• Nie Znaleziono Wyników

Mickiewicz w aluzji literackiej Norwida

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mickiewicz w aluzji literackiej Norwida"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Konrad Górski

Mickiewicz w aluzji literackiej

Norwida

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 25-40

(2)

M ICKIEW ICZ W A L U Z JI LIT E R A C K IE J NORW IDA

K siążka, w k tó re j by ktoś p rzed staw ił w yczerpująco stosun ek N or­ w ida do M ickiewicza, czeka jeszcze n a swego au tora. Dlaczego tylko sto­ sun ek N orw ida do starszego p o e ty k a nie w zajem ny do siebie ich obu, to dość zrozum iałe. P o m ijając o stre starcia m iędzy nim i w okresie legionu włoskiego, gdy M ickiewicz p o tra fił w gw ałtow ny sposób w y łajać N or­ w ida, trz e b a stw ierdzić, że ze św iadectw samego N orw ida w y n ik a w nio­ sek o życzliw ych uczuciach, jak im i tw ó rca D ziadów obdarzał tw órcę

Zw olona. N a p y ta n ie jednak, co mogło daw ać M ickiewiczowi obcowanie

z pism am i N orw ida, znajdziem y odpowiedź w form ie jedynej w zm ianki o m łodszym poecie w k orespondencji starszego. W liście do Zofii Szy­ m anow skiej z dnia 25 p aździernika 1855 odczytujem y n astęp u jące słowa o R yszardzie B erw ińskim :

N ie wiem , czyście znały Berwińskiego poetę. Odwiedzał m ię w Paryżu tego roku. Ceniłem jego pisma, tylko że w padał w chorobę podobną Nor- w idow ej i staw ał się n u d n ym 1.

Nie będziem y oceniać pow yższych słów ze stanow iska tego, co m y dziś o N orw idzie m yślim y; p o tra k tu jm y je jako w yjaśnien ie, dlaczego ktoś, kto by zam ierzał pisać o stosunku M ickiewicza do N orw ida, zn a­ lazłb y niew iele m a te ria łu do swego tem atu . N atom iast u N orw ida roi się od w ypow iedzi o osobie i twórczości „N estora lite ra tu ry n aszej” , jak się w y raził o M ickiewiczu sam N orw id w liście do W ładysław a B en tko w ­ skiego z 20 g ru d n ia 1850. W ypow iedzi te, jedne z w ym ienieniem nazw i­ ska, in n e bez, zn ajd u jem y i w u tw orach poetyckich, i w prozie k ry ty c z ­ n ej, i w reszcie w korespondencji. T utaj najw ięcej! W niniejszym szkicu sk up im y jed n ak uw agę przede w szystkim n a tek stach literack ich, tr a k ­ tu ją c sądy w ypow iedziane w listach jako pom ocniczy m a te ria ł in fo r­ m acy jn y.

1 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wydanie Narodowe. T. 16. W arszawa 1955,

(3)

26 K O N R A D G Ó R S K I

O braz, ja k i się w y łan ia z zestaw ienia w ypow iedzi N orw ida o M ickie­ wiczu, nie je st jed n o lity : zm ienia się zależnie od ew olucji duchow ej m łodszego poety, a w y k azu je zarazem pew ne te n d e n c je stałe w w a rto ­ ściow aniu poszczególnych u tw o rów starszego tow arzysza po piórze. Ale m im o takich czy in n ych flu k tu a c ji w ocenie M ickiewicza, m im o zastrze­ żeń jaw n y ch i sprzeciw ów podan y ch w nie zawsze przezroczystej a lu ­ zy jn ej obsłonce, postać „N esto ra lite r a tu r y n a sze j” k sz ta łtu je się jako m o n u m e n ta ln y posąg, p rze d k tó ry m N orw id „m u si u k lę k n ą ć ” . To o s ta t­ nie słowo biorę w p ro st z odczytów o Ju liu szu Słow ackim , gdzie czy­ tam y:

Poeta potrzebuje tylko zw ycięstw a prawdy! Ja nie kłaniam się nikomu, tylko źródeł źródłu, i stąd to uszanowanie m oje dla M ickiewicza, Kossutha, chociaż z ludzi tych O’Connell sam tylko może ma m oje rzeczyw iste sym ­ patie. — Z karafki napić się można uścisnąw szy ją za szyjkę i pochyliw szy ku ustom, ale kto ze źródła pije, m usi uklęknąć i pochylić czoło. [PZ, F,

217—218]2

Słow a te n a b ie ra ją szczególnej w agi, jeśli zostały um ieszczone w k o n ­ tekście, k tó ry b y ł p o m y ślan y jako a k t opozycji wobec M ickiewicza. W y­ znał to sam N orw id w liście do B ohdana Zaleskiego, pisanym pod koniec życia (5 g ru d n ia 1882), gdzie bardzo k ry ty c z n ie ocenił w y k ład y M ickie­ wicza o lite ra tu rz e słow iańskiej, pisząc tak:

W całych kursach M ickiewicza jest tylko l’h istoire du génie de M onsieur

M ickiew icz, m ais l’histoire de la litté ra tu re polonaise n’y ex iste presque point. [...] Dopiero kiedy widząc, iż prawie słów ka nie m a o Juliuszu S.

w kursach literatury, podniosłem ja tego poetę (i za mną poszli inni) — bo mi w styd było takiego personalizm u, lubo personalizm u geniuszu. [WP 9, 455—456]

Jak oż cała rzecz o Słow ackim je st nie tylk o podnoszeniem w arto ści dzieł Ju liusza, ale i częstym w yw yższaniem go n ad A dam a. Mimo to a u to r k ry ty c z n y ch rozw ażań u zn ał za stosow ne „u klęk nąć i pochylić czoło” .

I a b y zrozum ieć niesły ch an ą rozpiętość sądów N orw ida zarów no o oso­

2 W niniejszej rozprawie używ am y następujących skrótów na oznaczenie ed y­ cji zbiorowych C. N o r w i d a : PZ = P ism a zebrane. Wydał Z. P r z e s m y c k i . T. A, F. Warszawa 1911, 1945; W P = W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fra g ­

m entach odszukane. W ydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 3—5, 8—9.

Warszawa 1937; P P = P ism a po lityczn e i filozoficzne. Zebrał i ułożył Z. P r z e ­ s m y c k i ( M i r i a m). W ydał i przedm ową poprzedził Z. Z a n i e w i c k i . Lon­ dyn 1957. Liczby (lub litera i liczba) po skrócie oznaczają tom i stronicę. Nie oznaczone cytaty w ierszy Norw ida podaw ane są w edług wydania: D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u l i c k i . T. 1—2. W arszawa 1966.

