• Nie Znaleziono Wyników

Apokalipsa i wirtualność : dwa nowoczesne paradygmaty realizmu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apokalipsa i wirtualność : dwa nowoczesne paradygmaty realizmu"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Jakub Momro

Apokalipsa i wirtualność : dwa

nowoczesne paradygmaty realizmu

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (136), 48-69

2012

(2)

48

Apokalipsa i wirtualność.

D w a now oczesne paradygm aty1

realizmu

Z a p o m n ie n ie w sącza się w tw oją p am ięć. N ic się nie w ydarzyło. N ic się już n ie wydarzy.

G e o rg e s P e re c 2

Jestem prawdziwa! - zaprotestowała A licja i rozpłakała się. L ew is C a r o ll3

N ow oczesny realizm nie m ieści się jedynie we w zorcu krytycznym ro zu m ia­ nym społecznie. W ięcej: realizm krytyczny w ydaje się dziś nie tylko an ach ro n icz­ ny, lecz także w skazuje na w yschnięte źródło tych m odernistycznych dyskursów,

1 P ojęcie paradygm atu w o sta tn ic h k ilk u d z ie się c iu latach p o d leg a ło rozm aitym zm ia n o m teoretyczn ym , które skrótow o m ożn a o p isa ć jako p rzejście od e p iste m o lo g ii K uhnow skiej do o n to lo g icz n e j teorii A gam b en a. P am iętając o tych przem ian ach , używ am p ojęcia paradygm atu w zn a czen iu p ew n ego

e p iste m o lo g ic z n e g o m od elu dysk u rsu d e fin iu ją ceg o dan ą form ację k ulturow ą (w tym przypadku n ow oczesn ość).

2 G. Perec C złow iek, który śpi, p rzeł. A. W asilew sk a, P rószyń ski i S-ka, W arszawa 2003, s. 21.

3 L. C aroll Po ta m tej stronie lustra i co A lic ja tam zn a la zła , w: teg o ż P rzygody A licji

w K ra in ie Czarów . Po ta m tej stronie lustra i co A lic ja tam zn a la zła , przeł. J. Kozak,

(3)

które stanow ią próby odpow iedzi na now oczesną rzeczywistość te c h n ik i i alien a­ cji. T echnikę należy tu rozum ieć jako sposób zapośredniczania świata w pojęciu, alienację - jako radykalne, a więc fu n d am e n taln e i zasadnicze, zerw anie łączności jed n o stk i ze św iatem w łasnego przeżycia (Lebenswelt). P roblem nowoczesnego re­ alizm u dotyczy więc nie tyle konw encji, w jakiej lite ra tu ra pró b u je sobie poradzić z n ied o stęp n y m św iatem oraz rzeczyw istością stosunków społecznych, ile form al­ nej zm iany w obrębie m a teria ln y ch w arunków jej istn ien ia i poznania.

W perspektyw ie p ro b lem u zapośredniczenia ontologia św iata dotyczy sytuacji, w której dyskursy m o dernistyczne zasłaniają zasadę rzeczyw istości. W odróżnie­ n iu od - po d w ielom a w zględam i dom inującej w dobie now oczesności - tra u m a ­ tycznej w ykładni inspirow anej heglow sko-lacanow ską in te rp re ta c ją n ie d o stę p n e­ go obrazu, zbierającego w jedno czas i p rze strzeń 4, języki now oczesnej apokalip- tyki raczej sondują i p ró b u ją wyznaczyć granice tego, co m ożliw e do p rzedstaw ie­ nia w chaotycznym świecie bez żadnego gw aranta sensu i bez m ożliw ości skon­ struow ania trw ałego znaczenia. N iestabilności i poczuciu nierealności bycia w świe- cie tow arzyszy więc lęk epistem ologiczny, w ynikający z niem ożliw ości stw orzenia uogólnionej te o rii poznaw czej, lęk p rze d rzeczyw istością o d porną na każde p ro ­ spektyw ne działan ie pojęciowe. G ranice św iata w yznaczane przez dyskursy apo­ k aliptyczne tw orzą więc to p ik ę znaczeń-resztek, które zarysow ują p ara m etry n ie ­ pew nej rzeczyw istości.

D yskursy w irtu aln o ści, choć z pozoru b ardzo podobne w to n ie filozoficzno- -estetycznym , stanow ią zasadniczą alternatyw ę dla języków nowoczesnej i późno- nowoczesnej apokalipsy. W irtualność nie stanow i p o rzą d k u fikcyjności, jeśli przez fikcyjność rozum iem y nierealność. W irtualność to p o rządek czułej (niczym foto­ graficzna błona) pow ierzchni, na której osadzają się ślady dośw iadczenia. M ożna z n ic h wywieść znaczenia i pojęcia odnoszące się do rzeczyw istości, któ ra podlega praw u dynam icznego „staw ania się”, a nie praw u trw ałej ontologii sym bolizow a­ nej przez konstatację zaw ierającą się w o k reśleniu „jest” . To, co w irtu aln e okazuje się więc w sposób zasadniczy dostęp n ą rzeczyw istością, a nie w yrazem dystansu wobec niej, jak to m a m iejsce w językach apokaliptycznych.

Dwa paradygm aty, o których mowa w tym tekście, opisują nie tyle całkow i­ cie „ in n ą ” zasadę rzeczyw istości, ile o dm ienną - od scjentystyczno-epistem olo- gicznych i m etafizycznych reguł - więź m iędzy św iatem a tekstem : relację m iędzy realn o ścią a dyskursyw nym , a więc arty k u ło w an y m dośw iadczeniem nowoczes- ności5.

5

K ategoria „praw zoru” czy a rch ety p iczn eg o obrazu (U rbild), stale obecna w n iem ie ck ie j filo z o fii id ea listy czn ej (K ant, S c h e llin g , H eg el) i literackiej m etareflek sji tam tego czasu (G oeth e), w e w sp ó łcz esn o ści bodaj najsilniej o d d ziaływ ała p op rzez p sych o a n a lity czn ą w y k ła d n ię Lacana. Zob. J. Lacan É crits I, É d itio n s du S eu l, Paris 1966, s. 92-123.

K om pozycja tego tek stu opiera się na d ia lek ty czn ej zasadzie k onfrontacji refleksji teoretycznej i a n a lizy kon k retn ego tekstu artystycznego.

4

(4)

50

Czas apokalipsy, apokalipsa bez końca

W 1984 roku na U niw ersytecie Cornelia Jacques D errid a wygłasza w ykład po­ święcony k u ltu ro w em u zn aczen iu w ojny n u k le arn ej i atomowej zagłady świata. Wyścig zbrojeń i „gwiezdne w ojny” nabierają na sile, ale w głowach najw ażniejszych polityków globu i podzielonych społeczeństw W schodu i Z achodu m ajaczy już na horyzoncie zasadnicza zm iana zwana globalną katastrofą lu b ... zasadniczym k re­ sem h isto rii (w sensie zam knięcia pewnej epoki politycznych podziałów). Ów kres, który u schyłku zeszłego stulecia przyjm ow ał w ym iary technologiczne oraz m ille­ narystyczne, a więc historiozoficzne i m etafizyczne zarazem , staje się jedną z n a j­ w ażniejszych obsesji k u ltu ry nowoczesności. W w ykładzie D erridy te wszystkie in ­ tuicje i przeczucia zostają zebrane w jedno pojęcie czy jedną kategorię apokalipsy6. D la D errid y apokalipsa jest przede w szystkim dyskursem : specyficzną org an i­ zacją języka, któ ra stru k tu ry zu je now oczesne dośw iadczenie now oczesności. M o- dernitas odznacza się bow iem in h e re n tn ą zasadą własnego kresu. F ra n cu sk i filozof pow iada, że ów kres jest w ynikiem starcia m iędzy zasadą prędkości a zasadą ar­ chiw um . Ta pierw sza łączy się z progresyw izm em pojm ow anym jako zasada czy idea regulatyw na: now oczesność rządzi się praw em postępu, którego an i je d n o st­ ki, an i w spólnoty n ie są w stanie pow strzym ać, m ogą jedynie m u się poddać w ge­ ście świadom ej pasywności, b iern o ści wobec akceleracji zdarzeń i technologiczne­ go postępu. Ta druga odnosi się do pojęcia p am ięc i i m ożliw ości m aterialn eg o oporu przeciw ko progresyw izm ow i i p rędkości m o d ern y jako niem ogącego się za­ kończyć p ro jek tu . A lbow iem archiw um to fan tazm at p am ięci doskonałej: pełnego m aterialn eg o rezerw uaru zatrzym ującego w szelkie w ytw ory ludzkiej działalności p iśm ien n e j, któ re zostają u stalone za pom ocą a rb itra ln eg o po rząd k u . W ta k im u jęciu retoryce p ręd k o ści odpow iada pojęcie alien a cji z anonim ow ego procesu postępu, zaś retoryce archiw um - potencjalność m aterialistycznej antropologii i p a ­ m ięci, któ ra działa przeciw ko procesom wyobcowania ró żnorodnych form po d ­ m iotow ości z p o rzą d k u egzystencjalnego doznania w łasnego czasu i h isto rii.

Skąd je d n ak w tekście D e rrid y fig u ra w ojny n u k le arn ej? O prócz lokalnego k o n te k stu am erykańskiej ko n feren cji, isto tn ie jszy w ydaje się głęboki k o n te k st powyższej dialektyki. M ożna ją opisać inaczej jako d i a l e k t y k ę r e a l n o ś c i , p o w s t a j ą c ą z z e t k n i ę c i a f i g u r y c a ł k o w i t e j z a g ł a d y l u d z k o ­ ś c i z f i g u r ą t o t a l n e j p a m i ę c i , m o g ą c e j p o w s t r z y m a ć p r ę d ­ k o ś ć c a ł k o w i t e j d e s t r u k c j i .

