• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1966, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1966, nr 4"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

N A D p u s t y m g r o b e m

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok zało żen ia 1929

W arszaw a,

Nr 4., kw iecień 1966 r.

TREŚĆ NUMERU:

NA D PUSTYM GROBEM BÓG OCZEKUJE MIŁOŚCI GETSEMANE

TRZY ŚWIADECTWA

MYŚLI O ZMARTWYCHWSTANIU MOC PRZEZ MODLITWĘ

„NIEBEZPIECZEŃSTWO, TU MIESZKA MISJONARZ”

„BRAT RUDOLF Z TAIZE (...)”

POWOŁANIE PAŃSKIE

„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY AUDYCJE 3, 4 i 5 KRONIKA

Miesięcznik „C h rześcijan in ” w ysyłany Jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a umożliwia w yłącznie ofiarność Czytel­

ników. Wszelkie ofiary na czasopism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a k onto:

Zjednoczony Kościół Ew angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-11-117.253, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . Ofia­

ry w płacane za granicą należy k ie ro ­ w ać przez oddziały zagraniczne B an k u P olska K asa Opieki, na ad res P re z y ­ dium Bady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro ­ zolimskie 99/37.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium

Adres Redakcji i Adm inistracji:

Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. Rękopisów nade­

słanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, Sm olna 10/12. N akł. 3900 egz. Obj. 2 ark.

Z am. 394. M-46.

W ielki T yd zie ń i w ielka n o cn e d n i ożyw ia ją w pam ięci n a jw ażniejsze w yda rzen ia lu d zk ie j historii, n a jb a rd ziej w strząsające św ięto chrześcijan, i ty ch z n a zw y i nie z n a zw y. P rzyp o m in a ją tra g iczn y koniec życia J e z u ­ sa C hrystusa; p rzy p o m in a ją że c zło w ie k podniósł rę kę na sw ego Boga, S tw o rzyciela i Zbaw iciela, k tó ry go pow ołał do społeczności ze Sobą sam ym . Dlaczego w ięc Bóg stał się człow iekiem ? W C hrystusie — Bóg i św ia t Boga zstą p ił na ziem ię. Bóg w C hrystusie był w śród nas, był ja k je d e n z nas i ta k i S a m ja k m y w szyscy, ty lk o bez grzechu! N ie ­ śm ie rteln y przyszed ł do nas i był w ta k im sa m y m ja k nasze, śm ie rte l­

n y m ciele, ale b ył bez grzechu, a śm ie rteln y czło w iek i grzeszn y człow iek zabił Go. J a k p o m y ślim y o ty m , robi się n a m strasznie. A le m im o w s z y s t­

ko m u s im y się p rzy zn a ć ta k że i m y do tego czynu, że m y ś m y Go p rze ­ cież zabili, bo n a le ży m y do tego sam ego gatu n ku , któ ry zabił Boga; do gatunku, k tó r y n a zy w a się „człow iek”. A Bóg stał się człow iekiem , żeby zb a w ić w s zy stk ic h ludzi.

I w ty m k r y je się n a jw ięk sza z p ra w d w iary, że zb a w ien ie i życie czło­

w iek a nie było w ogóle m o żliw e bez śm ierci S yn a Bożego. Bo nie za p o ­ m in a jm y , że chodziło o czło w ieka , k tó r y p rze z grzech odpadł p rzecież od Boga; uległ skażeniu, w yobcow ał się, sam stał się n ie zd o ln y do p r z y ję ­ cia zbaw ienia. Bóg ty lk o m ógł podjąć in ic ja ty w ę , by p rzy b liży ć się do człow ieka, k tó ry tego nie potrafił, nie chciał i n a w e t nie m ógł ze sw ej stro n y zrobić, za p ęd zo n y przez w ła sn y grzech w ślepą uliczkę, bez w y j ­ ścia. O to dlaczego Bóg stał się człow iekiem , że b y czło w ieko w i w yo b co ­ w a n e m u od Boga, n ie sko ń c zen ie o ddalonem u p rze z grzech, u m o żliw ić po ­ w ró t i u d zia ł w S w o im życiu.

T rzy k o b ie ty ew angeliczne, idące „szukać Jezusa” w grobie, „gdy m in ą ł sabat” _ (M k 16,1-8), z b liż y ły się do m iejsca „w ie k u iste g o sp o c zyn k u U krzyżo w a n eg o ” i zn a la zły p u s t y g r ó b , a posłow ie Boga p rze ­ kazali im w ieść radości, że C hrystus „w stał z m artw ych , nie m a go tu, oto m iejsce, gdzie Go złożono” (M k 16,6). T a k donosi n am w sw ej relacji pochodzącej z przed 70 r. E w angelista M arek. In n y E w a n g e­

lista, M ateusz, w relacji, która d a tu je się, podobnie, ja k Łukasza, z okresu p o m ięd zy 70—90 r. po Chr., pisze następująco, „Nie m a go tu, bo w sta ł z m a rtw ych , ja k poioiedział; (por. M k 8,31; 9,31; 10,32-34); chodź­

cie zobaczycie m iejsce, gdzie leżał” (M t 28,6). A Ł u k a sz uzupełnia. „D la­

czego szukacie żyjącego w śród u m arłych? N ie m a go tu ” (24,5,6). Z górą 10 lat w c ze ś n ie j od n a jsta rsze j z p rze k a za n y c h relacji Jan a -M a rka , na po ­ c z ą tk u ro k u 55?, je d e n z w ie lk ic h apostołów C h rystu sa , P aw eł z T arsu, podał jeszcze inne fa k ty o c h w a le b n ym zm a rtw y c h w sta n iu Pana, pisząc z E fezu lub Filippis, L ist I do K o ryntian. W Liście (15,3-8) za cyto w a ł fra g m e n t fo r m u ły w y zn a n io w ej, skła d a n ej przez ka tec h u m e n ó w przed a k te m chrztu, k tó ry w K ościele apostolskim b ył obchodzony za zw y c za j w w ielka n o cn y poranek, przed w schodem słońca, na cześć zm a rtw y c h w sta n ia Pana. Pa­

w eł cytuje, że „C hrystus w ed łu g za p o w ied zi Pisma, u m a rł za nasze grze­

chy, że został pogrzebany i że zm a r tw y chlustał trzeciego dnia, także w ed łu g Pism a. Z e u ka za ł się K efasow i, a p o tem D w unastu. Ze p o tem z ja ­ w ił się w ięc ej n iż pięciuset braciom rów nocześnie, z któ rych w iększość

ży je dotąd (rok 55 po Chr. a w ięc z górą w 25 lat po Jego śm ierci k r z y ­ żow ej), a n ie k tó r zy pom arli. P otem u ka za ł się Jakubow i, p o tem w s z y s t­

k im apostołom. W końcu ju ż po w szystkic h , u ka za ł się ta k że i m nie, jako p o ronionem u płodow i. (...) Oto czego u c z y m y i ja i oni, a w y ście w to u w ie rzy li” — p rze kła d za Jean S te in m a n n em .

