KU C Z C I
C H O P I N A
PRZEMÓWIENIE
P R O F. DRA EDMUNDA KRZYMUSKIEGO
PREZESA TO W . MUZYCZN.
NA UROCZYSTEJ AKADEMII W TEA TR ZE MIEJSKIM W KRAKOWIE W PONIEDZIAŁEK DNIA 2 0 -0 0 CZERWCA 1910 R.
W KRAKOWIE
CZCIONKAMI DRUKARNI »CZASU«
1910.
KU C Z C I
C H O P I N A
PRZEMÓWIENIE
PRO F. DRA EDMUNDA KRZYMUSKIEGO
PREZESA TO W . MUZYCZN.
NA UROCZYSTEJ AKADEMII W TEA TR ZE MIEJSKIM W KRAKOWIE W PONIEDZIAŁEK DNIA 2 0 -0 0 CZERWCA 1910 R.
W KRAKOWIE
CZCIONKAMI DRUKARNI » CZASU«
1 9 1 0 .
3 6 6 ?
V
N akładem A u to ra
S
to lat minęło od tego błogosławionego roku, gdy w skromnym dw orku w iejskim , w Żelazow ej W oli pod W arszaw ą ujrzał światło dzien
ne ten, kto miał stać się jedną z najw iększych i najcudow niejszych gwiazd na niebie sztuki polskiej.
A był to u nas okres w gw iazdy dziwnie bo
gaty. I to w gwiazdy, jakich dotąd duchowi naszem u nie było danem w yprom ieniać, w gw ia
zdy, które byćby m usiały chlubą i dla n aro dów w literaturze i sztukach pięknych n ajb ar
dziej przodujących. Świeciły one i świecą do
tą d takim blaskiem , że nie bledną naw et wobec najw iększych chwał w szechśw iatow ych, wobec najprzedniejszych arcydzieł geniuszu greckiego, w obec najw spanialszych pom ników odrodzenia w łoskiego, a i później w obec Szekspira i B yro
n a w Anglii, wobec Göthego, Schillera, Mozarta i B eethovena w Niemczech. W całym tym ja snym, nieśm iertelnym pochodzie ludzkości ku zdobyw aniu piękna, naró d nasz był w tym bło
1*
— 4 —
gosławionym okresie, jak b y przez Boga w ybra
nym ludem.
W szakże Mickiewicz był tylko o 12 la t s ta r
szy od Chopina, a rów ieśnikam i byli mu także Słow acki i Krasiński. Ten sam praw ie ro k (1822), k tó ry p atrzał na pierw szy tom ik Mickiewicza —
„Ballady i rom anze“ — był tak że świadkiem pierw szych tryum fów tego cudownego dziecka, k tóre grą fortepianow ą poryw ało najw y tw o r
niejszą publiczność w arszaw ską, zachw ycało n aj
w ybredniejszych i najsurow szych krytyków , a już w tedy zapow iadało ta k nadzw yczajną, ta k dzi
wnie w nowe pom ysły i formy bogatą tw órczość m uzyczną, że jego ówczesny nauczyciel, a dy
re k to r konserw atoryum w arszaw skiego, Józef E l
sner, zw ykł był m awiać do rodziców Chopina, nieco tern jego zbyt samodzielnem usposobieniem zak ło p o ta n y ch : „Dajcie mu pokój, on dlatego tylko idzie niezw ykłą drogą, że ma niezw ykłe uzdolnienie. On nie przestrzega ściśle utartej i pow szechnie uznaw anej m etody, ale zato posia
da w łasną m etodę i w dziełach swoich ujaw ni ta k ą oryginalność, jakiej dotąd w rów nym sto
pniu nie widziano jeszcze u nikogo innego“.
Mało dobrych w różb ta k się kiedykolw iek ziściło, ja k te złote słowa m ądrego przew odnika tej nad w szelki w yraz pięknej, do n ajszczytniej
szych natchnień powołanej i pieśnią polską ta k
przepojonej duszy, że m uzyka Chopina — to jak b y przekład poezyi polskiej na mowę tonów, jak b y podniesienie do harm onii wyższego, nie
biańskiego rzędu tych cudow nych dźw ięków, któ- remi rozbrzm iew ały poem aty naszych wielkich wieszczów, budząc słuszny podziw dla potęgi i piękna naszego słowa.
A słowo to, przełożone na m uzykę, nie prze
staw szy być polskiem , stało się wszechludzkiem.
