Ignacy Chrzanowski

14  Download (0)

Full text

(1)

Stanisław Pigoń

Ignacy Chrzanowski

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/1-2, 77-89

(2)

1

.

Spośród nazwisk kilkunastu profesorów U. I., uczonych, co śm iercią m ęczeńską opłacili pobyt w obozie k o n cen tracy j­ nym Sachsenhausen, nazw isko Ignacego C hrzanow skiego n a ­ leży do tych, k tóre p ad ając w ydają oddźwięk najsilniejszy i w yw ołać m uszą żal najdotkliw szy. Nie w yłącznie przez swój ciężar gatunkow y. Tu Ignacy C hrzanow ski nie był odosobniony, skoro niewiele co przed nim czy niewiele co po nim tak ąż sam ą śm iercią pogineli tam uczeni tej m iary jak: St. Estreicher, K. Kostanecki, M. Siedlecki, L. Sternbach i inni, w szystko czo­ łowe pozycje w naszej nauce. ■

Jeżeli w tym zespole stra tę prof. Chrzanow skiego odczu­ wać się musi najbardziej nieznośnie, to przede w szystkim dlatego, że został on oderw any od dzieła niedokończonego i to w prost pośród pełnego ferw oru i rozpędu pisarskiego. W dniu dzikiego gw ałtu nad uniw ersytetem , oderw any przez z d ra ­ dzieckie aresztow anie od pracy, zostaw ił C hrzanow ski na biurku dopiero co ukończone studium o „Prelekcjach p a ry s ­ kich“ M ickiewicza, oraz daleko posunięty rękopis „Historii litera tu ry Polski porozbiorow ej“, urw any dosłownie w pół zdania. Zbir niemiecki w ytrącił go tedy z toku pracy, oderw ał od dzieła, które m iało być syntezą i ukoronow aniem półw ie­ kowej niemal działalności naukowej i niewiele co krótszej nauczycielskiej.

Owoc tej działalności, dorobek tw órczy zostaw iony przez Ignacego C hrzanow skiego w ygląda jak okazała św iątynia o po­ tężnej nawie głównej i w y strzelający ch ponad nią dwu w ie­ żach; stanow ią je dwa tom y „H istorii litera tu ry polskiej“, z któ rych atoli drugi, acz w yprow adzony wysoko w górę, nie został jednakow oż zam knięty w iązaniem szczytow ym .

C hcąc się ro zejrzeć choćby pobieżnie w budowli tej, na ­ leży w pierw zdać sobie spraw ę z ch arak teru sam ego budow ni­ czego, bo jemu to zaw dzięcza ona zarów no w ym iary, jak i sw o­ istą silę tudzież odrębność sposobu poszczególnych w iązań, słowem, zaw dzięcza swój osobny i pełen uroku styl.

(3)

2.

C hrzanow ski w y szedł z w arstw y ziem iańskiej i w czesną m łodość spędził w atm osferze w iejskiego dw oru. U rodzony 5 lutego 1866 r. na Podlasiu w S toku Lackim , z ojca B olesław a i m atki H eleny z Dm ochowskich, zaznał za m łodu sw obody niefrasobliw ego w spółżycia z p rzy ro d ą . Ilekroć w racał w spo­ m nieniam i w tam te czasy, w lata dzieciństw a, zaw sze tam na p lan pierw szy w y b ijały się jakieś zap am iętałe przyjaźn ie z psam i i końm i, jakieś w y p raw y m yśliw skie, jakieś ujeżdżanie popędliw ych w ierzchow ców , jakieś p soty i figle domowe, cała atm o sfera niekrępow anej sw obody w szerokich ram ach urocz- nego krajo b razu . Urokom tego k rajo b raz u złożył hołd Sienkie­ wicz, osadziw szy w sąsiednim B urcu państw o Skrzetuskich i p ozw alając panu Zagłobie doznaw ać ro zk oszy jego sadu i pasieki.

R ozkoszna ta atm o sfera m łodości m iała się jednakow oż rozw iać niezadługo. Koleją rzeczy częstszą w zaborze ro sy j­ skim po r. 1863, m ajątku rodzinnego u trz y m ać się nie dało. O jciec m ocow ał się jeszcze c zas d łuższy na dzierżaw ie (w D ziadkow icach, pow. konstantynow ski), ale syn w szedł w życie od w czesnych lat zd any już na w łasną tylko pracę. Na życie to w y p o sażo n y on zo stał z domu w silnie w yrobioną kul­ tu rę pracow itości, tudzież w głęboko w yczuloną żyw ość sum ie­ nia narodow ego. Obie te cechy z sy n te ty zo w ały się w nim jako sp ływ dwóch nurtów rodow ych; nie napróżno był on spow ino­ w aco n y blisko z rodzinam i J. Lelew ela i H. Sienkiew icza.

Z domu także w yniósł C hrzanow ski pewne pchnięcie w e­ w nętrzne, k tó re z czasem m iało się w nim ujaw nić jak o silna podnieta k o n stru k ty w n a psychiki, m ianowicie cześć dla poezji ro m an ty czn ej i jej ideałów , i to w jej przejaw ie najzmamien- niejszym , najbardziej krańcow ym , reprezentow anym przez tw órczość K rasińskiego. Uwielbienie dla ,,P rz e d św itu “ i „ P sa l­ m ów “ w szczepiała m u od dzieciństw a m atka. Ten posiew w szelako, z a sy p a n y w net innym naw arstw ieniem w pływ ów życiow ych, czekać m usiał na zakiełkow anie w cale długo. Owe n aw arstw ien ia nowe zaś p rz y sz ły ze szkoły i z atm o sfery epoki.

