• Nie Znaleziono Wyników

Akademii Umiejętności w Krakowie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Akademii Umiejętności w Krakowie"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 16

.

Warszawa, d. 17 Lipca 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A “ W W a r s z a w ie : rocznie rs. 6

k w artaln ie „ 1 kop. 50 Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ 7 „ 20 kw artalnie „ 1 „ 80.

K om itet R ed akcyjn y stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński.

J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag-. K. Ijeike, Dr.

L. Dudrewicz, m ag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trcjdosiewiez i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erow ać można w Kedakeyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s B e r t a k c y i P o d w a l e N r . S

ŻEG LU G A MORSKA

i handel miedzy-wyspowy

K A R O L I Ń Ć Z Y K Ó W C E N T R A L N Y C H .

(Notaty z podróży po Oceanie Wielkim)

p rzez Jana S . K u b are g o .

P ism a m isyjonarzy hiszpańskich ju ż od roku 1697 w spom inają o zapędzaniu prądam i m orskiem i czółen K arolińskich na brzegi wysp Filipińskich. Późniejsze ich opisy mówią o że­

glarstw ie m iędzy-wyspowem, wysoce rozwi- niętem i z tem zgadzają się wzm ianki w szyst­

kich podróżników i żeglarzy czasów nowszych.

Ponieważ podróże moje po w yspach t u t e j ­ szych zetknęły m nie z ty m i żeglarzami oceań- skitni, przeto może nie będą, bez interesu ogólnego moj e uw agi o ty m przedmiocie.

W ro k u 1870 na wyspie Yap, a jeszcze le­

piój na wyspach P e lau w ia ta c h 1871— 73, m iałem sposobność poznać żeglugę panującą między Y ap i P elau. W 1873 r. na wyspach ITleaj spotkałem czółna japskic i z wysp Mu- ku.rn.uk (Mackenzie I-ds). W L u ty m 1877 opu­

ściłem Ponape, by się udać na praw ie jeszcze

nieznane w yspy H ogolen albo Huk, okoliczno­

ści były jed n ak nieprzyjazne i m usiałem w y­

lądować na w yspach Mortlocka, gdzie pozo­

stając przez pięć miesięcy, m iałem pierwszą i najlepszą sposobność zapoznania się z żegla­

rzam i karolińskim i i ze szczegółami ich że­

glugi. W roku następnym udało mi się nare­

szcie stanąć na wybrzeżach w yspy Fófan, jednój z grupy wysp H uk i tu przez czterna­

sto- miesięczny pobyt mogłem dopełnić swych wiadomości, zebranych na w yspach M ortloc­

ka. G dy przy tem mój późniejszy pobyt na Ponape i dotknięcie wyspy Stronga, obeznało mnie ze stosunkam i, panuj ącemi na ty ch po­

zostałych częściach wysp Karolińskich, przeto ogólny pogląd na stosunki żeglarskie daje mi możność w niknięcia bliższego w ich zna­

czenie.

O ile się m ogłem przekonać, żegluga po­

między w yspam i P elau i Yap, podejmowana je s t tylko przez krajowców tój ostatniej w y­

spy i bliższą o niój wzmiankę najlepiój odło­

żyć do opisu tejże. N a wschodzie K arolin W ielkich, ja k na wyspie Stronga i na wyspie Ponape, żeglarstwo zostało zapomniane i za­

rzucone. Głównym więc przedmiotem naszój uw agi będą wyspy, stanowiące środek archi­

pelagu K arolin W ielkich, w yspy Koralowe, obejmujące w sobie w środku grupę Itu k , a których granicą n a zachód będą w yspy

(2)

2 4 2 W S Z E C H Ś W IA t1. iNs 1 6 .

Uleaj, a na wschód w yspy M ortlocka. Od­

dzielne traktow anie tego działu K arolin W iel­

kich je s t tem bardziój uspraw iedliw ione, że lu­

dy, zamieszkujące te w yspy są w rzeczyw isto­

ści jednym ludem tylko, jaknajw yraźniej odróż­

niającym się od najbliższych swych sąsiadów wschodnich i zachodnich i że pośród nich ty l­

ko właściwe żeglarstwo m orskie, właśnie w skutek drobności i rozdzielenia ich wysp rozwinęło się i do dnia dzisiejszego utrzym ało.

Początków pow stania żeglugi karolińskiój dzisiaj odkryć niepodobna. N a w szystkich tych wyspach istnieje ona ja k o sztuka prze­

kazana trady cy ją, ty lko przyczyny powodu­

jące jój utrzym anie się, do dzisiaj są widoczne i zrozumiałe.

P rzyczyny te istnieją w pow inow actw ie ro- dowem tych ludów i w ich potrzebach społe­

cznych. Pow inow actw o owo sięga zapewne czasów pierwszego zaludnienia ty ch wysp i objawia się w zachowaniu się pierw otnych plemion, które bez w zględu na rozdzielenie czasowe i miejscowe utrzy m ały sw ą pierw o­

tn ą solidarność. Za urządzeniem się społecznem na podstawie plemion, którego bliższe zbadanie odkładam do innego czasu, idzie m ałżeństw o egzogamiczne, t. j. pozaplemieniowe, które nieraz zmusza mężczyznę do szukania sobie żony poza granicam i w łasnego kraju. Opi'ócz ty ch przyczyn, skłaniają dzisiaj krajow ców do zwiedzania sąsiednich wysp, potrzeby ży­

cia, któ re sta ją się tu ta j przedm iotem praw ­ dziwego handlu. Otóż sztuka żeglarska K aro- lińczyków i ich handel będą w yłącznie przed­

m iotem niniejszćj pracy.

I.

B iorąc pod uwagę żeglugę k arolińską, w y ­ pada naprzód zająć się jćj częścią m echani­

czną, t. j. budow ą i urządzeniem czółen lub naw Karolińczyków , a potem sposobem kiero ­ w ania tychże na bezdrożnym oceanie.

Typow ą form ą czółna K arolińczyków cen­

tralnych, je s t czółno zwane n a w yspach M ort­

locka: „M essuk“, na w yspach Ilu k : „M eliuk“, a które znajduje się na w szystkich wyspach i naw et na Y ap, obok właściwego tój wyspie czółna zwanego Czagopin. N a w yspach M ort­

locka znajduje się również jeszcze in n a form a czółna, zwana „Eażol“. lecz ta je s t znana ty l­

ko na tych wyspach i zdaje się być naślado­

waniem nukuorskiego „w akha“. Bliższe ba­

dania tych form miejscowych lepiój odłożyć do szczegółowych opisów tych miejsc, obecnie zajm iem y się tylko czysto karolińskiem czół­

nem, jako typowem dla wszystkich tych wysp.

J a k w szystkie czółna oceańskie, karoliński

„M eliuk“ albo „Messuk" składa się z właści­

wego czółna i pływ aka zewnętrznego, u trz y ­ mującego czółno właściwe w równowadze oraz z łączącego obie te części pomostu. W na­

wach, przeznaczonych do podróży m orskich, znajduje się jeszcze część czwarta, rodzaj po­

m ostu na stronie odwiatrowój, na którym znajduje się rodzaj dachu, pod którym ładu­

nek kosztow ny i kapitan z pilotą znajdują schronienie podczas podróży.

Czółno właściwe „ lla “ znajduje się w środ­

ku całój naw y i właściwie unosi ją , m ając na stronie odwiatrowój „E pep“, t. j. powyżój w zm iankow any pom ost z dachem, a na stro­

nie dowiatrowój pływ ak zw any „T am “.

