• Nie Znaleziono Wyników

Teorya Maxwella i fale Hertza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Teorya Maxwella i fale Hertza"

Copied!
130
0
0

Pełen tekst

(1)

II. POINCARi

Zbiór dzieł z dziedziny fizyki, wydawany pod redakcją W. ¡'iicrnacktcyn.

M. GróloinrJcierjo, ¿¡t. jialinowskieflo, Z. Slritizeutićza i IV'. Wernera.

r

I FALI- HERTZA

W y i l a h f r z a p o m o g i K a sy P o m o c y »11?; i» siV i^ > racu jłjcy ęh n a p o l u n a u k o \y y u i n ii. D -rii m cci J . M isftó u sic le g o

W ARSZAW A, li) 17.

SKŁAD i < n V M W KSIĘGARŃ! E. U | N )L I S-KI

(2)
(3)
(4)
(5)

Zbiór dzieł z dziedziny fizyki, w ydaw any pod redakcją W. Biernackiego, M. Grotowskiego, St. Kalinowskiego, Z. Straszewicza i W. Wernera.

H. POINCARE.

TEORYA MAXWELLA

I FALE HERTZA

TŁUMACZYŁ

W. MALINOWSKI.

W y d a n e z zap o m o g i K asy P o m o cy d la osó b p ra c u ją c y c h n a p o lu n a u k o w y m im . D -ra m e d . J. M ianow skiego

WARSZAWA, 1917.

SKŁAD GŁÓW NY W KSIĘGARNI E. W EN D E I S -K I.

Cena Mk. l'oO.

(6)

Czcionkami Drukarni Naukowej, Rynek Starego Miasta 11.

Gepriift uncl freigegeben Presserverwaltung W arschau den 23/7 1917.

T. N. 6459 Dr. Nr. 215.

(7)

T eorya w y jaśniająca w zajem ne oddziaływ anie na sie­

bie ład u n k ó w elektrycznych poprzez ośrodki izolujące, rz u ­ cona przez F a ra d a y ’a w luźnych zaledwo pom ysłach, w ósm ym dziesiątku ubiegłego stulecia u jęta została przez J. C. M axwell’a w konsekw entny system i w yłożona w ści­

słej form ie m atem atycznej. Zam iast teoryi n aty c h m ia sto ­ wego d zia łan ia ła d u n k ó w na odległość stopniow o zaczęły się przyjm ow ać nowe poglądy, w edług k tó rych działanie to rozchodzi się w ośrodku izolującym z szybkością blizką do szybkości św iatła, w yw ołując w nim k ró tk o trw a ły p rą d polaryzacyjny (prąd M axwell’a). P rą d y otw arte, które istn ia ­ ły w teoryi działan ia na odległość przed M axwell’em, u stą­

p iły m iejsca prądom zam kniętym w dielektrykach. Teoryi tej b rak ło jed n a k faktów dośw iadczalnych, które zm usi­

ły b y fizyków do ostatecznego jej przyjęcia. E ksperym en­

taln ie zdołał ją stw ierdzić dopiero Hertz. T eorya więc MaxwelPa, jakkolw iek piękna i pociągająca, powoli zyski­

w ała zwrolenników . P ro p ag ato ram i jej we F ra n cy i byli M ascart i Poincare.

Przeszło połowę, bo siedem lat, swej działalności profesorskiej *) H. Poincare pośw ięcił b y ł teoryi fal; co

*) H. P o in care zajm ow ał k a ted rę fizyki teoretycznej w S o r bonie od roku 1887 do 1900. U m arł w roku 1912.

(8)

IV

rok zm ieniając przedm iot w ykładów , lem aty do nich czer­

p a ł kolejno z optyki, elektryczności i elektrom agnetycznej teoryi św iatła. W y k ład y jego były spisyw ane i redago­

w ane przez jego uczniów , a w ydaw ane przez związek ucz­

niów i w ychow ańców „de la F aculté des sciences” . W ten sposób pow stał cały k urs fizyki teoretycznej w kilku to­

m ach. Jeden z nich tra k tu je o d rg an iach elektrycznych, które stanow iły treść prelekcyi, w ygłoszonych w Sorbonie w roku 1892— 1893, a w rok później ukazały się w druku*).

W kilka lat później w w ydaw nictw ie „Scientia” wyszedł sk ró t tego tom u pod ty tu łem „L a théorie de Maxwell et les oscilations H ertiennes” , które w łaśnie ukazuje się w tłu ­ m aczeniu polskiem.

Dziełko niniejsze jest w olne od działań i fo rm u ł m a ­ tem atycznych, które c h a rak tery zu ją jego pierwow zór. W y ­ liczanie pojem ności, sam oindukcyi, zależnego od nich okre­

su d rg ań w ib rato ra w rozm aitych jego fo rm ach , ra c h u n e k zan ikania i rezonansu fal są tu ta j opuszczone. M atem aty­

czna form a w ykładu jest w praw dzie jedyną ściśle u jm u ­ jąc ą zjaw iska i wiążącą je ze sobą w szereg przyczynow y, jed n ak dla niew ielu czytelników dostępna, nigdy nie może być dostatecznie p o p u larn ą. Została w’ięc tu ta j całkow icie usunięta i zastąpiona szeregiem niezwykle obrazow ych i głęboko sięgających p orów nań i analogii. Pod tym wzglę­

dem przewyższa nie jedno dzieło pełne rach u n k ó w , przy czytaniu którego nie każdy czytelnik potrafi m atem atyczną form ę otrzym yw anych wzorów w ypełniać treścią zjaw isk fizycznych.

Nie jest jednakże zupełnie p o p u larn ą niniejsza ksią­

*) Les oscilations électriques. P aris. Geogres Carré. 1894.

(9)

żeczka: p o rów nania i analogie przeprow adzone n ap rzykład m iędzy w yładow aniam i elektrycznem i a ruchem d rg ają ­ cym w ahadła albo m iędzy interferencyą z jednej strony fal elektrycznych w d ru ta c h a z drugiej — dźwiękowych w ru ra c h , takie analogie potrafi należycie zrozum ieć i oce­

nić tylko czytelnik dość gru n to w n ie zaznajom iony ze z ja ­ w iskam i iizycznemi w zakresie całkow itego ku rsu pełnej szkoły średniej.

Przejrzystość i jasność w ykładu, św ietność porów nań i zwięzłość form y, które zawsze charakteryzow ały w ykłady au to ra, cechują w w ysokim stopniu i niniejszą jego książkę.

Niech m i będzie wolno w yrazić serdeczne podzięko­

w anie koledze m em u doktorow i W acław ow i W ernerow i za cenne uwagi i popraw ki w niniejszem tłum aczeniu.

(10)
(11)

str.

Od tłu m a c z a ... 1

R ozdział I. Ogólne w iadom ości o zjawiskach elektrycznych. 1. P ró b y m echanicznego t ł u m a c z e n i a ...1

2. Z jaw iska e le k tr o s ta ty c z n e ... 3

3. O pór p r z e w o d n i k ó w ... 6

4. I n d u k c y a ...7

5. P rzyciąganie e l e k t r o d y n a m i c z n e ... 9

Rozdział II. T eorya M axwell’a. 1. Związek m iędzy zjaw iskam i clektrycznem i i św ietlnem i . 13 2. P rą d y d i e l e k t r y c z n e ... 14

3. N atura ś w i a t ł a ... 49

Rozdział III. Fale elektryczne przed Hertzem. 1. D ośw iadczenia F e d d e r s e n a ...22

2. T eorya lord a K e l w i n a ...24

3. Różne p o r ó w n a n ia ...27

4. Z a n i k a n i e ... Rozdział IV. W ibrator Hertza. 1. O dkrycie H e r t z a ... 30

2. Zasada w i b r a t o r a ... 31

3. F orm y w ib ra to ró w ...32

4. Znaczenie iskry . . . . ' ...34

5. W pływ ś w i a t ł a ... 35

6. W pływ o l i w y ...36

7. Długość f a li“ ... 36

R ozdział V. Metody obserw acyi. 1. Zasada o b s e r w a c y i... 37

2. D ziałanie r e z o n a t o r a ...38

(12)

3. Rozm aite sposoby użycia i s k r y ... 40

4. Zjaw iska cieplne* ... 41

5. Zjaw iska m e c h a n i c z n e ... .... . 42

6. P o ró w n an ie m e t o d ... 43

7. K o l i e r e r ... 43

R o z d z ia ł VI. R o z c h o d z e n ie się fal w z d łu ż d r u tu . 1. W yw oływ anie zaburzeń w d r u c i e ... 46

2. Sposób ro zchodzenia s i ę ... 48

3. Szybkość rozchodzenia się i p r z e n i k a n i a ...49

4. D ośw iadczenia Fizeau i G o u n e l l e 'a ... 51

5. Dyfuzya p rą d u ... 53

6. D ośw iadczenia B londlot’a ... ... 54

R o z d z ia ł VII. P o m ia r d łu g o śc i fali i r e z o n a n s w ie lo k r o tn y . 1. Fale s t o j ą c e ... 58

