• Nie Znaleziono Wyników

"Krewni", Józef Korzeniowski, opracował Stefan Kawyn, Wrocław 1955, Zakład imienia Ossolińskich - Wydawnictwo, Biblioteka Narodowa, Seria I, nr 156, s. CII, 745, 1 nlb. + 1 kartka erraty : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Krewni", Józef Korzeniowski, opracował Stefan Kawyn, Wrocław 1955, Zakład imienia Ossolińskich - Wydawnictwo, Biblioteka Narodowa, Seria I, nr 156, s. CII, 745, 1 nlb. + 1 kartka erraty : [recenzja]"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Inglot

"Krewni", Józef Korzeniowski,

opracował Stefan Kawyn, Wrocław

1955, Zakład imienia Ossolińskich

-Wydawnictwo, Biblioteka Narodowa,

Seria I, nr 156, s. CII, 745, 1 nlb. + 1

kartka erraty : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 49/2, 576-588

(2)

cyzją badawczą), czy pięknych, o imponującym zakroju przypisów o ambi­ cjach m onograficznych. Te ostatnie zawdzięcza się przede w szystkim Marii Grabowskiej (np. przypis do Piśmienności powszechnej (s. 203—207) czy do Franciszka Liszta; s. 289).

Nie można jednak (pamiętając przecież o różnych usterkach i pustko­ wiach) przekreślić kilkoma krytycznym i grymasami dużej w artości i m ądro­ ści komentarza; komentarza do tekstów naprawdę trudnych, w yjątkow o roz­ ległego, jak rozległe były zainteresowania Dem bowskiego, komentarza, który m usiał w yjaśniać w iele niedom ów ień czy niejasności spowodowanych w pierwodrukach względam i i cięciami cenzury, w którym zerwano (na szczę­ ście) ze schematami cenzurek ideow o-interpretacyjnych, „czarno-białych'“. Ze wszech miar słusznie realizowano zasadę, iż „nie dając w przypisach in ­ terpretacji w ypowiadanych przez autora poglądów i ocen, starano się jed­ nak w niektórych przypadkach odesłać czytelnika do innych pism D em bow ­ skiego, gdzie m ówi on o tym samym zagadnieniu czy tej samej osobie, i za­ znaczyć ew entualne zmiany stanow iska“ (s. VII). Słusznie rów nież uzyskuje w komentarzu w ydaw ców cenny kontekst (powołany z w ażniejszych gło­ sów ówczesnej prasy) w iele ocen Dem bowskiego i informacji (np. bibliogra­ ficznych). Nie trzeba dodawać, z jaką korzyścią i satysfakcją naukową czyta się w łaśnie takie partie przypisów, przeważnie autorstwa Marii Grabow­ skiej.

Pełną w iedzę o Dem bowskim i jego pisarstw ie zdobędziemy dopiero po opublikowaniu całej jego dostępnej spuścizny drukowanej i rękopiśm iennej — wraz z korespondencją. Będą to w ięc dalsze tomy Pism, ich uzupełnienie i dopełnienie. P iszę „dopełnienie“, ponieważ nie sądzę, by pięciotom ową edy­ cję można było w najbliższym czasie w ydać na nowo. Nieprędko pojawi się zapotrzebowanie na drugie wydanie Pism Dem bowskiego. Szkoda, że pierw ­ sza okazja została w ykorzystana w sposób, który z w ielu w zględów odbiega od ideału.

Bogdan Z a krze w ski

J ó z e f K o r z e n i o w s k i , KREWNI. Opracował S t e f a n K a w y n . Wrocław (1955). Zakład im ienia Ossolińskich — W ydawnictwo, s. CII, 745, 1 nib. + 1 karta erraty. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 156.

Krew n i Józefa K orzeniowskiego stanowią w historii powieści polskiej

X IX w. pozycję podwójnie ważną. Jest to utwór, który zam ykając i uogólnia­ jąc doświadczenie powieści krajowej lat 1832—1863 — zawiera zarazem cały szereg elem entów prekursorskich w stosunku do następnej epoki rozwoju literackiego. Z uznaniem przeto podwójnie gorliwym , bo mocno spóźnionym, należy powitać edycję K r ew n yc h w ramach serii w ydawniczej B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Część tego uznania należy się niew ątpliw ie Stefanow i K aw y- nowi, autorowi ciekawego i kompozycyjnie doskonałego, jasnego i zwięzłego opracowania.

Wychodząc od om ówienia treści szczytowej, choć nie zrealizowanej, kon­ cepcji Korzeniowskiego, który dążył do napisania w ielkiej pow ieści społecz­ nej, określił Kawyn poszczególne etapy jej realizacji (Spekula nt, Kollokacja,

W ędrówki oryginała itd. — aż do Kr ewnych), słusznie łącząc w tym w y ­

(3)

R E C E N Z JE

577

realistycznych utworu. Został tu tym samym w ydobyty problem zasługujący w pełni na uogólnienie przy wyznaczaniu wskaźników realizmu dla całej współczesnej pow ieści krajowej, w yzw alającej się w tedy z norm szlachec­ kiej pow ieści obyczajowej *.

Zabiegiem kom pozycyjnie słusznym było kolejne om ówienie przez Ka- w yna teoretycznych poglądów Korzeniowskiego na powieść, dokonane na tle ogólnokrajowej dyskusji, która toczyła się wów czas dokoła zagadnień „ro­ m ansu“, Należałoby jednak zaznaczyć stałe u K aw yna podkreślanie i w ysu ­ wanie na plan pierwszy l i t e r a c k i e j genezy om awianych zjawisk. Mówiąc np. o kształtow aniu się pojęcia realizmu, zwraca K awyn uw agę na pomoc, jaką pisarzom obozu politycznie postępow ego dostarczała praktyka pow ie- ściopisarska francuskich i rosyjskich realistów , i na przeszkody, jakie m ieli oni do zwalczenia w postaci literackich teorii konserw y politycznej spod znaku Grabowskiego.

N ie udało się jednak K aw ynow i uniknąć m ylnej, a tak do niedawna rozpowszechnionej identyfikacji pojęć postępow ości literackiej z postępowo­ ścią ideową. Spowodowało to w e w stępie nie tylko nadanie kołom poli­ tycznie postępow ych pisarzy m onopolu na realizm (co nie może się ostać wobec takich realistycznych osiągnięć obozu konserw atyw nego jak Pamiątki

Soplicy), ale także przyjęcie za fakt literacko postępowy ówczesnego postu­

latu literatury tendencyjnej, genetycznie związanego w łaśnie z reakcją poli­ tyczną (Grabowski, Ziemięcka, Sztyrm er). Tym czasem postulat ten, w yw o­ łujący z kolei albo i rów nolegle doktrynerską tendencyjność postępowych ideologicznie pisarzy, w sumie odbił się ujemnie na artystycznych sform u­ łow aniach prawdy literackiej. Zarówno np. Sen w Podhorcach (1842) księdza Chołoniewskiego, jak i Partie (1841) B u dzyńskiego2, utwory wręcz w idealny sposób spełniające postulaty ideow e swoich obozów politycznych, zajęły dziś poczesne m iejsce — na śm ietnisku historycznoliterackim .

