JV° 1 9 - Warszawa, d. 8 maja 1898 r. T o m X V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W arszaw ie: ro czn ie rs. 8, k w artaln ie rs. 2 Z prze syłką pocztową: ro czn ie rs. 10, p ó łro czn ie rs. 5 P ren u m e ro w a ć m ożn a w R e d ak cy i „ W szech św ia ta"
i w e w sz y stk ic h księgarniach w kraju i zagranica.
Komitet Redakcyjny W szechświata s ta n o w ią P a n o w ie D e ik e K ., D ick ste in S ., H o y e r H . J u rk ie w ic z K ., K w ie tn ie w s k i W ł., K r a m szty k S ., M o ro z e w ic z J., N a - tanson J „ S zto lcm an J., T r zc iń s k i W , i W r ó b le w s k i W .
Adres ZRed.a.łscyi: EirafeowsMe-Przedmieście, IbT r © < 3.
K a r t k a z d z i e j ó w
Gabinetu mineralogicznego w Warszawie.0
K a żd y w iększy pom nik p racy ludzkiej m a swoję przeszłość, m a swoję h isto ry ą, k tó ra n iety lk o p o m ag a znacznie do je g o zrozum ie
nia, ale jeszcze, p o zn an a dokładnie, uczy go cenić i szacunek w zbudza d la niego. Z biory naukow e, grom adzone w ciągu la t długich, sta ra n ia m i wielu pracow ników , zm ieniają ifizyognomią sw oją razem z lozw ojem wiedzy, a gdy w yw ołam y ich przeszłość z aktów z a pylonych, zjaw ia się nam przed oczy sta n n a u k i z la t ubiegłych, w sta ją z grobów daw ni b a d acze i ożyw iają się zbiory m artw ych okazów.
D o b a rd zo daw nych urządzeń naukow ych W a rsz a w y bezw ątpienia należy 'G a b in e t m ineralogiczny u n iw ersy tetu , gdyż istn ia ł on już p rz e d rokiem 1817-tym . N ie p rz e chow ały się d o kum enty o jeg o ówczesnej zaw artości o b jaśn iające , je d n a k ju ż wtedy m usiał być dosyć zasobny, sąd ząc z dużej iiłości zbiorów d la szkół średnich przezna-
'*) Z aczerpnięte z archiw um G abinetu.
czonych, jak ie w tym czasie w y b ra ł zeń k u stosz ówczesny.
Z aw iązkiem g ab in etu są zapew ne zbiory m ineralogiczne L iceum w arszaw skiego. Z b io ry te nie dochow ały się do dziś, gdyż częś
ciowo zo stały potem po ro zsy łan e do innych instytucyj; p odstaw ą zaś p ie rw o tn ą zbioru dziś istniejącego je s t d a r prof. Z ip se ra z N eu- s o h l - 700 okazów sk a ł i m inerałów w ęgier
skich. O kazy te daw ca w ysyłał do W a r szawy setkam i przez czas od ro k u 1817 do 1822. L ist Z ip s e ra do m in istra P o to c kiego, pisan y dnia 10 m a rc a 1817 r., w k tó rym profesor węgierski ofiaruje pierw szą se t
kę swoich zbiorów, je s t najdaw niejszym do
k um entem z dochow anych aktów gab in etu . Z wielką w dzięcznością p rz y ję ła i należycie oceniła ten d a r w spaniały ów czesna K om i- sya rządow a W y z n ań religijnych i Oświe
cenia publicznego, dziękując ofiarodaw cy te- mi słowy : „M iło będzie K om issyi rządo- wey, miło uniw ersytetow i zachow ać Jego p a mięć, iako M ęża słynącego nauki), obyw atela b ra tn ie g o niegdyś n aro d u , co przeięty du
chem ro zszerzenia św iatła ta k skutecznie z swoiey stro n y usiłuie p rz y k ład a ć się w tey m ierze”.
W m aju roku 1818 cesarz A le k sa n d e r I
ofiarow ał d la Liceum 839 bardzo pięknych
29 0 W SZECH SW IA T N r 19.
okazów sk a ł i minerałów przeważnie syberyj-
jskich i finlandzkich. N ie pozostaw ały jednak one widocznie dłngo w m iejscu pierwotnego j przeznaczenia, gdyż w roku 1821 ju ż objęte są wykazem zbiorów uniw ersyteckich. Do dziś zn ajd u ją się te okazy w gabinecie : mi
n erały do zbioru głównego wcielone, skały zaś wybrane i ułożone osobno.
N iezadługo potem, bo w początkach re ku 1819, zgłasza się listownie do Staszica główny ' radca górnictwa krajow ego E rn e st B ecker z propozycją sprzedania gabineto
wi 5 594 okazów skał i minerałów. Z b io ry B eckera znane były uczonym ówczesnym, gdyż mineralogowie krajow i i zagraniczni gorąco je polecili Komisyi oświecenia. Szyb
ko zgodziła się K om isya zakupić wielki zbiór uczonego górnika za cenę 3000 dukatów ho lenderskich, lecz nie zaraz stanęła ostateczna umowa. D ługo korespondował B ecker ze Staszicem , długie toczyły się układy, b a r dzo ciekawe dla nas, przywykłych do usług p ary i elektryczności.
B ecker przebyw ał w K ielcach, tam bo
wiem było miejsce jego urzędow ania, zbiory zaś jego znajdow ały się we E re ib e rg u . P il
nie więc obiedwie strony obwarowały się co do zabezpieczenia sumy za zbiory należ
nej, co do uszkodzeń, na które okazy m ogły
by być narażone przy przewożeniu; obok teg o wyjednać trz e b a było u państw ościen
nych uwolnienie zbiorów od ceł oraz od otw ierania pak i przeglądania okazów na granicach; zastrzedz należało wreszcie, co czynić ze zbioram i, wrazie g d jb y podczas układów wojna wybuchła. A nie było zby- tecznem to zastrzeżenie wobec burz niedaw^
nych, które nad E u ro p ą wówczas przeciąg
nęły.
