C H R Z E Ś C I J A N I N
N A D p u s t y m g r o b e mEWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok zało żen ia 1929
W arszaw a,
Nr 4., kw iecień 1966 r.
TREŚĆ NUMERU:
NA D PUSTYM GROBEM BÓG OCZEKUJE MIŁOŚCI GETSEMANE
TRZY ŚWIADECTWA
MYŚLI O ZMARTWYCHWSTANIU MOC PRZEZ MODLITWĘ
„NIEBEZPIECZEŃSTWO, TU MIESZKA MISJONARZ”
„BRAT RUDOLF Z TAIZE (...)”
POWOŁANIE PAŃSKIE
„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY — AUDYCJE 3, 4 i 5 KRONIKA
Miesięcznik „C h rześcijan in ” w ysyłany Jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a umożliwia w yłącznie ofiarność Czytel
ników. Wszelkie ofiary na czasopism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a k onto:
Zjednoczony Kościół Ew angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-11-117.253, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . Ofia
ry w płacane za granicą należy k ie ro w ać przez oddziały zagraniczne B an k u P olska K asa Opieki, na ad res P re z y dium Bady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro zolimskie 99/37.
Wydawca: Prezydium Rady Zjed
noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium
Adres Redakcji i Adm inistracji:
Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. Rękopisów nade
słanych nie zwraca się.
RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, Sm olna 10/12. N akł. 3900 egz. Obj. 2 ark.
Z am. 394. M-46.
W ielki T yd zie ń i w ielka n o cn e d n i ożyw ia ją w pam ięci n a jw ażniejsze w yda rzen ia lu d zk ie j historii, n a jb a rd ziej w strząsające św ięto chrześcijan, i ty ch z n a zw y i nie z n a zw y. P rzyp o m in a ją tra g iczn y koniec życia J e z u sa C hrystusa; p rzy p o m in a ją że c zło w ie k podniósł rę kę na sw ego Boga, S tw o rzyciela i Zbaw iciela, k tó ry go pow ołał do społeczności ze Sobą sam ym . Dlaczego w ięc Bóg stał się człow iekiem ? W C hrystusie — Bóg i św ia t Boga zstą p ił na ziem ię. Bóg w C hrystusie był w śród nas, był ja k je d e n z nas i ta k i S a m ja k m y w szyscy, ty lk o bez grzechu! N ie śm ie rteln y przyszed ł do nas i był w ta k im sa m y m ja k nasze, śm ie rte l
n y m ciele, ale b ył bez grzechu, a śm ie rteln y czło w iek i grzeszn y człow iek zabił Go. J a k p o m y ślim y o ty m , robi się n a m strasznie. A le m im o w s z y s t
ko m u s im y się p rzy zn a ć ta k że i m y do tego czynu, że m y ś m y Go p rze cież zabili, bo n a le ży m y do tego sam ego gatu n ku , któ ry zabił Boga; do gatunku, k tó r y n a zy w a się „człow iek”. A Bóg stał się człow iekiem , żeby zb a w ić w s zy stk ic h ludzi.
I w ty m k r y je się n a jw ięk sza z p ra w d w iary, że zb a w ien ie i życie czło
w iek a nie było w ogóle m o żliw e bez śm ierci S yn a Bożego. Bo nie za p o m in a jm y , że chodziło o czło w ieka , k tó r y p rze z grzech odpadł p rzecież od Boga; uległ skażeniu, w yobcow ał się, sam stał się n ie zd o ln y do p r z y ję cia zbaw ienia. Bóg ty lk o m ógł podjąć in ic ja ty w ę , by p rzy b liży ć się do człow ieka, k tó ry tego nie potrafił, nie chciał i n a w e t nie m ógł ze sw ej stro n y zrobić, za p ęd zo n y przez w ła sn y grzech w ślepą uliczkę, bez w y j ścia. O to dlaczego Bóg stał się człow iekiem , że b y czło w ieko w i w yo b co w a n e m u od Boga, n ie sko ń c zen ie o ddalonem u p rze z grzech, u m o żliw ić po w ró t i u d zia ł w S w o im życiu.
T rzy k o b ie ty ew angeliczne, idące „szukać Jezusa” w grobie, „gdy m in ą ł sabat” _ (M k 16,1-8), z b liż y ły się do m iejsca „w ie k u iste g o sp o c zyn k u U krzyżo w a n eg o ” i zn a la zły p u s t y g r ó b , a posłow ie Boga p rze kazali im w ieść radości, że C hrystus „w stał z m artw ych , nie m a go tu, oto m iejsce, gdzie Go złożono” (M k 16,6). T a k donosi n am w sw ej relacji pochodzącej z przed 70 r. E w angelista M arek. In n y E w a n g e
lista, M ateusz, w relacji, która d a tu je się, podobnie, ja k Łukasza, z okresu p o m ięd zy 70—90 r. po Chr., pisze następująco, „Nie m a go tu, bo w sta ł z m a rtw ych , ja k poioiedział; (por. M k 8,31; 9,31; 10,32-34); chodź
cie zobaczycie m iejsce, gdzie leżał” (M t 28,6). A Ł u k a sz uzupełnia. „D la
czego szukacie żyjącego w śród u m arłych? N ie m a go tu ” (24,5,6). Z górą 10 lat w c ze ś n ie j od n a jsta rsze j z p rze k a za n y c h relacji Jan a -M a rka , na po c z ą tk u ro k u 55?, je d e n z w ie lk ic h apostołów C h rystu sa , P aw eł z T arsu, podał jeszcze inne fa k ty o c h w a le b n ym zm a rtw y c h w sta n iu Pana, pisząc z E fezu lub Filippis, L ist I do K o ryntian. W Liście (15,3-8) za cyto w a ł fra g m e n t fo r m u ły w y zn a n io w ej, skła d a n ej przez ka tec h u m e n ó w przed a k te m chrztu, k tó ry w K ościele apostolskim b ył obchodzony za zw y c za j w w ielka n o cn y poranek, przed w schodem słońca, na cześć zm a rtw y c h w sta n ia Pana. Pa
w eł cytuje, że „C hrystus w ed łu g za p o w ied zi Pisma, u m a rł za nasze grze
chy, że został pogrzebany i że zm a r tw y chlustał trzeciego dnia, także w ed łu g Pism a. Z e u ka za ł się K efasow i, a p o tem D w unastu. Ze p o tem z ja w ił się w ięc ej n iż pięciuset braciom rów nocześnie, z któ rych w iększość
ży je dotąd (rok 55 po Chr. a w ięc z górą w 25 lat po Jego śm ierci k r z y żow ej), a n ie k tó r zy pom arli. P otem u ka za ł się Jakubow i, p o tem w s z y s t
k im apostołom. W końcu ju ż po w szystkic h , u ka za ł się ta k że i m nie, jako p o ronionem u płodow i. (...) Oto czego u c z y m y i ja i oni, a w y ście w to u w ie rzy li” — p rze kła d za Jean S te in m a n n em .