(4)

bie jak i o tw órczości M ickiewicza, zacy tu jm y z tego samego cyklu od­ czytów o Słow ackim n a stę p u jąc y u ryw ek, w k tó ry m znakom icie zosta­ ła odtw orzona postaw a N orw ida jako czytelnika:

Słow a autorów mają nie tylko ten urok, tę moc i tę dzielność, którą my im dać usiłujem y lub umiemy, ale mają one jeszcze urok i moc żywotu słowa; czytać w ięc nie każdy umie, bo czytelnik powinien współpracować, a czytanie im w yższych rzeczy, tym indyw idualnie jsze jest. Im bliższe umarłych sfer św iata dzieło się czyta, łatw iej go pojąć: każdy zrozumieć m oże rejestra kupieckie, kucharkę doskonalą albo regulamin batalionu — w miarę zaś, jak ku w olniejszym sferom wznosić się będziem, czytelnicy różnić się poczną w tym, co czytają... Koniec końców, książki są niesłycha­ nie szacowną spuścizną i byłoby Omaryzmem zamachnąć się na te drabiny do Olimpu —■ ale na cóż się zdały i drabiny, po których nikt nie chodzi? Wcale się w ięc nie wstydzę, że m ówię jak drugi Omar: p o p a l i ć k s i ę g i . . . a l e s e r c e m... [PZ F, 224]

Zgodnie z ty m i słow am i trz e b a stw ierdzić, że N orw id korzył się przed w ielkością M ickiewicza, ale w iele w ypow iedzi w jego dziełach bezli­ tośnie p a lił sercem .

Faza k ry ty cy zm u wobec n iek tó ry ch utw orów M ickiewicza nadeszła dopiero po d ram aty czn y ch starciach rzym skich. Niemożliwe, żeby N or­ w id nie poznał już w k ra ju dorobku pisarskiego naszej em igracji, ale re a k c ja polem iczna n a III część D ziadów i K sięgi przyszła pod w pływ em dośw iadczeń i przeżyć 1848 roku. Sądząc i z naw iązań do poezji M ickie­ w icza w juw eniliach, i z tego, co później pisał, N orw id znajdow ał się pod przem ożną sugestią w cześniejszych dzieł M ickiewicza, takich jak:

Oda do m łodości, R om antyczność, G rażyna i przede w szystkim — D zia­ d y w ileńskie.

M łodzieńczy poem acik M arzenie zam knął czterow ierszem z O d y : „Młodości! ty nad poziom y / W y la tu j” etc., i kto wie, czy sp ecjalne zw ró­ cenie uw ag i na ten u ry w e k nie w ynikło z fak tu , że M ickiewicz w łożył go w u s ta G ustaw a w tzw. godzinie .miłości.

Sąd o R om antyczności w ypow iedział w „piśm ie” O sztuce (dla Pola­

ków ), gdzie zacytow aw szy sły n n e zakończenie: „M iej serce i p a trz a j

w serce”, tak sn u je dalej swoje rozw ażania:

N ie tylko „m i e j” powiada tu poeta, ale zarazem „ m i e j i p a t r z a j ” w nie... Wiersz ten może najw iększy treścią, jaki kiedykolw iek napisał śp. Adam M ickiewicz, pom ijam y z żalem, iż nie m ożemy tutaj, dla szczu­ płości zakresu, w szerokości chociażby równej całemu tem u pism u badać go i w ykładać. [PZ F, 139]

Z ask ak u je n as dzisiaj n iezm iernie w ysoka ocena G ra żyny, w ypow ie­ dziana w cytow anych tu już dw u k ro tn ie odczytach o Słow ackim . Pod

(5)

28 K O N R A D G Ó R S K I

koniec L e k c ji I V N orw id zdecydow anie w y stę p u je przeciw literack im sądom K laczki i pisze tak:

Błędne jest też m niem anie (jeżeli je w iern ie w pam ięci zatrzymałem) objawiane przez Doktora filozofii Klaczkę, że w literaturze naszej nie m a dzieł dopełnionych i pogodnych; dziełam i takim i są: A n helli, W S zw ajcarii,

G rażyna, Irydion , którym jako pogoda twórczości, jako całość toku i rytm u

i języka skończoność, rów ne są tylko, a w yższych nie ma nigdzie. — D ziwić się tylko raczej trzeba, że są tak pogodnymi! [PZ F, 255—256]

U m ieszczenie G ra ży n y w ta k w ysokim tow arzystw ie je st bardzo w y ­ m ow ne, jeśli chodzi o ślad, ja k i w yżłobiła w um yśle N orw ida le k tu ra pierw szych dw óch tom ów poezji M ickiewicza, żału jem y jed nak , że sąd u swego poeta nigdzie szerzej nie rozw inął i nie um otyw ow ał.

A le bezk o n k u ren cy jn e jest w rażenie, jakie n a nim zrobiły D ziady w i­ leńskie. W w ierszu D um anie (pierw szym , z r. 1840) m am y oczyw iste n a ­ w iązanie do W e rte ra i do G ustaw a:

Krwawa plam a na czole — nie iplami sumienia, K rwawa skaza na piersiach — nie jest skazą duszy, I owszem, ona, jako hieroglif cierpienia,

Na ziemi niepojęty, zrozumialszy w niebie, Znajdzie tłum acza dla siebie

I Boga isamego w z r u s z y

!---W rażenie w yniesione z w czesnej le k tu ry u tw o ru pogłębił epizod, k tó ­ ry się w y d arzy ł N orw idow i jeszcze przed opuszczeniem k ra ju i k tó ry został u trw a lo n y jako w spom nienie w B ia łych kw iatach. O ddajem y głos sam em u poecie:

było to jeszcze w roku około 1836, kiedy tak odmienne było całe tło m yśli w Europie, a D ziady pana Adama były m i potężną, j e d y n ą n u t ą m y ś l i i u c z u ć , jak każdemu... — te czytałem... [WP 5, 56]

Podczas przech adzk i w zdłuż alei, k tó ra w skrom nej zagrodzie ro d zin- nej poety oddzielała sad owocowy od w arzy w n ej części ogrodu, N orw id usłyszał, jak w iejsk a dziew czyna w ow ym w arzy w n y m ogrodzie pieląc śpiew ała: ,,a odjechać od n iej nudno, a p rzy jech ać do niej tru d n o ”.

Stanąłem jak w ryty, m yśląc, że głos do naczytania się w dramacie Pana Adama piosenki onej zastosow ałem w sobie słuchem moim — ale po chw ili znowu najwyraźniej też słowa tym głośniej mię doszły [...].

„Prosta p ieśń ” — rzekłem — „ale, dobrą m yśl zawiera...” (widać stąd także, że M ickiewicz z pieśni gminnej ją przybrał). [WP 5, 57]

A u to r D ziadów w p raw d zie zaznaczył w przypisie, że ów dw uw iersz w zięty „z pieśni g m in n e j” , ale p ię tn a sto le tn i czytelnik widocznie tego nie zauw ażył, i śpiew p ro stej dziew czyny w y w a rł na nim ta k w ielkie

(6)

w rażenie. D odajm y, że pierw ow zór owej pieśni dotąd odnaleziony nie został 3.