W dwóch jeszcze m iejscach, choć na innej nieco płaszczyźnie, posłużył się K aw yn bezpośrednio społeczno-polityczną m otyw acją zamierzeń arty­ stycznych Korzeniowskiego. W obu wypadkach budzi ona poważne w ątpli­ wości.

Zastanawiając się nad przyczynami nieobecności obrazów w si w utw o­ rach Korzeniowskiego, K aw yn pisze: „Z oddalenia też patrzy na w ieś K o­ rzeniowski, nie znajdując w swym szlachecko-liberalnym programie miejsca dla jej spraw “ (s. LIII). To twierdzenie m ylne. Nie było w tych czasach żadnego politycznego programu, który by nie podejm ował w jakiś sposób

1 Por. ciekaw y wstęp Włodzimierza W o l s k i e g o do powieści Domek

p rzy ulicy Głębokiej (Warszawa 1859).

2 W incenty B u d z y ń s k i (Partie. Pow ieść. Bruksela 1841, s. II) okre­ ślał swój utwór niem al jak rozprawę polityczną. Pisał: „Powieść ta wyraża pierwszą chw ilę starcia się wyobrażeń porew olucyjnych z wyobrażeniam i w szczepionym i w naród przez niedołężnych kierow ników naszego powstania [...]“. A sw ego pozytyw nego bohatera tak charakteryzował (s. VI): „Chociaż niektóre w łasności charakteru Ryszarda mają cechę w yłączną, jest on zawsze jednak w yrazem tego m omentu; w yrazem w yjaśnienia i wyswobodzenia narodu spod opieki hierarchii urodzenia i salonów “.

(4)

k w estii chłopskiej i który by sugerował literaturze pomijanie tej k w estii milczeniem. Zarówno liberałow ie spod znaku Andrzeja Zamoyskiego, jak i reakcyjni zw olennicy Michała Grabowskiego uznawali w agę tem atyki chłop­ skiej. Sam Grabowski w itał z uznaniem Ulanę K raszew skiego3, a w liście do Karola D rzew ieck iego4 postulow ał nawet napisanie utw oru o tem atyce chłopskiej, o w ym ow ie zgodnej oczyw iście z intencjam i obozu reakcji ka­ tolickiej. Zresztą z przytoczonej przez Kawyna w pewnym m iejscu (s. XI i XII) w ypow iedzi K orzeniowskiego w ynika, że autor K r e w n y c h także uw zględniał w sw ym programie literackim tem atykę wiejską. J eśli m im o to ■we w szystkich chyba jego powieściach tem atyki tej brak, jest to, być może, po prostu następstw em faktu, że ich autor, nauczyciel i urzędnik, nie znał dostatecznie życia w iejskiego.

Na przesłankach politycznych oparł również K aw yn m otyw ację zasadni­ czych cech artystycznych K rew n yc h , wyw odząc je genetycznie z polityczno- społecznych poglądów pisarza. K aw yn zabiera na ten tem at głos dwukrotnie. N ajpierw w artykule Julian Klaczko jako recenzent „ K r ew n yc h “ K o r z e n io w ­

skiego, gdzie pisze, że Korzeniowski w ystępow ał w tej powieści jako rzecz­

nik interesów drobnej szlachty i m ieszczaństw a oraz jako zdecydowany prze­ ciwnik arystokracji, z której przedstaw icieli tylko w yjątkow o wprowadza po­ zytyw ną postać hrabiego Adama S. — i to jedynie dla nadania sankcji spo­ łecznej postępowaniu b oh atera5. Inną postaw ę polityczną przypisuje Kawyn K orzeniowskiem u w e w stępie do obecnej edycji powieści. Utrzym uje tu m ia­ nowicie, że pisarz kieruje się organicznikowską „zasadą rozkładania św iateł i cieni w obrazie środowiska arystokratycznego“ (s. XXXV).

W św ietle innego cytatu sugestie płynące z w yznaw ania przez K orze­ niow skiego poglądów organicznikowskich w pływ ać m iały w sposób decydu­ jący na całość kompozycji artystycznej utworu, na budowę pow ieści jako harmonii elem entów negatywnych i pozytywnych. Czytamy:

„Z w oli autora obaj bohaterowie w równej m ierze uczestniczą w n ie- pom yślności jak i pom yślności losu. Z tej realizow anej usilnie, czasem kosz­ tem (np. w przypadku Eugeniusza) prawdopodobieństwa, zasady przebija się stała dążność pisarza do harmonijnego rozkładania elem entów obrazu, tak szczególnie uw ydatniona w równomiernym posługiwaniu się św iatłem i cieniem. Ta zasada postępowania artystycznego m iała — jak w iem y — podłoże w postulowanej przez pisarza harmonii rozwoju społecznego“ (s. LX).

W rzeczyw istości w ygląd artystyczny K r e w n y c h jest bardziej skom pliko­ w any, mniej jednolity. W powieści Korzeniowskiego w ystępują trzy grupy postaci, potraktowane przez pisarza w sposób bardzo różny. Pierw szą grupę stanowią postacie zdecydowanie pozytyw ne — zarówno Ignacy, jak i hrabia Adam S. Drugą — postacie o losach i charakterach złożonych, w ieloznacz­

3 Zob. list do Kraszewskiego, z 2 8 III 1843. W książce: M. G r a b o w s k i ,

L isty literackie. Wydał Adam B a r . Kraków 1934, s. 301—302.

4 Zob. M. G r [a b o w] s к i, K orespondencja literacka. Cz. 1, t. 2. Wilno 1843, s. 52 (list X III, z 2 8 I V 1842).

5 S. K a w y n , Julian Klaczko jako recenzent „K r e w n y c h “ Korzen iow skie­

go. P r z e g l ą d N a u k H i s t o r y c z n y c h i S p o ł e c z n y c h , 1954, t. 4, s. 284.

(5)

R E C E N Z JE

579

nych (Eugeniusz, kasztelanowa), trzecią — postacie zdecydowanie negatyw ­ ne (zarówno rozrzutnik Piotr Jelew ski, jak i bogaty skąpiec, jego brat Marcin, książę Janusz czy książę Henryk, konkurenci Jadw igi czy też panny referen- darzówny). Poza tym — jedyną postacią, która ponosi śmierć w sposób w y­ raźnie sugerujący potępienie tej postaci w utworze, jest kasztelanie Stanisław Zabużski.

