• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZRed.a.łscyi: EirafeowsMe-Przedmieście, IbTr ©<3.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZRed.a.łscyi: EirafeowsMe-Przedmieście, IbTr ©<3."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV° 1 9 - Warszawa, d. 8 maja 1898 r. T o m X V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: ro czn ie rs. 8, k w artaln ie rs. 2 Z prze syłką pocztową: ro czn ie rs. 10, p ó łro czn ie rs. 5 P ren u m e ro w a ć m ożn a w R e d ak cy i „ W szech św ia ta"

i w e w sz y stk ic h księgarniach w kraju i zagranica.

Komitet Redakcyjny W szechświata s ta n o w ią P a n o w ie D e ik e K ., D ick ste in S ., H o y e r H . J u rk ie w ic z K ., K w ie tn ie w s k i W ł., K r a m szty k S ., M o ro z e w ic z J., N a - tanson J „ S zto lcm an J., T r zc iń s k i W , i W r ó b le w s k i W .

Adres ZRed.a.łscyi: EirafeowsMe-Przedmieście, IbT r © < 3.

K a r t k a z d z i e j ó w

Gabinetu mineralogicznego w Warszawie.0

K a żd y w iększy pom nik p racy ludzkiej m a swoję przeszłość, m a swoję h isto ry ą, k tó ra n iety lk o p o m ag a znacznie do je g o zrozum ie­

nia, ale jeszcze, p o zn an a dokładnie, uczy go cenić i szacunek w zbudza d la niego. Z biory naukow e, grom adzone w ciągu la t długich, sta ra n ia m i wielu pracow ników , zm ieniają ifizyognomią sw oją razem z lozw ojem wiedzy, a gdy w yw ołam y ich przeszłość z aktów z a ­ pylonych, zjaw ia się nam przed oczy sta n n a u k i z la t ubiegłych, w sta ją z grobów daw ­ ni b a d acze i ożyw iają się zbiory m artw ych okazów.

D o b a rd zo daw nych urządzeń naukow ych W a rsz a w y bezw ątpienia należy 'G a b in e t m ineralogiczny u n iw ersy tetu , gdyż istn ia ł on już p rz e d rokiem 1817-tym . N ie p rz e ­ chow ały się d o kum enty o jeg o ówczesnej zaw artości o b jaśn iające , je d n a k ju ż wtedy m usiał być dosyć zasobny, sąd ząc z dużej iiłości zbiorów d la szkół średnich przezna-

'*) Z aczerpnięte z archiw um G abinetu.

czonych, jak ie w tym czasie w y b ra ł zeń k u ­ stosz ówczesny.

Z aw iązkiem g ab in etu są zapew ne zbiory m ineralogiczne L iceum w arszaw skiego. Z b io ­ ry te nie dochow ały się do dziś, gdyż częś­

ciowo zo stały potem po ro zsy łan e do innych instytucyj; p odstaw ą zaś p ie rw o tn ą zbioru dziś istniejącego je s t d a r prof. Z ip se ra z N eu- s o h l - 700 okazów sk a ł i m inerałów w ęgier­

skich. O kazy te daw ca w ysyłał do W a r ­ szawy setkam i przez czas od ro k u 1817 do 1822. L ist Z ip s e ra do m in istra P o to c ­ kiego, pisan y dnia 10 m a rc a 1817 r., w k tó ­ rym profesor węgierski ofiaruje pierw szą se t­

kę swoich zbiorów, je s t najdaw niejszym do­

k um entem z dochow anych aktów gab in etu . Z wielką w dzięcznością p rz y ję ła i należycie oceniła ten d a r w spaniały ów czesna K om i- sya rządow a W y z n ań religijnych i Oświe­

cenia publicznego, dziękując ofiarodaw cy te- mi słowy : „M iło będzie K om issyi rządo- wey, miło uniw ersytetow i zachow ać Jego p a ­ mięć, iako M ęża słynącego nauki), obyw atela b ra tn ie g o niegdyś n aro d u , co przeięty du­

chem ro zszerzenia św iatła ta k skutecznie z swoiey stro n y usiłuie p rz y k ład a ć się w tey m ierze”.

W m aju roku 1818 cesarz A le k sa n d e r I

ofiarow ał d la Liceum 839 bardzo pięknych

(2)

29 0 W SZECH SW IA T N r 19.

okazów sk a ł i minerałów przeważnie syberyj-

j

skich i finlandzkich. N ie pozostaw ały jednak one widocznie dłngo w m iejscu pierwotnego j przeznaczenia, gdyż w roku 1821 ju ż objęte są wykazem zbiorów uniw ersyteckich. Do dziś zn ajd u ją się te okazy w gabinecie : mi­

n erały do zbioru głównego wcielone, skały zaś wybrane i ułożone osobno.

N iezadługo potem, bo w początkach re ­ ku 1819, zgłasza się listownie do Staszica główny ' radca górnictwa krajow ego E rn e st B ecker z propozycją sprzedania gabineto­

wi 5 594 okazów skał i minerałów. Z b io ­ ry B eckera znane były uczonym ówczesnym, gdyż mineralogowie krajow i i zagraniczni gorąco je polecili Komisyi oświecenia. Szyb­

ko zgodziła się K om isya zakupić wielki zbiór uczonego górnika za cenę 3000 dukatów ho ­ lenderskich, lecz nie zaraz stanęła ostateczna umowa. D ługo korespondował B ecker ze Staszicem , długie toczyły się układy, b a r ­ dzo ciekawe dla nas, przywykłych do usług p ary i elektryczności.

B ecker przebyw ał w K ielcach, tam bo­

wiem było miejsce jego urzędow ania, zbiory zaś jego znajdow ały się we E re ib e rg u . P il­

nie więc obiedwie strony obwarowały się co do zabezpieczenia sumy za zbiory należ­

nej, co do uszkodzeń, na które okazy m ogły­

by być narażone przy przewożeniu; obok teg o wyjednać trz e b a było u państw ościen­

nych uwolnienie zbiorów od ceł oraz od otw ierania pak i przeglądania okazów na granicach; zastrzedz należało wreszcie, co czynić ze zbioram i, wrazie g d jb y podczas układów wojna wybuchła. A nie było zby- tecznem to zastrzeżenie wobec burz niedaw^

nych, które nad E u ro p ą wówczas przeciąg­

nęły.

Umowa K om isji oświecenia z Beckerem sta n ę ła nakoniec 13 czerwca 1820 roku : pod­

pisano wtedy szczegółowy k ontrakt.

W e E re ib e rg u przebyw ał wtedy prof. P a w ­ łowicz, wysłany dla doskonalenia się w mine­

ralogii i geologii. Z a ra z po otrzym aniu pro- pozycyi B eckera K om isya oświecenia poleciła m u zasięgnąć na m iejscu wiadomości o zbio­

ra ch w mowie będących, a gdy ugoda za­

w a rtą została, jem u polecono być obecnym p rz y opieczętowaniu zbiorów przez urząd górniczy we F re ib e rg u , on upoważnionym b y ł do w ypłaty kupcowi tam tejszem u części

kwoty należnej Beckerowi, on wreszcie tow a­

rzyszył nieodstępnie zbiorom, wiezionym z E re ib e rg a przez W rocław do W arszawy.

A było tych minerałów 30 pak i stanowiły ciężar 62 centnarów, nie prędko więc Pawło>

wicz przybył do W arszaw y : stan ął na m iej­

scu dopiero 29 września 1820 roku.

Z araz po ukończeniu pedróży ten niezmor­

dowany tw órca i pierwszy kierownik gabinetu pom aga gorliwie Beckerowi w rozpakowaniu i układaniu zbiorów zakupionych (sprzedaw ­ ca bowiem zastrzegł sobie, źe osobiście gabi­

net ułoży), spraw dza z katalogiem w ręku zasoby rodzącego się muzeum, układa z dupli­

katów dawnych i świeżo przybyłych zbiory szkolne i zaopatruje w nie licea, szkoły woje­

wódzkie i wydziałowe, daje swoje opinie 0 zbiorach i katalogach ciągle do gabinetu napływ ających, składa B adzie uniw ersytetu 1 Komisyi oświecenia obszerne projekty i sprawozdania. J a k gorliwie pracow ał, m ożna mieć pojęcie chociażby z tego, źe w przeciągu niecałego roku 1821 oczyścił, określił gatunki i odmiany i przez nadanie świeżych odłamów przywrócił cechy ch arak­

terystyczne 14 759 rozm aitym zaniedbanym i wątpliwym okazom, które przez prywatne osoby ofiarowane były w tym czasie dla szkół średnich. A nie zapominajmy o tem, źe wszystkich tych prac dokonywał on poza wykładami w Liceum , gdzie był p ro feso rem 1);

obok tego pam iętajm y, źe w znacznej mierze utrudnioną m iał pracę przez ciasnotę i nie­

dogodność lokalu, ponieważ gabinet mieścił się w kilku zupełnie odosobnionjch i niewiel­

kich salach.

