• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZRed-ałccyi: IśZrał^o-wsl^ie-^rzed.m.ieścIe, IbTr SS.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZRed-ałccyi: IśZrał^o-wsl^ie-^rzed.m.ieścIe, IbTr SS."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 2 2 . Warszawa, d. 29 Maja 1892 r. T o m X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn ia ch w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J ., Deike K„ Dicka toin 8., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S.,

| Natanson J., Prauss St., Sztolcman J . i Wróblewski W .

„W szechśw iat" p rzy jm u je ogłoszenia, k tó ry c h treść m a jak ik o lw iek zw iązek z n a u k ą , n a n astęp u jący ch w aru n k ach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za pierw szy ra z kop. 7*/a

za sześć n astęp n y ch razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

A dres ZRed-ałccyi: IśZrał^o-wsl^ie-^rzed.m.ieścIe, IbTr SS.

August Wrześniowsłi.

W S P O M N I E N I E P O Ś M I E R T N E .

Dnia 16 M aja r. b. zm arł prawie w sile wieku, bo w 57 roku życia swego, po d ł u ­ gich cierpieniach, A u g u st Wrześniowski.

Uszczuplone znacznie w ostatnich czasach kółko zoologów naszych, traci przez zgon W rześniowskiego potężny swój filar, n a j­

lepszą siłę, głów nego swego przewodnika, który godnie dźw igał w naszym k ra ju sztan­

dar wiedzy zoologicznej na współczesnym jćj poziomie. Szczodrze obdarzony od n a ­ tury, przez w ytrw ałą i um iejętną pra- \ cę zdobył bardzo rozległą i gru n to w n ą

wiedzę.

Z m arły przedwcześnie profesor w yróż­

niał się spośród wielu, ta k samą nauką, ja - koteż trafnym, krytycznym i wyrobionym sądem, a jako bysti-y, sum ienny i ostrożny badacz by ł wzorem, godnym naśladowania przez młodsze pokolenia zoologów. Z naw ­ ca mikroskopu, w ładał nim wybornie, od­

d a w a ł się ze szczególnem zamiłowaniem badaniu świata istot najniższych, do czego dopomagała mu umiejętność pięknego r y ­ sowania.

J a k o profesor odznaczał się wielką sta­

rannością w swoich wykładach, w ypow ia­

dał p re le k cy je popraw nym językiem, uzu­

p ełniał licznemi okazami i rysunkami, p r a ­ g n ął nauczyć, przelać w słuchaczów swoich całą wiedzę, ułatwić jćj zrozumienie, wy­

kłady też jego budziły zamiłowanie p rz e d ­ miotu oraz zaufanie do wykładającego.

C h a ra k te ru był prawego, nieskazitelnego, skrom nych wym agań, nie dbał o rozgłos i czczą sławę. Chętnie dopom agał p otrze­

bującym, szczególnićj młodszym, radą i czy­

nem; gotowy zawsze do spełniania spraw ogólnych, nigdy się od przyjęcia w nich udziału nie usuwał. Delikatnćj komplek- syi, od najmłodszych lat pracując niekiedy nadmiarę, często zapadał na zdrowiu, siły organizmu w yczerpyw ały się stopniowo i zgotowały przedwczesny zgon, stratę nie­

zastąpioną dla n auki i rodziny.

A u g u s t W rześnio wski urodził się d nia 22

M arca 1836 roku w Radomiu, gdzie ojciec

zm arłego profesora, W incenty W rześniów -

(2)

338 w s z e c h ś w i a t . N r 22.

ski, był nauczycielem gim nazyjum . P o ­ czątkowe n auki pobierał w dom u rodzi­

cielskim, następnie w stąpił do klasy 3-ój b. gim nazyjum g u b ernia lnego w W a rsz a - ■ wie w 1847 roku; po d w u latach p rz e ­ niósł się do b. In s ty tu tu szlacheckiego, któ­

ry ukończył w ro k u 1852. W tymże sa­

mym roku, idąc za ra d ą ojca, zapisał się w poczet studentów wydziału praw nego un iw ersytetu w P e te rs b u r g u , a po 4-letnich studyjach, w 1856 ro k u , ukończył u n i w e r ­ sytet ze stopniem k a n d y d a ta n au k p r a w ­ nych. P o powrocie do W a rsza w y , m ło­

dziutki 20 letni k a n d y d a t praw , rospoczął aplikacyją i pracow ał w różnych w ydzia­

łach sądów warszawskich, m ianow any n a ­ stępnie urzędnikiem do szczególnych poru- czeń przy b. K om isyi spraw iedliw ości, w y ­ delegowany został w 1858 ro k u do K om isyi kodyfikacyjnej w P e te rs b u r g u , gdzie pozo­

stawał aż do K w ie tn ia 1861 roku. Podczas pobytu swego w P e t e r s b u r g u , korzystając z nadarzającej się sposobności i idąc za gło­

sem własnego upodobania,W rześniow ski za­

pisał się, nie porzucając zajęć praw niczych, ja k o wolny słuchacz, na w yd z ia ł n auk p r z y ­ rodniczych tam tejszego u n iw e rs y te tu i z t a ­ ką pilnością i zapałem o d d a w a ł się study- j o m przyrodniczym , że w ciągu d w u lat, bo w ro k u 1860 uzyskał stopień k an d y d a ta n a u k przyrodniczych. Uczęszczając do u n i­

w ersytetu na w y k ład y przyrodnicze, miał sposobność poznać znakom itego botanika (obecnie od kilku lat nieżyjącego), profesora L e o n a Cienkowskiego, z k tó ry m następnie zostaw ał w ścisłej zażyłości i je m u to za­

wdzięczał „wpojenie zam iłow ania do b a d a ­ nia n a tu ry oraz cały k ie ru n e k n a u k o w y ” (życiorys C ienkowskiego p. prof. W rz e ś­

nio wskiego, Wszechświat, 1887 r.).

P ię k n e w ykłady, ro zległa n a u k a oraz łagodność c h a ra k te r u i przystępność w ykła- dającego, silnie p o d ziała ły n a młody, żądny wiedzy umysł A u g u s ta W rześnio wskiego, z wielkim też zapałem poświęcał czas wolny od zajęć obowiązkowych n a s tu d y ja p r z y ­ rodnicze, przeważnie bijologiczne, w p r a ­ cowni botanicznej, pod k ie ru n k ie m prof.

L . C ienkow skiego, gdzie m iał sposobność poznać bliżej g r u p ę wym oczków i florę m ia­

nowicie niższych roślin okolic P e te rs b u r g a .

P rzytem nauczył się obchodzić z mikrosko­

pem, dokładnie obserwować, rysować z pod m ikroskopu i wogóle przyswoił sobie m e­

tody badania, stanął na gruncie współczes­

nej nauki.

W róciw szy do W a rsz a w y w 1861 roku p e łnił dalój obowiązki u rz ędnika do szcze­

gólnych poruczeń i był przeznaczony do wydziału I I I b. T ry b u n a łu cywilnego, nie rosę ta wał się je d n a k z ulubionemi badania-

j

mi zoologicznemi. W k ró tc e też, bo w 1862 roku, po wykonaniu zadania k o n k u rso w e­

go, został pow ołany na posadę prosektora przy katedrze zoologii i anatomii porów­

nawczej w b. ces. król. m edyko-chirurgicz- nej akademii w W arszawie, a kiedy nastę­

pnie akadem ija została wcieloną ja k o wy-

; dział lekarski, do nowo-utworzonej b. Szko­

ły głównej, przeszedł na posadę prosektora p rz y katedrze anatomii porównawczej wy­

działu fizyko - m atematycznego b. Szkoły g łów nej. G d y się nareszcie znalazł we właściwym sobie żywiole, W rześniowski o ddał się cały studyjom w różnych g a łę ­ ziach zoologii, nieopuszczając jed n ak świa­

ta istot najniższych, któ ry znów w okoli­

cach W a rsza w y badał z zapałem. Do po*

m agał do w ykładów prof, B enedyktow i D y ­ bowskiemu i nieżyjącemu dziś profeso­

row i K. Górskiemu, a w ro k u 1863 na katedrze zoologii i anatomii p o ró w n a w ­ czej powierzono W rześniow skiem u t y m ­ czasowy w ykład zoologii i anatom ii po­

rów naw czej dla studentów wydziału fizyko- m atem atycznego i medycznego. W następ­

n ym ro k u 1864 m ianow any został profeso­

re m adjunktem tych przedmiotów. W M a­

j u 1867 ro k u o trzym ał stopień d o k to ra filo­

zofii b. Szkoły głównój warszawskiej, po ogłoszeniu dru k iem i publicznej obronie ro sp ra w y p. t. „P rzyczynek do historyi n a ­ tu raln e j wym oczków”. W G r u d n iu zaś te ­ goż ro k u został mianowany profesorem n a d ­ zw ycza jnym zoologii i anatomii p o ró w n a w ­ czej. P o zamianie b. Szkoły głównój na un iw ersy te t w 1869 roku, W rześniow ski otrzy m a ł nom inacyją na p. o. profesora n a d ­ zwyczajnego zoologii. Czyniąc zadość wy­

m aganiom przepisów, w roku 1872, bronił

publicznie ro sp ra w y p. t. „O rg an y ro z ro d ­

cze i system nerwowy D reyssenae polym or-

(3)