„Nie przenosim y bynajm niej jednej klasy społecznej nad drugą..., nie wierzym y, aby jedna z nich była lepszą lub piękniejszą od drugiej..., tego tylko pragniem y, aby każda z nich była zdrowa i cała, ponieważ każda z nich składa o r g a n i c z n i e społeczność, która inaczej zdrową i całą być nie m oże“ (s. XVII).

Tak w ygląda społeczno-polityczna deklaracja Korzeniowskiego, na którą powołuje się K aw yn. N iew ątpliw ie decyduje ona w pewnej m ierze o w yglą­ dzie zakończenia powieści. Za jej pomocą nie wytłum aczym y sobie jednak sposobu budowania postaci, przyczyn ich podziału na takie, a nie inne grupy, przebiegu konfliktów , w których grupy te uczestniczą. Decydują 0 tym czynniki o w iele bardziej złożone.

W roku 1824 ukazała się w W ilnie niew ielka książeczka w dwóch częściach pt. Pan Jan z e S w is ł o c z y , k r a m a r z w ę d r u ją c y , napisana przez zna­ nego liberała w ileńskiego, Jana Chodźkę. B ył to cykl opowiastek, rad i prze­ stróg, których autor starał się rozwiązywać aktualne problemy społeczne w duchu organicznikowskim , raz po raz, w chw ili konstruowania programów pozytywnych, chowając się pod zasłoną fikcji literackiej opowiadania czy anegdoty, dzięki sw em u przypadkowem u i indyw idualnem u wyrazow i podatnej na ilustrow anie tez dydaktycznych autora.

Rozdział 4 części drugiej posiadał tytuł Powieść o braciach niejednostajnie

wychowanych. W sw oich początkowych rozważaniach teoretycznych w ycho­

dził tu autor od analizy sytuacji społecznej drobnej a zubożałej szlachty, która obecnie, ręce zakładając bezczynnie, oskarżała panów o obojętność dla dawnej sejm ikowej braci. W rozmowie z przygodnie spotkanym szlachcicem zaściankowym w sk azyw ał Chodźko na sm utne skutki gnuśnego spoczywania na laurach zdobytych k iedyś przez przodków. Przypominając kurczący się areał ziemi będącej w rękach szlachty zaściankowej, pisał wprost, że „trzeba będzie w końcu, zapom niawszy na szlachectwo, służyć gdzie u Żyda za parobka: bo próżniakowi nikt chleba nie da, a głód szlachectwa nie patrzy“ 6. Jako jedyną drogę w yjścia polecał oświatę, przytaczając dla przykładu inte­ resującą historię szlachcica Rolnickiego.

Rolnicki m iał czterech synów. N ajstarszy z nich, Paw ełek, był zdolnym 1 m iłym chłopcem. W ziął go do siebie ksiądz pleban, nauczył czytać i pisać, a potem wraz ze sw ym synowcem posłał do szkoły powiatowej. Paw ełek pilnością zwraca na siebie uwagę nauczycieli. Zaczyna zarabiać korepety­ cjami, w reszcie zostaje guwernerem u bogatego pana starosty. Tam zyskuje zaufanie demu, sprowadza sw ego brata Kazim ierza i daje mu w ykształcenie. Sam kończy wraz z synem starosty prawo na uniw ersytecie. Po śmierci ojca starościc powierza Paw ełkow i zarząd majątku. W czasie zarządzania

6 [J. C h o d ź k o ] , Pan Jan ze S w is ł o c z y , kramarz w ę d r u ją c y . Cz. 2. W ilno 1824, s. 159— 160.

(6)

dorabia się Paw ełek w łasnego majątku. Kazimierz, w ysłan y przezeń do w oj­ ska (oczywiście rosyjskiego), szybko i pom yślnie awansuje. Pozostali bracia giną marnie: jeden jako pijak ginie w bójce karczemnej, drugi, koniokrad, zostaje w yw ieziony na Sybir.

Pokazując karierę „am erykańskich m ilionerów “ w społeczeństw ie feu ­ dalnym, rozwijał się polski romans dydaktyczny. Zakładał on istnienie dwu bohaterów pozytywnych. Pierwszy, w łaściw y bohater literacki, ilustrow ał tezę autora, a losy jego m iały udowodnić jej słuszność. Drugi był jego ide­ owym kierownikiem , w skazyw ał zadania do w ykonania i czuwał nad ich po­ m yślną realizacją na niepom yślnych zakrętach życiowej rzeczywistości. B yła to postać spotykana przypadkowo, często tajemnicza i w ystępująca incognito, ale zawsze wyposażona przez autora w realne m ożliwości, płynące z jej w y ­ sokiej pozycji m ajątkowej i społecznej. Szły w ięc kolejno w europejskiej i polskiej literaturze postacie: plebana i pana Burchella (Pleban z Wakefieldu Goldsmitha), Pana Podstolego i jego narratora (Pan Podstoli Krasickiego), Paw ełka i jego kolejnych, możnych opiekunów (Pan Jan ze Swisłoczy), Рапа Podstolica i pana W ładysław a (Pan Podstolic Massalskiego), Teodora i Leona (W kraju i za granicą W acława Mańkowskiego), wreszcie — Ignasia i hra­ biego Adama S. w K rew n ych.

Było to zestaw ienie tak charakterystyczne, że pojawiało się ono nawet w utworze pisanym inną m etodą literacką — w m omencie gdy autor natknął się na tem atykę organicznikowskiego dydaktyzmu. W idzimy to np. w K s ią ż­

ce pam ią tek Narcyzy Żmichowskiej. K onstruktywna rozmowa bogatego i po­

stępow ego dziedzica Kazimierza z pełnym rozterki ideowej bohaterem -narra- torem, Ludwikiem, kończy się charakterystycznym stw ierdzeniem programo­ wym:

„Według zamiarów naszych czekało nas uporządkowanie sąsiednich sobie gospodarstw Bystrowoli i Krzywca, czekały coraz dalej rozpromienia­ jące się przedsiębiorstwa, a w e w szystkich dobry byt i w sparcie drugich były ogólną sumą jedynie upragnionych korzyści“ 7.

Pow ieść organicznikowskiej dydaktyki charakteryzowała nadto przypad­ kowość akcji, podporządkowanej na ogół realizacji zamierzeń bohatera. Ele­ m ent przypadkowości był związany z obecnością „nadbohatera“, którego dobra wola, poparta m ożliwościam i m aterialnym i, rozw iązyw ała łatw o w szel­ kie komplikacje życiowe. Istniała jednak jeszcze inna zasada konstrukcyjna, która ułatw iała ową przypadkowość akcji.