2. Rezonans w i e l o k r o t n y ...60

3. In n e w y jaśn ien ie... 61

4. D ośw iadczenia G arbasso i Z eh n d er’a ...64

5. Pom iar z a n i k a n i a ... 65

6. D ośw iadczenia S t r i n b e r g a ... 65

7. D ośw iadczenia P é ro t’a i Jones’a ...66

8. D ośw iadczenia D écom be’a ... 67

R o z d z ia ł VIII; R o z c h o d z e n ie się w p o w ie trz u . 1. E xperim entum cru cis . . . . ...69

2. D ośw iadczenia I i a r l s r u h e ń s k i e ... 72

3. D ośw iadczenia G e n e w s k ie ...72

4. U żyw anie małego w i b r a t o r a ...73

5. N atura p ro m ie n io w a n ia ...74

R o z d z ia ł IX. R o z c h o d z e n ie się fal w d ie le k try k a c h . 1. Zależność M axwell’a ...77

2. Metody dynam iczne... 78

3. M etody s t a t y c z n e ... ... . - 7 9 4. R e z u l t a t y ... 80

5. P r z e w o d n i k i ... ... 81

6. E l e k t r o l i t y ... ... . 8 2 R o z d z ia ł X. O trz y m y w a n ie fal b a r d z o k ró tk ic h . 1. Fale bardzo k r ó t k i e ... ... 84

2. E k scv tato r Righi’e g o ... : . 84 VIII

(13)

3. R e z o n a to r y ...80

4. W ib rato r Bose’go... 87

5. O dbieracz Bose’g o ... 89

Rozdział XI. Imitacya zjaw isk św ietlnych. 1. W aru n k i i m i t a c y i ... 91

2. I n t e r f e r e n c y a ...92

3. Cienkie w a r s t w y ...93

4. Fale w t ó r n e ...94

5. U g i n a n i e ...95

6. P o l a r y z a c y a ...96

7. Polaryzacya za pom ocą o d b i c i a ... 97

8. Z a ł a m a n i e ... 98

9. O dbicie c a ł k o w i t e ...98

10. Podw ójne z a ł a m a n i e ... 99

Rozdział XII. Synteza światła. 1. Synteza ś w i a t ł a ...101

2. Inne r ó ż n i c e ... 102

3. W yjaśnienie fal w t ó r n y c h ... 104

4. Różne u w a g i ... 107

Alfabetyczny spis rzeczy i nazw isk . . . . , ...111

(14)
(15)

OGÓLNE WIADOMOŚCI O ZJAWISKACH ELEKTRYCZNYCH.

1. P róby m ech an iczn ego tłu m aczen ia. N adać zja ­ wiskom elektrycznym w całej rozciągłości tłum aczenie m e­

chaniczne, sprow adzając praw a fizyki do podstaw ow ych zasad dynam iki, jest to zadanie, o którego rozw iązanie kusiło się w ielu badaczów . Czy nie jest to jed n a k kwe- slya nieco jałow a, w której siły nasze napróżnoby się zużywały?

Gdybyż m ożna było m ieć przynajm niej nadzieję, że otrzym am y jedno tylko rozw iązaniel T aki wrynik, jako wówczas jedynie praw dziw y, nigdy nie m ógłby być k u ­ piony za cenę zanadto wysoką. T ak jed n a k nie jest: nie­

w ątpliw ie, m ożnaby wynaleźć jakiś m echanizm , k tóry d a ­ w ałby nam więcej lub m niej doskonały obraz zjaw isk elektrostatycznych i elektrodynam icznych. Gdyby jed n ak m ożna było w ynaleźć jeden taki m echanizm , m ożnaby b y ­ ło wynaleźć nieskończoną ilość innych.

Nie w ydaje się zresztą, żeby którykolw iek z n ich p ro ­ stotą sw oją więcej, niż inne, n a rz u c a ł się naszem u w ybo­

rowi. W d o d atk u nie m am y pow odu m niem ać, aby jeden

P o in c a re . T e o ry a M axw ell'a.

(16)

2

z nich pozw olił nam lepiej, niż inne, w ykryć tajem nice przyrody. Z tego w ynika, że wszystkie m echanizm y, jak ie m oglibyśm y sobie w yobrazić, będą m iały pewien c h a ra k te r odstręczającej sztuczności, której zresztą bliżej określić nie mogę.

Jeden z najlepiej w ykończonych pom ysłów zawdzię­

czam y Maxwellowi; pochodzi on z tego czasu, gdy poglą­

dy Màxwella nie p rzy b rały jeszcze ostatecznej postaci.

S kom plikow ana stru k tu ra , jak ą przypisyw ał on eterowi, sp ra w ia ła, że teorya jego b yła dziw aczną i odpychającą;

m ożna było sądzić, że się czyta opis w arsztatu z kołam i zębatem i, i p rzekładniam i, służącem i do przenoszenia ru ­ chu, z regulatoram i i pasam i bez końca.

Anglicy wogóle lu b ią pom ysły konkretne, naw et p o ­ zornie tylko k onkretne, ja k ten; Maxwell jed n ak pierw ­ szy porzucił tę teoryę zaw iłą a śmieszną; niem a jej n a ­ w et w ogólnym zbiorze jego dzieł. Niema co je d n a k żało­

wać, że m yśl jego kroczyła tą drogą okólną, w ten bo­

wiem sposób doszedł 011 do najw iększych odkryć.

Nie w ydaje się rzeczą praw dopodobną, by drogą tą m ożna było dojść do znacznie lepszych w yników . Jeżeli jed n a k próżną jest rzeczą dążyć do przedstaw ienia wszyst­

kich szczegółów m echanizm u zjaw isk elektrycznych, to przeciw nie, jest rzeczą pierw szorzędnej wagi w ykazać, że zjaw iska elektryczne podlegają ogólnym praw om m ech a­

niki.

Istotnie, p raw a te nie zależą od poszczególnego m e­

chanizm u, do którego m ają być zastosowane. Muszą one pozostać niezm ienne w całej pozornej różnorodności zja­

wisk. Gdyby zjaw iska elektryczne w yłam yw ały się z pod

(17)

tych praw , należałoby się w yrzec wszelkiej nadziei m ech a­

nicznego ich objaśnienia. Jeżeli n ato m iast im podlegają, jest zu p ełn a pew ność co do możliwości takiego w y tłu m a ­ czenia i tru d n o ść może polegać tylko n a w yborze jednego rozw iązania z pom iędzy w szystkich, dla danego zagadnie­

n ia m ożliw ych.

Jakżeż jed n ak , nie rozw ijając całego a p a ra tu a n a li­

zy m atem atycznej, przekonam y się o h a rm o n ii m iędzy p raw am i elektrostatyki i elek tro d y n am ik i z jednej strony a zasadam i d ynam iki z drugiej?

Za pom ocą porów nań: gdy będziem y chcieli z a n a li­

zować jakieś zjaw isko elektryczne, zw rócim y się do je d ­ nego lub dw óch dobrze zn an y ch zjaw isk m echanicznych a p ostaram y się w ykazać ścisłe podobieństw o w ich prze­

biegu. Paralelizm len będzie dostateczną gw arancyą m oż­

liwości m echanistycznego tłum aczenia zjaw isk elektrycz­

nych. V

Za pom ocą analizy m atem atycznej m ożnaby do­

wieść, że porów nania te nie są tylko przybliżone, że p rze ­ ciwnie, m ożnaby je posunąć aż do n ajdrobniejszych szcze­

gółów. Zakres pracy niniejszej nie pozwoli m i ta k daleko się posunąć, i będę zm uszony ograniczyć się do porów ­ n ań , że ta k powiem, jakościow ych.

2. Z jaw iska elek tro sta ty czn e. By n aład o w ać k o n ­ densator, zawsze trzeba użyć pewnej ilości pracy: pracy m echanicznej przy o b rac a n iu m aszyny statycznej lub przy posługiw aniu się dynam o; energii chem icznej przy ła d o ­ w an iu za pomocij ogniwa.

E nergia jed n a k w ten sposób zużyta, nie jest straco­

na; jest ona zaw arta w kondensatorze i może być uw ol­

(18)

4

niona przy w yładow aniu. Możemy ją otrzym ać z pow ro­

tem pod postacią ciepła, jeżeli obie zbroje kondensatora połączym y poprostu drutem , który w tedy ogrzeje się przy przechodzeniu p rąd u w yładow ania; m ożna ją otrzym ać w postaci pracy m echanicznej, jeżeli p rąd w praw i w ruch m ały m olorek elektryczny.

Podobnież potrzeba zużyć pew ną ilość pracy, by pod­

nieść wodę do zbiornika; pracę tę olrzym am y z pow ro­

tem, gdy w oda ze zbiornika obraca, nap rzy k ład , koło m o­

toru hydraulicznego.

Jeżeli dw a przew odniki są n aładow ane do lego sa­

mego potencyału, lo po połączeniu ich drutem , rów now a­

ga nie będzie naruszona; jeżeli je d n a k potencyaly ła d u n ­ ków początkow ych są rozm aite, lo przez d ru t dopóty prze­

chodzić będzie prąd, dopóki różnica polencyału nie będzie w yrów naną.

