• Nie Znaleziono Wyników

Jubileusz Tadeusza Korzona.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jubileusz Tadeusza Korzona."

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Jubileusz Tadeusza Korzona

W dniu З-im listopada r. b., o godz. 1-ej po południu, w sali kamienicy Baryczków na S tarem Mieście, będącej od d. I-go paź­ dziernika r. b. siedliskiem T ow arzystw a miłośników historyi, lo­ katora „Tow arzystw a opieki nad zabytkam i przeszłości“ — od­ była się uroczysta akadem ia, pośw ięcona obchodowi jubileuszo­ w em u na cześć prof. T adeusza Korzona.

Jubilat, w prow adzony przez prezesa T o w. mił. hist. Al. K raushara i ordynata Zam oyskiego, pow itany był gorącemi oklas­ kami przez licznie zebranych członków T ow arzystw a i zaproszo­ nych gości.

Posiedzenie zagaił prezes T ow arzystw a miłośników historyi następującem przemówieniem:

„Zagajając w imieniu Towarzystwą miłośników historyi dzisiejsze nasze uroczyste zebranie, którego celem jest złożenie hołdu czcinaj- godniejszemu prof. Korzonowi, z powodu ukończonego pięćdziesięcio­ lecia jego badawczej i dziejopisarskiej działalności, winienem na wstę­ pie wyjaśnić, iż pierwsza myśl uczczenia zasłużonego męża obchodem jubileuszowym powstała w skromném naszem Towarzystwie, którego on był jednym z inicyatorów, a jest najgorliwszym jego opiekunem, pracownikiem i ozdobą.

„Pragnęliśmy w tak wyjątkowo uroczystym dniu wynurzyć czci­ godnemu Jubilatowi naszą serdeczną wdzięczność za jego czynny i życz­ liwy udział w pracach naszego Towarzystwa, w jego zamiarach, mają­ cych na celu budzenie w społeczeństw ie zamiłowania do jednej z nauk najpodnioślejszych dla narodu kulturalnego, o wielkiej dziejowej prze­ szłości — do nauki historyi.

„Uwzględniając wszakże w łaściwości uspośobienia czcigodnego profesora Korzona, który w życiu swem cichem, skromném, poświęco- nem wyłącznie nauce i gorliwemu spełnianiu obowiązków społecznych, unikał z zasady wszelakich głośniejszych objawów okazywanej mu za­ wsze i zewsząd czći, powzięliśmy zrazu zamiar —· w domowem, że tak powiem, kółku Towarzystwa naszego złożyć mu hołd jubileuszowy

(3)

i dziękczynienie za wszystko, cokolwiek nauce i nam, skromnym jej miłośnikom, wyświadczył, z życzeniem najgorętszem, aby zawiązany między nami, tyle dla nas zaszczytny, stosunek trwał nieprzerwanie w najdłuższe lata.

„Lecz wiadomość o upływie półwiekowej, owocnej pracy profe­ sora Korzona rozbrzmiała sympatycznem ą głośnem echem we w szyst­ kich kołach instytucyi i stowarzyszeń, pielęgnujących naukę, i rozsze­ rzyła, niewątpliwie, wbrew intencyom Jubilata, a ku nietajonej radości naszej, ramy pierwotnych naszych zamierzeń.

„Dzień dzisiejszy stał się świętem uroczystem nietylko dla nas, lecz stał się świętem nauki polskiej.

„Zgromadziliśmy się wdęc tutaj, aby dać wyraz czci i najgłębszego hołdu dla uczonego męża, który swemi badaniami i przełomowemi dzie­ łami historycznemi wzbogacił literaturę ojczystą, a ożywiającym je du­ chem podnosi umysły i krzepi serca starszego i młodszego pokolenia. „Zanim przedstawiciele ciał naukowych, zewsząd tu zgromadzeni, scharakteryzują niepożyte zasługi twórcy dzieł takich, jakiemi są: „Dzieje w ew nętrzne Polski za Stanisława Augusta", „Dola i niedola S obiesk iego“, „Dzieje K ościuszki“, „Dzieje militarne Rzeczypospolitej“ i po raz pierwszy w literaturze polskiej oryginalnie opracowana „Hi- storya powszechna",—Towarzystwo miłośników historyi, pragnąc trwal­ szym zaznaczyć śladem żywione dla dostojnego Jubilata uczucia, miało zaszczyt zamianować go na ostatniem swojem walnem zgromadzeniu członkiem swoim honorowym.

