• Nie Znaleziono Wyników

Przyjdź Królestwo Twoje Eucharystyczne. R. 6, nr 11 (1900)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przyjdź Królestwo Twoje Eucharystyczne. R. 6, nr 11 (1900)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok VI. Listopad 1900. Nr. 11.

„PRZIJDZ KRÓLESTWO TWOJE"

Przedmiot do rozmyślania

podczas a d o ra c y i d la u&ytku Stow arzyszon ych

»Ave M aria«, ro z w a ż a n e p rz y P a n u Jezusie.

E t b e n e d ic tu s fructus v e n tris tu i, Je zu s! »B łogosław iony O woc Żyw ota T w ego J e z u s !«

I. Uwielbienie.

I w y n ijd zie R ó żd żk a z k o rzen ia Jesseg o i k w ia t z ko­

rz e n ia jeg o w y ro śn ie — mówi p ro ro k Izajasz. Była to zap o ­ w ied ź w ielk iej tajem nicy, k tó ra się m iała spełnić w Maryi i p rz e z M aryę. Je z u s jest O w ocem . O w ocu zaw iązek je s t w kw iecie. M arya j«st kw iatem . K w iat ro z w ija się n a ło d y ż ­ ce. Ł o d y żk ę k arm i ko rzeń , Izrael je s t k o rzeniem . K o rzeń żyje z ziem i, czło w ieczeń stw o je s t ziem ią, karm iącą lu d w y ­ b ran y . Je zu s je st ow ocem czło w ieczeń stw a, ale c z ło w ieczeń ­ stw a coraz w ięcej u d oskonalonego łaską. T ak, że czem w ię­

cej się człow ieczeństw o zbliża do Jezusa, te m je s t św iętszem . Skoro n ad eszła w io sn a Boża, ujrzano rozw ijający się k w ia t — k w ia t te n je d n a k ja k b y opadał, bo zaciera b la sk sw ego k ielicha, g d y ż M arya jest k w iatem żyjąoym , u k ry w a ­ jącym się d o b ro w o ln ie w cieniu, w e w z g a rd z ie u ludzi.

N ie zam iera je d n a k te n kw iat, nie niszczy się, p rz e c i­

w n ie : n ap o iw szy się d o stateczn ie św iatłem i ro s ą ; gdy zo­

stał w y sta w io n y na silniejszeprom ienie, u tw o rz y ł ow oc. I b ło ­ gosław iony O w oc Ż yw ota T w ego. O Je z u ! ja k ż e zasłu g u jesz być błogo sław io n y m Ty zaw sze. Ty n a d ew szy stk o ! B łogosła­

w io n y m , to je st chw alonym , kochanym , u w ielbianym .

O Maryo, k tó ra je ste ś błogosław ioną w śró d n ie w ia st dla T w ej n iezró w n an ej godności M atki Bożej, T y nie chcesz, aby Cię u w ielb ian o S am ą ty lk o ; błogosław iąc M atkę, m am y bło­

gosław ić i Syna ; dlatego te ż Kościoł obow iązuje sw oje d z ie ­ ci, aby m ó w iły : I błogosław iony Ow oc żyw ota T w ego J e ­ zus __ p0 sło w a c h : B łogosław ionaś T y m iędzy niew iastam i.

U czm y się stąd, żeśm y w o k azy w an iu naszej pobożności nie

(2)

— 818 —

p o w in n i nigdy rozdzielać M atki od Syna, M aryi od J e z u s a ; g d y ż stajem y się m ilszym i P a n u Jezusow i, służąc M a ry i; m il­

szym i Maryi, służąc Jezusow i.

U czm y się błogosław ić Je z u sa z M aryą i p rzez Maryą.

N ik t ta k doskonale Go nie uw ielbiał, ta k serdecznie nie k o ­ chał, ja k M arya Jej m iłość p rzew y ższa w szelk ie o znaki mi - łości Jezusow ej. Jej m iłość zaw iera w sz e lk ą m ożebną m iłość k u Stw órcy, człow ieka odkupionego w zg lęd em O dkupiciela, służebnicy w zględem sw ego P ana, u czn ia w zg lęd em sw ego nauczyciela, sio stry dla brata, córki dla ojca, oblubienicy dla oblubieńca, m atki dla syna.

II. Dziękczynienie.

I błogosław iony O woc żyw ota T w ego J e z u s ! Błogosła- w io n y ś o Jezu, boś T y dobrocią nieskończoną, D obrem naj- w yższem , u d zielającem się stw o rzen io m S w oim ta k bard zo ukochanym . Jak iem że źródłem szczęścia dla biednej ziem i je st T w oje W c ie le n ie! Cóż po w ied zieć o T w ej S ak ram en tal­

nej obecności, przedłużającej W c ie le n ie ? ' Żłóbek, w k tórym po raz p ierw szy się uk azałeś i ołtarz, na k tó ry m pokazujesz się u staw iczn ie, są jak b y dwoma ram ionam i m iłości n ie sk o ń ­ czonej, otaczającem i ludzkość c a łą ; a k rzy ż je s t w środku, tam , g dzie ta m iłość um ieściła S w e S erce (ks. biskup Gay).

N adew szy stk o je d n a k oddałeś się o Jezu , Maryi, N ajśw iętszej Matce Tw ojej. Ja k ż e lu b ię m yśleć o T obie, gdy jako D ziecię spoczyw ałeś na Jej łonie. Jej też b ezp o śred n io od k ry w ałeś T w oje tajem nice. P raw d a, że Józef jest g łow ą P rz e n . R odzi­

ny, ale w pierw szych latach zaw sze m atka w ięcej w ystęp u je n iż 'o jc ie c , m niej bow iem ojciec ma ud ziału w w y ch o w an iu dzieciny. Później, w N azarecie, w ięcej się u w y d atn ia Jego w ła d z a ; bo z obo w iązk u ojciec k ie ru je sy n em w w ie k u m ło­

dzieńczym . W B etleem , w św iąty n i Jero zo lim sk iej, w po­

czątk ach p o bytu w E gipcie, M arya m a p ie rw s z e ń s tw o ; Sło­

w o w cielone należy zu p ełn ie do Maryi. Sam a M arya budzi i u sypia Je z u s a ; sam a otula i u b ie ra ; sam a k arm i i o g rz e w a ; sam a Go zw ykle piastuje; Nie m ożna w ątpić, że i Józef na rę c e n ieraz b ierze D ziecię, ale M atka Mu Je podaje, M atka w k ró tc e znow u odbiera. P a s te rz o m i .K rólom M arya D zie­

ciątko do uczczenia podaje. E w an g elia m ów i, że p a sterze m ieli tam znaleźć D ziecię i M atkę Jego. P ew n ie też, aby należeć zu p ełn ie do Maryi, chciałeś o mój Jezu , życie S w e ziem skie,

(3)

— 319 —

d zieciń stw em rozpocząć. R ozum iem też, że M arya była n aj­

w ie rn ie jsz ą ze w sz y stk ic h stw o rzeń .

S łusznie też, że Ty, o Boski Z baw icielu, u b ło g o sław iłeś i w y w y ż sz y łe ś M atkę S w oją n ad w sz y stk ic h aniołów i n a d w sz y stk ic h l u d z i ; O na to bo w iem dała ci to S erce, te oczy, te u sta, rę c e i nogi i całe ciało, z którego try sn ą ć m iało ty le św iatła, ty le łask, z k tó reg o w yjść m iało tyle m ocy cudo­

w nej. Ona dała Ci tę K rew , k tó ra m iała zaspokoić g n ie w Boży i odk u p ić ś w ia t ; te łzy ta k słodkie i św ięte. O na dała Ci tę K rew , k tó ra m iała zaspokoić g n ie w Boży i o d kupić ś w ia t; te łzy ta k słodkie i św ięte. Ona dała Ci tę czułość lu d zk ą, n a tu ra ln ą , będącą je d n ą ‘ z Jej doskonałości, a k tó rą M arya p osiada w n ajw y ższy m sto p n iu . Ona Ci dała w reszcie te n u ro k lu d zk i, k tó ry m iał ku T obie pociągnąć tyle dusz i zdobyć je Bogu.