M łodzieńcze przeżycie zadecydow ało o trw ały m uw ielbieniu N orw i­ d a dla D ziadów w ileńskich. W przedm ow ie do A ssu n ty zn ajd u jem y n a­ stę p u ją c y o nich sąd:

Tylko D ziady, część pierwsza, i W S zw ajcarii Słowackiego są poematami m iłosnym i — d w a na całą literaturę! Maria Malczewskiego jest p o- w i e ś c i ą 4.

Słow a te w nieco rozszerzonej red ak cji pow tórzył N orw id w liście do B ohdana Zaleskiego z 6 g ru d n ia 1882; znam iennym dodatkiem jest tu zdanie: „tylko dwa o bejrzenia się m iłości na siebie sam ą w całej lite ­ ra tu rz e narodu!...” (W P 9, 456).

W ysoka ocena D ziadów w ileńskich (które N orw id konsek w entn ie n a ­ zyw a częścią pierw szą, w odróżnieniu do D ziadów drezdeńskich) zam ie­ szczona została rów nież w odczytach o Słow ackim (Lekcja V), gdzie a u to r rozpraw ia się z tym i, co n arz e k a ją n a „ciem ność” niek tó ry ch dzieł poetyckich. Z w raca uw agę na to, że spora część utw orów M ickiewicza i dzisiaj n ie jest jasna, a dlaczego — to w idać choćby ze stosunku w ielu ludzi do tak iej postaci literack iej jak G ustaw .

Bohaterem D ziadów jest głęboko czujący człowiek, m iany za obłąkanego przez ludzi małych, dla których wszystko to, co przechodzi ich szkiełko k ie­ szonkowe, istotnym przeto samo nie jest. [PZ F, 261]

Wobec takiego sto su nku do utw o ru M ickiewicza staje się zrozum ia­ łe w ielo k ro tn e naw iązyw anie do jego tek stu lub zaw artości w różnych dziełach N orw ida. Słow a o „kobiecie-puchu m a rn y m ” w racają d w u k ro t­ nie: w P salm ów -psalm ie i w N ocy tysiączn ej drugiej. W poem acie W e ­

sele m ówi się ironicznie o stojących na półce książkach — w szystkie

osn u te n a tem aty ce m iłosnej — książkach, k tó re zostaną na m iejscu, g d y państw o m łodzi udadzą się w tra d y c y jn ą podróż poślubną:

„Książki te, k t o s ą?...”

*

„...różni znajomi — poczciwi — Oto na przykład G u s t a w , z listkiem swym na czole, Tłum aczy księdzu, ludzie jak w ielce są tkliwi!... [PZ A, 283]

Nie jed y n a to okazja do saty ry czn ej wycieczki, jakiej d ostarczyły m łodzieńcze D ziady. Oto w iersz napisany pod koniec życia, gdy N orw id

3 M. W a n t o w s k a , „D ziady” kow ień sko-w ileń skie. W: Ludow ość u M ickie­

w icza. Praca zbiorowa pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o i R. W o j c i e ­

c h o w s k i e g o . Warszawa 1958.

4 C. N o r w i d , A ssunta (czyli spojrzenie). Poema. W: D w a p oem aty miłosne. Opracował i w stępem opatrzył J. W. G o m u l i c k i . Warszawa 1966, s. 69.

(7)

30 K O N R A D G Ó R SK I

doczekał się już działalności oficjaln y ch p rzedstaw icieli h isto rii lite r a ­ tu r y polskiej. W iersz zasłu g u je n a przy to czen ie w całości. T y tu ł: Teza

(na K atedrą L ite ra tu ry ), a oto tek st:

D zia d y są zbyt tragiczne — n ie ma w nich kobiety,

Tylko ksiądz... i to jeszcze ksiądz proboszcz, niestety! W ciem nej izbie, gdzie tli się ogień pomaleńku —

Pytanie: c z y d l a t e g o G u s t a w z w i e c h ą w r ę k u ? ? Pytanie, nad którego sensem by usychał

Egzegeta Tyszyński — i Grabowski Michał —

Bystry Nehring! — Tarnowski, co zna quint-esencje! — A lbowiem można z w iechy robić konferencje!

Komin, gdy wytrzesz, św iatłość silniejszą się stawa,

Więc d r a m a t b e z p o c z ą t k u , c h o ć k o n i e c b y zyskał, Proboszcz poznałby z swojej parafii Gustawa,

A G ustaw by proboszcza, poznawszy, uściskał.

J a k żyw y i głęboki b y ł sto su n ek uczuciow y N orw ida do M ickiew i­ czowskiego b o h atera, o ty m św iadczy fak t, że poeta nasz p rzy k ro od­ czuw ał, jeśli kto ś noszący im ię G u staw a okazyw ał się d alek i w sw ej p ostaw ie duchow ej od G u staw a z D ziadów . Ja k że c h a ra k te ry sty c z n e pod ty m w zględem są reflek sje z a w a rte w u ry w k u pt. Z p a m iętn ika (o z e m ­

ście), w y d ru k o w an y m w p o znańskim „G ońcu P o lsk im ” (1851, n r 29). Do­

tyczą one m. in. osoby G u staw a E h ren b erg a, k tó ry w chw ili u kazania się tego u ry w k a p o k uto w ał za sw oją działalność n aro d o w o-rew olucyjn ą w kopaln iach sybirskich, co m usiało nałożyć n a w ypow iedź N orw ida p e ­ w ien tłum ik . N iem niej k ry ty c z n e u sto su n k ow an ie się do ówczesnego ze­ słań ca w idoczne jest, m im o akcentów uw znioślających. R efleksje te są w sw ej głów nej in te n c ji u znan iem uczucia zem sty za przeżycie m o ralnie w yniszczające:

Po uczuciu zem sty, chociażby w piersiach tak skalistych, jak Hannibala piersi, następow ać m usi osłabienie, bo nasienie zemsty liścia w sobie ani kw iatow ego w ęzła nie m a, ani m oże dać drzewa z korzeniami, lecz w y - k o r z e n i e n i e i perzynę. W ieszcze tacy i najzupełniejsi w ajdeloci, jakim b ył na przykład Gustaw E. [...], sterowali przyrodzonym narodowego ognia Zniczem. G u s t a w Ehrenbergowi było na im ię. Jakby sobowtórem był onego Gustawa z D ziadów M ickiewicza, a m ógł H annibala ogniem płonąć [...]. [PP 62—63]

P rz y ta c za ją c dalej poniższy czterow iersz w y ję ty z poezyj E h re n ­ berga:

Gdziekolwiek wyrok carski nas zawlecze, Oszukamy jego dumę;

Poniesiem z sobą p r a w a c z ł o w i e c z e , Poniesiem w olności dżumę...!!

