• Nie Znaleziono Wyników

Wspomnienie o Stanisławie Windakiewiczu : człowiek i uczony

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wspomnienie o Stanisławie Windakiewiczu : człowiek i uczony"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Wspomnienie o Stanisławie

Windakiewiczu : człowiek i uczony

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 412-424

(2)

W SPO M NIE NIE O S T A N ISŁ A W IE WINDAKIEWICZU

C ZŁO W IEK I UCZONY

9 kw ietnia 1943 zm arł w K rakow ie S tanisław W indakie- w icz, dobiegłszy osiem dziesiątki, o k tó rą pełnego niepożytej energii nikt, k to go znał, nie byłby podejrzew ał. Znakom item u uczonem u, w chwili g d y p rze k ra cz a ł siedem dziesiątkę, „ P a ­ m iętnik litera c k i“ poświęcił z e sz y t sp ecjaln y z doskonałym p o rtre te m jubilata, n ak reślonym przez W . B orow ego. R ów no­ cześnie w „R uchu literack im “ pojaw ił się mój szkic o jego działalności naukow o-literackiej. D o obydw u w ypadnie tu na­ w iązać niejednokrotnie, ich jednak ogłoszenie pozw ala obec­ nie zająć się sp raw am i tam nie p oruszanym i, rzucić g a rść w ia­ dom ości i w spom nień o człow ieku. T ym więcej, że — jak się okaże — człow iek to był b ard zo niezw ykłej m ia ry i, jak to byw a, zbyt m ało zn an y nie tylko ogółowi, ale naw et ludziom, w dziedzinie, w k tórej pracow ał, dobrze zorientow anym .

* * *

Poch od ził W indakiew icz ze starej rodziny górniczej wielickiej, k tó ra w y d a w ała jednostki m ocno Odbijające od sz are j m asy. G dy b y ł chłopcem , dzienniki ro zp isyw ały się o śm ierci jego s try ja , sz ty g a ra , k tó ry zginął w płonącym sz y ­ bie, gdy, nie zw a ż a ją c na ostrzeżenia, śpieszył z pom ocą za ­ grożo n y m w podziem iu sw ym podw ładnym , braciom górni­ kom . P ó ź n iejsz y profesor, uro d zo n y w D rohobyczu, 24 listo­ p a d a 1863, dzieciństw o spędził na W ęgrzech, gdzie p rac y po­ szukiw ał jego ojciec, poczm istrz, usunięty z posady za udział w pow staniu. Zm iana w stosunkach politycznych spraw iła, że chłopiec ry ch ło znalazł się w k ra ju i na całe życie zw iązał się z K rakow em . Tu chodził do G im nazjum św. Anny, gdzie jed­ n y m z jego nauczycieli był Ja n Czubek, tu w r. 1887 ukończył un iw ersy tet do k to ratem filozofii. Z w róciw szy na siebie uw agę profesorów , S tan isław a Sm olki i S tanisław a Tarnow skiego, już w czasie studiów uniw ersyteckich począł ocierać się o R zym i archiw a w aty k ań sk ie i odtąd m iał niejednokrotnie naw iedzać „w ieczne m iasto “ i inne ośrodki nauki w łoskiej.

(3)

W sp o m n ie n ie o S ta n isła w ie W in d a k ie w ic z u 4 1 3

W ycieczki italskie, w k tó ry ch tow arzyszam i byli m u znani później uczeni, h isto ry cy W . C zerm ak i J. Fijałek, filo'- zof W . R ubczyński i filolog A. M iodoński, następnie roczny pobyt n a uniw ersytetach, niem ieckich w M onachium i Berlinie, roczne w reszcie studium w P a ry ż u , gdzie zaprzyjaźnił się z E. Porębow iczem i Z. Przesm yckim , i gdzie z entuzjazm em słuchał w ykładów wielkiego k o m p araty sty , G astona P a risa . zadecy d ow ały o hory zon tach zainteresow ań naukow ych mło­ dego bibliotekarza Akadem ii Um iejętności, to stanow isko bo­ wiem W indakiew icz przez lat dw anaście (1890— 1902) zajm o­ wał. One też w y z n a c z y ły w stopniu niem ałym bieg jego k a ­ riery naukow o-uniw ersyteckiej, rozpoczętej habilitacją w roku 1896; po sześciu latach docentury o trzy m ał kated rę nadzw y­ czajną (1902), w dziesięć lat później (1912) zw yczajną, hom a­ row ą w reszcie w r. 1938. W ten sposób, ro zstając się na rok przed w ybuchem w ojny z uniw ersytetem , m iał za sobą 38 lat p rac y nauczycielskiej, której dokum entem sta ły się z jednej stro n y przezabaw ne anegdoty, z upodobaniem pow tarzane przez uczniów oryginalnego profesora, z drugiej zaś k ilkana­ ście teczek w ykładów , przy go to w y w any ch bardzo starannie, (dopełnianych co lat kilka, a obejm ujących całość dziejów po­

ezji polskiej od G allusa po d ram aturgię n e o ro m a n ty c z n ą *). W ykładów , k tó re m iały c h a ra k te r rew elatorski przed laty

h Puścizna rękopiśm ienna, zdeponow ana w A rchiwum U niw ersytetu Jagielh, przedstaw ia się następująco :

1. Ś redniow iecze k. 273 r. 1918 2. Literatura w. XVI (O rzechow ski - Bazylik) k. 382 r. 1904, 1909 3. (K ochanowski-W arszewicki) k. 530

4. (Poprzednicy R eia-R ei)

5. Literatura w . XY11 (M iaskowski, Szym ono- w icz. Zbylitow ski, Pieśni popularne, Birkow- ski, Knapski, Sarbiewski, Morsztyn, Zimoro- w icz, T w ardow ski, Opaliński, Starowolski,

Prozaicy) k. 365 r. 1906, 1920 6. (K ochowski, Potocki, Lubomirski, Fredro,

Pasek) k. 265 r. 1906, 1917 7. Literatura w. XV111 (C zasy saskie-Jabłonow -

ski, D rużbacka i in.-N aruszew icz, Zabłocki,

Krasicki) k. 325 r. 1917 8. (Trem becki. W ęgierski, Zabłocki, Karpiński,

Kniaźnin, Bogusławski, Kołłątaj, Staszic) k. 300 r. 1907, 1917 9. Literatura w . XIX (W oronicz, Brodziński,

