Ryszard Handke
Pejzaż semiotyczny grzybobrania
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (37), 219-231Świadectwa
Ryszard Handke
Pejzaż semiotyczny grzybobrania
«G rzybów było w bród...»- — zdanie to za rów no w te d y , gdy rozum iane potocznie kieru je m yśl k u w sp o m nieniom któregoś ubiegłego deszczowego lata, jak i każąc je j po wracać do le k tu r y «Pana Tadeusza» — otw iera przed na m i p e j zaż grzybobrania z jego sw oistą sem a n tyką . M ożna o n ie j bow iem m ów ić nie ty lk o w odniesieniu do fra g m e n tu ew iden tnie sem a n tycznego te k stu . Nie zasiadając do le k tu r y M ickiew iczow skiego «grzybobrania», lecz idąc na nie przecież ta kże n a tra fia m y na «teksty», k tó ry c h kod dom aga się pozn\ania. B e z jego znajom ości, n a w e t k ie d y np. rezyg n u jąc z em ocji ciekaw ego robra u d a m y się do lasu, nie o d n a jd ziem y drogi do n o w e j w sp ó ln o ty k u ltu ro w e j z ludźm i, ró żn ej od zaistn ia łej p rzy b ry d żo w y m sto liku czy w y z n a czanej lek tu ra m i ty c h sam ych d zieł literackich. Z a m kn ię te pozo staną dla nas te k s ty zapisane na leśn y m poszyciu, nie będ ziem y m ogli ich o d czytyw a ć m n ie j lub bardziej biegle, podążając od p o in ty do pointy. O bojętne czy będzie to skrom na pointa ku rko w a czy kozacza, różowością ry d za ozdobna, rzućająca w zachw ycie na ko lana — p raw d ziw ko w a , czy też chybiona — zw odząca liścio w ym o m a m em albo niosąca gorzki sm ak zajączka, nie bez racji zwanego g o rycza kiem żó łcio w ym (T ylo p ilu s felleus). M oże to być w reszcie pointa trudnią, o d kryw a n a pracowicie i częściej od in n yc h przeo- czana, ja k b y w a z u k r y ty m i w pia sku gąskam i-zielonkam i. B ędzie m y p r z y ty m oczyw iście znajdow ać g rzyb y — po prostu i p rzy
pad-Ś W I A D E C T W A 220
kow o, ja k zgubione sp inki albo bilon, k tó r y p ija k w m iejscu sw e go chw iejnego p o sto ju rozsiał pod latarnią. A b y porów nanie było tra fn iejsze, p o w in no chodzić np. o tzw . duże dziesięciozłotów ki, co do k tó r y c h nie je s te śm y p ew n i, czy je n a leży brać. N iech by też b y ły w śród nich fa łszy w e , k tó ry c h o m y łk o w e w zięcie m oże m ieć p rz y k r e n a stępstw a . B łąd w o d czyta niu g rzyb o w e j p o in ty — w zię cie z łe j za dobrą — m oże w sza k sko ńczyć się jeszcze gorzej, cza sem n a w e t śm iercią. Zdarza się to n ie s te ty częściej, n iż m ożna p rzyp u szcza ć. W k a ż d y m razie w ślad za s e m a n ty c z n y m w y ło n ił się p ra g m a ty czn y a sp ekt zagadnienia, a nie od rzeczy będzie w spo m n ieć także o e s te ty c z n y m .
Na p rzy k ła d nic ta k nie d e m a sk u je b raku w ta jem niczen ia, ja k za c h w y t nad p i ę k n e m g rzyb ó w jako a b stra kcyjn ie p o ję ty c h sk ła d n ikó w p ejza żu , w a lo ry zo w a n y ch p lastycznie. K a ż d y p ra w d zi w e k je st b o w iem p i ę k n i e j s z y od na jp o w a b n iejszej n a w e t su- rojadki, a e k s tr e m u m b rzy d o ty na te j skali re p re ze n tu je szatan, w k tó r y m skądinąd połączenie a k sa m itn e j szarości z ognistą n a s y coną czerw ienią je st e ste tyc zn ie n ieska ziteln e.
U czestnictw o w « u ro c zy stym obrzędzie grzybobrania» — to cyta t z M ickiew icza 1 — w p o ży tk a c h sw y c h i pięknie w pełni dostępne jest w ięc ty m i nie zaw a h am się pow iedzieć — ty lk o ty m , k tó r z y opanują jego se m a n ty k ę aż do p r a k ty c z n e j biegłości potocznie o k re ślanej jako «znanie się na grzybach» albo «um iejętność ich zb ie rania».
I tu zn ó w w yp a d a odwołać się do autora kla syczn ego te k s tu o g r z y bach i ich zbieraniu, k tó r y w postaci H rabiego odm alow ał w «Panu Tadeuszu» rów n ież sy tu a c ję n iew ta jem niczo neg o, g d y ten, bez zn a jom ości kodu, u siłu je in terp reto w a ć scenę grzybobrania.