Z m a rtw y c h w sta n ie oznacza skasow anie nieskończonego d ystansu grzechu, dzielącego człow ieka od Boga. O to teraz przez C hrystusa sta liśm y się bliscy Bogu. Je ste śm y Jego syn a m i i có rkam i przez w iarę w Jezusie;

odrodzeni, stw o rze n i na now o. W eszliśm y w społeczność z Bogiem, a to oznacza że nie je ste śm y ju ż sam otni, p o niew aż C hrystus .,p rzebił tu n el p rze z górę grzechów i śm ierci”. 1 droga je st tera z w olna w obydw ie strony.

N ie je ste śm y ju ż sam i w obec potęgi grzechu. Bo u m a rły C hrystus ży je w p rze m ien io n y m ciele. Tego jeszcze nie było. I C hrystus je st z nam i.

W ięc n a w e t je śli um rzem y, przed paruzją Pana, nie czeka nas śmierć, lecz życie; bo On je st n a szy m życiem . C zeka nas dom , któ ry je st Jego i n a szym dom em . Cóż na to tera z pow iedzą sa m o tn i lub starcy? Dorośli lub dzieci? L u d zie o puszczeni bez w zg lęd u na w iek ? C horzy lub ży ją c y w n ę ­ dzy bytow ania? Z e m ają w y k rz y w io n e palce u rą k i nóg? Z e m ają p o ­ k rzy w io n e czło n ki ciała? Z e tw a rze m aia zsiadłe, zm arszczone i sm utne?

Z e oczy nie m a ją ju ż tego blasku z lat m łodych? Z e pochylili się do z ie ­ m i; bo lata pracy, bo choroby, bo dośw iadczenia, grzechy i k r z y ż ż y ­ ciow y? Bóg stał się człow iekiem , że b y czło w iek m ógł dostąpić udziału w życiu Boga. To stało się f a k t e m , w m om encie zm a rtw yc h w sta n ia C hrystusa. O dtąd nie je s t n a jw a żn iejsze, ja k ie jest, czy będzie jeszcze ciało człow ieka. C zy je s t stare czy m łode. Z drow e czv chore. Bo zm a r- tw yc h io sta ły C hrystus p rzy o b lekł je w nieśm iertelność. „A w iem y, że gdy się (On) objaw i, podobni m u bedziem y; a lbow iem u jr z y m y go tak, ja k on je s t” (1 Jon 3,2b). U jrzy m y Go tw arza tu tw a rz, i b ęd ziem y się cieszyć i śpiew ać na Jego cześć now e pieśni. Bo od tego dnia, w któ rym trz y k o b ie ty zn a la zły p u s t y g r ó b . od dnia w k tó ry m z m a r tw y c h ­ w sta ł C hrystus, człow iek w ierzący w Niego m oże z całego serca cieszyć się, m oże 'chw alić Boga i ze ^ w szy stk ich sił m oże śm iać się z diabła.

M, Kw.

2

(3)

Bóg oczekuje miłości

O UKAZANIU SIĘ Z m artw ychw stałego J e ­ zusa Tomaszowi, apostołow ie pow rócili do Galilei, gdyż będąc zdała od S an h ed ry n u czuli się bezpieczniej i sw obodniej m ogli ocze­

kiw ać n a objaw ienie się im Z m artw y ch w stałe­

go P ana. P raw dopodobnie też cała g ru p a uczniów znalazła się w kłopotach finansow ych, w spólne bow iem pieniądze zostały zabrane przez Judasza. I dlatego znalazłszy się nad brzegiem jezio ra G enezaret, p o stanow ili w ró ­

cić do swego zawodu, by zarobić n a życie.

P rzeżycia apostołów , k tó re m iały m iejsce nad ty m jeziorem opisane są w o sta tn im roz­

dziale Ew angelii Janow ej. Pew nego wieczoru Szym on P io tr rzekł do to w a rz y sz y : „Idę ry b y łow ić“. O dpow iedzieli m u: „P ójdziem y i m y z to b ą “. Połów nocą rokow ał zaw sze lepsze n a ­ dzieje, zwłaszcza p rzy tak iej ilości rą k , c h ę t­

ny ch do pom ocy. W siedli w ięc do łodzi i za­

puścili sieci, ale noc m inęła, a oni n ic n ie zło­

wili. A g d y znajdow ali się o jakieś sto m e­

tró w od brzegu, dostrzegli w m gle p o ran n ej jakąś postać, k tó ra jak o b y zdaw ała się ich oczekiwać. G dy zbliżyli się jeszcze bardziej, człow iek ów zap y ta ł: „Dzieci, m acie co jeść?“

Odpowiedź, k tó ra p a d ła z łodzi b rzm iała k ró t­

ko i sucho: „Nie!“ A le nieznajom y począł w o ­ łać: „Zapuśćcie sieć po p raw ej stro n ie łodzi, a znajdziecie“ . P osłuchali rozkazu — zapuścili sieć w m iejscu w skazanym , „a ju ż nie m ogli jej uciągmąć z pow odu m n ó stw a ry b “.

K im był ten człow iek, co udzielał ty ch d obrych rad? Po kró tk iej chw ili w a h a n ia je ­ d en z uczniów P ana, a b y ł to Jan , ze rw ał się z m iejsca, p rzy stą p ił do P io tra i zawołał, w sk a­

zując n a nieznanego człow ieka n a brzegu:

„Pan jest!“ I w szystko d la nich sta ło się " ja s­

ne i zrozum iałe.

Szym on P io tr, usłyszaw szy, że to je s t P an, przepasał się koszulą i rzu c ił się do wody, a pokonaw szy odległość dzielącą go o d b rze ­ gu — znalazł się u stóp C hrystusa. R eszta a p o ­ stołów p rzy b iła do brzegu dopiero po p e w ­ n y m czasie, gdyż m usieli ciągnąć za sobą b a r­

dzo obciążoną sieć. W yszedłszy n a brzeg za­

uw ażyli, że n a piasku płonął ogień, a n a n im piekły się ry b y — b y ł też przygotow any chleb.

„G dy ted y spożyli, rzekł Jezus Szym onow i Piotrow i: Szymonie, sy n u Jonasza! m iłujesz m ię więcej niżeli ci? Rzekł m u: ta k jest, P a ­ nie! ty wiesz, że cię m iłuję. R zekł m u : paś owieczki moje. Rzecze m u znow u po raz d r u ­ gi: Szymonie, synu Jonasza! m iłujesz m ię?

