• Nie Znaleziono Wyników

O kolonizacji i miłości podróży

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O kolonizacji i miłości podróży"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Marian Płachecki

O kolonizacji i miłości podróży

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (20), 155-162

(2)

155 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

Schulza (Ptaki) je s t w ynikiem a rty sty czn ej działalności Ja k u b a. Film natom iast, dążący do przed staw ien ia jednej tylko sp ra w y , a m iano­ wicie d o jrz e w a n ia świadom ości bohatera, „przechodzi” obok innych i zabiera z sobą je d y n ie ich nadbudow ę, zostaw iając podstaw ę. P rz y ­ kładem d ru gim niech będzie m anekinow atość i sztuczność p ro sty ­ tu te k z ulicy K rokodyli, k tó ra bez odpow iednich frag m en tó w T r a k ­

tatu o m a n e k in a ch jest tro ch ę zaw ieszona w próżni. N atom iast u d a­

nym ch w ytem było „zaw ieszenie” treści w n a jb a rd zie j ulubionej przez Schulza p o rze rok u — w jesieni. Rów nież w y bó r ty tu łu w y d aje się trafn y .

G dyby przyszło m i określić, jakie zdanie Schulza m ogłoby posłużyć jako m otto do film u Hasa, sięgnąłbym do opow iadania „o porw anej i zam ienionej księżniczce” , w k tó ry m Schulz tak oto w y k ład a swoje credo arty sty c z n e :

,,(...) tekst w iosny znaczony jest cały w dom yślnikach, w niedomówieniach, w elipsach, w ykropkow any bez liter w pustym błękicie, i w w olne luki m iędzy sylabam i ptaki w staw iają kapryśnie sw e domysły i sw e odgadnienia” u .

Witold Kiedacz

O kolonizacji i miłości podróży

Janusz Sławiński: Dzieło — ję z y k —■ tradycja. Wroc­ ław 1974 Ossolineum, ss. 266.

„I oto tem a ty tej książki: żyw i się ona p ro ble­ m am i teo rety czn y m i poetyk i historycznej, socjologii lite ra tu ry (także szerzej: b ad ań n a d k o m u n ikacją literacką) i p o etyk i lingw istycznej. U trw ala — co trzeb a najm ocniej podkreślić — zupełnie w stępn ą fazę m yślenia o tych p ro blem ach . K ażda w łaściw ie z k w estii w niej p o ru ­ szonych za jm u je m nie nadal. N iektóre z nich zam ierzam jeszcze p rzedstaw ić w sposób bardziej rozw in ięty i sy ste m aty c zn y ” i.

W yznanie o tw ierające zbiór arty k u łó w Jan usza Sław ińskiego Dzie­

ło — j ę z y k — tradycja 'budzi w czytelniku sprzeczne uczucia. Z w ła­

szcza w czy te ln ik u tak im , jak niżej podpisany: rocznik jeden z blis­ kich p o w ojenny ch , w ykształcony w polonistycznym fachu głównie na tek sta ch Sław ińskiego, a jeśli i na innych, to głów nie z kręg u autorów , dla k tó reg o nazw isko to jest dziś hasłem w yw oław czym , nazw ą zbiorową. S ław iński-idol m łodzi teo rety czn ej, S ław ińsk i-kla- syk literatu ro zn aw czej w spółczesności polskiej; cóż odleglejszego od teo rety zo w an ia tym czasow ego, na próbę, od dziś do ju trzejszy ch

11 Ibidem, s. 192.

(3)

św ietn iejszych pom ysłów ? W rzeczy sam ej, tru d n o o w iększą ro z­ bieżność społecznego fun k cjon o w ania tek stó w i ich au to rsk iej oceny. Dla m łodego środow iska polonistycznego, m łodego a w ięc n a jn ie - cierpliw iej w ychylonego w przyszłość dyscypliny, jak b y ju ż w niej — n a k re d y t, lecz ty m in te n sy w n ie j — zam ieszkałego, p rac e a u to ra tej książki są 'trw ałym u k ład em odniesienia; są skalą, k tó rą m ierzy się czas in te le k tu a ln y c h w ysiłków . Są uk ład em pełnym , b y n ajm n iej nie p ró b n y m i b y n ajm n iej nie w stępnym .

