L W O W S K A B IB L JO T E C Z K A P E D A G O G IC Z N A . 7.
Dr. J. K U C H T A
DZIECKO WŁÓCZĘGA
CZ C Y K L U : D Z IE C I T R U D N E D O W Y C H O W A N I A )
■ ' L W Ó W 1936
A K Ł A D E M K S IĘ Ć Y R N I T O W . S Z K O Ł Y L U D O W E J W E L W O W IE .
Dr. J. K U C H T A
DZIECKO WŁÓCZĘGA
(Z C Y K L U : D Z IE C I T R U D N E D O W Y C H O W A N I A )
L W O W 1936
N A K Ł A D E M K S IĘ G A R N I T O W . S Z K O Ł Y L U D O W E J W E L W O W IE .
Lwowska Drukarnia Nowoczesna, Lwów, Pasaż MIkolascha. Tel. 216-76
1. S ylw etki „dzieci włóczęgów“.
W śró d dzieci trudnych do wychowania zajmuje nie*
wątpliwie jedno z pierwszych miejsc d z i e c k o * w ł ó = c z ę g a. W ychowawcom sprawia ono trwałym pocią*
giem do włóczęgostwa szereg poważnych kłopotów i trosk, uciekając ustawicznie z domu, wydłużając przytem nieje*
dnokrotnie coraz bardziej czas trwania ucieczki. N ic dziw«
nego, że w literaturze pedagogicznej, szczególnie ostatnich lat, poświęca się dziecku włóczędze wiele uwagi, czego dowodem mogą być prace tak wybitnych badaczy, jak P.
Schrödera,1) , E. Sterna, E. MiilleraiFeilitzscha, A . Hom*
hurgera i wielu innych.
D r . P a u l S ch rö d er: O . P ro fe sso r der P sych iatrie u n d N euro«
lo g ie — „ K in d lich e C h arak tere u n d ihre A b a rtig k e iten “ , m it erläu*
tcrn d en B e is p ie le n v o n D r. m ed. H a n s H e in z e . B resla u , 1931, str.
226— 227.
D r. E rich S tern : „S ee lisch e S tö r u n g en u n d S ch w crerzieh b a rk eit b ei K in d ern u n d J u g e n d lic h e n “ . B resla u , 1932.
P. S ch rö d er: „D a s F o rtla u fe n d er K in d e r “ . M o n a tssch rift für K rim in a lp sy c h o lo g ic. B a n d 8.— 1911. U c iek in ie r stw o (F o rtla u fe n ) o d w łó c z ę g o stw a (W a n d ertrieb ) o d r ó ż n ia też b a rd z o w y r a źn ie A . H om « bu rger.
S ta n le y H a ll: „S o cja ln y je in stin k ty u d 'etej“ II w y d a n ie ; tluma«
c z y i z ang. n a ję z y k ro sy jsk i E n gelh ard t („ S z k o ła i ż y ź ń “). P etrograd , 1920.
E rw in M ü ller = F eilitz sc h : „S ch ü lertyp en " , d ie im ü b erstark en D ra n g e nach F reih eit u n d in A b le h n u n g n o tw en d ig er B in d u n g e n be»
so n d ere S c h w ierig k eiten in d er E rzieh u n g b ie ten “ . A . H a a se V erla g . L eip zig 1924.
A . H o m b u rg er: „ P sy c h o p a th o lo g ie d e s K in d csalters" . B e rlin 1926, str. 505— 522. A u to r p o d a je w y czerp u ją cą a n a lizę „ p o cią g u d o w łó c z ę g o s tw a “ .
E . H a a se : „Zur K en n tn iss der S c h u lsch w ä n ze r“ . Z eitsch rift für p ä d . P s y c h o lo g ie . T . 33, str. 15— 18.
3
Za d z i e c k o * w ł ó c z ę g ę uważają oni tego rodzaju dziecko, które zdradza trwałą i często się aktu*
alizującą dyspozycję psychiczną do „włóczęgi“. Odróżnia*
ją więc wyraźnie uciekinierstwo od włóczęgostwa. , G dy więc dziecko, jedynie z obawy przed karą, uciek*
nie raz lub dwa z domu i będzie poza jego obrębem po*
zostawało czas jakiś, mamy do czynienia z typem „dziec*
ka * uciekiniera“ ; gdy jednak dziecko stale ucieka z do*
mu, gdy pozostaje przeważnie poza domem, mamy do czy*
nienia z typem „dziecka * włóczęgi“.
Jest rzeczą jasną, że uciekinierstwo łatwo przerodzić się może we włóczęgostwo, gdy tylko zaistnieją odpowie*
dnie bodźce zewnętrzne. Przejście takie nie należy do rzadkości. I nie trzeba w tego rodzaju „włóczędze“ dopa*
trywać się zaraz „formy patologicznej“, mogą to być bo*
wiem, jak trafnie podkreśla prof. dr. St. Baley,2) różnego rodzaju włóczęgi „normalne“. T ak np. dziecko, bojąc się kary, ucieka z domu, a gdy w swej ucieczce pozostanie za domem zbyt długo, boi się wracać, by go za ucieczkę nie ukarano. W ten sposób czas trwania ucieczki wydłuża się i dziecko przyzwyczaja się do pozostawania poza domem.
Jeżeli przy tej sposobności wpadnie w towarzystwo „wa*
garujących“ rówieśników, zacznie pod ich wpływem utrwa*
lać się w niern nałóg uciekania. W ten sposób dziecko * uciekinier staje się powoli dzieckiem * włóczęgą.
Istnieją jednak i typy urodzonych dzieci włóczęgów.
Tych nie nabyte przyzwyczajenie ciągnie w świat, ale ja*
kiś dziwny instynkt włóczęgowski, który prawdopodobnie przynoszą ze sobą na świat. M ożnaby stworzyć nawet „te*
orję atawistyczną“ w stosunku do włóczęgostwa dzieci i łu*
2) S tefa n B a le y : „ P sy c h o lo g ja w ie k u d o jrz ew a n ia “ . L w ó w — W arszaw a, 1931, str. 203, ilu stru je zn a k o m icie jak u c iek in ierstw o prze*
r o d z ić się m oże w w łó c z ę g ę z biegiem cza su i p o d w p ły w em środo*
w isk a (II w y d a n ie, W arszaw a, 1933).
dza dorosłych takiego ty p u (globtroterzy, wędrowcy, po*
dróżnicy, badacze, artyści, cyganie) i twierdzić że zamiast szczątkowej postaci atawistycznego instynktu włóczęgów*
skiego, który tkw i zresztą w każdym człowieku, u tych osobników przybrał on swą pełną, pierwotną formę, jaką miał ongiś, w epoce, w której ludzkość wiodła wędrowny, koczowniczy tryb życia. O n to bez przerwy wabi dziecko*
włóczęgę w daleki, otwarty świat.
D la przykładu i bardziej konkretnego zilustrowania, 0 jakie dzieci tu chodzi, podaję sylwetki włóczęgów, któ*
iy ch obserwowałem przez przeciąg lat dwu w Krakowie, w „Schronisku dla dzieci bezdom nych“.
Sylwetki przedstawiają się ciekawie i uwydatniają bar*
dzo wyraźnie odrębności charakterologiczne, które uznano za podstawę do zaklasyfikowania tych dzieci do typu dzie*
ci * włóczęgów.
1. K. M aksym iljan, urodzony w Lipsku w r. 1914, p ro w adzi od dw óch lat w ędrow ny tryb życaa. Jeździ stale n a ga
pę, na brek u 4) pociągów po różnych m iastach. Najchętniej jeździ do W arszawy, K atow ic, K rakow a. O to częściowy opis trybu codziennego żyoia, jakie wiedzie, w e w zm iankow anym okresie w jego w łasnem oświetleniu, z dnia 15 listopada 1928 r.
„D w a tygodnie tem u byłem w W arszawie, d o k ąd zaje
chałem pociągiem tow arow ym . W ym knąw szy się „m en cie“ 5), poszedłem n a cm entarz na P ow ązkach. Nosiłem w ieńce w dzień' zaduszny, za co dostaw ałem 50 groszy, złotego, albo naw et dwa. N astępnie chciałem, ab y m nie n a dw orcu areszto
wali i odstawili do K rakow a. Nie aresztow ano m nie. W ró d - łem do m iasta; zaniosłem jakiejś pani pakunek, b o byłem gło
dny. Z nów dostałem 50 groszy. Jed n eg o dnia- zarobiłem w ten sposób aż 6 złotych. Często, gdy idę ulicą, proszę jakąś panią lub p an a o pieniądze i dostaję. Czasem klękam n a ulicy 1 żebrzę. Policji nienawidzę. O j, żeby to policji na świecie .nie było! N aw et spać człowiekowi nie dadzą ani na plantach, ani
ł ) W b u d c e dla słu ż b o w e g o . 5) P o licja n t.
5
/•Y -ś '• . ' -i*. ; :\iv - I I w kotle na smolę. O dstaw iono mnie d o zakładu w Piotrkow,ie.
Uciekłem ...