Rzecze m u: ta k jest, P anie! ty wiesz, że cię m iłuję. Rzecze m u: paś ow ce m oje. Rzecze m u po raz trzeci: Szym onie, sy n u Jonasza!

m iłujesz m ię; Zasm ucił się P io tr, że m u po raz trzeci pow iedział: m iłu jesz m ię? i odpow ie­

d ział m u: Panie! ty w szystko wiesz, ty wiesz, że cię m iłu ję “.

To p o tró jn e p y ta n ie Jezu sa nie m iało n a celu czynienie jak ie jś alu zji do przeszłości, gdyż n a to n ie pozw alała subtelność i m iłość Jezusa, a le było ono jed n a k silnie zw iązane z bolesnym w spom nieniem przeszłości...

P rz ed oczam i P io tra p rzesunął się sm utny obraz jego niedaw nego upadku. W idział siebie, ja k to w chw ili uw ięzienia Jezu sa znalazł się n a dziedzińcu S an h ed ry n u , ja k grzał się przy ogniu z obcym i ludźm i, ja k n astęp n ie rozpo­

znany przez o d d źw ierną d w u k ro tn ie ośw iad­

czył, że Jezu sa w cale n ie zna, ja k potem n a uporczyw e p y tan ie jednego ze strażn ik ó w — zaczął zaklinać się, przysięgać, rzucać p rze ­ kleństw a, złorzeczyć, aby przekonać otaczają­

cych go ludzi, że nig d y nie znał Jezu sa z N a­

z a re tu i, że słyszy o N im po raz pierw szy...

Ja k potem Jezus prow adzony przez s tra ż n i­

ków, sp o jrzał n a niego ... a w zrok ten, pełen m iłości przypom niał m u słow a, w ypow iedziane jeszcze w W ieczerniku: „Szym onie, Szym onie, oto szatan zapragnął, ab y w as przesiać, ale J a prosiłem za tobą, a b y nie u sta ła w iara tw oja...“ , w spom niał, jak po tem gorzko p ła ­ kał n a d sw oim u p ad k iem i jak pokutow ał.

Czuł tera z w sw oim sercu, ja k bardzo m iłuje Jezusa.

T rzy razy P io tr zaparł się Sw ego M istrza, a tera z po trz y k ro ć w y znaw ał Mu sw oją m i­

łość. I tego w y z n a n ia m iłości i w ierności J e ­ zusowi ju ż te ra z dotrzym ał. U w ielbił Swego Zbaw iciela śm iercią m ęczeńską n a krzyżu, śm iercią, k tó rą m u P a n przepow iedział. W e­

dług św iad ectw a historycznego P io tr, n a w łas­

n ą prośbę został u krzyżow any głow ą w dół, gdyż n ie śm iał, nie czuł się godny um ierać tak , ja k jego M istrz. M iało to m iejsce za cza­

sów cesarza N erona, po pożarze Rzym u w 64 ro k u naszej ery .

M usim y w y ra ź n ie stw ierdzić, że P io tr po­

pełnił stra szn y grzetih, jak im by ło zaparcie się Jezusa. Ale — ja k głosi Słowo' Boże — Bóg n ie chce śm ierci grzesznika. N ie chciał rów nież śm ierci P iotra. P ro sił p rzeto Jezus, aby w ia ra P io tra n ie ustała, w chw ili tej t r a ­ gedii, k tó ra go spotkała. I gdy zobaczył Pan szczerą, praw dziw ą po k u tę grzech doskonale przebaczył, a P iotrow i n a now o przyw rócił u rzą d Sw ego apostoła. I w ty m je s t słowo po­

ciechy i nadziei d la w szystkich upad ły ch dzieci Bożych i b y łych pracow ników Kościoła. P a n to, co uczynił w życiu P io tra, m oże i chce pow tórzyć w tw oim życiu.

3

(4)

On, ten m iłu jący grzesznika Zbaw iciel — p ro ­ si i m odli się do O jca za tobą: „Jam prosił, aby n ie u s ta ła w ia ra tw o ja “ . O gdybyś, choć raz sp o jrzał n a Golgotę, n a C hry stu sa U krzy­

żowanego... n ie zw lekałbyś an i chw ili ale s e r ­ ce tw oje zapragnęłoby m iłow ać P a n a Jezu sa w ięcej niż w szyscy inni. Niech ci P an Bóg w ty m dopomoże.

Stan isław Krakiewicz

Może i Ty, D rogi Bracie, znalazłeś się w podobnym upadku, ja k niegdyś* P iotr?

Może i Ciebie szatan o g rab ił z wolności, i m o­

cy w m odlitw ie, z radości w P an u ? Może i Ty życiem sw oim zaparłeś się P ana, k tó ry cię tak bardzo um iłow ał? Czuw aj w m odlitw ie, żeby się tak w tw oim życiu nie stało. A jeśli to już się zdarzyło, n ie daj ogarnąć się zw ątpieniu.

Dzisiaj je s t jeszcze czas łaski... Podnieś się z upadku. P a n Sam pomoże ci się podnieść.

GE T S E M A

„I p rzy szli na m iejsce, któ re zw ano G etsem ane; te d y r z e k ł do u czniów Sw oich: S ied źcie tu , aż się pom odlę. I w z ią w szy z Sobą Piotra, i Ja ku b a , i Jana, począł się lękać, i tę skn ić. I rz e k ł im : Bardzo jest sm u tn a dusza m oja, aż do śm ierci; zo sta ń cież tu a czu w a jcie ze Mną.

A p o stą p iw szy trochę, ja k o b y na ciśnienie ka m ie n ie m , padł na ziem ię, na oblicze S w o je, m o d lił się i m ów iąc: „Ojcze mój', jeśli m ożna, niech M nie te n kielich m inie, a w sza k że nie ja k o Ja chcę, ale ja k o Ty...”

„Zasię p o w tó re o d szed łszy m o d lił się m ów iąc: O jcze m ój! jeśli M nie nie m oże te n k ie lic h m inąć, ty lk o a b ym go pił, niech się stanie w ola Tw oja...”

M at. 26, 30—50; Mar. 14, 26—45;

Ł u k . 22, 39— 48; Jan 18, 1— 9.

| > ÓG JE S T M IŁ O Ś C IĄ — ta k

" m ów i o Bogu P ism o Ś w ięte.

Bóg je s t m iłością i dlatego kocha człowieka.

Diabeł, ten w róg P a n a Boga, n ie ­ naw idzi Go i n ienaw idzi w szy stk ie­

go, co od Boga pochodzi. N ienaw idzi więc człowieka. D iabeł je st w rogiem człow ieka i chce jego zguby. Je st źródłem grzechu i kusicielem .