N r 22.

pbae v. B enede n” w uniwersytecie peters­

burskim i uzyskał stopień doktora nauk p rzyrodniczych wspomnianego u niw ersy­

tetu. W reszcie w roku 1880 został profe­

sorem zw yczajnym uniwersytetu w arszaw ­ skiego i na tem stanowisku dosłużył się 3/ 4 części em erytury w 1889 roku. P o w y j­

ściu do em erytury zapadł silnie na zdrowiu, nieuleczalna choroba sercowa rozwijała się dość szybko, niszczyła organizm i przeszka­

dzała pracy ściśle naukowej, do której nieodżałowanej pamięci profesor ciągle po­

wracał.

Działalność swoję na polu naukowem W rześniowski rospoczął pod sterem zn a k o ­ mitego znawcy istot niższych Leona Cien kowskiego, jeszcze na ławie uniwersyteckiej, kiedy, jako u rz ę d n ik K o m is ji kodyfikacyj­

nej i wolny słuchacz uniwersytetu p e te rs ­ burskiego, p ra c o w a ł nad niższemi org a n iz­

mami, a szczególniej nad wymoczkami.

W owym czasie rospoczęte obserwacyje i badania prow adził dalej, rosszerzał i uzu­

pełniał w W a rsza w ie, tak, że wkrótce wy­

d ru k o w a ł pierwszą swoję pracę p. t. „Ob- servations sur quelques infusoires” (Anna- les des sciences naturelles, Zoologie, lV -e Serie, tome 16, 1862, p. 8,9), w której p o ­ dał rezultaty swoich spostrzeżeń nad budo­

wą wymoczków wogóle i opisał niektóre nowe ich formy. Rospoczęte j e d n a k bad a­

nia posuwał n aprzód, poznaw ał coraz l e ­ piej faunę wymoczków okolic W arszawy, pra cow ał nad budow ą tych drobnych istot, doskonalił się, szedł za postępem wiedzy, a naw et przyczynił się do posunięcia n a ­ p rz ó d nauki o wymoczkach. P ra c a „Spis wymoczków spostrzeganych w W a rsza w ie i jej okolicach w latach 1861— 1865”, ogło­

szona w „ W y k azie S zkoły głównej w a r­

szaw skiej” za półrocze letnie 1865/6 ro k u ; obejmowała w yniki pięcioletnich badań, do­

konyw anych w chw ilach w olnych od zajęć obowiązkowych. W pracy tej podaje a u ­ tor 86 g a tunków wymoczków, zamieszku­

jących wody W a rsza w y oraz niektórych okolic bliższych i dalszych; g a tu n k i te u g r u ­ powane są w rodzaje, rodziny i rzędy. P o ­ między wyliczonemi g atu n k a m i autor zna­

lazł 10 nowych, k tó ry ch dokładne opisy po łacinie podaje, z trzech nowych gatunków nawet u tw o rz y ł nowy rodzaj.

W dalszym ciągu w ydrukow ał rosprawę w celu uzyskania stopnia d o ktora nauk przyrodzonych w b. Szkole głównój w a r­

szawskiej p. t. „Przyczynek do historyi n a ­ turalnej wymoczków”, K raków , 1867 roku.

W rosprawie tej a utor podaje w części 1-ej

„Spostrzeżenia nad anatom iją i fizyjologiją wymoczków”, mianowicie zaś własne bad a­

nia nad zbiornikiem kurczliwym oraz nad trychocyatami czyli t. zw. ciałkami pręci- kowatemi lub dotykowemi, wykazuje isto­

tną budowę tych organów i ich znaczenie oraz prostuje błędne zapatryw anie się po­

przednich badaczów na te organy. W d r u ­ giej zaś części swej rosprawy: „Opisanie gatunków nowych, lub niedokładnie zna­

n y c h ”, autor nie poprzestaje na k ró tk ich dyjagnozach łacińskich, ale d aje opisy wy­

czerpujące popolsku, a zatem stwarza naszę nomenklaturę, przed autorem bowiem, nikt popolsku szczegółowo budowy wymoczków nie opisywał. Do rosprawy dodanych jest 7 tablic rysunków , przez autora z n a tu ry na kamieniu rysowanych.

R ospraw a powyższa w yda ną została i dla obszerniejszego koła specyjalistów, ponie- miecku, z pewnemi je d n a k zmianami, po­

praw kam i i dopełnieniami, a przedewszyst- kiem z 5-a tablicami in 4-o bardzo sta ra n ­ nie w ykonanych rysunków, kolorowanych, o ile tego było potrzeba, które autor z n a ­ tu ry z wielką dokładnością i praw dziw ym artyzm em narysował. W wydaniu niemiec- kiem powstały dwie oddzielne rosprawy:

jedna, obejmująca rezultaty badań nad b u ­ dową wymoczków, pod tytułem: „Ein Bei- tra g zur A natom ie der In fu so rien ”, w y d r u ­ kow ana w 1869 r. z 2 a tablicami w „M.

Scholtze, A rc h iv f. mikrosk. A n a to m ie”, Bd. Y, piśmie bardzo specyjalnem i bardzo poważnem, d ru g a zaś p. t. „Beobachtungen iiber Infusorien aus der U m gebung von W a rs c h a u ” z 3-a tablicami, w innem czaso­

piśmie specyjalnie zoologicznem „Zeitsclirift f. wissensch. Zoologie”, X X Bd. 4 Heft.

1870 r., zawierająca wyczerpujący opis 16 nowych, lub niedokładnie wpierw znanych gatunków wymoczków', które a utor j u ż to odkrył, już też pobieżne opisy uzupełnił, a błędne sprostował.

W miarę zdobyw ania coraz wyższego sta­

now iska w hierarchii profesorskiej, W rześ- 339

WSZECHŚWIAT.

(4)

WSZECHŚWIAT. N r 22.

niowski nietylko nie przestaje pracow ać, ale przeciwnie rosszerza zakres swych ba­

dań, korzysta z m atery ja łu j a k i się n adarza, czyni nowe spostrzeżenia nad innem i g a t u n ­ kam i i formami wym oczków, opisuje znów k ilk a nowych g a tu n k ó w (z k tórych jed en poświęca prof. C ienkow skiem u p. n. Zoo- tham n iu m Cienkowskii), obserw uje sposób k arm ienia się u je d n y ch , kurczliwość sar- kody lub szypułek u innych, a rezultaty ogłasza w pięknój pracy „B eitra ge z u r Na- turgeschichte der I n f u s o r ie n ”, Zeitschrift f, wissensch. Zoologie X X I X Bd. 1877 roku z 3-a również artystycznie narysow anem i tablicami kolorowemi. W ogóle prace W rześ- niowskiego, ogłaszane poniemiecku, w pro­

wadziły nowe dość ważne zdobycze do n a u ­ ki o wymoczkach, tak, że nietylko są, p r z y ­ toczone w dziełach późniejszych infuzyjolo- gów, ale naw et rysunki, wykonane z n a tu ry przez zm arłego profesora, są p o w tarzane a raczćj przerysow yw ane, z p o daniem źró­

dła, w takich np. dziełach ja k d ra Bronna, Klassen u. O rd n u n g e n Thier-R eiches, I Bd.

1887—89.

(dok. nast.).

A ntoni Slósarski.

S P O S T R Z E Ż E N I A

NA D Ż Y C IE M

WĘŻA ZWYCZAJNEGO.