Z m a rtw y c h w sta n ie oznacza skasow anie nieskończonego d ystansu grzechu, dzielącego człow ieka od Boga. O to teraz przez C hrystusa sta liśm y się bliscy Bogu. Je ste śm y Jego syn a m i i có rkam i przez w iarę w Jezusie;
odrodzeni, stw o rze n i na now o. W eszliśm y w społeczność z Bogiem, a to oznacza że nie je ste śm y ju ż sam otni, p o niew aż C hrystus .,p rzebił tu n el p rze z górę grzechów i śm ierci”. 1 droga je st tera z w olna w obydw ie strony.
N ie je ste śm y ju ż sam i w obec potęgi grzechu. Bo u m a rły C hrystus ży je w p rze m ien io n y m ciele. Tego jeszcze nie było. I C hrystus je st z nam i.
W ięc n a w e t je śli um rzem y, przed paruzją Pana, nie czeka nas śmierć, lecz życie; bo On je st n a szy m życiem . C zeka nas dom , któ ry je st Jego i n a szym dom em . Cóż na to tera z pow iedzą sa m o tn i lub starcy? Dorośli lub dzieci? L u d zie o puszczeni bez w zg lęd u na w iek ? C horzy lub ży ją c y w n ę dzy bytow ania? Z e m ają w y k rz y w io n e palce u rą k i nóg? Z e m ają p o k rzy w io n e czło n ki ciała? Z e tw a rze m aia zsiadłe, zm arszczone i sm utne?
Z e oczy nie m a ją ju ż tego blasku z lat m łodych? Z e pochylili się do z ie m i; bo lata pracy, bo choroby, bo dośw iadczenia, grzechy i k r z y ż ż y ciow y? Bóg stał się człow iekiem , że b y czło w iek m ógł dostąpić udziału w życiu Boga. To stało się f a k t e m , w m om encie zm a rtw yc h w sta n ia C hrystusa. O dtąd nie je s t n a jw a żn iejsze, ja k ie jest, czy będzie jeszcze ciało człow ieka. C zy je s t stare czy m łode. Z drow e czv chore. Bo zm a r- tw yc h io sta ły C hrystus p rzy o b lekł je w nieśm iertelność. „A w iem y, że gdy się (On) objaw i, podobni m u bedziem y; a lbow iem u jr z y m y go tak, ja k on je s t” (1 Jon 3,2b). U jrzy m y Go tw arza tu tw a rz, i b ęd ziem y się cieszyć i śpiew ać na Jego cześć now e pieśni. Bo od tego dnia, w któ rym trz y k o b ie ty zn a la zły p u s t y g r ó b . od dnia w k tó ry m z m a r tw y c h w sta ł C hrystus, człow iek w ierzący w Niego m oże z całego serca cieszyć się, m oże 'chw alić Boga i ze ^ w szy stk ich sił m oże śm iać się z diabła.
M, Kw.
2
Bóg oczekuje miłości
O UKAZANIU SIĘ Z m artw ychw stałego J e zusa Tomaszowi, apostołow ie pow rócili do Galilei, gdyż będąc zdała od S an h ed ry n u czuli się bezpieczniej i sw obodniej m ogli ocze
kiw ać n a objaw ienie się im Z m artw y ch w stałe
go P ana. P raw dopodobnie też cała g ru p a uczniów znalazła się w kłopotach finansow ych, w spólne bow iem pieniądze zostały zabrane przez Judasza. I dlatego znalazłszy się nad brzegiem jezio ra G enezaret, p o stanow ili w ró
cić do swego zawodu, by zarobić n a życie.
P rzeżycia apostołów , k tó re m iały m iejsce nad ty m jeziorem opisane są w o sta tn im roz
dziale Ew angelii Janow ej. Pew nego wieczoru Szym on P io tr rzekł do to w a rz y sz y : „Idę ry b y łow ić“. O dpow iedzieli m u: „P ójdziem y i m y z to b ą “. Połów nocą rokow ał zaw sze lepsze n a dzieje, zwłaszcza p rzy tak iej ilości rą k , c h ę t
ny ch do pom ocy. W siedli w ięc do łodzi i za
puścili sieci, ale noc m inęła, a oni n ic n ie zło
wili. A g d y znajdow ali się o jakieś sto m e
tró w od brzegu, dostrzegli w m gle p o ran n ej jakąś postać, k tó ra jak o b y zdaw ała się ich oczekiwać. G dy zbliżyli się jeszcze bardziej, człow iek ów zap y ta ł: „Dzieci, m acie co jeść?“
Odpowiedź, k tó ra p a d ła z łodzi b rzm iała k ró t
ko i sucho: „Nie!“ A le nieznajom y począł w o łać: „Zapuśćcie sieć po p raw ej stro n ie łodzi, a znajdziecie“ . P osłuchali rozkazu — zapuścili sieć w m iejscu w skazanym , „a ju ż nie m ogli jej uciągmąć z pow odu m n ó stw a ry b “.
K im był ten człow iek, co udzielał ty ch d obrych rad? Po kró tk iej chw ili w a h a n ia je d en z uczniów P ana, a b y ł to Jan , ze rw ał się z m iejsca, p rzy stą p ił do P io tra i zawołał, w sk a
zując n a nieznanego człow ieka n a brzegu:
„Pan jest!“ I w szystko d la nich sta ło się " ja s
ne i zrozum iałe.
Szym on P io tr, usłyszaw szy, że to je s t P an, przepasał się koszulą i rzu c ił się do wody, a pokonaw szy odległość dzielącą go o d b rze gu — znalazł się u stóp C hrystusa. R eszta a p o stołów p rzy b iła do brzegu dopiero po p e w n y m czasie, gdyż m usieli ciągnąć za sobą b a r
dzo obciążoną sieć. W yszedłszy n a brzeg za
uw ażyli, że n a piasku płonął ogień, a n a n im piekły się ry b y — b y ł też przygotow any chleb.
