• Nie Znaleziono Wyników

Bocian. 1916, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bocian. 1916, nr 7"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

XIX

IWL-L’-"

Kraków, 1 k w ie tn ia 1916 r. Nr. 7.

W y c h o d z i 1-gro i 15-gro k a ż d e g o m ie s ią c a .

K w artalnie: z przesyłką pocztową 2 kor., .2 marki 25 fen., 1 rbs. 25 kop.

W y łą c z n e z a s t ę p s t w o i g ł ó w n y s k ła d n a L w ó w w b iu r z e K . B U C H S T A B A , u l. K a r o la L u d w ik a 21 A D R E S R E D A K C Y I I A D M I N I S T R A C Y I .

K R A K Ó W X V . . u l . K a z i m i e r z a W . N 3 (dom w ła s n y ) . T e l e f o u N r . 4 7 1 >

W K r ó l e s t w i e P o l s k i e m i C e s a r s t w i e R o s y j s k ie m :

W. B iernacki i Spółka w W a rs z a w ie , K rakow skie P rz e d m ie śc ie 6.

— No i ro b i p ani p o stę p y n a sc e n ie ?

J e s z c z e ja k ie ? !... Z a c z ę ła m z c h ó r z y s t ą , a s k o ń c z y ła m n a p ie r w s z y m t e n o r z e !

(2)

O d Administracyi.

Z n u m erem n in iejsz y m ro z p o c zy n a m y I l-g i k w a r ta ł XIX-go rok u n a sz e g o w y d a w n ic tw a . W szystk ich n a szy ch P. T. P ren u m era torów p ro sim y te d y o ry c h łe n a d sy ła n ie p rzed p ła ty na czas d alszy, a to celem u n ik n ię c ia p rzerw y w r e g u la r n e m od b ieran iu p ism a. Kto bow iem p ren u m er a ty do

10 kw ietnia

n ie n a d e śle , n a stę p n e g o num eru już n ie otrzym a.

P ren u m era ta w G alicyi, ju ż w raz z p rze­

sy łk ą p o czto w ą , w y n o si:

R o c z n i e ... Kor. 8*—.

P ó łr o c z n ie ...„ 4*—.

K w a r t a l n i e ... „ 2-—.

N i e s p o d z i a n k a .

P e w n a d a m a w ychodzi ze s k le p u , o d p r o w a ­ d za n a p rz ez w łaśc ic iela do sa m y c h drzwi.

— P r o s z ę , niech się p a n nie fatyguje!...

D ziękuję p a n u ! — rzecz e d a m a z miłym u ś m ie ­ chem.

A k u p ie c jej na to:

— N iem a za c o ! U m nie, p ro sz ę pani, już taki zw yczaj! O d p ro w a d z a m zaw sze aż do drzwi, bo w o sta tn ic h d n iach goście d y a b e ln i e dużo kradli...

Z d y s k u r s ó w m a ł ż e ń s k i c h .

O n a : Z w ra c a ła m ci przecież p r z e d ślu b em uw a g ę, że sto su n k i m oje nie s ą św ietne...

On: T ak!... Z a p o m n ia ła ś je d n a k dodać, że s ą tak liczne!

N a j w a ż n i e j s z e .

- S k o ro m a m a w y b r a ł a dla m n ie p a n a Ka­

rola n a męża, zgoda... z a s tr z e g a m się je d n a k , że ś lu b n ą s u k n ię , w y b io rę sobie sam a!

Nad ranem.

Nie p łacz nad tern, co s ię sta ło , Ż adnych żalów , żadnej sk a r g i, P rzeciw B ogu i m iło ści

N iech n ie b lu źn ią tw o je w a r g i.

Stało się, co s ta ć m u siało, Nie d la c z c z e g o b la sk u zło ta Z w ięd nął je d e n p ą cze k róży, P ad ła zn ow u je d n a cn ota.

Z tw o ic h oczów p atrzy jeszcze Dusza c z y sta , d usza w ielk a , Nie p ła c z nad tern, co się sta ło , Ś w iat, o p in ia b a g a te lk a !

B yłaś p ą czk iem , co do słoń ca , Chciał ro z w in ą ć cu d n y k ielich , B yłaś c z y sta , ja k ten an ioł, T ylko s k r z y d e ł brak a n ie lie h ! 0 a n ie le t y u p ad ły,

W p roch rzu co n a różo w o n n a!

1 w u p ad k u tr y u m f św ięc isz , G dyby ja k a p rim a d o n n a ! Już ś w it b la d y p a trzy w okna, Ś w it m a r zen ia w n e t w y p ło szy , Lecz zo sta n ie ci w sp o m n ien ie U p ojen ia i ro zk o szy !

Daj cału sa, idź do dom u, Już na d zisiaj d o sy ć m am y!

Idź do dom u, ju ż je s t rano, Nie p o trzeb a p ła c ić b ram y!

U B is a n z a .

— Kto to je s t ta e le g a n c k a facetka, z k tó rą b y łe ś wczoraj n a k o la c y i? — p y t a s ło m ia n y w do­

w iec to w a rz y sz a niedoli.

— K u z y n k a mojej żony... P rz y je c h a ła wczo­

raj z prow incyi!

— A h a ! W takim razie n asze żony s ą ze so b ą s p o k re w n io n e...

— A to w ja k i s p o s ó b ?

— Z eszłego r o k u b y ła ona k r e w n ą mojej żony i p rz y je c h a ła w ła śn ie do K ra k o w a z p ro ­ wincyi w ty m czasie, g d y m oja żona baw iła w Z ak o p a n em ... W o b e c teg o m u siałem się sam nią zająć, ta k , jak t y czynisz to teraz...

P o d s ł u c h a n e .

— Czy w ie s z ? U m arł n asz z n a k o m ity h u ­ m o ry s ta , pan X...

— T ak! tak!... Ze ś m ie rc ią ż a rtó w n i e m a ! F a t a l n e o m y ł k i d r u k u .

Z pow ieści: P rzy p o m o c y ojca u d a ło się h r a ­ biem u p o ro d z ić có rk ę z zięciem.

Z noweli: Po z a rę c z y n a c h p o ły s k iw a ł na jej palcu w s p a n ia ły r a b i n .

Z o p o w ia da nia: Adolf z p ra w d z iw y m z a c h w y ­ tem pałow ał jej białe p i e l u s z k i .

Z telegram ów : W dzień p o g rz e b u swej ofiary m o rd e r c a ż O rz n ą ł się w p rz e d sio n k u pałacu hrabiego.

Z kron iki: P r z y rew izyi re k w iz y tó w stra ż y ogniow ej o k azało s i ę , że w sz y s tk ie h r a b i n y b y ł y nad g n iłe.

Z kron iki: P ani X. wbiła sobie w ielką igłę d a ula.