W roku 1821 dnia 3 października P aw ło­

wicz zdaje E adzie uniwersytetu i aport szcze­

gółowy o stanie gabinetu. Z biór składał się wtedy z ośmiu tjsięcy m inerałów i skał. K o ­ lek cje Z ipsera, cesarza A lek sand ra I i B ec­

k era wynosiły razem wzięte 7133 sztuki, zaś pozostałe 867 okazów powstały 1 z darów Rzewuskiej i M iinkwitza, oraz z kupna od m ark szajd ra M ullera z M arienb frga i od urzędu górniczego we E reibergu.

T reść ra p o itu pomienionego wskazuje, źe Paw łovicz s ta ł w zupełności na pozie mit)

■) W uniwersytecie wykładał mineralogią

prof. Hoffmann,

(3)

N r 19. W SZECH SW IA T 291 wiedzy współczesnej. G orąco zaleca on R a ­

dzie układ H auyego—nowość owych czasów—

poddaje szczegółowej krytyce układ W erne­

r a i porównywa obadwa system aty na przy­

kładach. Teorye założyciela krystalografii poznał on zapewne z ust samego ich twórcy, gdyż był w P ary ż a i naw et przywiózł ze sobą, dla gabinetu narzędzia, przez H auyego wy­

nalezione, używane i ospbiście sprawdzone.

B adając własności fizyczne minerałów, ja k to czynił H auy, Pawłowicz p am iętał jed n ak też o ich sk ła d z ie : przy gabinecie m ineralo­

gicznym założył m aleńką pracownię chemicz­

ną, k tó ra później, w roku 1834, po zwinięciu uniwersytetu sta ła się własnością gimnazyum wojewódzkiego w W arszawie. Pawłowicz założył oprócz tego bibliotekę podręczną przy gabinecie i zebrał w niej ważniejsze dzieła ówczesne z dziedziny mineralogii i geo­

logii, w której celował, ja k to widać z jego rozprawy, przytoczonej poniżej.

Pomim o zajęć nauczyciela i kustosza, P aw ­ łowicz m iał czas jeszcze na samoistne b ad a­

nia. W tych głównie widzieć się daje, źe Pawłowicz był jednostką ze wszechmiar wy­

bitną. W ydał on, mianowicie, pierwszą po Staszicu w języku polskim pracę naukową z dziedziny geologii i petrografii teoretycz­

nej '), w której dowodzi ogniowego powsta­

wania bazaltów. Obok rozległych wiadomo­

ści z dziedziny chemii, fizyki, mineralogii i geologii, obok znacznej erudycyi i zupełnej znajomości naukowej literatu ry bieżącej, Pawłowicza cechuje ścisłość, spokój, orygi­

nalne pomysły, jasny pogląd na rzeczy, a co najważniejsza—postępowość, ujaw niająca się przedewszystkiem w tłum aczeniu zjawisk geo­

logicznych przez powoływanie się n a doświad­

czenia. Zaszczyt to przynosi jego umysłowi, gdy zwrócimy uwagę, źe dziś dopiero—w 70

*) „O własnościach i początku bazaltów.

Rosprawa napisana w zamiarze otrzymania stop­

nia doktora filozofii w królewskim warszawskim uniwersytecie i na publicznem posiedzeniu Wy­

działu filozoficznego dnia 13 marca 1822 r. bro­

niona przez Mar. Ant. Pawłowicza.—W Warsza­

wie, w drukarni Jego c. k. Mości rządowey”.

Powodowany ważnością tej pracy w historyi na­

szej literatury naukowej, powziąłem zamiar ogłoszenia szczegółowego jej rozbioru w piśmie niniejszem, co mam nadzieję w niedługim czasie uskutecznić. — Z. W.

la t później—metody doświadczalne pozyskały sobie zaufanie geologów.

Niestrudzony profesor i kustosz m usiał być zapewne człowiekiem cichym, skromnym i nieubiegającym się o zaszczyty. W ra p o r­

tach swoich nigdy nie wspomina, wiele tru d u włożył w wykonanie tej lub owej pracy, ani też najlżejszem słowem nigdzie zasług swo­

ich nie podkreśla. N iem a też w aktach żadnej wzmianki o jakichkolwiek godnoś­

ciach lub odznaczeniach nań spływających, rek to r jednak, ks. Szweykowski, nigdy o nim nie zapom inał i nieraz p isał do Komisyi oświecenia w te sło w a: „R ad a Uniwersy­

tetu poczytuie za naywaźnieyszy dla siebie obowiązek polecić professora Pawłowicza łas­

kawym względom Komissyi, iako osobę aż do zapomnienia o sobie poświęcającą się dobru publicznem u”. Gorliwość tę Komisya ceniła ja k um iała, czego dowodem je s t wy­

znaczenie Pawłowiczowi jednorazowych gra- tyfikacyj : w roku 1821 w kwocie złp. 1800 i w r. 1822— 100 złotych czerwonych. Obie- dwie wyjednał mu rektor.

Z agranicą Pawłowicz był dwa razy. Pierw ­ szy raz w roku 1817, gdy wysłany był na kształcenie się, drugi ra z— w roku 1824 wy­

jech a ł, aby sprowadzić zbiory dla szkół.

W szerokim zakresie wykładano wtedy nauki przyrodnicze w gim nazyach, jeżeli każda praw ie szkoła posiadała zbiór, obejmujący zwykle około 1 0 0 0 okazów sk ał i minerałów.

Z a ostatnich la t Pawłowicza, jak o waż­

niejszy wpływ do G abinetu zanotować n a­

leży 11 dużych okazów złota i 8 platyny, ofiarowanych przez cesarza M ikołaja I.

Niedługo potem uniw ersytet zamknięto;

w tym samym czasie zm arł Pawłowicz. N a ­ deszły wtedy czasy krytyczne i dla gabinetu.

Echo strzałów dobiegło z pola walki i do cichej świątyni w iedzy: m inerały złożono w paki, a w salach gabinetu umieszczono rannych. Zbiory objął prof. K itajew ski, po­

tem ro zp ostarł nad niemi opiekę rek tor Szweykowski, wreszcie w roku 1833 dozór nad gabinetem mineralogicznym, wraz z ga-.

binetem zoologicznym i fizycznym powierzo­

no prof. Jarockiem u.

Z a urzędow ania tego „dyrektora” gabi­

netów, ja k go papiery m ianują, wzbogaciły gabinet słynne zbiory Puszą.

P usz był ra d cą górniczym i profesorem

(4)

292 W SZECHŚW IAT N r 19.

szkoły górniczej w K ielcach, „kiedy iednak—•

opiewa odnośny dokum ent—sku tkiem zaszłych zmian w A dm inistracyi G órnictw a zmuszo­

nym bydź może do poświęcenia swych usług innem u K raiow i, podał przeto do R ady A d- m inistracyiney K rólestw a przełożenie, ażeby Z biór (ten) wyiaśniaiący geognosią K raiow ą i zaw itraiący w sobie sztuk 3 699, nabydź ro zkazała dia którego z Insty tu tów N auko­

wych w K rólestw ie P olskiem ”.

P a d a adm inistracyjna odw ołała się do K om isji oświecenia, a ta zawezwała Lewoc- kiego, generalnego szkół w izytatora, oraz prof. Kitajewskiego i Jarockiego, aby swe zdanie o zbiorach P u szą wyjawili. P o słu ­ chajm y, co w tym przedm iocie mówią powo­

łani sprawozdawcy.

