• Nie Znaleziono Wyników

Podróże Wincentego Pola po Śląsku w r. 1847

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Podróże Wincentego Pola po Śląsku w r. 1847"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Z ezw a la się na d o w o ln e k o rzysta n ie z kom unikatów In sty tu tu Śląskiego dla celów p ra so w ych b e z ż a d ­ nego zobow iązania finansowego

INSTYTUT ŚLĄSKI W KATOWICACH

S eria IV Kom unikat N r 6

Podróże Wincentego Pola po Śląsku w r. 1847

L ist II. W rocław

Następny list poświęcony jest przeważnie opisowi Wrocławia.

A utor podnosi postępy, jakich dokonała architektura w państwie pruskim od lat piętnastu, od czasu, gdy po wojnie 1831 r. jako żoł- nierz-tułacz w nim przebywał. Czy słusznie chwali pruskie budowni­

ctwo lat czterdziestych zeszłego w ieku (w szczególności gmachy z ce­

gły czerwonej, tynkiem nie pokryte), sąd nie do nas należy. Nowym przedmieściom W rocławia przeciwstawia śródmieście, którego urok i poezję w słowach pełnych sentym entu opisuje. Poświęca wzmian­

kę starem u rynkow i, na środku którego „wznosi się starożytna budo­

wa odwiecznego ratusza, Piastow ym i orłam i ozdobiona”. Godne uw a­

gi są tu słowa Pola: „Uczułem to, co się często w podróżach powtarza, że łatwo jest przystać do miast, które m ają starożytne budowle, gdy przeciwnie wszystkie nowe m iasta obudzą ją jakąś ckliwość i przesyt w krótkim czasie, bo są bez wrażeń głębszych. Pod tym względem nie można się uskarżać na Wrocław, bo ma treść głębszą i zdało mi się, że ten mimowolny wpływ, który w ywiera architektu­

ra na człowieka, nie został bez śladu na jego mieszkańcach. Wpływ tej miejscowej historyczności jest na nich widoczny i zdaje się im dawać to pew ne stanowisko w życiu, którego nie m ają nowych miast mieszkańcy. Jest to uczucie odmiennego obywatelstwa, wziętego w puściźnie, uzacnia człowieka na gruncie, a przynęca ku sobie z ta ­ ką łatwością przychodnia. Bo ledwo nie trzy części życia bierze człek z przeszłości, a czw artą w yrabia dopiero w sobie i swój czas w duchu powszechnego postępu. Gdzie tych trzech części brak — a brak ich w całych właściwych Prusiech praw ie — tam otw iera się próżnia w ży­

ciu, której naw et w najszczęśliwszym razie nie m a czym zapełnić.

Tę uwagę chciej szanowny przyjacielu przyjąć jako antycypację na B erlin — bo takie wrażenie spraw ili na mnie ci Berlińczycy, których poznałem, w porów naniu ożywionych, silnych i dzielnych Wro­

cławian.”

Błądząc nocą po mieście wyszedł Pol na plac, na którym wznosi się pomnik Blüchera. „Jest to — pisze Pol — jeden pomnik historycz­

ny z nowszych czasów na Śląsku, zresztą należą wszelkie stare budów-

(2)

2 K om unikat Instytutu Śląskiego w K atow icach nr 6

le i pomniki w tym kraju do wieku Piastów młodszych. Zda się, jak gdyby na owej epoce utknęła tu była historia i nie stworzyła już nic więcej następnie. Rzecz ta jest godna zastanowienia, bo staje się rze­

czywiście powodem, że um ysł bierze tu mimowolnie zwrot ku prze­

szłości, więcej niż gdziekolwiek, bo próżnia kilku wieków, które milcz- kiem zeszły ze świata, jest przerażająca — milczkiem mówię, bo i cóż to jest za życie, które nie zostawiło śladu po sobie, gdzie bierność jest tak wielką, że lud rozrodzony żyjąc z dnia na dzień, nie jest świadom naw et tego czym był, a czym jest?” Tu zwraca Pol uwagę na prace miejscowych ówczesnych uczonych (z Roeplem i Stenzlem na czele), którzy „pracują nad odgrzebaniem pomników dziejowych i starszej historii k ra ju ”. Wydaje mu się, że wydane przez wspom nianych hi­

