• Nie Znaleziono Wyników

MEGALITYCZNE „ „ MbO.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "MEGALITYCZNE „ „ MbO."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M b O . W arszawa, d. 13 Grudnia 1891 r. T o m X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA'1 W Warszawie:

Z przesyłką pocztow ą:

rocznie kw artalnie rocznie półrocznie

rs. 8

„ 2

10

6

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystkich księg arn iach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J., Doike K., Dickstein S., Hoyer II., Jurkiewicz K., Kwietniewski W t., Kramsztyk S.,

Natanson J ., Prauss St. i Wróblewski W.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść ma jak ik o lw iek zw iązek z nau k ą, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpaloie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7'/«.

za sześć następnych ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.

^ .d z e s IR e d .a ,lcc3r i: KIra,ł?:oAX7-sl?:ie-^3r z e d . m i e ś c i e , 3STr 6 8 .

ZABYTKI

M E G A L I T Y C Z N E

LUDÓW PIERW OTNYCH.

Od czasu, kiedy człowiek pierwotny nie- spodziewanem a nagłem zjaw ieniem się wśród wytwornego, lecz o pochodzeniu swo- jem niepomnego społeczeństwa dziewiętna­

stego stulecia, je d n e umysły przeraził, inne zaś zaciekawił i sam stał się przedmiotem stałych badań, powstały liczne kwestyje, tyczące się już to czasu oraz w arunków z e ­ wnętrznych jego istnienia, j u ż to jego uzdolnienia i charakteru, wyglądu i sposo­

bu życia. Rozwiązanie pierwszych zależ- nem zostało od gieologii, rozwiązanie d ru ­ gich od etnografii. W obu atoli wypadkach punktem wyjścia wszelakich dociekań po­

zostały zabytki po nim, dzieła rąk jego. Te zabytki są z jednego m ateryjału: z kam ie­

nia. Czasy więc, w których żył człowiek pierwotny otrzym ały nazwę wieku k am ien ­ nego.

Tożsamość atoli m ateryjału nie stanowi tożsamości zabytków samych. Jedne z nich wielkością nie przechodzą palca u ręki;

drugie dochodzą do współczesnych nam gmachów. Różność w wymiarach tych za­

bytków odpowiada różnicy zaszłój w samym człowieku, który j e wykonywał.

J a k różnym w rzeczy samćj był ten czło­

wiek, któ ry piętrzył pod koniec wieku k a ­ miennego kamień na kamieniu, lub b ry ­ ły kamienne, kilkakrotnie przewyższające wzrost swój, wkopywał, by ustawić j e p io ­ nowo w ziemię, od tego człowieka, który na początku tego wieku wyrabiać tylko potrafił ostrza kamienne. Nie mam tu wszakże na myśli wyłącznie tylko udosko­

nalenia technicznego, aczkolwiek ono było rzeczą n ader ważną i poniekąd zasadniczą.

Istotę bowiem rzeczy stanowiąca różnica polegała jeszcze na czemś innem; a m ian o ­ wicie, różnica leży w celach, jakie,wznosząc te zabytki, mieli ludzie pierw otni i to zu­

pełnie niezależnie od tego, co za cel tutaj uznać zechcemy i czy istotnie ju ż dzisiaj odgadliśmy go ostatecznie.

Człowiek pierwotny, obrabiając oszczep

kamienny, natychmiastową widział w pracy

i swój korzyść. Obrona przed czyhającym

(2)

786

w s z e c h ś w i a t.

N r 50.

nieprzyjacielem ,powalenie wroga przy s p o t­

kaniu, zdobycie pożyw ienia i odzieży p rz e d ­ stawiały owoce p ra cy i sowicie w y n a g ra ­ dzały za tru d poniesiony.

Człowiek pierw otny, wznosząc pomniki megalityczne, tej natychmiastowej korzyści, jak o bodźca zachęcającego do pracy, ju ż nie m iał przed oczyma. Niedość, że był on ju ż technicznie do robót tego rodzaju p rz y g o ­ towany. Niedość, że j u ż żył w społeczeń­

stwie, które zdołało wolę tysiąca i ręce ty­

siąca swych członków skierować do jed n eg o przedsięwzięcia. T e n człowiek pojm ował ju ż co jest przyszłość.

Na dzień następny grom adzone poży w ie­

nie, stopniowo rozwijając w człowieku p ier­

wotnym pojęcie o czasie, który nań j u t r o oczekuje, nakoniec usposobiło go do u w ie ­ rzenia w ten czas, do zajęcia się nim, a n a ­ wet do rozmiłowania się w nim. O d ry w ał więc, pra cując nad megalitami, część kapi­

tału, leżącego w p racy, od zajęć bieżących i składał j ą przyszłości.

Zabytki megalityczne są pom nikami czło­

wieka pierwotnego, który j u ż uzdolnił się do pracy dla przyszłości. Z wielokrotnych przeto względów zaciekawić nas potrafią.

P rzedew szystkiem atoli uderza w nich ich w ygląd zewnętrzny.

I.

Zabytki megalityczne człowieka pierw o­

tnego stanowią pierw sze próby sztuki b u ­ downictwa. I w tym , j a k i w każdym i n ­ nym razie, m istrzynią jeg o była przyroda.

W idząc pojedyńczo wznoszące się wzgórza z a p rag n ą ł i sam wznosić podobne. W tym celu grom adził rozmaitej wielkości bryły kamienne, układał j e je d n e na drugich i zie­

mią przykryw ał. Gdzie kamieni nie było, ziemia mu wyłącznie służyła za materyjał.

P ow staw ały więc sztuczne wzgórza. W n a u ­ ce są one znane pod łacińską nazwą tum u- lusów.

N abyta przez człowieka pierw otnego wpraw a w obchodzeniu się z b ryłam i ka- rniennemi, wywalczone sposoby s p ro w a d z a ­ nia ich na jedno miejsce oraz podnoszenia do góry, dla u k ła d a n ia jednych na drugie, pozwoliły mu postąpić k ro k naprzód na tem polu. Z ap rag n ął on tedy n a wzór drzew

stojących oddzielnie ustawiać kamienie.

W tym celu część podłużnego głazu w kopy­

wał w ziemię, pozostałą zaś na jej powierz­

chni wznosił pionowo. Następnie z takich pojedyńczo stojących kamieni ustawiał koła i k w adraty, lub też formował z nich długie szeregi do siebie równoległe. Pojedyńczo stojące kamienie noszą w nauce nazwę m en­

hirów (patrz fig. 1). G rupy okrągłe, lub kwadratowe menhirów — nazwę kromle- chów. Szeregi równoległe menhirów— nazwę ulic kamiennych

Fig. 1.

Umiejętność wydostawania z pokładów ziemi głazów kamiennych i ich ustawiania pionowego ułatw iła człowiekowi pierwo­

tnemu dalszą pracę i zadania w sztuce bu ­ downictwa.

Znane były mu oddaw na z wielkiej dlań użyteczności groty i jaskinie. Uciekał do nich przed wrogiem napastującym , chronił się w nich przed burzą grożącą, ogrzewał się w chłodzie, ochładzał w spiece. Tam przechowywał zapasy pożywienia i odzieży;

tam u k ry w a ł narzędzia oraz wszystko, co w oczach jego posiadało jakąkolw iek w a r­

tość. Naśladując więc co widział, zaczął

(3)

Nr 50.

W SZECHŚW IAT.

787 sam tworzyć takie groty i jaskinie. W tym

celu ustawiał pionowo, jednę obok drugićj, kilka, lub kilkanaście podłużnych b rył k a ­ miennych, formując z nich czworobok, lub koło i p rz y k ry w ał je jedną, lub kilku ta- kiemiż bryłami, kształtem do pły t zbliżo- nemi. W taki sposób powstawały sztuczne groty. Ustawione w d w a szeregi równole­

głe w linii prostćj, lub łamanój, takie g ła ­ zy, poprzykrywane z wierzchu innemi, a za­

kończone grotą, przedstawiały sztuczną j a ­ skinię. W nauce sztuczne gro ty i jaskinie noszą nazwę dolmenów.

Ponieważ groty i jaskinie naturalne oka­

zywały człowiekowi pierwotnemu nietylko taką usługę, że go chroniły od nieprzyja-

częstokroć wzgórza nad dolmenami usypane nieprzemakalnemi warstwami gliny, lub mułu morskiego. Owe nieprzemakalne war­

stwy pokrywające są znane pod nazwą kap ­ turów.

Jeśli do usypania wzgórza nad dolmena­

mi użyte były wyłącznie drobne kamienie, wzgórza takie noszą nazwę galgali.