O Jezu , k tó reg o Ciało z M aryi D ziew icy jest zrodzonej p o z d ra w ia m Cię obecne i żyjące zaw sze n a ołtarzu* aby się n am od d aw ać, ja k n ieg d y ś się oddaw ałeś N ajśw iętszej M atce T w ojej! U w ielbiam Cię i po ty siąck ro ć Cię błogosław ię!

III. Wynagrodzenie.

B łogosław iony O w oc Żyw ota T w ego, Jezu s! W ie lk ą po­

b u d k ą do b łogosław ienia C iebie, o Jezu , je st to, że je ste ś na­

szym B ogiem , Z baw cą i odkupicielem , żeś nas u m iło w ał aż do śm ierci, a śm ierci k rz y ż o w e j; w y d ałeś się dla nas i n ie u stajesz się dla nas ofiarow ać na O łtarzu.

B ądź błog o sław io n y m , o P a n ie , żeś m ię ta k w ie lk ą ceną o d k u p ił; żeś ta k drogo nasz w stę p do R aju opłacił. Ileż Cię to k o szto w ało cierp ień , u p o k o rzeń , K rw i w y la n e j! Chociaż o d k u p ie n ie M aryi było innego rodzaju, gdyż Ona n igdy n ie p opełniła n ajm n iejszeg o g rz e c h u , w szelakoż p ew n em jest, że M arya je s t ta k ż e odkupioną. W sz y stk ie łaski w łączn ie z ła ­ sk ą m a c ie rz y ń stw a Bożego, zostały dla Niej n ab y te p rzez J e ­ z u s a ; dlatego te ż w O lficyum na uro czy sto ść N iepokalanego P o częcia, K ościół św ię ty m ów i i » 0 Boże, któryś przez śm ierć S y n a T w ego p rz ejrzan ą błogosław ioną D ziew icę od wszelkiej!

zm azy z a c h o w a ł!*««— To w łaśn ie szczy t m ocy w ylanej K rw i C h ry stu so w e j, to o statn i w y siłek Jeg o zbaw czej m iłości.

T a k M aryę to p rz e d e w sz y stk ie m Je z u s odkupił. Ona b y ła Jego p ie rw sz ą m iłością. Ona m iała być Jego p ierw szą zdobyczą. On dla Niej w ięcej cierp iał niż dla w s z y s tk ic h

(4)

- 320 -

K ażda łaska, począw szy od N iepokalanego P oczęcia, która je s t p ie rw sz ą ze w szy stk ich , była ceną K rw i w ylanej p rzez Jezusa. O sądźm y stąd, że M arya m usiała błogosław ić Je z u sa z pow odu odkupienia, a m y z Nią łączyć się p o w in n iśm y w błogosław ieniu naszego B oskiego O dkupiciela.

IV. Prośba.

B łogosław iony Ow oc Żyw ota T w ego, J e z u s ! W m yśli Bożej, w' ję z y k u św ięty m , w szelk ie b ło g o sław ień stw a je s t o bietnicą płodności. P a n B óg p ow iedział do A b rah am a

» W to b ie będ ą błogosław ionym i w sz y stk ie n arody ziem i«.

B łogosław ieństw o p rzech o d zące z p a try arch y jed n eg o na d ru ­ giego m a je d e n c e l : w y d aw ać dzieci, aż p okąd nie p rzy jd zie T en, k tó ry je s t u p ra g n ie n ie m w sz y stk ic h narodów .

A nioł po w ied ział do M aryi: »Błogosław ionaś«, to je s t zostaniesz Matką. D odał »m iędzy niew iastam i* — aby ozna­

czyć, że dzieci w sz y stk ich n ie w ia st Jej dziećm i się staną.

Czegóż p ragnąć p o w in n iśm y , gdy błogosław im y Je zu sa?

Oto, abyśm y w idzieć mogli zw iększającą się liczbę dzieci B o ż y c h ; rozszerzające się k ró lestw o Je zu so w e n a ziem i abyśm y w tym celu cierp ieć i pracow ać m ogli w p o łączeniu z Jezu sem i Maryą. A m en.

Dzień Komunii.

Czy w dn iu K om unii kładłeś czasem rę k ę na sercu, ja k b y na T ab ern ak u lu m . Czy kładłeś rę k ę n a piersi z m iło­

ścią, ja k b y ś p o d trzy m y w ał głow ę Jezu sa znużonego, p rzy stu ­ dni Jakóbow ej, lub u śpionepo w łódce, w śró d uczniów S w o ­ ich, z zapałem , ja k b y ratu jąc skarb, k tó ry by ci w y d rzeć chcian o ? Czy w ch w ili p okusy d rżałeś o S k arb tw ój, jak m atka, której lew unosi dziecinę, ja k lw ica, u nosząca p rz e d ­ m iot, k tó ry jej szczęście stanow i. U ciekajm y, u k ry w ajm y się, g dyśm y zbyt sła b i; ale jeźli trzeb a, w alczm y i u m ierajm y dla zach o w an ia S k arb u naszego. Jezus, a z N im całe niebo je s t w d u szy naszej. T u Bóg Jak ó b a ro z b ił nam io t S w ó j; tu p a ­ trz ą n a N iego A niołow ie i Ś w ięci Go uw ielbiają. S taliśm y się dla nich obrazem n ie w in n o ści i p iękności, p rzedm iotem r a ­ dości i z ach w y tu .

C zy w dzień K om unii św iętej oczy tw o je są zam k n ięte, .na rzeczy ziem skie, a zw rócone do nieba z w ięk szą n ie c ie r

(5)

— 821 -

p liw o śc ią i zapałem ? Czy św iatło w y daw ało ci się czystszem , p o w ie trz e m ilszem ? Czy n ie czułeś w koło siebie ja k b y tc h n ie n ia B o żeg o ? Czy spieszyłeś prędzej tam , g d zie są łzy do otarcia, g d zie trz e b a n ieu m iejętn y ch nauczyć, jałm u żn ę podać, złych n a w ró cić? Czy u sta tw o je w y m aw iały w y razy p rzeb aczen ia, w sp ó łczu cia i m iłości ? Czy w dn iu K om unii w n o siłeś pokój w śró d tw o ic h przyjaciół i k re w n y c h ? Czy p rzez sw ą sk ro m n o ść i czystość staw ałeś się dla n ich p rz e d ­ m io tem czci, ja k b y łeś p rzed m io tem czułości? Czy z n iew a­

lałeś ich, aby b łogosław iąc ciebie, błogosław ili Boga, d ają­

cego sercu szczęście, przebijające się w oczach ? W id z ą c cię ta k szczęśliw y m i inni m ogą pożałow ać, że się pozbaw ili ta k d łu g o szczęścia ta k w ielkiego, m oże zapragną u czestn iczy ć w ty c h n ie b ie sk ic h radościach.

W d n iu K o m u n ii św iętej cóż ci ziem ia p rzed staw iała g o d n eg o zazdrości ? P rz y jaźń tw o ich z n a jo m y c h ! A oto Bóg d o p iero co to b ie p o w ie d z ia ł: Daj mi serce tw o je — a On ci d a ł Sw oje serce- M ajątek 1 W sz a k ż e m asz zad atek n a jp e w ­ niejszy b o g actw w ie k u isty c h . S ław a! W sz a k przyjąłeś Boga k tó ry ci zg o to w ał królestw o od p o czątk u św iata. U ciechy, se rc e tw o je posiadło Boga, k tó ry św ię ty c h zalew a potokam i rad o ści.

C zy w dniu K om unii po w ied ziałeś g n ie w o w i: P o sia d a m B aran k a Bożego, c h c iw o ś c i: P o siad am tego, k tó ry p o w ie ­ d ział : B iada b o g a c z o m ! p y s z e : P osiadam Tego, k tó ry s p rz e ­ ciw ia się p ysznym , a p o kornym daje ła s k ę ; n ie n a w iśc i: Mam T eg o , k tó ry się n a zy w a Mężem b o leści; próżnej c h w a le : P o ­ sia d a m T ego, k tó ry się u ro d ził w stajence, a u w isł n a k r z y ­ żu ; ś w i a t u : P o siad am Tego, k tó ry p rzek lął ś w i a t ; w reszcie w sz y stk im n am iętnościom i w szy stk im s tw o rz e n io m : P osia­

dam B oga m ocy i P an a n ieb a z ie m i; z N im je ste m s iln y m >

z N im je s te m s z c z ę ś liw y m !