Podobnież, jeżeli w oda w dw óch zbiornikach z n aj­

duje się na rozm aitych poziom ach, lo w razie połączenia ich ru rą, w oda przepływ a z jednego zbiornika do d rugie­

go, dopóki poziom w obu nie będzie jednakow y.

Analogia zupełna: potencyał kondensatora odpow ia­

da poziomowi wody, ła d u n e k kondensatora— m asie wody w zbiorniku.

Jeżeli przecięcie poziome zbiornika wynosi np. 100 m etrów kw adratow ych, trzeba będzie 1 m etra sześciennego wody, aby poziom jej podnieść o jeden centym etr. T rzeba jej będzie dw a razy więcej, jeżeli przecięcie jest dw a razy większe. To przecięcie poziome odpow iada więc tem u, co się nazyw a pojem nością.

(19)

ciąganie i odpychanie ciał naelektryzow anych?

Tego rodzaju zjaw iska m echaniczne zm niejszają róż­

nice potencyałów .

Jeżeli będziemy przeciw działali tym sitom , naprzykład oddalali dwa przyciągające się ciała, to w ykonam y pewną pracę, zwiększymy ilość energii elektrycznej, różnica po- ten c y a łu wzrośnie. Jeżeli, przeciw nie, przew odniki zbliżają się pod wpływem ich wzajem nego przyciągania, nagro­

m adzona w nich energia elektryczna częściowo się u w a l­

nia w postaci energii m echanicznej, i potencyaly się wy- rów nyw ują.

To działanie m echaniczne odpow iadałoby więc ci­

śnieniu, jakie woda zaw arta w zb iorniku w yw iera na jego ściany. Przypuśćm y n aprzykład, że nasze dw a zbior­

niki są połączone cylindryczną ru rk ą poziom ą o sze­

rokim przekroju i że w tej ru rc e może poruszać się tłok.

Jeżeli tło k popchniem y w stronę zbiornika, w którym po­

ziom wody jest wyższy, w ykonam y pew ną pracę; jeżeli przeciw nie, puścim y tło k sw obodnie tak , aby poruszał się sam pod w pływ em ciśnień, w yw ieranych na obie jego p o ­ w ierzchnie, to przesunie się on tak , że zmniejszy się róż­

nica między obu poziom am i, i energia nagrom adzona w zbiornikach częściowo będzie uw olniona.

To porów nanie ze zjaw iskam i hydraulicznem i jest najdogodniejsze i najbardziej blizkie rzeczywistości, cho­

ciaż nie jest jedynem m ożliwem; m oglibyśm y, n ap rzykład pracę zużytą na ładow anie kondensatorów 7 porów nać z p ra ­ cą w ydatkow aną na podniesienie ciężaru lub zgięcie sprę­

żyny. E nergia tu i tam zużyta może być napow rót otrzy­

(20)

m an a przy opuszczaniu podniesionego ciężaru lub rozkrę­

can iu się sprężyny; podobnież otrzym ujem y ją z p o w ro­

tem , gdy w yładow ujem y obie zbroje kondensatora.

W przyszłości będziem y się posługiw ali tem i trzem a porów naniam i.

3. Opór p rzew o d n ik ó w . P ołączm y nasze dw a zbior­

niki ru rk ą poziom ą długą, o przecięciu wązkiem . W oda powoli pły n ąć będzie przez tę ru rkę; ilość wody, któ ra przepłynie, będzie tem większa, im różnica poziom ów będzie większa, im ru rk a będzie krótsza, a jej przecięcie— w ięk­

sze. Innem i słowy, opór ru rk i, którego przyczyną są t a r ­ cia, w ew nątrz niej zachodzące, w zrasta z przedłużeniem ru rk i i zm niejsza się, gdy jej przecięcie się zwiększa.

Rzecz się m a podobnie, jeżeli dw a przew odniki p o łą ­ czymy długim i cienkim drutem m etalow ym . Natężenie prąd u , t. j. ilość elektryczności, przez dane przecięcie prze­

pływ ającej, będzie w zrastała wrraz ze zwiększeniem się róż­

nicy obu potencyałów , z pow ierzchnią przecięcia d ru tu , i naodw rót, będzie w stosunku odw rotnym do jego d łu ­ gości.

O pór więc elektryczny d ru tu m ożna porów nać z opo­

rem naszej ru rk i staw ianym przepływ ow i wody; jest to praw dziw e tarcie. Podobieństw a jest tem pełniejsze, że ten opór ogrzewa d ru t i w ytw arza ciepło zupełnie ja k tarcie.

To podobieństw o jest szczególniej uderzającym w do­

brze znanem dośw iadczeniu F o u c a u lfa : przy obracan iu krążka m iedzianego w polu m agnetycznem pokonyw am y bardzo duży opór i krążek ogrzewa sie: zjaw isko zachodzi tak , ja k gdyby krążek się ocierał o jakiś niew idzialny h a ­ m ulec.

(21)

wnej odległości jeden od drugiego i jeżeli przez pierwszy z nich przechodzi p rąd o natężeniu zm iennem , to w d r u ­ gim pow stają p rąd y znane pod nazw ą indukcyjnych. J e ­ żeli wr pierwszym przew odniku natężenie p rą d u w zrasta, to kierunek p rą d u wdórnego jest odw rotny do kieru n k u p rąd u pierw otnego; i odw rotnie: posiada on ten sam kie­

runek, jeżeli pierw otny p rąd słabnie. Na tem polega zja­

wisko, zw ane indukcyą w zajem ną.

Ale to jeszcze nie wszystko: p rąd zm ienny w skutek indukcyi w ytw arza siły elektrobodźcze w ty m sam ym d r u ­ cie, przez który przepływ a. Siła ta przeciw staw ia się p r ą ­ dowi pierw otnem u, jeżeli ten się wzm aga i naodw rót, zwiększa jego natężenie, jeżeli len słabnie; jest to zjaw i­

sko zw ane sam oindukcyą.

U żyw ając poprzednich p orów nań łatw o objaśnić sa- m oindukcyę. W ydaje się, że trzeba przezwyciężyć opór (elektryczny) przeciw -elektrobodźczy, aby w praw ić w ruch elektryczność; ale skoro ru c h się rozpoczął, sam przez się dąży do u trzy m an ia się. Sam oindukcya jest więc pewnego rodzaju bezw ładnością.

T ak sam o trzeba pokonać pewien opór, aby p o ru ­ szyć wóz; wóz jed n a k raz pchnięty trw a sam przez się w swym ruchu.

O statecznie więc p rąd m a do pokonania następujące przeszkody:

1. O pór elektryczny d ru tu (którego nie m ożna u n i­

k nąć i który zawsze przeciw staw ia się prądow i).

2. Sam oindukcyę, jeżeli p rą d jest zm ienny.

3. Siły przeciwelektrobodźcze, pochodzenia elektro­

(22)

8

statycznego, jeżeli w pobliżu d ru tu lub na nim sam ym zn ajd u ją się ła d u n k i elektryczne.

Te dw a ostatnie opory m ogą zresztą stać się taje­

m nym i i zwiększać natężenie prądu.

Porów najm y je z oporam i, jakie m a do pokonania wóz toczący się po szosie:

1. O pór elektryczny, jakeśm y widzieli, podobny jest do tarcia.

2. S am oindukcya odpow iada bezw ładności wozu.

3. W końcu siły pochodzenia elektrostatycznego odpow iadałyby sile ciążenia, k tó rą należałoby pokonyw ać przy w znoszeniu się, a k tó ra staje się pom ocną przy spadkach.

Przy indukcyi w zajem nej zjaw iska nieco się ko m p li­

kują. W yobraźm y sobie kulę S o bardzo dużej masie; na dw óch przeciw ległych k ońcach dow olnie w'ziętej średnicy tej kuli zn ajd u ją się dw a ram io n a zakończone dw iem a m ałem i kulam i Sj i s2.

Kula S przedstaw iać nam będzie eter, st— p rąd p ie r­

w otny, .s-2—p rą d w tórny. Przy w praw ieniu w ru ch kuli s 1 nie nap o tk am y większych trudności. Ale kula S nie m o­

że być poruszona tak łatw o: w pierwszej chw ili pozosta­

nie nieruchom ą. Cały u k ła d obróci się naokoło S, a kie­

ru n ek ru c h u kuli s2 będzie przeciw ny kierunkow i ruchu kuli sŁ.

Jest to obraz indukcyi w zajem nej. Kule s 1 i s2 odpo­

w iadają dwóm przew odnikom . Należy przyjąć, że k ula S jest niew idzialną; ona w yobraża nam eter, otaczający tam te dwie m ałe kulki. Gdy szybkość ru ch u kuli .st się zw ięk­

sza, k ula s2 porusza się w k ieru n k u odw rotnym ; tak

(23)

w staje p rąd w tórny o k ieru n k u odw rotnym .

Idźm y dalej w naszem porów naniu. Przypuszczam , że st i s2 m ają w swym ru ch u do pokonania pewno tarcie (jest to opór elektryczny przew odników ), S, przeciw nie m a do pokonania tylko swą w łasną bezw ładność. P rzy ­ puśćm y, że jakabądź siła poruszająca działa na S j; ru ch u k ład u w końcu się ustali: k ula Sj poruszać się będzie r u ­ chem jednostajnym , pociągając za sobą S, k tó ra raz w p ra­

w iona w ru ch , więcej już oporu nie staw ia, s2 przeciw nie, będzie w strzym ana w skutek oporu, tak że cały u k ład obróci się naokoło .s2. P rą d pierw otny u sta lił się, w tó rn y zaś z n ik n ą ł zupełnie.

