• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 25, nr 5 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 25, nr 5 (1893)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

L w ów , N iedziela dnia 29. stycżn ia 1893. Rok m

SZCZUTEK wychodzi od r. 1868.

P ren u m erata w y n o s i:

całorocznie . . . 10 zł.

półrocznie . . . . ?» „ ewierórocznie . . 2 „ 50 ct.

miesięcznie . . . — „ 8 5 ' „

Numer kosztuje 20 centów.

Prenum erow ać można w A dm ini- stracyi „Gazety Narodowej * ul. Czar­

nieckiego 1. 2, we w szystkich księgar­

niach, Ajencjach dzienników i na wszystkich urzędach pocztowych.

L isty należy adresow ać:

R E D A K C J A „ S Z C Z U T K A “ we Lwowie, Czarnieckiego 4.

XXV

I I 9 •)

PISIO SATYRYCZNO-POIITYCZIE.

OGŁOSZENIA przyjmuje w e L w ow ie : A dm inistracja „Gaz. Naród.“ ul. Czar­

nieckiego 1. 2. po 6 et. od w iersza, a na­

desłane po 30 ct. od wiersza. — W P a ­ r y ż u : C. Adam (Ciborowski), 52 rue du F o u r-P aris. — We W ied n iu : Haa- senstein & Yogler (Otto Maas), W al- fischgasse 10; Rudolf Moose, Seiler- stadte 2 ; A. Oppelik, Griinaugergasso 12; M. Dukes W ollzeile 6 ; H. Schal- lek, W ollzeile 11 i J. D anneberg I.

Kumpfgasse T. — W H a m b u rg u : A.

Steiner. — W F ran k fu rcie n. M .:

H aasenstein & Vogler i G. I.. Daube

& Comp. — W W ars/.awie : lteiohinaim

& F rendler.

Pieniądze należy przesyłać pod adresem : A d m in is tra c ja „ G az e ty N arodow ej"

w e Lwów

G losem pełnym smutku i boleści K oniec św iata Deutsche Zeitung wieści.

Bo, czy zna kto takow e igrzyska,

Czy się przez to świat nie wstrząśnie cały : O to Polak N iem ca dziś uciska

I to w samem sercu... Niemiec : w Białej

Co za ucisk, pow iedzieć nie łatw o...

Ściągnął Polak Niemców, jak szewc clratwą Buty ściąga, bezlitośnie, srogo,

W sposób go d n y tej rasy n ie c z u łe j;

Biedni Niem cy ledwie piszczeć m ogą I — do Deutsche pisać artykuły.

"

Jak zuchwałość Polaków' się wzmaga, N iech dow iedzie najnowsza zniew aga, Zarządowi m iasta w twarz c iśn ięta ; O to W y d ział krajow y mu zleca By relacje sw ego reteren ta

Składać w polskiej mowie!!! Cóż? Zla heca?

Snać zniszczenia duch w Polakach gości...

Już zburzyli resztki w spaniałości, W które A ustrja dla nich Galileję Przystroiła, tę nędzną parafię;

Polski język wnieść m ają nadzieję N aw et w poczcie nawet, w telegrafie.

K tóż ich wszystkie niecnoty wysłowi?...

G dy tak dalej pójdzie, to gotow i, Skoro nasi czem ich nie odstraszą Tw ierdzić, że tu Polska panow ała, I zaprzeczyć naw et, że je st naszą

Ź rodu, z dziejów, ze swej nazwy — Biała.

(2)

N ow y kwiatek.

W c. k. cieplarni podatkowej Nadobnie zakwitł nowy kwiatek, Miłości władzy dowód nowy, I świeżych c. k. łask zadatek.

W głodonieryjskiej faunie naszej Jest wynędzniały płód krajowy, Co swą chudością ludzi straszy,

— To „nauczyciel tymczasowy!...“

Za marne setki dwie rok cały Traci on zdrowie, zrywa płuca, I wszczepia w dziatwę ideały, Garściami światła blask rozrzuca.

On kochać ludzkość uczy dzieci, I miłość zawsze z ust mu płynie, Choć sam wytartym łokciem świeci, Choć sam z swą dziatwą z głodu ginie...

0 nie — w ponurych dni kolei On ust iiie kala jadu słowy, 1 wciąż pracuje dla idei — On, „nauczyciel tymczasowyu.

I do nich to, do tych nędzarzy Fiskus się pragnie dobrać grzbietów, I „gwiazdką14 ich miłośnie darzy, Darzy — „podatkiem" od „dekretów!“

Gdy tam szukacie już dochodu, To chyba wnet nadejdą czasy, Ze będzie taksa na śmierć z głodu I wtedy — pełne będą kasy...

Kwest j a w y bo r u bu i mi s t r za .

A: K o g o ż burmistrzem L w ow a w y b ie­

rzemy'?

B : N aturalnie te g o , k tóry zaw sze w sz y st­

k o w szystkim przyrzeka, a n iczeg o n ig d y nie zrobi.

Chorał anti-fonetyczny.

(Do ś p ie w a n ia n a ru sk ic h w iecach .)

Z dymem grażdanek, z kurzem azbuki Do ciebie, Rosjo, bije ten głos, — Choć my, świadomi dobrze swej sztuki,

PrDŚbę n i e t o b i e pchamy pod nos.

My ohne G spasse nie znamy śpiewu, Denuncjacjami szermujem w ciąż;

Polską intrygę, czyż nie savez-vous ?... — Głosimy wszyscy, jak jeden mąż.

Ileż nam różnych rzeczy Lach dawał, A my chapnąwszy a u f uns're A r t, Wołamy znowu: „Wziął nas na kawał,

Gnębi nas, ciśnie nas, Polak-czart'“

I patrzym na Wschód, jak In die Sonne, Czyli nam podasz ukradkiem znak;

Kieszenie nasze rubla spragnione,

A nasz patrjotyzm — dziurawy sak.