P ra w o sp raw iedliw ości Bożej — gdyż Bóg je st sp raw ied liw o ścią — je st ta k ie : „ k a rą za grzech je st śm ierć...”. Ś m ierć doczesna i śm ierć wieczna. Ś m ierć doczesna — to śm ierć ciała naszego; śm ierć w ie­

czna — to w iek u iste oddzielenie człow ieka od Boga. A le chw ała B o­

gu naszem u, że ja k ju ż na w stępie przypom nieliśm y sobie — je s t On m iłością i ja k są p ra w a Jego s p r a ­ w iedliw ości, ta k są p ra w a i Jego m iłości. A praw o m iłości Bożej m ó ­ wi ta k do grzesznego człow ieka:

„darem m iłości Bożej je st życie w ie­

czne w C h ry stu sie Jezusie, P an u naszy m ”.

Bóg je st m iłością i dlatego je st dla człow ieka zbaw ieniem i życiem.

D iabeł je st nienaw iścią, i dlatego je st dla człow ieka zgubą, i śm ie r­

cią. P a n Jezus w y raźn ie o nim p o ­ w iedział, że d iab eł je s t kłam cą,

tw ó rcą k ła m stw a i m o rd e rc ą z a r a ­ zem.

C h c e s z ż y ć c z y c h c e s z u m r z e ć ? O dpow iedz sobie te ra z d ro g i C zyteln ik u — na to p y ta n ie. Bóg je s t m i­

łością i m ów i ta k : „...a J a ży­

w ot w ieczny d aję im i nie zginą na w ieki, ani ich żaden nie w ydrze z rę k i M o je j”. Do kogóż to m ów i w ten sposób Boża m iłość? G dy czy­

ta m y P ism o Ś w ię te w idzim y, że m ów i O na w te n sposób do tych, k tó rzy są Jego, są Bożą w łasnością, są „ow cam i p a s tw isk a Jeg o ”. A k tó ż je st Jego, cóż je st tym z n a ­ kiem , po k tó ry m poznać m ożna

"tych, k tó rz y są Bożą w łasnością?

M ówi o tym P a n Jezu s ta k : „ o w c e M o j e , g ł o s u M e g o s ł u c h a ­ j ą a J a j e z n a m i i d ą z a M n ą ”.

Je ste ś ju ż owcą p a s tw isk a Boże­

go, je ste ś Jego w łasnością? S łu ­ chasz rzeczyw iście Jego głosu i rzeczyw iście idziesz za Jezusem ? W iedz, że życie w ieczne i ochrona N ajw yższego P a ste rz a — Je zu sa je st d a n a tylk o Jego owcom. Z astan ó w się w ięc dziś — póki czas ła sk i — zastanów się ja k iem u , czyjem u gło­

sow i je ste ś w życiu posłuszny?

C zyśm y w szyscy, k tó rz y czytam y te

słow a, w yznali ju ż Je zu sa C h ry stu ­ sa sw oim P anem ?

W spom nieliśm y już, że Bóg je s t m iłością, a d iabeł nienaw iścią. P a n Bóg m iłu jąc y człow ieka, w alczy o jego duszę, o jego życie, w alczy z m ocam i ciem ności, i to w alczy m i­

łością.

W tej w alce o tw o ją i m o ją d u ­ szę, nie p o sk ą p ił an i zan ied b ał cze­

gokolw iek. I gdy nie było innego sposobu w y k u p ien ia człow ieka z m ocy grzechu, w ysw obodzenia spod w ładzy sz ata ń sk ie j, i skoro n ie było innego sposobu zb u d o w an ia dla człow ieka drogi ucieczki od ś m ie r­

ci w iecznej, — o fiaro w ał P a n Bóg S y n a Swego Jedynego dla zad o ść­

u czynienia sp raw iedliw ości, aby je ­ d n a k o d kupione zostały grzechy w szystkich ludzi. Bo za p ła tą, k a rą , za grzech — je st je d n a k śm ierć. I tą śm iercią k to ś um rzeć m u si — albo grzesznik, albo n iew inny Syn N ajw yższego — Je zu sa C h ry stu sa.

G rzechu bow iem n ie m ożna od­

pracow ać, odcierpieć, o dpłakać, o d ­ żałow ać, lu b pozbyć się w ja k ik o l­

w iek in n y sposób, poza tym je d ­ nym sposobem , k tó ry ofiarow any został grzesznikow i przez sam ego P a n a Boga. Tym zbaw ieniem od g rzechu je st dla nas ty lk o Je zu s i to T en U krzyżow any. I dlatego w ła ­ śnie, abyś ty łu b ja nie m u sieli być

„m ęczeni w e dn ie i w nocy, na w ieki w iek ó w ” (Obj. 20,10), p rz y ­ szedł z N ieba P a n Jezus, a b y „w y ­ sw obodził tych, k tó rzy dla bojaźni śm ierci po w szystek czas żyw ota podlegli byli n iew oli” (Żyd. 2,15).

P rzy szed ł P a n Jezus w ysw obodzić n a s z n iew oli grzechu! P an u je sz nad grzechem ? czy też grzech je st mocniejlszy od C iebie i tw oich u si­

ło w ań pozbycia się go. J e ś li grzech je s t m ocniejszy od tw o je j w oli n ie- grzeszenia, w iedz że to dla C iebie przyszedł P an Jezus, aby Cię w y ­ sw obodzić.

K a rą za grzech, za k aż d y grzech, je st śm ierć. I oto sp raw ied liw y , ale i p ełen m iłości Bóg, d a ł Swego u m i­

łow anego S y n a tu na ziem ię, dla

4

(5)

ludzi, aby sta ł się d o b ro w o ln ą o fia­

r ą ubłagania za grzechy całej lu d z­

kości, ja k m ów i P ism o: „(Jezus) raz objawiony je st k u zgładzeniu g rze­

chu przez o fiaro w an ie Sam ego S ie­

bie” (Żyd. 9,26). U czynił to P an Bóg z m iłości Sw ej, gdyż ta k p o ­ wiedział P an Jezu s: „A lbow iem ta k Bóg um iłow ał św iat, że d a ł Syna Swego jednorodzonego, aby każdy, kto W eń w ierzy, nie zginął, ale m ia ł żywot w ieczny” (Jan 3,16).

D ał w ięc Bóg O jciec S y n a S w e­

go św iętego i bezgrzesznego, aby sta ł się o fia rą ub łag an ia, n a k tó r ą by tu n a ziemi, sp ad ł ogień s p r a ­ w iedliw ego sąd u Bożego. S ąd u nad czym? N ad g rz e c h e m ! N ad czyim grzechem , skoro sam a o fia ra czy­

sta i n iew in n a? N ad grzechem m o ­ im i tw oim , k tó re obciążyły P a n a Jezusa.

N iew in n a i czysta o fiara u b ła g a ­ n ia m u sia ła zostać obciążona g rze­

chem naszym , to je s t i tw oim , i m oim . W S ta ry m T estam e n cie d zia­

ło się to przez w łożenie r ę k i na głowę o fiary za grzech i zabicie jej.

A ja k i gdzie stało się to, że P an Jezus, sam bezgrzeszny, został ob­

ciążony grzech em św ia ta całego?