„B yłem p o tem w Katowicach. Jeździłem tam trzy razy, \ b o w racający z kopalń górnicy d a ją chętnie zarobić i nieść so
bie do Bomu drzewo, zabrane z fabryk. T eraz jestem w K ra
kowie, przychodzę do Y. M. C. A . J a k tylko będ zie ciepło, p o jad ę do Poznania. T am m am m atkę, która je d n a k sam a nie j m a gdzie mieszkać. Ojciec dw a lata tem u pojechał n ib y to na robotę do Śląska, a w rzeczywistości do R osji sowieckiej, skąd napisał do m agistratu, ,,że już nie jest P o la k iem “ . Y. M. C. A . w Jecie nie będzie mnie widziała. W arszaw ę w olę ja k K ra
ków, b o to większe miasto i policja tak nie aresztuje. B oję się jechać teraz tow arow ym pociągiem, b o jed en „ f a ja “ 6) , jad ąc tow arow ym pociągiem w ypadł i pociąg uciął m u dw ie nogi.
T eraz p ó jd ę do m agistratu7) spać za 30 groszy, k tó re w yżeb
ram jeszcze dziś. T am Żyd m a bufet, ale oszukiwał, sp rzeda
jąc m oskale i salceson, więc lekarz tego zabronił; będzie je dynie h e rb a ta z m lekiem. A le zato tam p o północy „ro bię szopy“ ...
D nia 29 stycznia 1929 r. „P iaco w ałem n a stawie (n a torze ślizgaw kow ym ), zam iatałem śnieg. Z arobiłem kilka zło
tych. K ilka godzin czekałem n a pieniądze, k tóre m iałem do stać od pana, który przyw iązuje łyżwy do trzewików..-.“ (o - pow iada następnie żywo m łodszym włóczęgom n a bok u swe przygody i swe b o h aterstw a). C hciałem go odfotografow ać.
Mimo zaufania, jakiem się u niego cieszyłem, nie pozw olił.
2. W ... M arjan, lat 15; jest to typow y żeb rak ; chodzi ustawicznie, chociaż naw et w danej chwili tego nie potrzebuje, n a „ b e ik la g "8) „ p o d R o b le ra “ (kaw iarnia na rogu ulicy Szczepańskiej i drogi w iodącej p rzez p la n ty ). Idę w łaśnie ulicą... (2 9 listopada 1928 r . ) . W ... wyszedł w tej chwili z Y. M. C. A . z drugim ko leg ą; O bserw uję obu; W ... rozłą
czył się z kolegą, siadł założywszy nogi po turecku n a ziemi na ulicy, wziął kaszkiet do rąk, zdjąw szy go z głowy, mimo’
zim na i począł żebrać. Drugi w łóczęga stał obok o jakie dzie
sięć kroków i p atrzał n a to. Ja k się później dowiedziałem , uważał, b y nie nadszedł policjant. G d y m nie zobaczył, za
*) W y r a z o zn a cza n ie d o łę ż n e g o k o le g ę . '•) S ch ro n isk o n o c le g o w e d la b e z d o m n y c h . 8) Ż eb rać.
śmiał się 'krótko. (N igdy niczego nie ganiłem , nie w artościo
w ałem m oralnie, ani nie za b ran iałem ). D ostał dw a grosze...
12. II. 1929 r. (M rozy 3 6 ° ) . W . poszedł z dw om a kolega
mi „ n a ra fy “ 9) . Ulicą jed zie wóz z węglem. Dwu włóczęgów idzie obok niego ulicą z w orkiem i patrzy, czy nie idzie gdzie policjant. G d y nie idzie, trzeci w łóczęga lezie n a furę — k ra dnie węgiel, zeskakuje (k u ogrom nej uciesze publiczności) i rzuca węgiel do w orka. Czekają teraz w tró jkę na drugą fu
rę. T ak uzbierają 50 kg. węgla. T eraz idą sprzedaw ać węgiel.
D ostają 2 zł. P rzeznaczają je na opłatę noclegu i jedzenie...
Z a dw a dni już m ają stałych odbiorców na węgiel!... 20 lute
go 1929 r. Jestem w Y. M. C. A. i wygłaszam jakieś opow ia
danie. W tem przychodzi jakiś starszy, zdenerw ow any m ęż
czyzna i szuka W ... Jest to jego ojciec10) , k tó ry tu przyszedł, b y. go odebrać. Bije go. A le i to nie pom aga. Chłopiec stale ucieka z dom u, żebrał n a giełdzie na pogrzeb ojca. T o n a j
bardziej ojca oburza. T eraz chce go oddać do zakładu p o praw czego w Przedzielnicy. By mu po d rodze syn nie uciekł, przyszedł z pom ocnikiem . O d d a chłopca tym czasem do wię
zienia-do m agistratu, tam go już przypilnują. P ró b u ję nakło
nić ojca, b y dobrocią raczej starał się w pływ ać na syna. P a
trzy na m ńie ja k na obłąkanego... jest w prost oburzony:
„Przecież syn ńie modli się, nie słucha tego, co mu rozkazują, nie pracu je".
Jak o kolega, W . nie krzywdzi m łodocianych wspólni
ków - żebraków , którym i się chętnie otacza. Przeprow adza zawsze sam podział pieniędzy użebranych, ku ich zupełnem u zadow oleniu. O rganizuje w spólne „ż eb ra n ia“ .
3. C... Stanisław, zw any Bocianem, m a lat 18. S tara się stale w obserw ow anej przezem nie grupie włóczęgów zająć miejsce przyw ódcy. G d y m iał p ó łto ra roku, w yjechał do A m eryki w raz z rodzicami. W idział m orze. W rócił jed n ak te
m u siedem lat. Ojciec jego by ł pijakiem . M ając dużo pienię
dzy, gdyż przywiózł je z A m eryki, rozpił się i jest w Kobie
rzynie. M atka chodzi , do prania i nie m a go za co utrzym y
wać. Chłopiec prag nąłby b ard zo zostać arty stą filmowym.
Tym czasem rano .i po południu nosi afisze kinowe, za co d ostaje dziennie 3 złote. W wolnych chwilach wieczornych
9) N a k rad zież.
10) W . tw ierd ził, że o jca n ie m a!
7
przychodzi do Y. M. C. A. T u, uważając, że m a wielki ta
lent na artystę filmowego, przyczepia sobie sztuczne wąsy, k tóre stale przy sobie nosi, i robi śmieszne miny. Imituje m o dnego Ch. C haplina.
C hętnie o sobie opow iada... D la słuchania pog adanek lubi siadać na niezm iernie wysokiem , zdobytem specjalnie, krześle i siedząc „ n a d głowam i kolegów ", lubi potw ierdzać od czasu do czasu praw dziw ość w yw odów prelegenta. W trą
ca chwilami cośniecoś z własnych w spom nień. G łow a jego w ystaje w ysoko p o n ad grom adkę słuchających kolegów , tem - bardziej, że C. jest i ta k wysokim chłopcem . N azyw ają go dlatego „B ocianem “ ...
P o jakim ś czasie dow iaduję się w tajem nicy, że... „B o cian " w dom u noclegowym każe wieczorem m ałym kolegom skrobać się i łaskotać po piętach. Ż ąd a tego absolutnie co dnia. W yjątkow o od tego i owego przyjm uje ok up : p ó ł zło
tego albo złotego. N iektórych chłopców w ysyła n a „m o tan ie"
(ż eb ra n in a ), aby sam m iał za co iść do kina... i opłacić no
cleg w Miejskim dom u noclegow ym ...
...W niedzielę o godz. w pół do 5 -tej p o południu zwa
bił z ulicy w raz z dw om a kolegam i dw u chłopców w iejskich do schroniska Y. M. C. A. T u zaczął się ze swymi kolegam i z nich naśm iewać, a wreszcie razem w tró jk ę zgasili światło i poczęli wiejskich chłopców bić... Jed e n z tych wiejskich chłopaków b łag ał ich na klęczkach: „Panow ie, dajcie spo
k ó j“ ... Zgodzili się p o d warunkiem , że im zapłaci 50 gr. G d y w yjął portm o netkę, wyrwali m u ją z rą k — ale było w niej tylko 50 gr. P otem wypuścili chłopców ...
4. A ... Szym on, lat 16, garbaty. U rodzony w roku 1910 w Krzyszkowicach. R odzice W ojciech i A n n a zmarli. C hło
piec p o d aje w lecie piłki w Podgórzu, sypia p o d trybunam i, a w zimie w ko tłach asfaltowych. Przyłączył się do grupy włóczęgów Y. M. C. A . niedaw no. Lubi przyglądać się tem u, co robią chłopcy... (1 7 . X I. 1 9 2 8 ). Siedzi i roziskrzonym w zrokiem śledzi grę chłopców w guziki o grosze. W y d a je gło
śne okrzyki zadow olenia lub oburzenia. N a m o je zapytanie, dlaczego nie gra, odpow iada, że grę bard zo lubi, ale nie m a pieniędzy. D aję mu dwie m onety dwugroszowe, zachęcając go, ab y grał. Pieniądze bierze, ale n a grę nie m oże się zdecy
dow ać. N a ponow ne pytanie, czemu nie gra, odpow iada, że
grałby, bo chce wygrać, ale się b ardziej boi, że przegra te cztery grosze. O statecznie nie m oże się zdecydow ać i p o pew nym czasie odchodzi od grających12).
