Konrad Górski
Mickiewicz w aluzji literackiej
Norwida
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 25-40
M ICKIEW ICZ W A L U Z JI LIT E R A C K IE J NORW IDA
K siążka, w k tó re j by ktoś p rzed staw ił w yczerpująco stosun ek N or w ida do M ickiewicza, czeka jeszcze n a swego au tora. Dlaczego tylko sto sun ek N orw ida do starszego p o e ty k a nie w zajem ny do siebie ich obu, to dość zrozum iałe. P o m ijając o stre starcia m iędzy nim i w okresie legionu włoskiego, gdy M ickiewicz p o tra fił w gw ałtow ny sposób w y łajać N or w ida, trz e b a stw ierdzić, że ze św iadectw samego N orw ida w y n ik a w nio sek o życzliw ych uczuciach, jak im i tw ó rca D ziadów obdarzał tw órcę
Zw olona. N a p y ta n ie jednak, co mogło daw ać M ickiewiczowi obcowanie
z pism am i N orw ida, znajdziem y odpowiedź w form ie jedynej w zm ianki o m łodszym poecie w k orespondencji starszego. W liście do Zofii Szy m anow skiej z dnia 25 p aździernika 1855 odczytujem y n astęp u jące słowa o R yszardzie B erw ińskim :
N ie wiem , czyście znały Berwińskiego poetę. Odwiedzał m ię w Paryżu tego roku. Ceniłem jego pisma, tylko że w padał w chorobę podobną Nor- w idow ej i staw ał się n u d n ym 1.
Nie będziem y oceniać pow yższych słów ze stanow iska tego, co m y dziś o N orw idzie m yślim y; p o tra k tu jm y je jako w yjaśnien ie, dlaczego ktoś, kto by zam ierzał pisać o stosunku M ickiewicza do N orw ida, zn a lazłb y niew iele m a te ria łu do swego tem atu . N atom iast u N orw ida roi się od w ypow iedzi o osobie i twórczości „N estora lite ra tu ry n aszej” , jak się w y raził o M ickiewiczu sam N orw id w liście do W ładysław a B en tko w skiego z 20 g ru d n ia 1850. W ypow iedzi te, jedne z w ym ienieniem nazw i ska, in n e bez, zn ajd u jem y i w u tw orach poetyckich, i w prozie k ry ty c z n ej, i w reszcie w korespondencji. T utaj najw ięcej! W niniejszym szkicu sk up im y jed n ak uw agę przede w szystkim n a tek stach literack ich, tr a k tu ją c sądy w ypow iedziane w listach jako pom ocniczy m a te ria ł in fo r m acy jn y.
1 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wydanie Narodowe. T. 16. W arszawa 1955,
26 K O N R A D G Ó R S K I
O braz, ja k i się w y łan ia z zestaw ienia w ypow iedzi N orw ida o M ickie wiczu, nie je st jed n o lity : zm ienia się zależnie od ew olucji duchow ej m łodszego poety, a w y k azu je zarazem pew ne te n d e n c je stałe w w a rto ściow aniu poszczególnych u tw o rów starszego tow arzysza po piórze. Ale m im o takich czy in n ych flu k tu a c ji w ocenie M ickiewicza, m im o zastrze żeń jaw n y ch i sprzeciw ów podan y ch w nie zawsze przezroczystej a lu zy jn ej obsłonce, postać „N esto ra lite r a tu r y n a sze j” k sz ta łtu je się jako m o n u m e n ta ln y posąg, p rze d k tó ry m N orw id „m u si u k lę k n ą ć ” . To o s ta t nie słowo biorę w p ro st z odczytów o Ju liu szu Słow ackim , gdzie czy tam y:
Poeta potrzebuje tylko zw ycięstw a prawdy! Ja nie kłaniam się nikomu, tylko źródeł źródłu, i stąd to uszanowanie m oje dla M ickiewicza, Kossutha, chociaż z ludzi tych O’Connell sam tylko może ma m oje rzeczyw iste sym patie. — Z karafki napić się można uścisnąw szy ją za szyjkę i pochyliw szy ku ustom, ale kto ze źródła pije, m usi uklęknąć i pochylić czoło. [PZ, F,
217—218]2
Słow a te n a b ie ra ją szczególnej w agi, jeśli zostały um ieszczone w k o n tekście, k tó ry b y ł p o m y ślan y jako a k t opozycji wobec M ickiewicza. W y znał to sam N orw id w liście do B ohdana Zaleskiego, pisanym pod koniec życia (5 g ru d n ia 1882), gdzie bardzo k ry ty c z n ie ocenił w y k ład y M ickie wicza o lite ra tu rz e słow iańskiej, pisząc tak:
W całych kursach M ickiewicza jest tylko l’h istoire du génie de M onsieur
M ickiew icz, m ais l’histoire de la litté ra tu re polonaise n’y ex iste presque point. [...] Dopiero kiedy widząc, iż prawie słów ka nie m a o Juliuszu S.
w kursach literatury, podniosłem ja tego poetę (i za mną poszli inni) — bo mi w styd było takiego personalizm u, lubo personalizm u geniuszu. [WP 9, 455—456]
Jak oż cała rzecz o Słow ackim je st nie tylk o podnoszeniem w arto ści dzieł Ju liusza, ale i częstym w yw yższaniem go n ad A dam a. Mimo to a u to r k ry ty c z n y ch rozw ażań u zn ał za stosow ne „u klęk nąć i pochylić czoło” .
I a b y zrozum ieć niesły ch an ą rozpiętość sądów N orw ida zarów no o oso
2 W niniejszej rozprawie używ am y następujących skrótów na oznaczenie ed y cji zbiorowych C. N o r w i d a : PZ = P ism a zebrane. Wydał Z. P r z e s m y c k i . T. A, F. Warszawa 1911, 1945; W P = W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fra g
m entach odszukane. W ydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 3—5, 8—9.