W szkole (V G im nazjum w W arszaw ie, od r. 1883) o g a r­ nął C hrzanow skiego rozpęd do nauki, u trz y m u ją c y się tam jeszcze z im pulsu S zkoły Głównej. Co praw da, już od r. 1879 zaczął go Apuchtin zastępow ać atm o sferą biurokratyczno-po- licyjną. Już więc w gim nazjum z tam teg o impulsu rozkw itły w C hrzanow skim uzdolnienia filologiczne i pociąg ku s ta ro ż y t­ ności klasy cznej, a to dzięki przew odnictw u A. M aszew skiego (łacina) i A. K reczm ara (greka). U n iw ersytet w arszaw sk i (od r. 1889) m iał je już ty lk o ugruntow ać i rozw inąć. U czynił to tru d em i w pływ em takich profesorów , jak H. Struw e, P aw iń- ski, K arejew , A. M ierzyński, S aen g er i inni.

(4)

Jeżeli zaś chodzi o ideową atm osferę czasu,* to nasiąknął nią C hrzanow ski już w szkole średniej, a zw łaszcza w uniw er­ sytecie, chłonąc dzieła takich koryfeuszów pozytyw izm u, jak Spencer, Buckie, D raper. P o d ich w pływ em — jak sam p rz y ­ znaje — „zanikały ziarn a rom antyzm u zasiane w mojej duszy przez rodziców “. W tym sam ym kierunku oddziaływ ała p u ­ blicy sty k a w arszaw ska, „now a p ra s a “, chłonięta chciwie już od lat gim nazjalnych: więc „P rzeg ląd T ygodniow y“, a zw ła­ szcza „ P ra w d a “ Św iętochow skiego, na któ rą — jak wspom i­ n a ł — czekając w y staw ał cierpliwie w raz z kolegam i przed kantorem , zanim przyniesiono num er z drukarni na roz- sprzedaż.

U kończyw szy uniw ersytet ze złotym m edalem i jako t. zw. k an d y d at zao p atrzo n y w stypendium na w y jazd z a g ra ­ nicę dla dalszych studiów naukow ych, w ybrał C hrzanow ski za m iejsce studiów W rocław , z a przedm iot filologię polską, a za przew odnika N ehringa.

Dlaczego nie upodobaną dotąd i uwieńczoną sukcesem fi­ lologię k lasy czn ą? C zyżby pod w pływ em W ierzbow skiego? Nie. W yk ładó w tego „n u d ziarza“ (poza kursem o zabytkach staropolskich), jako łaeinnik, nie słuchał i stąd nie m iał podniety żadnej. W ięc sk ąd ? P ró cz jakiegoś niepochw ytnego i nie odrazu uśw iadom ionego głosu pow ołania przem ówił tu bodajże współ- decydująco głos p otrzeby narodow ej. W łaśnie w r. 18S8 Apuch- tin p rze stał dopuszczać Polaków do p rac y jako nauczycieli gi­ m nazjalnych. Z agadnienia k ultury narodow ej, historii, język a i litera tu ry polskiej, w ypchnięte przez prąd rusyfikatorski z prog ram ó w szkolnictw a publicznego, zn alazły więc ostoję w p ry w a tn y m i tajnym , dla którego sta ły się tera z właśnie trosk ą naczelną. Z potrzebą tą zetknął się Chrzanow ski bez­ pośrednio już w r. 1890, kiedy czekając na stypendium przez rok przym usow ej p rze rw y w studiach oddał się nauczaniu na kom pletach u p. Chom ętow skiej (córki O dyńca). Na tej drodze ustalił C hrzanow ski swoje zadanie życiowe główne, do niego chciał się jak najlepiej przygotow ać zagranicą. Chciał być n au ­ czycielem i w ychow aw cą w obrębie k u ltu ry duchowej Polski.

P od troskliw ą opieką N ehringa (jak troskliw a była i jakie uczucie p rzy jazn ej wdzięczności w yw ołała w uczniu, widzim y ze w spom nienia pośm iertnego, jakie Chrzanow ski poświęcił Nehringowi) zaczął staw iać pierw sze kroki naukowe. Tu wy- , gotow ał sw ą pierw szą rozpraw ę o „Józefie C z y sty m “ Szym o- nowicza jako o dram acie eurypidesow skim (1892), tu ro zp o ­ czął studia porów naw cze nad utw oram i Reja. P o za tym nieje­ den impuls powziął z atm osfery uniw ersytetu w rocław skiego; zw łaszcza w ykłady i dzieła T. Lippsa z zakresu etyki i e ste ­ tyki w y w arły nań duży i długo się przeciągający wpływ. Kto wie, czy nie jemu to zaw dzięcza też impuls do skontrolow ania w sobie niedaw nych studenckich ferm entów przekonaniow ych,

(5)

zw łaszcza w z ak resie etyczno-religijnym . F ak tem jest, że nie­ daw ny czytelnik D ra p e ra i tow. we W rocław iu w łaśnie był 0 pół k ro k u zaledw ie od oddania się studiom teologicznym . Ale filologia nie dała się przem óc.

Na dalsze studia w y jeżdża C hrzanow ski do Berlina, gdzie B rü ck n er u tw ierd za go w zam iłow aniu do lite ra tu ry staro p o l­ skiej i gdzie się studia o Reju (o „Z w ierzyńcu“, o „F acejach “) realizują do reszty . Z kolei do P a ry ż a . Tutaj w szedł w nową orbitę zainteresow ań. P ociągn ęła go klarow ność klasycyzm u 1 racjonalizm u XVII i XVIII w .; sw ojo się czuł w niej um ysł jego, w yrobiony na łacinie i staroży tności. Studiom paryskim zaw dzięczają pow stanie swe ro zp ra w y z dziejów s a ty ry s ta ­ ropolskiej, zw łaszcza o G. P iotrow skim w stosunku do Guille- rnine’a, o N aruszew iczu w stosunku do B oileau’a. T utaj też, z a ­ ciekaw iony spuścizną rękopiśm ienną, zachow aną w Bibliotece P olskiej, w szedł w bliższy k on takt z tw órczością Niemcewicza. O budzony pociąg do tego pisarza-facecjon isty, a zarazem z a ­ p rzysięgłego służebnika sp raw y narodow ej, nie osłabi z la­ tami i ukoronow ał się ostatecznie przepiękną sy n te ty c zn ą „ P o ­ chw ałą N iem cew icza“. Z m istrzów k ry ty k i francuskiej upodo­ bał sobie C hrzanow ski już podów czas przede w szystkim B ru- n etière’a, którego dzieła o „ew olucji“ gatunków literackich długo potem pilnie i nie bezowocnie studiow ał.

