• Nie Znaleziono Wyników

J\t& Warszawa, d. 31 Marca 1889 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J\t& Warszawa, d. 31 Marca 1889 r."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

J\t& 1 8 . Warszawa, d. 31 Marca 1889 r. T o m V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

WIEŻA TRZECHSETMETROWA.

W u zupełn ieniu poprzedniego arty k u łu o wieży trzechsetm etrow ćj,podam y tu taj j e ­ szcze k ilk a c ie ­

k aw ych szczegó­

łów ,dotyczących tego niebotycz­

nego dzieła rą k ludzkich.

O becnie wie­

ża ju ż je s t na ukończeniu. P o ­ dajem y tutaj r y ­ sunek, p rz ed sta­

w iający w yższą część wieży, ju ż ponad 276 m e­

tram i, czyli w ła­

ściwe t r z e c i e p iętro . C zy tel­

nicy będą m ogli sami osądzić, o ile część ta w ie­

ży je s t zada w al­

n i a j ą c a p o d w zględem este­

tycznym .

G a łe ry ja ,a ra ­ czej esplanada, k tó rą na rycinie w i d z i m y , m a k sz ta łt k w a d ra ­ tu. K ażd y jeg o

bok j e s t na 16,50 N ajw yższe p iętro w ieży Eiffla.

m etra dłu gi, a rogi jeg o są ścięte. E sp la­

n ad a ta śmiało i wygodnie może pom ie­

ścić 800 osób, żądnych w spaniałego w i­

doku, k tó ry się Btąd m a rostaczać. T u się będzie zarazem kończyła podróż p u b li­

czności, gdyż wejście wyżćj m a być w zbro­

nione. G alery ja będzie posiadała ruchom e szyby w tym celu, aby w ra zie silnych w iatrów , a n a ­ w et huraganów , w i d z m ógł tu znaleść schronie­

nie; w tedy bo­

wiem szyby się zesuw ają i nic nie przeszkodzi widzowi napa­

wać oczy wido­

kiem , będąc zu­

pełnie zabezpie­

czonym od w i­

chru.

N ad galeryją, j a k to ju ż p o ­ przed nio wspo­

m nieliśm y, bę­

dzie się znajdo ­ w ał szereg sal p rzeznaczonych w yłącznie na ce­

le n a u k o w e . W iem y ju ż dzi­

siaj o wielu u- czonych, którzy

(2)

194

oczekują z niecierpliw ością chw ili u k o ń ­ czenia wieży, gdy będą mogli dokonać n ie ­ jed n eg o ciekawego dośw iadczenia.

T u będą się zn ajdow ały liczne p rz y rz ą d y przeznaczone do celów fizycznych, m eteo­

rologicznych, astronom icznych. B ędzie to więc najw yższa z istniejących praco w ni n a ­ ukow ych n a ziemi rę k ą lu d zk ą w zniesiona, gdy pom iniem y zn a jd u ją ce się na szczytach górskich. O ileż wyższą będzie ta p ra co ­ w nia od takiej n a p rz y k ła d stacyi m eteorolo­

gicznej w W arszaw ie! P odczas gdy p ra co ­ w nia wieży E iffla, ogółem biorąc, będzie w yniesioną p raw ie na 325 m etrów nad po­

ziom m orza, sam P a ry ż bowiem je s t w ynie­

siony tylko na 25—30 m etrów nad poz. m o­

rza, stacyja m eteorologiczna W arszaw sk a posiada tylko 125 m etrów wysokości nad poziom m orza. T am ta więc będzie blisko trz y ra zy od ostatniej wyższą.

N ad g a le ry ją c z te ry ark ad y łączące się pośrodku, unoszą n a sobie k o p u łk ę, k tó ra m a stanow ić latarn ię . S iła św iatła przyszłej tój la ta rn i m a dorów nyw ać sile św iatła do­

starczanego przez p ierw szorzędne latarn ie m orskie. B ędzie to więc najw yższa la ta rn ia m orsk a n a ziemi i ośw iecać będzie p rz e ­ strzeń najw iększą dotąd, albow iem p rom ie­

nie jój św iatła sięgać będą n a 62 kilom etry od wieży. N iezależnie od tej la ta rn i, n a szczycie w ieży będą się jeszcze zn ajd o w ały d w a p rz y rzą d y , k tó ry ch zadaniem będzie obrzucać św iatłem elektrycznem w szystkie pom niki P a ry ż a w nocy podczas trw a n ia wystaw y. W edle więc p ro je k tu , oraz w p o ­ trzebie, wieża Eiffla może stanow ić o lb rzy ­ mią la ta rn ię m orską, św iatłem je j elek ­ trycznem m ożna będzie cały ośw iecić P a ry ż i jeg o okolice. P rzypuszczam y, iż now o­

czesny B abilon niezgorzej będzie w y glą­

da! w tem czarodziejskiem ośw ietleniu. A le naw et w czasie w ojny, w razie g dyby P a ry ż znowu został oblężony, wieża w raz ze swoją latarn ią może w yśw iadczyć nieobliczone usługi krajow i. M ianow icie z je j szczytu m ożnaby obserw ow ać ru c h y n iep rz y jaciela w prom ieniu 62 k ilo m etró w , w idzieć go n a­

w et poza szeregiem pagórków , otaczają­

cych stolicę, na k tó ry ch zbudow ane są p ię­

kne obronne forty P ary ża. F ra n c u z i m nie­

m ają, że posiadanie wieża E iffla w raz z jej la ta rn ią w r. 1870 m ogłoby było przechylić

szanse w alki na ich stronę. Zapom ocą je j byłoby wtedy możebnem utrzym yw ać stałą i łatw ą kom unikacyją pom iędzy P aryżem , a prow incyją; ze szczytu wieży śmiało m o­

żnaby dow olnie rzu cać rozkazy zjednocze­

nia się w pew nych pu n k tach dość naw et od siebie odległych. P rz y stanie obecnym telegrafii optycznej, gdy sposoby korespon­

dow ania potajem nego, albo kryptografija osiągnęły w ielką ju ż doskonałość, naw et ta ­ kie p u n k ty m ogłyby się znajdow ać w cią- głem ze sobą porozum ieniu, ja k P a ry ż i R ou ­ en, A lenęon, B eauvais i t. p. Nic nie m o­

głoby pow strzym ać lu b p rzerw ać tej ta k pożytecznej sygnalistyki, k tó rab y istotnie uczyniła ze w szystkich oddzielnych arm ij prow incyonalnych je d n o litą całość w obec w roga. N a tu raln ie oblegający nieprzy jaciel zechciałby praw dopodobnie, zdaleka, z za linij fortów posłać kilk a pocisków w poda­

ru n k u wieży, przypuśćm y naw et, że pom imo niezm iernie trud neg o strzału z takiej odległo­

ści, (wobec ogrom nych postępów w dzisiej­

szej sztuce strzelania) udałob y m u się t r a ­ fić w wieżę. A le pocisk ten nie więcej m ógłby j ą uszkodzić niż kuleczka ołow iana, trafiająca w pajęczynę. K ilk a może sztuk żelaza pęk n ięty ch i na tem koniec.

D odam y w tem m iejscu, że za powyższe fan tazyjne rozm yślania w zięte od fra n c u ­ zów, my tu nie odpow iadam y. Czy bowiem wieża czyni zadość celom strategicznym i w ja k i sposób może im służyć, o tem , mnie się zd aje, nic chyba powiedzieć nie można, dopóki dośw iadczenie nie da oczywistych dowodów.