„Zbiór minerałów, o którym mowa, należy podobno do nayzn&komitszych dotąd istnie­

jących w swoim rodzaiu; iest on z tego wzglę­

du arcyważny . . . T en zbiór służył dotych­

czasowemu W łaścicielowi onego za podstawę iego szacownego dzieła o Geognozyi Polski, a ze znaney biegłości a u to ra w tym p rz e d ­ miocie, z le g o wielostronnych do geologicz­

nych poszukiwań niezbędnych w obecnym stanie nauki wiadomości, z lego pomys'ów i zapatryw ań oryginalnych m iarę braó m ożna 0 istotney wartości w mowie będącego zbio­

ru, ile że On i powiększey części wszystko na mieyscu sam zbierał w swoich licznych ex- kursyach, i z położenia swego urzędowego 1 stosunków swych m iał więcey iak ktokol­

wiek inny sposobności zostaw ania przez długi przeciąg czasu w nayciekawszych pod tym względem okolicach . . . T u należy ieszcze w ogólności co do P etrefak tó w ta uwaga, że w ogólney onych liczbie znayduie się nie m a ­ ło bardzo rzadkich, a co w iększa wiele ta ­ kich, co poraź pierwszy w Polsce odkrytem i zostały, a niektóre tak ie, co d o tąd w innych kraiach postrzeżonem i nie były . . . Z biór zyskałby n a mieyscu przez wcielenie go do zbioru m ineralnego b. U niw ersytetu w ar­

szawskiego . . . W k ra iu m a on oprócz geo- logiczno-geognostyczney ieszcze techniczną topograficzną, górniczą naukow ą wartość, czego rzeczywiście zag ran icą w takim sto p ­ niu miećby nie mógł. Bliższe oznaczenie ceny podobnego zbioru geologicznego . . . by­

łoby bardzo w ątle i niepewne, to iednak śm iało zapewnić możemy, źe cena 6000 zł.

polskich, podana przez Szanownego W łaści­

ciela, je st bardzo u m iark o w a n a,. . . z tych przeto powodów nie możemy iak spodziewać się, że kupno z tego względu przeszkody do­

znać nie powinno”. Oprócz tego w przeło­

żeniu Kornisyi oświecenia do R ady adm i­

nistracyjnej znajdujem y wzmiankę, że zbiór w mowie będący uznany został „za nader uź>teczny przez sławnego A leksand ra H u m ­ b o ld ta ”.

Te zdania sprawiły, że Kom isya oświaty zyskała u władzy wyższej zgodę na kupno zbiorów P uszą. K w otę potrzebną otrzymano z sum etatem na In sty tu t pedagogiczny oznaczonych, k tóre, z powodu nieistnienia jeszcze tego instytutu, za rok 1832 oszczę­

dzone zostały.

Oczyszczono więc i u p rzątn ięto jed n ę salę po lazarecie i w dniu 17 g ru dnia 1833 roku przeniesiono do niej zakupione zbiory z domu n-r liyp. 681 przy ulicy Leszno, gdzie p rz ed ­ tem się przechowywały.

Mniej więcej w tym samym czasie gabinet otrzym ał w darze od inżyniera Ohristianiego, dy rek to ra generalnego komunikacyi lądowej i wodnej, 2462 okazów skał i minerałów przeważnie polskich, lecz z temi niewiadomo co się stało. G abinet, przy poprawie gm a­

chów, lub przy zmianach w nich zachodzą­

cych, wielokrotnie bywał przekładany i p rz e ­ noszony, oprócz tego lata całe nieraz spoczy­

w ał w piwnicach pałacu Kazimierowskiego (pod b. biblioteką główną), wiele przeto oka­

zów poginęło, wiele też k artek oryginalnych, opiewających nazwę i pochodzenie okazu, zbutwiało; pozostały tylko k artk i świeższe, przez odbiorców powkładane, tak że dziś w ogólnym zbiorze niezawsze można określić, z której kolekcyi pochodzi ten lub inny okaz.

Cicho o gabinecie aż do roku 1850, gdy O krąg naukowy warszawski delegował ko- misyą do wygotowania ogólnego spisu m ine­

rałów , po b. uniwersytecie pozostałych. K o ­ misya jed nak prac swoich do końca nie do­

prowadziła, a o cząstkowych katalogach, które spisała, uchow ała się tylko wzmianka.

I znów 7 w aktach znajdujem y tylko rap o rty Jarockiego o wybitych przez burze szybach, lub skargi jego n a zimno i wilgoć w m iej­

scach, gdzie się gabinet przechowy wał.

W roku 1861 O krąg naukowy kupuje dla

gabinetu 397 okazów od In sty tu tu górnicze-

(5)

N r 19. W SZECHSW IAT 293 go w P etersburgu, a miejsce Jarockiego zaj­

muje długoletni późniejszy kustosz, niedawno zgasły ś. p. A ntoni W ałecki.

Założenie Szkoły głównej wydobyło zbiory mineralogiczne z zapomnienia. U porządko­

wano je, dano im piękną siedmiookienną sa­

lę, w której do dziś spoczywają, i spisano, co się z minerałów po b. uniwersytecie aleksan­

dryjskim pozostało. Spis ten wykazuje : minerałów . . . . 3 695 okazów duplikatów . . . . 2 271

skał i skamieniałości . 6 193

razem . 12159 okazów P rzy liczbie tej p am iętać należy, źe przez wszystkie la ta gabinet zaopatryw ał w zbiory średnie zakłady naukowe; nie wyda się ona wtedy zbyt małą.

Przez krótki czas trw ania Szkoły głównej gabinet drog ą zakupów zyskał 3 642 okazy skał, minerałów i skamieniałości, oraz nie­

które przyrządy, gdyż tych z dawnych la t nie pozostało ani śladu.

W reszcie w ostatniej ćwierci witku bieżą­

cego gabinet wszedł na nowe tory.

W iedza poszła naprzód, nauki rozgałę­

ziły się, trzeba więc było zbiory rozdzielić : wszystkie skamieniałości, zbiór P uszą, oraz niektóre inne jeszcze geologiczne kolekcye skał osadowych stanowią dziś osobny gabinet | paleontologii i geologii, obecny zaś właściwy gabinet mineralogiczny zatrzym ał m inerały, skały ogniowe i pierworodne.

M ineralogia zrodziła czasy ostatniem i pe­

trografią, a ta wprowadziła do niej m ikro­

skop i wiele pomocniczych narzędzi fizycz­

nych; krystalografia nie zamyka się już wy­

łącznie w zw artych szeregach wzorów m ate­

matycznych, ale drogami doświadczeń idzie w parze z fizyką cząsteczkową i chemią fizyczną; wreszcie uczonych zajm uje dziś nie tyle opis m inerału, ile warunki, w jakich on powstaje, oraz te wszystkie przeistoczenia, którym podlega w przyrodzie. Dziś więc obok zbiorów równie ważną dla gabinetu jest obecność pracowni i posiadanie doboru przyrządów. K u osiągnięciu tego właśnie celu kierowano głównie gabinet ostatniem i czasy—i te ra z posiada on Iaboratoryum ch e­

miczne, mogące pomieścić dziesięciu pracow ­ ników, zaopatrzone należycie we wszystkie przyrządy, jakiem i się m ineralogia w obec­

nym swym stanie posługuje przy badaniach, oraz nadzwyczaj rozległe zbiory skał ognio­

wych; tych bowiem badanie je s t dziś na po­

rządku dziennym.

Nie zapomniano jedn ak w dzisiejszym g a ­ binecie i o zbiorach minerałów. Dopełniono dawne 324-rna pięknemi okazami rzadkich i niezwykłych minerałów norweskich; na pierwszem jed n ak miejscu położyć należy

| bezwątpienia zbiór, ofiarowany przez rek to ra Domeykę. Z dalekich krain, zza oceanu ' przywiózł ten wybitny uczony conajlepsze okazy gabinetowi naszemu na pam iątkę,

; a mianowicie 63 okazy najrzadszych mine-

j

rałów w tak niezwykłych kryształach, że I stanowić mogą ozdobę najbogatszego niem al gabinetu: przytoczę tu np. doskonale wy­

kształcone i przezroczyste pięknej ciemno- wiśniowej barwy kryształy p ru sty tu , dalej zielone kryształy kam ienia amazońskiego, bogate w rozm aite rzadko napotykane płasz-

j

czyzny, rzadkie bardzo okazy żelaza meteo- rycznego i t. d.

Tyle mówią o losach zbiorów m ineralo­

gicznych naszego m iasta przechowane papie­

ry; lecz daleko więcej jeszcze daje do myśle­

nia każda szara, wyblakłem pismem zapeł­

niona k artka, z pod któregokolwiek dawnego okazu wyjęta, gdy się pozna, czyja ręk a ją nakreśliła i gdy się pomyśli, że leżący na niej okaz sprowadzono umyślnie z niezm ier­

nie od nas odległej Ziemi Ognistej, głuchych ta jg syberyjskich lub niebotycznych Kordy- lierów.