Warszawa 1937; P P = P ism a po lityczn e i filozoficzne. Zebrał i ułożył Z. P r z e s m y c k i ( M i r i a m). W ydał i przedm ową poprzedził Z. Z a n i e w i c k i . Lon dyn 1957. Liczby (lub litera i liczba) po skrócie oznaczają tom i stronicę. Nie oznaczone cytaty w ierszy Norw ida podaw ane są w edług wydania: D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u l i c k i . T. 1—2. W arszawa 1966.
bie jak i o tw órczości M ickiewicza, zacy tu jm y z tego samego cyklu od czytów o Słow ackim n a stę p u jąc y u ryw ek, w k tó ry m znakom icie zosta ła odtw orzona postaw a N orw ida jako czytelnika:
Słow a autorów mają nie tylko ten urok, tę moc i tę dzielność, którą my im dać usiłujem y lub umiemy, ale mają one jeszcze urok i moc żywotu słowa; czytać w ięc nie każdy umie, bo czytelnik powinien współpracować, a czytanie im w yższych rzeczy, tym indyw idualnie jsze jest. Im bliższe umarłych sfer św iata dzieło się czyta, łatw iej go pojąć: każdy zrozumieć m oże rejestra kupieckie, kucharkę doskonalą albo regulamin batalionu — w miarę zaś, jak ku w olniejszym sferom wznosić się będziem, czytelnicy różnić się poczną w tym, co czytają... Koniec końców, książki są niesłycha nie szacowną spuścizną i byłoby Omaryzmem zamachnąć się na te drabiny do Olimpu —■ ale na cóż się zdały i drabiny, po których nikt nie chodzi? Wcale się w ięc nie wstydzę, że m ówię jak drugi Omar: p o p a l i ć k s i ę g i . . . a l e s e r c e m... [PZ F, 224]
Zgodnie z ty m i słow am i trz e b a stw ierdzić, że N orw id korzył się przed w ielkością M ickiewicza, ale w iele w ypow iedzi w jego dziełach bezli tośnie p a lił sercem .
Faza k ry ty cy zm u wobec n iek tó ry ch utw orów M ickiewicza nadeszła dopiero po d ram aty czn y ch starciach rzym skich. Niemożliwe, żeby N or w id nie poznał już w k ra ju dorobku pisarskiego naszej em igracji, ale re a k c ja polem iczna n a III część D ziadów i K sięgi przyszła pod w pływ em dośw iadczeń i przeżyć 1848 roku. Sądząc i z naw iązań do poezji M ickie w icza w juw eniliach, i z tego, co później pisał, N orw id znajdow ał się pod przem ożną sugestią w cześniejszych dzieł M ickiewicza, takich jak:
Oda do m łodości, R om antyczność, G rażyna i przede w szystkim — D zia d y w ileńskie.
M łodzieńczy poem acik M arzenie zam knął czterow ierszem z O d y : „Młodości! ty nad poziom y / W y la tu j” etc., i kto wie, czy sp ecjalne zw ró cenie uw ag i na ten u ry w e k nie w ynikło z fak tu , że M ickiewicz w łożył go w u s ta G ustaw a w tzw. godzinie .miłości.
Sąd o R om antyczności w ypow iedział w „piśm ie” O sztuce (dla Pola
ków ), gdzie zacytow aw szy sły n n e zakończenie: „M iej serce i p a trz a j
w serce”, tak sn u je dalej swoje rozw ażania:
N ie tylko „m i e j” powiada tu poeta, ale zarazem „ m i e j i p a t r z a j ” w nie... Wiersz ten może najw iększy treścią, jaki kiedykolw iek napisał śp. Adam M ickiewicz, pom ijam y z żalem, iż nie m ożemy tutaj, dla szczu płości zakresu, w szerokości chociażby równej całemu tem u pism u badać go i w ykładać. [PZ F, 139]
Z ask ak u je n as dzisiaj n iezm iernie w ysoka ocena G ra żyny, w ypow ie dziana w cytow anych tu już dw u k ro tn ie odczytach o Słow ackim . Pod
28 K O N R A D G Ó R S K I
koniec L e k c ji I V N orw id zdecydow anie w y stę p u je przeciw literack im sądom K laczki i pisze tak:
Błędne jest też m niem anie (jeżeli je w iern ie w pam ięci zatrzymałem) objawiane przez Doktora filozofii Klaczkę, że w literaturze naszej nie m a dzieł dopełnionych i pogodnych; dziełam i takim i są: A n helli, W S zw ajcarii,
G rażyna, Irydion , którym jako pogoda twórczości, jako całość toku i rytm u
i języka skończoność, rów ne są tylko, a w yższych nie ma nigdzie. — D ziwić się tylko raczej trzeba, że są tak pogodnymi! [PZ F, 255—256]
U m ieszczenie G ra ży n y w ta k w ysokim tow arzystw ie je st bardzo w y m ow ne, jeśli chodzi o ślad, ja k i w yżłobiła w um yśle N orw ida le k tu ra pierw szych dw óch tom ów poezji M ickiewicza, żału jem y jed nak , że sąd u swego poeta nigdzie szerzej nie rozw inął i nie um otyw ow ał.
A le bezk o n k u ren cy jn e jest w rażenie, jakie n a nim zrobiły D ziady w i leńskie. W w ierszu D um anie (pierw szym , z r. 1840) m am y oczyw iste n a w iązanie do W e rte ra i do G ustaw a:
Krwawa plam a na czole — nie iplami sumienia, K rwawa skaza na piersiach — nie jest skazą duszy, I owszem, ona, jako hieroglif cierpienia,
Na ziemi niepojęty, zrozumialszy w niebie, Znajdzie tłum acza dla siebie
I Boga isamego w z r u s z y
!---W rażenie w yniesione z w czesnej le k tu ry u tw o ru pogłębił epizod, k tó ry się w y d arzy ł N orw idow i jeszcze przed opuszczeniem k ra ju i k tó ry został u trw a lo n y jako w spom nienie w B ia łych kw iatach. O ddajem y głos sam em u poecie:
było to jeszcze w roku około 1836, kiedy tak odmienne było całe tło m yśli w Europie, a D ziady pana Adama były m i potężną, j e d y n ą n u t ą m y ś l i i u c z u ć , jak każdemu... — te czytałem... [WP 5, 56]
Podczas przech adzk i w zdłuż alei, k tó ra w skrom nej zagrodzie ro d zin- nej poety oddzielała sad owocowy od w arzy w n ej części ogrodu, N orw id usłyszał, jak w iejsk a dziew czyna w ow ym w arzy w n y m ogrodzie pieląc śpiew ała: ,,a odjechać od n iej nudno, a p rzy jech ać do niej tru d n o ”.
Stanąłem jak w ryty, m yśląc, że głos do naczytania się w dramacie Pana Adama piosenki onej zastosow ałem w sobie słuchem moim — ale po chw ili znowu najwyraźniej też słowa tym głośniej mię doszły [...].
