R O Z P R A W Y
z. C Z E S Ł A W L E Ś N I E W S K I
Dwa są zagadnienia, które się nasuw ają każdem u, kto pragnie zdać sobie spraw ę z twórczości pisarza historycznego: m etoda, jaką się posługiwał w swej pracy naukowej, i przedm iot, t. j. epoka, po stać, lub też ta czy inna stro na życia zbiorowego w minionych cza sach, ku którym skierow yw ała się uwaga danego historyka, co uwi dacznia się w treści jego prac, Z tych dwóch czynników, pierw szy ch arak tery zu je p isarza raczej od strony technicznej, naukow ej; daje obraz jego poglądów na istotę faktu historycznego, na możliwość, po
trzebę i granice poznawalności procesów dziejowych; drugi — jest jak gdyby w ykładnikiem m oralnych pierw iastków dziejopisa, p o ję tych w najogólniejszem tego słowa znaczeniu. Poza tą różnicą istn ie je jeszcze inna: o ile bowiem m etoda staje się najczęściej produktem czysto fachowego wyszkolenia, rzeczą do pewnego stopnia zasugero waną, zaszczepioną przyszłem u historykow i w czasie studjów — przez kierowników naukowych, to przedm iot, ku którem u zw raca się jego uw aga w okresie pracy sam odzielnej, jest czemś jego własnem , a pow stającem pod działaniem tak rozlicznych przyczyn, że niepo dobna ich najczęściej uchwycić i określić. D ziałać tu mogą takie okoliczności, jak, naprzykład, ogólna sytuacja polityczna środowiska, w śró d którego żyje historyk, takie lub inne zagadnienie, które się w y
suwa na czoło życia jego bliższego lub dalszego otoczenia, i wiele, wiele innych.
Powyżej zaznaczone różnice, oczywista, nie mogą sobie rościć preten sji do m atem atycznej dokładności, co wszakże nie odbiera im wszelkiego znaczenia. Stw ierdzenie i określenie ich na podstaw ie ge netycznego ujęcia każdego z obu wyodrębnionych składników p isa r skiej twórczości historycznej pozw ala lepiej zrozumieć pewne w łaści wości produkcji danego historyka; na tej podstaw ie wyznaczyć mu m iejsce w ogólnym dorobku naukowym; wreszcie uchwycić na kon kretnym przykładzie tendencje naukowe, panujące w okresie, w k tó rym żył autor, boć i twórczość historjograficzna całkowicie wolną nie jest od przemożnego w pływ u ducha czasu.
6 PO G L Ą D Y W Ł A D Y S Ł A W A SM O LE Ń S K IEG O X V MF.TODF. I ZA D A N IA H IS T O R JI I.
L ata szkolne i uniw ersyteckie (1861 — 1875) W ład ysław a Smo leńskiego p rzy p a d a ją na okres ostrego kryzysu w życiu narodu i to pod każdym względem : politycznym , m aterjalnym , m oralnym i n a u kowym. Pod względem naukowym kryzys ów p rzejaw ił się, jako w alk a o now ą m etodę b ad ań naukowych, o samo pojęcie istoty, celów i zadań nauki. W alkę tę spowodowało w targnięcie na grunt w a r szawski obok poglądów m aterjalistó w niemieckich, jak Vogta, Biich- n era i M oleschotta, haseł t. z w. pozytyw istów francuskich: Com te’a i T aine'a, teorji angielskiego ew olucjonisty -— Darw ina, wreszcie po m ysłów historjozoficznych Buckle'a. P odtrzym ało ją zaś i podsy cało upodobanie, jakie w owych hasłach znajdow ano po bliższem z niemi zapoznaniu się, a to tem bardziej, że w konsekw encjach p ra k tycznych odpow iadały one nowym potrzebom w skutek zmienionej sy tuacji ogólnej k raju po k atastrofie pow stania w r. 1863.
Nowe powagi, a właściwie ich doktryna zastąpić m iała idealizm filozoficzny K rem era, Libelta i Cieszkowskiego. M etodę intuicji w y p ierała zw iązana z nazwiskiem Bacona, w skrzeszona i rozwinięta, przez reakcję antihegeljańską m etoda eksperym entu i obserw acji; fantazję — m yślenie dyskursyw ne, kontrolow ane praw am i logiki; uczuciowy stosunek do przedm iotu — zimna postaw a naukow a; n a tchnienie — praca rozumowa. To, co dawniej uchodziło za p rzejaw ducha — teraz sprow adzać się starano do zjawisk, będących funkcją procesów fizycznych, przyrodniczych, podlegających naukowem u zważeniu, zmierzeniu, zbadaniu. W szelka powaga, w szelki a u to ry tet — ustąpić m usiały przed niedoW ierzającem okiem i uchem słu chacza czy badacza, spragnionego spraw dzić w szystko bądź przy pomocy własnego rozumu, bądź też doświadczenia i tow arzyszącej mu obserw acji. S tąd płynęło odrzucenie wszelkiego aprioryzm u i pierw iastków m etafizycznych: pierw szy zastąpiono m etodą a p o ste riori, drugie — realistycznem traktow aniem wszelkich przedm iotów naukowego badania. A naliza u ra s ta ła do jedynego niem al sposobu poznania zjaw isk tak porządku fizycznego, jak i m oralnego. Nie w y łączano wszakże syntezy: tę jednak upow ażniało tylko żmudne, d łu gie i drobiazgowe przygotow anie na drodze eksperym entalnej. W konsekw encji zjaw iły się, jako p o stu laty pracy naukow ej, jak n a j
dalej posunięta obcość jakim kolwiek zgóry powziętym ideom, bez stronność zatem i przedm iotowość z jednej strony, a z drugiej — su mienność, pojęciowa jasność i ścisłość w ykładu.
Powyżej zobrazow ana m etoda, zdaniem pozytyw istów, stosow a ną być m iała do wszelkich przedm iotów b adań naukowych, a w ięc
i do tych, które z n a tu ry sw ojej do tąd uchodziły za należące do t. zw. porządku moralnego, jak państw o i społeczeństw o. W ynikało to stąd, że same te zjaw iska traktow ano, jako p ro d u k ty przyrodnicze. Społeczeństw o czy państw o — to organizm, funkcjonujący na zasa dzie pewnych, stały ch i niezm iennych praw'. Z drugiej znów strony, społeczeństw o lub państw o jakieś konkretne, poszczególne — to ty l ko cząstka, ale organiczna, tego olbrzymiego organizmu, zwanego ludzkością, będącego zkolei cząstką — najw iększego organizmu, t, j. w szechśw iata. W szelki b y t podlega prawom, które w rozum ieniu pozytyw istów, mogą być w ykryte, a to przez zastosowanie· zalecanej przez nich m etody — i to staw iali oni, jako po stu lat każdej nauki. W szelkie środki, leżące poza obrębem w skazanych: rozum u, obser wacji, eksperym entu, analogji, w inny być z nauki usunięte; w szelka ingredjencja pierw iastków pozaracjonalnych, jak, naprzy kład, o p atrz ności, przeznaczenia, jeśli chodzi o dziedzinę bad ań historycznych — uchodzić winna za nienaukow ą i niegodną praw dziw ych uczonych.
T ak Buckie, jako zadanie h istorji, staw iał poszukiw anie p raw nie zmiennych, rządzących ludzkością; dla A. Com te'a celem historji by ło „zbadanie budowy i ruchu społeczeństw ludzkich"; w edług B our- deau — h isto rja jest „um iejętnością, b a d a ją c ą rozwój rozum u".