W ty m d ziw ny m świecie h u m an isty k i recepcjoniści (obyw atele do­ k o n ujący recep cji) nie m ylą się nigdy. W y bierają z tablic różne k lu ­ cze, ale nie są to nigdy klucze do nie istn iejący ch pokojów. Spo­ łeczne fu n k cjon o w an ie a rty k u łó w Sław ińskiego jest w nich p ro je k ­ tow ane („w y m u szan e” , pow iedziałby sam autor) ze starann ością rówmą tro sce o wiecznie św ieży k w iat nowości. P ra k ty k ę teo rety czn ą tw ó rcy Dzieła — ję z y k a — tradycji o k reśla dw ojaka stra te g ia: d ąże­ nie do czysto koceptualnego porządkow ania życia dyscypliny, do b u ­ dow ania jej „ tra d y cji klu czow ej” oraz, by użyć autoironicznego o kreślenia uczonego z a rty k u łu Gorzkie żale, „strateg ia nowości za w szelką cen ę” . N apięta rów now aga (nic bardziej obcego S ław ińskie­ m u niż k o ncepcja całości jak o zgodnej harm onii) dw u tych strateg ii, k lasycyzującego cyzelatorstw a i aw angardow ej gorączki, decyd u je o sposobach w y p ełn ian ia przez ro zp raw y zebrane w książce fun k cji społecznej: zo rientow anej do w ew n ątrz środow iska naukow ego, nie na przy p ad k o w y ch telew idzów . R ealizow anej w postępow aniu n a u ­ kow ym , nie w deklaracjach . W służbie cennej, żyw ej hom eostazy, jakże p otrzeb n ej i jakże niezw yczajnej, naszej — szeroko p ojętej — k ry ty c e lite ra tu ry ; oto w czyim in teresie te k sty te mówią.

Dwroistość stra te g ii badaw czej n arzuca czytelnikow i dw ojaką p e r ­ sp ektyw ę odbiorczą. Można w ięc zasadnie rek o nstruo w ać d o k try n ę Sław ińskiego jako histo rię pościgu za nowością, zestaw iać poszcze­ gólne te k sty z ich m acierzystą lokalizacją czasową, a także z tym , co dzieje się dziś w teo rety czn y m świecie. W ty m ostatnim ujęciu oka­ załoby się zapew ne, że nie w szystkie a rty k u ły zebrane w om aw ia­ nym tom ie są w rów nej m ierze „w spółczesne” . T rzeba by, sądzim y, ułożyć szereg, którego pozycje sk ra jn e zajęłyby a rty k u ły W okół

teorii ję z y k a poetyckiego (biegun „arch aizm u ”) oraz Socjologia lite­ ra tu ry i p o e ty k a historyczna (biegun „neologizm u”). K ry te riu m dys­

lokacji byłb y sto pień nasy cen ia Jakobsonow ską teo rią sześciu fu n ­ kcji: im daw k a większa, ty m dalej w — niedaw ną — przeszłość dys­ cypliny. Zaznaczm y jeszcze, że seria ułożona w ten sposób p o k ry ­ w ałab y się na ogół z chronologicznym następ stw em artyk ułó w , a określim y ty m sam ym m iarę au tentyczności now atorstw a Sław iń­ skiego.

Lecz ciekaw iej je st czytać a rty k u ły te inaczej. Z ebrane z dzięsięciu la t (1961— 1971) pod jed n ą okładką w y raźn iej u ja w n ia ją intencję, k tó rą dotąd, p rzy lek tu rze tom ów zbiorowych, trz e b a było osw