Był gaj z rzadka zarosły, w y sła n y murawą;
Po je j kobiercach, na wskroś białych pnió w brzozowych, Pod n am iote m obwisłych gałęzi m a jo w y c h ,
Snuło się m n óstw o k ształtów , k tórych d ziw n e ruchy, Niby tańce, i d ziw n y ubiór: istne duchy
Błądzące po księżycu. Tamci w czarnych, ciasnych, Ci w długich, rozpuszczonych szatach, ja k śnieg jasnych; Tam ten pod kapeluszem ja k obrę cz szerokim,
Ten z gołą głową; inni, ja k g d y b y obłokiem Obwiani, idąc, na w ia tr puszczają zasłony,
1 Por. A. M ickiewicz: Pan Tadeusz, ks. III, w . 246. W: Dzieła — Wydanie N a
221 Św i a d e c t w a
Ciągnące się za głową ja k komet ogony. K a ż d y w innej postawie: ten przyrósł do ziemi, Tylko oczyma kręci na dół spuszczonemi;
Ow, patrząc w prost przed siebie, niby senny kroczy Jak po linie, ni w prawo, ni w lewo nie zboczy; W szy sc y zaś ciągle w różne schylają się strony A ż do ziemi, ja k g d y b y w y b ija ć p o k ło n y s.
To prawda, że od ta m ty c h czasów wiele się zm ieniło. Poeta k n ie i litew skich m ógł jeszcze u żyw a ć takich zw ro tów , jak «dalej w g r z y by» 3, m ów ić o chodzeniu «po grzyby» 4, g d y dziś w y b ie ra m y się ju ż ty lk o «n a g rzyby»; u zu s ję z y k o w y k szta łtu ją c w edle sy tu a c ji jakże d alekiej od nu rza n ia się «w» obfitości i pew ności zn alezie nia tego, «po» co się idzie.
Goście Sędziego n im ru szy li do lasu —
Wzięli po sta w y tu dzież ubiory odmienne, Służące do przechadzki opończe płócienne, K t ó r y m i osłaniają po wierzchu kontusze,
A na gło w y słomiane wdzia li kapelusze...5
T a k im sa m y m jed n a k cerem oniałem k u ltu r o w y m jest dziś p rzeb ie ranie się w gum o w e b u ty, odzienie znoszone i z n a c z ą c e p rzez śla d y l i c z n y c h poprzednich w yp ra w . Czas i okoliczności zm ie niają w ygląd i zestaw akcesoriów — pozostaje ich absolutna n ie z będność. O czyw iście raa zew n ą trz, wobec profanów , cała ta sfera s a k ra ln a 6 jest starannie zum askoum na m o ty w a c ja m i o p a rtym i ja k o b y nia zrtiajomości ekologii g rzyb a czy p ro sty m dośw iadczeniu. O śm ielam się jed n a k tw ierd zić, że m a m y tu do czyn ienia z p e w nego rodzaju te k s te m k u ltu r o w y m , którego p ra ktyczn ie in s tr u k ty w - n y cha rakter jest pozorny, a zw ią zek z em pirią podobny ja k w m icie. C erem oniał w ejścia w sferę grzybobrania p rzy u ży ciu stosow nych akcesoriów m .in. stro ju — opisany p rzez M ickiew icza czy obser w o w a n y w spółcześnie — operuje nader w y ra zisty m ko d em in fo r m a c y jn y m p odw ójnie zo rien to w a n ym . U ży tko w e bow iem w a lory okolicznościow ego stro ju i r y n s z tu n k u co n a jw y ż e j w spó łistnieją z ich fu n k c ją k o m u n ika cyjn ą . N a ze w n ą trz k o m u n ik u ją o fa kcie
2 M ickiewicz: op. cit., ks. III, w. 220—236, s. 80.
8 Ibidem, s. 43.
4 Ibidem, ks. II, w. 847, s. 69. s Ibidem, ks. III, w. 251—254, s. 81.
8 W znaczeniu, w jakim terminem „sakralne” posługuje się Mircea Eliade (por.
Św i a d e c t w a 222
i stop n iu p rzyn ależn ości do w sp o m n ia n ej sfery. Spełniają jed n a k ró w n ież niebagatelną rolę in fo rm a cyjn ą , b y ta k rzec, w ew n ętrzn ą , u przyta m n ia ją c, a n a stęp n ie p rzyp o m in a ją c o zn ajd ow aniu się w in n e j rzeczyw istości, w ym a g a ją cej p rzestro jen ia na in n y kod całej n aszej apara tu ry k o n ta k ty w n e j. Szal m o d lite w n y pobożnego żyd a czy ch u steczka na głow ie w ło sk ie j katoliczki, o dkrycie lub p rzec iw nie — n a krycie g ło w y, zdjęcie obuw ia, złożenie rąk w określony sposób — m ają podobne fu n k c je integra cyjn o-reo rientujące.
L u d zie sp o ty k a ją c y się w lesie, jeśli nie w szy sc y uczestniczą w ob rzędzie grzybobrania, mogą nie przeb yw a ć w te j sam ej przestrzen i, ja k p r zy p a d k o w y p rzecho d zień i u c zestn ic y w iecu, k tó r z y zn a la zł szy się na ty m s a m y m placu, są m im o to w ró żn ych przestrzenia ch k u ltu ro w y c h . R y tu a ł określa ta kże: 1) czas — o św itaniu; 2) m ie j sce — dalekie o stę p y leśne, np. dąbrow y, brzezinia ki, so snow y m łod n ia k, a w szczególności: m ech raczej n iż jagodzisko czy w y sokie tra w y , p r z y pniach, pod zw isa ją c y m i do ziem i gałęziam i; 3) sposób działania — a) w ycin a n ie, b) w y k rę ca n ie (gdyż nieza leż nie od zaleceń c zy n n ik ó w o fic ja ln y c h ż y w e są dw ie szkoły); 4) sto su n k i m ię d z y u czestn ik a m i, zachow anie — «jeżeli się p rzyb liżą albo się sp o tka ją / A n i m ów ią do siebie, ani się w ita ją » 7 — a w ięc d y stans, m ilczen ie i zasada niew ch od zen ia sobie w drogę ani je j nie zobiegania dla zebrania w cześn iej ju ż i z daleka zoczonych g r z y bów.