Umowa K om isji oświecenia z Beckerem sta n ę ła nakoniec 13 czerwca 1820 roku : pod
pisano wtedy szczegółowy k ontrakt.
W e E re ib e rg u przebyw ał wtedy prof. P a w łowicz, wysłany dla doskonalenia się w mine
ralogii i geologii. Z a ra z po otrzym aniu pro- pozycyi B eckera K om isya oświecenia poleciła m u zasięgnąć na m iejscu wiadomości o zbio
ra ch w mowie będących, a gdy ugoda za
w a rtą została, jem u polecono być obecnym p rz y opieczętowaniu zbiorów przez urząd górniczy we F re ib e rg u , on upoważnionym b y ł do w ypłaty kupcowi tam tejszem u części
kwoty należnej Beckerowi, on wreszcie tow a
rzyszył nieodstępnie zbiorom, wiezionym z E re ib e rg a przez W rocław do W arszawy.
A było tych minerałów 30 pak i stanowiły ciężar 62 centnarów, nie prędko więc Pawło>
wicz przybył do W arszaw y : stan ął na m iej
scu dopiero 29 września 1820 roku.
Z araz po ukończeniu pedróży ten niezmor
dowany tw órca i pierwszy kierownik gabinetu pom aga gorliwie Beckerowi w rozpakowaniu i układaniu zbiorów zakupionych (sprzedaw ca bowiem zastrzegł sobie, źe osobiście gabi
net ułoży), spraw dza z katalogiem w ręku zasoby rodzącego się muzeum, układa z dupli
katów dawnych i świeżo przybyłych zbiory szkolne i zaopatruje w nie licea, szkoły woje
wódzkie i wydziałowe, daje swoje opinie 0 zbiorach i katalogach ciągle do gabinetu napływ ających, składa B adzie uniw ersytetu 1 Komisyi oświecenia obszerne projekty i sprawozdania. J a k gorliwie pracow ał, m ożna mieć pojęcie chociażby z tego, źe w przeciągu niecałego roku 1821 oczyścił, określił gatunki i odmiany i przez nadanie świeżych odłamów przywrócił cechy ch arak
terystyczne 14 759 rozm aitym zaniedbanym i wątpliwym okazom, które przez prywatne osoby ofiarowane były w tym czasie dla szkół średnich. A nie zapominajmy o tem, źe wszystkich tych prac dokonywał on poza wykładami w Liceum , gdzie był p ro feso rem 1);
obok tego pam iętajm y, źe w znacznej mierze utrudnioną m iał pracę przez ciasnotę i nie
dogodność lokalu, ponieważ gabinet mieścił się w kilku zupełnie odosobnionjch i niewiel
kich salach.
W roku 1821 dnia 3 października P aw ło
wicz zdaje E adzie uniwersytetu i aport szcze
gółowy o stanie gabinetu. Z biór składał się wtedy z ośmiu tjsięcy m inerałów i skał. K o lek cje Z ipsera, cesarza A lek sand ra I i B ec
k era wynosiły razem wzięte 7133 sztuki, zaś pozostałe 867 okazów powstały 1 z darów Rzewuskiej i M iinkwitza, oraz z kupna od m ark szajd ra M ullera z M arienb frga i od urzędu górniczego we E reibergu.
T reść ra p o itu pomienionego wskazuje, źe Paw łovicz s ta ł w zupełności na pozie mit)
■) W uniwersytecie wykładał mineralogią
prof. Hoffmann,
N r 19. W SZECH SW IA T 291 wiedzy współczesnej. G orąco zaleca on R a
dzie układ H auyego—nowość owych czasów—
poddaje szczegółowej krytyce układ W erne
r a i porównywa obadwa system aty na przy
kładach. Teorye założyciela krystalografii poznał on zapewne z ust samego ich twórcy, gdyż był w P ary ż a i naw et przywiózł ze sobą, dla gabinetu narzędzia, przez H auyego wy
nalezione, używane i ospbiście sprawdzone.
B adając własności fizyczne minerałów, ja k to czynił H auy, Pawłowicz p am iętał jed n ak też o ich sk ła d z ie : przy gabinecie m ineralo
gicznym założył m aleńką pracownię chemicz
ną, k tó ra później, w roku 1834, po zwinięciu uniwersytetu sta ła się własnością gimnazyum wojewódzkiego w W arszawie. Pawłowicz założył oprócz tego bibliotekę podręczną przy gabinecie i zebrał w niej ważniejsze dzieła ówczesne z dziedziny mineralogii i geo
logii, w której celował, ja k to widać z jego rozprawy, przytoczonej poniżej.
Pomim o zajęć nauczyciela i kustosza, P aw łowicz m iał czas jeszcze na samoistne b ad a
nia. W tych głównie widzieć się daje, źe Pawłowicz był jednostką ze wszechmiar wy
bitną. W ydał on, mianowicie, pierwszą po Staszicu w języku polskim pracę naukową z dziedziny geologii i petrografii teoretycz
nej '), w której dowodzi ogniowego powsta
wania bazaltów. Obok rozległych wiadomo
ści z dziedziny chemii, fizyki, mineralogii i geologii, obok znacznej erudycyi i zupełnej znajomości naukowej literatu ry bieżącej, Pawłowicza cechuje ścisłość, spokój, orygi
nalne pomysły, jasny pogląd na rzeczy, a co najważniejsza—postępowość, ujaw niająca się przedewszystkiem w tłum aczeniu zjawisk geo
logicznych przez powoływanie się n a doświad
czenia. Zaszczyt to przynosi jego umysłowi, gdy zwrócimy uwagę, źe dziś dopiero—w 70
*) „O własnościach i początku bazaltów.
Rosprawa napisana w zamiarze otrzymania stop
nia doktora filozofii w królewskim warszawskim uniwersytecie i na publicznem posiedzeniu Wy
działu filozoficznego dnia 13 marca 1822 r. bro
niona przez Mar. Ant. Pawłowicza.—W Warsza
wie, w drukarni Jego c. k. Mości rządowey”.