W końcu siła przestaje działać na s( ; w skutek tarcia ru c h jej staje się opóźniony. Kula S w skutek swej dużej bezw ładności porusza się w dalszym ciągu pociągając za sobą s2, które n a b ie ra szybkości zgodnej co do k ierunku z poprzednią prędkością s1. Gdy pierw otny p rąd sła b n ie p rąd w tórny (indukcyjny) posiada ten sam kierunek co i pierw otny.

W tym obrazie S w yobraża eter, który otacza oba przew odniki; zjaw iska indukcyi w zajem nej pow stają w sku­

te k bezw ładności tego eteru. Rzecz się m a podobnież w przy­

pad k u sam oindukcyi. O pór bezw ładności, k tóry trzeb a po­

konać przy w zbudzaniu p rąd u w przew odniku, staw ia nie ten eter, którym w ypełniony jest d ru t, lecz ten, który go otacza.

5. P rzy cią g a n ie elek trodynam iczne. S tarałem się wyżej za pom ocą pewnego p o rów nania w ytłum aczyć przy­

(24)

10

ciąganie -wzajemne elektrostatyczne i zjaw iska indukcyi;

zobaczm y teraz w jak i sposób przyciągają się prądy.

Podczas gdy przyciągania elektrostatyczne pow stają ja k gdyby na skutek d ziałania m nóstw a m ały ch sprężynek napiętych, lub inaczej powiedziawszy, w skutek sprężystości eteru, zjaw iska indukcyi i przyciągania elektrodynam icz­

nego są skutkiem siły żywej i bezw ładności tego płynu.

R achunek całkow ity zanadto by łb y długi, by m ożna było go tu podać; poprzestanę więc i tym razem n a p o ­ rów naniu. Użyję w tym celu dobrze znanego przyrządu j a ­ kim jest reg u lato r siły odśrodkow ej.

Siła żywa tego przyrządu jest pro p o rcy o n aln a do k w ad ratu jego szybkości kątow ej i do k w a d ra tu oddale­

nia się kulek od osi.

W edług hypotezy M axwell’a, eter w praw iany jest w ru ch z chw ilą pow staw ania prądów Volty, a jego siła żywa jest propo rcy o n aln a do k w ad ratu natężenia p rąd u , które w naszem porów naniu odpow iada szybkości kąto ­ wej obrotu regulatora.

Jeżeli m am y dw a p rąd y o jednakow ym k ieru n k u , to siła żywa, przy stałem natężeniu obu prądów , bę­

dzie tym wdększa, im przew odniki będą bardziej do siebie zbliżone; jeżeli kierunek prądów jest rozbieżny, siła żywa będzie tym większa, im p rąd y będą bardziej od siebie oddalone.

Idźm y dalej w naszym porów naniu.

Dla zwiększenia szybkości kątow ej regulatora a więc i jego siły żywej, trzeba zużyć pew ną pracę, a więc i pokonać pewien opór, który nazyw am y bezwładnością.

T a k sam o, aby zwiększyć natężenie p rą d u — to zna-

(25)

czy zwiększyć silę żywą eteru, należałoby w ykonać odpo­

w iednią pracę i pokonać pewien opór, k tóry jest w łaśnie niczem innem , ja k bezw ładnością eteru, zw aną indukcyą.

Siła żywa będzie większa, jeżeli p rąd y m ają w spólny kierunek i bliżej siebie są położone; p rac a zużyw ana i siła przeciw elektrobodźcza p rą d u indukcyjnego będą więc większe. W języku zw ykłym w yraża się to w ten sposób, że ind u k cy ą w zajem na dw óch prądów zwiększa ich sa- m oindukcyę. Rzecz się m a odw rotnie, jeżeli dw a p rąd y m ają k ieru n k i sobie przeciw ne.

Chcąc rozchylić kulki regulatora, ciągle zachow ując tę sam ą szybkość kątow ą, trzeba w ykonać pew ną pracę, gdyż przy stałej szybkości kątow ej siła żywa jest tem większa, im kulki są bardziej rozchylone.

Podobnież, jeżeli zbliżać będziem y dw a p rąd y o wpól- nym k ieru n k u , m usim y w ykonać pew ną pracę w celu utrzym ania ich poprzedniego natężenia, gdyż siła żywa w tenczas się zwiększa. T rzeba tu pokonać siłę elektro- bodźczą indukcyi, w pływ ającą n a zm niejszenie natężenia prądów . Przeciw nie, natężenie ich będzie się zm niejszało, jeżeli oddalim y p rąd y jednokierunkow e lub zbliżym y róż- nokierunkow e.

M echaniczne działanie p rąd u na p rąd m ożna w ten sam sposób w yjaśnić.

Siła odśrodkow a rozchyla kulki reg ulatora i gdybyś­

m y utrzym ali jego poprzednią szybkość kątow ą, to w zro­

słaby jego siła żywa.

T ak sam o p rąd y jednokierunkow e przyciągają się, to . jest dążą do zbliżenia się; gdyby natężenie ich pozostało bez zm iany, siła żywa zw iększyłaby się. P rąd y różnokie-

(26)

12

runkow e odpychają i oddalają się, co przy stałem ich n a ­ tężeniu zwiększa siłę żywą.

T ak więc sprężystość eteru jest źródłem zjaw'isk ele­

ktrostatycznych, a jego siła żywa — zjaw isk e le k tro d y n a­

m icznych. Czy jed n a k sprężystość eteru m a być u w a ru n ­ kow ana, ja k tego chce lord Kelvin, ruchem m aleńkich cząsteczek tego płynu? Dla różnych powodów liypoteza tak a m ogłaby być pociągająca, żadnej jed n a k pow ażniej­

szej roli nie gra ona w teoryi M axwell’a, k tó ra jest od niej niezależna.

Powyżej robiłem porów nanie z rozm aitym i m echani­

zm am i. Należy pam iętać, że są to jed n a k tylko porów na­

nia, i to niezbyt ścisłe. I rzeczywiście, w książce Ma- xw ell’a należy szukać nie zupełnego w yjaśnienia zjaw isk elektrycznych z m echanistycznego p u n k tu w idzenia, lecz tylko ujęcie w jed n ą całość ty ch w szystkich w arunków , którym m usi uczynić zadość wszelkie w yjaśnienie. I jeżeli dzieło M axwell’a rzeczywiście będzie trw ałem , to w łaśnie dlatego, że jest wolne od wszelkich bardziej szczegółowych w yjaśnień.

(27)

TEORYA M AXW ELL’A.

1. Z w iązek m ięd zy zjaw iskam i św ietln em i i elektry- cznem i. W chw ili, gdy dośw iadczenia F re sn e l’a n asuw ały uczonym myśl, że św iatło jesl w ynikiem d rg ań pewnego pły n u bardzo subtelnego, w ypełniającego przestrzenie m ię­

dzyplanetarne, w tym sam ym czasie prace A m pére’a w y­

k ryły praw a w zajem nego d ziałania prądów na prądy i za­

łożyły w ten sposób fu n d am en ty elektrodynam iki.

Jeden już tylko krok oddziela od założenia, że eter, który jest przyczyną zjaw isk św ietlnych, jest rów nież pod­

łożem zjaw isk elektrycznych. Poglądy A m pére’a lego k ro ­ ku dokonały; znakom ity fizyk, w ygłaszając tę hypotezę tak ponętną, z pew nością nie przypuszczał, że m a ona przyoblec się w krótce w form ę bardziej skończoną, a n o ­ wo odkryte fakty m ają ją potwierdzić.

Stosunek pom iędzy jednostką ab solutną elektrosta­

tyczną i jednostką ab solutną elektrodynam iczną m a w y­

m ia r pewnej szybkości. Maxwell po d ał wiele m elod otrzym ania liczebnej w artości tej szybkości. Rezultaty

(28)

14

przez niego otrzym ane, w ahają się około 300000 kim. na sekundę, są wrięc blizkie szybkości św iatła.

Pom iary stały się w krótce tak ścisłe, że nie m ożna było przypuszczać, aby zgodność ta była dziełem przy­

p ad k u . Nie było wrięc w ątpliwości, że jest jakiś ścisły zw ią­

zek m iędzy zjaw iskam i optycznem i i elektrycznem i. Je d n ak głębsze znaczenie tego związku dotychczas praw dopodobnie uchodziłoby naszej uwagi, gdyby go nie odsłonił geniusz Maxwella.

Tę nieoczekiw aną zgodność rac h u n k ó w m ożna sobie przedstaw ić wr ten sposób, że wzdłuż doskonałego prze­

w odnika w kształcie d ru tu rozchodzi się zaburzenie ele­

k tryczne z szybkością św iatła.

Do takiego rezultatu doprow adziły ra c h u n k i K irch- hoffa, oparte na starej elektrodynam ice.