Na kartach w ielu dawniejszych powieści spotykali się przedstawiciele r ó ż n y c h w arstw społecznych jako członkowie j e d n e j rodziny. Tak jest u Sm olleta i Fieldinga, tak jeszcze u Eugeniusza Sue w Tajemnicach

Paryża, a szczególnie w Żydzie w iec zny m tułaczu. Tak jest w K rewnych.

Drobną szlachtę reprezentuje tu Sebastian Zabużski; urzędniczą sferę — referendarz Zabużski, Kański i jego szwagier Ignacy; ubogie m ieszczaństwo — mama i córki Jelew skie; arystokrację — kasztelanowa; rzem ieślników — Ignacy. Jest to, jak zaznaczyliśmy, tradycyjny zabieg kompozycyjny, ale

7 N. Z m i c h o w s k a ( G a b r y e l l a ) , Książka pamiątek. W wyd.: W y­ bór powieści. Opracowała i wstępem poprzedziła Maria O l s z a n i e c k a . Т. 1. W arszawa 1953, s. 406.

(7)

R E C E N Z J E

581

zabieg będący w yrazem funkcji dydaktycznej, ograniczającej m ożliwości uka­ zyw ania istotnych konfliktów rzeczywistości. W kręgu fam ilijnym konflikty nabierają mniej ostrej w ym ow y, a jednocześnie uprawdopodobnione są tu m o­ żliw ości ich optym istycznego rozwiązania (spadek, protekcja). Ograniczoność poznawcza tego typu konstrukcji płynęła stąd, że zubożali członkowie bogatej niegdyś rodziny zawsze jedynie zewnętrznie i z pew nym natural­ nym dystansem reprezentow ali sytuacje czy stany klas społecznych, w któ­ rych się znaleźli. D ystans ten płynął z przelotności ich uczestnictwa w niedo­ lach życia „nizin społecznych“, a także z akcentowanej przez autora zasługi, płynącej z ukształtow ania sw ego losu tak w łaśnie, a nie inaczej. W K r e w ­

nych nosicielem „idei zasługi“ jest Ignacy i dlatego jego warsztatow e p e­

rypetie to w ręcz komedia, w yreżyserow ana przedtem przez życzliw ych k ie­ row ników w arsztatu. Jakże inaczej przebiegać będzie początek kariery Wo­ kulskiego, chronologicznie przypadający przecież w łaśnie na lata pow staw a­ nia K rew n yc h l

Przypadkow ość akcji ułatw ia realizację następnego w ażnego bardzo ele­ m entu pow ieści dydaktycznej — mowa o szczęśliw ych zakończeniach. B o­ hater Plebana z Wakefieldu mówił:

„A teraz niczego już w ięcej od życia nie pragnę. W szystko złe m inęło i za­ żyw am niew ysłow ionego szczęścia. O jedno tylko staram się usilnie, aby w dzięczność m oja w pomyślności przew yższyła moje uprzednie poddanie się w oli N ajw yższego w przeciw ieństw ach“ 8.

Pod tym w zględem polska powieść dydaktyki organicznikowskiej potę­ piając pesym izm rom antycznych buntów łączyła się z tradycjami dydaktyki katolickiej, której postulaty krytycznoliterackie b yły bardzo wyraźnie sfor­ m ułowane. „Zamiast dawniejszych Korydonów, m iasto opisów m iejsc obcych, zam iast obrazów markizów i rozpusty paryskiej znajdziesz w szędzie sędziego i sędzinę, regenta z tabaką bernardynką, Abramka — arendarza, ekonoma, w łodarza itp., a w szędzie cnota uwieńczona, pobożność i skromność w ynagro­ dzona“ 9 — charakteryzował literaturę polską jeden z krytyków obozu reakcji katolickiej.

W m yśl nakreślonych powyżej zasad pisał np. Kraszewski swą powieść

Pan i szewc (Wilno 1849). B y ły to dzieje dwóch ubogich braci. Jeden z nich,

Janek, oddany przez księdza na w ychow anie do bogatych krewnych, prze­ siąk ł sceptycyzm em religijnym i moralnym, za w szelką cenę postanow ił zdobyć majątek; drugi, Marek, czeladnik, a potem m ajster szewski, wzór dobrego brata, w iódł życie w pracy i m odlitwie. Jankow i nie przyniosło szczęścia bogactwo i pow iększony oszustwem spadek. Marek żył szczęśliwie, ucząc innych rzem ieślników pogardy dla bogactw i um iłowania skromnego i cnotliw ego ubóstwa. Udowodnieniu podobnych założeń m oralnych służyła opow ieść Leona Potockiego D w a j bracia artyści (Poznań 1856).

8 O. G o l d s m i t h , Pleban z Wakefieldu. Z oryginału angielskiego prze­ łożyła H a j o t a. Poznań b. r., s. 293. D i 1 e с t a. Wybór najcelniejszych utw orów literatury powszechnej. Literatura angielska. Т. 1.

9 List T y s z k i e w i c z a do Placyda Jankowskiego. Cyt. za książką: W. C h a r k i e w i c z , Placyd Jankowski. (John of Dycalp). Życie i twór­

(8)

Tak wyglądają zasadnicze elem enty dydaktycznej tradycji powieściow ej w Krew n ych. Warto tu jeszcze dodać, że w powieści, obok tradycyjnie skon­ struowanych postaci pozytywnych, istnieją tradycyjne, kontrastow o ujęte postacie negatywne. Są to już jednak tylko postacie trzeciorzędne: Piotr i Marcin Jelew scy, pretendenci do ręki Jadwigi, książęta Janusz oraz — szczególnie — Henryk, panny referendarzówny. Postacie te reprezentują wyłącznie sw oje w ady, w ady — to trzeba podkreślić — także tradycyjne: skąpstwo, rozrzutność, cudzoziemszczyznę, pseudopaństwo itp. Do tradycyj­ nych sposobów charakterystyki należy również określanie ludzi za pomocą nazwisk: m istrz stolarski, u którego term inuje Ignacy, nazyw a się np. Hebel.

Warto zastanowić się teraz nad elem entam i innej m etody artystycznej obecnej w K rew n yc h . Radzi byśm y nazwać te elem enty realistycznym i. Dostrzegam y je m. in. w tym, że w ystępujące w pow ieści tezy ideow e re­ prezentowane są w w ielu wypadkach przez osoby o bogatej autonom ii swego psychologicznego wnętrza. Eugeniusz, kasztelanow a, K onstanty Zaworski, kasztelan — to ludzie o charakterach mniej lub w ięcej złożonych, czasami nawet skom plikowanych. Odznaczają się oni licznym i wadam i, ale i nie mniej licznym i zaletami, o których autor nie zapomina nigdy przy opisie tych postaci (por. zwłaszcza ocenę kasztelanowej). O słuszności lub nie­ słuszności takich czy innych postaw św iatopoglądowo-społecznych, nie tylko moralnych, decyduje nie tyle widoczna z góry łaska lub niełaska odautorska, lecz bieg wypadków. Te postacie złożone — ulegające ew olucji, której prze­ bieg dowodzi dopiero słuszności lub niesłuszności, społecznej przydatności lub nieprzydatności w yjściow ych cech charakteru — są n iew ątpliw ie naj­ ciekawszym i literacko postaciami K r ew n ych. Autor unika nadzwyczajności przy m otyw acji ich postępowania. Charakter Eugeniusza np. wystarczająco uzasadnia zarówno jego upadek moralny, jak i bohaterski gest p ośw ięce­ nia.