Najgłów niejsza część czółna „TTafc, mając za zadanie żeglowanie, m usiała posiadać pe­

w ną głębokość, któ rą wyspiarze, nieposia- dający na swych wyspach drzew wielkości dostatecznój, osiągnęli przez to, że budują swe czółna z pojedyńczyck kaw ałków i desek, które zeszywają sznurkiem kokosowym i za­

lepiając pozostałe szpary sokiem drzewa chle­

bowego, otrzym ali naw y na m orzu dość pe­

wne, lccz pomimo tego ciężkie i silnie prze­

ciekające.

Ogólna postać tego czółna moża być pozna­

na z przyłączonego rysun k u. Część dolna czółna, stanow iąca brzeg albo krawędź dolną, zwie się „ P u lla n “. Brzeg dolny je s t nieco w y­

pukły i zawsze bardzo ostry. P rzednia i tyln a część czółna jest sztuką drzew a jednakow ego k ształtu i od jój postaci zależy doskonałość i nazw a czółna Części te zowią się „8opon“.

W czółnie, będącem przedm iotem opisu, oba jego końce są ostro zakończone i brzegi końcowe skośnie ku dnu schodzą, co daj o czółnu zdolność łatwiejszego przecinania fali.

K ą t między brzegiem przednim lub tylnym i brzegiem dolnym, je s t płasko-zaokrąglony, górna część przodu wynosi się m iernie w po­

staci pryzm atycznego słupca (ligisopon), k tó ­ rego w ierzchołek opatrzony je s t dwoma zęba­

mi, zwróconymi k u przodowi (kinpue). Boki czółna składają się z ledwie ociosanych desek (papa), spojonych w wyżej wym ieniony spo­

(3)

Xs 10. W SZ EC H ŚW IA T. 2 4 3

sób. Pom ost łączący „U a“ z „ta m “ je s t silnie zbudowany i odznacza się swą wypukłością ku górze i niskością ponad pływakiem . W o ­ góle wszystkie drzewa i podpory są grube i silne, przezco czółno, choć lekkie z pozoru, na wodzie je s t ciężkie i żegluje szybko tylko przy wietrze sprzyjającym , lecz do .skuteczne­

go krzyżowania je s t mało przydatne.

Biorąc na uw agę trudności, jakim budowa czółna na wyspach pozbawionych drzewa pod­

lega i w ypływ ającą z tego powodu konieczną niedokładność w wykończeniu, niepodobna od-

jeden lub dwu łudzi steruje na jednym końcu.

K apitan zwykle sam kieruje liną żagla, m ając przy sobie sternika wskazującego drogę Pod­

czas dobrój pogody ludzie skupiają się na środ­

ku czółna, przy nieco silniejszym wietrze naj­

większa ich część znajduje się na pływ aku, gdzie na pomoście znajduje się rodzaj szero­

kiej i niskiój budy. W ogóle stateczność naw y musi zajmować ciągle uwagę żeglarzy i zo­

staje regulowaną przekładaniem ładunku i przemieszczaniem osady to na jednę, to na drugą stronę. Bez względu na oba pokłady,

przecięcie

Widok z boku od strony w iatru.

C z ó ł n o K a r o l i ń s z y k ń w c e n t r a l n y c h .

mówić uznania K arolińczykem i ich nawom, chociaż znowu pochwały niektórych pisarzy są zbyt wygórowane. Czółna to są z pozoru wą­

tłe, gdyż i największe z nich nie przechodzą 30 stóp długości, lecz właśnie to ograniczenie wielkości nietylko że je s t konieczne, ale za­

pewnia może większe bezpieczeństwo, gdyż na większych czółnach sznurki kokosowe wiążąco pojedyńcze części, nie oparłyby się zerw aniu podczas żeglowania na morzu. Nie­

dostatek miejsca zastąpiony je s t pokładami sztucznem i nad pływakiem i na stronie od- wiatrowój, tak, że czółno małe z pozoru, obej­

m uje nieraz bardzo znaczny ładunek. Zw ykle 6 do 12 ludzi stanow i osadę podczas podróży morskiój. Jeżeli w iatr je s t więcój od tyłu,

znajdujące się ponad wodą i ciężkość czółna właściwego w środku, k ształt jego sprawia, że opór przy parciu wody je s t bardzo słaby, gdyż dno i oba końce są ostrem i krawędziami, a cały statek popychany je s t żaglem tró jk ą t­

nym znacznego rozmiaru. Żagiel ten ja k i na całym oceanie spleciony je s t z liści pandanu i mało się w yróżnia od żagli wysp sąsiednich.

W ielkość jego do 40 metrów kw adratow ych spraw ia, że czółno porusza się szybko na wo­

dzie spokojnej i gdy umocowanie żagla m a miejsce na końcu czółna przednim, czółno więc, mając część najszerszą żagla, a zatem i przewagę popędu na końcu tylnym , stara się zawsze końcem przednim zwrócić do w iatru.

Doświadczenie dało w yspiarzom ta k ą w pra­

(4)

244 W S Z E C H Ś W IA T . Jft l g .

wę w obliczeniu stosunku żagla do czółna, żo to ostatnie żegluje bardzo blisko do w iatru bez steru i tylko przy w ietrze pełnym , t. j.

z boku lub z tyłu. sterujący m usi być na swem stanow isku. Sterow anie odbywa się wiosłem i ręcznie, chociaż na w yspach R uk w idziałem rodzaj steru, naśladujący wzór eu­

ropejski w sposób nader prosty. J e s t nim zw y­

czajna podłużna deska, przym ocow ana sznur­

kiem do boku czółna, k u jego końcowi; byw a ona kierow ana nogą sterującego, w ysun iętą poza brzeg czółna.

P rzy m io ty dobre czółna podczas dobrej po­

gody, stają się jego w adam i przy m iernćj nie­

pogodzie. O szybkości karolińskiego czółna opowiadają przesadzone rzeczy. P rz y najlep­

szych w arunkach ledwie dosięga 5 m il ang.

na godzinę. M ortlokczycy np. opuszczają swe w yspy o świcie i są zadowoleni, jeżeli p rzy do- skonałój pogodzie ujrzą przed zachodem słoń­

ca tylk o 48 m il odległe w yspy N am oluk.

Krzyżowanie z w iatrem przeciw nym je s t na­

der powolne. Ów w ielki żagiel staje się za- w ielkim przy najsłabszój b u rzy i m usi być spuszczany często, gdyż inaczój przedni koniec zanurzyłby się pod wodą. P o przejściu wia­

tru żagiel znowu się podnosi. Tm mniój oporu daje wodzie ostrokraw ędziow a budow a czółna, tem więcój dają go w iatrow i nadwodne pomo­

sty i pokłady i dlatego żeglując przy w ietrze, czółno traci bardzo wiele i odpada od kursu właściwego. To je s t powodem nietylko powol­

ności w krzyżowaniu, ale często czółna k rzy ­ żujące gubią się zupełnie i zostają zapędzone falą na inne w yspy. Owe w iązanie sznurko- we i wykitow anie fug wapnom i sokiem drze­

wa chlebowego, je s t tylko na bardzo k ró tk i czas w ytrw ałem . P o kilku godzinach silnój żeglugi czółno ciecze ja k przetak i k ilk u ludzi stale się zajm uje w yczerpyw aniem wody.