5. Kazimierz S... la t 15 — typow y „ a g a r“ . U jrzałem go na ulicy, gdy bił chłopców - włóczęgów, przychodzących do Y. M. C. A . G ardzi nimi z całej duszy. W jego przekonaniu
„w olnego a g a ra “ są to „ f a je “ (n iedołęgi) i zdrajcy. D latego ich bije. Zaw sze uw aża się za coś bez p orów n an ia wyższego.
Ż ebrać pójdzie niem al w yjątkow o w czasie b ard zo już srogich m rozów , albo g d y jego starsi „tow arzysze“ nic nie ukradną.
0 pom oc nikogo prosić nie będzie. W oli walczyć z policją, okradać chłopców i naiw nych, b ra ć udział w rabunkach i wy
praw ach starszych. D um ny jest, że darzą go zaufaniem . Uwa
ża to za wielki zaszczyt.
A teraz p odam jeszcze je d e n przykład z życia szkolnego.
6. W pism ach codziennych niejednokrotnie pojaw iały się już foto g rafje Zbyszka B. z okazji zaginięcia tego m łodocia
nego poszukiwacza przygód, który okazuje nam iętne zam iło
w anie do sam odzielnych wycieczek po W arszaw ie i jej okoli cach.
— Dlaczego uciekasz Zbyszku? — zapytuję go w P o radni Pedologicznej, dokąd go przyprow adziła m atka.
— Bo ja chcę latać po W arszaw ie — odpow iada m ały
— b o ja m uszę latać...
T o „ la ta n ie “ na w łasną rękę posiada jakiś niep rzep arty urok dla teg o m alca, w którym m oże drzem ią jakieś instynkty 1 zdolności przyszłego podróżnika, turysty, sportow ca - re
kordzisty...
C hłopiec jest inteligentny, stosunkow o dobrze rozwinię
ty umysłowo i posiada doskonalą pam ięć, zwłaszcza w kie
runku wszelkich w iadom ości z dziedziny kom unikacji.
11) S zerzej o m aw iam i charakteryzuję p sy ch ik ę d zieck a » włó»
częgi w p racy p . t. „ D z iec k o i w łó c z ę g a “ . B ib ljo te k a W y c h o w a w c z a M . A rcta . W a rsza w a 1933, (S k ła d G łó w n y L w ó w : K sięgarn ia „Książ»
ka" A . M a zzu ca to — C z a rn ie c k ie g o 12) — z której p rzed ru k iem p ie rw sz eg o r o zd zia łu jest n in ie jsz a k sią żeczk a . T a m te ż o d s y ła m każ»
d e g o , k to c h c e g łęb iej p o z n a ć p sy ch ik ę i m e to d y u s to su n k o w a n ia się d o te g o ty p u d zieck a .
12) S z c z e g ó ł ten z a o b se r w o w a ł p. J u lju sz S zy m a ń sk i, n a u cz - P a ń stw . S em ., z k tórym w s p ó ln ie p ra co w a łem w Y . M . C . A . i d zięk i J e g o u p rzejm o ści k o rzy sta m z o d n o ś n e g o „ p rotok ółu " ciągłej ob»
serw acji ch ło p ca .
Z byszek w wieku lat 4 już znał nazw y wszystkich tram w ajów warszaw skich i orjentow ał się świetnie w rozkładzie ja z d y i połączeniach tram w ajow ych, tak że czasem udzielał inform acyj dorosłym osobom ...
Ma on tak wielką cześć i uwielbienie dla środków lo ko m ocji m iejskiej, że idąc ulicą kłania się każdem u przejeżdża
jącem u tram w ajow i i m ów i: „D zień dobry, kochany panie tra m w a j! ‘ ‘
Interesują go rów nież sam ochody i sam oloty, ale specjal
n ą sym patję żywi Z byszek dla tram w ajów , będących snać dla jego m łodziutkiej duszyczki, opanow anej żądzą ciągłego ru
chu, uosobieniem nieustającej lokom ocji.
U pilnow ać go jest b a rd z o trudno, gdyż jeśli chodzi o u- cieczkę i m ożność „ la ta n ia “ , chłopiec jest niew yczerpany w chytrych pom ysłach i zawsze um ie w ynaleźć coś takiego, co- b y zmyliło czujność opieki.
S pacery z m a tk ą lub z b ab cią nie spraw iają Zbyszkow i przyjem ności.
— T o nie to sam o je d n a k — m ówi — ja chcę latać sam i...
Skreślone powyżej sylwetki .uciekiniera * wędrowca, włóczęgi » żebraka, włóczęgi * przywódcy, włóczęgi » ka#
leki i włóczęgi # opryszka, to sylwetki b e z d o m n y c h dzieci włóczęgów z wyjątkiem ostatniej: ucznia # włóczęgi.
W ybrałem te właśnie, a nie inne z rozmysłu. Bezdomność jest bowiem czynnikiem, k tó ry najbardziej wyzwala in#
sty n k t włóczęgowski13) dziecka, nie związanego uczucio#
wo z nikim i niczem... ani z rodziną, której nie ma, ani z ojczyzną, ani z kościołem... N ie przygarnął go bowiem nikt, a wręcz przeciwnie odpędzono go w sposób nieludz*
k i wprost, budząc w sercu tylko żal i nienawiść i rwąc w ten sposób nieświadomie ostatnie może nici, wiążące dziec#
ko bezdomne ze społecznością i zmuszając tern samem nie#
jako do włóczęgi.
13j H a n n a M eu ter: „ D ie H c im lo s ig k e it“ , Jen a, 1925.
Jed n o z pism łódzkich kreśli p onury, dantejski wproś- o b ra z życia, p ędzon ego p rzez takie dzieci..., śpiące p o d p ło
tami, n a pustych placach, p o d schodam i, p o różnych zaka
m arkach, klozetach, piwnicach i w nękach bram . Nie n ajg o r
sze to jed n ak jeszcze pom ieszczenia...
Są bow iem i inne, budzące w prost grozę. N a końcu ul.
Brzezińskiej np. leży odłogiem duże pole, n a k tó re wyrzuca się gnój ze wszystkich obór i stajen Łodzi. G d y nadejdzie zi
m a, gnieździ się tam kilkaset dzieci ulicy, zbiegając się wie
czoram i ze wszystkich dzielnic m iasta. G nój jest wszak — ja k w iadom o — d o b rą ochroną p rzed chłodem , więc zakopują się tam aż po szyję, b y spędzić w cieple noc.
Inni znów nocują w psich budach. Z aprzyjaźniają się ze zwierzętam i, k tó ry m przynoszą czasam i kości ,i śpią w raz z niem i na słomie, rojącej się od robactw a. Śpią także i na śm ietnikach. „ A ry sto k racja " zaś nocuje u w ylotu ul. T ra m w ajow ej, w pew nej m ałej drew nianej szopie, pozostałej po jakiejś budow ie przed laty.
W stojącej dziś pustką szopie zbiera się około 30 chłop
ców, którzy przebyw ają tam noc, przytuleni jed en do dru
giego m ocno, gdyż ta k jest cieplej. S m ród tam i zaduch nie
p raw d o p o d o b n y , gdyż chłopcy zatykają szm atam i wszelkie szpary.
Rzecz najciekaw sza jed n a k; ■dzieci' te' p atrzą n a 'k a ż d e g o , k to b y chciał je w yciągnąć z t|c K strasznych barłogów i dać im dach n a d głową, jedzenie i czystą bielizną, jak n a w roga.
Z b y t silnie już zrosły się ze swym tryben^4^||s(j| p rz y ja
źnią się z suteneram i, złodziejam i, próstyrantffiHliT^uc^^ię od nich wszelkich zbrodni, a często p o m agają m istrzom swym.
Zresztą potwierdzenie prawdziwości uwag, powyżej wypowiedzianych, a w ysnutych z dwuletnich obserwacyj, znaleźć można w ostatnich pracach teoretyków tej miary, jak Karol Broich14) i J. Schröteler15), — i utworach lite*
14) K a ro l B r o ic h : „ P h ilo s o p h ie u n d S o z io lo g ie der H eim a tlo s sigk eit" . .yPharus“ — K a th o lisch e M o n a tssch rift fü r O rien tieru n g in der G esa m ten P ä d a g o g ik — 23. Jahrgang, 1932, str. 118 i nast.
1B) J. S ch rö teler: „ P h ilo s o p h ie u n d S o z io lo g ie der H eim a t“ , tarn*
ż e str. 241— 266.
rackich, w których genjalna w prost intuicja pisarza, opar*
ta niejednokrotnie zresztą o materjał z przychodni' wycho*
wawczych, pozwala na tak głębokie wniknięcie w duszę- dziecka, na jakie nie zawsze zdobyć się może suchy nau*
kowiec. M am na myśli powieści G. Biełycha i L. Pantele*
jewa: „Republika Szkid“16) , Stanisława Szpotańskiegor
„Ludzie bez miejsca n a świecie“ ,17) szkice H aliny Gór*
skiej:18) „N asi najtrudniejsi“ i t. p.