C zy w d n .u K om unii zrozum iałeś, że kto je przy ty m S to le je sz c z e łak n ąć będ zie, a kto pije z tego źródła je sz c z e p ra g n ą ć będzie ? Czy w ięc p o stan o w iłeś często się posilać i o rz e ź w ia ć w tem źródle m iłosierdzia B o żego? Czy p rz y p o ­ m n ia łe ś sobie, że P an J e z u s w S ak ram en cie ja k n a k rz y ż u m ó w i : P r a g n ę ! C h w ała Ojca i zb aw ien ie lu d zi zapaliło to p ra g n ie n ie w Jeg o S ercu i pow iedzieć m ożna, że p o trz e b ą J e g o S erca je s t, by był k ochanym tak, ja k nas u k o ch ał.

(6)

— 822 —

Czy w dniu K om unii czułeś św ięte p rag n ien ie ś m ie rc i?

Czy n ie czułeś p o trzeb y u zu p ełn ien ia tego szczęścia, k tó re ­ m u przecież czegoś brakow ało w tej m iłości, k tó ra p ożądała żyw szych płom ieni ?

. Czy to życie śm ierteln e w ydało ci się sm u tn iejsze i cięż­

sze, czy nie zapragnąłeś u jrzeć ro zry w ające się kajdany jego, abyś m ógł ulecieć do Je zu sa i u jrzeć Go w jasności i c h w a ­ le, Tego Sam ego, k tó ry w u n iżen iu i boleści p rzychodzi do- cieb ie? Czy zrozum iałeś, że On p rzy szed ł do duszy Twoje), z tą cząstką szczęścia, dlatego, aby cię przygotow ać do u cz e stn ic tw a w zachw ycie nieskończonej radości w niebie ?' Czy w dniu K om unii zazdrościłeś kapłanom i duszom pobo­

żnym , k tórym w olno często, a n aw et codziennie łączyć się z P an em Je z u se m ? P ro ro k w idział w duszy człow ieka jakby stopnie, p rzez k tó re on z tej łez doliny, w znosi się co raz w yżej do Boga. To sam o m ożna pow iedzieć o duszy c h rz e ­ ścijańskiej, dla której każda K om unia je s t tajem niczym sto ­ pniem , po którym coraz w yżej postępując, zbliża się do Je­

zusa. T ak to zrozum iał ów m łody m isyonarz, k tó ry po w y ­ św ięcen iu sw ojem , za w o ła ł: »0 sz c zęście! ju tro Msza, po­

ju trz e Msza i ta k zaw sze, aż do chw ili w stąp ien ia do nieba f O mój Boże, czas ju ż , abym zw rócić uw ag ę na siebie sam ego. Czy w dniu K om unii znajdow ałem w duszy m ojej te uczucia? Czy p rzynosiłem P a n u dosyć w iary, pokory, m i­

łości, abym m ógł k o m u n ik o w a ć z k o rz y śc ią ? a m oże p rz y ­ nosiłem obojętność i zapom nienie, k tó re w szy stk o zziębiły*' O Boże mój, n ie m ogę w spom nieć bez łez słów tego pobo­

żnego m is y o n a rz a ; dlaczegóż te słow a i z mojej nie w y ry w a ją się p ie rs i? O Jezu , niechże odtąd często Cię przyjm ę, abym m ógł razem z T w o im w ie rn y m sługą i z takim ja k on za­

pałem p o w ta rz a ć : Ju tro K om unia, potem znów K om unia i ta k zaw sze, aż dójdę do N ieba!

Przedłużenie radości! P e w ie n g o rliw y kapłan, w iern y ad o rato r P rz e n . S ak ram en tu , zb ierał co w ie c z ó r dw anaścioro dzieci naokoło ołtarza. W tej liczbie odznaczał się siedm io­

le tn i chłopczyna, którego czy ste sp ojrzenie przypom inało- anioła. Jego m atka, bardzo pobożna n iew iasta, n au czy ła go koro n k i ks. b isk u p a S e g u r: » 0 mój Jezu,, kocham Cię z c a ­ łego serca m ego«. D ziecię p o w tarzało z uczuciem tę gorącą, m odlitw ę, szczególnie w e c z w artek , adoracye chłopczyny b a rd z o się przedłużały. — »Co ro b iłeś tak długo w koście­

(7)

m 323 —

le ? — zapytała^ go raz m atka. — »O dm aw iałem k o ro n k ę k s.

b isk u p a Segur*a. — »Ależ dla o dm ów ienia tej k o ro n k i trz e b a tylko p ięe m inut, a ty całą g odzinę klęczałeś«. — »To p ra ­ w da, m am o, ależ j a ta k i szczęśliw y, że m ogę P a n u Jezu so w i p o w ta rz a ć >Kocham Cię«, że chciałbym p rzed łu ży ć tę m oją radość.

S zczęśliw e dziecko ! S zczęśliw a m a tk a !

O Przenajświętszym Wijatyku.

Cóż to je s t P rz e n . W ija ty k ? Je stto n ajp ierw n azw a S a­

k ra m e n tu m iłości, n azw a najsłodsza, najbardziej pocieszająca.

Je stto ja sn e słońce, oprom ieniające n ajw ięk sze zw y cięztw o ch rześcijan in a, k tó ry się p rzy g o to w u je do p rzejścia do nie­

b iesk iej O jczyzny. Je stto niebo, skłaniające Się ku czło w ie­

kowi śm ierteln em u , aby go obd arzy ć życiem bez końca. To o statn i klejn o t na su k n i godowej dziecięcia Bożego, w e z w a ­ nego na w iek u iste gody. To o statn i p o całunek Je z u sa złożony na u stach Jeg o dziecięcia. T ak, W iaty k je s t te m w sz y stk ie m . Jez u s stał się C hlebem w ygnańca, C hlebem ziem skiego p ielgrzym a. On staje się C hlebem w zm acniającym w śró d w ielk iej podróży, w p rz ejściu z tego św ia ta na drugi, a w ó ­ w czas chce się n azyw ać C hlebem O jczystym . P o trz e b n y czło­

w ie k o w i w jeg o p ielg rzy m ce po ziem skiej dolinie, p o trz e ­ b n iejszy m jeszcze się staje w ch w ili p rzejścia do w ieczn o ści.

W ie d z ą c P a n Je zu s, ja k bardzo ch rześcijan in o w i p o trzeb n y m je s t P rz e n . W iaty k , o b ow iązuje go, aby się Nim posilił p rz e d

zejściem z tego ś w ia ta !

K ażdy w ie, ja k ścisłym je s t post E uch ary sty czn y . D la konającego tego p ra w a nie ma. »Kościół św ięty, zaw sze w sp ó ł­

czujący, m ów i k a rd y n a ł L a L u z e rn e , nie chcąc n igdy szk o ­ dzić sw y m dzieciom , p ra w a sw oje do ich p o trzeb stosuje«.

K ościół żąda dalej, aby Ciało P rzen . otoczone było c z c ią ; w y m ag a dlań try u m faln eg o orszak u każdym razem , g d y B oski W ię z ie ń o puszcza sw ój p rzy b y tek . Gdy chodzi o p o silen ie konającego i te n obow iązek ustaje. K apłan m oże pójść sam , n a w e t bez kom ży i bez dzw onka, w pow ozie, na k o n iu , m oże n a w e t biegnąć, jeżeli potrzeba, byle konający m ógł być pocieszony i w zm ocniony W iaty k iem zbaw ienia.

M oże n aw et, w n ie k tó ry c h razach , u dzielić Przen. W ia ty k u

P rzy jd ź K ró l. Twoje. N r. 11.

(8)

— 324 —

potajem nie chorem u. A le kogoż to obow iązują te p ra w a W ia ­ ty k u ? W ogóle w szystkich w iern y ch w n ie b e zp ieczeń stw ie blizkiem lub p rzy p u szczaln em ś m ie rc i; o b o w iązek te n u s ta ­ w ic z n ie nam też b y w a p rzy p o m in an y m p rz e z naszych pa­

sterzy. » W szyscy ci — m ów i k ard y n ał G au sset — k tó rzy są niebezpiecznie chorzy, lub m ają się poddać niebezpiecznej operacyi, ja k am putacyi jak ieg o ś członka, pow inni się p rz y ­ gotow ać p rzez K om unię do przejścia do w ieczności*.

