Nikt w³aciwie nie wierzy³ jeszcze ca³- kowicie, ¿e to, w czym uczestniczylimy, zaczyna dziaæ siê naprawdê. Miesi¹ce gor¹czkowego poszukiwania sponsorów dla Chóru, zapo¿yczania siê u rodziny i znajomych, imania siê jakiejkolwiek pra- cy wszystko tylko po to, ¿eby 8 lipca oko³o po³udnia siedzieæ na plecakach w okolicach Dworca G³ównego w Gdañsku i po raz setny zastanawiaæ siê i spraw- dzaæ w czeluciach baga¿u, czy aby na pewno zabra³o siê bilet lotniczy. Bilet, który po wielokrotnym umiercaniu i
wskrzeszaniu idei wyjazdu, po wielu sza- leñczo wyczerpuj¹cych próbach np. by³ jak przepustka do raju. A wygl¹da³ ca³- kiem niepozornie: cienka ksi¹¿eczka, a w niej czerwone literki Frankfurt... Dal- las Ft. Worth... Mexico City. Mexico City. Mielimy je zobaczyæ, mielimy wsi¹æ w nim do autobusu, aby po dwóch godzinach jazdy wysi¹æ w dwumiliono- wym miecie Puebla. 3. Miêdzynarodo- wy Festiwal Chóralny w Puebli mia³ siê odbyæ przy naszym, choæby i skromnym, udziale. Tydzieñ przedtem czyta³em na ekranie swojego telefonu wiadomoæ od jednej z chórzystek: I jak siê czujesz przed wyjazdem? Ja siê chyba do tego kompletnie nie nadajê, siedzê i p³aczê.
Ja nie reagowa³em tak ¿ywio³owo; mó-
wi³em sobie przybêdziemy na miejsce, uwierzê.
Uwierzy³em. Musia³em uwierzyæ w momencie, gdy Boeing Super 80 z Chó- rem PG na pok³adzie wyszed³ z chmur i naszym oczom ukaza³o siê najwiêksze miasto wiata. Morze gêstych zabudo- wañ rozci¹ga³o siê pod nami i wokó³ nas, a¿ po góry zas³aniaj¹ce horyzont na wszystkich stronach wiata. Nieskoñczo- ne po³acie jasnobr¹zowego, niskiego bu- downictwa z nielicznymi nowoczesny- mi wie¿owcami i licznymi starymi
dzwonnicami, pociête drogami, kana³a- mi wodnymi (miasto Meksyk zosta³o zbudowane na gruzach indiañskiego miasta, mieszcz¹cego siê na wyspie po-
rodku jeziora) i kwarta³ami zieleni w niczym nie przypomina³y kolorowego Frankfurtu albo lunej zabudowy Dal- las. Samolot zanurzy³ siê w ten ocean budynków, aby pozostawiæ nas w ele- ganckim terminalu miêdzynarodowego lotniska.
Meksykañska Republika Biurokra- tyczna przywita³a nas wieloma formu- larzami i kilometrowymi kolejkami przed stanowiskami urzêdników imigra- cyjnych oraz celnych st¹d jej naprêd- ce wymylona drwi¹ca nazwa. Od razu poznalimy jedn¹ z g³ównych zasad, ja-
kimi mia³o siê rz¹dziæ nasze ¿ycie przez nastêpne dwa tygodnie. Zasada owa po- lega na tym, ¿e nie mo¿na do koñca wie- rzyæ ¿adnym planom, rozk³adom itd.
Wszystko mo¿e siê zmieniæ w najmniej oczekiwanym momencie, a Meksykanie nie bêd¹ przywi¹zywaæ do tego wiêkszej wagi. Wiele spraw organizacyjnych od- bywa siê na zasadzie jako to bêdzie kocio³ na lotnisku by³ tego pierwszym przyk³adem. W padzierniku wyst¹pimy na koncercie przybli¿aj¹cym publiczno-
ci nasz udzia³ w meksykañskim festi- walu. Gdybymy chcieli dog³êbnie wpro- wadziæ audytorium w atmosferê tego in- teresuj¹cego miejsca na ziemi, mogliby-
my post¹piæ na przyk³ad tak: zapowie- dzieæ koncert na sobotni wieczór, dajmy na to, na godzinê 20:00, w Auli PG. Przy- byli s³uchacze na drzwiach Auli zastali- by jedynie lakoniczn¹ informacjê o prze- niesieniu koncertu do Auditorium No- vum. Po pospiesznym przybyciu pod jego podwoje natknêliby siê na kolejne
sprostowanie, tym razem dotycz¹ce tego, ¿e koncert mia³ miejsce poprzed- niego dnia. W Meksyku takie postêpo- wanie nie by³oby niczym szczególnym.
Nasi przyjaciele z chóru Coro Norma- lista de Puebla zajmowali siê jednak nami usilnie i skutecznie dwoje z nich niemal¿e nie odstêpowa³o nas na krok od momentu, gdy opucilimy ba³agan celno-wizowy. Bez problemu wiêc mi- nê³a podró¿ z pogr¹¿onego w nocnym deszczu Meksyku do oddalonej o kilka- dziesi¹t kilometrów Puebli. Tej krótkiej podró¿y, szczerze mówi¹c, wiêkszoæ z nas nie pamiêta, a to dlatego, ¿e w ci¹gu wczeniejszej kilkudziesiêciogodzinnej podró¿y spalimy raczej niewiele.
Zaspani zajmowalimy pokoje w ho- telu Palace w samym centrum miasta. Na- zajutrz wielka przygoda mia³a toczyæ siê dalej.
Rano po wczorajszej ulewie nie po- zosta³ ¿aden lad. Przyzwyczajalimy siê do fenomenu miejscowej pogody: gdy zbli¿a siê wieczór po upalnym dniu, znad gór niemal b³yskawicznie pojawiaj¹ siê gêste, ciemne chmury, które w ci¹gu piêt- nastu minut zmieniaj¹ s³oneczne popo-
³udnie w gêst¹ ulewê. Niezaopatrzone- go w parasol turystê czeka przemokniê- cie do nitki, jednak po prawie codzien- nym oberwaniu chmury gor¹ce, letnie po- wietrze nie jest ciê¿kie i duszne zupe³- nie inaczej ni¿ w czasie naszego krót- kiego pobytu w Dallas, gdzie po wyj-
Chór Politechniki Gdañskiej podbija serca Meksykan
W Meksyku zaskakiwa³a nas egzotyczna przyroda...
ciu z klimatyzowanych budynków lot- niska odczuwa³o siê uderzenie fali gor¹- ca, jakby z otwartego pieca.
W s³oñcu i wieczornych deszczach up³ywa³y nam kolejne dni w stanie Pu- ebla. Rozpocz¹³ siê festiwal i pierwszy raz spotkalimy siê z wiêkszoci¹ obec- nych chórów (zespó³ Chamber Singers z
Irvine w Kaliforni s¹siadowa³ z nami w hotelu, wiêc jego cz³onków poznalimy jeszcze wczeniej). Poza wspomnianymi Amerykanami, Puebla goci³a chóry z Chile, Kolumbii, Litwy, Niemiec i Por- tugalii. Poza naszymi wspania³ymi go- spodarzami, czyli Coro Normalista z Pu- ebli, w trakcie festiwalu us³yszeæ mieli-
my równie¿ chór z samego miasta Mek- syk. Wszyscy razem zostalimy przywi- tani przez w³adze miasta w zabytkowym budynku ratusza. Zaraz po tym spotka- niu (mimo ¿e na jeden z pierwszych wie- czorów zapowiedziana by³a wspólna za- bawa, bêd¹ca dobr¹ okazj¹ do nieformal- nego poznania siê nawzajem) zaczê³y siê nasze kontakty z chórem kolumbijskim
niektórzy z jego cz³onków spêdzili z nami sporo wolnego czasu w Meksyku;
teraz utrzymujemy z nimi kontakt pocz- t¹ elektroniczn¹.
Poza wspólnymi próbami (na koncer- tach galowych koñcz¹cych festiwal po-
³¹czone chóry mia³y wykonaæ fragmen- ty Aidy Verdiego, Carmen Bizeta oraz Mesjasza Haendla, a tak¿e kilka tradycyjnych piosenek meksykañskich) i piewem na uroczystej, niedzielnej mszy w przepiêknej miejskiej katedrze, ka¿dy z chórów wykonywa³ tylko jeden
koncert w Puebli. Wiêkszoæ naszej ar- tystycznej dzia³alnoci mia³a miejsce w okolicznych miastach. Czêsto wyjazdy na koncerty by³y okazj¹ do zwiedzania
najlepszym przyk³adem jest miasto Cholula, w którym podziwialimy pozo- sta³oci prekolumbijskiego miejsca kul- tu, uformowanego w kszta³t piramidy o objêtoci wiêkszej od s³ynnych piramid w Egipcie.