Z atrzy m ajm y się na m o m en t p rzy obydw u członach tej dialektycznej pary. I w pierw szym , i w d ru g im p rzy p a d k u fra n cu sk iem u filozofow i chodzi o pew ien fa n ta z m a t, k tó ry um ożliw ia pom y ślen ie innej w ersji now oczesności. Zarów no w p rz y p a d k u w ojny n u k le a rn e j, jak i arch iw u m chodzi o określone obrazy czy, m ów iąc ściślej, scenariusze i fabuły, k tóre za burzają pozornie sta b iln y epistem

o-Zob. J. D errid a N o apocalypse, not now à toute vitesse, sept missives, sept missiles, w: teg o ż Psyché. Inventions de l ’A u tre , G a lilée, Paris 1987.

(5)

logiczny i ontologiczny p o rządek m odernistycznej rzeczyw istości. F abuła, a więc b a jk a 7, stanow i jed n ak nie tyle w yraz zaprzeczenia, tryw ialnej negacji logosu (ro­ zu m u i p o rząd k u ), lecz jest jej n ieodłącznym elem entem , spajającym p orządek nowoczesnej w yobraźni w p ostaci innego od scjentystycznego sposobu poznania. W iek nuklearny, a więc - pow iada D errid a - w iek X X (i należałoby dodać, rów­ nież nasza w spółczesność8), rzą d zi się fab u la rn ą regułą niepow strzym anej p rę d ­ kości, któ ra w ym azuje zasadę pierw szego i ostatniego razu. Opowieść o atomowej zagładzie podpow iada bow iem logikę jednego zd arzenia - w ybuch bom by atom o­ wej (czy szerzej: n u k le arn a zagłada) m oże wydarzyć się tylko raz, a owo zdarzenie jest ostateczne i nieodw ołalne. C ień rzu can y przez tę nieodw ołalność n u k le a rn e ­ go zdarzenia zagłady ludzkości jest jednym z naczelnych fantazm atów , a więc p rze­ tw orzonych w k u ltu rz e obrazów, kierujących now oczesnym postrzeganiem .

Z arazem ów fan ta zm a t określa pew ien typ czy sposób m ediatyzacji dośw iad­ czenia w świecie odczarow anym , zapośredniczenia, które nie dokonuje się już za spraw ą i za pom ocą nośnika zm ysłowego, lecz w p rze strzen i wyobcowującej te ch ­ niki: technologii inform acji, w świecie protez, zaburzających podział na to, co lu d z­ kie i to, co nie należy do sfery antropologicznej. D latego ta część d yskursu apoka­ liptycznego odsłania logikę późnego kap italizm u : jest on pew nego ro d zaju sem an­ tyczną k u m u la cją zniszczenia, to znaczy posiada stru k tu rę p o te n cja ln ie n ieo g ra­ niczonej p rędkości i destru k cji, lub, m ówiąc ściślej, nieredukow alnej logiki szyb­ kości zm iany i akceleracji obrazów sym bolizujących d estrukcję znanego n am świa­ ta. W te n sposób świat epoki n u k le arn ej to rzeczywistość dysocjacji b y tu (podzia­ łu ontologicznego) oraz dysocjacji człow ieka jako sam ow iednej całości (podziału antropologicznego). Ów podział pokazuje w spółczesność czy aktualność m iędzy­ lu d z k ich relacji nie po d postacią intersubiektyw nej i praw dziwościow ej w ażności, lecz w p ostaci rozbicia globalnego socius, a więc „w spólnoty śm ierteln y ch ” . C ałko­ w itej zagładzie, któ ra niczym nieskończona groźba śm ierci w isi n a d ludzkością, odpow iada u tra ta d o stęp u do dośw iadczenia refleksji n a d śm iercią in dyw idualną oraz nam ysłu n a d sam ą jednostkow ością, a więc zdarzeniow ością śm ierci.

Z upełna destru k cja - jako obraz czy fan ta zm a t - istn ieje więc dopóty, dopóki nie zostaje zrealizow ana. Z tej prostej i dobitnej k o n sta ta cji w ynika, że ś w i a t f u n k c j o n u j ą c y , c z y o g l ą d a n y z p e r s p e k t y w y a p o k a l i p s y , j e s t k i e r o w a n y f u n k c j ą f a b u l a c y j n e g o d y s t a n s u d o a b s o l u t n e g o z d a r z e n i a . Jasne jest, że owa funkcja m oże posiadać rów nież prew encyjną, za­ straszającą czy po p ro stu dyscyplinującą funkcję polityczną; żyjąc w cien iu p ro ­ spektyw nie w yznaczanego zd arzenia ostatecznej destru k cji, nie m ożna podjąć ja­

N a tem a t tek stu a ln o ści, retoryczn ości i n arracyjności logocen tryzm u zob.

P. L acoue-L abarth e L a fable, w: tegoż L e sujet de la philosophie, A u b ier-F lam m arion , Paris 1979.

O relacji m ięd zy język iem w sp ó łc z e sn o śc i a ap o k a lip są jako cy w iliza cy jn ą katastrofą zob. J.-L. N a n c y L ’É quivalence des catastrophes (après F u ku sh im a ), G a lilée, Paris 2012, oraz S. Z ize k L iv in g in The E n d o f Times, Verso, L o n d o n 2011.

7

8

(6)

52

kichkolw iek działań, m ających na celu zm ianę w obrębie m aterialn eg o ciała spo­ łecznego, bow iem owo zdarzenie absolutne uniew ażnia antropologiczną m aterial- ność życia. A pokalipsa traktow ana jako groźba staje się więc negatyw em now oczes­ ności pojm ow anej jako niedokończony i nieskończony projekt; p o te n cja ln ie m oż­ liwa do zrealizow ania, ale faktycznie zakazana, okazuje się działać z jednej strony jako cenzura blokująca m ożliwość obecności pew nych treści i zakazująca używa­ n ia określonych sposobów arty k u lacji, z drugiej - jako m ożliw ość n ieograniczo­ nej p ro d u k cji języków. Z arazem jed n ak owa n ad p ro d u k c ja dyskursyw na m ożliw a jest jedynie w obliczu tw ardego, nien aru szaln eg o jądra w yobrażonej tra u m y abso­ lutnego zdarzenia, które jest rów noznaczne z całkow itą d estru k cją rzeczywistości. Powiada D errida:

P rzerażająca „ rzeczy w isto ść” [„realité'”] k o n flik tu n u k learn ego m oże być jed ynie o d n ie ­ sie n ie m zn aczącym , n ig d y (obecn ym bądź m in io n y m ) o d n ie sie n ie m realnym [reel] d y s­ kursu lub tek stu . Przynajm niej d zisiaj. W ym aga to od nas d z i s i a j p rzem y ślen ia o b ec­ n ości tego, co ob ecn e p op rzez fikcyjn ą tek stu a ln o ść [fabuleuse textu a lite].9

A zatem faktyczna, ak tu aln a rzeczywistość pojm ow ana jest przez D errid ę jako dzieło (całościowa fabuła syntetyzująca dośw iadczenia św iata), któ re od zawsze już (toujours dèja) fu n k cjo n u je jako zniszczone lub p o d d an e procesow i ontologicz- nej degradacji. D latego też jedyną siłą m ogącą przeciw staw ić się zniszczeniu re a l­ ności jako fikcji stw arzającej relację o dniesienia jest rad y k aln a inw encyjność10 w sensie zarów no odkryw ania, jak i w ynajdyw ania Innego. W ynika z tego także, że realność m odernistycznej, stechnicyzow anej rzeczyw istości jest każdorazow o (poprzez te k stu a ln e zdarzenie) konstruow ana za pom ocą fan ta z m a tu zniszczenia, a więc determ inistycznego i podw ojonego obrazu „tego, co koniecznie m u si n a ­ dejść”: ostatecznej katastrofy.

W idać więc, że dyskurs apokaliptyczny wiąże się z rozbiciem d ialektyki w nę­ trza i zew nętrza. W tej sytuacji D errid a ustanaw ia dwa kontek sty referencyjne, p rzybierające w ym iary absolutu. Z jednej strony niem ożliw e do pow tórzenia zd a­ rzenie absolutne w postaci zbiorowej śm ierci, czyli katastrofa em pirycznego św ia­ ta. Z drugiej - rów nie totalizu jąca wizja świata opierająca się na tw orzonych fik­ cjach i fabułach, dyskursach i teoriach, czyli nieskończone, ale czysto m a teria ln e archiw um lite ra tu ry 11. Isto tn y w tej w izji jest fakt, że sam e te odniesienia rów nież

9 J. D errid a N o apocalypse, n o t now à toute vitesse, sept missives, sept missiles, s. 357.

10 Por. J. D errid a Psyché. In ven tio n de l ’A u tre , w: tegoż Psyché. In ventions de l ’A u tre.

11 D err id ia ń sk ą kon cep cję archiw um m ożna by o p isa ć jako to p o n o m o lo g ię n o w o czesn o ści. Z jednej strony archiw um jest fantazm atyczn e, z drugiej - za k o tw iczo n e w m a teria ln o ści p ism a (d ok u m en tu , literatu ry etc.). T op on om ologia w iąże ze sobą u sytu ow an ie (topos) archiw um w sp o łec zeń stw ie i w yobraźni zbiorow ej z praw em (nomos), a w ięc regu łam i w skazującym i, co m oże, a co nie p ow in n o zostać p o m ie szczo n e w archiw um , co m ożn a z n ieg o w yd ob yć na św iatło d zie n n e p u b lic zn eg o d yskursu, a co m a pozostać w nim za m k n ię te i n ied o stęp n e. Zob. J. D errid a M a l d ’archive. Une impression freu d ien n e, G a lilée, Paris 1995, s. 12-17.

(7)

podlegają praw u fa n ta zm a tu i w chodzą ze sobą w quasi-dialektyczną kolizję. Jeśli archiw um za każdym razem (kiedy czytam y jakiś tekst, u ru ch a m iam y jego m ożli­ we pola odniesień) ujaw nia w łasne zew nętrze jako pew ną m aterialność, postrze- galność, em piryczność św iata, to owa referencja m oże być tylko efektem sam ego archiw um : rez u ltatem pracy fan tazm atu „rzeczywistej realności” wytwarzanej przez zastosow anie w k onkretnej w ypow iedzi pojęcia archiw um . Z arazem jed n ak fan ta­ zm at całkow itej destru k cji, w tym także zupełnego zniszczenia archiw um lite ra ­ tury, odsłania jej k ru ch ą historyczność i idiom atyczność. L ite ra tu ra bow iem nie m a jednej ostatecznej referencji, naw et jeśli tym od n iesien iem m iałab y być jej całkow ita zagłada. W jej obliczu lite ra tu ra jako instytucja now oczesnego d y sk u r­ su, w ystaw iona na to ta ln ą k atastrofę w łasnego archiw um , odsłania w łasny lab iln y ontologicznie status, który odznacza się fu n d a m e n ta ln ą nieciągłością i heteroge- nicznością.