Z utworów tej autorki jedna k ró tk a scena z „Przy*
chodni" jest w stanie bardziej przekonać o prawdziwości powyższych wywodów, niż puste słowa. Przytaczam ją tedy. O dnosi się zresztą do d z i e w c z y n y w ł ó*
c z ę g i , a o tych jeszcze nie mówiłem:
...,,A teraz — Stacha. S tacha spraw ia nam w iele kłop o
tu. S tacha m a instynkt włóczęgostwa.
— Niech sobie pani w yobrazi — opow iada jej zatroska
n a opiekunka — 10-letnie dziecko w raca do dom u często o jedenastej — dw unastej w nocy. Nie m ożna z niej w y dobyć ani gdzie była, ani co robiła. Mówi, że sam a nie wie. A ni głód, ani chłód, ani k ary nie m ogą jej od tego pow strzym ać.
W zimie nie m iała butów , ani palta, ale to nie przeszkadzało jej; uciekła z dom u. R az omal nie zam arzła n a śniegu! By
łam w poradni dla dzieci trudnych do prow adzenia. W szyst
ko n a nic!
— No dobrze, niech ją pani przyprow adzi!
I przy p ro w ad zają m i Stachę.
Jest n a swój w iek w ysoka i ta k szczupła, że jej kościste ram ionka zd ają się przebijać sukienkę. P ociągła jej tw arzycz
ka opalona jest na bronzow o. B runatne oczy, patrzące z p od zwichrzonej czupryny, m ają żółtaw e błyski ja k u schwytane
go w pułapkę zwierzęcia.
Przykro m i trochę, że jest taka spłoszona i spogląda tak
ie ) G . B ie ły c h , L. P a n te le jew : „ R ep u b lik a S zk id " . B ib ljo tek a G ro s zo w a . W a rsza w a , 1928.
1T) S ta n isła w S z p o ta ń sk i: „L ud zie b e z m iejsca n a ś w ie c ie “ . War*
sz a w a , 1933.
l s ) H a lin a G ó rsk a : „ N a si n ajtru d n iejsi" . P r z eg lą d S p o łe c z n y , 1932, str. 164— 166.
nieufnie. Czuję bow iem w gruncie rzeczy, jak odrazu m iędzy m ną a nią zawiązuje się coś jak b y nić koleżeństwa. M ogę to przecież b ard zo dobrze zrozumieć, że się m usi uciekać za m iasto, polam i, gdzieś p rz ed siebie.
A le obow iązek obowiązkiem , więc zaczynam :
— Pow iedz, Stasiu, czy ty nie wstydzisz się swego p o stępow ania?
S tacha milczy, ale p o zuchwałem spojrzeniu jej żółtych oczu widzę, że nie wstydzi się ani trochę.
— Czy nie przyszło ci nig d y do głow y, ja k b ard zo m u
szą się o ciebie niepokoić twoi rodzice?
— J a nie m am rodzicow i — odbu rk u je Stasia.
T ak . O na nie m a rodziców. M a tylko b ab k ę i wujka.
— No więc... ja k m uszą się o ciebie niepokoić tw oja b a b k a i twój w ujek!
— E, tam ! B abka już jest taka stara, że ciągle śpi, a w ujek zawsze pow iada, że b yłoby dobrze, żebyśm y wszy
scy tro je pozdychali... (nib y b ab k a , m ój b ra t i ja ) i nareszcie spadli m u z karku I
— T aak ... m ów ię powoli, czując, że słowa dław ią m nie trochę w gardle. A le... co to chciałem pow iedzieć?... Zaw sze to nieładnie, że wracasz tak późno do dom u... M ożesz sobie n aw et trochę wyjść za m iasto, ale pow innaś wcześniej w ró
cić!
W zruszenie ram ion.
— A poco?
— Jak to „p o c o “ ? Zjesz...
— D adzą, albo nie dadzą.
— O drobisz lekcje.
— Nie m am książek.
— No... czy ja wiem ? Posiedzisz sobie trochę z babcią, pom ożesz jej w gospodarstw ie...
— Jak tylko w ujek przychodzi do dom u, to jej tak p o m aga, że wszystko p o kątach lata!...
Spuszczam głowę i milczę chwilę. Strasznie jest czasem trudno m ówić m oralne kazania.
— T ak... A le cóż tam robisz tak długo w polu, Stasiu?...
Stasia znowu wzrusza ram ionam i i nie odpow iada.
W ted y przyciągam ją d o siebie i łagodnie podnoszę jej głowę.
— Przecież raz to p o d o b n o o m ało nie zamarzłaś. B ar- dzobyśm y się w tedy o ciebie martwili, dziewczynko. No, po
w iedz mi, co tam robisz tak długo, Stasiu!
B ronzow e oczy Stasi tracą swój żółty blask i robią się nagle łag o d n e i w ilgotne:
— C hodzę tak sobie, proszę pani, p o d gw iazdkam i...
— Chodzisz tak sobie, pod gw iazdkam i... No, to m o
żesz już iść, Stasiu... m oja S tasiu..."
T o też — głównie na materjale z życia bezdomnych, dzieci i włóczęgów, zilustruję pewne cechy charaktery*
styczne dzieci trudnych do prowadzenia — tego typu, — tam bowiem występują najbardziej wyraziście.
2. Próba podziału na ty p y , z p u n ktu widzenia psychologii.
Zjawisko włóczęgostwa dzieci z różnych może wy*
pływać źródeł. Psychologowie tej miary, jak Erich Stern19) i Stefan Szuman stwierdzają, że mogą to być czynniki za*
równo endogeniczne, jak egzogeniczne. D r. Szuman wy*
różnią:20)
1) w pływ wieku (np. dojrzewanie), 2) wrodzone skłonności,
3) wpływ otoczenia, 4) wpływ choroby.
19) D r. E rich S tern : „ S eelisc h e S tö r u n g en u n d S ch w ererzieh * b e r k c ii b ei K in d ern u n d J u g e n d lic h e n “ , B resla u , 1932 — w y lic z a : A . D ie e n d o g e n e n F a k to ren : 1) P sy ch isch e S tö r u n g en a) S ch w a ch sin n , b ) P s y c h o p a th ie , c) P sy c h o se n . — 2 ) K örp erm in d erw ertigk eit u n d K ran k h eit. B . D ie E x o g e n e n F ak toren : 1) D ie n atu rale U m w elt.
2) D ie K u ltu r elle U m w e lt. 3) D ie m en sch lich e U m w elt: aj D ie R o lle d er E ltern, b ) G esch w iste r, c) F rem d e P e r so n e n , d ) E r zieh u n g u n d S trafe.
20) D r . M . L ö w y : „S ch w ererzieh b ark eit u n d V e r w a h r lo s u n g als M in d e rw er tig k eitsk o m p lex “ . Z eitsch rift für p ä d a g o g isc h e P sy c h o lo g ie 1931, z. 3; R ecen zja : P r o f. D r . S te fa n S z u m a n : „ O św iata i W ych o w a * n ie “ . W a rsza w a , 1931, str. 938.
W pewnych w ypadkach genezy można doszukiwać się w sferze kompleksu niepełnowartościowości, szczególnie gdy chodzi o normalne dzieci bezdomne.21)
N aogół jednak czynniki endogeniczne łączą się i spla*
tują z egzogenicznemi i w tedy otrzymujemy dość skom*
plikow any zespół przyczyn, powodujących włóczęgę dziecka.
Zależnie od tego, z jakich źródeł płynie włóczęga dzieci, można je podzielić na pewne typy. Z grubsza prze*
prowadzając klasyfikację, wyróżnić należałoby najpierw d w a t y p y z a s a d n i c z e : A. P a t o d o g i c z*
n y i B. N o r m a l n y .
A . T y p y patologiczne
Do typu p a t o l o g i c z n e g o należą dzieci * włóczęgi, u których popęd do włóczęgi zjawia się na tle c h o r o b o w e m . 22) W łóczęga dziecka tego typu nosi charakter „popędowego czynu patologicznego“ . Dziecko bez zastanowienia się, wbrew interesom otoczenia lub inte*
resom własnym postępuje w sposób nieprzeparty, nagle powzięty, niezgodny z jego- zasadami moralnemi. Dziecko pozostaje podówczas w stanie endogenicznego zamroczę*
nia.22)
N ajjaskrawszą cechą włóczęgi patologicznej jest nieod*
porny przymus, do tego nieświadomy, bezcelowość włó=
częgi, jej charakter popędowy. Dzieci w takiej sytuacji o*
kazują dziwny niepokój i brak zdolności do wszelkiej roz*
wagi. Opanowuje je trwoga i przygnębienie, nie mające dostatecznego uzasadnienia w objektywnych warunkach otoczenia, aż wreszcie, w śród wszelkich znamion nieodpor*
21) O b . R o z d z ia ł IV sz e r sz e g o w y d a n ia „ D z ie c k a /W łó c z ę g i“ ,
“ j P . S ch rö d er: „ K in d lich e C harak tere u n d ih r e A b a rtig k e iten “ . B resla u , 1931, str. 227.