W szystkie powyżej wyłuszczone poglądy n a istotę i zadania nau ki przenikały do um ysłów ówczesnych pokoleń bądź za pośrednic twem tłom aczeń autorów obcych (np. główne dzieło B uckle‘a p rzeło żył W. Zawadzki w latach 1862 — 1869), bądź też prasy p erjodycz- nej, jak, naprzy k ład , „N iw a“, „P rzeg ląd tygodniow y" i in,, bądź wreszcie k a te d ry profesorskiej 1). C opraw da nauczyciele Szkoły G łów nej, a później, po jej zamknięciu w r, 1869, ńniw ersytetu w arszaw skiego, nie byli zwolennikami nowego kierunku filozoficznego; zazna jam iali wszakże z nim m łodzież przez krytyczny doń stosunek, P rz e d staw iając nowe teorje, jako coś zdrożnego, tem bardziej zaostrzali ciekawość swych słuchaczy, k tórzy na innej drodze szukali sposobów jej zaspokojenia. Zaczęto samym poszukiw ać odpowiedzi na b u d zą ce się pytania, czerpiąc je najczęściej z drugiej lub trzeciej ręki, gdyż, narazie przynajm niej, nie posiadano dostatecznego przygotow ania, by móc korzystać z ówczesnej w iedzy u samych 'jej źródeł. „Zr.a- liz ło się, pow iada P. Chmielowski, kilku, może kilkunastu, co, powodowani sumiennością, zajrzeli do źródła, skąd m ądrość płynęła, odczytali sobie, jeżeli nie samego Com te'a, to Littrégo i nabrali mniej więcej dokładnego pojęcia o m etodzie i całości nauki pozytyw -3 P O G L .\D Y W Ł A D Y S Ł A W A S M O LE Ń S K IEG O NA M E T O D Ę I ZA D A N IA H IS T O R J I 7
J) M, H a n d e l s m a n Zagadnienia teoretycz ne historji. Warszawa, 1-919, 26 — 39,
8 PO G L Ą D Y W Ł A D Y SŁ A W Ą S M O LE Ń SK IEG O NA M ETO D Ę I ZA D A N IA H IS T O R JI 4
n ej; ale znaczna większość, zarówno zwolenników, jak i przeciw ni ków, zadow alniała się naprędce gdzieś pochwytanem i frazesam i, mo d elując je w edług upodobania i według potrzeby“ 1).
Sam W ład y sław Sm oleński na podstaw ie w łasnych wspomnień, spisanych w drukującym się obecnie „Fragm encie P am iętnika“, tak ch arak tery zu je ówczesny pod tym względem nastrój.
„M łodzież, pow iada on, głosząca hasło: „W iedza to potęga“ , nie w iele posiadała nauki. „Pozytyw iści“ nie czytali dzieł A ugusta
Com te'a. Skwapliwiej zapoznaw ali się z teo rją Darwina, adm iro- w ali H äckla, M oleschotta, Vogta i Buchnera, sym patyzow ali z Re- nanem. Rom antycy z trad y cji i krwi, popisyw ali się doktrynam i m a te rjalistycznem i, o kraszając je deklam owaniem „K ordjana", „Te stam entu “ , „O dy do m łodości“ i „R eduty Ordona"... Pozytywizm ich zam ykał się głównie we w stręcie do klerykalizm u i szlachetczy- zny, w odrazie do bigoterji i przesądów stanowych, w pogardzie kłam stw sentym entalizm u. Głosiciele trzeźwego poglądu na życie zabrnęli w gm atw aninę doktryn, nie w yłączając brutalnych, ...M ło dzież, rozporządzająca zaledwie okrucham i wiedzy now ożytnej, zu chwale targnęła się na gmach starych pojęć, nieustraszenie rzucała się z żagwią „postępu “ n a ru d erę zacofania“ .
W ynikałoby z takiej ch arak terysty ki epoki, nakreślonej piórem dwóch w ybitniejszych jej świadków i współuczestników , że do um y słów m łodzieży warszaw skiej po r. 1863 — przedostaw ały się raczej już sform ułowane przez uczonych zachodnioeuropejskich wyniki ich badań, niż m etoda samych badań, I tak istotnie było — a zjaw isko to jest zupełnie natu raln e: w szak treść, jako w yw ołująca mniej lub więcej konkretne, gotowe obrazy umysłowe, zawsze łatw iej może być uchwyconą, niż środki i droga, które do pow stania jej doprow adziły: te bowiem w ym agają pewnego, czasami naw et znacznego wysiłku myślowego, wyszkolenia, znajom ości rzeczy, spokojnej rozwagi, a zrozum iane być mogą najlepiej przez tych, którzy z danym ro d za jem pracy praktycznie są obeznani,
Całego szeregu powyższych w arunków brakow ało u nas w za raniu nowego ruchu, A le konsolidacja jego następow ała, a połowę ósmego dziesiątka la t wieku ubiegłego m ożna uw ażać za m om ent jej
dokonania się.
J e s t to w łaśnie chwila, w której W łady sław Sm oleński ukończył w ydział praw ny na uniw ersytecie w arszaw skim i w ystąpił z pierw szym swym szkicem naukowym. Ten fakt znam ionuje dokonanie się
*) Р. С h m i e 1 o w Sik i Zarys najnowszej literatury polskiej (1864— 1897). Kra ków i Petersburg 1898, 64.
w nim jakiegoś zasadniczego przełom u: zryw a on z dotychczasowe- mi swemi upodobaniam i poetyckiem i — od r, 1869 do 1875 drukow ał szereg w ierszy; zbrojny w „naczelny dogm at tego pokolenia, że utrw alenie bytu narodowego zależy od spożytkow ania wiedzy no wożytnej w zw alczaniu mroków, zagrażających duszy polskiej śle potą...“ — są to jego w łasne słowa z „Fragm entu P am iętnika“ - — sta je u w arsztatu pracy u podstaw .
W e w stępie do rzeczonego szkicu, zatytułow anego: „Stan i sp ra wa Żydów polskich w X V III w ieku“ (1875), w takie słowa u jęte czy tam y pouczenie czytelnika o motywach, które pobudziły au to ra do skreślenia swej rozpraw ki: „O pracow any przez nas epizod z usiło w ań wieku X V III ściśle dotyczy stosunków dzisiejszych. P o d ję ta w tedy spraw a Żydów i obecnie żywy budzi interes; zrozum ianą zaś i załatw ioną być może tylko p rzy w spółudziale historji. U legła ona już w praw dzie pewnej m odyfikacji i korzystnem u uproszczeniu; n a j w ażniejsza jednak jej strona, — duchowe odrodzenie Żydów, — wciąż się domaga reform y i to na podstaw ie pom ysłów wieku XV III, który, rozbijając odrębność tego plemienia, zam ierzał je przeobrazić i wcielić w organizm narodu,
„Dla w yjaśnienia genezy spraw y, przed wskazaniem środków , m a jących na celu zasym ilowanie Żydów z narodem , — przedstaw iono n ajprzó d ich stan i wpływ na ekonomiczne położenie k raju , usposo bienie: dla nich rządu, ogółu i inteligencji“.
J a k widać — h istorji w tem ujęciu autor przeznaczał pew ną ro lę 1 praktyczną: gromadzić winna była ona m aterjał, argum enty, w ska zówki, środki postępow ania dla tych, k tórzy mieli rozw iązyw ać jedno z aktualnych zagadnień społecznych w dobie popowstaniow ej, H istorją staw ała się w ten sposób ancilla artis politicae, co zresztą odpow ia dało pozytyw istycznem u hasłu: savoir pour prévoir.