„Prosta p ieśń ” — rzekłem — „ale, dobrą m yśl zawiera...” (widać stąd także, że M ickiewicz z pieśni gminnej ją przybrał). [WP 5, 57]
A u to r D ziadów w p raw d zie zaznaczył w przypisie, że ów dw uw iersz w zięty „z pieśni g m in n e j” , ale p ię tn a sto le tn i czytelnik widocznie tego nie zauw ażył, i śpiew p ro stej dziew czyny w y w a rł na nim ta k w ielkie
w rażenie. D odajm y, że pierw ow zór owej pieśni dotąd odnaleziony nie został 3.
M łodzieńcze przeżycie zadecydow ało o trw ały m uw ielbieniu N orw i d a dla D ziadów w ileńskich. W przedm ow ie do A ssu n ty zn ajd u jem y n a stę p u ją c y o nich sąd:
Tylko D ziady, część pierwsza, i W S zw ajcarii Słowackiego są poematami m iłosnym i — d w a na całą literaturę! Maria Malczewskiego jest p o- w i e ś c i ą 4.
Słow a te w nieco rozszerzonej red ak cji pow tórzył N orw id w liście do B ohdana Zaleskiego z 6 g ru d n ia 1882; znam iennym dodatkiem jest tu zdanie: „tylko dwa o bejrzenia się m iłości na siebie sam ą w całej lite ra tu rz e narodu!...” (W P 9, 456).
W ysoka ocena D ziadów w ileńskich (które N orw id konsek w entn ie n a zyw a częścią pierw szą, w odróżnieniu do D ziadów drezdeńskich) zam ie szczona została rów nież w odczytach o Słow ackim (Lekcja V), gdzie a u to r rozpraw ia się z tym i, co n arz e k a ją n a „ciem ność” niek tó ry ch dzieł poetyckich. Z w raca uw agę na to, że spora część utw orów M ickiewicza i dzisiaj n ie jest jasna, a dlaczego — to w idać choćby ze stosunku w ielu ludzi do tak iej postaci literack iej jak G ustaw .
Bohaterem D ziadów jest głęboko czujący człowiek, m iany za obłąkanego przez ludzi małych, dla których wszystko to, co przechodzi ich szkiełko k ie szonkowe, istotnym przeto samo nie jest. [PZ F, 261]
Wobec takiego sto su nku do utw o ru M ickiewicza staje się zrozum ia łe w ielo k ro tn e naw iązyw anie do jego tek stu lub zaw artości w różnych dziełach N orw ida. Słow a o „kobiecie-puchu m a rn y m ” w racają d w u k ro t nie: w P salm ów -psalm ie i w N ocy tysiączn ej drugiej. W poem acie W e
sele m ówi się ironicznie o stojących na półce książkach — w szystkie
osn u te n a tem aty ce m iłosnej — książkach, k tó re zostaną na m iejscu, g d y państw o m łodzi udadzą się w tra d y c y jn ą podróż poślubną:
„Książki te, k t o s ą?...”
*
„...różni znajomi — poczciwi — Oto na przykład G u s t a w , z listkiem swym na czole, Tłum aczy księdzu, ludzie jak w ielce są tkliwi!... [PZ A, 283]
Nie jed y n a to okazja do saty ry czn ej wycieczki, jakiej d ostarczyły m łodzieńcze D ziady. Oto w iersz napisany pod koniec życia, gdy N orw id
3 M. W a n t o w s k a , „D ziady” kow ień sko-w ileń skie. W: Ludow ość u M ickie
w icza. Praca zbiorowa pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o i R. W o j c i e
c h o w s k i e g o . Warszawa 1958.
4 C. N o r w i d , A ssunta (czyli spojrzenie). Poema. W: D w a p oem aty miłosne. Opracował i w stępem opatrzył J. W. G o m u l i c k i . Warszawa 1966, s. 69.
30 K O N R A D G Ó R SK I
doczekał się już działalności oficjaln y ch p rzedstaw icieli h isto rii lite r a tu r y polskiej. W iersz zasłu g u je n a przy to czen ie w całości. T y tu ł: Teza
(na K atedrą L ite ra tu ry ), a oto tek st:
D zia d y są zbyt tragiczne — n ie ma w nich kobiety,
Tylko ksiądz... i to jeszcze ksiądz proboszcz, niestety! W ciem nej izbie, gdzie tli się ogień pomaleńku —
Pytanie: c z y d l a t e g o G u s t a w z w i e c h ą w r ę k u ? ? Pytanie, nad którego sensem by usychał
Egzegeta Tyszyński — i Grabowski Michał —
Bystry Nehring! — Tarnowski, co zna quint-esencje! — A lbowiem można z w iechy robić konferencje!
Komin, gdy wytrzesz, św iatłość silniejszą się stawa,
Więc d r a m a t b e z p o c z ą t k u , c h o ć k o n i e c b y zyskał, Proboszcz poznałby z swojej parafii Gustawa,
A G ustaw by proboszcza, poznawszy, uściskał.
J a k żyw y i głęboki b y ł sto su n ek uczuciow y N orw ida do M ickiew i czowskiego b o h atera, o ty m św iadczy fak t, że poeta nasz p rzy k ro od czuw ał, jeśli kto ś noszący im ię G u staw a okazyw ał się d alek i w sw ej p ostaw ie duchow ej od G u staw a z D ziadów . Ja k że c h a ra k te ry sty c z n e pod ty m w zględem są reflek sje z a w a rte w u ry w k u pt. Z p a m iętn ika (o z e m
ście), w y d ru k o w an y m w p o znańskim „G ońcu P o lsk im ” (1851, n r 29). Do
tyczą one m. in. osoby G u staw a E h ren b erg a, k tó ry w chw ili u kazania się tego u ry w k a p o k uto w ał za sw oją działalność n aro d o w o-rew olucyjn ą w kopaln iach sybirskich, co m usiało nałożyć n a w ypow iedź N orw ida p e w ien tłum ik . N iem niej k ry ty c z n e u sto su n k ow an ie się do ówczesnego ze słań ca w idoczne jest, m im o akcentów uw znioślających. R efleksje te są w sw ej głów nej in te n c ji u znan iem uczucia zem sty za przeżycie m o ralnie w yniszczające:
Po uczuciu zem sty, chociażby w piersiach tak skalistych, jak Hannibala piersi, następow ać m usi osłabienie, bo nasienie zemsty liścia w sobie ani kw iatow ego w ęzła nie m a, ani m oże dać drzewa z korzeniami, lecz w y - k o r z e n i e n i e i perzynę. W ieszcze tacy i najzupełniejsi w ajdeloci, jakim b ył na przykład Gustaw E. [...], sterowali przyrodzonym narodowego ognia Zniczem. G u s t a w Ehrenbergowi było na im ię. Jakby sobowtórem był onego Gustawa z D ziadów M ickiewicza, a m ógł H annibala ogniem płonąć [...]. [PP 62—63]
P rz y ta c za ją c dalej poniższy czterow iersz w y ję ty z poezyj E h re n berga:
Gdziekolwiek wyrok carski nas zawlecze, Oszukamy jego dumę;
Poniesiem z sobą p r a w a c z ł o w i e c z e , Poniesiem w olności dżumę...!!