(4)

oba-dzać spod p rzy m u só w sąsiedztw a cudzych głosów. K o lejn e rozpraw y p rzy b y w a ją w tej książce jako k om p onen ty spójn ej i w ty m sensie „rów noczesnej”, całościowej teorii. Teorii... czego? W łaśnie: teorii nie dającej się określić nazw ą o zakresie węższym niż lite ra tu ro z n a w ­ stw o. L e k tu ra książki nie pozostaw ia żadnych w ątpliw ości co do tego, że ostatecznym celem au to ra jest szczelne zabudow anie całego lite ­ raturoznaw czego uniw ersum . D aje więc S ław iński teo rię „sem an ty ­ k i” te k stu — n a rracy jn eg o i poetyckiego (arty k u ł O kategorii pod­

m iotu lirycznego), teorię pow iązań na osi dzieło litera c k ie — lite ra ­

tu ra , w aspekcie synchronicznym i diachronicznym , w reszcie teorię p ow iązań m iędzy lite ra tu rą („trad y cją lite ra c k ą ”) •— „ k u ltu rą lite ­ ra c k ą ” — społeczeństw em ; w obrębie członu środkow ego lok ują się re fle k sje teo rety czn e nad k ry ty k ą literack ą i n au k ą o litera tu rz e (w d w u p erspek tyw ach : procederów in te rp re ta c y jn y c h i biografii naukow ych).

P rz y d a n a m się p o tem k o n statacja, że un iw ersu m to zabudow uje Sław iński, ja k w y n ik a n aw et z powyższego w yliczenia, nie pszczelim sposobem , kom órk a obok kom órki, lecz w try b ie subsum cji an alo­ gicznej do sum ow ania się jed n o stek z kolejnych poziom ów w ypo­ w iedzi językow ej. Analogicznie, lecz nie bez reszty. Spośród sekto­ rów , jak ie w ycina a u to r w rzeczyw istości h u m an istycznej, najw yższą w agę p rzy p isu je językow i. S tąd w h ierarchicznym , „poziom icow ym ” u po rządkow aniu literackiego u n iw ersu m n a k ła d a ją się dwie skale. Z jed n ej stro ny, dzieło w pew ien sposób zaw iera się w trad y cji, ta zaś w języku, jako zbiór norm jego w yspecjalizow anych literacko użyć. Rów nocześnie tra d y c ja zaw iera się w k u ltu rz e literack iej, która d ecy d u je o sposobach jej funkcjonow ania, a k u ltu ra litera c k a w sy ­ stem ie społecznym . Tym sam ym stosunek społeczeństw a do dzieła poszczególnego, do lite ra tu ry , do k u ltu ry literackiej okazuje się zaw­ sze stosunkiem wobec języka.

W róćm y do kw estii szczelności zabudow y un iw ersum . NasuwTa ona pew n e podejrzenie... T ym bardziej, że w yw ody a u to ra „dotyczą re a l­ ności ta k dalece w ym odelow anych, iż n iezm iernie tru d n o byłoby w skazać ich d o ty k aln e k o rela ty p rzedm iotow e” 2. Lecz w a rty k u le

W okół teorii jęz y k a poetyckiego pisał przecież:

„Odwrót od spekulacji metafizycznej cechujący dzisiejszą naukę, tendencja do form ułowania problem ów rozstrzygalnych, zam iłow anie do języka opisow e­ go — w szystkie te nastawienia (...) odrywają teorię poezji cd filozofii (...)” 3.

Otóż w arto ść p rac Sław ińskiego polega nie na tym , że o d w racają się od filozofii, bo tego po p ro stu nie robią; polega ona na tym , że nie robią tego w sposób wysoce system atyczny. B iografia naukowra a u to ­ ra Koncepcji ję z y k a poetyckiego A w a n g a rd y K r a k o w s k ie j przeko­

2 Ibidem. 3 Ibidem, s. 91.

(5)

n ująco poświadcza utopijność dążenia do ścisłej, niejako s u b sta n ­ cjalnej, a nie fu n k cjo naln ej, m ery to ry c z n ej, a nie in sty tu c jo n a ln e j specjalizacji polonistycznej. Filozofia w yrzucona oknem w raca wo­ dociągam i — jako n ieu n ik n io n y składnik w szystkich dań sp e cja l­ nych.