„Dyplom ten członek Towarzystwa, prof. W ładysław Smoleński, dostojnemu Jubilatowi, wybrańcowi naszemu, wręczyć raczy.

Mowa prof. Wł. Smoleńskiego:

„Po klęsce z r. 1863 pewna grupa patryotów polskich dla rato­ wania sprawy publicznej sformułowała wskazania polityczne, których zasadność stwierdzała powagą przeszłości, W myśl starej sentencyi cyceronowskiej kazano historyi być nauczycielką życia, powołano ją do służby interesów polityki bieżącej.

„Zdaniem polityków-historyków przyczyna ostatniej klęski naszej była ta sama, która ściągnęła na naród katastrofy dawniejsze,— bezsil­ ność, pojęta zarówno w sensie materyalnym, jak moralnym. Straciliśmy byt polityczny dlatego, żeśmy nie zdobyli się na tęgą władzę rządową, n ie mieliśmy skarbu i wojska, byliśmy ubodzy, ciemni i zdemoralizo­ wani. Zanarchizowana, leniwa i przesądna powszechność szlachecka nie zdawała sobie sprawy z warunków, które z nieubłaganą konsekwen- cyą prowadziły w przepaść. Upadliśmy z własnej winy!

„Teorya własnych win rzuciła ponury cień na przeszłość polską, zwłaszcza na okres rozbiorów Rzeczypospolitej. Stworzyła ona z prze­ szłości naszej okaz patologiczny, jakieś monstrum, mające w żyjącem pokoleniu budzić odrazę, do przodków.

„Rzeczeni politycy-historycy żywili niezawodnie gorące uczucia polskie, lecz źle służyli sprawie narodowej. Przedewszystkiem zapo­ minali o tem, że konsekwencyami teoryi własnych win stwierdzali po­ tworne postulaty historyografii cudzoziemskiej, niemieckiej i rosyjskiej, która rozdarcie Rzeczypospolitej usprawiedliwiała niemal w ten sam spo­

(4)

J U B I L E U S Z T A D E U S Z A K O R Z O N A . 2 5 1

sób, — niezdolnością narodu polskiego do egzystencyi samodzielnej. Powtóre, politycy-historycy pozbawiali żyjące pokolenie polskie opar­ cia w przeszłości; zwątlali tą nić tradycyi, bez której niemasz wycho­ wania w duchu narodowym, niemasz rdzenia i ciągłości kultury swoi­ stej. Potrzecie, pisarze ci poniżyli naukę: poszukując w historyi korzy­ ści praktycznych, poczytując ją za materyał do morałów i przestróg, naginali fakty do wymagań tendencyi politycznej i poniewierali prawdę. W reszcie, moralizowaniem nudzili, nie nauczali; pesymizmem demora­ lizowali powszechność, nie zaś, jak przypuszczali, leczyli ją z osławio­ nych chronicznych wad polskich.

„Trzeba było dużej odwagi, żeby wystąpić do walki z dogmatyz- mem szkoły historycznej krakowskiej, opartej na mężach, niewątpliwie zasłużonych na wybitnych posterunkach działalności obywatelskiej. Trzeba było wielkiego zasobu sił dla zmożenia tych powag, operują­ cych zręczną dyalektyką i błyskotliwością frazesu patryotycznego, co zaś najważniejsze— mających dla wyjaśnienia genezy klęsk narodowych formułę, imponującą swoją prostotą: teoryę własnych win.

„Na odwagę walki zdobył się Tadeusz Korzon i pokonał przeciw­ ników zdumiewającym ogromem sity, która nazywa się— prawdą naukową. Obalił postulaty szkoły historycznej krakowskiej obrachunkiem mater ryalnych i moralnych zasobów narodu polskiego w okresie klęsk roz­ biorowych.

„Wymierzył rozległość Rzeczypospolitej i obliczj^ł jej ludność. Zrewidował machinę ustroju państwowego i organów samorządnych. Zbadał stan rolnictwa, przemysłu i handlu. Rozejrzał się w pałacach magnackich, dworach szlacheckich, kamienicach miejskich i chatach chłopskich, w gmachach fabrycznych i warsztatach rzemieślniczych. Wymierzył zasobność materyalną i moralną wszystkich grup społecz­ nych.