G ro m a d a gadów nielicznych m a p r z e d ­ stawicieli w naszym k ra ju . Je d e n żółw (żółw błotny, Cistudo lutaria), cztery j a s z ­ czurki (z których trzy właściwe: ja sz c z u rk a zielona, zwyczajna i żyw orodna, L a c e rta viridi8, agilis et vivipara, a j e d n a postaci węża: padalec, A nguis fragilis) i trzy węże (z tych dwa niejadowite, mianowicie: gnie­

wosz i zaskroniec, C o ro n ella austriaca i T ro p id o n o tu s natrix, a je d e n jadowity:

żmija, Pelias Berus), oto w szystko,czem zie­

mia nasza może się poszczycić z tego w w y ­ sokim stopniu ciekawego, a j e d n a k mało

jeszcze poznanego szeregu zwierząt. Jeśli weźmiemy pod uw agę i k ra je południowo- wschodnie, t. j . Podole, U k ra in ę i stepy Czarnomorskie, to powyżój wymieniona ilość gadów wzrośnie niemal w dwójnasób, a mianowicie o je d n ę (a właściwie o dwie) jaszczurkę i o cztery wspaniałe węże, wszy­

stkie niejadowite.

Z dwu niejadow itych wężów, żyjących w naszym k ra ju je d e n powyżej w spo­

m niany, obok węża wodnego, wąż gnie­

wosz (miedzianka podług Wałeckiego) jest d ru g im g atunkiem niejadowitym , z d a rz a ­ ją c y m się w Królestw ie Polskiem, p rz e ­ ważnie w jego południowych okolicach.

J e s t on znacznie mniejszy od węża zw y­

czajnego, najwyżój na trzy i pół stopy długi, barw y brunatnej w różnych o d ­ cieniach, to bardziój wpadającój w czer­

woną, to w szarą, z ciemną plamą na k a rk u i z dwom a szeregami takichże plam ek cie­

mno b runa tnyc h wzdłuż grzbietu i z cie­

m ną wstęgą poza okiem, lecz bez plam żół­

tych koło uszu, będących znamieniem węża wodnego. W ą ż ten bardzo szybki w r u ­ chach, żywi się przeważnie jaszczurkami, a poczęści myszami, które owija t r z y k r o t­

nie zw ojami swojego ciała, ściska i stara się udusić, a w końcu połyka, chwyciwszy za głowę. Do wody wąż ten idzie bardzo niechętnie, chociaż wrzucony w nią pływ a doskonale.

Je d y n y m jadow itym wężem krajow ym je st żmija (P elias Berus), różniąca się z n a­

cznie od pozostałych naszych wężów licz- nemi znamionami, których krótki opis bę­

dzie tu na swojem miejscu. Ciało żmii je st stosunkowo krótkie i bardzo grube, ogon krótki, głowa w tyle bardzo szeroka i p ła ­ ska, mocno odsądzoną od szyi, spłaszczonej z boków i przeszło dw a razy od niój szer­

sza. Nadto oko u żmii jest przygniecione

od góry prostolinijną tarczą i posiada źre ­

nicę nie o krągłą j a k u wężów, lecz wąsko-

podługow atą poprzecznie i przytem barw ę

ma ognisto-czerwoną, złowrogą, ja k g d y b y

ostrzegającą, że zwierzę, do k tórego należy,

niebardzo je s t zaufania godne. Wogóle

wszystkie węże jadow ite posiadają źrenicę

podłużną i wszystkie one są zwierzętami

nocnemi. B a rw a żmii jest wielce rozmaitą,

ja s n ą i ciemną, od sre b rn o -sza rś j, żółtój,

(5)

N r 22. WSZECHŚWIAT. 341 brunatnej, niebieski śj i zielonej aż do czy-

sto-czarnćj. Bez względu jednak na za b ar­

wienie, można ją zawsze poznać odrazu po ciemnej, szerokiej, kątowato wycinanej p r ę ­ dze, przebiegającej wzdłuż całego grzbietu od głowy aż do końca ogona. Tylko u żmii zupełnie czarnej pręgi tćj nie widać, lecz żmiję tak ą poznaje się odrazu po tój czar- ności, k tórej nie posiada żaden wąż inny.

N ajgłów niejszem znamieniem żmii i n a j­

bardziej każdego obchodzącem są jój zęby jadowite, osadzone n a gruczołach, wydzie­

lających ja d , tę zabójczą truciznę, d ziała­

jącą tak zgubnie na ukąszone przez żmiję zwierzęta. G ruczoły jadow e wraz z osa- dzonemi na nich zębami znajdują się po j e ­ dnym z każdćj strony górnej szczęki, mniej więcej pod samemi oczami. K ażdy z nich podzielony jest na wiele komór, służących za zbiorniki ja d u i połączonych ze sobą w je d e n wspólny przewód. Nad tym osta­

tnim um ocow any je st duży, w tył za k rzy ­ wiony ząb, wydrążony rureczkowato przez całą swoję długość aż ku ostrzu, gdzie w y ­ drążenie wychodzi nazewnątrz. Na każdym gruczole bywa po kilka takich zębów (zw y­

kle 2 do 4), lecz z tych tylko pierwsze są rozwinięte należycie, inne, umieszczone w tyle poza niemi, są drobne i służą do za­

stąpienia pierwszych, jeśli te się zużyją, lub wyłam ane zostaną. Zupełnie zatem w y­

kształconych zębów jadow ych posiada żmija w danym czasie zawsze po d w a tylko, któ ­ re przy zamkniętej paszczy u k ry w a ją się w dziąsłach, składając się w nie ja k nożyk w swoję oprawę, .przy otworzeniu się zaś jej wyprostowują się pionowo, a uderzając od góry w ciało zdobyczy, uciskają gruczo­

ły, na których są umocowane i jad zaw arty w tych ostatnich w ypływ a przez wydrąże­

nie zęba w ra n ę nim zadaną. J a d żmii działa szkodliwie tylko będąc do krw i do- mięszanym, wzięty do żołądka nie spraw ia żadnych złych następstw.

Oprócz opisanych co tylko zębów ja d o ­ witych, żm ija posiada jeszcze inne zęby, wspólne Wszystkim wężom, ta k jadowitym , j a k i niejadowitym. Zębów tych znajduje się w dolnej szczęce po jed n y m rzędzie z każdej strony, a w górnej po dwa rzędy.

R ysunek, który dołączam, wyjaśni to nieco dokładniej.

Z' dwu wężów niejadowitych, żyjących w naszym k ra ju, jed en je s t rzadki (gnie­

wosz, ja k to wyżój powiedziano), dru g i zaś (wąż zwyczajny) bardzo pospolity wszędzie.

Spotykałem go dość często, bądź to w sta«

nie żywym, bądź martwym, kiedyindziej znowu znaleziona tu i owdzie po w y­

lenieniu skóra ( a właściwie naskórek), świadczyła o jego przebyw aniu w oko­

licy.

Ponieważ dawniejszemi laty zbyt mało miałem sposobności do bliższego zapoznania się z wężami, a tem samem do śledzenia właściwości ich życia, nie omieszkałem sko­

rzystać z przypadku, któ ry mi się zdarzył na wiosnę d. 25 K w ietnia 1888 roku, odsła-

F ig , 1. Paszcza żm ii o tw arta, z j — zęby jad o w ite, a — takiż ząb pow iększony, b — ząb w podłużnem

przecięciu.

niając mi przed oczyma pięknego młodego samczyka, b arw y ciemno-zielonej, uciek a­

jącego z sykiem po stoku zarosłego w z g ó ­ rza. Rzecz prosta, że nie mogłem się oprzeć pokusie pochwycenia wężyka, włożenia do puszki pomiędzy rośliny i przyniesienia ze sobą do domu. W e dw a miesiące później zdobyłem wielką brzem ienną samicę, p r a ­ wie metrowej długości, a później w różnych czasach przyniesiono mi jeszcze kilka wężów, które chowałem razem lub oddzielnie w cią­

gu całych trzech lat z górą (od 25 K w i e ­

tnia 1888 r. do 15 C zerwca 1891 r.), a więc

przez czas, wystarczający na jakie takie

przynajm niej poznanie obyczajów tych ta k

(6)

342 WSZECHŚWIAT.

niesłusznie w zgardzonych i powszechnie prześladow anych zwierzątek.

O d dnia pochw ycenia pierwszego węża zapisywałem wszystko godne uwagi, a do­

tyczące jego życia; potem czyniłem to samo także względem innych wężów i sądzę, że p ra w ie żaden szczegół z ich obyczajów nie uszedł moj4j uwagi.

Z anim przejdę do szczegółowszego opi­

sania spostrzeżeń, poczynionych przezemnie osobiście nad wężem wodnym, muszę wprzód opowiedzieć, j a k w ygląda, czem się różni od innych gatunków , ja k o te ż podać w ogól­

nych zarysach i to, co pisali o nim rozmaici inni badacze, tak swoi, j a k i obcy.