P o n a d ko pu łk ą latarn i, j a k to można na rycin ie zauważyć, będzie się znajd o w ał m ały tara s o średnicy 1,40 m etra otoczony dla bespieczeństw a parapetem m etalow ym ; dostać się nań m ożna będzie po w schodach um ieszczonych n a zew n ętrznej stro nie ko- pułki, taras ten więc będzie się zn ajd o w ał ju ż na wysokości 300 m etrów nad pow ierz­

ch nią ziem i i specyjalnie będzie p rzeznaczo ­ ny do ustaw ienia tam tych przy rząd ó w m e­

teorologicznych, które w ym agają zupełnego odosobnienia, oraz anem om etrów. P o n ad tarasem ja k w idać na ry su n k u , będzie m ie­

rzy ć w obłoki strzała dum nej wieży, posia­

dająca kilkanaście m etrów wysokości.

Poniżej galeryi, widać ja k sunie w g ó ­ Nr 13.

W SZECH ŚW IA T.

(3)

WSZECHŚWIAT. 195 rę w inda system u Edoux; stanow ić ona bę­

dzie ważny łącznik pom iędzy drugiem i trzeciem piętrem wieży. P ośro dku wieży widać kręcące się wschody, z których zam i­

łow ani turyści będą mogli korzystać.

S tefa n Stetkiewicz.

ACACIA LOPHANTA

I M I M O S A P U D I C A . stndyjum bijoloeczue,

(Dokończenie).

Z astanaw iając się nad budow ą kom órki 1'osprężnćj roślin nój, oraz kurczliw ej zw ie­

rzęcej zn ajdujem y w obu tęż samę proto- plazm ę czułą, ruchliw ą i łaknącą wody, z której wszystko co je s t organiczne po­

w staje. Nie tru d n o nam więc będzie pom iędzy oboma rodzajam i kom órek roze- znać zasadniczą tożsam ość, zróżnicowaną tylko dw om a x-óżnemi kierunkam i w ro z ­ w oju. I tak, w yobraźm y sobie ją d re m opa­

trzoną amebę, k tóra n a pow ierzchni sw o­

je j w ytw orzyła sobie pow łoczkę drzew ną, w skutku czego, niem ogąc się poruszać na- zew nątrz, po rusza się sam a w sobie znanym nam dobrze w irow ym w ew nątrzkom órko­

wym ruchem , a będziem y m ieli kom órkę roślinną; z d ru g iej znów strony przypuść­

my, że do owego zew nętrznego pokładu d rze­

wnego nie przyszło w cale, a wówczas nasza am eba będzie się m ogła swobodnie ściągać i rosciągać w obszerniejszym obszarze i sta­

nie się p ro stą kom órką zw ierzęcą. G łów ną różnicę stanow i tu ów drzew ny pokład po­

w ierzchow ny, k tó ry ruchliw ość zarodzi trzym a w uwięzi.

Jeż eli połączenie zaro d zi z owym pokładem na to pozw ala, to będzie się ona od owej po- włoczki odsuwrać, w sk u tk u czego pow stanie pom iędzy pow łoczką a za ro d zią p rz estw ó r.

P rze stw ó r ten napełni się w odą w ygniecioną z zarodzi przez skurczenie się, ale ta m oże być natychm iast usunięta, p rzez pow łokę drze^

wną, n ad e r przesiąkliw ą i drogą exosmozy do przestw orów m iędzykom órkow ych wy­

rzucona, a stą d natychm iast do naczyń ło­

dygi albo szypułki odpłynie. K om órka roślinna w tedy odrazu ow iędnie, a jeżeli to owiędnięcie ściąga się do całego ruchodaj- nego w ycinka np. dolnego (p. fig. 5 / w N r 12), to ten ow iędnie n atychm iast i będzie m usiał uledz przew adze rosprężonego w y­

cinka górnego (h) a szypułlca liściowa na dół opadnie.

G dy więc na stopniu najwyższego rozwoju stawów szy p u łk o w y ch ,jak i bezzaprzeczenia u czułka znajdujem y, w ytw orzyły się takie skurczliw e kom órki l-oślinne w górnych i dolnych w ycinkach stawowych, to o d ru ­ chy za podrażnieniem dałyby się u sp raw ie­

dliw ić i byłyby rosprężliw em i i skurczli- wemi zarazem . K om órki pęczniałyby pod w pływ em turgescencyi, a ku rczy ły b y się pod wpływ em podrażnień. R uchy senne (rosprężne) dałyby się z rucham i dotyko- wemi sharm onizow ać. I tak, przew aga rosprężenia w w ycinku górnym osadowego staw u mimozy zepchnęłaby liść n a dół, ja k to podczas usypiania rośliny widzim y, ale to samo nastąpiłoby także, gdyby w d o l­

nym odcinku przez ściągnięcie się kom órek odcinek dolny owiądł i do podniesienia li­

ścia k u górze stał się chw ilowo niezdolnym . P rzy zn aję, że przypuszczenie kom órki r u ­ chowej w świecie roślinnym bardzo je st zuchwałem , nie je s t wszelako bynajm niej potw ornem , skoro tak sum ienny badacz jak im je s t Sachs, p rz y p a rty poniekąd do m uru, bynaj mniej się p rzed niem nie w zdry- ga wswem tłum aczeniu ruchów dotykow ych mimozy. Bespośrednie badanie m ikroskopo­

we nie stw ierdza bynaj mniój tych ruchów powodu, bo tu w ątpićby ju ż wolno, czy na obszernem stanow isku m ikroskopow ej tech­

niki stw ierdzić go można, ale pom imo swój hipotetycznej n atu ry nie traci n a swojej wartości, oparte, ja k w idzieliśm y, n a b a r­

dzo poważnej grom adzie faktów . W szakże i kopernikow ska hipoteza przez k ilk a w ie­

ków była przypuszczeniem , dopóki jć j nie poparły bespośrednie dowody, a oparcie przez Jęd rzeja Śniadeckiego w szystkich przejaw ów życia n a przem ianie m ateryi, czyż nie było przypuszczeniem , dopóki go nie stw ierdziły najnow sze postępy badania.

(4)

196

Z anim się nerw w szeregu rozw ojow ym w ytw o rzy ł i zanim p o w sta ła k om órka k u r ­ czliw a, m ająca n astęp n ie ułożyć się w m ię­

sień, to przecież m usiał istnieć ju ż ja k iś przedśw it tych form acyj organicznych, a że się ten zn a jd u je ju ż w roślinach za d o tk n ię ­ ciem ruchliw y ch, do k tó ry ch w łaśnie cz u ­ łe k należy, to przecież każdy to za m ożliw e poczyta.

O dpow iednio tem u pojęciu o d ruch może istnieć w organicznej p rz y ro d zie ju ż n a pierw szych szczeblach rozw ojow ych. K o ­ m ó rk i zaw ierające p rotoplazm ę d rażliw ą, w k tó rej czułość przew aża, szyk u jąc się szeregam i w szypułkach, re p re z e n tu ­ j ą nam n erw y czuciowe. K om órki zaś, w których ruchliw ość owćj p ro to p laz- my zaczyna się w yzw alać z więzów d rzew ­ nej pow łoczki roślinnej, są k o m órkam i ru - chow em i, a w pływ y je d n y c h na d ru g ie w y­

w o łujące poruszenia, stanow ią refleksy ta k zupełnie j a k na p ierw szych szczeblach o r­

ganizacyi zw ierzęcej, gdzie także n erw u i m ięśnia b ra k jeszcze.