Aczkolwiek, wznosząc budowle m egali­

tyczne, człowiek pierwotny pracował dla przyszłości, nie w jego atoli leżało to si­

łach, by j e zabespieczyć od wpływu wszyst­

ko niszczącego i, tylko w niszczeniu, two­

rzącego czasu. J e d n e sztuczne wzgórza, pokrywane przez niezliczone wieki w a r­

stwami roślinności traciły ślad swego po-

Fig. 2.

ciół, otaczając nieprzebitą i nieprzełam aną ścianą, lecz zarazem, skoro się w nich skrył, to niby tonął we wnętrznościach ziemi, gi­

nął bowiem jego ślad przed nastającym na je g o życie napastnikiem; usypywał on przeto nad dolmenami wyniosłe wzgórza, a wejścia do nich zatarasowy wał głazami, w których wywiercony otwór, podłużny, lub okrągły, służył za jedyne wejście. P rz e ­ zorność nakazyw ała i ów otwór starannie zamaskowy wać. Zasłaniał go więc kamie­

niami, lub mieścił tam, gdzie go jaknaj- mniój można było oczekiwać. Powstawał więc t% drogą drugi typ sztucznych wzgó- rzy (patrz fig. 2 i 3).

D la zabespieczenia od wpływów zewnę­

trznych, wody i powietrza, pokryw ał on

chodzenia, inne przez szeregi późniejszych pokoleń pługiem zostały zrównane z ziemią.

Wyniosłe m enhiry obalały się; bryły nie- ] gdyś groźne swą wielkością przez upadek rostrzaskiwane, przedstawiają się j a k zw y­

czajne głazy. Kromlechy i ulice kamien­

ne, stawszy się dla późniejszych budowni­

czych kopalniami kamienia, dostarczały materyjału na nowe gmachy. W miejsco­

wościach nadbrzeżnych fale morskie, zabie­

rając ląd, niszczyły ślady pracy nieznanych pracowników. Obnażone przez wiatry i wo­

dy z pokrycia dolmeny fantastycznością

swych kształtów budziły dziwne domysły

co do swego przeznaczenia, tworzyły liczne

legiendy co do swego pochodzenia. P a ­

trząc na ogrom brył na sobie spoczywają­

(4)

788

W SZECH ŚW IA T.

N r 50.

cych, a ułożonych widocznie czyjemiś rę k a ­ mi ludy przypisyw ały układanie ich isto­

tom nadprzyrodzonym , djabłom i olbrzy­

mom.

Bacząc na niszczące działanie czasu, wnioskować możemy, że tylko część zabyt­

ków megalitycznych przechować się mogła wogóle do naszych czasów ‘), a nadto, że tylko część tej części przechowała się w p i e r ­ wotnej swój formie. Jednakże, pomimo to, jeszcze obecnie na tysiące te zabytki liczyć się dają. Zwrócona na nie przez naukę uwaga społeczeństwa przynajmniej obecnie powstrzymuje współzawodnictwo ludzi zcza- sem w ich niszczeniu *).

P oznanie miejscowości, w których pomni-

II.

Badania archeologiczne z natury rzeczy przedstaw iają wielkie trudności. Nie w każ­

dym n aw et k ra ju mogą, wskutek w a ru n ­ ków miejscovvych, być prowadzone. A p rz y - tem, najczęściej odkryciami archeologicz- nemi rządzi traf, a dokonywają ich ludzie nie przygotowani do nich, bądź ze strony technicznej, bądź to naukowej. Nie wszyst­

kie przeto lądy znajdujące się na pow ierz­

chni ziemi są wogóle zbadane pod wzglę­

dem archeologicznym, lub zbadane r ó w n o ­ miernie.

Obecnie zbadane są głównie dw a'ogniska cywilizacyi w bieżącym okresie dziejowym:

F ig . S.

ki m egalityczne się znajdują, w ykryje nam ogniska życia k ulturow ego wśród ludzi pierwotnych.

') Do nazw w ielu miejscowości w każdym kraju w chodzi w yraz kam ień, chociaż ta m iejscow ość obecnie nie p rzed staw ia żadnego k am ienia. N a­

zwa ta p rzeto m ogła pow stać wówczas, gdy w niej wznosił się m enhir.

2) W epoce zap an o w an ia w E u ro p ie ch ry sty ja- nizm u, legiendy o po ch o d zen iu nadprzyrodzonem m enhirów i dolm enów w zbudzały cześć d la tych zabytków w um ysłach ludzkich. Otóż duchow ień­

stwo i w ładza św iecka pod jego wpływem w ydały szereg rosporządzeń przeciw ko kultow i kam ieni.

I tak: k o ncylijum w T o u rs w r. 567 w zbrania w ej­

ścia do kościoła tym , którzy czczą kam ienie. Kon­

cylijum w N antes w r. 658 nakazuje zakopyw ać m en­

h iry w głębokich ja m ach . K arol W . w r. 789, J5d- g ą r w w. X, K an u t w X I z a b ra n ia ją kultu kam ieni.

Europa, zwłaszcza zachodnia i A m eryka.

I Inne zaś kraje w pozostałych częściach świata o tyle, o ile w nich spokojnie p raco­

wać może światły europejczyk. W ięc jesz­

cze dalekim je s t ten czas, jeżeli wogóle kie­

dykolwiek nastąpi, kiedy k arty archeolo-

! giczne, nakreślone na podstawie studyjów odpowiednich, pozwolą jed n y m rzutem oka objąć na powierzchni ziemi wszystkie ro ­ dzaje zabytków człowieka przedhistorycz­

nego, zarów no w Chinach i Syberyi j a k w Afryce, Australii i Ameryce południo­

wej.

Otóż te dwa ogniska przedstawiają dwa różne rodzaje pomników megalitycznych:

A m e ry k a północna usiana jest wzgórzami

sztucznemi pierwszego typu; E u ro p a zaś

przechowała menhiry, kromlechy, dolmeny

(5)

N r 50.

W SZECHŚW IAT.

789 obnażone, lub pokryte, czyli wzgórza typu

drugiego.

W yrażenie A m eryka usiana wzgórzami sztucznemi nie wyda się przesadnem, skoro dodam, że je d e n tylko stan Ohio, należący przytem do mniój rozległych wśród Stanów Zjednoczonych, przedstawia tych wzgórzy przeszło 10000. W innym Stanie zacho­

dnim, Washington, liczba ich również nie je st mniejsza. Są niemi przytem pokryte stepy w U tah i w Arizona, doliny wielkich rzek amerykańskich: Colorado, Mississipi i Missuri. Z najdują się nadto i w innych Stanach, na wschód i zachód od tych wiel­

kich arteryj wodnych, na brzegach jezior, zwłaszcza Słonego i O ntario.

strzeni kilkunastu mil, jeszcze inne formują rozmaite figury gieometryczne i częstokroć są objęte wałem usypanym, lub wznoszą, się samotnie na płaszczyźnie odkrytćj.

Rozmaitości wymiarów i układu odpo­

wiadają kształty pojedyńczych wzgórzy:

bywają one okrągłe, podłużne, trójkątne, kwadratowe i wielokątne.

Lecz niedość tego.

T e same przyczyny albo raczśj ten sam kierunek wyobraźni, pod wpływem którego człowiek pierw otny zaczął ozdabianie swych narzędzi od wyrzynania na nich zwierząt i ludzi, nie mniój silnie oddziaływał i na pierwotnych budowniczych. Liczne wzgó­

rza przedstaw iają kształty zwierząt czwo-

Fig. i.

W języku angielskim sztuczne wzgórza noszą nazwę Mounds.

Tysiące sztucznych wzgórzy am erykań­

skich przedstawiają wielką rozmaitość co do wymiarów. Wysokość je d n y c h nie prz e­

nosi jednego metra, innych zaś sięga do 20 metrów. Obwód podstawy, będąc zastoso­

wany do wysokości, także bywa różny. Ś r e ­ dnica obwodu od jednego m etra do kilkuset dochodzi.

Równąż rozmaitość znajdujemy w ich roskładzie. Jed n e są usypane na w ierz­

chołkach gór, inne rozrzucone bez żadnego i planu widocznego po równinach na p rze- j

ronożnych, ptaków, płazów, lub nawet lu­

dzi, czyli inaczój, postaci zwierząt, ptaków', płazów i ludzi są na odpowiedniej przestrze­

ni usypywane z ziemi.

I tak. W stanie Wisconsin w jednój g r u ­ pie sztucznych wzgórzy dwa przedstawiają jaszczurki, cztery są podłużne, siedem zaś ma postać żółwi, z których jeden jest długi 135 metrów. In n a g ru p a wzgórzy p rz e d ­ stawia zwierzęta czworonożne, bawoły, lub pumy. U d e rza również ptak, którego ros- postarte skrzydła na 30 metrów pokrywają przestrzeń. O mil kilka od połączenia rze­

ki Wisconsin z Mississipi sztuczne wzgó­

(6)

790

W SZECH ŚW IAT.

N r 50.

rze przedstawia mastodonta. U d e rz a w nim ścisłość w zachowaniu proporcyi członków zwierzęcia do całości. W Stanie Ohio pod G ranville jest usypany alligator (p. fig. 4).

Długość jego tułow ia wynosi 61 metrów.

K a żd a z rosciągniętych łap jest d ługa 6 m.

Tamże usypany n a p a g ó r k u pod B rush Creele wąż zwinięty, gdyby się rosprosto- wał i wyciągnął, byłby długi 210 metrów.

