• Nie Znaleziono Wyników

Dzisiaj ¿egnamy filozofa, Profesora Adama Synowieckiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzisiaj ¿egnamy filozofa, Profesora Adama Synowieckiego"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Jest w Heidelbergu wysoko nad miastem tarasowo biegn¹ca, wygodna droga, z której jak na d³oni widaæ rzekê Neckar, urzekaj¹ce piêknoœci¹ miasto po obu jej stronach i zamek góru- j¹cy nad miastem na przeciwleg³ym stoku doliny. Ta niezwyk³a, jedyna w œwiecie droga nazywa siê Philosophenweg, czyli Drog¹ Filozofów. Przechadzali siê ni¹ s³ynni filozofowie, zarówno pro- fesorzy Uniwersytetu w Heidelbergu, jednego z najstarszych uni- wersytetów œwiata, jak i inni myœliciele chêtnie odwiedzaj¹cy to miasto. Szukali tam samotnoœci, ¿eby w ciszy i spo-

koju zg³êbiaæ najwiêksze tajemnice œwiata, g³owiæ siê nad dylematami zgromadzonymi przez wieki, czy rozwi¹zywaæ najtrudniejsze problemy i zagadki.

Tematy do rozmyœlañ by³y czêsto tak skompliko- wane, ¿e nawet nie dociera³y do œwiadomoœci wspó³- czeœnie ¿yj¹cych ludzi, tak trudne, ¿e stanowi³y wy- zwanie jedynie dla najpotê¿niejszych umys³ów. Fi- lozofia zas³u¿enie nazywana jest królow¹ nauk, a mimo to jej adepci w ocenie osób postronnych s¹ uwa¿ani za maniaków, ludzi oderwanych od ziemi, bujaj¹cych w ob³okach, a nawet za odludków do- puszczaj¹cych do swoich przemyœleñ jedynie wy-

branych uczniów. Zwykle wyprzedzali swoj¹ epokê, a rezultaty ich odkryæ oraz owoce pracy ich umys³ów nie zawsze by³y zrozu- mia³e przez wspó³¿yj¹cych. Czasami musia³y min¹æ pokolenia, przejœæ wieki zanim pojawili siê nastêpcy zdolni nie tylko przej¹æ spuœciznê najwspanialszych umys³ów, ale j¹ poj¹æ, a nastêpnie spopularyzowaæ do tego stopnia, ¿eby ich idee sta³y siê zrozumia-

³e dla zwyk³ych ludzi, ¿eby zosta³y uznane za oczywiste.

Dzisiaj ¿egnamy filozofa, Profesora Adama Synowieckiego.

Odszed³ nagle i trudno pogodziæ siê z faktem, ¿e ten wehiku³ do wiecznoœci, który za chwilê powróci na ³ono Matki-Ziemi, kryje doczesne szcz¹tki Profesora. Nie by³ On ostatnio okazem zdro- wia, ale dolegliwoœci towarzysz¹ce Mu od lat nie stwarza³y bez- poœredniego zagro¿enia ¿ycia, raczej potwierdza³y ludow¹ m¹- droœæ, ¿e cierpienie uszlachetnia. Mimo to odszed³ i musimy siê pogodziæ z t¹ smutn¹ rzeczywistoœci¹. Zwykle w takiej chwili pró- bujemy syntetycznie odtworzyæ obraz ¿ycia i osi¹gniêæ odcho- dz¹cego na wieczn¹ s³u¿bê, próbujemy zachowaæ jego wizeru- nek. Profesor Synowiecki by³ nad wyraz nie tylko pracowity, ale i twórczy, tzn. skuteczny w trudzie i znoju naukowym. By³ filozo- fem, jak wielkim - oceni Go czas i nastêpcy po licznych i licz¹- cych siê rozprawach. Chocia¿ niew¹tpliwie po-siada³ wiele atry-

Droga Filozofa

Przemówienie rektora PG na pogrzebie Profesora Adama Synowieckiego w dniu 11 stycznia 2000 r.

butów typowego filozofa, nie we wszystkim pasowa³ do wizerun- ku tych, co przemierzali drogê nad Heidelbergiem. Mo¿e dlatego,

¿e wspó³czesne wymagania stawiane naukowcom nie pozwalaj¹ na spokojn¹, g³êbok¹ refleksjê i na niezak³ócan¹ kontemplacjê, ale zmuszaj¹ do poœpiechu tak zabójczego dla myœlicieli. Profe- sor Synowiecki mówi³ piêknym, zrozumia³ym jêzykiem. Za po-

œrednictwem Jego s³ów kierowanych bezpoœrednio do s³uchaczy, czy przelewanych na papier, sprawy zawi³e stawa³y siê proste, rzeczy niezrozumia³e okazywa³y siê przystêpne, trud- ne problemy znika³y, a Jego wiedza, znajomoœæ rze- czy i erudycja budzi³y podziw.

Ktoœ mo¿e powie, ¿e Profesor Synowiecki mar- nowa³ siê w uczelni technicznej, ¿e w œrodowisku bardziej humanistycznym mia³by lepsze warunki do rozwijania swoich idei, daleko wiêksze mo¿liwoœci ekspansji i oddzia³ywania na otoczenie, skuteczniej- sze bodŸce do dojrzewania koncepcji w procesach

œcierania siê pogl¹dów. W rzeczywistoœci, jak ma³o kto by³ potrzebny Politechnice. Trudno wyobraziæ sobie nasz¹ Uczelniê bez Profesora Synowieckiego, bez Jego osi¹gniêæ i wk³adu w rozwój Politechniki.