15-
nego przymusu, następuje wyładowanie w postaci nieznają*
cego hamulców popędu do ruchu.23)
Często też okazuje patologiczna włóczęga i t e r a*
t y w n o ś ć i c y k l i c z n o ś ć.22) (Perjodyczność ucieczek).
Symptomatologja włóczęgi patologicznej przedstawia, jeśli chodzi o jej ustalenie, pewne trudności z dw u wzglę*
dów, które omawia dr. J. K retz24) w pracy p. t. „Psycho*
logja i patologja włóczęgi w w ieku dziecięcym i młodzień*
czym“. W zgląd pierwszy to fakt, iż włóczęgostwo do pew*
nych granic jest jeszcze zjawiskiem normalnem. W zgląd drugi to fakt, że włóczęgostwo jest tylko jednym z symp*
tomów w różnych kompleksach chorobowych.
O swald Stier w dziele p. t. „W andertrieb und Patho*
logisches Fortlaufen bei K indern“25) podaje taki szereg momentów, pozwalających włóczęgę normalną odróżnić od patologicznej:
23) D r . K . W illm a n n : „Zur (P sy ch o p a th o lo g ie d e s Landstrei*
ch ers“ . (Lipsk, 1906.
D r . W ł. S te r lin g : „ D z iec k o e p ile p ty c zn e" . W a rsza w a , 1930, str.
15 i 17 (w y ją tk i cy tu ję w te k śc ie). T e n ż e „ D z ie c k o h iste r y cz n e “ . W a rsza w a , 1928, str. 9.
„ S z c ze g ó ln y m w arjantem sta n ó w z a m ro c ze n io w y c h są t. zw . u c iec zk i d z iec i h iste r y cz n y c h , k tóre sta n o w ią jed n ą z lic z n y c h o d m ia n p o p ę d u w ł ó c z ę g o w s k i e g o d z iec i n e u r o p a ty c z n y c h i p s y c h o p a ty c zn y ch .
D z ie c k o n a g le u ciek a z d o m u lu b z e sz k o ły , b łąk a się naw pół*
p r z y to m n e p o o k o lic y , a ż e b y w r ó cić p o k ilk u g o d z in a c h lu b d n iach , sa m o istn ie , a lb o sp r o w a d z o n e p r zez p o lic ję , n ie zd ając s o b ie z u p e łn ie sp ra w y , co się z niem p r zez ten c a ły c za s d z ia ło .
24) D r . J ó z e f K retz: „ P sy c h o lo g ja i p a to lo g ja w łó c z ę g i w w ie k u d z ie c ię c y m i m ło d zień czy m " . L w ó w , 1914. O d b itk a ze „ S zk o ły " , str.
6 — 7. N a d to b a r d z o o b s ze r n ie o m a w ia w łó c z ę g o s tw o o s o b n ik ó w ne*
uro* i p sy c h o p a ty c z n y c h :
P ro f. dr. L eo n W a c h h o lz : „O za b u rzen ia ch u m y s ło w y c h u dzie*
ci i m ło d z ie ży " , L w ó w — W arszaw a, 1927.
25) „ S am m lu n g z w a n g lo se r A b h a n d lu n g e n zu N cu ro* u n d Psy*
c h o p a th o lo g ie d e s K in d esalters" . I. 1— 3. J en a 1913; J. K retz, o . c., str. 6.
M om en ty zewnętrzne.
1) stan pogody, pora roku (t. j. czy ucieczka nastą*
piła w warunkach zachęcających do swobodnego pobytu na wolności, czy też takich, w śród których normalnie dom przedstawia raczej dla dziecka miłe schronienie);
2) czy dziecko opuściło dom, względnie szkołę samo czy w towarzystwie (choć, jak zobaczymy, moment ten nie zawsze rozstrzyga o charakterze włóczęgi, ile że wló*
częga wogóle, a histeryczna w szczególności ma własność z a r a ż a n i a , a więc skupiania się tow arzyskiego);
3) cel włóczęgi t. j. czy kresem jej jest miejsce skąd*
inąd dziecku znane (np. dom krewnych, znajomych, przy*
jaciół), czy też obce mu całkiem, na chybił trafił obrane, bez świadomości położenia, kierunku i przeznaczenia;
4) czy w powtarzających się w ypadkach włóczęgi cel pozostaje zawsze ten sam, coby — wedle Stiera — wska*
zywało wyraźnie na patologiczny charakter włóczęgi (mo*
ment ten, jednak sam przez się nie w ystarcza);
5) okoliczności towarzyszące t. j. warunki, w których ucieczka nastąpiła (np. czy pośród zabawy, pracy, obia*
du — po szkole, czy podczas godzin szkolnych, czy w ubraniu uporządkowanem, czy też np. bez kapelusza, ma*
rynaiki, butów i t. d . ) ;
6) czy bez przygotowania świadomego, czy też z peł*
na świadomością;
7) moment trwania i częstotliwość, t. j. moment recy*
dywy w ypadków włóczęgi, co jednak wedle Stiera, nie zawsze musi świadczyć o patologicznym charakterze wló*
częgi.
M om enty psychologiczne.
1. W łóczęgę uznać można za zjawisko „normalne“ , jeśli zapomocą niej uciekający spodziewa się uzyskać stan choćby chwilowo przyjemniejszy od tego, w jakim zna*
'
17
lazłby się, pozostając w domu czy w szkole; więc gdy sprawa przedstawia się tak, że z jednej strony staje: oba#
wa kary, ciasnota warunków domowych, nuda i t. d,, a z drugiej perspektyw a swobody, zabawy, pięknej natu#
ry, ruchu, barwnej rozmaitości życia n a ulicach wielkiego m iasta i t. p.
2. „Patologiczną“ natom iast staje się włóczęga, jeśli niema żadnego widocznego motywu świadomego, jeśli przygody błądzącego w porównaniu z wygodniejszym mo#
że domem rodzicielskim przynieść mogą tylko 'bolesne i smutne przeżycia. T ak wałęsają się w stanie chorobliwym wszystkie te dzieci, które o głodzie i chłodzie tygodniam i całemi nocują po piwnicach, na strychach i nie odnajdują drogi do domu, gdzie czeka n a nie przebaczająca miłość i piecza macierzyńska, następnie te, u których nawet groź#
ba tak dotkliwych kar, jak internowanie ich w zakładzie poprawczym, nie stanowi .dość skutecznego hamulca wo#
bec popędu do -wałęsania się, jako też wreszcie i takie dzieci, u których słabe już groźby lub drobne zdarzenia, jak np. lekka nagana ze strony nauczyciela czy naigrawa#
nie się kolegów, stają się dostatecznym motywem do ucieczki.
O gólny stan dziecka-wlóczęgi.
Ogólny stan dziecka: 1) habitus cielesny, 2) habitus duchowy, to również doniosły moment diagnostyczny, po#
zwalający odróżnić włóczęgę normalną od patologicznej.
Przejdźmy obecnie z kolei do o p i s ó w tego ro#
dzaju w ypadków p a t o l o g i c z n e g o włóczęgostwa dzieci i młodzieży.
Oto klasyczny przykład patologicznej włóczęgi, któ#
ry podaję z pracy dr. W ładysław a Chłopickiego:26)
„Z dziedziny psychopatologji wieku dziecięcego“ .
„C h ło p ak J. Z ., lat I 0, uczeń kl. IV szkoły powszechnej (b a d a n y i opisany przez dr. J. H o ro d e ń sk ie g o ), z którym zwrócili się rodzice do kliniki ze skargam i, że sam ow olnie na parę dni o dd ala się z dom u i często nie przychodzi d o dom u naw et na noc...
Do szkoły zaczął chodzić w 7 r. życia. Uczył się dobrze.
W dom u był posłuszny, grzeczny, polecenia chętnie spełniał.
¡Pod koniec poprzednich w akacyj (1 9 2 9 ) chłopak bez porozum ienia się z rodzicam i opuścił dom z zam iarem uda
nia się do krewnych, m ieszkających w odległości przeszło 40 km . Nie m ogąc je d n a k tam trafić, zatrzym ał się w jed nej z sąsiednich wsi, odległej od K rakow a około 40 km , skąd po 3 dniach przyw ieziono go do K rakow a furą. O sposobie do
stania się do tak odległej miejscowości opow iadał różnie: raz, że przyczepił się d o jadącego w tam tym kierunku autobusu, innym znów razem , że przysiadł się do jakiejś fury, a resztę drogi od b y ł pieszo. Z a sam ow olne opuszczenie dom u dostał od ojca w skórę. Przez mniej więcej p ó łto ra roku nie opusz
czał dom u n a czas dłuższy i rodzice sądzili, że syn ich stra
cił chęć do w ędrów ek. Tym czasem badany, jak sam p od aje, bard zo często w ychodził z dom u na kilka lub kilkanaście go
dzin i szedł bez żadnego w idocznego celu n a błonia, do p a r
ków , „żeby w yhasać się” , p ędził p o błoniach, przyglądał się, a czasam i b ra ł udział w różnych grach i zabaw ach dzieci, p rzypatryw ał się niedostępnym m u jeszcze rozryw kom , jak wiosłowaniu, pływ aniu i jeździe n a row erze i t. d. Innym znów
C h o w a n n a , 1931, z e s z y t I, str. 27.