A le m ylilibyśm y się bardzo, m niem ając, że u czułka sp ra w a o d ru ch o w a usk u teczn ia się ta k bespośrednio, ja k w p o rząd k u zw ie­

rzęcym . O nie, ona tu tylko u zu p e łn ia i m odyfikuje spraw ę ro sp rę żn ą w ten spo­

sób, że w yw ołuje zaw iąd i dopiero za jeg o pośrednictw em zrząd za ruch. Je ż e li u tk a ­ nie gąbczaste w ycinka w staw ie je s t ro sp rę - żone p rzez n aw ał w ody, to k u rczliw ość k o ­ m órek na to ty lk o służy, ażeby j ą z niego usunąć, w pychając j ą w odleglejsze m iejsca, w sam ą szypułkę, w łodygę, a n aw et w g ó r­

ny w ycinek staw ow y. T k a n k a w iędnie w tedy, a ru c h d opełnia się nie za spraw ą sam ej kom órki ściągliw ej, ale w sk u tk u za- w iędu i ja k o następstw o przeciw d ziałające­

go, w rosprężeniu pozostającego, drugiego w ycinka antagonisty. Sciągliw ość kom órki roślinnej je s t tu zatem tylko m odyfikato­

rem , rosprężliw ość b y najm niej je j nie u su ­ w a ani nie zastępuje. W ru c h u dokonanym w staw ie zajm uje ona p o śre d n ie stanow isko i ta k też być pow inno na g ra n ic y działania d w u elem entów dynam icznych, rosprężenia i ściągliwości, wobec postępow ego rozw oju, któ rego skutkiem na następ n y ch je g o szcze­

blach m a być zupełnie u su n ięta rosprężli­

wość ro ślin n a a w staw ić się n a je j miejsce

w yłącznie skurczliw ość zw ierzęca. Że tu u d ział wody z tk a n in y rosprężonej ma głó- w neznaczenie, dow odzi nam ,że liść np., k tó ­ ry w staw ie swym nasadow ym , w skutku podrażnienia, o p adł ja k o zwisły, bez żadne­

go oporu do góry palcem podnieść się daje, a n adto dow odzą nam jeszcze dwa dośw iad­

czenia, z k tó ry ch pierw sze starem u D u tro - chetow i, a d ru g ie Sachsow i winniśm y, a k tó re ja k ilk ak ro tn ie pow tarzałem sta ­ ran n ie. Jeżeli w pierw szem łodygę u n ie­

ruchom im y, ażeby jej w strząśnienie żadne­

go n a położenie liścia nie w yw arło w pływ u i jeżeli ją ostrym i cienkim nożem zakłuje- my o ja k i cen ty m etr pod nasadą liścia, a potem przepchnąw szy nóż przetniem y ją w połow ie grubości, to zaraz przez ranę odpłynie k ro p e lk a słodkaw ego ściągającego soku, ale też natychm iast zwiesi się liść ca­

ły w swojej nasadzie. T am gdzie odpływ u wody nie będzie liść się nie zwiesi. Jeżeli w d ru giem dośw iadczeniu, odetnę nożycz­

kam i szypułkę głów ną o je d e n centym etr od staw u nasadow ego, to zaraz potem owa pozostałość szypułki n a dół się zwiesi, j e ­ żeli poczekam y tro chę, to niebaw em pod­

niesie się znow u, ale jeżeli w tedy staw po- drażnim y u dołu to znów aż na dół opa­

dnie, a na przecięciu okaże się k ro p la w il­

goci. Z d aje się, że oba te dośw iadczenia są rosstrzy gające.

G łów nem i działaczam i ru c h u czy to sen ­ nego czy dotykow ego m imozy, są w jej sta ­ wie nasadow ym w ycinek dolny, w stawie w achlarzow atym w ycinki zew nętrzne u n a­

sady szy p u łek drug orzędn ych, a w staw ach listeczkow atych g ó rn e po kłady kró ciu tk ich szypułek w ęzełkow atych. Siedząc budow ę obu w ycinków staw u nasadow ego, z n a jd u ­ jem y , że ich p ok ład y przylegające do szn u r­

ka są złożone z w ielkich kom órek w ydłużo­

nych, stanow iących g ru b ą w arstw ę i że po­

m iędzy tem i kom órkam i zn a jd u ją się p rz e­

stw ory, łączące się ze sobą i w ypełnione pow ietrzem . Id ąc od szn u rk a ku zew nątrz p o k ład y stają się coraz ściślejsze, kom órki coraz drobniejsze, a ich p rzetw o ry wodą są w ypełnione. N akoniec p o k ład y korow e są drobnokom órkow e i tęgie. Z daje się, że owe duże p rzy szn u rk o w e kom órki są bespo- średniem i elem entam i ruchu, a chociaż w obu w ycinkach górnym i dolnym są do

N r .13- _

W SZEC H ŚW IA T.

(5)

N r 1 3 WSZECHŚWIAT. 1 9 7

siebie podobne, to je d n a k m ożnaby m nie­

mać, że ich ściągliwość w dolnym w ycinku wyż^j je s t rozw inięta, a stąd pochodzi, że dolny odcinek przy ru c h u dotykow ym czuł- k a ma głów ne znaczenie, a górny tylko podrzędne. Jeżeli w staw ie nasadowym zdrow śj i mocno drażliw ej m imozy, odetnę cienkim nożykiem cały w ycinek górny, a zostaw ię nienaruszony dolny, to liść się bespośrednio zwiesi, ale niebaw em się zno­

wu podniesie i w norm alny sposób na p o d ra­

żnienie nad al oddziaływ ać będzie, jeżeli zaś w ytnę w powyższy sposób wycinek dolny, to i tu liść się zwiesi, ale tak ju ż zw ie­

szonym bez żadnej zm iany nadal pozo­

stanie.

C ała spraw a ruchów dotykow ych m im o­

zy, usunąw szy naw et na bok ru ch y senne, ja k to zrobiłem , przedstaw ia nam się nader skom plikow aną. I tak , jeżeli podrażnię np. listeczek w ierzchołkow y, to p raw dopo­

dobnie zm ienię przez to u k ład cząsteczkowy żeberka tego listka. Zm iana ta w proto- plazm ie stanow i tu pobudzenie, a gdyby tu istniało ja k ie centrum wiedzy, ta k ja k u wyższych zw ierząt, toby i w niem pow stała odpow iednia zm iana a wrażenie stałoby się oświadom ionem czuciem. Zm iana ta, ko­

m unikując się w ycinkom ruchow ym w g ó r­

nej części staw u listeczkow ego, opróżnia go z soków i zrząd za je g o zaw iąd, a dolna część staw u należycie rosprężona, zyskując przew agę, podnosi listek do góry i p rzy tu la go do listka drugostronnego podnoszącego się współcześnie do góry. N astępnie p o b u ­ dzenie schodzi ku dołow i stopniow o idąc po sznurku szeregiem ustaw ionych kom ó­

re k protoplazm atycznych, reprezentującym nam nerw czuciow y i przerzuca się znowu n a kom órki ruchow e w staw ie w achlarzo- w atym , a zarazem i n a inne szypułki d ru ­ gorzędne sąsiednie, podążając w nich od dołu do góry. S kutkiem tego ruch zb ież­

n y szypułek d ru gorzędnych i stu lanie się p arek listeczkow atych na owych sąsiednich szypułkach, począw szy od ich n asady ku w ierzchołkow i. A le na tem nie dosyć, gdyż zm iana m olekularna, przez dotknięcie n a listeczku w ierzchołkow ym pierw otnie w yw ołana, idzie dalej p rądem k u staw ow i nasadow em u, zw łaszcza ku pokładow i na dolnej stronie szypułki głów nej położone­

mu, dosięga kom órek w ycinka dolnego zrządza w nim zawiąd i opadnięcie liścia.__

P rz y wysokim stopniu drażliw ości prąd pobudzająey przechodzi naw et przez ło dy ­ gę do powyższych i poniższych liści, ale r u ­ chy na tych ostatnich ju ż są bezładne, za­

rów no j a k wtedy, kiedy n a danym liściu podrażnienie nie na listki szypułki d ru g o ­ rzędnej, ale gdzieindziej, np. na staw y lub na szypułki się w yw iera. M am y tu zatem ju ż przedśw it ścisłego w ytknięcia kierunku prąd ów nerw ow ych, dobrze nam znanych na wyższych stopniach nerwowej organiza- cyi zw ierzęcej.