W ąż pospolity czyli wąż zaskroniec, zw a­

ny także częstokroć wężem w odnym (T ro- pidonotus v. C oluber n a trix ) zn a jd u je się u nas w całym k ra ju w mniejszej lu b więk­

szej obfitości. P r z e b y w a w m iejscach mo- czarowatych, zarosłych olszyną lu b k r z a k a ­ mi, n a d brzegam i stawów i jezior, ocienio­

nych drzew am i a zarosłych p rz y brzegu trzciną, sitowiem i rozm aitem i innemi rośli­

nami. P rz e b y w a także n a zagajonych, lub zakrzew ionych stokach parow ów , czasami mocno stromych, wśród k tó ry c h wije się stru m y k lub rzeczka, niekiedy bardzo m a ­ leńka i w lecie wysychająca. W tym osta­

tn im razie wąż zamieszkujący dane stan o ­ wisko musi sobie daleko szukać wody na napój, mimo to j e d n a k nie opuszcza swej siedziby i w raca do niej po nasyceniu p r a ­ gnienia. W e d łu g tego, czy wąż zamiesz­

ku je okolicę suchą, lesistą lu b wodnistą, lud nasz nazyw a go wężem leśnym lub wodnym i tw ierdzi, że k ażdy z nich je s t oddzielnym gatunkiem : że wąż leśny omija wodę i o d ­ wrotnie. M niem anie to j e d n a k nie m a ża­

dnej podstawy, gdyż węże nasze, zam iesz­

kujące najrozm aitsze okolice, należą do j e ­ dnego i tego samego g a t u n k u , zm ieniają­

cego ty lk o do pew nego stopnia swoje u b a r ­ wienie odpowiednio do zajm ow anej przez się miejscowości,

D ługość naszego, najczęściej s p o ty k a n e ­ go, węża w aha się pomiędzy 2 ' / 2 a 3 s to p a ­ mi, okazy, ponad 3 stopy do 1 m etra d łu g o ­ ści m a ją c e ,z d a rz a ją się rzadko, ponad je d e n m e tr do 4 i pół stóp są w ielką rzadkością, ja k k o lw ie k j e d n a k d ają się czasami spo­

strzegać, np. w gąszczach leśnych w gostyń- skiem, ponad zarosłemi stawami i jeziorami.

Średnica takich okazów wynosi w miejscu najgrubszem (w połowie długości ciała) przeszło 3 centymetry. Samce są zawsze znacznie mniejsze od samic i nie dosięgają n ig d y czterech stóp długości.

B arw a węża bywa dosyć rozmaita, w róż­

nych odcieniach, brudno-ciemno-ziełona,lub m odraw a z wierzchu, z paru rzędami czar­

niawych plam ek po bokach, pod spodem zaś w środku i w tyle ciała aż do samego końca czysto-czarną połyskująca, od p rz o ­ du lekko żółtawo-biała. G łow a pod spo­

dem czysto biała, z wierzchu barw y grzbie­

tu, tylko nieco czystszej i jaśniejszej. T y ł głowy, około uszek, od środka aż do po­

czątku paszczy okalają dwie żółtawo-białe (u samicy), lu b mocno żółte, aż p om ara ń­

czowe (u samców) plam y półksiężycowa- tego zarysu, objęte od tyłu takiemiż d w ie ­ ma, lecz mocniej zagiętemi czarnemi sm u­

gami. Po ty ch to żółtych i czarnych p la ­ m ach można naszego węża naw et z dość znacznój odległości odróżnić od wszystkich innych gatunków , a tembardziej od żmii, wcale do niego niepodobnćj, za k tórą go j e ­ d n a k nieświadomi częstokroć biorą i n ie ­ spraw iedliw ie zabijają.

O ile b arw a węża jest niejednakowa u rozmaitych okazów, wziętych z różnych miejscowości, o tyle je st stałą u jednego i tego samego osobnika. Lenienie wpływ a tylko na jej czystość i wyrazistość; odcień b a rw y zasadniczej nie zmienia się wcale.

Czy praw dą je s t dowodzenie niektórych badaczów, j a k o b y młode węże z tego sam e­

go gniazda (zniesienia) miały posiadać róż­

ną b a r w ę —przesądzać nie chcę, muszę j e ­ d n a k wyrazić swoje przekonanie, że wydaje mi się to bardzo wątpliwem. W p raw d zie pomimo starań nie m ogłem nigdy d o p ro w a ­ dzić zniesionych u mnie przez wężyce jaj do wylęgu, lecz zarazem zauważyłem, że na wolności w p rzyrodzie wszystkie węże da- J nej, dość ściśle określonej, okolicy p o siad a­

ły bez w yjątku jednę i tę samę barwę, tylko nieco żywszą i ja s k ra w s z ą u samców.

J e s t bardzo praw dopodobnem , że b arw a

wężów je st zastosowana do miejscowości,

w którój przebywają. I tak, w zielonych,

(7)

WSZECHŚWIAT. 343 gęsto zarosłych stokach parowów, ponad

strumieniem przy wsiach Słupnie, Szeligach i in., położonych o kilkanaście kilometrów na wschód od P łocka, znajdowałem węże barw y dość czystej, ciemno-zielonej. O ty­

leż kilom etrów na zachód od tego ostatnie­

go miasta nad rzeką S krw ą i w je j pobliżu spostrzegałem tylko węże dość jasnój mo- drawćj barwy, być może, że przystosowanej do szerokich, miejscami płowo-popielatych, wyschłych nam ulisk tej rzeki, na których węże zw ykły się częstokroć wygrzewać na słońcu. W całej znowu połowie północnej Gostyńskiego, bogatego w moczary torfowe,

nych łuszczek byw a stałą u każdego g a t u n ­ ku, u naszego węża jest ich dziewiętnaście w okręgu, niclicząc jednego szeregu wiel­

kich łusk, szeroko-czworokątnych, p o k ry ­ wających całą dolną połowę jego ciała od głow y aż do otw oru odbytowego, od które- goto miejsca aż do końca ogona istnieje podwójny rzęd łusk o połowę węższych i zmniejszających się stopniowo ku tyłowi.

Głowa z wierzchu pokryta jest mniejszą ilością tarcz większego rozmiaru, postaci przeważnie nierówno-czworobocznej, a po- części i wielokątnej, k tóre stosownie do swego położenia noszą rozmaitą, nazwę, jak:

Fig. 2. Wąż wodny,

w gęste ponad wodne olszyny, pod któremi mało znajduje się zieleni, widywałem w y ­ łącznie węże b a r w y b rudne j, bardzo cie­

mnej, praw ie czarnej, z mało widocznemi plam kam i z boków, co nie mogło pochodzić od starości nask ó rk a, gdyż spotykałem tam węże wkrótce po wylenieniu, j a k o tem świadczyły liczne, tu i owdzie świeżo po- zrzucane skórki.

Całe ciało wężów pokryte j e s tc ie n k ą i dro­

bną łuską, o zarysie skośno-czworobocznym, zachodzącą dachów kow ato je d n a na drugą.

Ł u s k a je s t tak ułożona, że stanowi p r a w i ­ dłowe rzędy podłużne i skośne poprzeczne w dwu kieru n k a ch idące. Ilość oddziel-

T ropidonotus n a trix .

tarcza czołowa, ciemieniowa, przedczołowa, międzynozdrzowa (noso w a ),ry jk o w a,p rze d - oczna, zaoczna, tarcze skroniowe, wargowe i t. p.

P ostać głowy je s t bardzo zmienna u ró ż ­ nych osobników, u samic zazwyczaj inna niż u samców. U tych ostatnich czoło i ca­

ły wierzch głowy, licząc od nosa aż do cie­

mienia, jest widocznie wyższy i bardziej

w ypu k ły niż u samic, posiadających czoło

bardziej płaskie, nadto zarys głowy, patrząc

z góry, jest u samców równiejszy, ku p rz o ­

dowi rosszerzony i zaokrąglony na końcu,

kiedy u pierwszych głowa mocniej szeroka,

w okolicy ciemienia zwęża się silniej ku

(8)

344 WSZECHŚWIAT. N r 2 2 . przodowi, tworząc pyszczek bardziej zao­

strzony.

W ą ż w odny zamieszkuje całą E u ro p ę z wyjątkiem k ra ń có w najdalej na północ wysuniętych i wysp Irla n d y i i Sardynii.

Z n a jd u je się także w większej części Azyi zachodniej i w północno-zachodniej Afryce.

Ciekawsze i mocno w yróżniające się o d m ia­

ny istnieją na wschodzie, mianowicie je d n a w Rossyi w pobliżu W ołgi, barw y całk o w i­

cie czysto-czarnźj z p a r u jasnem i p la m a ­ mi na spodzie głowy, d ru g a zaś odm iana w Azyi, ta k zw any wąż perski, posiadający wzdłuż całego ciała od głow y aż do ogona dwie bardzo wyraźne p rę g i b a rw y żółtej, lub białawej.