E rw in M iiller = F eilitz sc h : „ S ch ü lerty p en d ie im ü b erstark en D ra n g e n a ch F reih eit u n d in A b le h n u n g n o tw e n d ig e r B in d u n g e n be*
so n d e r e S c h w ie r ig k eiten in d er E r zieh u n g b ie te n “ , L eip zig , 1924, po<
daje r ó w n ie ż szereg g łę b o k o i su b te ln ie z a n a liz o w a n y c h p r z y k ła d ó w w łó c z ę g i p a to lo g icz n e j m ło d z ie ż y . U w a ż a , ż e p o p ę d d o w łó c z ę g o s tw a m ieć m o ż e czw o ra k ą fo rm ę w y r a ża n ia się n a zew n ą trz. M o ż e to b y ć : 1) p o p ę d d o w łó c z ę g i o p o d ło ż u p s y ch a ste n ic z n o * d e gen eratyw * nem (d er © sych asten isch d e g e n era tiv e W a n d ertrieb ), 2 ) p o p ę d d o w łó c z ę g i o p o d ło ż u ep ile p ty c zn e m (d e r e p ile p tisc h e W a n d ertrieb ), 3) p o p ę d d o w łó c z ę g i o p o d ło ż u h istery czn em (der h y sterisc h e W an*
dertrieb ), 4 ) p o p ę d d o w łó c z ę g i n a tle ob ra ż eń i t. p . (W a n d ertrieb a u f G ru n d v o n K o p fv e r le tz u n g e n ). N a str. 28 p o d a je też sy m p to m y s w o is te dla k a żd ej z form .
- :u;i!. . . 19
Tazem w ędrow ał po ulicach m iasta, oglądał w ystaw y skle
pow e i brał udział w zbiegow iskach ulicznych. W ostatnim roku ze szkoły nie w racał już w prost do dom u, lecz udaw ał się często n a swoje spacery. G d y go rodzice pytali, gdzie tak długo przebyw ał — tłumaczył się jakiem ś zajęciem w szkole lub pobytem u kolegi.
W styczniu b. r. p o skończonych lekcjach poszedł n a rynek (K lep arsk i), tam przysiadł się n a jed n ą z fur z wio
ski, gdzie m ieszkał jego stryj. W wiosce tej nigdy nie b y ł i prócz stry ja nie znał nikogo. P o przybyciu na m iejsce, gdy go zapytano o przyczynę tak nieoczekiwanego zjaw ienia się, odpow iedział, że z pow odu panującej w szkole szkarlatyny nauki niem a, i że rodzice kazali mu pojechać do krewnych.
O jciec m iał go przytem zaprow adzić na rynek i prosić go
sp odarzy jadących furam i, b y go zawieźli d o stryja. Krew
nym w ydało się podejrzane, że m iał ze sobą książki szkolne, a gdy skom unikow ał się z rodzicam i chłopca, przekonali s ię ,.
że rodzice nic o tych odw iedzinach nie wiedzą. W ów czas je
den z krew nych przyprow adził chłopca do K rakow a, a gdy byli już na podw órzu, chłopak p o d jakim ś pozorem w ym knął się i przyszedł do dom u dopiero nazaju trz rano. P rzed m atką tłum aczył się, że b ał się ojca i dlatego nie m ógł przyjść do dom u wcześniej.
P otem jeszcze 3 razy udaw ał się do krew nych w pobli
skich wioskach, sk ąd po 2— 3 dniach byl sprow adzany przez rodziców . C hłopiec u tych krew nych nigdy p rzedtem nie b y w ał, drogę odbyw ał b ąd ź pieszo, b ąd ź też korzystał ze spo
sobności, kiedy w dnie targow e były fury.
W ostatnich czasach często nie przychodził do dom u na noc. P rzed rodzicam i tłumaczył się, że nie chciał późno w ra
cać do dom u z obaw y, żeby go nie bito. N ocow ał w tedy, m i
m o dosyć silnych m rozów , w ogrodzie w altanie, lub po d dachem , owinąwszy się w siano lub stare koce. D o dom u przychodził rano, odrabiał pobieżnie lekcje i szedł do szkoły.
W czasie tych w ędrów ek p o krew nych i nocow ania po za do
m em m iał stale ze sobą książki i przybory szkolne. Nic ze swoich rzeczy nigdy nie zgubił.
Z usposobienia m a b y ć prędki, ruchliwy, ojciec p o d a je
„ p o dachach by gonił“ , zawsze wesoły, towarzyski, łatw o za
w iera coraz to now e znajom ości. Jest łubiany przez kolegów ,
je d n a k często wszczyna z nimi bójki, z których n iejedn ok ro t
nie wychodzi pokonany. Sińce i okaleczenia nie w strzym ują go od udziału w b ó jkach z silniejszymi od siebie. Z dolny, po
jętny, ale w ostatnich czasach leniwy. D o szkoły uczęszcza, pilnie, opuszcza naukę tylko wówczas, gdy u d aje się na dal
sze w ędrów ki. K łam ie w ostatnich czasach tak sprytnie, że starszą osobę p otrafi w yprow adzić w pole. P odczas lekcji w szkole zajm uje się wszystkiem innem , tylko nie lekcją, roz
m aw ia z innem i dziećmi, opow iada im aneg dotki. O statnio np. podczas lekcji pow iedział koledze, że te okruszyny, które nauczycielka każe zbierać, to ch yba sobie zabiera; to m iało być bezpośrednim pow odem , dla którego nauczycielka za
żądała od rodziców umieszczenia go w zakładzie.
M atka podaje, że chłopak o d roku stał się bardziej nie
znośnym , nieposłusznym i zaczął okłam yw ać rodziców . O - statnio szedł czasem tam , gdzie m atka pracuje i bez jej wie
dzy prosił, b y m u dano dla m atki 5 0 gr. lub inną dro bn ą kw otę. K oledzy widzieli go często zajadającego cukierki lub czekoladki. W dom u nie zauważono, aby brał pokry jom u pieniądze lub inne rzeczy, k tóreby m ógł spieniężyć, po d ejrza
nym jedynie w ydaje się m atce ten szczegół, że często prosił 0 pieniądze n a zeszyty. Czasami, gdy b a d a n y wracał z opóź
nieniem do dom u i spodziew ał się ostrzejszej wymówki, klę
kał przed obrazem i głośno m odlił się: „B oże! czem uś m nie takiego ło tra stworzył? I Panie 'Boże dopom óż, żebym był dobry, żebym nie kłam ał, żebym słuchał rodziców, żebym się zmienił, Panie Boże pozwól, ażeby ten czart, k tó ry m nie
opętał, odszedł już ode m n ie" i t. p.
S tan som atyczny. B adanie stw ierdza: wzrost od pow iada
jący wiekow i; b u d o w a w ątła, ożywienie p o d u p ad łe, skóra 1 w idoczne b ło n y śluzowe b la d e ; gruczoł sercow y nam acalny, niepow iększony; konstytucja raczej dysplastyczna; stygm a- tów zw yrodnienia, asym etrji b ra k ; narządy wew-nętrzne oraz stan neurologiczny bez zmian.
Stan psychiczny. Psychicznie zorjentow any w czasie, m iejscu i otoczeniu dobrze. B adanie inteligencji w ykazuje li = 100. Na p y tan ia odpow iada spraw nie. P ersonalja swoje p o d a je dokładnie. O ddalał się z dom u, żeby zabaw ić się lub żeby przyjrzeć się, ja k się inni baw ią. Było m u tam na ulicy i n a Błoniach tak dobrze, że zapom niał, że jest już późno
21
i trzeba w racać do dom u. 'Pobyt swój poza dom em zawsze starał się m ożliwie najbardziej przedłużyć. A g dy już w racał do dom u, ogarniał go strach, że dostanie od rodziców bicie, a lb o w najlepszym razie czeka go ostra w ym ów ka. S trach ten w zrastał w m iarę zbliżania się do dom u, a p rz ed sam em w ejściem do m ieszkania by ł tak wielki, że często chłopiec za
w racał z p o d drzwi i chodził p o mieście jeszcze jakiś czas, a dopiero, gd y przem ógł ten strach, przychodził do m ieszka
nia albo szedł nocow ać gdzie indziej, np. n a strychu lub w al
tanie (m im o wielkiego zim n a ).