„G dy ted y spożyli, rzekł Jezus Szym onow i Piotrow i: Szymonie, sy n u Jonasza! m iłujesz m ię więcej niżeli ci? Rzekł m u: ta k jest, P a nie! ty wiesz, że cię m iłuję. R zekł m u : paś owieczki moje. Rzecze m u znow u po raz d r u gi: Szymonie, synu Jonasza! m iłujesz m ię?
Rzecze m u: ta k jest, P anie! ty wiesz, że cię m iłuję. Rzecze m u: paś ow ce m oje. Rzecze m u po raz trzeci: Szym onie, sy n u Jonasza!
m iłujesz m ię; Zasm ucił się P io tr, że m u po raz trzeci pow iedział: m iłu jesz m ię? i odpow ie
d ział m u: Panie! ty w szystko wiesz, ty wiesz, że cię m iłu ję “.
To p o tró jn e p y ta n ie Jezu sa nie m iało n a celu czynienie jak ie jś alu zji do przeszłości, gdyż n a to n ie pozw alała subtelność i m iłość Jezusa, a le było ono jed n a k silnie zw iązane z bolesnym w spom nieniem przeszłości...
P rz ed oczam i P io tra p rzesunął się sm utny obraz jego niedaw nego upadku. W idział siebie, ja k to w chw ili uw ięzienia Jezu sa znalazł się n a dziedzińcu S an h ed ry n u , ja k grzał się przy ogniu z obcym i ludźm i, ja k n astęp n ie rozpo
znany przez o d d źw ierną d w u k ro tn ie ośw iad
czył, że Jezu sa w cale n ie zna, ja k potem n a uporczyw e p y tan ie jednego ze strażn ik ó w — zaczął zaklinać się, przysięgać, rzucać p rze kleństw a, złorzeczyć, aby przekonać otaczają
cych go ludzi, że nig d y nie znał Jezu sa z N a
z a re tu i, że słyszy o N im po raz pierw szy...
Ja k potem Jezus prow adzony przez s tra ż n i
ków, sp o jrzał n a niego ... a w zrok ten, pełen m iłości przypom niał m u słow a, w ypow iedziane jeszcze w W ieczerniku: „Szym onie, Szym onie, oto szatan zapragnął, ab y w as przesiać, ale J a prosiłem za tobą, a b y nie u sta ła w iara tw oja...“ , w spom niał, jak po tem gorzko p ła kał n a d sw oim u p ad k iem i jak pokutow ał.
Czuł tera z w sw oim sercu, ja k bardzo m iłuje Jezusa.
T rzy razy P io tr zaparł się Sw ego M istrza, a tera z po trz y k ro ć w y znaw ał Mu sw oją m i
łość. I tego w y z n a n ia m iłości i w ierności J e zusowi ju ż te ra z dotrzym ał. U w ielbił Swego Zbaw iciela śm iercią m ęczeńską n a krzyżu, śm iercią, k tó rą m u P a n przepow iedział. W e
dług św iad ectw a historycznego P io tr, n a w łas
n ą prośbę został u krzyżow any głow ą w dół, gdyż n ie śm iał, nie czuł się godny um ierać tak , ja k jego M istrz. M iało to m iejsce za cza
sów cesarza N erona, po pożarze Rzym u w 64 ro k u naszej ery .
M usim y w y ra ź n ie stw ierdzić, że P io tr po
pełnił stra szn y grzetih, jak im by ło zaparcie się Jezusa. Ale — ja k głosi Słowo' Boże — Bóg n ie chce śm ierci grzesznika. N ie chciał rów nież śm ierci P iotra. P ro sił p rzeto Jezus, aby w ia ra P io tra n ie ustała, w chw ili tej t r a gedii, k tó ra go spotkała. I gdy zobaczył Pan szczerą, praw dziw ą po k u tę grzech doskonale przebaczył, a P iotrow i n a now o przyw rócił u rzą d Sw ego apostoła. I w ty m je s t słowo po
ciechy i nadziei d la w szystkich upad ły ch dzieci Bożych i b y łych pracow ników Kościoła. P a n to, co uczynił w życiu P io tra, m oże i chce pow tórzyć w tw oim życiu.
3
On, ten m iłu jący grzesznika Zbaw iciel — p ro si i m odli się do O jca za tobą: „Jam prosił, aby n ie u s ta ła w ia ra tw o ja “ . O gdybyś, choć raz sp o jrzał n a Golgotę, n a C hry stu sa U krzy
żowanego... n ie zw lekałbyś an i chw ili ale s e r ce tw oje zapragnęłoby m iłow ać P a n a Jezu sa w ięcej niż w szyscy inni. Niech ci P an Bóg w ty m dopomoże.
Stan isław Krakiewicz
Może i Ty, D rogi Bracie, znalazłeś się w podobnym upadku, ja k niegdyś* P iotr?
Może i Ciebie szatan o g rab ił z wolności, i m o
cy w m odlitw ie, z radości w P an u ? Może i Ty życiem sw oim zaparłeś się P ana, k tó ry cię tak bardzo um iłow ał? Czuw aj w m odlitw ie, żeby się tak w tw oim życiu nie stało. A jeśli to już się zdarzyło, n ie daj ogarnąć się zw ątpieniu.
Dzisiaj je s t jeszcze czas łaski... Podnieś się z upadku. P a n Sam pomoże ci się podnieść.
GE T S E M A
„I p rzy szli na m iejsce, któ re zw ano G etsem ane; te d y r z e k ł do u czniów Sw oich: S ied źcie tu , aż się pom odlę. I w z ią w szy z Sobą Piotra, i Ja ku b a , i Jana, począł się lękać, i tę skn ić. I rz e k ł im : Bardzo jest sm u tn a dusza m oja, aż do śm ierci; zo sta ń cież tu a czu w a jcie ze Mną.
A p o stą p iw szy trochę, ja k o b y na ciśnienie ka m ie n ie m , padł na ziem ię, na oblicze S w o je, m o d lił się i m ów iąc: „Ojcze mój', jeśli m ożna, niech M nie te n kielich m inie, a w sza k że nie ja k o Ja chcę, ale ja k o Ty...”
„Zasię p o w tó re o d szed łszy m o d lił się m ów iąc: O jcze m ój! jeśli M nie nie m oże te n k ie lic h m inąć, ty lk o a b ym go pił, niech się stanie w ola Tw oja...”
M at. 26, 30—50; Mar. 14, 26—45;
Ł u k . 22, 39— 48; Jan 18, 1— 9.
| > ÓG JE S T M IŁ O Ś C IĄ — ta k
" m ów i o Bogu P ism o Ś w ięte.
Bóg je s t m iłością i dlatego kocha człowieka.