N orw id o p a tru je ten c y ta t n astęp ujący m kom entarzem :
B o s k o ś ć p r a w c z ł o w i e c z y c h i w o l n o ś ć , jako hannibaliczny w ybieg i jak dżuma dla nieprzyjaciela ludzkości, a n ie jako uolbrzym ienie i uskrzydlenie przyjaciół ludzkości, a nie jako namaszczenie Chrystusowego żołnierstwa i ran wreszcie balsam życiodajny — przedstawiają się naprzód wyobraźni. [PP 63—64]
In nym i słow y — szkoda (zdaje się m ówić Norwid), że E h ren berg m o gąc być w cieleniem M ickiewiczowskiego G ustaw a dał się ogarnąć pło m ieniom H annibalow ej zem sty.
Nie bez głębszego pow odu pośw ięciłem tak w iele m iejsca tem u — na pozór —■ drobnem u szczegółowi, bo on jest kluczem do zrozum ienia tego, co N orw id z późniejszej twórczości M ickiewicza b rał, a co odrzucał. Je d n o je st tu znam ienne, a m ianowicie, że w stosunku do twórczości A dam a z okresu kow ieńsko-w ileńskiego nig d y żadnych zastrzeżeń nie w ysunął.
A le poczynając od okresu rosyjskiego tej tw órczości stosunek N or w ida do niej zaczyna się kom plikow ać. Do pew nych, bardzo w ybitny ch u tw oró w M ickiewicza z tego czasu nie spotykam y naw iązań żadnych. Zgoła jak b y nie istniały! — M am n a m yśli S o n ety, zwłaszcza S o n e ty
k r y m s k ie i Farysa. N ad K onradem W allenrodem niepodobna było oczy
w iście przejść m ilcząco do porządku, ale rea k c ja n a to dzieło doszła do głosu dopiero w em igracy jn y m okresie życia N orw ida. J a k należało oczekiwać z całej postaw y jego wobec zagadnień życia narodow ego i z jego stanow iska chrześcijańskiego, rea k c ja ta by ła zdecydow anie u jem na. W ypow iedział ją a u to r odczytów o Słow ackim w L e k c ji IV
z okazji rozw ażań o A n h e llim . Sąd brzm i kró tko i bez bliższego u zasad
nienia:
W alenrodyzm jest to rom antyczna powiastka i niezupełna jeszcze pochew miecza tego. M ickiewicz m iał prawo mówić: Walenrodyzm, ja m ówię W in- kelrydyzm. [PZ F, 253]
A więc raczej K ordian niż W allenrod! — P rzytoczony sąd był p rze znaczony do publikacji, n ato m iast w korespondencji N orw ida straszliw ie dostało się biednej Aldonie. W ogóle kobiety w dziełach M ickiewicza b y ły dla a u to ra A s s u n ty źródłem w y jątk o w ej iry tacji. W ty m punkcie jed n ą strz a łę w ym ierzył n aw et w D ziady w ileńskie. W p aździerniku 1853 pisał z A m eryki do M arii T rębickiej:
Nikt nie w ie, co jest i jakiej płci ta m g ł a , dla której Gustaw zwariował i przebił się. Każdy w ie, że Aldona jest to śpiew z w ieży zamkniętej, z któ rej w yjść nie można, ażeby nie pokazać się m niej piękną człowiekowi, odkąd zaczął żyć — najsłuszniej w św iecie, bo dla takich subtelności m iłosnych trzeba być nieżywym . [WP 8, 143]
32 K O N R A D G Ó R S K I
Czy nic w obec tego p o em at M ickiew icza nie dał Norwidowi? Ow szem — jed n ą jed y n ą zachętę, k tó ra cudow nie harm onizow ała z p o stu late m staw ian y m przez N orw ida czytelnikow i czy — szerzej biorąc — w szelkiem u odbiorcy dzieła sztuki. Chodzi oczywiście o znany u ry w e k z Prom ethidiona, gdzie m ow a o tym , że i słuchacz, i w idz jest a rty stą :
I tak się śpiew a ona pieśń m iłości dawna, Nieznana raz, to znowu sław na i przesławna...
I dość: niech s ł u c h a c z w d u s z y s w e j d o ś p i e w a. [PZ A, 141—142]
Jeszcze jed en c y ta t z K onrada W allenroda w y p ły n ął n a k a rta c h ko resp o n d en cji poety, ale całkiem w y rw a n y z k o n tek stu całego dzieła i zam ieszczony jak o dopisek nie łączący się z pozostałą treścią w liście do B ronisław a Zaleskiego z 1872 roku:
Walter w szystko utracił, W alter sam jeden pozostał.
Jako w iatr na pustyni błąkać się m usi po świecie...! [WP 9, 275]
W ym ow a tej sk arg i liry czn ej w ów czesnej sy tu a c ji życiow ej N o rw i da nie w ym aga k o m en tarza.
W k oresp on d en cji rów nież znalazł jed y n e echo w iersz Do M a tki P o l
ki. Pisząc w 1860 r. do N in y Łuszczew skiej, N orw id stw ierdza, że t u,
tzn. w e F ra n cji, liczy ju ż tylko n a gró b zbiorowy, a t a m — czyli w k ra ju : „na one »rodaków rozm ow y«, o k tó ry c h śp. A dam w w ierszu sw oim przeklęcie-p ięk n y m śp iew ał” (W P 8, 361). W ty m złożonym epi tecie skupia się cały sto su n ek N orw ida do tw órczości M ickiew icza o te m aty ce naro d o w ej: zach w yt dla a rty z m u i w e w n ętrzn y p ro te st przeciw
treści.
Stosun ek ten n a jp e łn ie j m oże w y raził się w naw iązan iach a lu z y j nych i u ry w k a c h polem icznych, n ap isan y ch z okazji III części D zia
dów.
W tw órczości m łodzieńczej N orw ida spotkać m ożna w ypow iedzi, b ę dące jak b y echem słów: „języ k kłam ie głosowi, a głos m yślom k łam ie ” . C hw ilam i m łody p o eta m ów i o tw arcie słow am i w ielkiego poprzednika:
poznam y dopiero, jak to m yśl upada Na siłach, jak to płacze, kiedy ją w sukienki Czarnych głosek obleką...