Pew ne stare schem aty kompozycyjne w ystępują poza tym w K r ew n yc h w nowej funkcji. Tak jest z często w powieści stosow aną formą listu. List, który w dawnej powieści p ełn ił głów nie rolę kompozycyjną (albo rolę czyn­ nika pośrednio charakteryzującego postać), tu nie tylko pozwala autorowi przeprowadzić autocharakterystykę Eugeniusza i Ignacego (z tego typu funkcją spotykaliśm y się już w Listopadzie), lecz pełni także pew ną „sa­ m odzielną“ rolę w akcji utworu, stanow iąc m ianow icie dowód literackich zdolności Eugeniusza, które jednały mu łaskę kasztelana oraz stwarzały okazję dla w ędrówek „literata“ po księgarniach.

Charakteryzując w spółistnienie w K r e w n y c h dwu głównych metod lite ­ rackich, trzeba podkreślić, że w spółistnieją one w e wzajem nym starciu. Wyraża się to starcie nie tylko poprzez neutralizację czy usuw anie jednych elem entów konstrukcji przez drugie (np. trzecioplanow ość postaci zdecydo­ w anie negatywnych), lecz przede w szystkim przez uwidoczniony w powieści stosunek autora do określonych sposobów artystycznej konstrukcji utworu. Konkretnie — chodzi tu o istnienie wyraźnego dystansu pisarza w obec naj­ w ażniejszych elem entów akcji, narzuconych przez założenia dydaktyczne powieści. D ystans ten przybiera często form ę uspraw iedliw ienia lub sam o­ krytyki.

(9)

R E C E N Z JE

583

K orzeniow skiego-artystę niepokoiły najwidoczniej te epizody akcji, które tyczyły stosunków Ignasia z hrabią Adamem S. Dlatego parokrotnie starał się zaakcentować sw oje pisarskie rozumienie w yjątkow ości sam ego spotka­ nia, jego przypadkowości i niezwykłości.

„— W ięc to z hrabią Adamem S... los pozw olił mi spotkać się! — zawo­ łał Ignaś podwójnie uradowany.

„— Przyznaj pan, że oryginalnie. Na budzie dyliżansu — rzekł hrabia śm iejąc się.

„Być może, że oryginalnie, ale pozwoli m i pan hrabia z tej oryginalności losu w nieść, że m i sprzyja — odpowiedział m łodzieniec [...]“ (s. 192).

Ów „szczególny traf“ (s. 269) podkreśla Ignaś także w swoich dum a- niach w gabinecie hrabiego. O szczęśliwym zrządzeniu „przypadku“ (s. 544) w spom ina dalej kasztelan, m ówiąc o losach Ignasia. W szystkie te zastrzeże­ nia dowodziły w ysokiego stopnia świadomości pisarskiej Korzeniowskiego. Takich skrupułów nie przeżyw ał żaden ze współczesnych pisarzy, nie w y ­ łączając Kraszewskiego.

W chw ili niew ątpliw ej „sam okrytyki“ pisał Korzeniowski w innym m iejscu (charakteryzując m arzenia proboszcza na tem at losu obu bohaterów;: „Puścił ich potem w św iat i m iędzy ludzi i z tą łatwością, z jaką my, p o- wieściopisarze, usuw am y trudności i zawady sprzed kroków naszego boha­ tera, jeżeli się nam podoba poprowadzić go szczęśliwie, torował im drogę i posuw ał ich z jednego stopnia na drugi, coraz wyżej i wyżej [...]“ (s. 52).

Ze skrzyw ienia prawdy życia w im ię celu dydaktycznego zdawał sobie Korzeniow ski sprawę, kończąc pow ieść słowam i:

„I tak się w szystko skończyło w powieści sługi waszego dobrze, szczęśli­ w ie i zapewne w edług waszego życzenia, szanowni czytelnicy. W życiu co­ dziennym często się kończy inaczej, ale w ierzcie mi, nie jest to w ina życia i jego kolei, ale po w iększej części w ina tych, co nie w godowej szacie przystępują do tego stołu, do którego ich Opatrzny Gospodarz pow ołał“ (s. 712; por. uwaga K aw yna na s. LXIII—LXIV).

Pozostaje teraz odpowiedź na najtrudniejsze pytanie: jakie przyczyny de­ cydow ały o zmianach i odstępstwach od tradycyjnej m etody ukazywania rzeczyw istości?

A ngielskie pierwowzory polskiej pow ieści dydaktycznej kształtow ały się pod w pływ em „ośw ieceniow ej“ koncepcji natury, traktowanej jako zbiór niezm iennych praw, determ inujących rozwój człowieka, jako „swoisty po­ rządek moralny, zespół tych cnót społecznych i indyw idualnych, które ze stanow iska interesów określonych sił społecznych (w polskim Oświeceniu — obozy reform y) b yły najcenniejsze, najbardziej zatem pożądane również w artystycznym odzw ierciedleniu rzeczyw istości“ 10.

O rganicznikowska koncepcja rzeczyw istości, której w yznaw cą był Ko­ rzeniow ski, dziedziczyła n iew ątpliw ie założenia tak pojętej m etafizyki, „uzgodnionej“ z wiarą w czuwanie Opatrzności. A le połowa w ieku przynosi przem ianę pojęciową. Św iat o b s e r w o w a n y c h przez pisarza kontrastów społecznych zaczyna m u się coraz bardziej w ydaw ać różnym od uznawanej

10 F. K. D m o c h o w s k i , Sztuka rymotwórcza. Opracował Stanisław F i e t r a s z k o . W rocław 1956, s. LX XX. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . S e­ ria I, nr 158.

(10)

przez ideologa harmonii m etafizyczno-religijnej. Korzeniow ski daje temu bardzo nieśm iało wyraz, pokazując m yśli Ignasia, samotnego w swym nieszczęściu i nędzy — wobec obcego, bogatego i wrogiego mu miasta.