G dzie i ja k P a n Jezus p rz y ją ł na Się — grzechy nasze? A uczynił to św iadom ie i dobrow olnie! T ak ja k i m y, je śli chcem y być zbaw ieni, m u sim y rów n ież dobrow olnie i św iadom ie p rzy ją ć z Jego rą k zb a­

w ienie od naszych niepraw ości.

G dzież więc, kiedy i ja k P an Jezu s w ziął n a S iebie grzechy n a ­ sze, wiesz? Z nasz nazw ę tego m ie j­

sca, nazw ę k tó ra sta ła się pojęciem n iew y rażaln ej Bożej m iłości i ła sk i zbaw ienia. To — GETSEM ANE.

O statniego w ieczora, gdy jeszcze był wolny, gdy m ógł spożyw ać w raz z najbliższym i uczniam i, z D w u n a ­ stom a, w ieczerzę p asch a ln ą, i w szy­

stk o co jeszcze m ia ł pow iedzieć ucz­

niom — pow iedział, i co m ia ł — ja k o N auczyciel i P a n — uczynić, to uczynił, po czym w yszedł w n o ­ cy ju ż ty lko z jeden asto m a, bez J u ­ dasza, i poszli razem do ogrodu na zboczu G óry O liw nej. A gdy p rz y ­ szli na m iejsce znane G etsem ane, pow iedział, że będzie się tu m odlił opodal, na rz u t kam ieniem . A im w szystkim przykazał, aby czuw ali i m odlili się rów nież. W ziął trzech z nich jeszcze bliżej, jeszcze ra z zw rócił się z prośbą, by czuw ali w m odlitw ie, i oddaliw szy się tro ch ę

— począł się m odlić. N ie b y ła to zw ykła m odlitw a. Nie by ła ta m o­

d litw a podobna do poprzednich. Ż a ­ dna z nich bow iem , nigdy przed tem

nie w ycisnęła z ciała P ańskiego k rw aw ego potu.

Cóż tam działo się, co się dziać m u siało — że P a n Jezus ta k cięż­

ko, ta k b oleśnie, ta k tru d n y bój d u ­ chow y toczyć m u sia ł. Bój szedł o to, b y śm y m ogli być zbaw ieni — i ty, i ja, w iesz? Bój szedł o to, by G olgota m ogła się dokonać, aby B a ­ ra n e k Boży obciążony naszym i grze­

cham i zabity został n a drzew ie K rzy ża ta k , ja k to w cześniej S am przep o w ied ział: „A jako M ojżesz w ęża n a puszczy w yw yższył, tak m u si być w yw yższony Syn C złow ie­

czy, aby k aż d y kto W eń uw ierzy — nie zginął, ale m ia ł żyw ot w ieczny”

(Jan 3,14.15).

G etsem an e to p oczątek śm ierci K rzyżow ej. G etsem an e to p oczątek o d k u p ien ia naszego. O d k u p ien ia k o ­ sztem S yna Bożego. T en koszt, to cena n ajw yższa, i je d y n a, m a ją c a w arto ść w oczach spraw iedliw ości Bożej. T u w łaśnie, w G etsem ane, m iało się w ykonać ostateczn ie to, na co p rzyszedł z N ieba n a ziem ię Bo­

ży Syn. T u w łaśn ie m ia ł d o brow ol­

n ie w ykonać to, przed czym drżał już poprzedniego dn ia tak, iż w y r­

w ały się z u st Jego ta k ie słow a:

„T eraz ci dusza m o ja zatrw o żo n a je st i cóż rzekę? Ojcze zachow aj M nie od tej godziny, alem ci przyszedł na tę godzinę” (Jan 12,27)

P rzy szed ł P a n Jezu s n a tę godzi­

nę, bo w iedział i chciał, ab y się to dokonało, co się dokonać m usiało, abyśm y — i ja, ale i ty, k tó ry to czytasz — abyśm y zbaw ien i być m ogli. M iało się w ykonać to b o ­ wiem , co w cześniej już przep o w ie­

dział P a n „a J a gdy będ ę podw yż­

szony od ziem i (na K rzyż) — p o ­ ciągnę w szystkich do S ieb ie” (Jan 12,32). M iało się w ykonać to, w w y­

n ik u czego m ia ł być podw yższony na K rzyż, dźw ig ając na sobie grze­

chy nasze, i tw o je i m oje, ja k b y to były Jego w łasne, ab y poniósł za n ie je d y n ą sp ra w ie d liw ą k a rę — śm ierć; śm ierć za nas, za ciebie, za m nie. M iało się w ykonać to w szystko, aby Jezu s C h ry stu s u m a rł ta k , abyśm y żyć m ogli, i ty i ja!

J a — uw ierzyw szy, w ziąłem z p rze b ity ch na K rzyżu r ą k Jego — odpuszczenie grzechów i życie w ie­

czne; a w ziąłeś je od Niego i ty?

Bo jeśliś n ie w ziął zb aw ienia do ­ tąd , m ożesz w ziąć je teraz, dziś... Bo po to w łaśn ie m ęczył się Boży Syn, abyś m ia ł życie w ieczne i pew ność zbaw ien ia na k ażdy dzień, w łaśnie ty, grzesznik. W iesz o tym ?

T ak m ęczył się w G etsem an e J e ­ zus P an, ta k i ciężki duchow y bój

staczał, że — sam w lu d z k im ciele będąc — p o trze b o w ał pom ocy, p o ­ m ocy m iłości b ra te rs k ie j, ludzkiej.

P o trz eb o w a ł je j w chw ili w alki n a jstra sz n ie jsz e j, k re w w yciskającej z ciała, w alk i z św iętością ciała Swego, w alk i z czystością duszy S w ojej, w zd rag a jąc y m i się od p rz y ­ ję cia b r u d u grzechu, w ty m i grze­

chu tw ojego i m ojego. P o trzeb o w ał sam otny P a n Jezu s społeczności b ra te rs k ie j, p o trzeb o w ał On — Bóg zbaw ien ia naszego, ale w ciele lu d z­

kim będący; w ziąw szy lu d z k ie ciało n a S iebie, zniżył się z N ieba do nas, i p o trzeb o w ał — ja k i m y w tru d n y c h chw ilach życia ■— p o trz e ­ bow ał św iadom ości, że n ie je s t sam, że m a b ra c i obok Siebie, że m a p rzy ja ció ł m odlących się jednocze­

śn ie z Nim.

T ak — widzisz, drogi C zytelniku

— zniżył się do n as nasz P an , że odczuw ał te w szystkie p o trze b y i tru d y ducha, i duszy, i ciała — j a ­ k ie m a i odczuw a k aż d y z nas. Bo ta k a je s t moc, i ta k ie je s t praw o m iłości, że te n k tó ry kocha p ra w d z i­

w ie, p ra g n ie i u siłu je utożsam ić się z tym , kogo kocha.