W ęże karm ią się wyłącznie żyw ą zdoby­

czą, k tórą poły k ają w całości, niedusząc uprzednio zwyczajem wielu innych ro d z a ­ jów ; m artwej straw y nie przyjm ują nigdy,

choćby były w najw yższym stopniu głodne.

Żyw ią się przeważnie żabami, ta k wczesne- mi zielonemi (jadalnem i), j a k i drzewnemi (rzekotkam i), ropuch nie chw ytają nigdy, dro b n e ry b k i poły k ają podobno, o tem j e ­ d n a k nie mogłem się sam osobiście p rz e k o ­ nać. Jasz czu re k , naw et bardzo młodych, nie jed zą nigdy, n aw et będąc bard zo gło- dnemi, odnośne zatem pod an ia rozm aitych badaczów muszę uw ażać za mylne. Może- bnem je s t także, że w innych k rajach węże inaczej zachow ują się pod tym względem.

K ilk a razy do ro k u w dosyć p ra w id ło ­ wych odstępach czasu węże z r zu ca ją ze sie­

bie skórę, a właściwie naskórek, czyli, j a k mówią zwyczajnie, lenieją. W a łe c k i tak o tem mówi *): „N aprzód naskórek stary odstaje u brzegów warg, odw ija się naze- w nątrz i bez ro z d arc ia zm yka się z całego ciała na w yw rót, j a k ściągana z nogi d ługa pończocha. L enienie je s t stanem pew nego niedomagania: ze zbliżeniem się tej pory węże p rzestają zupełnie p rz y jm o w a ć po­

karm , stają się łagodniejsze i leniwsze w r u ­ chach; objawia się to n aw et zewnętrznemi znakami: oko mętnieje, wszystkie b a r w y szarzeją, upstrzenie lub ry su n e k traci na

■) M atery ja ły do zoografii Polski. Płazy, R ep tilia (w P am ig tn ik u F iz jo g ra fic z n y m , tom III, za rok 1883, str. 370).

wyrazistości. Do pomyślnego odbycia tej sp ra w y żywotnej węże potrzebują, na ten czas przynajm niej, więcej wilgoci odmięk- czającśj skórę, a do zdjęcia z siebie starej odzieży— obecności przedm iotów twardych i chropawych, pomiędzy którem i przeciska­

j ą c się, wyłażą niejako ze skóry. P rz y b ra k u tych pomocy lenienie odwleka się, wąż słabnie widocznie, a w końcu n ajczę­

ściej zd y c h a”.

Co do tego ostatniego twierdzenia czci­

godnego autora muszę wyrazić wątpliwość i to mianowicie w ten sposób, że śmierć wę­

ża następuje w danych wypadkach b y n a j­

mniej nie z powodu niemożebności zrzuce­

nia z siebie naskórka, lecz z głodu, lub z in­

nych przyczyn, które go j u ż poprzednio znacznie osłabiły, a że wąż podczas lenienia rzeczywiście je s t chorym czasowo, więc może się zdarzyć, że gdy się kilka przyczyn razem zejdzie są w stanie biednego węża 0 śmierć przyprawić. H odow ałem u siebie węże w różnych w a ru n k a c h i przekonałem się, że wąż je s t w możności zrzucić z siebie skórę naw et wtenczas, gdy w jego mieszka­

niu nie będzie przez dłuższy czas kropli w ody i gdy to ostatnie nie będzie w sobie nic zawierało, składając się jedynie z g ła d ­ kiego fajansowego talerza i p r z y k ry w a ją ­ cego tenże szklanego dzw onu. Nie ulega wątpliwości, że obecność wilgoci i p rz ed ­ miotów chropawych, przedewszystkiem zaś nieco ziemi i większej ilości mchu są wężo­

wi wielce pomocnemi podczas lenienia, m o­

że się bez nich j e d n a k obyć najzupełniej 1 zrzuci z siebie skórę prostem tarciem g ło ­ wy i innych części ciała je d n y c h o drugie.

R uch wężów zasadza się na krzywieniu całego ciała w różnych miejscach i podpy- chaniu się częściami wygiętemi, przyczem p rzebierają szybko swojemi wielce rucho- memi żebrami, podpierając się chwilowo każdem zosobna, w czem im pom agają sze­

rokie, od tyłu ostrawe i nieco wznoszące się p rz y czynności pełzania — łuski, p o k ry w a­

jące cały spód ich ciała. W ą ż przebierając swemi żebrami przy pomocy tych łusk m o­

że podnosić się dość szybko w górę po stro ­ m ych bardzo stokach parowów i po skałach, zarówno j a k w d ra p y w ać się wysoko na róż­

ne krzew y i drzewa.

W ęże, podobnie j a k i inne gady, tylko

(9)

N r 22. WSZECHŚWIAT. 345 może jeszcze w wyższym stopniu, lubią się

wygrzewać na słońcu całemi godzinami.

Szczególniej gdy są najedzone wyszukują sobie gdzieś w otwartem i na słońce wysta- wionem miejscu ja k iś mały krzaczek, lub kępę zielska, pod k tó rą w lekkim półcieniu, zwinąwszy się w kłębek, zw ykły przeleżyć większą część dnia nieruchomo i jeśli ich kto prędzćj nie spłoszy, opuszczają .to s w o ­ j e stanowisko zaledwie na jednę, lub n a j­

wyżej na dwie godziny przed zachodem słońca, poczem się chronią do nory. Są one wyłącznie zwierzętami dziennemi, całą noc spędzają nieruchom o przytuliwszy się w ciasnym k ątk u .

(c. d. nast.).

D r A . Zalewski.

O I ? I s

P R O W I N C Y I P E R U W IJ A Ń S K IE J

MAYNAS.

(Ci%g dalszy).

Praw dziw ych je d n a k bogactw prowincyi Maynas nie należy szukać w świecie m a rt­

wych głazów; królestwo roślin stanowi tu niewyczerpaną kopalnię, która umiejętnie eksploatow ana wzbogacić może kraj cały i zapewnić d o b ro b y t stokroć liczniejszej ludności niż ta, j a k ą Maynas posiada dzi­

siaj. Dziewicza ziemia pod wpływem cie­

pła i wilgoci rodzi tu z nadzw yczajną siłą, zapew niając rolnikow i plon obfity, który nigdy nie zawodzi, gdyż niemasz tu ani przymrozków, ani gradów, ani posuch, nisz­

czących ta k często wszelkie nadzieje rolni­

ka europejskiego. Obok tego lasy, p o kry­

wające te niezmierzone przestrzenie wydają cały szereg pro d u k tó w , mających łatwy zbyt na ry n k a ch europejskich i północno­

am erykańskich. W ostatnich też latach, w skutek w prow adzenia żeglugi parowej na Amazonce i je j dopływach, eksploatacyja produktów leśnych przybierać zaczęła więk*

sze rozmiary, a ułatw iony dostęp towarów europejskich, podniósł znacznie komfort i wymagania krajowców.

W szeregu roślin użytecznych, dziko ros­

nących, pierwsze dziś bodaj miejsce z a jm u ­ j e ta k zwana yarina (P hytelephas macro-

carpa), której owoce pod nazwiskiem „mar- fil vegetal” (kość słoniowa roślinna) wywo­

żone bywają w ogromnej ilości do E u ro p y i Stanów Zjednoczonych. Jestto palma bez pnia, wydająca rodzaj olbrzymich szyszek, umieszczonych u nasady liści przy k o rz e ­ niach. K a żd a taka szyszka zawiera m n ó ­ stwo owoców, z kształtu podobnych do zna­

nych u nas orzechów amerykańskich, lecz nieco większych i pełniejszych, o skorupie gładkiej. Owoce te posiadają twardość k o ­ ści słoniowej i służą w E uropie do wyrobu guzików i różnych drobnych przedmiotów.

W szystkie guziki, wyrobione ja k b y z kości (często zafarbowane na czarno lub b r u n a ­ tno), które nosimy przy u b ra niu naszem, są wytoczone z yariny.

E ksploatacyja yarin y p rz y b ra ła w osta­

tnich piętnastu latach olbrzym ie rozmiary.

Dość jest powiedzieć, że owoc ten stanowi większą część ład u n k u wszystkich p a ro w ­ ców, kursujących po Amazonce i jej dopły­

wach peruwijańskich. Zbiorem yariny z a j­

m ują się osiedli indyjanie, którzy j ą skla- I dają na brzegach rzek, skąd łodziami do-

| stawiają do Yurim aguas, N a n ty lub Iquitos,

| wymieniając j ą u kupców na przedmioty codziennego użytku, a stąd zabierają ten to w a r parowce do P a ry , gdzie je ładują na okręty w celu wysłania do Europy.