P o tw ierd ze n ie m k o m u n ik a c y jn e j n a tu ry ty c h np. w w y p a d k u stro ju zdaw ałob y się ta k mało «teksto w ych » z ja w isk jest kła m stw o jak cień to w a rzyszą ce w s z e lk im pow iadom ieniom . Skoro np. n o w iu tkie i osobliw ie swą fu n kc jo n a ln o ść m a n ifestu ją c e w yposa żenie z n a c z y brak rzeczyw isteg o dośw iadczenia, następ ną «kwestią» w «dialogu» z o to czen iem kogoś, k to pragnie pozór sprzedać za rzeczyw isto ść, będzie przesadne m oże początkow o, bo z b y t w ystu d io w a n e, naśla do w n ictw o abnegacji św ia do m ej co isto tne, a do czego nie godzi się p rzy w ią zy w a ć wagi. Jeśli p ra w d ziw i w ta jem n ic ze n i zechcą p o n o w nie oddzielić się od m a sy k ry p to p ro fa n ó w , m uszą postarać się o n o w e zn a k i id e n ty fik u ją c e i m oże n a w e t dojść do ca łk o w itej rew a lo ryza cji ich dotychczasow ego sy ste m u . T roska o odnow ienie s z y f rów pośrednio św ia d c zy o fa k ty c z n y m istn ien iu s y tu a c ji k o m u n ik a c y jn e j, k tó r e j służą. Z dew a lu ow ane, a w ięc n iep rzy d a tn e ju ż zn a k i
223 Ś W I A D E C T W A
w ym ien ia na inne ten tylk o , kto jest w w ym ian ie in form acji żyw o zainteresow any.
N a leży w ty m m iejscu podkreślić, że «społeczność» i «język», k tó r y m i się za jm u je m y , w y k a zu ją bardzo silne zróżnicow anie czasowe i teryto ria lne, co w p ew n ej m ierze w y n ik a z try b u inicjacji n o w ych uczestn ikó w w sp ó ln o ty i obiegu inform acji w śród d a w n iejszych je j członków . O bow iązuje tu bow iem przede w s z y s tk im u stn y p rzeka z d o k o n y w a n y bezpośrednio w ko n ta kta ch in dyw idu aln ych. W szelkie pisane atlasy grzybów , in stru kcje na tem at zasad i spo sobów zbierania, u lo tk i ostrzegaw cze i propagandowe mogą być p rzyjm o w a n e za utrw a lo ne w piśm ie te k s ty kanoniczne, ale i w ó w czas nie m ają zazw ycza j m o cy pow szechnego obow iązyw ania. W y siłk i podejm ow ane w celu ujednolicenia kodu i upow szech nie nia takiego, k tó r y opierałby się na a utorytecie nau k p rzyro d n i czych, spełniają rolę in tegra cyjną dość paradoksalnie, łącząc g r z y biarzy w szy stk ic h orientacji — ale łącząc ich w opozycji. T a k jest z ciągnącą się od dłuższego czasu aferą olszów kow ą, w k tó rej p re stiż n a u ki w sp a rty potęgą p ublikatorów zaangażowano przeciw ko jed n e m u z w y ją tk o w o dość p o w szech n ych kanonów grzybiarskich, że m ianow icie olszów ki są jadalne po odgotowaniu. Pracow nicy sta cji sanitarno-epidem iologicznych uganiają się za h a n d lują cym i ba bami, prow adzą akcje uśw iadam iające — i dobrze. M ordercy w ka peluszach, ja k ich w s w y m bogatym ję z y k u nazyw ają dziennikarze, są napraw dę groźni, a ro zm ia ry lu d zk ie j ignorancji niezm ierzone. W szelako z interesują cej nas p e r sp e k ty w y zjaw isko to sprowadza się do k o n flik tu m iędzyko d ow eg o i jest p o tw ierd zen iem odporno ści ten d en cji p a rtyku la rn ych . J e st to zarazem k o n flik t m ię d zy au to ry te ta m i z urzędow ą licencją a sam okreow anym i. Ilu ż to bow iem praw dziw ość swego w ta jem n iczen ia i jego w yso ką rangę le g ity m u je po p ro stu w ła sn y m w d w o ja kim sensie c z e rstw y m zdrow iem . P anaceum stanow i za zw ycza j odgotowanie, k tó r y m lokalnie radzą sobie n a w et z n ie k tó ry m i m uchom oram i. Notabene jego dostojność m ucho m o r sro m o tn ik o w y zadaje śm ierć — i to okru tn ą — nieodw o łalnie, w każdej postaci i w n a jm n iejszej n a w et dawce, g d yż zalicza się do w ogóle n a jsiln iej tru ją c y ch roślin na świecie. Dla nas jego kazus będzie jed n a k ty lk o p rzy k ła d e m , jak fin e zy jn ie należy opero wać ko d em i ja k trud n ą spraw ą jest biegłość w g rzyb o w ej sem an tyce, jeśli idzie choćby ty lk o o k lu c zo w y w n iej zn a k to ksy c zn o ści.
