Joanna PETRY MROCZKOWSKA
OD „WOLNEJ MIŁOŚCI” DO „WTÓRNEGO DZIEWICTWA”
Uwagi o ewolucji kultury seksualnej w USA
„Psychologicznemu” człowiekowi X X wieku zalety przede wszystkim na do
brym samopoczuciu, poczuciu bezpieczeństwa i komfortu psychicznego
|
jednym słowem: na spokoju, i pomóc mu ma w tym właśnie terapia [...]. Zdrowie psychiczne oznacza [...] w praktyce odrzucenie zahamowań i zaspokajanie po
pędów.
Wiek XX ma poważne kłopoty z uznaniem, że namiętność w tajemniczy sposób może przerodzić się w spokojne i owocne życie małżeńskie - pisze o tym wybitny amerykański historyk i krytyk społeczny Christopher Lasch w po
śmiertnie wydanym zbiorze esejów zatytułowanym
Women and the Common Life. Love, Marriage and Feminism(1997). Nietrudno zauważyć, że w kulturze amerykańskiej nie tylko małżeństwo, ale również i miłość romantyczna jakby wypadły już dawno z łask. Wielka literatura ludzkich namiętności ustąpiła miejsca melodramatowi oper mydlanych i harleąuinowych romansów. Nie kontrolowane, nie do końca wyjaśnione, mroczne tajemnice onieśmielają, napełniają lękiem. Nauka zwiększyła kontrolę ludzi nad przyrodą, lecz jedno
cześnie sprawiła, że człowiek bardziej niż kiedykolwiek boi się tego, czego nie może kontrolować. Natomiast seks poddaje się analizie, jest po prostu częścią nauki. Eksperci mogą go opisywać w podręcznikach biologii czy w liczących na masowego odbiorcę poradnikach. „Natomiast współczesna sztuka i myśl - obserwuje dalej Lasch - skierowały się ku innym niż eros tematom, włączając w to nieunikniony brak zrozumienia między mężczyznami i kobietami, nie
zgodność charakterów, niestałość przywiązań i niepewność wszystkiego na świecie, z wyjątkiem dojmujących małych, natychmiastowych i mniej lub bar
dziej zamiennych przyjemności”.
Do podobnych wniosków prowadzi choćby rzut oka na teksty przebojów muzyki popularnej. Miłość czy jak należałoby uściślić: impuls erotyczny i związane z nim emocje zawsze były przecież najważniejsze w tej formie wyrazu. Co więcej, muzyka popularna stanowi źródło inspiracji i jest dziś bardziej niż kiedykolwiek szkołą uczuć dla młodzieży amerykańskiej.
I tak w pierwszej połowie stulecia kobiety śpiewały o tym, że miłość sta
nowi główną rację ich bytu (niezależnie od tego, czy mężczyzna był jej godny
czy nie), mężczyźni opiewali czar kobiety, której udało się zapanować nad ich
myślami i skraść im serce. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych teksty
268 Joanna PETRY MROCZKOWSKA
piosenek odzwierciedlały hasła kontrkultury i rewolucji seksualnej, powstawa
ły w atmosferze wzrastającego dobrobytu i w klimacie permisywizmu zrywa
jącego z tradycyjnymi autorytetami i dotychczasowymi obyczajowymi tabu.
W pewnym sensie była to reakcja wobec materializmu oraz cywilizacji, która powołując się na ideały miłości bliźniego, dopuszczała, a nawet popierała przemoc: coś, co nazywano miłością, stało się przedmiotem kultu, miało bo
wiem zbawić świat. Seks, nawet orgiastyczny, z elementami religijnego miste
rium, pojmowany był jako narzędzie poszukiwań duchowych, których celem było zjednoczenie z drugim człowiekiem, ze światem. „Make love not war” - głosił najpopularniejszy chyba hippisowski slogan kontrkultury.