Innym ważnym p roduktem wywozowym prowincyi Maynas je st kauczuk, dobywany z drzewa kauczukowego (Siphonia elastica), które, na nieszczęście, skutkiem ra b u n k o ­

wego gospodarstw a krajow ców staje się coraz rzadszem i w niedalekiej przyszłości zniknie zapewne z powierzchni ziemi, j a k j u ż zniknęło w zachodnich prowincyjach E k w a d o ru . P eru w ijan ie bowiem dla d o ­ bycia kauczuku, nie nacinają drzewa, j a k to czynią brazylijczycy z drzew em gutaper- kowem (Ficus elastica), lecz go ścinają.

P ra w d a , że tym sposobem otrzym ują naraz wszystek drogocenny sok, j a k i drzewo za­

wiera w sobie (około 25 funtów w przecię­

ciu), lecz tym sposobem niszczą powoli te

(10)

użyteczne rośliny, k tóre p rz y innej gospo­

darce m ogłyby się stać źródłem n iew yc zer­

panego bogactwa.

Oprócz wymienionych d rz e w nieustannej elcsploatacyi podlegają,: sarsa p arilla (Smi- lax), k o p aiw a (C o p a h ife ra officinalis),quina- quina (Miroxylon peruiferum ), dające bal­

sam peruw ijański; dalej w anilija (Y anilla aro m a tic a),lau rel (M yrica polycarpa), d rz e ­ wo, dające doskonały wosk do oświetlania i wiele innych roślin.

Z roślin dziko rosnących, a użytecznych w życiu codziennem kra jo w có w zasługują na wzmiankę: barbasco ( J a ą u i n ia arm illa- ris), którego korzeń rozgnieciony używany byw a do za tru cia wody przy połowie ryb;

dalej palma kolczasta (A strocaryum ), której liście dostarczają doskonałych włókien na woreczki i ham aki. I n n a znów palm a (Co- cos butyracea) wydaje tłusty owoc, z któ ­ rego masło używ ane bywa do kraszenia po­

traw . W reszcie różne g a tu n k i S trychnos i Cocculus służą do w yrobu sławnej t r u ­ cizny, zwanej przez krajow ców ticuna (od indyjan plemienia T ic u n a nad rzeką P u t u - mayo). T ru c iz n a ta ma pierw szorzędne znaczenie w życiu dzikich i osiadłych i n d y ­ ja n , gdyż służy do za tru w a n ia strzał, p rz y pomocy k tórych indy jan ie p o lu ją na zwie­

rzynę leśną.

D w a są gatu n k i trucizny ticuna, a mia­

nowicie t. zw. veneno de L am a s, w y ra b ian a przez mieszkańców L a m a s n ad rzeką M ayo i właściwa „ tic u n a ” w y ra b ian a przez i n d y ­ j a n Ticunas. T ru c iz n a z Lam as p rz y ch o ­

dzi w ru rk ach trzcinow ych, długości blisko i stopy i średnicy blisko calow ej; t a k a r u r k a sprzedaje się po 3 franki; trucizna ta w sze­

lako je s t mniej ceniona niż ticuna, k tórej m ały g arn u szek z drugiej ręki kupiony ko- j sztuje 12 franków . T e n g a tu n e k u indy jan ma wartość większą od złota, a w zamian za niego można od nich dostać wszystkiego.

W ostatnich też czasach zaczęto fałszować

j

ten gatu n ek k u r a r y i dzisiaj oryginalnej można tylko dostać od in d y ja n nad rzeką P u tu m a y o , którzy posiadają sek ret jej fa- brykacyi. J a k k o l w i e k R aim ondi podaje za je d y n e części składow e k u ra ry , w spom nia­

ne powyżej g a tu n k i CoccuIu3 i S trychnos, to pozwalam sobie podać to w wątpliwość, gdyż mówił mi pew ien krajow iec, który

346

czas dłuższy przebył między indyjanam i Ticunas, że do fabrykacyi k u ra ry znoszą oni z lasu najrozmaitsze rośliny, które n a ­ stępnie wygotowują aż do zgęszczenia w o­

dy. Mówiono mi też, że do fabrykacyi k u ­ r a r y używają indyjanie j a d u żmij miejsco­

wych.

K u r a r a ma wygląd brunatnej materyi po­

dobnej do gęstego miodu, w której indyja- nin macza koniec strzały łuku, lub strzałki używ anej prz y świstułach. Działanie jest tak silne, że wielkie naw et zwierzęta, ja k pum a lub j a g u a r padają po upływie k ilk u ­ nastu sekund od chwili postrzelenia. D la in dyjanina k u r a r a jest przedmiotem n a j­

większej wagi, gdyż przy jej pomocy zdo­

bywa on sobie mięso, którego mu ta k p o ­ trze ba w życiu codziennem. Gdy się j a ­ ko tra g a rz najm uje, dźwigając ciężary do Moyobamby, lub Jeveros, zaopatrzony jest zawsze w świstułę, z której w y p u ­ szcza mniejsze od zapałki, zatrute strza­

ły, rz ad k o chybiające celu. T y m sposo­

bem za opatruje się w drodze w mięso, gdyż ze sobą niesie tylko pęczek bananów, trochę „m asato” i niezbędną kokę, która jego siły w podróży podtrzymuje.

K o k a ( E r y th r o x y lo n coca) je s t dlań ró w ­ nie ważną rośliną, j a k banan lub yuka. J e s t to niewielki k rz ak o liściach owalnych n ie ­ co lancetowatych, przeciętych dwoma po- dłużnem i nerwami. S potyka się zarówno w stanie dzikim j a k i u p ra w n y m pomiędzy 2000 i 3000 stóp absolutnej wysokości.

Największe plantacyje koki zna jdują się w P e r u środkowem i południowem w dep.

H u a n u co , J u n i n , A yacucho i Cuzco. W pół- nocnem P e ru plantacyj koki nie spotkałem, lecz natom iast trafia się wszędzie w stanie dzikim na wysokościach powyżej w ym ie­

nionych.

In d y jan ie a naw et i biali mieszkańcy żują liście koki z m ałą domięszką w a p n a lub popiołu. S kręconą gałkę pociągają w a ­

pnem, kładą j ą do ust, a żucie takie p o d n o ­ si w nich energiją, pozwalając zwalczać niebyw ałe trudności podczas uciążliwych w ę d ró w ek ze znacznym ładunkiem na p l e ­ cach. K o k a rzeczywiście cudów dokazuje nieraz: zuużony, rozbity pracą n ad m iern ą tra g a rz pada pod ciężarem nadludzkich wy­

siłków; zda się, k ro k u dalej nie jest w sta­

N r 22.

W SZECII ŚWIAT'.

(11)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 347 nie zrobić, lecz oto zażywszy now ą gałkę

koki, po kilku m inutach wstaje rzeźki i sil­

ny, j a k g d y b y p rzed chwilą rospoczął d o ­ piero wędrówkę. Nawet głód, jak i n ie ­ raz cierpieć musi, znośniejszym mu się w y­

daje w skutek znieczulających własności koki. Czy je d n a k dłuższe użycie koki nie wpływa ujemnie na ogólny stan organizmu, 0 tem stanowczo twierdzić nie możemy.

Naj ważniejszemi roślinami spomiędzy u pra w nych są banany i yuka. Banan ( M a ­ sa sapientum i M. paradisiaca) rospowszech- nionym je s t w całej Ameryce podzw rotni­

kowej, a u p ra w a jego sięga wysokości 6 000' nad poz. morza. Łatwość jego u p ra w y 1 niezw ykła wydajność czynią z tćj rośliny praw dziw y d a r Boży dla k rain podrówni- kowych. Różne są zdania uczonych co do jeg o znajdow ania się w Ameryce przed od­

kryciem K olum ba, są wszelako pewne dane, źe banan znajdow ał się już w P e ru w chwili pierwszego w ylądow ania F ranc isz ka Pizar- ra w Tumbezie. Dość je st powiedzieć, że dzisiaj banan znajduje się narów ni z yuką w najdzikszych zakątkach Amazonii, słu­

żąc za podstawowy pokarm czerwonoskó- rój ludności ’).

Mnóstwo j e s t odm ian bananów, różnią­

cych się między sobą kształtem liści, kolo­

rem i wyniosłością pnia, wreszcie wielko­

ścią, kolorem i smakiem samego owocu.