To radykalnie u ty litarn e stanowisko Smoleńskiego w stosunku do zadań historji zostało później zmodyfikowane.
W artykule, pisanym dla „E ncyklopedji W ychow aw czej" (V, 307 — 330), poruszył trz y zagadnienia: zadanie histo rji wogóle, z a d a nie historji polskiej i stosunek historji polskiej do powszechnej. O sta t nie pytanie rozw iązyw ał w duchu czystego pozytywizm u, pisząc, iż „historją narodu polskiego, jako cząstki ludzkości, stanow i gałąź dziejów pow szechnych“ (Pisma, III, 421). Co do pierw szych dwóch — stw ierdzał b rak w tym względzie ustalonych zapatryw ań, w yczu wa jednakże trzy zasadnicze stanowiska. W edług jednych, z a d a niem histo rji jest odkrycie praw, rządzących losami ludzkości; w e dług drugich, histo rją w inna odtw arzać przeszłość „człowieka zbio rowego pod względem umysłowym, m oralnym i m a te rjalnym “ ; trzecia 5 PO G LĄ D Y W Ł A D Y S Ł A W A SM O LE Ń SK IEG O N A M E T O D Ę I ZA D A N IA H IS T O R J I 9
1 0 PO G L Ą D Y WLA D YPL \W A SM O L E Ń S K IE G O NA М ЕТО П Е I Z A D A X Ia H IS T O R J I 6
-w reszcie grupa historykó-w -widzi -w historji m istrzynię życia bieżą cego (historia m agistra vitae), t. j. inform atora, którego zadaniem jest wskazywanie, pouczanie o tem, czego w ystrzegać się winno dla unik nięcia klęsk, a co naśladow ać w celu zapew nienia ludzkości szczę ścia (ib.). Odpowiednio do tych poglądów na zadanie historji wo góle — k sz ta łtu ją się zapatryw ania na zadanie h istorji polskiej. Pierw si „pragną w nauce dziejów polskich widzieć w spółdziałaczkę historji pow szechnej“ , staw iają h istorję polską narów ni z innemi n a ukami, których zadaniem jest wykrycie praw, rządzących zjaw iska mi; drudzy, nie w ierząc w istnienie takich praw, ż ą d a ją od historji polskiej tego samego, co i od powszechnej, t. j. opisu raczej, niż n a ukowego w yjaśnienia; trzeci wreszcie, z nauki dziejów polskich p ra gną czerpać przestrogi ku pożytkowi chwili bieżącej, w yzyskać ją, jako narzędzie polityczne.
Nie z a ją ł jeszcze podówczas Smoleński postaw y bojowej wobec ścierających się na tem polu poglądów, Pomimo jego zapewnienia, że nie będzie wchodził „w rozstrzygnięcie kw estji: które z trzech po wyższych zapatryw ań jest słuszne", — z dalszych jego wywodów aż nadto jasnem się staje, jakie jest jego w łasne stanowisko co do po-, staw ionych na początku zagadnień.
Przedew szystkiem mamy dokładnie i w yraźnie określony pogląd na przedm iot h istorji polskiej. Stanowi go, bez względu na ostatecz ne jej zadania, „odtw orzenie tego, co było“. W idzim y stąd, że ja śniej w um yśle Smoleńskiego skrystalizow ało się pojęcie metody, niż celu, chociaż i pod tym względem zarysow uje się wówczas przychyl niejsze stanowisko raczej na rzecz naukowych, niż praktycznych za dań historji. U jaw nia się to w badaniu odpowiedzi na pytanie: „ J a kie objaw y życia zbiorowego w ich nieustającej zmienności powinna objąć h isto rją ? " Zaznaczywszy, że powyżej postaw ione pytanie sta nowi również kw estję sporną, p rzedstaw ia trzy jego rozw iązania w e dług poprzedniego schem atu. Je d n i historycy posiłkują się „iemi zjawiskami, które n a d a ją się do w yśledzenia praw , rządzących losa mi człow ieka zbiorowego“ ; drudzy k o rzy stają „z tego m aterjału, k tó ry n ad aje się do odtw orzenia przeszłości narodu pod względem um y słowym, m oralnym i m a te rjalnym “ ; trzeci — dobierają „fakty, za dość czyniące tezie pożytku chwili bieżącej". U siłow ania pierw szych, zdaniem Smoleńskiego, „nie przekroczyły granic nieziszczo- nych asp iracyj"; p raca drugich — prow adzi do stw orzenia osobnej nauki, zwanej h isto rją cywilizacji; zaś „teorja, w edług której hi- sto rja m a służyć celom praktycznym , lubo stosow ana wielekroć w prakty ce dziejopisarskiej, uznaną została za nienaukow ą" (ib. 422),
a wyznawcy jej „nie są historykam i, lecz apostołam i doktryn i ad w okatam i stronnictw politycznych" (ib. 471).
Dobitniej jeszcze zarysow uje się ówczesne stanow isko Sm oleń skiego w spraw ie poglądu jego na historję, jako naukę, w n astęp ują- cem określeniu istoty nauki historycznej. Istotę ową ma stanowić: ,,1° wybór faktów, 2° um iejętne ich szeregowanie. Te tylko fakty m ają w artość naukową, któ re przeszłość ch arak tery zu ją, t. j. p rzy czyniają się do odtw orzenia losów p aństw a i narodu. Sens nauko wy n ad aje faktom szeregowanie ich w związek przyczyn i skutków, t. j. tak zwany pragm atyzm . H istorja posiłkuje się tylko faktam i znaczenia doniosłego i rozw aża je w związku z temi, które stanow ią ich przyczynę i skutek. Z m ate rja łu faktycznego tw orzy łańcuch, w którym każde ogniwo jest skutkiem poprzedzającego i zarazem przyczyną następnego. Zebranie wiadomości, choćby najobfitszych, lecz niepołączonych z sobą pragm atycznie, nie stanow i nauki histo rycznej i nie da należytego pojęcia o przeszłości państw a i naro d u “
(ib. 423).
W szystkie powyższe uwagi Smoleńskiego na tem at m etody i za dań historji u k azu ją go nam, jako zw olennika pozytyw istycznego punktu widzenia, choć tu i ówdzie z d ra d z a ją jeszcze stanowisko, k tó rem u brak bezwzględnej pewności. Tę znajdujem y jednak już w a r tykule obszerniejszym , drukow anym w r. ' 1886 w „A teneum " p. t. „Szkoły historyczne w Polsce".
Stw ierdza tu taj Smoleński najpierw , że h isto rja jest nauką. Istotą każdej praw dziw ej nauki jest konstatow anie, badanie i objaśnianie zjaw isk i w yprow adzanie z nich wniosków. P racę tę cechować powi nien czysty objektywizm i nic pozatem . Skoro histo rja jest nauką, to i badanie historyczne być powinno objektywne. O bjektyw izm ów w dziedzinie dziejopisarstw a określa Smoleński, jako „ignorowanie korzyści praktycznych, jakich nauka dostarczyć może przypadkow o". W ynika stąd, że korzyści praktyczne mogą być rezultatem nauki, ale nie są bynajm niej k o n i e c z n y m ich rezultatem (Pisma, III, 330). Zadania nauki, zwanej historja, są te same, jak każdej nauki; obowią zują ją w szystkie ogólne pojęcia o nauce.