„Imponujący jest ogrom materyału, zebranego przez jednego czło­ wieka, pracującego w niezbyt pomyślnych warunkach osobistych, a w naj­ okropniejszych ogólno-krajowych. Podziw budzi sprawność metodyczna uczonego, który potrafił opanować ten ogrom. W ewnętrzne dzieje P o l­ s k i za Stanisław a A u g u sta są, że użyję języka Naruszewicza, „dzie­ łem pracowitej applikacyi w zbieraniu, rozsądnej sj'metryi w rozłożeniu, ostrego rozumu i głębokiej refleksja w sądzeniu“.

„Rezultaty poszukiwań Korzona zadają kłam potwarzy, rzuconej na naród polski, zarówno przez historyków cudzoziemskich, jak przez rodaków — twórców teoryi własnych win.

„Po klęsce pierwszego rozbioru naród dźwigał się szybko i sku­ tecznie. W ciągu lat kilkunastu dola włościan polepsza się skutkiem reform prywatnych i troskliwości władz rządowych. Produkcja rolnicza wzrasta. Stanęło kilkaset fabryk, które zaspakajały w znacznej części potrzeby przemysłowe narodu i zmniejszyły cyfry przywozu z zagra­ nicy. Miasta rosną w ludność i budowle. Handel ożywia się o tyle, że powstają możne firmy bankierskie, że bilans roczny przechyla się na korzyść Polski. Kształtuje się administracja centralna i prowincjonalna w coraz większej liczbie organów ze wzrastającą dokładnością i su­ miennością działania. Powstaje skarb zasobny. Tworzy się armia, po­ rządnie umundurowana i uzbrojona. Po nad temi zaś dziełami pracy

(5)

materyalnej unosi się myśl, wyzwolona od przesądów, i uczucie żywej miłości ojczyzny.

„Fakt przeistoczenia się Polski pod koniec wieku XVIII-go Kor­ zon udowodnił rachunkiem, szeregami liczb, wydobytych ze wszystkich sfer działalności materyalnej, stwierdził go skonstatowaniem różnorod­ nych objawów pracy intelektualnej. Dziś nikt nie wątpi, że w chwili upadku Rzeczypospolitej naród polski ujawniał we wszystkich kierun­ kach pełnię sił żywotnych. Z tej to żyw otności czerpaliśmy siłę do wytrwania śród katuszy porozbiorowych. „Z lochów niew oli,— powiada Korzon w zamknięciu wielkiego dzieła — w których wszystkie strony natury ludzkiej targano na torturach: administracyjnej, sądowej i pra­ wodawczej; w których żadne prawo boże gwoli wynarodowieniu usza- nowanem nie było; wśród udręczeń ciała i duszy, jakich wieszczy Skarga przeczuć nie zdołał, jakich nie zna historya powszechna od epoki farao­ nów egipskich, zdobywców asyryjskich i najstraszniejszych cezarów rzymskich, polacy w XIX-ym wieku ukazywali się czynnymi na w szyst­ kich polach wśród narodów żyw ych , wołali i wołają: „Jesteśmy!"

„Tak, jesteśmy! Z pośród zaś historyków polskich współczesnych nikt zbiorowości naszej z tem hasłem: „Jesteśmy!" nie przedstawia tak zaszczytnie, jak Korzon. Stoi on bowiem w szeregu tych mężów-wybrań- ców, którzy z ciemnic niedoli świadczą najdonioślej o naszem istnieniu i o naszych prawach do bytu. Z męki je g o życia, pośw ięconego ojczy­ ź n ie — prawdzie; z jeg o owocnych trudów nad zgłębianiem przeszłości rozbrzmiewa po św iecie głos wielkiego świadectwa: „Jesteśmy!“ Gło­ sow i zaś temu odpowiada inny, bijący z tego samego źródła nieśmier­ telnej żyw otności narodu: „I będziemy!“

„Towarzystwo miłośników historyi w uznaniu zasług naukowych i obywatelskich, ofiaruje Ci, czcigodny Panie, dyplom na sw ego członka honorowego. W iększem nad ten wyraz uznaniem nie rozporządza.

„Szczęśliwy jestem , że przypadł mi w udziale zaszczyt wyrażenia Ci w imieniu Towarzystwa hołdu, należnego zasłudze. Spełniając jego wolę i folgując uczuciom osobistym, wznoszę okrzyk, który będzie tylko echem głosu powszechności narodowej:

Cześć zasłużonemu“!