W ortograficznej ludu rozterce

Dobry się pretekst zjawia nam znów.

Twierdzim : Fonetyk godzi nam w serce!

I w kułak z własnych śmiejem się słów.

Ankietę zwiemy dziś grozą św iata;

Ankietę zrobił Przegląd i Csoa, A z nimi Wydział... Ejże, rabiata!

W czem tylko Wydział, tam my już [p a sse!

Wmawiamy w siebie, że oni winni, Ze Rada szkolna cofa nas w stecz;

! By uwierzyli temu dziecinni,

Nacjonałytecie ty rycz, a becz!

Patrz ! My wstajemy z krzykiem : „To zbóje ! A że istotnie, schaut’s ob nicht p a s t ?u Poparcie polskie kompromituje

Tego, co w Rosji chce miękich gniazd.

Osłoń nas. Rosjo, ojcov> ską dłonią

Daj nam widzenie przyszłych łask twych, A nas tymczasem frazesy chronią:

Siid - Tyrolerski spłowiały szych.

I z Didyckimi fajno na czele

W konti^-fonetyczny ruszamy bój;

Litografujem pięknie swe trele,

A rewno spuckend krzyczy wciąż : pfuj !

Dla błędnych braci zamknięte serce, Gdy obojętny im rubla chrzest;

Oh, rubli trzeba nam ohne Scherze, Jeżeli mamy trzymać się fest!

I

wyliorów do M :y miejskiej.

U r y w e k z lis t ó w n i e - L w o w i a n i n a , p is a n y c h do ż o n y .

Przepisał Castor.

Lw ów , d n ia 25- stycznia, 1893.

N ie w yobrazisz so b ie d roga Kun- dusiu, jaki teraz ruch w e L w ow ie. Jutro mają w yb ierać n ow ą R a d ę m iejską. K a ­ m ien ice ob lep ion e plakatam i, nader c ie ­ kaw ej treści, podam ci jeden z n ic h :

N a ratusz, na ratusz, zacny Lwowianinie, Dziś z ust profesorskich mowa tam popłynie, Mówka tam popłynie z buzi profesora, Co może od ranka gadać do wieczora.

Ja k k olw iek n ie L w ow ianin, posta­

n ow iłem na tak ie grzeczne w ezw anie iść w ieczór na ratusz. P oszed łem . Sala b yła szczelnie zapełniona, ale jeśli ci mam

szczerą prawdę w yznać, nie nabrałem zbyt d obrego w yobrażenia o „narodzie1* lw o w ­ skim . Ze znajom ych b y ł tylk o jeden p ro­

fesor uniw ersytetu, ten od karnego pra-

| wa, co to k o p a ł naftę, a i p ew ien m łod y adw okat sch ow an y za filarem, co ście g o j za panieńskich czasów z Józią Cielątkow- ską n azyw ały „ładnym ch ło p c em " — pewr- n ie się dom yślasz, — ten z czarnym w ą­

sikiem , i w p incenes. G alerye b y ły teź zajęte, — na jednej zauważałem n aw et

„ g o rę tsze1* panie w yborcze.

P o p ó ł go d zin ie oczek iw ania ukazał się w reszcie na estradzie śred n iego w zro­

stu m ężczyzna z papieram i pod pachą, które n azyw ał registraturą. M inę m iał jow ialną, — ale uśm iech zg ryźliw y i ru­

daw a broda c z y n iły g o podobnym do satyra. D onośnym g ło sem zaczął: P a n ow ie w y b orcy ! B y ło w ów czas po szóstej w ie­

czorem. D zieln y c z ło w ie k ! M ów ił do io z m ałem i przerwam i, które w je g o m ow ie w y w o ły w a li jacyś niegrzeczni w yb orcy.

J ed n eg o zwano Szuster, ale nie wiem , czyto nie Spitznainc. Pow iadam ci, strasz- ( nie hałasow ali, jak drugi jakiś Chmuro- wicz m ów cy przerwał. Z g a lery i zaw ołał I en ergiczn y k to ś: stul . . . B ardzo mi się to n ie podobało, i panu Jegerm anow i,

J bo tym m ów cą b y ł on. P ro feso r o d p o ­ w ied ział mu, w tem dało się sły sz e ć g ło ś n e spazm atyczne ziew n ięcie — „ W y- r z u c i ć te g o gbura" zaw o ła ł przew odni- [ czący, bardzo p ow ażn y czło w iek z siw ą brodą, jak słyszałem prezes o p iek i nad zw ierzętam i. S ąsied zi ziew ającego w y b o r­

c y uw inęli się z nim tak szybko, że sam n aw et nie w ied ział, k ied y się znalazł za drzwiam i. Pan Jegerm an zaczął wówTczas

| dalej m ów ić — ach jak on m ów ił, p o w ia ­ dam ci K undusiu, żebyś o słu p ia ła. W s p o ­ m inał o m agistracie, o urzędzie inżynier- jskim , o Irlandyi i Szwajcaryi, o jakichś I ankietach, o malwersacjach, o deszczu, śn ie­

gu, b ło cie i w od zie i o w ielu, w ielu, w ie­

lu rzeczach, n aw et o cholerze. B y łb y m o­

że m ów ił jeszcze parę god zin, ale g d y w ezw ał do sk ład k i na pokrzyw d zon ego ja k ieg o ś b iedaka, w szy scy w ów czas słu ­ chacze hurmą zaczęli w ychod zić. P o d ro­

dze rozdaw ano listy stu radnych i p o le ­ cen ia do g ło so w a n ia . P ow iadam ci, każdy k om itet ch w alił swój czubek, jak m ów i p rzysłow ie. Mam u sieb ie kilka list, po­

każę ci je w pow rocie, tym czasem m uszę ci w spom nieć, iż jedna z list m iała na­

g łó w e k „ s e r c e m p o l e c o n a " z pod"

pisem „ k o m i t e t d a m " . P o le c a ł ją ten k o m itet w ierszyk iem , k tóry ci d o sło w n ie I p rzytacza m :

„Najlepsza lista, dzieło kobiet grona, Jest t a !... gorąco sercem polecona, Bo kwiat' wybornej zawiera młodzieży, Niech się przekona ten, który nie wierzy!

