Jan Trzynadlowski
W odpowiedzi Stanisławowi
Dąbrowskiemu
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 71/4, 441-444
1980
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X I , 1980, z. 4 P L IS S N 0031-0514
W ODPOW IEDZI ST A N ISŁ A W O W I D Ą BR O W SK IEM U
D obrze się stało, że red ak cja „P am iętn ik a L itera c k ieg o ” u zn ała za celo w e ogłosić w y p o w ied ź S ta n isła w a D ą b ro w sk ieg o jako d y sk u sję nad z a g a d n ien ia m i e d y to rstw a i in n ym i z ed y to rstw em z w ią z a n y m ił. T rzeba p od k reślić, że e d y to r
stw o jest tak śc iśle p ow iązan e z teorią utw oru i te k stu oraz z p rak tyk ą stojącą n a pogran iczu badań filo lo g iczn y ch i d zia ła ń ściśle w y d a w n iczy ch , że n ie istn ieje zgodność co d o je g o isto ty , a szereg d o ty czą cy ch go tw ie r d z e ń n a d a l b u d zi n iem ało w ą tp liw o ści. A zatem d y sk u sja je s t tu bardzo potrzebna.
W obecnej sy tu a c ji w sz a k ż e d y sk u sja w c a le n ie jest ła tw a , i to n ie ze w z g lę d ó w m erytoryczn ych , lecz po prostu sy tu a cy jn y ch . S ta n isła w D ą b ro w sk i uw agi sw o je p o św ięcił kilk u o p racow an iom zagad n ień ed y to rsk ich , co je st b ezsp orn ie słu szn e, przy tym jed n ak z k o n ieczn o ści p ew n e sp o strzeżen ia odniósł ró w n o cześn ie do ujęć d ok on an ych przez różnych autorów , co w o d p o w ied zi w y ja śn ia ją cej m oże p row ad zić do uzurpacji zab ieran ia głosu n ie ty lk o w e w ła sn y m im ien iu . I to je s z cze, że autor recen zji, gd y zab iera głos, n ig d y n ie m a w ą tp liw o ś c i i d la te g o poucza, grozi, ostrzega, ironizuje, od syła, gani, oo stw a rza a tm o sferę bardziej p rzem ó w ien ia n iż dysk u sji.
M oja od p ow ied ź to replika, rzecz ja sn a , ty lk o w m oim im ien iu i w sp raw ach odnoszących się do m ego E d y to r s tw a .
N a w stę p ie u w aga, m oim zd an iem , zasadnicza: czy sw o je rozw ażan ia na te m a t e d y to rstw a o sa d ziłem na fu n d a m en ta ch g en ologiczn ych ? O d p ow iad am w y raźnie: T AK i tem u w ła śn ie d a łem w y r a z w sw o im u jęciu teo rety czn y m .
P o stą p iłem tak z pow od ów , m oim zd aniem , o czy w isty ch i z u p ełn ie n a tu ra l
n y ch . J e śli e d y to r stw o o k reślim y jako zesp ół różnorodnych czyn n ości zm ierza ją cy ch d o p rzysp osob ien ia cu d zego tek stu d o p o w ie le n ia p rzed e w sz y stk im w form ie k sią żk i (kodeksu!), m u si się w y ło n ić p y ta n ie zasadnicze. O to ono: ja k ie w y zn a cz
n ik i ca ło ścio w e m ogą zad ecyd ow ać o za sto so w a n iu w ła śc iw y c h m eto d i środ k ów ed y to rsk ich n a jp ierw , a w y d a w n iczy ch w d ru giej k o lejn o ści? T y m i roboczo tu n a zw a n y m i czyn n ik am i (czy w yzn aczn ik am i) ca ło śc io w y m i są w ła śn ie d y r e k ty w y gatu n k ow e. T o one są p lan em , w ed łu g k tórego m o żem y dokonać rek o n stru k cji d z ie ła (gdy rek on stru k cji ono w y m a g a ), ich znajom ość je s t też k on ieczn a przy p ra cy nad tek stem d zieła, które n ie u le g ło d ek on stru k cji pod w p ły w e m czasu czy in n y ch czyn n ik ów od d zieła n ieza leżn y ch . Jak m ożna b y p racow ać nad a u tografem P a n a T a d eu sza nie w ied ząc, że to „ h isto ry ja [...] w e d w u n a stu k sięg a ch w ie r s z e m ”? Jak b y śm y m ogli p orząd k ow ać d a lsze rap sod y K ró la -D u c h a b ez o rien ta cji w p oetyce d zieła i jego filo zo fii? A le n ie k o n iec na tym ! G dy ed y to r z esta w i te k s t p o d sta w o w y z p ełn ym aparatem k ry ty czn y m i z a p la n u je do te g o stosow n e in d ek sy , to czyż n ie za sta n o w i się w e sp ó ł z w y d a w c ą nad ca ło ścio w y m u k ład em książk i? P ow tarzam : ca ło ścio w y m u k ła d em książk i. R zecz n ie w ty m , że w ogóle b ęd zie kom entarz, lecz — ja k i i g d zie b ęd zie u m ieszczo n y , jak ą w y tło czo n y czcionką, z jak im sy stem em odsyłaczy, czy ilu stra cje będą w e w n ą tr z czy pójdą
1 S. D ą b r o w s k i , E d y to r s tw o — te k s to lo g ia — n a u k a o lite r a tu r z e . „Pa
m iętn ik L itera c k i” 1980, z. 3.