P rz ete rm in o w a w sz y w ten sposób swoje „Lehr- i W a n d er­ ja h re “, wrócił C hrzanow ski w r. 1894 do W a rsz a w y , nie po to jednakow oż, by się w m yśl intencji stypendiodaw ców sposobić do p ro fesu ry uniw ersyteckiej. Nie mógł jej przecież w ykonyw ać na uniw ersytecie w arszaw skim , nie sposobny do pójścia w śla d y W ierzbow skiego, k tó ry się zgodził w y kład ać po rosyjsku.

C ałą duszą natom iast w szedł w życie um ysłow e W a r szaw y jak o k ry ty k , w spółpracow nik i red ak to r pism nauko­ wych, przede w szy stkim zaś jako znakom ity prelegent. Ude­ rzyć -musi szero k a rozpiętość jego zainteresow ań i podejm ow a­ nych zad ań . Od p rzy g o d n y ch recenzji z ostatnich zbiorków poezji c zy podręczników g ram aty k i, przez w spółredaktorstw o „K siążki“ czy w yd aw nictw a zbiorow ego „Sto lat m yśli pol­ skiej“, aż po red a k to rstw o „A teneum “ ; od w spółpracy w Kasie M ianow skiego aż po szerm ierkę o szkołę polską w czasie re­ wolucji rosyjskiej i stra jk u szkolnego. C hrzanow ski wszedzie tam był czyn n y i był w pierw szych szeregach.

W natłoku ty lu zajęć um iał w szelako znaleźć czas spo­ sobny n a p racę ściśle naukow ą. P ró cz pom niejszych rozm ia­ ram i rozpraw , zgrom adzonych polem w tomie „O kruchy lite­ rack ie“ (1903) po w stały w okresie w arszaw skim takie dzieła jak „M arcin B ielski“ , „K azania Sejm ow e“ Skargi, -Z dziejów s a ty r y “ , a nade w sz y stk o „H istoria lite ra tu ry niepodległej P o l­ sk i“ (pierw sze w ydanie 1906 r.). .lako uczony, jako o rg an izato r

(6)

nauki i nauczyciel — stan ął C hrzanow ski na przednim m iejscu w śród m łodszego pokolenia historyków litera tu ry polskiej.

To też kiedy St. T arnow ski ustąpił z k ated ry , nie zdzi­ wiono się, że U niw ersytet Jagielloński jego właśnie, mimo że stał zupełnie poza szczeblam i hierarchii uniw ersyteckiej, pow o­ łał jak o następcę. W m aju 1910 r. rozpoczął tedy C hrzanow ski działalność profeso rsk ą pam iętnym w ykładem „O literatu rze polskiej“. W y k ła d a ł od tąd przez lat 21 (z chwilową p rzerw ą wojenną 1914/15), obejm ując kursem uniw ersyteckim całokształt litera tu ry polskiej od średniow iecza aż po koniec w. XJX P ró c z osobnych działów kursu ciągłego (Średniow iecze i hu­ m anizm ; L ite ratu ra stanisław ow ska; P o ezja polska w. XIX i in.) daw ał też w y k ład y m onograficzne, poświęcone wielkim tw órcom ; niektóre z nich w ydał później jako osobne dzieła („Komedie A. F re d ry “ 1917), inne rozbił na poszczególne roz­ p raw y (Słow acki), jeszcze inne czekają na druk — pośm iertny (Krasiński). Duża ilość m ateriału w ykładow ego w yszła na św iat w form ie ro zp raw i w ypełniła tom y zbiorowe („Z epoki ro m anty zm u “ 1918, „W śró d zagadnień, książek i ludzi“ 1922, „L iteratu ra a n a ró d “ 1935, „Studia i szkice“, 2 t. 1939).

P o dw udziestu z górą latach działalności profesorskiej, pełnej plonów, przyszło... podziękow anie. P o przeprow adzeniu jędrzejew iczow skiej „refo rm y “ uniw ersyteckiej, m ającej w ziąć profesorów „na p ow róz“, prof. C hrzanow ski, człowiek o w spa­ niałej cywilnej odw adze, w sądach swoich śm iały i niezłom ny, nie k ry ją c y w rodzonego w strętu do w szelkiego oportunizm u — jeden z pierw szych padł jej ofiarą. Został w 1931 r. wolą mi­ nistra odsunięty od k a te d ry i nauczania. N iesłychany ten akt represji usiłow ano ze stro n y U niw ersytetu uchylić chociażby częściowo, o b d arzając przym usow ego em ery ta tytu łem profe­ sora honorow ego, co mu umożliwiło z pow rotem wstęp na k a ­ tedrę. Odjął mu ją ponownie zbir niemieckiej G estapo tym razem już nieodw racalnie.

W ięziony najpierw we W rocław iu, następnie w obozie oranienburskim , zachow ał C hrzanow ski w głodzie i chłodzie niew yczerpany swój hum or, pogodę ducha i w iarę w przejścio- wość przem ocy niem ieckiego M asynissy. Z m arł pow alony zn ag ła zapaleniem płuc, a zwłoki jego spopielono w krem ato ­ rium obozowym.

3.

Rzut oka w y sta rc z y , by stw ierdzić, że działalnością swą naukow ą objął C hrzanow ski całokształt litera tu ry polskiej, od średniow iecza po w spółczesność, od G allusa i K adłubka po K asprow icza i Żerom skiego. W poznanie każdej z epok wniósł w łasny w kład z n a c z n y 1).

T Z esta w ien ie b ib liograficzn e dorobku p isa rsk ieg o Ign, C h rza n o w ­ sk ie g o dał A. B ar w K sięd ze p am iątkow ej, P ra c e h isto r y c zn o -lite r a c k ie. K rak ów 1936.