Z g r a m a t y k i . L iczba p o jed yn cza : Dziecko.

L iczba m n og a: Rozpacz.

N a r a d a w o j e n n a s p r z y m i e r z o n y c h . P ani (do pokojów ki): K asiu! J a m u szę k o ­ niecznie w yjść z dom u dziś wieczorem... Niech Kasia t a k zrobi, b y p a n k o n iecz n ie został...

A L I B I .

(HUMORESKA).

Pani H e le n a X... m ia ła w sw ej tw arzyczce, w oczach i całej postaci coś tak ieg o , czego t a k w p r o s t o kre ślić nie m ożna, a co w łaśn ie s t a ­ nowi t e n ca ły u ro k i cz ar k o b ie ty , k t ó r y w po- rz ą d n e m t o w a r z y s tw ie c h w y ta m ężc zy zn za serce, a w m niej p o rz ą d n e m za... kiesze ń . Jej mąż, s t a r y ra d c a , nie miejski, ale rz ą d o w y , ły s y , o tyły, u z b r o jo n y w k a r to f la n e , sin a w o -c z e rw o n e nosisko, w y g lą d a ł p r z y niej, j a k b o r s u k p rz y c u ­ d n y m m otylu i w s z y s c y dziwili się ogrom nie, jakim s p o s o b e m coś t a k w s t r ę tn e g o i p o t w o r ­ nego zdołało p o siąść n a w łasn o ść u ro c z ą p an ią Helenę.

J a k i m s p o s o b e m ? Ach! b a rd z o p r o s ty m ! R adca m iał sta n o w is k o , ł a d n ą p e n s y ę , a oprócz tego dość z n a c z n y m a ją te k , p o d cz as g d y p a n n a H elena p o s iad ała piękność, d o b r e nazw isko i... ze ro w p o s a g u . Nic też więc dziw nego, że choć s e r c e sw e o d d a ła m ło d em u , p rz y s to jn e m u k o n c y p ie n to w i a d w o k a c k ie m u , to j e d n a k r ę k ę jej o t r z y m a ł p a n ra dca.

Rok j u ż p a ń s tw o X... byli po ślubie, rok ju ż p an k o n c y p i e n t w id y w a ł sw o ją u k o c h a n ą czasam i u k ra d k ie m i to najdłużej p ó ł g o d z in y w sw e m k a w a le r s k ie m p o m ie s z k a n iu , g d y n a re sz c ie pani Helena, n ie za d o w o lo n a z ta k ie g o t r y b u życia, p o stan o w iła w ja k ik o lw ie k b ą d ź sposób zy sk a ć więcej czasu dla sieb ie i to tak, a b y nie być k o n t r o lo w a n ą przez słu ż b ę i c iek a w y ch p r z y ja ­ ciół męża.

P ani H e le n a w iedziała, że mąż m a s łab o ść do W c n z la , że w h a n d lu tym dzień w dzień

m u si posiedzieć ze t r z y godzinki, w y g a d a ć się z kolegam i i w y p ić dw ie b u telec zk i w ę g rz y n a , w ięc też u p a r ła się, a b y p rz ęp ęd z ić lato gdzieś z a .m ia s te m , bodaj w S w oszow icach. R a d c a zrazu o p ie ra ł się te m u . ale g d y m u p an i H e le n a w y ­ tłu m a c z y ła , że i t a k nie s traci sw y ch s e a n s ó w u W e n z la . bo w d zień ko ń m i będzie m ógł d o ­ s ta ć się do K ra k o w a i pow rócić n a noc do S w o ­ s z o w i c — zgodził się o statecznie.

i p a ń s t w o X... zjechali do Swoszowic.

R ad ca n ie b a w e m o g ro m n ie zaczął chw alić p o m y s ł żony. Ś w ieże p o w ietrze, przechadzki i b r a k h a n d e lk ó w . g d z ie b y tra c ił czas n a ś n ia ­ d a n k a c h , d o d a ły m u sił i a p e ty t u , ta k , że na c odz ie nnych s e a n s a c h u W e nzla w y p ija ł już nie dwie. lecz trz y buteleczki w ę g r z y n a i zja­

d a ł m ały funcik s e r a , podczas, g d y daw niej pięć d e k a ro k fo rtu z m a s łe m i pięciom a kroplam i b u r g u n d a w y s t a r c z a ły m u zupełnie...

A pani H e le n a ? '

1 ona chw aliła swój po m y sł, bo dzień w dzień o godzinie piątej, g d y ra d ca w y b ie r a ł się n a s e ­ a n s do W e n zla, pociąg p rzyw oził p a n a Y... po to, a b y po s p ę d z o n y c h tkliw ie chw ilkach, t r w a ­ jących aż całe pięć godzin, odw ieźć go o dzie­

siątej znów do K ra k o w a i d o s taw ić go tam w łaśn ie w chwili, g d y pan ra d c a , że g n ając się czule z kolegam i, w s ia d a ł do sw eg o w e h ik u łu , by pow rócić do „oczek u jąc ej" go żoneczki.

Minął j u ż t y d z ie ń j e d e n i drugi, g d y p e ­ w n e g o ra zu ra dca, siedząc u W e n z la i za b ie rają c się już do drugiej butelec zk i, zo ba czył nagle w s k le p ie je d n e g o ze sw oich k olegów , k tó ry , b ęd ą c „ s z ta m g a s te m " u H aw ełki, rz ad k o pod

„M atkę B o sk ą " zaglądał.

— Powitać, pow itać! — h u k n ą ł ra d c a b a ­ sem — A cóż to k o le g ę tutaj s p ro w a d za? ...

— J a k się m a c ie ? — o d rz e k ł z a p y ta n y , p o ­ dając r ę k ę ra d c y X... — W ła ś n ie chciałem się z t o b ą zobaczyć, s t a r y r o g a c z u ! . . .

— C o? — r y k n ą ł o b u rz o n y ra d ca — Coś ty pow iedział?!...

— T ylk o powoli i s p o k o j n i e ! — P o w ied zia­

łem to, o czem mówi nie ty lk o ca ły K raków , ale o czem j u ż w s z y s tk ie w ró b le n a plantach świergocą!...

1 ko leg a, siadłszy p rz y stoliku p a n a X..., za­

czął mu s z e p ta ć do ucha.

R ad ca m ienił się na t w a r z y j a k k am eleon.

S in a w o -c z e rw o n e nosisko zbladło m u j a k p r z e ­ ścieradło, a z piersi w y d o b y w a ło się sa p a n ie , jak z k o w a lsk ie g o m iecha.

— Co t y m ówisz — m ru c z a ł — m oja żona?

i... co d n i a ? Ależ, to niemożliwe!...