„Z darzenia znane po d nazw ą lite ra tu ry dają się od siebie o ddzielić”, pow iada w pew nym m iejscu D e rrid a 12. O znacza to, że lite ra tu ra , będąc przeciw ieństw em apokaliptycznego d y skursu skupionego wokół absolutnego zd arzenia światowej katastrofy, p ro p o n u je „w łasne” odniesienie (w znaczeniu idiom atycznej p rzy n a­ leżności do swojego dyskursu). Stanow i ono przeciw ieństw o autoreferencjalności jako fa n ta zm a tu spełn ien ia się m odernistycznego dzieła w apokalipsie - zarazem objaw ieniu i kresie - Z achodu. Po stronie apokalipsy jako „końca św iata” m ieści się bow iem reguła „wiedzy ab so lu tn e j”, całkow itej samowiedzy, która m oże re a li­ zować się jedynie w zd arzen iu ostatecznym . P odzielny i um ożliw iający dzielenie zm ysłowości dyskurs lite ra tu ry zawiesza tę zasadę dialektycznego sp ełnienia i p ro ­ po n u je zam iast tego zasadę ekspozycji: w m iejsce epoki, zdeterm inow anej przez w yobrażenie zagłady ludzkości, p ro p o n u je nieskończony ru ch epoche, a więc każ­ dorazowe zaw ieszanie absolutnej realności czyli substancjalności pojęć, w tym także pojęcia apokalipsy. R ozpatryw ana od tej strony l i t e r a t u r a j e s t w i ę c w c i e ­ l e n i e m a p o k a l i p s y r e f e r e n c j i : o d n o s i s i ę d o z e w n ę t r z a , k t ó ­ r e o k a z u j e s i ę e f e k t e m m e d i a t y z a c j i d o ś w i a d c z e n i a p o p r z e z a r c h i w u m . Z arazem je d n ak jest p rze strzen ią in k o rp o ra cji tego perfo m an su , stw arzającego m o m en taln ą granicę m iędzy te k stu a ln y m w nętrzem a „realn y m ”, czyli nienazyw alnym czy niew ypow iadalnym zew nętrzem . Jak m ówi D errid a „ruch inskrypcji lite ra tu ry jest zarazem sam ą m ożliw ością jej w ym azania” 13 - wypowiedź i pism o, fan tazm at obecności i negatyw na retoryka nieobecności zaw ierają w so­ bie apokalipsę znaczenia i n eu tra liz ac ję sensu.

Jak m ożna rozum ieć, kluczow e w tym w ypadku pojęcie granicy? D errid a p o d ­ pow iada, że w tym w ypadku należy porzucić m yślenie o relacji lite ra tu ry do rze­ czyw istości/realności w kategoriach topologicznych i potraktow ać lite ra tu rę jako sferę w ydarzenia się czasu. F ra n cu sk i filozof m ów i w tym m iejscu o pew nego ro ­

12 J. D errid a N o apocalypse, no t now à toute vitesse, sept missives, sept missiles, s. 357.

(8)

54

dzaju p rze słan iu , czy naw et przesyłce czasu (Envoi) 14, a więc treści, która zaw iera się nie tyle w ustabilizow anej form ie, ile w zm iennej, m etam orficznej, w ydarzają­ cej się relacji m iędzy fan ta zm a ta m i fikcji i realności, m iędzy fabula i logos. Logika granicy to zatem logika czystego zdarzenia, będącego jednostkow ą odpow iedzią na to ta ln ą śm ierć w pisaną w stru k tu rę apokaliptycznego i absolutnego zdarzenia. W reszcie: apokalipsa w pisana w dyskurs lite ra tu ry to objaw ienie granicznej histo- ryczności pism a, rozpiętego m iędzy fan ta zm a te m absolutnej p am ięci archiw um a fan ta zm a te m arty k u lacji jednostkow ości. Czas granicznej przesyłki (pojm ow a­ nej jako „daw anie się” języka i tw orzenie m iejsca dla a rty k u lacji m etam orfozy świata) to czas literatu ry , a więc w sensie pow yższym o b j a w i e n i e b e z t r e ­ ś c i , o b j a w i e n i e t e g o , ż e n i e m a n i c d o o b j a w i e n i a , ż e l i t e r a ­ t u r a n i e m o ż e p r z e c h o w a ć o s t a t e c z n e g o z n a c z e n i a i ż e n i e z a w i e r a s i ę w n i e j ż a d n e f i n a l n e s ł o w o . Przeciw nie: jej siła polega na ekspozycji podw ójnej niem ożliw ości (zw ieńczenia w sensie i ro zp a d u w c h a­ osie), która jest zarazem w aru n k ie m jej m ożliw ości. Po pierw sze d em o n stru je osta­ teczny k res (m ów ienia, p isan ia, zdarzenia, człow ieka, p odm iotu, św iata, rzeczyw i­ stości), po drugie p roblem atyzuje sam kres n a rra c ji o k ońcu świata i „zam knięciu prze d staw ie n ia” rzeczyw istości15. Stanow i język pozw alający badać zasięg o ddzia­ ływ ania pojęć „k resu ” i „końca” : zakres ich znaczenia oraz, co najw ażniejsze, ich czas, a więc czas apokalipsy. Ów czas n ie m oże wydarzyć się w pełni, jeśli za jego obecność przy jm u jem y p u nktow ą tożsam ość chw ili i sensu. M owa tu raczej o cza­ sie p rzech o d ze n ia , tw orzącego p rz e strz e ń w ypow iedzi, ale także n iedającej się zniwelować żadnym „absolutnie zew nętrznym dyskursem ”16 tem poralnej niewspół- m ierności języka i egzystencji17. Powiada D errida:

Wow: K on iec i O b jaw ienie Im ien ia . T o j e s t A p ok alipsa. Im ię. T o j e s t : d ziw n a o b ec­ ność, teraz. J esteśm y w n iej. W p ew ien sp osób jesteśm y w tej o b ecn o ści od zaw sze i m

y-14 R o zw in ięcie tej k on cep cji m ożn a znaleźć: J. D errid a E nvois, w: tegoż L a Carte

postale. De Socrate à F reud et au-delà, F lam m arion , Paris 1980.

15 Zob. J. D errid a Teatr okrucieństw a i zam knięcie przed sta w ien ia , w: teg o ż Pismo

i różnica, przel. K. K ło siń sk i, W ydaw nictw o K R, W arszawa 2004.

16 In sp iru jąca, jako negatyw n y p u n k t o d n ie sie n ia , jest lektura eseju Borisa G roysa, który rozw aża logik ę archiw um i apokalipsy. W skazuje, że o sta teczn eg o referenta m ożn a p ojm ow ać jed ynie w porządku teo lo g iczn ej h ip ostazy, w ob ec którego każde d zia ła n ie i każde w yob rażen ie d estru k cji archiw um m oże zostać u sp raw ied liw ion e. Interpretując p ojęcie archiw um , autor pow iada, ca łk iem n ie słu sz n ie zresztą, że jest on o m etaforyczn ym u jęciem literatu ry pojm ow anej d o sło w n ie jako arbitralnie u sta n o w io n y zb iór tylko m aterialn ych d o k u m en tó w pew nej osob n iczej d zia ła ln o ści. G roys za p o m in a ca łk o w icie o tym , że w D errid ia ń sk a k on cep cja archiw um ma zn a czen ie w y łą czn ie jako p o jęcie, które także, ob ok in n y ch elem en tów , zaw iera w sobie w ym iar m aterialistyczny. Zob. B. G roys Jacques D errida, w: tegoż

W prowadzenie do an ty-filo zo fii, przeł. J. G ilew icz, O ficyna N au k ow a, W arszawa 2012.

17 N a ten tem at zob. w sp a n ia ły tekst: F. Jam eson The E n d o f Tem porality, w: tegoż The

(9)

ślim y ją, naw et jeśli jej nie znam y. L ecz nie jesteśm y w niej jeszcze, jeszcze n ie teraz, not

now . 18

Jeśli kon tek st n u k le a rn y dla rozw ażania kw estii zw iązanych z lite ra tu rą i apo­ k alipsą oraz ich relacjam i do rzeczyw istości wydawał się niecodzienny, to jeszcze b ardziej niezw ykła w ydaje się inna, późniejsza m edytacja D errid y w kontekście K a n ta 19. K om entując jego późną rozpraw ę, fra n cu sk i filozof pokazuje jeszcze inne ro zu m ien ie apokalipsy. W iąże się ono z trak to w a n iem jej jako d y skursu dla w ta­ jem niczonych, którzy o p latają pew ną „rzecz do u k ry cia”, jakiś „sekret”20 równie zagadkow ym językiem . P anow anie języka apokalipsy jest pieczętow aniem kresu filozofii jako działalności krytycznej: apokalipsa to fałszywa spekulacja, pozbawiona epistem ologicznego g ru n tu (Bedeutung), w ym ykająca się podstaw ow ym tra n sc e n ­ d en taln y m pojęciom . Byłaby więc ona przeciw ieństw em głosu ro zu m u - czystego, pew nego i donośnego. Je d n ak po tęp ien ie d y skursu apokaliptycznego potw ierdza jego isto tn ą obecność.