Była to jakaś cudow na, jak b y m istyczna trans- figuracya głosu, którym przem aw iali wielcy mi- strze naszej poezyi, strof, k tóre płynęły z lutni Mickiewicza, Słow ackiego i Krasińskiego w dźw ię
ki innej, doskonalszej harfy, bo harfy, k tó ra ca
ły czar tej poezyi um iała zakląć w swoje stru ny, dla każdego jej tonu, każdej skargi, k ażd e
go m arzenia, każdej łzy i każdego uśmiechu, każdej nadziei i każdego zw ątpienia, a przede- w szystkiem dla każdego poryw u tej jej wielkiej, szlachetnej, gorącej miłości Polski, um iała zna- leść akordy niemniej praw dziw e, niemniej pięk
ne od tam tych, ale kto wie, czy jeszcze nie p o tężniejsze, bo nie znające granic ani państw , ani narodów , zrozum iałe dla każdego serca, tra fiające do każdej duszy ludzkiej.
Muzyka Chopina — to poezyi polskiej w ykw it najidealniejszy.
Czy dla natchnień swoich szukał on form y w pow ażnych w zorach klasycznych, w ko n cer
tach i so n a ta c h ; czy rom antyzm nastrajał mu lutnię do ballad, noktiurnów i tego cudu nad cudami, k tó ry się nazyw a fa n ta zy ą F-m oI; czy zapał rycerski kazał mu uderzać w surm y polo
neza ; czy wspom nienia z la t szkolnych, w raże
nia naszych dw orków szlacheckich i chat w iej
skich, dożynków i w esel w śród naszego ludu, w yryw ały mu z duszy owe pięknością ta k j e dyne w literaturze m uzycznej poem aty o rytm ie m azurka lub w a lc a ; czy naw et chciał tylko in nych i siebie w grze fortepianow ej w ydoskona
lać i napisał owe etiudy, które są niedościgłe- mi arcydziełami, pełnem i now ych kom binacyj harm onicznych, now ych efektów kolorystycz
nych, etiudy, jakich rów nie pięknych n ik t inny przedtem , ani potem nie skom ponow ał; czy n a
reszcie chciał dać się unieść skrzydłom impro- wizacyi i pokosztow ać tej wolności niebiańskiej, k tó ra dla dusz w ybranych jest źródłem najw yż
szych natchnień i dał tem u w yraz w ta k p rze
dziwnie oryginalnych, a nieskończenie pięknych Preludyach, że z ich powodu Schum ann nie za
w ahał się uczcić ich tw órcy słowami S c h ille ra : W as D u th u st, w a s d ir gefällt, ist Gesetz — to zaw sze była to m uzyka polska, odgłos naszych uczuć, sm ętków i w esel narodow ych, zaw sze
była to nasza pieśń, pieśń z naszych pól, łąk i lasów , pieśń z naszych serc i dusz płynąca.
I pieśń ta popłynęła w św iat szeroki, na pod
bój w szystkich narodów , na podbój w szystkich serc i dusz ludzkich. I zdobyła je w szystkie n a
w et tam, gdzie nasze praw a deptano najokrutniej, gdzie żywiono dla nas nienaw iść nieubłaganą, gdzie o naszej kulturze mówiono z pogardą, gdzie naszej w ielkiej poezyi nie znano, lub znać nie chciano.
Ale tę naszą poezyę, k tórą Chopin na m uzy
k ę przełożył, pokochano w krótce, otoczono czcią pow szechną, radow ano się nią, jak b y ja- kiem ś cudownem objawieniem.
Jeżeli w nieszczęściu można mienić się szczę
śliwym, jeżeli w dziejach porozbiorow ych Pol
ski godzi się mówić o jakim ś okresie błogo
sław ionym ; to zaiste takim okresem była dla nas pierw sza połow a XIX wieku, la ta tw órczo
ści naszych w ielkich poetów , lata natchnień n a szego najgenialszego wieszcza w muzyce.
I rzecz dziwna, że ten okres przypadł ta k zaraz po naszych najstraszniejszych nieszczę
ściach i żałobach narodow ych.
O statni rozbiór był jeszcze świeżym w ypad
kiem , gdy przyszedł n a św iat Mickiewicz, a oj
ciec Chopina był świadkiem obwieszczenia kon
s ty tu c ji 3 Maja i tych wielkich nadziei i tych gorących zapałów , z jakiem i ak t ten witano w całej Polsce, a potem w r. 1794, w szak to on w szeregach gw ardyi narodow ej bronił W a r
szawy od najazdu pruskiego, patrzał z niem ą ro z
paczą na okropności rzezi praskiej, a gdy w net potem przyszedł ostatni rozbiór, to on go odczuł, jako ból w łasny, jako ranę jego sercu zadaną.