— Możliwe! możliwe — tw ierd z ił k o ie g a — A nie w ierzy sz mi, to je d ź za raz do dom u, p rz e k o n a sz się, bo złapiesz ich in fla g r a n ti.

— N a tu r a ln ie , że pojad ę, a j a k ich złapię!

Boże, z mojej laski ani j e d e n k a w a łe c z e k nie z o stan ie ! P anie ! P a n ie L u d w ik u , płacić ! P ro sz ę płacić!

— P an ra d c a dobrodziej jeszcze n a w e t d r u ­ giej b utelec zki nie skończył!...

— Nie m ogę, nie m am czasu! Uważasz pan.

żona, żona... mi z a ch o ro w a ła!

W pięć m in u t p o te m p ędz ił p a n ra d c a , co k o ń w y s k o c z y , w s t r o n ę Swoszowic.

A ta m w S w oszow icach, w j e d n e j z will, p rz y le g a ją c y c h tuż do p a r k u , n a p a r te r z e pło­

n ęło św iatło w p rz y s ło n io n y c h fira n k am i o knac h, p ło n ę ły oczy pani H eleny i dłonie p a n a Y..., k tó ry u k o c h a n ą tulił czule do sw ej m ęskiej piersi.

1 g d y t a k trw ali w w z a je m n y m uścisku, nagle

(3)

Praczka.

Ma w „ k rzy ż a ch 14 m o r g i ze d w ie, A ch o ć p ó ł m o r g i w ta lii,

Gdy b ły śn ie ś w it za led w ie, Już s ta je do sw ej b alii!

I ja k b y n a za k lę c ie

Brud, k a żd ą p la m ę w y tr z e — W ieczorem m a za jęcie

0 w ie le p r a c o w itsz e ! R oznosi m ięd zy „ g o ś c i44 B ielizn ę już w yp ran ą, Do sw o ich p o w in n o ści P o w raca z w y k le — ran o!

A w sz y sc y je j k lie n c i J e d n e g o ty lk o zdania:

Że b ard zo d obrze k ręci, Co d ać jej do w y p ra n ia ! Aż p o szła raz do m a g li,

Przed d n iam i — b ęd zie — trzem a, R obota w p ra ln i n a g li,

A je j w c ią ż n ie m a — n iem a!

1 czasu z b ie g ł k a w a łe k , P ow raca!... Co za d ziw y ! P rz y n io sła z so b ą w a łe k , Ha! p rzeb óg!... w a łe k żyw y!

S p ó źn ion y żal s ię n a g le Obudził u d ziew u ch y , Przez je d n ą g łu p ią m a g ię Dziś m u si p ra ć — p ie lu c h y !

P o d s ł u c h a n e .

— P a n i j a k a ś nie s w o j a . . . ,

— Bo m a m o k r o p n y k a t a r !

— C h ciałb y m nim b yć!

— Nie ro z u m ie m , d la c z e g o ?

— Bo w ta k im ra z ie r o z e b r a łb y m panią, p otem s p a d ł b y m jej n a p iersi i t a k j ą zm ęczył, a ż b y się pani spociła... W t e n sposób w y le c z y ł­

b y m p anią, bo ta m te n k a t a r z a r a z b y dyabli w z ię li !

doleciał ich uszu tu r k o t pow ozu i c h ry p liw y głos p a n a r a d c y :

— Stój!...

— Mój m ąż! — s z e p n ę ła b lad a jak p łótno pani H elena.

P a n Y... nie n a m y ś l a ł się długo. S zy b k o p ochw ycił k a p e lu s z i r e s z t ę u b r a n ia i j e d n y m s k o k iem z n a la zł się n a ok n ie, p o te m za o knem , a w tej sam ej chwili do pokoju w p a d ł ro z ju ­ szo n y ra d c a z p o tę ż n ą l a s k ą w dłoni.

— Gdzie on j e s t ? ! Gdzie on je s t ? ! ... — r y ­ czał, p o trz ą s a ją c g roź nie k o s t u r e m — J a go n a u c z ę ro z u m u , j a n a u c z ę t e g o draba!...

Pani H e le n a t y m c z a s e m u sp o k o iła się z u ­ pełnie...

— Kogo sz u k a sz , F e l u s i u ? P rze cież w iesz, że słu ż ą c y z a w sz e o tej p o rz e idzie n a kolacyę, więc nie p o trz e b u je s z się złościć, że go nie z a ­ stałeś!...

— A, posze d ł n a k o l a c y ę ! S ł u ż ą c y ! Nie o n iego mi chodzi, ale o teg o szelm ę, n ie d o ­ r o b io n e g o a d w o k a ta . D am j a m u b o b u ! A i to ­ bie się ta k ż e p o rc y a dostanie!...

Pani H e le n a r o z p ła k a ł a się.

— T a k ! t a k ! Niedość, żem całą m ą m ło­

dość, całe szczęście pośw ięciła s t a r e m u g r a ­ towi, k tó r y się całym i w ieczoram i zapija, z k t ó ­ r e g o n ie m a m ża d n ej p ociechy, to jeszc ze w do­

d a tk u , w ła śn ie d latego, że j e s t e m naju cz ciw ­ s z ą żoną, p a d a m o fiarą b r u t a l n y c h p odejrzeń.

O m a tk o , m o ja m a tk o , pocóż u s ł u c h a ła m cie­

bie, poco o d d a ła m się t a k ie m u niedźw iedziowi!...

P a n r a d c a z b a ra n ia ł.

— Słuchaj, H e le n k o ! Mówili mi dziś, mój n a js z c z e r s z y p rz y ja ciel p rz y się g a ł, że Y... co d n ia pociągiem tu p rz y je ż d ż a o piątej, a o dzie­

siątej w ra c a dopiero!...

W w a g o n i e k o l e j o w y m .

( P o d s ł u c h a n a r o z m o w a . )

. — W sz ak p a n ciągle jeszc ze jeździ w e w e ł­

n ia n y c h i n t e r e s a c h ? >

— Nie p an ie! J a t e ra z robię w pościeli...

N a za ju trz p o ś lu b ie .

M am a n a d ru g i dzień po ślubie zjaw ia się z a ra z ra n o w d o m u swej n o w ozam ężnej córki.

— No i c ó ż ? J a k ż e się czujesz, m oje n a j­

d ro ż sze d z i e c k o ? — p y ta ciekawie.

C ó rk a żaś o d p o w iad a , zie w a ją c :

— T e n mój mąż, to fu ja ra ! Ani się u m y ł do k u z y n a Ju lk a!...

Przeszkoda.

Stary fa g a s w e d rzw iach stanął I z a ło ż y ł na krzyż rę c e ,

„P\ój pan dzisiaj nie przyjmuje, T o o ś w i a d c z y ć mam p a n i e n c e ! 44

„To b e z c z e l n o ś ć ! W s z a k mi m ówił, Ż e mnie c z e k a ć ma u bramy, I ja j e s t e m już ubraną, B o na s p a c e r j e c h a ć m a m y 44.