Pierw szy raz oddalił się na czas dłuższy z dom u, chcąc udać się do swoich krew nych, b y tam zabaw ić się z rów ieśni
kiem . O statnio oddalił się n a czas dłuższy do krew nych w ów czas, gdy w szkole otrzym ał złą notę, z obawy, żeby go oj
ciec nie obił. P o d a je przytem , że ojciec często i m ocno go bił, co zd aje się nie odpow iadać praw dzie.
D la lepszego zapoznania się z w arunkam i najbliższego otoczenia badan ego, lekarz udał się d o m ieszkania jego ro dziców. W arunki m ieszkaniow e, jakie tam stwierdził, są w prost opłakane. W ystarczy nadm ienić, że w m ałem , jed n o - pokojow em m ieszkaniu mieszczą się dw ie rodziny, razem dziewięć osób. O jciec chłopca cały dzień za jęty je st ciężką p racą fizyczną na utrzym anie rodziny. M atka często też cho
dzi n a zarobki, w chwilach zaś wolnych nie lubi pozostaw ać w dom u, lecz w ychodzi n a „p o g a w ark ę“ do sąsiadek. Bliższe w ejrzenie w sposób życia i w arunki m ieszkaniow e tej rodziny pozw ala zrozumieć, ja k m ało siły atrakcyjnej posiada ten ośrodek życia rodzinnego dla swoich członków , a zwłaszcza d la dzieci.
W naszym przypadku wędrówki parodniowe, noco*
wanie na mrozie w altanie i t. d. nie dadzą się wytluma*
czyć wyłącznie trudnem i w arunkam i mieszkaniowemi.
G d y chodzi o wytłumaczenie takiego samowolnego kilkudniowego oddalania się dzieci w wieku naszego chłopca, to z lekarskiego biologicznego punktu widzenia należy myśleć w tych przypadkach o możliwości istnienia objawów poważniejszego schorzenia, jak np. epilepsji, schizofrenji wieku dziecięcego lub też objawów nie zawsze groźnie przedstawiającej się psychopatji ustrojowej.
W ydalania się e p i l e p t y k ó w , t. zw. fugi epi*
leptyczne, charakteryzują się tem, że chorzy nie zdają so*
bie sprawy z tego, co robią, gdzie i poco wychodzą z do*
mu, gdyż czynią to w zamroczeniu. N ie pam iętają również tego, co się w okresie zamroczenia z nim i działo. Takie ucieczki obserwujemy zazwyczaj u osobników, u których przeważnie spotykam y najistotniejszy objaw epilepsji — t, zw. ataki epileptyczne z utratą przytomności, upadaniem i drgawkami.
Dr. W ładysław Sterling w pracy p. t.: „Dziecko epi*' leptyczne“ ,27) pisze o tem:
N apady włóczęgostwa (t. zw. porjomanja lub fugues autorów francuskich) stanowią u epileptyków szczególną odmianę stanów pomrocznych. Jest to jeszcze jedno u*
kształtowanie popędu włóczęgowskiego, który czerwoną nicią przewija się poprzez wszystkie niemal dziedziny psychopatologji w ieku dziecięcego i młodzieńczego. Dzie*
ci wydalają się z domu, błądzą bez celu po mieście lub o*
kolicach podmiejskich, nocują pod gołem niebem, wcho*
dzą, nie wiedząc dlaczego i poco, do obcych domów lub pokojów, albo wędrują, żebrząc, w obcych sobie stronach.
W ich niezwykłem zachowaniu uderza w tedy znaczna o*
ciężałość umysłowa: nie potrafią podać swego nazwiska i miejsca zamieszkania, nie wiedzą, gdzie się znajdują, na inne pytania jednak odpow iadają właściwie, a podczas ele*
m entarnych czynności życiowych np. ubierania, rozbiera*
nia się, jedzenia i t. p. zachowują się zupełnie roztropnie.
Po kilku godzinach, dniach, a .nawet tygodniach przytom*
ność wraca — i w tedy dziecko samo najbardziej zdumione jest, skąd się wzięło w cudzym domu, w nieznanej sobie miejscowości i pomiędzy obcymi ludźmi. Swoiste zupełnie zaburzenie świadomości czyni tu możliwem, że dziecko,
27) D r . W ł. S terlin g : „ D z ie c k o e p ile p ty c zn e " , W arszaw a, 1930, str. 15— 16.
23
•pomimo ciężkiego uszkodzenia procesu kojarzeniowego, zachowuje pełne zrozumienie faktów świata zewnętrznego i trafnie w yprow adza niektóre wnioski, jak to np. widocz*
ne jest ze skom plikowanych czynności podczas podróży.
Jeden z moich pacjentów, 13*letni epileptyk, zawędro*
Aval kilka miesięcy temu w stanie zamroczeniowym aż do Skierniewic, skąd policja odstawiła go do domu rodżiciel*
skiego w W arszawie.
W innym w ypadku 12*letnia dziewczynka zawędro*
wała, po długiem błądzeniu po .mieście w stanie przyćmip*
nej świadomości do obcego domu i mieszkania, tam nie umiała podać żadnych wyjaśnień o swej osobie, nazwisku, miejscu zamieszkania i celu złożonej wizyty. Początkowo posądzono ją o chęć kradzieży, ale wkrótce z w yglądu dziewczynki i dziwacznego jej zachoAvania się wywniosko*
wano o chorobliwym stanie jej psychiki i zatrzymano na noc. N ad ranem dnia następnego w ystąpił napad ogólnych drgawek, po którym przytom ność całkowicie powróciła.
O d d alenia się .z dom u dzieci s c h i z o f r e n i e z*
n y c h są rów nież dla nas niezrozum iałe i nieum otywo*
Avane, ale z in n ych pow odów , głównie z pow odu rozkoja*
rżenia ich psychiki, trudnego k o n tak tu z niem i oraz nie*
m ożności w czucia się w ich przeżycia. Ich całe zachow anie się i postęp k i są dla nas zazAvyczaj czemś zagadkow em i dziw acznem z po w o d u rozszczepienia ich p sy ch ik i w za*
kresie m yśli, uczucia i Avoli.
Inne są w y d a la n ia się z dom u dzieci p s y c h o p a*
t y c z n y c h . W y p ły w a ją one z isto ty psychopatji ustro*
joAvej. P sych op atja u strojow a albo, ja k in n i nazyw ają, kon*
stytu cja psychopatyczna, oznacza takie anom alje psychiki, które nie są jeszcze jakąś określoną chorobą um ysłow ą, ale stoją n a pograniczu m iędzy zdrow iem a chorobą psy*
chiczną i polegają n a nierÓAvnomiernym rozw oju poszczę*
gólnych składnikÓAv psych ik i; w y n ik a s tą d zm niejszona
sprawność i mniejsza wartościowość -układu nerwowego.
Anomalje te, z jednej strony, zlewają się niepostrzeżenie z tem, co zwykliśmy określać jako norm a psychiczna, z drugiej zaś nasilenia ich prow adzą do głębokich zabu*
rzeń psychiki, do stanów psychopatycznych. Otóż wyda*
lania się z domu psychopatów są wyrazem nierównomier*
ności i nieharmonijności rozwoju ich psychiki, ich nie?
możności dostosowania się do ram zakreślonych im przez życie i wychowanie, jednym z objawów prymitywnego wy*
ła-mywania się z takich ram.
Naszego chłopca musimy zaliczyć do tej ostatniej ka*
tegorji. O n sam najdokładniej zdaje sobie sprawę z tego, gdzie i poco -udaje się na swoje wędrówki. Zdaje sobie ponadto dokładnie sprawę z tego, że jego wędrówki są rzeczą zlą. Stara się -od nich powstrzymać. Przyrzeka ro*
dzicom, że więcej już tego nie powtórzy. M odli się do Bo*
ga, żeby się zmienić. W ie, że za niewrócenie na czas do domu czeka go kara. Robi sobie naw et postanowienie, że będzie inny, lepszy. Z chwilą jednak, gdy tylko wyjdzie z mieszkania lub przyjdzie taka chętka na niego, zapomi*
na o wszystkiem, wybiega na ulicę i pędzi. Uwidocznia się w tem brak harmonji w psychice tego chłopca, w alk i z popędam i do wydalania się z domu, które przecież go opanowują i zmuszają do wykroczeń coraz większych.
C harakterystyczny jest przytem szczegół, że w tych swo*
ich dalekich wędrówkach do nieznanych dla siebie okolic chłopak wykazywał tyle energji, inicjatywy i dzielności, na ileby się w podobnych w arunkach jego lOdetni rówieśnicy prawdopodobnie, nigdy nie zdobyli. T o świadczy o tem, że niepożądany popęd do w ędrówek jest wyrazem pewnej biologicznej konieczności, głęboko uzasadnionej w ustroju tego chłopca, że jest wypływem wzmożonego napięcia afek*
tywności popędowych przejawów jego psychiki, znajdu*
25
jących ujście w prymitywnem wyładowywaniu się pod po*
stacią opisanych wędrówek.
N iekiedy włóczęga patologiczna trw a bez końca. O to tak i niezwykły typ młodocianego włóczęgi, żyjącego od dziecka na tułaczce między jednem a drugiem więzieniem...