W yobraźnia apokaliptyczna jest nierozum na tylko z określonego (krytyczno- transcendentalnego) p u n k tu w idzenia, dlatego że jest oparta na obrazie (imago), a nie na pojęciu. Sprzeczność jest więc pozorna, albow iem filozofia aktualności, podobnie jak rzeczywisty obraz jest tym , co może pojawić się jako zdarzenie w olno­ ści („wydarzające się” poprzez pracę podm iotowej dezalienacji) i co w tej przyszło­ ści m oże zostać w yartykułow ane w języku oraz zakom unikow ane poprzez system uogólnionych (a nie wyłącznie pojęciowych czy obrazowych) sym bolicznych zn a­ czeń. Owa przyszłość, pow iada D errida, to czas samego nadchodzącego zdarzenia, ru c h polegający na inw encyjnym w p isan iu w język w ym iaru eschatologicznego. W ym iar tak rozum ianego zdarzenia mówi raczej o końcu niż o kresie w znaczeniu w yczerpania w szelkich możliwości, albo ujm ując rzecz ściślej: mówi o granicy, ogra­ niczeniu, o ekstrem um , stanie finalnym , term inalnym , ostatecznym tego, co może nadejść skądinąd, a więc w postaci, której żaden język nie jest w stanie stworzyć. Tą eschatologiczną tajem nicą języka jest „wydarzanie się” Innego. W tym m iejscu za­ czyna się apokaliptyczna literatu ra rzeczywistości, literatu ra „zdarzenia poprzedza­ jącego wszelkie zd arzenie”21, a więc pism o, które mówi „Przyjdź”. To:

18 J. D errid a N o apocalypse, no t now à toute vitesse, sept missives, sept missiles, s. 373.

19 Por. I. K ant O niedaw no pow stałym , w yniosłym tonie w filo zo fii, p rzeł. M . Ż elazny, w: I. K ant O odkryciu, p o którym w szelka now a krytyka czystego rozum u je st zbędna ze

względu na istnienie wcześniejszej i inne rozpraw y filo zo ficzn e, przek ład zbiorow y,

W ydaw nictw o N au k ow e U M K , Toruń 2009.

20 Zob. J. D errid a D onner la m ort, G a lilée, Paris 1999, s. 15-55, 163-209.

21 D errid a w y m ien ia dw a rodzaje końca. P ierw szy to „kres o sta te c z n y ”, ab solu tn y k on iec, śm ierć (le f i n du f in ) , d rugi to „kres k o ń ca ”, fin a ln y stan pew nej fabuły o „końcu w szy stk ich rzec zy ” (la f i n de la f in ) . D errid a pyta w ięc, co d zieje się poza granicą ap o k a lip sy jako dyskursu ob jaw ien ia i katastrofy, pyta rów nież, jaki in n y

(10)

56

ap ok alipsa b ez apokalipsy, apok alipsa b ez w izji, b ez prawdy, b ez ob jaw ienia, b ez p rze­ słan ia i treści, b ez nadaw cy i o sta teczn eg o adresu, b ez sądu o sta teczn eg o i o sta teczn eg o sądu, b ez żadnej esch a to lo g ii poza e sc h a to lo g ią opartą na „P rzyjdź”, to ap ok alipsa poza dobrem i z łe m .22

Eschatologia zdarzenia

W książce Laszlo K ra szn a h o rk ai’a w szystko zaczyna się od apokalipsy, ale rów ­ nież na niej kończy23. Eszter, ekscentryczny uczony, jedna z kluczow ych w pow ie­ ści postaci staje się figurą w cielającą tę apokalipsę:

P atrzył na b ezkresny, ostry, k larow ny krajobraz, za sk o c zo n y jego realn ością, zaskoczony, gd yż z w ie lk im trudem zob aczył, iż rzeczy w isty św iat - w raz z n iezm ierzo n y m b o g a c­ tw em n iep o k o ju - p rzynajm niej w jego przypadku m a swój kres, ch o ć n ig d zie się nie kończy, p od ob nie jak n ie ma ś r o d k a ...24

Świat w ykreow any przez w ęgierskiego prozaika jest zalu d n io n y przez „wyze­ row ane” jed n o stk i wyzbyte nadziei, stłam szone przez nieo d g ad n io n ą polityczną siłę, przez alienującą moc, która b u d u je m iędzy n im i n ieokreśloną więź, rozpiętą m iędzy poczuciem to ta ln e g o zniew olenia a d o zn a n ie m całkow itego n ih iliz m u . A pokaliptyczna stru k tu ra tej rzeczyw istości zasadza się na ro zb ro jen iu jego po d ­ stawowych param etrów . Świat jako Całość nie został co praw da naruszony, ale owa p ełnia jest fikcją rzeczyw istości „po k o ń cu ”, której nie m ożna opisać jak im k o l­ w iek d ostępnym lu d z k im językiem . Tytułow y sprzeciw nie m oże uzyskać arty k u ­ lacji i dlatego przem aw ia w autystycznych gestach postaci, skazanych na k lin icz­ ne n ie m al m ilczenie w ynikające z dep resji czy, posługując się pierw szą częścią ty tu łu pow ieści, estetycznie przedstaw ianej m elancholii.

W ynika z tego obraz św iata, k tó ry um yka praw u sym bolizacji. Językiem tego św iata rządzi bow iem po d d an a praw u m orderczej repetycji historiozoficzna opo­ wieść, o p arta na podstaw ie u traconej genealogii rzeczyw istych obecności i fak­ tycznych m iędzyludzkich relacji - słowa nie tylko głoszą czy opisują ro zp ad rze­

22 Tam że, s. 167.

23 Fabuła w M elancholii sprzeciw u jest m ocn o pretekstow a. D o n iezn a n eg o m iasteczk a w środkow ej E u rop ie przyjeżdża cyrk, którego g łów n ą atrakcją jest w y p ch a n y w ieloryb o n iesp otyk an ej w ielk o śc i. W cyrkowej tru pie m am y zagadkow e

in d y w id u u m zw ane K sięc ie m . S frustrow ani m ieszk ań cy, k tórzy n ie m ogą o d n aleźć sensu w o b ecn o śc i cyrkowej trupy, w ieloryb a i K sięcia, w prow adzają rzeczyw istość, w której żyją, w stan całkow itej an arch ii. Ś w iat ch y li się ku upad kow i, po m ieście krążą b an d y n iszc zą ce w szy stk o i w szy stk ich . W ła d ze z trudem przywracają porządek, ale za cen ę destru k cji d o tych czasow ego św iata. O braz i d zieje m iasta są za sa d n iczo d y sto p ijn e, zm ierzające ku za sa d n icz em u ch aosow i i paranoi oraz nieodw racalnej zagład zie.

24 L. K rasznahorkai M elancholia sprzeciw u, przeł. E. S ob olew sk a, W .A.B., W arszawa 2007, s. 240.

(11)

czywistości, ale sam e stanow ią jej ro zkładający się elem ent. Świat w ykreow any przez K ra szn a h o rk ai’a to świat po apokalipsie rozum ianej jako upad ek faktyczne­ go odniesienia, to św iat, w k tórym rządzi w yczekiw anie sp ełnienia negatyw nego, katastroficznego proroctw a. To rzeczywistość, w której postaci nie są w stanie wy­ dobyć się z obrazu śm iercionośnego k resu oraz syntetyzującej opowieści, m ów ią­ cej, że „wszystko się już w ydarzyło” . U w iedzeni tą enigm atyczną narracją, gubią się i niszczą naw zajem , nie mogąc odnaleźć do niej interp retacy jn eg o klucza. Tak oto historiozoficzny kres, pow tarzany i neuro ty czn ie dystansow any, staje się jedy­ ną m ożliw ą realnością.

Ta nieubłagalność końca i w szelkich jego odm ian, owo zd eterm inow anie k re ­ su jako fu n k cji ak tualizującej w szelkie form y m aterialn ej obecności, określa rów­ nież podstaw ow ą zasadę tej pow ieści, k tó rą określiłbym m ia n em eschatologii zd a­ rzenia. W Melancholii sprzeciwu czytam y o stanie św iadom ości i jednej z głównych postaci:

[...] żeb y do tego d ojść, m u sia ła za p ła cić sw oją cen ę, w szystk o p ostaw iła na jed ną kartę, ch oć w cale b y się nie sp rzeciw iała, by jej karierę przyrów nać do d rogi, jaką p okonuje kom eta, k ied y się b ow iem dobrze zastan ow iła, oszałam iającej szybk ości, z jaką osią g n ęła su k ces, n ie m ożn a było porów nać z n iczy m , potrzebow ała za led w ie cztern astu d n i, by całe m iasto „legło u jej stó p ”, a w ła śc iw ie jednej jedynej nocy, czy naw et tylko kilk u g o ­ d zin , w których rozstrzygn ęło się, „kto kim jest i g d zie zn ajduje się praw dziw a siła ”. K il­ ka g o d zin , rozm yślała E szterow a, tyle potrzebow ała, że b y tego d ecyd u jącego w ieczora czy, śc iśle, w cze sn eg o p o p o łu d n ia co ś jej p o d szep n ęło , że nie m ożna pow strzym ać n a d ­ ch od zących w ydarzeń, ale trzeba p o zw o lić, b y b i e g ł y s w o i m t o r e m [ ...] .25

W pow yższym cytacie u jaw niają się n ie m al w szystkie w ątk i apokaliptyczne określające u k ła d p rze strzen i, w jakiej w ystępują i d ziałają postaci oraz ich m ożli­ wości p o strzegania świata. Eszterow a, postać u tożsam iana z w ładzą, panow aniem i przem ocą, chcąc zaw ładnąć n a d in n y m i i św iatem , ostatecznie na podstaw ow ym poziom ie ponosi poznaw czą i h erm eneutyczną porażkę. A utonom ia, intencja i wola podm iotow ości są tu bow iem n ie isto tn e wobec opresyw nej fu n k cji samej rea ln o ­ ści, której nie m ożna przedstaw ić, lecz należy się jej podporządkow ać. Pasywność w pisana w ontologiczną stru k tu rę p ostaci prozy K ra szn a h o rk ai’a jest więc b ie rn o ­ ścią w ynikającą z egzystencjalnego determ in izm u : subiektyw ność istn ieje jedynie w tedy, gdy zostaje w yeksponow ana na d ziała n ie bezznaczeniow ego objaw ienia kresu, k tó ry m u ltip lik u je się w następujących po sobie kolejnych obrazach oraz figurach zagłady i p u stk i. Ów kres to kraniec dośw iadczanego przez p o d m io to ­ wość św iata, który odsłania chaos jako w łasną podstaw ę. Z darzenie ludzkie nie m oże zostać uspraw iedliw ione w antropologicznym po rząd k u , lecz zostaje przy­ w ołane w geście stw arzającym fan tazm at ostatecznej, nieodw ołalnej i kosm icznej katastrofy, k tórą z kolei k arm i się pism o literatury. In n y m i słowy, póki istnieje fikcja absolutnego zd arzen ia ucieleśnionego w w yobrażeniu końca św iata, póty

(12)

58

istn ieją lite ra tu ra , n arrac ja, konstelacja słownych obrazów26, póki p rze d postacia­ m i pojawia się horyzont apokaliptycznej katastrofy, p óty zjawia się w ich egzy­ stencji p rze strzeń realnego.