Nasze koncerty by³y niemal wszêdzie przyjmowane wspaniale i ¿ywio³owo, a sposób, w jaki przyjmowano nas samych, by³ równie poruszaj¹cy. Aby wytworzyæ sobie pojêcie, jak wa¿nym zdarzeniem by³ dla meksykañskiej publicznoci fe- stiwal, w którym uczestniczylimy, wy- starczy dowiedzieæ siê o tym, jak prze- bieg³a nasza wizyta w miasteczku Libres, uroczo i niebezpiecznie po³o¿onym u stóp jednego z wulkanów. Dotarlimy tam po dwugodzinnej podró¿y z Puebli i zo- baczywszy nieliczne i skromne zabudo- wania (wy³¹czaj¹c, rzecz jasna, wspania-
³y koció³; kocio³y z czasów hiszpañ- skich zagubione na meksykañskiej pro- wincji by³yby ozdob¹ wielu europej- skich metropolii) nie spodziewalimy siê licznej, rozentuzjazmowanej publiczno-
ci. Rzeczywistoæ okaza³a siê zupe³nie inna: ma³e, niebogate miasteczko zgo- towa³o nam powitanie icie królewskie.
Niekoñcz¹ce siê oklaski niepozwalaj¹- ce nam zejæ ze sceny (notabene koció³, w którym urz¹dzono koncert, by³ przy- strojony wielk¹ polsk¹ flag¹, co przy tra- dycyjnym meksykañskim przywi¹zaniu do narodowych symboli mia³o wielkie znaczenie) przypomina³y raczej rekcjê na wystêp jakiej wiatowej gwiazdy, a nie skromnego chóru akademickiego. Z kolei po koncercie w³adze miasta wyda-
³y dla nas kolacjê, na któr¹ zaopatrzenie dowozi³a nawet miejska policja (sic!), to- warzysz¹ca nam potem a¿ do granic mia- steczka, jak nie przymierzaj¹c g³o- wie pañstwa.
Przypadek Libres dobrze odzwiercie- dla meksykañsk¹ gocinnoæ, na pewno wart¹ przys³owia. Pami¹tki i upominki, które od ¿yczliwych gospodarzy koncer- tów otrzyma³ nasz chór, z trudem zmie-
ci³y siê w baga¿ach. Bardziej jednak cie- szylimy siê z uczestnictwa w festiwalu, który dla meksykañskiej publicznoci by³ zdarzeniem wa¿nym gazety po-
wiêci³y mu sporo uwagi, a Mariusz Mróz, dyrygent Chóru PG, by³ gociem audycji lokalnej rozg³oni radiowej i sta- cji telewizyjnej. Z kolei w jednym ze zwiedzanych kocio³ów proboszcz po- wiód³ nas do ukrytej przed ludzkim
wzrokiem, dla wszystkich zamkniêtej na cztery spusty, kaplicy, w której przed wie- kami modlili siê królowie Hiszpanii. Z takimi dowodami sympatii spotykalimy siê codziennie.
Niemal ka¿dego wieczoru dawalimy koncert, a przed po³udniem przewa¿nie wsiadalimy do autobusu i zwiedzalimy okolicê. Wspiêlimy siê na staro¿ytn¹ Pi- ramidê Kwiatów w Cacaxtli, a we wspo- mnianej wczeniej Choluli przeciskali-
my siê przez w¹skie, przyprawiaj¹ce o klaustrofobiê chodniki wydr¹¿one w trze- wiach wielkiej piramidy, nosz¹cej na swym szczycie koció³ wzniesiony przez pogromców Indian. Przemierzalimy mu- zea w Puebli i Meksyku, a ze szczytu s³yn- nej Piramidy Ksiê¿yca patrzylimy na nie mniej s³ynn¹ Alejê Umar³ych. Nieufnym wzrokiem ogarnialimy poprzechylane mury bazyliki w Gwadelupie i mimowol- nie podrygiwalimy w takt tradycyjnych rytmów, przy których Indianie tañcz¹ na rynku stolicy. Po jakim czasie nie wie- dzielimy ju¿, co wród otaczaj¹cych nas zjawisk tak nowych i egzotycznych jest warte fotografowania.
Dwa tygodnie wielkiej przygody.
Nowe przyjanie (niemal wszyscy wróci- limy w kowbojskich kapeluszach, poda- rowanych przez chórzystów ze Stanów Zjednoczonych), zaproszenia na kolejne festiwale, niezliczone zdjêcia i to, ¿e po prostu ¿al by³o wracaæ chyba w³anie o to chodzi³o Ich Magnificencjom Rekto- rom, profesorom Ko³odziejczykowi i Ra- choniowi, gdy wszelkimi dostêpnymi sposobami starali siê wspieraæ nas w wiel- kim wyzwaniu, jakim by³a organizacja naszej wyprawy. Jestemy wdziêczni.
Jacek K. B³aszkowski Wydzia³ Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki ... nietypowe zawody (dyrygent Chóru PG ko-
rzysta z us³ug ulicznego pucybuta)...
... i wyj¹tkowe zabytki ( w tle pohiszpañska ka- tedra w Puebli)
kwietnia br. na Wydziale In¿ynie- rii L¹dowej PG odby³o siê ame- rykañsko-niemiecko-polskie sympo- zjum Bridge and Structural Engineering
The Past and the Present, podczas któ- rego zaprezentowano cztery referaty.
S³uchacz, szczególnie ów przyzwycza- jony do roztrz¹sania czasami nader w¹- skich aspektów swojej profesji, móg³ zadumaæ siê nad rozleg³oci¹ obszarów in¿ynierii i ró¿norodnoci¹ jej pejza¿u.
A czym¿e jest in¿ynieria? Pytanie kar- dynalne, bez odpowiedzi na które trud- no spe³niaæ misjê politechnicznego na- uczyciela akademickiego. Otó¿ na swój u¿ytek, choæ nie wy³¹cznoæ, za in¿y- nieriê uznajê twórczy proces, w wyniku którego powstaje obiekt materialny, sposób produkcji (technologia) lub na- stêpuje zamierzona zmiana stanu rodo- wiska. In¿ynierowie pretorianie in¿y- nierii poszukuj¹ nowych, tañszych i lepszych sposobów u¿ytkowania mate- rialnych i energetycznych zasobów na- tury dla potrzeb i wygody cz³owieka.
Wykorzystuj¹ przy tym odkrycia nauko- we, wynalazki techniki oraz ekspery- menty i wyniki badañ. Zatem dzia³al- noæ in¿ynieryjna obejmuje: projekto- wanie (zdefiniowanie celu, rozpoznanie stanu rodowiska, wybór sposobu dzia-
³ania) i wizualizacjê pomys³u (rysunek, model, animacja komputerowa); bilan- sowanie rozmaitych zasobów, np. ludz- kich, finansowych, materia³owych, sprzêtowych, energetycznych, a w tym obliczenia matematyczne i rozwi¹zania konstrukcyjne; planowanie i wykony- wanie czynnoci prowadz¹cych do po-
¿¹danego skutku (organizacja pracy, gospodarka zasobami, zapewnienie ja- koci, rozruch) oraz wykorzystywanie dzie³a in¿ynierii (zarz¹dzanie eksplo- atacj¹, monitoring, konserwacja, re- mont). Kres istnienia tworu in¿ynierii wyniku twórczoci technicznej to jego likwidacja (demonta¿, utylizacja) lub przywrócenie stanu poprzedniego (usu- wanie zanieczyszczeñ, odka¿anie, re- kultywacja), które same w sobie równie¿
stanowi¹ czynnoci in¿ynieryjne.
róde³ wyrazu in¿ynieria mo¿na po- szukiwaæ w redniowiecznej ³acinie: in- cingere otoczenie miejsca budowl¹ obronn¹, ingenerare tworzyæ, ingenia- tor kieruj¹cy zespo³em robotników, ingenium ad ingeniarum talent do po- mys³ów. W Polsce s³owo ingenier poja- wi³o siê w traktacie Diego Ufano Ar-
chelia to jest nauka i informacyja o strzelbie... prze³o¿onym z niemieckiej wersji przez Jana Dekana i wydanym w Lesznie w 1643 roku. Zawód indzienie- ra pierwotnie wojskowego popularyzo- wali w swoich ksi¹¿kach Józef Narono- wicz-Naroñski (1610-1678) i Stanis³aw Solski (1622-1701). Z wojskowego po- winowactwa in¿ynieria cywilna wyod- rêbnia siê w XVIII wieku, wkraczaj¹c w obszary budownictwa l¹dowego (mosty, drogi, wiatraki, fabryki, magazyny) i wodnego (kana³y, luzy, doki, nabrze¿a i m³yny napêdzaj¹ce rozmaite urz¹dze- nia i machiny). Silnik parowy, prowo- kuj¹c wydarzenia rewolucji naukowo- technicznej, sprzyja³ wy³anianiu siê nowych specjalnoci in¿ynieryjnych, odpowiadaj¹cych potrzebom powstaj¹- cego przemys³u i nowym dzia³om go- spodarki. Na samodzielnoæ wybija³y siê kolejno: budowa maszyn i silników, hutnictwo, produkcja przemys³owa, elektrotechnika i chemia techniczna.