Z ap atru jąc się na ruchy czułka z pu nktu w idzenia, k tó ry tu zająłem , tru dn o je s t u n i­

k n ąć myśli, że zam iast być ja k im u d e rz a ją ­ cym w świecie roślinnym w yjątkiem , są one raczój n atu ralnem następstw em postępow e­

go rozw oju stawów u liści długoszypułko- wych. I tak , na jeg o najniższym stopniu w idzim y w nich jed y n ie p rzerw ę między ru rk ą rdzeniow ą łodygi i liścia, w ypełnioną zwitkiem m iazdry kom órkow ej, d o zw alają­

cym na swobodne poruszanie się liścia pod wpływem w iatru i słońca. W d ru g im sto­

pniu zw itek ów stanow i skórkow ate zg ru ­ bienie p rzy nasadzie liścia, a w jeg o w nę­

trzu zaczynają się ju ż naczynia i w łókna zstępujące z szypułki zbierać w sznurek cen tralny , k tó ry koniec ru rk i rdzennej szy­

p ułki spaja z łodygą; zgrubienie m iazdro- we staje się gąbczastem , wielce do zeszty­

w nienia pod w pływ em napływ u soków usposobionem.

N astępnie zgrub ien ia szeregują się na dwa rosprężliw e wycinki, tak, że w każdym z nich może się zjaw iać zosobna przew aga w napływ ie soków, a stąd przem ienne p r ę ­ żenie i zm iana w położeniu liścia. T u taj staw staje się ju ż organem ruchow ym , k tó ­ rego m otorem je s t turgescencyja, w p rze­

m ienny urządzona sposób, a ru c h y senne za większem lub m niejszem ożywieniem rośliny pod wpływem działającego na nią św iatła, zjaw iają się w tedy ja k o n atu ra ln e następstw a. T akie urządzenie posiada np.

zw yczajna nasza fasola ogrodow a lu b każda akacyja zm ieniająca na dzień i na noc po­

łożenie swoich listeczków . Jeżeli w lofan- cie listeczki te stu lają się system atycznie i re g u la rn ie, to nam dow odzi tylko, że me-1

(6)

198 W SZECH ŚW IA T. Nr 13.

chanizm rosprężliw y w org an ach ru c h o ­ w ych jój liści i listeczków stax-anniój przez stopniow y rozwój je s t zorganizow any. N aj- wyżój rozw iniętym je s t czułek, je g o p ro to - plazm a bowiem ju ż się widocznie zróżni­

cow ała n a czuły i ruchow y ustró j, pierw szy zaległ w kom órkach szypułek, a d ru g i w organach ruchow ych i u tw o rz y ł się tym sposobem pewien p orządek nerw ow y, ja k b y przed św it tego co m am y u zw ierząt, n ied o ­ stęp n y w p raw d zie m atery jaln em u badaniu,

ale fu n kcyjo nalnie u w y d a tn iają cy się w i- ! docznie. K om órka ruchow a w pleciona w a p a ra t sztyw nienia, działająca jed y n ie na niższych szczeblach rozw ojow ych, zm ieniła go w ten sposób, że sztyw ność może ustać n atychm iast za podrażnieniem i w yw ołać ruch odpow iedni. N ie działa ona jeszcze bespośrednio ja k w zw ierzęcym p o rząd k u życia, lecz m odyfikuje tu rgescen cyją i za jój pośrednictw em osięga efekty. Jeden kro k tylko dalej, a zam iast rośliny będziemy m ieli j u t zwierzę.

R uchliw ość w cz u łk u je s t więc n a tu ra l­

nym skutkiem rozw oju postępow ego stawów liściowych, w g ru p ie roślin, do którój on należy. A le w szelki rozwój w przyrodzie dokonyw a się zawsze w edle pożytku roz- wijającój się istoty. A więc zachodzi p y ­ tanie, co przez to zyskiw ał czułek, że się jeg o liście za p odrażnieniem poruszały.

R uchy jeg o senne rów nie ja k u lofanty wielce są pożyteczne, listk i bow iem w ą­

tłe i delikatne, p rz y tu liw szy się do siebie, zm niejszają o połow ę pow ierzchnię ozię­

b iającą się podczas nocy, ale ru c h d o ty k o ­ wy w czułku m ógłby roślinę ch yba od p o ­ d rażnień dotykow ych ochronić. O b ro n a ta je d n a k je s t ta k niedołężna, że tru d n o ją uspraw iedliw ić. Sachs zauw ażał, że stulanie się listków bro n i od g ra d u , ale przecież nie poto zapew ne w ykształcił się w cz u łk u cały nader kunsztow ny p rz y rz ą d ruchow y, aże­

by go zbawić od przypadłości zdarzającój się tak rzadko. S łow em , p y tan ie zostaje dotąd bez odpow iedzi i zdaje się, że tylk o o bserw acyja na roślinach dziko rosnących w ich pierw otnych siedzibach m ogłaby po­

n iek ąd tajem nicę rozświecić, a na nieszczę­

ście w szystko cokolw iek o czu łk u je s t nam w iadom o, osięgnęliśm y przez sztuczną ho­

do w lę w ciep larniach. Szkoda, że n a tu ra -

| liści tak licznie zw iedzający A m erykę śro d­

kową, na ten ciekaw y przedm iot dotąd jesz­

cze nie zw rócili uw agi, a byłoby w arto.—

M nie się zdaje, że ruchliw ość czułka za p o ­ drażnieniem m ożnaby sobie w ystaw ić ja k o pozostałość funkcyi d la niego koniecznój w początkach jeg o rodzajow ego istnienia (ataw izm ) k tó ra dziś p rzy zm ianach zew nę­

trzn ych jeg o życia ju ż nie istnieje. Z apa­

tru ją c się bowiem na szybkość jego ruchów , k tó ra n a tu ra ln ie w gorącej jego ojczyźnie m usiała jeszcze być większą, oraz n a sposób stulania się liścia, przypom inam y sobie rośliny m ięsożerne, np. m uchołów kę (Dio- nea m uscicapa) wielce do niego zbliżoną co do w ew nętrznego uk ład u, k tó ra sobie przez swe raptow ne od ru chy pożyw ienie zdobyw a. B yć może, że i czułek był także pierw o tn ie rośliną m ięsożerną i to ta k długo dopóki żyjąc na jało w y ch g ru n tac h nie m ógł sobie przez korzeń zdobyć pokarm u azotow ego i potem dopiero w yd elikatn iał i p o zb y ł się swego ro z b ó jn ictw a,g d y go zie­

m ia obficićj karm ić zaczęła w m iarę w y tw a­

rzania się próchnicy. P ozo stały mu tylko ruchy, ale u trac ił sw oje p rzy rząd y tr a ­ wienia. G dy by m uchołów ka p rz estała się karm ić ow adam i, toby także, bardzo p ra ­ w dopodobnie, na długie jeszcze wieki ru ­ chy jój p rz etrw a ły .