Św iatło je d n a k rozchodzi się nie w zdłuż d ru tu m e­

talowego, lecz w środow iskach przezroczystych: przez p o ­ w ietrze, przez próżnię. S tara elektrodynam ika nic przew i­

dy w ała podobnego rodzaju rozchodzenia się energii.

Aby módz optykę w yprow adzić dedukcyjnie z teoryi elektrodynam icznych, należało je przedtem głęboko zmie­

nić, ta k jednak, by one nie przestały tłu m aczy ć wszystkich z n a n y ch faktów. Tej w łaśnie zm iany d o konał Maxwell.

2. P rą d y d ielek try czn e. Pow szechnie w iadom o, że pod względem przew odnictw a elektrycznego wszystkie cia­

ł a m ożna podzielić na dwie kategorye: na przew odniki, w których mogą się przesuw ać ła d u n k i elektryczne, gdzie, inaczej powiedziawszy, mogą zachodzić p rąd y Volty, i na izolatory czyli dielektryki. W edług daw nych badaczów zja­

w isk elektrycznych, ciała dielektryczne były ciałam i bier-

(29)

prądow i, m ającem u przez nie przechodzić. Gdyby ta k było rzeczywiście, m ożna byłoby zastąpić każdy izolator dow ol­

nym innym izolatorem , nic przytem nie zm ieniając w prze­

biegu zjaw iska. Dośw iadczenia F a ra d a y ’a jed n a k dowiodły, że ta k nie jest: dw a kondensatory ty ch sam ych kształtów i naw et tak ich sam ych w ym iarów , połączone z tem i sa- m em i źródłam i elektryczności, otrzym ują ła d u n k i różne, naw et wtenczas, gdy grubość w arstw y izolatora jest ta sa ­ m a, jeżeli tylko zm ienim y rodzaj m atery ału izolującego.

Maxwell zanadto dobrze poznał p rac e F a ra d a y ’a, aby zba­

gatelizow ać doniosłość w pływ u dielektryków i konieczność przypisania im roli czynnej.

Zresztą jeżeli św iatło rzeczywiście m a być niczem in- nem , ja k tylko zjaw iskiem elektrycznem , to jest rzeczą konieczną, aby naw et izolatory, w chw ili, gdy św iatło przez nie przechodzi, były siedliskiem tego zjaw iska elek­

trycznego: tak więc zjaw iska elektryczne m uszą również zachodzić w dielektrykach. Na czemże jed n a k one polegają?

Maxwell odpow iada śm iało: są to prądy.

W szystkie dośw iadczenia jego czasu zdaw ały się te ­ m u przeczyć; p rą d mógł pły n ąć tylko przez przew odnik.

Jakże Maxwell m ógł pogodzić swoje śm iałe przypuszcze­

nie z tak dobrze znanym faktem ? Dlaczego w pew nych określonych w a ru n k a c h p rąd y te w yw ołują dające się z a u ­ w ażyć objaw y, a w przypadkach zw ykłych nie m ogą być obserw ow ane.

Przyczyną jest ta okoliczność, że dielektryki sprzeci­

w iają się przechodzeniu p rąd u elektrycznego nie d la te ­ go, żeby dielektryki staw iały większy opór, niż prze­

(30)

16

w odniki, lecz dlatego, że opór dielektryków jest zupełnie innego rodzaju. Myśl Maxwella zilustruje n am następ u ją­

ce porów nanie.

Przy naciąg an iu sprężyny napotykam y opór w zra­

stający wr m iarę jej naciągania. Gdy siła odkształcająca jest ograniczona, nadchodzi taki stan, że opór staw iany przez sprężynę nie może już być dalej pokonyw any, ruch ustaje i następuje stan rów now agi. A gdy siła działać przestanie, to podczas kurczenia się sprężyny otrzym am y tę sam ą ilość pracy, ja k ą w ykonaliśm y przy rozciągnięciu.

P rzypuśćm y teraz, że m am y zam iar w praw ić w ru c h jakieś ciało zanurzone w wodzie: tu taj też m am y do czy­

nienia z oporem zależnym od szybkości, z jak ą ciało się porusza; przy stałej jed n a k szybkości nie będzie się on zw iększał w m iarę zw iększania się drogi, przebyw anej przez poruszające się ciało. Ruch trw a ć będzie dopóty, dopóki działa siła; rów now aga nie nastąpi nigdy; a gdy w końcu siła działać przestanie, ciało nic będzie się po­

ruszało wstecz i praca w ykonana podczas poruszania go naprzód, z powroLem otrzym ana być nie może; na skutek tarcia w ew nętrznego cała p rac a została zam ieniona na ciepło.

Różnica jest jasna: należy’ odróżniać opór sprężysty od oporu lepkiego. Z tego więc w ynikałoby, że d iele k try ­ ki zachow ują się względem ru ch u ład u n k ó w elektrycznych jak ciała sprężyste wobec ruchów m echanicznych; prze­

w odniki natom iast zachow yw ały się, jak ciecze lepkie.

Stąd dw a rodzaje prądów : p rąd y dielektryczne, czyli prądy Maxwell’a, które zachodzą w dielektrykach, i zw ykłe prądy p r z e w o d z o n e , które pły n ą w przew odnikach.

(31)

Poniew aż pierwsze m ają do przezw yciężenia pewnego rodzaju opór sprężysty, przeto mogą być tylko k ró tk o ­ trw ałe: z pow odu ciągłego w zrastan ia oporu, rów now aga bardzo szybko się ustala.

P rąd y przewodzone, naodw rót, m ają do poko n an ia pewnego rodzaju opór lepki i wobec tego m ogą trw ać tak długo, ja k długo trw a siła elektrobodźcza, w k tórej biorą początek.

Pow róćm y do naszego p o ró w n an ia zapożyczonego z h y d rau lik i. Przypuśćm y, że m am y zbiornik z wodą pod ciśnieniem ; połączm y go z ru rą pionow ą. W oda zacznie się do niej przelew ać, ru c h jej jed n a k ustanie n aty ch m iast po osiągnięciu rów now agi hydrostatycznej. Jeżeli ru ra jest dość szeroka, nie będzie znacznego ta rc ia ani stra ty energji, i wroda, w ten sposób podniesiona, będzie m ogła w ykonać pew ną pracę. Mamy tu obraz p rą d u d ielek try ­ cznego.

Jeżeli natom iast woda ze zbiornika w ypływ a przez r u ­ rę poziom ą, ru ch będzie trw a ł dopóty, dopóki zbiornik się nie opróżni; jeżeli ru ra jest w ązka, s tra ta pracy i wy­

tw arzanie się ciepła w skutek ta rc ia będą znaczne. Jest to obraz p rą d u przewodzonego.

Chociaż byłoby rzeczą niemożliwrą, a poniekąd i zby­

teczną chcieć w yobrazić sobie wszystkie szczegóły takiego m echanizm u, to m ożna jed n a k powiedzieć, że całe zja­

wisko ta k się odbyw a, jak gdyby w ynikiem prąd ó w p rze­

mieszczenia było napięcie wielkiej liczby m aleń k ich sprężynek. Gdy p rą d ustaje, w ytw arza się rów now aga elektrostatyczna, a sprężynki tem m ocniej są napięte, im silniejsze jest pole elektryczne. P ra c a nagrom adzona

P o in care. T e o ry a M axw ell’a. 2

(32)

18

w sprężynkach, czyli energia elektryczna, może być c a ł­

kowicie otrzym ana z pow rotem , gdy tylko sprężynki będą m ogły się rozprężyć. W ten sposób otrzym ujem y pracę m echaniczną, pozw alając przew odnikom zbliżać się do siebie pod w pływ em przyciągania elektrostatycznego. Przy­

ciągania te są w naszem p o ró w n an iu w ynikiem sił, jakie n a przew odniki w yw ierają napięte sprężynki. W reszcie, chcąc porów nanie nasze doprow adzić do końca, należa­

łoby przeprow adzić analogię pom iędzy w yładow aniem przez iskrę, a pęknięciem pew nej liczby zbyt m ocno n a ­ ciągniętych sprężynek.

Przeciw nie, p raca, w ydatkow ana na wzniecenie p rą ­ dów przew odzonych, jest straco n a i cała zam ienia się na ciepło, podobnie ja k p rac a zużyta n a p o k o n an ie tarcia, czy lepkości cieczy. T o w ł a ś n i e j e s t p r z y c z y n ą r o z g r z e w a n i a s i ę p r z e w o d n i k ó w , p o k t ó r y c h p r z e p ł y w a p r ą d .

W edług poglądów M axwell’a, m ogą istnieć tylko p rądy zam knięte. D aw niejsi badacze zjaw isk elektrycznych sądzili inaczej. Uważali oni za zam knięty tylko tak i p rąd , który płynie w przew odniku, łączącym oba bieguny ogniwa. Jeżeli jed n a k oba bieguny, zam iast bezpośrednio ze sobą, są połączone odpow iednio ze zbrojam i ko n d en ­ satora, to p rą d chw ilow y, tw ający tylko do m om entu n a ­ ład o w a n ia kondensatora, uw ażany b y ł za otw arty; p rąd taki, ja k sądzono, płynie od jednej okładki do drugiej przez d ru t i ogniwo i zatrzym uje się n a pow ierzchni o k ła ­ dek. Przeciw nie, Maxwe.ll przypuszcza, że p rąd , pod po­

stacią p rą d u przem ieszczenia, przenika przez w arstw ę, izo­

(33)

lato ra, rozdzielającą obie zbroje, i że w ten sposób p rąd jest całkow icie zam knięty. O pór sprężysty, jak i n ap o ty k a w swym biegu, tłum aczy jego krótkotrw ałość.