Pierwsz¹ w Europie instytucj¹ kszta³- cenia in¿ynierów cywilnych by³a Éco- le Nationale des Ponts et Chaussées, za³o¿ona w Pary¿u w 1747 r. Wspó³cze- sna nam in¿ynieria, której przedmiotem zainteresowania s¹ tak¿e genetyka, na- notechnologia, nowe tworzywa, rodo- wisko cz³owieka, a tak¿e sama zbioro- woæ ludzi, osadzona jest na wielody- scyplinarnej bazie naukowej. Ponadto nie sposób ju¿ postrzegaæ in¿ynieriê poza paradygmatem rozwoju zrównowa-
¿onego. Wród wyzwañ edukacyjnych, oprócz tradycyjnego nauczania (a przy- najmniej przekazania przes³anek) fa- chowoci, wysuwa siê dzi na czo³o po- trzeba rozbudzania kreatywnoci oraz wra¿liwoci estetycznej i etycznej. Ele- menty tego pojawi³y siê podczas wspo- mnianego na wstêpie sympozjum.
Prof. Wieland Ramm, kierownik Ka- tedry Konstrukcji Budowlanych w Uni- versität Kaiserslautern, zaprezentowa³ najnowsze wyniki swoich dociekañ nt.
Mostu Lisewskiego przez Wis³ê w Tcze- wie. Jest on postrzegany jako cud in¿y- nierii swoich czasów, a jego najdawniej- sze fragmenty trzy z szeciu ¿elaznych nitowanych przêse³ kratowych z 1857 r.
dotrwa³y do dzisiaj, staj¹c siê unika- towym zabytkiem mostownictwa w skali
wiatowej. Ofensywn¹ promocjê warto-
ci kulturowych tego mostu rozpoczêto w 1999 r. podczas konferencji Preserva- tion of the Engineering Heritage Gdañsk Outlook 2000, której przewod- niczyli prof. Zbigniew Cywiñski oraz prof. Edmund Wittbrodt. Wystawa Hi- storyczne mosty w Tczewie dar Uni- wersytetu w Kaiserslautern dla Wydzia-
³u In¿ynierii L¹dowej PG upowszech- nia informacje o tym dziele myli tech- nicznej. Dziêki staraniom prof. Ryszar- da Krystka dziekana Wydzia³u In¿y- nierii L¹dowej, wystawa goci³a ju¿ w Muzeum Wis³y w Tczewie, Muzeum Techniki w Warszawie oraz na Politech- nice Krakowskiej. Akcja promocyjna
Obszary in¿ynierii (cz. I)
29
Od lewej: prof. Wieland Ramm, prof. Zbigniew Cywiñski, prof. Tadeusz Godycki-Æwirko, prof.
Ryszard Krystekdziekan Wydzia³u In¿ynierii L¹dowej PG, i Bogdan Borusewicz wicemarsza-
³ek województwa pomorskiego
przynios³a po¿¹dany skutek: w 2000 r.
nastarszy jego fragment wpisano do re- jestru zabytków; w 2001 r. w³adze po- wiatu tczewskiego uzyska³y rodki nie- zbêdne do remontu Mostu Lisewskie- go, dziêki czemu zosta³ on przywróco- ny do u¿ytkowania. Raduj¹ siê miesz- kañcy Lisewa i innych wsi znad lewo- brze¿nej Wis³y, podró¿uj¹cy na skróty do Tczewa bez tej przeprawy musieli- by nadk³adaæ drogi, je¿d¿¹c przez Kny- bawê. Czy znaj¹ oni historie, jakie opo- wiada Most Lisewski? Wszak jest on do- kumentem transferu myli technicznej zza oceanu, gdy¿ pierwowzór gêstej kraty z desek wymyli³ in¿ynier wojsko- wy Ithiel Town, budowniczy wielu drewnianych mostów w USA. Pomys³, opatentowany w 1820 r., umo¿liwia³ wznoszenie konstrukcji z jarda, jak powiadali z przek¹sem wspó³czeni, i by³ powtarzany w setkach konstrukcji jeszcze przez kilkadziesi¹t lat. Konstru- owano je na wyczucie bez obliczeñ, co z dzisiejszej perspektywy wydaje siê niewiarygodne, a co tak oburza³o w po-
³owie XIX wieku in¿. Karla Culmanna (1821-81), autora graficznej metody wy- znaczania si³ w prêtach kratownicy, pi- sz¹cego reporta¿e z podró¿y s³u¿bowej do USA, od którego nazwiska nazwano stól krelarski kulmanem. Pomys³ Tow- na podjêto w mostach Anglii i Walii, zastêpuj¹c deski paskami z blachy ¿e- laznej, ale pierwsze w Europie wielkie przês³o o ponadstumetrowej rozpiêto-
ci powsta³o w³anie w Tczewie. Ten wzór kulturowy techniki ucielenie- nie ingenium powêdrowa³ w górê Wi-
s³y za spraw¹ in¿. Stanis³awa Kierbe- dzia, budowniczego Mostu Aleksan- dryjskiego w Warszawie, i dalej w g³¹b imperium rosyjskiego tras¹ Kolei War- szawsko-Petersburskiej. Tczewskie roz- wi¹zanie naladowano tak¿e w kon- strukcjach mostów w Niemczech, Szwaj- carii i Austrii.
Prof. Wieland Ramm, in¿ynier kon- struktor, odwa¿y³ siê okazaæ zachwyt nad tczewskim dzie³em in¿ynierii sprzed pó³tora wieku, wskazuj¹c warto-
ci, dla których warto je zachowaæ dla przysz³ych pokoleñ. W uznaniu tych wysi³ków marsza³ek województwa po- morskiego przekaza³ Mu list gratulacyj- ny, a starosta tczewski Marek Mierze- jewski wrêczy³ medal okolicznociowy z okazji 170-lecia Mostu Lisewskiego.
Prof. Andrzej Nowak z University of Michigan przedstawi³ sposób oceny ist- niej¹cych konstrukcji mostowych. Nad utrzymaniem dróg w USA czuwaj¹ sta- nowe ministerstwa transportu (ang. De- partment od Transportation). W czasach Wielkiego Kryzysu program rozbudo- wy sieci po³¹czeñ l¹dowych wraz z in- frastruktur¹ stanowi³ istotny czynnik o¿ywienia gospodarczego, zmniejsza- j¹c bezrobocie, rozbudowuj¹c koopera- cjê podwykonawcz¹ i pobudzaj¹c ru- chliwoæ handlow¹ oraz przemys³ samo- chodowy. W efekcie kraj uzyska³ nie- istniej¹cy dot¹d nigdzie w wiecie sys- tem drogownictwa obejmuj¹cy setki tysiêcy mil utwardzonych nawierzchni oraz tysi¹ce mostów. Kolejna fala inten- syfikacji inwestycji drogowych pojawi-
³a siê w latach 50. i 60. Utrzymanie tego
systemu w sprawnoci wymaga plano- wania remontów oraz inspekcji, przepro- wadzanych wed³ug harmonogramu.
Niektóre budowle nie posiadaj¹ doku- mentacji budowlanej, a jedynie inwen- taryzacyjn¹, dlatego orzekanie o ich ak- tualnej nonoci mo¿liwe jest jedynie na podstawie próbnego obci¹¿enia. Dia- gnostyka mostów za porednictwem zestawu czujników rejestruj¹cych po- wstawanie naprê¿eñ wewnêtrznych i odkszta³ceñ konstrukcji pod wp³ywem obci¹¿eñ pojazdami pozwala weryfiko- waæ jej nonoæ minimaln¹, identyfiko- waæ najs³absze elementy i wyjaniaæ ich niepo¿¹dane zachowania. Wyniki badañ polowych s¹ porównywane z wynikami uzyskiwanymi metodami analityczny- mi, a czêsto okazuje siê, i¿ rzeczywista nonoæ jest wy¿sza od teoretycznej.