storyków prace „dają rękojm ię co do kierunku obu tych uczonych, a zawiązanie Towarzystwa dla historycznych studiów Śląska przez nich wskazuje na potrzeby miejscowe, na potrzebę wywołania żywio­

łów dodatnich”. Zaznacza Pol, „iż nie jest zupełnie obojętną rzeczą, z jakiego stanow iska to Towarzystwo, z niemieckich uczonych złożo­

ne, zechce się zapatryw ać na starszą historię kraju? I nie jest obojęt­

ną rzeczą, czy tu chodzi o em ancypację słowiańskiego i historycznego pierw iastka, czy o naukowe upraw nienie tego, co się upraw nić nie daje? Pierwsze byłoby zda się wym iarem sprawiedliwości, drugie naukowym szerm ierstwem tylko i umysłowym zadaniem złej w iary, nie godnym ducha w czasach dzisiejszych. Czy się zdobędą na tę spra­

wiedliwość..., czy uniesieni duchem heglowskiej germańszczyzny i puryzm em zechcą być ślepi na wszystko, czegoby widzieć nie radzi!

— to jest pytanie”.

Niestety, w dalszej swej ewolucji, w szczególności w najnow ­ szej, nauka historyczna niemiecka na Śląsku nie poszła drogą, którą Pol „wymiarem sprawiedliwości” nazywa.

Przechodzimy do najciekawszych chyba rozważań i obserwacyj.

„Pierw iastek germański, jako pierw iastek m iejski przeważa za­

pew ne w Wrocławiu, jest jednak wielkie pytanie: co jest żywiołem dodatnim, a co ujem nym na Śląsku! — kiedy w czasiech żyjemy, w których się świat urządza na zasadach słusznych na rzecz i na ko­

rzyść najliczniejszej klasy społeczeństwa.”

„Etnograficzne stosunki Śląska są bardzo ciekawe i warto, żeby je kto wyświecił w edług potrzeby czasu dzisiejszego.”

„Wyjąwszy miasta powiększę, gdzie język niemiecki przeważa, mówi tu lud powszechnie dwoma językami i język polski do niemiec­

kiego ma się tutaj, jak się ma dom do ulicy; — wszystkie domowe spraw y załatw ia lud pomimowolnie językiem polskim, wszystkie za- domowe językiem niemieckim.”

„Jeszcze na żelaznej kolei poczęli wszyscy z nam i jadący Śląza­

cy mówić po polsku poznawszy w nas Polaków, lubo poprzednio mó­

wili po niemiecku między sobą. Nawet nazwiska m ają tu znaczenie;

i tak jechało z nam i dwóch oficerów pruskich, Błędowski i Bogusław­

(3)

Kom unikat Instytutu Śląskiego w Katowicach nr 6 3

ski, obydwaj wnukowie konfederatów barskich, osiadłych na Śląsku, którzy lubo nie umieli po polsku, przyznawali się jednak z chlubą do swego pochodzenia i umieli nam w sposób bardzo zajmujący opowie­

dzieć swe rodzinne dzieje. Na coś podobnego natrafia się co chwilę w Wrocławiu; — rzadki dorożkarz, któryby nie mówił po polsku, gdy pozna, że wiezie Polaka — służba w oberżach i kupczyki po magazy­

nach poznali nas na pierwszy rzut oka i wszędzie znajdzie się przy­

najm niej choć jeden człowiek w domowym lub handlowym składzie, co mówi dobrze po polsku — wszystkie napisy na sklepach są w dwóch językach pisane, naw et Niemcy, właściciele m ajątków wiejskich, po­