„ N iech panienka mi daruje44 R z e c z e wierny sługa pana,

„ L e c z u n ie g o j e s t o b e c n ie Inna panna n ieu b ra n a !44

N a w y s t a w i e o b r a z ó w .

P an X . (przed o b ra z e m zn a n ej kra k o w sk iej śp iew aczki e s t r a d o w e j - a m a t o r k i ) : D opraw dy...

k r z y c z ą c e p o d o b ie ń stw o ! Z r o z u m i a ł a .

— P a n n o S tefciu ! M am do pani i n t e r e s !

— Na m iłość B oską! T e ra z ? ... Na taki u p a ł ? W ł a ś c i w y z a w ó d .

A n te k : To ty, F e r d e k , nie s p rz e d a je s z ju ż g a z e t ?

F erd e k: Nie!... T e r a z je s t e m w t y j a t r z e przy g a r d e r o b i e , bo widzisz, jo ci zaroz wiedziołein, co li te ra tu ra nie je s t mój zaw ód, ino śtuka...

— N a jsz cze rszy przyjaciel! N iem a co mówić!

Ł a d n y c h m asz p a n przyjaciół, ło tró w z pod cie­

m nej gw iaz d y , k tó rz y r z u c a j ą o s z c z e rstw a na n a jn ie w in n ie jsz e k o b ie ty !...

— H e luś! M usiałem m u u w ie r z y ć , bo do­

tychcz as nig d y nie s k ła m a ł! A z r e s z tą p r z e k o ­ n a m się! T e r a z jest p ra w ie d ziew ią ta, siadam i ja d ę do K ra k o w a. Y... nie m oże wrócić p r ę ­ dzej, j a k koło je d e n a s t e j. J eśli więc z a s ta n ę go w dom u, to b ę d ę miał p ew ność , że ś niew inna...

— J e d ź , je d ź sobie na zła m a n ie k a r k u ! A p a n Y..., k tó ry w k r z a k a c h pod o k n e m k o ń c z y ł s w ą to aletę, t. j. p o p ra w ia ł k a p e lu s z na głow ie, sły s z a ł c a łą tę ro z m o w ę i gd y p a n r a d c a z p o w ro te m pędził ku K rakow ow i, nie m y ś la ł n a w e t, że w ra z z nim jedzie, p rz y c z e ­ piw szy się r e so ró w , p a n Y... Nie z a u w a ż y ł tego p a n ra d c a , nie z a u w a ż y ł woźnica, nie widzieli n aw et, że k ie d y powóz dojeżd ż ał do m ostu po d ­ g ó rsk ieg o , p a n Y... zeskoczył, jak s z a r a k p rz e ­ leciał m o s t i w sk o c z y w s z y do p ierw szej lepszej dorożki, k r z y k n ą ł :

— S ł a w k o w s k a ! G alopem ! G u ld e n a d o s ta ­ niesz n a piwo!...

D ry n d z ia rz nie ż a ło w ał konia.

Gdy pow óz p a n a r a d c y s ta n ą ł p rz e d dom em , w k tó r y m m ieszk a ł p a n Y..., r a d c a w y sk o c z y ł i rzucił okiem n a p ie rw s z e piętro. W e w s z y s t­

kich o k n a c h b y ło ciem no.

— M am g o ! M am j ą ! — m ru c z a ł ra d ca i w d r a p a w s z y się po sch o d a ch , zaczął p u k a ć do drzw i p a n a Y...

Cisza... W pokoju nik t się nie p o ru sz y ł n a ­ w e t !

— A co! S ta ry m iał ra c y ę ! — s z e p n ą ł ra d c a i zaczął znów p u k a ć , ale znów b ez sk u te czn ie .

— Ha! dyabli! — k r z y k n ą ł ra d c a i ju ż za-

W s z y s t k o j e d n o .

— W ięc pan b y ł w S e r a je w i e ?

— T ak!

— A w idział p a n tam h a r e m ?

— To n ie! M ies zk a łe m j e d n a k u j e d n e g o ze z na jom yc h, k tó r y m iał żonę, t r z y córki i dw ie siostry.

— Ależ, to prz ecież nie h a re m !...

— Tak... H a re m , nie h a r e m , ale kło p o ty te sam e!

P r z e d ś l u b e m .

M a tk a : Dziś twój ślu b , m oja córko! W s t ę ­ pujesz w ięc w n o w ą fazę życia...

C órka (p rzery w ając): To c h y b a m am a nie zna m eg o n arzeczonego!...

J e d e n za w s z y s t k i c h . ..

K elnerka (do u m izg ając y ch się do niej żoł­

n ie rz y ): Hola! Nie t a k g w a łto w n ie , moi p a n o ­ wie! J a w iem , że w e w o jsk u to się m ów i: j e ­ d e n z a w szystkich, ale n ie : j e d n a d l a w s z y s t ­ kich !

W kłopocie.

S ta r a t o jak, ś w ia t historya, W n a jd a w n ie jsz e c z a s y sięga...

Pan icz ładnej p o k o j ó w c e S w e u czu cia p o p rzy sięg a .

„Nie bądź głupia! Przyjdź dziś d o mnie, K o c h a m c ię, jak d u sz ę w łasn ą,

Przyjdź, gdy w s z y s c y s p a ć juź pójdą I w m ieszkaniu lampy z g a s n ą ! 44 P anicz m łody i układny

Z d o ła ł z w a b ić t e ż d z ie w c z y n k ę , N o i R ó z ia d o panicza

W padła w i e c z ó r na g o d z in k ę ! P o t e m od p anicza p r o s to P o s z ła do s t a r s z e g o pana I b ied a czk a p o z o s t a ł a Już tam d o s a m e g o rana.

L e c z p o d o b n e j jej p ł o c h o ś c i , W y s tr z e g a jc ie s i ę d z i e w c z ę t a 1...

b z isia j nie w ie, k o g o z dwu tych, S k a r ż y ć ma o alimenta!

b ie ra ł się do o d w ro tu , g d y w tem klucz z a z g rz y ­ ta ł w z a m k u i w d rz w iach u k a z a ł się pan Y...

w bieliźnie.

— A kogóż tam dyabli n io są ? Cóż to, czy już n a w e t w ty m K ra k o w ie spać spokojnie nie m o żn a? !...

P a n r a d c a po ra z d ru g i zbaraniał!...

— P rz e p r a s z a m , p rz e p r a s z a m p a n a , panie d o k to rze ! Ja... ja... j a k B oga k o ch a m ! No... w i­

dzi pan... ja p a n u za raz w s z y stk o opowiem...