Z astanaw iając się zbiorow o nad tem, co pow iedzieliśm y o m echanizm ie i o ruchach dotykow ych czułka, w idzim y, że stanow ią one zagadkę bardzo tru d n ą do rozw iązania, a je d n a k nieskończenie zajm ującą z pow o­

du swój w yjątkow ości. R oślina czuje i p o ­ rusza się ja k zwierzę, tak, że bylibyśm y go­

tow i pow ątpiew ać o tem, gdybyśm y n a w ła ­ sne nie w idzieli oczy. O dgraniczenie św ia­

ta roślin neg o od zwierzęcego ta k nam od w ieków weszło w krew i w życie, że t r u ­ dno nam się tu znaleść, a chociaż nowsze poglądy zbliżyły je do siebie pod względem od żyw ian ia i rep rod uk cyi, pom im o, że od­

naleziono całe szeregi istot m iędzy niem i p o śre d n ic h ,n a najw yższych je d n a k piętrach organizacyi, w zakresie nerw ow ości i um y- słowości przedstaw iają nam ro z b rat ja k n a j- zupełniejszy. Zw ierzęcość na korzyść ro ­ ślinności nie zrobiła też dotąd żadnej kon- cesyi w nauce i konserw atyzm bijologicz- ny naw et niew ym ow nie się gorszy, gdy

(7)

Nr 13. W SZECHŚW IAT. 199 0 niój je s t mowa. A le ja k ż e tu w czułku

pojąć i zrozum ieć w yraźne jeg o nerw ow e usposobienie? Bespośrednie badanie jego budow y nie daje nam żadnej odpowiedzi na to pytanie, m ikroskop odm aw ia nam naw et swojej pom ocy i sam tylko wniosek, osię- gnięty na drodze ścisłego rozbioru faktów d rugorzęd nych , doprow adza nas poniekąd do celu. O n nas poucza, że ruchy do tyko­

we czułka są. rzeczywiście refleksam i, ale nie takiem i jeszcze, ja k te, k tóre zn a jd u je ­ my na wyższych sferach organicznych, gdzie pobudzenie nerw u czuciowego za p o ­ średnictw em nerw ow ego węzła przerzuca się n a nerw ruchow y i działa na mięsień.

T u taj ani nerw ów ani m ięśni niem a, prąd y odbyw ają się tylko przez szeregi kom órek 1 w pływ ają bespośrednio na przy rząd y r u ­ chowe.

Refleks w czułku je s t więc tylko p ro ­ top lastą refleksu zw ierzęcego i bardzo mu jeszcze daleko do tego, ażeby się na jego m odłę w ykształcił. W idzim y nadto w czuł­

k u dziwne i g ien ijaln e zjednoczenie we w spólny m echanizm dw u z n atu ry rzeczy przeciw nych sobie m otorów organicznych rosprężania i ściągliwości. P oniew aż zaś pierw sze je s t praw ie w yłącznie roślinnym a d ru g a zw ierzęcym m otorem , stajem y więc ja k n a j wyraźniej w czułku na owćj granicy, k tó ra nam dynam ikę ro ślin n ą od zwierzęcej oddziela, tam , gdzie w szeregu postępowego rozw oju bijologicznego kończyć się zaczy­

na panow anie rosprężliw ości, a n a jś j m iej­

sce sciągliwość się wstaw ia. Otóż to ta okoliczność w łaśnie na wysoką zasługuje uw agę i dlatego też sądzim y, że badanie owego roślino-zw ierzęcia, jak im się nam p rzedstaw ia czułek, długo jeszcze będzie więziło uw agę naturalistów .

P rof. d r W. Szokalski.

ZE WSCHODNIEJ AFRYKI

(Dokończenie).

Jeszcze p rzed zupełnem zniesieniem h an ­ dlu niew olnikam i na zachodzie A fryki,

zw róciła się A n g lija na wschód, gdzie te same pano w ały stosunki i to praw dopodo­

bnie od k ilk u tysięcy lat, a przynajm niej od założenia islam u. N iestety i dziś jeszcze handel niew olnikam i je s t tam głów nem za­

jęciem kupców arabskich. W ro k u 1845 zobow iązał się w praw dzie sułtan Z anzibaru nie pozwolić na wywożenie niew olników poza A frykę, lecz używać ich tylko w swych posiadłościach afrykańskich, ale mimo to wywóz nie u staw ał, lecz w zm agał się, A n ­ glija więc w ym ogła w rok u 1873 n a sułta­

nie bezw arunkow y zakaz wywozu niew ol­

ników z portów lądu stałego, n aw et n a wy­

spy Z an zib ar, Pem ba i inne, a zarazem w zm ocniła straż nadbrzeżną. O d tąd odby­

wa się wywóz m urzynów na w ybrzeżu zan- zibarskiem potajem nie, bardziej natom iast otw arcie z portów m orza Czerwonego i z wielkich m iast A fryk i północnej, gdzie m ieszkają m ahom etanie. Podam y naprzód cyfry tego niecnego h an d lu , a potem w yj­

miemy kilka opisów z pism najsław n iej­

szych podróżników afrykańskich.

W ielka część niew olników złow ionych we w n ętrzu A fry k i pozostaje w praw dzie w pobliżu na k ontynencie, albo sprzedaną bywa w odległe okolice do M arokko, na oazy S ahary , ja k do K o rdofanu, Dongoli i na wybrzeże i wyspy zanzibarskie; liczby tych niew olników ani w przybliżeniu ozna­

czyć nie m ożna. Ci, k tó ry ch arabow ie wy­

wożą poza A frykę, zostają sprzedani do państew ek n a w ybrzeżu arabskiem , do P er- syi i A fganistanu. W K iloa, podług sp ra­

wozdań konsulów angielskich, w pięciu latach 1862— 67 wsadzono na o kręty około 97000 niew olników , z całego Z anzibaru dziś jeszcze podobno wywożą 30000 m urzy­

nów rocznie, a ponieważTpodług L ivingsto - na i innych podróżników , z tych niew olni­

ków, k tórych arabow ie chw ytają n ad je z io ­ rem Nyassą, tylko je d n a p ią ta dojdzie do K iloi, inni zaś padną w drodze, więc rocz­

nie w tój okolicy ginie 120000 zdrow ych ludzi śm iercią o krutną.

Nad Nyassą można ku p ić niew olnika za k aw ał m ateryi baw ełnianej lub za pół do­

lara, w Zanzibarze n iew o ln ik kosztuje ju ż 20—25, czasami 50 dolarów , niew olnice są około 7 dolarów tańsze, b ardzo ład n e j e ­ dnakże, przeznaczone do harem ów turec­

(8)

W SZECH ŚW IA T. N r 13.

kich i arabskich, k o sztu je 70—100 dolarów . C ena ta w zrasta w A ra b ii i P e rsy i, tam nie­

w olnik, za którego w Z anzibarze p łaciło się 20 dolarów , przynosi 60 — 100 dolarów . I dziwić się tu arabom , że z całym zapałem oddają, się tak zyskow nem u h an d lo w i.

„S traszn e są. cierp ien ia (pisze b y ły p re ­ zes m inisteryjum , G rim m , w D eu tsch e K o - lonialzeitung N r 48, ro k 1887, skąd część opisów w yjm ujem y), ja k ie przech o d zą n ie ­ wolnicy podczas przew ozu z Z a n z ib a ru do A ra b ii i P ersy i. J a k śledziam i zapy chają nim i m ałe statki, zw ane dau, n ied ają c im ani dostatecznego pożyw ienia, ani w ody do picia i nietroszcząc się o tych, któ rzy za­

chorują. Jeż eli statek tak i u jrz y zdaleka o k rę t angielski, k u p cy s ta ra ją się u p rz ą ­ tnąć niew olników , aby ujść k ary , n aj­

częściej p rz erz y n ają im g a rd ła i w rzucają do w o d y ”.

P odczas swój w ielkiej podróży w p o p rzek A fryki 1871— 74 r. C am eron m iał k ilk a r a ­ zy sposobność przyj rzyć się p o lo w an iu n a niew olników ; w pobliżu w ybrzeża zacho ­ dniego zajm ow ali się tem p o rtu galczycy, je - dnę ta k ą scenę z ro k u 1876, opisaną p rzez C am erona podajem y w sk róceniu . „N a­

stępnego dnia po p o łu d n iu n adszedł i Coim- b ra ze swego polow ania n a m urzynów w p ań stw ie Casongo, p ro w ad ząc 52 niew ol­

nic, pow iązanych w g ru p a ch po 17 do 18, niek tó re z nich niosły dzieci na rę k u . N o­

gi ich b y ły pokrw aw ione, na eałem ciele pełno ra n zadan y ch batem zaganiacza....