Nikt tak jak On nie humanizowa³ in¿ynierów, nikt tak jak On nie rozjaœnia³ trudnych problemów, nikt nie potrafi³ tak ³atwo dojrzeæ elementów przyjaznych ludziom w technologii, w technice i w najbardziej skomplikowanej maszynerii.

Profesor Synowiecki przed trudnym zadaniem postawi³ swo- ich nastêpców. Kto zajmie Jego miejsce? Miejsce nie tyle profe- sora filozofii na Politechnice, nie w formalnym kierowaniu kate- dr¹, ale miejsce przewodnika po trudnych œcie¿kach i drogach filozofii, miejsce czarodzieja uchylaj¹cego r¹bka zas³ony, za któ- r¹ znajduje siê czarowna przestrzeñ wype³niona prawd¹, bezkre- sna otch³añ mo¿liwoœci ludzkiego umys³u.

Profesorze, zostañ z nami! Proszê, wróæ tu chocia¿ duchem.

Tak bardzo przecie¿ ceni³eœ ducha, zdo³a³eœ nas przekonaæ do jego wy¿szoœci nad materi¹.

W imieniu studentów, pracowników i Senatu Politechniki Gdañ- skiej, a równie¿ w swoim w³asnym wyra¿am najg³êbsze wyrazy wspó³czucia ¿onie, synom i ca³ej rodzinie Profesora Synowiec- kiego. Ufam, ¿e czas uleczy ból, który dzisiaj wydaje siê nie do zniesienia.

Prof. Aleksander Ko³odziejczyk Rektor Politechniki Gdañskiej

¯egnamy cz³owieka wielkiego umys³u i wielkiego serca.

Cz³owieka, który emanowa³ kultur¹ ca³ym swym jestestwem:

kultur¹ swojego bycia i kultur¹ g³oszonego s³owa.

By³ cz³owiekiem, którym nasz Wydzia³ - Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii na Politechnice Gdañskiej - szczyci³ siê i by³ z niego dumny. Œrodowisko nasze pozbawione zosta³o mistrza w przy- stêpnym sposobie ujmowania trudnych problemów filozoficznych, a wiêc trudnych problemów ¿ycia.

By³ wzorem profesora uniwersytetu. Posiada³ bowiem nie tyl- ko du¿¹ wiedzê naukow¹, ale i kulturê osobist¹. Wiedzê i kulturê, którymi obdziela³ swoje otoczenie. Promowa³ humanistyczny sto- sunek do ¿ycia nie tylko swoimi wyk³adami i publikacjami, ale

równie¿ swoj¹ postaw¹. Cz³owiek g³êbokiej refleksji. Refleksja towarzyszy³a jego wyk³adom i jego wypowiedziom.

Przychodzi³o siê na wyk³ady Profesora, aby ujrzeæ w nowym

œwietle problemy filozoficzne. A by³y to wyk³ady przygotowane z wielk¹ starannoœci¹. Wyk³ady trafiaj¹ce do ka¿dego ze s³ucha- czy. Wyk³ady zapadaj¹ce g³êboko w umyœle. Wyk³ady przesi¹k- niête humanistyczn¹ refleksj¹.

My, pracownicy Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii, szczegól- nie boleœnie odczuwaæ bêdziemy pustkê, jak¹ pozostawi³ po so- bie wœród nas Profesor Synowiecki. £¹czymy siê w ¿alu i smutku z jego najbli¿sz¹ rodzin¹.

Prof. Jerzy Ossowski Prodziekan ds. Nauki Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii

Po¿egnanie profesora Adama Synowieckiego

(2)

(fot. T. Chmielowiec)

... By³ z nami od pocz¹tku...

Zespó³ Redakcyjny PISMA PG

Odejœcie Profesora Adama Synowieckiego jest dla wszystkich, którzy Go znali, strat¹ przeogromn¹. Dla nas, Jego kole¿a- nek i kolegów z Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii, Jego brak jest dotkliwy szczególnie. By³ z nami przez ponad 30 lat. Kawa³ cza- su, choæ min¹³ tak szybko. Mieliœmy szczêœcie, ¿e byliœmy blisko niego. Mogliœmy korzystaæ z Jego wiedzy i tylko trzeba ¿a³owaæ,

¿e nie robiliœmy tego dostatecznie czêsto. Bo Profesor by³ m¹- drym cz³owiekiem. To niby wydaje siê oczywiste – wszak ka¿dy profesor winien byæ m¹dry. Ale m¹droœæ Adama by³a szczególna.

Sk³ada³a siê na ni¹ nie tylko wielka wiedza, erudycja. On zastana- wia³ siê nad tym, co wiedzia³. By³ filozofem praktykuj¹cym. Re- fleksyjnoœæ - to by³a jego charakterystyczna cecha.

Tych jego m¹drych refleksji bêdzie nam brakowaæ bardzo. Bo wielu z nas, poganianych przez codziennoœæ, doraŸnoœæ, nie ma czasu na zastanawianie siê nad sprawami fundamentalnymi. Intu- icyjnie czujemy, ¿e trzeba czasem zatrzymaæ siê, pomyœleæ, ale terminy, zajêcia, pieni¹dze... A Adam ¿y³ innym rytmem. I wy- starczy³o z Nim chwilê porozmawiaæ i cz³owiek przypomina³ so- bie o czymœ, co gubi³, traci³. Adam nie poucza³, nie gani³. On zastanawia³ siê g³oœno nad rzeczywistoœci¹, œwiatem, nad nami.