N astępnie R oger hr. Lubieński odczytał adres, opatrzony ty ­ siącami podpisów , treści następującej:

„Czcigodny Panie!

Pół wieku minęło od chwili, kiedy młodzieńcem jeszcze stanąłeś w szeregu pracowników na polu nauki. I odtąd już nieprzerwanie dą- ž}deá ku szczytom wiedzy; poprzez lata cierpień i prześladowań, po­ mimo ciężkich losu doświadczeń. Pióro Twoje mężniało, talent nabie­ rał hartownej mocy, czyste umiłowanie praw'dy przeświecało Ci zawsze. Z biegiem lat dałeś nauce rodzimej szereg dzieł pomnikowych, które chlubą dziejopisarstwa polskiego pozostaną. A każde Twoje słowo opro­ mieniała miłość Ojczyzny i przeświadczenie, że w rozpamiętywaniu dziejów znajdziemy moc niezbędną do zniesienia ciężaru doby obecnej i naukę, jak przyszłość uczynić godną wielkiej przeszłości.

„Najpoważniejsze instytucye naukowe oceniły juź dawno Twoją wiedzę i umiejętność. My— ze wszech stj-on Polski dzisiaj tu zebrani—

(6)

składam}' Ci tylko, Czcigodny Panie, wyrazy najgłębszej czci i wdzięcz­ ności za Twoje zasługi w całym narodzie.

Żyj nam w długie lata!“

Jako delegat Akademii Umiejętności pozdrow ił Jubilata profe­ sor Uni w ersytetu Jagiellońskiego Ignacy Chrzanowski, ktćny nadto, spełniając polecenie H enryka Sienkiewicza, przeczytał list jego na­ stępujący:

„G ran d H ô t e l K r a k ó w 1 lis to p a d a 1912 r.

C r a c o v i e . G a líc ie ( A u t r i c h e )

Dostojny i czcigodny Jubilacie!

Nie mogąc, z wielkim moim żalem, osobiście uczestniczyć w ju ­ bileuszowym obchodzie Twej pracy, składam listownie hołd należny Twym wielkim zasługom, zarówno na polu nauki w ogóle, jak w szcze­ gólności, na niwie historyi ojczj^stej. Wraz z tym hołdem przesyłam Ci serdeczne życzenia, abyś przez najdłuższe jeszcze lata mógł speł­ niać to posłannictwo, które tak wytrwale dotychczas spełniałeś. Mi­ łość do ojczyzny i miłość do dziejów ojczystych była dla Ciebie świę­ tym płomieniem Znicza, do któręgo z niestrudzonem sercem i niestru- dzonemi dłońmi, dorzucałeś paliwa przez pół wieku.

Od tego płomienia ogrzewały się dusze i rozwidniała pomroka, w którą kraj nasz pogrążyły wrogie mu moce. W ysoko podniosłeś cho­ rągiew nauki polskiej. Umiałeś bj?ć arką przymierza między dawnemi, a nowenii laty. Budowałeś przyszłość na niepożytych podwalinach prze­ szłości. Szczepiłeś młode płonki na starych mogiłach, aby na tej glebie, użyźnionej prochami ludzkiemf i krwią przelaną, wzrastały tem silniej i bujniej. I lata biegły: włos Ci bielał na skroniach, a T yś pracował wciąż i czynisz to dotychczas, z młodzieńczą siłą i zapałem, albowiem nie straciłeś ani na chwilę wiary w ^wój naród, nadziei w jego od- 'rodzenie i miłości do naszej wielkiej Ojczyzny, takiej, jaką nam prze­

kazał}? dzieje. Cześć Ci i sława za to.

Żyj nam długo, świeć długo, i niech młodsze pokolenia uczą się zawsze od Ciebie jak pracować, jak trwać, jak kochać.

H enryk Sienkiewicz. Delegat i były rek to r U niw ersytetu Lw ow skiego prof. Bro­ nisław Dembiński, poprzedził swoją mowę odczytaniem adresu, w ydrukow anego na pergam inie i zaw ierającego słow a następujące: „Dostojny Jubilat, Tadeusz Korzon, pracy obyw atelskiej, naukowej i pedagogicznej wzór doskonały, nigdjr nie wątpiąc, w czasach naj­ cięższych zabrał się do obrachunku przeszłości naszej; w dziełach pomnikowych odsłaniał niezgasłe ogniska ż^rwotności narodu, w ska­ zując drogę uczonym; słowem i piórem przyswajał wiedzę dziejów dzieciom Polski, wyzwalając je z niewolnictw a duchowego obcych. Co za praw dę uznał szermierz bezwzględny. W hołdzie i wdzięcz­ ności za lat 50 żmudnej pracy 1861— 1911 słowa te przyjąć raczy D oktor H onorow y U niw ersytetu Lw ow skiego pod pieczęcią W szech­

(7)

nicy Lwowskiej d. 3 listopada 1912 r. od S enatu Akademickiego. (Podp.) Adolf Beck t. cz. R ek to r“.