W ogóle K arolińczyk m a do odbyw ania sw ych podróży m orskich naw ę bardzo niedo­

stateczną, a że się n ią zadowalnia, j e st s k u t­

kiem konieczności i przyzw yczajenia. P rz y ­ chodzi m u p rzytem w pomoc oswojenie się zupełne z żywiołem wodnym , w ytrzym ałość na chwilowy tru d i w końcu oprócz zabobon­

nego fatalizmu, jeszcze i cały zasób wiado­

mości zebranych doświadczeniem przeszłych pokoleń.

Dopóki ląd, od którego K arolińczyk odbija lub do którego podąża, je s t n a w idoku, k iero ­

w anie czółna je s t łatw e i dostępne każdem u niem al dorosłem u krajowcowi. Inaczój m a się jednak, gdy podróż ma trw ać dni kilka i w ie­

dzie przez bezdrożny ocean. Tutaj dopiero ob­

jaw ia się praw dziw a sztuka żeglarska, która je s t tylko w posiadaniu osób niewielu. D late­

go odróżnia się dowódzcę czółna „silelap“ i pilotę „palłauy“, k tó ry to ostatni niem a do czynienia z obrotąm i naw y i tylko pokazuje drogę żeglarzom.

„P allau y “ ta k i je s t mędrcem poważanym przez w szystkich, — zna on gwiazdy, poti'afi oznaczać czas, zna w szystkie w yspy św iata karolińskiego i może do każdój wskazać dro­

gę. Znajomość tych rzeczy zdobył on sobie niełatw o i to dopiero po wielu latach doświad­

czenia i trudów . Odbył on zawsze kilk a po­

dróży m orskich w młodszym wieku ze swoim m istrzem , k tó ry zazdrosny o swą wiedzę, udzielał m u objaśnień skąpo i praw ie nigdy za darmo, gdyż każdy gwiazdarz woli w taje­

mniczać w sw ą wiedzę własnego syna lub najbliższego krew nego. Ci ostatni też zwykle są lepiój w tajem niczeni niż obcy, szukający nauki. Nieograniczony egoizm zdaje się być przyrodzony ludom nieucywilizowanym. K a­

żdy „pallauy“ chciałby wyłącznie sam jeden posiadać swe tajem nice i dopiero po swój śmierci dozwolić innem u znajomości tychże.

K ażda wioska niezależna chciałaby posiadać swego własnego astronom a i chciałaby zataić jego wiedzę przed sąsiadami. Egoizm ten je s t częścią zrozum iały, a może i naw et po części uspraw iedliony, gdyż na tych ta k ubogich wyspach, znajomość najłatw iejszej drogi do pewnego miejsca, zapewnia posiadaczom ko­

rzyści handlowe, czasami naw et staje się k w e­

sty ją życia. S ta n ten da się lepiój pojąć, jeżeli się weźmie n a uwagę, że ludy tutejsze roz­

dzielone są na liczne plemiona, rozproszone w licznych drobnych osadach na w szystkich ty ch wyspach, a któro się wzajemnie niena­

widzą i na ta k szczupłem m iejscu o b y t swój walczą. Z drugiój stro ny znowu, ta chęć za­

chowania w tajem nicy swój wiedzy staje się jój zagładą, gdyż czasem posiadacz jój kończy swe życie i zabiera j ą z sobą do grobu. T ak np. żeglarze wysp M ortlocka wspom inają pilotę Sejbolusa, ja k o ostatniego, k tó ry znał drogę do N ukuoro; również i znajomość żeglowania n a wschód od wysp M ortlocka zaginęła. W o ­ góle liczba takich pilotów je s t ograniczoną

(5)

M 1 6 . W SZ E C H Ś W IA T . 2 4 5

i z tych nic wszyscy są sobie równi wiedzą.

Kierow anie czółna przez ocean je s t tylko je - dnem, wprawdzie ja k dla tutejszych ludów naj główniej szem zastosowaniem wiedzy „pal- la u y “, lecz główną jej podwalinę stanowi zna­

jomość gwiazd, na którój także polegają w szystkie tutejsze poglądy gieograliczne i astronom iczne, a tych bliższe poznanie może będzie dla nas nie bez interesu.

Karolinczycy przedstawiali sobie św iat jako płaszczyznę morską, długą i wąską, na którój rozsypane są w yspy im znane. Ogólnój na­

zwy dla tego św iata nie m ają i obejmują go wyrażeniem „wszystkie w yspy lub ziemie“.

Nad płaszczyzną tą krążą słońce, księżyc i gwiazdy; te ostatnie po każdój nocy, pogrążają się zrana w morzu, by znowu wrócić do miejsca swego pierwszego wyjścia. Przez środek tego św iata w yobrażają sobie oś podłużną, odpo­

wiadającą naszem u pojęciu rów nika, k tó ra się

„onoszarlo“ (od „onoszar11 prosto) nazywa i k tó rą oznacza na horyzoncie wschód i zachód konstelacyi Orzeł, zwanój tu taj „Meejlap".

P u n k t wschodni stanow i wschód „ E tu u “, za­

chodni zaś zachód „Lotou“. N a obu końcach tój osi podłużnej leżą ostatnie, Karolińczykom znane w yspy P a llu (wyspy Pelaw skie), na zachodzie i K ussaja (wyspa Stronga) na wschodzie. Oś ta przecięta je s t poprzecznie prześ inną oś. którój jed en koniec idzie przez

„ F y sa m a k it“ naszą gwiazdę polarną,' dając północ „Effeg", gdy jój koniec południowy przecina konstelacyją krzyża południowego, dając południe „ J e r“. Oś ta, odpowiadająca naszem u południkowi, zwie się „fen ebóngok"

od „bóngok“ w poprzek.

Do tych głów nych okolic św iata przybyw a na obu stronach południka szesnaście punk­

tów pośrednich, oznaczonych na horyzoncie przez wschód pew nych gwiazd lub konstela- cyj i tychże zachód, tak , że kom pas k aro liń ­ skich żeglarzy liczy 32 p u n k ty lub okolice św iata. Ogólny kierunek ku wschodowi zwie się „fewen featen“ albo „fejten“, od „tete“

albo „apuete“, wschodzenie gwiazd, kierunek k u zachodowi „fen atolon“ albo „atoloj", od

„toloń“, zachodzenie gwiazd. W skróceniu mówi się zwykle „fcnjas“ wschodnio, „featol“

zachodnio.

W schodni horyzont dzieli się na części po­

średnie przez wschodzenie następujących gwiazd:

1) F ysam akit (a małój Niedźwiedzicy) Ow ia- zd aP olarn a—północ, 2) Meejlap en effeng półn, do wschodu, 3) Ola (Niedźwiedzica wielka) półn. półn.-wschód, 4) Y k en ik półn.-wschód do półn, 5) Moel (a, e, S, [i, X L utni) północo- wschód, 6) M eriker (Plejady) półn.-wschód do wschodu, 7) U un (Aldebaran) wschodo- półn. wschód, 8) P a u n m an me effeng (Procy- jon) wschód do półn, 9) Meejlap (a, [3, y Orła) wschód, 10) P a u n m an me j e r wschód do pół- łudnia, ll) E llu e l (pasO ryjona) wschodo-polu- dnio-wschód, 12) Peszejlam połdn.-wsclid. do wschodu, 13) Sarapuel (konst. K ruka) połud.- wschód, 14) T um ur (a Skorpiona) połudn.- wschód do połudn., 15) Masażen ([3, s, y, 8 Za­

jąca i 7} Centaura) połdn.-połdn.-wschód, 16) Falylesz (a i (3 Centaura) połudn. do wschodu, 17) Uónouan (krzyż południowy) południc.

