• Nie Znaleziono Wyników

"Przekroje i zbliżenia. Rozprawy i szkice historycznoliterackie", Henryk Markiewicz, indeks zestawiła Krystyna Kurmanowa, Warszawa 1967, Państwowy Instytut Wydawniczy, ss. 400 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Przekroje i zbliżenia. Rozprawy i szkice historycznoliterackie", Henryk Markiewicz, indeks zestawiła Krystyna Kurmanowa, Warszawa 1967, Państwowy Instytut Wydawniczy, ss. 400 : [recenzja]"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

"Przekroje i zbliżenia. Rozprawy i

szkice historycznoliterackie", Henryk

Markiewicz, indeks zestawiła

Krystyna Kurmanowa, Warszawa

1967, Państwowy Instytut

Wydawniczy, ss. 400 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 60/1, 378-388

(2)

378

R E C E N Z J E

mowość m ogłyby ogarnąć i zintegrować m ożliwie najw ięcej elem entów dzieła literackiego. W ywody C ieślikowskiej, która pom ija „nie tylko spraw ę definicji, ale i samego terminu, jak też i budowy m onologu w ew n ętrznego” (s. 109), muszą budzić poważne w ątpliw ości. W ątpliwości nastręczają się tym w iększe, kiedy na terenie techniki m onologu w ew nętrznego, nie określonego pod w zględem te r ­ minu, definicji i budowy, autorka poszukuje niektórych funkcji kom pozycyjnych tej form y podawczej: „związanych z konstrukcją czasu w u tw orze” oraz tych, „które w yznaczają relacje m iędzy autorem a czytelnikiem ” (s. 109). Autorka nie precyzuje stosow anych przez siebie pojęć, choć obrastają one coraz szerszą pro­ blem atyką, a w dodatku używa ich w sposób bardzo uproszczony.

Pola Wert zestawia dwa zasadniczo odmienne rodzaje przekazów, podejm uje bardzo żyw y obecnie problem obopólnych związków literatury i film u. Mamy zatem dwojaki dialog: raz przez ustalenie w zajem nych odpowiedniości term inów teoretycznych epiki literackiej i term inów teoretycznych epiki film ow ej, a drugi raz — nie zamierzony przez autorkę dialog jej rozprawy z pozostałym i pracami zawartym i w tomie.

Gdyby szukać prow eniencji badawczych dla prac zam ieszczonych w om aw ia­ nym tomie, należałoby, bez wątpienia, w skazać na tradycję strukturalizm u lin g ­ w istycznego rozwijanego przed wojną w w arszaw skim K ole Polonistów , a z szer­ szego, europejskiego terenu przypomnieć osiągnięcia form alistów rosyjskich. W owej tradycji kryłoby się nie tylko szukanie znaczenia dzieła literackiego w sam ym dziele i nie tylko badanie jego organizacji w ew nętrznej oraz opis ję- zykow o-stylistycznego ukształtowania tekstu, ale rów nież — jak pisze S ław iń ­ ski — „dążność do „likwidacji bariery oddzielającej w badaniach utworu ep ic­ kiego słow ne ukształtow anie tekstu narracyjnego od obszaru zjaw isk w nim przedstawionych” (s. 16). Z jednej w ięc strony autorzy om awianych prac badają utwory literackie na ich poziomach głębokich, zdaniowych i słowuych, a w przy­ padku poezji — m niejszych od słowa, tropiąc elem entarne znaczenia i formy konstytuujące globalne znaczenie utworu literackiego. Z drugiej zaś strony od­ noszą owe fakty językow e do rzeczywistości różnych podm iotów mówiących w utworze, przez które zostają one w łaśnie zakom unikowane czytelnikowi. W tej m etodzie analizy uwzględnia się również rolę norm tradycji w kształtowaniu się i grupowaniu kom pleksów sem antycznych utworu. N ie w yryw a się dzieła z jego kontekstu historycznoliterackiego i społecznego. Stąd tak silnie zaznaczony i w y ­ korzystany w toku analiz ich aspekt diachroniczny, czy to w postaci odniesienia struktury składniow o-stylistycznej utworów, stanow iącej każdorazowo in dyw i­ dualne ujęcie treści (parole), do ogólnojęzykowej struktury, do schem atów dane­ go języka (langue), czy w postaci odniesienia indyw idualnych realizacji do tra­ dycji konw encji artystycznych.

Ewa S zary

H e n r y k M a r k i e w i c z , PRZEKROJE I ZBLIŻENIA. ROZPRAWY I SZKICE HISTORYCZNOLITERACKIE. (Indeks zestaw iła K r y s t y n a K u r m a n o w a . Warszawa 1967). Państw ow y Instytut W ydawniczy, ss. 400.