Ś W I A D E C T W A 2 2 4
T o k sy ko lo d zy -a m a to rzy bardzo często posługują się z m y słe m sm a k u i w ów czas g o rycz jest zn a k ie m o w artości n e g a ty w n ej, czem u z kulin a rn eg o p u n k tu w idzenia nie m ożna niczego zarzucić, c h y ba to, że n a jsiln iej trujące g rzy b y b y n a jm n ie j nie p ieką w ję zy k . R ó w n ież jaskraw e ubarw ienie i czernienie w m iejscu przekrojenia, dla w ielu będące zn a k ie m o strzeg aw czym , elim inow ałoby sm a czn e go koźlarza czerw onogłów ka, ale nie m ucho m ora srom otnikow ego. U tego ostatniego ró w n ież praw ie nie zaznaczają się białe strzę p k i na ka p elu szu — zn a k ro zp o zn aw czy całej te j ro d zin y cieszącej się dość pow szechnie złą reputacją. Odcień jego kapelu sza p rzyp o m in a zielonaw e gołąbki z g a tu n k u surojadek, choć z kolei blaszki nie są ta k białe, ja k u ta m ty c h .
K a żd y z p rzy stę p u ją c y c h do obrzędu m a za zw y c za j w yobrażenie o sw e j eksp erien cji zresztą często od w rotnie proporcjonalne do sta nu rzeczyw isteg o . W szy sc y jed n a k posługują się ja kim ś kodem , a czyniąc to w zakresie, k tó r y a ku rat n a jlep iej odpowiada sile ich w yobraźni, m ają się za całkow icie w ta jem n ic zo n y ch . T y m c za se m odczytanie ostrzeżen ia o n ieb ezp ieczeń stw ie w ym a g a znajom ości nie ty lk o jakiegoś jednego prostego zn a k u c zy oznaki, lecz zapanow a nia nad złożoną, w ielo elem en to w ą syn ta g m ą sem an tyczn ą. K a żd y z je j skła d n ikó w m oże budzić w ą tpliw ości w rodzaju: czy to jest znaczące zgrub ien ie trzonu, czy nie se m a n ty c zn y w ariant jego k szta łtu , c zy to ju ż zieleń, c zy jeszcze barw a c y try n o w a w łaści wa za ledw ie słabo tru ją c e m u m u cho m o row i c y try n o w e m u . Zapach p rzyp o m in a ją c y o b ie rzy n y od k a rto fli jako zn a k d o d a tk o w y 8 m óg łb y p otw ierdzić, że t o jed n a k kolor raczej c y tr y n o w y , bo ta ki p o w i n i e n m i e ć podobnie pachnący g rzyb w y k a z u ją c y poza ty m cech y typ u : b ed łk o w a te -m u c h o m o ry . K ie d y m łode pieczarki m ają jeszcze b i a ł e blaszki, są «hom onim am i» n ieb ezpieczn ych trucicieli, ale b laszki mogą być różow e ta kże bardzo nieznacznie itd.
Nic dziw nego, że w kodach skra jn ie p r y m ity w n y c h w szelkie w ogóle blaszki są zn a k ie m o konotacji u je m n e j. P oniew aż w ła śnie te n zn a k c zą stk o w y w y s tę p u je m .in. w «syntagm ie» sro- m o tn ika , p ra g m a ty czn e w a lo ry ow ych kodów w y d a w a ły b y się dostateczne, jed n a k że ty lk o dopóki nie p r z y p o m n im y sobie o w y
8 W syntagm ie inform acyjnej znaki kodu w zrokow ego łączą się z uznako- w ionym i sygnałam i odbieranym i także przez inne receptory.
2 2 5 Św i a d e c t w a
stępow aniu tego zn a ku w syntagm ach m n ó stw a dobrych g rzybów i jego braku w p rzyp a d k u borow ika szatańskiego.
Ó w szatan to zresztą ta kże cieka w y problem sem a n tyczn y. Sam o- rodniość, spontaniczność i ogrom ny p a rty k u la ry zm k u ltu r g r z y biarskich oraz kodów u k szta łto w a n yc h w ich obrębie i na ich u ż y te k ogrom nie u tru d n ia ją ko m u n ika cję m ię d zy w spólnotam i, a zw łaszcza ograniczają rolę m e d iu m językow ego. N azw ą «szatan» b y w a np. opatryw ane z pół tu zin a grzybów , dla k tó ry c h jed yn ą podstaw ą utożsam ienia jest «szkodliwość albo niedobry smak». W y sta rczy jed n a k przew ertow ać k tó ry k o lw ie k z popularnych atlasów, nie m ów iąc o pracach sp ecja listyczn ych z zakresu n a zew n ictw a g r z y b ó w 9, aby przekonać się o n ie z w y k ły m bogactwie zarówno synonim ów , ja k i hom onim ów . W potocznych nazw ach bezpośred nio odzw ierciedlających swą różnorodnością p a rty k u la ry zm ko dów n iektóre n a zw y, ja k «panna», «panienka», «turek», «zają czek», «świnka», pojaw iają się w ielokrotnie, za k a żd y m razem de
sygnując zu pełn ie inne g rzyb y.