By³ cz³owiekiem wielkiej kultury. T¹ kultur¹ czarowa³ swoich s³uchaczy. Studentów na wyk³adach, doktorantów na seminariach, kole¿anki i kolegów na konferencjach i nieformalnych spotka- niach. Wyk³adowca, jakiego pamiêta siê do koñca ¿ycia. Bo on szanowa³ ka¿dego swojego s³uchacza. Traktowa³ go powa¿nie, uwa¿a³ za partnera. I st¹d uwa¿a³ za swój obowi¹zek staranne przygotowanie ka¿dego wyk³adu, wyst¹pienia, referatu. Modne dziœ s³owo „prezentacja” zupe³nie do Niego nie pasowa³o. On na- prawdê wyk³ada³. Operowa³ s³owem, nie obrazkiem, foli¹. S³o-

Odejœcie profesora Adama Synowieckiego

wem, które przyci¹ga³o nawet tych, dla których filozofia wyda- wa³a siê czymœ zupe³nie ksiê¿ycowym.

Jak On mówi³! Wszyscyœmy mu zazdroœcili. Piêkna polszczy- zna pora¿a³a w czasach, gdy jêzyk zachwaszczaj¹ wulgaryzmy, neologizmy, zapo¿yczenia z obcych jêzyków. A przy tym mówi³ prosto, klarownie. Nawet wtedy, a mo¿e przede wszystkim wtedy, gdy rzecz dotyczy³a spraw trudnych, zagmatwanych. Za to Go podziwialiœmy, ceniliœmy, lubiliœmy.

Dla mnie by³ wzorem profesora uniwersytetu. Tak w³aœnie wyobra¿a³em sobie tê postaæ jako m³ody cz³owiek. Potem, obra- caj¹c siê przez lata w œrodowisku akademickim, dostrzega³em, jak ¿ycie rozmija siê z moimi wyobra¿eniami. Bo ludzi takich jak Adam naprawdê nie ma wielu. Ale bez nich trudno sobie wyobra- ziæ prawdziwy uniwersytet. Tak naprawdê, oni s¹ uniwersytetem.

M¹dry cz³owiek, wzór profesora, Mistrz. Teraz, gdy Go nie ma, zdajemy sobie z tego sprawê. Czy zd¹¿yliœmy Mu to powie- dzieæ?

Ju¿ na zawsze pozostanê d³u¿nikiem Adama. To On tonowa³ nastroje dyskutantów podczas zebrañ rady wydzia³u, spotkañ kie- rowników katedr. Kiedy emocje bra³y górê nad argumentami me- rytorycznymi, wystarcza³o popatrzeæ na Niego. Przypomina³em sobie, ¿e nie têdy droga. Jego obecnoœæ na Wydziale by³a dla mnie, jako dziekana, nieoceniona. Choæ sam przyznawa³, ¿e jest cz³o- wiekiem niepraktycznym, ¿e nie lubi podejmowania decyzji. Na- wet nic nie mówi¹c, podpowiada³ mi, co nale¿y robiæ, a czego robiæ nie wypada.

Piotr Dominiak Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii

(3)

BIELSZY ODCIEÑ BIELI,

CZYLI ROZWA¯ANIA O WALORACH ESTETYCZNYCH ZIMY

Nie zd¹¿y³em nasyciæ wzroku wspania³ym wystrojem jesien nego lasu, prezentuj¹cego orgiê przeró¿nych barw, kiedy Natura, ten niewidzialny artysta malarz, postanowi³a zmieniæ dotychczasow¹ sceneriê. Widocznie znudzi³y j¹ czerwienie, ¿ó³- cienie oraz br¹zy i zapragnê³a czegoœ spokojniejszego, bardziej stonowanego. Z³apa³a pêdzel... i wkrótce krajobraz Lasów Oliw- skich nasyci³ siê wspania³¹ biel¹ puszystego œniegu, który “uwiê- zi³” przy okazji natrêtny, bezduszny ha³as komunikacyjny mia- sta. Nagle, w tej leœnej enklawie zimowego nastroju zagoœci³a cisza: g³ucha, wszechobecna, przerywana jedynie moim przy- spieszonym oddechem i biciem serca (brniêcie przez zaœnie¿o- ny las wymaga jednak pewnego wysi³ku).

Odt¹d, na okres kilku miesiêcy zapanowa³a pozorna mono- tonia oraz “dyktatura bieli”. Jednak opad³y œnieg, bêd¹cy nieco rzadsz¹ form¹ wystêpowania pospolitej, ¿yciodajnej wody (uto¿- samianej zwykle z ciecz¹), nie zawsze jest czysto bia³y, bowiem jego wierzchnia warstwa tworzy swoiste “lustro”, w którym przegl¹da siê zimowe niebo. Gdy panuje du¿e zachmurzenie, a na niebosk³onie dominuje kolor szarobury, œnie¿na pow³oka przyjmuje przeró¿ne odcienie szaroœci. Natomiast przy odkry- tym niebie, rozœwietlonym promieniami s³oñca, jest zdecydo- wanie niebieska. W okresie znacznych spadków temperatury takie zimowe bezchmurne niebo jest niepowtarzalne, i na pró¿- no o innych porach roku szukaæ jego mocnego b³êkitu. Ciemna biel œnie¿nego puchu pojawia siê w miejscach, gdzie pada cieñ drzew: sosen i œwierków, prezentuj¹cych o tej porze roku gêst¹,

ciemn¹ “czuprynê” igie³, czym ró¿ni¹ siê od “wy³ysia³ych” bu- ków, grabów i dêbów. Obserwuj¹c bacznie zimowy krajobraz, mo¿na tak¿e doszukaæ siê w œniegu odcienia ¿ó³tego, a nawet ró¿owego czy fioletowego; jest to nastêpstwo pojawiania siê na niebie barwnych ob³oków, towarzysz¹cych zachodz¹cemu lub wschodz¹cemu s³oñcu.