Diabeł, ten w róg P a n a Boga, n ie naw idzi Go i n ienaw idzi w szy stk ie
go, co od Boga pochodzi. N ienaw idzi więc człowieka. D iabeł je st w rogiem człow ieka i chce jego zguby. Je st źródłem grzechu i kusicielem .
P ra w o sp raw iedliw ości Bożej — gdyż Bóg je st sp raw ied liw o ścią — je st ta k ie : „ k a rą za grzech je st śm ierć...”. Ś m ierć doczesna i śm ierć wieczna. Ś m ierć doczesna — to śm ierć ciała naszego; śm ierć w ie
czna — to w iek u iste oddzielenie człow ieka od Boga. A le chw ała B o
gu naszem u, że ja k ju ż na w stępie przypom nieliśm y sobie — je s t On m iłością i ja k są p ra w a Jego s p r a w iedliw ości, ta k są p ra w a i Jego m iłości. A praw o m iłości Bożej m ó wi ta k do grzesznego człow ieka:
„darem m iłości Bożej je st życie w ie
czne w C h ry stu sie Jezusie, P an u naszy m ”.
Bóg je st m iłością i dlatego je st dla człow ieka zbaw ieniem i życiem.
D iabeł je st nienaw iścią, i dlatego je st dla człow ieka zgubą, i śm ie r
cią. P a n Jezus w y raźn ie o nim p o w iedział, że d iab eł je s t kłam cą,
tw ó rcą k ła m stw a i m o rd e rc ą z a r a zem.
C h c e s z ż y ć c z y c h c e s z u m r z e ć ? O dpow iedz sobie te ra z — d ro g i C zyteln ik u — na to p y ta n ie. Bóg je s t m i
łością i m ów i ta k : „...a J a ży
w ot w ieczny d aję im i nie zginą na w ieki, ani ich żaden nie w ydrze z rę k i M o je j”. Do kogóż to m ów i w ten sposób Boża m iłość? G dy czy
ta m y P ism o Ś w ię te w idzim y, że m ów i O na w te n sposób do tych, k tó rzy są Jego, są Bożą w łasnością, są „ow cam i p a s tw isk a Jeg o ”. A k tó ż je st Jego, cóż je st tym z n a kiem , po k tó ry m poznać m ożna
"tych, k tó rz y są Bożą w łasnością?
M ówi o tym P a n Jezu s ta k : „ o w c e M o j e , g ł o s u M e g o s ł u c h a j ą a J a j e z n a m i i d ą z a M n ą ”.
Je ste ś ju ż owcą p a s tw isk a Boże
go, je ste ś Jego w łasnością? S łu chasz rzeczyw iście Jego głosu i rzeczyw iście idziesz za Jezusem ? W iedz, że życie w ieczne i ochrona N ajw yższego P a ste rz a — Je zu sa je st d a n a tylk o Jego owcom. Z astan ó w się w ięc dziś — póki czas ła sk i — zastanów się ja k iem u , czyjem u gło
sow i je ste ś w życiu posłuszny?
C zyśm y w szyscy, k tó rz y czytam y te
słow a, w yznali ju ż Je zu sa C h ry stu sa sw oim P anem ?
W spom nieliśm y już, że Bóg je s t m iłością, a d iabeł nienaw iścią. P a n Bóg m iłu jąc y człow ieka, w alczy o jego duszę, o jego życie, w alczy z m ocam i ciem ności, i to w alczy m i
łością.
W tej w alce o tw o ją i m o ją d u szę, nie p o sk ą p ił an i zan ied b ał cze
gokolw iek. I gdy nie było innego sposobu w y k u p ien ia człow ieka z m ocy grzechu, w ysw obodzenia spod w ładzy sz ata ń sk ie j, i skoro n ie było innego sposobu zb u d o w an ia dla człow ieka drogi ucieczki od ś m ie r
ci w iecznej, — o fiaro w ał P a n Bóg S y n a Swego Jedynego dla zad o ść
u czynienia sp raw iedliw ości, aby je d n a k o d kupione zostały grzechy w szystkich ludzi. Bo za p ła tą, k a rą , za grzech — je st je d n a k śm ierć. I tą śm iercią k to ś um rzeć m u si — albo grzesznik, albo n iew inny Syn N ajw yższego — Je zu sa C h ry stu sa.
G rzechu bow iem n ie m ożna od
pracow ać, odcierpieć, o dpłakać, o d żałow ać, lu b pozbyć się w ja k ik o l
w iek in n y sposób, poza tym je d nym sposobem , k tó ry ofiarow any został grzesznikow i przez sam ego P a n a Boga. Tym zbaw ieniem od g rzechu je st dla nas ty lk o Je zu s i to T en U krzyżow any. I dlatego w ła śnie, abyś ty łu b ja nie m u sieli być
„m ęczeni w e dn ie i w nocy, na w ieki w iek ó w ” (Obj. 20,10), p rz y szedł z N ieba P a n Jezus, a b y „w y sw obodził tych, k tó rzy dla bojaźni śm ierci po w szystek czas żyw ota podlegli byli n iew oli” (Żyd. 2,15).
P rzy szed ł P a n Jezus w ysw obodzić n a s z n iew oli grzechu! P an u je sz nad grzechem ? czy też grzech je st mocniejlszy od C iebie i tw oich u si
ło w ań pozbycia się go. J e ś li grzech je s t m ocniejszy od tw o je j w oli n ie- grzeszenia, w iedz że to dla C iebie przyszedł P an Jezus, aby Cię w y sw obodzić.
K a rą za grzech, za k aż d y grzech, je st śm ierć. I oto sp raw ied liw y , ale i p ełen m iłości Bóg, d a ł Swego u m i
łow anego S y n a tu na ziem ię, dla
4
ludzi, aby sta ł się d o b ro w o ln ą o fia
r ą ubłagania za grzechy całej lu d z
kości, ja k m ów i P ism o: „(Jezus) raz objawiony je st k u zgładzeniu g rze
chu przez o fiaro w an ie Sam ego S ie
bie” (Żyd. 9,26). U czynił to P an Bóg z m iłości Sw ej, gdyż ta k p o wiedział P an Jezu s: „A lbow iem ta k Bóg um iłow ał św iat, że d a ł Syna Swego jednorodzonego, aby każdy, kto W eń w ierzy, nie zginął, ale m ia ł żywot w ieczny” (Jan 3,16).