» W każdej ciężkiej chorobie — m ów i tak że św . A lfons L ig o u ri — p rzed bitw ą, p rz e d p u szczen iem się w podróż m orską, lub w innym podobnym razio, p o w in n iśm y k o m u n i­

kow ać, pod g rżech em śm iertelnym . K ażdy stąd poznać m oże ścisły obow iązek, ciężący na d u szp asterzach i n a w iern y ch , co do u d zielania i p rzy jm o w an ia P rzen . W ia ty k u , w ra zie zagrażającej śm ierci.

W ie lu m niem a m ylnie, że każda K om unia m oże zastą­

pić W ia ty k , a w razie dłuższej choroby tylko raz T enże m oże być przyjętym . R zecz pew na, że ćhoćby ktoś p a rę dni po K om unii ciężko zachorow ał, je s t obow iązany przyjąć W ia ­ ty k . A jeżeli zachoruje k to ś w d n iu K om unii »Nie w achali byśm y się — mówi k a rd y n a ł G o u s s e t— dać d ru g i raz w ty m sam ym dniu K om unię nagle śm ierteln ą chorobą n a w ie d z o n e ­ m u, gdyby te n ż e zap rag n ął gorąco posilić się C hlebem m o ­ cnych, aby te m sk uteczniej m ógł .znosić m ękę konania.

A co do po n aw ian ia p rzy jm o w an ia K om unii, jako W iaty k ?

T en że teolog ' ta k o d p o w iad a: K om unię .jako W ia ty k m oże chory przyjm ow ać w ciągu tej sam ej choroby kilka razy, je żeli n ieb ezp ieczeń stw o trw a ciągle. T rz e b a jednak, aby ód jed n ej do drugiej K om unii upłynęło ośm dni. Jeżeli fednak chory, w stan ie zd ro w ia często p rz y stęp o w ał do K o­

m u n ii, m ożna m u Jej udzielać częściej aniżeli co ośm dni p odług tego, jak się to p o trzeb n em okazuje. In n i D oktorow ie pozw alają n a w e t codzienną K om unię św ię tą ja k o W ia ty k n ie ­ b ezp ieczn ie chorym , pokąd trw a n ieb e z p ie cz e ń stw o .

S tąd w n io sek praktyczny, że nie trz e b a o d m aw iać c h o ­ rym , chcącym Ją od czasu do czasu na czczo p rz y jm o w a ć , ow szem ja k m ożna tylko, trz e b a b ied n y m ch o ry m u łatw iać p rzyjm ow anie P rz e n . E u ch ary sty i.

(9)

Cuda Eucharystyczne.

Uzdrowienie Piotra Renauld w chwili Komunii.

Piotr Renauld, uczeń małego Seminaryum w Wersalu, cho- rrował od dwu lat na chorobę sercową, nieuleczalną. Pomimo naj­

troskliwszych starań, stan chorego ustawicznie się pogarszał. P ier­

wszego kwietnia, konwulsyjne , bicie serca spowodowało paraliż nerw ów ocznych. Przewieziono młodzieńca do szpitalu w W er­

salu. Przed odjazdem, to jest 14. kwietnia, chciał jeszcze wysłu­

chać Mszy świętej i poraź ostatni komunikować w małem Semi­

naryum . Miał on powiada Przełożony — podwójną intencyę.

Najpierw chciał zadość uczynić obowiązkowi, gdyż właśnie na niego przyjęcia Komunii św., gdyż był członkiem bractwa przypada ta kolej Przenaj. Serca; powtóre chciał nahrać siły do zniesienia wszyst­

kiego, co go spotkać miało. Zaprowadzono go więc na Mszę do kaplicy. W chwili Komunii infirmer podał mu rękę i zaprowadził

•do ołtarza. Przełożony podał mu Ciało Jezusa Chrystusa, komuni­

kował jeszcze kilka osób, a potem dokończył Mszy świętej. W ra­

cając do zakrystyi, ujrzał młodego Renualda schodzącego z sze-

•ściu stopni bez niczyjej pomocy. W krótce potem młodzieniec rzu­

cił się z radością w objęcia rozczulonego kapłana, który płacząc zapytał: »Czego doświadczyłeś w tej szczęśliwej chwili, moje dzie­

cko? Jakim sposobem wzrok ci został przywróconym? Ten odpo­

wiedział : >€!dy uklęknąłem na stopniach ołtarza i czekałem na Komunię świętą, jakiś głoś mi powtarzał: czy wierzysz? czy wie­

rzysz ? Odpowiedziałem: Tak, Panie, wierzę, że możesz cud uczy­

nić. Tyś mi odebrał wzrok, Ty wrócić mi go możesz. Skoro Ho­

stya Przen. dotknęła mego języka, zostałem olśniony: widziałem i nic nie widziałem. Ponieważ się nie poruszałem, infirmer do­

tknął mię z lekka, aby mię ostrzedz, że czas powstać. Wówczas dokładnie rozpoznałem stopnie ołtarza. Wracając, widziałem ł a ­ wkę, do której się zbliżałem, nie przyjąwszy już pomocy przewo­

dnika. Na ław ce leżały książki, wziąłem jedną, by się przekonać czy rozpoznam litery. Było to »Naśladowanie«, druk był bardzo -drobny. Przerzuciłem kartki, zawierające sposób słuchania Mszy

•świętej i natrafiłem na słow a: »Qui seąuitur me non ambulat in łeńebris, dicit Dominus. W ówczas zamknąłem książkę i zacząłem

«ię modlića.

Tak opowiedział Renauld doświadczoną łaskę. Przełożony

•wziął ,go do kaplicy i tam razem Panu Jezusowi dziękowali.

(10)

— 326 —

W kaplicy było dwustu uczniów, z których wielu cud spostrze­

gło, wielu widziało, jak bez przewodnika wracał od ołtarza i ją k potem czytał z książki. Wiadomość o cudzie rozeszła się wkrótce- a podczas rekreacyi po śniadaniu, gdy Renauld zbliżał się do- współtowarzyszy i wołał ich po nazwisku, radość doszła do naj­

wyższego stopnia. Otoczono go, klaskano w ręce, winszowano m u dziękowano Panu Bogu.

Od tej chwili Renauld jest zdrów zupełnie. Siły odzyskał od- razu tak, że ani śladu dawnej eboroby nie zostało. Wzrok ma.

również tak dobry, jakby nigdy utraty wzroku nie doświadczył.

Lekcya Mistrza.

Stałam w szkole, gdzie Mistrz trudną zadawał lekcyę. Oczy zaćmione były łzami, serce ściśnione boleścią i trwogą. Powinnam^

była spojrzyć na oblicze Mistrza tak litościwego względem serc uciśnionych. Ja zaś spoglądałam tylko na ciężki krzyż, przedemn§.

s to ją c y c h m u r y gęste i ciemne otaczały mnie i zasłaniały mi światłość dzienną. To też nie mogłam nauczyć się lekcyi Mistrza.

Przecież ona nie była długa, chodziło tylko o to, aby posiedzieć r Bądź wola T w oja!

Godziny płynęły powoli, a Mistrz nie zbliżał się do mnie.

W końcu, zrozpaezóna, podniosłam oczy łzami zalane i ujrzałam- nkochanego Mistrza, spoglądającego na mnie z pełną litości czuło­

ścią. Palcem Boskim wskazywał mi krzyż, u nóg moich leżący

i zdawało mi się, że słyszę te słowa: >Dziecko, podnieś ciężar,, naucz się lekcyi dzisiejszej. Teraz ci jej wyjaśnić nie mogę, ale- niech ci wystarczy to, że Ja, twój Mistrz uczę 1 nakładam na.

ciebie to cierpienie.

Wówczas uklękłam, uchwyciłam krzyż, bo sam widok tej Boskiej twarzy dodał mi siły do podniesienia ciężaru i do wymó-*- wienia całem sercem: Bądź wola Twoja a nie m ojat

Tak nauczyłam się lekcyi na ten dzień przeznaczonej.

W ciągu długich i smutnych lat ręka Jego mię podtrzymy­

wała i ocierała łzy moje. Boskie Słońce, Eucharystya, rozpraszała- ciemne chmury, abym mogła dopatrzyć sklepienia mojej wiekuistej Ojczyzny. Tam nie będzie już tak trudnego zadania. Tam krzyż w koronę chwały się zamieni. Amen.