A więc żyło jeszcze świeżo we w spom nie
niach i uczuciach naszego pokolenia z pierw szej połow y XIX wieku to w szystko, co było najtragiczniejsze w dziejach naszej Ojczyzny, w szystkie ciosy, których ona odeprzeć nie um ia
ła, w szystkie krzyw dy, od k tórych się obronić nie potrafiła, w szystkie upokorzenia, w szystkie sromy, w szystkie niegodziwości, jak ie m usiała znosić i ten ból najgorszy, ból nad bóle, że jej synom trze b a było także uderzać się w pier
si z uczuciem żalu za grzechy ojców, z uczu
ciem, że ten upadek, że te rozbiory, te klęski — to nietylko nieszczęście, lecz i kara, to dzieło nietylko złości obcej, lecz i w łasnych przewinień.
I oto, jakby na pociechę Bóg zesłał temu po
koleniu swoje Anioły, dał mu wieszczów, k tó rzy mieli je okryć sław ą i w miejsce utracone
go przez ojców w ładztw a, obdarzyć inną p o tę
gą, innem panow aniem .
— 9 —
Zaiste „w szystko nam dałeś, co dać mogłeś P a n ie !“.
Bo to, cośmy utracili, to nie Twoim było da
rem, lecz naszą w łasną z d o b y c z ą , bo bogactw a m ateryalne, posiadłości lądow e i m orskie, pod
boje pługa, w arsztatu i oręża, przew aga prze
m ysłowa, handlow a, polityczna nad innemi p ań stwam i, moc zdobyw ania posłuchu dla swojej woli, moc panow ania na szerokiej widowni dziejów, moc samodzielnego decydow ania o ustro ju, potrzebach i celach życia pryw atnego i p u blicznego — to w szystko jest sferą czysto ludzką. Człowiekowi je s t dauern staw ać się p a
nem lub żyć w niewoli, — narodom jest danem w ładać lub znosić jarzm o, upadać lub dźw i
gać się z upadku, utracać lub odzyskiw ać nie
podległość !
Ale zapalać gwiazdy, z których m ają w y try skać prom ienie w yższych objaw ień, ale zapła- dniać dusze, k tóre m ają wznosić się do tych prom ieni, przejm ow ać je, niemi się oświecać i ten swój ogień św ięty przelewać w skończone a nieśm iertelne form y idei praw dy, piękna lub dobra — to już nie je st tylko rzecz ludzka.
Ty jeden, Panie, dary tak ie rozdajesz, i chw a
ła, błogosławieństwo narodow i, którem u ich nie poskąpisz 1
— 10 —
Taką chw ałą, takiem błogosław ieństw em byli dla nas Mickiewicz, Słow acki i K rasiński i ten w muzyce poeta nad poety, na którego cześć zgromadziliśmy się ta k licznie w tej sali.
Nie tu byłoby na m iejscu wdawać się w ro z
biór szczegółowy tw órczości Chopina, w ocenę fachow ą jego dzieł.
Jest jednak w sztuce Chopina jeden ton, k tó rego pominąć nie chciałbym, bo to n ta k dziwnie charakterystyczny i ta k w yraźny, że praw ie nie trzeba studyów specyalnych, aby go odczuć i odgadnąć tajem nicę jego czaru i potęgi.
M uzyka Chopina była m uzyką polską, ale nie była m uzyką ludową.
On nie brał tem atów z pieśni, przez lud nu conych, ani z obertasów i m azurów w yw ijanych n a zabaw ach i weselach w iejskich, na m uraw ie przede dworem pańskim lub w karczmie przy dźw iękach skrzypiec i basetli.
Nie ! on się tylko w słuchiw ał w te m elodye, w tę rytm ikę, ten koloryt, ale nie na to, by tę harm onię naśladow ać, lecz by ją uczynić swo
ją, t. j. o całą jego duszę bogatszą, szlachetniej
szą, doskonalszą.
I w duchu tej harmonii, k tó ra już była dzie
łem Chopina, nie przerabiał on motywów ludo
wych, lecz tw orzył w łasne m otyw y, w łasne o-
— - 11 —
bertasy, kujaw iaki, m azurki i walce, idę dalej, w duchu tej harm onii, tw orzył on w szystkie swoje kom pozycye, i m niejsze i większe, nok- tiurny, ballady, polonezy, etiudy, preludya, a naw et koncerty, sonaty i fantazye, bo w szędzie czuł się tej harm onii lutnistą, bo nigdy nie mógł się od niej całkiem oderwać, bo, ja k trafnie i pię
knie pow iada P rzy b y sz ew sk i: „trzeba pam iętać o tern, że każdy ton Chopina, to nie oderw any symbol m uzyczny, ale obnażone serce, bijące, żywe, z piersi w yrw ane“.