Później przemawiali: od uniw ersytetu Jagiellońskiego prof. Sobieski, w imieniu Tow. naukow ego prezes Jabłonow ski, imie­ niem Tow. praw niczego m ecenas K arol Dunin, imieniem Tow . opieki nad zabytkami E dw ard hr. Krasiński, imieniem Tow . kra­ joznawczego p. A leksander Janow ski, imieniem Biblioteki pu­ blicznej prof. Dickstein, imieniem Stow nauczycielskiego dyre­ ktor Zydler, imieniem Tow . kursów naukow ych inż. Kontkiewicz, imieniem iMuzeum p rzen ^ słu i rolnictw a prezes W ładysław Kiślań- ski, imieniem Stow, techników inżenier Patschke, imieniem Tow . ogrodniczego p. Edm und Jankow ski, imieniem Tow. właścicieli nie­ ruchomości m ecenas Jasiński; gorące przem ówienie imieniem b. uczniów prof. K orzona ze szkoły K ronenberga w ygłosił dyrektor Laurysiewicz. O statnią przem owę w ypowiedział ordynat Maurycy hr. Zamoyski, dziękując serdecznie Jubilatow i za zasługi, położone około uporządkow ania i udostępnienia dla badaczów skarbów Bi­ blioteki hr. Zamoyskich.

Odpowiedź Jubilata:

Drodzy sercu memu Współobywatele!

C enne są W asze dary, słodkie i podniosłe przem ow y, lecz ja zam iast zwj^kłych podzięk i w yrazów rozczulenia chcę ofiarow ać Wam spow iedź moją z pow odów , dla których wymawiałem się od festyn ów jubileuszo­ w ych i urażałem W as ob ojętn ością rozm yślną na serd eczn e akcenty. Oto wyszedł już z druku „Mój Pamiętnik Przedhistoryczny", z któ­ rego przekonacie się, że, „zrodzony w niew oli, okuty w powiciu“ ani jednej takiej wiosny nie miałem w swem życiu, jak Mickiewicz w 1812; ci zaś, którzji· zbadać zechcą mój dorobek historyczny, dostrzegą, że zadaniem i troską życia mojego było wykrycie źródeł niewoli naszej, upadku naszego. Chciałem zdobj^ć tę tajemnicę, posługując się wszel- kiemi narzędziami i zasobami dziejoznawstwa, zaczynając badanie od „Ludzi przedhistorycznych“, a kończąc na wieku XIX, torując sobie drogę oskardem, rydlem, łopatą Historyki, czyli Metodyki historycznej, oświetlając ją pomysłami historyozoficznemi wielkich myślicieli. Co do historyozofii polskiej, wj'padlo mi posuwać pracę swoją wśród prądów rozbieżnych, lub wprost wzajemnie przeciwnych— od poetyckiego przy­ równywania Polski do Ukrzyżowanego niewinnie Chrystusa i od filo­ zoficznego „Ojczé N asz“ Augusta Cieszkowskiego, przedzierać się do w niesionego przez Kalinkę aktu oskarżenia i do gorzkich a trujących wyroków Szujskiego, wygłoszonych po T ece Stańczyka. Trzebaż było rozejrzeć się i w systematach powszechno-dziejowjľch, uniwersalnych, spłodzonych przez mądre .głow y świata starożytnego, średniowiecza i czasów nowożytnych.

Oryentacyę swoją sformułowałem w odezwie p. t. „Historyk wobec swojego narodu i wobec ludzkości“, oraz w Przedmowie do „W

(8)

ewnątrz-J U B I L E U S Z T A D E U S Z A K O R Z O N A . 2 5 5

nych D ziejów Polski za Stanisław a A u gu sta“, a w „Z am knięciu“ tego dzieła uw ydatniłem orzeczen ie rozsądnego patryoty i m ężn ego, lubo do niew oli przem ocą zabranego, N ajw yższego N aczelnika (W aw rzeck iego) 0 źródle naszej śmierci politycznej: „Żeśmy zawsze chcieli być cu­ dzymi“. Stwierdziłem, że było tak w okresie rozbiorowym, w XVIII wieku, podczas agonii narodu — ale nie zawsze!