W oczach bohatera otaczające go życie nie jest już życiem rządzonym przez Opatrzność, gdzie nic się nie dzieje bez w oli bożej, gdzie w szystko ma swój sens, cnota zostaje nagrodzona, a zło ukarane. Oto co m yśli Ignaś, dumając nad światem i dziwnością sw ych losów: „Potem przywiódł sobie na m yśl swoją podróż, która go m iała wprowadzić w otwarte szranki rze­ czyw istego życia, i rozważał, czy to znak łaski, czy niełaski, czy to dobra, czy zła wróżba na przyszłość, że to życie, nie dawszy mu czasu zasłużyć ani na rozkosz, ani na cierpienie, przyjęło go tak dziw nie od razu i na sam ym w stępie położyło na młodej głow ie jego dwa w ieńce, z których jeden upajał go różami szczęścia i cudnych nadziei, a drugi k łuł i krw a­ w ił cierniami boleści i przedwczesnego doświadczenia“ (s. 397—398).

Takie „szczeliny ideow e“ w optym istycznej koncepcji rzeczyw istości pozw alały na głębsze ukazanie nowych konfliktów (względnie ich m ożli­ w ości) i skodyfikowanie charakterów ludzkich. Oczywiście, w K r e w n y c h nie b yły to nigdy chw ile decydujące. „Heretyckie“ m yśli Ignasia na tem at przy­ padkowości losów ludzkich kończą się przecież natychm iast przypom nie­ niem postaci hrabiego Adam a S., owej ostoi dydaktycznej praw idłow ości akcji Krewn ych. „Jeżeli on mi nie pomoże, to nikt m i nie poradzi“ (s. 398) — stwierdza Ignaś. I hrabia Adam znajduje w łaściw e rozwiązanie życiowych, m aterialnych i społecznych trudności Ignasia.

K r e w n i są sw oistym paradoksem literackim : w tej powieści, dedyko­

wanej w spółczesnem u estetykow i romantyzmu, Józefow i Krem erowi, autor stale toczy wyraźną polem ikę z postaw ą życiow ą pozytyw nego bohatera ro­ mantycznego, a jednocześnie raz po raz w w ielu istotnych m omentach po­ sługuje się metodą romantyczną. Postacią od początku do końca rom antycz­ ną jest Jadwiga. Rom antycznie zaczyna się, przechodząc później w dydak­ tyczne m oralizatorstwo, m onolog liryczny autora, opiewający powrót ze szkół do szlacheckiego dworku (s. 37). Środkami rom antycznym i ukazane są przełom owe rozm yślania Ignasia przed jego decyzją o zm ianie zawodu. U stronna aleja parku, w ielkość m yśli towarzyszących tej decyzji, i wreszcie porównanie Ignasia do Napoleona — w szystko to namaszcza ten moment akcji rom antycznym patosem.

Najbardziej godny uw agi jest jednak fakt, że poważna część wydarzeń toczy się torem rom antycznie potraktowanego konfliktu. Oto jego składniki: 1) m iłość bogatej panny do ubogiego m łodzieńca; 2) matka, pełna arysto­ kratycznej dumy, zabraniająca córce w szelkich zw iązków z ukochanym; 3) bogaty ryw al, popierany przez rodzinę, niekochany przez pannę.

Literatura rom antyczna przekazała nam ogromną ilość takich układów akcji. Ze względu na liczbę znanych przykładów pomijamy dokumentację pierwszego z w ym ienionych elem entów . Jeśli idzie o elem ent drugi, w y ­ starczy przypomnieć postać hrabiny Respektowej (F an tazy) i typy złych matek w takich tworach literatury krajowej, jak Jana Kantego Radeckiego

K a r y k a tu r y i w z o r y obyczajó w (1843) czy A ntoniego N ow osielskiego Ideały i k a ry k a tu r y (1848). Podobny, jak w K rew n yc h , zestaw konfliktów mamy

(11)

Kapino-R E C E N Z JE

585

wiecka, córka kasztelana, która w yszła za mąż za szlachcica (czego nie może m ężowi zapomnieć), nie chce swej jedynaczki oddać szlachcicowi D owiatowi. Przykłady zresztą możemy m nożyć — podobnie jak i przy trze­ cim ze wspom nianych elem entów. W w ypadku ostatnim postacie Fantazego czy też hrabiego Fioli (Jordan Edwarda Żeligowskiego) są na pewno posta­ ciami typowym i.

Jak traktow ała literatura romantyczna takich bohaterów literackich? Funkcja ideowa, jaką p ełn iły te postacie w utworze, sprawiała, że były one zdecydowanie negatywne, psychologicznie na ogół (poza F anta zym oczyw iś­ cie) bardzo uproszczone. Nie trzeba dodawać, że ich pozytywni partnerzy byli w yidealizow ani.

Omówione powyżej postacie i konflikty wchodzą w K r e w n y c h w ram yt powieści o zasadniczo odmiennych tendencjach ideowych. Znajdują tu sw oje m iejsce przede w szystkim jako przedmiot światopoglądowej krytyki autora. Znajdują je też dzięki warsztatow ym tradycjom i sympatiom pisarza, w ielo ­ krotnie w swej twórczości m łodzieńczej „ocierającego“ się o romantyzm. Obecność ich w utworze zawdzięczamy w reszcie faktowi, że w tym okresie posiadają one już m onopol artystyczny na ukazywanie tej w łaśnie sfery konfliktów. Od roku 1840 nie było chyba w literaturze krajowej powieści, która „ośm ieliłaby się“ pokazywać m iłość bez częściowych chociażby akce­ soriów rom antycznych. N aw et pobożni gawędziarze szlacheccy, Ignacy Chodź­ ko i Kazimierz Bujnicki, pod groźbą artystycznego załamania utworu (tak się dzieje z wątkiem m iłosnym w L isto padzie) posługiw ali się metodą rom an­ tyczną przy ukazyw aniu miłości. Metoda ta w tym czasie staje się już trwałym dziedzictwem całej literatury polskiej.

Tradycje m etody rom antycznej nie istnieją w utworze Korzeniowskiego w swej autentycznej postaci. Nad ich zastosowaniem czuwa pisarz i ideolog innego autoramentu. Pow oduje to poważne m odyfikacje i odstępstw a od tradycyjnego w yglądu. W rezultacie otrzymujemy bogate i w ielostronne obrazy postaci, a konflikt nabiera zupełnie innego charakteru.

Jakie tradycje ideowe podyktow ały Korzeniowskiemu powyższe zabiegi modyfikacyjne? Na jakiej lin ii ideowej przełam yw ał pisarz jednostronność techniki rom antycznej i jej zawężenie poznawcze?

Od roku 1832 toczy się w literaturze polskiej w alka z romantyczną postawą bezprogramowej negacji życia, z epigonizm em przedlistopadowej, zdezaktualizowanej politycznie i artystycznie poezji. Jest ona atakowana z trzech stron. N ajkonsekwentniej i najdojrzalej — przez ideologów rew o­ lucyjnego demokratyzmu. Z prawa robią to apologeci reakcji, zwolennicy religijnego optym izm u epoki odrodzenia katolickiego spod znaku Michała Grabowskiego. R ów nocześnie odbywa się atak z pozycji organicznikowskich.