Ten stan rzeczy t³umaczy siê korzyst- niejsz¹ dystrybucj¹ si³ wewnêtrznych w konstrukcji, spowodowan¹ wspó³prac¹ dwigarów mostowych i p³yty jezdnej oraz oddzia³ywaniem takich elementów wyposa¿enia, jak np. barierki, chodni- ki, krawê¿niki. Typowy amerykañski pragmatyzm sk³ania nie ujmuj¹c sza- cunku zwolennikom skomplikowanej teorii projektowania ku stosowaniu prostych wzorów do okrelania nono-
ci istniej¹cych konstrukcji oraz wy- znaczania obci¹¿eñ dopuszczalnych, weryfikowanych w terenie na rzeczywi- stych obiektach. Zaprezentowana przez prof. A. Nowaka praktyczna metoda oceny nonoci konstrukcji mostowych mo¿e zaskakiwaæ swoj¹ prostot¹, szcze- gólnie tych, którym in¿ynieria kojarzy siê g³ównie z uk³adami skomplikowa- nych równañ.
Prof. Zbigniew Cywiñski, by³y dzie- kan Wydzia³u Budownictwa L¹dowego PG, rzecznik idei humanizacji techniki oraz popularyzator ochrony dziedzictwa in¿ynierii, przedstawi³ wspó³czesne konstrukcje mostowe w kontekcie es- tetyki ze szczególnym nawi¹zaniem do aktualnie nowo projektowanego mostu na Dolnej Wile ko³o Kwidzyna.
Wychodz¹c z podstawowych przes³anek niezawodnoci i trwa³oci, a wiêc bez- pieczeñstwa i przydatnoci u¿ytkowej tych budowli w okrelonym przedziale czasowym, wykaza³, i¿ staj¹c siê wi- docznym sk³adnikiem rodowiska cz³o- wieka, decyduj¹ one o jakoci estetycz- nej postrzeganego przez nas otoczenia.
wiadomie lub niewiadomie odbiera- my rozliczne wra¿enia, odczuwaj¹c np.
harmoniê i ³ad sk³adników krajobrazu.
Mog¹ one oddzia³ywaæ na nas koj¹co, Od lewej: prof. Andrzej Nowak, prof. Zbigniew Cywiñski, dr arch. Marcin Gawlicki pomorski
konserwator zabytków, prof. Wieland Ramm i Marek Mierzejewski starosta tczewski
wówczas powiadamy jak tu piêknie!
Ale te¿ i mo¿liwa jest reakcja przeciwna.
W intencji normy europejskiej Euroco- de 1 przydatnoæ u¿ytkow¹ konstrukcji warunkuj¹: koncepcja konstrukcyjna, dobór materia³ów, rozwi¹zania szczegó-
³ów, jakoæ wykonawstwa i prezencja.
Wspomniane czynniki mog¹ przejawiaæ siê w ró¿ny sposób, a wiêc i efekt koñco- wy dzie³o in¿ynierskie mo¿e zaist- nieæ w krajobrazie i oddzia³ywaæ na zmy- s³y cz³owieka na ró¿ne sposoby, spe³nia- j¹c wszak¿e wymóg niezawodnoci i trwa³oci. Mimo ¿e funkcjonalnoæ, komfort u¿ytkowania i estetyka obiektu zale¿¹ w du¿ym stopniu od jego czysto technicznych w³aciwoci, uznaje siê, i¿
wp³ywa na to tak¿e pewna nadrzêdna, ogólna idea zdrowego, a wiêc dobrego w sensie aksjologicznym rodowiska.
Idea ta w znacznym stopniu osadzona jest na pod³o¿u duchowym, a przejawem jej materializacji bywa duch miej- sca, czyli genius loci. Zatem, aby do- brze projektowaæ i utrzymywaæ wspó³- czesne mosty, niezbêdne s¹ wiadomoæ estetyczna oraz wra¿liwoæ na piêkno, gdy¿ rzeczy materialne bywaj¹ piêkne, kiedy s¹ przesi¹kniête duchem.
Dr in¿. Krzysztof Wilde rozpocz¹³ wy- st¹pienie prezentacj¹ kultowego dla mo- stowców filmu dokumentalnego poka- zuj¹cego katastrofê wisz¹cego mostu Ta- coma Narrows na po³udnie od Seattle w stanie Washington, USA. W dniu otwar- cia 10 czerwca 1940 r. by³ on trzecim w
wiecie mostem pod wzglêdem rozpiê- toci przês³a (2800 stóp), ale jego podat- noæ na oddzia³ywanie wiatru natych- miast przyda³a mu szczególnej s³awy.
Pechowi kierowcy cierpieli nawet na
chorobê morsk¹ od rozko³ysania, skrê- cania i falowania jezdni, a mostowi nada- no przezwisko Galopuj¹ca Gerta. Spo- wodowa³o to ustawienie posterunków na przyczó³kach, reguluj¹cych ruch pojaz- dów zale¿nie od warunków pogodowych.
St¹d to w dniu 7 listopada 1940 r., gdy wiatr, osi¹gaj¹c prêdkoæ 42 mil na go- dzinê, wzbudzi³ drgania konstrukcji o czêstotliwoci 0,2 Hz, znalaz³y siê pod rêk¹ kamery, które zarejestrowa³y ostat- ni przejazd samochodu osobowego po ju¿ wij¹cej siê jezdni, ucieczkê kierow- cy i podró¿uj¹cego z nim pieska, wzra- staj¹ce rozko³ysanie konstrukcji, jej pê- kanie, zrywanie ciêgien i pogr¹¿anie w wodach Pacyfiku. Ofiar w ludziach nie by³o, jednak¿e piesek zagin¹³. Najd³u¿- szy obecnie w wiecie most wisz¹cy to japoñski Akashi Kaikyo o prawie dwu- kilometrowym przêle, ale ju¿ planuje siê budowê piêciokilometrowego. Pro- blemem jest zabezpieczenie takich ko- losów przed utrat¹ statecznoci pod
wp³ywem wiatru. Sztywnoæ przês³a mo¿na poprawiæ poprzez odpowiednio aerodynamiczne kszta³towanie jego geo- metrii, zastosowanie dodatkowych t³u- mików lub elementów kontroluj¹cych przep³yw powietrza wokó³ mostu. Takie rozwi¹zania nazywa siê pasywnymi, w przeciwieñstwie do aktywnych syste- mów sterowania, wykorzystuj¹cych ru- chome stateczniki na wzór tych u skrzy- de³ samolotu. Dr in¿. K. Wilde omówi³ dwa takie systemy: ruchome stateczniki mocowane pod przês³em i sprzê¿one wahad³em oraz mocowane przegubowo do krawêdzi przês³a, sprzêgniête z ru- chem mostu poprzez dodatkowe kable.
Oryginalnym elementem prezentacji by³a autorska propozycja pasywnego i kontrolowanego sprzêgniêcia ruchu sta- teczników z ruchem mostu. Prostota tego rozwi¹zania, popartego wynikami badañ w tunelu aerodynamicznym oraz anali- z¹ numeryczn¹, ma walor u¿ytkowy i przysz³ociowy. Zatem, wspó³czesna teo- ria projektowania proponuje konstruk- torom praktyczne sposoby pokonywania problemów staj¹cych na drodze tworze- nia monumentalnych dzie³ in¿ynierii.
Wspomniane na wstêpie sympozjum, zorganizowane przez prof. Tadeusza Go- dyckiego-Æwirko wraz z pracownikami z Zak³adu Konstrukcji Betonowych, wpisuje siê w ci¹g dzia³añ rozpoczêtych przed laty organizacj¹ pierwszego w Pol- sce miêdzynarodowego seminarium
Preservation of Industrial Heritage Gdañsk Outlook.
Waldemar Affelt Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej (fot. J. Bieniek)
PS. W treci wykorzystano konspekty autorów referatów wyg³aszanych podczas wspomnia- nego na wstêpie sympozjum.
Dr in¿. Krzysztof Wilde i prof. Andrzej Nowak
Dziêki, Dziekanie
Szósta rano. Ju¿ Dziekanem CHEMIA kwitnie Miasto budzi siê od snu ociê¿a³e,
On pracuje ju¿ przy stole swym ambitnie, Bo spraw wiele do zrobienia na Wydziale!
I rytm rytmem, co odruchem jest Paw³owa, Pozara¿a³ ludzi wielu - trochê sk³óci³, A rzetelna jest to postaæ! Nietypowa!
Na rektorskich jednak progach siê wywróci³ Na pami¹tkê s¹ Dziekanie dzi te s³owa,
Wdziêcznoæ, sam wiesz, zwykle spónia siê o fazê.
Twoich zas³ug w duszach ludzkich jest po³owa, Druga w dobroæ przemieni³a ju¿ urazê.
Na stoliku nowych zadañ sterta ca³a Znów na czele, chocia¿ w innym ju¿ obszarze, Twa Katedra wiernie z Tob¹ pozosta³a, Ty - przygl¹daj karuzeli siê wydarzeñ.