Zachód tych samych gwiazd daje p u nk ty horyzontu zachodniego, których wyliczanie możemy tutaj pominąć.

Nazwy karolińskie dla punktów kom pasu istnieją tylko dla ośmiu głównych kierunków Północ zwie się „EfFeng“, północo-wschód

„Etuu-Etfong, wschód „ E tu u “, połud.-wschód

„ E tu u er“, południe „ J e r “, południo-zachód

„L otoar“, zachód „L otou“ i północo-zachód

„Lotou-Effeng“.

W ia tr (asapuel) bierze swe nazwy od kom ­ pasu, ale nie byw a zupełnie ściśle odróżniany.

W ia try północne odróżniają się jak o „Effeng alap“ gdy w ieje od północy właściwój, „Ef­

feng ajas“ gdy je s t nieco wschodniejszym, lub „Effeng nesoson“, gdy je s t nieco od za­

chodu. Części kom pasu, odpowiadające tym w iatrom , są zaw arte między półn. do zachodu i półn. do wschodu; półn. do wschd. i półn.

wsch. do półn.; półn. do zachodu i półn. zach.

do północy. W ia try między obydwoma punk­

tam i obok półn. wschodu i półn. zachodu zwą się zgodnie z kom pasem „Etuu-Effeng“ i „Lo- tou-Effeng“. W szystkie w iatry zaw arte m ię­

dzy półn. wschodem do wschodu i południo- wschodem do wschodu objęte są m ianem Avia- tru wschodniego, który, gdy szczególniój sil­

n y od wschodu właściwego, zwie się „E tu u em ej“, inaczój oznaczany byw a „lemmaż en E tu u “ ze w zm ianką szczegółową, jeżeli jest wyraźniej północnym lub południowym . W ia­

try południowo-wschodnie i południowo-za­

chodnie odpowiadają znowu nazwom kom­

pasu „E tu u er“ i „L otoar“, będąc zaw artym i

(6)

246 W S Z E C H Ś W IA T . Jft 16.

w obu działach przyległych tym punktom . W ia tr południowy zwie się ,,Jerelap u, zbo­

czenia jego są znowu „lem maż en j e r “, z w y­

jątk ie m połudn. połudn. zachodniego, nazy­

wającego się „E reneson“ . W ia tr zachodni zwie się ,.Lotoulap“ i z jogo zboczeń odró­

żnionym je s t tylko „L otouton“ , wiejący z pół- noco-zachodu do zachodu.

Chociaż kom pas K arolińczyków je s t bardzo kom pletnym , gdyż jed en z ich gwiazdarzy chciał mi pokazać gwiazdę „Soropuleneffeng“, k tó ra m a się znajdować między „Y ken ik “ i „Moel“, co je s t niejako śladem podziału pierwotnego kom pasu na 64 punktów , nazw y ich w iatrów są ograniczone liczebnie, gdyż tylko te zwróciły uw agę w yspiarza, któro szczególnićj w p ływ ały na jego stosunki. T ak w iatry północne szczególuiój m usiały być dla nich ważne. T utaj różnica w ia tru tylko o je ­ den p u n k t kom pasu w pływ a na los przedsię­

wziętej podróży. Czółno mogłoby np. iść w kursie właściwym przy wietrze .Effenga- lap“ , lecz z powodu silnego p rądu musiałoby się zapędzić na zachód „Effengajas“ daje już więcój swobody, chociaż ,,Etuueffeng“ je s t w iatrem właściwie pożądanym . Tutaj potrze­

ba zmusiła żeglarza do uwagi, do ściślejszego odróżnienia drobnych różnic w kierunkach w iatru . Od strony wschodnićj nie m iał takiej potrzeby, gdyż tu każdy w ia tr je s t m u sprzy­

jający m do podróży na północ lub zachód. Na południu kazały silne burze, praw ie corocznie się pow tarzające, odróżnić szczególnićj „E rc- noson'1, k tó ry czasami w zrasta w hurag an zw any „m alm al“. niszczący nieraz całe w y­

spy. N a zachodzie tylko „L o to u to u “ w zrasta czasami w siłę, choć rzadko szkodliwą.

Co do samego kom pasu, to je s t on dzisiaj bardziój pam iątk ą czasów przeszłych, gdyż niew szystkie gw iazdy wym ieniono w nim są znanem i żeglarzom. K ilk a z nich znanem i są tylk o z nazw iska, np. Peszejlam . którego wej­

ście na horyzont m a mieć m iejsce między kon- stelacyjam i O ryj ona i K ru k a.

Do oznaczenia czasu również służą gwiazdy, mianowicie czas ich wejścia „ap u ete“, na ho­

ryzont „ly a“, lub ich zniżenie się „ a tu r ul a “ pod takow y. W oznaczeniu m iejsca gwiazdy znajduje się w yrażenie „anolongeilang“, gdy ona ju ż znajduje się na sklepieniu nieba i ,,eamup“ , gdy jeszcze je s t czas ja k iś niew i­

doczną, odpowiadające niejako naszym poję­

ciom o staniu w zenicie lub w nadyrze.

Peryjodyczno zm iany w wschodzeniu kon- stelaeyj zwróciły uwagę tutejszych ludów, nadto i okoliczność, żo niektóre objawy tutej- szój przyrody, ja k dojrzewanie drzewa chle­

bowego, zm iany wiatrów, pewne burze i t. p., są jak b y w związku z temi zmianami. Np.

podczas wschodzenia wieczornego konstelacyi ,,T um ur‘‘, ,,Zen“, ,,S ota“ i „ L a “ panuje silny w iatr wschodni. W schodzenie ,,K y“ i .,TJun“

oznacza zakończenie tego czasu. Zachodzenie wieczorne gwiazd ,,T um ur“ , „ E o n o m as1 i ,,Sar$pucl‘:, zapowiada czas wiatrów zacho­

dnich z przypadlcowemi silnemi W ten spo­

sób stworzono sobie kalendarz, którego utrzy ­ manie i przekazanie potomności spoczywa na pamięci karolińskich „ p a lla u y 1.

(C. d. n.)

Posiedzenie publiczne

Akademii Umiejętności w Krakowie

d. 3 Maja 1882.

Zgodnie z ustaw ą odbyło się w dniu 3 M aja r. b. dziesiąte z kolei posiedzenie Akadem ii, na którem w ysoka ta in sty tu cy ja przez usta władz i organów swoich zdaw ała spraw ę pu- publicznie z czynności naukow ych i admini­

stracyjnych za rok ubiegły. Posiedzenie to, otw arte m ow ą w icc-protektora Akademii J E . kr. Alfreda Potockiego, po której nastąpiła odpowiedź czcigodnego Prezesa, doktora-jubi- la ta Majera, wypełnione było sprawozdaniem, napisanem przez sekretarza gieneralnego D-ra Szujskiego. Pozw alam y sobie ze spraw ozda­

nia togo przytoczyć dzieje W ydziału m atem a­

tyczno-przyrodniczego w roku upłynionym , posiłkując się nadesłaną nam w tych dniach odbitką z Rocznika Zarządu Ak. P m .