Czy jednak historyk może się zdobyć na taki stopień objektywiz- mu naukowego, do jakiego jest zdolny, n aprzykład, botanik? Oczy w ista, niezupełnie. „W zawodzie historyka, — pow iada Smoleński, — k tó ry namiętnościom podlega, w yznaje zasady i żywi sym patje, objektywizm bezwzględny do osiągnięcia jest trud ny " (ib. 330), ale zaraz dodaje: „pożądany jest przecież w stopniu możliwie najw yż szym".
Cóż powinien uczynić historyk, chcący utrzym ać swoje badania 7 P O G L Ą D Y W Ł A D Y SŁ A W A SM O L E Ń S K IE G O NA M ETO D Ę I ZADANIA H IS T O R J I 1 1
1 2 PO G L Ą D Y W ŁA D Y SŁA W A SM O L E Ń S K IE G O NA M ETO D Ę I ZA D A N IA H IS T O R J I 8
n a poziomie praw dziw ie naukow ym ? A oto: „dla utrzym ania w zględ nego objektywizmu, czytam y u Smoleńskiego, w ypadałoby przede- w szystkiem zerw ać z Cyceronowską definicją historji i uznać, że n a uka dziejów, jak k ażda inna, nie m a innego zadania nad k onstatow a nie i badanie n a u try zjaw isk w celu odkrycia praw , rządzących ludz kością“, (Pisma, III, 330), że ,,nie należy do historyka wyciąganie z przeszłości nauk p raktycznych“ (ib. 329), że „historyk, poszukujący w przeszłości wskazówek pożytecznych dla chwili obecnej, nie stw a rza dziejów, lecz pam fiet polityczny“ (ib,, 330), że zadaniem histo ryka jest tylko „um iejętne przedstaw ienie logiki faktów “ (ib. 328).
Z astrzega się wszakże Smoleński, że do badania owej logiki fak tów historyk winien przystępow ać bez jakiegokolwiek a priori po wziętego tw ierdzenia co do j а к o ś с i praw , rządzących ludzkością. J e dyne zasadnicze, pozaeksperym entalne przekonanie, jakie może no woczesnemu historykowi przyśw iecać u początków jego pracy n a ukowej, jest to, że człowiek zbiorowy podlega praw idłow ości roz woju (ib., 326). Pozw ala mu na to stan wiedzy ogólnej, do jakiego ona doszła w ostatnich czasach. U w alnia ów postęp w iedzy history ka od badania zagadnienia: czy praw a ludzkością rządzą, pozostaw ia jąc jed n ak ciągle o tw artą kw estję n atu ry i jakości sam ych praw (ib., 326). Co do samego celu, to osiągnąć go historyk może i winien w dro dze możliwie objektywnego konstatow ania zdarzeń, „przez badanie zjawisk, dotyczących całego procesu ludzkości“ (ib., 328), wszystkie bowiem objaw y życia, społecznego i politycznego narodów podlegają pewnym zasadom.
M amy tu zatem czyste stanow isko pozytyw istów zachodnio-euro pejskich, z tą jednak różnicą, że, o ile taki, naprzykład, Buckie do szedł do jasno określonej treści owych zasadniczych praw , które ja koby rząd zą ludzkością, Sm oleński — tak dalece w swojej historjo- zofji się nie posunął: prześw iadczonym był, że istn ieją praw a, rz ą dzące procesem dziejowym, co zaś do ich treści, stał na stanowisku: ignoramus.
T ak zwężony pogląd na istotę i zadania historji, jako nauki, po zwolił mu tym razem sprecyzow ać odpowiedź na pytanie, dotyczące stosunku historji polskiej do powszechnej, k tó rą poprzednio sform u łow ał w sposób ogólnikowy. Skoro h isto rją nie m a innego zadania nad konstatow anie i badanie n a tu ry zjaw isk dziejowych w celu od krycia praw , rządzących ludzkością, to jasnem jest, że „dzieje samej Polski praw owych odsłonić nie mogą, że naukowego istotnie znacze nia n ab ierają dopiero w związku z histo rją pow szechną“ (III, 330). D zieje Polski w ten sposób u k azu ją się, jako szczegół, który dopie ro wówczas nabiera naukowej w artości, gdy zostaje um iejętnie,
PO G L Ą D Y W ŁA D Y SŁA W A SM O L E Ń S K IE G O N A METODIÇ I Z A D A N IA H IS T O R JI 1 3
7. zachowaniem bezinteresowności i ścisłości, zbadany i w łączony do
całości dziejów rodzaju ludzkiego. Dzieje państw a i narodu polskie go nie są niczem innem, jak tylko m onografją, zaw ierającą m aterjał do ogólnych badań historjozoficznych (ib.).
W rok po napisaniu szkicu o szkołach historycznych w Polsce, ukazał się w „Gazecie polskiej" (1887) szereg artykułów , stanow ią cych jedną całość, a poświęconych ocenie stanow iska W a le rja n a K a linki w historjografji polskiej. Stosując do twórczości Kalinki kry-
terja, ustalone powyżej, uznał w autorze „O statnich la t panow ania S tanisław a A ugusta" i „Sejm u czteroletniego" — talen t, um ysł roz ważny i jasny, zaliczył go jednak, choć do pierw szorzędnych, ale tylko publicystów. K alinka bowiem, zdaniem Smoleńskiego, „w docieka niach historycznych nie spuszczał z oka teraźniejszości", „do badań dziejowych w prow adził interesa chwili bieżącej", do objaśnień wy padków — udział opatrzności (ib., 375), nie uw zględnił należycie ani zasobów intelektualnych, ani m aterjaln ych narodu, „rozu m iejąc, że losy pań stw a spoczyw ają na kom plikacji . ogólnych stosunków politycznych, _na stanie m oralnym obyw ateli" (ib. 357) — jednem słowem K alinka „historykiem w edług w ym a gań nauki nie był" (ib. 376). W ykroczył K alinka i przeciw m etodzie, obowiązującej w historji, i przeciw pojm ow aniu zadań sa mej historji: „Nie ograniczył się na objektyw nem konstatow aniu fak tów i zgłębianiu ich przyczyn, lecz nam iętnie kłócił się z przeszłością i łachm anam i jej rzucał w oczy współczesnych. Poszukując w hi storji korzyści praktycznych, uw ażał ją za m ate rja ł do m orałów i przestróg" (ib. 377). Co gorsza, zdaniem Smoleńskiego, nie osią gnął naw et K alinka celu, jaki sobie postaw ił. Chciał podnieść du cha, zagoić ran y w spółczesnej mu chwili i lepszą przygotow ać p rzy szłość, a to przez w ykazanie błędów przeszłości, które do ruiny p a ń stw a polskiego doprowadziły. „Nic jednak nie zabliźnił, niewiele zbudował, albowiem nie zdołał pochwycić praw dy" (ib,). O sta tecznym wynikiem usiłow ań K alinki była nuda, któ rą sprow adzały tendencje m oralizatorskie autora, i dem oralizacja ducha — jako kon
sekw encje jego pesymizmu. Zauważyć tu ta j należy, że końcowy ustęp k rytyki Smoleńskiego posiada zabarwienie etyczno-społeczne, bardzo dyskretnie zaznaczone.
O dm ienny zupełnie sąd w ydał Sm oleński o Jarochow skim w szki cu jemu poświęconym, a w roku 1888 ogłoszonym w „Bibljotece w a r szaw skiej" (ib. 408 — 409).