442
D Y S K U S J E — K O R E S P O N D E N C J A„alb u m ow o”? A co to tak iego razem ? To p rzecież „gen ologia b ib lio lo g iczn a ” ; b ez n iej m ielib y śm y czystą „ filozofię p rzyp ad k u ”. P a m ięta m , jak na jed n y m z za ję ć tzw . „W yjaśnień w stę p n y c h ” J u liu sz K lein er (jakże słu szn ie p rzy p o m n ia n y p r z e z D ąb row sk iego z szacu n k iem ) p ow ied ział: „Jaka szkoda, p roszę p a ń stw a , że filo lo g często n ie u m ie sob ie w yob razić k siążk i, a w y d a w ca — p rzy g o to w y w a n eg o p r z e zeń d zieła !” Oto d laczego opow iadam się za „edytorską g e n o lo g ią ”.
P raw da, w y zn a czn ik i g en ologii b ib liologiczn ej n ie są trw a łe, o ty m w ia d o m o , jed n ak p rzecież „roczn ik i” i „ sp ra w o zd a n ia ” to ca ło ścio w e u k ła d y g a tu n k o w e , z k tórym i lic z y się w y d a w ca , odbiorca, b ib liotek arz, a le i a u to r p iszą cy do n ic h przez d o sto so w y w a n ie sw y ch prac do ch a rak teru i p rzezn aczen ia ty ch p u b lik a cji.
S ta n isła w D ąb row sk i tak się jak oś n e g a ty w n ie u sta w ił w o b e c m ojej m e to d o lo g ii gen ologiczn ej, że n ie d opatrzył tego, iż p ojęcia „gatu n k ów k sią ż k o w y c h ” u k a z a łe m jak o nader w ażn e w stosu n k u do w szelk ich form p iśm ien n iczy ch . W ła śn ie d la
tego, że w g e n o lo g ii w id zę klucz d o c a ło ścio w eg o w id zen ia za b ieg ó w ed y to rsk ich , n araziłem się na zarzut w p ro w a d zen ia do pracy p ra w ie ca łej teorii litera tu r y .
Tu sp raw a dalsza. Mój recen zen t za u w a ży ł, że E d y t o r s t w o p rzezn aczon e je s t dla red ak torów w y d a w n iczy ch , n ie za u w a ży ł n a to m ia st w sw ej w y p o w ie d z i in n ych odbiorców , m ia n o w ic ie stu d iu ją cy ch różne k ieru n k i filo lo g ii oraz b ib lio te k ozn aw stw o. A zatem : kto jest tej k sią żk i p ra w id ło w y m , w ła ś c iw y m odbiorcą?
Że są tu „spraw y e le m e n ta r n e ” i że praca ta to „om n ib u s”? Hm! D o św ia d czo n y redaktor sam to już w ie, p oczątk u jący p ow ie, że to za tru d n e, a śred n iak w o g ó le n iczeg o n ie p otrzeb u je! P racow n ik n a u k o w y też n ie się g n ie po tę k siążk ę, g d y ż on n ie czyta, lecz p isze, a stu d en t m a opracow an ia szczeg ó ło w e. C zyż w ię c k sią żk i w ogóle są p otrzebne? R ozu m u jm y w ię c inaczej: co d la jed n y ch je s t o czy w iste, n ie m u si być tak ie d la in nych. Oraz że d o ed y to r stw a n a leżą n ie ty lk o jego o r g a n iczne sk ład n ik i, a le i to, co ed ytor m u si znać, a b y w o g ó le m ógł b y ć ed ytorem . P o trzeb n y b yłb y i w y k ła d ortografii! B ard zo to słu szn e; toż p rzecież o rto g ra fią dla ed ytora je st tra n slitera cja i tran sk ryp cja!