Zygm unt Weyberg.

0 homologii produktów Fozrodezyeh U zw ierząt.

Olbrzymia większość zwierząt (i roślin) wyższych rozm naża się drogą płciową, t. j.

zapomocą zapłodnienia komórki jajowej, wy­

tworzonej w organizm ie żeńskim, przez plem ­

nik, czyli ciałko nasienne, powstałe w ustroju

męskim. W yjąwszy nieliczne stosunkowo

przypadki dzieworództwa, w których jajko

może się rozwinąć w ustrój dojrzały niebędąc

(6)

2 9 4 W SZECHSW IAT N r 19.

zapłodnionem (np. tru tn ie u pszczół, letnie pokolenia mszyc), zapłodnienie występuje u form wyższych jak o niezbędny moment bio­

logiczny. To też u wszystkich form płciowo się rozm nażających, spotykam y osobniki sam ­ cze i samicze, często bardzo różniące się po­

między sobą już pod względem postaci ze­

wnętrznej. T a, t. z w. dw ukształtność płcio­

wa, je st u wielu form zwierzęcych ta k znacz*

na, że dawniejsi naturaliści nieraz zaliczali sam ce i samice tegoż sam ego g a tu n k u do zu­

pełnie odrębnych gatunków , a naw et r o ­ dzajów.

W szystkie te, drugorzędne w zasadzie, różnice morfologiczne, m ają źródło tylko w różnicy udziału, ja k i przypada w sprawie płodzenia n a osobniki płci odm iennej. Z a ­ sadnicza zaś różnica w organizacyi ustrojów samczych i samiczych sprow adza się do róż­

nicy produktów rozrodczych, w ytw arzanych przez nie : ja je k i ciałek nasiennych.

U tkankowców najniższych, jak o to gąbek, polipów, wytwarzanie ja j i plemników nie je st przyw iązane do żadnego określonego o rg a n u : u gąbek pow stają one w rozsianych kom ór­

kach tkanki łącznej, w ypełniających cały ustrój. U Hydroidów elem enty płciowe mo­

g ą powstawać bądź w listku wewnętrznym, bądź też w zew nętrznym . Lecz u zwierząt wyższych j a ja i plemniki pow stają już w n a­

rządach określonych : jajn ik ach i gruczołach nasiennych.

C iałka nasienne, ja k powszechnie wiado­

mo, sąto kom órki, m ające postać często sil­

nie wydłużoną, nitkow atą i zaopatrzoną w t. zw. główkę, gdzie mieszczą się substan- cye jądrow e, podczas gdy zaródź tworzy nik łą otoczkę wkoło główki i prócz tego s ta ­ nowi resztę ciała plem nika, t. zw. ogonek.

T en ostatni w niektórych razach różnicuje się w błonę falującą, pom ocną przy ruchach plem nika, lub też czasem red u k u je się (np.

u robaków obłych) do niewyraźnie skonturo- wanej bryłki plazm atycznej, zdolnej do wy­

konywania ruchów pełzakow atych.

S praw a w ytw arzania się ciałek nasiennych (Sperm atogeneza) zo stała szczególnie wy­

czerpująco zbadana u glisty końskiej (Asca- ris m egalocephala), co do której wogóle po­

siadam y dużo klasycznych badań em brjolo- gicznych i cytologicznych. G ruczoł nasienny teg o zwierzęcia przedstaw ia się w formie wy­

dłużonego worka, wysłanego wewnątrz tk an ­ k ą, posiadającą ch a ra k te r nab ło n k o w y : z tych to komórek nabłonkowych ostatecznie pow stają plemniki.

Proces ten odbywa się sposobem następ u­

jącym . K om órki pierwotne, stanowiące t. zw.

„oddział zarodkowy”, dzielą się wielokrotnie;

tą drogą powstaje niezliczona ilość komórek pochodnych, t. zw. sperm atogonij, które n a ­ stępnie przestają się dzielić i w tym okresie spoczynku rosną. Skupienie takich komórek stanowi „oddział wzrostu”. Z tego ostatnie­

go przyszłe ciałka nasienne, odróżniane t e ­ raz jako sperm atocyty 1 -go rzędu, przecho­

dzą do ostatniego „oddziału dojrzew ania”.

T utaj sperm atocyty 1 -go rzędu dzielą się raz, dając t. zw. spermatocyty 2 go rzędu, te zaś ostatnie natychm iast dzielą się raz jeszcze, nieprzechodząc w stan spoczynku, jak i zwykłe następuje po każdym podziale komórki. Dopiero produkty ostatniego po­

działu, t. zw. sperm atydy, przetw arzają się we właściwe plemniki d ro g ą zmian, zacho­

dzących w samem ich ciele.

Sperm atogeneza u A scaris, szczególnie łatw a do b adan ia wskutek szczególnej pro­

stoty budowy, ja k ą się odznaczają elementy płciowe tego zwierzęcia, może służyć za sche­

m at klasyczny dla sperm atogenezy wyższych form zwierzęcych wogóle.

Co do powstawania ja j (owogenezy), czyli pierw iastków rozrodczych samiczych, to i w tym przypadku musimy się zwrócić do wyników badań nad tą ż sam ą A scaris m e­

galocephala. W długim, rurkow atym , pa-

| rzystym jajn ik u znajdujem y także komórki o charak terze nabłonkowym; produkty ich podziału, oogonie, także przechodząc w okres spoczynku przetw arzają się w owocyty 1 -go rzędu. Te ostatnie już się dalej nie dzielą zwyczajnie, lecz zapomocą procesu podobne­

go do pączkowania w ydalają z siebie połowę substancyj jądrowych, wraz z nieznaczną ilością z a ro d z i: jestto t. zw. „ciałko bieguno­

we” (inaczej zwane ciałkiem kierunkowem).

Z e względu na okoliczność, że, podług dzi­

siejszych zapatryw ań, w procesie podziału komórki główne znaczenie ma podział nie zarodzi samej lecz substancyi jądrow ej, m o­

żemy wydzielenie przez owocyt ciałka biegu­

nowego uważać za jednoznaczne z każdym

zwykłym podziałem : chociażby np. sperma-

(7)

N r 19. W SZECHSW IAT 295 tocytów 1 -go rzędu (p. wyżej) na dwa sper-

m atocyty 2-go rzędu. P o wydaleniu pierw­

szego ciałka ją d ro t. zw. już teraz owocytu 2 -go rzędu nie przechodzi w stan spoczynku lecz natychm iast dzieli się raz jeszcze—-i na­

stępuje wydalenie drugiego ciałka bieguno­

wego—poczem owocyt 2 -go rzędu już osta­

tecznie przetw arza się we właściwą komórkę jajow ą, zdolną do zapłodnienia i rozwoju.

Do powyższego opisu owogenezy dodać n a­

leży, że oba ciałka biegunowe nie m ają żad­

nego udziału w życiu ja jk a właściwego i po pewnym przeciągu czasu obum ierają. Lecz czasem (np. u niektórych mięczaków) pierw ­ sze ciałko biegunowe dzieli się raz jeszcze.

Proces ten, nieposiadający obecnie żadnego

Powyżej opisaliśmy tylko jed nę stronę, czysto zewnętrzną, sprawy powstawania p ro ­ duktów rozrodczych u zwierząt. Pozatem proces ten przedstawia jeszcze bardzo wiele szczegółów, których dokładne wyjaśnienie wiąże się bezpośrednio z najbardziej zasad- niczemi zagadnieniam i nauki o życiu—jakoto kwestyą zapłodnienia, dziedziczności, powsta­

wania istot rozdzielnopłciowych.

N a tem tle istnieje dziś wiele hypotez, usiłujących powiązać rozproszone i pod wie­

loma względami nieokreślone czynniki ba­

dań. N ieprzesądzając wartości tych usiło­

wań, musimy jed n ak przedewszystkiem zwró­

cić uwagę na tę okoliczność, że dotąd tylko zewnętrzna homologia pierwiastków rozrod-

. . . A

- 3

j a t l ...

/ \

“tu >• • ... mm r

• \ 1

\

... C M t '

(5 schemat spermatogenezy; p —owogenezy : A—oddział zarodkowy: spermato- i oogonie;

B—oddział wzrostu; 0 — oddział dojrzewania; set I , set I I — spermacyty I i II rzędu;

OCt

2, oct I I —owocyty; sptd — spermatyda; ou —jajk o; 1 i 2 cb —pierwsze i drugie ciałka biegunow e.

znaczenia. musimy uważać wprost za objaw szczątkowy, pozwalający do pewnego stopnia n a utożsam ienie pod względem morfologicz­

nym ciałek biegunowych—ze spermatocytam i 2 -go rzędu i sperm atydam i.