Na prawie jednolitej warstwie œwie¿o opad³ego œniegu - po- nowie, która gdzieniegdzie odwzorowuje jedynie co znaczniej- sze nierównoœci pod³o¿a, pojawiaj¹ siê tropy leœnych zwierz¹t:

saren, dzików, zajêcy i leœnych myszy. Inne gatunki ssaczej fau- ny, m.in. borsuk, zapad³y w zimowy sen, pozwalaj¹cy im prze- trwaæ ten trudny do egzystencji czas. Lubiana przez wszystkich wiewiórka wiêkszoœæ zimy przesypia, lecz w trakcie ocieplenia budzi siê i penetruje swoje otoczenie, poszukuj¹c zgromadzo- nych jesieni¹ zapasów po¿ywienia. Tropom mieszkañców lasu towarzysz¹ niekiedy œlady wa³êsaj¹cych siê psów, odkrywaj¹- cych w sobie myœliwsk¹ ¿y³kê. Instynkt ka¿e im goniæ zwierzy- nê; kiedy nie potrafi¹ dopaœæ ofiary, czasami s³ychaæ ich roz- paczliwe szczekanie. Najczêœciej œcigana zwierzyna uchodzi swoim przeœladowcom, ale niekiedy na bia³ym tle œniegu poja- wia siê krew. Natura wybra³a tym razem ze swojej zimowej malarskiej palety nowy kolor - czerwieñ, która przeraŸliwie kontrastuje z neutralnym t³em otoczenia; jest te¿ dowodem nie- dawnej tragedii - niepotrzebnej œmierci mieszkañca lasu.

Po doœæ krótkim okresie panowania mrozów przychodzi chwilowe ocieplenie, wskutek czego puszysta warstwa œniegu

(4)

stopniowo zmienia swoj¹ strukturê - staje siê bardziej zbita i czêsto pokrywa siê kaszkowatym lodem. Padaj¹ce promienie s³oñca ulegaj¹ za³amaniu w tych mikroskopijnych kryszta³kach, tworz¹c szereg malutkich têcz. Znaczniejsze podniesienie tem- peratury i ponowne och³odzenie powoduj¹ powstawanie sopli lodu, zwisaj¹cych z ga³êzi drzew i przydaj¹cych otoczeniu no- wych walorów estetycznych. Jednak najpiêkniejszy lodowy

œwiat napotkamy w obrêbie lokalnych strumieni, np. Potoku Oliwskiego w Dolinie Radoœci. W pobli¿u wielu minikaskad, z rozbryzgów kropel wody tworz¹ siê ró¿nokszta³tne lodowe na- wisy. Miejscami, tam gdzie nurt zosta³ spowolniony, pojawia siê mniej lub bardziej przezroczysta lodowa pow³oka, pod któ- r¹ widaæ p³yn¹c¹ wodê i wêdruj¹ce pêcherze powietrza. Trud- no uwierzyæ, ¿e w zakolach potoku, w mulistym dnie zimuj¹

¿aby trawne; ju¿ w marcu wyrusz¹ one na swoje doroczne gody.

Chwilowe ocieplenie uaktywnia nadrzewnego grzyba (ksylo- bionta) - zimówkê aksamitnotrzonow¹ (Flammulina velutipes), który tworzy wówczas jadalne owocniki, zwykle wyrastaj¹ce w koloniach. Wymieniony gatunek jest wyj¹tkiem w obrêbie ro- dzaju, bowiem tylko on owocnikuje zim¹; dlatego niektórzy mikolodzy postuluj¹ o zmianê polskiej nazwy rodzaju (flamma - to po ³acinie p³omieñ, st¹d propozycja nowej nazwy rodzajo- wej grzyba: p³omiennica).

Z czasem, gdy œnieg przestaje byæ miêkki, puszysty, na jego powierzchni zatrzymuj¹ siê opad³e suche liœcie, igliwie, ga³¹z- ki, nieliczne przedwczeœnie wypad³e z szyszek uskrzydlone nasiona oraz plechy porostów-epifitów: pustu³ki pêcherzyko- watej, tarczownicy bruzdkowanej, m¹kli tarniowej i p³ucnika modrego, egzystuj¹cych w koronach drzew. Wówczas œnie¿ne t³o przeistacza siê w kolorow¹ uk³adankê; przy intensywnej operacji s³onecznej otrzymuje tak¿e pewn¹ wg³êbn¹ fakturê, jako ¿e le¿¹ce na œniegu fragmenty drzew oraz plechy poro- stów absorbuj¹ wiêcej ciep³a i w ich s¹siedztwie œnieg ³atwiej taje. Szereg zauwa¿alnych py³ów w kolorze czarnym - to sadza pochodz¹ca z kominów kot³owni, po³o¿onych m.in. na obsza- rze trójmiejskiej aglomeracji. Dopiero zim¹, obserwuj¹c zabru- dzony œnieg, zdajemy sobie sprawê z tego, jak intensywnie za- nieczyszczane jest miasto i pobliskie naturalne œrodowisko, zw³aszcza w sezonie grzewczym. Py³y, m.in. pochodzenia pu- stynnego z Sahary, niesione silnymi pr¹dami powietrza docie- raj¹ niekiedy do Europy i potrafi¹ przebarwiæ œnieg na ¿ó³to;

takie zjawiska odnotowano m.in. w po³udniowej Francji. Sele- dynowej barwy nadaj¹ warstwie œniegu ¿yj¹ce w nim glony - zielenice (niektóre zielenice s¹ barwy... czerwonej). Naj³atwiej mo¿na zauwa¿yæ te organizmy na pniach drzew i przydro¿nych, wolnych od œniegu kamieniach, gdzie tworz¹ oryginalne struk- tury, zwykle w kolorze soczysto zielonym; doœæ odporny na zanieczyszczenia powietrza pierwotek (Desmococcus viridis), najpospolitszy glon, nabiera intensywnej barwy ka¿dorazowo w trakcie odwil¿y. Ta sama uwaga dotyczy zimotrwa³ych poro- stów.