— A, to pan r a d c a ? ! A czem że m ogę panu służyć...

— Wie p an , ja... 1 1 0... j a k b y to powiedzieć...

pozwól pan...

I ra d c a , w p a k o w a w s z y się do pokoju, ro z p o ­ czął p rz e d p a n e m Y. . spow iedź.

— W y o b r a ź p a n sobie — k o ń c z y ł ra d c a — i ja, s t a r y osioł, m yślałem ...

— Ś w ięte słow a p a n a radcy...

— Bo to, panie, drugiej takiej k o b ie ty nie znajdziesz!...

— Z a p e w n e ! z a p ew n e !

— J a k kocha, panie, to już kocha!

— T ak , tak!

— No, a te ra z d obrej nocy, d o k to rz e ! Jesz cze ra z w a s p rz e p ra sz a n i i d a ru jc ie mi, że w am p r z e s z k o d z iłe m !...

— O w szem ! Ale że b y to b y ł p i e r w s z y r a z i o s t a t n i !

(4)

— G d y b y m jeszcze m iała ojca, byłabym k o m p le tn ie szczęśliwa 1

Nie m a r tw się, anio łk u ! Jeśli chcesz, s p ro w a d ź się do m nie, a m ogę cię na jak iś czas a d o p to w a ć 1

— I cóż pani ofiarow ała tego roku m ę ­ żowi na im ie n in y ?

— B liź n ia k i1 P o w ia d a m p a n u , była to d la ń p ra w d z iw a n iespodzianka!

— Pod ja k im w a ru n k ie m zdecy d o w ałb y się p an m n ie zaślubić?

— Pod w a ru n k ie m ... hm... że pani n ie ' będzie s ta w ia ć żadnych w a ru n k ó w !...

— O ile mi się zdaje, to pan masz w o ­ bec m n ie złe z a m ia ry ?

— Ależ p rzeciw nie!... J a nie m am w ogóle żadnych z a m i a r ó w !

— Tern gorzej! W ta k im razie proszę

m n ie zostaw ić w spokoju.

(5)

— Od N ow ego Roku je s te m codzień p i­

jana!... Co wieczór in n y z m ych przyjaciół chce obchodzić uroczyście m oje w stą p ie n ie do

„Związku cnoty*.

— P a n n a Kasia ta k a b la d a '

— To niech się pan w a ch m istrz postara o to, b y m się m usiała zaczerwienić!

— P o w ia d a , że zaraz skończy, tylko pod- m alu je tył... Nie! Na to się nie zgodzę za ż a d n ą c e n ę , bo ja k że b y m się potem mogła pokazać m iędzy lu d ź m i!

— Tak ch ętn ie z d rz em n ą łb y m się teraz,

a tu, jak na złość, ani rusz nie m ożna znaleźć

o d p o w ie d n ieg o tow arzystw a!...

(6)

U p o ś r e d n i k a m a ł ż e ń s t w .

— J a p a n u co pow im , p a n ie d o k to rz e ! P an d o s ta n ie za ż o n ą d w a d żeszc za ty s z ę c y ra n y sz.

C h y b a b y s t a r y S ztin k fu ss t y m c z a se m z b a n k r u ­ tował...

— A w takim r a z i e ?

— O... stan o w c zo w i ę c e j ! A k t u a l n e .

— J a k u w a ż a s z , moja Zosiu, nie jestem ja z b y t c h u d a ?

— Ależ, m oja d ro g a ! P rzy dzisiejszym b r a k u m ięsa, k to b y tam n a to uw ażał...

Skąpy gość.

Raz do sw ej k u z y n k i, w d o w y , P rzyb ył stu d e n t m e d y c y n y I p rzed łu ża ł w n ie sk o ń c z o n o ść S y m p a ty czn e od w ied zin y . S p o g lą d a ła te ż na n ie g o

Chętnem o k ie m m ło d a w d ó w k a, B yła ró w n ie ż z nim w p rzyjaźn i Jej fe r ty c z n a p o k o jó w k a .

A p o n iew a ż fe r y e były, P r z e c ią g a ła się w iz y ta , W ięc u ż y w a ł a k a d e m ik : K ochał, ja d ł i p ił do sy ta .

W reszcie tr zeb a b y ło sk o ń c zy ć Dni ro z k o sz n y c h d łu g i sz e r e g , Z p a n ią dom u się p o ż e g n a ł I sp a k o w a ł sw ój k u fere k . A sk o ń c z y w sz y z p a n ią dom u, P o k o jó w k ę w z ią ł n a stron ę, P o ca ło w a ł i u śc isn ą ł

I w d łoń w e tk n ą ł je j k oron ę.

— 0 ! m ój p a n ie ! — k r z y k n ie n a to P o k o jó w k a oburzona,

— Trzy ty g o d n ie m ej m o r d ę g i, Za to w sz y stk o — co ? — k oron a?!...

— Nie rób p ie k ła ! — r z e k ł m ło d zien iec — I w ied z o tern, m oja m ała,

Że o d em n ie tw o ja pani N aw et t e g o n ie d ostała!...

o - o

Z e s n ó w m ł o d o ś c i .

( M o n o l o g p o d l o t k a )

T rzech rz ecz y c h c ia łab y m jeszc ze dożyć...

pierw sze, w yjść za mąż, d r u g ie , znaleźć b o g a ­ tego m ęża, trzecie, zostać m ło d ą wdową!...

W a t e l i e r .

M a la rz: G d y b y ludzie wiedzieli, że to ty po zo w ałaś mi do teg o o b ra z u , nie w a h a lib y się z pew n o śc ią d ać zań ze d w ieście koron...

M odelka: L udzie nie tacy g łu p i! Każdy w o ­ la łb y dać d w a d z ie ś c ia k o ro n za oryginał...

— J a m a m p a n u pozow ać do o b ra z u ? ... Boję się, pozna ją m nie wszyscy...

— To j a ci n a m a lu ję figow y liść!

— T ak , m oja d r o g a ! D obrz e n a m tu figlo­

wać, ale jeśli n ie s k o ń cz ę n a czas zam ów ionego o b ra z u , nie o trz y m a m h o n o r a r y u m i nie będzie czem zapłacić kom o rn eg o ...

— A któż j e s t w łaścicielem k a m i e n i c y ? Męż­

cz yzna, czy k o b i e t a ?

— N iestety... h e r m a f r o d y t a !

W a r u n e k .

— Dobrze, m e c e n a s ie ! W y jd ę za p a n a , ale pod w a ru n k ie m , że nie będz ie sz n ig d y za z d ro ­ s n y m !

— N a w e t w te d y , g d y b y m m iał pow ód ?

— W ła ś n ie o to mi chodzi!

Mądre myśli zakatarzonego.