W Stanie Georgia w hrabstw ie P u tn a m , niektóre wzgórza m ają postać ptaków, j a k wzgórze ze Stanu Wisconsin.

Sztuczne wzgórza przedstawiające czło­

wieka, naprzy k ład w Stanie Wisconsin, są ułożone z oddzielnych, ale ze sobą połączo­

nych, okrągłych i podlugow atych nasypów,

odpowiadających co do szerokości i d ł u g o ­ ści zasadniczym konturom głowy, rąk, t u ło ­ wia i nóg ludzkich.

O dnajdow ane na pozostałym zew nątrz granic Stanów Zjednoczonych lądzie A m e ­ ryki północnej i w A m eryce południowej pomniki megalityczne człowieka pierw ot- nego, jakoto: wielkie proboscidy na J u k a - tanie, lub wzgórza sztuczne w Brazylii, w U ru g w a ju i A rgientynie, są jednakie co do charakteru swego z pom nikam i megali tycznemi, znajdującem i się w S tanach Zje­

dnoczonych.

W E u ro p ie największą ilość pomników m egalitycznych przechow ała F ra n c y ja , zwłaszcza zachodnia i część jej północno- zachodnia ')•

') N azw y, pod k tó re m i są zn an e w n au ce z a ­ b y tk i m eg ality czn e pochodzą w łaśnie z narzecza

M e n h iró w odosobnionych we F ranc yi znajduje się 1638 Są one rossiane w 80 d epartam entach. Ze wskazanej liczby m en­

hirów 67 wysokością swoją przewyższa pięć m etrów. Najwyższy menhir L o c-M aria-K er wznosił się w Morbihanie. Obecnie jest on obalony i rostrzaskany na trzy części. S t o ­ jąc, przedstawiał olbrzymi monolit, mający 22 metry wysokości, 19 nad powierzchnią ziemi, 8 pod jój powierzchnią.

Z licznych kromlechów wzbudza uwagę gieologa i archeologa zarazem wzniesiony n a wysepce E rlanic , leżącej w zatoce Mor- bihan; przedstawia on koło. Otóż pół tylko tego koła pozostaje obecnie na lądzie, d r u ­ gą połowę ju ż zajęło morze, wkraczające

w głąb zatoki. I tylko w czasie odpływu zarysowują się wśród fal wierzchołki po­

grążonych kamieni. A do tej połowy p r z y ­ lega inne jeszcze całe koło, również pokryte wodą, tworzące z niem wielką ósemkę.

Ulic kam iennych, uformowanych z men­

hirów, je st we F ranc yi 56, w 15-tu d e p a r ­ tamentach. Najbardziej znane są dwie:

w E rd e v e n i Carnac. Pierw sza ciągnęła się wzdłuż 1 600 metrów; składało j ą 1120 m enhirów, z których 290 jeszcze stoi, 740 ju ż się obaliło, a zupełnie zniszczonych jest 90. Ulica kamienna w Carnac złożona jeet

bretońskiego. M enhir oznacza w niem kam ień dłu g i; k ro m lech oznacza koło z kam ieni; dolm en oznacza stół kam ienny. Tę nazwę swą dolmeny zaw dzięczają tej okoliczności, że będąc obnażone w większości przedstaw iają p ły tę kam ienną o p artą na kilku b ry łach .

Fig.' 6.

(7)

N r 50.

w s z e c h ś w i a t .

791 z trzech oddzielnych prostokątów, ciągną­

cych się wzdłuż na przestrzeni trzech kilo­

metrów. Pierwszy prostokąt Menec, sk ła ­ da się z 11 szeregów menhirów; drugi, Ker- mario, z 10; trzeci, Kerlescant, z 13 tych szeregów. Przeszło 10000 b ry ł kam ien­

nych weszło do ułożenia tych ulic. Z tych do 4000 jeszcze i obecnie się wznosi. R esz­

ta, przeszło 6000, powaliło się i potrza­

skało (patrz fig. 5).

Dolmenów F ra n c y ja przedstaw ia wogóle 3400, w 78 departam entach. N aturalnie ilość ich z każdym departam encie nie jest równomierną. W dep. Aveyron j e s t ich J 435. W dep. M orbihan 306. W Ille-et- Yilaine 15.

Ilość i w ym iary użytych do wzniesienia dolmenów b rył kamiennych, j a k również długość samych dolmenów bywa bardzo ró-

i galgal ten następnie przykryto kapturem ; ponad kapturem dopiero rozlega się w a r­

stwa żwiru, piasku i ziemi. Za czasów rzymskich wznosiła się na tem wzgórzu świątynia. Za czasów chrześcijańskich po- I budowano tu kościół pod wezwaniem św.

Michała, zwycięscy mytycznego smoka.

Skąd właśnie pow stała nazwa wzgórza (patrz fig. 6).

P oza granicami F ranc yi największa ilość zabytków megalitycznych przypada n a wy­

spy Brytańskie i przyległe do nich wysepki.

W samój Irla ndyi naliczono 1860 dolm e­

nów. Następnie idzie Belgija i Hollandyja.

W E uropie środkowej dolmeny znajdują się w Saksonii. W północnej, w Meklem- burgskiem, w Hannowerskiem, Danii i po­

łudniowej Szwecyi. Na południu, w K ry -

! mie, w Hiszpanii i P ortugalii, skąd niby

Fig. 6.

żna. Do wzniesienia dolm enu pod P lon- goumelen użyto 35 brył na ściany a 13 na przykrycie. Długość jego wynosi 24 metry.

Dolmen Bagneux pod S a u m u r jest długi 18 metrów. Z przykryw ających go płyt je d n a ma 7 i pół metrów długości, 7 szerokości, grubości zaś jeden. W aży więc do 100 ton.

Uderza nadto ta okoliczność, że dla wznie­

sienia dolmenów budowniczowie ich często­

kroć nie zadawalniali sięm ateryjałam i znaj- dującemi się na miejscu, lecz sprowadzali go z sąsiednich okolic. Do dolmenu pod Lescure (dep. A ve yron) sprowadzali granit wydobywany w miejscowości odległej o 3 kilometry. Do dolmenu pod Moulins (dep.

In d re ) sprowadzali kamień z miejscowości odległej o 35 kilometrów.

Spomiędzy sztucznych wzgórzy u sypa­

nych nad dolmenami sławne jest jedno zwa­

ne górą św. Michała (Morbihan). Długość jego wynosi jeden kilometr, wysokość 100 metrów. Przecięcie zaś wykazuje, że nad dolmenem był poprzednio usypany galgal

przedostają się za morze Śródziemne do Afryki północnej. Nakoniec w Azyi o d ­ najdują się jeszcze na Kaukazie, w P alesty­

nie i I n d y j a c h .

(c. d. nast.).

1. Radliński.

(D okońozenie).

Dnia 29 Sierpnia odjeżdżamy w to w arzy ­ stwie uprzejmego urzędnika komisyi kolo- nizacyjnój, będącego zarazem lekarzem miejskim, d ra G rillo .w celu obejrzenia kolo­

nii najbliższej S-ta B arbara. Po dobrej d ro ­ dze, ujechawszy z milę i pozostawiwszy na stronie dwie osady na czystym stepie, zało­

żone przez niemców rossyjskich z U krainy

(8)

792

W SZECH SW IA T.

N r 50.

(menonitów) S-ta K y th e r ia 'i socyjalistycz- j ną koloniją włoską E rn e s ta Rossiego, S-ta Cecilia, znajdującą się w opłakanym s t a ­ nie, wjeżdżamy o 100 m poniżój P alm eiry w regijon falisty, jednolitym lasem porosły, mający j u ż spadek ku dolinie rzeki Iguassu, przepływaj ącćj przez sąsiednią koloniją pol­

ską Cantagallo.

Pozostawiwszy powóz przy pierw szym domku napotkanym , puszczamy się pieszo po świeżo wyciętych drogach i ścieżkach.

W krótce tracimy z oczu rozległą panoram ę, wchodząc w gąszcze, k tórych przed kilku miesiącami jeszcze noga lu dzka nie tknęła, ginące dzisiaj pod ciosami toporów polskie­

go pioniera. Łaźniewski, poraź pierwszy znajdujący się w podzw rotnikow ym lesie dziewiczym, nastaw ia cochwila swój a p a ­ ra t fotograficzny, aby olśniewające ogro­

mem i pięknością obrazy dzikiój przyrody zachować. Na nieszczęście, niewszystkie klisze się udały, a nadto fotografija, nieod- dająca gry barw i odcieni przeróżnćj zielo­

ności, nie jest w stanie odtworzyć potężnego wrażenia, j a k ie puszcza podobna wywiera na widza. Ołówek dobrego rysownika większe w tym razie oddać może usługi.