D ał w ięc Bóg O jciec S y n a S w e
go św iętego i bezgrzesznego, aby sta ł się o fia rą ub łag an ia, n a k tó r ą by tu n a ziemi, sp ad ł ogień s p r a w iedliw ego sąd u Bożego. S ąd u nad czym? N ad g rz e c h e m ! N ad czyim grzechem , skoro sam a o fia ra czy
sta i n iew in n a? N ad grzechem m o im i tw oim , k tó re obciążyły P a n a Jezusa.
N iew in n a i czysta o fiara u b ła g a n ia m u sia ła zostać obciążona g rze
chem naszym , to je s t i tw oim , i m oim . W S ta ry m T estam e n cie d zia
ło się to przez w łożenie r ę k i na głowę o fiary za grzech i zabicie jej.
A ja k i gdzie stało się to, że P an Jezus, sam bezgrzeszny, został ob
ciążony grzech em św ia ta całego?
G dzie i ja k P a n Jezus p rz y ją ł na Się — grzechy nasze? A uczynił to św iadom ie i dobrow olnie! T ak ja k i m y, je śli chcem y być zbaw ieni, m u sim y rów n ież dobrow olnie i św iadom ie p rzy ją ć z Jego rą k zb a
w ienie od naszych niepraw ości.
G dzież więc, kiedy i ja k P an Jezu s w ziął n a S iebie grzechy n a sze, wiesz? Z nasz nazw ę tego m ie j
sca, nazw ę k tó ra sta ła się pojęciem n iew y rażaln ej Bożej m iłości i ła sk i zbaw ienia. To — GETSEM ANE.
O statniego w ieczora, gdy jeszcze był wolny, gdy m ógł spożyw ać w raz z najbliższym i uczniam i, z D w u n a stom a, w ieczerzę p asch a ln ą, i w szy
stk o co jeszcze m ia ł pow iedzieć ucz
niom — pow iedział, i co m ia ł — ja k o N auczyciel i P a n — uczynić, to uczynił, po czym w yszedł w n o cy ju ż ty lko z jeden asto m a, bez J u dasza, i poszli razem do ogrodu na zboczu G óry O liw nej. A gdy p rz y szli na m iejsce znane G etsem ane, pow iedział, że będzie się tu m odlił opodal, na rz u t kam ieniem . A im w szystkim przykazał, aby czuw ali i m odlili się rów nież. W ziął trzech z nich jeszcze bliżej, jeszcze ra z zw rócił się z prośbą, by czuw ali w m odlitw ie, i oddaliw szy się tro ch ę
— począł się m odlić. N ie b y ła to zw ykła m odlitw a. Nie by ła ta m o
d litw a podobna do poprzednich. Ż a dna z nich bow iem , nigdy przed tem
nie w ycisnęła z ciała P ańskiego k rw aw ego potu.
Cóż tam działo się, co się dziać m u siało — że P a n Jezus ta k cięż
ko, ta k b oleśnie, ta k tru d n y bój d u chow y toczyć m u sia ł. Bój szedł o to, b y śm y m ogli być zbaw ieni — i ty, i ja, w iesz? Bój szedł o to, by G olgota m ogła się dokonać, aby B a ra n e k Boży obciążony naszym i grze
cham i zabity został n a drzew ie K rzy ża ta k , ja k to w cześniej S am przep o w ied ział: „A jako M ojżesz w ęża n a puszczy w yw yższył, tak m u si być w yw yższony Syn C złow ie
czy, aby k aż d y kto W eń uw ierzy — nie zginął, ale m ia ł żyw ot w ieczny”
(Jan 3,14.15).
G etsem an e to p oczątek śm ierci K rzyżow ej. G etsem an e to p oczątek o d k u p ien ia naszego. O d k u p ien ia k o sztem S yna Bożego. T en koszt, to cena n ajw yższa, i je d y n a, m a ją c a w arto ść w oczach spraw iedliw ości Bożej. T u w łaśnie, w G etsem ane, m iało się w ykonać ostateczn ie to, na co p rzyszedł z N ieba n a ziem ię Bo
ży Syn. T u w łaśn ie m ia ł d o brow ol
n ie w ykonać to, przed czym drżał już poprzedniego dn ia tak, iż w y r
w ały się z u st Jego ta k ie słow a:
„T eraz ci dusza m o ja zatrw o żo n a je st i cóż rzekę? Ojcze zachow aj M nie od tej godziny, alem ci przyszedł na tę godzinę” (Jan 12,27)
P rzy szed ł P a n Jezu s n a tę godzi
nę, bo w iedział i chciał, ab y się to dokonało, co się dokonać m usiało, abyśm y — i ja, ale i ty, k tó ry to czytasz — abyśm y zbaw ien i być m ogli. M iało się w ykonać to b o wiem , co w cześniej już przep o w ie
dział P a n „a J a gdy będ ę podw yż
szony od ziem i (na K rzyż) — p o ciągnę w szystkich do S ieb ie” (Jan 12,32). M iało się w ykonać to, w w y
n ik u czego m ia ł być podw yższony na K rzyż, dźw ig ając na sobie grze
chy nasze, i tw o je i m oje, ja k b y to były Jego w łasne, ab y poniósł za n ie je d y n ą sp ra w ie d liw ą k a rę — śm ierć; śm ierć za nas, za ciebie, za m nie. M iało się w ykonać to w szystko, aby Jezu s C h ry stu s u m a rł ta k , abyśm y żyć m ogli, i ty i ja!
J a — uw ierzyw szy, w ziąłem z p rze b ity ch na K rzyżu r ą k Jego — odpuszczenie grzechów i życie w ie
czne; a w ziąłeś je od Niego i ty?
Bo jeśliś n ie w ziął zb aw ienia do tąd , m ożesz w ziąć je teraz, dziś... Bo po to w łaśn ie m ęczył się Boży Syn, abyś m ia ł życie w ieczne i pew ność zbaw ien ia na k ażdy dzień, w łaśnie ty, grzesznik. W iesz o tym ?
T ak m ęczył się w G etsem an e J e zus P an, ta k i ciężki duchow y bój
staczał, że — sam w lu d z k im ciele będąc — p o trze b o w ał pom ocy, p o m ocy m iłości b ra te rs k ie j, ludzkiej.