Śniadecki) k. 270 10. (Zan, Korsak. C hodźko, O d yn iec, G osław

-ski, Garczyń-ski, W itwicki) k. 240 r. 1906 11. (M alczewski, Zaleski, G oszczyński)

12. (Juliusz Słow acki)

13. (G aszyński, Olizarow ski, W asilewski, Zy- gliński, Berwiński, Pol, M agnuszewski,

Sie-m ieński, U jejski) k. 370 r. 1906, 1908 14,1-2. (Krasiński-Żm ichowska) r. 1911 15. (Lenartowicz - W yspiański) k. 450 r. 1923

(4)

4 1 4 J u lia n K rz y ż a n o w s k i

pięćdziesięciu, g d y drobny prelegent o bardzo osobliwej dy k ­ cji, zw olna p rze w ra c ają c przed sobą zapisane ołówkiem k a rty , rzucał nowe i śm iałe uw agi w grono zasłuchanych, nieraz roz­ baw ionych, a nieraz zgo rszonych studentów , a w wielu, b ardzo wielu w y p ad k ach c h a ra k te ru tego nie stra c iły po dzień dzisiej­ szy. C h a ra k te r ten przem ów ień „ex cathejdra“ był wynikiem p o sta w y człow ieka i naukow ca rz a d k o podów czas spotykanej, a m ocno odbiegającej od naw yków i w ym agań środow iska, w k tó ry m W indakiewiiczowi żyć i pracow ać w ypadło. P o ­ staw y , nie pozbaw ionej pew nych cierpkich zawiłości.

W ychow anek m ianowicie m yśli po zytyw istycznej, pełnej uwielbienia dla nauki, ale dom agającej się od niej koncesyj na rzecz potrzeb życia społecznego, W in d a k iew ic z kochał naukę, ale naukę czy stą, w olną od serw itutu publicystycznego, k tó ry z upodobaniem odrabiali jego i m istrzow ie i rów ieśnicy, zw ła­ szcza na U niw ersytecie Jagiellońskim . Nie znosił kaznodziej­ stw a w todze naukow ej. Nie łatw e en tuzjazm y b y ły dlań w y ra ­ zem istotnego stosunku do zaga(dnień naukow ych, lecz „p ro ­ cent z a in tereso w an ia“ , jak to nazyw ał, u jaw n iający się w sa ­ m ym doborze zagadnień i sposobie ich rozw iązyw ania. Rzecz jasna, że na k a te d rz e historii lite ra tu ry polskiej, w środow isku, gdzie i profesorow ie i studenci k a te d rę tę poczyty w ali z a ro­ dzaj św ieckiej am bony, stanow isko zw olennika poglądów k ra ń ­ cowo odm iennych było b ard zo trudne. W iodło ono do konflik­ tów, z k tó ry ch różne by w ały w yjścia. Jedn ym z nich była iro­ nia. T am , gdzie gro m ad a m łodzieży szuk ała nie p raw d y lecz zbudow ania, gdzie kult p raw d y tra k to w a ło się jako niepo­ trzeb n ą p edanterię naukow ą, jedynie żartobliw y stosunek do au d y to riu m um ożliw iał uczonem u ostanie się. I ty m się tłu­ m aczą sław ne „colloquia“ w indakiew iczow skie, ro zpoczyna­ ne od p y tań elem entarnych, jak owo na tem at „O d praw y po­ słów g reck ich “ , g d y zaam b araso w an a słuchaczka, nastaw iona na w ylew zach w y tó w nad Kochanowskim , nie m ogła uporać się z odpow iedziam i, co to by ła i gdzie leżała T roja, ja c y to i po co p rzy b y w ali do niej posłowie. Z abaw iający się anegdo­ tam i n a te i podobne te m a ty ogół studencki ani się dom yślał, że p ro feso r-iro n ista rad y k aln ie zm ieniał ton, ilekroć trafił na ja ­ kieś głębsze zain tereso w ania naukow e, że staw ał się w ów czas niezastąpio n ym doradcą, że dopuszczał w y b rań ca ,do swego, zw y k le niedostępnego m ieszkania, że całym i godzinam i w ta­ jem niczał go w św iat swoich dośw iadczeń, że w ypuszczał go w reszcie objuczonego książkam i, k tó ry ch chętnie użyczał, pe­ wien, że tom iki o m arginesach, p o k ry ty c h notatkam i, zrobią swoje.

Pro sto lin ijn ość i bezkom prom isow ość naukow ca, rozm i­ łow anego w praw dzie, p o zo staw ała w ścisłym zw iązku z po­ staw ą polity czną praw eg o P olaka, rzad ko sp o ty k an ą i w skutek

(5)

W sp o m n ie n ie o S ta n isła w ie W in rla k ie w ic z u 4 1 5

tego bardzo niew ygodną w początkach naszego stulecia. Zw ła­ szcza na terenie Krakow a. T ego „grodu podw aw elskiego“* k tó ry żarliw ie i niewątpliwie szczery patriotyzm polski um iał przedziw nie godzić z lojalizm em w iedeńsko-habsburskim . Na rym tle W indakiew icz odcinał się swą niechęcią do łatw ych kom prom isów, przypom inającą znaną postaw ę W y spiań­ skiego. E uropejczyk, rozm iłow any w kulturze ludów rom ań­ skich, człowiek, żyw o interesu jący się egzotyczną podów czas Rosją nie był zdolny do „antyszam bro w an ia“ po m inisterstw ach wiedeńskich, a g d y na skutek pierw szej w ojny światow ej mi­ n isterstw a te zniknęły raz na zawsze, W indakiew icz stał się żarliw ym i nieugiętym szerm ierzem , m oże naw et wielbicielem państw a polskiego, w łasnego państw a. G dy po wielu latach tu­ łaczki odwiedziłem go w r. 1920 i nie szczędziłem (dotkliwych uw ag na tem at ówczesnej rzeczyw istości, W indakiew icz w y ­ słuchał mnie z całą pow agą, w yszedł do drugiego pokoju i za chwilę w rócił z całym stosem książek. B yły to: rozkład pocią­ gów, jakiś spis urzędów państw ow ych i kilka innych, podob­ nych pubłikacyj. I z entuzjazm em , jak g d y b y interpretow ał tek ­ s ty arcydzieł, jął mi w skazyw ać, ile m am y i jakich pociągów, ile odm ian w ładz n ajrozm aitszych od m inisterstw po u rzęd y 'pow iatow e. Tabele zapełnione cyfram i m ówiły mu o stałej, s y ­