Powodowany ważnością tej pracy w historyi na
szej literatury naukowej, powziąłem zamiar ogłoszenia szczegółowego jej rozbioru w piśmie niniejszem, co mam nadzieję w niedługim czasie uskutecznić. — Z. W.
la t później—metody doświadczalne pozyskały sobie zaufanie geologów.
Niestrudzony profesor i kustosz m usiał być zapewne człowiekiem cichym, skromnym i nieubiegającym się o zaszczyty. W ra p o r
tach swoich nigdy nie wspomina, wiele tru d u włożył w wykonanie tej lub owej pracy, ani też najlżejszem słowem nigdzie zasług swo
ich nie podkreśla. N iem a też w aktach żadnej wzmianki o jakichkolwiek godnoś
ciach lub odznaczeniach nań spływających, rek to r jednak, ks. Szweykowski, nigdy o nim nie zapom inał i nieraz p isał do Komisyi oświecenia w te sło w a: „R ad a Uniwersy
tetu poczytuie za naywaźnieyszy dla siebie obowiązek polecić professora Pawłowicza łas
kawym względom Komissyi, iako osobę aż do zapomnienia o sobie poświęcającą się dobru publicznem u”. Gorliwość tę Komisya ceniła ja k um iała, czego dowodem je s t wy
znaczenie Pawłowiczowi jednorazowych gra- tyfikacyj : w roku 1821 w kwocie złp. 1800 i w r. 1822— 100 złotych czerwonych. Obie- dwie wyjednał mu rektor.
Z agranicą Pawłowicz był dwa razy. Pierw szy raz w roku 1817, gdy wysłany był na kształcenie się, drugi ra z— w roku 1824 wy
jech a ł, aby sprowadzić zbiory dla szkół.
W szerokim zakresie wykładano wtedy nauki przyrodnicze w gim nazyach, jeżeli każda praw ie szkoła posiadała zbiór, obejmujący zwykle około 1 0 0 0 okazów sk ał i minerałów.
Z a ostatnich la t Pawłowicza, jak o waż
niejszy wpływ do G abinetu zanotować n a
leży 11 dużych okazów złota i 8 platyny, ofiarowanych przez cesarza M ikołaja I.
Niedługo potem uniw ersytet zamknięto;
w tym samym czasie zm arł Pawłowicz. N a deszły wtedy czasy krytyczne i dla gabinetu.
Echo strzałów dobiegło z pola walki i do cichej świątyni w iedzy: m inerały złożono w paki, a w salach gabinetu umieszczono rannych. Zbiory objął prof. K itajew ski, po
tem ro zp ostarł nad niemi opiekę rek tor Szweykowski, wreszcie w roku 1833 dozór nad gabinetem mineralogicznym, wraz z ga-.
binetem zoologicznym i fizycznym powierzo
no prof. Jarockiem u.
Z a urzędow ania tego „dyrektora” gabi
netów, ja k go papiery m ianują, wzbogaciły gabinet słynne zbiory Puszą.
P usz był ra d cą górniczym i profesorem
292 W SZECHŚW IAT N r 19.
szkoły górniczej w K ielcach, „kiedy iednak—•
opiewa odnośny dokum ent—sku tkiem zaszłych zmian w A dm inistracyi G órnictw a zmuszo
nym bydź może do poświęcenia swych usług innem u K raiow i, podał przeto do R ady A d- m inistracyiney K rólestw a przełożenie, ażeby Z biór (ten) wyiaśniaiący geognosią K raiow ą i zaw itraiący w sobie sztuk 3 699, nabydź ro zkazała dia którego z Insty tu tów N auko
wych w K rólestw ie P olskiem ”.
P a d a adm inistracyjna odw ołała się do K om isji oświecenia, a ta zawezwała Lewoc- kiego, generalnego szkół w izytatora, oraz prof. Kitajewskiego i Jarockiego, aby swe zdanie o zbiorach P u szą wyjawili. P o słu chajm y, co w tym przedm iocie mówią powo
łani sprawozdawcy.
„Zbiór minerałów, o którym mowa, należy podobno do nayzn&komitszych dotąd istnie
jących w swoim rodzaiu; iest on z tego wzglę
du arcyważny . . . T en zbiór służył dotych
czasowemu W łaścicielowi onego za podstawę iego szacownego dzieła o Geognozyi Polski, a ze znaney biegłości a u to ra w tym p rz e d miocie, z le g o wielostronnych do geologicz
nych poszukiwań niezbędnych w obecnym stanie nauki wiadomości, z lego pomys'ów i zapatryw ań oryginalnych m iarę braó m ożna 0 istotney wartości w mowie będącego zbio
ru, ile że On i powiększey części wszystko na mieyscu sam zbierał w swoich licznych ex- kursyach, i z położenia swego urzędowego 1 stosunków swych m iał więcey iak ktokol
wiek inny sposobności zostaw ania przez długi przeciąg czasu w nayciekawszych pod tym względem okolicach . . . T u należy ieszcze w ogólności co do P etrefak tó w ta uwaga, że w ogólney onych liczbie znayduie się nie m a ło bardzo rzadkich, a co w iększa wiele ta kich, co poraź pierwszy w Polsce odkrytem i zostały, a niektóre tak ie, co d o tąd w innych kraiach postrzeżonem i nie były . . . Z biór zyskałby n a mieyscu przez wcielenie go do zbioru m ineralnego b. U niw ersytetu w ar
szawskiego . . . W k ra iu m a on oprócz geo- logiczno-geognostyczney ieszcze techniczną topograficzną, górniczą naukow ą wartość, czego rzeczywiście zag ran icą w takim sto p niu miećby nie mógł. Bliższe oznaczenie ceny podobnego zbioru geologicznego . . . by
łoby bardzo w ątle i niepewne, to iednak śm iało zapewnić możemy, źe cena 6000 zł.
polskich, podana przez Szanownego W łaści
ciela, je st bardzo u m iark o w a n a,. . . z tych przeto powodów nie możemy iak spodziewać się, że kupno z tego względu przeszkody do
znać nie powinno”. Oprócz tego w przeło
żeniu Kornisyi oświecenia do R ady adm i
nistracyjnej znajdujem y wzmiankę, że zbiór w mowie będący uznany został „za nader uź>teczny przez sławnego A leksand ra H u m b o ld ta ”.