P o trz eb o w a ł je j w chw ili w alki n a jstra sz n ie jsz e j, k re w w yciskającej z ciała, w alk i z św iętością ciała Swego, w alk i z czystością duszy S w ojej, w zd rag a jąc y m i się od p rz y ję cia b r u d u grzechu, w ty m i grze
chu tw ojego i m ojego. P o trzeb o w ał sam otny P a n Jezu s społeczności b ra te rs k ie j, p o trzeb o w ał On — Bóg zbaw ien ia naszego, ale w ciele lu d z
kim będący; w ziąw szy lu d z k ie ciało n a S iebie, zniżył się z N ieba do nas, i p o trzeb o w ał — ja k i m y w tru d n y c h chw ilach życia ■— p o trz e bow ał św iadom ości, że n ie je s t sam, że m a b ra c i obok Siebie, że m a p rzy ja ció ł m odlących się jednocze
śn ie z Nim.
T ak — widzisz, drogi C zytelniku
— zniżył się do n as nasz P an , że odczuw ał te w szystkie p o trze b y i tru d y ducha, i duszy, i ciała — j a k ie m a i odczuw a k aż d y z nas. Bo ta k a je s t moc, i ta k ie je s t praw o m iłości, że te n k tó ry kocha p ra w d z i
w ie, p ra g n ie i u siłu je utożsam ić się z tym , kogo kocha.
A Bóg je st m iłością, i ta k b a r dzo, b ard z o u m iłow ał św iat, nas, aby każdy z n as uw ierzyw szy Weń
— m ia ł życie w ieczne! I dlatego S yn Boży ta k cierp iał za nas...
u m ie ra ł za nas... Ju ż ta m w G etse
m ane.
O dm ów iła P a n u n asza ludzka słabość i tego naszego biednego po
silenia, czu w an ia w espół z Nim, m o d le n ia się; nie czuw ał z Nim nik t! W szyscy spali. B ył sam jeden!
„Szym onie śpisz! T akżeście n ie m o
gli przez je d n ą godzinę czuw ać ze M ną?” (Mat. 26,40). Ja k że bolał, ja k ż e sm u tn y był, ja k ż e tę sk n ił P an Je zu s w O grójcu. W yzbył się już w szystkiego, co niebiańskie, w yz
być się m u sia ł niebiańskiego Swego p rz y w ile ju — Synow skiego obco
w a n ia z O jcem tw a rz ą w tw arz , be ju ż p rz y ją ł nasz grzech n a Siebie, a grzech nie m oże ostać się, p o k a zać się p rzed obliczem M a jestatu Bożego. W yzbył się P a n też w szy st
kiego, co cielesne, co z ciałem zw iązane, bo ju ż ciało S w e też ofiaro w ał na św ię tą ofiarę u b ła g a nia, nie było ju ż Jego w łasnością.
Nic nie zostało co Jego, a to co n a sze okryło Go ciężarem ponad siły.
Tego ciężaru nie przeżyłoby ludzkie ciało Jezu sa, „i u k az ał M u się A nioł z nieba, p o silają cy G o” (Łuk. 22,43).
W ypił bow iem P a n Jezus w G etse-
5
m a n e kielich goryczy — k ie lic h p e łen grzechów naszych, ta k ja k po w iedział: „Ojcze m ój! je śli M nie nie m oże te n k ie lic h m in ąć, tylko abym go pił, niech się sta n ie w ola T w oja!” (Mat. 26,42).
I sta ła się w ola O jca! W ypełnił ją S yn posłusznie. A le nie bez m ę ki, trw ogi i tru d n o ści, a ta k było straszn e to, co w idział, że drżał, bo w idział kielich p e łe n b ezeceństw a i b ru d u grzechów , — i d rża ł; ale w ypił go. O próżnił kielich goryczy aby w n astęp n y m d niu nap ełn ić go S w oją św ię tą k rw ią zb aw ienia i m i
łości Bożej — ab y podać nam k ie lich zbaw ienia!
M yśm y — ty i ja — p o d ali Mu kielich n ap e łn io n y naszą n ie p ra w o ścią, a On n am p o d a je k ie lic h ży
cia i św iętości! O dm ów isz dzisiaj p rz y ję c ia k ie lic h a P ań sk ie g o z b a w ienia, k tó ry p o d a je Jezu s z K rz y ża G olgoty? O dm ów isz, ty o którego zbaw ien ie P a n Je zu s ta k ciężko w alczył w G etsem ane?
P rz y jm ij k ie lic h zbaw ienia, b r a cie nasz, k tó ry ś jeszcze n ie zbaw io
ny, boś jeszcze nie uczcił P a n a J e zusa i nie u zn a ł Go sw oim P anem . P a m ię ta j: „ d a r z ł a s k i B o ż e j , j e s t ż y w o t w i e c z n y w C h r y s t u s i e J e z u s i e , P a n u n a s z y m " . „ r a t Z d zisła w
Trzy świadectwa
■ * czasie I w o jn y św iatow ej ojciec m ój m ieszk ający w w o je
w ództw ie p oznańskim (daw ny za
bó r p ru sk i) został p o w ołany do służby w ojskow ej w arm ii n ie m ieckiej cesarza W ilhelm a I. Było lato ro k u 1916 i ojciec, jako a rty le - rz y sta znalazł się n a fro n cie f r a n cuskim pod V erdun. P ew nego dn ia rano, podczas p rze rw y w w alce, u d ał się k ilk a d z ie sią t m e tró w od sw ojej b a te rii w k ie ru n k u p o b li
skiego lasku. O panow ało go zm ę
czenie i p rzy g n ęb ien ie; rozm yślał o m atce, o rodzinie, o stro n a c h ro dzinnych. Siedząc ta k pod drzew em zasnął. W p ew nym m om encie, w e śnie, usłyszał głos i w ydaw ało m u się, że to b y ł głos m a tk i, k tó ra w oła do niego po im ien iu — Józef, Józef!
W stań i odejdź z tego m iejsca! Za chw ilę stało się coś, że m ia ł w ra ż e nie, ja k b y go k to ś p o trz ą sa ł za r a m ię. W stał i spiesznie oddalił się od m iejsca, n a k tó ry m odpoczyw ał.
N ajdziw niejsze było to, że nikogo nie spostrzegł, m im o, iż ro zglądał się dokoła. W ciszy usły szał nagle św ist lecącego p ocisku a rty le ry js k ie go. Za m o m en t pocisk u d erz y ł w m iejsce, gdzie n iedaw no siedział pod drzew em . J a k się okazało po k r ó t
kim czasie, a r ty le r ia fra n c u s k a ro z poczęła ob strzał pozycji a rty le rii niem ieckiej. Mój ojciec w lot zro zum iał i ocenił sy tu a cję. U p ad ł n a kolana i gorąco podziękow ał Bogu za u rato w a n ie życia. „Ty P a n ie p o słałeś sw ojego anioła, żeby m nie ostrzegł i ochronił m oje życie. P r a g n ę być Ci w iern y do końca m oich dni, lecz nie p o tra fię Ci służyć.” Po
upły w ie k ilk u n a s tu la t za p o śre d n ictw em sw ojego S ło w a — Biblii, Bóg dał m u się poznać i pow ołał go do sw ojej służby. P rzyrzeczenia, k tó re złożył B ogu w m o d litw ie, ta m w lesie po d V erd u n , d otrzym ał. P o został w ie rn y B ogu i służył M u do ko ń ca sw ojego życia, dopóki P an nie odw ołał go do Siebie.