P raw da, odrzuca Sław iński pojęcie „ isto ty ” . Ale czyż filozofie nie m ogą obyć się i bez niej? Dzieło — j ę z y k — tradycja odpow iad ają tw ierdząco. Stanow isko a u to ra tej książki m ożna by określić ja k o „m onizm o p eracy jn y ” . M iast w skazyw ać „isto tę”, ostateczną realn ość rzeczy, dąży się do zbudow ania języka, k tó ry by spełniał dw a w a r u n ­ ki: obejm ow ałby całość u niw ersum , byłby więc językiem d e to n a c y j- n ie sam ow ystarczalnym , a n ad to m iałby szanse n a akcep tację ze s tro ­ n y „społeczności uczonych” . D rugi z ty ch celów osiąga S ław iński m o­ d y fik u jąc tra d y c y jn e exo rd iu m ro zp raw y hum anisty cznej. W a r ty k u ­ łach sw ych nie p rzedstaw ia z zasady szerokiego w achlarza rozw iązań d an ej kw estii pośw iadczonych w tra d y c ji. W achlarz te n ściąga do dw u skrzydeł: tra d y c ji n eg aty w n ej i pozytyw nej w łasn ych ro zstrzy g ­ nięć auto ra. Tym sposobem zarazem oznacza stosunek w łasnego ję ­ zyka {w budowie) do języków tra d y c ji, jak i narzuca odbiorcy osten­ tacy jn ie grubo cięty p a ra d y g m at tej ostatniej, w łasną jej in te r p re ­ tację. S ugeruje, że p a ra d y g m at ów m a jed y n ie uw yraźnić in d y w id u ­ a ln e poczynania au to ra, postaw ić je w p ełn y m św ietle. Chodzi jed n a k raczej o to, by czyteln ik sk u piając uw agę na w ykładzie p o zy ty w n y m p rzy jął za swój — m im ow oli jak b y — parad y g m at. Ten bow iem d o ­ piero p o rządku je w szystkie p o ten cjaln e konceptualizacje w ram ach dyscypliny, w ty m i przyszłe ko n ceptualizacje czytających. Rozw ią­ zanie pozytyw ne je st ty lk o jed n y m z głosów w dyskusji, m niej w końcu w ażnym niż samo uzgodnienie jej zasad. W ypełniając po­ wyższe cele k o n stru o w an y przez Sław ińskiego język lite ra tu ro z n a w ­ czy sta je się niejako filozofią lite ra tu ry . Filozofią, k tó ra w p rz y ­ szłości ma zaowocować p ękiem literatu ro zn aw czy ch n au k szczegóło­ wych.

T eraz bliżej o d en otacyjn ej sam ow ystarczalności owego języka. Ma on być językiem w łaśnie, a n ie przytoczeniem n a tu ry rzeczy w jej nienaruszonej postaci. Lecz każdy język m a niepoham ow aną skłon­ ność do zdań egzystencjalnych; ten rów nież. W ym agania staw ian e językow i im p lik u ją określone ujęcie rzeczywistości. W spom nieliśm y już o w łaściw ym S ław ińskiem u subsum cy jny m porządk ow aniu u n i­ w ersu m lite ra tu ry . Porządkow anie takie w y nik a z postaw y m onis- ty czn ej: przechodząc w p ra k ty c e badaw czej do czegoś innego, n ie porzuca się tego, o czym tra k to w a n o dotąd, bo tam to zaw iera się w ty m . P ra cu je się w ięc n a hum an istycznej niw ie całkiem inaczej niż przy postaw ie pszczelarskiej, szufladkującej (polem izuje z n ią Sław iński we w prow adzeniu do książki).

Jeśli język badaw czy m a objąć całe un iw ersu m wchodzące w rela cje z dziełem literackim , m usi zdawać sp raw ę z hory zontu kogoś w y n ie­

(6)

sionego w ysoko ponad obserw ow any teren. N a rra c ja naukow a m usi być p row adzona w p e rsp ek ty w ie olim pijskiej, zaw ieszonej wysoko, tam skąd w idać całe p rzek ro je synchroniczne lite r a tu r y oraz k u ltu ry literack iej i ich rozległe ciągi ew olucyjne. Zauw ażm y, że nie jest to postaw a je d y n ie m ożliw a d la am b itn ego literatu ro zn aw cy . D aje się pom yśleć — i je st realizow ana — rów nież naukow a „ n a rra c ja sce­ n iczna”, by użyć te rm in u P ercy Lubbocka: prow adzona z p e rsp e k ­ ty w y bliższej skłóconych in te n c ji danego czasu. By poprzestać na przykładzie w szystkim znajom ym , pow ołajm y Koncepcją jęz y k a po­

etyckiego A w a n g a rd y K ra k o w s k ie j ze stosow anym tam procederem

„m ow y pozornie zależn ej” .