Z ałączony schem at uw ydatnia oba opisane wyżej procesy : powstawania ja j i plemników;

widzimy tu ta j, źe właściwie sam sposób ich powstawania, kolejne następstwo podlegają- jących różnym losom pokoleń komórek, są jedne i też sam e w obu przypadkach. F ak ty te nauka obejm uje ogólną teoryą homologii produktów rozrodczych, teoryą, stw ierdzają­

cą jedność morfologiczną spermato- i owo­

genezy.

czych obojga pici je st faktem ściśle ug ru n to ­ wanym w nauce, zachodzące zaś przy ich wytwarzaniu procesy wewnątrzkomórkowe, oraz przyczynowe wyjaśnienie tychże przed­

staw ia dzisiaj jeszcze wiele stron niejasnych.

Przedwczesne próby tłum aczenia tych z j a ­ wisk, próby op arte na bardzo dotąd chwiej­

nym gruncie danych faktycznych, mogą—

przynajm niej dzisiaj— doprowadzić tylko do rozległych i często bezpodstawnych spekula- cyj, przypom inających m arzenia t. zw. filozo­

fów przyrody z początku naszego stulecia.

Ja n Tur.

(8)

29 6 WSZECHŚWIAT N r 19.

O powstawaniu i przyczynach śmierci.

Z K ółka P rzy ro d n ik ó w , Uczniów U J. w K rakow ie.

(D okończenie).

I I I .

T a k przedstaw ia się teorya W eism anna.

Oczywiście spotkała się ona z całym szere­

giem krytyk i zarzutów mniej lub więcej uza­

sadnionych, świadczących o mniej lub więcej głębokiem jej zrozum ieniu, zarzutów , które po większej części w późniejszych pism ach odparł, a z których najw ażniejsze tu po ru ­ szymy.

Przedew szystkiem sum ienny badacz p ier­

wotniaków, E . M aupas [v. 9) 10)], zaprzeczył nieśmiertelności p ierw otniaków : obserwował on u wielu wymoczków, źe po wielkiej ilości podziałów, różnej d la różnych gatunków, np.

u Stylonychia p u stu la ta po 660 podziałach w ystępują wybitne znam iona degeneracyi, dotyczące protoplazm y i ją d e r, jeżeli osobni­

kom nie pozwolimy odbyć k o n ju g a c y i: stąd wniosek, że wymoczki nie m ogą się dzielić do nieskończoności, że i u pierw otniaków ist­

nieje śmierć, której zapobiega tylko konjuga- cya. W idzi tedy M aupas analogią między rozwojem wymoczków od konjugacyi do kon­

ju g acy i z leżącem pośród rozm nażaniem przez podział a rozwojem wielokomórkowców od j a ja do j a j a z podziałam i komórkowemi.

Z arzu ty to jed n ak niezupełnie trafne : sam M aupas przyznaje ostatecznie, że cykle roz­

wojowe wymoczków mogą się ciągnąć w nie­

skończoność, t. j. przyznaje ich nieśm iertel­

ność i tylko pod wpływem zakorzenionych przesądów metafizycznych o ogólnej koniecz­

ności śmierci d o p atru je się śmierci w z ja ­ wiskach degeneracyi, występujących w brak u możności konjugacyi. Zapom ina jed n ak , że przy ro d a s ta ra się zapewnić gatunkow i w jak - najszerszym zakresie konjugacyą jak o akt niezm iernie ważny, pozw alający na ciągłe mie­

szanie waryacyj osobniczych, że przeto kon- ju g acy a należy do warunków bytu wymocz­

ków, ja k tlen lub żywność. Jeż eli tedy który osobnik ginie z b ra k u konjugacyi, to odpo­

w iada to w zupełności śm ierci komórki ro z­

rodczej wielokomórkowców, jeżeli nie zosta­

nie zapłodniona, śmierci zewnętrznej, przy­

padkowej, k tó ra bynajmniej nie przeczy po- tencyalnej nieśmiertelności tych komórek.

Ł atw o zresztą zrozumieć, że konjugacya i za­

płodnienie, które się z Diej rozwinęło, procesy wysoce skomplikowane i subtelne są dopiero urządzeniam i wtórnemi, podczas gdy nieogra­

niczona zdolność propagacyi m usiała od po­

czątku być własnością zasadniczą wszelkiego życia, jeżeli jego ciągłość m iała trw ać aż do wytworzenia się konjugacyi. To też u niź- szych tworów jednokomórkowych zarzut M au-

| pasa zupełnie już był nieuzasadniony wobec b ra k u konjugacyi, ja k słusznie w obronie W eism anna podnosi Rom anes [v. 26)]. In n e zarzuty, mniej oparte na danych faktycznych, robi W eismannowi H e rb e rt Spencer [v. 16)], wychodząc przeważnie z teoretyczno-filozo- ficznych punktów widzenia. I on przeczy nieśm iertelności pierwotniaków, albowiem, jego zdaniem, konjugacya jak o proces całko­

wania (integracyi) prowadzi do stanu, niedo- puszczającego żadnych dalszych przem ianr t. j. do śmierci. Z arzu t ten czysto teoretycz­

ny nie wytrzymuje oczywiście krytyki, bo konjugacya, k tó ra zdaniem W eism anna i in­

nych nowszych badaczów, je s t tylko aktem zmieszania tendencyj dziedzicznych dwu osob­

ników (amphimixis), równie dobrze nie wy­

klucza nieśmiertelności, ja k asym ilacya po­

karm u, również będąca niezbędnym w arun­

kiem bytu pierw otniaka a zatem i po­

działu. D alej Spencer podnosi, że skonju- gowane indywidua tra c ą swą osobowość, tw o­

rząc nową, t. j. um ierają; konsekwentnie, odpowiada na to W eism ann, należałoby za­

płodnienie u wielokomórkowców uznać za śm ierć komórek rozrodczych łączących się;

a gdyby się naw et na to zgodzić, to pierw ot­

niaki m iałyby z wielokomórkowemi jed en wspólny rodzaj śmierci, t. j. amphimixis (konjugacya lub zapłodnienie), a n adto ist­

niałby u wielokomórkowców drugi rodzaj śmierci, której u pierwotniaków niem a, twier­

dzenie, którego właśnie W eism ann chce do­

wieść. Z drugiej strony Spencer występuje przeciw podziałowi komórek na cielesne i roz­

rodcze; różnica ty i h dwu rodzajów kom órek nie jest. jego zdaniem, istotną i bezwzględną;

dowodzić tego m ają przykłady zarazy wod­

nej (Elodea canadensis) i ziemniaków, k tó re

rozm nażają się zapomocą kom órek cieles­

(9)

N r 19. W8ZEGHSW1AT nych, gdzie więc te komórki są nieśmiertelne,

dowodzić m a fakt, źe komórki rozrodcze często dość późno w ystępują w rozwoju onto- genetycznym (V ertebrata, H ydroidea), że więc tu taj zróżnicowanie na komórki cielesne i rozrodcze nie je s t ani pierwotne ani zasad­

nicze. N a to słusznie odpowiada W eism ann, że zarzut opiera się na myinie zrozumianych przykładach, wziętych z istot bardziej skom­

plikowanych, gdzie zróżnicowanie to je st po­

zornie przesunięte w ontogenezie, podczas gdy przykłady najprostsze, np. P andorina i Volvox, najlepiej tę kwestyą wyjaśnić mo­

gą; co zaś dotyczy zarazy wodnej, ziemniaków i begonii, to teo ry a W eism ana o „ubocznych drogach plazmy rozrodczej”, której tu z b ra­

k u miejsca szerzej wyłuszczyć nie mogę, w zupełności je tłumaczy. Również nie m ożna przyznać słuszności Spencerowi, gdy twierdzi, że zróżnicowanie komórek na cie­

lesne i rozrodcze nie odpowiada pojęciu po­

działu pracy, ja k twierdzi W eism ann, jego bowiem zdaniem zawiera ono w sobie wyo­

brażenie wymiany usług, gdy te usługi są tylko jednostronne, t. j. wyświadczane przez komórki cielesne na rzecz rozrodczych.