P rą d y elektryczne m ogą się ujaw n iać w trzech ka- tegoryach zjaw isk: w d z ia łan iu cieplnem , w d ziałaniu na m agnesy i p rąd y oraz w p rąd a c h in d u k cy jn y ch , które w zbudzają. W yżej widzieliśm y, dlaczego p rąd y przew o­

dzone w yw iązują ciepło i dlaczego nie w idzim y tego wcale przy p rą d a c h przem ieszczenia. N atom iast, w edług hypo- tezy M axwell’a, prądy, k tó ry c h istnienie przypuszcza, po­

w inny, podobnie do prądów zw ykłych, wrywoływ'ać zja­

w iska elektrom agnetyczne, elektrodynam iczne i indukcyjne.

Dlaczegóż jed n a k nie m ożna się było przekonać o istnie­

niu ty ch zjawisk? Oto dlatego, że p rąd dielektryczny o ja ­ kiem takiem natężeniu nie może trw ać długo w tym sa­

m ym kierunku: wciąż w zrastające napięcie sprężynek w krótce go zatrzym a. T ak więc w dzielektrykach nie m ożna otrzym ać a n i dłużej trw ającego p rą d u stałego, ani dostrzegalnego p rą d u przem iennego o dużym okresie zm ien­

ności. Przeciw nie, zaczynam y dostrzegać pewTne zjaw iska tego rodzaju dopiero w tenczas, gdy zm iana p rą d u odbywra się bardzo szybko.

3. Natura św ia tła . Te to zjaw iska, w edług Max- w ell’a, stanow ią istotę św iatła; fala św ietlna jest szeregiem prądów przem iennych, zachodzących w dzielektrykach, a naw et w pow ietrzu i w próżni m iędzynaplanetarnej; ich kieru n ek zm ienia się około k w adryliona razy n a sekundę.

Potężne działanie indukcyjne, w yw ołane przez tak częstą zm ienność kieru n k u p rąd u , w ytw ąrza w sąsiednich czę­

(34)

20

ściach d ielektryku nowe prądy, i w ten sposób fale św ie­

tlne przenoszą się dalej i dalej. R achunek dowodzi, że szybkość ich rozchodzenia się jest ró w n a stosunkow i jed­

nostek elektrycznych, t. j. rów na się szybkości św iatła.

Te p rąd y przem ienne stanow ią rodzaj d rg ań elek­

trycznych. Zachodzi pytanie, czy są one podłużne, jak drga­

nia dźwiękowe, czy może poprzeczne, ja k d rg an ia w ete­

rze F re sn e l’a. W p rzypadku dźw ięku pow ietrze kolejno podlega zgęszczeniom i rozrzedzeniom . Przeciw nie, eter F resn el’a zachow uje się podczas d rg ań tak , ja k gdyby się sk ła d a ł z w arstw nieściśliw ych, m ogących się jedynie śliz­

gać jed n a po drugiej. Gdyby istniały p rąd y otw arte, elek­

tryczność, przenosząc się z jednego końca swej drogi na drugi, grom adziłaby się na nim ; podłegałaby zgęszcze­

niom lub rozrzedzeniom , ja k powietrze, jej d rg an ia byłyby podłużne. Maxwell jed n a k przypuszcza istnienie tylko p rą ­ dów zam k niętych: takie nagrom adzenie się ład u n k ó w elektrycznych jest niem ożliwe, i elektryczność zachow uje się, ja k nieściśliw y eter F resnel’a, jej d rg an ia m ają c h a ­ ra k te r poprzeczny.

T ak więc o d najdujem y tu ta j wszystkie cechy c h a ­ rakterystyczne teoryi falowej. Nie w ystarczało to je d n a k by skłonić fizyków do przyjęcia teoryi MaxwelPa, k tó ra w praw iła ich raczej w zachw yt, aniżeli przekonała.

W szystko, co m ożna było powiedzieć n a jej' korzyść, to chyba tylko to, że nie b yła ona w sprzeczności z żadnym z zaobserw ow anych faktów ; i w ielką byłoby szkodą, gdyby się okazała błędną. B rakło jej je d n a k potw ierdzenia eksperym entalnego: m usiano na nie czekać dw adzieścia pięć lat.

(35)

T rzeba było szukać rozbieżności pom iędzy teoryą sta rą a Maxwellowską, rozbieżności, któ rab y nie b y ła zbyt su b leln ą dla naszych grubych środków spostrzegaw czych.

Znaleziono jed n ą tylko, a ta d a ła pole do w ykonania e x p e r i m e n t u m c r u c i s .

Było to dziełem H ertza, o którem teraz pom ówimy.

(36)

ROZDZIAŁ III.

FALE ELEKTRYCZNE PRZED HERTZEM.

1. D ośw iad czen ia Feddersena. P rą d y przem ienne otrzym yw ano już bardzo wcześnie zapom ocą środków m e­

chanicznych, używ ając n ap rzykład k o m u tato ró w obroto­

w ych, przeryw aczy m łoteczkow ych i t. p. Pod pew nym względem były to już d rg an ia elektryczne, których okres b y ł jed n a k bardzo duży.

Rozbrojenie kondensatora pozw alało otrzym yw ać oscylacye znacznie szybsze. Feddersen pierw szy okazał do­

św iadczalnie, że w yładow anie butelki lejdejskiej w pewr- nych w a ru n k a c h może być oscylujące. Iskrę, otrzym yw aną przy rozbrajaniu butelki lejdejskiej, obserw ow ał on zapo­

m ocą lusterka wklęsłego, obracającego się naokoło osi; za pom ocą tego lustra rzucał obraz iskry n a płytkę fotogra­

ficzną i w ten sposób otrzym yw ał obrazy rozm aitych postaci iskry.

Zm ieniał opór obwodu: przy oporze słabym otrzy­

m yw ał w yładow yw ania oscylujące, a przyjęła m etoda b ad an ia pozw alała m u obserw ować, w jak i sposób zm ie­

n ia się okres oscylatyi w zależności od zm iany pojem no­

ści kondensatora lub sam oindukcyi obwodu.

(37)

Dla zm iany pojem ności, w ystarczało zm ienić liczbę b utelek lejdejskich. F eddersen spraw d ził z pewnem przy­

bliżeniem proporcyonalność okresu do pierw iastku kw a­

dratow ego z pojem ności.

Aby zm ienić sam oindukcyę, Feddersen zm ieniał d łu ­ gość d ru tu przewodzącego. O kazało się, że okres jest m niej więcej p ro p orcyonalny do pierw iastka kw adratow ego z sa- m oindukcyi, ale tylko m niej więcej, gdyż długość d ru tu w dośw iadczeniach F eddersena dochodziła nieraz do wielu set m etrów , d ru t zawieszony był na m urze i sta n o w ił .razem z nim praw dziw y kondensator, którego pojem ności nie m ożna było zaniedbać wobec pojem ności k o n d en sa­

to ra głównego.

Spółczynnika liczbowego Feddersen nie m ógł o b li­

czyć, gdyż nie zn ał do k ład n ie pojem ności użytych k o n ­ densatorów ; m ógł spraw dzić jedynie praw o proporcyonal- ności.

Feddersen o trzym ał wielkość okresów porządku KT4 sekundy.

Zwiększając stopniow o opór przez w łączanie w o b ­ wód m ałych ru re k z kw asem siarkow ym , Feddersen otrzy­

m a ł w yładow ania ciągłe, następnie, przy bardzo dużym oporze, jaki dają, n aprzykład, zw ilżone n itk i, w yładow a­

nia staw ały się przeryw ane.

Rzecz jasn a, ¿e w yładow anie ciągłe pow inno dać w w irującym lu sterk u ciągłą sm ugę św iatła; w yładow anie przem ienne lub przeryw ane pow inno dać szereg plam św ietlnych, oddzielonych jed n a od drugiej.

Fotografie w yładow ań oscylujących, otrzym ane przez Feddersena, m ają w ygląd szczególny. W idać n a n ich sze­

(38)

24

reg pun k tó w św ietlnych i ciem nych, odpow iadających dw óm końcom iskry; p u n k ty św ietlne jed n ak , należące do jednego z końców iskry, odpow iadają pu n k to m ciem nym drugiego końca i odw rotnie.

F a k t ten łatw o wytłóm aczyć: gdy iskra przebija po­

wietrze, świecą cząsteczki, oderw ane z elektrody dodatniej;

n a elektrodzie ujem nej nato m iast podobne zjaw isko nie zachodzi; koniec d o datni jest więc jaśniejszy od końca ujem nego.

Zdjęcia Feddersena dowodzą więc, że każdy z koń­

ców iskry kolejno staje się to d odatnim , to ujem nym . W yładow anie nie odbyw a się więc w^ciąż w jednym kie- kunku: nie jest ono przeryw anem ; m am y tu do czynienia z w yładow aniem w a h a d ł o w em .