S³oñce zasz³o. Czas do domu iæ, Dziekanie, Dnia zosta³o tak niewiele, prawie wcale, Ju¿ niektórzy ciel¹ ³ó¿ka, czas na spanie, Zakocha³e siê Dziekanie w tym Wydziale!
Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹
Niko³aj Bierdiajew (1874-1948) opozycja
techniki i ducha
Pogl¹dy Bierdiajewa na technikê sta- nowi¹ integraln¹ czêæ jego filozofii eg- zystencji indywidualnej oraz koncep- cji powo³ania i miejsca osoby w histo- rii. W wielu pracach tego myliciela, po-
wiêconych refleksji nad sensem dzie- jów i przeznaczeniem cz³owieka, jako w¹tek uzupe³niaj¹cy pojawia siê motyw roli znaczenia techniki. Motyw ten by³ zreszt¹ dla Bierdiajewa na tyle intere- suj¹cy i wa¿ny, ¿e sta³ siê przedmiotem osobnego opracowania w ksi¹¿ce Cz³o- wiek i maszyna.
W rozwa¿aniach Bierdiajewa nad technik¹ na plan pierwszy wysuwaj¹ siê dwa problemy:
a) relacja miêdzy technik¹ a natur¹, b) rola techniki w dialektyce kultury i
cywilizacji.
Ich wspólnym mianownikiem jest niepokoj¹ca kwestia antynomicznego (przeciwstawnego) charakteru wolnoci cz³owieka, ujawniaj¹ca siê ze szczegól- n¹ ostroci¹ w alienacyjnych konse- kwencjach rozwoju techniki.
Technika contra natura
W swych analizach stosunku cz³owie- ka do przyrody (natury) Bierdiajew wy- ró¿nia trzy okresy. W pierwszym, zwa- nym przedchrzecijañskim lub pogañ- skim, duch ludzki stanowi w pe³ni jed- noæ z natur¹, jest w niej pogr¹¿ony, a
¿ycie cz³owieka podporz¹dkowane jest prawom przyrodniczym. W okresie dru- gim, chrzecijañskim, nastêpuje oddzie- lenie ducha ludzkiego od natury. Uwia- domieniu sobie przez cz³owieka jego od- rêbnoci wobec otaczaj¹cej przyrody to- warzyszy poczucie jej obcoci i wrogo-
ci. Naturze, traktowanej jako ród³o wszelkiego z³a i grzechu, przeciwstawia- na jest szlachetnoæ i wznios³oæ ducha.
Okres trzeci, którego zapowiedzi¹ jest Renesans, znamionuje rozwój nowego nastawienia wobec przyrody, bêd¹cego w swej istocie d¹¿eniem do jej podboju.
Miêdzy cz³owieka a naturê na coraz szer- sz¹ skalê zaczyna wtedy wkraczaæ tech- nika, uto¿samiana przez Bierdiajewa z maszyn¹. Ma ona pomóc w pokonaniu si³ przyrody i uwolniæ cz³owieka od za-
gro¿eñ z jej strony. Porz¹dek organiczny jest stopniowo zastêpowany i wypierany przez porz¹dek mechaniczny. Kulmina- cj¹ tych tendencji s¹ dowiadczenia wie- ku XX. Ekspansja w kosmos jest kolej- nym krokiem w procesie wypierania na- tury przez rzeczywistoæ techniczn¹.
Kreacja nowego rodowiska modyfi- kuje jednak nie tylko przyrodê, ale zmie- nia samego cz³owieka, podporz¹dkowu- j¹c go maszynie i tworz¹c nowe formy zale¿noci, tym razem od techniki. Cena zwyciêstw osi¹ganych w walce przeciw-
ko przyrodzie okazuje siê zatem nieocze- kiwanie wysoka. Symbolizuj¹ca ludzkie marzenia o potêdze technika przybiera w opisach Bierdiajewa charakter niemal demoniczny. Jest to tajemnicza si³a, obca zarówno cz³owiekowi, jak i naturze. W maszynie ujawnia siê co zupe³nie no- wego, co dziêki nauce wydarte zosta³o z serca przyrody i co nie ujrza³oby wiata dziennego bez twórczej ingerencji cz³o- wieka,
D¹¿¹c do powiêkszania swych si³ wytwórczych i coraz bardziej racjonal- nej organizacji ¿ycia, unicestwia wiê
z ¿yciem wewnêtrznym i dusz¹ natury.
Techniczne panowanie nad natur¹ w istocie oddala cz³owieka od niej. ¯ycie ludzkie przestaje byæ organiczne, a sta- je siê zorganizowane zracjonalizowane i, zmechanizowane. Cz³owiek wypada z rytmu, który odpowiada rytmowi przy- rody. Organizacja staje siê mierci¹ or- ganizmu. Równoczenie rosn¹ca potê- ga wiedzy technicznej w ¿yciu spo³ecz- nym prowadzi do coraz wiêkszego urze- czowienia ludzkiej egzystencji. Utrata duchowego centrum rozbija integral-
noæ osobowoci. Cz³owiek odchodzi od natury coraz dalej, a równoczenie ubo¿eje pod wzglêdem emocjonalnym i duchowym.
Te dwa w¹tki degradacji duchowej i zniewolenia cz³owieka przez odrywa- j¹c¹ go od natury technikê nieprzy- padkowo ³¹czone s¹ przez Bierdiajewa we wspóln¹ sekwencjê logiczn¹. Stano- wi¹ one bowiem symptomy tego same- go schorzenia, któremu na imiê... hu- manizm. Bierdiajew przeprowadza niezwykle ostr¹ krytykê podstawowej idei humanistycznej, jak¹ jest antropo- centryzm (gr, anthropos cz³owiek), który umieszcza cz³owieka na szczycie hierarchii wartoci. Niszczycielska moc techniki ods³ania jedynie destrukcyj- noæ formacji kulturowej, u której pod- staw leg³a ta idea. Samoafirmacja cz³o- wieka, ograniczaj¹cego swe aspiracje do sukcesów materialnych, jego od- wrócenie siê od sfery ducha, musia³y doprowadziæ do upadku.
Upadek cz³owieczeñstwa jest bezpo-
rednim nastêpstwem odwrócenia siê od sfery ducha, a technika ucieleniaj¹c te destrukcyjne tendencje staje siê na- rzêdziem samozniewolenia i samoznisz- czenia cz³owieka. Atak Bierdiajewa skie- rowany jest wiêc nie tyle przeciwko tech- nice, ile przeciwko typowi kultury, wia- domoci i systemowi wartoci, które le- g³y u jej podstaw.
Za pozytywn¹ stronê humanizmu uwa¿a Bierdiajew uruchomienie we- wnêtrznej energii twórczej cz³owieka, która skoncentrowa³a siê jednak na nie- w³aciwych celach. Jego zdaniem, aby tworzyæ piêkno w tym wiecie, musimy umieciæ rzeczywiste centrum ludzkoci w innym wiecie. Najpiêkniejsze dzie³a ludzkie zosta³y okrelone nie przez czy- sto ziemskie cele i racje, lecz przez cel znajduj¹cy siê poza granicami wiata naturalnego. Bezdusznej, ateistycznej cywilizacji technicznej trzeba zatem przeciwstawiæ religijn¹ kulturê ducha.
Technika w dialektyce kultury i cywilizacji
Koncepcja Bierdiajewa przypomina tu teoriê Oswalda Spenglera (l880-1936), traktuj¹cego cywilizacjê jako fazê uwi¹- du i rozk³adu kultury. Wed³ug Bierdia- jewa, dzieje ludzkoci s¹ procesem nie- Poni¿szy artyku³ stanowi przeredagowan¹ wersjê referatu przygotowanego na zajêcia z przedmiotu obieralnego Filozofia ekologiczna, prowadzonego przez dr. hab. Stefana Zabieglika na Wydziale ETI w roku akad. 2000/2001
Filozofowie o technice (cd.)