W brew tem u twierdzeniu musimy się zgodzić z W eism annem , który określa podział pracy jak o zróżnicowanie części, służące do udosko­

nalenia funkcyi całości, pojęcie, pod które to zróżnicowanie komórek najzupełniej podpada.

IV.

O bszerną krytykę teoryi W eism ana, a za­

razem w łasną odrębną teoryą powstania i przyczyn śmierci podaje G oette, znany au to r rozpraw y „Die Entwickelungsgeschichte

*der U nke” [v. 7)]. Zdaniem jego urządzenie śmierci nie może być wytworem doboru n a ­ turalnego, dobór ten bowiem może działać na cechy ju ż istniejące, dając pierwszeństwo po­

żytecznym, sam zaś niczego stw arzać nie może; tedy śm ierć m usiała już być poprzed­

nio u wielokomórkowców, zanim dobór mógł ją utrw alić dla dobra g atu n k u i nie byłaby wytworem tego doboru. Z a rz u t ten w ogól­

niejszej formie robiono już całej teoryi do­

boru n aturalnego a w szczególności teoryi o jeg o wszechmocy, której broni W eismann : do jego znakom itych prac „Die A llm acht

der N aturziichtung” i „U eber Germinalse- lection” [v. 17) 33)], gdzie zarzuty te świet­

nie są odparte, muszę się tu odnieść, nie mo­

gąc z powodu szczupłości ram przedstawić tych kwestyj obszerniej.

A teraz posłuchajm y samego Goettego.

D la niego śmierć je s t wielką, kosmiczną, we-

| w nętrzną koniecznością życia, dla niego nie­

m a życia nieśmiertelnego. Śmierć to dla niego ustanie życia osobniczego jako całości, śmierć komórek organizmu tylko zjawiskiem postm ortalnem , zupełnie identycznom z obu­

mieraniem za życia osobnika, zjawiskiem, które bynajmniej nie je s t podstawą śmierci osobniczej. Gdzież więc istotna przyczyna śmierci? T ą istotną przyczyną jest ak t ro z ­ mnażania. J ę tk i jednodniówki, zniósłszy ja ja , um ierają po kilku godzinach życia z wy­

cieńczenia; pozornie śmierć z katastrofy, z przyczyn zewnętrznych, a jednak tu mieści się rozwiązanie zagadki śmierci, tajem ny związek, łączący śmierć z rozmnażaniem.

U różnych owadów różna upływa przestrzeń czasu od ak tu rozm nażania się do śmierci, analogia jed nak wszędzie każe przypuszczać ten sam związek z tem ograniczeniem, że wycieńczenie nie wszędzie je s t jednakie i raz prędzej, raz później śmierć sprowadza. Zwią­

zek ten, przystosowany w każdym poszcze­

gólnym przypadku do organizacyi gatunku, bliższa analiza wykazuje z łatwością u wielu innych wielokomórkowców : u żachw, wrot- ków liścionogich, u rozmaitych obleńców;

u tasiemców wzajemny stosunek rozm nażania i śmierci o tyle je st nawet przesunięty, źe śmierć jest przygotowaniem do ak tu rozmna­

żania się, a mianowicie obumarcie dzwona wyswobadza zaw arte w nim ja ja S tą d krok tylko do przypadków, gdzie śmierć następuje już tylko jako współobjaw rozwoju osobnika, naw et gdy ten wogóle się nie rozmnaża.

Filogenezę tego dziwnego związku między śmiercią a rozmnażaniem się mamy przed so­

bą prawdopodobnie u hydropolipów; istnieją tu formy, gdzie wszystkie osobniki pnia, roz­

m nażając się ulegają redukcyi, a w następ­

stwie śmierci (H ydrella ovipara, Goette), in­

ne, gdzie tylko część się rozmnaża a przecież

wszystkie obum ierają (Oordylophora, Tubu-

laria), wreszcie formy, gdzie osobniki płodne

rozm nażają się dopiero oddzieliwszy się od

pnia, a przecież cały pień obum iera (Campa-

(10)

298 WSZBCHSW1AT N r 19.

nularidae). T a filogeneza odpowiada teź zresztą, filogenezie hydropołipów, opartej na innych cechach.

N ajlepiej jed n ak n a tu rę i c h a ra k te r tego związku między śm iercią a rozmnażaniem tłum aczy nam śm ierć najniższych wieloko­

mórkowców, O rthonectidów , którym G oette daje nazwę meoozoów, a które budową swą zbliżają się najbardziej do hypotetycznej formy m acierzystej wielokomórkowców róż- nokomórkowych — do G astraei. S k ła d ają się one z orzęsionego pokładu kom órek ektoderm alnych, z cienkiego mezodermal- nego pokładu mięśni i z kom órek entoder- malnych, które są kom órkam i rozrodcze- mi. W czasie dojrzałości płciowej przedni koniec ciała w postaci czapeczki odpada, a ja jk a w ydostają się nazew nątrz z w o rk a

Fig. 1. Pierw sza form a sa m ic : czapeczko wata część przednia odpadła a ja jk a w ystępują z worka

ektoderm alnego.

ektoderm alnego, który opróżniony po krótkim czasie obum iera (fig. 1 ). T u więc zwią­

zek między rozmnażaniem a śm iercią je s t bezpośredni; pozbawiony komórek entoder- m alnych organizm, którego życie związane było z współistnieniem ekto- i enioderm y, dalej istnieć nie może. Ten sam a k t pow ta­

rz a się nadal u wyższych nieco komórkowców z tą różnicą tylko, źe u nich ilość komórek cielesnych wobec rozrodczych nieporównanie je s t większą.

T a k tedy widzimy, źe rozm nażanie się przez kom órki rozrodcze, czyli teź rozwój osobniczy, k tó ry doń prow adzi, je st przyczy­

n ą śm ierci, przyczyną, której działanie p rzy ­ stosowało się do rozm aitych warunków orga- nizacyi, R ozm nażanie się więc je s t tym I

aktem , w którym rozwój osobniczy doszedł­

szy do punktu kulminacyjnego sam sobie kres kładzie, tym aktem, który spełniany przez osobniki służy interesom gatunku a niszczy te osobniki.

A cóż będzie odpowiadało śmierci u pier­

wotniaków? Śmierć ich m a stanowić ency- stacya, proces obserwowany u niektórych pierwotniaków, np. Actinosphaerium Eichhor- ni i Protom yxa au ran tiaca, a który w zmien­

nych formach, zdaniem G oettego, ogólnie je s t rozpowszechniony u pierwotniaków; jest ona procesem odmłodzenia protoplazmy, któ­

rej s tru k tu ra zostaje zredukowana do je d n o ­ stajnej i jednorodnej budowy najniższych tworów protoplazm atycznych, a po pewnym dopiero czasie z tej masy odbudowuje się na nowo dawny ustrój odmłodzony, poczem n a j­

częściej się dzieli. T a k więc u pierwotniaków z chwilą encystacyi nastaje śmierć, t. j. u su ­ n ięta zostaje daw na organizacya, u sta ją dawne formy energii, a osobnik odmłodzony je st już osobnikiem nowym. E ncystacya je st tedy odrębną form ą odnowy organizmów, zu ­ pełnie niezależną od drugiej formy odnowy, t. j. podziału, z którym może ale nie musi być połączoną. Proces ten je st zabytkiem filogenetycznym pierwotniaków, w ten bo-

i

wiem sposób nowopowstający osobnik prze- I bywa stadyum niezróźnicowanej monery, z której przodkowie jego niegdyś wyszli. T ak j więc u pierw otniaków rozm nażanie (a ency­

stacya je s t aktem rozm nażania, bo zastępuje dawne indywiduum nowem) je s t identyczne ze śm iercią i w ten sposób związek ten udo­

wodniony już dla wielokomórkowców okazuje się przywiązany do wszelkiego życia. To teź G oette koń zy swój wywód słowami poety :

„H ichts ist bestandig, ais der Wechsel U nd nichts gewisser ais d er T o d ” .

Y.

O bszerna ta, często zawiła, a czasem n a ­ wet m istyczna teorya wywołała gruntow ną i ścisłą krytykę W eism anna, który punkt po punkcie zbija G oettego, zawsze jed n ak pomny na to, że „krytyka nigdy nie je s t ce­

lem, tylko środkiem do zdobycia praw dy”.