W a rty k u ła c h teoretycznych Sław ińskiego zdecydow anie jed n a k przew aża n a rra c ja olim pijska. Ona też d y k tu je historiozofię au to ra . N iebotyczne zaw ieszenie p e rsp e k ty w opisu im p lik u je prześw iadcze­ nie, iż podm iotem h isto rii (lite ratu ry ) jest najw iększa dająca się w skazać zbiorowość. A n ie tw orzące ją, skłócone pod-zbiorow ościr p od-grupy. A zwłaszcza nie jed n o stk i (piszące).

R edukcję do najw iększej zbiorowości osiąga a u to r przechodząc do porządku n a d różnicą pom iędzy ludzkim „ ta k ” i „nie” . M otyw ten przew ija się w tek sta ch Sław ińskiego w ielokrotnie, n ajd ob itniej w zw iązku z pojęciem „ tra d y c ji kluczow ej” . H istoria nie schodzi po­ niżej sy stem u. Czy m ów isz „ ta k ” , czy „nie” w yjdzie na jedno, alb o­ w iem h isto ria rozgryw a sw e k a rty na poziom ie — jedno ze słów - -kluczy te j koncepcji — n a ty le zbiorow ym , n a ty le ogólnym, że traci w agę różnica m iędzy „ ta k ” a „n ie”, staje się zaś w ażne sam o przeciw staw ien ie jako tak ie, sam re p e rtu a r w yboru. N aw et tw ó r­ czość, bo m im o w szystko je st m ożliw a, nie polega na rozw ijaniu, u trw a la n iu bądź o d n ajd y w an iu jed n e j odpowiedzi, lecz na propono­ w aniu now ej ich gam y, now ej serii ich w y bo ru. M inim um zm iany je s t m in im aln ą porcją system u. Nie wypow iedzi.

W k o n sek w en cji n e u tra liz ac ji ulega p ro b le m aty k a w artości. Z ostaje sprow adzona do jednego z przejaw ów życia system u. Z nika w artość jak o podm iotow e „ ta k ” (bądź „n ie” , ale dla innego podm iotu lub w in nej spraw ie), jak o m o ty w ac ja w y b o ru spośród system ow ych m ożli­ wości. B ardzo korzystna, skądinąd u pragniona dla m etodologicznej

czystości n e u tra liz ac ja w a rto śc i pociąga za sobą w yłączenie p ro b le ­ m aty k i św iatopoglądu, jego społecznej i literack iej ekspresji. C h a ra k ­ tery styczn e, że św iadom ość społeczna w jej ideologicznym , p o zalite- rackim w ym iarze pojaw ia się w pracach a u to ra jed y n ie jako je d e n z członów e n u m e ra c ji „języków ” , jakim i „żywi się” lite ra tu ra . Z resztą... D opraw dy, czy św iatopoglądow e k o n tro w ersje są tak w aż­ ne, skoro wolne są całe epoki, poszczególne stadia w pochodzie sy n - chronii — lecz nie żaden z ich aktorów ?

Z w ątp ienie to prow adzi nas do stw ierdzenia, że ab strah ow an ie od różnicy m iędzy ludzkim „ ta k ” i „n ie” m a też k o n sek w en cje dla u ję ­ cia historii. S taje się ona szeregiem o problem atycznej linearności.

(7)

Nowa epoka (w litera tu rz e ) pojaw ia się nie w n astęp stw ie w yboru o k reślonych gałęzi rozw iniętych — „rozw idlonych” — przez epokę poprzednią, jak zdaje się przyjm ow ać np. J u rij T ynianow , lecz sam a zasadza sw oje now e drzew o. K lasyczne już dziś reflek sje S ław iń skie­ go w okół tra d y c ji literack iej p row adzą do ujęcia dziejów (lite ratu ry ) jak o n a stę p stw a coraz to now ych s tru k tu ra liz a c ji przeszłości. Ciągłość zawdzięcza h isto ria jed y n ie tem u, że są to stale strukturalizacje (choć coraz inne) i stale przeszłości. Istn ie je jed n a k dla a u to ra p ew na dzie­ dzina o ciągłości n ie-p ro blem aty cznej: dziedzina tra d y c ji badawozoj. Tu nie podw aża się ciągłości, nie powściąga n aw et jej pro gresy w n ych am bicji.