Te zdania sprawiły, że Kom isya oświaty zyskała u władzy wyższej zgodę na kupno zbiorów P uszą. K w otę potrzebną otrzymano z sum etatem na In sty tu t pedagogiczny oznaczonych, k tóre, z powodu nieistnienia jeszcze tego instytutu, za rok 1832 oszczę
dzone zostały.
Oczyszczono więc i u p rzątn ięto jed n ę salę po lazarecie i w dniu 17 g ru dnia 1833 roku przeniesiono do niej zakupione zbiory z domu n-r liyp. 681 przy ulicy Leszno, gdzie p rz ed tem się przechowywały.
Mniej więcej w tym samym czasie gabinet otrzym ał w darze od inżyniera Ohristianiego, dy rek to ra generalnego komunikacyi lądowej i wodnej, 2462 okazów skał i minerałów przeważnie polskich, lecz z temi niewiadomo co się stało. G abinet, przy poprawie gm a
chów, lub przy zmianach w nich zachodzą
cych, wielokrotnie bywał przekładany i p rz e noszony, oprócz tego lata całe nieraz spoczy
w ał w piwnicach pałacu Kazimierowskiego (pod b. biblioteką główną), wiele przeto oka
zów poginęło, wiele też k artek oryginalnych, opiewających nazwę i pochodzenie okazu, zbutwiało; pozostały tylko k artk i świeższe, przez odbiorców powkładane, tak że dziś w ogólnym zbiorze niezawsze można określić, z której kolekcyi pochodzi ten lub inny okaz.
Cicho o gabinecie aż do roku 1850, gdy O krąg naukowy warszawski delegował ko- misyą do wygotowania ogólnego spisu m ine
rałów , po b. uniwersytecie pozostałych. K o misya jed nak prac swoich do końca nie do
prowadziła, a o cząstkowych katalogach, które spisała, uchow ała się tylko wzmianka.
I znów 7 w aktach znajdujem y tylko rap o rty Jarockiego o wybitych przez burze szybach, lub skargi jego n a zimno i wilgoć w m iej
scach, gdzie się gabinet przechowy wał.
W roku 1861 O krąg naukowy kupuje dla
gabinetu 397 okazów od In sty tu tu górnicze-
N r 19. W SZECHSW IAT 293 go w P etersburgu, a miejsce Jarockiego zaj
muje długoletni późniejszy kustosz, niedawno zgasły ś. p. A ntoni W ałecki.
Założenie Szkoły głównej wydobyło zbiory mineralogiczne z zapomnienia. U porządko
wano je, dano im piękną siedmiookienną sa
lę, w której do dziś spoczywają, i spisano, co się z minerałów po b. uniwersytecie aleksan
dryjskim pozostało. Spis ten wykazuje : minerałów . . . . 3 695 okazów duplikatów . . . . 2 271
skał i skamieniałości . 6 193
razem . 12159 okazów P rzy liczbie tej p am iętać należy, źe przez wszystkie la ta gabinet zaopatryw ał w zbiory średnie zakłady naukowe; nie wyda się ona wtedy zbyt małą.
Przez krótki czas trw ania Szkoły głównej gabinet drog ą zakupów zyskał 3 642 okazy skał, minerałów i skamieniałości, oraz nie
które przyrządy, gdyż tych z dawnych la t nie pozostało ani śladu.
W reszcie w ostatniej ćwierci witku bieżą
cego gabinet wszedł na nowe tory.
W iedza poszła naprzód, nauki rozgałę
ziły się, trzeba więc było zbiory rozdzielić : wszystkie skamieniałości, zbiór P uszą, oraz niektóre inne jeszcze geologiczne kolekcye skał osadowych stanowią dziś osobny gabinet | paleontologii i geologii, obecny zaś właściwy gabinet mineralogiczny zatrzym ał m inerały, skały ogniowe i pierworodne.
M ineralogia zrodziła czasy ostatniem i pe
trografią, a ta wprowadziła do niej m ikro
skop i wiele pomocniczych narzędzi fizycz
nych; krystalografia nie zamyka się już wy
łącznie w zw artych szeregach wzorów m ate
matycznych, ale drogami doświadczeń idzie w parze z fizyką cząsteczkową i chemią fizyczną; wreszcie uczonych zajm uje dziś nie tyle opis m inerału, ile warunki, w jakich on powstaje, oraz te wszystkie przeistoczenia, którym podlega w przyrodzie. Dziś więc obok zbiorów równie ważną dla gabinetu jest obecność pracowni i posiadanie doboru przyrządów. K u osiągnięciu tego właśnie celu kierowano głównie gabinet ostatniem i czasy—i te ra z posiada on Iaboratoryum ch e
miczne, mogące pomieścić dziesięciu pracow ników, zaopatrzone należycie we wszystkie przyrządy, jakiem i się m ineralogia w obec
nym swym stanie posługuje przy badaniach, oraz nadzwyczaj rozległe zbiory skał ognio
wych; tych bowiem badanie je s t dziś na po
rządku dziennym.
Nie zapomniano jedn ak w dzisiejszym g a binecie i o zbiorach minerałów. Dopełniono dawne 324-rna pięknemi okazami rzadkich i niezwykłych minerałów norweskich; na pierwszem jed n ak miejscu położyć należy
| bezwątpienia zbiór, ofiarowany przez rek to ra Domeykę. Z dalekich krain, zza oceanu ' przywiózł ten wybitny uczony conajlepsze okazy gabinetowi naszemu na pam iątkę,
; a mianowicie 63 okazy najrzadszych mine-
j
rałów w tak niezwykłych kryształach, że I stanowić mogą ozdobę najbogatszego niem al gabinetu: przytoczę tu np. doskonale wy
kształcone i przezroczyste pięknej ciemno- wiśniowej barwy kryształy p ru sty tu , dalej zielone kryształy kam ienia amazońskiego, bogate w rozm aite rzadko napotykane płasz-
j
czyzny, rzadkie bardzo okazy żelaza meteo- rycznego i t. d.