W późniejszych szkicach: „Tadeusz Korzon" (1912), „Potrzeby historji polskiej" (1918), „P atrjo ty zm historjografji polskiej w cza sach porozbiorowych" (1920), „W arunki pracy naukow ej w b. K ró
1 4 PO G L Ą D Y W LADY.QŁ Ą W A SM O LEŃ SK I E G O NA M E T O D E I Z A D A M Y H IS T O R J I 1 0 lestwie Polskiem w okresie odw etu rosyjskiego za pow stanie stycz niowe“ (1923) — dotychczasowe stanowisko Smoleńskiego co do za dań historji, co do postulatów m etodycznych i stosunku historji pol skiej do powszechnej — zostało w zasadzie niezmienione, chociaż sform ułowane tym razem mniej radykalnie. Doświadczenie pouczy ło, że m etody, stosow ane w badaniach czysto przyrodniczych, p rze niesione do dziedziny dziejopisarstw a, nie dały na tem polu tych w y ników, jakich oczekiwano. Ja k iś zawód brzmi w n astępujących sło wach Smoleńskiego, napisanych w roku 1912: „K oncepcje Com te‘a i B uckle'a nie są praw dam i K opernika i N ew tona“ (Studja histo ryczne, 300), a już w prost pesymizmem tchnie uw aga następująca: „...nauka historji wogóle, a polskiej w szczególności, nie jest i nie będzie nigdy księgą zam kniętą“ (ib. 302),. Dlaczego? A oto d la tego, że środki twórczości dziejopisarskiej, jakiem i są źród ła i m e tody, ustaw icznym podlegają zmianom: jedne nieustannie się mnożą, drugie się udoskonalają. W konsekw encji tych zmian „dzieła, u zna ne w danej chwili za doskonałe, wobec nowych źródeł i m etod s ta rze ją się i same przechodzą do historji; m uszą zastąpić je inne, któ re zczasem staną się również zabytkam i przeszłości“ (ib,).
J e s t jeszcze w tych ostatnich w ypow iedzeniach się Smoleńskiego n a tem at m etod i zadań h istorji w stosunku do poprzednich jego w y nurzeń — nowa nuta, ton dodatkow y, k tóry zapew ne i dawniej drgał na dnie jego duszy, ale nie ujaw niał się w yraźnie, bo go przytłu m ia ła troska dziejopisa o naukę przedew szystkiem , po jętą z całym chłod nym rygorem wym agalników objektywizmu. W idział ją zagrożoną przez historyków takich, jak Smolka, Szujski, K alinka, Dobrzyński, i w ystąpił z ich krytyką.
I teraz powrócił do krytyki ich histcrjog rafji i historjozofji, wy pom inając im ponownie ich „teorję win w łasnych“, Ale, o ile po przednio na pierw szy plan w ysunął zarzut, że owi przedstaw iciele t. zw. szkoły krakow skiej w adliw ych użyli m etod do swych b a dań historycznych, które ich do błędnej, zdaniem Smoleńskiego, ie- orji i do fałszywego na przeszłość naszą poglądu doprowadziły, o tyle teraz, prócz powyższego, staw ia im nowe zarzuty, z ducha od poprzedniego odmienne.
„T eorja w łasnych win, — czytam y w drukowanej mowie, w ygło szonej w imieniu Tow. M iłośników H istorji w W arszaw ie, podczas uroczystości jubileuszowej Korzona d. 3 listopada r. 1912 — rzuciła ponury cień na przeszłość polską, zwłaszcza na okres rozbioi ów R zeczypospolitej. Stw orzyła ona z przeszłości naszej okaz patolo giczny, jakieś m onstrum , m ające w żyjącem pokoleniu budzić odrazę
do przodków “ (St. hist. 296 — 297). N a innem znów m iejscu, w szkicu z r. 1920 te u niego słowa czytam y:
„Rzeczeni politycy - historycy żywili niezawodnie gorące uczu cia polskie, l e c z ź l e s ł u ż y l i s p r a w i e n a r o d o w e j . Prze- dewszystkiem zapominali o tem, że konsekw encjam i teorji w łasnych win stw ierdzali pot,worne postulaty historjografji cudzoziem skiej, nie mieckiej i rosyjskiej, k tó ra rozdarcie R zeczypospolitej uspraw iedli w iała niem al w ten sam sposób, — niezdolnością narodu polskiego do egzystencji sam odzielnej. Pow tóre, politycy - historycy p o z b a w i a l i ż y j ą c e p o k o l e n i e p o l s k i e o p a r c i a w p r z e s z ł o ś c i ; z w ą t l a l i t ę n i ć t r a d y c j i , b e z k t ó r e j n i ε πί a s z w y c h o w a n i a w d u c h u n a r o d o w y m , n i e m a s z r d z e n i a i c i ą g ł o ś c i k u l t u r y s w o i s t e j . . . " (St, hist. 313 — 314).
W idzim y tu taj w yraźnie, jak obok celów czysto naukowych, for m ułuje Sm oleński zadania, chociaż naukowym — nie przeciwne, ale nie dające się postaw ić z niemi na jednej płaszczyźnie. W prow adził dy skretnie i subtelnie do swoich uwag pojęcia takie, jak „służba spraw ie narodow ej", jak „wychowawcze znaczenie historji, jako nauki o przeszłości", jak „rola tej przeszłości w kształtow aniu i p o d trzy m ywaniu ducha narodow ego i k u ltury". Przem ów iło tym razem przeświadczenie, że historją, pomimo iż u praw ianą być w inna przy pomocy możliwie najdoskonalszych m etod naukowych, zajm uje się takiego rod zaju zjaw iskam i, które, dostając się za jej pośrednictw em do świadomości czytelnika — w p ro w adzają tam nietylko objektywne, racjonalistyczne pojęcia o praw ach rozw oju procesu dziejowego, ale oddziaływ ują na jego pierw iastki em ocjonalne, k sz ta łtu ją jego ideo- logję, o k reślają jego postępow anie.
N ależy jednakow oż z całym naciskiem podkreślić, że takie jak- gdyby rozszerzone pojmowanie roli histo rji — nie zaprow adziło Smoleńskiego do zalecania historykom jakiejkolw iek zgóry powzię tej tendepcji. Tendencja, pow iada on w yraźnie i mocno (Stud, hist., 301, 1918) „szkodzi odtw orzeniu całości życia i nie osiąga praw dy". ■->·- Dalekim też pozostał od narzucania dziejopisom innych zadań, poza czysto naukowemi, które nie mogą mieć innego celu, jak tylko poszuki wanie praw dy dla samej praw dy (ib. 317, 1920). Niema tu jednak już mowy o poszukiwaniu praw rozw oju dziejowego — w tem zna- szeniu, w jakiem problem at ten staw iany był poprzednio w odnie sieniu do wszystkich nauk, a więc i'd o historji, Prawr takich w m nie maniu jego, ani on nie znalazł, ani żaden z dotychczasow ych histo ryków. P raw nie znalazł, ale p rzyszedł do prześw iadczenia, jeśli chodzi o dzieje polskie, że p raw da o przeszłości polskiej nietylko
1 6 PO G L Ą D Y W ŁA D Y SŁ A W A SM O L E Ń S K IE G O NA M ETO D Ę I Z A D A N IA H IS T O R JI 1 0
musi być pow iedziana przez historję, a to w imię godności tej gałęzi wiedzy ludzkiej, jako nauki, ale i może być powiedziana. P rz e d sta wienie jej nie odbierze żyjącym i przyszłym pokoleniom oparcia w przeszłości, nie zw ątli nici tradycji.