R ację m a S. D ąb row sk i, gdy m ó w i, że szereg u w ag za w a rty ch w E d y t o r s t w i e a d reso w a n y je st d o autorów , n ie zaś d o red ak torów . W łaśn ie tak! N ie m a tu żad n ego qui pro quo, bo przecież, jak p ró b o w a łem w y ja śn ić , red ak tor p o w in ie n znać m o żliw ie w ie le z w a rszta tu au torsk iego. D o czego m ia łb y słu żyć m ur m ięd zy au torem a redaktorem ? P ra co w n icy red a k cy jn i ró w n ież p iszą i dru k u ją — czy też inaczej: au torzy pracują ró w n ież w w y d a w n ic tw a c h . S. D ą b ro w sk i w ie to doskonale!
Ma rację recen zen t, gdy m ów i, że oo in n eg o nauka, a co in n eg o k o rzy sta n ie z jej w y n ik ó w . To jasn e, a le co z tego? C zyż recen zja S. D ą b ro w sk ieg o n ie jest k o rzy sta n iem z w y n ik ó w bad ań n a u k ow ych ? Co w ięcej — n ie w ch o d zą c tu w za w iło ś c i id e n ty fik a c y jn e i d efin icy jn e trzeb a zazn aczyć, że w ła śn ie e d y to rstw o to w lw ie j części k orzystan ie z osią g n ięć nauki. D ow ód? W szak n ik t n ie jest w y łą c z n ie ed ytorem , lecz ponadto, n a jp ierw — h isto ry k iem , h isto r y k ie m litera tu r y , sztu k i, m uzyki, praw a... Z resztą granica m ięd zy nauką a k o rzy sta n iem z jej w y n ik ó w je s t bardzo p łyn n a, choćby d la teg o , że n ie m a n au k i b ez k o rzy sta n ia z w y n ik ó w ob serw a cji czy po prostu z p racy n a u k o w ej w ła sn e j oraz p op rzed n ik ów .
R zecz jasn a, że ani w y d a w ca , an i red ak tor w y d a w n ic z y n ie u p ra w ia ją n auki w y łą c z n ie z ty tu łu p ełn io n y ch o b o w ią zk ó w z a w o d o w y ch . N ik t ta k chyba nie tw ierd zi. W y m ien ien i k o rzy sta ją po prostu z w y n ik ó w prac n a u k o w y ch . R ecenzent uderza w „zacieranie się gran icy m ięd zy fu n k cja m i a u to rsk im i a r ed a k cy jn y m i [...]
w red ak cjach en cy k lo p ed y czn y ch i le k sy k o g ra ficzn y ch w y d a w n ic tw ”. Czy re c e n zen t sądzi, że m oże p o w sta ć sk ład n a en cy k lo p ed ia czy sło w n ik , g d y a u torzy h a seł piszą po prostu tak, jak im serce czy tem p era m en t d yk tu ją? G dy au tor zam iast 50 w ie r sz y h asła p rzyn osi ich 300? I że red ak torzy d o sto so w u ją te k s t au torsk i do p u b lik a cji zbiorow ej z sam ej żądzy „ p o p ra w ia n ia ”? N a a u torze sp o czy w a ob ow ią
zek d o sto so w a n ia sw ej p racy d o charak teru i przezn aczen ia pu b lik acji, redaktor zaś p o w in ie n sp r a w y tej z c a łą staran n ością d o p iln o w a ć! Że red ak torzy n ie je d n ok rotn ie p rzek raczają sw e u p ra w n ien ia ? N a tu ra ln ie, ale to są w ła śn ie naganne przek roczen ia, n ie zaś red a k cy jn a norm a. Czy recen zen t n ie czytał w prasie, jak to ten czy in n y red a k to r w y d a w n ic z y „ sk rzy w d ził” autora, p on iew aż czegoś tam n ie dop atrzył? A zatem , choć is tn ie je w yraźn a gran ica m ięd zy pracą autora i r e d ak tora, to jed n a k od red a k to ra w y m a g a się n ie lad a ak tyw n ości.