Spo ry o n o m e n k la tu rę doskonale zresztą u ka zu ją sygna lizow a ny ju ż p a r ty k u la ry z m kodów . N a w et członkow ie te j sam ej «hordy rodzinnej» tru d n ią cej się zb iera ctw em m ów ią n iek ied y ró żn ym i języ k a m i. D em onstracja ko n kretn eg o egzem plarza jako odpow ied nika jed n o stk i kodu w zrokow ego byłaby po tw ierd zen iem p ry m a r- ności tego ostatniego i zarazem w y jście m z sytuacji, g d yb y za w sze tra fia ły się doskonałe u przedm iotow ienia w izu a ln o -m en ta ln ych kategorii ko d u — w uproszczeniu nazyw anego w zro k o w y m — i g d y b y choć one b y ły uniw ersalne, a w ięc we w szy stk ich in d y w id u a ln ych system a ch zn a ko w ych takie same.
P roblem ten n a jlep iej obrazują trudności, jakie m ają ilu stra to rzy atlasów g rzyb o w ych , u siłu ją cy przecież zo b iektyw izo w a ć nic in nego ja k w łaśnie zn aki ikoniczne kodu. Ich starania, ja k wiadomo, n ig d y nie są uw ieńczone p e łn y m sukcesem . Nic dziw nego, skoro ilustracja podobnie ja k opis skupia się na cechach u zn a n y ch za typ o w e. T ym cza sem w ko m u n ika ta ch , w jakich poznający odbiera rzeczyw istość, są one zm o d y fik o w a n e p rzez inne za zw ycza j na silenie, p rzytłu m io n e cecham i dalszorzędnym i i okazjonalnym i, k tóre dopiero ł ą c z n i e w yzn a cza ją w a ru n k i konstatacji.
Ubóstwo kodu to mała liczba p y ta ń i niepew ność te k stu , n aw et
9 Por. B. Bartnicka-Dąbkowska: Polskie ludowe n a zw y grzybów. Wrocław
Św i a d e c t w a 2 2 6
jeśli znajdow ane odpow iedzi nie będą chw iejne. A d e p t s ztu k i god n y tego m iana w ta kich sytu a cja ch zn a jduje w łaśnie podnietą do wzbogacania i k o m p lik a c ji s y ste m u sem antycznego, k tó r y m d ysp o nuje. Z am ia st — d a jm y na to — barw p o d staw ow ych p o c zy na operować w y c in k a m i g a m y odcieni, p r e c y z y jn ie j ustala rela cje m ię d zy ca łym i ciągami jed n o stek se m a n tyc zn y c h niższego rzą du w yzn a cza ją cych jed n o stk i rządu w yższego. O dw ołując się do porów nania z m o w ą — od prostego nazyw a n ia przechodzi do skła dn i w y p o w ie d zi. Jeśli m im o to popełni błąd i razem z p ro fa n e m tra fi ,oby w porę) do szpitala, będzie ofiarą nauki, nie zaś, ja k ta m te n , ignorancji.
W arto w k a ż d y m razie pam iętać, że g rzyb nie dla każdego jest ty m sa m y m g rzy b e m i nie to samo z n a c z y jego nazw a, n aw et jeśli b rzm i ta k samo, różne w reszcie ko n o tu je wartości. W «Pa n u Tadeuszu» np. czyta m y : „(...) chłopcy biorą krasnolice, / T yle w pieśniach litew skic h sław ione l i s i c e”, a ,,P a n ienki za w y s m u k ły m gonią b o r o w i k i e m ”, zaś „W szy sc y dybią na r y d z a (...)” 10. S e m a n ty c zn a w y k ła d n ia opisanych zachow ań b yła b y następująca. C onsensus o m n iu m znaczenie «najlepszego grzyba, o n a jle p szym sm aku, n a jw y ż sz e j wartości» w iąże z nazw ą «rydza» dodatkow o zre sztą w aloryzo w an ą p o to czn y m i w yrażeniam i, w k tó ry c h jest syn o n im e m zdrow ia, c zy sy m b o lic zn o -m e ta fo ryc zn y m i użyciam i, jak w pieśni g m in n e j o Jadw idze, któ ra poszła do lasu po rydze. Czas m oże coś tu zm ie n ił na ko rzyść borowika, w którego dzisiejszej randze zn a la zły odbicie w spółczesne sto su n ki kom ercjalne — w Sop licow ie g rzyb ó w na handel nie suszono, a p rzy jn a m n ie j to w a rzy stw o Sędziego nie zajm ow ało się ty m , ani też przeciw n ie — suszo n y c h na d eka nie kupow ało.