Różne są też sposoby, w j a k ie je krajowcy za p o k arm używ ają. N iektóre odmiany j e się surowe j a k o owoc bardzo smaczny i p o ­ żywny, choć niekoniecznie straw ny. Inne znów gatu n k i jeść można pieczone, goto­

wane, lub smażone na smalcu wieprzowym.

Najpospoliciej wszelako używa się bananów niedojrzałych, n a których skóra jeszcze niepożółkła, lub t a k zw anych „pintones”, to j e s t napół dojrzałych, posiadających s k ó ­ rę zieloną, upstrzoną tu i owdzie żóltemi plamami. T a k ie banany piecze się wraz ze skórą na węglach i je się zamiast chleba.

W tej to formie używ a się bananów we wszelkich podróżach, gdyż in dyjanin nie

I

ł) Co do p ochodzenia bananów , porów n. zdanie prof. R ostafińskiego w 5 i 6 n -ra c h tegorocznych

W szechśw iata.

(Frzyp. Red.).

przyw ykł prawie do użycia smalcu, a tym sposobem najłatwiej mu jest banany p rz y ­ gotować.

O bok bananów najważniejsze miejsce w gospodarce indyjanina zajmuje yuka (yuca), której dwa gatu n k i (M anihot pal- m ata i M. aypi) w różnych formach bywają spożywane. Y u k a jest to korzeń rośliny, dochodzący nieraz kilkunastu funtów wagi, podłużny, o b runa tne j łupinie, p rz ypom i­

nający kształtem i kolorem rzodkiew zw a­

n ą „m u rz y n k ą ”. Z w ykła yuca (M. palma- ta) spożywa się zwykle wprost odgotowana w wodzie i obrana z łupiny. Jest to k o ­ rzeń biały, zawierający mnóstwo krochm alu i smaczny, zastępujący do pewnego stopnia chleb pszenny, o który w Maynas bardzo trudno.

In d y jan ie w Maynas wyrabiają nadto z yulci napój ferm entowany, zwany „masa- to ”, bez którego czerwonoskóry syn A m a ­ zonii nie byłby w stanie się obejść. D z iw ­ ny a wńelce wstrętny sposób przyrządzania

„m asato” zasługuje na wzmiankę, gdyż jest je d y n y m w swoim rodzaju, a przeto bardzo charakterystycznym dla rów nin am azoń­

skich.

P rzy rząd z an ie „masato” odbywa się zw y­

kle grem ijalnie przy wyłącznym niemal udziale kobiet. Przyniesioną z plantacyi yukę gotuje się w olbrzym ich glinianych dzieżach, następnie obiera z b runa tne j ł u ­ piny i rozgniata w długich korytach przy pomocy drew nianych tłuczków. Następnie kobiety biorą w usta podobnie rozgniecioną yukę, żują przez pewien przeciąg czasu i w ypluw ają na jednę kupę. G dy ilość po­

dobnie przeżutej yuki j e s t dostateczna, mię- s z a s i ę j ą z r e s z t ą rozgniecionych korzeni i poddaje kilkodniowej fermentacyi. O czy­

wista rzecz, że ślina je s t tutaj specyficznym fermentem. O trz y m a n ą w ten sposób miaz­

gę rosprow adza się w m iarę potrzeby od p o ­ w iednią ilością wrody, co daje napój biała­

wy, mętny, o smaku nieco kwaskowym, lecz n ader przyjem nym. P r z y większem j użyciu „masato” sprow adza ono ten sam I skutek, co wszelkie napoje alkoholiczne;

użyty j e d n a k w um iarkow anej dozie s ta n o ­

wi niewątpliwie je d e n z najlepszych i n a j ­

bardziej orzeźwiających napojów.

(12)

348 WSZECHŚWIAT.

Ja k k o lw ie k b ą d ź w strę tnym i to n ad e r wstrętnym wydać się może sposób p rz y rz ą ­ dzania „m asato”, to je d n a k napój ten jest w M aynas w tak pow szechnem użyciu, że naw et europejczycy szybko się do niego p r z y ­ zwyczajają, a następnie stale go używają.

I n d y ja n in zaś stanowczo obejść się bez n ie ­ go nie może i gdy wyrusza w podróż czy to ja k o traga rz, czy ja k o wioślarz, czy w re sz­

cie ja k o myśliwy, nig d y domu nie opuści, póki cały zapas masato nie je s t gotowym.

G d y zaś w raca z wycieczki, żona je g o obo­

w iązana je s t iść na spotkanie z nowo p rz y ­ rządzonym zapasem, u d a ją c się nieraz o j e ­ den dzień drogi, byle tylko m ałżonek spro-

bował conajprędzćj świeżego „m asato”.

D ru g i gatunek yuki zw any przez k ra jo w ­ ców „yuca b rava” (M a n ih o t aypi) zawiera w swych korzeniach znaczną ilość kw asu pruskiego, a przeto nie może być użyty w sposób powyżćj opisany. A b y go p o z b a ­ wić części tru jąc y ch tubylcy sza tk u ją ko­

rzeń, poczem prażą go na blaszanych p ł y ­ tach przez co wszystkie części trujące u c h o ­ dzą wraz z parą. O trz y m u je się w ten spo­

sób rodzaj k ru p , znanych w całem M aynas i w B razylii pod nazwą „ fa riń a ”, a k tóra do nas dochodzi pod nazw iskiem tapioki.

F a r i ń a podaje się do stołu n a spodeczkach i każdy domięszywa jć j sobie do z u ­ py, do wszelkich sosów, lub j ą wprost w stanie p ierw otnym z jad a zamiast chleba.

„ F a r in a ” ma tu znaczenie to samo co w E k -

j

w adorze t. zw. „m asz k a”, czyli m ąk a z ję c z ­ m ienia prażonego.

T o są, że ta k powiem, podstawowe rośli­

ny u p ra w n e prow incyi M aynas, oprócz nich wszelako spotkam y m nóstwo innych, które j u ż to w życiu codziennem, j u ż to ja k o przedm iot eksportu ważne m ają znaczenie,

j

Do bardzo rospowszechnionych należy trz c i­

na c u k ro w a (S accharum officinarum), k tó ra aczkolw iek w p ro w ad zo n a dopiero przez hiszpanów, ta k się rospowszechniła w A m a ­ zonii, że dzisiaj naw et dzikie plemiona in­

d y ja n oddają się u p ra w ie tćj rośliny. C u ­ k r u białego p ro w inc yja M aynas p ro d u k u je nadzwyczaj mało, a u p ra w a trzciny c ukro- wćj m a głów nie na celu dobywanie cu k ru brunatnego, czyli t a k zwanćj „c z a n k a k i”

(C hancaca) n a miejscowe potrzeby ludności, ora z wódki, bez k tórćj in d y ja n in dzisiaj

obejść się nie może. Dobywaniem wódki zajm ują się przeważnie właściciele tak zw a­

nych „haciendas” czyli folwarków urz ąd zo ­ nych na sposób europejski; niemnićj j e ­ d n ak Raimondi podaje, że naw et dzicy in- dyjanie na Ucayali posiadają bardzo sp ry ­ tne alembiki z gliny, przy pomocy k tórych pędzą wódkę.

Z innych roślin n a uwagę zasługują: ty- tuń (Nicotiana tabacum ) upraw iany na p o ­ trzeby miejscowe i na eksport; najlepszy ty tu ń p ro dukuje miasteczko Jeveros, skąd wywożony byw a w małój ilości naw et do Lim y, gdzie idzie na podarki dla osób w p ły ­ wowych. D rzewo baw ełniane (Gossypium arb o reu m i G. peruvianum ) spotyka się tu wszędzie, p ro d u k c y ja jego wszelako o b ra ­ caną bywa wyłącznie na potrzeby miejsco­

we. K a w a (Coffea arabica) i kakao (Theo- brom a cacao) w małćj tylko ilości w yw o­

żone bywają do innych prowincyj. Dalćj palm a pishuayo (G uiliełma speciosa) dająca owoce jadalne , z których indyjanie przy­

rządzają doskonałe masato. Do tćj listy dodać należy cały szereg drzew owocowych zarówno miejscowych, j a k i w prow adzo­

nych. Do pierwszych należą: ananas, p a l­

to, pacay, lucumo, maraiion, papayo, cirue- la i wiele innych o doskonałym smaku.

Z drzew owocowych wprow adzonych wy­

mienimy: pomarańczę, cytrynę, mango i d rz e­

wo chlebowe.