stem atycznej i im ponującej rozbudowie życia zbiorowego, ż y ­ cia wolnej Polski na gruzach przezw yciężonej niewoli. A w dw a lata później H. G aertner, przedw cześnie z m a rły gram atyk, opo­ w iadał mi zabaw ną p rzygodę w pociągu m iędzy Krakow em a Lublinem. W przedziale, w k tó rym jechał z W indakiew iczem , w yw iązała się typow o polska rozm owa, „psioczenie“ na tem at niedom agań życia zbiorowego. Rej wodził w niej daw ny „ ra d ­ c a “ galicyjski. W pew nym momencie W indakiew icz nie w y ­ trzym ał, w m ieszał się i jął energicznie dowodzić, że przedm io­ tem sk a rg są zjaw iska przem ijające,nieuniknione w czasie powo­ jennym , że jest znacznie lepiej, niż być by mogło. Z irytow any rad c a próbow ał replikować, w reszcie rzucił: „W jakiej P olsce pan żyje, skoro pan nie widzi tego i teg o ? “. „W każdym razie w innej, niż p an “, padła odpowiedź, po czym profesor zakutał się w palto i zaczął drzem ać. Na tle takiego stosunku do życia rozw inęły się znam ienne upodobania W indakiew icza. Już w r. 1883, jako m łody chłopiec, spędził on lato na O ksyw iu i w Mo­ stach, p ro w ad ząc jakieś studia ludoznaw cze na terenie Kaszub- szczyzny. Nie dziw ota, że polski brzeg stał się ulubionym m iej­ scem jego w czasów letnich na starość. Rok rocznie p arę ty g o ­ dni spędzał w Gdyni, ciesząc się, jak dziecko, rozbudow ą tego „okna na św iat“, jak ją nazyw ał. Tygodnie gdyńskie zastępo­ w ały mu w zupełności to, bez czego żyć by nie mógł w latach m łodszych — w y p ad y do W łoch i Francji.

(6)

4 1 6 Ju lia n K r z y ż a n o w s k i

sta rć nie ty lk o z p rzy g o dn ym i w spółpasażeram i. O dbijała sie ona, zazw y czaj nieko rzy stnie n a stanow isku W ind akie w icza naukow ym . Z a p a trz o n y w m etody p ra c y naukow ej, znane mu z w ędrów ek po Europie zachodniej, pełen in icjaty w y i pom y­ słow ości, w y stęp o w ał z nimi w m ały m św iatku nauki krakow ­ skiej, skupionym w m urach A kadem ii Um iejętności. R zadko ty lk o sp o ty k a ł się z nieodzow nym zrozum ieniem . P rzew ażnie w y su w an o p rzeciw jego projektom „sp raw y w ażn iejsze“. O bronna m ask a ironii, stosow ana rów nież w tych w ypadkach, o k azy w ała się w ów czas zaw odna. W ych yliło się spoza niej oblicze człow ieka b ard zo w rażliw ego i drażliw ego. W indakie- w icz ostentacy jn ie w y co fy w ał się, rezyg no w ał z zajm ow anych s ta n o w is k /in ic ja ty w a szła n a m arne, sp raw y upadały, b y po­ jaw ić się dopiero w lat kilka czy kilkanaście, g d y p rzy jm o ­ w ano je z uznaniem , jak o rzeczy sam e przez się zrozum iałe!

A w reszcie jeden szczegół jeszcze. W ocalałym p rz y p a d ­ kow o liście (z 9. 1. 1942), jaki od W iindakiewicza na rok przed jego zgonem otrzy m ałem , w czasach najgo rszego ucisku oku­ pacyjnego, pisał mi z pogodną rezy g n acją, że studiuje pisa­ rzy... am eryk ańskich.

D oszed łem do tego, że podróżuję po A m eryce z a n g ie l-, skim B aedeckerem w ręku. U czę się stacyj z N ow ego Yorku do W ashingtonu : Kraków, Słom niki, M iechów . W iem , które m iasta ma ją m ilion, a które p ó ł m iliona ludności. Potrafię prze­ dostać się od A tlantyku do San Francisco. T rzeba p rzeb yć 3200 mil i przesied zieć się w w agonie praw ie przez cztery dni. Z geografia łączę historię literatury. Mam podręcznik przez n o w o jorskiego T renta i w y d a n ia p o ezy j Longfelłow a, Whittiera i W hitmana. M ierne talenta, w dodatku nie w szystk o dobrze rozum iem . A le zaw sze to zabaw ne czytać autorów, którzy o M assachusetts, M anhattanie i B rooklynie rozprawiają, jak m y o K rakow ie i W arszawie.

Z d u m ie w a ją c a .b y ła ta żyw otność zainteresow ań u czło­ w ieka bliskiego osiem dziesiątki, ten jego sposób opanow yw ania now ych terenów , p la s ty k a konkretn ego w idzenia i przekonanie, iż ta k a w łaśnie p ra c a coś napraw d ę znaczy.

T y ch p a rę szczegółów winno w y sta rc z y ć , by uprzytom nić odrębność i niezw ykłość osobowości człow ieka, k tó ra w w ła­ ściw y sobie sposób odbić się m usiała rów nież na postaw ie jego naukow ej.

* * *

P r a c a naukow a W indakiew icza od sam ego swego po­ czątk u biegła w trzech k ierunkach rów noległych i bliskich so­ bie, co chroniło ją zarów no przed nadm iernym zacieśnieniem h o ry zo n tó w m łodego uczonego, jak przed rozproszeniem i z a ­ gubieniem się w szczegółach. Zgodnie te d y i z ów czesnym i zw yczajam i, i w łasnym i zainteresow aniam i, i potrzebam i w re­ szcie, ’k tó re do tąd są żyw e, p rz y s z ły p ro feso r w y zy sk iw ał swe

(7)