Tyle mówią o losach zbiorów m ineralo
gicznych naszego m iasta przechowane papie
ry; lecz daleko więcej jeszcze daje do myśle
nia każda szara, wyblakłem pismem zapeł
niona k artka, z pod któregokolwiek dawnego okazu wyjęta, gdy się pozna, czyja ręk a ją nakreśliła i gdy się pomyśli, że leżący na niej okaz sprowadzono umyślnie z niezm ier
nie od nas odległej Ziemi Ognistej, głuchych ta jg syberyjskich lub niebotycznych Kordy- lierów.
Zygm unt Weyberg.
0 homologii produktów Fozrodezyeh U zw ierząt.
Olbrzymia większość zwierząt (i roślin) wyższych rozm naża się drogą płciową, t. j.
zapomocą zapłodnienia komórki jajowej, wy
tworzonej w organizm ie żeńskim, przez plem
nik, czyli ciałko nasienne, powstałe w ustroju
męskim. W yjąwszy nieliczne stosunkowo
przypadki dzieworództwa, w których jajko
może się rozwinąć w ustrój dojrzały niebędąc
2 9 4 W SZECHSW IAT N r 19.
zapłodnionem (np. tru tn ie u pszczół, letnie pokolenia mszyc), zapłodnienie występuje u form wyższych jak o niezbędny moment bio
logiczny. To też u wszystkich form płciowo się rozm nażających, spotykam y osobniki sam cze i samicze, często bardzo różniące się po
między sobą już pod względem postaci ze
wnętrznej. T a, t. z w. dw ukształtność płcio
wa, je st u wielu form zwierzęcych ta k znacz*
na, że dawniejsi naturaliści nieraz zaliczali sam ce i samice tegoż sam ego g a tu n k u do zu
pełnie odrębnych gatunków , a naw et r o dzajów.
W szystkie te, drugorzędne w zasadzie, różnice morfologiczne, m ają źródło tylko w różnicy udziału, ja k i przypada w sprawie płodzenia n a osobniki płci odm iennej. Z a sadnicza zaś różnica w organizacyi ustrojów samczych i samiczych sprow adza się do róż
nicy produktów rozrodczych, w ytw arzanych przez nie : ja je k i ciałek nasiennych.
U tkankowców najniższych, jak o to gąbek, polipów, wytwarzanie ja j i plemników nie je st przyw iązane do żadnego określonego o rg a n u : u gąbek pow stają one w rozsianych kom ór
kach tkanki łącznej, w ypełniających cały ustrój. U Hydroidów elem enty płciowe mo
g ą powstawać bądź w listku wewnętrznym, bądź też w zew nętrznym . Lecz u zwierząt wyższych j a ja i plemniki pow stają już w n a
rządach określonych : jajn ik ach i gruczołach nasiennych.
C iałka nasienne, ja k powszechnie wiado
mo, sąto kom órki, m ające postać często sil
nie wydłużoną, nitkow atą i zaopatrzoną w t. zw. główkę, gdzie mieszczą się substan- cye jądrow e, podczas gdy zaródź tworzy nik łą otoczkę wkoło główki i prócz tego s ta nowi resztę ciała plem nika, t. zw. ogonek.
T en ostatni w niektórych razach różnicuje się w błonę falującą, pom ocną przy ruchach plem nika, lub też czasem red u k u je się (np.
u robaków obłych) do niewyraźnie skonturo- wanej bryłki plazm atycznej, zdolnej do wy
konywania ruchów pełzakow atych.
S praw a w ytw arzania się ciałek nasiennych (Sperm atogeneza) zo stała szczególnie wy
czerpująco zbadana u glisty końskiej (Asca- ris m egalocephala), co do której wogóle po
siadam y dużo klasycznych badań em brjolo- gicznych i cytologicznych. G ruczoł nasienny teg o zwierzęcia przedstaw ia się w formie wy
dłużonego worka, wysłanego wewnątrz tk an k ą, posiadającą ch a ra k te r nab ło n k o w y : z tych to komórek nabłonkowych ostatecznie pow stają plemniki.
Proces ten odbywa się sposobem następ u
jącym . K om órki pierwotne, stanowiące t. zw.
„oddział zarodkowy”, dzielą się wielokrotnie;
tą drogą powstaje niezliczona ilość komórek pochodnych, t. zw. sperm atogonij, które n a stępnie przestają się dzielić i w tym okresie spoczynku rosną. Skupienie takich komórek stanowi „oddział wzrostu”. Z tego ostatnie
go przyszłe ciałka nasienne, odróżniane t e raz jako sperm atocyty 1 -go rzędu, przecho
dzą do ostatniego „oddziału dojrzew ania”.
T utaj sperm atocyty 1 -go rzędu dzielą się raz, dając t. zw. spermatocyty 2 go rzędu, te zaś ostatnie natychm iast dzielą się raz jeszcze, nieprzechodząc w stan spoczynku, jak i zwykłe następuje po każdym podziale komórki. Dopiero produkty ostatniego po
działu, t. zw. sperm atydy, przetw arzają się we właściwe plemniki d ro g ą zmian, zacho
dzących w samem ich ciele.
Sperm atogeneza u A scaris, szczególnie łatw a do b adan ia wskutek szczególnej pro
stoty budowy, ja k ą się odznaczają elementy płciowe tego zwierzęcia, może służyć za sche
m at klasyczny dla sperm atogenezy wyższych form zwierzęcych wogóle.
Co do powstawania ja j (owogenezy), czyli pierw iastków rozrodczych samiczych, to i w tym przypadku musimy się zwrócić do wyników badań nad tą ż sam ą A scaris m e
galocephala. W długim, rurkow atym , pa-
| rzystym jajn ik u znajdujem y także komórki o charak terze nabłonkowym; produkty ich podziału, oogonie, także przechodząc w okres spoczynku przetw arzają się w owocyty 1 -go rzędu. Te ostatnie już się dalej nie dzielą zwyczajnie, lecz zapomocą procesu podobne
go do pączkowania w ydalają z siebie połowę substancyj jądrowych, wraz z nieznaczną ilością z a ro d z i: jestto t. zw. „ciałko bieguno
we” (inaczej zwane ciałkiem kierunkowem).