Z tej b iern o ści podm iotów i sta n u podległości logice apokalipsy w ynika n ie­ m al całkow ita beztreściow ość tej ostatniej. K onieczność k atastro fy w p o rzą d k u św iata zostaje u z u p e łn io n a przez objaw ienie praw dy rzeczyw istości, k tórej nie odpow iada ja kiekolw iek sym boliczne m e d iu m . Owa praw da apokalipsy, któ ra m iałab y stanow ić praw dę św iata, okazuje się całkow icie p u sta - jest m etam orfozą form y dziejów, w których nic nie m oże się n apraw dę wydarzyć. A pokalipsa jest więc tu sam ą stru k tu rą czasowości i objaw ienia, n iem ającą żadnej w artości k o m u ­ nikacyjnej: objawia się b ra k objaw ienia, fenom en bez treści, czysta czasowość poza opozycją przeszłości i przyszłości, a więc, jak zauw ażał D errid a, m o m en taln e, ale p u ste „teraz” apokalipsy, d estru u jąc e świat ludzkiej obecności. W pow ieści ta lo ­ gika pojaw ia się w n astęp u jący sposób:

[...] c o d z ie n n y p orząd ek stał pod zn ak iem zap ytania, rosnący w n iep oh am ow an ym te m ­ p ie ch aos n iszc zy ł u trw alone przyzw yczajen ia, p rzyszłość okazała się p ełn a podstępów , p rzeszło ść pogrążona w n iep a m ięc i, a fu n k cjo n o w a n ie co d z ie n n e g o życia tak n iep rzew i­ d yw aln e, że lu d z ie g o d z ili się na w szystk o, nic n ie b yło n iem o żliw e d o w yob rażen ia, n a­ w et to, że już n ig d y n ie otw orzą się żad n e drzw i, a p sze n ic a za czn ie rosnąć w p rzeciw ­ nym k ieru n k u, lu d zie rozp ozn aw ali sy m p to m y n ad ch od zącego rozkładu, ale n ie zn ali, ani nie u m ie li w yjaśn ić jego p rzyczyn, a w ięc n ie m o g li u czy n ić nic w ięcej n iż z całą siłą rzucić się na w szystk o, co jeszcze m ogli z d o b y ć . 27

Jeśli apokalipsa u ru ch a m ia horyzont czasowości n ie d o stę p n y człowiekowi, to co faktycznie zn a jd u je się „poza” człowiekiem ? W ęgierski prozaik, staw iając tę kw estię, pokazuje niezw ykłą dialektykę lite ra tu ry i h isto rii. L ite ra tu ra czy szerzej

26 A także w izu a ln y ch . Jeśli proza K raszn ahorkai’a w ym aga od czy teln ik a w ielk iej ak tyw ności w łą c z e n iu obrazów w zn aczące figury, to film y w spółp racu jącego z p isarzem reżysera B éli Tarra czy n ią to sam o w o d n ie sie n iu do w id za i jego w yobraźni w izu aln ej. S posób m ontażu , d łu g ie u jęcia, ascetyczn a kolorystyka i statyczn y oraz m ed y ta cy jn y charakter p oszc zeg ó ln y ch scen pow odują, że film p ow stały w 20 0 0 roku w op arciu o M elancholię sprzeciw u, czy li H arm onie

Werckmeistera, d zia ła z tą sam ą co w p o w ieśc i in te n sy w n ą i h ip n o ty czn ą siłą

a p o k a lip sy p rzed staw ion ego św iata.

27 Tam że, s. 9-10. L ękow a struktura p o d m io to w o śc i p olega na tym , że p o czu cie ap ok aliptyczn ej n ieu ch ro n n o ści i zagrożenia jest w aru n k iem istn ie n ia w ogóle. D la te g o d eterm in izm w p isa n y w strukturę „tego, co m u si n a d ejść”, cz y li zd arzen ia p rzy szło ści, a zarazem zd arzen ia In n ego, jest dla w ięk sz o ści p o w ieścio w y ch postaci n ie do z n ie sie n ia . S p rzeciw w ob ec tej k o n ieczn o śc i ok azu je się w ięc rów nie zd eterm in o w a n ą m elan ch olią: „E szterow a n ie o m y ln ie w yczu ła isto tę tego sp rzeciw u , a m ia n o w ic ie , że ch orob liw a n iezd o ln o ść do d zia ła n ia i tchórzliw a u leg ło ść m a sw oje korzen ie w n ieu za sa d n io n y m [...] cech u jącym tych, którzy w n ad ejściu n ow ego w id zą z ło w ieszcze ozn ak i p o w sz ech n eg o u p a d k u . ” (tam że, s. 53).

(13)

p isan ie i pism o są zw iązane ze swoim kresem . Jako się rzekło, istn ieje ona o tyle, o ile jej język diagnozuje, pozw ala kontem plow ać, analizow ać i interpretow ać jej ostateczny koniec. To apokaliptyczne przesu n ięcie czyni z niej figurę pew nej h i­ sto rii dyskursu. Czas lite ra tu ry jest więc czasem apokalipsy w tym sensie, że to w sam ym p iśm ie zostaje uw ew nętrzniona refleksja na te m at m ożliwego końca li­ teratury, k tóry nie jest syntezą, lecz fan ta zm a te m b ąd ź figuracją tego, co lite ra tu rę przekracza. L ite ra tu ra nie jest kw estią przeszłości, lecz spraw ą niedającego się przedstaw ić czasu objaw ienia jej w łasnego kresu, czyli im plozyjnego „teraz” n ie­ ludzkiej obecności.

W te n sposób dochodzim y do drugiego członu tej dialektyki, czyli h isto rii. H isto ria, taka, jaką w idzim y w Melancholii sprzeciwu, to, m ówiąc za K leistem , de­ stru k cy jn y „m łyn cz asu ”, k tó ry zgniata i p oddaje niszczącem u d zia ła n iu każde m ożliwe zdarzenie. C zas historyczny okazuje się tu czasem złej im m anencji, n a ­ tury, która niw eluje każdą językową figurację i każdą m ożliw ą artykulację lu d z ­ kiej podm iotow ości. W ym ykając się praw om antropologicznego p rzedstaw ienia, ludzkiej rep rezen tacji, h isto ria nie jest sensotw órczą n a rrac ją o staw aniu się su­ biektyw ności lub w spólnotą, lecz opow ieścią o to talnej d estru k c ji rzeczyw istości jako rep rezen tacji. R ealne nie daje się przedstaw ić w języku nie dlatego, że jest jakąś m istyczną sferą niewyrażalności, lecz dlatego, że jest h isto rią n ieludzką w zn a­ czeniu h isto rii n atu ra ln e j, do której człowiek ostatecznie nie m a dostępu. W po ­ w ieści czytamy:

[...] n ieb o n iczym b ezlito sn e lu stro zaw sze p okazujące to sam o, m o n o to n n ie od b ijało sączący się z d o łu n ie p o c ie sz o n y sm u tek z każdym d n iem coraz bardziej posęp n ej szaro­ ści, p ozb aw ion e liśc i kasztan ow ce - n im w iatr w yrw ał je z k orzen iam i - p o ch y la ły się na p rzeszyw ającym w ietrze, drogi o p u stoszały, u lice w ym arły, jak gd yb y na św ie cie n ie było już n ic w ięcej tylko „b ezd om ne koty, szczu ry i z ło d z ie je ”, a m artwa pu stk a n iz in y ro zcią ­ gającej się za m iastem kazała w ątp ić, że był w tym jakiś racjonalny zam iar [...].

[...] przyroda raz na zaw sze przestała fun k cjon ow ać, że n a d szed ł kres dotychczasow ego braterstw a N ieb a i Z ie m i i że od d z iś z a c z ę liśm y sa m o tn ie krążyć w p rzestrzen i p o m ię ­ d zy śm iecia m i rozpadających się praw, by w końcu „głu p io się zatrzym ać i n ic n ie rozu ­ m iejąc, trzęsąc się z zim n a , patrzeć, jak od d ala się od nas św ia tło ”.28

Logika apokaliptycznej k atastrofy jest tu ta j n ieubłagana. N ie tylko rzeczyw i­ stość w yznaczana przez lu d zk ie w ydarzenia zostaje p o d d an a praw u destru k cji, lecz rów nież „lu stro ”, jakim jest h isto ria n a tu ra ln a to jeden w ielki proces u p ad k u m a terii, której nie sposób już odzyskać dla ludzkiego dośw iadczenia. C ykliczny czas zatraty, właściwy h isto rii n atu ra ln e j jest k o n trap u n k to w a n y przez ostatnie (zawsze ostatnie!) słowo literatury, które w ybrzm iew ając, stanow i nie tylko u n ie ­ w ażnienie jednego w yrazu czy jednej frazy, lecz staje się alegorią apokaliptyczne­ go świata i apokaliptycznej literatu ry . Jest to świat podlegający dialektyce czasu objaw ienia bez treści, zderzającego się z h isto rią n a tu ra ln ą , która opiera się na

(14)

09

praw ie d estru k c ji i w ym azyw ania śladów obecności. D ete rm in iz m i bezwyjścio- wość, któ re określają rzeczyw istość w Melancholii sprzeciwu są całkow ite. S em an­ tyczną przewagę w pow ieści zdobywa ostatecznie pozaczasow y chaos tego, co - choć jest efektem działań człow ieka - staje się n ie lu d zk ie29. K róluje w niej także prze strzeń w ytw arzana przez pseudonim ow aną b e z u sta n n ie alegorię rozpadu, za­ n ik u i u p a d k u wszelkiej ludzkiej form y istn ien ia, wszelkiego obrazu i fan ta zm a­ tu , każdej figury istotności epistem ologicznej i antropologicznej. U „kresu k o ń ­ ca” tej opowieści pozostaje nie tyle ontologiczna resztka, ile alegoria b ez im ien n e­ go praw a alienującej h isto rii oraz im m an e n tn a obecność „tego, co n ie lu d z k ie ”.