A Bóg je st m iłością, i ta k b a r ­ dzo, b ard z o u m iłow ał św iat, nas, aby każdy z n as uw ierzyw szy Weń

— m ia ł życie w ieczne! I dlatego S yn Boży ta k cierp iał za nas...

u m ie ra ł za nas... Ju ż ta m w G etse­

m ane.

O dm ów iła P a n u n asza ludzka słabość i tego naszego biednego po­

silenia, czu w an ia w espół z Nim, m o d le n ia się; nie czuw ał z Nim nik t! W szyscy spali. B ył sam jeden!

„Szym onie śpisz! T akżeście n ie m o­

gli przez je d n ą godzinę czuw ać ze M ną?” (Mat. 26,40). Ja k że bolał, ja k ż e sm u tn y był, ja k ż e tę sk n ił P an Je zu s w O grójcu. W yzbył się już w szystkiego, co niebiańskie, w yz­

być się m u sia ł niebiańskiego Swego p rz y w ile ju — Synow skiego obco­

w a n ia z O jcem tw a rz ą w tw arz , be ju ż p rz y ją ł nasz grzech n a Siebie, a grzech nie m oże ostać się, p o k a ­ zać się p rzed obliczem M a jestatu Bożego. W yzbył się P a n też w szy st­

kiego, co cielesne, co z ciałem zw iązane, bo ju ż ciało S w e też ofiaro w ał na św ię tą ofiarę u b ła g a ­ nia, nie było ju ż Jego w łasnością.

Nic nie zostało co Jego, a to co n a ­ sze okryło Go ciężarem ponad siły.

Tego ciężaru nie przeżyłoby ludzkie ciało Jezu sa, „i u k az ał M u się A nioł z nieba, p o silają cy G o” (Łuk. 22,43).

W ypił bow iem P a n Jezus w G etse-

5

(6)

m a n e kielich goryczy — k ie lic h p e ­ łen grzechów naszych, ta k ja k po ­ w iedział: „Ojcze m ój! je śli M nie nie m oże te n k ie lic h m in ąć, tylko abym go pił, niech się sta n ie w ola T w oja!” (Mat. 26,42).

I sta ła się w ola O jca! W ypełnił ją S yn posłusznie. A le nie bez m ę ­ ki, trw ogi i tru d n o ści, a ta k było straszn e to, co w idział, że drżał, bo w idział kielich p e łe n b ezeceństw a i b ru d u grzechów , — i d rża ł; ale w ypił go. O próżnił kielich goryczy aby w n astęp n y m d niu nap ełn ić go S w oją św ię tą k rw ią zb aw ienia i m i­

łości Bożej — ab y podać nam k ie ­ lich zbaw ienia!

M yśm y — ty i ja — p o d ali Mu kielich n ap e łn io n y naszą n ie p ra w o ­ ścią, a On n am p o d a je k ie lic h ży­

cia i św iętości! O dm ów isz dzisiaj p rz y ję c ia k ie lic h a P ań sk ie g o z b a ­ w ienia, k tó ry p o d a je Jezu s z K rz y ­ ża G olgoty? O dm ów isz, ty o którego zbaw ien ie P a n Je zu s ta k ciężko w alczył w G etsem ane?

P rz y jm ij k ie lic h zbaw ienia, b r a ­ cie nasz, k tó ry ś jeszcze n ie zbaw io­

ny, boś jeszcze nie uczcił P a n a J e ­ zusa i nie u zn a ł Go sw oim P anem . P a m ię ta j: „ d a r z ł a s k i B o ­ ż e j , j e s t ż y w o t w i e c z n y w C h r y s t u s i e J e z u s i e , P a n u n a s z y m " . „ r a t Z d zisła w

Trzy świadectwa

■ * czasie I w o jn y św iatow ej ojciec m ój m ieszk ający w w o je­

w ództw ie p oznańskim (daw ny za­

bó r p ru sk i) został p o w ołany do służby w ojskow ej w arm ii n ie ­ m ieckiej cesarza W ilhelm a I. Było lato ro k u 1916 i ojciec, jako a rty le - rz y sta znalazł się n a fro n cie f r a n ­ cuskim pod V erdun. P ew nego dn ia rano, podczas p rze rw y w w alce, u d ał się k ilk a d z ie sią t m e tró w od sw ojej b a te rii w k ie ru n k u p o b li­

skiego lasku. O panow ało go zm ę­

czenie i p rzy g n ęb ien ie; rozm yślał o m atce, o rodzinie, o stro n a c h ro ­ dzinnych. Siedząc ta k pod drzew em zasnął. W p ew nym m om encie, w e śnie, usłyszał głos i w ydaw ało m u się, że to b y ł głos m a tk i, k tó ra w oła do niego po im ien iu — Józef, Józef!

W stań i odejdź z tego m iejsca! Za chw ilę stało się coś, że m ia ł w ra ż e ­ nie, ja k b y go k to ś p o trz ą sa ł za r a ­ m ię. W stał i spiesznie oddalił się od m iejsca, n a k tó ry m odpoczyw ał.

N ajdziw niejsze było to, że nikogo nie spostrzegł, m im o, iż ro zglądał się dokoła. W ciszy usły szał nagle św ist lecącego p ocisku a rty le ry js k ie ­ go. Za m o m en t pocisk u d erz y ł w m iejsce, gdzie n iedaw no siedział pod drzew em . J a k się okazało po k r ó t­

kim czasie, a r ty le r ia fra n c u s k a ro z ­ poczęła ob strzał pozycji a rty le rii niem ieckiej. Mój ojciec w lot zro ­ zum iał i ocenił sy tu a cję. U p ad ł n a kolana i gorąco podziękow ał Bogu za u rato w a n ie życia. „Ty P a n ie p o ­ słałeś sw ojego anioła, żeby m nie ostrzegł i ochronił m oje życie. P r a ­ g n ę być Ci w iern y do końca m oich dni, lecz nie p o tra fię Ci służyć.” Po

upły w ie k ilk u n a s tu la t za p o śre d ­ n ictw em sw ojego S ło w a — Biblii, Bóg dał m u się poznać i pow ołał go do sw ojej służby. P rzyrzeczenia, k tó re złożył B ogu w m o d litw ie, ta m w lesie po d V erd u n , d otrzym ał. P o ­ został w ie rn y B ogu i służył M u do ko ń ca sw ojego życia, dopóki P an nie odw ołał go do Siebie.