(7)

Ś redniow iecza d o ty cz y w praw dzie ro zp raw szczegóło­ w ych niewiele: o Gallu, Kadłubku, P aw le W łodkow icu, M ate­ uszu z K rakow a, Długoszu, ale znakom ite studium sy n tety czn e: „Idea k u ltu ry średniow iecznej a chwila obecna“ sam o jedno s ta rc z y za dowód, jak głęboko w nikał C hrzanow ski w proble­ m aty k ę, m oraln ą i religijną przede w szystkim , tam tej epoki. C h a ra k te ry s ty k a D ługosza zaś dowodzi, jak wnikliwie um iał ocenić psychikę człow ieka owoczesnego.

„P ierw szy m kochaniem “ atoli ogarn ął C hrzanow ski d o ­ piero w. XVI, hum anizm ; jem u poświęcił najw cześniejsze za ­ rów no jak i najlepsze swe opracow ania: kilka rozpraw o Reju, sy n te ty c zn a c h a ra k te ry s ty k a Kochanow skiego, w zorow e w y­ d an ia Ezopa i S zarzy ńskieg o, nade w szy stk o zaś dwie duże m onografie: o M arcinie Bielskim i o „K azaniach sejm ow ych“ S k arg i. M onografia o „K azaniach“ S kargi (1903) jest po w czes­ nych akadem ickich ro zp raw ach czy sto filologicznych i po pa­ roletnim okresie w ielostronnej działalności pisarskiej w W a r­ szaw ie pierw szy m lwim skokiem m łodego uczonego. M ono­ g rafia to w szech stro nn a, ujm ująca zjaw isko w szerokiej skali porów naw czej, na podłożu dobrze poznanej k u ltu ry um ysłow ej, politycznej i religijnej epoki, ukoronow ana w y traw n y m sądem 0 w arto ściach treści zarów no jak form y dzieła opracow a­ nego. M imo p rac B ergi i Kota, rek ty fik ujących konkluzje C hrzanow skiego w niek tó rych szczegółach, rzecz to żyw a 1 św ieża do dziś dnia. A k siążk a o Bielskim, w zór pełnego o g a r­ nięcia p isa rz a i jego dorobku, jest do dzisiaj ostatnim słowem nauki i m listrzow stw a m etody.

Rzecz c h a ra k te ry sty c z n a : do w. XVII nie m iał C h rz a ­ now ski n adm iernego przekonania. P o za St. H. Lubom irskim nie zain tereso w ał się bliżej tw órczością żadnego bodajże z owo- czesnych p isa rz y . K lasycznie u k ształco n y jego sm ak nie gus­ to w ał jakoś w baroku, okres jego mienił w podręczniku po s ta ­ rem u „zm ierzchem m ądro ści i piękn a“ w piśm iennictw ie pol­ skim . P od ty m jed n ym w zględem sugestia B riicknera nań nie p odziałała. Nie pociągnęła go naw et rodzim ość litera tu ry t. zw. m ieszczańskiej.

K larow ność um ysłow ości bad acza sw ojo natom iast się czu ła w atm osferze klasy cy zm u i wieku ośw iecenia; to też po­ św ięcił on m u sporo uw agi analitycznej i refleksji s y n te ty c z ­ nych. Już po dczas studiów pary sk ich w szedł był w zażyłość z zagadnieniam i w ielkiego rep ertu aru tea tra ln eg o w. XVII, czego daleki refleks zn ajd ziem y w m onografii o F re d rz e ; zba­ dał bliżej dążności naczelne i poszczególne w ątki litera tu ry sa ty ry c zn e j, czym — jak się rzekło — żyw iła się w tedy w łaśnie form u jąca się k sią ż k a o naszych sa ty ry k a c h XVIII w.

U podobanym przedm iotem badań C hrzanow skiego na p rzestrzen i tegoż wieku było też owoczesine pam iętnikarstw o. I tu u dna leżał jakiś jak b y przed u stano w io n y zw iązek

(8)

psy-•

chiczny. P o d w zględem duchow ym zarów no jak fizycznym przed staw iał C hrzanow ski w spaniały typ rasow ego P o lak a: sw ada, pew na — m ożna by naw et powiedzieć — zaw adiackość, przy ro d zo n a krotochw ilność, obok ziem iańskiej solidnej p ra c o ­ witości znam ionow ały go w sposób uderzający . Oczywiście, nie m iał gustu „do kw aszonych ogórków i do herbów “, owszem, dw orow ał sobie z niego u innych, ale do szerokiej n arracji, do anegdot, przysłów , do facecji i do pam iętników m iał pociąg w y ra ź n y i trw ały . To też parniętnikarstw o s ta ro ­ polskie, podobnie jak fraszki i sa ty ry , miało w nim oddanego m iłośnika i pasjonującego się badacza. Pam iętnikom doby s ta ­ nisław ow skiej poświęcił osobny kurs uniw ersytecki, a całość literackiego dorobku tej doby (w dziedzinie poezji) ujął w znakom ity obraz sy n tety czn y .

Z chwilą przeniesienia się do K rakow a i objęcia k a te d ry w U. J. zmienił się także teren zainteresow ań badaw czych C hrzanow skiego. Już nie litera tu ra staropolska pociąga go przede w szystkim , ale głównie wiek XJX. Kursem uniw ersy­ teckim oczyw iście ujm ował całość piśm iennictw a, ale za teren studiów naukow ych obrał głównie dobę prerom antyzm u i ro ­ m antyzm u. Nie było to bez głębszej racji. W stąpił on na k a ­ tedrę w okresie, kiedy tem p eratu ra serc w Polsce przedw o­ jennej w y k a z y w a ła w y ra ź n y stan podniecenia uczuciowego. T a atm osfera spotęgow anego entuzjazm u narodow ego obejm o­ w ała nie tylko ław y audytoriów , ale i k ate d ry . Nie został w o­ bec niej obojętny i C hrzanow ski. To też dobie porozbiorow ej, jej wielkiej poezji, jej pięknu i ładunkow i entuzjazm u, ty m n a j­ przedniejszym czynnikom odrodzenia narodow ego, poświęcił on obecnie lwią część swej uw agi badaw czej. Zbiegło się to bardzo dobrze z jego p racą nad dalszym ciągiem „H istorii lite­ ra tu ry “. P rz ez te dw a współczynniki zorganizow ał sobie C hrzanow ski ośrodek głów nego zainteresow ania literackiego na całe niemal 30 lat.