To miłe opowiadanie zawdzięczamy siedmnastoletniej An­

gielce, gdyż ją spotkał nagle cios okropny. Była to panienka słu­

szna, silna, pełna zdrowia i wesołości.

(11)

— 327 —

Raz składając bieliznę w szafie, wskoczyła na krzesło ze

•stosen. bielizny,, krzesło się usunęło, upadła i złamała żebro. Okro- pnem to było dla biednego dziecka, sam Bóg policzył tylko jej

•łzy ^ On sam znał boi nieuleczalnej rany.

Po dwudziestu siedmiu miesiącach leżenia bez ruchu, leka­

rze oznajmili, że nigdy już bez kul chodzić nie będzie mogła. To

•było dla niąj okropnem. Ostatnia z dwanaściorga dzieci, spodzie­

wała się, że wnet dołączy swą pracę do pracy starszych sióstr.

Z wysiłkiem pracowała, aby ukończyć nauki, zdobyła wreszcie do­

stateczna wykształcenie, by zostać nauczycielką Miała więc na-

•dzieję, że pomoże licznej rodzinie i sędziwemu ojcu, a tymczasem trzeba było przyjąć życie ciężkie, stać się ciężarem sióstr i ojca.

Była też chwila rozpaczy okropnej, a wesołe czoło okryło się cie­

niem, jakby całunem śmierci.

Potem, jak to sama opowiada, Pan stał przed nią i dał jej zrozumieć, że jedyną dla niej radą by]u przyjąć krzyż, który ją 'przygniatał. .Dziecko moje — rzekł jej — czemu płaczesz? Oto j a jestem «. I zrozumiała Go i ukochała. Wówczas uchwyciła cię- ik i krzyż i poszła za Swoim Mistrzem. Odtąd idzie za Nim szla­

chetnie i wesoło.

O! jak miłą jest ta nauka Mistrza! Uczmy się tej lekcyi

•wszyscy, bo zawsze, od czasu do czasu, potrzebować jej bę­

dziemy.

Jeszcze o lampie wiecznej.

S tary T e sta m e n t b y ł sym bolem n o w e g o ; tam obietnica,

•tutaj sp ełn ien ie, tam cień, tu ta j św iatło ść i zgłębiając sy m ­ b o liczn e z n aczen ie n ie k tó ry c h rzeczy kultu naszego, zn a jd u ­ je m y je ju ż pod figurą w stary m zakonie.

W p rz y b y tk u p rz y m ie rz a w ybranego lu d u , ą później w ś w ią ty n i stał, ja k czytam y w księdze L ev iticu s (23, 2— 4) zło cisty , sie d m io ram ien n y lic h ta rz , n a k tó ry m dniem i nocą p ło n ę ły lam py. Je ż e li zaś zw ażym y, że lam py te paliły się n a m iejscu, g d z ie położone były d w an aście ch lebów p rz a ś- n y ch , w te d y zrozum iem y, że sym bol starego zakonu znalazł s w o je ziszczenie w now ym , że cała słu żb a Boża u .Izraeli­

t ó w była obrazem służby 'B ożej u chrześcijan. N a m iejscu

•niekw aszonych ch leb ó w z najśw ietlejszej m ąki stan ął chleb

•eucharystyczny, i ja k w ó w czas św iatło lam p w ie c z n y c h w sk a ­

(12)

— 328 —

zyw ało na przyjście M essyasza, ta k te raz lam pka wiecznaa w św iąty n iach naszych w sk azu je n a obecność oczekiw anego- O dkupiciela. Jed n ak że lam pka w ieczn a nie utrąciła swego- sym bolicznego znaczenia, k tó re b ędziem y się starali w k ró t­

kości w ytłóm aczyć.

L am pa w ie c z n a sym bolizuje nasah ip rzó d obecność Bo­

ga w ogóle. Św iatłość, płom ienie ognia były zazw yczaj z a - słoną, k tó rą Bóg o kryw ał Swój M ajestat, ilek ro ć razy s ię ludziom objaw iał. Z k rz a k a gorejącego, z k tó reg o buchały:

o gniste płom ienie, p rzem aw iał do M ojżesza oznąjm ując m u, że będ zie w 'ybaw cą lu d u iz ra e lsk ie g o ; w słupie ognistym*

szedł nocą p rz e d Izraelem w sk a z u ją c m u drogę p rzez p u sz­

czę ; w śró d gro m ó w i b ły sk aw ic ogłosił m u Swoje p rz y k a ­ zania, a w św ietlan y m obłoku dał św iadectw o Jezu so w i, Sy­

n o w i Sw em u, na szczy tach T ab o ru : „T en je s t Syn mój miły,, w którym em sobie upodobał". — P rz e to i blady płom yk, w iecznej lam py zdaje, się w ołać do w chodzącego do św ią ty ­ ni P a ń sk ie j: „Oto p rz y b y te k Boga z lu d ź m i: i będ zie m ie­

szk ał z nim i, a oni będą ludem jego, a sam Bóg z nim i b ę ­ dzie Bogiem ich. (Obj. św . Jan a X X I, 8).. R o zw aż to dobrze- człow iecze i nie inaczej, ja k ze św iętą trw o g ą i p rz e ra ż e ­ niem przy stęp u j do tego św iętego m iejsca11.

Dalej w sk azu je w ieczn a lam pa na obecność w c ielo n eg o \ Syna .Bożego,, „który jak o św iatłość p ra w d z iw a o św ieca w szelkiego człow ieka na te n św ia t przychodzącego". (Jan 1,9)>

P o d postacią chleba rodzi się znow u w rę k u kapłana B o sk ie D ziecię i pozw ala się ja k n ieg d y ś od Maryi w żłobie złożyć- w tab ern ak u lu m . O ne pobożne dusze, k tórym objaw ił s i ę Boski Zbawiciel w E u ch ary sty i oglądały Go n ieraz pod p o ­

stacią dziecięcia, n a k tó reg o sk ro n i jaśn iała aureola B oskie­

go M ajestatu na znak, że w N ajśw iętszy m S akram encie p rz e ­ b y w a zarów no B oska jak lu d zk a natura. W p ie rw sz ą w ig i­

lię oznajm iły św ietłan e zastępy A niołów p astu szk o m na, w y ­ żynach B etleem u, że p rzy b y ł na św iat z tę sk n o tą oczek iw a­

ny M essyasz i zn ajduje się tu ż p rz e d nim i, a g w iazd a lśn ią­

ca niepospolitą św iatło ścią p rzy w io d ła m agów z dalekiej k ra ­ in y na m iejsce, gdzie n a łonie Swej. m atki spoczyw ała B oża

D ziecina. O dblaskiem św iatło ści an ielsk ich zastęp ó w i p ro ­ m iennej g w iazd y je s t św iatło w ieczn ej lam py. O no zap rasza nas m ile do o ddania hołdu uw ielb ien ia w cielo n em u O d k u ­ picielow i p rzeb y w ającem u w śród- n a s w tab ern ak u lu m .

(13)

— 329 —

N ajlepiej atoli zdaje śię św iatło wiecznej lam py sym bo- lizo w n ę m iłość Z b aw icielow ą k u nam . W sz a k ż e nie co in ­ n eg o jedno m iłość p rz y k u ła Go do o łtarza i zn iew ala Go do n ie u sta n n e g o w y n iszczan ia się pod sa k ra m e n ta ln ą zasłoną.

W ta b e rn a k u lu m k ró lu je m iłość sam a, m iłość najw yższa, u n i­

żająca się do o stateczn eg o stopnia, m iłość składająca n ie u ­ stan n e ofiary z całego sw ego je ste stw a , g o to w a każdego cza­

su do n ajw ięk szeg o p o św ięcen ia, m iłość znosząca cierp liw ie ty le z n ie w a g i b e z e c eń s tw w W . S ak ram en cie. — „Oto ja je ste m z w am i aż do koń ca św ia ta ". Tę b ezg ran iczn ą, n ie ­

u sta n n y m pło m ien iem g o rejącą m iłość Je z u so w ą u p rz y to m n ia nam św iatło w iecznej^ lam py.