U w agi pow yższe m iały pokazać, jak literatu ro zn aw cze rozstrzygnięcia Sław ińskiego p u n k tu ją — na zasadzie pars pro toto — b ardziej ge­ n eraln e, filozoficzne stanow isko w obec rzeczyw istości h u m anisty cz­ nej. Chodziło o w y kazanie utopijności k o n ceptu alnej specjalizacji po­ lo nistycznej. W ięc może dałb y się w ypełnić chociaż ideał specjalizacji

stricte językow ej, sty listycznej? R ozpatrzenie swoistości sty lu n a j­

bardziej dziś w y specjalizow anego teo re ty k a dyscypliny każe i na to p y tan ie odpow iedzieć przecząco.

A u to r Dzieła — jęz y k a — tradycji daleki je st od niszczącej P asji F o rm alizacji Języka. Je st sty listą zaw ołanym ; w szystkie jego tek sty naukow e są zarazem pełn o sp raw n ym i arty sty czn ie esejam i. M etafora jest dla niego gościem m ile w idzianym . J e s t też zawsze m etafo rą kcn cep tu alizu jącą, nig dy — w yłącznie dekoracyjną. M etafora jest tu pomocą, nie ucieczką in te le k tu .

Stanow czo nie docenia się w agi tropów sty listycznych dla c h a ra k te ­ ry sty k i języków badaw czych h u m an istyki. O bow iązujące norm y czy­ tania p rac tego ty p u n a k a zu ją dokonyw ać pospiesznego przekładu w y rażeń m etafo ry czn y ch na d y sk u rsyw ne, przechodzić n aty ch m iast od te k s tu naukow ego do unoszącej się w (nad? przed?) nim in te n c ji m yślow ej, kró tk o m ów iąc — do m yśli au to ra, k tó ry ch tek st m a być ty lk o m aksym alnie przezroczystym zapisem . Tym czasem dysk ursyw - ność nie zawsze, jeśli nie w ręcz rzadko, byw a najw łaściw szym stanem skupienia h u m an istyczn ej teo rii (w p rak ty c e łatw iej to le ru je się m etafory, zwłaszcza że nie m ożna ich uniknąć). P rzym uszając hu m a­ nisty czn y tek st nau k ow y do dyskursyw ności nie zawsze oddajem y m u spraw iedliw ość.

J e śli postarać się o le k tu rę „ n a iw n ą ” p rac Sław ińskiego, nie n aga­ bu jącą o d y sk u rsy w n e ek w iw alen ty m etafor, okazuje się, że i tu taj je d y n ie n iew ielk i p rocen t term inologii odnosi się ry go ry sty czn ie do szeregu literack ieg o w jego n iered u k o w aln ej specyfice. Niem al w szystko, co w ażne w ty ch tek stach , co zabudow uje uniw ersum p rzedm iotow e w w yp raco w an y przez a u to ra sposób — nie m ówi w ca­ le o litera tu rz e ! O czym więc? N ajczęściej o „ te re n ie ” , „obszarze”, „sferze”, o a g re sji te ry to ria ln e j. Nie m a tu m iejsca na szczegółową analizę i dokum en tację, pow iedzm y w ięc od razu: określenia m eta­

(8)

foryczne k o nceptu alizu jące literack ie un iw ersu m u k ład a ją się w n a ­ w racający, w ielo k ro tn y opis pew nej p rzestrzen i o stałych cechach. J e st to p rze strz e ń geofizyczna; p rzestrzeń , k tó ra człow iekowi o feru je rolę o b serw ato ra. Z tym , że jest: to rola akty w na, nie bierna. O bser­ w ato r je st kimś, k to zbiera plo ny z „pól” (domyślnie: pól przez sie­ bie zasianych); język badaw czy „żyw i się” p ro blem am i (m etafora o Peiperowslkiej prow eniencji).