Mężczyzn nic tak bardziej nie o słabia, j a k s ła b e kobiety^.

„Miej s e r c e i p a trz w s e r c e “, w ołał wielki nasz p oeta. U nas wielu m a se rc e , woli przecież p a trz e ć niżej.

Małe p o d a r u n k i p o d trz y m u ją p rz y ja ź ń , w iel­

kie miłość.

Mężczyzna j e s t złym zbio rn ik iem cnoty, traci j ą bow iem z z a s a d y p r z y kobiecie.

D e k o lto w a n e p an ie p o k a z u ją n ajlepiej, ja k k obiecie t r u d n o b y ć d y s k r e tn ą .

Za m ło d u d r g a n a m se rc e , n a s ta ro ś ć nogi.

K obieta z a m y k a usta, g d y o tw ie ra sw e serce.

M ężczyźnie w szy stk o jed n o , k o b ie ta woli j e d n a k k o c h a n k a , niż męża.

Im c h u d s z y m ąż, tein łatw iej za j e g o plecami s k i y j e się przyjaciel dom u.

Można b y ć n iep rz y jacielem k o biet, a mimo to lubieć m łode i ła d n e dziew częta.

Miłość ku młodej d ziew czynie prow adzi do m a łż e ń stw a z nią, m ałże ń s tw o do miłości z inną.

M ałżeństw em k o n w e n a n s o w e m n a z y w a m y z w y k le ta k ie , k tó re k o n w e n ju je n a s z y m w ie­

rzycielom .

W m a łż e ń s tw ie m a m ę ż c z y z n a dw ie drogi, by b y ć z u p e łn ie szczęśliw ym . Musi b y ć albo bard zo p r z e z o r n y m , lub te ż bard zo p o błażli­

wym .

W n ie je d n e m m a łż e ń stw ie , ch o ć b y n a w e t po- b ło g o s ław io n em tu zin em pociech, mąż j e s t p rz e ­ cież bez d zietn y m .

D o b ra s ł a w a j e s t p rz e d m io te m , k tó ry łatw o m ożna stracić. Z n alazcy nie p rz y n o si żadnej korzyści, a przecież n ik t jej nie zw raca.

Miłość j e s t zbrodnią, k a r a n ą bow iem niera z b y w a d o ż y w o tn ią u t r a t ą wolności,

M ałżeństw o je st zw iązkiem d w ojga istot roz­

m aiteg o ro d z aju . K obieta w nosi z w y k le sw ą n ie ­ w inność, m ężc zy zn a sw e długi.

C zęsto teścio w ę n a z y w a m y h y en ą . Nie wiem, j a k m o żn a tak o b ra żać h y e n y !

C nota j e s t to k a p i t a ł , k tó r y nie przynosi p ro c en tó w .

J e s t n a świecie wiele k o b iet teg o rodzaju, iż t r z e b a się bard zo n a m ę c z y ć , b y ich nie uw ieść.

Miłość j e s t trucizną, w iadom o przecież, że ludzie p rz y z w y c z a ja ją się ł a tw o do trucizn.

h n k o b ie ta j e s t m niej w a r t ą , tern więcej m ężczyzn m oże uszczęśliwić.

P ie rw s z e g o z r a b o w a n e g o c a łu s a p rz e b a c z a kobieta* do p iero w te d y , g d y d ru g ie g o dała d o ­ brow olnie.

S tr a s z n e s ą te n ow e w y n a la z k i! U prow adź p a n n ę au to m o b ile m , to później d o s ta n ie s z mniej p o sag u , niż cię b e n z y n a kosztow ała.

Im k o b ie ta m a m n iejszą rę k ę , tern więcej p ieniędzy w niej się zmieści.

< M >

N a p la n t a c y a c l i .

( D y a l o g ) .

— W ięc o p u ściłaś s w ą rodzinę, bo ci coś strzeliło do g ło w y ?

— W cale nie do głow y!... J a b y ła m w od­

m ie n n y m sta n ie , więc m nie w s ty d było zostać w miej&cu rodzin nem...

P r z y n a j m n ie j s z c z e r a .

O na: Moja p rz y ja ció łk a, Zosia, mówiła mi, że p a n a tr z e b a się strze dz, bo p a n m usi b y ć czło­

w iekiem b a rd z o n ie b ez p iecz n y m !

O n: T ylk o w te d y , g d y m nie kto d ra żni, pani dobrodziejko!

O na: Czyż ja p a n a d ra żn ię?...

N a t u r a l n i e . ..

Ojciec, w chodząc do p o k o ju s y n a , z a s ta je g c . w cz u łe m s a m -n a -sa m z e le g a n c k ą panienką...

— A to d o sk o n a łe ! — w oła o b u rz o n y — P recz mi za raz !

— Kto, ojcze? J a , czy o n a ? — p y ta syn.

— N a tu ra ln ie ty!...

W s z k o l e .

— Co to j e s t m a łż e ń s tw o ? — p y ta p ro fe so r ucznia.

T e n milczy.

— No! — w oła ped a g o g . — D laczego nie o d p o w iad a s z ?

— Mam g łu p s tw o pow iedzieć, to wolę gęb y n ie o tw iera ć! — t e n m u n a to.

P r z y z n i ia n i e k w a r t a ł u .

( D y a l o g k a m i e n i c z n i k a i l o k a t o r a . )

<+- A ja k ż e tam , p ro s z ę p a n a , z c z y n s z e m ? K iedyż go w re sz c ie d o s t a n ę ?

— N iechże p a n dobrodziej b ęd z ie tro ch ę cierp liw y ! Codzień o czekuję pieniędzy...

— A od k o g o ?

— Ba... G d y b y m ja to wiedział!...

Leniwa odaliska.

H a c h a j - f lg a ma w haremie Cudnych d z ie w ic c a łą zgraję, fl, ż e sa m j e s t bardzo czynny, W ięc p r ó ż n o w a ć im nie daje.

S a m prow ad zi e w id e n c y ę I w seraju p rzez t o ład ma — b z i ś S u le jk a c z a r n o - w ło s a , Jutro jędrno-uda Fatma.

P o te m Hiriam, c o ma piersi T a k s k le p io n e , jak d w a łuki, P o t e m H arta, która umie P o k a z y w a ć d ziw n e sztuki.

I tak dalej i ta k dalej,

T rzebaby w y b iera ć długo — b o s y ć na tern, ż e d o pracy Z a w s z e jedna s z ła za drugą.

Kolej dam i ich kontrola, S p o c z y w a ł a na eunuchu, c h u s t e c z k a p a d y sza ch a U s ta w ic z n ie była w ruchu.

C h o ć n o s w p a lce musiał sią k a ć (O c z e m tutaj niech s ię w sp o m n i) — L e c z w tern z ł e g o nic nie widzą Ni w s p ó ł c z e ś n i , ni potomni.

f łle R a c h e l — J erych on k a, T a ż y d ó w k a j e s t len iw a!...