(8)

N orw id o p a tru je ten c y ta t n astęp ujący m kom entarzem :

B o s k o ś ć p r a w c z ł o w i e c z y c h i w o l n o ś ć , jako hannibaliczny w ybieg i jak dżuma dla nieprzyjaciela ludzkości, a n ie jako uolbrzym ienie i uskrzydlenie przyjaciół ludzkości, a nie jako namaszczenie Chrystusowego żołnierstwa i ran wreszcie balsam życiodajny — przedstawiają się naprzód wyobraźni. [PP 63—64]

In nym i słow y — szkoda (zdaje się m ówić Norwid), że E h ren berg m o­ gąc być w cieleniem M ickiewiczowskiego G ustaw a dał się ogarnąć pło­ m ieniom H annibalow ej zem sty.

Nie bez głębszego pow odu pośw ięciłem tak w iele m iejsca tem u — na pozór —■ drobnem u szczegółowi, bo on jest kluczem do zrozum ienia tego, co N orw id z późniejszej twórczości M ickiewicza b rał, a co odrzucał. Je d n o je st tu znam ienne, a m ianowicie, że w stosunku do twórczości A dam a z okresu kow ieńsko-w ileńskiego nig d y żadnych zastrzeżeń nie w ysunął.

A le poczynając od okresu rosyjskiego tej tw órczości stosunek N or­ w ida do niej zaczyna się kom plikow ać. Do pew nych, bardzo w ybitny ch u tw oró w M ickiewicza z tego czasu nie spotykam y naw iązań żadnych. Zgoła jak b y nie istniały! — M am n a m yśli S o n ety, zwłaszcza S o n e ty

k r y m s k ie i Farysa. N ad K onradem W allenrodem niepodobna było oczy­

w iście przejść m ilcząco do porządku, ale rea k c ja n a to dzieło doszła do głosu dopiero w em igracy jn y m okresie życia N orw ida. J a k należało oczekiwać z całej postaw y jego wobec zagadnień życia narodow ego i z jego stanow iska chrześcijańskiego, rea k c ja ta by ła zdecydow anie u jem na. W ypow iedział ją a u to r odczytów o Słow ackim w L e k c ji IV

z okazji rozw ażań o A n h e llim . Sąd brzm i kró tko i bez bliższego u zasad­

nienia:

W alenrodyzm jest to rom antyczna powiastka i niezupełna jeszcze pochew miecza tego. M ickiewicz m iał prawo mówić: Walenrodyzm, ja m ówię W in- kelrydyzm. [PZ F, 253]

A więc raczej K ordian niż W allenrod! — P rzytoczony sąd był p rze ­ znaczony do publikacji, n ato m iast w korespondencji N orw ida straszliw ie dostało się biednej Aldonie. W ogóle kobiety w dziełach M ickiewicza b y ły dla a u to ra A s s u n ty źródłem w y jątk o w ej iry tacji. W ty m punkcie jed n ą strz a łę w ym ierzył n aw et w D ziady w ileńskie. W p aździerniku 1853 pisał z A m eryki do M arii T rębickiej:

Nikt nie w ie, co jest i jakiej płci ta m g ł a , dla której Gustaw zwariował i przebił się. Każdy w ie, że Aldona jest to śpiew z w ieży zamkniętej, z któ­ rej w yjść nie można, ażeby nie pokazać się m niej piękną człowiekowi, odkąd zaczął żyć — najsłuszniej w św iecie, bo dla takich subtelności m iłosnych trzeba być nieżywym . [WP 8, 143]

(9)

32 K O N R A D G Ó R S K I

Czy nic w obec tego p o em at M ickiew icza nie dał Norwidowi? Ow­ szem — jed n ą jed y n ą zachętę, k tó ra cudow nie harm onizow ała z p o stu ­ late m staw ian y m przez N orw ida czytelnikow i czy — szerzej biorąc — w szelkiem u odbiorcy dzieła sztuki. Chodzi oczywiście o znany u ry w e k z Prom ethidiona, gdzie m ow a o tym , że i słuchacz, i w idz jest a rty stą :

I tak się śpiew a ona pieśń m iłości dawna, Nieznana raz, to znowu sław na i przesławna...

I dość: niech s ł u c h a c z w d u s z y s w e j d o ś p i e w a. [PZ A, 141—142]

Jeszcze jed en c y ta t z K onrada W allenroda w y p ły n ął n a k a rta c h ko­ resp o n d en cji poety, ale całkiem w y rw a n y z k o n tek stu całego dzieła i zam ieszczony jak o dopisek nie łączący się z pozostałą treścią w liście do B ronisław a Zaleskiego z 1872 roku:

Walter w szystko utracił, W alter sam jeden pozostał.

Jako w iatr na pustyni błąkać się m usi po świecie...! [WP 9, 275]

W ym ow a tej sk arg i liry czn ej w ów czesnej sy tu a c ji życiow ej N o rw i­ da nie w ym aga k o m en tarza.

W k oresp on d en cji rów nież znalazł jed y n e echo w iersz Do M a tki P o l­

ki. Pisząc w 1860 r. do N in y Łuszczew skiej, N orw id stw ierdza, że t u,

tzn. w e F ra n cji, liczy ju ż tylko n a gró b zbiorowy, a t a m — czyli w k ra ju : „na one »rodaków rozm ow y«, o k tó ry c h śp. A dam w w ierszu sw oim przeklęcie-p ięk n y m śp iew ał” (W P 8, 361). W ty m złożonym epi­ tecie skupia się cały sto su n ek N orw ida do tw órczości M ickiew icza o te ­ m aty ce naro d o w ej: zach w yt dla a rty z m u i w e w n ętrzn y p ro te st przeciw

treści.

Stosun ek ten n a jp e łn ie j m oże w y raził się w naw iązan iach a lu z y j­ nych i u ry w k a c h polem icznych, n ap isan y ch z okazji III części D zia­

dów.

W tw órczości m łodzieńczej N orw ida spotkać m ożna w ypow iedzi, b ę­ dące jak b y echem słów: „języ k kłam ie głosowi, a głos m yślom k łam ie ” . C hw ilam i m łody p o eta m ów i o tw arcie słow am i w ielkiego poprzednika:

poznam y dopiero, jak to m yśl upada Na siłach, jak to płacze, kiedy ją w sukienki Czarnych głosek obleką...

Gdybym zrzucił ciało I z kości się w yłam ał, gdyby pozostało Ścierwo w błocie, a dusza jeszcze m iała oczy Dla św iata — to bym m oże jaki hymn proroczy W ielkim głosem zanucił [...]