• ^ d a r z y ł o się to w ok resie o k u p a7
cji n iem ieck iej. B yłem jeszcze w te dy m łodym człow iekiem . W czasie zim y p rac o w a liśm y p rz y głębokim w ykopie p rze w id zia n y m d la in s ta la c ji p rzew odów k an a liz ac y jn y ch . Było dosyć zim no, w ięc p ra c o w a li
śm y żw aw o, ta k że p ra c a p rz y w y kopie p o su w a ła się w szybkim te m pie nap rzó d . C hcieliśm y zakończyć w szystko p rze d n a s ta n ie m dużych m rozów . Z ostaw iliśm y za sobą g łę b oki rów , chociaż n arz ęd zia ja k im i posłu g iw aliśm y się, b y ły bardzo p ry m ity w n e . K tóregoś d n ia p rz y szedłem sam do p ra c y , m ój kolega zachorow ał. P ra co w ałem w dosyć głębokim w ykopie n a dnie, n a g łę bokości p o n ad 4 m etró w . M ęczyłem się często, i m u siałem odpoczywać.
W czasie je d n e j z ta k ic h p rz e rw w p ra c y usły szałem dosyć w y ra źn y , i ja k b y znajom y głos — W yjdź stąd!
W yjdź n a górę! N ie b ard z o w ie działem , co to m oże znaczyć i ko p ałem w dalszym ciągu. Głos p o w tó rzy ł się, b y ł cichy, ale dosyć w y ra ź n y i n atarcz y w y . O panow ało m nie dziw ne uczucie; poczułem się niepew nie. Z etk n ąłe m się z czym ś
tajem n iczy m , ta k ie p rze k o n an ie m iałem w ówczas. W reszcie łopatę o p arłe m o ścianę w y k o p u i ro z e j
rza łem się dokoła. Nie spostrzegłem je d n a k niczego niezw ykłego, nie stw ie rd z iłe m ta k że , żeby k to ś z n a j
dow ać się m ógł w pobliżu. Lecz gdy p o n o w n ie u słyszałem głos ostrzeżenia, tym raz em p o słu c h a
łem . W yszedłem pospiesznie z w y kopu. W chw ilę po tem ziem ia z dw u stro n osu n ęła się i zasy p ała m iejsce, w k tó ry m k ilk a n a śc ie se
k u n d p rz e d te m pracow ałem . Ten ta jem n icz y lecz dziw nie znajom y mi głos, o strzegł m n ie i u ra to w a ł przed zasy p an iem w w ykopie, w któ ry m z p ew n o śc ią stra c iłb y m życie. A nioł Boży czuw ał n a d e m n ą i ostrzegł m n ie w niebezpieczeństw ie.
W1 ■ y d arz e n ie to m iało m iejsce k ilk a la t po śm ierci krzyżow ej i z m a rtw y c h w sta n iu Je zu sa C h ry stu sa, w ok resie p o p rzed zający m ży
dow sk ą P aschę. W p rzeciąg u k r ó t
kiego czasu w Jero zo lim ie p o w stał duży ch rz eśc ija ń sk i Z bór. W yznaw cy Je z u sa C h ry stu sa b y li d la o rto d o k sy jn y c h Żydów , ja k b y cierniem w oku. Nic dziw nego w ięc, że sk o rz y s ta li z p ierw szej okazji, by zacząć prze ślad o w a ć w ierzących. H erod, w n u k tego H ero d a, k tó ry rozkazał w ym ordow ać w szy stk ie m ałe dzieci w B etlehem , rozpoczął ak c ję p rz e
ciw ko Z borow i, ro zk a zu ją c ściąć A postoła Ja k u b a , b r a ta Ja n a . N ie
długo potem , gdy zorien to w ał się w sy tu a c ji i gdy stw ie rd z ił, że jego re p re s je w obec Z boru cieszą się p o p arc iem starszy zn y żydow skiej, p o lecił areszto w ać P io tra . W tw ie r dzy, A postoł P io tr zn alazł się pod stra ż ą d ru ży n y sk ła d a ją c e j się z 16 żołnierzy. Z o stał skazany n a k a rę śm ierci i m ian o n a nim w ykonać w y ro k w czasie publicznej egzeku
cji, n a oczach tłum ów . P io tr p rz e byw a w w ięzien iu a w ty m sam ym czasie cały Z bór je ro z o lim sk i m odli się w jego in te n cji. N adchodzi noc p rz e d egzekucją. P io tr śpi w ciem nicy p rz y k u ty ła ń cu c h am i do dwóch żołnierzy,'leży pom iędzy nim i. W śród nocy n a d uśpionym P io tre m sta je A nioł P an a. Celę w ięz ie n n ą zalał p o to k św iatła. Do śpiącego P io tra, trą c a ją c go w ra m ię , A nioł rzekł:
„W stań p rę d k o ; i opadły łańcuchy z r ą k je g o ”. A potem , z w rac ają c się do P io tr a : „P rzep asz się, weź płaszcz i chodź za m n ą ”. P io tr w e
6
w szystkim posłuszny nie zupełnie jeszcze zdaw ał sobie sp raw ę, co się z :nim stało. Z apew ne m yślał, czy to sen, czy jaw a. T ak razem m inęli je d e n i d ru g i p o ste ru n e k i doszli do w ie lk ie j, żelaznej bram y. B ram a b y ła zam knięta, lecz nim zbliżyli się do n ie j, otw o rzy ła się sam a. W yszli n a zew n ątrz, n a ulicę. A nioł znikł nagle; P io tr pozostał sam i w olny.