W sp o m n ie n ie o S ta n isła w ie W in d a k ie w ic z u 4 1 7

rzetelne oczytanie archiw alne, ogłaszając m nóstw o dokum en­ tów w w ydaw nictw ach akadem ickich. Szczególną uw agę skupił na zw iązkach i stosunkach polsko-włoskich, stanow iących n a ­ turalne podłoże naszego hum anizm u w w. XV i przede w sz y st­ kim XVI. W „S p raw o zd an iach “ i „R ozpraw ach“ Akadem ii U m iejętności oraz „Archiwum do dziejów literatu ry i ośw iaty w P o lsce“ p rzez lat kilka system aty cznie drukow ał m ateriały, dotyczące scholarów polskich w Bolonii i Padw ie, by w reszcie wyniki w łasnych dociekań ująć syntetycznie w studium, „ P a ­ dw a“ (1891), dotychczas niezastąpionym , mimo narośnięcia z biegiem półw iecza p rac taki'ch specjalistów od ty ch spraw , jak St. Kot i H. B ary cz. P ra ca m i tym i torow ał drogę następ-* com, rów nocześnie zaś udostępniał m ateriały inne, rzucające całe snopy św iatła na kulturę literacką i losy literatów w P ol­ sce renesansow ej. M ateriały, które dotąd czekają na w łaściw e ich w yzyskanie. D o ty czy to nie tylko studiów nad „Rękopisam i K allim acha“, przez W indakiew icza staran nie skopiow anym i, ale naw et rzeczy drobnych i w iększych, jak „Siedem dokum en­ tów do życia Janickiego“ lub „Aktów Rzeczypospolitej babiń­ skiej“, poprzedzonych gruntow nym i barw nym w stępem , roz­ bij a ją c y m < daw ne legendy o p ana P szonkow ych gościach i za ­ baw ach. Że słow a te nie są przesadą, dowodzi drobny szkic „O Ł ukaszu G órnickim i jego rodzinie“ (1887), przeoczony na­ w et przez naszych najlepszych znaw ców renesansu. Częściowo z winy sam ego autora, częściow o dlatego, że rozp orządzał on częścią ty lko dostępnych w ów czas m ateriałów . W indakiew icz mianowicie ustalił tam , iż Górnicki, m ieszczanin oświęcimski, w ykształcenie swe zaw dzięczał wujowi, proboszczow i St. Gą- siorkowi. Stw ierdzenie to, k tó re ktoś później nazw ał zabaw nym szczegółem , nabiera pełnej doniosłości, gd y się wie, iż ów G a- siorek, inaczej „S tan isław K leryka królew ski“, b y ł nie tylko „słonym “ (tj. dow cipnym ) parochem wielickim, jak nazyw ał go jego p rzyjaciel Janicki, ale n ad to dy ry g en tem kapeli nadw o r­ nej na W aw elu — m oże kom pozytorem — i, co w iększa, nie­ pospolitym poetą, g ó ru jący m nąd sw ym otoczeniem o tyle, że pom ysły, k tóre inni przekuw ali w łacińskie d y sty ch y , on w y ­ rażał w gładkich w ierszach polskich o zabarw ieniu w yraźnie hum anistycznym . Takich i podobnych szczegółów, pełnych w ym ow y dla człow ieka, obeznanego dokładnie z początkam i i późniejszym i losam i naszej literatu ry, znaleźć m ożna sporo w szkicach W indakiew icza, nieraz zagubionych w dziennikach i czasopism ach z końca ubiegłego stulecia. Dość w skazać na drobiazg „T asso i R eszk a“, praw iący o stosunkach znakom i­ tego epika włoskiego z naszy m dyplom atą, lub na ogłoszone w „Pam iętniku literackim “ późniejsze studium „Dokoła pierw ­ szego przedstaw ienia C y d a “ , gdzie w yjaśniono zaw iłe spraw y, dzięki k tó ry m jedno z arcy d zieł dram aturgii francuskiej docze­

(8)

4 1 8 Ju lia n K r z y ż a n o w s k i

kało się szybko p rzekładu i inscenizacji w W arszaw ie. W śród p rac tego rzędu na plan bodaj czy nie pierw szy w y su w ają się b arw ne opow iadania o „K ochanow skim z a g ra n ic ą “ i o „Żyw o­ cie dw orskim K ochanow skiego“, łączące wiadom ości, które m ło d y uczony w y szp erał w archiw ach krakow skich i innych, z danym i zaczerp n ięty m i z biografii poety, a rzuconym i na zajm ująco naszkicow ane tło kulturaln e epoki. O pow iadania te, u trz y m an e w tonie pogaw ędek popularno-naukow ych, druko­ w ane w m ało dostępnych czasopism ach, u legły niesłusznie z a ­ pom nieniu, urok bowiem ich i w arto ść polegają na znakom itym w prow adzaniu czytelnika w atm osferę P olski jagiellońskiej, po­ dobnie jak nieocenione szkice na pokrew ne tem a ty K azim ierza M oraw skiego.

K reśląc je, W indakiew icz skupiał rów nocześnie uw agę na dziedzinie, w k tó rej nie m iał poprzedników i, jak dotąd, nie miał zdobyć następców , na dziejach m ianowicie naszego najdaw niej­ szego teatru . Duże o czytanie w całej ów czesnej literatu rze nau­ kowej, w p rac a c h takich teatrologów , jak P e tit de Julleville, W . C reizenach, A. d ’A ncona czy O. M orozow , szczęście do zna­ lezisk archiw alnych i bibliotecznych, p asja w reszcie poznaw cza spraw iły, iż W indakiew icz stw o rzy ł p rehistorię te a tru polskiego i rzucił trw ałe podw aliny pod historię jego początków , dał kilka ujęć szkicow ych jego rozw oju aż po c z asy rom antyzm u, pokusił się w reszcie pod koniec ż y cia o z a ry s całości naszej dram atu rg ii, sięg ając w nim po schyłek w. XIX. S eria teatrolo- giczna obejm uje stud ia: „P ierw sze kom panie aktorów w P o l­ sce“ (1893), „ T e a tr ludow y w daw nej P o lsce “ (1902), „D ram at litu rg iczn y “ (1903), „ T e a tr polski p rze d pow staniem sceny na­ ro d o w ej“ (1921), „ T e a tr kolegiów jezuickich“ (1923) o raz m iły szkic o „ T e atrze W ła d y sła w a IV“ (1896), w reszcie w ydanie k ry ty c z n e „D ialogu o chw alebnym zm artw y chw staniu p ań­ sk im “ M ikołaja z W ilkow iecka. W śró d p rac tych rozgłos n aj­ w iększy zd o b y ła k siążk a o „T e atrze ludow ym “, jak autor, idąc za term inem francuskim (le th éâ tre populaire) nazW ał nasz re­ p e rtu a r d ram a ty c z n y od końca średniow iecza po w. XVII.