Ktokolw iek widział u nas a ra u k a r y je w cieplarniach, w n atu rz e nigdyby ich nie poznał. D ziw ne to drzewo, najstarsze z drzew szpilkowych n a ziemi, posiada w starości wiele cech, zbliżających j e do palm. Zam łodu ma kształt świerku, lub jodły, igły płaskie i krótkie, tró jk ą tn e n i e ­

mal, pokryw ają całą długość gałęzi, o d c h o ­ dzących p raw idłow em i pierścieniami od pnia głównego i posiadających wiele g ałą­

zek bocznych. W wieku późniejszym g a ­ łęzie dolne stopniowo opadają, pozostawia­

ją c na pniu głęboki odcisk w kształcie obrączki, nieznikający nigdy, tak samo, j a k to ma miejsce u palm; gałęzie u szczy­

t u tworzą k ształt grzyba szerokiego, j a k u sosny włoskićj (P in u s m aritim a), lecz przy znacznój długości swojćj nie posiadają wcale odnóg bocznych ani igieł, tylko na samym końcu sterczy g ruby pęk długich, ciemnozielonych szpilek. W wieku jeszcze późniejszym gałęzie, tworzące koronę po- jedyńczą, zaginają się do góry, a szczyt drzewa staje się zupełnie płaskim. W r e s z ­ cie po uschnięciu drzew a spada korona

szczytowa i pozostaje obrączkowany słup, zdaleka nieróżniący się od uschłych pni palmowych. A ra u k a ry je w S. B a rb a ra do­

chodzą do l ' / 2 m etra średnicy i 40 metrów wysokości i stanowią gatunek drzewa n a j­

liczniejszy. Obok nich istnieje drzewo że­

lazne (Imbuya), j a k się zdaje nazwa zbio­

rowa, daw ana kilku gatunkom odmiennym, posiadającym drzewo tw arde,ja k Nectandra i Cedrela, dalój „Canela”, zwana tak od cy- namonowój barwy drzewa swego, ficus j a ­ kiś, drzewiaste paprocie i kępiasty bambus, tworzący gąszcze nieprzebyte. P alm b ar­

dzo niewiele i zdają się należeć wszystkie do jed n eg o gatunku (O reodoxa sp.). Ze wszystkich drzew starych, zwłaszcza Cane- las i Im buyas, zwieszają się długie szara­

we festony brody Absalona (Tillandsia usnoides), na araukaryj ach tylko jój nigdy niema.

W śród tój puszczy rozlega się teraz wszę­

dzie odgłos polskich siekier, dymią świeżo wypalone poręby, widnieją co paręset k r o ­ ków schludne, z desek sklecone domki k o ­ lonistów; na wyrobionych z mozołem k a ­ wałkach roli zieleni się młode żyto i kar­

tofle, gdzieniegdzie ogródek warzywny, a pozostawione wśród poręby białe drzew­

ka yerby (Ilex paraguayensis) mają pozór sadzonego ogródka. Szerokie gościńce, nad którem i p racują emigranci, przecinają całe terytoryjum kolonii, przechodząc przez wszystkie działki. G ru n t, z pod lasu wy­

robiony, nadzwyczaj żyzny, jest ciężką, czerwoną gliną. Kolonija liczy obecnie około 150 rodzin polskich, 40 włoskich i 6 hiszpańskich.

Przenocowawszy w Palmeiras, powróci­

liśmy do P o rto Amazonas, aby w dalszą drogę statkiem wyruszyć. Osada ta, będą­

ca ważnym punktem han d lu yerbą, w niój bowiem przeładowują się przybyw ające wodą transporty na wozy, celem wysłania do Curitiby, składa się z 4 domów, da­

leko wśród rozległćj polany rozrzuconych:

oberży, składu towarów, handlu wiktuałów (venda) i barak u dla emigrantów, w którym zastajemy p a r ty ją kujawiaków. O djeżdża­

ją razem z nami do S. Matheo. Wysokość nad poziom morza wynosi 660 metrów.

Rzeka Iguassu, s pław na od miejscowości

P o rto Larangeiras, do którój kolój z Cu-

(9)

Nr 50.

ritiby jest w tój chwili na ukończeniu, płynie szeroką doliną wśród wysokich brze­

gów gliniastych ukrytą. Na brzegach w y­

sokich las araukaryj wszędzie widnieje, na płaskiej dolinie napływowej natomiast wierzby (Salix Humboldtiana), algarroby, mirty, lub też wielkie piaty wysokiej, t w a r ­ dej trawy. Statek, właściwie łódź paro­

wa, w której natłoczono mnóstwo towarów i kilkudziesięciu emigrantów polskich, wy­

godnym nie jest. W charakterze komisyi inspekcyjnej, ja k i nam zachowanie się władz kolonijalnych nadało, otrzymujemy miejsca najlepsze, t. j . parę metrów sze­

ściennych przestrzeni oczyszczonej pomię­

dzy stosem pak, skrzyń i beczek. Miejsce to wystarczyłoby od biedy na jednego, ale we trzech nawet położyć się tam niemożna, ponieważ zaś pokładu niema, lokujemy się na dachu, ryzykując zawalić blaszaną cien­

ką pokryw kę statku. Co parę godzin przystajemy dla nab ran ia drzewa. N aj­

bardziej poszukiwane są na opał smolne sę­

ki araukaryjow e, kształtu stożkowatego, ciężkie j a k żelazo i palące się równie dobrze j a k węgiel kamienny. J a k a ś dziewucha z pod W łocław ka była do głębi oburzona marnotrawstwem mirtu, którego spore drzewko ścięto na opał; — „A dyć u naszej dziedziczki to w doniczce się chowa, a wy to tak m a rn u je ta ”... Na noc przybijamy do brzegu i śpimy wśród gw aru i śmiechu we­

sołych kujawiaków przy olbrzymiem ogni­

sku, nanieconem w jednej chwili.

Ranek zbudził nas chłodny i słotny, te r­

mometr wskazywał -f-10°C. Ruszamy w d a l­

szą drogę i w południe przybywam y do drugiej kolonii polskiej — P a lm ira lub Rio dos Patos, liczącej sto kilkadziesiąt rodzin.

Połow a ich, nieposiadająca jeszcze gruntów własnych, leży biwakiem w dwu szeregach szałasów bambusowych w pobliżu kance- laryi położonych. U rządzenie kolonii po^

dobne j a k w S. B arbara, koloniści dostają po 20 hektarów lasu, domek, narzędzia n a j­

potrzebniejsze i ziarno do siewu, z obo­

wiązkiem spłacenia niewielkiej sumy 120 milreisów w ciągu trzech lat. Miasteczko (w przyszłości) składa się z czterech sklepi­

ków, baraku i szałasów emigranckich oraz kancelaryi zarządu. Cztery pale wbite na pla­

cu m ają oznaczać początek budowy kościoła.

Gleba i klim at wciąż jednostajny, w ro­

ślinności żadn6j nie widać zmiany.

P o krótkim pobycie odbijamy od brzegu.

Z nudów zabawiamy się polowaniem, p ozo­

stawiwszy kilku chłopaków na widecie, aby nam o spostrzeżonej zdaleka zwierzynie donosili. Ofiarami naszych zapędów nem- rodowskich było kilka capibarów (Hydro- chaerus capibara), z klasycznym, spokojem siedzących nad wodą o kilkanaście kroków od przechodzącego z hałasem parow ca.—*

Żadnego wszakże dostać nie możemy, bo wpadają do wody, a ciężkie ich cielsko t o ­ nie natychmiast. Hempel zabił dużego wyj*

ca, Łaźniewski lisa, płynącego przez rzekę, których musimy pozostawić, bo kapitan nie chce przystanąć.

Ptastwa wodnego mało na rzece, z wy­

jątkiem kormoranów, bardzo czujnych i bia­

łych czapel, raz tylko jeden spotkaliśmy jakąś wielką kaczkę. Z innych ptaków wi­

działem penelopę jakąś i trzy gatunki zimo­

rodków, te ostatnie są najpospolitszemu Nocujemy znowu w lesie przy ognisku;

noc zimna, słotna i burzliwa. Nad ranem puszczamy się w dalszą drogę. P o połu­

dniu przybijamy do S. Matheo, najdalszej z nowych kolonij polskich.

Położenie wciąż podobne j a k w S. B a r­

bara, roślinność identyczna, gleba również, pomimo nieco niższego położenia różnicy w klimacie niema, o ile z roślinności sądzić

| można. P rzypisać to należy wyjątkowemu i położeniu stanu P arana, odgraniczonemu od gorących w iatrów północnych i wschodnich wysokiemi pasmami gór, gdy przeciwna strona południowo-zachodnia jest otw arta ku pampie argientyńskiój, której zimne wiatry tutaj dochodzą. Stąd fakt orygi­

nalny, że gdy znacznie dalej na południe, w okolicach Porto A llegre trzcina cukrowa doskonale się udaje, a w okolicy B lumenau istnieją plantacyje kawowe, w całym stanie P arana, z wyjątkiem wąskiego pasma po­

morskiego, udaje się najlepiej żyto, jęcz­

mień, mais, kartofle i wino.