A pokalipsa, jaką k arm i się powieść K ra szn a h o rk ai’a, w ynika więc z kolejnej d ialektyki, tym razem k o nfrontującej ze sobą dwa porządki: lu d z k i i naturalny. N ie zn ajdziem y w tej prozie żadnej figury wyjścia z k atastroficznej sytuacji. O b­ cujem y bow iem cały czas z ap okaliptyczną w izją dem o n stru jącą ciągłość n ie z ro ­ zu m iałych i bezsensow nym zdarzeń, k tóre sym ulują w iecznotrw ałą obecność. Owa ciągłość jest zasadniczo form ą panow ania tego, co n ielu d zk ie, w yrazem obcości wobec antropologicznego un iw ersu m czasowej nieciągłości i fragm entaryczności. W obec ta k ich n ie lu d zk ich zjaw isk każda form a, w jaką m oże w cielić się p o d m io ­ towość, pozostaje oznaką b ezrad n o ści i w konsekw encji zostaje p o d d an a praw u z n ik an ia i rozkładu, k tóre są in n y m i nazw am i alegorii katastrofy. P oruszający opis tej d ialektyki znajdziem y w zakończeniu tej powieści:

D z ie ło rozkładu w yzw olon e z kajdan, ch o ć nadal czek ało w u śp ie n iu aż z a istn ieją w a ­ runki d o w a lk i, przerw anej w ch w ilę po tym , jak w szy stk o się z a czę ło i by n a stą p ił n ie ­ w ątp liw y, jeśli c h o d zi o k o n iec, b e z lito sn y atak, w którym w ostateczn ej c isz y śm ierci rozłoży się na m a leń k ie cząstk i to w szystk o, co k ied y ś było żyw ą i n iep ow tarzaln ą c a ło ­ ścią [...].

W szystko nadal istn ia ło , ch oć n ie m a na św iecie k sięgow ego, który potrafiłb y to zliczy ć, ale b yle, jed yne w sw oim rodzaju im p e riu m z n ik ło na zaw sze, z n isz c z y ł je b ezk resn y pęd ch aosu pokryw ającego kryształy porządku, o b o jętn y i n ie m o ż liw y do zatrzym an ia ruch d zieją cy się m ięd zy rzeczam i. R o zb ił na w ęg iel, w odór, azot, siarkę, rozłożył d elik a tn y m ateriał na części, rozp łyn ął się i z n ik n ą ł, bo straw ił go niew yob rażaln ie d a lek i w yrok - tak sam o, jak tę książk ę trawi teraz, w tym m iejscu , o sta tn ie słow o.30

W irtualność i śmierć rzeczywistości

N owoczesność b ez u sta n n ie walczy tyleż o w łasną epistem ologiczną le gitym i­ zację, co stara się zapanow ać n a d w łasnym i w ytw oram i. P roblem em , który leży w c e n tru m p ara d y g m atu w irtu aln o ści, jest m ożliwość dyskursyw nego i artystycz­

29 Tam że, s. 126: „Śm ieci. Jak w zrok iem sięg n ą ć, w szy stk ie u lice i c h o d n ik i pokryw ał gruby, g ęsty pancerz śm ieci, a rozd ep tan y i sk a m ien ia ły na ostrym m rozie potok brudu w ił się, lśn ią c k o sm iczn y m b la sk iem w p ośw iacie zapadającego z m ie r z c h u ”.

(15)

nego u zasad n ien ia obecności i realności przedm iotów : rzeczy i obiektów. M o d er­ nizm rozum iany w swym w ym iarze oświeceniowym, rozpoczynający się w raz z K an­ tem , a kończący na H aberm asie, tra k tu je rzeczy bądź jako elem enty k o m u n ik a­ cyjnego łańcucha intersubiektyw nej kom un ik acji, bąd ź jako w aru n k i m ożliw ości pom yślenia rzeczyw istości samej w sobie. O ile w pierw szym p rzy p a d k u rzeczy stanow ią n e u tra ln e elem enty w procesie budow ania now oczesnej episteme, o tyle w d ru g im n eu traln o ść zostaje zastąp io n a fig u rą najgłębszej obecności. Rzecz nie jest wówczas zw yczajnym przed m io tem , który subiektyw ność podporządkow uje sobie w pracy poznaw czej, lecz sytuuje się poza podm iotow ością i dośw iadczeniem , w m iejscu genezy w szelkich m ożliw ych sensów i przedstaw ień. „Rzecz sam a w so­ b ie ”, n a d k tórej ta je m n ic ą filozoficzną z a sta n aw ia li się n ajw ięk si X X -w ieczni krytycy oświeceniowego ro zu m u z H eideggerem i L acanem na czele31, jest więc jednią, ujm ow aną jed n ak nie su b stan cjaln ie, lecz stru k tu ra ln ie . O znacza to, że stanow i ona u n iw ersaln ą i n iep o w tarzaln ą stru k tu rę wszelkiego m ożliwego zja­ w iania się rzeczy i p rzedm iotów oraz - co z tego w ynika - wszelkiej możliwej ich obecności.

Istn ieje jednak inna tradycja, k tórą należałoby wywodzić z ukrytego czy też w ypartego przez rozum kom u n ik acy jn y źródła antytran scen d en taln eg o . C ho d zi­ łoby zatem o ta k ie pom yślenie realizm u, które nie odnosiłoby się do jednej, u n i­ w ersalnej s tru k tu ry - jak w trad y cji filozofii krytycznej, bądź - jak w m onizm ie - do jednej substan cji, lecz pozw alałoby poprzez ru c h pojęć uchwycić zasadę w ielo­ ści em pirycznej. Z tej perspektyw y to nie jedność w ładz ro zu m u jest ce n traln a , ale poliw alentność zjawiającego się, em pirycznego, zmysłowego świata. Jak więc m ożna pom yśleć tak ą zasadę rzeczywistości?

O dpow iedzi należałoby szukać w pró b ach w ypracow ania pojęcia w irtualności u dw óch teo rety k ó w tego pojęcia: G illesa D e le u z e ’a oraz Je an a B a u d rilla rd a . U pierw szego w irtualność zajm uje kluczow ą pozycję w system ie opisującym z a ra­ zem „logikę sensu”, jak i „różnicę i p ow tórzenie” . W obydw u koncepcjach D eleu- ze zwraca uwagę na fakt, że w irtualność nie jest p otencjalnością, a więc pew nego ro d zaju dyspozycją rzeczyw istości, która dopiero m a zostać zrealizow ana w te o re­ tycznym lub p raktycznym d ziała n iu rozum nej subiektyw ności. Powiada, że roz­ p atry w an a z tej pozycji zasada rzeczyw istości, nie m oże już uw zględniać p o d ­ m iotow ości jako sam ośw iadom ej, dialektycznej bąd ź obdarzonej wolą jednostko- wości, lecz m u si ujm ow ać subiektyw ność jako fałd n a pow ierzchni dyskursów w ie­ lości32. P odm iot jest zatem jedną z w ielu fu n k cji („fałdów ”), jakie p rzyjm uje ru ­ chliw a sfera języka. Z arazem to w łaśnie d yskurs pojm ow any jako płaszczyzna m ożliw ych arty k u lacji stanów rzeczy jest określoną, uczasow ioną obiektyw nością

31 Zob. w tym kontekście: M . H eid eg g er K a n ta teza o byciu, przeł. M . Poręba, w: M . H eid eg g er Z n a k i drogi, przekład zbiorow y, Spacja, W arszaw a 1999, J. L acan D ing

an S ich , w: teg o ż L ’ethique de la psychanalyse. L e Sem inaire, livre V II, S e u il, Paris 1986.

32 Zob. G. D e le u z e L e Pli. L eib n iz et le B aroque, É d itio n s de M in u t, Paris 1988

(16)

62

świata. W ielość przedm iotów nie jest więc p rostym chaosem , lecz pew ną stru k tu ­ rą efektu obecności rzeczy oraz ich w łasności i praw ideł ich istnienia.

P y tan ie o to, czym jest w irtu aln o ść, to p y tan ie iście ontologiczne i w ta k im zakresie obejm uje ono zagadnienie sta n u przedm iotów , wobec których człowiek istnieje jako m aszyna w łasnych w cielających się w życie p rag n ie ń i ich m ożliw ych artykulacji. W Różnicy i powtórzeniu D eleuze m ów i o tym w prost:

To, co w irtu alne, nie przeciw staw ia się tem u, co rzeczyw iste, lecz jedynie tem u, co aktual­ ne. To, co w irtualne, posiada p ełną realność jako w irtualne. O tym , co w irtualne, należy p ow ied zieć d ok ładn ie to, co Proust m ów ił o stanach rezonansu: „R ealne, ale nie aktualne, id ea ln e, ale nie abstrakcyjne”; i sym b oliczn e, ale nie fikcyjne. W irtu aln ość n ależałoby na­ w et d efiniow ać jako n ieod łączn ą część p rzedm iotu rzeczyw istego - jakby p rzed m iot tkw ił jedną częścią w w irtu alności i był w niej zan u rzon y niczym w w ym iarze o b iek tyw n ym .33

Z powyższych rozstrzygnięć w ynikają trzy konsekw encje. Po pierw sze w irtu a l­ ność nie jest tożsam ością czasową, a więc ak tualnością, lecz określoną faktyczno- ścią, któ ra zasadza się na niew spółm ierności czasu istn ien ia przedm iotów . Po d ru ­ gie, w irtualność stanow i stan rzeczywistej obecności, k tó ry wszelako nie podlega m etafizyce obecności, a więc tran sc en d e n ta ln ej czy dialektycznej, opartej na p a ­ now aniu p o d m io tu n a d p rze d m io te m lub na zn iesien iu (w znaczeniu Aufhebung) tego p odziału. Po trzecie w irtu aln o ść jest rzeczyw istością w tym sensie, że jest tak ą właściw ością św iata obecnych przedm iotów , która tw orzy obiektyw ne relacje m iędzy faktycznością a m ożliw ością tej obecności.