2. T e o ry a lorda Kelvina. Dośw iadczenia F ed d er­

sena m ogą bj'ć w ytłóm aczone w sposób bardzo prosty.

W yobraźm y sobie dw a przew odniki (w dośw iadczeniu Feddersena będą niem i zbroje kondensatora), połączone drutem : jeżeli tylko ich potencyały są różne, to ró w no­

w aga elektryczna jest wr n ich naruszona; podobnież n a ru ­ szona jest rów now aga m echanicznego w a h a d ła, odchylo­

nego od pionu. W obu ty ch przypadkach w idzim y dąż­

ność do przyw rócenia rów now agi.

P rą d płynie po d ru cie i dąży do w yrów nania po- ten c y a łu obu przew odników ; ta k sam o w ahadło p o ­ w raca do położenia pionowego. W a h ad ło jed n a k nie za­

trzy m a się wr swem położeniu rów now agi; nabyw szy pew ną szybkość, m ija je w skutek swrej bezw ładności. Podobnież, gdy po w yładow aniu naszych przew odników rów now aga na chw ilę pow róci, n aty ch m iast będzie zakłócona; działać

(39)

tu będzie pew na przyczyna, analogiczna do bezw ładności:

jest nią s a m o i n d u k c y a . W iadom o, ż e g d y p rą d ustaje, w d ru ta c h sąsiednich pow staje p rą d o tym sam ym kie­

ru n k u . To sam o zjawisko zachodzi w tym sam ym d r u ­ cie, po którym przechodzi p rą d w zbudzający; ostatni w ten sposób jest podtrzym yw any przez p rą d wzbudzony.

Innem i słowy p rą d trw a jeszcze, gdy przestała dzia­

ła ć przyczyna, któ ra go w yw ołała; ta k sam o ja k b ry ła nie zatrzym uje się w sw'ym ru c h u n aty ch m iast po u s ta ­ n iu działan ia siły, któ ra ją w ru ch w praw iła.

Gdy oba potencyały już się w yrów nały, p rą d trw a wciąż jeszcze w tym sam ym k ieru n k u , a w skutek tego oba przew odniki otrzym ają ła d u n k i odw rotne względem posiadanych poprzednio.

J a k w przy p ad k u w a h a d ła tak i tu położenie ró ­ w now agi jest przekroczone: aby je przyw rócić, zjaw isko m usi się odbyć w k ieru n k u odw rotnym .

W chw ili pow tórnie zachodzącej rów now agi, ta sam a prz}rczyna znow u ją narusza; w a h a n ia odbyw ają się więc nieprzerw anie.

R achunek wskazuje, że okres w a h a n ia zależy od po­

jem ności przew odników ; odpow iednie więc zm niejszenie tej pojem ności, co zresztą nie jest rzeczą tru d n ą , w y sta r­

cza do otrzym ania w a h a d ł a e l e k t r y c z n e g o , dającego p rąd y o bardzo m ałym okresie przem ienności.

3. R óżne porów n ania. W celu w y tłum aczenia teo- ryi lorda K elyina używ ałem po ró w n an ia z w ahadłem ; m ożna byłoby zresztą użyć wiele innych.

Zam iast w a h a d ła użyjem y k ainertonu; w yprow adzony z położenia rów now agi, będzie dążył w skutek swej sprę­

(40)

26

żystości do pow rócenia do niego, porw any jed n a k przez bezw ładność, m inie je, a siły sprężyste znow u go cofną z pow rotem — i ta k dalej; w ten sposób kam erton w ykona szereg drgań.

T ak więc sprężystość k am erto n u odgryw a ta k ą sam ą rolę, ja k siła ciążenia w teoryi w a h a d ła, lub ja k siła elektryczna w w yładow aniach oscylujących b utelki lej­

dejskiej; bezw ładność sprężyny w ystępuje n a m iejsce bez­

w ładności w a h a d ła albo sam oindukcyi.

Lepiej jed n a k może pow rócić do po ró w n an ia z h y ­ drauliki. W yobraźm y sobie dw a naczynia połączone po­

ziom ą ru rk ą ; aby w oda była w n ich w położeniu rów no­

wagi, jej poziom musi być w spólny w obu naczyniach.

Jeżeli w skutek jakiejbądź przyczyny rów ność jej po­

ziomów zostanie zakłócona, ujaw ni się ru c h w k ieru n k u przyw rócenia rów now agi; obniży się poziom w naczyniu A, gdzie b y ł poprzednio wyższy, i podniesie się w naczyniu B , gdzie był niższy; w oda w rurze poruszy się w k ieru n k u od naczynia A do naczynia B. W skutek bezw ładności wody, zaw artej w rurce, jej ru ch nie ustanie w chw ili przyw rócenia równości poziomów. Poziom podniesie się wyżej w naczyniu B niż w A. W tedy to sam o zjaw isko pow tórzy się w k ieru n k u odw rotnym — i ta k dalej.

Będziemy więc mieli szereg oscylacyi: jakiż jed n ak będzie ich okres? Będzie on tein większy, im większy jest przekrój naczyń, co do których zakładam y, że m ają kształt walców. I rzeczywiście, jeżeli litr w ody przepływ a z jednego naczynia do drugiego, w yw ołana przez to róż­

nica poziomów będzie tem m niejsza, im większy będzie

(41)

przekrój naczyń. Siła poruszająca będzie w tenczas m n ie j­

sza i oscylacye powolniejsze.

Z drugiej strony okres będzie tern dłuższy, im ru rk a będzie dłuższa: wszystką wodę, zaw artą w rurce, trzeba poruszyć, aby litr w ody z jednego naczynia przelać do drugiego. Bezwładność, k tó rą trzeba tu pokonać, jest tern większa i oscylacye tern powolniejsze, im dłuższa jest ru rk a.

W pierwszym rozdziale widzieliśm y, że przekrój n a ­ czynia odpow iada pojem ności, długość ru rk i— sam oinduk- cyi. Okres oscylacyi elektrycznych będzie więc tem d łu ż ­ szy, im większe będą pojem ność i sam oindukcya.

4. Zanikanie. W iadom o, że oscylacye w a h a d ła nie trw a ją nieskończenie długo; każde w ahnięcie posiada am plitudę m niejszą od poprzedniego i po pew nej ilości co­

raz to m alejących w a h n ięć w jednym i drugim k ieru n k u w ahadło zatrzym uje się w końcu.

Jest to w ynikiem tarcia. W idzieliśm y zresztą, że w' zjaw iskach elektrodynam icznych jest pew na przyczyna, d ziałająca podobnie ja k tarcie; jest to opór omowy. O scy­

lacye elektryczne m uszą więc zw alniać biegu tak , jak ru ch y w ahadła; zan ik ają, zm niejszają swoją am p litu d ę i w końcu zatrzym ują się zupełnie.

T arcie w p ływ a na okres w a h ad ła w sposób bardzo nieznaczny. Podobnież opór omowy najczęściej nie będzie w sposób znaczny w pływ ał na okres oscylacyi elektrycz­

nych; będą się one staw ały coraz to drobniejsze, tem po ich jed n a k nie stanie się w yraźnie pow'olniejszem.

W niektórych dośw iadczeniach jednak F eddersen używ ał bardzo dużych oporów; okres, ja k to zresztą m ożna

(42)

28

przewidzieć, staje się w tedy znacznie większym. W przy­

p a d k u sk rajn y m w yładow anie przestaje być oscylującern.

W yobraźm y sobie, że w ahadło porusza się w środo­

w isku bardzo lepkiem i staw iającem duży opór: będzie się ono opuszczało nie ruchem przyśpieszonym , lecz p o ­ woli, dojdzie do położenia rów now agi z szybkością rów ną zeru, i już go nie m inie. Oscylacyi nie będzie.

W ten to sposób skonstruow ano galw anom etry, zwa­

ne aperyodycznym i: igła, um ieszczona w pobliżu k rąż k a i m iedzianego, w którym pow stają p rąd y F o u c a u lfa , m usi przy poruszaniu się pokonać bardzo duży opór; opór ten działa, ja k rzeczywiste tarcie. T ak więc igła, zam iast w a­

h a ć się w jed n ą i w dru g ą stronę od położenia ró w no­

wagi, co byłoby niedogodnem dla obserw atora, powoli osiąga położenie stałe i w niem się zatrzym uje.

P rzykłady te z dziedziny m echaniki wystarczą, by w ytłóm aczyć, ja k odbywra się w yładow anie butelki lejdej­

skiej, gdy opór om owy jest bardzo duży.

B utelka osiąga rówmowagę elektryczną powoli i nie przekracza jej wcale. W yładow anie przestaje być oscylują- cem, staje się ciągiem . Tego w łaśnie dow iodły dośw iad­

czenia Feddersena i w ten sposób całkow icie potwierdził}' teoryę lorda Kelvina.

T arcie i inne opory podobne nie są jed y n ą przy­

czyną z an ik an ia drgań, nie cała energia ciał oscylujących zam ienia się n a ciepło.