• ^ d a r z y ł o się to w ok resie o k u p a­7

cji n iem ieck iej. B yłem jeszcze w te ­ dy m łodym człow iekiem . W czasie zim y p rac o w a liśm y p rz y głębokim w ykopie p rze w id zia n y m d la in s ta ­ la c ji p rzew odów k an a liz ac y jn y ch . Było dosyć zim no, w ięc p ra c o w a li­

śm y żw aw o, ta k że p ra c a p rz y w y ­ kopie p o su w a ła się w szybkim te m ­ pie nap rzó d . C hcieliśm y zakończyć w szystko p rze d n a s ta n ie m dużych m rozów . Z ostaw iliśm y za sobą g łę ­ b oki rów , chociaż n arz ęd zia ja k im i posłu g iw aliśm y się, b y ły bardzo p ry m ity w n e . K tóregoś d n ia p rz y ­ szedłem sam do p ra c y , m ój kolega zachorow ał. P ra co w ałem w dosyć głębokim w ykopie n a dnie, n a g łę ­ bokości p o n ad 4 m etró w . M ęczyłem się często, i m u siałem odpoczywać.

W czasie je d n e j z ta k ic h p rz e rw w p ra c y usły szałem dosyć w y ra źn y , i ja k b y znajom y głos — W yjdź stąd!

W yjdź n a górę! N ie b ard z o w ie ­ działem , co to m oże znaczyć i ko ­ p ałem w dalszym ciągu. Głos p o ­ w tó rzy ł się, b y ł cichy, ale dosyć w y ­ ra ź n y i n atarcz y w y . O panow ało m nie dziw ne uczucie; poczułem się niepew nie. Z etk n ąłe m się z czym ś

tajem n iczy m , ta k ie p rze k o n an ie m iałem w ówczas. W reszcie łopatę o p arłe m o ścianę w y k o p u i ro z e j­

rza łem się dokoła. Nie spostrzegłem je d n a k niczego niezw ykłego, nie stw ie rd z iłe m ta k że , żeby k to ś z n a j­

dow ać się m ógł w pobliżu. Lecz gdy p o n o w n ie u słyszałem głos ostrzeżenia, tym raz em p o słu c h a­

łem . W yszedłem pospiesznie z w y ­ kopu. W chw ilę po tem ziem ia z dw u stro n osu n ęła się i zasy p ała m iejsce, w k tó ry m k ilk a n a śc ie se­

k u n d p rz e d te m pracow ałem . Ten ta jem n icz y lecz dziw nie znajom y mi głos, o strzegł m n ie i u ra to w a ł przed zasy p an iem w w ykopie, w któ ry m z p ew n o śc ią stra c iłb y m życie. A nioł Boży czuw ał n a d e m n ą i ostrzegł m n ie w niebezpieczeństw ie.

W1 ■ y d arz e n ie to m iało m iejsce k ilk a la t po śm ierci krzyżow ej i z m a rtw y c h w sta n iu Je zu sa C h ry stu ­ sa, w ok resie p o p rzed zający m ży­

dow sk ą P aschę. W p rzeciąg u k r ó t­

kiego czasu w Jero zo lim ie p o w stał duży ch rz eśc ija ń sk i Z bór. W yznaw cy Je z u sa C h ry stu sa b y li d la o rto d o k ­ sy jn y c h Żydów , ja k b y cierniem w oku. Nic dziw nego w ięc, że sk o rz y ­ s ta li z p ierw szej okazji, by zacząć prze ślad o w a ć w ierzących. H erod, w n u k tego H ero d a, k tó ry rozkazał w ym ordow ać w szy stk ie m ałe dzieci w B etlehem , rozpoczął ak c ję p rz e ­

ciw ko Z borow i, ro zk a zu ją c ściąć A postoła Ja k u b a , b r a ta Ja n a . N ie­

długo potem , gdy zorien to w ał się w sy tu a c ji i gdy stw ie rd z ił, że jego re p re s je w obec Z boru cieszą się p o ­ p arc iem starszy zn y żydow skiej, p o ­ lecił areszto w ać P io tra . W tw ie r ­ dzy, A postoł P io tr zn alazł się pod stra ż ą d ru ży n y sk ła d a ją c e j się z 16 żołnierzy. Z o stał skazany n a k a rę śm ierci i m ian o n a nim w ykonać w y ro k w czasie publicznej egzeku­

cji, n a oczach tłum ów . P io tr p rz e ­ byw a w w ięzien iu a w ty m sam ym czasie cały Z bór je ro z o lim sk i m odli się w jego in te n cji. N adchodzi noc p rz e d egzekucją. P io tr śpi w ciem ­ nicy p rz y k u ty ła ń cu c h am i do dwóch żołnierzy,'leży pom iędzy nim i. W śród nocy n a d uśpionym P io tre m sta je A nioł P an a. Celę w ięz ie n n ą zalał p o to k św iatła. Do śpiącego P io tra, trą c a ją c go w ra m ię , A nioł rzekł:

„W stań p rę d k o ; i opadły łańcuchy z r ą k je g o ”. A potem , z w rac ają c się do P io tr a : „P rzep asz się, weź płaszcz i chodź za m n ą ”. P io tr w e

6

(7)

w szystkim posłuszny nie zupełnie jeszcze zdaw ał sobie sp raw ę, co się z :nim stało. Z apew ne m yślał, czy to sen, czy jaw a. T ak razem m inęli je d e n i d ru g i p o ste ru n e k i doszli do w ie lk ie j, żelaznej bram y. B ram a b y ła zam knięta, lecz nim zbliżyli się do n ie j, otw o rzy ła się sam a. W yszli n a zew n ątrz, n a ulicę. A nioł znikł nagle; P io tr pozostał sam i w olny.

M usiała up ły n ąć chyba dłuższa chw ila, nim P io tr zdołał ochłonąć i

„przyjść do siebie”. W iedział, że to Bóg, k tó rem u służył z całego serca, uw olnił go z r ą k opraw ców . Pod w rażen iem tego, co się p rze d chw ilę

z nim stało, zbliżył się do dom u M arii, m a tk i Ja n a -M a rk a , gdzie

„w ielu zgrom adziło się n a m o d lit­

w ę ”, m in ę ła jeszcze chw ila i z a p u ­ k a ł do drzw i. M łodziutka chrześci­

ja n k a , im ieniem R ode, k tó ra otw o­

rzy ła d rzw i P io tro w i, w p ierw szej chw ili zaniem ów iła słysząc jego głos, z ra d o śc i zap o m in ając otw o­

rzyć m u drzw i. N ik t z zeb ran y ch nie chciał w ierzyć, gdy oznajm iła, że to P io tr s tu k a do drzw i. Znaleźli się n a w e t tacy, k tó rzy tw ie rd z ili, że to an io ł P io tra p u k a do drzw i. Lecz sam P io tr nie z a p rzestał p u k a n ia i gdy po chw ili m u w reszcie otw o­

rzono, zdum ienie ich i radość nie m ia ły g ranic, że je s t zdrów i żywy.