A le w ie c z n a lam pa je s t ta k ż e sym bolem m iłości 'w i e r ­ n y ch . M iłość po św ięcająca się bez g ra n ic żąda w zajem nej m iłości. Z nakiem tejże je s t w łaśn ie w ieczn a lam pa. S taw ia­

m y ją p rz e d tro n e m e u c h ary sty czń eg o Je z u sa na dow ód, że p o d o b n ie ja k ona płonie n ie u stan n y m płom ykiem , ta k i w na­

szem sercu go reje żar szczerej, w dzięcznej m iłości, k tó ra nam u sta w ic z n ie p rzy w o d zi na pam ięć n iezliczo n e d o b ro d ziej­

stw a sp ły w ające n a nas p rz e z eu ch a ry sty c zn e g o Je z e sa n ie ­ ustający m stru m ie n ie m . ~ C hoćby m atka zapom niała n ie ­ m o w lęcia sw ego, ja cię nie zapom nę". (Izajasz 49, 15). O, co za su ro w y z a rz u t dla nas, gdy b y płom ień naszej m iłości ku e u c h a ry sty c zn e m u Jezu so w i m iał bledszym św iatłem g o re ć aniżeli św iatło w ieczn ej lam py, gdy b y serce n asze nie m iało spłonąć zu p ełn ie w u czu ciu najżyw szej m iłości ku k ró le w ­ sk iem u w ię ź n io w i p rzeb y w ającem u w T ajem nicy m iłości.

W re sz c ie sym bolizuje w ieczn a lam pa n aszą w ia rę w obecność Je zu sa w N ajśw iętszy m Sakram encie. W ia ra jako św iatło ść z góry duszy w lan a ośw ieca n ied o stęp n e rozu m o w i lu d z k ie m u ta jn ik i n ajw ięk szej z tajem nic i daje w ierzącem u zro zu m ieć ją w dozw olonych m u gran icach , w p ra w d z ie nie ro z u m o w o , ale raczej instynktow nie. N a w id o k gorejącej p rzed ta b e rn a k u lu m w ieczn ej lam py ożyw’ia się m im ow oli w ia ra nasza, bezw iednie p raw ie zginam y kolano i oddajem y g łęboki hołd u tajo n em u Bogu w y rażając zarazem n asze siln e p rz e k o n a n ie , że On isto tn ie w ta b e rn a k u lu m p rzeb y w a.

Z w ia ry w te n d o g m at w y p ły w a też naszą m iłość ku N iem u i ta pch a nas do czynów , Ja k w ięc w ieczn a lam p a n ie je s t g ro m n icą p rzy św iecającą konającem u ale sw y m nieustającym pło m ien iem daje oczy w isty dow ód życia i służy ży w em u

(14)

— 330 —

Bogu, ta k też p rzy p o m in a nam w ym ow nie, że n asza w ia ra m a być żyw ą i objaw iać się w uczynkach.

W ia ra i m iłość k ato lick a postaw iły w ieczn ą lam pę ja k o straż h o n o ro w ą p rzed tro n em eu charystycznego K róla w do­

w ód swój zależności i p o d d ań stw a. W istocie je stto naj­

sk ro m n ie jsz a i najp ro stsza straż h o n o ro w a , jaką sobie w y ­ o b ra z ić m ożna.

Ku większej chwale Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

Żywot Maryi Eustelli.

Dnia 29. Czerwca 1842. r. w dzień św. Apostołów Piotra i Pawła, młoda dziewczyna niskiego pochodzenia, wydawała osta­

tnie tchnienie, otoczona swemi przyjaciółkami, a niezwykły ruch, który panował wokoło tego łoża śmierci, zdawał się wskazywać że życie zgasłe odznaczało się jakiemiś nadzwyczajnemi wydarze­

niami. Wkrótce orszak żałobny odprowadził do kościoła śmiertelne szczątki pokornej robotnicy z religijną czcią i widziano nie bez zdziwienia podczas Mszy żałobnej wiele młodych osób przystępu­

jących do Stołu Pańskiego, jakby w jaki dzień świąteczny. Potem gdy ziemia przykryła trumnę, pobożne ręce wzniosły na grobie krzyż, na którym te słowa były w yryte: Spoczywam w Jezusie-

Dziesięć miesięcy później wyszło w La Rocbelle dzieło po­

przedzone listem pasterskim, jednym z najuroczystszych aktów, które mogą wyjść od władzy biskupiej pod tytułem »Zbiór pism Maryi Eustelli Harpain, urodzonej w Saint Pallais 19. kwietnia 1814, zmarłej 29. czerwca 1842«. Biskup z prostotą opowiadał swoim dyecezanom o głębokiem wrażeniu, jakiego doznał kilka lat poprzednio udzielając pierwszej audyencyi szwaczce z Saint Pallais.

Stanęła przed nami — mówił z wszystkiemi oznakami naj­

głębszego uszanowania połączonego z dziecięcą ufnością. — Jej ubiór był bez żadnej pretensyi i w całej powierzchowności nie do­

strzegłem ani przesady, ani zaniedbania. Jej sposób wysławiania się był poprawny, jasny, dokładny. Lecz zwłaszcza wszystkie sło­

wa z jej ust wychodzące, zdradzały duszę wykształconą w szkole Chrystusowej, wierną zawsze działaniom łaski, i posuniętą wysoko w drodze doskonałości. Gdy nas opuściła pozostaliśmy przejęci wonią świętości nieopisanej.

(15)

— 831 —

Mr. Villecourt biskup La Rochelle nakreśliwszy kilku rysami obraz cnót świętej dzieweczki, opowiadał jak był przywiedziony do nakazania jej, aby opisała własnoręcznie główne wydarzenia swego życia i nie mogąc powstrzymać podziwu na samo to wspomnienie w o ła ł: Zaledwo oczom swoim wierzyć można, gdy się spotyka Z tak zadziwiająco pięknym stylem u prostej dziewczyny, która l biedą wielką pracą rąk się żywiła, wyraża myśli tak pięknie językiem jasnym i stale nacechowanym ogniem boskim, który pa­

ła ł w jej duszy. Nie ma bo lepszej szkoły, jak szkoła Ducha św.

Potem mówiąc o gorącej miłości dla Przenajświętszego S akra­

mentu, miłości, która jest rysem charakterystycznym jej życia,

■czcigodny biskup używa sam jak najpłomienniejszych wyrazów aby odmalować żarliwość uniesień służebnicy Jezusa i kończy wy­

rażając życzenia i nadzieję, iż przykład i pisma szwaczki z St.

Pallais ożywią na nowo nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu

■Ołtarza. A co niemniej dziwnem to, że w mgnieniu oka, jakby prądem elektrycznym słowa nakreślone przez pokorną dziewicę z St. Pallais, rozniosły się w odległe strony Francyi. Stronnice te były jakby ogniem pisane. Księża, zakonnicy, wierni, byli rozpło­

mienieni czytaniem tem i nie byłoby może zuchwalstwem przy­

puszczać, iż w myśli Opatrzności wielki okrzyk miłości wydany przez Maryę Eustyllę, był pierwszym hasłem tego olbrzymiego r u ­ chu Eucharystycznego, który objawił się odtąd pomiędzy ludem chrześcijańskim i który zamieni jak ufamy potoki gniewu Bożego na zdroje miłosierdzia. Przeczytawszy sami z rozkoszą to dzieło, które oddycha jedynie najczystszą miłością Chrystusową i karmiąc niem duszę naszą przez ciąg lat kilku, chcielibyśmy widzieć miej­

sca, gdzie ta dziewicza oblubienica Pana Jezusa, doszła do świę­

tości. Zwiedziliśmy skromna izdebkę, gdzie wydała ostatnie tchnie­

nie, szliśmy rzec można krok w krok jej śladami od kolebki aż do grobu. Modliliśmy się zwłaszcza tam, gdzie ona się modliła i spędziliśmy dziewięć dni przed tym Ołtarzem w St. Pallais, przed którym upłynęło jej życie i strawiła się jej dusza.

Wtedy to postanowiliśmy nakreślić przynajmniej kilka wier­

szy, aby zachęcić naszych braci, pożyczając głosu pokornej dzie­

wicy z St. Pallais do miłości Przenajświętszego Sakramentu, który jest streszczaniem wszystkich tajemnic Bożycn.

W sześć lat później, przysyłaliśmy pierwsze przez nas napi­

sane stronnice kardynałowi Willecours, aby prosić o rady Jego Eminencyi. Jakiemże było nasze zdziwienie, otrzymując jako od­

powiedź cenny i obfity zbiór manuskryptów, z których kilka n a ­

(16)

— 832 —

kreślonych ręką. Jego Eminencyi, z poleceniem, by zebrawszy to wszystko, napisać w Jego zastępstwie życiorys serafieznej dziewicy.