Lecz je s t to 'przestrzeń niezam ieszkała. Je d y n ą enklaw ą d la ludzi w roli w ykonaw ców czynności, a nie obserw atora, je st m etafo ry k a ba­ talistyczna, rozw inięta ze w zględu na T ynianow ską koncepcję dzieła jako w alki sprzecznych czynników organizujących. Ściślej, swoiste dla Sław ińskiego jest inne, pozaantropologiczne ujęcie tej w alki: ujęcie jej jako w alki sił n a tu ry .

P rz estrz e ń opisyw ana przez m etafo ryk ę tych prac jest zam knięta, ob­ w iedziona jed n ą granicą. T ereny, k tó re rozdziela granica, w zajem nie na siebie n a p ie rają , „ograniczają się” . Rodzaj owego „ograniczania” d e fin iu ją dw a m odele przestrzen ne: ak cy d entaln e w yobrażenie rzeki (brzeg o kreśla granice n u rtu i odw rotnie), a w postaci trw ałe j te n ­ d encji sty listy cznej — m etafory ka „w ąskiego g a rd ła ” . Obszar zew ­ n ę trz n y „przeciska się” do w ew nątrz, później zaś — poniew aż gardło je st w ąskie — nie ma już pow rotu. Z m ienia się w obszar w e w n ętrz ­ ny. T ru d n o przecenić k o n cep tu alną w agę m etafo ry k i „ sita ” , „w ą­ skiego g a rd ła ” itd. Pojaw ia się ona zawsze przy opisie rela cji w iążą­ cych to, co specyficznie literackie, z zew nętrznym ko n tek stem spo­ łecznym . Tak np. w szystko, co społeczne, a nie literackie, by prze­ dostać się do utw oru, m usi „przecisnąć się” przez „w ąskie g ard ło” trad y cji. A potem podlega już w yczerpującem u opisowi w term in ach m orfologii tek stu . A bsorpcji takiej ulega w szczególności świadomość społeczna, w szystkie fo rm y ideologii. Podobna relacja w iąże życie społeczne poprzez k u ltu rę litera c k ą z tra d y c ją ; podobna — role społeczne tw órcy jako jednostki biograficznej poprzez jego rolę spe­ cyficznie litera c k ą z m ateriałem znaczeniow ym utw oru.

T rzeba więc sprostow ać jedno z pow yższych ustaleń: m etafo ry ka Sław ińskiego, p odskórny tekst, jak i pow ołuje ona w bezpośrednio dostępnych tekstach rozpraw , opisuje p rzestrzeń nie o jed n ej lecz o w ielu granicach, p o w tarzający ch tę sam ą zasadę zaw ierania się tery to rió w . Poniew aż je st to rów nież przestrzeń a k ty w n a tektonicz­ nie, zm ieniająca swe uk ształto w anie od synchronii do synchronii. m ożna by zasadę wielości k oncentrycznie zw iązanych horyzontów ująć w form u łę k o n statu jącą nieodzow ność pojęcia poziom icy dla w yobraźn i m etodologicznej au to ra (słowo „poziom ” cieszy się tu bardzo w ysoką frekw encją).

J a k w p rze strz e n i tej przebiega poznaw anie? Jego logiczny, m etodo­ logiczny porządek m ożna by sobie w yobrazić jak o w d rap y w an ie się uczonego obserw atora na coraz wyższe w zniesienia (a w łaściw ie n a ­ leży spodziew ać się tam jed n ej ogrom nej góry, w sam ym środku) — 101 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

(9)

i o garn ian ie um iejętn y m okiem coraz rozleglej szych obszarów. A jeślib y chcieć zdać spraw ę tak że z k ształtu jącej aktyw ności obser­ w atora, trzeb a b y przyw ołać sytu ację zb ieran ia plonów . W sk o ja ­ rzen iu z o g arn ian iem coraz szerszego te re n u p rzekształciłaby się ona w sy tu a c ję postępującej k o ncentrycznie kolonizacji, osw ajania coraz dalszych w idnokręgów .