O grom ne bogactw o drobnych w iadom ości, w yłow ionych z p rzeró żn y ch zapisek archiw alnych, z kodeksów rękopiśm ien­ nych i rzad k ich druków, au to r zespolił w p lasty c zn y obraz n a­ szego ży cia teatraln eg o , rzucając go rów nocześnie na szerokie tło porów naw cze, spo ro bowiem ów czesnych utw orów 'dram a­ ty cz n y c h należało do z ak resu „ lite ra tu ry w ędrow nej“, było przekładam i lub przeróbkam i zn anych w całej Europie tekstów łacińskich. O bfitość ow ych szczegółów , nie zaw sze dający ch się uchw ycić całkiem dokładnie, dopełnianych z konieczności dom ysłam i, k tó re m ożna było kw estionow ać, nade w szystko zaś ty tu ł całości, spraw iły, iż k siążk a W indakiew icza w yw o­ łała żyw e sp rzeciw y ze stro n y recenzentów , B rticknera i

(9)

Gu-W sp o m n ie n ie o S ta n isła w ie Gu-W in d a k ie w ic z u 4 1 9

brynow icza, i że dzisiaj, po udostępnieniu now ych m ateriałów przez Bernackiego,, B adeekiego i in. trzeba by w prow adzić w jej tek st niejedną zmianę. Z tym w szystkim jest ona do tąd jedy n ym i niezastąpionym źródłem wiadomości o czasach, lu­ dziach i dziełach, białym krukiem , rozpaczliwie poszukiw anym przez now oczesnych teatrologów i miłośników dawnego teatru . Obok niej wym ienić należy szkic o „D ram acie liturgicznym “, pracę stanow iącą pow ażny w kład polski w naukę m iędzynaro­ dową, W indakiew icz bowiem starannie opracow ał tu znalezione przez siebie „officia“ krakow skie, stanow iące punkt w yjścia w historii zachodniego teatru średniowiecznego. Dodać w re­ szcie należy, że do p rac źródłow ych dorzucił on z biegiem lat z a ry s y popularne, żyw e i jasne, jak „ T e a tr polski przed pow- stanierp. sceny narod o w ej“ o raz nieistniejące już „Dzieje d ra ­ m atu polskiego“. S p o ra książka, o p arta na w ykład ach uniw er­ syteckich, popraw iana i w y g łąd zan a w ostatnich latach przed śm iercią, przynosiła w partiach początkow ych streszczenie daw niejszych studiów źródłow ych autora, nacisk zaś kład ła na d ram aturgię w. XIX, k tó rą doprow adzała do r. 1900, tak że ostatnią jej pozycją było „Z aczarow ane koło“ L. R ydla. T rz y czw arte rękopisu, przepisyw anego w P ałacu Staszica, uległo w nim zagładzie czasu pow stania w arszaw skiego, resz ta w raz

i kopią, k tó rą spraw dzałem już niemal pod obstrzałem , podzie­

liła losy m ego m ieszkania na S tary m Mieście. C ałość, obfita w m nóstw o wiadom ości, niepozbawiona luk, autor bowiem co chwila zaznaczał, że do tych czy innych dzieł dram atu rgó w pom niejszych, w rodzaju K. Zalew skiego, do trzeć nie mógł, m iała c h a ra k te r raczej historyczno-literacki aniżeli te a tra ln y 1 była b ard zo pożytecznym przew odnikiem , po dającym s ta ra n ­ nie dobrane i popraw nie uporządkow ane fakty, w skutek czego p rzy goto w y w ała m ateriał dla przyszłego h istory ka naszego teatru.

* * *

Rozległe h o ry zo n ty naukowe, um iejętność popraw nego i jasnego m yślenia, zdobyw cza inicjatyw a odkryw cy, w szystkie te cechy znam ienne dla p rac W indakiew icza dotąd omówio­ nych opierały się w nich na rzetelnej erudycji, na gruntow nej znajom ości sp raw na k artach ich przedstaw ionych. E rudycji, na sposób francuski przesłanianej przez sw obodny tok opowia­ dania, św iadczącego o wżyciu się uczonego w św iaty, przez które prow adził czytelnika. Jakieś jednak okoliczności, znane tylko z niedokładnej plotki, spraw iły, iż autor „T eatru ludo­ w ego“, idąc bodajże za głosem przekory, zrozum iałej w środo­ wisku, gdzie z podziw em spoglądano na najeżone ogrom em przypisów płody pedantycznej uczoności niemieckiej, zd ecy ­ dował się w kroczyć na szlaki prac tego właśnie typu. W ten sposób pow stałv trz y jego dziełka, odbite w łasnym sum ptem

(10)

w m ałej ilości eg zem plarzy i w skutek tego praw ie niespotykane w han|dlu księgarsk im , m ianow icie „B adania źródłow e nad tw órczością S łow ackiego“ (1909), „ W a lte r S co tt i L o rd B yron w odniesieniu do polskiej poezji ro m an ty czn ej“ (1914) oraz „P ro lego m en a do P a n a T a d e u sza “ (1918). Do nich dołączyć by m ożna nieduży, w y d a n y na zasa d a c h druku p ry w atn eg o szkic o „ P a n u T a d e u szu “ (1910). W szędzie tu W indakiew icz z a sto ­ sow ał to, co sam żartobliw ie oznaczał nazw ą „chem ii literac­ k iej“, m etodę, używ aną i n adużyw an ą przez kom entatorów k lasy k ó w sta ro ż y tn y c h . P o le g ała ona na w yław ianiu z tek stu rem iniscencyj frazeologicznych, b y na ich podstaw ie u stalać stosunek b ad aneg o dzieła do jego tzw . w zorów . W w y padku Słow ackiego ustalono w ten sposób pogłosy ro zc z y ty w a n ia się p o ety w dziełach S zekspira, A riosta i T assa, w w ypad k ach zaś dalszy ch szło o ujęcie o czyw istych p okrew ieństw „ P a n a T a ­ d e u sza “ z rom ansam i W a lte ra S cotta. M etoda ok azała się jed­ nostro nn a i w sku tek tego zaw odna. Autorowi w ypad ło nieraz stw ierdzić, że te sam e fra z e sy spotkać było m ożna równie do­ b rze w „G offredzie“ jak w poem acie Scotta, te sam e sy tu acje u w ielu d ram atu rg ó w czy epików daw niejszych. Nie w chodząc w to, jak zag adn ien ia te rozw iązuje m etodologia ba;dań porów ­ naw czych, W indakiew iczow i obca, w y s ta rc z y zazn aczy ć, że jego w y w o d y w y w o łały dużo replik, nie zaw sze słusznych, zgodnych w ty m tylko, że sam e zestaw ienia filologiczne nie w y sta rc z a ją , że konieczne jest ich uzasadnienie inne. R ezultat k o n tro w ersji był z re sz tą taki, że sp ostrzeżen ia uczonego kra-1 kow skiego w y zy sk ali i utrw alili koledzy jego m łodsi, jak Klei­ n er (w m onografii o Słow ackim ), W ojciechow ski (w studium o w altersk o ty zm ie „ P a n a T a d e u sza “) czy P ig oń (w k om enta­ rzu do poem atu M ickiew icza).