A żeby złow ić owych 52 kobiet trz e b a było zniszczyć z ja k ie dziesięć osad, z któ ry ch k aż d a liczyła 100—200 m ieszkańców . N ie­

k tó rzy z ty ch 15 0 0 m ieszkańców u ciek li może do wsi sąsiednich, ale w iększa część znalazła śm ierć w płonących chatach lub została zastrzelona, skoro odw ażyła się nieść pom oc swój ro d zin ie, reszta poum ie­

ra ła w gąszczach z g ło d u lub rosszarpana została przez drapieżne z w ie rz ę ta ”.

„W M arungu n ad T a n g a n jik ą , pisze S tan ­ ley, polują na niew olników głów n ie w an ja- m ueri, zaw iązują oni spółki w tym zam ia­

rze, aby w szystkie szczepy, k tó re o słabią się niezgodą w ew nętrzną, p o zab ierać do niew oli, a żaden kraj nie j e s t d la n ich ta k k o rzystny m ja k M arungu, gdzie k aż d a osa­

da je s t osobnem państew kiem . M ężczyzn

dorosłych z a b ija ją oni zw ykle, siekają ich ciała i zaw ieszają kaw ałkam i na drzew ach przyd ro żny ch, chcąc tem innych odstraszyć od oporu. K ob iety i dzieci m ają większą w artość, bo kupcy arabscy chętnie je k u p u ­ j ą ”. P o p rze sta ń m y na tych k ilk u szkicach

z g łębi A fry k i.

F . B u rto n p rzytacza przysło w ie an giel­

skie, w ed łu g którego trzy C otw orzą A fry ­ kę d la E u ro p y , t. j. Coton, C ivilization and C h ristia n ity (baw ełna, cyw ilizacyja i ch rze­

ścijaństw o), otóż w y p ra w y naukow e i anek- syje p olityczne, k tó rem i w po przed n ich a r­

ty k u łach o A fryce głów nie zajm ow aliśm y się, re p re z e n tu ją dw a pierw sze C, w ystą­

pienie k a rd y n a ła L av ig erie daje nam spo­

sobność p rzy j rzyć się nieco misyi, ja k ą w edług tego księcia kościoła, ma spełnić chrześcijaństw o pośród ludów afrykańskich.

P ierw szy m bow iem celem k a rd y n a ła Lavi- gerie je s t zw alczanie h an d lu niew olnikam i, stąd w ystąpienie je g o i p lan y w kraczają w dziedzinę społeczno-polityczną i przez śledzącego rozw ój A fry k i nie mogą być po­

m inięte.

K a rd y n a ł L av ig erie b y ł sam niegdyś czynnym ja k o m isyjonarz w A fryce, a dziś ja k o arcy b isk u p K a rta g in y je st zarazem zwiex-zchnikiem kościelnym nad m isyjam i A fry k i środ kow ej, położył on też około cy- w ilizacyi A fry k i w ielkie zasługi, je m u ró ­ wnież zaw dzięcza F ra n c y ja znaczne rossze- rzenie swego w p ły w u w tej części świata.

Skoro więc w L ip c u 1888 roku w y stąp ił w P a ry ż u w kościele św. S ulpicyjusza z p la ­ nem w ojny krzyżow ej przeciw handlarzom niew olników , sam a przeszłość je g o i osoba czcigodnego starc a w yw ołały niezw ykły za p ał w społeczeństw ie francuskiem . Z ów­

czesnego p rzem ów ienia jeg o w yjm ujem y dw a m iejsca ch a rak tery zu jące obecny stan niew olnictw a w okolicy je z io r i p lan w y­

p ra w y krzyżow ój.

„A ni n adzw yczajna śm iertelność i zab ój­

czy w p ły w k lim atu, an i b ra k środków cy­

w ilizacyjnych nie w y lud niają A fry k i środ ­ kow ej, lecz jed y n ie niew olnictw o, p o lo w a­

nie i u prow adzanie nieszczęśliw ych miesz­

kańców. O w e zbrodnie popełniane n a lu d z­

kości, zam ienią w krótce A fry k ę w b e z lu ­ dną p ustynię. R ok rocznie wyw łóczą h a n ­ dlarze m ężczyzn, kobiety i dzieci, a n ik t im

(9)

w tem nie przeszkadza, n ik t nie w ystępuje przeciw tem u frym arezeniu ludźm i, k tó re­

mu tow arzyszą nędza i zupełna ru in a.—

O koło 400000 osób z A fry k i środkowój, którój obszary cztery razy przewyższają.

E u ro p ę, h an d larze u p row adzają corocznie i zapęd zają na ta rg i w schodniego wy­

b rz eża”.

„Jedynym środkiem zaradczym przeciw tem u handlow i, m ów ił na innem miejscu k ard y n ał, byłoby w ystąpienie m ocarstw eu­

ropejskich, k tó re na kongresie berlińskim podzieliły pom iędzy siebie A frykę. K ażde pow inno działać w swój okolicy z odpow ie­

dnią siłą zbrojną. Jeż elib y to z pow odu trudności finansow ych i urząd zen ia samego było niem ożebnem , dlaczegóżby nie m iały w tych okolicach b arbarzyńskich odżyć owe zakony, k tó re niegdyś zasłaniały E u ro p ę p rzed niew olą turecką? Czemuż nie mo­

glibyście m łodzieńcy chrześcijańscy w szyst­

kich krajów odnow ić ow ych szlachetnych w ypraw ojców waszych? Samo poświęcenie się ze strony tych kaw alerów afrykańskich nie w ystarczyłoby w praw dzie, potrzebne są jeszcze środki m ateryjalne, aby n a razie zorganizow ać i utrzy m ać takie zakony m ie­

czowe, ale zczasem ta k ic h środków okolice afrykańsk ie same będą m ogły d ostarczyć”.

Z P a ry ż a u d ał się k ard y n ał L avigerie do B rukseli, stam tąd do L o n dynu, gdzie się ze­

brało liczne zgrom adzenie pod przew odni­

ctwem lorda G ranvillea, aby słuchać wy­

wodów mówcy. W rezolucyi przez zgrom a­

dzenie to przyjętój wypowiedziano życzenie, aby rząd królow ój porozum iał się z innem i państw am i i rospoczął otw artą w ojnę z h an ­ dlarzam i arabskiem i i w yrugow ał ich z w nętrza A fry k i.

Podczas drugiego p obytu w stolicy B elgii zw rócił się k a rd y n a ł L ayigerie głów nie do zarządu państw a kongow ego, czyniąc mu za­

rz u ty , że dotąd zam ało zw racał uw agi na h andel niew olnikam i na własnem teryto- ry ju m , zw łaszcza w M anyem ie. J a k za stra­

szające rozm iary niew olnictw o tam p rz y ­ brało, w ykazuje list nadesłany mu przez j e ­ dnego z m isyjonarzy n ad T an g an jik ą. „T arg na niew olników w U dzidzi, brzm i ustęp tego listu, dokąd daw niój mało tylko do sta­

w iano to w aru ludzkiego, by ł podczas osta­

tniego p ob ytu mego przepełniony, cena Nr 13.

ciała ludzkiego znacznie więc spadla! Męż- czyzni, kobiety i dzieci, stali tam skrępow a­

ni razem łańcucham i, w iększa część m iała przedziuraw ione uszy, za k tó re byli pow ią­

zani. U m ierali oni m asam i więcój z głodu, niż skutkiem choroby. P rze raż ający widok rostoczył się przed m łodym chrześcijaninem , któ ry mi tow arzyszył, gdy się u d a ł n a m iej­

sce, dokąd w yrzucali arabow ie ciała zm ar­

łych m urzynów . Tow arzysz mój cofnął się na w idok ty lu ciał niepogrzebanych, spytał się więc obecnego właśnie kupca arabskiego dlaczego tru pó w rzu cają tak blisko miasta, n a to odpow iedział kupiec obojętnym to ­ nem: D aw niój nie m ieliśm y tyle niew olni­

ków, rzucaliśm y więc tu zw ykle um arłych, a nocą up rzątały je hyjeny. A le w tym roku trupów je s t tak dużo, że hyjeny, nie są dosyć liczne, aby wszystkich pożreć, zbrzydziły więc sobie mięso ludzkie.”