W spomniawszy o udziale Akademii w k ra ­ jow ych i zagranicznych zjazdach naukow ych i w spraw ach szkolnych, sekretarz gieneralny mówi o funduszach na cole naukow e przezna­

czonych, o zapisach i darach; przechodzi n a ­ stępnie do stosunków A kadem ii z ciałami naukowem i zagranicznem i, a wreszcie przed­

(7)

:ns i 6 . W SZ E C H ŚW IA T . 247 staw ia zmiany, które zaszły w składzie osobi­

stym uczonego grona, powiększając je z jednój strony przez powołanie sił nowych, z drugiój zaś — zmniejszając w bolesny sposób przez śmierć dawniejszych jego członków.

Akadem ija na posiedzeniu wyborczem po­

wołała jednom yślnością głosów prof. D -ra J ó ­ zefa M ajera na prezesa w najbliższem trzech- leciu, prof. D -ra B ronisław a Radziszewskiego na członka czynnego, a hr. W łodzimierza Dzieduszyckiego na korespondenta W ydziału m at.-przyrodn.

„W m atem atyczno-przyrodniczym W ydzia­

le A kadem ija straciła D -ra Ignacego Czer- wiakowskiego, b. profesora botaniki w u n i­

wersytecie Jagiellońskim , k tó ry pierwszy opracował u nas fizyjologiją roślin w swój Botanice ogólnój, a w obszernem dziele B o ­ tan iki szczególowój położył niemało zasług, przyczyniając się do uzupełnienia nom enkla­

tu ry botanicznćj polskiój, i nadzwyczajnego członka J a n a Kantego Steczkowskiego, auto­

ra, k tó ry wzorową posługując się polszczy­

zną, pozostawił cenne prace w zakresie m ate­

m atyki popularnój. W obu sędziwych niebo­

szczykach przyszło nam żegnać znikające już daw nych profesorów i liczonych typy, krzep­

kie do końca życia, nie bez cechy pewnego polsko-krakow skiego patryjarchalizm u, scho­

dzących ze św iata po długich latach pracą i w iarą wypełnionego żywota. Tragicznie od­

bija przy nim przedwczesna śmierć członka- korespondenta W ydziału m atem atyczno-przy­

rodniczego D -ra Ju lijan a Grabowskiego, zdolnego, energicznego i um iejętnego praco­

w nika na polu chemii, k tó ry, sprowadziwszy sobie śm iertelne kalectw o bohatorskiem rato ­ waniem nieszczęśliwych w oblężeniu S tras­

burga w roku 1870, walczył z skutkam i jego przez lat dwanaście, aż w końcu uległ cierpie­

niom, unosząc z sobą do grobu położone w nim liczne i sprawiedliwe nadzieje.

Ruch naukow y w w ydziałach i kom isy- jach, niemniój ruch wydaw niczy je s t nieza- przeczenie w ciągłym wzroście w Akademii naszój. W ydział m atem atyczno-przyrodniczy w ydał w ty m roku tom y Y I I I i I X „Rozpraw i sprawozdań z swych posiedzeń", t. V I i Y II

„ P am iętnika “ i pierw szy tom dzieła p. W ła ­ dysław a Taczanowskiego pod tytu łem „ P tak i kraj owe N a posiedzeniach przedstaw iono 30 rozpraw, z któ ry ch 27 przyjęto, a m iano­

wicie 8 rozpraw z zakresu fizyki: pp. Fabija- na, Olearskiego, W róblewskiego, W itkow ­ skiego, Dziewulskiego, Merczynga, Troj ano wą­

skiego, Edw arda i W ładysław a Natansonów;

5 z zakresu m atem atyki: pp. Żm urki, F ra n - kego, K arlińskiego i dwie Kretkow skicgo;

z zakresu chemii rozpraw 5: pp. Olszewskiego, Lachowicza, Schram m a i dwie p. B androw - kiego; z zakresu botaniki 5: pp. Godlewskie­

go, Szyszyłowicza, trzy prof. Rostafińskiego, 3 z zalsresu zoologii: pp. W ierzejskiego, K ul­

czyńskiego, Nowakowskiego; z anatom ii 2:

prof. Brodowskiego i p. Kamockiego. Czło­

nek T. Zebraw ski złożył nadto w ypracowany przez siebie Słow nik wyrazów w budownic­

tw ie używanych; członek Rostafiński mat.e- ryjały do słow nika pojęć botanicznych; czło­

nek Czyruiański: Słownictwo chemiczne, któ­

re rozesłane zostało między fachowych pol­

skich celem ustalenia zasad tego słownictwa i powszechnego ich przez chemików naszych przyjęcia. Redakcyją pism i w ydaw nictw em W ydziału tru dn ił się sekretarz czł. Stefan Kuczyński.

K om isyja fizyjograficzna W ydziału czyniła zwykłe spostrzeżenia meteorologiczne, fitofe- nologiczne, zoologiczne i wodostanowe w za­

prowadzonych od kilku lat stacyjach, któro zestawili i obliczyli, pod kierunkiem członka Karlińskiego, pp. R alski i Bidziński. D -r W ierzbicki zbierał i zestawił spostrzeżenia m agnetyczne, czynione w Krakowie, oraz wia­

domości o gradobiciach. P . Bieniasz złożył jako rezu ltat swych badań z polecenia kom i­

syi dokonanych, dwie szczegółowa m apy gieo- logiczne z okolic M onasterzysk, Tyśm icnicy i Tłumacza. Członek A ltłi z p. Bieniaszem prowadził badania gieologiczne w Pieninach i okolicach Szaflar, p. G otfryd Ossowski ba­

dał paleontologiją jask iń M nikowskich i nio- których Tatrzańskich, D -r Zaręczny okolico K rakow a, któ ry m poświęcił cztery m apygieo- gnostyczne, p. Jelslti skały num mulitowe t a ­ trzańskie. Zarząd kopalni Swoszowickiój przesłał też kom isyi wraz z cennym opisem i planam i kopalni, gieognostyczne i m ineralo­

giczne z niój okazy. Rozbiorami wód k rajo ­ wych trud nili się pp. Olszewski i K. K rzyża­

now ski; fauną krajow ą na osobnych wyciecz­

kach z polecenia kom isyi pp. W ierzejski, K o­

tula, Bąkow ski, J u s ty n K arłiński; florą czar- nohorską p. Rehm an. Rozpraw z zakresu

(8)

248 W SZ E C H Ś W IA T . )& 16.

fauny i flory do sprawozdań fizyj©graficznych dostarczyli nadto pp. Holzer, K rupa, D -r Za- pałowicz, prof. K otula, prof. Łom nicki, T ur- czyński, p. Józef B ąkow ski i J u s ty n K arliń- ski. Zbioram i muzealnemi kom isyi zajm ował się. p. Jelski, redakcyją Sprawozdań D -r K u­

czyński z pomocą przewodniczących sekcyj:

A ltha, Czyrniańskiego, Karlińskiego, R osta­

fińskiego i sekretarza kom isyi p. W ładysław a K ulczyńskiego.