Stu kawalerów, kilku z nich bez zmazy, Same do więzów hymenu okazy!

Co dużo warci, lecz się więcej cenią

(3)

— 3 —

I mogąc, przecie dotąd się nie żenią.

Tę listę wszystkim sercem polecamy

Stryjanlci, ciocie, w n ja n k i i m a m y “.

Czy nie w yborne moja K u d u s iu ! P od czas m ow y profesora, w której się w re­

szcie sam o g ło s ił kandydatem — dysputo- w ali sąsied zi moi w sali o niezrozum ia­

ły ch dla m nie rzeczach. Co p ołap ałem , to ci przyłączam : „ K tó re g o M ichała pan w olisz" rzekł jeden. „Ż adnego — odparł drugi — w olę Jaegerm ana‘\ — „ A co będzie z G ołębiem ?“ N astaw iłem uszu — bo m nie ten G ołąb zaciekaw ił, ale dwaj p anow ie zaczęli szeptać cicho... Prze- dem ną — sied ział na fotelu, jakiś gruby pan i oburzał się, że na plakacie k om itet ob y w atelsk i, jak g o nazwali, napisał, 50 m ieszczan , 50 jenteligencji. Gruby pan m ów ił, że to nie po ob yw atelsk u dzielić w yb orców na m ieszczan i jen telig en cje, bo on (ten pan) jest też mieszczanin, a „prze- c ie c h “ jen telig en tn y . Przyznam ci się, że to mnie się też nie p odob ało i zaraz s o ­ b ie p om yślałem do jakiej k ategeryi ów k om itet za liczyłb y naprzyklad m nie, który jestem ty lk o dzierżaw cą dóbr. K o ń czę moja K undusiu, resztę ustn ie ci op ow iem , W rażenie od niosłem takie, że ca łe te w y ­ bory — to w ielk a heca...

Twój

BENUŚ.

Lwów, d n ia 27. stycznia.

W czoraj d opiero R y n e k w y g lą d a ł w spaniale. A b y się d ostać do ratusza p o ­ trzeba b y ło w ziąć z rąk takich, którzy c a ły dzień krzyczą, k ilk ad ziesiąt list rozm aitych. R atu sz zaś u g in ał się pod ciężarem klejstru i papieru. N a tych zaś afiszach n iczeg o nie brakło. D ruk ow an e tam b y ły nazwiska ludzi i nazw y ze zo­

o lo g ii. N a jednym czerw onym papierze w id niał so liter — na drugim tasiem iec — i dla te g o to zdaje się, na każdej liście radnych b y ło co najmniej sześciu a p te ­ karzy. W ieczorem udałem się w tow a­

rzystw o tych, którzy „robią“ radnych.

N asłuchałem się ciek aw ych rzeczy. O p o ­ w iadali mi, że przed rokiem b y ły tu dw ie partye M ichałów — k tóre się przed w yboram i p og o d ziły . Partja b ia łeg o M i­

chała p o św ięciła dla św iętej „ zgod y"

— H orow itza (m ówią że ma m iliony), K rasu ck ieg o k tóry jeździ w łasn em i k o ń ­ mi, dalej ja k ieg o ś brow arnika z L esien ic i jeszcze kilku ludzi — a czarny M ichał na w sp ó łk ę z tym , co p isze K u rjera Lwoic- slciego tak rzecz śliczn ie urządził, że zdaje się i te g o b ia łe g o M ichała albo zu p ełn ie nie w ybrali albo nieznaczną ilością g ło ­ sów . W e L w ow ie to się nazyw a „koali- c y ą u. Daruj, że jeszcze ze dw a dni zo sta ­ nę w e L w o w ie — ale tak się zapaliłem do w yb orów , że m uszę nauczyć się tej roboty.

Z im ow a idylla.

Nim się ucho urwało, to był cały dzbanek, Tak też póki miał grosze, to brykał Milanek. i Lecz gdy mu się wyczerpał pugilares do dna, j Wspomniał że gdzieś na świecie żonka żyje

[godna|

I w uśmiech archanielski przystroiwszy lice | Napowrót na małżonkę przybrał Natalicę, A z tego ta maksyma znów jest dowiedzioną, j Że pieniądze wziąć miło choćby z „byłąu

lżona Custor.

Najciekawszy okaz!

Dowiadujemy się właśnie z dzienników krakowskich, iż w dziale Galicy i zachodniej na miejscu najbardziej honorowem (!) umie­

szczony zostanie czas p. dyrektora Ślęka, któreyo mu zabrakło na zajęcie się wysta­

wą krajową, urządzoną w stuletnią rocznicę najpotężniejszego ruchu narodowego.

Twój

BENUŚ.

TJ~ S z k o w r o n a .

A . : Jakże ci się podobała panna Mania ?

| B .: N adzw yczaj, ty lk o przyznam ci się, że w idziałem ją dwa razy i oba razy w stanie n ietrzeźw ym ,

\ A .: Jakto, w ięc ona p ije?

[ B .: Ona nie — ale ja.

Z notesu.

Zycie nasze m onotonne, jednostajne cod zien n e, w którem niem a ju ż ani po­

topów ani 7 p lag egip sk ich ani innych podobnych evenem entów , trapiących lu d z­

kość, starał się ostatn iem i czasy now y s z e f skarbowej dyrekcyi rozm aitem i fi- glarnem i zarządzeniam i o ży w ić i rozru­

szać — i trzeba przyznać, że w szy stk ie krotochw ilne pom ysły u dały mu się nad­

zw yczajn ie.