Kilkunastom orgowy plac, po k ry ty zwę- glonemi pniami, świeżo wydarty dziewiczej puszczy, ma być zawiązkiem miasta S. M a­

theo, czyli Colonia M aria Augusta. Od mia-

| sta tego, liczącego dzisiaj trzy sklepy, kil-

| kadziesiąt szałasów, kancelaryją, baraki

W SZECHŚW IAT.

793

(10)

i dwa domy pryw atne, roschodzą się p r o ­ mienisto, w głąb lasu cztery szerokie go­

ścińce, przechodzące przez środek czterech kolonij polskich: T ac uara l (nucleo D r Car- yalho), Canoas (nucleo Zaporski), Cachoe ras (nucleo Villeroy) i Iguassu (nucleo co- m endador Costa), spolszczone na Igłaszów.

Kolonije T ac uara l przez kolonije polskie Rio dn mero i Agua b ra n c a (A b ram k a w j ę ­ zyku kolonistów) łączą się z Rio dos Patos, zaś kolonija Iguassu prow adzi ku nowo- zakładającój się osadzie Rio Claro, o dzień drogi dalćj, w dół rzeki, w regijonie dzisiaj jeszcze w posiadaniu Botokudosów będącym.

Żegluga parowa dochodzi obecnie o trzy dni drogi poniżej S. Matheo, do P orto Uniao, a na tćj przestrzeni wpada do I g u a s ­ su rzeka Rio Negro, stanowiąca granicę stanu P a r a n a i S. C atharina, spław na r ó ­ wnież i także posiadająca na wybrzeżu zarówno prawem j a k lewem, nowozałożone rolnicze kolonije polskie. Na całej tćj przestrzeni w arunki klim atyczne i rolne są jednostajne, wszędzie arau k ary jo w e lasy na gliniastym gruncie, te m p e ra tu ra w lecie do­

chodzi do 40° C w słońcu, w zimie do 5°

poniżej zera. Stałą cechą klim atu tu te j­

szego są nadzwyczaj szybkie zm iany t e m ­ peratury. Spadek term om etru o 15 — 20 stopni w przeciągu k ilk u godzin nie należy do osobliwości. K ra jow cy nie są n a zm ia­

ny te czuli, chodząc wpółnago, em igrantom europejskim wszakże dają się one mocno we znaki, a wielu gorzko żałuje, że kożu­

chy w Polsce zostawili, wierząc opow ie­

ściom o nadzw yczajnych upałach bra zy lij­

skich.

Bez szczególniejszych przygód dnia 13 W rześnia powróciliśmy do Curitiby, gdzie pożegnałem towarzyszów moich, udających się lądem przez Rio Negro i Sao Bento do kolonij polskich w Sta C atharina i Rio G ra n d ę do Sul i mających dogonić mnie w Buenos Aires, sam zaś d. 23 odpłynąłem na pokładzie parowca „Rio N e g ro ” do Mon- teyideo.

Zaznaczę mimochodem, że w P a ra n a g u a spotkałem oprócz p a rty i em igrantów po l­

skich z zeszłego roku, ostatniej ju ż wysła­

nej; z gieneralnego składu wychodźców w Pinheiro, 20 rodzin świeżo, za własne pieniądze przybyłych z Opoczyńskiego. Są

794 Nr 50. _

to dowody oczywiste besskuteczności n a j ­ okropniejszych opisów, którym chłopi nie wierzą, idąc ślepo „do k ra ju, gdzie niema podatków i ziemię darmo ro z d ają”, co, mu- tatis m utandis, je st praw dą i zdaje mi się, że tylko dokładne przedstawienie bliższych szczegółów tój darowizny, nie wszystkich wprawdzie, ale część znaczną powstrzyma­

łoby od wychodztwa. Opowiadanie ba­

jek, chociażby najstraszniejszych, nie odno­

si żadnego skutku: widziałem j u ż przedtem kilka rodzin z K ujaw , które wyjechały z k ra ju w Czerwcu r. b., płacąc za przejazd i podszywając się pod firmę anglików, aby u tru d n ien ia dla polaków przez: rząd brazy­

lijski stworzone, ominąć. P rzyrodnikiem jes tem i fakty dla mnie są wymowniejsze

od najpiękniejszych teoryj.

W ybrzeże posiada wciąż ten sam charak­

ter, co na przestrzeni od Bahia dotąd: wy­

sokie góry granitowe, dochodzące często­

kroć do samego morza, do szczytów gęstym lasem podzw rotnikow ym porosłe. Mangla- ry j e d n a k nikną na południu od Paranagua.

W porcie Sao Francisco, w prowincyi S.

Catharina, odległym o 6 godzin drogi pa­

rowcem od P a ra n a g u a już ich niema.

Sao Francisco, m ała mieścina portowa, jest przystanią niemieckiej kolonii Dona F rancisca i osad przyległych aż do Sao Bento, odległego o 2 dni drogi konnej od kolonii polskiój w Rio Negro, do 3000 dusz liczącej. Sao Bento leży j u ż w górach, w okolicy D ona Francisca natom iast sadzą kaw ę i trzcinę cukrową.

P o kilku godzinach ja z d y wieczorem sta­

je m y w I ta ja h y , drugiem portowem mia­

steczku, położonem na plaskiem, piaszczy- stem wybrzeżu; wejście do obszernej i spo­

kojnej przystani broni długa i prosta ław i­

ca piaszczysta, przez którą przejazd tylko dla mniejszych statków podczas przypływ u bywa możliwym. W oddali piętrzą się le­

siste góry; stąd odchodzą rzeczne parowce do kolonii niemieckiej Blumenau, w oko­

licy, w którój osiedlono bardzo wielu pola­

ków w ro k u zeszłym.

Odjeżdżam y w nocy, aby o świcie stanąć w D esterro (St. Catharina). Owo miejsce niegdyś w ygnania przestępców politycz­

nych posiada położenie jed n o z najpiękniej­

szych: wielka wyspa granitowa, zakończo­

W SZECH ŚW IA T.

(11)

N r 50.

w s z e c h ś w i a t .

795 na od północy i południa skalistemi rafami

bardzo niebespiecznemi dla żeglugi, jest przedzielona od lądu stałego dość szerokim kanałem, przez wspomniane wyżćj rafy prawie zupełnie zamkniętym, tworząc pod osłoną gór spokojne jezioro o lustrzanej powierzchni, w którem odbijają się, j a k w zwierciadle, sylwetki statków w porcie stojących, zielone góry wyspy i dzika oko­

lica lądu stałego.

U derza mię obecność mnóstwa fregat (Tachypetes aquila), wogóle dość rzadkich, tutaj zaś równie licznych ja k mewy.

Z pokładu okrętu mamy przed oczami z jednój strony wysokie, lesiste góry, zlek- ka przysłonięte tumanami m gły porannej, dzikie, bezludne, zaledwie u brzegów gdzie­

niegdzie urozmaicone drobną fermą, lub domkiem rybaka. Z drugiej strony prze­

śliczna górzysta wyspa, p rz y k ry ta gajami palmowemi, niezliczonem mnóstwem jasn o ­ zielonych kw adratów trzciny cukrowćj i domkami kolonistów, a wprost nad amfi­

teatrem, w półkole wznosi się spore miasto o południowej architekturze, z wieżycami kościołów o okrągłych kopułach bielejące- mi w słońcu, ocienione palmami i cyprysa­

mi. Małe „m em ento” stanowi panujący nad miastem od północy bardzo rozległy cm entarz, zawielki na kilkunastotysiączne miasteczko. K lim at tu słodkim być nie musi, a zamknięte położenie w kotlinie po­

między wysokiemi górami, tak samo j a k w Rio Janeiro, sprzyja wielce szerzeniu się łatwych do zawiezienia do uczęszczanego portu chorób epidemicznych.

Nazajutrz zrana napróżno szukam gór, do których od chwili ujrzenia lądu brazy­

lijskiego oko moje przywykło: płaski j a k stół, step zielony, gdzieniegdzie szczupłą kępą drzewek tylko urozmaicony. Jesteśmy w prowincyi Rio G ra ndę do Sul, posiada­

jącej już wszelkie cechy argientyriskiej pampy. O lbrzym ia ława piasku ciągnie się od północnych gra nic prowincyi aż do Rio G ra n d ę do Sul, oddzielając od morza obszerny liman — L ag o a dos Patos, do k t ó ­ rego wpada od północy ja k a ś większa rzecz­

ka. L im an ten dostępny jest i to z t r u ­ dnością, jedynie od południa, to też statki, idące z Rio Janeiro do P o rto Allegre, m u ­

szą dwa dni drogi nakładać, niemając bes pośredniego dostępu od morza do przystani, lecz zmuszone całą dobę płynąć limanem.

Przed ławą, zamykającą wejście do limanu, stajemy w nocy d. 27 Września, podziwia­

ją c nadzwyczaj silną fosforescencyją morza.

Za statkiem świeci szeroka mleczno-biała smuga, grzbiety fjil migają j a k błędne ogni­

ki, stada ryb uciekające p rzed statkiem ro­

bią wrażenie rakiet pod wodą puszczanych, a bałwany, rozbijające się o lawę nadbrzeżną, x-ospryskują się na snopy białych iskierek.