(10)

Podobnie w innym w ierszu m łodzieńczym : C hw ila m y śli (1841), gdzie czytam y:

Błogosławieni, którym gardła dźwięki Mogą w ystarczyć — którym dosyć ręki, Ażeby pisać: m nie zaś ciżba głosek

N a pogrzeb m yśli, zamiast na jej chrzciny Ciągnie... [PZ A, 40]

P isane to je st w okresie, gdy N orw id jeszcze nie w y tw o rzył w sobie w łasnego stosun ku do zaw artości całego u tw o ru M ickiewicza i reagow ał n a szczegóły, k tó re się w iązały z tym , co go trap iło jako początkującego pisarza.

K ry ty cy zm wobec D ziadów i Ksiąg n arodził się dopiero po rzym skich starciach z tw órcą legionu włoskiego. W samo sedno rzeczy u d e rz a N or­ wid, gdy w Zarysach z R z y m u (drukow anych w krako w sk im „Czasie” w styczniu 1849) pisze:

Często na m yśl m i przychodzi w iersz w ielkiego poety — „Tyś w yzw ał na rozumy, ja w yzw ę na serca” — a mimo najw iększego uszanowania dla piękności, rozbieram sobie te w yzw ania i przekonywam się w idocznie, że w y z w a w s z y n a r o z u m , ten już jakoby traci rozum i zaczyna być bronią, a nie broni kierunkiem , i zaczyna być pasją — nie rozumem... Po­ dobnież znowu, gdy na s e r c a podoba się komuś spróbować — serce staw a się grotem, który przed się cisnąw szy b e z s e r c a zostajemy! [PP 13]

W iele słuszności m ają więc in te rp re ta to ro w ie Zw olona, a do pew nego stopnia i Quidama, k tó rz y się w tych u tw o rach d o p a tru ją polem iki ideo­ w ej z M ickiewiczem . Zw łaszcza podkreślił sam N orw id ową polem icz- ność Z w olona przez w prow adzenie cy tatu :

Zemsta, zem sta na wroga,

Z Bogiem, a choćby mimo Boga!... [WP 3, 47]

— jako h asła bojowego, k tó re głosi tłu m w y ru szający do w a lk i ze znienaw idzonym w ładcą. N orw id uw aża za stosow ne w ytłum aczyć u ży ­ cie tego c y ta tu i tak go in te rp re tu je w przedm ow ie do sw ej „m ono­ logi!” :

D wa wiersze „zemsta, z e m s t a n a w r o g a etc.” — lubo użyte w charakterze, jakiego w ielki pisarz w swoim nie dał im dziele — nie po­ w inny służyć jako dowód, iż nadużywam y cudzysłowu.

Trudno było, a m oże niepodobna silniejszej e k s p r e s j i bólu i o d ­ d z i a ł a n i a b ó l e m znaleźć, i dlatego są w zięte. [WP 3, 33]

Mimo tego zastrzeżenia cały sens sceny R y n e k na przedm ieściu o b ra ­ ca się dokoła idei zem sty, k tó rej Zwolon — w yraziciel m yśli p o e ty — p rzeciw staw ia takie słowa:

Zemsty, m ówię, żądza Gdy o ojczyzny losach rozporządza,

(11)

34 K O N R A D G Ó R S K I

Ojczyzna z zemstą w związek wchodzą taki, Że k iedy jednej s t a n i e s i ę, to drugiej Może nie stanie już... [WP 3, 46]

A le nie ty lk o p ro b le m aty k a podstaw ow a D ziadów bu dziła sprzeciw , N orw id zżym ał się i na n ie k tó re szczegóły. W yjątkow ą niechęć budziły w n im w iersze: „D epcę was, w szyscy poeci, w szyscy m ędrce i p ro ro k i” . C y ta t ten w ra c a i w w ierszu Do W alentego Pom iana Z. (1859), i w P ierścieniu W ie lk ie j D am y, i w reszcie w liście do B ronisław a Z a­ leskiego (1874), a w szystkie n aw iązan ia m ają c h a ra k te r zdecydow anie ironiczny.

S ugestię b ardzo w y raźn ą, że III część D ziadów jest ty lko lite ra tu rą , co stra c iła zw iązek z rzeczyw istością, zaw iera w reszcie P salm ów -psalm , gdzie p o eta m ów iąc o K onradzie, że w ślad za jego p ieśnią „śpiew a­ ków tłu m y p o w sta ły ”, stw ierd za ze sm utkiem :

Na jednej brakło nam nucie: Na nucie struny tej, co jest cięciw ą łucznika, Tej, co zamyka pieśń, a rzeczyw istość odmyka. Na nucie struny tej, której harfiarzem Maurycy...

Oczywiście: M ochnacki.

A jed n ak i w tej zw alczanej III części D ziadów zn alazły się m om en­ ty, n a k tó re N o rw id -a rty sta m u siał zareagow ać inaczej. P o rw a ła go arty sty c z n a potęga obrazu K o n ra d a śpiew ającego ową „ p ieśń -tw o rzen ie” i dał tem u w y ra z d w u k ro tn ie. Po raz pierw szy jeszcze w r. 1845 (list do A ntoniego Zaleskiego), gd y m ów iąc o polonezie Ogińskiego określa swe w rażen ie słow am i: „m ógłbym się w yrazić, że okrągłość jego »w dło ­ niach czuję«, ja k to A dam p o w iad a” (WP 8, 4). Po raz d ru g i — w Pro-

m e th id io n ie :

Pieśń m asz — lecz p ieśn i gdzież rozgałęzianie?... Toż i przyw ódca Konrad uwięziony

M ówi-ć, że c z u j e j e j z a o k r ą g l a n i e Że s i ę l u b u j e w d z i ę k i e m onej strony I zda się dłońmi tykać już wcielanie... [PZ A, 148]

C y ta t ten p o trz e b n y b y ł N orw idow i w zw iązku z całym w yw odem o m iłości p raw dziw ej, k tó ra nie m oże istnieć bez w cielenia.

T akich d robnych, n iejako ubocznych, n aw iązań do III części D ziadów znalazłoby się w ięcej. Że „życie — jed n ą c h w ilk ą”, czytam y w W eselu. N astęp u jący obraz w poem acie S a lem je s t jak b y u tk a n y z różnych e le ­ m entów w izji K o n ra d a obracającego k ręg i gw iezdnej harm oniki:

...Dziejów m ądre są ekwacje; Na dnie ich leży Chrystusowe słowo.