Do tego wniosku przyw iodła Smoleńskiego jego czterdziestopięcio letnia p raca na niwie ojczystej historji i... fakt odzyskania przez P o l skę niepodległości politycznej. Pow rót do bytu niezawisłego stać się mógł jedynie dzięki w ytrw aniu „duszy polskiej w okresie zagrożonego istnienia". Owo w ytrw anie cóż innego stw ierdza, jeśli nie „siłę n a ro du, będącą rezu ltatem zasobów, nagrom adzonych przez przedków ", a sam a k atastro fa z końca 18-go wieku świadczy o wielkości zasobów sił m oralnych, wytworzonych przez przeszłość dziejow ą (ib. 316), Oto jest p raw d a historji narodu polskiego, w ysnuta z jego dziejów i stw ier dzona najpotężniejszem doświadczeniem. Tem cenniejszą jest ona, jeśli chodzi o historjografję, że, p osiadając twórcze i krzepiące w a r tości m oralne, uw alnia dziej opisów od zadań, obcych praw dziw ej n a uce, którem i grzeszyły nasze szkoły historyczne; pozw ala im służyć czystem u celowi naukowem u i to środkam i jedynie naukowemi: bez stronnością, objektywizmem , poniechaniem dydaktyzm u.
Może się tu ta j nasunąć jedna uwaga, dla oceny Smoleńskiego, ja ko odkryw cy powyższej praw dy, nie bez znaczenia. M ożnaby rzec, że łatw o było Sm oleńskiem u w'paść na to odkrycie, jemu, k tó ry p a trz a ł na odrodzenie się samodzielności politycznej Polski, że był za tem w posiadaniu kryterjum , którem szkoła krakow ska nie rozpo rząd zała. Uwaga ta byłaby częściowo tylko słuszną. Nie ulega wątpliwości, że fakt w skrzeszenia państw a polskiego dopomógł Smo leńskiem u w dużym stopniu do sform ułow ania jego tezy. A le p rze cież już w uwagach swoich n a d h istorjo grafją Kalinki — atakow ał go nietylko za jego teo rję win w łasnych i nietylko z pobudek, w ypły w ających z sentym entu partjotycznego, lecz w ykazał niem al szczegó łowo, że do wniosków pesym istycznych przyw iodły K alinkę, prócz in nych okoliczności, błędy jego m etodyczne: zbyt pośpiesznie i zbyt pochopnie, bez należytego źródłowego zbadania — ferow ał K alinka swe wyroki ponure; zacieśnił swe zainteresow anie do losów państw a a upuścił z widoku siły m oralne i um ysłowe narodu i t. d. I Korzon pracow ał w atm osferze niewoli politycznej, a przecież doszedł do wniosku wręcz odmiennego od historyków krakowskich, a streszcza jącego się w n astępujących krótkich, a tak wymownych słowach:
„Z lochów niewoli, w których w szystkie strony n atu ry ludzkiej targano na torturach: adm inistracyjnej, sądowej i praw odaw czej; w których żadne praw o boże gwoli wynarodow ieniu uszanowanem nie było; w śród udręczeń ciała i duszy, jakich wreszcie Skarga
prze-1 3 PO G L Ą D Y W Ł A D Y S Ł A W A S M O L E Ń S K IE G O NA M ETO D Ę I Z A D A N IA H IS T O R J I 1 7
czuć nie zdołał, jakich nie zna hislg rja powszechna od epoki fara onów egipskich, zdobywców asyryjskich i n ajstraszniejszy ch ceza rów rzym skich — Polacy w XIX-ym wieku ukazyw ali się czynnymi na w szystkich polach wśród narodów żywych, w ołali i w ołają:
,,Jesteśm y !“ <
W arunki zatem polityczne, w śród których historyk opracow uje dzieje przeszłości — są ważnym czynnikiem dla wyników, do jakich w poglądach swoich dochodzi, ważnym , ale nie jedynym , bo stokroć w ażniejszym od nich —■ jest inny czynnik, którego historyk jako czło w iek nauki praw dziw ej, nie powinien tracić z przed oczu. Czynnikiem tym jest m etoda, a istotę jej stanow i badanie zjaw isk przeszłości sine ira ас studio. Ona jedynie prow adzi nas do istotnego celu n a szych poszukiw ań — do praw dy.
II.
By w yczerpać postawione w tytu le zagadnienie, należy p rzed staw ić poglądy Smoleńskiego n a jeden jeszcze problem at, dotyczący m etody i zadań historji, mianowicie na kw estję syntezy.
„N auka historji, pow iada on, zm ierzała i zm ierzać będzie do osią gnięcia syntezy, t. j. do ujęcia m yśli zasadniczej, przew odniczącej życiu zbiorowiska ludzkiego“ (St, hist., 303, 1918). P o trą c a ją c o po dobną próbę, zrobioną przez Lelew ela i jego uczniów, w odniesieniu do dziejów Polski, czyni uwagę, że „poszukiwanie w przeszłości pol skiej takiej formuły, k tóraby w y rażała zasadniczą linję procesu hi storycznego, nie sprzeciw ia się stanow isku um iejętnem u i nie p rze kracza granic możliwości; co więcej — stw ierdza nawet, że podobne poszukiw anie „powinno być jednem z głównych zadań konstrukcji naukow ej“ (ib.).
Słowa powyższe Smoleńskiego m ało jednak w y d ają się pociesza- jącemi dla kogoś, ktoby zam ierzał p o djąć się opracow ania jakiejś syntetycznej całości z zachowaniem w skazanych przez niego m eto dycznych postulatów . W szak w szystkie p a rtje chronologiczne m ają uznany i niezaprzeczony związek przyczynowy. Istnieje on pom ię dzy wszystkiemi pojedyńczem i ogniwami tego łańcucha zjaw isk, któ re utw orzyły życie przeszłości; a bez uw zględnienia w szystkich po szczególnych ogniw nie może pow stać organiczne pasmo całości (ib. 302), W ciągnięte więc w zakres b ad ań historycznych byćby w in ny obok stosunków dyplom atycznych, zatargów zbrojnych, kw estyj terytorjaln y ch — wszelkie zjaw iska n a tu ry w ew nętrznej: polityczne, a więc budow a rządu; społeczne, a więc stru k tu ra człowieka zbioro- wego; gospodarcze, a więc organizacja podstaw bytu m aterjalnego;
1 8 P O G L Ą D Y W Ł A D Y SŁ A W A S M O L E Ń S K IE G O Κ Λ M ETO D Ę I Z A D A N IA H IS T O R J I 1 4
m oralne, obejm ujące cały szereg zjaw isk wynikłych z faktu w spół życia, obdarzonych wolą i rozum em jednostek ludzkich. Dopiero wówczas, gdy w szystkie te części składow e opracow ane zostaną w szeregu monografij, może być p o d jęta ko nstrukcja całości. W y konanie takiego przedsięw zięcia rysow ało się w um yśle Sm oleńskie go w barw ach bardzo ponurych. „Na zbudowanie całości od pod staw , pisał, nie w ystarczą siły jednostki. Zwodnicze jest również dźwiganie jej siłami zbiorowemi w edług nakreślonego zgóry pianu architektonicznego“ (ib. 302). Dowód tego w idział w próbach kon
tynuow ania dzieła Naruszewicza, podjętych przez Tow arzystw o W arszaw skie Przyjaciół Nauk.
W reszcie, gdyby i to naw et było możliwe, całość tak a m usiałaby być co pewien czas przerobiona, a to z uwagi na zaznaczoną już po wyżej zmienność środków twórczości dziejopisarskiej : źródeł histo rycznych i m etod badawczych.
