętość osób należących do Kościoła polega na miłości, na bezinteresownej służbie Bogu i braciom. Dopóki lud Boży

W drugim rozdziale papieskiej enuncjacji obok tytułów podrozdzia- łów: Nie dla gospodarki wykluczenia, Nie dla ubóstwienia pieniądza, Nie dla pieniądza, który rządzi

Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że przygotowanie portfolio wymaga ogromnego nakładu pracy, spróbujmy przyjrzeć się naszym co- dziennym działaniom.. Opis

Podczas takiego określania monotoniczności funkcji jeśli ludzik w pewnym przedziale wspina się ku górze to mówimy, że funkcja jest rosnąca.. przypadku, gdy schodzi na dół