(12)

Pośrodku, czasów -krążą konstelacje I harmoniami sw ym i w Epok kręgi Niby tańczące w iążą się P otęgi...5

Nie b ra k w reszcie i aluzji żartobliw ych, jak owo przypom nienie w A d leones w zm ianki o g en erale Jom ini, um ieszczonej w Przeglądzie

w ojska, k tó ry m iał tw ierdzić, że „koń, nie człowiek, dobrą jazd ę czyni”

(w. 79— 80). N orw id w yzyskuje to dla c h a ra k te ry sty k i rzeźbiarza w ska­ zu jąc na w ybór, jakiego ten dokonał, jeśli chodzi o rasę ulubionego zw ie­ rzęcia:

Jeżeli albowiem generał J o m i n i twierdzi, iż koń, nie zaś kawalerzysta, „ d o b r ą j a z d ę c z y n i ” — tedy, z daleko w ięcej psychologicznych w zglę­ dów, utrzym ywać byłoby właściw ym , że dobieranie sobie tego lub owego psa rodzaju głośno o dobierającego poczuciach i um yśle znamionuje. [WP 5, 171]

Z kolei Księgi. Że m u siały one być N orw idow i w całokształcie swego d u ch a dalekie, tego dowodzić nie potrzeba. Ja k b y odpow iedzią n a zda­ nie: „D uszą n aro d u polskiego jest p ielgrzym stw o polskie”, może być n a ­ stę p u ją cy u ry w e k z p o em atu N iewola, gdzie m owa o losie różnych człon­ ków ujarzm ionego naro d u :

Do czasu, jedni pościć będą pieśnią — Drudizy zamarzą się i w m gły roześnią. Inni utoną w śm ierci oceanie;

Oi w Sybir pójdą — owi ma wygnanie, A owi... do tych m ówię:

Kto zostanie, Niech już mad grobem ojczyzny nie płacze, Lecz miech uważa głaz, pytając w duchu,

Gdzie stopy wryję?... dłońmi jak zahaczę?... [PZ A, 229]

Słowem , nie w y g n ań cy (użycie tego słow a jest znów polem iką z M ic­ kiew iczem , k tó ry w Księgach p ro testo w ał przeciw takiem u nazy w aniu p ielgrzym stw a), lecz ci, co zostali n a m iejscu, są ostoją n aro d u i n a nich tylk o m oże się oprzeć przyszłość. G dyby ktoś chciał u jąć stosunek N o r­ w ida do Ksiąg jednym w yrażeniem , może nie byłoby w ielkim błędem m ówić o pobłażliw ym lekcew ażeniu. Jakże bowiem inaczej rozum ieć dłuższą w ypow iedź z R zeczy o w olności słowa, gdzie sąd o K sięgach p rz y b ra ł fo rm ę jak iejś alegorycznej p a ra leli m iędzy zew n ętrzn ą efekto - w nością w u lk an u a m ajestaty czn y m w idokiem dorocznego ow ocow ania łan u zboża:

Powiadają, że K sięgi P ielg rzym stw a śród krzyże Porzucone z kartami, które w icher liże,

Jak pianę fal — są arcy-potężnym zjaw iskiem ,

5 C. N o r w i d , R eszta w ie rszy odszukanych po dziś, a dotąd nie dru k o w a ­

(13)

36 K O N R A D G Ó R S K I

Że duch byw a m aterii-m arnotraw stw a bliskim , Że, zaiste, jest w ielkim natchnienie wulkanu, Ptak je w ietrzy, drży jem u grzywą kark kurhanu, Firm am ent się zanosi łkaniam i Sodomy.

Coś dzieje się, w racają niedopękłe gromy

We chmur wnętrze, jak poród co uląkł się siebie — Coś się na ziem i dzieje — stało się na niebie. M iasta, jako ich m ury pobladły wapienne, Bruki placów jak piersi podnoszą się senne, Gmin szemrze... potem naraz czerwony słup łuny, P rzekreśliw szy firm am ent, rozdeszcza pioruny. Rolnik pług załam uje w skibę rozżarzoną,

Jak krzyż w zachodu blaskach. — Król Chwiejną koroną Maca po drżącej ziem i, gdzie państw a granice,

Zgładzone burzą w karty piasku bladolice? A poświst w ichru równa ludzkość cichym pyłem... Mówią, że to jest w ielkie! — Ufam!... ja tam byłem!... W szelako — acz jest piękne w ulkan u natchnienie, I trzęsąc harfę nerwów , ma coś jak sum ienie Doniosłego — być może, że i Nilu łono Szerokiego, co z swoją palm rzadkich koroną Na rów nem czole, w płaszczu safirowym w ody Wraca rocznie, pam iętny, by ukrócić głody — I rozw iniętą szaty lazurowej połą

Otula pierś narodu, jak matka pierś gołą N iem ow lęcia, by w stał jej syn zdrowy i syty Pojrzeć ina dobroć Boga, na zbóż aksamity: M yślę, że i ten cichy co rok w idok łanu M ajestatycznym bywa niem niej od w u lk a n u !6

G dy N orw id p isał te słowa, k o resp o nd en cja M ickiewicza jeszcze nie była ogłoszona. G dyby była, znalazłby w liście a u to ra K siąg do H ieroni­ m a K ajsiew icza z 31 paźd ziern ik a 1835, w ty m liście, gdzie zostały za­ cytow ane słow a S a in t-M a rtin a o poezji: „On ne d evrait écrire des vers

q u ’après avoir fa it u n m ira cle”, n a stę p u jąc e gorzkie reflek sje:

Przekonasz się kiedyś, co to jest sław a i jak ci nie spraw i ani jednej chw ili szczęśliw ej — i często może będziesz najbardziej żałow ał tych słów, które najw iększe w zbudziły e c h o 7.

A jeśli chodzi o echo, któreg o doczekały się dzieła M ickiewicza, n a j­ silniejszym było n iew ątp liw ie św iatow e echo Ksiąg.

Szerzej om aw iać na ty m m iejscu sądów N orw ida o P anu Tadeuszu nie

6 C. N o r w i d , Dzieła. (Drobne u tw o ry p o etyc k ie — po em a ty — u tw o ry d ra ­

m atyczn e — legen dy, now ele, g aw ędy — p rze k ła d y — ro zp ra w y w ierszem i p ro ­ zą). Wydał, objaśnił i w stępem krytycznym poprzedził T. P i n i . Warszawa 1934,

s. 604.

(14)

m uszę; zrobiono to już daw niej. S um ując b ogaty m a te ria ł w ypow iedzi, głów nie w listach (do R up rech ta, K raszew skiego, B ronisław a Zaleskiego, M ariana Sokołowskiego, M arii Trębickiej i innych), trzeb a stw ierdzić, że N orw ida drażn iło w ty m utw orze praw ie w szystko: powiatow ość, w szyst­ kie postaci z w y jątk iem Jan kiela, zwłaszcza kobiety i bo h ater ty tuło w y, opisy gastronom iczne, a przede w szystkim b rak szerszej p e rsp ek ty w y ży­ cia narodow ego. K orzył się n ato m iast przed niedościgłym arty zm em poem atu w zobrazow aniu przyrody. W całokształcie dzieła w idział nie epopeję, ale genialną satyrę, a sław ne biurko T elim eny urosło w jego oczach do groteskow ego sym bolu narodow ego; w oczach poety, k tó ry nie zn ajd u jąc echa w śród współczesnych, pisał — jak to się dziś m ów i — do szuflady.