Taki zabieg, naukow o b ard zo owocny, był m ożliw y dzięki tem u, że ogro m n a w iększość k o n sta ta cy j W indakiew icza była b ezsporna i że, co daleko istotniejsze, jego interp retacje naj­ ogólniejsze rów nież nie m ogły budzić sprzeciw u. P ra c e jego bo­ wiem u k a z ały w sposób niezbity, że w ielcy poeci rom antyczni, M ickiewicz, Słow acki i in. w tw órczości swej św iadom ie i bez- w iędnie naw iązyw ali do wielkich tra d y c y j europejskich i hoł­ dow ali m odzie, panującej w ich czasach. O d tąd p rze stało ule­ gać w ątpliw ości, że Słow acki, dążąc do stw orzenia d ram atu w łasnego, k ro cz y ł śladam i „ stareg o W illa“ , a M ickiewicz, przej­ m ując technikę eposu hom eryckiego, ro zszerzał ją pom ysłam i technicznym i, upow szechnionym i p rzez W . S cotta. P ró c z tego stu d ia o B yronie, Scocie o raz szkic o „ P an u T ad eu szu “ dowo­ dnie w sk a z y w a ły w k ład ty ch p isa rz y w m odę ów czesną i u sta­ lały zasięg tej m ody oraz siłę jej oddziaływ ania, a przez w cią­ gnięcie w tok rozw ażań m ateriału bardzo rozległego, p recy zo ­ w ały typologię pew nych stałych, pow szechnych szablonów te c łr

(11)

W sp o m n ie n ie o S ta n is ła w ie W in d a k ie w ic z ti 4 2 1

nicznych, w idocznych z fizjognomii m nóstw a dzieł naszych ro ­ m antyków . Te w yniki dociekań W indakiew ieza, częściej dające się w y czy tać m iędzy w ierszam i jego prac, aniżeli jasn o sform u­ łowane, w iążą jego studia „filologiczne“ z jego daw niejszym i p racam i o ch a ra k te rz e porów naw czym . W y ra s ta ły one na gruncie przekonania, że dzieło literackie jest nie tylk o produk­ tem „natchnienia“, ale również pewnej k u ltu ry literackiej, m o­ delującej zarów no postaw ę pisarza, jak w yg ląd jego dzieła, kul­ tury, której obecność stw ierd za się m etodam i, w pewnej, nie­ w ątpliwie zre sz tą nadm iernie uproszczonej odm ianie użytym i przez a u to ra „Prolegom enów do P a n a T ad eu sza“.

* * *

Jak w spom niałem poprzednio, W indakiew icz od sam ego początku swej k a rie ry naukowej pracow ał wielotorowo, czas więc w ejrzeć na tę drogę, k tó ra p rzyniosła mu sukcesy, naj­ w iększe subiektyw nie i obiektywnie. P ierw szy m na niej krokiem było zgrabne „studium biograficzno-literackie“ o rym opisie z końca w. XVI Stanisław ie Grochowskim , po nim zaś poszły książki o M ikołaju R eju (1895), P io trze S k ard ze (1925) i Janie Kochanowskim (1930). O dwu dalszych wspom nieć w ypadnie później, w zw iązku z innymi spraw am i. W ym ienione ty tu ły do­ statecznie w skazują na rodzaj toru, na k tó ry m się je spotyka. B yła nim biografisty k a literacka, p o czy ty w an a przed laty pięć­ dziesięciu za szczytow e osiągnięcie b ad acza zjaw isk literac­ kich, no i trak to w an a tak, dodajm y naw iasem , również dzisiaj, mimo w szelkich zastrzeżeń, k tó re przeciw tej dziedzinie p racy w latach ostatnich w ysuw ano. Obowiązkiem h isto ry k a litera­ tu ry b yło zw iązanie zespołu dzieł literackich badanego pisarza z kolejam i jego życia. Żądanie to, m etodycznie b ard zo trudne, zak ład ające bowiem spraw dzenie wszelkich składników fikcyj­ nych dzieła, by znaleźć ich odpowiedniki realne, dające się skon­ frontow ać z danym i biograficznym i, natrafiało na przeszkodę dodatkow ą, w Polsce silniejszą, niż u jej szczęśliw ych sąsiadów . B y ła nią rozpanoszona legenda literacka, podnosząca p isarzy do godności wieszczów, proroków , niekanonizow anych świę­ ty ch narodow ych. Ja k te stosunki w y g lą d a ły w p raktyce, w sk azują losy m onografii W indakiew ieza o Skardze, napisanej w r. 1897, w ydanej z aś dopiero w lat trzy d zieści później. M iała ona ukazać się w r. 1900, „ale do tego nie p rzyszło — c zy tam y w przedm ow ie. —■ Autorowi oświadczono, że S kargę c h a ra k te ­ ry zu je z an ad to realistycznie i usiłuje ściągnąć z piedestału, na któ ry m go uwielbienie potom nych postaw iło. W obec tego au to r porzucił zajęcie się wielkim kaznodzieją i rękopis złożył w szu­ fladzie“. Rzecznikiem kultu p isarza jezuickiego był w ty m w y ­ padku T arnow ski, w ychow any w poglądach, k tóre ku zbudo­ w aniu rodaków sform ow ał niegdyś Mickiewicz w prelekcjach

(12)

pary sk ich . P o kilku dziesięcioleciach, gdy czyteln ika do S k arg i historycznego, nie legendarnego zbliżył uczony francuski, B erg a, g d y „K azania sejm ow e“ od stro n y ich p ro g ram u na­ św ietlił Kot, n ad szed ł czas, by p reku rsorskie stanow isko W(in- dakiew icza doznało rehabilitacji. D odajm y z resztą, że b y ła ona ty lk o częściow a. P o śred nio bowiem przeciw jego poglądom w obronie legendy w y stąp ił nie k to inny, ty lk o I. C hrzanow ski, uczony, k tó ry sam n araził się na b ardzo o stre ataki, g d y k r y ­ tycznie sp o jrzał na działalność S k arg i polityczną.