W środowiskach nie będących pod wpływem haseł kontrkultury zautoma
tyzowanie, monotonia, brak satysfakcji z pracy i zubożenie życia wspólnotowe
go zdawały się również przyczyniać do tego, że nastawione przede wszystkim na siebie pokolenie lat siedemdziesiątych, zwane „pokoleniem Ja”, coraz częściej szukało w seksie zaspokojenia rozmaitych potrzeb emocjonalnych. Aktywność seksualna stała się zajęciem rekreacyjnym. W popularnych piosenkach męż
czyzna mówił o tym, że nie spieszno mu do podejmowania zobowiązań, i pod
kreślał potrzebę niezależności. Z czasem słowa piosenek stawały się coraz bardziej dosadne. Brak jakichkolwiek zahamowań zwany otwartością odkrył pustkę i cynizm, lecz gdy nurt ten (nie cofając się przed bezprecedensową wulgarnością) bez ogródek wyraża wyzwoloną z tradycyjnych norm zmysło
wość, inny zdaje się świadczyć o nostalgii za uczuciem trwałym i stanowi reak
cję wobec konsumpcyjnych i narcystycznych tendencji ostatniej doby. W amery
kańskiej rzeczywistości bowiem w pewnej mierze ciągle jeszcze obecna jest rewolucja seksualna. Towarzyszy jej jednak zdecydowana reakcja i sprzeciw.
NARCYSTYCZNA MIŁOŚĆ WŁASNA
O tym, że kultura wybujałego, rywalizującego indywidualizmu oraz zagwa
rantowane w konstytucji prawo do poszukiwania szczęścia doprowadziły do ślepego zaułka narcystycznego zajęcia się sobą, pisał Christopher Lasch głów
nie w książce
The Culture o f Narcissism: American Life in an Age ofD im inis-
hing Expectations
(1979) [Kultura narcyzmu], przywołującej niepokojący ob
raz społeczeństwa amerykańskiego lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Od tamtego okresu narcystyczny typ charakteru zakorzenił się na dobre, ale do umiarkowanego optymizmu skłania fakt, że wielu Amerykanów jest już przekonanych, iż jest to zjawisko negatywne z punktu widzenia skutków jed
nostkowych i społecznych.
Pojawienie się zaburzeń charakterologicznych jako formy patologii psy
chiatrycznej na masową skalę, wraz ze zmianami struktury osobowości, jakie te
zaburzenia za sobą pociągają, związane jest - zdaniem Lascha - ze specyfi
O d „ wolnej miłości ” do „ wtórnego dziewictwa99 269 cznymi przeobrażeniami amerykańskiego życia społecznego i kultury - poczy
nając od wzrastającego znaczenia biurokracji, natłoku obrazów, terapeutycz
nych ideologii, racjonalizacji życia wewnętrznego czy kultu konsumpcji.
W późniejszych pracach Lasch wielokrotnie dawał wyraz przekonaniu, że ogromne znaczenie dla przemian psychospołecznych w USA miał masowy exodus ludzi z miasta do suburbii, który zdaje się zinstytucjonalizować zasadę wolnego i nieograniczonego wyboru”.
I rzeczywiście. Jak unaocznia to zewnętrzny i wewnętrzny aspekt wszech
obecnej „suburbii”, problemem dzisiejszych Amerykanów nie jest nawał nie
skończonych możliwości, lecz banalność życia. Ktoś porównał ich do zwierząt, których instynkty stępiły się zupełnie w niewoli, dodajmy: w niewoli gloryfi
kowanej swobody. Nie chodzi tu wyłącznie o ucieczkę od życia publicznego do prywatności, nie chodzi też o indywidualizm, egoizm, które istnieją nie od dzisiaj. Dla naszych wywodów istotny jest fakt, że osobowość narcystyczna charakteryzuje się przede wszystkim strachem przed emocjonalnym uzależnie
niem od innych. (Za narcystyczne cechy drugorzędne Lasch uważa fałszywy wgląd we własną osobowość, wykalkulowane uwodzicielstwo i nerwową autoi
ronię.) Narcyści zbudowali tyle barier mających chronić ich przed emocjami, iż nie pamiętają nawet, co to znaczy być owładniętym przez namiętność, skarżą się natomiast na niemożność czucia. Taki człowiek - stwierdza dalej Lasch - opanowany jest gniewem, który wypływa z wysiłku zmierzającego do okiełz
nania namiętności. Pozbawiony cech wyróżniających, bezbarwny, „gładki”
w towarzystwie, ogarnięty jest przez niepokój, niezadowolenie, depresję, po
czucie pustki.