Na d w ie godzin urlop prosi, Gdy ją pan d o s ie b ie w z y w a !...

— C o z n ó w u r lo p ? i — krzyknie sułtan I z w ś c i e k ł o ś c i ą w dywan kopie,

—- P atrzcie p a ń s tw o !... W s z a k d o p iero W czoraj byłaś na urlopie!...

■ r

(7)

Wyręczyciele.

W yrabiał raz m ąż ż o n ie W prost n ie m o ż liw e chryje, Ż e z e s w e m w ia r o ło m s t w e m , Już n a w e t s ię nie Kryje.

„ N iegodna, zła Kobieto ! T o ć p r z e c ie ż s ię z a s t a n ó w ...

W n i e o b e c n o ś c i mojej, P rzyjm ujesz o b c y c h p a n ó w ! T o r z e c z j e s t n iesłych an a, R z e c z n ieb y w a ła w ś w i e c i e , Ty c h y b a z a p o m in a sz, Ż e ś j e s t mężatKą p r z e c i e !“

„Przy to b ie , t a k ! “ ... o d r z e c z e , S p o j r z a w s z y nań przelotem ,

„ t t n i e w ł a ś n ie ci p a n o w ie , P rzypom inają o t e m ! u

O

C u d o w n e d z i e c k o .

S ta r s z y p a n (po ko n c e rc ie , do c z te ro letn ieg o i r t y s t y s k r z y p k a ) : J a k a szkoda , że t y ch ło p cz y k u l i e u m ie s z je s z c z e pisać! P ro s iłb y m cię o a u t o ­ graf, bo- j a z b ie r a m p o d p isy wielkich ludzi...

Z t e k i f i l o z o f a .

Dokąd d y a b e ł z pow o d u b r a k u czasu pójść lie m oże, p o s y ła s t a r ą b a b ę , d o k ą d p ójść nie

;hce, g d y ż wie, że nie w s k ó ra łb y nic, p o sy ła nłodą.

X a K a z i m i e r z u .

( P o d s ł u c h a n e . )

— P a n n o S a l c i u ! J a k pani b ęd z ie mi ko- Jiacz, to ja pani k u p im p a c h n ią c e m idełko!...

Sensacyjna rozpraw a.

M ichał D ydak z Górnej K leczy, Z am ieszk ały — n ig d z ie s ta le — Lat tr z y d z ie ś c i o siem sk o ń c zy ł, Z t e g o d z ie s ię ć w k ry m in a le.

Gdy o d s ie d z ia ł sw o ją k a rę I p o w r ó c ił do o jczy zn y,

Górnej K leczy — o b d a rł p an n ę Z czci, a p o tem i z b ie liz n y !...

D ydak w s ta ł i w z n ió słsz y oczy, S w ą ob ron ę z a c zą ł se r y o :

— P r z e n a jśw ię tsz y T ryb un ale I W yso k a Ty G a le r y o !

Ja p rzy r o d ę bardzo lu b ię — D rzew a w lesie... w r z e c e woda...

— O skarżony n ie ch się str e sz c z a ! — W oła sę d z ia — cza su sz k o d a ! *

— Idę b r z e g ie m — m ó w i D ydak — Niebo cu d n ie lśn i nad g ło w ą ,

A nad b r z e g ie m cóż ja w id z ę ? Co?... B ielizn ę dam sk ą!... Słow o!...

— N ie! — rz ek ł sęd zia. — O skarżony S p o tk a ł p an n ę p o śró d d rogi!...

Z ga d ł pan sęd zia!... T ak! S p otk ałem W tej b ie liź n ie d a m sk ie n o g i!...

Ja b ie liz n ę w y tr z ą sn ą łe m , Bo tam b y ły m rów ki!... Słow o!...

No i p rzy tem w y le c ia ły J a k ie ś n o g i p rzyp a d k o w o!...

P ro k u ra to r n a to k r z y k n ą ł P ełen o g n ia i zap ału:

— Z brodniarz p rzy zn a ł się!... P r z y się g li!

Lat d w a n a śc ie k ry m in a łu !

— Lat d w a n a śc ie ? — m ru k n ą ł Dydak,

— Hm! Jak w y w n io s k o w a ć m o g ę , To p rzy p a d a k ry m in a łu

Po sz e ść la t za je d n ą n o g ę ! Ha! N iech b ęd zie!... A i za to D zięki Tobie, Boże d ro g i, Że k o b ieto m w s w e j d obroci, D ałeś ty lk o po d w ie n o g i!...

W k a n c e l a r y i d y r e k t o r a .

P rz y jm u ję panią! Czy pani w y s tę p o w a ła j u ż w jak ich ro la c h s a l o n o w y c h ?

Nie, p a n ie - d y re k to rz e !... P rz e w a ż n ie w t a ­ kich... z s e p a r a t e k !

S i e l a n k a .

— Cóż Lo, K asia nie w y s zła d otąd za m ą ż ?

— Ano nie! J a k się t a k miało ro k po roku trzech b a c h o ró w , to nie b y ło c z a su m yśleć o o że n k u !...

D o b r a d e f i n i e y a .

Pani, ten Mikuś to s t r a s z n y dziwak!

— Co też p a n mówi... teg o nie z a u w a ż y ła m .

— On ty lk o fu rt za d z ie w k a m i goni!

D o b r a d e l i n i c y a .

— W y , k o b ie ty , w y p ra w ia c ie r ó ż n e g łu p s tw a , a p o te m n a z y w a c ie to h i s t e r y ą !

— W y zaś, m ężczyźni, k ie d y j u ż nie p o t r a ­ ficie nic i j e s t e ś c ie z u p e łn ie niedołężni, zowiecie to f i l o z o f i ą . . .

Z k a t a l o g u k s i ę g a r s k i e g o . W ierność ko b iet: (w y c z e rp a n a ).

C nota m ę żc z y zn : (nieco uszkodzona).

D ziew ica X X . stulecia : (b r a k k a r t y t y tu ło w e j, z r e s z t ą w p o rz ąd k u ).

P iękność kobiet: (c e n y zniżone).

A u t e u t y c z n e f a c e c y e .

Do p o cz ek aln i j e d n e g o z k r a k o w s k ic h spe- cyalistów ch o ró b s e k r e t n y c h zgłasza się jak iś poczciwy k s i ę ż y n a z pro w in c y i, a w idzą c w po­

czekalni g r o m a d ę p a c y e n tó w , k tó rz y j a k o ś dzi­

w n ie n a ń sp o g lą d a ją , z w ra c a się do p i e rw s z e g o z b rz e g u z z a p y ta n ie m :

— P r z e p r a s z a m ! Może m nie p a n dobrodziej zech ciałb y p oinform ow a ć, czy p a n ra d c a udziela t a k ż e p o r a d y w cierp ien iach ... ślepej kiszki ?