Pojawienie siê maszyny otworzy³o now¹ erê, w któ- rej ¿ycie utraci³o swój natu- ralny charakter. Cz³owiek zostaje oddzielony od natu- ry przez sztuczne rodowi- sko maszyn, przez narzêdzia swego zamierzonego pano- wania nad natur¹,
ustannego powstawania i obumierania kolejnych formacji historycznych prze- chodz¹cych od pocz¹tkowego etapu kul- tury do schy³kowego stadium cywili- zacji. Neutralna ewolucja prowadzi ka¿- d¹ kulturê do momentu, w którym zaczy- na ona kwestionowaæ zasady, na których siê opiera. Przygotowuj¹c swe w³asne zniszczenie, oddziela siê od swych ró- de³ i wyczerpuje energiê duchow¹. Prze- chodzi od organicznego do krytycz- nego stadium istnienia. Dominuj¹c¹ za- sadê tego etapu stanowi wola mocy, po- têgi i panowania. Ona w³anie wyznacza istotê cywilizacji. W dziejach cywiliza- cji zachodniej nonikiem woli mocy jest technika, której pojawienie siê stanowi punkt zwrotny w dziejach cz³owieka. Po- wszechnie uwa¿ana jest ona za najwiêk- sze osi¹gniêcie i przedmiot dumy za- chodnich spo³eczeñstw. Przenika stop- niowo we wszystkie dziedziny ¿ycia i trudno by³oby wskazaæ takie sfery ak- tywnoci cz³owieka zarówno material- nej, jak i duchowej na których techni- ka nie wycisnê³aby swojego piêtna. Sta- dium cywilizacji opiera siê wiêc nie na podstawach naturalnych lub duchowych, lecz mechanistycznych. Cywilizacja, zdaniem Bierdiajewa, reprezentuje triumf techniki zarówno nad duchemm, jak i nad natur¹. Nawet refleksja i sztuka nabieraj¹ charakteru technicznego.
Wskazuje na to sytuacja na terenie filo- zofii, gdzie dominuj¹ rozwa¿ania natu- ry gnoseologicznej, metodologicznej i pragmatycznej. Bierdiajew uwa¿a, ¿e in- strumentalny charakter cywilizacji pro- wadzi nieuchronnie do zupe³nej anihi- lacji duchowoci (nawet religia staje siê pragmatyczna), co musi zakoñczyæ siê ogóln¹ katastrof¹. Jej zwiastunami by³y kolejne wojny wiatowe.
Kolejnym negatywnym aspektem do- minacji techniki w cywilizacji jest, we- d³ug Bierdiajewa, postêpuj¹ca barbary- zacja. Jest to nowe barbarzyñstwo, ska-
¿one olejem maszynowym i wszystkimi wadami cywilizacji technicznej. Cywi- lizowane barbarzyñstwo jest czym nie- porównanie gorszym od barbarzyñstwa pierwotnego, kryje siê za nim nie natura, lecz maszyna i mechanizm. Ich olbrzy- mie mo¿liwoci, oddane we w³adanie prymitywnych duchowo, choæ wykszta³- conych dysponentów, stanowi¹ ród³o niewyobra¿alnych zagro¿eñ.
Z charakterem cywilizacji technicznej koresponduj¹ tak¿e zmiany, jakie doko- na³y siê w sposobie prowadzenia wojen.
I tutaj równie¿ dostrzega Bierdiajew ne- gatywne piêtno techniki: wojna wspó³-
czesna jest zmechanizowana i zindustria- lizowana, osobiste bohaterstwo nie ma
¿adnego znaczenia wobec rodków tech- nicznych mo¿liwych do zastosowania.
Obecnie z pewnoci¹ bardziej liczy siê przewaga intelektualna i techniczna, ni¿
osobista sprawnoæ i odwaga. Jest to przede wszystkim kwestia skutecznoci, a rozwa¿anie ró¿nic miêdzy ró¿nymi sposobami zabijania ze wzglêdu na ich szlachetnoæ wydaje siê ma³o stosowne.
Uniwersalnego znaczenia nabiera stwier- dzenie Bierdiajewa, ¿e wojna w wymia- rze psychologicznym jest manifestacj¹ niewolniczej struktury wiadomoci i niezale¿nie od swej formy zmienia cz³owieka w rzecz.
Wyzwolenie spod w³adzy techniki
W rozwa¿aniach Bierdiajewa nad me- chanizmami historii bardzo czêsto po- jawiaj¹ siê takie pojêcia, jak fatum, los, przeznaczenie. Ich rola jest zdecydowa- nie negatywna, reprezentuj¹ bowiem si³y koniecznoci determinizmu, które uszczuplaj¹ ludzk¹ wolnoæ. W dzie- jach wiata, twierdzi Bierdiajew, dzia-
³aj¹ trzy si³y: Bóg, fatum i ludzka wol- noæ, które stanowi¹ o z³o¿onym skom- plikowanym charakterze historii. Fatum obraca cz³owieka w zabawkê irracjonal- nych si³. Heglowska chytroæ rozumu, to w³anie fatum. Podobnie dzie³em fa- tum jest potêga umiejêtnoci technicz- nych, które wzniesione zosta³y przez cz³owieka dla spotêgowania jego mocy, a w efekcie zapanowa³y nad nim (alie- nacja). Droga od kultury do cywilizacji pozwoli³a mu odkryæ pe³niê swych mo¿liwoci technicznych, u jej kresu jednak¿e nastêpuje dezintegracja i uni- cestwienie cz³owieczeñstwa. Te niepo- wodzenia wysi³ków ludzkich w za- panowaniu nad swoim przeznaczeniem wyp³ywaj¹, wed³ug Bierdiajewa, z od- wrócenia siê od sfery ducha, reprezen- tuj¹cego wolnoæ i niezale¿noæ od obiektywnej koniecznoci. Cz³owiek
jest bowiem bytem pe³nym sprzeczno-
ci, poszukuje wolnoci, lecz nie tylko
³atwo wpada w niewolnictwo, ale nawet je kocha. D¹¿enie do panowania nad przyrod¹ jest odwrotn¹ stron¹ zniewo- lenia, wola w³adzy jest zawsze wol¹ nie- wolnicz¹, a tyrania cz³owieka wiadec- twem jego upadku. Zdaniem Bierdiaje- wa, szans¹ na odwrócenie fatalnego bie- gu wydarzeñ i przezwyciê¿enie tragicz- nego przeznaczenia nie jest romantycz- ne odrzucenie techniki i cywilizacji, gdy¿ próba taka by³aby skazana na nie- powodzenie. Bezu¿yteczne jest prze- ciwstawienie z³u i niewolnictwu cywi- lizacji - dobra i wolnoci natury. Natura mo¿e dokonaæ os¹du cywilizacji, mo¿e dokonaæ tego tylko duch. W opozycji do cz³owieka cywilizacji stoi nie cz³o- wiek natury, lecz cz³owiek ducha. Cy- wilizacja znajduje siê pomiêdzy króle- stwem natury, czyli królestwem koniecz- noci, a królestwem wolnoci. Najdo- niolejszym pytaniem jest pytanie o szansê i perspektywê przejcia od cywilizacji do wolnoci, Jedyn¹ praw- dziw¹ odpowied stanowi droga trans- formacji religijnej.
Wspó³czesne zachodnie rozwa¿ania o technice
(wybrane kierunki)
Wyró¿niamy dwa nurty mylenia o technice jeden dotyczy krajów uprze- mys³owionych Zachodu, drugi za kra- jów Trzeciego wiata. Pierwszy z nich wi¹¿e siê z koncepcj¹ tzw. spo³ecznego wartociowania techniki, która przyjê³a postaæ praktyczno-instytucjonaln¹.
Drugi nurt zwi¹zany jest z koncepcj¹ tzw. technik porednich. Ta ostatnia ewo- luowa³a, przyjmuj¹c formê koncepcji technik alternatywnych. Objê³a ona swym zasiêgiem nie tylko Trzeci wiat, ale i kraje najwy¿ej rozwiniête. To po- szerzenie zakresu spowodowa³o wzrost zainteresowania t¹ koncepcj¹ w krajach rozwiniêtych. Oba nurty, mimo pewnych zbie¿noci, wychodz¹ z ró¿nych prze- s³anek i za³o¿eñ, formu³uj¹ ró¿ne wizje rozwojowe i ró¿ne obrazy technicznej przysz³oci wiata. Ich spór znajduje miejsce w dyskusjach na temat nowego miêdzynarodowego ³adu gospo- darczego, naukowego, technicznego itp.
Nurt pierwszy jest w gruncie rzeczy konserwatywny, poniewa¿ broni istniej¹- cych kierunków rozwoju technicznego czo³owych krajów Zachodu. Jest to nurt optymistyczny, uznaj¹cy du¿¹ rolê tech- niki w przekszta³caniu gospodarki, spo-
³eczeñstwa, kultury itp. G³osi on jedno-
Ka¿da kultura nosi w so- bie ziarno swej w³asnej de- strukcji i opiera siê na zasa- dach, które nieuchronnie przekszta³caj¹ j¹ w cywiliza- cjê bêd¹c¹ mierci¹ ducha.
czenie przekonanie o mo¿liwoci mo- dyfikacji techniki, postuluj¹c dokony- wanie spo³ecznej oceny techniki i jej skutków. Omawiany nurt przyjmuje wiêc za³o¿enie o sterowalnoci techniki, o czêciowej przewidywalnoci jej skut- ków, o spo³ecznej kompetencji do jej kontrolowania.