Jak widaæ, mówienie o œniegu, ¿e jest bia³y - to du¿e uprosz- czenie. Odkrywanie zaœ jego subtelnych barw oraz odcieni wy- maga jednak pewnej wprawy i... wyobraŸni. Szary, niebieski, zielony, ¿ó³tawy.... Czy jest jakiœ kolor, którego nie doszukamy siê na powierzchni œniegu? Ogl¹da³em kiedyœ makrofoto- gra- fie p³atków œniegu i zachwyci³em siê mnogoœci¹ ich kszta³tów.

Niesamowite, ¿e struktura materii, zawieraj¹ca jedynie dwa ato- my wodoru i jeden tlenu, potrafi utworzyæ tak ogromne bogac- two kryszta³ów - to prawdziwa koronkowa robota Natury. Wie- le razy w trakcie opadów œniegu ³apa³em takie cuda, lecz ciep³o mojej d³oni wp³ywa³o destrukcyjnie na “obiekty” zachwytu -

delikatne p³atki przeistacza³y siê po chwili w zwyk³e krople wody. Jak wiele wiosennego ciep³a potrzeba do stopienia tego- rocznego œniegu, skoro ciep³em d³oni mo¿na zamieniæ w bez- cenn¹ wodê (ciecz) zaledwie kilka jego gramów; gromadz¹c siê w glebie, owa woda roztopowa niebawem przyczyni siê do

“wybuchu” nowego ¿ycia, czego jednym z nastêpstw bêdzie zapanowanie wszechogarniaj¹cej zieleni.

O zimie mówi siê jako o okresie uœpienia przyrody i braku

¿yciowej aktywnoœci. Niektórzy nazywaj¹ j¹ “bia³¹ œmierci¹”.

Ochryp³e krakanie przyby³ych ze wschodu gawronów, wspo- mniane wczeœniej tropy zwierzyny, wyros³e owocniki zimówki wskazuj¹, ¿e zim¹ ¿ycie zupe³nie nie zamiera. Innym przyk³a- dem aktywnych zim¹ organizmów s¹ pewne owady - poœnie¿ki.

W Europie Œrodkowej napotkamy poœnie¿ka zielonego (Boreus westwoodi) i burego, czyli zimowego (B. hyemalis). Poœnie¿ki posiadaj¹ szcz¹tkowe skrzyd³a lub zupe³nie je utraci³y. Od¿y- wiaj¹ siê mchem lub poluj¹ na prymitywne owady - skoczogon- ki. Potrafi¹ gromadziæ siê na powierzchni œniegu w licznych koloniach. Nikt nie wie, dlaczego “polubi³y” zimê - to kolejna tajemnica przyrody.

W koñcu lutego i na pocz¹tku marca, kiedy przychodzi pierw- sze d³ugotrwa³e ocieplenie, a kruki obwieszczaj¹ swoim kraka- niem (a mo¿e krukaniem?), ¿e przyst¹pi³y do godów, wœród top- niej¹cego œniegu pojawiaj¹ siê przepiêkne szkar³atne owocniki czarki (Sarcoscypha coccinea), zapowiadaj¹c rych³¹ wiosnê. Ze snu zimowego budz¹ siê lenie marcowe (Bibio marci), gatunek muchówki. Ale to tematy na inne rozwa¿ania o piêknie i bogac- twie przyrody. I jeszcze jedna refleksja: podziwiaj¹c uroki zimy, chwal¹c zimê za jej wyj¹tkow¹ oryginalnoœæ, uchodzê w oczach moich zmotoryzowanych kolegów za szaleñca. Utar³o siê po- wiedzenie, ¿e “ka¿dy szaleniec szczêœliwy jest w œwiecie swo- jego szaleñstwa”- wiêc dlaczego nie mogê poczuæ siê szczêœli- wy i ciut poszaleæ?

Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny (Zdjêcia autora) PS. Trochê to dziwne, ¿e w okresie panowania zimna sk³adamy sobie wiele wyj¹tkowo ciep³ych ¿yczeñ z okazji œwi¹t i Nowego Roku. To zbieg oko- licznoœci, czy te¿ podœwiadoma chêæ zrekompensowania w sferze psychi- ki braku wspomnianego ciep³a?

Œnieg w mieœcie mo¿e byæ koszmarem, gdy¿ brniêcie w brudnej œniego- wo-solnej brei nie nale¿y do ³atwych czynnoœci. Po prze³omie ustrojowym w 1989 r. nareszcie nabycie papieru toaletowego przesta³o byæ problemem.

Czy, aby miasto by³o w porê uprz¹tniête ze œniegu, potrzebny jest kolejny prze³om? Sk¹d ta nieudolnoœæ s³u¿b komunalnych? Przecie¿ nie brakuje r¹k do pracy i mamy wielu tzw. bezrobotnych, bior¹cych zasi³ek - mog¹ pomóc w zimowych porz¹dkach!

(5)

Wielki Tydzieñ posiada szczególn¹ obyczajo woœæ. £¹czy on w sobie zarówno liturgiê i ob- rzêdowoœæ koœcieln¹, jak i ludow¹ tradycjê narodo- w¹ i pewne relikty pras³owiañskich wierzeñ.