Naszym celem jedynym będzie obudzić przez to miłość dla Jezusa.

Zwracamy się szczególnie do dusz pragnących Mu się podo­

bać i wynagrodzić Mu miłością swą i ofiarami, zapomnienie, obo­

jętność, i niewdzięczność ludzi.

Pobożna służebmeo Jezusowa, pozwól nam powiedzieć Ci, że myśl nasza nie zatrzymała się na Tobie, nie byliśmy zajęci chwa­

łą Twoją. Zdaje nam się, że wszystkie łaski, które Bóg z taką;

obfitością na Ciebie wylał, miały w zamiarach świętej Opatrzności za cel jedyny, Chwałę Boskiej Eueharystyi. Tak jest, na to aby ono jaśniejące słońce zabłysło przed wzrokiem wszystkich, aby ten zadatek miłości wszystko do siebie pociągnął, aby ten stół Boski,, wszystkie dusze dokoła siebie gromadził, Twoje serce o Maryo Eustello zostało niejako przemienionem w serce Jezusa. Twoje ży­

cie, które nie było już rzec można jak tylko życiem Eucharysty- cznem Jezusa, Twoje życie miało jedynie to zadanie. To zadanie jest skończonem. Przyjdź je dalej prowadzić w tem piśmie o se­

raficka dziewico! Trzeba, aby twoje płomienne słowa rozlegały si<^

wszędzie na chwałę Jezusa Chrystusa.

Opowiadają, że pewien sługa Boży, wchodząc do kościoła i widząc, że nikt w nim się nie modli, począł uderzać w dzwony w ołając: pali się, p a li!

Lud się zbiega, wpada do świątyni a sługa Boży wskazując- wtedy na ołtarz pałającym wzrokiem: Tak rzecze, ogień jest tu­

taj, a nikt nie gorzeje.

Obyśmy mogli, opowiadając życie dziewicy z St. Pallais dać usłyszeć ten okrzyk duszom !

ROZDZIAŁ H.

Podróżny, udający się z Angouleme do Saintes, gdy już ma dotrzeć do kresu swej podróży, spostrzega grupę domów, okolo­

nych od strony zachodniej, cichemi pełnemi wdzięku wodami Cha- renty. Bogate łąki, pagórek najeżony staremi budynkami, zamykają*

widnokrąg.'Owa grupa domów tworzy parafię Sant Pallais. Pagó­

rek ten był przed dwoma tysiącami lat jednym z najbogatszych grodów Gallickich. Nie pozostaje mu nic z jego dawnej świetności prócz rum, które przed widzem roztacza. Lecz jeśli miasto Sain­

tes zostało ogołocone m z ludzkiej chwały przez czas, który niszczy wszystko co ziemskie, trwalsza chwała zawisła dlań w zaraniu

(17)

— 833 —

chrześcijaństwa. Pierwszy jego biskup św. Eutropiusz zosta mu przysłany wprost przez św. Klemensa ucznia apostołów Piotra i P a w ła ; Eutropiusz krwią swoją, przypieczętował opowiadanie Ewangelii. Parafia Saint Pallais osobną szczyci się sławą. Czcigo­

dny kapłan ten właśnie, którego imię nosi przyjaciel św. Grzego­

rza Wielkiego tam się osiedlił, wybudował w jej obrębie wspa­

niałe Opactwo oraz Bazylikę piękną. Rewolucya wszystko spusto­

szyła. Król nad Królami schronił się do małego kościółka, który jest dziś parafialnym.

Lecz osuszcie łzy wasze aniołowie przybytków Pańskich.

Otóż chwała Pana Zastępów zajaśnieje w skromnej tej świątyni i dzięki pokornej dziewicy, która tam swój namiot rozbija podczas dni swej ziemskiej pielgrzymki, mały kościółek nieznany aż dotąd światu, sławnym będzie na zawsze. Błogosławiona dziecina, której Bóg gotował tak wysokie przeznaczenie i w której Chrystus Pan miał sobie upodobać, urodziła się 19. kwietnia 1814 w St. Pallais.

Oprócz niej, mieli jej rodzice Ireneusz Harpain i Marya Pikotin cztery córki i syna Karola Harpain, który dostąpił zaszczytu ka­

płaństwa w kilka lat po śmierci służebnicy Bożej i bezwątpienia jak mniemać wolno za jej przyczyną. Marya-Aniela i Marya Ana- stazya tak jak starsza ich siostra, której opowiadamy dzieje żyły z pracy rąk, igdy odwiedziliśmy ich rodzinę w r. 1855 i otaczały troskliwemi staraniami zacną i łagodną niewiastę,' która ich na świat wydała. Ojciec nie żył już wtedy. Nasza błogosławiona dzie­

cina posiadała tę chwałę niezrównaną zaliczania wyznawcy wiary do rzędu swych przodków ; jej dziadek pozostał stale wierny swemu Bogu podczas wielkiej apostazyi Francyi i podczas najgorszych dni rewolucyi : ani szyderstwa, ani obelgi a nawet i razy nie zdo­

łały go nigdy odwieść od spełniania obowiązków religijnych. Któż wie, ażali zdroje łask na wnuczkę rozlane nie są nagrodą cnót dziadka.

Spadek zasług ojców na korzyść synów jest powszechnie przyjętym pewnikiem.

Marya Eustella otrzymała Sakrament Chrztu, (drżała potem na tę myśl) dopiero 24. kwietnia w pięć dni po urodzeniu z po­

wodu nieobecności tego, który miał do chrztu podawać. Kościół nadając jej imiona, pod któremi ją znamy wyznaczył jej za P a­

tronkę królowe Dziewic i inną dziewicę męczenniczkę, która w Saintes pierwsza ze płci swojej miała szczęście krew swą ro z­

lać dla Chrystusa. Później ta, której opowiadamy życie przypisy­

wać będzie swej dostojnej patronce św. Eustelli łaski, które od­

(18)

— 334 -

bierze i gorące pragnienie pracowania nad doskonaleniem własnem.

Podawali ją do Chrztu świętego Stefan Morisson i Marya Eustella Bergier małżonka Michała Harpain.

Niebezpieczna choroba, o mało co nie wyrwała jej z objęć matczynych, gdy zaledwie wychodziła z kolebki; Pan Bóg, który ją powoływał do chwały prze* walkę i do apostolstwa przez mi­

łość wrócił jej zdrowie. Niechże to będzie błogosławionym! Wdzię­

czna za tę łaskę i mając niejako uczucie, iż po raz drugi otrzy­

muje córkę od Nieba, matka Eustelli usiłowała okazać Bogu swą wdzięczność zwracając ku Niemu to młode serce. Siedząc z po­

bożną troskliwością chwili obudzenia się z niej władz rozumu, korzystała z rozwoju jej umysłu, aby w nim składać zbawienne nasiona, uczyć ją poznawać i kochać Boga i dać-jąj zakosztować powabów cnoty.

Eustella zaledwie mówić poczynała, a już posłuszna naukom swej matki odmawiała na jej kolanach modlitwę Pańską i pozdro­

wienie Anielskie. Czyż pierwszym klęcznikiem dziecka nie są ko­

lana tej, która mu dała życie? Czyż pierwszym Jego kościołem nie je st serce matki pobożnej. Trzeba żeby miłość tego Boga, którego wizerunek podają mu do pocałowania zlewała się w jego sercu ■ z miłością ukochanej istoty, a wtedy uczucia religijnego nic w jego sercu zniszczyć nie zdoła. Starania tak dobrej matki, głęboko się wyryły w pamięci Maryi E ustelli; jej matka była wszystkiem dla niej jak mawiała. Później przypominała sobie ze wzruszeniem jej cier­

pliwość niezachwianą, pobłażliwą gotowość, z jaką się przychylała do tego, co żądała od niej młodzieńcza żywość jej córki, wielkie przykłady wiary i cnoty, które dawała, oraz pilne jej uczęszcza­

nie do św. Sakramentów. Eustella byłaby chciała widzieć w swo­

im ojcu, który był zresztą podług świata uczciwym człowiekiem tę samą wierność w wypełnianiu naczelnych obowiązków, które w iara nakazuje... Sto razy ofiarowała się Bogu za tę duszę tak jej drogą1 W piśmie przez nią nakreślonem,. które przeszło przez nasze ręce, wylawszy swą duszę przepełnioną smutkiem u stóp krzyża, woła nagle: O mój Boże, przyjmij moją ofiarę i niech moja śmierć wróci mu życie!