Domyślałem się już wtedy błędnego pesymizmu w tezie Szujskie­ go, jakoby objawy śmiertelne ukazywały się już za Kazimierza W -go 1 w twierdzeniach dawniejszej szkoły krakowskiej o zbawiennych ja­ koby zasadach monarchii w Polsce pojagiellońskiej. Następnie uzna­ łem, że należy ustawić latarnię naukową w połowie XVII wieku, żeby oświetlić zawieruchę, wywołaną przez Chmielnickiego. Jakoż tam w y­ kryłem pierwociny obłędu — w pałacu królewskim, pod baldachinem tronu i w mózgu marszałka sejm owego, mianowicie: królowa polska, Ludwika Marya Niwerneńska, zastrzegłszy sobie u króla francuskiego wszystkie przywileje poddanki i szafując hojnie jego pieniędzmi, wdra­ żała magnatów i wojsko do służenia jego interesom, lub kaprysom; król polski Jan Kazimierz Waza dla niego zrywał sejmy za pomocą liberum veto w ciągu lat pięciu, aż w końcu, złożywszy sponiewieraną koronę, poszedł na chleb łaskawy, dziadowski, do Francyi; Andrzej Maksymilian Fredro, marszałek fatalnego sejmu i poważany wielce pisarz polityczny, nazwał liberum veto źrenicą wolności i nakreślił taką teoryę trwałości Rzpltej, która miała wszystkie cechy choroby umysłowej, a jednak wsiąkła do mózgów szlachty i zaraziła ją fanatyzmem republikańsko-wyznaniowym.

Z badania „wojen i wojskowości“ okazało się, że dawniej, przed tym .nieszczęsnym czasokresem 1652— 1667, Polacy umieli tworzyć po­ żyteczne dla siebie, sympatyczne i pociągające dla innych ludów urzą­ dzenia; że górow ali nad sąsiadami bystrością umysłu i oświatą mas; że rozszerzyli państwo swoje przez unie dobrowolne: litewską, pruską, in­ flancką; że bronili imienia i dobra sw ego mężnie; że się wsławili cu­ dami waleczności pod wodzą wielkich hetmanów.

Gdy się tak odsłoniła i określiła przyczyna niedołi naszej, pozo­ stawała mi jeszcze czynność sprawdzania: czy teraz wśród nas nie działają te same zarazki? Bo z każdym nowym rokiem życzymy sobie wzajemnie lepszej przyszłości, a życzenia te przemijają bez skutku. Na czemże zbudujemy przyszłość szczęśliwą, jeśli nie odzyska zdrowia i siły rozum, stanowiący nasienie twórcze wszelkich organizmów politycznych, podług świadectwa Historyi Powszechnej? A jakże złowrogo odzywa się w pamięci naszej rozpaczliwy jęk Słowackiego: „Życia niegodni i umrzeć niezdolni“!

W ykonyw ałem piln ie czyn n ość kontrolerską i zamykam ją o b e c ­ nie rekapitulacyą otrzym anych w yników .

Jako nauczyciel, miałem powodzenie w ustnych wykładach, ale tylko w szkołach prywatnych i kompletach domowych Warszawy, z po­ wodów, jak się domyślam, kwalifikacyi, a raczej dyskwalifikacyi mojej poli­ tycznej do katedr uniwersyteckich. Na piśmie mój system pedagogiczny wykładów Historyi Powszechnej, wydrukowany w r. 1882 oddzielnie, i w 1904 r. jako artykuł w Reformie Szkolnej Adama Szymańskiego, nie zyskał uznania w Radzie Szkolnej galicyjskiej, a w R osyi i w Pru­ sach nie zwrócił niczyjej uwagi. Gdym ukończył nareszcie po latach

(9)