siadający dobra w okolicach, gdzie ludność miejscowa mówi po pol­

sku, uczą się tu taj z potrzeby języka ludu, podobnie jak Niemiec K urlandczyk uczy się rozmawiać z Łotyszem jego rodzinnym języ­

kiem. Co chwila powtarzało się coś podobnego i pow tarza się dotąd;

a co najdziwniejsze, że lud i ludzie wyższego w ykształcenia mówią z rów ną łatwością obydwoma językami, na co się tylko zdobyć może Słowianin. Uderzającym jest jednak to zjawisko, że lud tylko czytuje i modli się po polsku; — dla ludu więc jest język polski tutaj językiem domu i kościoła; w wyższych zaś warstwach, społeczeństwa mówiące­

go naw et po polsku, daje się bardzo czuć ten brak wyższego ukształ- cenia mowy, ten brak oczytania i znajomości literatu ry polskiej, któ­

ra się dziś już stała nieodłączną dla nas od wyższego umysłowego ukształcenia; a całym zadaniem literatu ry polskiej na Śląsku byłoby dziś zastosowanie do potrzeb miejscowych ludu i do potrzeby koś­

cioła; — wyższe w arstw y bowiem społeczeństwa, pobierające oświatę swoją w szkołach i na uniw ersytetach niemieckich, nie czują tyle po­

trzeby literatury polskiej, gdyż ona nie jest tutaj jedynym źródłem oświecenia publicznego, jak się to u nas dziać zwykło.”

Ciepłą wzmiankę poświęca dalej Pol ,,Literacko-słowiańskiemu Tow arzystw u” w Wrocławiu, założonemu przez znakomitego fizjolo­

ga czeskiego dr Purkinje, profesora uniw ersytetu tamtejszego, do którego to stowarzyszenia należeli zarówno Ślązacy, jak i Polacy ba­

wiący w Wrocławiu. „Na posiedzeniach odczytują członkowie prace literackie w języku polskim”. Sekretarzem tow arzystw a był Celiń­

ski, pisujący poezje w czasopismach.

Interesujące są uwagi Pola o księgarniach wrocławskich. Z nich

— jak pisze — „księgarnia H irtha i Schlettera jest prawie wyłącznie zajęta handlem książek polskich”. W innej księgarni, którą odwiedził, był świadkiem sporów religijnych pomiędzy katolikiem i protestan­

tem. Pod wrażeniem tej dysputy, wracając do domu, zadał sobie Pol pytanie, czy nie należałoby wierzyć „w w ym iar sprawiedliwości nieba i w zbawienną potęgę cywilizacji chrześcijańskiej..., dlaczego- byśmy nie mieli uwierzyć w nią i w zbawienne jej skutki, co prze­

cież stoimy przy kościele i przy wierze ojców? — dlaczegożby się z postępem czasu nie m iał i pierw iastek słowiański na Śląsku docze­

kać w ym iaru sprawiedliwości chrześcijańskiej”.

(4)

4 Kom unikat Instytutu Śląskiego w K atow icach nr 6

Tu nasuw a się Polowi analogia z obudzeniem się narodu czes­

kiego; jest to w edług niego „fakt bardzo nauczający i dowodzi, jak wysokie znaczenie w życiu narodów m a odrodzenie się z treści ducha”.

D alsze listy i pogląd P ola na stosunki n arod ow ościow e Śląska Z dalszego ciągu tego listu i z następnych widać, że Pol naw ią­

zał nader sympatyczne stosunki z kilkoma z ówczesnych profesorów uniw ersytetu wrocławskiego, w którym „rokrocznie kształci się w iel­

ka liczba młodzieży z różnych stron Polski”. Z nazwisk, obok wspom­

nianego już prof. Purkinje, w ym ienia prof. astronom ii Bogusławskie­

go. Spotkał się też z nimi podczas pobytu w W arm brunn, kąpielisku u stóp Gór Olbrzymich. Opisowi tej miejscowości, tam tejszego zam ku i mieszczącej się w nim biblioteki oraz wycieczkom po Górach Ol­

brzym ich poświęcone są dw a ostatnie listy Pola ze Śląska, których tu już streszczać nie będziemy.