Jak zabawa, to z a b a w a !

W obecnym karnaw ale bawią się nie w iele, ale za to nadsp od ziew an ie do­

b ij e i nieraz przy dźw iękach skocznego walczyka, brzęczą szy b y z o c h o ty .. w drob­

ne k a w ałk ’.

Przy takich ochoczych warunkach nastąpiłby bezw arunkow o zastój g iełd y m atrym onialnej, g d yb y n ie pew ien j e g o ­ m o ś ć , k tóry nie ignorując sali balowej w padł na pom ysł rozpisania konkursu prem iow anego na:

1) m ałżeństw o z najczystszej m i­

łości (pure liebe) ośw iad czyn y przy tram ­ blance ;

2) najlepszy mariaż finansow y (o- św iad czyn y przy k a d r y lu );

3) na n ajo rygin aln iejszy m ezalians, ośw iad czy n y przy galopie.

.Jednocześnie kilk u pap og ło siło, że w ypłacą córkom posagi w skonw ertow a- nych papierach (czytaj anons „Gaz. Nar.u) i n iezw łoczn ie p rzystąpią do subskrypcji, zaszła ty lk o ta uniem ożliw iająca dobre chęci okoliczność, iź prospekt konw er- syjn y głosi, że do subskrypcji przystąpić mogą ty lk o posiadacze d otych czasow ych obligacji przeznaczonych do konw ersji.

Hic Bliodus — hic Saltu!

Na ratuszu, w którym onegdaj w rza­

ło jak w ulu, zaległa cisza. O byw atele w y ­ borcy n aw ym y śla w szy sobie od tasiem ­ ców i soliterów , u sp ok oili się i z r e z y ­ gnacją oczekują rezultatów .

Od czasu do czasu tylk o w tym lub ow ym lokalu obija się o uszy wśród brzęku szk lanek tryum falny chorał: W i­

w at górą lista ob yw atelsk a!

W teatrze lir. Skarbka także ruch i życie, prem iery zm ieniają się jedna po drugiej, a autorow ie to p rzyjeżdżają to odjeżdżają. Pan Gi’aybner p ożegn ał się i zostaw ił nam n iegrzeczn ego „Fredzia", a natom iast przyjechał ulu b iony autor

„Wicka i W ackau P rzybylsk i Z ygm unt i p rzyw iózł nam z W arszawy grzeczną panienkę, którą w poniedziałek w sali hr. Skarbka w św ia t zam yśla wpro­

w adzić.

Na koniec do zanotow ania dw ie extra n ow ości:

Pierw sza, że w sferach a rty sty cz­

nych m alarskich k rąży pogłoska, że em u­

lacja, zw ana pospolicie zazdrością, nurtu­

jąca od lat m iędzy m alarzam i, w yrodzila się ostatn iem i dniam i w formalną epi- dem ję choroby zw anej „malaria pincto- ria“, a druga, że stara jak św iat s e n te n ­ cja brzm iąca: „zrób to dla m nie i po­

w ieś s ię “ doczekała się w reszcie w fin du sieclu honoru, że w zięto ją do kodeksu karnego i odtąd w rzęd zie zbrodni fig u ­ row ać b ęd zie pod nom enklaturą: u w ie­

d zen ie do sam obójstwa.

Voi1a tout. M uś.

Evoe!

Ciesz się lwowski Izraelu, Sława twoja już gotowa:

Najsłynniejszy w świecie oszust Ma być rodem wprost ze Lwowa!

Zwie się Herz, z francuska Kornel, Zamieszkiwał Zarwanicę —

Zanim „robicz“ jął „w Panamau,

„Robił4' u nas „w proste szwice“...

Żwawo spiesz się Izraelu!

Każ wmurować w dom ten „scheibe“ :

„Tu sziedziała nasza chwała, Herz Korneli rccte Leibe.

(4)

Imci pan Onufry.

Oś i sk oń czyła się cała faramucha z tym i hagitacjam i, taj w y b o ra m i!

Jak to w szy stk o się w yklaruje i kto żu r w yp ije, w ie tylk o Pan B óg i kum z gu bern ii, co prawda, bardzo tera mądry p olityk , bo go n igd zie nie w idać.

Mnie tam z kum edją tą poszło ro z­

m aicie. W ziął się człow iek chyba za późno do tego in teresu ? ! Kazali m i się nasam- przód oporządzić i mało, że nie oporzą­

d zili m nie aż ha !... Z początku w szystk o było n ib y nie ź l e . . Ale ja k potem c z ło ­ w iek ow i dali na piec, ja k zaczęli m nie kręcić siudy i tudy, m ieszać i kałapućkać, tak w końcu n ie w id ziałem , cy ja o b y w a ­ telsk i, cy realn ościow y, cy mam ciągnąć za białym , cy czarnym Michałem, cy też za obydw om a, cy głosow ać za sobą, cy przeciw sobie, kandydow ać na radnika tu , cy tam ?!...

Baba mi ciągle w ym aw iała, żem, za p ozw oleń stw em , sk ostniał i zd u m ia ł, że m i ja n g le z p. K ropiow skiego i b u ty maj-

„ Wejście w świat".

(Sprawozdanie „Szczutka“ napisane na 48 godzin przed przedstawieniem komedji Zyg. Przybylskiego.)

Bez fanfary i reklamy, Zygmunt miły i '” »stary, boć czterdziestu nie ńla lat, stwo-' rzył sztukę: „Wejście w świat“. Intryg nie­

chaj w niej nie szuka ten, co lubi, żeby sztu­

ka jak gryzący dym, poruszyła nerwy w nim.