Zeby stłum ić niew olnictw o nad T a n g a n ji­

ką potrzeba, podług k ard y n ała L avigerie, 100 ludzi dobrze uzbrojonych, a koszty ta- kiój w ypraw y w yniosłyby m ilijon franków . Donoszono już, że we F ra n c y i i w Belgii zapisało się dużo do tój nowój w ypraw y lcrzyżowój, ale rzecz sam a n ap o tk ała n a p e­

wien opór ze strony zarządu państw a k on ­ gowego, k tó ry zarzutam i k ard y n ała L avi- gerie czuł się niem ile dotkniętym . W idać to z arty k u łó w L a tra ite des negres um iesz­

czonych w L e M ouvem ent G óographiąue (N r. 19 r. 1888 i n.), urzędow ym organie te­

go państw a, w których J . W auters usiłuje dowieść, że praw ie wszyscy niew olnicy z nad T an ganjik i pozostają w A fryce samój, uży­

wani jak o robotnicy, a głów nie ja k o trag a­

rze, poniew aż zaś tra n sp o rt tow arów dla bra k u dróg tylko siłą ludzką odbyw ać się musi, najpraktyczniejszem byłoby stara ć się o lepszą kom unikacyją w A fryce, a w tedy handel niew olnikam i sam zniknie, bez w o­

je n krzyżow ych.

W yw ody k ardy nała L ayigerie d ały je s z ­ cze jed nem u państw u powód do protestu, była nim T u rcy ja, k tó ra przez u sta swego posła w B rukseli ośw iadczyła, że islam j a ­ ko tak i z niew olnictw em nie ma nic wspól­

nego. N a to odpow iedział L ay ig erie w l n - dópendence Belge, że wszyscy m ahom etań- scy władcy w A fryce p ro teg u ją niew olni­

ctwo, że dowódzcam i k araw an niew olni-

2 0 1 ____

W SZECIIŚW IAT.

(10)

202 W SZECHŚW IAT. Nr 13.

czycli są, wszędzie m ahom etanie, że wszyscy m ahom etanie k u p u ją i sprzedają niew olni­

ków , a koran tego nie potępia.

Daleko w iększą za p o rą dla u rzeczy w ist­

nienia zam iarów k a rd y n a ła L av ig erie są j e ­ dnak antagonizm i niep ew n a sytu acy ja po li­

tyczna w E uropie. D latego też k a rd y n a ł zaniechał podróży do Niem iec i tylko w y ­ stosow ał list do k a n c le rz a rzeszy n iem ie­

ckiej, nato m iast p odążył do W ło ch , aby załagodzić nieco naprężone stosunki pom ię­

dzy F ra n c y ją i W łocham i, k tóre n a zgodne d ziałanie w A fryce nie pozw alają. J a k ie owoce w ydadzą w szystkie te zabiegi szla­

chetnego apostoła A fry k i, przyszłość do­

piero wykaże. W Niem czech myśl je g o z n a ­ lazła dużo zw olenników , katolicy niem ieccy zaw iązali tak zw any A frik ay ere in , liczący ju ż tysiące członków , zaczęło też w ychodzić w M onasterze osobne czasopismo pod ty tu ­ łem: „Grott w ill es,” znanem hasłem k rz y ­ żowców, celem jeg o je st w alka przeciw nie­

w olnictw u w A fryce.

D r N adm orski.

Jerzy Szymon O k

W S P O M N I E N I E H I S T O R Y C Z N E .

P rz e d 2 tygodniam i, 16 M arca, p rz y p a d ła stu letn ia rocznica u ro d z en ia Jerzeg o S zy­

m ona O hm a, któ reg o nazw isko, głośne w tra ­ k tatac h elektryczności, znane je s t każdem u, kto choćby najelem entarniejsze z fizyki p o ­ siada wiadomości. W y p a d a nam tu p o ­ święcić choćby k ilk a słów w skazaniu stan o ­ wiska, ja k ie m u w dziejach n au k i przy pada.

W trzeciem dziesięcioleciu bieżącego w ie­

ku nauka elektryczności przez k ilk a donio­

słych odkryć silnie się ro zro sła. W o k re ­ sie tym bowiem O e rste d t p oznaje działanie p rą d u elektrycznego n a igiełkę m agnesow ą, A rago przeobraża żelazo w m agnes pod w pływ em tegoż prąd u , A m pkre ro z w ija p r a ­ w a elektrod ynam iki i uzasad n ia now ą teo- ry ję m agnetyzm u, D avy rospala św ietny łu k galw aniczn y, a Seebeck w y tw arza p rą d y

term oelektryczne. W szystkie te od krycia n iety lk o bogacą faktam i gm ach wiedzy, ale nadto gruchoczą i usuw ają podw aliny daw ­ nych pojęć o odrębnych płyn ach niew ażkich, w skazują łączność sił przy ro dy , d ają p o d ­ nietę do ściślejszych badań nad ich w zaje­

m ną zależnością.

N a d ru g ą połow ę tego w łaśnie dziesię­

ciolecia przy p ad a odkrycie praw a, k tó re dozw oliło oprzeć na pew niejszćj podstaw ie ro spatry w anie różnorodnych objaw ów gal- w anizm u i um ożebniło w prow adzenie ści­

ślejszych m etod m ierniczych. O hm nie w zbogacił n au ki odkryciem now ych i do­

niosłych faktów , ale zdołał zaprow adzić ład w gm atw anin ie niejasn ych i nierozum ia- nych objawów .

Z ajęci pow tarzaniem nowych i zd um ie­

w ających dośw iadczeń elektry czny ch fizycy ówcześni nie mogą się oprzeć zdziw ieniu, że działalność stosów galw anicznych ulega osobliwym zm ianom , stosow nie do ilości, do wielkości i do u po rządk ow an ia ich ogniw ; O hm w łaśnie za ją ł się rospatrzeniein oko­

liczności, od których zależą d ziałania p rą d u i ujęciem ich w zw iązek ilościowy.