W ostatnich kilkudziesiêciu latach mamy do czynienia z tzw. rewolucj¹ na- ukowo-techniczn¹. Nauka i technika wy- musi³y ogromne zainteresowanie sob¹, co jest zwi¹zane z faktem, i¿ nak³ady fi- nansowe, rodki rzeczowe, zasoby ludz- kie zwi¹zane postêpem naukowo-tech- nicznym s¹ bardzo znaczne. Technika stanowi wa¿ny instrument polityki rz¹- dów, a tak¿e wielkich korporacji. S³u¿y ona bowiem przede wszystkim celom militarnym oraz realizacji celów gospo- darczych. Badania i prace rozwojowe s¹ popierane przez wielkie korporacje po- nadnarodowe, bowiem postêp technicz- ny jest dla nich g³ównym instrumentem konkurencji miêdzynarodowej, umo¿li- wiaj¹c nieograniczon¹ ekspansjê ekono- miczn¹ i techniczn¹.
Zainteresowanie spo³eczne postêpem technicznym mia³o sw¹ przyczynê w rozprzestrzenianiu siê jego negatyw- nych skutków ubocznych, np. rosn¹ce- go bezrobocia, dewastacji rodowiska przez technikê przemys³ow¹, utechnicz- nienia ¿ycia powoduj¹cego stres, cho- roby cywilizacyjne, wypadki. Okazuje siê, i¿ wolna przedsiêbiorczoæ, konku- rencja, rynek itp. nie zapewniaj¹ spo³e- czeñstwu ochrony przed niepo¿¹dany- mi skutkami techniki. D¹¿enie przed- siêbiorstw do zysku, manipulowanie gu- stami i potrzebami doprowadzi³o do pewnej degeneracji postêpu technicz- nego. W rezultacie zakwestionowano neutralnoæ techniki i jej zwi¹zek z transcendencj¹, czyli rzeczywistoci¹ nadprzyrodzon¹. Zaczêto traktowaæ technikê jako czynnik spo³eczny daj¹- cy siê orientowaæ na po¿¹dane cele.
Orientacji tej mo¿e dokonaæ rz¹d, wiel- kie korporacje, a tak¿e wielkie organi- zacje i ruchy spo³eczne. Pojawi³o siê wiêc ¿¹danie kontroli techniki. ¯¹da- nie to wychodzi³o poza katastrofizm fi- lozoficzny, akcentowa³o nie tyle posta- wy pesymizmu i technofobii, ile posta- wy spo³ecznej odpowiedzialnoci twór- ców techniki, podejmuj¹cych decyzjê o jej rozwijaniu, wprowadzaniu i eks- ploatowaniu. Spo³eczeñstwo technicz- ne podjê³o próbê modyfikacji dzia³a- nia jego g³ównej si³y napêdowej. W ten sposób powsta³a koncepcja spo³eczne-
go wartociowania techniki.
Termin spo³eczne wartociowanie techniki u¿ywany bywa w wielu zna- czeniach, a mianowicie jako:
l ocena konkretnych technik ich skut- ków z punktów widzenia spo³eczne- go, ekologicznego itp.;
l systematyczna analiza systemów so- cjotechnicznych;
l analiza wp³ywu techniki na spo³e- czeñstwo;
l ocena technik alternatywnych;
l element studiów nad przysz³oci¹ techniczn¹;
l nazwa ruchu spo³ecznego reprezentu- j¹cego zmianê opinii publicznej wo- bec nauki i techniki;
l element badañ naukoznawczych i technoznawczych;
l kompleksowe kontrolowanie i zarz¹- dzanie technik¹.
Wartociowanie techniki w tym ostat- nim sensie obejmuje badanie parametrów technicznych, przygotowanie prognoz technicznych, analizê parametrów spo-
³ecznych, ogóln¹ ocenê wszystkich efek- tów i konsekwencji techniki. Przed decydentami staje zadanie przygotowa- nia spo³ecznie po¿¹danych i politycznie mo¿liwych wariantów, a tak¿e okrele- nia odpowiednich rodków i sposobów dzia³ania oraz zaplanowanie kolejnych faz ich realizacji. W tym ujêciu warto-
ciowanie techniki mo¿e byæ traktowa- ne jako element planowania ogól- nospo³ecznego.
Jedn¹ z najg³oniejszych koncepcji na***
gruncie filozofii techniki wi¹¿e siê z oso- b¹ E. F. Schumachera (1911-1977; zna- nego u nas z ksi¹¿ki SmalI is beautiful.
Economics as if People Mattered, New York, 1973 Ma³e jest piêkne, ) i jego ide¹ technik porednich. W koncepcji tej wychodzi³ on z przes³anek zdroworoz- s¹dkowych, z potocznych obserwacji i spostrze¿eñ.
Obok krajów czo³ówki wiatowej, pio- nierskich w postêpie technicznym, d¹-
¿¹cych do nowoczesnoci, istniej¹ kraje Trzeciego wiata, opieraj¹ce siê na tech- nice tradycyjnej, wrêcz prymitywnej.
Wyzwalanie siê tych krajów spod zale¿- noci kolonialnej postawi³o przed nimi problem wyboru drogi rozwoju. Pojawi-
³a siê kwestia sposobu modernizowania gospodarki, produkcji i rodzaju stoso- wanej techniki. W gospodarce praktyka zwykle wyprzedza teoriê, dlatego te¿
kraje zacofane próbowa³y siê uprzemy- s³owiæ w taki sam sposób, jak kraje roz-
winiête. Efekt wprowadzania nowocze- snej, tzw. wysokiej, techniki do tych kra- jów by³ ró¿noraki. Tworzy³y siê enkla- wy nowoczesnoci uzale¿nione od trans- feru obcej techniki, materia³ów, rynku, zagranicznych ekspertów i specjalistów, niepromieniuj¹ce sw¹ nowoczesnoci¹ na inne dzia³y i regiony gospodarki. Ge- neralnie bior¹c, modernizacja Trzeciego
wiata na wzór Zachodu nie da³a spo- dziewanych efektów rozwojowych. Do- prowadzi³o to do zmiany mylenia na te- mat strategii rozwoju. Przyk³adem takie- go mylenia jest koncepcja techniki po-
redniej. Lansowana przez Schumache- ra idea uredniania techniki wi¹¿e siê np. z postulatem rezygnacji z budowy obiektów o wielkiej skali, a maj¹cych niewielki wp³yw na stopê ¿yciow¹ sze- rokich mas. Dlatego tak wa¿ne jest pra- wid³owe wykorzystanie si³y roboczej.
Zdaniem Schumachera przede wszyst- kim potrzeba innej techniki ani zbyt nowoczesnej, ani zbyt tradycyjnej, ale jakiej poredniej techniki dostosowa- nej do poziomu kwalifikacji, kultury, struktury zasobów. Tê poredni¹ techni- kê trzeba stosowaæ tam, gdzie jest naj- bardziej potrzebna, tj. g³ównie na obsza- rach wiejskich. Trzeba wykorzystywaæ lokalne surowce i rynek, konieczna jest te¿ w³aciwa polityka regionalna.
Do wa¿nych cech techniki poredniej nale¿y jej przyswajalnoæ ekonomiczna
-jest ona bowiem tania, finansowo dostêpna dla drobnych wytwórców. We- d³ug Schumachera, tylko taki typ tech- niki mo¿e zapewniæ szeroki rozwój, zwiêkszyæ liczbê miejsc pracy, stworzyæ mo¿liwoæ wykszta³cenia siê w spo³e- czeñstwie nowych technicznych i orga- nizacyjnych umiejêtnoci.
Koncepcja Schumachera, mimo i¿
mocno krytykowana, zmieni³a tradycyj- ny sposób mylenia o technice. Jednym ze s³abych punktów tej koncepcji by³o jej absolutyzowanie, wyra¿aj¹ce siê w przewiadczeniu, ¿e stosowanie technik porednich mo¿e staæ siê drog¹ rozwoju gospodarczego i spo³ecznego krajów rozwijaj¹cych siê.
Schumacher patrzy³ na technikê ocza- mi praktyka i zarazem humanisty. Wi- dzia³, ¿e technika bogatych nie pasu- je do biednych, ¿e wa¿ny jest nie tyl- ko zysk, ale przede wszystkim cz³owiek.
Praktyczna filozofia techniki Schuma- chera, to filozofia techniki o ludzkiej twarzy.