Zrana mijamy ławicę: po prawej stronie widnieje małe miasteczko, pozostałość pier­

wotnej kolonii, którą następnie na lewą stronę laguny przeniesiono z powodu wydm lotnego piasku, które, j a k na wybrzeżu bal- tyckiem, część osady pochłonęły.

Nalewo obszerna przystań, nienależąca do bespiecznych z powodu odkrytego swe­

go położenia. Miasto, liczące około 10000 mieszkańców, wyciągnięte wzdłuż wybrzeża nosi charakter czysto portugalski, domy prywatne, gmachy publiczne (komora celna np.) i ulica zdają się być wykrojonym k a ­ wałkiem Lizbony. M urzynów wszędzie peł­

no. D ziw ne to robi wrażenie po dwum ie­

sięcznym pobycie w kolonijach europej­

skich. Rio G ra ndę do Sul je s t to istotnie stracona pikieta republiki brazylijskiej. L u ­ dność okoliczna bowiem jest przeważnie hiszpańską i politycznie ciąży do U r u g w a ­ j u , z którym ją łączą węzły historycznej wspólnój przeszłości. P rzy ogólnym obra­

chunku, który wśród brazylijskiego chaosu niezadługo nastąpić musi, sympatyje te za­

pewne jaskraw o się ujawnią.

Miasto samo stoi na bagnie, a wieczne kałuże na pomniejszych ulicach i placach nie wysychają nigdy. Roślinność wyhodo­

wana sztucznie, bardzo uboga: trochę palm, eukalipty, cyprysy, skarłowaciała sosna włoska, brzoskwinie i wino stanowią cały niemal inwentarz flory drzewnej.

W nocy odpływamy do Montevideo.

D r J ó ze f Siem iradzki.

(12)

796

W SZECH ŚW IA T.

N r 50.

Wybuch podm orski’

P o łu dniow y koniec półwyspu włoskiego i przyległe wyspy są widownią, ożywionej działalności wulkanicznej. Nielicząc w u l­

kanów wygasłych i siarkow ic, znajdujem y obecnie w tej części E uropy 4 czynne wul­

kany: Wezuwijusz, E tn ę i 2 na wyspach Lipari-Strom boli i Vulcano. Działalność wulkaniczna nie ogranicza się je d n a k do tych czterech punktów i objaw ia się różne- mi czasy w rozmaitych miejscach i rozm ai­

tych postaciach.

Do najciekawszych objaw ów w ulkanicz­

nych należą bezwątpienia w ybuchy pod-

W idok wyspy G iulia 29 W rześnia 1831 r.

morskie. Jed n ę taką miejscowość stanowią okolice wyspy Yulcano. Pierwszym ob ja­

wem działalności było p rz erw a n ie w r. 1889 liny telegrafu podmorskiego, łączącego w y­

spę L ip a ri z Sycyliją, w miejscu położonem o 7 kilometrów k u W. od wyspy Yulcano.

W krótce po tem 29 L istopada t. r. pośród zupełnie spokojnego morza, rybacy z n a jd u ­ jący się o kilom etr od wyspy, byli świad­

kami silnego wzburzenia m orza i ukazania się na powierzchni k aw ałów pum eksu.

W tój samej chwili k r a te r wyspy Yulcano obficie w yrzucał popioły i żużle. L in a p o d ­ m orska dw u k ro tn ie jeszcze była przerw ana.

J e s t więc rzeczą pewną, że okolice tej wy- spy b y ły miejscem gw ałtow nych wybuchów pary i wylewów lawy, zauważono też zmia-

') W edług I. P łatan ia w L a n a tu rę , T our du M onde i F u c h s—Les volc»ns.

nę głębokości morza. O 700 m od wyspy Sa­

lina, również jednej z Liparyjskich, n a dnie morza, ńa głębokości 60 m, istnieje dymica (fumarolla), z której 17 Lipca 1889 r. wy­

dzielały się ogromne ilości pary. Inna fuma­

rolla istnieje n a głębokości 8 m niedaleko wyspy Panaria. Najsilniejsze je d n a k obja­

wy wulkaniczne zdarzają się na mieliźnie położonej między Sycyliją i Afryką, zwanój adw enture bank.

T a k w r. 1831 pomiędzy wyspą P an tella- ry ją i Sycyliją, o 8 lim, ku ZP nZ. od osta­

tniej, a mianowicie pod 37°2' szer. P n.

i 30°16' dł. w. od F., na dnie morza otw o­

rzył się krater, a z m ateryjałów wybucho­

wych powstała wyspa G iulia czyli F erdi- nandea. Nowo utworzona wyspa była przedmiotem badań k ilku uczonych, szcze­

gólniej Gammellaro, Hofmana i C.Prevost.a wysłanego w tym celu przez akadem iją pa­

ryską. Stała się ona przedmiotem sporu pomiędzy A ng liją i król. neapolitańskiem, lecz spór ten rostrzygnęło morze na swoję korzyść, gdyż złożona z luźnych, niczem nie spojonych materyjałów, wyspa po kilku miesiącach znikła pod działaniem fal. D a ­ leko mniej znany jest wybuch 1863 r.

W dniu 14 P aździernika r. b. o g. 5 m, 30 po poł. n a wyspie Pantellaryi i na sąsie- dniem wybrzeżu Sycylii dało się czuć trzę­

sienie ziemi, k tóre trwało do g. 9 wieczo­

rem, w ciągu tego czasu naliczono 6 silniej­

szych wstrząśnień, w skutek których pory­

sowały się m ury, wypadków je d n a k wię­

kszych nie było. Dnia 16 i 17 wstrząśnienia się powtarzały. Najsilniejsze dało się czuć d. 17 o g. 1 m. 30 rano, poczem wstrząśnie­

nia stopniowo ustały. W ogóle w P d W . stro ­ nie P a n te lla ry i zjawiska seismiczne zale- dwo dostrzegać się dały. Rano d. 17 P a ź ­ dziernika o 5 kilometrów ku PnZ. od wy­

spy z morza na przestrzeni kilometra wzbi­

ł y się słupy pary, zdawało się że woda wre, a na jej powierzchni ukazały się bryły la ­ wy. Z jaw isku towarzyszył głuchy ryk, j e ­ dnocześnie z wybuchem trzęsienie ziemi ustało. D. 1 8 Października p . l . E r r e r a , d y r e ­ k to r obserwatoryjum gieodynamicznego na P a n te lla ry i, zbliżył się do miejsca wybuchu n a łodzi i wym ierzył obszar wybuchu: w y­

nosił on 850 m i rosciągał się z PnZ. ku

P d W . O d d. 19 wybuchy osłabły. D nia 21

(13)

N r 50.

w s z e c h ś w i a t .

797 prof. Rieco, d y re k to r obserwatoryjum E tn y

i Catanii, zbliska badał miejsce wybuchu:

zajmował on j u ż tylko 200 m na długość i 60 m na szerokość; na tćj przestrzeni pływ ały obficie bryły czarnej dziurko­

watej lawy, od 50 cm do 2 m średnicy, kształtu wydłużonego; wypłynąwszy na po­

wierzchnię p ęka ły one wyrzucając kłęby pary, czasem kaw ałki lawy, poczem tonęły w głębi. Prof. Rieco zdołał zebrać kilka brył były one na zewnątrz czarne, błyszczą­

ce, wewnątrz próżne i rozpalone; grubość skorupy była rozmaita. Morze przed wy­

buchem posiadało w tem miejscu 180 m głę­

bokości, wyraźnej zmiany głębokości wy­

buch nie sprowadził. W ybrzeża je d n a k

jeziorko, wypełniające dawny k ra te r, woda jeziora je s t ciepła i często wzburzona wsku­

tek wydzielania się gazów.

W. Wr.

O D C Z Y T Y

NA DOCHÓD

Kasy imienia Mianowskiego.

O D C Z Y T VI.

N. M ilice r. „ 0 w in ie ".

Sok, w yciśnięty z w inogron, oprócz znacznćj za­

w artości wody, ma w sobie rospuszczony oukier

W yspa P a n te lla ria ze w skazaniem m iejsca w ybuchu podm orskiego 17 P aździernika 1891 r.

P a n te lla ry i zostały wzniesione od 80 cm do 1 m. Dnia 25 morze uspokoiło się i wy­

buch zakończył. Podczas całego trw a n ia nie zauważono obfitszego wydzielania ga­

zów, tem peratura wody pozostała bez zmia­

ny, nie zauważono też wydzielenia produ­

któw wulkanicznych.