Dość że konotacje n a zw «borowik» i «lisica» — odbiór ich treści zn aczen io w ej — są, ja k m o że m y w nioskow ać, różne i to w zależ ności od płci, co bud zi ju ż k r y ty c z n e re fle ksje. T y lk o p rzy p a d k o w y m ateriał w sp o m nień bezpośrednio p rzela n y w stro fy naro dowego eposu lub złożone racje b rzm ien io w o -ry tm ic zn e j organiza cji w ersó w m o g ły p o d ykto w a ć poecie ta kie zróżnicow anie p re fe re n cji. P referen cje, ja k ie k o lw ie k by były, zaw sze jed n a k są odbiciem kodow o sfo rm u ło w a n ej i u trw a lo n e j skali wartości. I ta k p rzysię g ły c h adm iratorów lub p rzeciw nie w zgardzicieli m ają ta k lub ina
2 2 7 Św i a d e c t w a
czej n a zyw a ne i poprzez takie lub inne wzorce oglądane i rozpoz naw ane kanie, czosnaczki, tw ardzioszek p rzyd ro żn y i gąska n ie kszta łtn a . Jaskraw a barwa m aślaka żółtego często byw a niesłusznie o d czytyw a n a jako n ieprzynależność do grzybów u ży tk o w y c h . W iel kie białe g rzyb iska (u M ickiew icza: «Bielaki krągłe, białe szerokie i płaskie, / J a k b y m le k ie m nalane filiża n ki saskie» 11) u nas om ija ne, są zbierane w n iek tó ryc h częściach Z S R R , gdzie jada się też po dobno w szy stk ie bez w y ją tk u surojadki — dosłownie tra ktu ją c ich nazw ę, gdy u nas w d o d a tko w ych określeniach — np. «cukrowa» albo «w ym iotna» — utrw alono prześw iadczenia w yraźnie je różnicu jące. To prawda, że o pieńki rosnące na sosnow ych karpinach są niesm aczne, a borow ik p onury, k tó r y m m ożna się zatruć w Borach T ucholskich, jakoś nie szkodzi m ieszkańcom Gór Ś w ię to k rzy sk ich lub M iechow skiego 12.
Są w ięc o b iektyw n e, m .in. glebowe, c zyn n ik i określające reakcje naszych organizm ów na spożyw ane grzyb y, tu w szakże in teresu ją nas reakcje k u ltu ro w e przebiegające w świadomości, które spra w iają, że dokładnie te sam e i o ty c h sam ych właściwościach g r z y by są rozpoznaw ane jako sm aczne panienki lub byw ają zaliczane do psich — o trzy m u ją więc różne n a zw y, ró żn y sens b yw a p r z y p is y w any ty m sa m y m nazw om , ró żn y m w reszcie pozycjo m skali w ar tości n a zw y ich odpowiadają, m ając rozm aite konotacje.
N ie chodzi tu o różnice gustów sm akow ych. D eprecjonując (nom en om en) bedłki, p rzew ażnie o p eru jem y « tekstem ku ltu ro w y m » pośred niczącym m ię d z y nam i a rzeczyw istością. M echanizm takiego po średnictw a działa w p rzyb liże n iu następująco: elem en t rzeczyw isto ści m a w kodzie odpow iednik o konotacjach zdecydow anie u je m n y c h , poniew aż na to, b y w eryfiko w a ć adekw atność sem a ntyki, trzeba w y ra źn y c h racji, któ re potocznie nie dochodzą do głosu — za stę p c zy m św ia d ectw em w artości p rzedm io tu stają się relacje se m a n tyczn e, w jakich w y stę p u je w ko n teksta ch jego nazwa. «In ne pospólstw o grzybów », na któ re u M ickiew icza 13 składają się m.in. poszukiw ane dziś koźlaki, jest w ięc pogardzane nie ty lk o , nie za w sze i nie przede w s z y s tk im «dla szkodliw ości albo niedobrego sm a ku». D ecyduje o ty m kod, a ściślej — jego jed n o stko w y w ariant,
11 Ibidem, s. 82.
12 Por. H. Orłoś: Atlas g rzy b ó w jadalnych i trujących. Warszawa 1962, s. 56. 18 Ibid em, s. 82.
Św i a d e c t w a 2 2 8
z k tó r y m u c ze stn ik grzybobrania p rzy stę p u je do o d czytyw a nia otw ierającej się p rzed n im księgi.
P o m in ą w szy ła tw o u c h w y tn e i w zm ia n ko w a n e ju ż zróżnicow ania w ty m zakresie, za sta n ó w m y się, jaki charakter m a ów kod w w y p a d ku k o n kretn eg o grzybiarza, którego w ta jem n iczen ie w jego arkana u c zyn iło zarazem czło n kiem czasowo i p rzestrzen nie ogra niczo n ej i fo rm a ln ie nader lu źn e j w spólnoty. B ez w ątpienia ję z y k o w y będzie tu p r z y n a jm n ie j w p e w n e j m ierze sposób zaznaja m iania się z ko d em , a następn ie porozum iew ania na jego podsta w ie w obrębie w sp ó ln o ty i poza nią, lecz na ten sam tem at. N a zyw a nie, w y p o w ie d ź pojaw i się w szakże jed yn ie jako u zu p e łn ie nie poglądow ej dem o n stra cji lub w sytuacjach, które ją w y k lu c z a ją, i w y stą p i w roli n iejako m eta ko d u . P o dsta w o w y b y łb y w ta k im razie kod w zro k o w y . « N ikt nie w ątpi, że na poziom ie fa k tó w w zro k o w y c h zachodzą zja w isk a kom u n ika cji. Jest jed n a k w ą t pliw e, czy są to zja w isk a o charakterze ję zy k o w y m » — m ó w i Eco, k tó r y ko d o m w z r o k o w y m pośw ięcił w iele uw agi w sw ych rozw a żaniach sem iologicznych u .
Z a n im jed n a k b liżej nieco p r z y jr z y m y się n ie k tó r y m po m ysłom Eco i z m ateria łem , jakiego dostarcza grzybobranie, sp ró b u jem y np. sko nfro n to w a ć za stosow any p rzez niego do kodu w zrokow ego Peirce’o w ski schem at k la sy fik a c ji zna ków (należy, późno bo póź no, ale jed n ak ustalić, jak dalece i w ja kim sencie m ożna tu w ogó le m ów ić o kodzie czy kodzie w zro k o w y m w szczególności). Pora w ięc porzucić m e ta fo ry o księdze lasu, choć m oże n a w et nieźle m a lują in tu ic y jn y obraz te j sytu a cji ko m u n ik a cy jn ej.