„Psychologicznemu” człowiekowi XX wieku zależy przede wszystkim na dobrym samopoczuciu, poczuciu bezpieczeństwa i komfortu psychicznego, jednym słowem: na spokoju, i pomóc mu ma w tym właśnie terapia. Ale nawet wtedy, gdy terapeuta mówi o potrzebie „poczucia sensu” i „miłości”, definiuje te pojęcia jako zaspokojenie emocjonalnych potrzeb pacjenta. Zdrowie psy
chiczne oznacza dla niego w praktyce odrzucenie zahamowań i zaspokajanie popędów. Prawie nigdy nie przychodzi terapeutom na myśl - i z racji specyfiki samej terapii jest to niemożliwe - aby zachęcić pacjenta do podporządkowania własnych potrzeb i interesów potrzebom drugich. Miłość jako poświęcenie czy
„zapomnienie” o sobie, „poczucie sensu” jako podporządkowanie wyższemu celowi - takie sublimacje wydają się terapeutom nieznośnie opresyjne, obra
żające zdrowy rozsądek oraz szkodliwe dla zdrowia i dobrego samopoczucia.
Powinność - nie można mieć co do tego złudzeń - nie jest tu popularnym pojęciem. Jak zauważa Joyce Little we wstępie do swej książki
The Church and the Culture War(1995), w dzisiejszym świecie rozpleniło się pragnienie posia
dania wszystkiego na dwa zazwyczaj wykluczające się sposoby, bez koniecz
ności dokonywania wyboru: albo to, albo tamto. Najlepiej jest to widoczne
w odniesieniu do małżeństwa. Taka „inkluzywna” mentalność przekształciła
270 Joanna PETRY MROCZKOWSKA
na przykład krajobraz seksualny w mieszaninę seksu przedmałżeńskiego, po- zamałżeńskiego, hetero, homo- i biseksualnego, z wieloma partnerami bądź z „seryjną rozwiązłością monogamiczną".
W klimacie tym najbardziej ucierpiała idea zobowiązania (commitment), która wymaga robienia czegoś lub wstąpienia w jakiś związek z wykluczeniem robienia innej rzeczy czy wstąpienia w inny związek. Niepodejmowanie zobo
wiązań rozumiane jest jako wolność i swobody tej broni się w oparciu o za
łożenie, że ludzie się zmieniają i nie można od nich oczekiwać respektowania długoterminowych zobowiązań. Z języka zniknęły już takie wyrażenia, jak:
silna wola, umiejętność odmówienia sobie czegoś, cierpliwość, ofiarność, po
święcenie, altruizm.
„Wyzwolenie ludzkości z okowów takiego przestarzałego modelu miłości, obowiązku stało się misją postfreudowskich psychoterapii” - stwierdza profe
sor Allan Bloom. To właśnie Freud uważał, że wolność polega na izolacji i jedyną drogą do uzyskania pożądanej niezależności jest uznanie, iż nie po
trzeba nam bliźniego. Allan Bloom poświęca temu zagadnieniu sporo miejsca w swojej znanej polskiemu czytelnikowi książce
Umysł zamknięty(1997), gdy usiłuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wielka klasyka literacka zupełnie nie przemawia do dzisiejszych studentów, którzy nie są w stanie identyfikować się z bohaterami wielkich ludzkich dramatów. Młodzi ludzie nie doświadczają miłości, bo miłość wymaga zapomnienia o sobie, a oni przecież o sobie ani na chwilę zapomnieć nie mogą, stanowią bowiem jedyną miarę wszechrzeczy.
Młodzi ludzie boją się dziś zaangażowania i zobowiązań, a miłość jest właśnie zobowiązaniem. Tymczasem można być seksualnie zainteresowanym drugą osobą, ale - zgodnie z dzisiejszą mentalnością - nie dostarcza to dostateczne
go powodu, by żywić rzeczywiste i długotrwałe zainteresowanie tą osobą.