W indakiew icz, rozm iłow any w tra d y c ja c h historiografii literackiej francuskiej, w któ rej jaśnieli podów czas E. Fag u et, Lanson, L em aitre i in., w k ra c z a ją c n a pole b iografistyki literac­ kiej szedł za nakazem w łasn ych zainteresow ań psychologicz­ nych, w iern y tem u kultow i p raw dy , k tó ry pozw alał mu na ści­ słe ro zg ran iczan ie tego, co było w przeszłości, i tego, co się o niej m yślało. Z ainteresow ania bowiem b y ły w nim tak silne, że w ym ow a pełnych tem peram entu osobowości tw órczy ch by ła !dlań czynnikiem daleko isto tniejszy m od takich czy innych w yobrażeń, tw o rzo n y ch p rzez pokolenia późniejsze, obliczo­ nych z aś nie na poznanie, lecz na zbudow anie. T a k a po staw a ba­ d acza spraw iła, że w izerunki p isa rz y renesansow ych, zarów no daw niejsze, szkicow ane m etodą im presjonistyczną, n astaw ioną na chw y tan ie ry só w jask raw y ch , jak ostatni, pastelow o-har- m onijny p o rtre t K ochanow skiego zabły sn ęły życiem , które rzadk o ty lk o u d aje się w y czaro w ać człowiekowi nauki. K ażda z p o rtre to w an y c h przezeń postaci u k azała się jako człow iek ży w y, pełen odrębności, u w arunkow anych i p rzez tem p e ra ­ m ent i przez c h a ra k te r epoki, jako p isa rz -a rty s ta ro zp o rząd za­ ją c y takim c z y innym zasobem środków technicznych, w spól­ nych z jego środow iskiem , o bd arzony jed nak osobowością, dzięki k tórej zasób ten po sw ojem u bogacił i p rze k a z y w a ł p o ­ koleniom następnym , jak o jed n o stk a w reszcie bliska sw ym po­ tom kom duchow ym po w iekach, obdarzon a bowiem pew nym i w łaściw ościam i ogólnoludzkim i, stanow iącym i o jego a k tu a l­ ności pozgonnej..

S ztu k a kreślenia p o rtretó w ludzkich, zachow ujących podstaw ow e cechy p o rtreto w an y ch oryginałów , a rów nocześnie bliskich i zrozum iałych dla człow ieka innych, naszy ch czasów , św ięciła praw dziw e try u m fy w w y k ła d a ch uniw ersyteckich W indakiew icza, z k tó ry c h dw a ty lk o cykle, n iestety p rze ro ­ bione niekoniecznie szczęśliwie, d o czekały się druku w k siąż­ k ach o „A dam ie M ickiew iczu“ (1935) i „R om antyzm ie w P o l­ sce“ (1937), a k tó ry ch szkicow e ujęcie w ram ach litera tu ry p rzed ro m an ty czn ej o trz y m ało ty tu ł „ P o e z ja ziem iańsk a“ (1938). R eszta, m. in. niesłychanie su g esty w n y i p re c y z y jn y p o rtre t literacki Słow ackiego, p o zostały — jak zaznaczy łem poprzednio — w rękopisie. C echą naczelną ty ch p relekcyj,

(13)

W sp o m n ie n ie o S ta n isła w ie W in d a k ie w ic z a 4 2 3

przygotow anych z pedan ty czną dokładnością, było niezw ykłe u naukow ca bogactw o intonacyj uczuciowych, godzonych z bu­ dzącym podziw obiektywizm em . P a rad o k s tego ujęcia jest zu­ pełnie pro sty . O parte na źródłow ej znajom ości i głębokim p rze ­ m yśleniu zagadnień, o k tó ry ch mówiły, w y k ład y p rofesora W in­ dakiew icza k reśliły równie przekonyw ająco tragedie, w zloty i upadki dusz wielkich, jak przeróżne fałsze i pozy figur i figu­ rek literackich, rozm iłow anych w m ałpow aniu wielkości. B o­ leśnie suro w a p raw d a dzw oniła w p rzejm ujących uw agach o w ierszu „Do m atki P o lk i“ jako sy n tety czn y m ujęciu doli w y ­ gnańca, pozbaw ionego opieki w łasnych w ładz państw ow ych, czy w obrazie M ickiewicza, g d y w pewnej chwili poczuł, iż ż y ­ cie w yłam ało mu K onradow e sk rzy d ła. Ironiczna p raw d a po- dzw aniała w relacji o naiw nych pozach Q dyńca, W itw ickiego czy Zaleskiego, poczyty w an y ch przez legendę za znakom ito­ ści rom antycznego P a rn asu . P ra w d a , rażąco odm ienna od opi­ nii podręcznikow ych, jednych bawiła, innych gorszyła. Innym jeszcze drobny prelegent na rzeźbionej k atedrze przypom inał K onrada z „W yzw olenia“ w jego dialogach z m askam i. P o ­ dobnie bowiem jak bohater d ram atu W yspiańskiego,, profesor jagielloński był szerm ierzem życia, duszonego przez czcigodną;,, papierow ą, a jednak ciężką legendę. G dy po jednym z w y k ła­ dów, w k tó ry ch W indakiew icz skalpel dotkliwej ironii zastoso ­ w ał do d ram atu W itw ickiego „E dm und“, zapytałem , dlaczego ta k bezlitośnie nicuje m ałość sław nych nieboszczyków , o trz y ­ m ałem odpowiedź: „Bo, widzi pan, historia lite ra tu ry to nie zielnik z zasuszonym i roślinam i. Na p isa rz y spoglądam tak sam o, jak na przechodniów na A—B, p atrzę, jak w ygląd ają, jak chodzą, jak m ów ią“. Jak idalece znowuż ta p ostaw a W in­ dakiew icza by ła p rek urso rsk a, przekonałem się o wiele lat później. G dy ktoś w rozm owie ze m ną unosił się n a d od kryw ­ czością poglądów B o ya na M ickiewicza, odparłem bez chwili nam ysłu: O dkryć tych dawno dokonał W indakiew icz i dla k a ż ­ dego, kto chadzał na jego w ykłady, w ystąpienia „odbrązow ni- cze“ nie są niespodzianką. Różnica jednak polegała n a tym , że takim i odkryciam i profesor krakow ski karm ił sw e au d y to ria codziennie przez lat wiele, stanow isk sw ych jednak nie rek la­ m ował i nie przeciw staw iał zb y t energicznie temu, co o tych .sp ra w ac h mówiło się rów nocześnie o piętro w yżej, gdzie ujęcia trad y cjo n alisty czn e głosili z pow agą zarów no T arnow ski jak jego następca, C hrzanow ski, No i na tym , że w w ykładach W in­ dakiew icza now inkarskie herezje nie p retendow ały do godno­ ś c i, opinii św iatoburczych — spro w ad zały się do przyjm ow ać nego przez słuchaczy z niedow ierzaniem stw ierdzenia, że tak to napraw dę było. * * *