A b y uzupełnić poczet roślin u pra w nych p ro w in c y iM a y n as,n a leży uczynić wzmiankę o ta k zwanem bombonaje (Car)udovica pal- mata), palemce pozbawionćj pnia, a którćj liście służą do wyrobu kapeluszów, n iew ła­

ściwie zwanych panamskiemi. C entrum u p ra w y bombonaje i p ro dukc yi kapeluszów je s t M oyobam ba wraz z k ilk u okolicznemi miasteczkami; niemnićj je d n a k cala p r o ­ w incyja M aynas przez długie lata opierała swój handel zamienny przeważnie na tym produkcie, któ ry w ogromnćj ilości w y w o ­ żony bywał do Brazylii. Dość j e s t powie­

dzieć, że wszyscy niemal mieszkańcy Moyo- bam by, zacząwszy od starców a skończyw­

szy na dziesięcioletnich dzieciakach, zajęci byli tkaniem kapeluszów panamskich, które kupcy miejscowi nabyw ali za gotówkę i wy­

wozili do Brazylii, skąd znów sprowadzali

najrozm aitsze przedm ioty przem ysłu euro­

(13)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 349 pejskiego. O d ro k u 1880 handel k a p e lu ­

szami zaczął upadać dzięki zmienności mo­

dy, która nakazyw ała w Brazylii zastąpić kapelusze słom kowe lekkie, praktyczne i ta­

nie, filcowemi sprowadzanem i z Europy.

(dok. nast,.).

J a n Sztolcman.

Korespondencja Wszechświata.

O xalis acetosella L. (szczawik zajęczy) je s t ro ­ śliną w całym k ra ju bard zo p o spolitą, ale tylko w swej form ie typow ej; od m ian a jej: var. flor. ro - seis d o tąd znaleziona była przez B essera na W o­

ły n iu i Podolu, a przez M artiusa w okolicach Mo­

skw y tylko. W N iańkow ie znalazłem tę ład n ą ro ­ ślinkę także w dwu odm ianach, z których je d n a je s t form ą typow ą, d ru g a zaś, ja k m i sig zdaje, je st form ą Besserowską.

Poniew aż n ik t d o tąd tej form y ostatniej w k r a ­ ju naszym nie obserw ow ał, m oże więc k ró tk a c h a ­ ra k te ry sty k a , k tó rą w korespondencyi niniejszej podaję, nie będzie zbyteczną i posłuży m iłośni­

kom flory krajow ej do o d ró żn ien ia m ało jeszcze znanej roślinki. O dm iany te ró żn ią się między sobą tylko ub arw ien iem kw iatów , a m ianow icie w spo­

sób następny:

1) F o rm a ty p o w a (Oxalis acetosella L.) m a kw ia­

ty o p łatk ach b iały ch z sino czerw onem i żyłkam i i żółtą plam ką przy nasadzie.

2) O dm iana form y powyższej (Var. flor. roseis B esser.) m a k w iaty o p łatk ach też biały ch z żół- tem i p lanikam i przy nasadzie, lecz żyłki są zn a­

cznie gęstsze i purp u ro w o ubarw ione, a prócz t e ­ go n a każdym p ła tk u , p onad żółterai plam kam i, znajduje się ta k a ż p u rp u ro w a sm uga; w szystkie te sm ugi, łącz ąc się w je d n ę całość, tw orzą piękną p u rp u ro w ą obrączkę, k tó ra , w espół z żyłkam i, n a ­ daje kw iatom barw ę różow ą. K w iatki te już zda- leka d a ją się odróżnić swą różow ą barw ą od kw iat­

ków śnieżnej białości u form y typow ej. Po zasu­

szeniu b a rw a różow a n ie zm ienia się, przez co obie te odm iany naw et w zielniku odróżnić się dają.

Ja k ó b W aga (F lo ra polonica to m I, str. 707) zdaje mi się, że obie te odm iany rozróżniał, gdyż po­

wiada: ,,p łatk i b ia łe lub cieliste" (1. c.). N ie­

uzbrojonem u oku p ła tk i (resp. kw iatk i; w ydają się różowe lub „cieliste1', przy pom ocy lupy okazu­

ją się one ta k , ja k w opisie pow yższym powie­

dziano.

Czy odm iana w m ow ie będąca je s t ta sam a, k tó rą Besser i M artiu s obserw ow ali, rosstrzygnie

te n , kto form y wołyńskie lub m oskiew skie będzie m isł zręczność obserwować.

Obie te odm iany rosną w N iańkow ie nadzw yczaj obficie i każda z nich zajm uje całkiem oddzielne stanowisko.

Okazy o ry g in aln e w bardzo znacznej ilości za­

m ieszczone b ęd ą w „Z ielniku flory p o lsk iej'1 Reh- m an n a i W ołoszczaka.

D r W . Dybowski.

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e d z i e s i ą t e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o ­ m o c n i c z y c h odbyło sig d n ia 19 M aja 1892 roku, o godzinie 8-ej w ieczorem , w lokalu T o ­ w arzystw a, C hm ielna N r 14.

1. P rotokuł posiedzenia poprzedniego został od­

czytany i p rzy jęty .

2. Przew odniczący Komisyi, zaw iadam iując o zgo­

nie nieodżałow anej pam ięci prof. A ugusta W rześ- niow skiego, zaw ezw ał obecnych do uczczenia z m ar­

łego przez pow stanie z miejsc.

3. S ekretarz Komisyi przedstaw ił członkom oka­

zy ro ślin zarodnikow ych oraz gałązkę ja b ło n i ze szkodnikiem n a niej siedzącym , nadesłane przez p. W andę W odyńską z Inflant polskich, z prośbą o określenie. W edług oznaczenia dokonanego przez pp. J . A lexandrow icza i F r. Błońskiego, nadesłane były następujące g a tu n k i ro ślin zarodnikow ych;

P eltig era canina, C e tra ria p in a s tri, C ladonia cocci- fera, C ladonia p y x id a ta , Physcia ciliaris, P arm elia physoides, P olyporus fom entarius, P tilidium cilia- re, E n c a ly p ta strep to ca rp a, T h u id iu m a b ietin u m , G rim m ia apocarpa, H om alothecium sericeum . Szko­

dliw y owad na gałązce jab ło n i okazał się być, w e­

d łu g p. A. Ślósarskiego, Coccus conchaeform is.

4. D r A. Z aleski m ów ił o h id ro g rafii ziem i d o ­ brzy ń sk iej. Skreśliw szy n ap rzó d w ogólnych z a ­ rysach wygląd i upostaciow anie pow ierzchni ziem i dobrzyńskiej, d r A. Z. opisał pokrótce wszelkie wody, t. j. rzek i i głów niejsze jezio ra w wielkiej ilości pokryw ające przestrzen ie k ra ju w mowie b ę ­ dącego. Zaw iele m iejsca w niniejszem spraw ozda­

n iu zabrałoby streszczanie w szelkich szczegółów z w yników, ja k ie w ykładający zdobył w ciągu tr z y ­ le tn ic h swoich poszukiw ań nad jezioram i, ich w ła ­ ściw ościam i, florą i fauną, a tak że n a pow tarzanie w ielkiego szeregu liczb, otrzym anych przy czynie­

niu pom iarów głębokości n iektórych z głów niej­

szych jezior. Przytoczym y tu więc tylko n iek tó re dane. Z m nóstw a jezio r i jezio rek ziemi d o b rzy ń ­ skiej, 79 posiada o b szar większy niż dziesięć m or­

gów kw adratow ych, 38 większy niż piędziesiąt,

m orgów , a dw adzieścia p rzestrzeń przeszło stu-

m orgow ą. Najw iększe jezio ra są następują"?; Słu­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

gastruli (pęcherzyka dwuwarstwowego z otworem gębowym), albowiem stopniowe wpuklanie się ścianek, jak się ono odbywa przy rozwoju osobnikowym (ontogenii), nie

wierających powyższe bakteryje, wyciągnąć je do rurki włoskowatej, która stanowi prawdziwą pułapkę- W ten sposób udawało się autorowi oddzielać bakte-

skiej zw raca się szybko w stronę ofiary i raptow nie jakby sprężyną poruszana jedna z olbrzym ich łap drapieżnych w yciąga się i prostuje, by na now o się

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi

dzo często nie możemy w yw ołać reakcyi chem icznej m iędzy ciałam i (które mogą łą ­ czyć się z sobą p rzy ogrzew aniu) przez p ro ­ ste zmięszanie ich

Sole te zostają z wodą razem przez korzenie pobierane, lecz ilość ta je s t tak nieznaczną, że roślina, chcąc się zadowolnić solam i w wodzie tój

m ieniste, można więc w yczytać w skład ich dźw ięków wchodzące tony; pomimo to nie pow iodło się dotąd dośw iadczeniom tym n a ­ dać żądanej