C zyja k o n cep cja w k sią ż c e — tak, w książce! — m a d om inow ać, autora czy redaktora? W y d a je m i się , że w tej p artii recen zji D ąb row sk i p o sta w ił sp ra w ę zbyt sk ra jn ie, tw ierd zą c, że r e d a k to r o w i w y d a w n iczem u przyznałem k o m p eten cje d y k ta to rsk ie w o b e c u b e z w ła sn o w o ln io n e g o n iem a l autora.
N ic n a to n ie porad zę, a le redaktor tak czy ow ak jest recen zen tem autora, jest i a n a lity k ie m (jeśli d obrze zrozu m iałem , o co tu chodzi), i korektorem . C zy- to są d zia ła n ia u zu rp atorsk ie, n a sta w io n e na szkodę autora? P ow tarzam : w szęd zie w grę w ch o d zić m oże p rzek ro czen ie o c zy w isty ch n a w e t i bezspornych k om p eten cji, a le k to b y w o to w a ł za n ad u życiam i? Czy redaktor jest też „k on trolerem ” autora?
To za leż y od tego, co D ą b ro w sk i m a na m y śli m ó w ią c „kontroler”. Z tonu recen zji w y n ik a , że chodzi tu o coś bardzo nieład n ego. U sp ok ajam w ię c recenzenta: r e daktor k o n tro lu je zapis d zieła , recen zen t tzaś ró w n ież i dzieło. K on trolu je — ale w y r z u ć m y to sło w o ! — c z y li de facto recenzuje, sp raw d za, d y sk u tu je z autorem .
O burza się recen zen t, że p o zw a la m red ak torow i na p od p orząd k ow yw an ie k o n cep cji d z ie ła tech n iczn ej k o n cep cji książk i. U w a żn y i przede w szy stk im sp ok ojn y czy teln ik zrozum ie, o co m i tu taj chodzi. W yjaśn iłem to k ilk a d ziesią t w ie r sz y w cześn iej. P o w tó r z m y za K le in erem , że nie k ażdy autor w yob raża sob ie książkę, a przecież ch od ziło, bo o n ic in n ego n ie m ogło chodzić, o zgodność u k ładu d zieła z u k ład em k sią żk i (czyli z jej kon cep cją techniczną). K on cep cja d zieła to zu p ełn ie inna sp ra w a ! W yd aw ca fin a n su ją c y ed y cję m a p raw o odrzucić d zieło, gdy m u n ie od p ow iad a jeg o k o n cep cja , łą czn ie z poziom em . Tak jest na całym św iecie. Czy w y d a w c a m a o b o w ią zek d ru k o w a n ia w szy stk ieg o , co m u autor p rzyn iesie? P iszę raz „ w y d a w c a ”, raz „ red ak tor”, gdyż ito za leży od stru k tu ry danego w y d a w n ictw a . A le to p rzecież z u p e łn ie in n a spraw a. M nie ch od ziło dotychczas o adaptację tek stu , cza sem bardzo złożon ego, do kom p ozycji k siążk i, np. p o d ręczn ik ow ej, a lb u m ow ej, se r y jn e j itd. G d y b y tu redaktor n ie m ia ł nic do p o w ied zen ia , żadna seria n ie m o g ła b y się utrzym ać! W o g ó le po co m ó w ić o w y ższo ści jed n eg o nad drugim ? To z u p ełn ie n ie m a sen su . Obaj m im o w y k o n y w a n ia różnych prac m uszą w sp ó ł
działać z sobą, b y ze sk ry p tu lu b m a szy n o p isu p o w sta ła dobrze przem yślan a książka.
Co do o d p o w ied zia ln o ści c z y raczej w sp ó ło d p o w ied zia ln o ści red a k to ra -w y d a w - c y (w y d a w cy jako in s ty tu c ji ró w n ież oraz redaktora jako jednostki): redaktor na całym ś w ie c ie jes,t w sp ó ło d p o w ie d z ia ln y za opracow aną przez sieb ie ed ycję.
Z dużą n iech ęcią w ra ca m d o sp ra w y k rzy żo w a n ia i p o k ry w a n ia się znaczeń tak ich słó w , jak „ ed y to r ”, „ w y d a w c a ”, „red ak tor”, lub ich połączeń. R ecen zen t w ie , o co chodzi, a le w o li u d aw ać, że jest in aczej, bo m u z tym w ygod n iej.
Z ajm ijm y s ię krótk o sa m ą sp raw ą, n a d rugie zaś m a ch n ijm y ręką, bo b y łb y to spór z u p ełn ie ja ło w y .