30-tu swój podręcznik i zaopatrzył we wskazówki metodyczne, a nawet i w rozkład lekcyi, zastosowany do szczupłej liczby godzin podług pla­ nów szkól rosyjskich (ale ż. żądaniem zwiększenia tej liczby, odpow ie­ dnio do planów szkolnych w przodujących krajach europejskich i w Sta­ nach Zjednoczonych Ameryki Północnej) — organizowała się właśnie szkoła polska w 1905 r. w Królestwie Polskiem. I cóż? Jeden z człon­ ków Komitetu Unarodowienia pośpiesznie przetłómaczył podręcznik Kariejewa, ktoś drugi Wipperta z języka rosyjskiego na polski, a w szyscy przełożeni czyli dyrektorowie szkół polskich w całem Królestwie, z wy­ jątkiem jednej jedynej, wprowadzili te podręczniki do wykładu. W ięc

nie czuli potrzeby nauczania: skąd się rodził i jak się kształtował duch polski wśród innych narodów w szeregu stuleci. W oleli „być cudzymi“. Obcego też pochodzenia był strajk szkolny, stosowany do zakładów naukowych rosyjskich — głodówka fizyczna aresztantów syberyjskich, przetłómaczona na funkćye umysłowe młodzieży.

Nieco wcześniej, gdy mi odmówiono wykonania legalnego zarzą­ dzenia, zmuszony byłem przez współredaktorów opuścić Wielką Ency- klopedyę Illustrowaną, którą organizowałem dwukrotnie i zasilałem w ciągu lat kilkunastu artykułami ze specyalności mojej, w nadziei, że ułatwiać będzie społeczeństwu pracę w wyższych strefach naukowych. Obecnie wydawnictwo to znajduje się w sta n ie groźnego rozprzężenia. Ponieważ Komitet Redakcyjny obradował podług regulaminów parla­ mentarnych i posiadał swoje prawodawstwo obowiązujące: więc w tym fakcie ujawniła się odradzająca się wciąż anarchia z nieśmiertelnem L i­ berum Veto.

Tymczasem rozpętała się rewolucya społeczna, w której mówcy wiecowi i przywódcy tłumów wykrzykiwali: „Precz z Polską“! W tłu­ mie zaś znajdowali się i tacy robotnicy, którzy nie chcieli iść w po­ chodzie narodowym (5 listopada 1905) powiadając: „jam nie Polak, lecz robotnik“. Stronnictwo tak zwane postępowe i duża część mło­ dzieży naszej potępiły przodków swoich i wyklęły przeszłość z jej hi- storyą całkowicie. W reszcie widzieliśmy obecnie aż do ostatniej chwili, że w agitacyi politycznej przy wyborach do izb sejmowych najgwał­ towniejsze napaści i nienawiści osobiste zawierały się w imioniskach

„endecya, endek“, które urągają literze N, to jest przymiotnikowi „Na­ rodowa“— szanownemu, nietykalnemu, świętemu, bo stanowiącemu je ­ dyny już, nieutracony dotychczas symbol Majestatu naszego. Pokazuje się, żem nadaremnie w H istoryi Starożytnej tlómaczył, a w „Doli i N ie­ doli Jana S ob iesk iego“ i w innych pismach przypominał poważną i groźną formułę: Majestatem populi Romani comiter servato“.

Jubileusz, jak pouczają teologowie, pochodzi od hebrajskiego mi­ łościw ego lata, zwanego „jobeł“, co znaczy radość. Czyż mogę rado­ wać się ja, który nie miałem szczęśfiwej wiosny w swojem życiu, a smutniejszą jeszcze mam starość? Powinien bym raczej oblec się worem, posypać głow ę popiołem i zawodzić jeremiady. Jeżeli jednak stoję wśród W as w 74-m roku ziemskiego bytowania żyw i względnie zdrów, to jest następstwem szczęścia osobistego, którego dużo i często doznawałem w rodzinie, w kołach przyjaciół i w stosunkach towarzy­ skich. Trapi mię „bólów ból“, jako nieszczęsnego lekarza i odpycha­ nego pow ielekroś sługę Narodu. Ależ nie poddaję się rozpaczy w chwili,

(10)

gdy obdarzają mię najwyższemi zaszczytami i Opiekunowie narodowego pamiątek Kościoła, i Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, i Technicy, i Kra­ joznaw cy nasi, i krzewiciele oświaty wśród ludu, i zacni Handlowe})·, dawni uczniowie moi „Kronenberczycj?“, i Prawnicy, i Nauczycielstwo Polskie, i Miłośnicy Historyi, i Towarzystwo Naukowe Warszawskie, i kilka jeszcze instytucyi, których nie wyliczam, i dostojni przybysze przedstawiciele wysokich Stowarzyszeń naukowych Krakowa, Lwowa, Poznania, W ilna, z Akademią na czele i w obecności Czcinajgodniej- szego pasterza biskupa naszego.