...Życie Jóźw iaka od najm łodszych lat w ypełnia w łóczę
gostwo, które stało się niejako jego nieuleczalną chorobą.
T a k orzekli lekarze psychjatrzy, któ rzy go b adali i poznali niezw ykły jego życiorys.
Jóźw iak, zostaw szy w 1 2-tym roku życia sierotą, w yru
szył bez grosza w świat i, czepiając się pociągów , b ąd ź ukry
w ając się w w agonach tow arow ych i w przedziałach dla psów, d o tarł do północnych W łoch, gdzie m ieszkał jego stryj.
Chłopiec, zaznaw szy sw obody, niedługo był u stryja i, w obaw ie przed jakąś karą, zbiegł na K orsykę.
T u zaopiekow ał się nim jakiś oszust, któ ry kazał się m u angażow ać do pracy, b ra ć za d atek i uciekać w pierw szym za
ra z dniu po zainstalow aniu się. W ten sposób opiekun — oszust z coraz pojętniejszym pupilem naciągnął b ard zo wielu m ieszkańców K orsyki. A resztow ano go i odesłano z pow ro
tem do W łoch. Nieletni przestępca, nie chcąc wrócić do stry
ja , zbiegł przez S zw ajcarję d o P ary ża, następnie znowu do Berlina i znow u do Francji. T u zaciągnął się d o Legji cudzo
ziemskiej i w yruszył do A fryki. N ie p o pasał je d n a k długo w szeregach, zbiegł d o M arsylji, a dostaw szy się do więzienia, p o trafił zmylić czujność dozoru i uciekł, ukryty w węglu n a po k ład zie okrętu do Salonik. Było to w czasie w ojny świa
towej.
Jóźw iak, używ ając wielu fortelów i oszukując to w ładze w ojskow e bułgarskie, to austrjackie i niem ieckie, zjaw ił się k tóregoś dnia w W arszawie, gdzie doczekał niepodległości i tw orzenia wojska.
Ja k o w ojak staw ił się do szeregów i przydzielony został d o 13 p. p . Nie w ytrzym ał je d n a k długo w w ojsku i zdezer
terow ał. W nowej1 tułaczce po świecie zwiedził Niemcy. I tu je d n a k nie zagrzał m iejsca i jakim ś okrętem , zam ieszany w śród podróżnych, d o tarł do G dyni.
Na polskiej ziemi Jóźw iak zgłosił się sam do w ładz, o d by ł karę 6 miesięcy więzienia za dezercję, w rócił do pułku,
a le znow u tylko poto, b y po kilku tygodniach ulotnić się i przejść now ą drogę: Niemcy, Francja, W iochy, Bałkany, Polska.
Po tej w ędrów ce znowu zjawił się w pułku, znów odsie
dział 6 m iesięcy i znów zbiegł do Niemiec.
Tym czasem w Niemczech aresztow ano go i odstaw iono d o granicy Polski.
W więzieniu p o d d an o go badaniu psychiatrycznem u, po k tó rem lekarz orzekł, iż stan patologicznego włóczęgostwa, w jakim Jóźw iak się znajduje, ogranicza do m inim um jego poczytalność i w skutek tego czyni go niezdolnym do służby w ojskow ej.
S ąd W ojskow y skazał go na 6 miesięcy więzienia i — tym razem na w ydalenie z wojska.
P o odbyciu kary Jóźw iak nie m usiał stawić się w p ułku i nie miał pokusy do ucieczki.
C zy jed n ak nie rozpocznie nowej w łóczęgi?...
Resumując to wszystko, co powiedziałem o typie pa*
tologioznej włóczęgi dzieci i młodzieży przypomnę, po ja*
kich cechach w świetle badań Stiera i Hellera poznać ją łatwo w praktyce.
0 . Stier stwierdza, że z objawami włóczęgostwa pa*
tologicznego spotkać się możemy28) :
1) u dzieci psychicznie upośledzonych, — cechy:
a ) spotęgowana pobudliwość na' zewnętrzne bodźce, b ) u*
pośledzenie w rozwoju pojęć otamowawczych;
2) u dzieci psychopatycznych — cechy: a) zwiększo*
na afektywność; skłonność do lęku, b) nadmiernie bujna wyobraźnia (dzieci biperfantastycznych), c) niedorozwój poczuć moralnych na tle degeneratywnej konstytucji (kra»
dzieże, hulanki, rozpusty).
W edłu g T. Hellera występuje w ł ó c z ę g a p a t o»
l o g i c z n a na tle:
1. Epilepsji.
2S) J. K retz o . c.
27
1) włóczęga w stanie zamroczenia umysłowego29), 2) bez zamroczenia, w stanie epileptycznego przygnę*
bienia,
3) włóczęga „impulsywna ucieczka“ — zastępująca nieraz atak epileptyczny;
II. Ogólnej psychastenji. (Pod wpływem psychopa*
tycznej konstytucji, związanej ze stanami przygnębienia i wybuchami afektów).
III. H ipertynji (nadm iar emocjonalności, wybuchów radości np.).
IV. H isterji30).
Nie zawsze jednak „włóczęga" dziecka ma charakter patologiczny. N iejednokrotnie spotykam y bowiem typy włóczęgów, których stanowczo do tej pierwszej grupy za*
liczyć nie można31) 32).
.W łóczęga może być więc i czemś normalnem, jakkol*
wiek w niejednym w ypadku trudno będzie ustalić granicę między tern, co normalne, a tern, co patologiczne. Włó*
częga bowiem należy do tych zjawisk życia dziecięcego, które stoją na pograniczu, m iędzy psychologją normalną a psychopatologją.
W śró d dzieci włóczęgów, których zaliczyć możnaby do typu normalnych, da się bez trudu wyróżnić kilka pod*
typów, zależnie od tego, jaki czynnik potęguje popęd do włóczęgostwa: wiek, środowisko, czy swoiste wrodzone czynniki.
20) „ P o d ty p y “ R aeck esg o „ U e b e r e p ile p tisc h e W a n d er z u stä n d e “ . A r c h iv für P sy ch ia trie u n d N e u r o lo g ie . X L III, str. 398 i n.
30) J. K retz (J. M ir sk i), o . C . , str. 19— 25.
s l ) A . S im o n i K . S e e lm a n n : „Z p rak tyk i s z k o ln e j“ , s p o ls z c z y ł A . R o n d th a ler w k sią żce p . t. ,/P sy c h o lo g ja in d y w id u a ln a A lfr e d a A d lera " , w y d . II. W a rsza w a b . r. (1928), str. 9 1 — 109.
32) A le ssa n d r in a R a v iz z a : ,jM oi Z lo d z ie ja s z k o w ie “ . Z w łosk ie*
g o o r y g in a łu p r z e ło ż y ła E lesta. W a rsza w a b . r. (1929). B ib ljo te k a w y c h o w a w c z a „ D z iec k a i M a tk i“ .
B. T y p y normalne.
N ie w każdym okresie życia zjawia się u młodego osobnika skłonność do włóczęgostwa w jednakim stopniu.
W pewnych okresach rozwojowych skłonności te przybiec rają jakgdyby intensywnie na sile, w innych słabną. W idać to bardzo wyraźnie, gdy tylko rzuoimy okiem n a szeregi dzieci włóczęgów w tern lub innem schronisku, — kiedy się znajdziemy przypadkowo w śród tej lub owej ich „bandy“ . U derza nas to samo, kiedy przeglądamy tabele statystyczne w ypadków włóczęgostwa młodzieży w poszczególnych la«
tach jej życia, lub wkońcu, gdy czytamy ta k częste w dzień«
.rakach notatki o jej uciekińierstwie, czy włóczęgach. Zwią*
zek pomiędzy w i e k i e m a pociągiem do' włóczęgostwa staje się podówczas czemś zupełnie jasnem, zrozumiałem, w prost o czy wistem.
Pociąg do włóczęgi rzadko bardzo budzi się u dziatwy w okresie średniego dziecięctwa, t. j. mniej więcej do sie*
dm iu lat życia, a jeśli się to naw et dzieje, znajduje ujście w świecie iluzji, dokładniej mówiąc w ś w i e c i e za*
b a w . M ały włóczęga*podróżnik, wędrowiec, żeglarz i t. p.
zadowala się w tym okresie chętnie samemi zabawowemi przygotowaniami do wyfrunięcia w daleki świat, który go dopiero poczyna nęcić ku sobie. Robi sobie małe okręciki, łodzie, kolejki i auta. N a tern się narazie jednak wszystko kończy. Słabe dziecięce siły nie pozwalają na przejście od marzeń i zabawy ku poważniejszej realizacji zamierzeń.
Zabawa jest dla dziecka rzeczywistością. Pełne szczęścia, pochłonięte „zabawową“ realizacją swych planów, zapomi*
na o wszystkiem innem. N ie przeczuwa wprost, że istnieje - inny sposób realizacji własnych zamierzeń — realizacja ich na serjo w świecie rzeczywistym.
Postawa dziecka wobec rzeczywistości zmienia się jednak zasadniczo w okresie późnego dziecięctwa na inną,
29