M usiała up ły n ąć chyba dłuższa chw ila, nim P io tr zdołał ochłonąć i
„przyjść do siebie”. W iedział, że to Bóg, k tó rem u służył z całego serca, uw olnił go z r ą k opraw ców . Pod w rażen iem tego, co się p rze d chw ilę
z nim stało, zbliżył się do dom u M arii, m a tk i Ja n a -M a rk a , gdzie
„w ielu zgrom adziło się n a m o d lit
w ę ”, m in ę ła jeszcze chw ila i z a p u k a ł do drzw i. M łodziutka chrześci
ja n k a , im ieniem R ode, k tó ra otw o
rzy ła d rzw i P io tro w i, w p ierw szej chw ili zaniem ów iła słysząc jego głos, z ra d o śc i zap o m in ając otw o
rzyć m u drzw i. N ik t z zeb ran y ch nie chciał w ierzyć, gdy oznajm iła, że to P io tr s tu k a do drzw i. Znaleźli się n a w e t tacy, k tó rzy tw ie rd z ili, że to an io ł P io tra p u k a do drzw i. Lecz sam P io tr nie z a p rzestał p u k a n ia i gdy po chw ili m u w reszcie otw o
rzono, zdum ienie ich i radość nie m ia ły g ranic, że je s t zdrów i żywy.
A postoł P io tr k ró tk o , choć ze szcze
gółam i opow iedział Z borow i o sw o
im cudow nym w y b aw ie n iu , w ja k i sposób P a n Bóg w y p ro w ad ził go z w ięzienia. W k ońcu poprosił, żeby w iadom ość o ty m p rzek azać J a k u bow i, b r a tu P ań sk ie m u i pozostałym braciom , a potem od Jerozolim y, p oprzez szereg m ia st i w si chodząc, roznosił św iadectw o o łasce Bożej i zbaw ieniu w im ien iu Je zu sa C h ry stusa.
Kazimierz Muranty
Myśli o zmartwychwstaniu
E w ang etista J a n p rze d staw ia p e w n ą sy- tu ację, k tó ra p ow stała w ted y , gdy u sadzaw ki B etezda Jezus uzdrow ił człow ieka, k tó ry cho
row ał od trz y d z ie stu ośm iu lat. Żydzi sta ra li się znaleźć okazję, alby Je zu sa zabić za to, „iż nie ty lk o n a ru szał sabat, ale i pow iadał, że Bóg jest ojcem jego, i siebie czynił ró w n y m Bogu” (5, 18). W odpow iedzi n a te zarzu ty Jezu s w ygłosił dłuższą n a u k ę n a te m a t sw ojej jedności z O jcem oraz n a te m a t Sw ego po słan nictw a. W n auce te j z n a jd u jem y rów nież S i t o w a na te m a t z m a rtw y ch w sta n ia : „Nie dziwcież się tem u, bo przyjdzie godzina, w k tó re j w szy
scy, co są w grobach, usłyszą gtos jego; I ci, k tórzy dobrze czynili, w y jd ą n a pow stanie ży
w ota, alle ci, k tó rz y źle czynili, n a pow stanie są d u ” (5, 28-29).
Z pow yższych słów naszego P a n a w ynika w yraźnie, że;
■ n a stą p i zm artw ychw stanie,
■ będzie to zm artw y ch w stan ie cia
ła, gdyż dusza nie p rzeb y w a w grobie,
H będzie to zm artw y ch w stan ie pow szechne, gdyż Jezus mówi, że w s z y s c y usłyszą głos Jego i w y jd ą z grobów,
ł w śród zm artw ychw stałych b ę
dzie p ew n a selekcja; jed n i zosta
ną w zbudzeni ku żyw otow i w iecznem u, d ru d zy zaś na wiecz
ne potępienie.
Z tego nie w y n ik a jednakże, że zm ar
tw ychw stanie sp raw iedliw ych i potępionych będzie m iało m iejsce w ty m sam ym czasie.
W prost przeciw nie, w N ow ym T estam encie jest w iele m iejsc, k tó re m ów ią w yraźn ie o- dw óch rodzajach z m artw y ch w stan ia czyli o p ierw szym i drugim zm artw y ch w stan iu . M am y o ty m św iadectw o nie ty lk o w listach apostol
skich, ale rów nież w E w angeliach (por. Ł k. 14, 13-14: jeist tiutaj m ow a o zm artw y ch w sta n iu spraw iedliw ych. Nie byłoby tego rozróżnienia, gdyby istn iało chronologicznie tylko jedno zm artw ychw stanie). W I liście do Tesaloniczan czytam y, że „ u m a rli w C h ry stu sie (a więc w ierzący, odrodzeni, zbaw ieni — p rzy p aut.) p ow staną p ie rw e j” (4, 16). Z agadnieniem zm artw y ch w stan ia zbaw ionych A postoł P aw eł zajm uje się szerzej w L iście I do K o ry n tia n (15 r). W yjaśnia tu ta j dokładnie niezw ykle w ażną p raw dę apostolskiego zw iastow ania — n au k ę o z m artw y ch w stan iu . W ychodzi n a j
p ie rw od stw ierd zen ia trz e c h zasadniczych faktów , k tó re stanow iły jądro zw iastow ania apostolskiego. Chodzi o śm ierć C h ry stu sa za grzechy, Jeg b pogrzebienie i zm artw y ch w sta nie d nia trzeciego, k tó re to zm artw ychw stanie
jest g w a ra n cją pew n ą zm artw y ch w stan ia w szystkich ludzi. P ierw szy list do K o ry n tia n jest n a jsta rsz y m dokum entem św iadczącym o z m a rtw y ch w sta n iu C h ry stu sa (list pochodzi z ok. 55 r.).
Św iadectw o P a w ła o zm artw y ch w stan iu C h ry stu sa p rzed staw ia się n a stę p u ją c o : „Albo
w iem naprzód podałem w am , co sam o trzy m a
łem , że C h ry stu s u m a rł za grzechy nasze w ed
ług Pism , i że był pogrzebiony, i że zm art
w y ch w stał d n ia trzeciego w edług Pism , i że w i
dzian y był od K efasa, p otem od dw unastu.
P o tem był w idziany przez w ięcej niż p ięciuset braci n araz, z k tó ry c h w iększa część dotąd żyje, a n iek tó rzy zasnęli. P o tem b ył w idziany przez Ja k u b a , po tem p rzez w szystkich Aposto
łów. A n a o sta tk i po w szystkich ukazał się i m nie, jakoi płodow i p o ro n ien em u ” (15, 3-8).
Paw eł, ja k w idzim y, przed staw ia w łasn ą listę uk azań się P a n a po z m a rtw y ch w stan iu ; m am y więc tu ta j sześć uk azań się C hrystusa, a m ia
nowicie: K ef asowi, d w u n a stu apostołom , przeszło p ięciuset braciom , Jakubow i, w szyst
kim apostołom (grupa w iększa od dw unastu) i Paw łow i (na drodze do D am aszku).