Ideologowie organicznikowscy trafnie dostrzegali w iele istotnych cech ujem nych postaw y romantycznej. Na przykład to, że po r. 1832 rom antyzm stał się w kraju m aską dla dekadentyzm u i społecznego pasożytnictwa m ło­ dzieży arystokratycznej i szlacheckiej. W ciekawym rozdziale sw ych Cha­

rakterów, noszącym tytu ł Dusze ogniste, g ło w y zapalone, liberalizujący ra­

cjonalista Michał W iszniew ski pokazywał w yjątkow o trafnie dekadencką „niechęć do czynu“, „czczość w um yśle i w sercu“ i po prostu lenistw o młodego i bogatego w łaściciela, osłaniającego sw e pasożytnictwo

(12)

górnolot-nością romantycznej fra zeo lo g iiu . Z podobnych pozycji adresowana była w ypow iedź niejakiego Podwileńczyka. Autor pisał, że w kraju, gdzie zaczy­ nają powstawać fabryki, „nie mamy praw je nigdzie rodaków dyrektorów sukiennic, wyrobów płóciennych, blechów itd., dyrektorów hamerni, fabryk żelaznych, zakładów rozmaitych ekonomicznych, jak to chowu bydła, ow cza­ rzy, poprawiania rasy i rozmnażania stad końskich“ 12

A pelow ał do młodzieży, aby przestała udawać poetów, a zaczęła pracować nad sobą i uczyć się pożytecznych dla kraju i praktycznych w rolnictwie, przem yśle i rzem iośle zawodów.

Takie spojrzenie na rzeczywistość, już w r. 1856 zapowiadające istotny spór literacko-filozoficzny okresu, spór m iędzy pozytyw istyczną a rom antycz­ n ą koncepcją rozwoju narodowego, poszerzało u Korzeniowskiego rozum ie­ nie genezy romantycznych konfliktów i pozwalało na ich w ielostronne przedstaw ienie w powieści. Równie krytyczne spojrzenie na romantyzm „przedlistopadowy“ i jego konflikty prowadziło rosyjskich pisarzy libera­ łów do dużych osiągnięć realistycznych. Gonczarow, pisarz w ybitny, ceniony przez B ielińskiego m. in. za w alkę z romantyzmem, już w Z w y k ł e j historii (1847) pokazywał bezpłodność romantycznego m arzycielstw a13, a dalszą kry­ tykę marzeń rom antycznych przeprowadził analizując pasożytnictwo obszar- nicze w Obłomow ie (1859), nad którym zaczął pracować w roku 1847 14.

K orzeniowski, ideolog pracy organicznej, trafnie dostrzegł społeczną genezę duchowego rozwoju Eugeniusza w kierunku rom antycznego m a­ rzycielstw a. Bez osłonek pokazał, na jakim gruncie w ytw arza się taki stosunek do rzeczyw istości (s. 153— 154). Składając hołd pięknu m iłości boha­ tera do Jadwigi, um iał — przejmując pozytywne doświadczenia rom antyczne­ go spojrzenia na św iat — dojrzeć przeszkody społeczne na drodze tej miłości, ale równocześnie w idział m iękkość charakteru i bezpłodność postaw y życio­ w ej Eugeniusza. N ie dał mu odegrać patetycznej roli pokonanego bohatera i nieszczęśliw ej ofiary, jak kasztelanowej i K onstantego nie przedstaw ił w roli katów. Dydaktyczne m oralizatorstwo nie pozwoliło jednak pisarzowi udokum entować swojej krytyki klęską Eugeniusza. Ostrość krytyki była łagodzona ogólnie optym istyczną w ym ow ą dzieła — w m yśl zasad solida­ ryzm u i organicznikowskiego dydaktyzmu. Jedyną postacią, która śmiercią płaci swą winę, jest Stanisław Zabużski. Śm ierć ta, o jasno nakreślonych przyczynach, została w ogólnej kompozycji utw oru przesunięta na plan dalszy. Niem niej jednak odgrywa pewną rolę w akcji, powodując zmianę decyzji kasztelanowej. Uosobienie dumy rodowej ponosi dwukrotną klęskę. Śm ierć negatywnego bohatera w podobnej sytuacji była rozwiązaniem, które nie m ieściło się w dotychczasowej praktyce literackiej solidaryzm u organicznikowskiego. Pow ieść organicznikowska lubow ała się w ideologicz­ nych nawróceniach grzeszących bohaterów. Do tradycji tej nawiązuje naj­ 11 Zob. M. W i s z n i e w s k i , C haraktery rozum ów ludzkich. Wyd. 2. Kraków 1842, s. 253—254.

12 P o d w i l e ń c z y k , O artykułach P. Bomby. T y g o d n i k P e t e r s ­ b u r s k i , II, 1843, nr 76, s. 460.

13 Por. С. М. П е т р о в , И. А. Гончаров. Москва 1951, s. 7. 14 Tamże, s. 17.

(13)

R E C E N Z JE

587

widoczniej Chojecki w Alkhadarze, pokazując organicznikowską reedukację hrabiego Wilczka.

Gdy Wilczek i Zabużski ponoszą śmierć za swoje przewiny, jest to w powieści objaw rozwiązania dyktowanego inną techniką artystyczną. To w łaśn ie w rom antyzm ie pycha magnacka, pom iatająca nieszczęściem innych, byw ała karana najcięższym wym iarem kary.

I w innym m iejscu K r e w n y c h dobór rozwiązań kompozycyjnych dykto­ w any jest chyba ówczesnymi przesunięciami akcentów ideologicznych pol­ skiego liberalizmu.

P ow ieść organicznikowskiego dydaktyzmu była genetycznie powieścią apelacji m oralnej do serc w ielkich w łaścicieli ziemskich. Rezultatem tej apelacji m iało być w spółistnienie równych wobec prawa klas społecznych, w społeczeństw ie wzorowanym na stosunkach angielskich. A rystokracja polska nie zam ierzała jednak spełnić tych nadziei. Rozżalony biograf i ko­ m entator polityki księcia Andrzeja Zamoyskiego pisał po latach: „Pomimo idej od dawna przyjętych na Zachodzie, które kazały rachować się z m a­ sami, m y staliśm y na w yłom ie feudalizm u, broniąc zawzięcie zrujnowanych zamków przeszłości, i zdawało się nam, że butą nieusprawiedliwioną przez w ewnętrzną siłę wstrzym am y rozwój żywotniejszych pojęć — zapominając, że te będąc nieubłaganym następstwem wiekow ego rozwoju, zatem wcześniej czy później muszą zw yciężyć“ 15.