W wolnych związkach, opartych na dążeniu do zapewnienia sobie doraźnej przyjemności, nie ma miejsca na zazdrość (będącą skądinąd wypaczeniem zasady wyłączności), żadna ze stron nie powinna oczekiwać wierności, męska opiekuńczość trafiła zaś do lamusa. „Młodzi - i nie tylko - praktykują ten niedołężny eros, który nie jest uskrzydlony i nie zakłada tęsknoty za wieczno
ścią i przeczucia związku własnej istoty z Bytem. Są praktycznymi wyznawcami Kanta, uważają bowiem, że nic, co zabarwione jest pożądaniem lub przyjem
nością, nie wchodzi w zakres kodeksu moralnego. Nie odkryli jednakże czystej moralności. Pozostaje ona pustą kategorią służącą do dyskredytowania wszys
tkich poważniejszych skłonności, które dawniej miały charakter moralizują- cy”. Paradoksalnie zbyt duży nacisk położony na autentyczność doprowadził
do tego, iż nie można dziś ufać własnym instynktom, a zbyt poważne trakto
wanie seksu sprawiło, że nie sposób go brać poważnie. Według profesora Blooma zanik erotycznej pasji i związanych z nią wzlotów i upadków, rozpa
czy i nadziei, a także poczucia związku między miłością a śmiercią, owa bez-
namiętność, będąca najbardziej zadziwiającym skutkiem rewolucji seksualnej,
Od „ wolnej miłości” do „ wtórnego dziewictwa” 271 doprowadziła do spłaszczenia, spłycenia duszy, a seksualna wiedza naszych czasów zmierza do uczynienia z owego spłycenia duszy zjawiska powszechne
go. To właśnie Freud, według słów Blooma, położył pieczęć nauki na rozumie
niu seksu w oderwaniu od erotyzmu. „Przyjaźń, podobnie jak pokrewne uczu
cie - miłość nie zdarzają się już pośród nas, gdyż oba opierają się na pojęciu duszy i natury, których z racji mieszaniny teoretycznych i politycznych powo
dów, nie należy nawet brać pod uwagę”.
W FEMINIZMIE NIE MA MIEJSCA DLA MIŁOŚCI
W swojej książce zatytułowanej
Esteem Enlivened by Desire(1992) Jean Hagstrum udowadnia ciekawą tezę, że osiągnięcie „ideału erotycznego”, czyli zakładające równość płci połączenie wzajemnego szacunku i miłosnego pożą
dania, może być uważane za jedno z wielkich osiągnięć kultury Zachodu.
Jakkolwiek przez długie stulecia erotyczna namiętność nie była wiązana z małżeństwem, to już literatura starożytnej Grecji przynosi przykłady istnie
nia nurtu stojącego w opozycji do ogólnie przyjętego założenia o nierówności małżonków i podejrzliwości wobec kobiecej seksualności. Chociaż nurt ten do XIX stulecia był tylko poboczny, romantyczna miłość znacznie mitygowała patriarchalizm w stosunkach społecznych. Do zobaczenia w kobiecie partnera męża i dowartościowania seksualności przyczyniło się przede wszystkim chrze
ścijańskie przekonanie, że nie należy z zasady potępiać materii ani absoluty
zować „czystej” duchowości.
Radykalny feminizm patrzy na tę sprawę zupełnie inaczej. Małżeństwo (pojęciem miłości nie operuje się w ogóle) feministki poczytują za jedną z najpoważnieszych komplikacji życia, wiążącą się z reguły z degradacją ko
biety, a przynajmniej ze zmniejszeniem jej szans życiowych. To właśnie pod hasłem zerwania z wszechobecnym patriarchalizmem od wielu lat potępiają one tradycyjną obyczajowść i zakładają pełne wyzwolenie seksualne kobiet.
Starają się seksualność oderwać, „wyemancypować” z głębszej warstwy uwa
runkowań psychicznych, psychofizycznych i społecznych, stoją bowiem na stanowisku, że liczy się głównie to, „jak ja to odbieram” i „czy sprawia mi to przyjemność” zgodnie z tak zwanym kobiecym punktem widzenia, który w istocie jednak stanowi jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii w pro
wadzonych dyskusjach i sporach. Oddzielenie seksu od prokreacji objawia się agresywnym poparciem radykalnego feminizmu dla aborcji, antykoncepcji i homoseksualizmu.