Otóż po p ierw sze nadaw ca i odbiorca w za jm u ją c y m nas w y p a d k u stanow ią tę samą osobę, choć rozdw ojoną na owe dwie role czy fu n k c je . Jako nadaw ca je st d y sp o n e n te m i e k sp o n e n tem zbioru in fo rm a cji stanow iącego cząstkę ku ltu ro w eg o d zied zictw a określonej społeczności i sko m p rym o w a n eg o w pew ien za w sze ty lk o fra g m e n ta ryczn ie d o stę p n y tek st, fo rm u ło w a n y za pomocą stw orzonego dlań sy ste m u znakow ego. Jako odbiorca nie percyp u je jed nak k o m u n i katów , któ re p ły n ę ły b y doń z z e w n ą trz cudzą in tencją kreow ane i zaw a rte w w y t w o r z o n y c h dla tego celu m ateria ln ych prze kaźnikach. J u ż de Saussure zw racał uwagę, że zn a k ję z y k o w y jest
2 2 9 Św i a d e c t w a
b y te m p sy ch ic zn ym 15, lecz także w znakach kodu w zrokow ego isto t n y w ydaje się nie przed m iot p la styczny, m ateria u ży ta do stw orze nia obrazu, lecz rozum iane jako znak zjaw isko postrzeżeniow e. W sem an tyce grzybobrania nie w y stęp u ją jednak zn a ki w y tw o rzone przez odrębnego nadawcę i rzeczyw istość znaczące, lecz ele m e n ty rzeczyw isto ści przez odbiorcę id en ty fik o w a n e ze znakam i kodu. To on sam n a d a j e im sens, któ ry następnie odbiera w sw ej drugiej roli. R ysująca się sytuacja pod w zg lęd em gmoseologicznym napaw ałaby s k ra jn y m p esym izm em , g d y b y owe zbiory inform acji nie b y ły otw arte, nie podlegały, ja k o ty m w spom inaliśm y, ko rek- turze, w eryfika cji. W arto jednak podkreślić, że skod yfikow ana w ie dza kanoniczna w ze tk n ięc iu z ży w ą i doraźną em pirią zastana- wiająco długo bierze górę i w stosunkow o m a ły m stopniu jest do n iej na bieżąco dostosow yw ana. W ielu np. po cichu przyzn a je, że najw ięcej — i n a jp iękn iejszych — pra w d ziw ków znajdow ali w k a r tofliskach, w chaszczach leszczyno w ych , pod gruszą na m iedzy, czy p rzy drodze, jed n a k zn a kiem o wartości sem an tycznej: «m iej sce praw d ziw kow e» pozostaje dla nich ustronna dąbrowa. Nie
w szy stk ie w ięc fa k ty em p iryczn e są w ró w nej m ierze brane pod uwagę, za p a m iętyw an e i obejm ow ane kodem stanow iącym in stru m e n t dalszej em pirii.
P r z y ję ty przez Eco schem at k la s y fik a c y jn y Peirce’a uwzględnia: A — stosun ek zn a k u do siebie samego i tu w yróżnia: cechę, eg zem plarz i typ ; B — stosu nek do przedm iotu: ikon, in deks i sym bol; C — stosun ek do interpretanta: rem at, pow iedzenie, argum ent. W n a szym w y p a d k u analogiczny schem at przedstaw iałby się na stępująco: To, co po strzegam y jako znak, ujm ow ane:
A) w sto su n ku do siebie samego, a więc jako takie, m oże ekspo nować:
1) cechę (np. k szta łt lub barwa grzyba czy składn ików leśnej bio
cenozy w a żn ych przez w spólne z n im w ystępow anie);
2) egzem plarz (k o n k re tn y grzyb jako jed n o stk o w y okaz gatunku);
3) ty p (grzyb blaszkow y, jadalny);
B) w sto su nku do p rzed m io tu oznaczanego stanowi:
1) ikon (obraz m y ślo w y p rzed m io tu uwzględnianego w kodzie, z k tó r y m p o ró w n u jem y realnie postrzegany lub realnie w idziany
przedm io t in te r p r e tu je m y jako ikon);
Ś W I A D E C T W A 2 3 0
2) in d eks, k tó r y operując śle p y m b o d ź c e m 16 (np. w rażenie pla m y , kszta łtu ), skiero w u je uwagą na p rzedm iot;
3) sym b o l (np. ja skra w a barwa sygnalizująca n ieprzyda tno ść do spożycia);
C) w s to su n k u do in te rp reta n ta tw o rzy:
1) re m a t (jako zn a k odebrane pęknięcie ziem i, zgrubienie trzo nu
grzyba, blaszki);
2) pow ied zenie (dw a zn a k i w zro ko w e połączone ta k, że w y n ik a z nich p ew ien zw iązek);
3) a rg u m e n t (syn ta g m a w zro ko w a złożona ze zn a kó w ró żn ych t y pów: «[Ponieważ] las sosnow y na piaskach, pora owocow ania gą sek, zie lo n k a w y fra g m e n t g rzyb a św ia dczy o c zyim ś w c ze śn ie jszy m zn a lezisku, [więc] w ygórow anie dostrzegalne w m ch u jest / może być m iejscem , w k tó r y m rośnie p o szu kiw a n y g tz y b i n a leży to spraw dzić»).