Zygmunt idzie bez wykrętów, nie porusza brudnych mętów, nie dotyka brzydkich krost, lecz do serca trafia wprost. Choć krytycy ci Zygmuncie, po nie jednym dadzą funcie, ty nie zbaczaj z drogi ~wej i życzliwych słuchać chciej.

Nauka nie idzie w las.

A ntoś: Jak tato m i n ie da dziś p ien ięd zy na orzechy i kasztany, to pójdę do sądu i w ezm ę tata w kuratelę.

P a p a \ G dzieżeś ty się tego łobu zie w y ­ u czył ?

A n to ś : Na k om ed ji G laybnela p. t . : Fledzio.

W sferach artystycznych.

F i s : Jakże ci s ię podoba mój g ło s ?

D ur: A ch , z tym g ło se m m ożesz ob je­

chać św iat cały.

F i s : P och leb ca, jak to rozum iesz ?

D ur: Całkiem naturalnie, bo cię z p ew ­ nością w żadnym teatrze nie zatrzy­

mają...

Notatki nr. 100.

■%<-..J <RCV - łv5-->

K onkubent, W raca Jan z... sielanki, Niby od bogdanki — Ale ząmiast żony Ma nos odmrożony.

P rak tyczn y.

Przykry casus mu się zdarza:

Przeproś pana konsyljarza, Lecz on wie, że gdy choruję, To lekarzy meprzyjmuję.

I)rób narodow y.

Gęsi Rzymian ocaliły, Lecz Polaków to zgubiły.

(Jdzie s t a ’z y! W tutejszym pysznym Lwowie

Nie ma starych pono:

Bo choć biało na głowie, To w głowie zielono.

L . X.

Na krakowskiem.

W icrlc: Słuchaj Antek, p oznasz ty, z czego ten surdut?

Antclr. Oj, d laczego nie, od razu poznam — z kradzieży.

Pflwszedni-realnościowy czjli ślepy i klawy.

B a j k a Ig n a ce g o K r a s ic k ie g o . Niósł powszedni realnościowego — dobrze się nie

dziafo, A le że to powszedniemu nieznośnem się zdało, Iż musiał słuchać co realnościowy prawi,

stra Dąbrow skiego rozum u n ie dodali, żem na stare lata dał się w y kierować, taj w y sta w ił się na publikę...

A h a ! w id zę, że k iep sk o i że coraz głęb iej padam w m aźnicę! P oszedł ja w ięc po olej do g ło w y i w iecie co państw o zrobiłem ? Owoś w lazleih niby m inister jak i, co ja k n ie m oże, to choruje, ow oś w lazłem pod p ierzyn ę, a tam tym czasem na, ratuszu dziaukali i w ydziaukali w s z y ­ stko b e z e m n ie !...

N iech sobie gada, kto co chce, ale kużdy sp raw ied liw y p rzyznać mi musi, iż to j e w ielk i rech teln y fortel p o lity czn y taki, żeby go się naw et najp ierw szy z je n - te lig en tó w i hadw okatów n aszych nie p o­

w sty d ził.

A tera co będzie — zobaczym o. J e­

dne m udrahele mówią tak, drugie inaczej ! ł'o tylko pew na, co zaw sze j e p ew n a: że podatki będą w ię k s z e !...

Taj t y l k o !

W ziął kij w rękę. Ten — rzecze — z szwanku nas wybawi.

Icla i av tern realnościowy krzyknie: Rżnij mi tu ko­

wala.

Powszedni wprost łbem o mur i z nóg się już zwala.

Idą dalej — realnościowy przestrzega od K urjera Powszedni naprzód — .w padł na Navodówke 1 a krzyczy: nie słuchajcie r powszedmchu — gorsi jak

cholera!

Tu obywatelski, tam K u rje r — owdzie Jegerman tnie mówkę I tak popychanie i z góry i z dołu

Powszedni i realnościowy zginęli pospołu.

I ten winien co kijem rzecz publiczną mierzy I ten co zaślepieńcom rządy swe powierzy.

W pewnej kamienicy.

G os/iodurz: Podwyższam panu od pierwszego o 15 zł. miesięcznie.

L o k a to r: Bój się Pan Boga, jakżeż tak mo­

żna, okna na podwórze, wilgoć, po­

mieszkanie szczupłe, piecy dymią.

Gospodarz: Wszystko jedno, ja na to nie pomogę, idź pan do pana prezydenta tlo Skarbowej Dyrekcji, może panu zniży.

P o d . r a t u s z e m .

Janowa. Nieszczęście moja Antoniowa, nieszczęście, dziś w nocy memu Janowi się zmarło.

Antoniowa. Wołaliście doktora?

Janowa. Nie — tak samemu z siebie mu się zmarło, bez doktora.

(5)

— 5 —

i i prowincj

Drohobycz, 23. stycznia 1803.

Odczyt „O pojedynku14 umysł bardzo ćwiczy, Lecz wolno pytań dwoje stawić swoją drogą

W Drohobyczy ? Dla kogo?

Zbaraż, 25. stycznia 18U3.

Duszo moja Wielb Tołstoja,

Bo za wioski panów braci Co się zowie, dobrze płaci.

P łaci! Przyzna mi każdy Mazur, czy Podolak Ze w tem tkwi sprawy sedno;

A reszta — W u r s t ! Wszystko jedno, Czy on Moskal-szyzmatyk, czy katolik-Polak.

Stanisław ów , 28. stycznia 1893.

Rada Stanisławowa do byłego posła, O dyrekcję kolei korną prośbę wniosła.

Był}’ poseł w podzięce za Rady fatygę, Przyjął wdzięcznie wysłańców, ofiarując figę:

Telegramy „Szczutka“.

---

Wiedeń. Spłonął tu „Mikado“. Pożar 1 podłożony został prawdopodobnie złośliwą ręką ludzi „nowej ery“. Przyboczny skład japońskiej Czasopysi ocalono zupełnie. Ga- licya żadnej nie ponosi szkody.