Plonem tego zainteresow ania jest ogrom na ilość studiów i rozpraw , w ypełniających pięć tom ów zbiorow ych, ponadto trz y m onografie, z k tó ry c h — jak się rzekło — jedna tylko (o F red rze) ogłoszona drukiem . W plonie ty m w ybija się na czoło duża ilość ujęć syntety czn ych , do któ ry ch C hrzanow ski miał w y ra ź n y pociąg i k tó ry ch sztukę znakom icie opanował, a w śród nich nierzadkie klejnoty, opracow ania rzucające nie­ spodzianie nowe św iatło czy ro zszerzające h o ry zon ty w s p ra ­ w ach jakoby poprzednio już ustalonych i w yczerpanych. Do takich należą: „Nasz hym n n aro d o w y “, rozpraw a o „Mowie o narodow ości“ Brodzińskiego, „ C h a ra k te ry sty k a ro m an­ ty zm u “, studium o „Odzie do m łodości“, o Lelewelu, o „O jcze n asz“ C ieszkow skiego i wiele innych. Z rozpraw tych niejedna by ła rew elacją, rzucała nowe całkowicie św iatło na b ad an y problem.

(9)

Tę now ość spojrzenia na postać czy na zagadnienie h isto ­ ry czn o -literack ie zaw dzięczał au to r swej rozleglej kulturze um ysłow ej i uczuciowej. K ulturę tę zaś poszerzał on w sobie i pogłębiał ustaw icznie do ostatnich chwil. R ys to ud erzający. W śró d ludzi p racu jący ch um ysłow o nie do rzadkości należy zjaw isko pew nego zesztyw nienia, zrutynizow ania. W łożeni w pewien zasiąg i w jednakie koleiny zainteresow ań, zrośli z pew ną w y p raco w an ą m etodą — specjalizują się oni wcześnie, o b sy ch ają (by tak rzec) bokam i i p op ad ają w zacieśnienie. M a to być podobnoś zjaw isko częstsze gdzie indziej, niż u nas: „M y Słow ianie — m ówił mi k iedyś prof. К. M oraw ski — ro z­ w ijam y się do siedem dziesiątki'4. Nie wiem, czy tak jest na­ praw dę, ale w k a ż d y m razie tak było u C hrzanow skiego. Jego nie słab n ąca z latam i św ieżość i chłonność um ysłow a, niena­ sycona, w ciąż m łodzieńcza ciekaw ość wszelakich, jednako dziedzin k u ltu ry duchowej, a św iata tw órczości literackiej nade w szystko, godna b yła podziw u i zazdrości. R ozw ijał się i po­ głębiał rzeczyw iście do siedem dziesiątki. F a k t ten w niejednym m ógł by się odsłonić i uw ydatnić przez uw ażne przestudio w a­ nie jego biblioteki.

C hrzanow ski m iał bibliotekę w zorow ą, rozległą, zn ak o ­ micie zorganizow aną, nie pele-mełe, uzm iatane usypisko k sią­ żek p rzy p adk o w ych , p rzy b y tk ó w g ratiso w y ch i t. p., ale ze­ b ra n y skrupulatnie zespół dzieł z całego ciągu naszego piś­ m iennictw a, tudzież poczet opracow ań indyw idualności tw ó r­ czych czy też problem ów z litera tu ry polskiej czy obcej. Nale­ żał C hrzanow ski do ty ch nie nadm iernie licznych naw et m iędzy profesoram i, co książki kupują a kupione czy tają. Otóż musi uderzyć, że szczególnie pilnie kom pletow ał on dzieła z zakresu estetyk i o raz psychołogii religii. (Z tych o statn ich w niejednym k o rz y sta ł J. R ozw adow ski, form ując długo i rozwrażnie swą „P raw d ę ż y c ia 44.)

Otóż bliższy w gląd w te książki zdradzi, w jaką to stronę b y ła szczególniej zorientow ana owa niesłabnąca chłonność um ysłow a C hrzanow skiego. C a łe to m nóstw o dzieł skupyw a- nych, n ierzadko ab stra k cy jn y c h i spekulatyw nych, c z y ta ł pilnie i uw ażnie; czy ta ł po sw ojem u: z ołówkiem w ręku i z napiętą uw agą. M arg in esy książek i wolne k a rty poznaczone są gęsto pytajnik am i, w y krzyknikam i, znakam i: „nb44, ale i szczegółow - szym i uw agam i, już to przy tw ierd zający m i, już też k ry ty c z ­ nym i. Z w łaszcza liczne notatki odnoszą się do chw ytanych na g orąco aso cjacji z lite ra tu rą polską. N ajw yraźniej lek tu ra by ła dla niego nie ro zryw k o w ą przechadzką, ale uw ażnym żniwem i zbieraniem użątku. W ten sposób p rz y ra s ta ł m ateriał p o rów ­ naw czy uczonego i pogłębiała się prob lem aty k a badacza. N aj- suciej zaś zak reślan e i glossow arie są owe — im dalej w lata ty m bogaciej grom adzone — dzieła z zak resu filozofii i p s y ­ chologii religii, i to tra k tu ją c e zjaw isko ży cia religijnego nie

(10)

sceptycznie i negatyw nie, ale zasadniczo pozytyw nie, fide- istyczne, więc już nie Renan i nie Guyau, nabywani i czytyw ani w młodości, naw et nie Loisy, ale Boutroux, Joussain, Jam es, Hóffding, Bergson, z polskich Zdziechowski czy Dawid i w. in. W łaściciel biblioteki najw yraźniej w ra sta ł coraz głębiej w p ro ­ blem atykę zjaw isk estetycznych tudzież religijnych, a od rac jo ­ nalizmu szedł jaw nie ku intuicjonizmowi.