W yspa Pantellaria, jakkolw iek położona bliżój A fryki niż E u ropy, należy gieogra- ficznie i gieologicznie do tój ostatniej, gdyż podwodna płaszczyzna, z której się ona wznosi stanowi przedłużenie tej, na której leży Sycylija i Malta. O d A fryki dzieli ją większa głębia. Sam a wyspa stanowi koli­

stą górę, wzniesioną na 700 m nad poziom morza, złożoną z lawy trachitowój, pum e­

ksu i obsydyjanu. W środku znajduje się

gronow y, czyli glukozę, kwas winny i pewne ilości innych jeszcze złożonych związków organicznych oraz soli m ineralnych. D wie pierw sze m ateryje n ad ają mu je d n a k głów nie sw oje cechy, wpływa­

ją c przedew szystkiem na sm ak świeżego soku. J e ­ żeli go pozostawimy w zwykłych w arunkach, n ie - zabespieczonym od dostępu pow ietrza, to w krótce zaczynają się w nim przejaw iać zm iany, k tó re na oko w yrażają się głów nie pew nem w zburzeniem cieczy, w ydzielaniem się pęcherzyków gazowych i pow staw aniem mikroskopow ych utw orów o rg an i­

zowanych, k tó re ,sk u p ia ją c się w większych masach, sta ją się widocznem i i bez pomocy m ikroskopów . Jed n o cześn ie słodki smak cieczy znika i u stępuje m iejsca sw oistem u sm akowi wina, a ciężar w ła­

ściwy, który w soku pierw otnym był wyższy od wo­

dy, teraz, przeciw nie, sta je się niższym. Zmiany te zależą od przejścia glukozy w alkohol etylow y, z którym jednocześnie pow staje w m ałej ilości g li­

ceryna, kwas bursztynow y i inne p ro d u k ty , nada­

(14)

798

w s z e c h ś w i a t .

Nr 50.

ją c e gotow emn winu zapach, sm ak i in n e w łasno­

ści. P rzyczynę tej p rzem ian y , zwanej ferm en ta- cyją, stanow ią drożdże, t. j . m ikroskopcw e g rz y b ­ ki, d o stające się do soku z pow ierzchni ja g ó d ju ż przy sam em w yciskaniu. J e ż e li g rzybki te zabi­

je m y np. przez ogrzew anie soku i ten o sta tn i za- bespieczym y od przystępu pow ietrza, w którem unoszą się zawsze zarodki grzybków , to sok w ino­

gronow y możemy przechow yw ać nieograniczenie długo bez najm niejszej zm iany.

W ykazanie zasadniczych w łasności soku i w ina, w ydzielenie i przedstaw ienie ich części składow ych in n atu ra, przedstaw ienie dośw iadczalne najw aż­

niejszych mom entów procesu ferm en tacy i, stery - lizacyja w edług m etody P a ste u ra i o b jaśn ien ie przebiegu zawiłych tych spraw zapomocą prostszych zjaw isk zasadniczych dostarczyły p releg ien to w i bo­

gatego m atery jalu do św ietnie obm yślonej i do­

skonale przeprow adzonej stro n y dośw iadczalnej odczytu.

Towarzystwo Ogrodniczo.

P o s i e d z e n i e s i e d e m n a s t e K o m i s y i te o ry i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o ­ m o c n i c z y c h odbyło się d n ia 3 G ru d n ia 1891 ro k u , o godzinie 8-ej w ieczorem , w lokalu T o ­ w arzystw a, C hm ielna N r 14.

1. Po odczytaniu p ro to k u łu , przew odniczący ośw iadczył, że z p rzy k ro ścią w spom nieć mu w y­

pada o zam ieszczeniu, w je d n e m z czasopism , sp ra ­ w ozdania z kom unikatu specyjalnego (nie zaś z od­

czytu, ja k b łędnie się w yrażono), przedstaw ionego na posiedzeniu p oprzedniem Komisyi. Spraw o­

zdaw cy służyło praw o w ypow iedzenia swych uw ag bądź n a sam em posiedzeniu, bądź w czasopiśm ie

„W szechśw iat11, które je s t je d y n y m o rg an em s p ra ­ w ozdawczym Komisyi. — U ciekanie się do p o ś r e ­ d n ictw a pism pery jo d y czn y ch tre ś c i ogólnej Ko- m isyja zawaze uw ażała za zupełnie nieodpow ie­

dnie w kw estyjach specyjalnie naukow ych i w da­

nym w ypadku u zn ała jednom yślnie ta k sam o wy­

stąpienie sprawozdaw cy, ja k i form ę jego za bez­

w zględnie niew łaściw e.

2. P. d r zool.

J.

N usbaum m ów ił „Z dziedziny onto i filogienii skorupiaków *1.

P releg ien t p rzed staw ił nap rzó d obserw ow any przez siebie sposób przew ężania się ja jk a u rów- nonogów , porów nał go z daw nem i obserw acyjam i swemi nad przew ężaniem się ja jk a u szczepono- gów; w yłuszczywszy następnie, ja k R oule opisuje eegm entacyją u Porcellio sc a b e r i Blanc u Cuma, p rel. doszedł do w niosku, że u Isopodów, S chuo- podów i Cumaceów segm entacyj a odbyw a się w spo­

sób zbliżony, a różny od segm entacyi ja jk a pozo­

stałych g rup skorupiaków w yższych (M alacostraca).

Dalej opisał form ow anie się listków zarodkow ych i tw orzenie się przew odu pokarm ow ego u rów no-

nogów na podstaw ie w łasnych b id a ń ; w ykazał, że ty p g astru lac y i, opisany przez niego u L igia, słu ­ żyć może za p u n k t w yjścia dla innych form ga­

strulacyi skorupiaków , przyczem zaznaczył, że po­

gląd jego w tej m ierze, w ypow iedziany w nieda­

wno ogłoszonych p racach , został przyjęty przez

| pp. H eidera i K orschelta w ich najnow szym pod­

ręczniku em bryjologii porów nawczej. P relegient zaznaczył, że ty p form ow ania się przew odu po­

karm ow ego, przy którym pow stają t. zw. przez p releg ien ta yitellophogi, t. j. kom órki żółtkowe, ulegające zanikow i, oraz przy którym m a miejsce obrastanie żółtka dokoła przez kom órki listka we­

w nętrznego, je s t wspólne dla Isopodów (w edług b ad ań daw niejszych p relegienta oraz now szych, a także w edług ostatnich spostrzeżeń R oulea, p o ­ tw ierdzającego w tój m ierze spostrzeżenia prele­

gienta), dla Schizopodów (w edług badań daw niej­

szych p re le g ie n ta nad Mysis i nowszych B urzyń­

skiego n ad Parapodopsis, k tó ry stw ierdził w tej

| m ierze spostrzeżenia p releg ien ta), a zdaje się, że rów nież i dla pośrodków (Cum acea) według naj-

| nowszych poszukiw ań B lanca. Dalej prelegient

j opisał rozwój stadyjum naupliusow ego u równo- nogów oraz ro z ra sta n ia się m ezoderm y, której ko­

m órki w bard zo praw idłow ych rzędach rozrastają się od tyłu (t. j . m iejsca pow stania ich z blasto- d erm y ) ku przodow i. N astępnie p rz y stą p ił do kwe- styi kończyn rów nonogów , wykazawszy, że ja k ­ kolw iek u dorosłych form rów nonogów kończyna piereiow a je s t siedm ioczłonkow a i nie daje się pod­

ciągnąć pod ty p kończyny szczeponogów, lub Ne- balii, to u zarodków je d n a k nogi piersiow e są d w u d zirln e, t. j. posiadają typow e części: proto, exo, endo i praw dopodobnie epipodit, c h arak te­

rystyczne dla kończyn wielu T horacostraeów . Na podstaw ie faktów em bryjologiczuych doszedł p r e ­ legient, do w niosku, że podział dotychczasowy sko­

rupiaków wyż«zych, t. j. pancerzow ców (M alaco­

stra c a ) na A rth ro stra c a i T h o raco straea nie w y­

trzy m u je k ry ty k i, albow iem A rth ro straca oraz g ru ­ py Schizopoda i Cumacea z T horacostraeów m ają daleko więcej w spólnych k ard y n aln y ch cech em- bryjonalnych, niż np. Schizopoda z je d n e j, a De- capoda z drugiej strony. P rzechodząc n astęp n ie do faktów anatom o-porów naw czych, p releg en t za­

znaczył, że i pod ty m w zględem podział tak i nie w ytrzym uje k ry ty k i; oto n iek tó re z faktów , dowo­

dzących, że pom iędzy g ru p a m i Schizopoda i Cu­

m ace a z je d n e j, a A rth ro stracam i, zw łaszcza zaś Isopodam i oraz n ajstarszą ich grupą: A nisopoda- m i (A pseudes) z drugiej strony, bliskie bardzo istn ieje pokrew ieństw o: u C um acea oczy są siedzące ja k A rthrostraców , u M ysidae 5 ostatnich segm en­

tów tułow ia n ie zrasta się z p ancerzem (który u Decapodów z ra sta się, ja k w iadom o, ze wszy- stkiem i p ierście n iam i tu ło w ia), z drugiej zaś stro n y u pew nych A rth ro stracó w w idzim y zaczątki p a n c e rz a i zra sta n ia B ię głow y z p ierścieniam i tu ­ łow ia (u Isopodów pierw szy pierścień tułow ia z r a ­ sta się z głową, u C aprella pierw szy i drugi, u A nceus zaś naw et trz y pierw sze p ierścienie tu-r

(15)

Nr 50.