P ra ce Kom isyi antropologiczni!] ogłoszone częścią w Y -ym tomie „Zbioru wiadomości1', częścią m ające wypełnić Y l-ty , były, ja k od początku, trojakiego g atun k u . Pod względem antropologiczno-archeologicznym dostarczyli poszukiwań: p. K ulikow ski z U k rain y , p. P o- powski z rozkopanych dziewięciu m ogił ta ­ mecznych, p. A. Breza, tudzież p. L ib an z B o r­

ku Fałęckiego, p. Z. R adzim iński ze wsi Siw ek na W ołyniu, p. C. Berezow ski z B u ­ ków w powiecie Skw irskim . P . Ossowski pro­

wadził dalój z pom yślnym sku tkiem poszuki­

wania w jaskiniach M nikowskich. Z działu A ntropologii właściwój, obliczenie trw an ia życia ludności chrześcijańskiój w K rakowie, dokonane poprzednio przez D -ra M ajera, uzu­

pełnił D -r Buszek podciągnięciem pod rach u­

ne k la t dalszych, tudzież ludności żydowskićj.

Spostrzeżeń antropom etrycznych dostarczył D -r M azurkiewicz z K rosna, a D -r L. D udre- wicz z W arszaw y zestaw ił pom iary antropo­

logiczne dzieci w arszaw skich od 2 do 15-go ro k u życia. Do etnologii dostarczyli opraco­

w ań i m ateryjałów : ks. S iark o w sk i („L ud i pieśni ludowe z okolic Pińczow a"), p. J . K a r­

łowicz (bajki, podania i legiendy z kilku po­

w iatów Litw y), p. Popow slti (obrzędy i pieśni weselne z U krainy), p. L. Hodoly (Podania i wierzenia o zwierzętach i roślinach w Gali- cyi wschodniój), P . G ustawicz (o roślinach w etnografii), p. Z. G logier (zagadki ludowo z nad N arw i i Buga).

T a k w ierną pozostała i w ty m ro ku A kade­

m ija sw em u pierw otnem u planow i działania, polegającem u n a tem , aby garnąć do siebie prace naukow e wogóle w polskim pisano ję ­

zyku; w zakres zaś badań rzeczy polskich, tj.

dziejów w każdym kierunku, praw a, przy ro­

dy i j? zyka w kraczała zapomocą kom isyj swoich z w łasnem początkow aniem . P lo n w wydaw nictw ach był w ty m roku stosunko­

wo większy, niż w innych, udział sił starszych i młodszych, które zawsze ochotnem w itam y sercem, jeżeli nam rzecz poważną przynoszą, żyw y i ochotny. Gdybyśm y ze sprzedaży na­

szych w ydaw nictw , a więc z popytu za nasze- mi książkami, chcieli m ierzyć nasz stosunek do ogółu publiczności oświeconćj i w tym i w poprzednich latach, sm utny m usielibyśm y postawić za to horoskop. Ale los to powsze­

chny książek ściśle naukow ych, nietylko ii nas, lecz i na zachodzie, chociaż niezawodnie tam — w daleko mniejszej mierze. Mała sto­

sunkowo używ a ich liczba, a wśród niej ci, co należąc do naszego grona, mogą się w nie za­

opatrzyć, oraz zakłady biblijoteczne i nauko­

we, ogółowi dostępne, które je także od nas bezpłatnie otrzym ują. Tam one spełniają mi- syją podaw ania świeżych i podniecających do pracy badań i podawania nieznanego przed­

tem m ateryjału. P ra ca ta rośnie, czujemy to, czujemy po udziale w naszych robotach i w y ­ daw nictw ach. P ra c a ta działa i na litera tu rę bieżącą, w którój od kilku lat przybyw a pism poważnych miesięcznych, w którój obok smu- tnój zawsze powodzi bezmyślnego pisarstw a, z dnia na dzień, dostrzega się przecież coraz większą liczbę rzeczy na studyjach opartych.

Nie nasza w tem niezawodnie w yłączna za­

sługa, ale powiedzieć sobie możemy: pars eo- rum fuim us. P ostęp zaś w tym k ieru nk u do­

czekać nam się pozwoli coraz powszechniej­

szego trafnego pojęcia o celu właściwych zadań i potrzebie instytucyi, niedosyć zrozu­

m iałych ty m szczególniej, którzy wartość prac i usiłowań, dla społeczeństwa podejmo­

w anych , m ierzą przedew szystkiem częstą z niem i żyw ą w ym ianą m yśli. U nas je s t ona niemożliwą, objaw y czynności naszej w szczu- płcm zam knięte kole, skutki mozolnej, często i bardzo mozolnój pracy nie odrazu widzialne.

Niechże więc ci, którzy j ą podejm ują, m ają przynajm niój tę błogą otuchę, że im tow arzy­

szy z daleka przychylna i cierpliwa sym- paty ja społeczeństwa, wyrozumieć cel i zbu­

dować się um iejąca przykładem ich w y­

trw ałości".

(9)

J6 16. W SZ E C H Ś W IA T . 249

PRZYCZYNEK

j o h istc r y i konduktorów.

Najnow sze wskazówki i uw agi, ja k należy zakładać kon- duktory, w edle rozpraw królewskiej Akademii w Berlinie w czasie od 1876 do 1880 r. i spraw ozdań innyeh powag

naukowych z krótkim poglądem na powstanie, rozwój i znaczenie konduktorów.

n a p is a ł

I}-*- K n s z t c l a u ,

sekretarz Tow. P rzy ', N auk iv Poznaniu.

(Dokończenie.)

W końcu poleca autor, aby w czasie naw ał­

nicy elektrycznej na kuchniach w kominach ognie były pogaszone.

Z wszystkich tu zestawionych sprawozdań i poglądów zdaje się i to także między inne- mi wynikać, że jeżeli dotychczasowe nasze wiadomości o zjawiskach elektrycznych, to w a­

rzyszących nawałnicom i burzom niedom agają jeszcze, to wypada przyczyny tój szukać w nie­

dostatecznych danych statystycznych.

D -r H aepke zw raca też uw agę na niedosta­

teczne i nieliczne w ty m względzie obserwa- cyje av Niemczech, a szczególniej w Prusach.

Tw ierdzenia swoje popiera bardzo wym owne- rni cyframi: A nglija posiada ‘2100 stacyj ob­

serw ujących opady atmosferyczne i przy'pada tam na '1,1 m il kw adratow ych jedna stacyja, podczas gdy w P ru sac h jed n a stacyja przypa­

da na 70 m il kw adratow ych. F ran cy ja posia­

da 1200 stacyj meteorologicznych, m ała Bcl- gija 140, N orw egija 120, a w Szwecyi utw o­

rzyło się w 1871 r. tow arzystw o z osób pry­

w atnych, liczące ju ż przeszło 200 obserw ato­

rów i m ające za zadanie obserwowanie zja ­ wisk naw ałnicow ych.

Częste w ostatnim dziesiątku lat zachodzące uderzenia pioruna w Szlezwiku i Holzacyi spowodowały władze, że od r. 1879 rozpoczęto i w P ru sac h odpowiednie zbierać m ateryjały i spraw ozdania o uderzeniach pioruna wedle przepisanych schematów. Do tego zaś czasu musiano w Prusach, przy w ydaw aniu opi­

nii o podobnych w ypadkach, opierać się na pracach francuskich. F ran cy ja i Belgija po­

siadają wzorowo urządzone stacyje do obser­

wowania zjaw isk burzy. Początek i czas

trw ania burzy, kierunek i szybkość chmur i w iatru, rozm iary i siła błyskawicy, grzm otu deszczu i gradu, wreszcie szkody wyrządzono przez burze zapisują się szczegółowo, a notatki te odsyłają się do m iast departam entow ych, skąd znowu w zestawieniu odsyłane byw ają do paryskiego obserw atoryjum astronomicz­

nego, gdzie ostatecznie porządkują się i by­

w ają publikowane w atlasie m eteorologicznym . Nadto dla rozszerzenia wiadomości o burzach wychodzi „B ulletin d’orage“.