W y ra z tego znajdu jem y w naukowej także działalności Chrzanow skiego. D aw ny filolog, analityk, coraz częściej daje studia, zm ierzające do określenia kategorii i w artości estetycz­ nych dzieł poszczególnych czy twórców , n. p. studium o „Lilii W enedzie“, c h a ra k te ry sty k a poezji K rasińskiego i in. K siążka 0 F red rze cała jest m onografią w yłącznie estetyczną, pierw szą u nas tak obszerną m onografią o zjaw iskach kom izmu i hu­ m oru. Raz po razu też zah acza C hrzanow ski o zjaw iska życia w ew nętrznego, prześw iadczeń religijnych, doznań m istycznych (uwagi o dziele Zdziechowskiego, szkic polem iczny z racji opracow ania „K azań sejm ow ych“ S karg i przez St. Kota, stu­ dium o liryce religijnej M ickiewicza i in.).

R ozszerzając zaś w ten sposób zainteresow ania swe 1 punkty widzenia poza czy stą estetyką, nie sądzi C hrzanow ski, żeby w y k raczał poza granice badania dopuszczalne dla histo­ ryk a literatu ry . Bo też literatu rę uw ażał on zaw sze za jeden z przejaw ów k u ltury duchowej narodu wogóle i nie w yobrażał sobie, jakb y się ją godziło w yryw ać z wielkiego kontekstu. W ty m kontekście zaś było m iejsce na rozpoznanie zjaw isk li­ terackich etyczno-religijne równie dobrze jak czysto este­ tyczne. „Kto — w yznał raz otw arcie — jak piszący te słowa, pojmuje rom antyzm szeroko, jako p rąd k u ltu ry wogóle, a nie p a trz y nań jedynie jako na problem poetyczny i stylow y, i kto poczytuje m oralne cele k u ltu ry za główne, jeśli nie jedyne, cele historii, a naw et za najistotniejszy cel życia — czy może się w swoich sądach o kulturze wogóle w y rzec i w yzbyć k ry te ­ riów m o ra ln y ch ? “ 1). Nie w y rzek ał się ich i nie w yzbyw ał Chrzanow ski, chociaż — rzecz jasna — kry terió w estetycznych im nie upodrzędniał. W studiach swych cenił najw yżej te oso­ bistości i zjaw iska literackie, do któ ry ch się k ry te ria owe d ały zastosow ać równom iernie i harm onijnie. Z piśm iennictw a now ­ szego najbliżsi mu byli tw órcy tego pokroju, jak Mickiewicz, Prus, Sienkiewicz, Asnyk.

Nie w tych studiach wszelako, choćby najznakom it­ szych, i nie w m onografiach, choćby i najobszerniejszych i najbogatszych, jest cały C hrzanow ski, Jest on gdzie indziej. Jest w dziele, które zawiązkiem opiera się o pierw ociny jego działalności nauczycielskiej, a wygłosem , w połowie nie­ ste ty urw anym , dosięga ostatnich chwil jego działalności

(11)

kowej. C a ły C hrzanow ski m ieści się w „H istorii lite ra tu ry “. O to k orona obu odgałęzień jego działalności.

Zdziwi się m oże kto takiem u staw ianiu spraw y. P o d rę c z ­ nik w y razem działalności naukow ej? Zw yczajnie byw a on p rze ­ cież ek lektycznym podsum ow aniem stan u w iedzy o przedm iocie. A utor s ta r a się co n ajw yżej o osobny punkt widzenia i doboru; tego m u dosyć. T ak b y w a zw ykle. Ale tu w łaśnie m am y do czynienia z w ypadkiem niezw ykłym .

P u n k t w idzenia i zasad ę doboru m a i C hrzanow ski w łasne i n ad er znam ienne. U jm uje on piśm iennictw o jako w y ra z ducha n aro d u ; p rzez nie to naród dochodzi do sam ośw iadom ości, do rozw inięcia pełni sw ych plem iennych w artości kulturo-tw ór- czych. Na czele książki swej położył m otto z K ochanow skiego: „A jeśli kom u d rog a o tw a rta do nieba — tym co służą O jczy­ źnie“. Jak o ż rzeczyw iście spośród p isa rz y polskich daw nych w ieków najbliżsi mu są „służebnicy“ narodu, ci, przez których się duch P olski w iekam i spełna w yspow iadał. Nie z n aczy to oczyw iście, żeby mu b y ła obojętna lite ra tu ra jako skarbnica piękna i m ąd ro ści; najbliższa m u w szelako jako org an sum ie­ nia narodow ego. T en punkt w idzenia n ad aje dziełu C h rzan o w ­ skiego w y ra ź n ą i sw oistą indyw idualność, on w yzn acza styl i w y m iary jego — b y tak rzec — arch itek tu ry .

Nie on atoli p rze są d z a o naukow ości dzieła. T a w yniknęła skądinąd. G w aran to w ał ja p rz y ję ty przez au to ra sposób p racy. P rz y stę p u ją c do opracow ania nowego rozdziału swego podręcz ­ nika, C hrzanow ski nie og ran iczał się do tego, by poznać w d a ­ nym zak resie najnow sze opracow ania. Nie, on przy stępow ał do studium przedm iotu zupełnie n a nowo, do gru ntu ; badał na św ieżo ca łą tw órczość odnośnego autora, całą literatu rę p rzed ­ miotu, t. zn. p oczynał sobie tak w łaśnie, jak się czynić zw ykło p rz y źródłow ym opracow yw aniu naukow ym . Nic więc dziw ­ nego, że w w yniku u zyskiw ał zazw y czaj nowe całkowicie, o ry ­ ginalnie sko n stru o w an e ujęcie zjaw iska. Dla p rzy k ład u w y ­ s ta rc z y w ziąć choćby rozdział o St. H. Lubom irskim w p ier­ w szy m tom ie, a którykolw iek z rozdziałów w tom ie drugim . W ten sposób zaś postępow ał p rz y każd ym , choćby najm niej­ szym autorze. Nic więc dziw nego, że dzieło jego przyniosło nie podsum ow anie ustalonego stan u w iedzy, ale nowe osiągnię­ cie badaw cze, inaczej mówiąc, że jest pozycją nie tylk o w nau­ czaniu, ale j w nauce n a s z e j1).