Koncepcja technik porednich nie jest zbyt spójna ani systematycznie wy³o¿o- na. Jest w niej zarówno chrzecijañski hu-
manizm, romantyzm, jak i pierwiastki utopii. Schumacher krytykowa³ ideolo- giê rozwoju naszych czasów, sprowadza- j¹c¹ siê do has³a: wiêcej, szybciej, za- mo¿niej. Ideologia ta przyczynia siê do niszczenia rodowiska i wyczerpywania zasobów naturalnych.
Schumacherowska koncepcja ewolu- owa³a, do czego obok jej autora przy- czyni³a siê zmiana warunków oraz coraz to nowi jej zwolennicy Przede wszyst- kim zaczê³o funkcjonowaæ wiele nazw oznaczaj¹cych technikê poredni¹, np.
mówiono o technice dostosowanej, w³a-
ciwej, alternatywnej, ¿ywej, na ludzk¹ skalê, ³agodnej, miêkkiej, taniej, wyzwa- laj¹cej, radykalnej itp.
W swych ostatnich pracach Schuma- cher zajmuje siê potrzeb¹ stworzenia no- wego modelu cywilizacji. Jego zdaniem, logika obecnego modelu jest nastêpuj¹- ca: punktem wyjcia ekonomii jest pro- dukcja dóbr, a g³ówny problem polega na tym, jak tych dóbr uzyskaæ wiêcej. Pro- blem ten ludzkoæ rozwi¹zuje za pomoc¹ maszyn, w miarê postêpu coraz bardziej z³o¿onych i zautomatyzowanych. Schu- macher proponuje model opieraj¹cy siê na ludziach, a nie na produktach. Punk- tem wyjcia powinni byæ ludzie, a g³ów- nym zadaniem uczynienie ich bardziej produktywnymi. Trzeba to robiæ równie¿
za pomoc¹ maszyn, ale te powinny byæ proste i tanie. Zdaniem Schumachera, wspó³czesna ekonomia g³osi pogl¹d, i¿
rozwi¹zano problem produkcji, poniewa¿
ta zale¿y od energii, a energia jest czerpa- na z przyrody, która jest niewyczerpalna.
Obecnie rozwój techniki uleg³ przy- spieszeniu. Ukszta³towa³y siê cztery kie- runki tego rozwoju. Pierwszy zwi¹zany jest rosn¹cymi rozmiarami jednostek pro- dukcyjnych. Drugi z tendencj¹ do wzra- staj¹cej z³o¿onoci i skomplikowania wytworów. Trzeci wyra¿a siê w du¿ej in- tensywnoci kapita³owej techniki, za
czwarty wi¹¿e siê ze szkodliwoci¹ eko- logiczn¹ stosowanych technik. Zdaniem Schumachera, potrzebna jest technika nieszkodliwa, ³agodna, co da³oby szan- sê przetrwania drobnemu kapita³owi. Na- le¿y rozwijaæ organiczne rolnictwo i zde- centralizowany typ produkcji. Budowaæ zatem trzeba ma³e jednostki produkcyj- ne o nieszkodliwych technikach, co wi¹-
¿e siê z lokalnymi spo³ecznociami, w których ludzie s¹ kim, a nie kó³kami w maszynie.
Zwolennicy idei Schumachera przed- stawili koncepcjê tzw. triady ewolucyj- nej rozwoju techniki, sk³adaj¹cej siê z trzech elementów: technika prymityw-
na technika przemys³owa technika alternatywna. W idei technik alterna- tywnych mamy do czynienia z jawny- mi lub ukrytymi d¹¿eniami do samowy- starczalnoci. Jej zwolennicy mówi¹ o tworzeniu zamkniêtych cyklów czy obiegów, które w miarê mo¿liwoci zu-
¿ywa³yby w³asn¹ energiê i w³asne od- pady, mia³yby samodzielne oczyszcza- nie, ród³a wody itp. Zwolennicy tech- niki dostosowanej chcieliby tak¿e hu- manizowaæ mieszkanie cz³owieka.
Nowe osiedla powinny byæ bliskie na- turze i umacniaj¹ce wiê spo³eczn¹.
Przytacza siê te¿ argumenty z zakresu ekonomiki transportu. Wspó³czesna cy- wilizacja stworzy³a wielkie orodki pro- dukcyjne i mieszkalne, a przecie¿ lo-
kalne spo³ecznoci mog³yby byæ samo- wystarczalne. Nowe alternatywy tech- niczne s¹ wiêc potrzebne przede wszyst- kim krajom rozwiniêtym. St¹d wniosek,
¿e technika alternatywna powinna byæ czysta, tania, pracoch³onna, wykorzy- stuj¹ca lokalne i odnawialne zasoby su- rowcowe, surowcooszczêdna, zgodna z miejscow¹ kultur¹, zrozumia³a dla wszystkich, mo¿liwie zdecentralizowa- na, zwi¹zana z istniej¹c¹ wiedz¹, nie- powoduj¹ca wyobcowania cz³owieka.
W ten sposób otrzymujemy mieszankê kryteriów ekologicznych, ekonomicz- nych spo³ecznych, kulturowych, eduka- cyjnych, politycznych itp.
Warto zwróciæ uwagê na ideologicz- ny aspekt koncepcji technik alternatyw- nych. Rodowód ideowy tej koncepcji jest z³o¿ony. Nawi¹zuje ona do gandhyzmu i owenowskiego socjalizmu utopijnego, a tak¿e do drobnomieszczañskich postu- latów Sismondiego oraz chrzecijañskie- go humanizmu. W sferze ideologiczno- politycznej koncepcja technik alterna- tywnych zbiega siê z jednej strony z pew- nymi projektami strategii kapitalizmu, a z drugiej z d¹¿eniami niektórych przy- wódców krajów Trzeciego wiata, id¹- cymi w kierunku manifestowania samo- wystarczalnoci i odrêbnoci kulturowej.
Koncepcja technik alternatywnych jest adresowana przede wszystkim do dwóch s³abo rozwiniêtych gigantów Indii i Chin, ale jej zwolennicy przewiduj¹, ¿e znajdzie ona zastosowanie równie¿ w bo- gatych regionach i krajach, gdzie w za- sadniczy sposób zmienia siê struktura za- sobów produkcyjnych, np. w Stanach Zjednoczonych. Ziemia, woda, zasoby naturalne by³y tam zawsze tanie i obfite, natomiast si³a robocza relatywnie rzad- kim czynnikiem. Obecnie przy rosn¹- cym bezrobociu wykwalifikowanej ka- dry nast¹pi³o odwrócenie sytuacji. Poja- wi³y siê te¿ nowe aspiracje zwi¹zane z has³ami jakoci ¿ycia i ochrony ro- dowiska cz³owieka, rozwoju w³asnej osobowoci. Dzisiejsza nowoczesna technika nie jest dostosowana do tych nowych sytuacji i wymagañ, musi wiêc nast¹piæ jej adaptacja do nowych warun- ków. Przewiduje siê wiêc w najbli¿szych latach rozwój technik alternatywnych, a¿
do punktu nowej równowagi miêdzy si-
³ami spo³ecznymi, rynkiem i fizyczny- mi ograniczeniami rodowiska. W tym punkcie nast¹pi w³aciwa proporcja wysokiej i poredniej techniki.
Przewiduje siê, ¿e dalszy dynamicz- ny rozwój ruchu technik alternatyw- nych, powstawanie orodków i progra- mów badawczych, zwiêkszy nie tylko poda¿ tych technik, ale równie¿ po- zytywnie oddzia³a na obrót nimi. Praw- dopodobnie g³ównym dostawc¹ urz¹- dzeñ typu technik alternatywnych bêdzie Japonia, niektóre kraje Europy Zachod- niej oraz kraje Trzeciego wiata.
Trudno podsumowaæ Schumache- rowskie czy post-Schumacherowskie koncepcje techniki poredniej czy techniki alternatywnej, bez szczegó³o- wej ich analizy. Koncepcje, o których mowa, stanowi³y istotn¹ wyrwê w przyjmowanej dotychczas idei jedno- litoci rozwoju techniki. Koncepcja techniki poredniej inspiruje do szuka- nia technik dostosowanych, w³aci- wych, odpowiednich, a wiêc czêsto al- ternatywnych wobec dzisiejszych an- tyekologicznych, dehumanizuj¹cych i alienuj¹cych technik. Przy podejmowa- niu decyzji dotycz¹cych wyboru tech- nik zaczêto doceniaæ wielokryterial- noæ oraz ró¿norodnoæ uwarunkowañ.
Na tym tle zaczynaj¹ powstawaæ nowe wizje przysz³oci techniki, wiata, spo-
³eczeñstwa i cz³owieka.
Maciej Pacyñski Student Wydzia³u Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki
Schumacher wychodzi z za³o¿enia, ¿e podstawowym bogactwem ka¿dego kraju s¹ ludzie, poniewa¿ wszel- kie bogactwa s¹ efektem ich trudu.