Przedewszystkiem sprzeciwia się pojmowaniu

encystacyi jak o sposobu rozm nażania i śm ier­

(11)

N r 19 WSZECHŚWIAT 999 ci pierwotniaków; w encystacyi m aterya osob­

nika danego zupełnie się nie zmienia, nie może więc być mowy o znikaniu lub powsta­

waniu nowych form energii czy wogóle o od­

m ładzaniu; w istocie encystacya jest proce­

sem ochronnym dla gatunku (odbywa się zwykle zimą) lub dla rozmnażania, t. j. dla następujących podziałów, zaś uproszczenie budowy protoplazm y zdąża tylko do zao­

szczędzenia miejsca lub je s t następstwem wy­

dzielenia skorupy; zupełnie jed n ak nie sta ­ nowi ona istoty encystacyi, gdyż u niektó­

rych pierwotniaków, np. u Tillina magna G ruber, redukcya protoplazmy wcale nie to ­ warzyszy encystacyi. Gdyby Protozoa rze­

czywiście rozm nażały się zapomocą ency­

stacyi, nie zaś zapomocą podziału, do k tó ­ rego dopiero wtórnie dołącza się encystacya, to, uw ażając z Goettem encystacyą za śmierć, musielibyśmy wymagać, żeby wszystkie już były wymarły. Również bezpodstawnem je st uznanie encystacyi za ontogenetyczne po­

wtórzenie pierwotnego stanu organizmów jednokomórkowych, bo biogenetyczne prawo nie ma u nich wcale zastosow ania; niema u nich bowiem ontogenezy albo jest tylko ontogeneza cenogenetyczna; ontogenezy zaś filogenetycznej być u nich nie może, bo jej podstaw ą je st rozmnażanie się płciowe, wy­

m agające do zlania się najprostszych ele­

mentów, które dopiero następnie zlawszy się odbywają rozwój filogenetyczny w skróceniu.

A le nie na tem koniec; ustanowiwszy w en­

cystacyi śmierć dla pierwotniaków, G oette powinien był proces analogiczny u wieloko­

mórkowców tem samem oznaczyć mianem, a więc twierdzić, że jajko niezapłodnione odbywa proces odmłodzenia, a przez to przerw anie ciągłości życia umiera, aby od­

młodzone się odrodzić. Z am iast tego G oet­

te zmienia pojęcie śmierci i dla wielokomór­

kowców ustanaw ia jak o śmierć rozwiązanie łączności komórek, ustanie indywidualności, oczywiście czując, do jakich zawikłań m u­

siałoby go doprowadzić konsekwentne prze­

prowadzenie pierwotnej definicyi. N a tu ra l­

nie i ta nowa definicya nie wytrzymuje znowu krytyki, dla niej bowiem ustanie abstrakcyi, ja k ą je s t pojęcie indywidualności, je st realną przyczyną śmierci.

J ak ten związek między śmiercią i roz­

m nażaniem , tak i filogeneza jego przy bliż-

szem rozpatryw aniu okazuje się wątpliwą.

Przedewszystkiem O rthonectidae, zdaniem

"Weismanna, bynajmniej nie są najniższemi różnckomórkowcami, lecz robakam i paso- rzytniczemi, odkształconemi wskutek swego sposobu życia, za czem przemawia ich wyż­

szy typ gastrulacyi przez embolią i wielka ilość ja j, konieczna do utrzym ania gatunku.

Lecz nawet przyznając im w klasyfikacyi miejsce wyznaczone im przez G oettego nie można się zgodzić na to, że u nich ak t roz­

m nażania bezpośrednio wywołuje śmierć.

Śmierć ich je s t tylko przystosowaniem bio- logicznem : worek ektoderm ainy po wyswo­

bodzeniu komórek rozrodczych zostaje nadal w tem samem środowisku odżywczem, wa­

runki jego bytu nie są naruszone, a obumie­

r a on tylko, bo je st nadal dla celów gatunku zbyteczny. Ze tłum aczenie Goettego jest

F ig 2. D ruga form a samic : j ja jk a , nad niemi pokład mięśniowy m i ektoderm a.

mylne, tego dowodzi dalej śmierć drugiej formy sam ic i samców, której G oette nie uwzględnił, a k tó ra nie jest następstwem , lecz przygotowaniem do ak tu rozm naża­

nia. T e samice drugiej formy (fig. 2 ) do­

szedłszy do dojrzałości rozpadają się na kilka części, ektoderm a o b rasta każdą z nich (fig. 3 i 4) i w tej osłonie orzęsionej ja ja od­

byw ają swój rozwój; u samców zaś (fig. 5) komórki ektoderm y dobrowolnie obumierają, a przez luki stąd powstałe plemniki wydo­

bywają się nazewnątrz. Lecz godząc się naw et na tłumaczenie Goettego, przez to jeszcze nie trzeba przyznać istnienia tego samego związku u wyższych wielokomórkow­

ców, albowiem tu ju ż chyba trudno sobie

wyobrazić, dlaczego u tra ta znikomo małej

wobec całości organizmu ilości komórek roz­

(12)

300 W SZBCHS WIAT N r 19.

rodczych była przyczyną, śm ierci całej reszty organizmu.

W dalszych swoich wywodach o śmierci wielokomórkowców G oette, uwiedziony złu d ­ ną dedukcyą swą o istocie śmierci, ciągle bie­

rze post hoc za p ro p te r hoc, następstw o roz­

m nażania i śmierci w czasie za dowód związ­

ku ich przyczynowego. A le i tu jeszcze okazuje się niekonsekwentnym, czyniąc śmierć zależną od coraz to innych części procesu rozm nażania, od przekształcenia protoplaz- my podczas konjugacyi, od zab ran ia p o k ar­

mu komórkom cielesnym przez rozrodcze, od rozrostu potom stw a w ciele m atki, od wy­

cieńczenia, połączonego ze składaniem jaj i wreszcie od w strząśnienia (choc’u) nerwo-

F ig. 3 i 4. Dwa ułam ki samicy dojrzałej d o b ro ­ wolnie rozpadłej; ja jk a są otoczone m asą ziar­

nistą i w -uej odbyw ają rozwój em bryonalny, cały ułam ek objęty kom órkam i urzęsionem i.

Fig. 5. Samiec w chwili w ydalenia nasienia p rzez rozpad ektoderm iczny c k t \ sp plem niki,

to mięśnie.

wego, towarzyszącego aktowi rozm nażania.

Oczywiście wobec tego trudno sobie jasno wyobrazić, ja k w istocie G oette rozumie ten związek przyczynowy, między śm iercią a roz­

m nażaniem , związek, który u niego n ab iera mistycznego jakiegoś znaczenia, usuw ając się przez to z poważnej dyskusyi przyrod­

niczej.

T ak tedy W eism ann zbiwszy tw ierdzenia G oettego w przeciwieństwie do niego stw ier­

dza, że śm ierć nie je s t w ew nętrzną koniecz­

nością życia, lecz zjawiskiem przystoso- wawczem, że natom iast rozm nażanie je st starszem od śmierci i źe ono je s t tą zasad­

niczą własnością i w ew nętrzną konieczno­

ścią życia, które je st bezwzględnie ciągłem, a nie peryodycznie przerywanem .

Liczne inne teorye o istocie śmierci, po­

zostając w związku z całokształtem nauk biologicznych odnośnych autorów nie n a d a ­ j ą się do przedstawienia w tem miejscu i m o­

gą podlegać dyskusyi tylko wespół z tam ty­

mi. Tu należą teorye D arw ina [vid. 30)], Naegelego [vid. 27)], O rra [vid. 29)], H aa- ckego [vid. 28)], Loewa i Pokornego [vid.

23)], M inota [vid. 18) 19)]. Pozostaje mi jeszcze wspomnieć o dwu wybitniejszych teo- ryach, aby obraz uzupełnić. N aprzód o teo­

ryi M. H a rto g a [vid. 22 )]; zdaniem jego jąd ro wobec protoplazm y komórkowej od­

grywa rolę ośrodka nerwowego, odbierają­

cego od tej protoplazmy pobudzenia i zw rot­

nie regulującego jej czynności. Przez d łu ż­

szą współczynność (kohabitacyą) ją d r a z pro- toplazm ą, przez dłuższą wymianę tych po­

budzeń i odruchów, jąd ro traci wrażliwość swą na pobudzenia pochodzące od p ro to ­ plazmy, regulacya ze strony ją d ra sta je się niedostateczną, w następstw ie tego czynno­

ści protoplazmy upadają, odżywienie ją d ra

! doznaje uszczerbku, a powstałe w ten spo­

sób błędne koło prowadzi do dezorganizacyi komórki, do jej śmierci. Taki je s t m echa­

nizm śmierci u pierwotniaków, obserwowany prz-z E . Maupasa, tak i sam na większą s k a ­ lę ma się odbywać u wielokomórkowców, gdzie proces komplikuje się rozm nażaniem płciowem, którego teoryą według H a rto ­ g a tu wyłuszczać zaprowadziłoby nas zada- leko.