S p r ó b u jm y na koniec w ym o d elo w a ć całą h ip o tetyczn ą sytu a cję k o m u n ik a c yjn ą , w k tó r e j kod grzybobrania, w y stęp u ją c w ja kim ś s w y m p a r ty k u la r n y m w ariancie, zo sta łby u ż y ty w akcie pozna nia. A k c ie , ja k im skądinąd jest k a żd y odbiór in fo rm a cji za w a rtej w ko m unikacie, a w ięc bycie s e m a n ty c zn y m bez w zg lęd u na w y stępu ją ce w n im tw o r z y w o .
Realna barw a w połączeniu z k szta łte m , odczytane jako cechy (A l), p o n iew a ż w y s tę p u ją w rep ertua rze ko d o w y m , z p u n k tu w idzenia in terp reta to ra sta ły się jako r e m a ty (C l) podstaw ą pow iedzenia (C2). P rzejście od C l do C2 oznacza jednocześnie: a) w p ła szc zy ź nie sto su n k u zn a k u do siebie samego, że poprzez cechy za ryso w u je się egzem p larz (A2) pew nego ty p u , bądź że dzięki kon sta tacji cech odpow iadających ty p o w i (A3) ja w i się jego egzem p laryczne uosobienie; b) w p ła szczyźn ie sto su n k u zn a k u do p rzed m io tu , że ślepy bodziec (w rażenie p la m y b a rw nej, kszta łtu ) skierow ał (in deks — B2) naszą uw agę na p rzed m io t, k tó ry jako realnie p o strze gany zo sta ł p o ró w n a n y z o d p o w iedn im obrazem m y ś lo w y m będą c ym częścią kodu (egzem plarz A 2 ty p u A3 o cechach A l ) i n a stę p nie, jeśli zachodziła m ożliw ość id e n ty fik a c ji, z n im u tożsam iony. Z tą chw ilą obraz realnego p rzed m io tu został z in te rp re to w a n y jako ikon (BI).
In te rfe re n c ja m ię d z y sch em ata m i w izu a ln y m i, ja kim i są kategorie
2 3 1 Św i a d e c t w a
kodu, a re a ln y m m ateriałem p o strzeżen io w ym sprawia p rzy ty m , że in terp reta to r ulega złu d zen iu odbierania k o m u n ik a tu sam orzutnie kierow anego doń p rzez rzeczyw istość o n iej sam ej i w dostępnej m u sem a n tyce 17. Jest w ięc po trosze jako operator radaru, k tó ry by zapom niał, że nie obserw uje na ekranie w y s y ł a n y c h do niego syg n a łó w -ko m u n ika tó w , lecz że własną in terpretacją sem a n tyzu je i w edle pew nego kodu przekształca w k o m u n ik a ty re fle k sy im p u l sów nadaw anych przez siebie i następnie w y c h w y c o n y ch z pomocą anten radiolokacyjnych. W ty m m om encie te ż analizowana przez nas sytu acja staje się m odelem w szelkiej k o m u n ika cji z r ze c zy w i stością, m ającej na celu poznanie i do ko nyw an ej za pośred nictw em in str u m e n tu posiadanej ju ż i w kod przekształcon ej w iedzy. O czyw iście odbiór zn a k u jako iko nu (BI) jest re zu lta te m i n t e r p r e t a c j i , a w ięc m oże być nieporozum ieniem . D om niem ana k u r ka okaże się np. ż ó łty m liściem brzozow ym , a odczytanie k o m u n i k a tu «tam oto rośnie ku rka» jako nieadekw atne będzie skorygow ać ne na «ta m oto le ży p o żó łkły liść brzozow y».
C echy w iązane z egzem plarzem lub typ e m , zw racając uw agę na p rzed m io t i przyw o łu ją c jego obraz m y ślo w y (resp. każąc w idzieć go w realnie postrzeganym ), mogą być tra kto w ane z uw agi na p rzed m iot nie jako w skazania na ń (indeksy) albo ele m en ty podobieństw a (ikony), lecz jako sym b ole p rzed m io tu (B3). R zu tu je to w sposób isto tn y na dw a pozostałe asp ekty, w jakich zn ak m oże być u jm o w any. O tóż przejście od A l do A 2 i A3 jest m ożliw e na te j za sadzie, że kon sta tow an e cechy odbieram y jako zn aki s y m b o l i z u j ą c e cały p rzed m io t i ty p , którego jest egzem plarzem . S trz ę p ki na ka p elu szu albo zgrubienie u dołu trzo n u są sym b o lem m u chomora jako przedstaw iciela g rzyb ó w niejadalnych. W spó łsym bo- lizow anie tego samego p rzez różne cechy jest jed n a k podstaw ą łączenia odpow iadających im rem ató w (C l) w pow iedzenia (C2) i u m o żliw ia budow anie z nich a rgum entów (C3), a więc odbiór bodźców jako k o m u n ik a tó w steru jących działaniem .
17 W. Iwanow (Rola sem iotyki w cy bern e tyc zn y m badaniu człowieka. W zbio rze: Sem io tyka kultury. Warszawa 1977, s. 91) nie rozwijając tego zagadnie nia twierdzi, że „człowiek przekształca każdą percypowaną przez organy zm ysłów serię sygnałów tak, jak gdyby była ona sensownym komunikatem ”.