Nie mam zam iaru przypominać, jak odbiły się wycieczki Pola po Śląsku na jego dziełach geograficznych. Że bezpośrednia znajomość k ra ju odbiła się na jego pracach, nie ulega wątpliwości. Na jeden ty ł­

ku ustęp pragnę zwrócić uwagę. W pracy „Historyczny obszar Polski”, po raz pierwszy w r. 1869 drukow anej, niew ątpliw ie pod w pływ em tego co sam na Śląsku widział, pisał Pol:

„Muszę tu zrobić uwagę, że m iasta i m iasteczka zniemczały na średnim i dolnym Śląsku i że osady niemieckie są tak pomieszane z polskimi, iż lud mowy polskiej m usiał się nauczyć mowy niem iec­

kiej, zwłaszcza, że germ anizacja używ ała i używa za środek w ynaro­

dowienia szkoły niemieckiej. Jest to tedy dwujęzyczna rzesza, ale na uw agę zasługuje tu, jak Ślązak tych języków używa. Na targ u nie­

mieckim w miasteczku mówi po niemiecku płynnie i naklnie tylko czasem po swojemu, gdy się z Niemcami zetrze, ale skoro rogatki m ia­

steczka pominie, rozpoczyna rozmowy lub śpiewy w mowie polskiej;

do domu wróciwszy, mówi tylko po polsku z żoną, dziećmi i domow­

nikami, a w kościele wiejskim, czy to kapłan katolicki, czy pastor protestancki, przem aw ia do niego tylko językiem kościelnym, języ­

kiem słowa Bożego.”

„Na fakt te n zwracam uwagę. Śląsk odpadł od czasu Kazimierza W ielkiego od Polski, ale plem iennie i językowo jest dialekt chrobacki w ielką macierzą najstarożytniejszego, bo kościelnego języka. Kto w domu i w kościele mówi po polsku z bliźnim i z Bogiem — Pola­

kiem jest! Te uw agi niech będą odpowiedzią na tak wysławiane zniemczenie Śląska, jak się na niego pod względem mowy i ducha polskiego zapatryw ać należy.”

„Śląsk, jak należał do Polski, tak będzie polskim, gdy się w iel­

kie rzesze o w ym iar sprawiedliwości upomną.”

Słowa Pola w odniesieniu do Śląska Opolskiego są jeszcze dziś, po latach — wciąż aktualne.

Doc. dr Bolesław Olszewicz Katowice, w lipcu 1939 r.

Drukarnia D ziedzictw a w Cieszynie, ul. Pokoju 6, pod zarządem Fr. Hessa

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdyby pan położył przede mną dwie książki, po hebrajsku i polsku, ja bym automatycznie wziął do ręki polską książkę, nie hebrajską.. Dwie różne, dwie takie same

Będę dowodził, że choć interpretacja esti jako „istnieje” przypisuje Par- menidesowi pogląd interesujący z punktu widzenia współczesnej filozofii, współbrzmiąc z

Bractwo «Korony Złotej» na cześć Niepokalanie Poczętej Najświętszej Maryi Panny – Bractwo «Korony Złotej» składa się z trzydziestu jeden kapłanów, z których

Maszyna Turinga przesuwa głowicę wejś- ciową w prawo, zwiększając w każdym kroku licznik o 1, aż do pierwszej litery b (jeśli jej nie ma, to jest jeszcze łatwiej, bo

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

Praca własna: Wykonaj trzy przykłady (jeden wiersz)

Wizyta w Lubli- nie wiąże się z promocją polskiego wydania jego książki.. Dzieła translak- cji dokonało