Tymczasem, jak - nie pozostawiając na ten temat żadnych wątpliwości - mówi podtytuł niedawno wydanej książki profesor Elizabeth Fox-Genovese
Feminism Is Not the Story o f My Life
(1996) [Feminizm nie przystaje do
mojego życia], warto zdać sobie sprawę z tego, że „dzisiejsza elita feministek
272 Joanna PETRY MROCZKOWSKA
straciła z oczu rzeczywiste problemy kobiet”. Analiza porównawcza subie
ktywnego stanu satysfakcji w amerykańskim społeczeństwie, zawarta w boga
to udokumentowanej danymi statystycznymi pracy Davida G. Myersa
The Pursuit o f Happiness(1992), stanowi potwierdzenie takiej oceny. Młodzi Ame
rykanie w dalszym ciągu udane małżeństwo stawiają wysoko na liście swoich celów życiowych. 91% rozmówców z dezaprobatą wypowiada się o zdradzie małżeńskiej, a większość małżonków uważa się za szczęśliwych (w tym dwie trzecie za bardzo szczęśliwych, podczas gdy cztery piąte oświadcza, że poślu
biłaby tę samą osobę jeszcze raz). Nie powinno więc nikogo dziwić, że cyto
wane przez Fox-Genovese liczne rozmowy z kobietami reprezentującymi wszystkie środowiska amerykańskiego społeczeństwa przynoszą konkluzję, iż
feministki, które małżeństwo uważają za niemożliwe do pogodzenia z potrze
bami kobiet i dzieci, absolutnie nie rozumiały znaczenia, jakie miłość, życie rodzinne, a przede wszystkim macierzyństwo mają dla większości kobiet. Te z reguły wcale nie czują się szczęśliwe z powodu „wyzwolenia” od mężczyzn i dzieci. A skoro trudno zanegować fakt, iż seksualność często łączy niebezpie
czeństwo (agresji, gwałtu i wykorzystania) z obietnicą (miłości, trwałego związ
ku i nowego życia), zatem musi ona znaleźć się w centrum spraw składających się na kodeks moralny. I tak, podczas gdy dla niektórych feministek zdrada małżeńska staje się pożądaną bronią mającą zapewnić kobietom wyzwolenie spod jarzma narzuconego przez mężczyzn, kobiety pochodzące z różnych warstw społecznych podzielają awersję do braku lojalności i uważają ten pro
blem za kwestię moralną.
Libertyni z radykalnymi feministkami włącznie oraz liczni przedstawiciele środowisk liberalnych nie od dziś domagają się niczym nie ograniczonego celebrowania seksu i krytykę takiego podejścia poczytują za dowód religijnej bigoterii, oskarżając o nią głównie amerykańską „prawicę religijną”. Z ich szeregów słyszy się żądania, „by nie doszukiwać się znaczenia seksu, co wię
cej, należy pozbawić seks znaczenia”. Zwracają uwagę, że sytuacja w Stanach Zjednoczonych negatywnie odstaje od sytuacji w Holandii i Skandynawii, gdzie panuje większa tolerancja wobec homoseksualizmu, pornografii i w kwe
stiach wychowania seksualnego. Rewolucja seksualna lat sześćdziesiątych upierała się przy twierdzeniu, że seks nie ma konsekwencji, począwszy jednak od lat osiemdziesiątych ów „sielski” obraz zmieniło pojawienie się AIDS. To właśnie rozszerzanie się tej choroby ideolodzy libertynizmu uznają za najdot
kliwszy cios. Najczęściej swój niepokój formułują następująco: propagowanie
wstrzemięźliwości „jest nie tylko purytańskie i nieskuteczne w ograniczeniu
działań seksualnych, lecz także podsyca przesądy wobec ludzi, którzy wyrażają
się seksualnie w sposób bardziej zdecydowany, i insynuuje, że choroba jest
karą za grzech” (Judith Levine,
Tikkun).O d „wolnej miłości ” do „wtórnego dziewictwa ” 273
TĘSKNOTA ZA PORZĄDKIEM I SENSEM
Hasłem radykalnego feminizmu był i nadal jest postulat, aby uznać stan
dardy moralne za sprawę prywatną, nie zaś publiczną. Ale jeśli seks „wyzwo
limy z pęt moralności”, rozrodczość wyłamie się z niej także. Dziś zauważa się już, że pluralistyczne i wielokulturowe Stany Zjednoczone cierpią na brak społecznego konsensu co do norm moralnych w życiu publicznym. Nie ma jasnej i jednoznacznej odpowiedzi na pytania: jakie są etyczne granice miło
ści? jaki jest związek między moralnością a płciowością, między moralnością a rozrodczością, między osobniczą a publiczną moralnością? Jednakże ciągle jeszcze wielu Amerykanów uważa, że prywatne zachowanie ma konsekwencje społeczne, że moralność ma charakter publiczny, a przeniesienie jej do sfery prywatności doprowadziłoby do zaniku moralności. Po obaleniu moralności seksualnej podobnie rozprawiono by się z innymi sferami, bo jeśli doznanie przyjemności jest celem nadrzędnym, osiąganie jej poprzez inne działania, będące dotychczas w sprzeczności z zasadami moralnymi (na przykład kłam
stwo), stanie się następnym celem.