Berlin Wbrew dotychczasowym zwy­

czajom wykonali ministrowie taniec z po­

chodniami, według muzyki cesarza. Dotych­

czas zwykle tańczył cesarz tak, jak mu mi­

nistrowie zagrali.

Paryż. Na koszta zgody wypłaciła Na­

talia Milanowi milion franków.

Na ulicy Karola Ludwika.

M anile1 zw e ig : Pytam sze pana dzisz po raz ostatni, kiedy j a moje pieniondze dostanę ?

Dłużnik: Po raz o sta tn i? No, to chw ała Bogu, że się to już raz o stateczn ie skończyło.

i.

A m o l : Wiesz jakie jest podobieństwo mie­

dzy Mascagnim a Wagnerem?

B e m o 1: N ie !

A ni o 1 : Oto takie, że obaj przypominają innych kompozytorów, z tą tylko ró­

żnicą, że Mascagni przypomina wszy­

stkich, którzy byli przed nim, Wagner zaś wszystkich, którzy byli po nim.

nee

Wczoraj miałam wizytę p. Alfreda...

Młody człowiek zaczął miłą rozmowę od wyrażenia swego podziwu nad umeblo­

waniem „uroczego", jak się wyraził, „gniaz­

dka"...

Musiałam mu opowiedzieć historyę każ­

dego sprzętu, każdego „bibelotu14 — p. Al­

fred zajmuje się historyą, wszystko to 11111 się kiedyś przyda...

Więc nasamprzód pokazałam mu dwa szaliki. Myślał, że są od Erzysztofowieza...

Naiwny! To przecież prezent noworoczny

przysłany swego czasu mojej babci przez pierwszego ministra chana Buchary. Koko- i nosia, ile razy jest u mnie, zawsze cacka te z wzruszeniem całuje! Krzysztofowicz zbliża się do nich formalnie na klęczkach!

— Nie myśl pan — objaśniałam dalej

; p. Alfreda - - że fotele, na których sieazimy

| są zwyczajnemi fotelami! To unikaty! D y­

wany, któremi są okryte, oddała własnorę-

i cznie faworyta szacha perskiego dla amba- sadorowej francuskiej w Teheranie. Dosta- i łam je od wuja w prezencie ślubnym. Szach chciał je odkupić odemnio i w tym celu przejeżdżając przez Lwów przysłał do mnie I swego adjutanta. Na moje szczęście, a jego nieszczęście, nie zastał mnie w domu! By- wtedy w Norderney. Pan zna Norder- ney ? Bardzo tam ładnie i nie drogo. Robiłam między elegan­

tkami deszcz i pogodę... Grube niemki aż siniały z zazdrości!

Całe Norderney dopytywało się o adres Kokonosi. Różowe mu/iriee nazwano ostatnim cudem świata

— Maryowa, choć ją także Ko- konosia ubiera, dostawała pięć razy dziennie spazmów... ale na nic się to nie zdało. Trzeba umieć sukniom nadać reklame, ton...

Jest to rzecz konieczna. Ja nim we-

! zmę cokolwiek na siebie, wszystko naprzód

; zareklamuję. O moich balowych sukniach piszą w gazetach poematy. Zda się to i J Franiowi, bo bez prasy dzisiaj nic!...

Co by ten Framiś zrobił zresztą beze- mnie, choć taki zdolny? Właściwie ja to i jestem Franusiem, a Franuś mną ! Ach, jaki

on szczęśliwy!

Nie mógł się dość naehwalić p. Alfred dwóch murzynów w kandelabrach. Jest to pamiątka familijna po doży weneckim, który

w Bohradzie utrzymywał z Trzepałkowskimi serdeczne stosunki. Arcydzieło!

Fortepian mój także osobliwość. Drugi taki sam egzemplarz ma tylko cesarzowa j chińska! Chciała go teraz kupić do swego nowego pałacu p. Alfredowa, ale na samą I myśl, iż mogłabym go stracić, zaczęłam go-

raczkować i leżałam tydzień w łóżku z wy- j stawy paryskiej...

Kaszel Munia i Luni przerwał nam ' rozmowę... Nieznośne dzieciska z tym obrzy­

dliwym kurem ! Musiałam zrobić matkę i wyjść do dzieciarni z mego gabineciku.

Jak one jeszcze tak dzień lub dwa po- kaszlą, to chyba oszaleję !

Korespondencje redakcji.

1*. Ludwik A. R ogow ski w K ozów ce: za ła m i­

głów kę dziękujem y.

I*. M. O. W Żól! i w i : pro sim y a zarazom m illo grace.

('. k. n ieu stra szo n em u : P iszesz pan że w asze bran że

swej godności bacznie strzeg ą I g d y będziem je ta k chłostać Z najdy sposób swej obrony...

B ardzo pięknie! Lecz dla czego Pan, c. k. N ieu straszo n y T ak uk ry w asz swoją p o stać?

A li er e g o : N ie kolego D ość ju ż t e g o ! R ododendron: D obre ale

dla kosza

O w ej: To za śm iałe przecie tro szk a Co zeznała Ci ..Pończoszka11 Salonie nad p e łtw iańskiej :

Ciebie nęcą poezyo i złu d n e aureole Lecz chęć tw oja darem nie s iły swe w ytęża ..

W iesz co P a n i? D o ch rzan u m uzy i Apollo Z am iast rym ów poszukaj p an i sobie . . . . m ęża.