Gdybym zrzucił ciało I z kości się w yłam ał, gdyby pozostało Ścierwo w błocie, a dusza jeszcze m iała oczy Dla św iata — to bym m oże jaki hymn proroczy W ielkim głosem zanucił [...]
Podobnie w innym w ierszu m łodzieńczym : C hw ila m y śli (1841), gdzie czytam y:
Błogosławieni, którym gardła dźwięki Mogą w ystarczyć — którym dosyć ręki, Ażeby pisać: m nie zaś ciżba głosek
N a pogrzeb m yśli, zamiast na jej chrzciny Ciągnie... [PZ A, 40]
P isane to je st w okresie, gdy N orw id jeszcze nie w y tw o rzył w sobie w łasnego stosun ku do zaw artości całego u tw o ru M ickiewicza i reagow ał n a szczegóły, k tó re się w iązały z tym , co go trap iło jako początkującego pisarza.
K ry ty cy zm wobec D ziadów i Ksiąg n arodził się dopiero po rzym skich starciach z tw órcą legionu włoskiego. W samo sedno rzeczy u d e rz a N or wid, gdy w Zarysach z R z y m u (drukow anych w krako w sk im „Czasie” w styczniu 1849) pisze:
Często na m yśl m i przychodzi w iersz w ielkiego poety — „Tyś w yzw ał na rozumy, ja w yzw ę na serca” — a mimo najw iększego uszanowania dla piękności, rozbieram sobie te w yzw ania i przekonywam się w idocznie, że w y z w a w s z y n a r o z u m , ten już jakoby traci rozum i zaczyna być bronią, a nie broni kierunkiem , i zaczyna być pasją — nie rozumem... Po dobnież znowu, gdy na s e r c a podoba się komuś spróbować — serce staw a się grotem, który przed się cisnąw szy b e z s e r c a zostajemy! [PP 13]
W iele słuszności m ają więc in te rp re ta to ro w ie Zw olona, a do pew nego stopnia i Quidama, k tó rz y się w tych u tw o rach d o p a tru ją polem iki ideo w ej z M ickiewiczem . Zw łaszcza podkreślił sam N orw id ową polem icz- ność Z w olona przez w prow adzenie cy tatu :
Zemsta, zem sta na wroga,
Z Bogiem, a choćby mimo Boga!... [WP 3, 47]
— jako h asła bojowego, k tó re głosi tłu m w y ru szający do w a lk i ze znienaw idzonym w ładcą. N orw id uw aża za stosow ne w ytłum aczyć u ży cie tego c y ta tu i tak go in te rp re tu je w przedm ow ie do sw ej „m ono logi!” :
D wa wiersze „zemsta, z e m s t a n a w r o g a etc.” — lubo użyte w charakterze, jakiego w ielki pisarz w swoim nie dał im dziele — nie po w inny służyć jako dowód, iż nadużywam y cudzysłowu.
Trudno było, a m oże niepodobna silniejszej e k s p r e s j i bólu i o d d z i a ł a n i a b ó l e m znaleźć, i dlatego są w zięte. [WP 3, 33]
Mimo tego zastrzeżenia cały sens sceny R y n e k na przedm ieściu o b ra ca się dokoła idei zem sty, k tó rej Zwolon — w yraziciel m yśli p o e ty — p rzeciw staw ia takie słowa:
Zemsty, m ówię, żądza Gdy o ojczyzny losach rozporządza,
34 K O N R A D G Ó R S K I
Ojczyzna z zemstą w związek wchodzą taki, Że k iedy jednej s t a n i e s i ę, to drugiej Może nie stanie już... [WP 3, 46]
A le nie ty lk o p ro b le m aty k a podstaw ow a D ziadów bu dziła sprzeciw , N orw id zżym ał się i na n ie k tó re szczegóły. W yjątkow ą niechęć budziły w n im w iersze: „D epcę was, w szyscy poeci, w szyscy m ędrce i p ro ro k i” . C y ta t ten w ra c a i w w ierszu Do W alentego Pom iana Z. (1859), i w P ierścieniu W ie lk ie j D am y, i w reszcie w liście do B ronisław a Z a leskiego (1874), a w szystkie n aw iązan ia m ają c h a ra k te r zdecydow anie ironiczny.
S ugestię b ardzo w y raźn ą, że III część D ziadów jest ty lko lite ra tu rą , co stra c iła zw iązek z rzeczyw istością, zaw iera w reszcie P salm ów -psalm , gdzie p o eta m ów iąc o K onradzie, że w ślad za jego p ieśnią „śpiew a ków tłu m y p o w sta ły ”, stw ierd za ze sm utkiem :
Na jednej brakło nam nucie: Na nucie struny tej, co jest cięciw ą łucznika, Tej, co zamyka pieśń, a rzeczyw istość odmyka. Na nucie struny tej, której harfiarzem Maurycy...
Oczywiście: M ochnacki.
A jed n ak i w tej zw alczanej III części D ziadów zn alazły się m om en ty, n a k tó re N o rw id -a rty sta m u siał zareagow ać inaczej. P o rw a ła go arty sty c z n a potęga obrazu K o n ra d a śpiew ającego ową „ p ieśń -tw o rzen ie” i dał tem u w y ra z d w u k ro tn ie. Po raz pierw szy jeszcze w r. 1845 (list do A ntoniego Zaleskiego), gd y m ów iąc o polonezie Ogińskiego określa swe w rażen ie słow am i: „m ógłbym się w yrazić, że okrągłość jego »w dło niach czuję«, ja k to A dam p o w iad a” (WP 8, 4). Po raz d ru g i — w Pro-
m e th id io n ie :
Pieśń m asz — lecz p ieśn i gdzież rozgałęzianie?... Toż i przyw ódca Konrad uwięziony
M ówi-ć, że c z u j e j e j z a o k r ą g l a n i e Że s i ę l u b u j e w d z i ę k i e m onej strony I zda się dłońmi tykać już wcielanie... [PZ A, 148]
C y ta t ten p o trz e b n y b y ł N orw idow i w zw iązku z całym w yw odem o m iłości p raw dziw ej, k tó ra nie m oże istnieć bez w cielenia.
T akich d robnych, n iejako ubocznych, n aw iązań do III części D ziadów znalazłoby się w ięcej. Że „życie — jed n ą c h w ilk ą”, czytam y w W eselu. N astęp u jący obraz w poem acie S a lem je s t jak b y u tk a n y z różnych e le m entów w izji K o n ra d a obracającego k ręg i gw iezdnej harm oniki:
...Dziejów m ądre są ekwacje; Na dnie ich leży Chrystusowe słowo.