Chociaż powyższe poglądy na syntezę wypow iedział Smoleński w roku 1918, t. j. niemal że u kresu swej pisarskiej działalności, to jed n ak po pobieżnem tylko zapoznaniu się z treścią jego dorobku historjograficznego, widzi się, że m usiał on mieć te poglądy od sam e go zarania swej pracy naukowej. W śród pism jego oryginalnych, będących owocem sam odzielnych poszukiwań źródłowych, niem a ani jednego, któreby obejm owało jakiś większy odcinek czasu lub zajm o wało się zdarzeniam i, rózegranem i na większej, niż obszar R zeczy pospolitej polskiej, przestrzeni. Książce, któraby mogła uchodzić za dzieło syntetyczne, t. j. „P rzew rót um ysłowy w Polsce wieku X V III“ (1-sze wyd. 1891, drugie — 1923), sam autor odmówił tego ch arak teru. W przedm owie z r. 1891 uw aża ją za „szereg rozpraw “. Cho ciaż rozpraw y te na różnorodne tem aty w organiczną całość wiąże „wspólność motywu, stanowiącego rd zeń wysiłków intelektualnych w ieku X V III..,“ , to jednak za dzieło syntetyczne w znaczeniu, jak to Smoleński rzecz rozum iał, potraktow ane być nie mogą. W edług je go własnego w yznania, ogarnął on „jedynie przekształcenie pojęć fi lozoficznych“, pom inął zaś „dziedzinę teoryj i reform 'społecznych, któ ra również do h istorji przew rotu umysłowego w ejśćby powinna". Do syntezy b rak u je tu taj uwzględnienia pełni zagadnień,
Do ty tu łu pracy syntetycznej więcej już praw , niż „Przew rót um y słow y“ , m ogłaby mieć inna książka Smoleńskiego, mianowice ogło szone po raz pierw szy w łatach 1897 i 1898 dwutomowe „Dzieje n a rodu polskiego“. Syntetyczny ch arak ter tej książki nasuw a się z sa mego jej ty tu łu i z pobudek, z jakich napisaną została. O kreślił je sam autor, pow iadając, że w ydał ją „w celu przygotow ania publicz ności w ykształconej do czytania monografij historycznych i do
orjen-1 5 PO G L Ą D Y W Ł A D Y S Ł A W A SM O LE Ń S K IEG O NA M ETO D Ę I ZA D A N IA H IS T O R J I 1 9
towania się w powodzi najróżnorodniejszych sądów o przeszłości n a ro d u “. S ą więc „D zieje" podręcznikiem , zaw ierają przeto obraz n a szej przeszłości n a całej przestrzeni historycznego bytu naro du pol skiego. Do oryginalnego jednak dorobku naukowego w najściślejszem tego słowa znaczeniu „D zieje” nie należą: auto r posługiw ał się ma- terjałe m gotowym, a tam, gdzie tego m ate rja łu zabrakło, uciekał się do hipotez, przyczem , jak sam zaznacza, „z kilku hipotez, dotyczą cych zagadnień, przez naukę nie rozw iązanych pozytyw nie“ , wybie ra ł „n ajp ro stszą“ i podaw ał ją „za pew nik“ . D yskusje w kw estjach spornych pominął, niektóre tylko zaznaczył w przypiekach, „nie chcąc w prow adzać do tekstu zaw ikłań, psujących p orządek i p rze j rzystość w ykładu“ .
Chociaż z powyżej przytoczonych względów, sform ułow anych zresztą w ślad za uwagam i samego au tora — „D zieje“ nie stanow ią owocu samodzielnych poszukiw ań źródłowych, zalecają się jednak jako syntetyczna całość o naukowej w artości, a to ze w zględu na m etodę jej opracow ania. Co do faktów, jako m a te rja łu naracyjnego, użyte zostały tylko te, k tó re w św ietle ówczesnej w iedzy uchodziły za stw ierdzone przez naukę. Sam o postaw ienie faktów przeprow a dził Smoleński w sposób dogm atyczny, m ając jedno na uw adze, m ia nowicie odtw orzenie procesu dziejowego, a to l-o) przez tworzenie grup z faktów pokrewnych, 2-o) łączenie w ten sposób otrzym anych grup na podstaw ie w ykrytego przyczynowego zw iązku — w całości „w ram ach panow ania króla lub d y n a stji“ , przyczynow e pow iązania s ta ra ł się oprzeć na zjaw iskch, czerpanych z dziedziny stosunków wew nętrznych.
K ażda w ten sposób otrzym ana całość osnuta została około je d nego jakiegoś zasadniczego motywu, proces zaś dziejow y p rze d sta wiony — jako szereg n astępujących po sobie owych zasadniczych motywów: najpierw kształtow ania się p aństw a monarchicznego, dalej stopniowego upadku w ładzy m onarchicznej, w ytw arzania się rzeczy- pospolitej szlacheckiej, rządów „stanów “ , wreszcie prób reform ator skich i upadku państw a.
Takie zobrazowanie ewolucji naszego życia narodow ego — po raz pierw szy dokonane zostało w ram ach podręcznika dopiero przez Smo leńskiego. Stanowi ono w raz z niezaprzeczonym objektywizm em nie pospolitą zasługę autora.
W szystkie oryginalne p race Smoleńskiego, poza omówionym „ P rze wrotem um ysłowym “, są albo m onografjam i, albo też poprostu drob- nemi, czasami naw et bardzo drobnem i przyczynkam i historycznem u
2 0 PO G L Ą D Y W Ł A D Y S Ł A W A S M O L E Ń S K IE G O NA M ETO D Ę I Z A D A N IA H IS T O R J I 1 6
-Osobno oczyw ista sto ją szkice, poświęcone uwagom takiej lub innej produkcji historycznej.
P od tym względem twórczość pisarska Smoleńskiego całkowicie odpow iada jego teoretycznym przesłankom . Z p rzyjęty ch przezeń wy- m agalników co do m etody opracow yw ania dziejów, t, j. konieczności oparcia się, przy w yprow adzaniu wniosków, tylko o źró dła — z jed nej strony, a z drugiej — potrzeby uw zględnienia możliwie w szyst kich przejaw ów życia zbiorowości, przedm iotem tego opracow ania być m ających, wynika, jako proste, logiczne następstw o, narazie moż liwość daw ania jedynie ułam ków, okruchów.' Stw ierdzone niezm ier ne nagrom adzenie samych źródeł, niezw ykłe bogactwo zjaw isk ży ciowych — stw arzają w arunki niekorzystne, by z pod pióra pojedyń- czego człow ieka pow stać m ogła większa syntetyczna całość o w a r tości naukow ej.
Je śli w oryginalnym dorobku Smoleńskiego niem a dzieła o cha rak terze syntetycznym , w ro d zaju prac Mommsena, M eyera, Sorela i t. p., to jednak nie można powiedzieć, by dorobek ten pozbawiony był całkowicie pewnej t e n d e n c j i s y n t e t y c z n e j , w yraźnie zarysow anej i zrealizow anej, jak na w arunki, w jakich w ypadło mu pracow ać, z dużym stopniem skończoności. T endencję tę stanow i w y siłek d otarcia na drodze objektywnego badania, kierowanego jedy- nem hasłem : p raw da dla samej praw dy, chociażby jątrzyć m iała n a miętności i ściągnąć na głowę badacza zarzut „agitacji politycznej“
(przedmowa do II wyd, „P rzew ro tu “, z r. 1923) — do istotnego, rze czywistego obrazu życia naszego politycznego w najszerszem tego słow a znaczeniu w okresie ostatnich la t niepodległości R zeczypospo litej,
M yśl tę pow ziął Sm oleński bardzo wcześnie. J u ż we wspom nia nym powyżej w stępie do szkicu „S tan i spraw a Żydów polskich w X V III w ieku", pochodzącym z r. 1875, a zatem pierw szym z po święconych zagadnieniom historycznym., znajdujem y myśl ową jasno sform ułow aną. W arto ją na tem m iejscu przytoczyć, bo stanowi ona jakby program całej późniejszej pracy Smoleńskiego na polu h isto rjo - graf ji.