A postoł P io tr k ró tk o , choć ze szcze­

gółam i opow iedział Z borow i o sw o­

im cudow nym w y b aw ie n iu , w ja k i sposób P a n Bóg w y p ro w ad ził go z w ięzienia. W k ońcu poprosił, żeby w iadom ość o ty m p rzek azać J a k u ­ bow i, b r a tu P ań sk ie m u i pozostałym braciom , a potem od Jerozolim y, p oprzez szereg m ia st i w si chodząc, roznosił św iadectw o o łasce Bożej i zbaw ieniu w im ien iu Je zu sa C h ry ­ stusa.

Kazimierz Muranty

Myśli o zmartwychwstaniu

E w ang etista J a n p rze d staw ia p e w n ą sy- tu ację, k tó ra p ow stała w ted y , gdy u sadzaw ki B etezda Jezus uzdrow ił człow ieka, k tó ry cho­

row ał od trz y d z ie stu ośm iu lat. Żydzi sta ra li się znaleźć okazję, alby Je zu sa zabić za to, „iż nie ty lk o n a ru szał sabat, ale i pow iadał, że Bóg jest ojcem jego, i siebie czynił ró w n y m Bogu” (5, 18). W odpow iedzi n a te zarzu ty Jezu s w ygłosił dłuższą n a u k ę n a te m a t sw ojej jedności z O jcem oraz n a te m a t Sw ego po słan ­ nictw a. W n auce te j z n a jd u jem y rów nież S i t o ­ w a na te m a t z m a rtw y ch w sta n ia : „Nie dziwcież się tem u, bo przyjdzie godzina, w k tó re j w szy­

scy, co są w grobach, usłyszą gtos jego; I ci, k tórzy dobrze czynili, w y jd ą n a pow stanie ży­

w ota, alle ci, k tó rz y źle czynili, n a pow stanie są d u ” (5, 28-29).

Z pow yższych słów naszego P a n a w ynika w yraźnie, że;

■ n a stą p i zm artw ychw stanie,

■ będzie to zm artw y ch w stan ie cia­

ła, gdyż dusza nie p rzeb y w a w grobie,

H będzie to zm artw y ch w stan ie pow szechne, gdyż Jezus mówi, że w s z y s c y usłyszą głos Jego i w y jd ą z grobów,

ł w śród zm artw ychw stałych b ę­

dzie p ew n a selekcja; jed n i zosta­

w zbudzeni ku żyw otow i w iecznem u, d ru d zy zaś na wiecz­

ne potępienie.

Z tego nie w y n ik a jednakże, że zm ar­

tw ychw stanie sp raw iedliw ych i potępionych będzie m iało m iejsce w ty m sam ym czasie.

W prost przeciw nie, w N ow ym T estam encie jest w iele m iejsc, k tó re m ów ią w yraźn ie o- dw óch rodzajach z m artw y ch w stan ia czyli o p ierw szym i drugim zm artw y ch w stan iu . M am y o ty m św iadectw o nie ty lk o w listach apostol­

skich, ale rów nież w E w angeliach (por. Ł k. 14, 13-14: jeist tiutaj m ow a o zm artw y ch w sta n iu spraw iedliw ych. Nie byłoby tego rozróżnienia, gdyby istn iało chronologicznie tylko jedno zm artw ychw stanie). W I liście do Tesaloniczan czytam y, że „ u m a rli w C h ry stu sie (a więc w ierzący, odrodzeni, zbaw ieni — p rzy p aut.) p ow staną p ie rw e j” (4, 16). Z agadnieniem zm artw y ch w stan ia zbaw ionych A postoł P aw eł zajm uje się szerzej w L iście I do K o ry n tia n (15 r). W yjaśnia tu ta j dokładnie niezw ykle w ażną p raw dę apostolskiego zw iastow ania — n au k ę o z m artw y ch w stan iu . W ychodzi n a j­

p ie rw od stw ierd zen ia trz e c h zasadniczych faktów , k tó re stanow iły jądro zw iastow ania apostolskiego. Chodzi o śm ierć C h ry stu sa za grzechy, Jeg b pogrzebienie i zm artw y ch w sta ­ nie d nia trzeciego, k tó re to zm artw ychw stanie

jest g w a ra n cją pew n ą zm artw y ch w stan ia w szystkich ludzi. P ierw szy list do K o ry n tia n jest n a jsta rsz y m dokum entem św iadczącym o z m a rtw y ch w sta n iu C h ry stu sa (list pochodzi z ok. 55 r.).

Św iadectw o P a w ła o zm artw y ch w stan iu C h ry stu sa p rzed staw ia się n a stę p u ją c o : „Albo­

w iem naprzód podałem w am , co sam o trzy m a­

łem , że C h ry stu s u m a rł za grzechy nasze w ed­

ług Pism , i że był pogrzebiony, i że zm art­

w y ch w stał d n ia trzeciego w edług Pism , i że w i­

dzian y był od K efasa, p otem od dw unastu.

P o tem był w idziany przez w ięcej niż p ięciuset braci n araz, z k tó ry c h w iększa część dotąd żyje, a n iek tó rzy zasnęli. P o tem b ył w idziany przez Ja k u b a , po tem p rzez w szystkich Aposto­

łów. A n a o sta tk i po w szystkich ukazał się i m nie, jakoi płodow i p o ro n ien em u ” (15, 3-8).

Paw eł, ja k w idzim y, przed staw ia w łasn ą listę uk azań się P a n a po z m a rtw y ch w stan iu ; m am y więc tu ta j sześć uk azań się C hrystusa, a m ia­

nowicie: K ef asowi, d w u n a stu apostołom , przeszło p ięciuset braciom , Jakubow i, w szyst­

kim apostołom (grupa w iększa od dw unastu) i Paw łow i (na drodze do D am aszku).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednak był to dobry powód do tego by poleżec w domu i pomarudzić trochę na dodatek miała na oku to kudłate bydle.. Postanowiła podkładac psu swoje nowe botki mając nadzieje

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

nie ma u Barańczaka polityki traktowanej jako walka władzę, intrygi, jeśli już się pojawia, pojmowana jest jako arystotelesowska troska o dobro publiczne; bardziej jednak jest

Wydaje się więc, że najskuteczniejszym sposobem uniknięcia tego błędu jest po prostu unikanie określania danych obiektów jako dobre8. Zgodnie z tymi usta- leniami,

1. Jak myślicie, co by się stało, gdyby z naszego języka zniknęły znaki interpunkcyjne, np. przecinki? Zapanowałoby to, co według starożytnych Greków było na początku –

Miejscem prezentowania poezji mogą być ściany bu- dynków, galerie handlowe, wnętrza trolejbusów, a nawet.. „wytatuowane" wierszami

Nieznane zdjęcia przedwojennego fotografa z Lublina, kolekcja liczy ponad 2700 szklanych negatywów (Archiwum fotografii Teatru NN).. Zobacz

Kiedy dziecko przejawia trudne zachowania zwykle odczuwamy frustrację, bezsilność, obawę, że coś jest nie tak, skoro ono się tak zachowuje.. Zdarza się, że