D ostrzegano ju ż poprzednio, że d ziałan ie stosu galw anicznego n ietylk o od niego sa­

mego zależy, ale że u d ział w tem przy p ad a i drutow i, k tó ry zam yka obw ód m iędzy bie­

gunam i tego stosu. D avy, ro sp a tru ją c d zia­

ła n ia chem iczne p rą d u , poznał, że d ru t me­

taliczny, łączący bieguny ogniwa, staw ia prąd ow i galw anicznem u opór, k tó ry zależy od jak o ści m etalu i je s t p ro p o rcy jo n aln y do długości, a o dw rotnie p ro p o rcy jo n aln y do p rzęcięcia d ru tu . J a k k ilk u innych w spół­

czesnych m u fizyków zajm ow ał się i O hm p ierw o tnie tem specyjalnem zadaniem , a av ro k u 1825 podał spis m etali, ułożony w e­

d łu g zdolności ich przew odnictw a; ale ju ż w ro k u następnym ogłosił ściślejszą w iad o ­ mość o zw iązku m iędzy siłą elek tro w z b u ­ dzającą, natężeniem p rą d u i oporem. Na zaw adzie staw ała mu niestałość ówczesnych ogniw galw anicznych, ale k orzy stn ą okaza­

ła się ra d a P oggendorffa o dw ołania się do ogniw a term oelektrycznego, k tó re mu do­

starczyło p rą d u statecznego. O gniwo, któ- rem się p osług iw ał, złożone było z p ręta bizm utow ego, spojonego z dwom a d ru tam i m iedzianem i; jed n o z tych ogniw otaczał

(11)

Nr 13. W SZECHŚW IAT. 203 lodem, drugie zanurzał w wodzie w rącej,

a w trącając m iędzy bieguny tego prostego ogniw a rozm aite d ru ty , zdołał u jąć o trzy ­ m ane przez siebie rezu ltaty w pewną, formę swego praw a, którem u ostateczną postać n ad a ł później na podstaw ie dochodzeń teo­

retycznych, wyłożonych w rospraw ie „Die gał w anisch eK ette m ath em atisch b earb eitet“, ogłoszonej w B erlinie 1827 r. W yw ody m a­

tem atyczne Ohm a zalecają się prostotą, ja k a je s t wogóle cechą w ybitną w szelkich prac teoretycznych, otw ierających now y dział wiedzy. O hm zestaw ia p rą d elektryczny z prędkością istotnego strum ienia cieczy i p rzez zręcznie przeprow adzoną analogiją dochodzi do znanego w yrażenia któ ­ re oznacza, że natężenie p rą d u je s t p ro p o r­

c jo n a ln e do siły elektrow zbudzającc5j , a od­

w rotnie proporcyjonalne do sum y oporów w ew nętrznych i zew nętrznych, przy odpo­

w iednio zaś dobranych jed n o stk ac h równe pow yższem u ilorazow i.

Z praw a tego w ypływ a bespośrednio d ro ­ gą. ra ch u n k u , że natężenie prąd u w tedy jest najznaczniejsze, czyli dochodzi naj większo­

ści, gdy opór w ew nętrzny w yrów nyw a ze­

w nętrznem u, gdy opór istotny ogniw a elek­

trycznego rów ny je s t oporow i obiegu ze­

w nętrznego; w skazuje ono bardzo prosto, że gdy zew nętrzny ten opór je s t bardzo znacz­

ny, natężenie p rą d u w zrasta w raz z ilością ogniw , gdy zaś jest drobny, natężenie w zra­

sta w raz z ich w ym iaram i i prow adzi do rozw iązyw ania zadań tyczących się rozdzia­

łu p rąd u . P rzedew szystkiem wszakże dało ono możność ścisłego m ierzenia wielkości elektrycznych i w prow adzenia dokładnych jed n o stek , na któ ry ch ocena ich polega; n a­

potykam y je w każdym ustępie bad ań teo­

retycznych i zastosow ań p raktyczny ch nau­

ki o elektryczności.

Ja k k o lw ie k ocenione należycie przez k il­

ku najznakom itszych ówczesnych fizyków, nie zyskało praw o O hm a bespośrednio po­

wszechnego uznania, a A lfred Smee w sw ych

„elem entach elek tro m e ta lu rg ii” w yraża się o niem bardzo naw et nieprzychylnie: „W for­

m ule b ra k ilości i natężenia, stosuje się ona nadto tylko do teo ryi zetknięć, zgoła zaś nie odpow iada teoryi chemicznej stosu, k tórą obecnie w A ng lii powszechnie p rz y ję to ”.

Jed n ak że taż sam a A n glij a oddała pierwszy głośny hołd zasłudze O hm a, gdy towarzystwo królew skie przyznało mu w L istopadzie 1841 wielki medal Copleya, a w raporcie tyczą­

cym się tego ak tu nadm ieniono w yraźnie, że słuszność teoryi O hm a je s t zupełnie nie­

zależną od hypotezy przyjm ow anej d la w y­

jaśnienia źró dła siły elektro w zbudzającej, utrzym uje się ona jednakow o, czy siłę tę uw ażam y ja k o pochodzącą z zetknięcia r ó ­ żnorodnych m etali, czy też odnosim y ją do działań chem icznych. O d tego czasu prawo O hm a zajm uje należne mu m iejsce w k a­

żdym trak tacie fizyki.

N adm ienić tu wypada, że do u jęcia d ro ­ gą dośw iadczalną takiegoż samego praw a o natężeniu p rą d u doszedł i P ouillet, który ju ż daw no zajm ow ał się pom iaram i p rze­

w odnictw a m etali. W szakże wiadomość o tem praw ie złożył akadem ii nau k w P a ­ ryżu dopiero w r. 1831, a ja k sam p rz y ­ toczył w r. 1845, jak k o lw iek nie znał rozpraw y Ohm a, m iał o niej wiadomość z treści podanej przez je d n o z pism fran ­ cuskich.

Ż yw ot O hm a nie u p ły n ą ł zgoła w w aru n­

kach pom yślnych. O jciec jego, ślusarz w E rlang en , posiadał dosyć znaczną zn a­

jom ość m atem atyki i fizyki i przykładem swym zachęcił do tych n au k dw u swoich synów Jerzeg o Szym ona i M arcina, który został profesorem m atem atyki w un iw er­

sytecie berlińskim i b y ł autorem kilku bardzo wziętych w swym czasie podręczni­

ków. W r. 1805 J . S. O hm w stąpił do uni­

w ersytetu w E rlan g en , a wróciwszy tam w r. 1811 ze S zw ajcaryi, gdzie przez lat kilka b y ł nauczycielem pryw atnym , u zy ­ skał stopień doktora i został pryw at-docen- tem. P rze z k ró tk i czas był nauczycielem szkoły realnej w B am bergu a do r. 1817 gim nazy jum jezuickiego w K olonii. T am właśnie opracow ał rozpraw ę o stosie g a l­

wanicznym , niem ając je d n a k na tem sta­

now isku możności i środków p raco w ania nad nauką, porzucił je i p rzeb y ł n astęp ­ nych lat siedm w położeniu bardzo przy- krem i w praw dziw em p rzy g n ęb ien iu um y­

słu. Dopiero w r. 1833 został profesorem w szkole politechnicznej w N orym berdze, skąd w r. 1849 przeniósł się do M ona- chijum , gdzie uzyskał stanow isko k u rato ra

Cytaty

Powiązane dokumenty

witamina C kurkuma olej z czarnuszki imbir czosnek herbata czarny pieprz cytryna miód syrop z cebuli trawa cytrynowa liście melonowca (paw paw) liście guavy liście mango

mont aż u szybko zmiennego

Gdy tylko długie, blade palce Slytherina zacisnęły się na pierścieniu, czarnoksiężnik spojrzał z wyższością na Harry'ego i ponuro się zaśmiał..

blachodachówka na rąbek stojący firmy Ruukki płyta poszycia dachu- Steico Uniwersal 35mm kontrłaty 22x45, łaty 45x36. Rynny metalowe 125mm ,powlekane

dacz ten zresztą daw no już stosował fosforescencyg do badań widmowych; przekonał się on nadto, że ciała w ogóle fosforyzują, i fluoryzują, w sposób je

Paintball jako jedna z form turystyki przygodowej .... 25 Paintball as one of the types of

Uważne spojrzenie w oczy Jezusa Miłosiernego jest wezwaniem do tego, by i nasze spojrzenie na bliźnich stawa- ło się coraz bardziej miłosierne.. Prze- bite ręce i stopy

b) następnie powoli zwolnić tłok zapewniając gładki jego przesuw i zassanie cieczy do końcówki, c) odczekać 2-3 sekundy, wyciągnąć końcówkę z cieczy przesuwając po