(6)

My dąc cha m u W lu b ra mu den

ko że Ko

*

d zię­

cl u gi

wzo ! szki lud ny cia cie w je si !

dość du lu ściu jo cho mię sza

du rem Nie cliem

lu w su wo ska

się i czy stró j dzić dno W sior

Bierz u zo do km a chce P ol przy

po Niech m y ro rem w i czy kto

b o k m b

ł r o e o

0

g

1 k r

t a

k k e

o n

a a k

L ite ry w w y razach pow yższych należy ta k poprzestaw iać, aby p o ­ w stało pięć now ych w yrazów rów nież pięciozgłoskow ych, w k tó ry c h pierw szy znaczy statek , d ru g i w y rz u t dolegliw y, trzeci p rzyczynę ruchu, czw arty w y­

rób z drzew a, p iąty przynależność dom u niezam ieszkałą.

Po należytem rozw iązaniu, lite ry poprzeczne od lew ej ku praw ej stro n ie oznaczają zw ierzę domowe, zas od praw ej k u lewej rzecz konieczną w oźnicy

Nr. 8 W iersz z pauzam i.

D —j —z —w —o —o - ł —z J —ż —1— s — i —o —ó — k —e—

J— k —w - ł —a —

Z —z —w —o - y —ł c —a — r—g Z —a —g —o —u —o —a —ó -

Ł — z —r—u —s — a —.

Nr. 6. Ł am igłów ka.

a — an — ba — ban — by — ci — cław — co — czy — dan — di — dzie — en — eś — eu — go — gui — har — i — i — in — je — ko — la — lec — lumn — ma — mio — mlet — mo — na — na — na ni — ni — niec — nja — no — nów — ny — o — o — or — pe — pi — poj — przód — raż — rę — ry — rze - sko — sło — te — te — ter — t y ­ li — wa — wan — wro — za — zba — zol — żan.

Gdy słów dw adzieścia i trzy od gad n iesz dokładnie, Z krańcow ych g ło sek ułóż szereg porządkowy.

Nikczem nej treści zdanie z tych słów ek wypadnie, A jed n ak — ja k że w ielu ch y li przed niem g ło w y ! Obrzęd, co wpi-awdzie łączy zakochane pary, Jednak n ie za w sze w ied zie przed ołtarze fary.

D ziejopis francuski, dzieje wnukom opowiada, Praca rąk coraz częściej w rzędzie sztuk zasiada.

Ten się u czy by zostać kapłanem w kościele, Ten znów zna św iat, zw yczaje, bo też b yw ał w iele.

Tak w ołając do b itw y w ódz krzepi żołn ierze, Farba lub ty tu ł dany Straussow skiej operze.

To w innem piśm ie dźw ięków tożsam ość wyraża, K atolicy w sch od n iego jedn ak kalendarza.

Instrum ent to ludow y, sły n n y w Ukrainie, Tempo pow olne — ten w n iew o li n ieraz ginie.

M iejsce, co rów na w szy stk ie stan y Izraela, P łyn, czasem ubezw ładnia, czasem rozw esela.

Muza, idąca w pląsach za instrum entam i, M iasteczko sły n n e zam kiem , więcej kiełbasam i.

P ięk n e ptaki dla łow ów specjalnie chowane, Miejsce z k oszykarskich prac za szczy tn ie znane.

Legum ina, z jaj prędko sporządzić ją można, Polny kw iat, zna go każda dziew oja ostrożna.

K om pozytor K um oszek — miasto, patrz Kujawy, Gdzie z K rzyżakiem Kazimierz sm utne m iał rozprawy.

W końcu sp ółgłosk a m iękka, w głoskach wyrażona, U żyw a jej Słow ian niektóre plem iona.

N r . 3 . I E 2 o z - \ 7 7 - i ą , ! z ; a , n I a . ,

Mapa igła Cela huta a rk a łąk a Buda anna ł una usta cena k ara ikra kuna Ospa ry b a nawa etna lira Uzda jawa edda jam a sowa kasa izba

M i c h a ł B a ł u c k i K o r n e l U j e j s k i .

T rafue rozw iązan iu n a d e s ła li: p. Z y g m u n t S ułkow ski i p. L udw ik K lapa ze Lwowa. N agrodę o trzy m ał pierw szy nadsyłający.

■ W C Z S I C - A u C I - O

W yszedł z flrulca i jest do nabycia w księgarniacli zeszyt I. (ta r s II.) dzieła p. t.

„ła j lepsza Ietoda“ ■

i

- <

c o

■H

>

czyli P o d r ę c z n ik K o n w e r s a c y j n y P . v . R e u s s n e r a do n au czen ia się rozm aw iać po an g ielsk u w bardzo k ró tk im czasie bez pom ocy nauczyciela. — P rz y pom ocy podręcznika teg o m ogą się uczyć angielskiego języ k a ta k osoby obeznane ju ż z tym że językiem , ja k rów nież i osoby, św ieżorozpatryw ająee naukę, przytein niety lk o osoby wyżej lecz naw et śred n io i m iernie w ykształcone. — O prócz rozm ówek polsko-angielskich, m ieści się w ty m podręczniku zbiór w yrazów n ajpotrzebniejszych, p rz y k ła d y g ram aty czn e w zory listów angielskich przew odnik d la podróżujących do A m eryki, a najgłów niej n a w ystaw ę po­

w szechną w C h ica g o ; w szystko z poszczegółowem objaśnieniem wym owy i dosłow nem tłóm aczeniem n a ję z y k polski. D alsze (10—15) listów (zeszytów ) w ychodzić będą- co 10 d n i; — cena zeszy tu 22 ct. Skład głów ny w k sięgarni S ey fa lirih a i Czaj­

k o w sk ieg o w e L w o w ie.

D L A P O D R Ó Ż U J Ą C Y C H

> - CC

Oo

(7)

HANDEL HEKBATY

chirisko-rosyjskiej

E D M U N D A R I E D L A

we Lwowie plac Marjacki 1. 10.

5 —? poleca zbioru m ajow ego.