W równie wzorowy sposób obserwują zja­

w iska burzy w Belgii i wydają co rok „An- nuaire de l'observatoire“, w którem znajduje się zestawienie w szystkich w ty m względzie podjętych obserwacyj.

D -r Haepke uważa niem iecką metodę ob­

serwowania, zapomocą eałego aparatu przy­

rządów, za niepraktyczną, jako zbyt nużącą i żmudną. Skutkiem tego notatki obserwa­

cyjne są nietylko nieliczne, ale nadto poczę- ści, niedość ścisłe, gdyż do zbierania tego rodzaju spostrzeżeń zbywa na ochotnikach.

S tą d też P ru sy posiadają stosunkowo naj­

mniejszą liczbę stacyj meteorologicznych.

P rzed wszystkiemi innem i narodami odzna­

czają się W łochy szeroko rozgałęzionemi obserwacyj ami zjaw isk meteorologicznych, a mianowicie zjawisk burzy elektrycznój, po- dejm owanem i i w ykonyw auem i przez pryw a­

tne stow arzyszenia i pryw atne osoby. P rz y ­ znać wszakże należy, że i rząd urządza w ró- wnój mierze stacyTje obserw acyjne i rozciąga nad niemi troskliw ą pieczę. W najnowszym czasie utworzono z ram ienia rządu w Rzym ie centralną stacyją meteorologiczną pod kiero­

wnictwem p. Taccliiniego, k tó ry rozporządza m ateryjałem zbieranym przez 80 stacyj, a ze­

staw ienia tych obserw acyi publikuje w „Bol- letino“.

Rozliczne tow arzystw a włoskie, m ające na celu obserw owanie zjaw isk meteorologicz­

nych, zwołałyr w celu scentralizowania swych czynności kongres meteorologiczny w T u ry ­ nie w czasie od 1-go do 4-go W rześnia r. z., n a którym zebrało się 144 delegatów i uczest­

ników. Kongres ten ukonstytuow ał się w to­

w arzystw o „Associazione M cteorologica I t a ­ liami A lpino-appenina" w celu zbierania ob­

serwacyj meteorologicznych. Tow arzystw o to w ydaje trz y publikacyje: 1) „Bolletino deca- dico“, wychodzi co dziesięć dni i zawiera

(10)

250 W S Z E C H Ś W IA T . N° 16.

av sobie obserwacyje w szystkich większych stacyj; 2) „Bolletino mensuulo“ miesięcznik, zaw ierający poglądy i sprawozdania, w y p ra­

cowane na podstawie zebranego m ateryjału i nareszcie 3) „R ivista“, mieszczące w sobie uchw ały kom itetu T ow arzystw a i poglądy na działalność zagranicy w ty m kierunku. — W związku z tem tow arzystw em pracuje nad zbadaniem sił we w nętrzu ziemi dzia­

łających (Meteorologica endogeua), to w a ­ rzystwo utworzone przez prot'. de Rossi, które urządziło 40 obserw atoryjó w i które w organie sw ym „Yolcanismo italiano “ zamieszcza sp ra­

wozdania ICO korespondentów.

Spodziewać się tedy należy, że z czasem

•zbiorą się dostateczne m ateryjały, które i zja­

wiska i istotę burzy elektrycznej, a m iano­

wicie gromu, zbadają i w y jaśn ią, a w tedy też nietrudno będzie ustalić ogólno zasady urządzania gromochronów. W ypada mi tu ta j wkońcu nadmienić, że byłoby bardzo pożąda- uem, aby i nasze społeczeństwo wzięło się i w ty m -k ieru n k u do pracy a to tem bardziój, że zjaw iska burz elektrycznych i z niemi w p a­

rze idących s tra t i szkód, rok rocznie i u nas się wzm agają. Podążm y ted y za przykładem W łochów, Francuzów i Szwedów, pomni, żo je s t zadaniem nietylko każdego pojedynczego człowieka, ale i każdego społeczeństwa, i to ta k pod względem m oralnym ja k i fizycznym w ogólnem rozum ieniu tego w yrazu, owo nie­

śm iertelne greckie:

Y v ó ) f h a a o T Ó v .

Kr. W. szkoły rolniczej w Dublanach.

przez D -ra S . K ru szyń s kie g o profesora szkoły DublaiUkiiij.

Szkoła Rolnicza w D ublanach doznała w ciągu kilku la t ostatnich gruntow nych zmian w organizacji, któro jój n adały zupeł­

nie odmienny charakter, aniżeli ten, jak im się dawniój odznaczała, a zwłaszcza różny od tego, jak im j ą obdarzyli założyciele.

N ie jak iś plan z góry powzięty, ale istotna potrzeba wyższego w ykształcenia rolniczego w k raju była powodem, że szkoła dublańska ze średniój, stopniowo w wyższą przeobrażać się poczęła. K om itet galic. Tow. Gospodar­

skiego, pierw otny jój właściciel, sam uczuwał tę potrzebę, widział, że z biegiem czasu szkoła przerasta m iarę w y m ag ań , k tóre sam zado- wolnić był w stanie i dlatego zmuszony był w ręce k ra ju oddać swą wychowankę, razem ze szczupłemi środkam i n aukow em i, jakiem i ją zaopatrzył w ciągu dwudziestokilkolctnie-

go jój istnienia.

Tak więc od nowego roku 1878 szkoła du­

blańska przeszła n a własność kraju, a pod za­

rząd W ydziału krajowego, przyczem m usiała w całćj swćj organizacyi uledz gruntow nym zmianom. Skoro m iała być rzeczywiście wyż­

szym zakładem naukow ym , a zatem m usiała się odznaczać tem głównem znamieniem wyż­

szego zakładu, że się w nim uczniów „nie naucza", tylko że uczniowie „się uczą“, że nie ze słów nauczyciela tylko, albo z książki do­

wiadują się praw dy, ale że się im wskazuje drogę, po którćj idąc, mogą sami sprawdzić podawane im zasady, słowem, że się uczniów zaznajam ia z badaniem um iejętnem , z meto­

dą, k tó ra służy do badań um iejętnych.

J a k w każdćj gałęzi nauki gospodarstwa rolnego, ta k też i w zakresie nauki hodowli zw ierząt potrzeba teraz było szkole dublań- skiój zaopatrzyć się w nowy zasób środków naukow ych. Skoro hodow la zw ierząt m iała być traktow aną rzeczywiście um iejętnie, sko­

ro już nie zadaw alniano się samem podaw a­

niem uczniom pewnego zasobu praktycznych przepisów żyw ienia i pielęgnowania, ale po­

częto się starać, aby oprzeć tę naukę na szer­

szych podstaw ach, a praw idła hodowli w ypro­

wadzić z ogólnych zasad bijologicznych — na­

tenczas trzeba było pomyślić i o innych środ­

kach dem onstracyjnych. P rzed r. 1878 cały zbiór hodowlano-zoologiczny składał się z paru szaf w ypchanych zw ierząt i ptaków krajow ych, k ilku pudełek z owadami i starego skieletu konia. D otacyja W ydziału krajowego na środki naukow e um ożebniła zaopatrzenie się w najpotrzebniejsze okazy do w ykładu nau k zoologicznych i hodowlanych, w p rep araty spirytuso w e i zasuszone, w skielety, czaszki zw ierząt rasow ych i t. p. Można też było po­

myślić o jakiem takiem uzupełnieniu muzeum

(11)

Ks 16. W SZ EC H ŚW IA T. 251 zo ologi czno- hodo w la nego, wreszcie o urzą­

dzeniu osobnćj pracowni zoologicznój, którój otwarcie nastąpić zaledwie mogło z początkiem Lutego 1881 r.