O m aw iając „sy tuację n a rra c y jn ą ” p rac a u to ra Dzieła ■— ję z y k a —

tra dycji n ie tłu m iliśm y zbyt mocno in te n c ji polem icznej. K o n k u re n ­

cyjne (w m iarę sił...) ujęcie przestrzen nego m odelu w y jaśniającego przyjm ow ałob y w m iejsce koncentryczności w ydzielanych teren ó w u k ład w ielopoziom ow ej, w e rty k a ln ie kom plikow anej m ozaiki. M ię­ dzy rozgraniczanym i działkam i zachodziłyby relacje w ym iany , nie absorpcji. Poznaw anie byłoby nie ty le alp in istyką, ile tu ry s ty k ą i nie ty le kolonizacją, ile m iłością podróży.

N ie tru d n o zgadnąć, że rezygnacja z koncentryczności m odelu p rze ­ strzenn ego byłaby rów noznaczna z rezy gn acją z w ew n ątrz lite ra c ­ kiego m onizm u. O kazałoby się może, iż w języku egzystuje nie tylko „dzieło” , lite ra tu ra , lecz i ulotki, podania i w szystkie inne u ży tko ­ w e śm ieci; że w obec tego poza zróżnicow aniam i rodzaju „lingw istycz- ności” (innym i jed n a k niż n a d m ia r i n ied ostatek organizacji) rozm ai­ tych tek stó w k u ltu ry istotne są może rów nież — na inn ym pozio­ mie, w in n y m „ p rz e k ro ju m ozaiki” — zróżnicow ania „su p ralin g w i- styczn e” . Okazałoby się może, iż św iatopogląd nie rozpuszcza się w m orfologii tek stu , a ty lk o o trzy m u je w niej now e w cielenie, now ą ek sp resję — i daje się w oparciu o m orfologię rekonstruow ać. O ka­ załoby się może, iż epoka, iż synchronia m usi jed n ak liczyć się z wol­ nością sw ych aktorów , z ich ludzkim „ ta k ” i „n ie” .

Marian Płachecki

Późny, ale nie spóźniony przekład

Georges Blin: Stendhal i problem y powieści. Przeło­ żyła Zofia Jarem ko-Pytow ska. Warszawa 1972 PIW, ss. 451.

U kazująca się w Polsce z k ilk u n asto letn im opóź­ nieniem książka G eorgesa Blina o S ten d h alu (pierw sze w ydanie w 1954 r.) odbierana je s t przez nas, siłą rzeczy, z p e rsp e k ty w y później n a w e t pow stałych, ale w cześniej przysw ojonych polskiem u czy teln i­ kow i p rac dotyczących poety k i klasycznej pow ieści realistycznej. Rozpow szechniony w naszej świadom ości teo retycznoliterack iej m o­ del tej pow ieści odznacza się zdecydow aną opozycyjnością wobec późniejszych typów n a rra c ji powieściowej (np. przeciw staw ienie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednym z rozw iązań problem u braku pracy m oże okazać się skrócenie czasu jej trw ania, tygodnia pracy.. R ifkin sugeruje, że sektor usług nie

Wypisać wszystkie elementy ciała Z 3 (α) oraz obliczyć sumy i iloczyny wybranych elementów tego ciała.. (16) Zbudować ciało 4-elementowe oraz ciało 9-elementowe jako

waliśmy wówczas. dowodem, że się nawet podszyć pod oficjalny organ tatrzańskie Podhale z dnia na dzień prasowy episkopatu polskiego, rozpo- staje się całkowicie

• rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 20 czerw- ca 2007 r. w sprawie wykazu wyrobów służących zapewnieniu bezpieczeństwa publicznego lub

Dlatego użycie czasu Present Perfect można interpretować jako mówienie o przeszłości w ogólnym sensie, że coś miało miejsce i dlatego nigdy nie mówimy konkretnie kiedy coś

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

czy o tym, że Autor potraktował kulturkampf na ziemiach polskich jako jeden z etapów polityki antypolskiej Prus.. Nie jest to pogląd

Ani czysty ani domieszkowany półprzewodnik nie zapewniają na tyle dużej ilości par elektron dziura aby można było wykorzystać je jako źródło światła Materiał można