L en dl znowu [vid. 24)] przyjm uje dwa ro ­ dzaje protoplazm y, czystą nieśm iertelną roz­

rodczą i śm iertelną cielesną, k tó ra dla tam ­ tej je st rodzajem balastu, zakłócając jej czystość i nieśm iertelność, a której zad a­

niem je st odżywianie i ochranianie tam tej.

T en balast i wywoływane przezeń zaburzenia są według L endla przyczyną śmierci. W te o ­ ryi tej, ja k widzimy, Lendl zbliża się do W eism anna, natom iast, wbrew jego tw ier­

dzeniom, tylko niektórym pierwotniakom przyznaje nieśmiertelność, twierdząc, że przy podziale każdego pierw otniaka jedna z ko­

m órek potomnych otrzym uje nieśm iertelną

plazm ę rozrodczą, d ru g a śm iertelną cielesną.

(13)

N r 19. WSZECHSWIAT 301 I otóż jesteśm y u kresu naszego poglądu.

Z teoryi poznanych niejedna choć niejasno oddaje cząstkę prawdy, najbardziej może do niej się zbliża teorya W eism anna, ale czy ona już je s t ostatnim je j wyrazem? Nie w iem —sam jej tw órca zresztą tego o niej twierdzić nie chce, bo wie, źe tylko zwolna i rozm aitem i drogam i można zgłębiać tajniki natury, a nikt o swojej ścieżce nie ma praw a twierdzić, i e je s t wyłączną i jedynie dobrą.

F ilip Eisenberg.

LITER A TU R A .

1) J a n M uller : H andbucb der Physiologio des M enschen. 3 wyd. Koblencya, 1837. t. I,

1 część, str. 33, sq.

2) D. de P aepe : L a m ort. Sa conception pbysiologiąue e t morale chez P. J . Proudhon.

Rev. scientif. 4 ser. T. 7. 1897. N. 4 23stycz s tr. 10 6 — 108.

3) J. B utschli : G edanken iiber Leben und Tod. Zool. Anzeiger. T. V. 1832. str. 6 4 — 66.

4) N. Cholo ikow sky : Tod und U nsterblich- k eit in der Thierw elt. Zool. Anz. T. V. 1882.

p. 2 6 4 - 2 6 6 .

5) Aug, W eism ann.: U eber die D auer des Lebens Jen a, 1882.

6) F. H ild e b ra n d : Die L ebensdauer und Y egetatioasw eise der Pflanzen, ih re Ursacke nnd ibre Entw ickelung. E nglers. Botan. Jakrb.

T. II, zesz. 1 i 2. Lipsk, 1881.

7) Al. G oette : U eber den U rsprung des Todes. H am burg i Lipsk, 1883.

8) Aug. W eism ann : U eber Leben und Tod.

Je n a, 1884.

9) E . M aupas : Recherches experim entales su r la m ultiplication des Infusoires ciliea. Arch.

de Zool. exper. eŁ.. gener. Ser. II. T. 6. N. 2.

s tr. 165 - 2 7 7 . 1888.

10) E . M aupas : S ur lo rajeunissem ent ka- ryogam iąue chez les Cilies Arch. de Zool. exp.

■et gin. Ser. II. T. 7. N. 1, 2 1889.

11) A. G ruber : Biologische Studien an P ro- tozoen. Biolog C entralbl. T. IX. 1889. str. 15.

1 2) Rich. H ertw ig : U eber die Conjuga+ion d e r Infusorien. A bhandl, d K. bayr Akad. d. W.

M ath.-Phys. K lasse. T. XVII, cz. I, str. 150.

M onachium , 1889.

13) S. de Vines : An exam ination of some points in Prof. W eism ann’s Theory of H eredity.

N aturę. T. XL. 1889. str. 6 2 1 — 626.

14) Aug. W eism ann: Bem erkungen żu ei >i- gen T ages-Problem en Biol. Centr. T. X. 1890.

N. 1, 2. str. 1, 33.

15) G. Gai diner : W eism ann and M aupas on the Origin of D eafh. Biol. Lect. M ar. Biol. Lab, W oods Holi 1891. B os‘on. s 'r. 107 — 129.

16) H. S p en ce r: W eismannism once more.

■Contemporary Revew. 1894.

17) Aug. Weismann : Die A llm acbt der N&- tu rz u ;htung. Jena, 1893. str. 6 4 —80.

18) Ch. S. M in et: Growth and D eath. Proc.

Soc. A rts, Mass. Inst. of Tecbnol. M eet. 310.

1884. str. 50 -5 6 .

19) Ch. S. M in et: Ueber die V ererb u n g II.

U eber den Begriff des Todes. Biol. C entr. T. XV.

1895 str. 571.

20) J . R. L D elb o e u f: Biologie. Une loi m athem atiąue applicable a la degenerescence qui affeote les Infusoires. 1891.

21) K. Diisino: D auer des Lebens bei hohe- ren und niederen Thieren. Kosmos, X IX . 1886, str. 42—56. 12 3—136.

22) M H a r to g : Some problem s o f Repro- duction. A com parative Study o f Gametogony and protoplasm ic Senescence and Rąjuvenescence.

Q uart. Jo n r. Mikr. Soc. X X X III. 189 1. str. 1 — 70.

23) Low u. Bo’iorny : Die chemische Be- schaffenheit des protoplasm atiscben Eiweisses.

Biol. Centr. VIII. 1888. str. 1 — 9.

24) C. L e n d l: Hypothese iiber die E ntste- hung von Soma- und P ropagationszellen. Jena,

1890.

25) P . C. M. : Romanes on W eism ann. N a­

tu rę . X L IX . 1893. 16 listop. str. 49.

26) G. J. Romanes : An Exam ination of W eismannism. Londyn, 1893.

27 ) C. N aegsli : M<ichanisch-physiologische Theorie der A bstaum ungslehre. M onachium i L ip s k ,' 1884. str. 101.

28) W. H aacke : G estaltung und V ererbung.

L ipsk, 1893.

29) H. B. O rr : A Theory of Development and H eredity. Londyn, 1893.

30) K. D arw in : Pangenesis. N aturę. III.

1871. N. 78. 27 listop. 302—303

31 ) M. Flaurn : O życiu i śmierci W szech­

świat. T. XV. 1896. N. 13, 14, str. 193 -214 . 32) Yves Delage : S tru c tu re du protoplasm a.

Theories de H eredite. P aryż, 1897.

33) A. W eismann : U eber Germinalselection, eine Quelle bestim m t gerich teter V ariation. Je- j na G. Fischer. 1896.

Nazwy ludowe kilku roślin litewskich.

L u d białoruski z dziwną ścisłością odróżnia rośliny, z którerai w ciągłej styczności zostaje, i odznacza je oddzielnemi nazwami; m zw y te, ja k o ludowe, są zwykle bardzo dobre, duchowi ję zy k a odpowiadające i mogą być wprowadzone do nom enklatury Daukowej z większą korzyścią, niż wiele nowych przez bótanikow wymyślonych.

Do takich nazw należą następujące :

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

Ani się obejrzeliśmy jak lubelski ośrodek akademicki nie tylko potężnie się rozrósł, ale w dodatku Lublin stał się miastem wyższych uczelni, na których studiuje młodzież

Nagonasienne są cennym surowcem do produkcji leków, a także atrakcyjną ozdobą ulic, parków i skwerów. Olejek sosnowy stosowany w

Jeszcze przed chwilą powodowała nim raczej ciekawość, teraz świat odmienił się dokoła

Innym elementem kom- pozycyjnym powtarza- j¹cym siê wielokrotnie jest kwadrat, który poja- wia siê w sposobie u³o-.. ¿enia boisk sportowych, Labiryncie, w szachow- nicowym

go miasta nad rzeką S krw ą i w je j pobliżu spostrzegałem tylko węże dość jasnój mo- drawćj barwy, być może, że przystosowanej do szerokich, miejscami

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi

m ieniste, można więc w yczytać w skład ich dźw ięków wchodzące tony; pomimo to nie pow iodło się dotąd dośw iadczeniom tym n a ­ dać żądanej