Z e względu na okoliczność, że, podług dzi
siejszych zapatryw ań, w procesie podziału komórki główne znaczenie ma podział nie zarodzi samej lecz substancyi jądrow ej, m o
żemy wydzielenie przez owocyt ciałka biegu
nowego uważać za jednoznaczne z każdym
zwykłym podziałem : chociażby np. sperma-
N r 19. W SZECHSW IAT 295 tocytów 1 -go rzędu (p. wyżej) na dwa sper-
m atocyty 2-go rzędu. P o wydaleniu pierw
szego ciałka ją d ro t. zw. już teraz owocytu 2 -go rzędu nie przechodzi w stan spoczynku lecz natychm iast dzieli się raz jeszcze—-i na
stępuje wydalenie drugiego ciałka bieguno
wego—poczem owocyt 2 -go rzędu już osta
tecznie przetw arza się we właściwą komórkę jajow ą, zdolną do zapłodnienia i rozwoju.
Do powyższego opisu owogenezy dodać n a
leży, że oba ciałka biegunowe nie m ają żad
nego udziału w życiu ja jk a właściwego i po pewnym przeciągu czasu obum ierają. Lecz czasem (np. u niektórych mięczaków) pierw sze ciałko biegunowe dzieli się raz jeszcze.
Proces ten, nieposiadający obecnie żadnego
Powyżej opisaliśmy tylko jed nę stronę, czysto zewnętrzną, sprawy powstawania p ro duktów rozrodczych u zwierząt. Pozatem proces ten przedstawia jeszcze bardzo wiele szczegółów, których dokładne wyjaśnienie wiąże się bezpośrednio z najbardziej zasad- niczemi zagadnieniam i nauki o życiu—jakoto kwestyą zapłodnienia, dziedziczności, powsta
wania istot rozdzielnopłciowych.
N a tem tle istnieje dziś wiele hypotez, usiłujących powiązać rozproszone i pod wie
loma względami nieokreślone czynniki ba
dań. N ieprzesądzając wartości tych usiło
wań, musimy jed n ak przedewszystkiem zwró
cić uwagę na tę okoliczność, że dotąd tylko zewnętrzna homologia pierwiastków rozrod-
. . . A
- 3
j a t l ...
/ \
“tu >• • ... mm r
• \ 1
\... C M t '
(5 schemat spermatogenezy; p —owogenezy : A—oddział zarodkowy: spermato- i oogonie;
B—oddział wzrostu; 0 — oddział dojrzewania; set I , set I I — spermacyty I i II rzędu;
OCt
2, oct I I —owocyty; sptd — spermatyda; ou —jajk o; 1 i 2 cb —pierwsze i drugie ciałka biegunow e.
znaczenia. musimy uważać wprost za objaw szczątkowy, pozwalający do pewnego stopnia n a utożsam ienie pod względem morfologicz
nym ciałek biegunowych—ze spermatocytam i 2 -go rzędu i sperm atydam i.
Z ałączony schem at uw ydatnia oba opisane wyżej procesy : powstawania ja j i plemników;
widzimy tu ta j, źe właściwie sam sposób ich powstawania, kolejne następstwo podlegają- jących różnym losom pokoleń komórek, są jedne i też sam e w obu przypadkach. F ak ty te nauka obejm uje ogólną teoryą homologii produktów rozrodczych, teoryą, stw ierdzają
cą jedność morfologiczną spermato- i owo
genezy.
czych obojga pici je st faktem ściśle ug ru n to wanym w nauce, zachodzące zaś przy ich wytwarzaniu procesy wewnątrzkomórkowe, oraz przyczynowe wyjaśnienie tychże przed
staw ia dzisiaj jeszcze wiele stron niejasnych.
Przedwczesne próby tłum aczenia tych z j a wisk, próby op arte na bardzo dotąd chwiej
nym gruncie danych faktycznych, mogą—
przynajm niej dzisiaj— doprowadzić tylko do rozległych i często bezpodstawnych spekula- cyj, przypom inających m arzenia t. zw. filozo
fów przyrody z początku naszego stulecia.
Ja n Tur.
29 6 WSZECHŚWIAT N r 19.
O powstawaniu i przyczynach śmierci.
Z K ółka P rzy ro d n ik ó w , Uczniów U J. w K rakow ie.
(D okończenie).
I I I .
T a k przedstaw ia się teorya W eism anna.
Oczywiście spotkała się ona z całym szere
giem krytyk i zarzutów mniej lub więcej uza
sadnionych, świadczących o mniej lub więcej głębokiem jej zrozum ieniu, zarzutów , które po większej części w późniejszych pism ach odparł, a z których najw ażniejsze tu po ru szymy.
Przedew szystkiem sum ienny badacz p ier
wotniaków, E . M aupas [v. 9) 10)], zaprzeczył nieśmiertelności p ierw otniaków : obserwował on u wielu wymoczków, źe po wielkiej ilości podziałów, różnej d la różnych gatunków, np.
u Stylonychia p u stu la ta po 660 podziałach w ystępują wybitne znam iona degeneracyi, dotyczące protoplazm y i ją d e r, jeżeli osobni
kom nie pozwolimy odbyć k o n ju g a c y i: stąd wniosek, że wymoczki nie m ogą się dzielić do nieskończoności, że i u pierw otniaków ist
nieje śmierć, której zapobiega tylko konjuga- cya. W idzi tedy M aupas analogią między rozwojem wymoczków od konjugacyi do kon
ju g acy i z leżącem pośród rozm nażaniem przez podział a rozwojem wielokomórkowców od j a ja do j a j a z podziałam i komórkowemi.