U rok *swój i niem ierzchnącą św ieżość zaw dzięcza ono w szelako czem u innemu. Z pojęciem podręcznika zrosło się prześw iadczenie, że będąc rzeczow ym , winien on być z a ra ­

*) Z a z n a c z y ć nie z a w a d z i, że ó w t. I., t. zn, „ H istoria litera tu ry P o ls k i n ie p o d le g łe i“, o p r a c o w a n y p ierw o tn ie z m y ś lą o s z k o le średniej i o sa m o u k a ch , w n a stęp n y c h w y d a n ia c h d o zn a w a ł c o ra z g r u n to w n iejszy c h przerób ek , a w o statn im , 10, sta n ą ł c a łk o w ic ie na p o zio m ie p od ręczn ik a u n iw e r sy te c k ie g o .

(12)

zem w treściw ości do pewnego stopnia oschły, obrany z ponęt żyw ości, obrazow ości. K siążka Chrzanow skiego rozbija to prześw iadczenie gruntow nie. W stylu obrazow a, w sądach śm iała i bezkom prom isow a, nie pozbawiona aluzji do w spół­ czesności, pełna już to uniesienia, już też ironii, niepow ściąg­ liwa w sw ych m iłościach czy niechęciach, — jest żyw a, płonie rumieńcem , pulsuje g o rącą krwią, interesuje i pociąga jak w spaniała opowieść historyczna. D odajm y do tego, że autor nie tai tam i sw ych w łasnych także poglądów : szczerego i głę­ bokiego patriotyzm u, bezkom prom isowego um iłowania w olno­ ści i spraw iedliw ości społecznej, liberalizm u i dem okratyzm u, niechęci do w stecznictw a i w szelakiego oportunizm u, — a bę­ dziem y mieli zaznaczone co w ażniejsze znam iona, k tóre z dzieła tego czynią rzecz żyw ą, lekturę pasjonującą dziś równie jak przed czterdziestu laty.

4.

Co się dotąd rzekło, c h arak tery zu je atoli dopiero jedną stronę zjaw iska: mianowicie zainteresow ania ! uposażenia um ysłowe badacza, talent literacki pisarza. Może to daje n ieja ­ kie pojęcie o uczonym,' ale nie mówi jeszcze w szystkiego o bo­ gatej osobowości człow ieka. Tym czasem osobowość ta to w a r­ tość chyba najp rzedniejsza niepospolitej postaci P rofesora. Dzięki niej C hrzanow ski, gdziekolwiek się znalazł, w środow i­ sku w arszaw skim czy krakow skim , czy w przyg od ny m to w a­ rzystw ie na letnisku kosow skim u dra T arnaw skiego, wszędzie staw ał w szeregu postaci najw ybitniejszych, najm ilszych, a w każd ym razie najbardziej ch arak tery sty czn y ch .

N ajbardziej zew nętrznym znam ieniem tej osobowości była pogoda i p rzy ch y ln ość ku ludziom, a co za tym idzie, sw oisty urok tow arzy sk i. Gdziekolwiek C hrzanow ski się zjawił, wnosił jasn ą sm ugę hum oru; dowcipny facecjonista, m iał zaw sze na podorędziu b o g aty zapas przypow ieści uciesznych, aktualnych (nierzadko politycznych) dowcipów, konceptów , złośliw ych do­ cinków i jow ialnych fraszek. W pożyciu p ro sty i szczery, wolny był od jakichkolw iek uroszczeń ambicji, nie znosił pom py, nam aszczenia ni honorów. To też był istnym pogrom cą w szelkich na tym tle śm iesznostek, od których św iat uniw er­ sytecki bynajm niej nie jest w olny; pokpiw ał z ceremonii jubi­ leuszow ych, z gonitw y za dostojeństw am i, z tytułom anii i t. p. Sam m iał do tego w szystkiego w y raźn ą aw ersję; uchylił się stanow czo od godności dziekańskiej czy rektorskiej, dw orow ał sobie złośliwie z „w aw rzy n u “, jakim go ozdobić chciała Akaj dem ia L iteratu ry , a kiedy grono uczniów pragnęło mu w ręczyć Księgę P am iątk o w ą na 40-lecie działalności naukow ej, za­ strzeg ł się naikategoryczniej przed wszelkim i uroczystościam i i spowodow ał, że księgę w ręczono mu w m ieszkaniu p ry w a t­ nym w obecności jedynie jej współpracowników.

(13)

T a bezpośredniość, szczera p ro stota, w roga wszelkiej pozie i h ieratyczności, czy n iły go m iłym w obcowaniu z ludźmi, a już n ajm ilszym w stosunkach z m łodzieżą. Ten typ odnie­ sienia się do studentów , jaki on wniósł b ył w nakrochm aloną m ocno atm osferę k rak o w sk ą, w yd ał *się p oprostu rew olucyjny. Bo też różnił się od niej i odbijał w sposób jask raw y . Któż z nas s ta rs z y c h nie pam ięta np. tego kościanego d ziadka — przew odniczącego Komisji egzam inacyjnej, do k tórego idąc stud en t m usiał na gw ałt szukać do w ypożyczenia anglezu, bo w iedział, że inaczej nie dostanie się przed oblicze m ajestatu, k tó ry b y zw y k łą m ary n a rk ę p o czytał za osobistą obrazę. Nie był to bynajm niej odosobniony w ypadek. Na tym tle m łody profesor, jed n ako p rz y stę p n y i bezpretensjonalny, wobec z a ­ m ożnych i chudeuszów , był po p rostu fenom enem . U dzielał się w uniw ersy tecie i w domu, w życiu Koła Polonistów , któ ry m k u rato ro w ał, b rał udział na zebraniach naukow ych, zarów no jak na k om ersach i w ycieczkach. S ta ra ł się poznać sw ych stu ­ dentów „na pow szednie“ i w m iarę m ożności być im pom oc­ nym ; w y jed n y w ał i w y p ra sz a ł dla nich stypendia, zasiłki, nie bez tego, b y nie n ad w erężyć raz po raz i w łasnej kieszeni. W sta w ia ja c się za absolw entam i, w y d ep ty w ał progi K urato­ rium czy M inisterstw a, by u zy skać dla nich najstosow niejsze m iejsca p racy , czy też urlopy naukowe, n iestrudzony w tej uczynności i niezrażony, m imo że niejednokrotnie w yraźnie jej nadużyw ano.