S trategią w irtualności, czyli jej realizacją jest pow tórzenie. W perspektyw ie D eleu ze’a pow tórzenie jest m ocą tw orzenia w ięzi m iędzy elem e n ta m i rzeczyw i­ stości, których aktualność wiąże się z m ożliw ością różnicow ania przez język. Po­ w tórzenie pojaw ia się więc jako siła stw arzająca różnicę m iędzy w yartykułow any­ m i fu n k cja m i p rzedm iotów św iata, a różnica - jako siła spraw cza każdorazow o u ru ch am iająca pow tórzenie tych funkcji. In n y m i słowy, ta k jak w aru n k ie m zaist­ n ien ia różnicy jest pow tórzenie, ta k u p rze d n im w aru n k ie m działan ia pow tórze­ n ia jest zróżnicow anie w obrębie zm ysłowej rzeczyw istości. D latego też w irtu a l­ ności nie m ożna postrzegać jako sta n u niezróżnicow ania m a terii, lecz jako quasi- -dialektykę k o n k rety zacji p rz e d m io tu i jego d ezak tu alizacji, w ejścia na pow rót w stan niepodzielnej zm ysłowości. W jednym z b ardziej frapujących m iejsc swo­ jego dzieła D eleuze pow iada, że z pow odu tego w zajem nego uw arunkow ania p o ­ w tórzenia i różnicy, to sztuka i lite ra tu ra stają się realnością najwyższego rzędu. To w „p rzestrzen i lite ra c k ie j” bow iem m ożliwa jest artykulacja w irtualności jako relacji zachodzącej w świecie m iędzy rzeczam i34.

W irtualność m ożna więc pojm ow ać jako pew nego rod zaju realn y stan p rze d ­ m iotu, jego dyspozycję do konstruow ania relacji z innym i elem en tam i rzeczyw i­

33 G. D e le u z e R ó żn ica i pow tórzenie, p rzeł. B. B an asiak , K. M a tu szew sk i, W ydaw nictw o K R, W arszawa 1997, s. 294.

(17)

stości. Pow stająca w te n sposób realność nie jest czysto poten cjaln a, lecz relacyjna i h eterogeniczna, uw ikłana w ru c h od pow tórzenia (tego samego) do różnicy (tego, co inne) i z pow rotem . O statecznie w irtualność jest pew nego ro d za ju faktyczną ink o rp o racją różnicy i pow tórzenia, p ozoru i kopii, tożsam ości i inności oraz w cie­ len iem rozm aitych więzi, jakie pow stają m iędzy nim i.

Tę afirm acyjną w izję w irtualności, z której w ynika relacyjna i m aterialistycz- na koncepcja rzeczywistości, należy uzupełnić o wiele bardziej pesym istyczną w wy­ m owie in tu icję Jeana B aud rillard a. K oncepcje autora Zbrodni doskonałej opierają się na - z jednej strony - sem iotycznej in te rp re tac ji społeczeństwa dojrzałego i póź­ nego k ap italizm u , z drugiej - na zbudow aniu oryginalnej teo rii w irtu aln o ści jako te o rii sym ulakrycznych obiektów 35. W tej bogatej, rozpisanej na em fatyczne frag­ m enty, ale niezw ykle płodnej poznaw czo w izji filozoficznej dla naszych rozw ażań istotna będzie jedna kw estia, któ rą określiłbym m ia n em reto ry k i „śm ierci rzeczy­ w istości” .

O kreślenie to należy rozum ieć nie tyle m etaforycznie, ile stru k tu ra ln ie w p o ­ dw ójnym zakresie. Pierw szym od n iesien iem byłby tu sta tu s przedm iotów , dru g im - p o rządek re p rez en ta cji i znaku. D la B a u d rilla rd a p rze d m io ty nie tyle przestały istnieć, ile u trac iły swoją kon k retn o ść ontologiczną. Podlegając bow iem praw u ekonom icznej w ym iany, stały się jedynie elem en tam i odbijającym i sto su n k i spo­ łeczne, elem en tam i m ed ialn y m i, a n ie zapośredniczającym i pojedyncze egzysten­ cje w świecie. Ta nierealność m e d iu m n ie w ynika wszelako z za n ik u m aterialn o ści rzeczy, lecz przeciw nie: z jej n a d m ia ru , z - niezależnej od decyzji p odm iotów i w spólnot - niepow strzym anej p ro d u k cji m u tu jący ch się p rzedm iotów k o n su m p ­ cji. W ynikają z tego dalekosiężne konsekw encje dla sta tu su zn a k u i reprezentacji: zn ak i m nożą in n e znaki, któ re nie odsyłają do żadnego m iejsca w rzeczyw istym świecie. D zieje się ta k dlatego, że zanikła jakakolw iek, m ożliw a do w yznaczenia, a naw et w yobrażenia, przestrzeń referencji. Ta an ihilacja pola odniesienia jest rów­ noznaczna z p rzeprow adzaną przez B a u d rilla rd a diagnozą sta n u późnonowoczes- nej rzeczyw istości jako świata sym ulakrów, a więc obrazów cyrkulujących w p rze­ strzeni, w yznaczanych przez inne obrazy36.

Z wywodów B a u d rilla rd a w ynika stanow isko m ówiące, że n ie tyle nie istn ieją p rze d m io ty czy rzeczy, ile że są one obecne w n ad m iarze, którego - jako u czestn i­ cy k u ltu ry - nie jesteśm y w stanie skonsum ow ać. Co w ięcej, sym ulakryczny obrót szczątkow ym i rep rez en ta cja m i, niczym p ie n iąd z em podlegającym p erm a n en tn e j inflacji, n ie pozw ala dostrzec żadnej zm iany w świecie i zatrzym uje k ażdą różnicę w schem acie potencjalności. A zatem B a u d rilla rd , d okładnie odw rotnie niż

De-35 Por. J. B audrillard L es stratégies fa ta les, B ernerd G rasset, Paris 1983.

36 „N o w o cze sn y znak, który już n ie rozróżnia i n ie d ysk rym in u je (jed yn ie konkuruje z in n y m i zn a k a m i), u w aln ia się od w sz e lk ie g o przym u su i zob ow iązań , staje się p o w sz ech n ie dostęp n y, nadal jed nak sy m u lu je k o n ieczn o ść , udając, że jest p ow iązan y ze św ia tem ”. J. B audrillard W ym iana symboliczna i śmierć, przeł.

(18)

64

leuze, nie pokazuje rzeczyw istości, która ró żnicuje się w ru c h u pow tórzenia, lecz św iat obojętnych, n e u tra ln y c h obiektów , k tó re p o dlegają praw u d estru k c y jn e j, n ihilistycznej repetycji. W ynika stąd koncepcja rzeczyw istości rad y k a ln ie posthi- storycznej, mów iącej o świecie naszej w spółczesności, w którym zd arzenia m ają swoje m iejsce „po k o ń cu ” h isto rii jako n a rra c ji b u dującej znaczeniow ą spójność i doniosłość realnego dośw iadczenia. Tak ro zu m ian a rzeczyw istość jest niejako czarną d ziu rą sensu, p u stą sceną d ia lek ty k i37, w irem autonom icznych fan ta zm a­ tów, którego an i język, an i znak nie są w stanie dotknąć. W irtualność to stan indy- ferencji i za n ik u realności przedm iotów :

N ie r e a ln o śc i św iata jako sp ek tak lu p o tr a filiśm y staw ić jeszcze czo ło , w ob ec skrajnej re­ aln ości tego św iata i jego w irtualnej d o sk o n a ło śc i stajem y jed n ak b ezb ron n i. D e z a lie n a - cja, ja k ie k o lw iek p rzysw ojen ie tego, co w yob cow an e, stało się d z iś jed nak w isto c ie n ie- m o ż liw o śc ią .38

O d D ele u ze’a do B a u d rilla rd a - ta k m ogłaby w yglądać lin ia m yślenia o re a li­ zm ie jako dyskursie o relacji m iędzy p rzed staw ien iem a p rzedm iotem . O d Robbe- -G rilleta do H ouellebecqa - ta k m ogłaby wyglądać lin ia zm iany w obrębie lite ra ­ tury, zm agającej się z ty m i problem am i.

Literatura obiektualna

N ie będzie m n ie jed n ak interesow ać proza autora Cząstek elementarnych, lecz twórczość jednego z praw odaw ców „nowej pow ieści”, jako że w n im w łaśnie u p a ­ tryw ałbym genezy nowoczesnej red efin icji pojęcia rea lizm u przedm iotów . Rzecz jasna, sam kon tek st nouveau roman z jej teoretycznoliteracką program ow ością wy­ daje się dziś całkow icie n ie a k tu a ln y 39, fascynujące i pouczające jest jed n ak spoj­ rzenie na k o n k retn e rozw iązania form alne i in te le k tu aln e, któ re m ożna znaleźć u R obbe-G rilleta. N atra fia m y u niego bow iem nie tylko na zn ak i rew olucji, jakiej chciał dokonać w trad y c ji powieściowej teo rii rep rez en ta cji, lecz przede w szyst­ k im m ożem y zaobserwow ać gw ałtowną zm ianę w samej zasadzie rea lizm u jako opowieści o złożonej w ięzi, rodzącej się m iędzy po d m io tem a przed m io tam i. In ­ nym i słowy, R obbe-G rillet p ro p o n u je wizję i p rak ty k ę lite ra tu ry nie tyle obiek­ tywnej czy realistycznej, ile o b iektualnej. D okonuje tym sam ym radykalnego prze- form ułow ania sam ego pojęcia realizm u , o dtąd uw olnionego od m etafizyki (d u ­ alizm subiektyw ności i obiektyw ności) oraz zasady m im esis (logiki im itac ji i re­ prezentacji). Jak jed n ak rozum ieć w tym p rzy p a d k u kategorię obiektu?