Rozczarowanie to nie obce było i Korzeniowskiemu w dobie pisania

K rew n ych. Nasuw a się przypuszczenie, że literackim tego odbiciem w po­

w ieści jest w łaśnie śmierć Stanisław a Zabużskiego.

Z godną podkreślenia sum iennością stara się K awyn ustalić genezę po­ staci, odwołując się do konkretnych faktów z rzeczywistości historycznej lub literackiej. W ten sposób w yśw ietla np. genezę postaci hrabiego Ada­ ma S., którego pierwowzór w idzi w osobie księcia Andrzeja Zamoyskiego, a prototyp literacki — w postaci m agnata-przem ysłowca, Jana Firleja z N owych w ę d r ó w e k oryginała. Analogiczne a przekonujące hipotezy gene­ tyczne postaw ione zostały w związku z postaciam i kasztelanowej (s. XXXVI) i Olkuskiego (s. XLI).

Pow ieść K orzeniow skiego jest powieścią społeczną, dlatego komentator postąpił słusznie, poświęcając sporo m iejsca om ówieniu sposobu zobrazowania w niej różnych w arstw społecznych. N ie zapomniał przy tym o wyodrębnieniu problem u przeciwstawnych losów dwu braci. U względniając w pewnej m ie­ rze historycznoliteracką stronę problemu, ukonkretnił ją przy K rew n ych (zgodnie z intencjam i Korzeniowskiego) poprzez ukazanie społecznej strony zagadnienia.

W sposób może nieco zbyt umiarkowany, ale z „dibeliusowską“ skrupu­ latnością, ukazał K awyn trafnie szereg elem entów artystycznej budowy p o­ w ieści: m etodę konstrukcji charakterów, akcji, środowiska, tła itd. M iędzy innym i słusznie podkreślił niezw ykłą w prost dokładność Korzeniowskiego

15 S. S k r z y ń s k i , An drze j hr. Zamoyski i jego program polityczny. K raków 1883, s. 14.

(14)

w ustaleniu chronologii w ydarzeń i topografii akcji. Na przykład lokalizacja w Warszawie m iejsc zam ieszkania czy m iejsc pracy pow ieściow ych bohaterów odpowiada faktycznej topografii tego miasta. Ten rys pow ieści zapow iada już w yraźnie Lalkę. We w cześniejszej powieści krajowej daje się zauważyć w tych sprawach w iele beztroski. Na przykład K arolina Mycielska, autorka w ielkiej rodzinno-społecznej pow ieści Wczoraj (1849), celuje w prost w n ie­ przestrzeganiu synchronizacji dat, co prowadzi do zabawnych pom yłek h i­ storycznych. N ie jest także pozbawiona pom yłek igraszka Żm ichowskiej na m arginesie ustalania ilości lat Helusi, córki ślusarza z K s ią żk i pamiątek.

Czytelnik otrzymuje do rąk w ydanie oparte na sumiennej konfrontacji tekstu z pierwodrukiem i z zachowanymi fragm entam i rękopisu. Przygotow ał je przecież ze znajomością rzeczy autor specjalnej na ten tem at publikacji pt.

Z rękopiśmiennej spuścizny Józefa K o r z e n io w s k ie g o i6. W ydanie zostało

ozdobione ciekawym i ilustracjam i z okresu nieznacznie tylko poprzedzającego datę wydania u tw o ru 17.

M ieczysła w Inglot

B o l e s ł a w P r u s , KRONIKI. Opracował Z y g m u n t S z w e y k o w ­ s k i . Redaktor naukowy J a n B a c u l e w s k i . Państw ow y Instytut W y­ dawniczy. Z prac Instytutu Badań Literackich Polskiej Akadem ii Nauk.

Tom 1, część I i II. (Teksty kronik kolacjonowali i przygotow ali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestawiła w Instytucie Badań Literackich K r y s t y n a К u r y s i ó w a. Warszawa 1956). Stron 462, 2 nlb. + mapa; 547, 1 nlb. — Tom 2. (Indeksy zestawił Z b i g n i e w R a s z e w s k i . W arszawa 1953). Stron 719, 1 nlb. — Tom 3. (Indeksy zestaw ił J a n J ó z e f L i p s k i . W arszawa 1954). Stron 679, 1 nlb. — Tom 4. (Teksty kronik kolacjonowali i przygotowali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestaw ił J ó z e f C y b e r t o w i c z . Warszawa 1955). Stron 683, 1 nlb. — Tom 5. (Teksty kronik kolacjonow ali i przygotow ali do druku T o m a s z J o d e ł k a i D a n u t a S t ę p n i e w s k a . Indeksy zestaw ił J a n J ó z e f L i p s k i . W arszawa 1955). Stron 648.

Mimo rozliczne trudności, błędy i wypaczenia literaturoznawstw a na­ szego dwunastolecia, dokładnie chyba przew entylowane w dyskusjach p ra­ sowych ostatniego roku, może ono pochlubić się w zakresie badań źródłowych niejednym osiągnięciem, niejedną robotą m ateriałową, która zarówno przed badaczami, jak i przed m iłośnikam i polskiej przeszłości kulturalnej odsła­ nia nowe, niezm iernie interesujące aspekty. D w unastolecie to w ięc nie tylko pośpiesznie form ułowało syntezy typu podręcznikowego, ale zaczęło także cierpliwie i pracowicie budować fundam enty pod nową, udokumentowaną syntezę naukową. Jednym z najciekawszych i najbardziej am bitnych przed­ sięw zięć w tym kierunku jest w ydanie zbiorowe K ronik B olesław a Prusa.

16 P r a c e P o l o n i s t y c z n e , XII, 1955.

17 Warto zaznaczyć, że istnieją ponadto dwa powojenne krytyczne w y­ dania K rewnych. Jedno ukazało się jako tomy 4—5 Dzieł w y b ra n ych K o r z e ­ n i o w s k i e g o (1954), drugie osobno (1957). Obydwa w ydania opracował Adam J a r o s z .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czytając książkę Matwijenki nasuwa się wniosek, że właśnie formie przemówienia poświęca autor zbyt mało miejsca i uwag, rozpisując się za to bar­ dzo

Wydawnictwo Prawnicze uprzejmie zawiadamia, że w miesiącu styczniu

Będąc dużo później, bo dopiero po II wojnie światowej, adwo­ katem we Wrocławiu, zastanawiałem się niekiedy, dlaczego tak mało pisa­ no o ludności polskiej

W toku pra­ cy zawodowej adwokatów występuje przecież wiele sytuacji niezwyk­ łych, w salach sądowych dzieją się sprawy, o „których się filozofom nie

[r]

[r]

[r]

— na dotychczasow ych zasadach