A że to serce było na w skroś polskie, a że ta pierś była pełna tak gorącego patryotyzm u, że naw et razu jednego, za owych powszechnie znanych, strasznych dni w S tuttgardzie, zaczął on aż o Bogu w ątpić, czyby przypadkiem i Bóg nie był Moskalem 1), a więc, że cała n atu ra Cho
pina była ta k bardzo n atu rą polską, a jego tw órczość była znów tylko tej jego n atu ry ży wym, tryskającym w y lew em : przeto nic dzi
wnego, że jego m uzyka m usiała być polską, p o mimo, że nie opierała się na tem atach ludow ych, lecz była płodem oryginalnym jego ducha.
J) Patrz notatnik podręczny Chopina po raz p ierw szy drukow any w szkicu Stanisław a Tarnow skiego :
„Fr. Chopin“ (odczyt z r. 1871), w ydanym w r. 1892 p. t . : „Chopin i G rottger“.
— 12 —
A w tern byłaby naw et pew na nauka.
Do ludu, do jego kultury, do poziomu jego obyczajów , do jego etyki, do jego w yobrażeń o form ach i obow iązkach życia, do jego pojęć i upodobań estetycznych, przodow nikom narodu schodzić nigdy nie należy, jako do w zoru go
dnego naśladow ania. Przeciw nie m ają oni po
znaw ać ch arak ter życia ludowego, etyki, oby
czajowości i estetyki ludow ej, na to tylko, aby ten charakter o całą skalę ich w yższej cywili- zacyi podnosić, uszlachetniać, w ydoskonalać.
Twórczość społeczna przodow ników narodu w odniesieniu do życia ludowego pow inna brać w zór z tw órczości artystycznej Chopina w odnie
sieniu do pieśni ludowej.
Chopin był w sztuce a ry s to k ra tą , ale ary
s to k ra tą , który b y calem sercem pokochał lud, nie schodził do jego nizin, lecz wiódł go na swoje szczyty i chciał go podnosić do swo
jej o całe niebo w yższej i w ytw orniejszej k u l
tury.
I to zadanie w muzyce udało mu się n ajzu pełniej. I dzięki niem u nasza pieśń ludow a prze
obraziła się w jedną z najcudow niejszych har- monij, jakiem i kiedykolw iek i gdziekolw iek ge
niusz m uzyczny potrafił przem aw iać do serc i dusz ludzkich.
— 13 —
To w łaśnie każe nam nietylko wielbić, leez i kochać Chopina, otaczać jego pamięć czcią i wdzięcznością niew ygasłą, w idzieć w nim coś więcej niż genialnego kom pozytora, bo także jednego z tych natchnionych, m iłością ojczyzny gorejących wodzów naszego narodu, wodzów, któ rzy go w iedli w św ięty bój o tryum fy d u cha i dali mu tak ie zw ycięstw a, jakich dotąd nigdy nie odnosił, naw et gdy w ładał od m orza do m orza i był panem tych, którym dzisiaj podlega.
A owoce takich zw ycięstw trw ają wiecznie i naród, któ ry z nich pokarm bierze, zginąć nigdy nie może.
Cześć Wam, o duchy nieśm iertelne, cześć Wa
szym świętym zachwytom , cześć W aszych n a tchnień polotom, cześć zawsze, cześć w sz ę d z ie !
Ale dzisiaj cześć najosobliw sza Tobie, o cu
dow ny tonów poeto, w tym setnym od Twej kolebki r o k u !
Na krótko przed śm iercią wyraziłeś życzenie, aby przyjaciele gryw ali Ci n a pam iątkę dobrą muzykę, a Tyś ich stam tąd mógł słyszeć. Dziś w szystkie serca, i polskie i obce, i tu taj i w n a j
dalszych stronach św iata cywilizowanego, śp ie
w ają Ci hym ny chw ały i miłości.
M uzyka to inna niż ta , o k tó rą przed śm ier
cią prosiłeś przyjaciół. Ale m uzyka dobra, uaj-
— 14 - —
lepsza, bo z rodzaju tej, ja k ą aniołowie u p ra w iają w niebie i ja k ą Bóg się raduje.
O wielki, nieśm iertelny Duchu, obyś te n a
sze hym ny mógł stam tąd słyszeć i cieszyć się n iem i!
P M
■
pr:
mm
w
Bibl. Gł. Akademii Muz. Katowice nr inw.: A - 3667
3667 A
*