Z arzu ty to jed n ak niezupełnie trafne : sam M aupas przyznaje ostatecznie, że cykle roz
wojowe wymoczków mogą się ciągnąć w nie
skończoność, t. j. przyznaje ich nieśm iertel
ność i tylko pod wpływem zakorzenionych przesądów metafizycznych o ogólnej koniecz
ności śmierci d o p atru je się śmierci w z ja wiskach degeneracyi, występujących w brak u możności konjugacyi. Zapom ina jed n ak , że przy ro d a s ta ra się zapewnić gatunkow i w jak - najszerszym zakresie konjugacyą jak o akt niezm iernie ważny, pozw alający na ciągłe mie
szanie waryacyj osobniczych, że przeto kon- ju g acy a należy do warunków bytu wymocz
ków, ja k tlen lub żywność. Jeż eli tedy który osobnik ginie z b ra k u konjugacyi, to odpo
w iada to w zupełności śm ierci komórki ro z
rodczej wielokomórkowców, jeżeli nie zosta
nie zapłodniona, śmierci zewnętrznej, przy
padkowej, k tó ra bynajmniej nie przeczy po- tencyalnej nieśmiertelności tych komórek.
Ł atw o zresztą zrozumieć, że konjugacya i za
płodnienie, które się z Diej rozwinęło, procesy wysoce skomplikowane i subtelne są dopiero urządzeniam i wtórnemi, podczas gdy nieogra
niczona zdolność propagacyi m usiała od po
czątku być własnością zasadniczą wszelkiego życia, jeżeli jego ciągłość m iała trw ać aż do wytworzenia się konjugacyi. To też u niź- szych tworów jednokomórkowych zarzut M au-
| pasa zupełnie już był nieuzasadniony wobec b ra k u konjugacyi, ja k słusznie w obronie W eism anna podnosi Rom anes [v. 26)]. In n e zarzuty, mniej oparte na danych faktycznych, robi W eismannowi H e rb e rt Spencer [v. 16)], wychodząc przeważnie z teoretyczno-filozo- ficznych punktów widzenia. I on przeczy nieśm iertelności pierwotniaków, albowiem, jego zdaniem, konjugacya jak o proces całko
wania (integracyi) prowadzi do stanu, niedo- puszczającego żadnych dalszych przem ianr t. j. do śmierci. Z arzu t ten czysto teoretycz
ny nie wytrzymuje oczywiście krytyki, bo konjugacya, k tó ra zdaniem W eism anna i in
nych nowszych badaczów, je s t tylko aktem zmieszania tendencyj dziedzicznych dwu osob
ników (amphimixis), równie dobrze nie wy
klucza nieśmiertelności, ja k asym ilacya po
karm u, również będąca niezbędnym w arun
kiem bytu pierw otniaka a zatem i po
działu. D alej Spencer podnosi, że skonju- gowane indywidua tra c ą swą osobowość, tw o
rząc nową, t. j. um ierają; konsekwentnie, odpowiada na to W eism ann, należałoby za
płodnienie u wielokomórkowców uznać za śm ierć komórek rozrodczych łączących się;
a gdyby się naw et na to zgodzić, to pierw ot
niaki m iałyby z wielokomórkowemi jed en wspólny rodzaj śmierci, t. j. amphimixis (konjugacya lub zapłodnienie), a n adto ist
niałby u wielokomórkowców drugi rodzaj śmierci, której u pierwotniaków niem a, twier
dzenie, którego właśnie W eism ann chce do
wieść. Z drugiej strony Spencer występuje przeciw podziałowi komórek na cielesne i roz
rodcze; różnica ty i h dwu rodzajów kom órek nie jest. jego zdaniem, istotną i bezwzględną;
dowodzić tego m ają przykłady zarazy wod
nej (Elodea canadensis) i ziemniaków, k tó re
rozm nażają się zapomocą kom órek cieles
N r 19. W8ZEGHSW1AT nych, gdzie więc te komórki są nieśmiertelne,
dowodzić m a fakt, źe komórki rozrodcze często dość późno w ystępują w rozwoju onto- genetycznym (V ertebrata, H ydroidea), że więc tu taj zróżnicowanie na komórki cielesne i rozrodcze nie je s t ani pierwotne ani zasad
nicze. N a to słusznie odpowiada W eism ann, że zarzut opiera się na myinie zrozumianych przykładach, wziętych z istot bardziej skom
plikowanych, gdzie zróżnicowanie to je st po
zornie przesunięte w ontogenezie, podczas gdy przykłady najprostsze, np. P andorina i Volvox, najlepiej tę kwestyą wyjaśnić mo
gą; co zaś dotyczy zarazy wodnej, ziemniaków i begonii, to teo ry a W eism ana o „ubocznych drogach plazmy rozrodczej”, której tu z b ra
k u miejsca szerzej wyłuszczyć nie mogę, w zupełności je tłumaczy. Również nie m ożna przyznać słuszności Spencerowi, gdy twierdzi, że zróżnicowanie komórek na cie
lesne i rozrodcze nie odpowiada pojęciu po
działu pracy, ja k twierdzi W eism ann, jego bowiem zdaniem zawiera ono w sobie wyo
brażenie wymiany usług, gdy te usługi są tylko jednostronne, t. j. wyświadczane przez komórki cielesne na rzecz rozrodczych.
W brew tem u twierdzeniu musimy się zgodzić z W eism annem , który określa podział pracy jak o zróżnicowanie części, służące do udosko
nalenia funkcyi całości, pojęcie, pod które to zróżnicowanie komórek najzupełniej podpada.
IV.
O bszerną krytykę teoryi W eism ana, a za
razem w łasną odrębną teoryą powstania i przyczyn śmierci podaje G oette, znany au to r rozpraw y „Die Entwickelungsgeschichte
*der U nke” [v. 7)]. Zdaniem jego urządzenie śmierci nie może być wytworem doboru n a turalnego, dobór ten bowiem może działać na cechy ju ż istniejące, dając pierwszeństwo po
żytecznym, sam zaś niczego stw arzać nie może; tedy śm ierć m usiała już być poprzed
nio u wielokomórkowców, zanim dobór mógł ją utrw alić dla dobra g atu n k u i nie byłaby wytworem tego doboru. Z a rz u t ten w ogól
niejszej formie robiono już całej teoryi do
boru n aturalnego a w szczególności teoryi o jeg o wszechmocy, której broni W eismann : do jego znakom itych prac „Die A llm acht
der N aturziichtung” i „U eber Germinalse- lection” [v. 17) 33)], gdzie zarzuty te świet
nie są odparte, muszę się tu odnieść, nie mo
gąc z powodu szczupłości ram przedstawić tych kwestyj obszerniej.