W ypowiedź publiczną o P anu Tadeuszu zaw arł znów w odczytach o Słow ackim , z okazji w yw odów o ch rześcijańskiej epopei i m ówiąc o m iejscu, k tó re chciał w yznaczyć dla K róla-D ucha. O świcie dziejów epopei chrześcijańskiej zjaw iła się, zdaniem N orw ida, Jerozolim a w y z w o ­

lona, o zachodzie — Don K ichot, w południe zaś — Pan Tadeusz. W ybór

tej pory dnia nie był jed n ak kom plem entem . P osłuchajm y:

Oto w ięc w schodow y i oto zachodni blask w szelkiej epopei — ale że dzie­ jów całość n ie tylko m a twórczość żywotną i rozstrój kryty blichtrem ła ta ­ nego naśladownictwa; ale że ona m a jeszcze i momenta wczasu, w ypocznienie prozy, które by południem nazwać można: w te w ięc czasy wakacji, i bo­ haterem takiej epopei nie byłby już Godfryd, nie Don Kichot, ale poczciwy chłopiec jaki dzielny i szczery — Pan Tadeusz — i oto jest t r z e c i a epo­ peja w toku chrześcijańskiego życia. [PZ F, 270—271]

Aż dziw ogarnia, g d y to w szystko czytam y! Słow acki zdum iew ająco tra fn ie odczuł i genialnie w yraził, że się ,,przed ty m poem atem w ali jak a ś ogrom na ciem ności stolica” (B en io w ski, V III), a N orw id, k tó ry w w ierszu A e ru m n a ru m p len u s ubolew ał, że „coraz żyw ot m n iej uczczo­ n y t u ” , nie um iał dostrzec w P anu Tadeuszu najpotężniejszej afirm a c ji życia, jaką stw orzyła lite r a tu r a polska.

P o m ijając już tak ie czy in n e szczegółowe aluzje N orw ida do u tw o ­ ró w M ickiewicza, zwłaszcza w R zeczy o wolności słowa (m. in. do R e­

d u ty Ordona), przejd źm y do o statn iej p a rtii niniejszego szkicu, do alu zji

dających sy n tety czn e ujęcie osoby i dzieła M ickiewicza.

N iew ątpliw ie „N estora lite ra tu ry n aszej” przede w szystkim dotyczą ap ostrofy tak ie, ja k w w ierszu K la ska n iem m ając obrzękłe p ra w ice:

Nie w ziąłem od w as nic, o! w ielkoludy,

— albo w w ierszu: R zeczyw isto ść i m arzenia (1854), którego a d re sa tk ą była D eotym a — p rzestro g i dla początkującej poetki:

W trzeźwej trwaj m ierności I chroń się M istrzów -w ielkich, co dziś nucą,

(15)

38 K O N R A D G Ó R S K I Bo oni k l ą t w ę s w e j w y b u j a ł o ś c i N a t w o j e m ł o d e r a m i o n a z a r z u c ą I, z a m i a s t t o b i e d a ć b ł o g o s ł a w i e ń s t w o, P r z y t u l i ć s ł o w e m i o g r z a ć w y z n a n i e m , O n i c i l a u r ó w s w y c h d a d z ą p r z e k l e ń s t w o .

We w szystkich w ypow iedziach tego ty p u M ickiewicz zjaw ia się jako w ielkolud, w cielenie potęgi, budzącej podziw, ale nie koniecznie dobro­ czynnej. Oto sy n teza jego postaci i dzieła w w ierszu A u to r-n ie zn a n y (1856):

Śpiew aków trzech, różnego w ieku i postaw y, Do koczujących przyszło m ężów przy ognisku;

Pierw szy — o ch w ale śpiew ał, lubo głos m iał łzawy, Także o zem ście, w oka potwierdzanej błysku, O sile też, z w nętrzności ducha wydobytej, Zdruzgotać broń m ogącej, a cichej i skrytej... — P ieśń jego zrazu była w zięta obojętnie,

Ciekawiej potem — potem w szystkim i zm ysłam i, Z zapałem takim , chciw ie tak, i tak nam iętnie, Że śpiew ak zn ik ł słuchaczom — m yśleli, że sam i Z lirą obcując, m ogą pominąć c z ł o w i e k a .

A więc znów n a czoło w y su n ęła się siła, a jako te m a t — zem sta. Ale tu pojaw ił się m o m ent now y — sto su n ek słuchaczy do śpiew aka. To n ie­ co w cześniej, jeszcze za życia M ickiewicza, w ypłynęło w poem acie Salem (1852), gdzie w ielbiciele p o e ty podzieleni są n a trz y katego rie: ci, co cho­ dzą za nim ; ci, co nie chodzą, ale każą w jego imię; wreszcie ci, co w n aiw n ej p rostocie ducha niejako p ielg rzy m u ją do w ielkiego m istrza słow a:

T y c h s i ę , A d a m i e , p o ż a l w p r z ó d n i ż i n n y c h , Tych, co oblicza Twego nie zaznały;

N ajniew inniejsze są bowiem z niew innych, A schną, choć w iele, w iele u kochały...!8

K o m en tarzem do tego u tw o ru może być n a stę p u jąc y passus z listu do B ohdana Zaleskiego (styczeń 1851):

N ie byw am tam [tj. u M ickiewicza] często, owszem, jak najoszczędniej — chórów greckich nie lubię, a ten w ielk i człow iek ma ich dwa — jeden e c h e m m u, drugi ś m i e c h e m — oba niechrześcijańskie! [WP 8, 78]

Ś m ierć M ickiewicza, pogłoski o jego otru ciu , a w a n tu ra na jego po­ grzebie — w szystko to znalazło echo w zn anych w ierszach, k tó ry c h tu om aw iać nie p o trzeb u ję. W św ietle ty ch w ypadków n a stą p iła w N o rw i­ dzie jakaś ew olucja w poglądzie n a głębszy sens u tw o ró w M ickiewicza, k tó ry m się d aw n iej przeciw staw iał. W zw iązku ze sk andalicznym

zaj-8 N o r w i d , R eszta w ie rsz y odszukanych po dziś, a dotąd nie dru kow an ych, s. 23.

(16)

ściem n a pogrzebie A dam a N orw id tak pisał do L enartow icza (23 stycz­ nia 1856):

Trzeba Ci w iedzieć, że Pan Adam bezwidocznie ty le razy w im ię 4<> przy­ kazania zasłaniał błędy tradycyjne, toteż Pan Bóg dał mu, że jeszcze z trum ­ ny kirem swoim obrzucił i tę nagość — solennością dnia skandalu uczucie czyniąc ogólniejszym... rozumiesz... Takich ludzi... dopiero po śm ierci czyta się... O statnie słowo jego było: „K o c h a j m y s i ę”. [WP 8, 190]

A więc w róciliśm y do Pana Tadeusza, ty m razem nieco inaczej po­ jętego. Ludzie świeżo zm arli m ają zawsze rację.