O niedow ierzaniu ty m W indakiew icz w iedział doskonale. Nie m iał am bicyj try b u n a now ych haseł. Jak p rzy sta ło n a praw

(14)

dziw ego hum anistę, uw ażał, że do p raw d należy dochodzić drogą osobistego w ysiłku, po g ląd y bowiem p rzy ję te „im verba m agi- s tr i“ nie stanow ią indyw idualnej w łasności człow ieka obdarzo­ nego pełnią ż y cia w ew nętrznego. Nie m iał tem peram en tu bo­ jow ca, m iał z aś głębokie przekonanie, że p raw d a prędzej czy później zw ycięży, inaczej bowiem nie by łaby praw d ą. O jej po­ raż k a c h zaś w iedział doskonale i z dośw iadczenia osobistego i z obserw acji ż y cia do-okolnego. Mimo to w ierzy ł w jej tryum f o stateczn y i ty m tłu m aczy się jego stosunek do w y d arzeń hi­ sto ry czn y ch , k tó re w y p ad ło m u przeżyć, i jego stosunek do od­ z y sk an ej niepodległości, i w reszcie do sensu w łasnej p ra c y naukow ej. W y ra z e m tej jego p o sta w y n ajw ym ow niejszym m oże sta ła się jego p ra c a m arginalna, leżąca p o za obrębem jego zaintereso w ań zaw odow ych, ale dzięki tem u w łaśnie ty m w ym ow niejsza. B y ła nią sw oista kronika K rakow a, jak o cen­ tra ln eg o o śro d k a ży cia polskiego, no sząca ty tu ł „Dnieje W a ­ w elu“ (1925). N iezrów nany znaw ca naszej poezji i n aszego te­ a tru w y stąpił tu taj w skrom nej funkcji k ro n ik arza, przew od­ nika po Akropoli polskiej, by losy jej w ram ach tysiąclecia za­ k o ńczyć słow am i:

31 października 1918 r. W aw el przeszed ł zn ów pod w ład zę polską. P oezja W aw elu spełniła sw oje posłannictw o d ziejo w e i zam ek od zn iszczenia przez w rogów ochroniła. Teraz pytan ie, co się z W aw elem stanie w tej now ej, p otęż­ nej i p ełn ej ży cia P olsce ?

Słow a te m ogą w y d aw ać się niespodzianką, g d y się je zw iąże z su ro w y m obiektyw izm em uczonego, tak dobrze zn a­ n ym z jego puścizny h isto ry c z n o lite ra c k ie j. A przecież b y ły one n a tu ra ln y m w ydźw iękiem książki, któ rą zam y kały, książki pełnej skupionego i żarliw ego przejęcia się h isto rią K rakow a i przez jej p ry z m a t u k azan ą h istorią P olski. T a k sam o, jak „D zieje W aw elu “ sta ły się n atu ra ln y m ogniw em w łańcuchu p rac S tan isław a W indakiew ieza. Dzieje te bowiem sta ły się hoł­ dem, spłaconym m iastu, z k tó ry m zw iązał się całym życiem i cały m tokiem wieloletniej p racy , k tó reg o niedom agania znał dokładnie i odczuw ał b ard zo dotkliwie, ale godził się z nimi, p o d trz y m y w a n y w iarą, o p a rtą o dokładną znajom ość przeszło ­

ści i ścisłą obserw ację teraźniejszości, a w y n ik a ją c ą z głębo­ kiego prześw iad czen ia o o stateczn y m zw ycięstw ie p raw d y i dobra w ży ciu jedn ostk ow y m i społecznym . W ia ra ta pod­ ziem nym n u rtem w zru szenia tętn iła w jego p racach nauko- w ych, d o d aw ała im rum ieńca ż y cia i spraw iła, że nie p rze ­ brzm iały one bez echa i że najistotn iejszej sw ej w arto ści nie s tra c iły doty ch czas.

Jvlian K rzy ża n o w sk i

Cytaty

Powiązane dokumenty

działalność uczelni mająca na celudziałalność uczelni mająca na celulepszelepsze usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się

kow any tem at sarm atyzm u w kulturze polskiej XVII w ieku wygłoszonego na zjeździe poświęconym historii Odrodzenia, k tó ry odbył się w Budapesz-.. R eferat ten

3/Pomysł i montaż BAZI WILEŃSKIEJ w,Warszawie, akceptowanyprzez Wilka - były realizowane przez Szarotkę Dotychczas sprawy Köt. Wileńskiego (OTiód, 'Wiano ‘ ^kryptonimy

Przybiera ono zróżnicowane postaci w przypadku konkretnych typów praw: do zasiedzenia prawa własności nieruchomości niezbędne jest samoistne posiadanie przez okres 20 lub 30 lat,

Ochrona Zabytków 9/1-2 (32-33),

do czasu zakończenia p ro cesu rozw odow ego.. W reszcie jeżeli sąd

Sąd wydaje postanowienie na podstawie zgodnego wniosku co do sposobu znie­ sienia współwłasności, odpowiadające treści wniosku, gdy projekt podziału nie

Ten rodzaj umowy jest o tyle wygodny dla pracodawców, że stosunek pracy rozwiązuje się automatycznie z momentem ustania nieobecności zastępowanego pracownika!.  Ustawodawca