Dni poprzedzaj¹ce Zmartwychwstanie Jezusa ce- chuj¹ siê niezwyk³¹ powag¹, skupieniem, a nawet pewnego rodzaju ¿a³ob¹ i pobo¿noœci¹ w rozpozna- waniu mêki Pañskiej. Równoczeœnie jednak w ów nastrój powagi i skupienia wplataj¹ siê jakby nie- chc¹cy l¿ejsze akcenty, niby rozrywki, a nawet pew-

nej swawoli. Okazuje siê, ¿e nie potrafimy byæ tak ca³kowicie w te dni powa¿ni i smutni, pe³ni ¿a³oby i postu. Ju¿ Niedziela Palmowa rozpoczynaj¹ca Wielki Tydzieñ, zwana tak¿e Niedzie- l¹ Wierzbow¹ lub Kwietn¹, niesie w sobie zal¹¿ki radoœci ze zbli¿aj¹cej siê wiosny. Zwiastuj¹ j¹ barwne procesje w koœcio-

³ach i ga³¹zki wierzbowe przybrane kolorowo, przynoszone przez wiernych do poœwiêcenia. Przyniesione nastêpnie do domu, umieszczone zostaj¹ za œwiêtymi obrazami, aby w ci¹gu roku mog³y pos³u¿yæ do odpêdzania burzy i chmur gradowych, zaœ krzy¿yki, zrobione z poœwiêconych witek wierzbowych, zatkniête w rolê, mog³y chroniæ gospodarstwo przed nieuro- dzajem i wszelkimi klêskami. Urwan¹ z ga³¹zki palmowej ba- ziê, lub tzw. niekiedy “bagni¹tko”, nale¿a³o wed³ug wierzeñ ludowych po³kn¹æ, aby zapewniæ sobie zdrowe gard³o przez ca³y rok. W Niedzielê Palmow¹ panowa³, a

mo¿e jeszcze panuje, zwyczaj smagania zna- jomych wierzbowymi ga³¹zkami; chêtnie ro- bi³y to p³oche dziewczêta, wo³aj¹c przy tym:

“Wierzba bije, ja nie bijê. Za tydzieñ Wielki Dzieñ, za szeœæ nocy Wielka Noc”. W tê nie- dzielê czêsto te¿ na wsiach mo¿na by³o spo- tkaæ ró¿nych przebierañców, którzy œpiewaj¹c, opowiadali ludziom o wjeŸdzie Jezusa do Je- ruzalem, o ca³ej mêce Pañskiej i przypominali o zbli¿aj¹cym siê Wielkim Tygodniu. Tak¿e ró¿ne klasztory i szkó³ki parafialne wystawia-

³y widowiska pasyjne, przysparzaj¹c widzom wiele wzruszeñ, trochê nauki, a niekiedy na- wet odrobinê œmiechu.

Tu mo¿na by przywo³aæ z mroków historii takie w³aœnie pa- syjne widowisko renesansowe, a mianowicie “Historyê o chwa- lebnym Zmartwychwstaniu Pañskim”. W naszych czasach, dziê- ki Leonowi Schillerowi, a póŸniej Kazimierzowi Dejmkowi, mogliœmy zobaczyæ je na nowo po latach.

Pocz¹tek Wielkiego Tygodnia przeznaczano zwykle na ro- bienie wielkich domowych porz¹dków, a swawolni ch³opcy urz¹- dzali w Wielk¹ Œrodê tzw. “judaszki”. Sporz¹dzali oni, miano- wicie, w tym celu ga³ganowo-s³omian¹ kuk³ê, zwan¹ Judaszem, obwieszali j¹ trzydziestoma srebrnikami (szkie³kami), a nastêp- nie szarpali, bili kijami, zrzucali z

koœcielnej wie¿y i topili w rzece.

Widzimy w tym obyczaju odbicie dawnych pogañskich wierzeñ - zwyciêstwa wiosny nad zim¹, przez topienie bogini œmierci i zimy - Marzanny, w wezbranych nurtach rzeki.

Tradycja Wielkiego Tygodnia

(Wielki Tydzieñ w tradycji)

W Wielki Czwartek, zwany te¿ czêsto Ciernio- wym, milk³y wszystkie dzwony. Zast¹pi³a je drew- niana ko³atka i w koœcio³ach rozpoczyna siê Tridu- um Paschalne. Wszêdzie panuje fiolet, modlitwa i powaga. A jednak, o zmroku tego dnia, dziewczêta cichaczem bieg³y do k¹pieli w rzeczkach i strumy- kach, choæ woda by³a jeszcze lodowata, wierz¹c,

¿e bêd¹ przez ca³y rok czerwone na obliczu jak krew, i bia³e i g³adkie jak œmietana, a zdrowe, pach- n¹ce i ponêtne jak orzech i jab³ko. W religii chrze-

œcijañskiej, w Wielki Czwartek w³aœnie, do dnia dzisiejszego, zachowa³ siê pradawny zwyczaj, siêgaj¹cy Wieczernika, umy- wania nóg dwunastu starcom, a nastêpnie wieczerzowanie z nimi.

Zwyczaj ten w Polsce by³ przestrzegany zawsze bardzo pilnie.