„Żadna epoka dziejów — czytam y tam — nie w y d ała z siebie tylu kontrastów i żadna nie kipiała tak nam iętnie w alką sprzecznych żywiołów, jak wiek XV III. S ta rły się bowiem z sobą, w drugiej poło wie jego, dwa św iaty pojęć: n a zbutw iałe podw aliny starego porządku, na widmo zw ietrzałych przekonań i m yśli zużyte — n a ta rł p rą d nowy, zbrojny powagą praw dy, brzem ienny zasobem zasad, regulujących ca ły obszar stosunków na podstaw ie „praw a natu ry ".
1 7 PO G L Ą D V W ŁA D Y S Ł A W A SM O L E Ń S K IE G O ΝΛ M E T O D Ę I ZA D A N IA H IS T O R J I 2 1
jednocześnie pulsow ał i u nas. P odkopując i w aląc starą, a wznosząc budow ę nową, poruszył on w szystkie kw estje, w iążące się z bytem i rozw ojem społeczeństw, i z tego powodu zaw sze budzić będzie za jęcie m yślących jednostek, jak obudzą je dzisiaj, — w epoce owemu wiekowi tak bliskiej i dążnościam i pokrew nej.
„Niedokończona praca stulecia X V III, czasowej uległszy reakcji, postępuje znowu. Nie tak szparko, jak podczas pierwszego rozkw itu, do w ytkniętego podąża kresu, lecz zm ierza przecież doń ciągle.
„A by nie zboczyć z toru tego wielkiego procesu, którego po czątek — połowy osiem nastego stulecia, a koniec różowej sięga przy szłości, — winniśm y mieć ciągle zwrócone oko w przeszłość. A rchi tek tu ra bowiem budowy, pom yślanej przed wiekiem, pozostać musi nietknięta; -— naszą zaś rzeczą jest bezustannie w ytw arzać nowy m ate rja ł, przerabiać stary, grom adzić go i składać n a gotowych pod w alinach, rzuconych przez przodków “ .
P rzeb ija z tych słów dw udziestoczteroletniego podówczas począt kującego historyka postrzeżenie analogji co do ducha czasu pom iędzy okresem Stanisław owskim a jem u współczesnym . D ostrzegał w obu tych epokach podobny „przew rót um ysłow y“ ‘) , przyczem w ruchu ideowym, jaki się rozw inął około zadań i prac sejm u czteroletniego, w hasłach, rzuconych przez p isarzy politycznych ówczesnych i w poczynaniach' takich mężów, jak, np, Kościuszko — wi dział zapew ne już w tenczas te zadatki ideowe i m oralne, k tó re, jak to później dobitnie stw ierdził, urato w ały naród, choć ocalić b ytu państw owego już nie zdołały. Poniew aż żył Sm oleński w okresie n a j większego ucisku, prześladow ań i w ysiłków zaborcy już nie zniw ecze nia państw owości polskiej, bo tej oddaw na nie było, ale samego ducha narodow ego i ponieważ ówczesna t. zw. szkoła krakow ska (J. Szujski, W. K alinka i in .), zastosowawszy do swych badań historycznych m e t o d y n i e w ł a ś c i w e , przeciw ne nakazom podówczas przenikającego do nas pozytywizm u, w wyniku swych badań nad okresem upadku R zplitej dochodziła do takiego poglądu na przeszłość, k tóry ran ił uczu cie wychowanego w tradycjach niepodległościow ych m łodego Sm oleń skiego, — skierow ał on sw oją uwagę ku epoce, rzekomo tak zgubnej dla przyszłości. Zainteresow anie raz zwrócone w stronę tych tragicz nych czasów do końca życia Smoleńskiego pozostało niezmiennem. C ała jego produkcja historjograficzna rozw inęła się około m om entu ostatnich dni Rzeczypospolitej, począw szy od szkicu o Żydach pol skich (1875), poprzez stu d ja o szlachcie, „Kuźnicę K o łłątajow sk ą“, „Szkoły historyczne w Polsce“ , studjum o K alince, „O statni rok
mu wielkiego“, ,,K onfederację Targow icką“, szkic o Dekercie, „P isa rzy anonimowych", „M ieszczaństw o w arszaw skie" — aż do o stat niego tomu pism historycznych, w ydanych p. t. „ S tu d ja historyczne“ w r. 1925.
Oto jest owa ten d en cja syntetyczna. Złożyło się na nią nietylko pokrew ieństwo tem atów pod względem chronologicznym, ale i zam- nięcie uwagi historyka około jednolitego zagadnienia, a obok tego : ów zasadniczy motyw, zrazu odczuty, w następstw ie uspraw iedli wiony, streszczający się zaś w tw ierdzeniu, że okres przeszłości, któ ry dotąd poczytyw ano za dowód naszej niezdolności do życia samo istnego, m ieścił w sobie zaródź tych wartości, które nam w okresie niewoli politycznej ducha narodow ego uratow ać pozwoliły.
2 2 P O G L Ą D Y W Ł A D Y S Ł A W A SM O L E Ń S K IE G O XA .METODĘ I Z A D A N L l H IS T O R J I 18'.
2. PROF. E D MU N D B U R S C H E
l BZinDur NAZWY: „ Ш Ш Н С Г
N ajdaw niejszą nazwą, któ rą posługiwali się w Polsce zwolennicy reform acji, było m iano „chrześcijan", Świadczą o tem wymownie · liczne druki, ogłaszane przez obóz reform acyjny dla w łasnego użytku oraz celem krzew ienia zasad swoich. Skoro zaś nazwę tę spotykam y również w współczesnych dokum entach urzędow ych i to w łaśnie dla określenia zwolenników reform acji, z d aje się wynikać z tego, że m ia no „chrześcijan" poniekąd urzędow y nabrało charakter. Nie p rze czy tem u fakt, że znów przeciw nicy reform acji od samego jej zarania w Polsce posługiwali się w stosunku do jej zwolenników najrozlicz- niejszem i nazwam i innemi. Albowiem faktem jest, że w przyw ilejach Zygm unta A ugusta, z ostatnich jeszcze lat jego panowania, posługi wano się w stosunku do zwolenników reform acji tem w łaśnie mianem ogólnikowem „chrześcijan“ . Czytam y więc w przyw ileju z dnia 2 m a ja 1572 roku, udzielonem u Zborowi K rakow skiem u na kupno t. zw. Brogu: „subditi N ostri Confessionis C hristianae, per eosdem p rae fa tos infrascriptos Consiliarios Nostros, summa cum instantia suppli carunt Nobis, u t illorum qui eius Confessionis essent et Com m unitatis in Civitate N ostra Cracoviensi A edes, m anu conjuncta emere pecunia ipsorum, ac in iis caetus habere, docere, caeteraque eorum Religionis exercitia tuta, ac scholastica studia libere obire liceret“.1)
1) Prawa y wolności D yssydenłom w nabożeństwie chrześcijańskim w K o r o nie Polskiey y w W. X. Litewskim służące, w W arszawie 1791. Nakładem i Dru