Skoro w róciliśm y, d o tk n ijm y tzw. litew skości M ickiewicza. N ie po­ trz e b u ję dowodzić, że w oczach N orw ida (któ ry nb. z w ielkich poetów polskich jed en jed y n y nosił etym ologicznie litew skie nazwisko!) chodzi­ ło nie o odrębność narodow ą starszego poety, ty lko o jego regionalne po­ chodzenie, o regio nalną odm ianę Polaka. Okoliczność ta w yw oływ ała w N orw idzie czasem w zruszenie, czasem iry tację. Do pierw szej kateg o rii n ależy w iersz Słów ko. (Do A ntoniego Zaleskiego), gdzie apostrofując L itw ę p o eta czyni aluzję do tego wieszcza, co odszedł, ale zostaw ił swej dom ow ej ojczyźnie „klucze lir ” . O w iele potężniej jed n ak głęboki zw ią­ zek M ickiewicza z L itw ą u w y d a tn ił N orw id w dedykacji, k tó rą obm yślił d la zbiorowego w y d an ia dzieł poety, ogłoszonego w r. 1868, a k tó re j w y ­ daw cy nie p rzy jęli do d ruk u . D edykacja m iała być zw rócona do ro sy j­ skiego zaborcy, aby skoro w ziął g w ałtem ziem ię litew ską, to niech zagrabi i pieśń w iekopom nego A dam a. Albowiem :

Do ila Litwa Waszą... pieśń Jej niech Wam poświadczy sama, D zielniej niż słup stalowy, wniebogłośniej niż trąby w Dnieprze.

Ale obok tego m onum entalnego utw o ru , sław iącego potęgę pieśni A dam a, znajdziem y i złośliwe w ycieczki. Nie bez głębszego pow odu S ę­ dzia D urejko w Pierścieniu W ie lkie j D am y nosi znaczące nazw isko wzo­ row ane n a nazw iskach ty p u: Dom ejko, Dowejko. Jakoż okazuje się czło­ w iekiem bardzo d um nym ze swego regionalnego pochodzenia i przeko­ n a n y m o tym , że „ n atch n ien ie u L itw in a jest jak n ic”, wobec czego z w raca się do Szeligi ze słow am i:

Wszakże zna Pan w iersze Mickiewicza

(Co zgniótł „ w s z y s t k i c h m ę d r c ó w i p r o r o k ó w ”) — U nas jak R adziwiłł, to Radziwiłł,

Nie potrzebujem y wielu... j e d e n doś ć . . . ! [WP 4, 133]

W odpow iedzi n a to Szeliga daje do zrozum ienia, że — m ów iąc dzi­ siejszym językiem — lepiej jest, gdy w ielcy ludzie w y ra sta ją na szero­ kim podłożu k u ltu ra ln y m całego narodu. Tym czasem :

Obeliski jednak pojedyńcze M iewają tę niedogodność znaczną,

(17)

40 K O N R A D G Ó R S K I

Że z nich d o m u staw ić nie podobna...

I zaledwo p r ó ż n e z d o b i ą place. [WP 4, 133—134]

A więc znów w eszliśm y w sferę w ątpliw ości i zastrzeżeń.

N a zakończenie — jeszcze dw ie spraw y. J e d n a to sąd N orw ida o ję ­ zy ku M ickiewicza. Z estaw iając w k ład A dam a do języka polskiego z tym , co w niósł Słow acki, N orw id b ezapelacyjnie p rzy z n a je pierw szeństw o te m u drugiem u:

K ochanowski bowiem m iał tylko jeden język, M ickiew icz jeden, Zyg­ m unt, Bohdan, M alczew ski i każden z tych filarów słow a narodowego jeden, ale Słow acki Juliusz w szystk ie w ieków , czasów, społeczeństw, typów i płci języki m iał. [FZ F, 277]

A le n a ty m nie koniec. Dalsze w yw ody przyniosą now e ograniczenia pozytyw nego sądu:

M ickiew iczow i było dano, że M ojżeszowy język gniew u narodowego lw ią nasrożył grzywą, jakby bój trw ał. Zygm unt Krasiński tegoż czasu sejm ow y, senatorski, publiczny słow a m ajestat tak uprawiał, jakby za dni w ielkich Rzeczypospolitej. I kłam ali obydwa. M ickiew icz ów gniew narodowy, Zyg­ m unt życie — k łam ali, jak niańki dzieciom chorym , powieściam i krócąc noce, albo jak korybantowie starożytni w m iedziane uderzając tarcze, aby S a­ turn, płacz dziecka usłyszawszy, całej przyszłości w nim n ie pożarł. [PZ F, 278]

D ru g a sp raw a — to głębszy sens w rażenia, jak ie odniósł N orw id z od­ w iedzin u rzeźb iarza M arcelego G uyskiego i u trw a lił w w ierszu W pra­

cow ni G uyśkiego. W obliczu w spaniale w ykonanego posągu p rze d sta ­

w iającego A n d rz e ja Zam oyskiego p oeta zaczyna snuć sm u tn e reflek sje, że M ickiew icz za m łodu nie n a tra fił n a rzeźbiarza, co b y u trw a lił jego

ówczesne oblicze —

I przechodzę co rychlej, bardzo będąc sm ętnym , Że gdy m łodym b y ł geniusz, głaz nie b ył namiętnym .

Ja k że zro zu m iały jest ten żal w duszy człow ieka, dla którego tylko m łody M ickiewicz tw o rzy ł rzeczy nie budzące zastrzeżeń, całkow icie m u

Cytaty

Powiązane dokumenty

The concept of philosophy has found itself among the genuine axes of the modern philosophical discourse on being and history, on necessity and possibility, on system

2.Wykonawca zobowiązuje się wykonać przedmiot umowy z należytą starannością przy uwzględnieniu zawodowego charakteru prowadzonej przez Wykonawcę

Goniący słońca promień, nim się w skry rozstrzępi Nim się skryje w toń chłodną przed skrzydeł pogonią..... To dusze dziwnie smutne, bo nie mają mocy, By się

Wykonawca zobowiązany jest do wykonania umowy poprzez dostawę materiałów stomatologicznych do siedziby Zamawiającego, tj.: Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

„Budowlani” w Warszawie, 03-571 Warszawa ul. Tadeusza Korzona 111. Zapłata należności nastąpi przelewem na konto Wykonawcy wskazane na wystawionej fakturze, w terminie 14 dni

Na podstawie art. Przedmiotem niniejszej umowy jest udzielenie świadczeń zdrowotnych związanych z czynnościami technicznymi z zakresu protetyki przez Przyjmującego

członka zasiądą pomału, sekretarza powiatu. skatbnika powiatu, kierownika jednostki organizacyjnej powiatu, osoby zarządzającej i członka organu zarządzającego powiatową