37 J. B audrillard Sym u la kry i sym ulacja, przeł. S. K rólak, W yd aw n ictw o Sic!, W arszawa 2005, s. 191.

38 J. B audrillard Zbrodnia doskonała, przeł. S. K rólak, W ydaw nictw o Sic!, W arszawa 2008, s. 37-38.

39 W ystarczy spojrzeć na k an on iczn e o m ó w ien ia w y stą p ień , praktyk i poetyk: J. R icardou Problèmes du nouveau rom an, E d itio n s d u S eu l, Paris 1967.

(19)

O biekt nie jest po p ro stu rzeczą, która bezw ładnie istnieje w postaci em pirycz­ nej obiektyw ności, nie stanow i jed n ak rów nież p rze d m io tu , a więc rzeczy danej subiektyw ności w p ostaci p rzedstaw ienia i rep rez en ta cji (jako elem ent zapośred- niczenia p rezentującego się podm iotow i b ąd ź jako elem ent ustanaw iający po rzą­ dek uobecnienia). W przyjętej przeze m nie optyce, obiekt jest pew nym p olem n ie­ ciągłości epistem ologicznej40, a więc stanow i p rzestrzeń poznaw czych d ziałań po d ­ m iotu, k tóry uzyskuje określoną w iedzę o świecie za pom ocą języka (figur i obra­ zów), pojęć oraz dośw iadczenia (zmysłowości i m a terialności) konfrontow anego z rzeczam i. Te trzy elem enty k o n sty tu u ją obiekt jako pole, kolejno: literatu ry , fi­ lozofii oraz zm ysłowości.

U R obbe-G rilleta ową topologię ob iek tu najw yraźniej w idać w najsłynniejszej i bodaj najlepszej pow ieści w jego dorobku, czyli Żaluzji41. Jest to p rzede wszyst­ k im narrac ja o pano w an iu i u p a d k u w ładzy w zroku. Opowieść - fragm entarycz­ ną, ale n aznaczoną m a tem atyczną precyzją operatora film ow ego - prow adzi an o ­ nim ow y n arrato r, podglądający codzienne życie znanej sobie p ary 42. W łaściwiej byłoby jed n ak pow iedzieć, że opowieść jest całkow icie odpodm iotow iona, bow iem to w samej p rze strzen i języka zostaje ustanow iona epistem ologiczna staw ka tej prozy. Z aw iera się ona w p rostym z p ozoru p y tan iu , które brzm i: „Co w idać dzięki lite ra tu rz e ? ” . R obbe-G rillet zdaje się mówić, że w idać sam o w idzenie, sam akt p atrz en ia , k tó ry poprzez pow ieściow y dyskurs jest poddaw any an a to m icz n em u oglądowi: rzeczy istn ieją o tyle, o ile spoczywa na n ic h czyjeś, choćby b ezim ien n e spojrzenie. O no z kolei m a w artość w iw isekcji form obecności św iata, które zja­ w iają się p rze d oczam i nieznanego obserw atora i osadzają na pow ierzchni n a rra ­ cji. Logika „oka k am ery ” pozw ala fra n cu sk iem u pisarzow i utrzym ać w jednoczes- ności i n ap ięc iu obydwie te właściwości p atrz en ia , co sk u tk u je tym , że postrzega­ ne obiekty są zaw ieszone m iędzy stan em obecności i nieobecności, m iędzy m a r­ tw otą a organicznym ożywieniem . W idać to w opisach pozornie nieznaczących ele­ m entów p rze strzen i w zrokowej, któ re pod czujnym okiem n arra to ra , skryw ające­ go się w bezosobowej n arrac ji, stają się m o n stru a ln e. Te elem enty to m iejsca zała­ m a ń spojrzenia i oporu samej percypow anej m a terii obiektu. W pow ieści jednym z najw ażniejszych przykładów takiego o biektu jest plam a:

A . p a trzy p ro sto p rzed sie b ie p o n a d p o w ie r z c h n ię sto łu , w k ie r u n k u n a g ie g o m uru, g d z ie cza rn a p la m a z n a c z y m ie jsc e , w k tórym r o z g n ie c io n o sto n o g ę , w z e sz ły m

ty-40 O b iek t jest p o lem w iedzy, a n ie rep rezen tacji, czy em p iryczn ej ob ecn o śc i. N a ten tem at zob. n iep rzed a w n io n e u sta len ia M ic h e la Foucaulta: M. F o u c a u lt Archeologia

w ie d zy , przeł. i oprac. A. S iem ek , D e A g o stin i, W arszaw a 2002.

41 Trzeba p rzy p o m n ieć w tym m iejscu w ażn e h o m o n im ia ty tu łu p o w ieści. „La J a lo u sie” ozn acza b ow iem „zazd rość”, jak i „żaluzję o k ie n n ą ”. W p ow ieści m am y do c zy n ien ia z p o łą czen iem obydw u zn a czeń , czy li z zazd rosn ym p od gląd an iem św iata in n y ch lu d zi p rzez ok n o z a sło n ię te żaluzją.

42 B ezosobow a narracja pow od u je, że stan św ia d o m o śc i p od glądacza n ie jest do końca

(20)

99

g o d n iu , na p o czą tk u m ie sią c a , a m o że n a w et w u b ie g ły m m ie s ią c u , a m o ż e je szc ze d a w n ie j.43

W in n y m m iejscu m ożna n atra fić na d ziałanie niezw ykle istotnej logiki oddalenia i zbliżenia, ru c h u od uniw ersalności w idzenia do postrzegania szczegółu:

D o p iero z o d le g ło śc i n ieca łeg o m etra w k olejno po sob ie n a stęp u jących otw orach (k tó ­ rych rów n oległe pręgi są o d d z ie lo n e jedna od drugiej przez n ieco szersze d rew n ian e w ar­ stw y żalu zji) uk azu ją się p o szc zeg ó ln e e le m e n ty rozczłon k ow an ego obrazu [ ...] .44

Jak słusznie zauw ażył M ichel F oucault, „p rz ed m io t” u R obbe-G rilleta jest czy­ sto negatywny, jeśli p rzykładam y do niego m ia ry klasycznej m etafizyki. Ów p rze d ­ m iot, skryw ający się fałdach pow ierzchni prozatorskiego d y skursu n ie m a żad n e­ go zew nętrza, nie pozw ala czytelnikow i na stw orzenie jakiegokolw iek odniesie­ nia, w yznaczenia choćby m om entalnej transcendencji. P r z e d m i o t y w tym świe­ cie nie podlegają jej praw u i w konsekw encji w ym ykają się dialektyce w id zialn o ­ ści i niew idzialności. O statecznie bow iem są one w i d o c z n e , a więc u j a w n i a ­ j ą s i ę j e d y n i e w s f e r z e w y z n a c z a n e j p r z e z i c h m a t e r i a l n o ś ć i i m m a n e n c j ę . W idoczne są n ato m iast wszędzie:

P lam a w ystęp u je na śc ia n ie d om u , na k a m ien n y ch p łytach, na p ustym n ieb ie. Jest w k aż­ dym m iejscu doliny: od ogrodu po rzeczkę i w przeciw n ym kieru n k u. Jest także w g a b i­ n ecie, w sy p ia ln i, w pokoju jadalnym , w sa lo n ie, na d z ie d z iń c u , na d rodze oddalającej się ku głów nej s z o s i e . 45

D latego w prozie francuskiego autora nie m a m iejsca na żadną form ę liryzm u; m am y za to do czynienia z ascetyczną p raktyką nieustannej korekty w ładz postrze- żeniowych, które pró b u ją zaw ładnąć obiektam i. A jednak to w łaśnie centralna po ­ zycja obiektów pow oduje, że to one, a nie ludzki wzrok - owo władcze spojrzenie subiektyw ności - w ytwarzają aurę innej niż m etafizyczna, obecności. U padek wła­ dzy spojrzenia wiąże się rów nież z poznawczą i ontologiczną niew ystarczalnością ujęcia świata za pom ocą słowa, niedostatecznością pow odującą, że rzeczywistość m ożna postrzegać jedynie pod pew nym kątem i z pewnego p u n k tu w idzenia. Ten w alor percepcyjnego ograniczenia pow oduje, że rzeczywistość daje się ująć w dys­ kursie, który - przyw ołany wcześniej - F oucault określił m ianem poetyki aspek- tu 46. W takiej perspektyw ie przedm ioty tracą swoje k o ntury (a więc n iknie ich aspekt

43 A. R o b b e-G r illet Ż a lu zja , przeł. M . Z e n o w ic z, C zy teln ik , W arszawa 1975, s. 17.

44 Tam że, s. 35-36.

45 Tam że, s. 100-101.

46 Takim ok reślen ie m p osłu gu je się M ic h e l F o u c a u lt, d efin iu ją c strategię pisarską R ob b e-G rilleta w p ięk n ym tekście: M . F o u c a u lt Dystans, aspekt, źródło, przeł. T. K om en dan t, w: M . F o u c a u lt Pow iedziane, napisane. S zaleństw o i literatura, wyb. i oprac. T. K om en dan t, przekład zbiorow y, A leth eia , W arszawa 1999, s. 73.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

Na przełomie lat 20- tych i 30-tych XX wieku niezależnie Kołmogorow, Nagumo oraz de Finetti wpadli na pomysł nowych średnich będących daleko idącym uogólnieniem

porównujemy wartości funkcji w otrzymanych punktach oraz na tej podstawie ustalamy wartości najmniejszą i największą funkcji na

Kiedy państwo pozwala wykorzystywać swe instytucje do tego, aby można było wprowadzić w czyn wolę zniszczenia dziecka poczętego, wyrzeka się jednego ze

Celem niniejszej pracy jest przedstawienie formalnego opisu składni ob- szernego podzbioru języka polskiego, który byłby przydatny w zadaniach prze- twarzania języka naturalnego..

Perspektywa ta jest więc odmienna zarówno od schematu obecnego w wielu klasycznych utopiach, które – jak wspomnieliśmy – sytuują kryzys w przeszłości bądź teraźniejszo-

W części ostatniej, zatytułowanej Podsumowanie, przedstawia- my obecny stan badań nad twórczością Aldousa Huxleya, wskazu- jemy też na potrzebę nowych tłumaczeń na język

Uważam, że jeśli ktoś wykonuje zawód, który mieści się w definicji zawodu zaufania publicznego albo który związany jest z bardzo dużą odpowiedzialnością za zdrowie i