A g d y w y p a trz y ł w tłum ie studentów kogoś wybitniej uzdolnionego i robiącego nadzieje na drodze naukow ej, — już nie m iał m ia ry w ułatw ianiu mu życia i pobudzaniu go do p ra c y ; słu ży ł radą, nierzadko w łasnym i m ateriałam i, ro zp raw y czy d y se rta cje studenckie drukow ał w łasny m staraniem , a czę­ stokroć i w łasny m kosztem , w yjed ny w ał stypendia zag raniczne i t. d. Słowem , nauczyciel, w ychow aw ca i opiekun m łodzieży z Bożej łaski. Cóż dziw nego,_ że uczniów m iał setkam i i że uczniow ie ci rozsiani w P olsce od krań ca po kraniec p rze k a ­ zują w ciąż jeszcze w m łode ręce tę lam pę w iedzy i zapału, k tó rą on im podał. Cóż dziwnego, że autorow ie 50 tom ów w y ­ daw anej p rzez niego serii „ P ra c e h isto ry czn o-literackie“ w m iarę sił po m iastach stołecznych i po prow incji w ciąż je­ szcze u p raw iają z jego pchnięcia i zach ęty niwę naszej nauki. Sam C hrzanow ski d ziałał p rzy k ład em , dając w zór rze ­ telności i sum ienności w p ra c y naukow ej, zarazem w zór w y ­ trw ałości. W książce o Lelew elu podnosi on w ysoko pracow i­ tość h isto ry k a, iście nie słow iańską, i dodaje, że płynęła ona nie z tem peram entu, jak u K raszew skiego, ale z woli i c h a ra k ­ teru. Jego w łasna, tym razem słow iańska, p racow itość płynęła z tegoż źró dła; z narzuconego sobie nakazu, z poczucia pow in­ ności. P o d d ał się pod ten n akaz już w m łodości w W arszaw ie, w dobie entuzjazm u dla p ra c y organicznej i pozostał mu

(14)

w ierny. Świecił i tu przykładem . Jako student m ieszkałem czas jakiś tak, że okienko moje wychodziło na okna P ro fesora. N ie­ raz w sta w sz y rano, czasem o świcie, rzucałem okiem przez ulicę, by dostrzec, jak dostaw iw szy drabinkę w ybierał już z pó­ łek bibliotecznych książki do pracy. B ył i w tym rodzaj n a ­ kazu, prom ieniującego n a otoczenie, urok ch arakteru.

R zeczyw iście ten „dobry to w a rz y sz “ i facecjonista był w głębi d uszy człowiekiem o ch arak terze m ocnym , nieugiętym i klarow nym . B ezinteresow ny, tolerancy jn y i dobry, był też w ierny przyjętem u pionowi m oralnem u, w yrobionym sw ym przekonaniom , i w tej w ierności bezkom prom isow y, brzydził się oportunizm em i karierow iczostw em , m iał cyw ilną odwagę, jaw ną, h ard ą, m ożna by powiedzieć: graniczącą z zuchw al­ stw em . Dał jej dow ody nie jedenkroć: i w W arszaw ie, kiedy arty k u łem o Niemcewiczu zarobił sobie na rok turm y, kiedy

V/ dobie rew olucyjnej publicznie na wiecu staw ał do oczu

swem u rosyjskiem u zwierzchnikow i, i kiedy jeździł w delegacji do W ittego, dom agając się szkoły polskiej. D aw ał p rzy k ła d nie­ jednokrotnie w Krakowie, czy to w r. 1917, kiedy to jeden z pierw szych podpisał odezwę profesorów U. J., dom agającą się Polski zjednoczonej i niepodległej, czy później odezwę w spraw ie brzeskiej, czy też w dobie trium fującej sanacji, kiedy ku oburzeniu prem iera B a rtla jawnie pow stał na bezideowość i niem oralność rządu, — co w rezultacie opłacił u tra tą k ated ry .

Tej nieugiętości ch a ra k te ru starczy ło C hrzanow skiem u do ostatk a. W obozie k oncentracyjnym w O ranienburgu, ze­ pchnięty razem z kolegam i na samo dno istnienia, w w arunki potw orne dla m łodych i zdrow ych, a cóż dopiero dla niego, 72-letniego, cierpiącego na przew lekły bronchit, — naw et tam, w głodzie i chłodzie, nie stracił swej przyrodzonej pogody, h u ­ moru, ani swej nieugiętości. Kiedy naw et m iędzy m łodszym i posłyszeć się dało (odosobnione na szczęście!) g łosy w ątpli­ wości, czy profesorow ie U. J. przeciw staw iając się najeźdźcy postąpili dobrze, i kiedy naw et nie brakło takich, co rozw ażali, czy nie należało by szukać sposobu jakiegoś „w yjaśnienia“ tej sp raw y Niemcom, inaczej mówiąc, sposobu pokajania się przed nimi, — C hrzanow ski zdając sobie spraw ę, że z tego obozu już nie w yjdzie żyw y, podszeptu m ałoduszności przecież nie dopuścił do siebie nigdy. Żył i um arł człowiekiem niezłom nym .

Może dla innych inni. Dla nas polonistów On—m ęczennik będzie patronem k ate d ry , przyk ład em pracy, m istrzem zdoby­ czy naukow ych i sumienności intelektu, ideałem w ychow aw cy i w zorem w spaniałej polskiej wielkoduszności.

Figure

Updating...

References

Related subjects :