W SZECHŚW IAT.

łow ią zrastają się w jed n g całość z głową'1, dalej u A pseudes Claus w ykazał obecność u larw y wy­

raźnego pancerza, odstającego na boki, a p rele­

gent zaznaczył, że sposób pow stania o rganu g rz b ie ­ towego u L ig ia przem aw ia bardzo za tem , że i tu taj boczne części organu tego, tw orzące oso­

bliw e fałdy skrzydlate tuż poza głow ą, su szcząt­

kiem fałd pancerza; z drugiej znów stro n y p a n ­ cerz Schizopodów je s t m iękki i słabo rozw inięty, nie pokryw ający (jak to przeciw nie ma m iejsce u Decapcdów) w szystkich segm entów tułow ia.

Te i liczne inne fakty doprow adzają p releg ien ta do wniosku, że pokrew ieństw o A rthrostroców do Schisopoda i C um acea je s t daleke większe, niż dwu ostatnich grup do pozostałych T horacostra- ców i że ty m sposobem p o d ział dotychczasowy nie w ytrzym uje k ry ty k i, an i ze stanow iska anato- mo-porównawczego, ani też z embryjologicznego.

N a tej podstaw ie prelegient przypuszcza, że praw ­ dopodobnie Schisopoda, a zw łaszcza g ru p a My- sidacea ty ch że była filogienetycznie pu n k tem w yj­

ścia dla Cumacea, Isopoda i A m phipoda, d ru g ą zaś gałąź skorupiaków wyższych stanow ią Stom a- topoda i D ecapoda, k tó re w yw odzić należy od r o ­ dziny E uphasiacea. M ysidacea i E u p h asiac ea sta­

now ią praw dopodobnie n a jsta rsz e gru p y sk o ru p ia ­ ków wyższych (M alacostraca), w ywodzące bespo- średnio pochodzenie swe od L e p to straca (N ebalia)i zgodnie z zapatryw aniam i Clausa.

3. P. E . M ajewski o d czy tał k o m u n ik at z dzie­

dziny antropologii. O kreślił isto tę antropologii, naszkicow ał h is to ry ją te j n auki, zaznaczył n ie­

zwykle szybki je j rozwój w ostatnim la t dziesiąt­

ku, k tó ry przetw orzył daw ną tej nauki postać.

Dalej zw rócił uwagę, że, w śród dzisiejszych żądań antropologii, niepoślednie zajm uje m iejsce dą­

żność do obserw aeyi i z b ieran ia faktów , gdyż wo­

bec zm iennego p rzed m io tu b ad ań , ważne cechy i rysy c h arak tery sty czn e człow ieka, plem ion i ła ­ dów bezu stan n ie z acierają się i g in ą bespow rotnie dla nauki. Dla o b jaśn ien ia n a tu ry b ad ań rospa- trz y ł p. M. dzieje zw ykłej pałki, ja k ą posługiw ał się pierw otny człow iek do nap aści i obrony.

W m iarę rozw oju człow ieka różnicuje się ona, przechodzi stopniow o w maczugę, b erło , p asto rał, buław ę, pociski (boom erang), wreszcie w łuk, w łu k m uzyczny o tykw ie rezonansow ej, w arfę o 3-ch strnnach, a w końcu w in stru m e n ty smy- J czkowe i strunow e, na k tó ry ch szczycie stoi for- j tepian. P rzykład te n służył do p rzy p o m n ien ia, j że wszystko niem al, co je s t w ytw orem człowieka, i ma rów nie długie i zawiłe drzew o gienealogiczne, j a pochodzenia i pokrew ieństw o b adanych przed- j m iotów mogą być objaśnione tylko przez stu- dyjow anie form pośrednich.

Z tego p u n k tu w ychodząc, podniósł p. M. waż­

ność dobrej o rg a n iz a c ji badań, ścisłej m etody, ważność czasopism specyjalnych, a nadew szystko muzeów.

Z aznaczył dalej obfitość i bogactw o muz<jów na Zachodzie, oraz ich niezm ierne znaczenie dla po­

stępu i p o p u lary zacji w iedzy, a przechodząc do

stosunków m iejscowych w yraził ubolew anie, że j e ­ dyne krajow e m uzeum etnograficzne, przed czte­

rem a laty założone i rozw ijające się pom yślnie, zostało od roku z powodu b ra k u funduszów po­

trzeb n y ch na utrzym anie lokalu, zam knięte. Na zakończenie p. M. postaw ił p y tan ie: co się ze zbio­

ram i obecnie dzieje, czy rosproszyły się czyli też są przechow ane? oraz czy je s t nadzieja wskrzesze­

n ia tyle potrzebnej in stytucyi.

W ożywionej dyskusyi, ja k ą ta in terp elacy ja wy­

wołała, zabierali głos pp. A lexandrow icz, J u r k ie ­ wicz, D ickstein oraz pp. d r K arłowicz, Wasilewski, N atanson i Janikow ski.

N a tem posiedzenie zostało zam knięte.

T O W A R Z Y S T W O

PO PIERANIA PRZEM YŚLU I HA NDLU .

Posiedzenie sekcyi 2-6} przem ysłu chemicznego w arszawskiego oddziału T ow arzystw a p opierania przem ysłu i h an d lu odbyło się dnia 28 L istopada r . b. w budynku Muzeum przem ysłu i rolnictw a.

1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.

2. D r E dm und N eugebauer w ygłosił „ K ilk a słów o form acyjach gieologicznych, w ystępujących w okolicy m iasta Lw ow a” .

3. P . Stanisław Plew iński streścił teo ry ją D e- busa prochu strzelniczego w sposób następujący:

P rzy wybuchu prochn strzelniczego złożonego z sa­

le try potasow ój, węgla i siark i, w edług poszukiwań B unsena pow stają: potaż, siarczan ,d w u siarek i pod- siarkon potasu, a oprócz tego gazy: azot, tle n e k i dw utlenek w ęgla. Z tych ciał, w edług D ebusa, podsiarkon potasu wytwarza się nie przy wybuchu prochu, lecz dopiero w pracow ni an ality k a przez działanie tlen n ik u miedzi, używ anego przy rozbio­

rze, na dw usiarek potasu. N a w ybuch proohu m ożna zapatryw ać się ja k o na złożony z procesów chem icznych: 1) u tlen ien ia, w ytw arzającyeh wę­

glan i siarczan potasu, azot i dw utlenek w ęgla i 2 ) z procesów odtlen ien ia wyżej wym ienionych ciał przez nadm iar węgla i s ia rk i, w arunkującyoh pow staw anie dw usiarku potasu i tlen k u w ęgla.

D ebus zebrawszy faktyczne dane co do wybuchu prochu, dochodzi do w niosku, że wogóle one rzucają na sam proces mało św iatła i p ró b u je ros- strzygnać kw estyją na drodze teoretycznej. Zaaa- dniczem tw ierdzeniem D ebusa je s t to , że ilościowy skład prochu w aru n k u je ja k o ś ć i stosunek ilościo­

wy ciał, na ja k ie proch roskłada się przy w ybuchu.

N a tej podstaw ie D ebus w yprowadza form ułę ogól­

ną, w yrażającą w zm iankow aną zależność i nazywa prochem o składzie racyjonalnym proch ta k i, k t ó ­ reg o składniki w stępują w reak cy ją między sobą całkow icie, niepozostaw iając po w ybuchu ani j e ­ dnaj cząsteczki jak ieg o k o lw iek składnika nieprze-

Cytaty

Powiązane dokumenty

(znak: DOS-II.7222.1.4.2019) – pozwolenie zintegrowane na eksploatację instalacji do składowania odpadów o zdolności przyjmowania ponad 10 ton odpadów na dobę i

Tusza oczyszczona, zamarynowana i doprawiona według

Warto przy tym wskazać, że OECD rekomenduje, aby w nowych umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania zawieranych po 2005 roku państwa strony uregulowały kwestię

W tym kontekście należy dążyć do zapewnienia ochrony interesów konsumenta, z jednoczesnym eliminowaniem powstających zagrożeń, czego wyrazem jest dyrektywa

pcje ko a licji rządowej. Najistotniej szą kwestią jest zapewnienie praw dziwej samodzielności państwa. Dziś nie trudno małemu państewku stać się obiektem a

W odpowiedzi na zapotrzebowanie branż odzieżowej i jej pokrewnych zasadne jest stworzenie niniejszego kodeksu oraz wdrożenie jego zapisów do rynkowych mechanizmów, aby móc

Przy obecnych warunkach rynkowych wiemy, że nie jest możliwym wprowadzenie takiej ilości mieszkań, do jakiej byliśmy przyzwyczajeni w ostatnich latach, co sprawia, że

posługiwania się dwoma odmianami językowymi, które mają różny prestiż (umownie określany jako ‘wysoki’ i ‘niski’) i są używane w różnych sytuacjach i sferach życia