P u s ty lokal o trzech oknach k u wschodowi zwróconych, w nim kilka niskich stoików — oto wszystko, z czego trzeba było stworzyć laboratoryjum . Trzeba więc nasamprzód było pomyślić i o stołach z szufladkami dla uczniów, i o kilku stosowniejszych stołkach, i o szaf­

kach na narzędzia, i o zbiornikach na wodę, i o wszelkich przyboracli, służących do u trzy ­ m ania porządku w lokalu. P rz y szczupłój do- tacyi laboratoryjum były to wszystko bardzo dotkliw e w ydatki. N astępnie przyszła kolej na najpotrzebniejsze narzędzia. S tarając się swoje potrzeby o ile możności w k raju zaopa­

trzyć, laboratoryjum sprowadziło narzędzia sekcyjne, noże, skalpele, piłki, szczypczyld, nożyce i t. p. od nożownika J . W itoszyńskie- go z K rakow a, k tó ry też dostarczył uczniom pudełek z najpotrzebniejszem i narzędziam i do k rajania i m ikroskopowania po cenie, za jak ą podobne w yrabia fabryka F ra n k a w Lipsku.

M isek blaszanych do preparow ania pod wodą m ałych zw ierząt i pułeczek do preparatów m ikroskopowych dostarczył blacharz B ra t­

kow ski ze Lwowa. N aczynia szklane, słoje, zlewki, flaszeczki, ru rk i i t. p. sprowadziło laboratoryjum z fabryki G reinera i Friedrichsa w Sttitzcrbach w Turyngii, k tóra wyroby swe sprzedaje znacznie taniój aniżeli inne. Odczyn­

niki, płyny konserwujące, barw niki i t. p.

sprowadzono po części z Lipska, po części zao­

patrzono się w nie w krajow ych składach.

S zkiełek p r /, e d m i o t o w y c h i nakryw kow ych do m ikroskopow ych preparatów dostarczył S te n d er z Lipska. Pozostał jeszcze najw ięk­

szy, a niezbędny wydatek: mikroskopy. Nie można się było zdecydować na zakupienie znaczniejszój liczby mikroskopów, tak ogólnie dziś poszukiw anych, w yrobu Zeissa z Jen y.

W ysoba cena stała na przeszkodzie, a trzeba ich mieć było od razu tyle, aby uczniowie ko­

rzystnie pracow ać mogli. Sprowadzono więc naprzód cztery m ikroskopy z fabryki Seiberta i K raffta (dawniój Gundlach) w W etzlar, a gdy się okazały wcale dobremi, zażądano dwu jeszcze. Z sześcioma m ikroskopam i można ju ż było rozpocząć ćwiczenia, zwłaszcza, że czterech uczniów posiadało własne m ikrosko­

py. W szyscy naraz uczniowie roku pierwsze­

go nie mogli ćwiczeń odbywać, gdyż przy trzech oknach było tylko miejsce wygodne dla sześciu, a przy stołach, drugi rząd tw orzą­

cych, jeszcze czterój jako tako pracować mo­

gli. Trzeba więc było podzielić uczniów na p artyje i ćwiczenia powtarzać kilka razy w tygodniu.

Ponieważ ćwiczenia te rozpoczęły się w po­

rze zimowój, kiedy trudno je s t zaopatrzyć się w dostateczną ilość drobniejszych zwłaszcza zwierząt, a takiem i tylko należało się zadowoł- nić, ze względu na ciasne w arunki, przeto uczniowie zaczęli od ćwiczeń histologicznych.

Posługując się preparatam i, pochodzącemi z pryw atnych zbiorów kierowników labora­

toryjum , zaznajam iali się pokrótce z budową kom órek i tkanek. P otem sami sporządzali świeże praparaty, używając do tego żab, ro­

baków i t. p. Z wiosną zajm owali się sekcyją kręgowców, członkonogów, badaniem pod mi­

kroskopem zwierząt niższych, według tego, ja k było można zaopatrzyć się w dogodny m a­

teryj ał. ćw iczenia te w następnym roku z no­

wymi uczniami m ogły się odbywać system a- tyczniój; uczniowie zaczęli naprzód od najła­

twiejszych sekcyi np. u żab; potem przecho­

dzili do innych kręgowców, następnie brali się do mikroskopu i t d. Byli naw et na tyle zaznajomieni z anatom iją, że mogli porów ny­

wać ze sobą skielety kręgoweów, ważne ze względu na mechanikę poruszeń, spisując po­

krótce robione spostrzeżenia. Egzam iny do­

wodziły, że uczniowie, pilnie korzystający z ćwiczeń, rozumieli rzecz nierównie lepiój, gruntowniój, że byli często w możności w y­

jaśnienia szczegółów analogicznych z temi, o których dowiedzieli się z wykładów pro­

fesora.

Chcąc zaznajomić szerszą publiczność ze sposobem uczenia nauk zoologicznych w szkole dublańskiój, laboratoryjum wysłało na w ysta­

wę lekarsko-przyrodniczą w Krakowie w L ip­

cu r. z. szereg preparatów spirytusow ych, przedstaw iających system nerw owy główniej­

szych gromad świata zwierzęcego. Do tych preparatów , sporządzonych u siebie, dołączo­

no dwie tablice, na których była zestawiona budowa mózgowia u kręgowców, oraz narzą­

du płciowego u tasiemców.

Na takich kilku próbach m usiało poprze­

stać laboratoryjum , trw ały c h bowiem prepa­

ratów , dla b rak u miejsca, sporządzać nicpodo-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zaufanie moralne jest bezwarunkowe - ludziom po prostu się wierzy i ufa; zaufanie strategiczne oparte jest na pewnym warunku - trzeba dowieść, że jest się go

W tymże roku został członkiem Komisji Antropologiczno-Archeologicznej i Etnograficznej Akademii Umiejętności, a w dwa lata później (1896) sekretarzem działu

Według jednych jest to wyzbycie się wszelkich trosk – gdzie nie ma nieszczęścia , tam musi być szczęście.. Nie ma

szczere, najserdeczniejsze, gorące, uroczyste. Uczniowie przepisują to do zeszytów... Nauczyciel prosi, by uczniowie w ławkach przeprowadzili wywiad z koleżanką lub kolegą

Ponieważ tedy pan Bóg człowieka stworzył, aby się w stadle małżeńskim mnożył, i chce, aby słowo jego uczynkiem było wypełniano, ma każdy człowiek, jako stworzenie

Do tego czasu w sposób otwarty nie występowano z postulatami ocen moralnych postaw pracowników i ich zachowań, które mogłyby uchodzić za naruszające podstawowe

– Każdy trening polega na tym, że opanowujesz jakąś technikę poruszania się, ale w Taiji ruchowi zewnętrznemu, ruchowi ciała, towarzyszy ruch uwagi

Leśnodorski wskazał na znaczenie najważniejszych poczynań Komitetu jak: przygotowanie memoriału w sprawie nauczania w Polsce historii nauki i historii techniki, działalność