P e n s y o n a t żeński w y b r a ł się, k o rz y s ta ją c z p ię k n e g o d n ia w i o s e n n e g o , n a s p a c e r za m iasto.

P rz e ło ż o n a b ac znein o kiem rz u c a ła ciągle w s t ro n ę s w y c h pup ilek , g d y w tem sp o strz e g ła , że, g d y z łąki z e r w a ł się bocian, p a n ien k i za czę ły po­

k a z y w a ć n a ń palcam i i s z e p ta ć sobie coś do ucha. Z a g n ie w a n a , ja k b y p rz y p u sz c z a ją c , o co

1111 chodzi, r z e k ła z p o w a g ą :

— P ro s z ę d a ć spokój t y m g ł u p s tw o m ! J a w a m p o w ia d a m , że to j e s t s z c z e ra p ra w d a , coście na lekcyi s ły s z a ły o bocianie!

P an b a n k i e r P u fe le s w oła p rz e d s w e oblicze p r o k u r z y s t ę i t a k doń rz ecz e, z a ło ż y w sz y z po­

w a g ą oba w ielkie palce za k a m i z e l k ę :

— P a n ie S a l z s ta n g e l! J a p o trz e b u ję pom ó­

wić z p a n e m w p ew n ej b a rd z o pow a żnej s p r a ­ wie. Od lat dziesięciu j e s t e ś p a n z a ję ty w mem b iurze, od lat dziew ięciu m asz p r o k u r ę , od ośmiu o k r a d a s z m n ie n a k a ż d y m k ro k u , p rz e d pięciu laty p rz y ła p a ł e m cię, j a k c a ło w a łe ś moją żonę, w czoraj d o w ie d z ia łe m się znow u, że w łaśn ie dzięki tobie moja n a jm ło d s z a c ó r k a j e s t w p o ­ w a ż n y m s tan ie... P a n ie S a l z s ta n g e l! J a p a n a ro b ię u w a ż n y m , że m oja cierp liw o ść m oże się t a k ż e w y c zerp a ć!...

P a n .Jojne (ale nie P ir u łk e s !) s t a n ą ł p rzed są d e m , o s k a r ż o n y o j a k i e ś p rz e s tę p s tw o . Gdy sędzia go z a p y ta ł, czy b y ł już k ie d y k a r a n y , o d p o w i e d z ia ł :

— Nu... J a biłem r a z w kąpieli i tam kazali mi z a p ła c ić czterdżieszczi ha le rz y . To ja sobi pom iszlałem , że ja m ogę zato z a b ra ć p rz e ś c ie ­ radło, tnidło, lu s tro i g r z e b ie ń i za to dostałem trzy m iesiące !

A d a w n o to b y ł o ? — p y ta sędzia.

— Będzi z dże szęć lat — brzm i odpow iedź.

— No, a od tego czasu ?

— N u !... Od teg o czasu to ja si p o trz e b o w a łe m j u ż n ig d y nie kąpacz!...

Poznać pana p o cholewach...

( S i e l a n k a ) .

Gdy n ad ch od zi piękna w io s n a I c ie p le js z y wiatr p o w ieje, N o w e n ę c ą nas widoki, N o w e budzą s ię nadzieje.

N ajpiękniejszy jed n ak w idok, Czy t o d e s z c z jest, c z y p o su c h a , Gdy natrętny w iatr w i o s e n n y P o ulicach m iasta dmucha.

I d z i e w c z ę t o m burzy grzywki I z ubraniem robi zbytki, P o k a z u ją c bez pardonu, /Aałe nóżkr, grube łydki- W ięc, gdy ruń s ię zazieleni I gdy p u s z c z ą d rzew gałązki, b z i e w c z ę , w dziej p o ń c z o s z k i białe, C z y s te majtki i podwiązki-

W ię c na w i o s n ę miej o d z ie n ie Z a w s z e sc h lu d n e i staranne...

P o c h o l e w a c h p o z n a ć pana, P o p o ń c z o s z k a c h p o z n a ć pannę!

O O A li a !

P a n i: C h y b a, ja k o k u c h a r k a , n ie m o g ła ś so­

bie, m oja Kasiu, s p ra w ia ć tak ich tu a le t, j a k ta, k t ó r ą m asz na sobie...

K a s ia : Bo ja, p ro s z ę w ielm ożnej pani, by łam p rz ez ja k iś czas za p a n n ę do w s z y s t k i e g o !

W ła ś c ic ie le i w y d a w c y : S p a d k o b ie r c y S t. L ip iń sk ie g o . O d p o w ied zia ln y r e d a k to r : W ło d z im ie r z Z e n o w ic z D r u k a r n ia D . E . P r ie d le in a w K r a k o w ie , pod z a rz ą d e m P a w ła M a d e jsk ie g o .

(8)

— W i ę c p a n i z a m i e r z a s t a n o w c z o w y t r w a ć w e w d o w i e ń s t w i e ?

— N a t u r a l n i e !

A c z y w o l n o w i e d z i e ć p o w ó d ?

— I o w s z e m ! C z a s w d o w i e ń s t w a s p ę d z i ł a m d a l e k o p r z y j e m n i e j n i ż p o ż y c i e m a ł ż e ń s k i e .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wenn der Hauptherausgeber, Ernst Kroker, in edler Bescheidenheit die Ausgabe auch immer nur noch eine Grundlage für weitere Arbeit nennt, man wird aus den drei

forderung einer Förderung des Feindes unterzuordnen. Das hängt freilich damit zusammen, dass mir auoh nicht ganz klar gestellt zu sein scheint, wie in der

standen, das zunächst für die Vereinsvorstände gedruckt worden ist, aber nun auch dem Buchhandel und durch ihn der Oeffentlichkeit nicht vorenthalten werden

niałe lipy ogrodowych alei łaniew- skiego dworu, który się za polem

no pod broń. Jest to ubytek sił roboczych bardzo znaczny, a sposoby zaradzenia temu staną się palącą sprawą ekonomicz­.. ną w całej Europie. Jak wiadomo,

Nie czuje siebie, jak rozmdlewający się obłok, który oto już zanika: rozstają się ze sobą odmęty składających je dusz, rozbiegają się po wszej ziemi

Rada Stanu winna stać się bowiem dziś jedynym i prawowitym rządem i dla Polaków przebywających w Rosji. Winni zrozumieć, że każdy Polak ważący się

muński jest mało kulturalny i bardzo brudny; niższe duchowieństwo nie- bardzo się wybija umysłem i oby­.. czajem ponad chłopa; postęp idzie tu krokiem