W sw o je j pracy w y r a ź n ie zazn aczyłem , że n a zw y „ed y to r”, „ w y d a w ca ” i „re
d a k to r” są p rzyn ajm n iej d w u zn a czen io w e: w y d a w c a (człow iek lub in stytu cja) to ktoś, k to o p ra co w u je d o sta rczo n y tek st i dop row ad za go do p ostaci książk i, z f i n a n so w a n iem w łą czn ie, a le i p racow n ik n a u k o w y p rzy g o to w u ją cy tek st d la in s ty tu c ji w y d a w n ic z e j. E d ytor to p ra co w n ik n a u k o w y a d ap tu jący zapis d zieła do potrzeb śc iś le w y d a w n ic z y c h , a le ed y to r to rów n ież k o m p eten tn y m erytoryczn y p racow n ik o fic y n y w y d a w n ic z e j, k tó ry czyn i coś w ięcej poza tech n iczn ym p rzy sp o so b ien iem zap isów . R ed ak tor (np. cza so p iśm ien n iczy , n a u k o w y ) to ktoś, kto
444
D Y S K U S J E — K O R E S P O N D E N C J Agrom adzi te k s ty n ow e, przede w szy stk im a u torów żyjących , i jako p ierw szy recen zen t k om p on u je z nich bądź n u m er period yk u , bądź tom zbiorow y; redak torem n a zy w a się ró w n ież n au k o w eg o op iek u n a zesp ołu m łod szych zazw yczaj ed ytorów . W reszcie red a g o w a n iem n a zy w a m y o sta teczn e p rzy g o to w a n ie w ła sn ej p racy lub u tw oru (redakcja p ierw sza , pon iech an a, ostateczna). R edaktor to ró w n ież m e r y toryczn y p racow n ik o ficy n y w y d a w n iczej zajm u jący się tek sto w ą stron ą d ostar
czonego d zieła (redaktor litera ck i) lu b tech n iczn ą ad aptacją do sk ład u (redaktor tech n iczn y). S p raw ę k o m p lik u je poza tym fakt, że n ie m a m y c za so w n ik a od sło w a „edytor” („ed ow ać” i d a lej, „ ed o w a n y ”!?), w o b ec czego m ó w im y i p iszem y
„ w y d a ł”. W zw iązk u z ty m w yróżn iam y: ed ytora (badacza), w y d a w c ę (osobę lu b in sty tu cję w y d a w n iczą i n ak ład ow ą), w y d a w n ic tw o (in stytu cję) w od różn ien iu od p u b lik acji (w ytw oru w yd aw n iczego), red ak tora n a u k o w eg o (an alogia do ed y to ra -b a - dacza) oraz redaktora w y d a w n iczeg o (m erytoryczn ego pracow n ik a w y d a w n ictw a ).
To w E d y t o r s t w i e p o w ied zia n o jasno. Że zaś, o czym w szy stk im w iad om o, fu n k cje p oszczególn ych „ a k ta n tó w ” często się zazęb iają, co w ię c e j, często poszczególn e fu n k cje b yw ają przez n ich w za jem n ie so b ie u d zielan e, d la p od k reślen ia tego fa k tu od d aw an o za pom ocą n a zw p o d w ó jn y ch o w e p o d w ó jn e fu n k cje. C zyniono to w sy tu a cja ch jed n ozn aczn ie ok reślających isto tę tak ich u k ła d ó w d w u - lub k il- k u człon ow ych .
R ecen zen t, choć za p isa ł ty le stron ic, n ig d zie n ie w sp om n iał, czy w E d y t o r s t w i e co k o lw iek m u się podobało. W idocznie n ie je st on zw o len n ik iem rozpieszczania o cen ian ych autorów .
N a tym koń czę p o d k reślając, że w m ojej o d p ow ied zi u siło w a łe m odejść od fa k tó w jed n o stk o w y ch ku d ającym s ię gen eralizow ać.
J a n T r z y n a d l o w s k i
OD R ED A K C JI
A rtyk u ł p an i profesor Ireny S ła w iń sk iej: O b r a z p o e t y i je go g o spodarstw o.
R z e c z o C z e s ł a w i e M iło sz u, przeznaczony do zeszytu 3/1980, d ed y k o w a n eg o p rofe
sorow i C zesła w o w i Z gorzelsk iem u , n ie u k azał się z przyczyn od nas niezależnych.
Z a m ieścim y go w zeszycie 1/1981.