Pośrodku, czasów -krążą konstelacje I harmoniami sw ym i w Epok kręgi Niby tańczące w iążą się P otęgi...5
Nie b ra k w reszcie i aluzji żartobliw ych, jak owo przypom nienie w A d leones w zm ianki o g en erale Jom ini, um ieszczonej w Przeglądzie
w ojska, k tó ry m iał tw ierdzić, że „koń, nie człowiek, dobrą jazd ę czyni”
(w. 79— 80). N orw id w yzyskuje to dla c h a ra k te ry sty k i rzeźbiarza w ska zu jąc na w ybór, jakiego ten dokonał, jeśli chodzi o rasę ulubionego zw ie rzęcia:
Jeżeli albowiem generał J o m i n i twierdzi, iż koń, nie zaś kawalerzysta, „ d o b r ą j a z d ę c z y n i ” — tedy, z daleko w ięcej psychologicznych w zglę dów, utrzym ywać byłoby właściw ym , że dobieranie sobie tego lub owego psa rodzaju głośno o dobierającego poczuciach i um yśle znamionuje. [WP 5, 171]
Z kolei Księgi. Że m u siały one być N orw idow i w całokształcie swego d u ch a dalekie, tego dowodzić nie potrzeba. Ja k b y odpow iedzią n a zda nie: „D uszą n aro d u polskiego jest p ielgrzym stw o polskie”, może być n a stę p u ją cy u ry w e k z p o em atu N iewola, gdzie m owa o losie różnych człon ków ujarzm ionego naro d u :
Do czasu, jedni pościć będą pieśnią — Drudizy zamarzą się i w m gły roześnią. Inni utoną w śm ierci oceanie;
Oi w Sybir pójdą — owi ma wygnanie, A owi... do tych m ówię:
Kto zostanie, Niech już mad grobem ojczyzny nie płacze, Lecz miech uważa głaz, pytając w duchu,
Gdzie stopy wryję?... dłońmi jak zahaczę?... [PZ A, 229]
Słowem , nie w y g n ań cy (użycie tego słow a jest znów polem iką z M ic kiew iczem , k tó ry w Księgach p ro testo w ał przeciw takiem u nazy w aniu p ielgrzym stw a), lecz ci, co zostali n a m iejscu, są ostoją n aro d u i n a nich tylk o m oże się oprzeć przyszłość. G dyby ktoś chciał u jąć stosunek N o r w ida do Ksiąg jednym w yrażeniem , może nie byłoby w ielkim błędem m ówić o pobłażliw ym lekcew ażeniu. Jakże bowiem inaczej rozum ieć dłuższą w ypow iedź z R zeczy o w olności słowa, gdzie sąd o K sięgach p rz y b ra ł fo rm ę jak iejś alegorycznej p a ra leli m iędzy zew n ętrzn ą efekto - w nością w u lk an u a m ajestaty czn y m w idokiem dorocznego ow ocow ania łan u zboża:
Powiadają, że K sięgi P ielg rzym stw a śród krzyże Porzucone z kartami, które w icher liże,
Jak pianę fal — są arcy-potężnym zjaw iskiem ,
5 C. N o r w i d , R eszta w ie rszy odszukanych po dziś, a dotąd nie dru k o w a
36 K O N R A D G Ó R S K I
Że duch byw a m aterii-m arnotraw stw a bliskim , Że, zaiste, jest w ielkim natchnienie wulkanu, Ptak je w ietrzy, drży jem u grzywą kark kurhanu, Firm am ent się zanosi łkaniam i Sodomy.
Coś dzieje się, w racają niedopękłe gromy
We chmur wnętrze, jak poród co uląkł się siebie — Coś się na ziem i dzieje — stało się na niebie. M iasta, jako ich m ury pobladły wapienne, Bruki placów jak piersi podnoszą się senne, Gmin szemrze... potem naraz czerwony słup łuny, P rzekreśliw szy firm am ent, rozdeszcza pioruny. Rolnik pług załam uje w skibę rozżarzoną,
Jak krzyż w zachodu blaskach. — Król Chwiejną koroną Maca po drżącej ziem i, gdzie państw a granice,
Zgładzone burzą w karty piasku bladolice? A poświst w ichru równa ludzkość cichym pyłem... Mówią, że to jest w ielkie! — Ufam!... ja tam byłem!... W szelako — acz jest piękne w ulkan u natchnienie, I trzęsąc harfę nerwów , ma coś jak sum ienie Doniosłego — być może, że i Nilu łono Szerokiego, co z swoją palm rzadkich koroną Na rów nem czole, w płaszczu safirowym w ody Wraca rocznie, pam iętny, by ukrócić głody — I rozw iniętą szaty lazurowej połą
Otula pierś narodu, jak matka pierś gołą N iem ow lęcia, by w stał jej syn zdrowy i syty Pojrzeć ina dobroć Boga, na zbóż aksamity: M yślę, że i ten cichy co rok w idok łanu M ajestatycznym bywa niem niej od w u lk a n u !6
G dy N orw id p isał te słowa, k o resp o nd en cja M ickiewicza jeszcze nie była ogłoszona. G dyby była, znalazłby w liście a u to ra K siąg do H ieroni m a K ajsiew icza z 31 paźd ziern ik a 1835, w ty m liście, gdzie zostały za cytow ane słow a S a in t-M a rtin a o poezji: „On ne d evrait écrire des vers
q u ’après avoir fa it u n m ira cle”, n a stę p u jąc e gorzkie reflek sje:
Przekonasz się kiedyś, co to jest sław a i jak ci nie spraw i ani jednej chw ili szczęśliw ej — i często może będziesz najbardziej żałow ał tych słów, które najw iększe w zbudziły e c h o 7.
A jeśli chodzi o echo, któreg o doczekały się dzieła M ickiewicza, n a j silniejszym było n iew ątp liw ie św iatow e echo Ksiąg.