Historya jest nietylko cmentarzyskiem wymarłych, ale też wido­ wnią rodzących się, odradzających się i zmartwychpowstałych naro­ dów. Otóż ja, zapatrując się na dzieje tych ostatnich, zdobędę się na słowa otuchy, że W y, drodzy W spółobywatele, jeśli nie sami bezpo­ średnio, to przez dzieci i wnuków swoich dokonacie uzdrowienia ro­ zumu z zadawnionej choroby, podźwignienia ducha narodowego z n ie­ m ocy, poprawienia uchybień politycznych w pieśni żołnierskiej leg io ­ nów i zastąpienia jej peanem zw ycięstwa, tryumfu! Am en.

Liczne delegacye składały życzenia Jubilatow i, a mianowicie: m ecenas W róblew ski od mieszkańców W ilna, składając cegłę z fun­ dam entów dawnej W szechnicy w srebro oprawioną, p. Boguszewski imieniem Tow. przyjaciół nauk w W ilnie, p. Michalski imieniem insty­ tucyi naukow ych w Poznaniu, red aktor Paszkowski im. D ziennika kijowskiego, pp. Lempicki i Marconi imieniem Stow arzyszenia przem y­ słowców, p. Kiltynowicz w imieniu kupców polskich, p. Dąbrowski imieniem K asy nauczycielskiej, dr. Jaw orow ski i p. Przegaliński im. Biblioteki publicznej w Lublinie, p. R utska imieniem Biblioteki w Płocku, p. Kuczyński imieniem „L utni“ warszawskiej, pp. Waydel i ks. C zetwertyński imieniem Muzeum, dr. A dam Przyborow ski imie­ niem Stow , lekarzy, imieniem Tow . lekarskiego pp. Sokołowski i Jakowski, imieniem katolickiego Związku kobiet p. Sadzewiczowa, imieniem Tow arz. miłośników przyrody dr. Zygm unt Kramsztyk, imieniem sekcyi humanistycznej Tow. kursów nauk. dr. Wł. M. Kozłowski.

O prócz tego nadeszły liczne listy i depesze gratulacyjne ze wszystkich stron Polski i z zagranicy.

P ost scriptum. Korzystając z dni, ubiegłych od d. 3 listopada do czasu w ydrukow ania zeszytu niniejszego, dodajerr^ odpowiedź n a przytoczony wyżej list H enryka Sienkiewicza:

„Dostojny, na obu półkulach globu uczczony Jubilacie! W liście Twoim z d. i listopada 1912 r., czytam wspaniałą ocenę zasług moich jako historyka, lecz nie dostrzegam wzmianki, ani napom­ knienia o Trylogii, Krzyżakach, Na polu chwały. Muszę tedy z urzędu sw ego przypomnieć, żeśmy byli dotychczas robotnikami z jednej

fa-P rz e g lą d H is to ry c z n y . T . X V , z. 2. 17

(11)

bryki—ja od kopania kruszców dziejowych, Ty od szlifowania, glanso- wania, spajania ogniem twórczości. Miała to poczucie niegdyś Komi- sya konkursowa Wydziału Krajowego Galicyi, przyznając nam jedno­ cześnie, w jednej decyzyi, nagrodą Kochmana. Radbym przedłużyć to zaszczytne dla mnie koleżeństwo i proponują zabrać się do Bolesława Chrobrego, który jest odgrzebany z pod nawały wieków ułamkowo, okruchami, w moich „Dziejach wojen i w ojskowości“ a pow inien ożyć pod tchnieniem genjuszu Twego w powieści historycznej. Tak więc, za podany mi ze swego wieńca liść wawrzynu, płacę wezwaniem do now ego dzieła— oby z najpomyślniejszym skutkiem!

15. X I . 1912. W a r s z a w a . Tadeusz Korzon“.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Übertragungen des "Pan Tadeusz" in deutscher Sprache.. 1836) i wskazuje na związki między aktywną recep cją eposu i postępowymi tendencjami społeczno-politycznymi

Tadeusz Miciński, [w:] Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Litera­ tura okresu Młodej Polski, t. opuścił Kraków i udał się na studia do Niemiec. To „ustalenie”