Seksem i moralnością końca wieku, jak ujmuje to podtytuł, zajmuje się w niedawno wydanej książce
Last Night in Paradise(1997) Katie Roiphe, młoda pisarka, znana już z publikacji na tematy społeczno-obyczajowe. Ona również jest zdania, że widmo AIDS zmienia podejście Amerykanów do spraw związanych z seksem, choć zauważa, że choroba ta pojawiła się w momencie, kiedy hedonizm tracił już na popularności. Z reporterskim profesjonalizmem, choć nie bez niechęci wynikającej z jej własnych liberalnych przekonań, opi
suje coraz silniejszy, a skierowany głównie do młodzieży szkolnej, trend pro
pagujący abstynencję seksualną. Jego hasłami są na przykład: „Dziewictwo nie jest brzydkim słowem” czy „Prawdziwa miłość czeka”. To właśnie tutaj, z właściwym Stanom zdumiewającym optymizmem, wiarą w powrót niewin
ności, stworzono oksymoron: „wtórne dziewictwo”, w pragmatycznym wymia
rze podkreślający możliwość - i celowość - zmiany zachowania, używany nawet przez niektórych polityków zatroskanych aktywnością seksualną mło
dzieży, wysokim wskaźnikiem zapadalności na choroby weneryczne i nagmin- nością ciąży nieletnich. Obserwacje Katie Roiphe przynoszą jednak wątpli
wość, czy - wobec wyjątkowo legalistycznie przestrzeganego wymogu utrzy
mania w pełni sekulamego charakteru szkół publicznych i instytucji państwo
wych, nie odwołując się do Boskiego autorytetu i kanonu moralnego porządku - argumenty i wystąpienia nawołujące do abstynencji, wstrzemięźliwości
i godności osobistej nie brzmią czasem pusto. Z założenia bowiem przemilcza
ją wiele prawd wykraczających poza powszechnie uznane problemy indywi
dualne i społeczne, z ryzykiem śmiertelnej choroby na czele.
Liczne dzisiaj głosy zdają się świadczyć, że Amerykanie mają poczucie tego niedosytu. Dokonując krytyki książki Roiphe Marie Arana-Ward pisze w „The
„ETHOS” 1998 nr 3 (43) - 18
274 Joanna PETRY MROCZKOWSKA
Washington Post”: „Na szeroką skalę społeczeństwo amerykańskie wykazuje tendencję odrzucania amoralności, nie dlatego że jednostki lubią regulaminy [aluzja do głośnego, szeroko komentowanego, wprowadzonego w 1993 roku przez jeden z uniwersytetów amerykańskich kodeksu zachowań seksualnych wymagającego werbalnej zgody partnera na przejście do „następnego etapu”
działania - uwaga J.P.M.], lecz dlatego że społeczeństwo jako całość chciałoby osiągnąć «wtórne dziewictwo», pozbyć się pozostałości po rozwiązłym stylu życia - rozbitych rodzin, spaczonych dzieci, ludzi skarlałego ducha - i rozpo
cząć od nowa”.
O tym, jak niebezpieczne były i są tendencje do oddzielania seksu od miłości, interesująco pisał znany w Polsce angielski historyk i publicysta Paul
Johnson w niedawno wydanej książce
The Quest for God. A Personal Pilgri-
mage