Rozważmy nap rzy k ład widełki strojowre, któ ry ch a m ­ p litu d a d rg ań stopniow o się zm niejsza. N iewątpliwie za­

chodzą tu tarcia, które kam erton lekko nagrzew ają; jed n o ­ cześnie jed n a k słyszym y dźwięk: jest tu więc poruszane

(43)

pow ietrze, które energii swego ru c h u zapożycza od ka- m ertonu. Część energii k am erto n u rozprasza się drogą swego rodzaju prom ieniow ania nazew nątrz.

Podobnież energia oscylacyi elektrycznych rozprasza się pod dw iem a postaciam i: opór omowy przekształca jej część na ciepło; w krótce je d n a k zobaczym y, że d ru g a jej część prom ieniuje nazew nątrz, zachow ując sw ą n a tu rę elektryczną: jest to fakt, k tóry teorya M axwell’a pozw a­

lała przewidzieć, a który pozostaje w sprzeczności ze starą elektrodynam iką.

Oscylacye elektryczne podlegają więc podw ójnem u h am ow aniu; w skutek oporu omowego (analogicznego do tarc ia ) i w skutek prom ieniow ania.

(44)

ROZDZIAŁ IV.

WIBRATOR HERTZA.

1. Odkrycie H ertza. P rąd y dielektryczne, p rze­

w idziane przez teoryę M axwell’a, nie m ogły być zauw a­

żone w n o rm aln y ch w aru n k ach . Powiedzieliśm y, że m uszą one przezwyciężyć opór sprężysty, k tóry wciąż się zwięk­

sza w m iarę ich trw an ia ; m uszą więc być one albo b a r­

dzo słab e, albo bardzo krótkotrw ałe, jeżeli tylko stale za­

chodzą w tym sam ym kierunku. Aby m ożna było zau­

w ażyć ich skutki, m uszą one często zm ieniać kierunek, ich przem ienność m usi być bardzo gw ałtow na. P rądy prze­

m ienne techniczne, naw et oscylacye Feddersena dla tego celu są niedostateczne.

Z tej to przyczyny m yśli M axwell’a dw adzieścia lat oczekiw ały potw ierdzenia eksperym entalnego. Hertzowi przypadło w udziale dać to potwierdzenie. Uczony ten, którego życie było ta k krótkie, a tak pracow ite, począt­

kowo m ia ł się poświęcić zawodowi budowniczego. Pow o­

ła n ie nieprzeparte pchało go w k ieru n k u n a u k i czystej.

W yróżniony i zachęcony przez H elm holtz’a, m ianow any b y ł profesorem nadzw yczajnym politechniki w K arlsruhe:

(45)

tam w y k o n ał on prace, które u n ieśm ierteln iły jego imię, i z u k ry cia odrazu przeniosły go w k rain ę sław y.

Niedługo jed n a k cieszył się rozgłosem: zaledwo zdo­

ła ł założyć sobie nowe lab o ratoryum w Bonn; gdy cho­

roba pozbaw iła go m ożności korzystania z niego, a śm ierć go w krótce zab rała. Pozostaw ił nam je d n a k — poza swem genialnem odkryciem —olbrzym iej wagi dośw iadczenia nad prom ieniam i katodow em i i bardzo o ry ginalną i głęboko pom yślaną książkę o iiiozoiii m echaniki.

2. Zasada w ibratora. Chodziło o to, by, ja k to pow iedziałem , otrzym ać w ibracye nadzwyczaj szybkie.

W edług tego, cośmy powiedzieli w rozdziale III, zdaw ałoby się, że w ystarczyłoby pow tórzyć dośw iadczenia Fedder- sena, zm niejszając pojem ność i sam oindukcyę. W podobny sposób otrzym uje się szybkie oscylacye w ah ad ła, zm niej­

szając jego długość.

Nie w ystarcza jed n a k skonstruow ać w ahadło; trzeba jeszcze w praw ić je w ruch. Jest więc rzeczą konieczną, by jak ab ąd ż przyczyna w ychyliła je z położenia rów now agi i żeby następnie przestała działać nagle, to jest w prze­

ciągu czasu bardzo m ałego w poró w n an iu z okresem jednego w ahnięciu; bez tego nie będzie się ono w ahało.

Jeżeli n a p rzy k ład ręką odchylić wrah a d ło od położe­

n ia pionowego, a następnie zam iast puścić je raptem , po­

woli w yciągać rękę, nie rozw ierając palców , ciągle pod­

trzym yw ane w ahadło z szybkością rów ną zeru przybędzie do położenia rów now agi i nie przekroczy go wcale.

Jednem słow em czas w yzw alania w a h a d ła pow inien być bardzo m ały w poró w n an iu z okresem oscylacyi; tak więc przy okresach, w ynoszących jed n ą stom ilionow ą se­

(46)

32

kundy, nie m ógłby być użyty w tym celu żaden u k ład m echaniczny, jakkolw iek krótkim on by się nam w y d a­

w a ł w p orów naniu z naszem i zw ykłem i jednostkam i czasu.

Ilertz rozw iązał kwestyę w sposób następujący:

W eźm y nasze w ahadło elektryczne (patrz str. 23) i w drucie, który łączy oba przew odniki, zróbm y przerwę, w ynoszącą kilka m ilim etrów . Połączm y obie sym etryczne części naszego a p a ra tu w ten sposób otrzym ane, z dw om a biegunam i cewki R u h m k o rffa . P rąd ind u k cy jn y w krótce n aład u je oba konduktory, a różnica ich potencyałów bę­

dzie w zrastała stosunkow o powoli.

Przerw a początkowo nie pozwoli w yładow ać się prze­

w odnikom ; powietrze w tej przerw ie zachow uje się ja k izolator i utrzym uje nasze w ychylone w ah ad ło w poło­

żeniu rówfiowagi.

Gdy jed n a k różnica potencyału stanie się dostatecz­

nie w ielką, w cewce błyśnie iskra i u to ru je drogę elek­

tryczności, zebranej n a k o nduktorach. Przerw a w prze­

w odnikach przestanie je w tej chw ili izolować, i nastąpi jakgdyby wyzwolenie nagrom adzonej elektryczności, zn i­

knie więc przyczyna, któ ra nie pozw alała w 'ahadłu pow ró­

cić do położenia rów now agi. Jeżeli pew ne dość zaw iłe w aru n k i, sta ra n n ie zbadane przez H ertza, będą spełnione, w yładow anie będzie dostatecznie k rótkotrw ałe, aby wy­

w ołać oscylacye.

3. Form y w ib ratorów . T ak więc zasadnicze części oscylatora stanow ią:

1) Dwa sk ra jn e przew odniki o dużej względnie po­

jem ności, którym cewka dostarcza początkowTo ład u n k ó w

(47)

różnoim iennych; przew odniki te w ym ieniają ła d u n k i po każdej pół-oscylacyi.

2) Przew odnik pośredni w kształcie d ru tu , przez który elektryczność przechodzi z jednego ze sk rajn y ch przew odników do drugiego.

3) Iskiernik z m ikrom etrem , um ieszczony w środku przew odnika pośredniego. Jest to m iejsce oporu, który po­

zw ala w ychylić w ahadło elektryczne z położenia rów no­

wagi: opór ten znika m o m entalnie w chw ili przebiegania iskry, co w yzw ala w ah ad ło i puszcza je w ru ch .

4) Cewka in d u k cy jn a, której bieguny połączone są z obiem a połów kam i w ib rato ra, a które nad aje im pierw ­ sze ła d u n k i. Jest to, że ta k powiem, ręka, w ychylająca w ahadło z położenia rów now agi.

W pierw szym w ibratorze H ertza przew odw ikam i sk ra jn y m i były dwie kule o prom ieniu 15 cm., a prze­

w odnikiem pośrednim — d ru t długości 150 cm.

H ertz zastępow ał też kule przez p łytki prostokątne.

Zegnijm y przew odnik pośredni w kształcie prosto­

k ą ta i zbliżm y obie blaszki tak , by utw orzyć z n ich zbroje kondensatora płaskiego, a otrzym am y ekscytator B lo n d lo fa

P o in c a re . T e o ry a MaxweH'a.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W tym kontekście właśnie biblioteki publiczne wskazuje się jako instytucje, które powinny popularyzować i realizo- wać ideę information literacy oraz być przewodnikiem dla

Tekst poświęcony został wizji duchów i zjaw nakreślonej w drugiej części „Dziadów” Adama Mickiewicza. Ludowe zwyczaje pełne są mistycyzmu i tajemnicy

Trudno rozstrzygnąć czy tak otw arcie postaw ione propozycje le ­ gata były dla króla K azim ierza zaskoczeniem, czy też b rał je w rachubę już godząc się

Do kreowania środowiska wysokiej produktywności, które autorzy artykułu utożsamiają ze środowiskiem pozytywnie oddziałującym na konkurencyjność firm przyczyniają

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy

Od wielu lat zajmuje się problem atyką samobójstw, w swoim dorobku naukowym posiada kilkadziesiąt publikacji z tego zakresu, w tym również wiele prac wydanych za

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie

Pomiaru prądu dokonuje się za pomocą amperomierza, który włączany jest szeregowo do obwodu (lub jego jednej gałęzi), w którym chcemy zmierzyć prąd.. Amperomierz posiada