Przestrzegali go kiedyœ królowie, biskupi i magnaci, obdaro- wuj¹c przy okazji du¿ymi datkami biednych starców. Z przeka- zów historycznych dowiadujemy siê, na przyk³ad, ¿e przed kró- lem Stanis³awem Augustem stanê³o kiedyœ w Wielki Czwartek dwunastu starców, którzy mieli razem ponad 1300 lat, a ka¿dy z nich - ponad 100, zaœ jeden starzec liczy³ lat a¿ 125. Król sam osobiœcie nie dokonywa³ tego obrzêdu, lecz spe³nia³ go w jego imieniu ksi¹dz Naruszewicz, pe³ni¹cy wówczas na dworze kró- lewskim funkcjê ja³mu¿nika. Ka¿dy ze starców otrzyma³ od króla w podarku pe³ny strój, srebrny dukat, ³y¿kê, nó¿ i widelec. Przy wieczerzy natomiast, król wraz z innymi pa- nami us³ugiwali starcom osobiœcie.

Wielki Pi¹tek by³ najsmutniejszym dniem ca³ego Tygodnia. Jeszcze na pocz¹tku ubieg³e- go wieku mo¿na by³o dnia tego spotkaæ koro- wody biczowników biczuj¹cych siê rzemien- nymi lub drucianymi dyscyplinami, b¹dŸ to dla wiêkszej pobo¿noœci, b¹dŸ w celu odprawie- nia pokuty za grzechy. Kulminacyjnym nato- miast punktem obrzêdów Wielkiego Pi¹tku by³y i s¹ nadal tzw. “Groby”, które wszyscy t³umnie odwiedzaj¹ ca³ymi rodzinami, sk³ada- j¹c równoczeœnie datki pieniê¿ne na tace kwe- starek i kwestarzy. Konstruowanie i przyozda- bianie grobów, to sztuka sama w sobie, pe³na fantazji artystycz- nej, bogatej plastyki, a czasami nieprawdopodobnych pomy- s³ów. W dekoracjach zjawiaj¹ siê czêsto postacie z Pisma Œwiê- tego Starego i Nowego Testamentu, a tak¿e postacie z dawnej i najnowszej historii naszego kraju. Wszystko to rozœwietlaj¹

œwiece i œwiat³a lamp ukrytych w przepysznych i pachn¹cych kwietnych ogrodach ku czci spoczywaj¹cego w grobie Chry- stusa. Podobno jeden z siedemnastowiecznych grobów warszaw- skich sk³ada³ siê z samych szyszaków, szabel, tarcz rycerskich i wszelakiej broni. Z czasów nam bli¿szych, warszawiacy maj¹ zapewne w pamiêci grób Chrystusa z koœcio³a œw. Anny, z 1942 roku, zaprojektowany przez Sta- nis³awa Miedzê-Tomaszewskie- go, przedstawiaj¹cy ponury ob- raz, z³o¿ony ze zwêglonych be- lek, zwojów drutu kolczastego z czarnym surowym krzy¿em po-

œrodku i z wychudzonym, jakby wykradzionym z obozu zag³ady,

(6)

trupem Zbawiciela. By³ to widok przejmuj¹cy i zarazem prze- ra¿aj¹cy. Ale to takie wtedy prze¿ywaliœmy czasy.

W tym miejscu w³aœnie, chcia³abym przytoczyæ kilka zwro- tek okupacyjnej poezji Lechonia, który tak napisa³ o naszych wojennych polskich “Grobach”:

“Kobieta, której nie staæ na kir i ¿a³oby, lecz z której twarzy czytasz ca³¹ mêkê Pañsk¹, jak senna w Wielki Pi¹tek idzie Œwiêtojañsk¹ i dziecko wynêdznia³e prowadzi na groby.

I nagle zobaczy³a: zamiast kwiatów - ska³a, I nie pachn¹ hiacynty, nie widzi przybrania, i wtedy ta kobieta kamienna zadr¿a³a,

¿e mo¿e po tej œmierci nie byæ zmartwychwstania.

Lecz oto dŸwiêk przecudny sp³yn¹³ w ciszê g³uch¹ i z chóru lekko zst¹pi³ anio³ urodziwy

i tej trupiej kobiecie powiedzia³ na ucho:

“Im cud bardziej trudny, tym bardziej prawdziwy”.

Nieco skromniejsze groby spotyka siê na wsiach, choæ i tam parafianie staraj¹ siê wielce o piêkny, a nawet bogaty ich wy- strój. Przewa¿aj¹ tam zielone ³¹czki zbo¿a, rze¿uchy, bukszpa- nu, ale nie brak tak¿e wiosennych kwiatów od zaprzyjaŸnio- nych ogrodników. Grobu strzeg¹ warty z³o¿one z co znaczniej- szych obywateli, harcerzy i m³odzie¿y szkolnej. Zaœ u stóp gro- bu, od wczesnego rana siedz¹ modlitewne staruszki, zatopione w modlitwie, z rêkami omotanymi paciorkami ró¿añca, i œpie- waj¹ cichutko, dr¿¹cymi z wieku g³osami, gorzkie ¿ale. Jed- nak¿e w Wielki Pi¹tek odnaleŸæ mo¿na chwile pogodniejsze, a nawet wrêcz weso³e. To zapracowane gospodynie lubi¹ pogo- niæ wierzbow¹ ró¿d¿k¹ swoich mê¿ów, a i dzieciom nie szczê- dz¹ porcji zwyczajowego, przedœwi¹tecznego lania. Tego dnia znêcano siê tak¿e nad postnym œledziem, wieszaj¹c go na ga³ê- ziach przydro¿nych drzew, oraz nad postnym ¿urem, rozbijaj¹c garnki, w których siê kisi³. Owe wielkopi¹tkowe figle i praktyki przeci¹ga³y siê czêsto do Wielkiej Soboty. A w Wielk¹ Sobotê zaczyna prawie wszêdzie pachnieæ ró¿nymi œwi¹tecznymi przy- smakami.