Gdy opuszczała ziemię, ojciec jej uwiadomiony został o tym

«kcie dziecięcego poświęcenia i pospieszył idąc za radą biskupa z La Rochelle przybliżyć się do Stołu Pańskiego. Szczęśliwy, iż miał jeszcze w ostatniej godzinie wspomnienie i opiekę swego dro­

giego dziecka na uświęcenie chwili konania i otwarcia przed nim, jak spodziewać się teg'o można podwoi niebieskich!

(19)

— 335 —

Rodzice Eustelli byli ubogimi, raimo tego nie zaniedbali do­

starczyć jej nauki, na którą ich zasoby pozwalały. Oddano j ą w piątym roku do szkoły i pozostawała tam do lat dziesięciu.

Jej pojętność,- łatwość, pamięć, żywość charakteru wyróż­

niały ją. Jej wdzięk rozlany na jej twarzy, dodawał jeszcze powabu jej zaletom. Była ładną jak obrazek, mówiła nam jej matka z na­

iwną prostotą.

Posiadała przytem bógatą wyobraźnię, duszę czułą, tkliwą, ale mającą pociąg do zabaw i uciechy. Przywiązywałam się bar­

dzo łatwo mówi w pisemku które u jej rodziny odnaleźliśmy i to przywiązaniem bardzo silnem. Pierwszemi książkami, klóre dostar­

czono Maryi Eustelli był Nowy Testament, Naśladowanie Chry­

stusa.

Nauczycielka, której powierzono Maryę Eustellę, panna Ma- gne była osobą światłą i pobożną, przy której odnajdywała reli­

gijne starania, któremi ją otaczano pod rodzicielskim dachem.

Jak tylko dziewczynka skończyła swe lekcye, powracała spie­

sznie do domu i biegła upomnieć się o pieszczoty matczyne, czę­

sto jej badawcze oczko wyczytywało na twarzy tej dobrej kobiety troski, klóre ona w sercu kryła i pragnąc osłodzić cierpienia, które jej czułość dziecięca odgadła Marya Eustella mówiła jej mile: Kochana mamo, masz zmatwienie, posłuchaj no czego ja się nauczyłam dziś w klasie i poczynała z wdziękiem opowiadać,, jaki ustęp z Ewangelii. Łatwo sobie wystawić, jak gorąco matka tak uko.cl.ana, kochała swą Eustellę.

To też, któż wypowie łzy obawy, modlitwy, ciężkie strapie­

nie, gdy straszna choroba, która wiele sprawiała spustoszeń do­

koła dotknęła tę milą dziecinę. Marya Eustella nie mogła już przy­

jąć żadnego pokarmu, ani napoju, oczekiwano z trwogą. Pan Bóg dał się przehłagać i kwiat nachylony burzą podniósł powoli główkę odzyskując swój wdzięk i swą świeżość.

Marya Eustella zaczynała ósmy rok, umiała czytać; na tem miała podług intencyi rodziców ograniczać się jej wiedza. Lecz zapał dziewczynki do pracy, jej szybkie postępy, zniewoliły jej dobrą matkę do nowych ofiar, aby ją pozostąwić jeszcze kilka lat w szkole. Pan Bóg miał swe zamiary, zobaczymy to w krótce;

trzeba było, żeby Eustella umiała pisać. Nic tu nie dzieje się przy­

padkiem. Przypadek w pojęciu chrześcijańskiem jest to incognito Opatrzności.

Marya Eustella została zaprawiona do pisania i jej powodze­

nie równało się z tem, które przy nauce czytania otrzymywała..

(20)

— 336 —

Dumna z swej uczennicy jej nauczycielka, lubiła się nią popisy­

wać, zwłaszcza gdy proboszcz szkółkę odwiedzał. Dziewczynka zrozumiała to łatwo, nie była nieczułą na te wyszczególnienia, jej podziwu godna matka, (czemuż podobne przykłady tak są rzadkie) tem się zatrwożyła i błagała nauczycielkę, aby już niepochlebiała dłużej miłości własnej dziecka.

Gdy matki są gruntownemi chrześcijankami, Ducb święty pro­

wadzi je pewniejszą drogą niż ta, którą najświetniejsze wychowa­

nie mogłoby im wskazać. Usłyszymy później Maryę Eustełlę m ó­

wiącą : Pycha była już od tego czasu moją panującą skłonnością.

O Jezu mój Zbawicielu miłości moja, tak młodą byłam, a już Cię tak obrażałam ! Zasmucałam Twe serce tak czułe i tak ojcowskie.

O mój drogi Panie, przebacz mi. Serce Eustelli odwzajemniało ży­

we przywiązanie, którem jej nauczycielka była dla niej przejętą.

. Lubiła spędzać z nią rekreacye, aby ją rozweselać swym śpiewem, który widziała, że jej przyjemność sprawia. Jej pragnie­

nie zadowolenia we wszystkiem Panny Magne, jej uległość tak uderzyły jej młode przyjaciółki, że długo potem jeszcze zachowały o tem wspomnienie.'Zresztą towajzyszki Eustelli odbierały również dowody jej uczynności, była zawsze gotową do oddania usługi. Jej uprzejmość i na obcych się rozciągała.'

Można powiedzieć o niej, co błogosławiony Raymund z Ka- puy mówi o pierwszych latach św. Katarzyny Seneńskiej, że sto­

sunki, które miano z tą miłą dzieciną serca wszystkich ku niej skłaniały. W tedy to objawiła się rzadka zdolność Maryi Eustelli do robót ręcznych. Starczyło jej widzieć raz jeden, jak się wyko­

nywa jaka robota, aby umiała naśladować ją potem z rzadką zręcznością. Przechowują w jej rodzinie robotę na kanwie, którą wyhaftowała będąc dzieckiem a która wzbudza podziw osób bie­

głych w tej sztućc.

Będzie więc mogła kiedyś mała Eustella gdy podrośnie, wła­

dać kolejno piórem i igłą, pierwszem aby wzbudzać bezwiednie iniłość ku Jezusowi w Przenajświętszym Sakramencie, drugą, by zarabiać na chleb powszedni, nie krępując swej wolności zależno­

ścią niezgodną z widokami Bożemi względem niej. Boski Oblubie­

niec chce ją samą dla siebie samego. Powoli plan Boży się rozwija.

ROZDZIAŁ III.

Widoki rodziców Maryi Eustelli były spełnione; dziecko u m iało, czytać płynnie, mogła pisać czytelnie. Starczyło to aż nadto, by być szwaczką lub służącą. Odebrano ją ze szkoły, miała

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przez to samo słowo Kościół objawia swoje pragnienie wiedzenia wiernych zawsze zgromadzonych dla oddawania czci Bogu, i szczęśliwy skutek wstawiennictwa, które

Ofiara ta jest złożona przez k apłana; Jezus Chrystus się ofiarowuje przez urząd kapłanów śmiertelnych, zastępujących Jego miejsce, tak, jak sam się

Jej uwielbienie ma jeszcze wyłączną wartość, gdyż Ona jest Królową potężną, wyniesioną ponad wszystko stworzenie, bo jeźli adoracya polega na poniżeniu

bliższej obecności. Nie potrzebujemy pytać, wchodząc do naszego m ieszkania: Panie gdzie mieszkasz? Niech obraz monstrancyi lub jakiś inny będzie ustawicznym

wiekowi byt i szczęście zapewnić może. Jeżeli jednakże mimo to panuje w swiecie nieład i nędza i szerzy się w zastraszający sposób, przjczyną tego jest

Często zatapiała się w modlitwie tak, że traciła używanie zmysłów; często Anioł otwierał jej drzwi, pozwalając się modlić przed ołtarzem.. Pewnego dnia

Proces b e atyfik acyjn y tej Błogosław ionej już rozpoczęto; w ielka liczba biskupów i generałów zakonnych pisemnie zło żyła to ośw iadczenie, że M arya

Tydzień dusz zmarłych składa się z osób, które obowiązują się złożyć ofiarę na intencję jednej lub więcej dusz zmarłych.. Imiona i nazwiska zmarłych, tak