A teraz posłuchajm y samego Goettego.
D la niego śmierć je s t wielką, kosmiczną, we-
| w nętrzną koniecznością życia, dla niego nie
m a życia nieśmiertelnego. Śmierć to dla niego ustanie życia osobniczego jako całości, śmierć komórek organizmu tylko zjawiskiem postm ortalnem , zupełnie identycznom z obu
mieraniem za życia osobnika, zjawiskiem, które bynajmniej nie je s t podstawą śmierci osobniczej. Gdzież więc istotna przyczyna śmierci? T ą istotną przyczyną jest ak t ro z mnażania. J ę tk i jednodniówki, zniósłszy ja ja , um ierają po kilku godzinach życia z wy
cieńczenia; pozornie śmierć z katastrofy, z przyczyn zewnętrznych, a jednak tu mieści się rozwiązanie zagadki śmierci, tajem ny związek, łączący śmierć z rozmnażaniem.
U różnych owadów różna upływa przestrzeń czasu od ak tu rozm nażania się do śmierci, analogia jed nak wszędzie każe przypuszczać ten sam związek z tem ograniczeniem, że wycieńczenie nie wszędzie je s t jednakie i raz prędzej, raz później śmierć sprowadza. Zwią
zek ten, przystosowany w każdym poszcze
gólnym przypadku do organizacyi gatunku, bliższa analiza wykazuje z łatwością u wielu innych wielokomórkowców : u żachw, wrot- ków liścionogich, u rozmaitych obleńców;
u tasiemców wzajemny stosunek rozm nażania i śmierci o tyle je st nawet przesunięty, źe śmierć jest przygotowaniem do ak tu rozmna
żania się, a mianowicie obumarcie dzwona wyswobadza zaw arte w nim ja ja S tą d krok tylko do przypadków, gdzie śmierć następuje już tylko jako współobjaw rozwoju osobnika, naw et gdy ten wogóle się nie rozmnaża.
Filogenezę tego dziwnego związku między śmiercią a rozmnażaniem się mamy przed so
bą prawdopodobnie u hydropolipów; istnieją tu formy, gdzie wszystkie osobniki pnia, roz
m nażając się ulegają redukcyi, a w następ
stwie śmierci (H ydrella ovipara, Goette), in
ne, gdzie tylko część się rozmnaża a przecież
wszystkie obum ierają (Oordylophora, Tubu-
laria), wreszcie formy, gdzie osobniki płodne
rozm nażają się dopiero oddzieliwszy się od
pnia, a przecież cały pień obum iera (Campa-
298 WSZBCHSW1AT N r 19.
nularidae). T a filogeneza odpowiada teź zresztą, filogenezie hydropołipów, opartej na innych cechach.
N ajlepiej jed n ak n a tu rę i c h a ra k te r tego związku między śm iercią a rozmnażaniem tłum aczy nam śm ierć najniższych wieloko
mórkowców, O rthonectidów , którym G oette daje nazwę meoozoów, a które budową swą zbliżają się najbardziej do hypotetycznej formy m acierzystej wielokomórkowców róż- nokomórkowych — do G astraei. S k ła d ają się one z orzęsionego pokładu kom órek ektoderm alnych, z cienkiego mezodermal- nego pokładu mięśni i z kom órek entoder- malnych, które są kom órkam i rozrodcze- mi. W czasie dojrzałości płciowej przedni koniec ciała w postaci czapeczki odpada, a ja jk a w ydostają się nazew nątrz z w o rk a
Fig. 1. Pierw sza form a sa m ic : czapeczko wata część przednia odpadła a ja jk a w ystępują z worka
ektoderm alnego.
ektoderm alnego, który opróżniony po krótkim czasie obum iera (fig. 1 ). T u więc zwią
zek między rozmnażaniem a śm iercią je s t bezpośredni; pozbawiony komórek entoder- m alnych organizm, którego życie związane było z współistnieniem ekto- i enioderm y, dalej istnieć nie może. Ten sam a k t pow ta
rz a się nadal u wyższych nieco komórkowców z tą różnicą tylko, źe u nich ilość komórek cielesnych wobec rozrodczych nieporównanie je s t większą.
T a k tedy widzimy, źe rozm nażanie się przez kom órki rozrodcze, czyli teź rozwój osobniczy, k tó ry doń prow adzi, je st przyczy
n ą śm ierci, przyczyną, której działanie p rzy stosowało się do rozm aitych warunków orga- nizacyi, R ozm nażanie się więc je s t tym I
aktem , w którym rozwój osobniczy doszedł
szy do punktu kulminacyjnego sam sobie kres kładzie, tym aktem, który spełniany przez osobniki służy interesom gatunku a niszczy te osobniki.
A cóż będzie odpowiadało śmierci u pier
wotniaków? Śmierć ich m a stanowić ency- stacya, proces obserwowany u niektórych pierwotniaków, np. Actinosphaerium Eichhor- ni i Protom yxa au ran tiaca, a który w zmien
nych formach, zdaniem G oettego, ogólnie je s t rozpowszechniony u pierwotniaków; jest ona procesem odmłodzenia protoplazmy, któ
rej s tru k tu ra zostaje zredukowana do je d n o stajnej i jednorodnej budowy najniższych tworów protoplazm atycznych, a po pewnym dopiero czasie z tej masy odbudowuje się na nowo dawny ustrój odmłodzony, poczem n a j
częściej się dzieli. T a k więc u pierwotniaków z chwilą encystacyi nastaje śmierć, t. j. u su n ięta zostaje daw na organizacya, u sta ją dawne formy energii, a osobnik odmłodzony je st już osobnikiem nowym. E ncystacya je st tedy odrębną form ą odnowy organizmów, zu pełnie niezależną od drugiej formy odnowy, t. j. podziału, z którym może ale nie musi być połączoną. Proces ten je st zabytkiem filogenetycznym pierwotniaków, w ten bo-
i