Gotowano, wypiekano, malowano jajka, szykowano koszycz- ki do œwiêcenia pokarmów. “Œwiêcone” - to bardzo piêkna, sta- ra tradycja. Ca³e œwiêcone jad³o godne jest wielkiego szacun- ku. I chleb, i ciasto, wêdlina, sól i jajka, którymi domownicy bêd¹ siê dzieliæ w Wielk¹ Niedzielê, ¿ycz¹c sobie wzajemnie wszelkiej pomyœlnoœci. A jeszcze rankiem, przed œwiêceniem pokarmów, œwiêci siê w koœcio³ach wodê w chrzcielnicy oraz ogieñ, który jest wiernym przyjacielem cz³owieka, a bez które- go zmarnia³oby ¿ycie na ziemi. W Wielk¹ Sobotê nale¿a³o na nowo rozpaliæ ogieñ nowym, poœwiêconym p³omieniem, przy- niesionym pieczo³owicie do domu. Wszystko jest ju¿ przygo- towane na jutrzejsz¹ Niedzielê. Ogieñ i woda, ukwiecone domy i smakowite jad³o, a tak¿e serca ludzkie czyste, obmyte ¿alem i czekaj¹ce na zmartwychwstanie Pañskie, na niedzielny œwit.

Rozdzwoni³y siê triumfalnie dzwony, wzywaj¹c wiernych na Rezurekcjê, która jest tak wa¿nym nabo¿eñstwem Wielkanoc- nej Niedzieli. Rezurekcja jest œciœle zwi¹zana z Polsk¹ w³aœnie, gdy¿ polska liturgia wprowadza do koœcio³a ten wspania³y ak- cent triumfalny - Te Deum Laudamus ca³ego narodu. Wielka Noc, Œwiêta Noc, bo nasta³ nam weso³y dzieñ, którego ka¿dy z nas ¿¹da³, Alleluja, Alleluja. Nasta³a wielka œwi¹teczna cisza i

spokój Niedzieli Zmartwychwstania Pañskiego. Wed³ug starej tradycji chrzeœcijañskiej, ludzie w niektórych okolicach witaj¹ siê w Wielk¹ Niedzielê: “Chrystus zmartwychwsta³” i odpo- wiadaj¹ sobie “Prawdziwie zmartwychwsta³”.

Po niedzieli œwi¹tecznej nadchodzi Poniedzia³ek Wielkanoc- ny, zwany tak¿e lanym poniedzia³kiem lub œmigusem-dyngu- sem, dzieñ wesela, ¿artów i radoœci. Skoñczy³ siê Wielki Ty- dzieñ, skoñczy³y siê Œwiêta, wizyty i rewizyty, zmêczeni ludzie odpoczywaj¹, niekiedy lecz¹c siê z niestrawnoœci.

Ale oto nadchodzi uzdrawiaj¹ca wiosna, ciesz¹ nas rozkwi- taj¹ce wiosenne kwiaty, okrywaj¹ce siê powoli zieleni¹ ga³êzie drzew i krzewów oraz coraz radoœniejsze œpiewy ptaków.

Jadwiga Lipiñska Klub Seniora

UROKI MAJA

Te Wasze usta majowe Majowe spojrzenia p³omienne

Te suknie tulipanowe

Te k³amstwa niewinne wiosenne.

- ¯e serca Wam bij¹ majowe Bo o nas myœlicie codziennie, -¯e sny miewacie baœniowe, Bo maj Was nastraja odmiennie.

-¯e w maju kochacie inaczej, Gor¹co, s³odko, ¿arliwie

Ja wiem co to wszystko znaczy, I jak¹ ma perspektywê.

Uleg³em nieraz tym s³owom, Te¿ maj zawirowa³ mi w g³owie Uleg³em dziewczêcym namowom I grzech mi wpisali bogowie.

Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niemniej jednak wydaje siê, ¿e ju¿ samo uœwiadomienie z³o¿onoœci zagadnienia oraz potrzeby ci¹g³ej koordynacji i komunikacji dzia³añ czasem bardzo ró¿nych podmiotów

Opieraj¹c siê na dotychczasowych doœwiadczeniach, nale¿y zauwa¿yæ, ¿e badania europejskie powinny byæ rozsze- rzone w kontekœcie aktualnej polityki rozwojowej Europy, a

Nasza sowa, ptak kontrowersyjny – jak widaæ, jest zarazem symbolem samotnoœci, czujnoœci, milczenia, rozmyœlania, umiar- kowania, m¹droœci, œwieckiej nauki, wiedzy racjonalnej,

A ta, z³oœliwoœæ rzeczy martwych, siê zepsu³a i tylko wt³acza³a nam do œrodka powietrze takie, jakie by³o na zewn¹trz, czyli ciep³e, gdy by³o ciep³o, i zimne, gdyby

Problemem pozostaje sczerpywanie nieodnawialnych zasobów kopalin, które mo¿na minimalizowaæ dziêki prowadzeniu racjonalnej gospodarki zasobami, ale tak¿e efektywnym zu¿yciem,

Badania pokaza³y istotn¹ zale¿noœæ azymutu lineamentu z azymutem wektora wstrz¹sów (TVAA) po wysokoenergetycznym wstrz¹sie.. Zale¿noœæ ta mo¿e potwierdzaæ mechanizm

W wyniku odsiarczania metod¹ mokr¹ wapienn¹ na rynku surowców budowlanych pojawi³y siê du¿e iloœci gipsu syntetycznego.. Artyku³ jest prób¹ oceny zmian na rynku gipsu w

Czas krytyczny T c dla obu faz ryn- ku wyznaczony na pocz¹tek wrzeœnia 2000 faktycznie zgadza siê z czasem odwrócenia trendu, co równie¿ przemawia na rzecz tej teorii.. Nale¿y