Szerzej om aw iać na ty m m iejscu sądów N orw ida o P anu Tadeuszu nie
6 C. N o r w i d , Dzieła. (Drobne u tw o ry p o etyc k ie — po em a ty — u tw o ry d ra
m atyczn e — legen dy, now ele, g aw ędy — p rze k ła d y — ro zp ra w y w ierszem i p ro zą). Wydał, objaśnił i w stępem krytycznym poprzedził T. P i n i . Warszawa 1934,
s. 604.
m uszę; zrobiono to już daw niej. S um ując b ogaty m a te ria ł w ypow iedzi, głów nie w listach (do R up rech ta, K raszew skiego, B ronisław a Zaleskiego, M ariana Sokołowskiego, M arii Trębickiej i innych), trzeb a stw ierdzić, że N orw ida drażn iło w ty m utw orze praw ie w szystko: powiatow ość, w szyst kie postaci z w y jątk iem Jan kiela, zwłaszcza kobiety i bo h ater ty tuło w y, opisy gastronom iczne, a przede w szystkim b rak szerszej p e rsp ek ty w y ży cia narodow ego. K orzył się n ato m iast przed niedościgłym arty zm em poem atu w zobrazow aniu przyrody. W całokształcie dzieła w idział nie epopeję, ale genialną satyrę, a sław ne biurko T elim eny urosło w jego oczach do groteskow ego sym bolu narodow ego; w oczach poety, k tó ry nie zn ajd u jąc echa w śród współczesnych, pisał — jak to się dziś m ów i — do szuflady.
W ypowiedź publiczną o P anu Tadeuszu zaw arł znów w odczytach o Słow ackim , z okazji w yw odów o ch rześcijańskiej epopei i m ówiąc o m iejscu, k tó re chciał w yznaczyć dla K róla-D ucha. O świcie dziejów epopei chrześcijańskiej zjaw iła się, zdaniem N orw ida, Jerozolim a w y z w o
lona, o zachodzie — Don K ichot, w południe zaś — Pan Tadeusz. W ybór
tej pory dnia nie był jed n ak kom plem entem . P osłuchajm y:
Oto w ięc w schodow y i oto zachodni blask w szelkiej epopei — ale że dzie jów całość n ie tylko m a twórczość żywotną i rozstrój kryty blichtrem ła ta nego naśladownictwa; ale że ona m a jeszcze i momenta wczasu, w ypocznienie prozy, które by południem nazwać można: w te w ięc czasy wakacji, i bo haterem takiej epopei nie byłby już Godfryd, nie Don Kichot, ale poczciwy chłopiec jaki dzielny i szczery — Pan Tadeusz — i oto jest t r z e c i a epo peja w toku chrześcijańskiego życia. [PZ F, 270—271]
Aż dziw ogarnia, g d y to w szystko czytam y! Słow acki zdum iew ająco tra fn ie odczuł i genialnie w yraził, że się ,,przed ty m poem atem w ali jak a ś ogrom na ciem ności stolica” (B en io w ski, V III), a N orw id, k tó ry w w ierszu A e ru m n a ru m p len u s ubolew ał, że „coraz żyw ot m n iej uczczo n y t u ” , nie um iał dostrzec w P anu Tadeuszu najpotężniejszej afirm a c ji życia, jaką stw orzyła lite r a tu r a polska.
P o m ijając już tak ie czy in n e szczegółowe aluzje N orw ida do u tw o ró w M ickiewicza, zwłaszcza w R zeczy o wolności słowa (m. in. do R e
d u ty Ordona), przejd źm y do o statn iej p a rtii niniejszego szkicu, do alu zji
dających sy n tety czn e ujęcie osoby i dzieła M ickiewicza.
N iew ątpliw ie „N estora lite ra tu ry n aszej” przede w szystkim dotyczą ap ostrofy tak ie, ja k w w ierszu K la ska n iem m ając obrzękłe p ra w ice:
Nie w ziąłem od w as nic, o! w ielkoludy,
— albo w w ierszu: R zeczyw isto ść i m arzenia (1854), którego a d re sa tk ą była D eotym a — p rzestro g i dla początkującej poetki:
W trzeźwej trwaj m ierności I chroń się M istrzów -w ielkich, co dziś nucą,
38 K O N R A D G Ó R S K I Bo oni k l ą t w ę s w e j w y b u j a ł o ś c i N a t w o j e m ł o d e r a m i o n a z a r z u c ą I, z a m i a s t t o b i e d a ć b ł o g o s ł a w i e ń s t w o, P r z y t u l i ć s ł o w e m i o g r z a ć w y z n a n i e m , O n i c i l a u r ó w s w y c h d a d z ą p r z e k l e ń s t w o .
We w szystkich w ypow iedziach tego ty p u M ickiewicz zjaw ia się jako w ielkolud, w cielenie potęgi, budzącej podziw, ale nie koniecznie dobro czynnej. Oto sy n teza jego postaci i dzieła w w ierszu A u to r-n ie zn a n y (1856):
Śpiew aków trzech, różnego w ieku i postaw y, Do koczujących przyszło m ężów przy ognisku;
Pierw szy — o ch w ale śpiew ał, lubo głos m iał łzawy, Także o zem ście, w oka potwierdzanej błysku, O sile też, z w nętrzności ducha wydobytej, Zdruzgotać broń m ogącej, a cichej i skrytej... — P ieśń jego zrazu była w zięta obojętnie,
Ciekawiej potem — potem w szystkim i zm ysłam i, Z zapałem takim , chciw ie tak, i tak nam iętnie, Że śpiew ak zn ik ł słuchaczom — m yśleli, że sam i Z lirą obcując, m ogą pominąć c z ł o w i e k a .
A więc znów n a czoło w y su n ęła się siła, a jako te m a t — zem sta. Ale tu pojaw ił się m o m ent now y — sto su n ek słuchaczy do śpiew aka. To n ie co w cześniej, jeszcze za życia M ickiewicza, w ypłynęło w poem acie Salem (1852), gdzie w ielbiciele p o e ty podzieleni są n a trz y katego rie: ci, co cho dzą za nim ; ci, co nie chodzą, ale każą w jego imię; wreszcie ci, co w n aiw n ej p rostocie ducha niejako p ielg rzy m u ją do w ielkiego m istrza słow a:
T y c h s i ę , A d a m i e , p o ż a l w p r z ó d n i ż i n n y c h , Tych, co oblicza Twego nie zaznały;
N ajniew inniejsze są bowiem z niew innych, A schną, choć w iele, w iele u kochały...!8
K o m en tarzem do tego u tw o ru może być n a stę p u jąc y passus z listu do B ohdana Zaleskiego (styczeń 1851):
N ie byw am tam [tj. u M ickiewicza] często, owszem, jak najoszczędniej — chórów greckich nie lubię, a ten w ielk i człow iek ma ich dwa — jeden e c h e m m u, drugi ś m i e c h e m — oba niechrześcijańskie! [WP 8, 78]
Ś m ierć M ickiewicza, pogłoski o jego otru ciu , a w a n tu ra na jego po grzebie — w szystko to znalazło echo w zn anych w ierszach, k tó ry c h tu om aw iać nie p o trzeb u ję. W św ietle ty ch w ypadków n a stą p iła w N o rw i dzie jakaś ew olucja w poglądzie n a głębszy sens u tw o ró w M ickiewicza, k tó ry m się d aw n iej przeciw staw iał. W zw iązku ze sk andalicznym
zaj-8 N o r w i d , R eszta w ie rsz y odszukanych po dziś, a dotąd nie dru kow an ych, s. 23.