'/i kilo Congo . . zł 1-60 Fouchong czarna . 2-—

zbiór majowy . . „ 3 - K a js o w ...„ 4-—

W y j i c w k i h e r b a c i a n e

'/a kilo . . . . „ 1-30

W y s i e w k i z n a j l e p s z e j h e r b a t y . . 1-60 Zamówienia z prow incji wysyłam odwrotną pocztą. — Opakowa-

w ania nie liczę.

"H ta

m * U U U U U U U U U U U U U H U * H M H H * m

uX XX

xx xx xx xu

xx

X

Leon Janikowski

z e g a r m i s t r z w e L w ow ie, u lica T eatralna 1. 16

poleca swój obfity skład

z e g a r k ó w złotych, sre b rn y c h z pierw szorzędnych fab ry k ge ­ n e w s k i c h , f r a n c u z k i c h , rów nież łań cu szk i z ł o t e i s r e b r n e , u trz y ­ m uje na składzie w ielk i w ybór z e g a r ó w ś c i e n n y c h , s t o l o w j c h i

p e n d u l o w y c h , b u d z i k ó w różnego rod zaju

po censicłi

N apraw y w szelkiego ro d zaju zegarków , g ra ją c y c h zega­

rów, oraz w szelkie rep eracje zegarków i zegarów staro ży tn y ch ,

także odnaw ianie tychże. ' 5 —50

nxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

ux

uu uu

u

uu uu

uu

u u

W ielk i w ybór pierścionków zaręczy now y cli

*c flo

111 ISTa, karnawał 111

J. DĄBROWSKI

przedtem

T. JD ą, "b r o w s łc 1 ó z Ij. ‘W e i g e l

w e L w o w ie, u lic a H alick a

dawniej W . PENTHERA

Od wielu lat zaszczytnie znany jedyny w G a l i c j i

Magazyn zegarmistrzowsko-jubilerski

połączony z dw om a pracow niam i. 5—?

K u p u j e : B rylanty, P erły. Złoto, Srebro etc.

r ó w n i e ż p r z y j m u j e s t a r e k o s z t o w n o ś c i w z a m i a n z a n o w e .

Wszelkie zamówienia z prowincji uskutecznia się jak najrychlej.

Jed yn y s k l a i na c a łą G alicję m aszyn grających

Bilety wizytowe, karty sin e , dyplomy

wszelkie roboty litograficzne wykonuje po nader niskich 'cenach 5_ 50

. Zakład artystyczno-litograficzny

jL »

w e L w ow ie, ul. K opernika 9.

' H E R B A T Ę Familijną

V, kilo 1-80 i 2 zł.

Znakomite W Y S I E W K I i Mai

V, kilo 1-40 i 1-70 zł.

poleca H andel 5 —?

ALBERTA SZKOWRONA

w e L w ow ie, p lac M arjacki 1. 7.

r w w

Galicyjski Bank kredytowy

p o c z ą w s z y od d n ia 1. lutego 1890

w ydaje

4°o ASYGNATY KASOWE

z 3 0 -d n io w e m w y p o w ie d z e n ie m i

ASYGNATY KASOWE

z 8 - d n io w e m w y p o w ie d z e n ie m ,

w szystkie zaś znajdujące się w obiegu 4'/a0 0 A s y g n a t y k a s o w e

z 90-dniowem w ypowiedzeniem oprocentow ane będą p o c z ą w s z y O d d n i a I. M a j a 1 8 9 0 po 4 ° / 0 z 30-dniowym term inem w ypo­

wiedzenia.

3 li 0 2 0

Lw ów dn ia 31. Stycznia 1890.

P rzed ru k u n ie płacimy.

DTK EK CYA.

W drukarni Pillera i Spółki

w e L w o w i e , u l i c a Ł y c z a k o w s k a 1. 3 n a b y ć m o żn a

K siążk ę do n a b o ż eń stw a ^

pod tytułem

O F F I C J U M

3

czyli

„POWINNOŚĆ CODZIENNA CHRZEŚCIAN"

zebrane przez

łss. IMI. S Zj J UST lĘ! K a r m e l it ę .

Cena: za egzemplarz brosurowany . . 1 zł. — ct.

oprawny w płótno 1 „ 50 „ safian 2 „ 50

i

i

(8)

Od przybytku głowa nie boli.

Romanowicz: N ie będę w W ydziale — to p rzen io sę się do M agistratu. T a — albo tu.

W ydaw ca i R edaktor odpow iedzialny: R o m u a l d T h e o d o r o w i c z . Z d ru k a rn i i litografii P ille ra i Spółki (Telefon Nr. 74).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czyż można dziwić się wreszcie, iż każdy z członków rodziny domyślał się ('zupełnie logicznie!) iż skrzynia ta zawiera kosztowne podarunki na gwiazdkę i

Nie należy się upijać, jak również j włóczyć się po nocach, bo wszelkie zazię­5. bienie gardła pociąga najfatalniejsze skutki dla chorób

Rząd m oskiew ski nakazuje redaktorom dzienników polskich, ażeby natychm iast pow arjow ali.. Policja m oskiew ska szukając broni, przetrząsa listy na

Zbłąkanych synów dość w naszej krainie, I grosz oblicie na swawolę płynie, I bez zarzutu fałszu, wróg zacięty.. W Monaco szukać kazał nam

szeli cichnący już głos piosenki powstańczej a choć do szeregów nie dorośli, szli za niemi chłopięcym rwącym się do czynów' duchem..!. I kiedy nastała

Z powyższych wyrazów pierwsze litery należycie ułożone dają nazwisko sławnego

Znowuś trza będzie na maistracie słuchać, jak będą cudakerje wygadywać rozmaite i tumana ludziom puskać.. Niby tego pana Lewakowskiego już nikt nie chce i

Wobec ty ch niepokojących objawów polityki zew nętrznej, uw ażał k o m itet za niezbędne przyzw olić tylko na 200 słów każdem u oficjalnem u mówcy i zakupić