ściem n a pogrzebie A dam a N orw id tak pisał do L enartow icza (23 stycz nia 1856):
Trzeba Ci w iedzieć, że Pan Adam bezwidocznie ty le razy w im ię 4<> przy kazania zasłaniał błędy tradycyjne, toteż Pan Bóg dał mu, że jeszcze z trum ny kirem swoim obrzucił i tę nagość — solennością dnia skandalu uczucie czyniąc ogólniejszym... rozumiesz... Takich ludzi... dopiero po śm ierci czyta się... O statnie słowo jego było: „K o c h a j m y s i ę”. [WP 8, 190]
A więc w róciliśm y do Pana Tadeusza, ty m razem nieco inaczej po jętego. Ludzie świeżo zm arli m ają zawsze rację.
Skoro w róciliśm y, d o tk n ijm y tzw. litew skości M ickiewicza. N ie po trz e b u ję dowodzić, że w oczach N orw ida (któ ry nb. z w ielkich poetów polskich jed en jed y n y nosił etym ologicznie litew skie nazwisko!) chodzi ło nie o odrębność narodow ą starszego poety, ty lko o jego regionalne po chodzenie, o regio nalną odm ianę Polaka. Okoliczność ta w yw oływ ała w N orw idzie czasem w zruszenie, czasem iry tację. Do pierw szej kateg o rii n ależy w iersz Słów ko. (Do A ntoniego Zaleskiego), gdzie apostrofując L itw ę p o eta czyni aluzję do tego wieszcza, co odszedł, ale zostaw ił swej dom ow ej ojczyźnie „klucze lir ” . O w iele potężniej jed n ak głęboki zw ią zek M ickiewicza z L itw ą u w y d a tn ił N orw id w dedykacji, k tó rą obm yślił d la zbiorowego w y d an ia dzieł poety, ogłoszonego w r. 1868, a k tó re j w y daw cy nie p rzy jęli do d ruk u . D edykacja m iała być zw rócona do ro sy j skiego zaborcy, aby skoro w ziął g w ałtem ziem ię litew ską, to niech zagrabi i pieśń w iekopom nego A dam a. Albowiem :
Do ila Litwa Waszą... pieśń Jej niech Wam poświadczy sama, D zielniej niż słup stalowy, wniebogłośniej niż trąby w Dnieprze.
Ale obok tego m onum entalnego utw o ru , sław iącego potęgę pieśni A dam a, znajdziem y i złośliwe w ycieczki. Nie bez głębszego pow odu S ę dzia D urejko w Pierścieniu W ie lkie j D am y nosi znaczące nazw isko wzo row ane n a nazw iskach ty p u: Dom ejko, Dowejko. Jakoż okazuje się czło w iekiem bardzo d um nym ze swego regionalnego pochodzenia i przeko n a n y m o tym , że „ n atch n ien ie u L itw in a jest jak n ic”, wobec czego z w raca się do Szeligi ze słow am i:
Wszakże zna Pan w iersze Mickiewicza
(Co zgniótł „ w s z y s t k i c h m ę d r c ó w i p r o r o k ó w ”) — U nas jak R adziwiłł, to Radziwiłł,
Nie potrzebujem y wielu... j e d e n doś ć . . . ! [WP 4, 133]
W odpow iedzi n a to Szeliga daje do zrozum ienia, że — m ów iąc dzi siejszym językiem — lepiej jest, gdy w ielcy ludzie w y ra sta ją na szero kim podłożu k u ltu ra ln y m całego narodu. Tym czasem :
Obeliski jednak pojedyńcze M iewają tę niedogodność znaczną,
40 K O N R A D G Ó R S K I
Że z nich d o m u staw ić nie podobna...
I zaledwo p r ó ż n e z d o b i ą place. [WP 4, 133—134]
A więc znów w eszliśm y w sferę w ątpliw ości i zastrzeżeń.
N a zakończenie — jeszcze dw ie spraw y. J e d n a to sąd N orw ida o ję zy ku M ickiewicza. Z estaw iając w k ład A dam a do języka polskiego z tym , co w niósł Słow acki, N orw id b ezapelacyjnie p rzy z n a je pierw szeństw o te m u drugiem u:
K ochanowski bowiem m iał tylko jeden język, M ickiew icz jeden, Zyg m unt, Bohdan, M alczew ski i każden z tych filarów słow a narodowego jeden, ale Słow acki Juliusz w szystk ie w ieków , czasów, społeczeństw, typów i płci języki m iał. [FZ F, 277]
A le n a ty m nie koniec. Dalsze w yw ody przyniosą now e ograniczenia pozytyw nego sądu:
M ickiew iczow i było dano, że M ojżeszowy język gniew u narodowego lw ią nasrożył grzywą, jakby bój trw ał. Zygm unt Krasiński tegoż czasu sejm ow y, senatorski, publiczny słow a m ajestat tak uprawiał, jakby za dni w ielkich Rzeczypospolitej. I kłam ali obydwa. M ickiew icz ów gniew narodowy, Zyg m unt życie — k łam ali, jak niańki dzieciom chorym , powieściam i krócąc noce, albo jak korybantowie starożytni w m iedziane uderzając tarcze, aby S a turn, płacz dziecka usłyszawszy, całej przyszłości w nim n ie pożarł. [PZ F, 278]
D ru g a sp raw a — to głębszy sens w rażenia, jak ie odniósł N orw id z od w iedzin u rzeźb iarza M arcelego G uyskiego i u trw a lił w w ierszu W pra
cow ni G uyśkiego. W obliczu w spaniale w ykonanego posągu p rze d sta
w iającego A n d rz e ja Zam oyskiego p oeta zaczyna snuć sm u tn e reflek sje, że M ickiew icz za m łodu nie n a tra fił n a rzeźbiarza, co b y u trw a lił jego
ówczesne oblicze —
I przechodzę co rychlej, bardzo będąc sm ętnym , Że gdy m łodym b y ł geniusz, głaz nie b ył namiętnym .
Ja k że zro zu m iały jest ten żal w duszy człow ieka, dla którego tylko m łody M ickiewicz tw o rzy ł rzeczy nie budzące zastrzeżeń, całkow icie m u