Historia literatury jest dla Henryka M arkiewicza także historią krytyki lite ­ rackiej, poetyk norm atyw nych i teoretycznych; jest nadto historią sw ych własnych metod badawczych, a w ięc: historią historii literatury. Do takiego stwierdzenia

(3)

zdaje się upoważniać już sam podtytuł P rzek ro jó w i zb liżeń — R ozpraw y i szkice

h isto ryczn o litera ck ie. Szkicem bądź rozprawą historycznoliteracką jest tu (lub, jak

by napisał autor, choć koniecznie w cudzysłow ie, o czym później: „chce” być — por. s. 165) n ie tylko rzecz o realizm ie powieściow ym , o dialektyce pozytywizmu polskiego, o twórczości Żerom skiego czy Dąbrowskiej, lecz także praca poświęcona działalności C hm ielow skiego-krytyka, interpretacja felietonów wspom nieniowych B oya-Ż eleńskiego, analiza stylów badawczych w iedzy o literaturze. Dawniej (S ta ­

n isław T arn ow ski — po stu latach) i dziś (K ło p o ty h isto ry k ó w literatu ry). Do ga­

tunku w ypow iedzi historycznoliterackiej zaliczyć by można, kierując się sugestią podtytułu om awianej książki, każdy tekst z w i ą z a n y bezpośrednio lub pośrednio z literaturą, pod w arunkiem , iż będzie w nim zawarta refleksja naukowa o cha­ rakterze syntetyzującym , ew entualnie, przynajmniej, „hipotezy roboczej” (s. 49). Etiuda interpretacyjna osnuta w okół bajki Mickiewicza i w ysoko specjalistyczna recenzja polskiego w ydania Das literarisch e K u n stw e rk Romana Ingardena, repli­ ka polem iczna zwrócona przeciw tezom programowym artykułu Janusza S ław iń ­ skiego (Jeszcze o te o rii ję zy k a poetyckiego) oraz publicystyczny w sw ej w ym ow ie bilans strat i zysków w spółczesnego literaturoznawstw a (Nauka o literatu rze

a p odn iesien ie k u ltu ry czyte ln icze j) — w szystko to n a l e ż y do repertuaru geno-

logicznego historii literatury. W szystko to j e s t historią literatury.

Te sam e intencje dają się odczytać z układu prac w P rzekrojach i zbliżeniach. 0 kolejności szkiców um ieszczonych w książce decyduje bowiem chronologia. D e­ cyduje zatem czas problemu, nie zaś — charakter problemu (par excellen ce lite ­ racki, teoretyczny, ideowy, ogólnokulturowy czy inny). Opisując szeroko tak bardzo przez siebie (u Tarnowskiego) cenioną „naczelną zasadę p r a w d z i w i e h i s t o ­ r y c z n e g o rozw ijania w ątku w zakresie dziejów piśm iennictw a” (s. 119), Mar­ k iew icz sam tej w łaśnie zasadzie podporządkował konstrukcję P rze k ro jó w i z b li­

żeń. P ytan ie o czas istnienia jakiegoś zjawiska jest tu z reguły pierwotne w sto­

sunku do pytania o jego sposób istnienia. Chronologia dyktuje porządek rozwijania w ątk ów problem owych. Rzec by można: chronologia wyprzedza ontologię.

N ie jest dziełem przypadku, iż P rzek ro je i zbliżen ia otwiera szkic pt. Próba

p erio d yza c ji n o w o ży tn e j lite ra tu ry p o lsk ie j; spośród w ielu idei ogólnometodolo-

gicznych, które zgłasza om awiany tom, w łaśn ie idea periodyzacji — czy d i a- c h r o n i z a c j i s y s t e m o w e j życia literackiego — została w ysunięta na po­ czątek książki. Już w pierwszym akapicie tego szkicu czytam y następującą m yśl Tretiaka: „Podział historii literatury jakiegokolw iek narodu na okresy jest niczym innym , jak najogólniejszym zarysem rozwoju tej literatury” (s. 5). W ten sposób, jak w rygorystycznie skomponowanym w ierszu czy powieści, początkowe słowa zdradzają ukryty porządek całości, a wraz z nim — najogólniejszą projekcję postaw y autora.

Jak realizuje się w praktyce badawczej owo „wyprzedzanie” rozstrzygnięć ontologicznych przez ustalenia typu periodyzacyjnego? Na czym polega wspom niana pierw otność problemu c z a s u wobec pytania o s p o s ó b i s t n i e n i a zjaw isk — „przekrojonych i zbliżonych” w książce -Markiewicza? Uważna lektura P rzek ro jó w

1 zb liżeń , na które składają się szkice z lat 1959—1966, zróżnicowane w odcieniach

sym patii i anim ozji m etodologicznych autora (tu także daje o sobie znać działanie czasu), pokusa uw zględnienia m ożliw ie w szystkich odcieni (wzorem badacza — „z niczego nie chciałoby się rezygnow ać” <s.l9)), w reszcie pamięć o ostrzeżeniu przed form ułow aniem w niosków zbyt jednostronnych, które łatw o przeradzają się w pretensje „zabawne w swym doktrynerstw ie” (s. 146) — w szystko to każe po­ niechać próby w yprow adzenia jakiejś jednej, jednolitej form uły rozpoznawczej.

(4)

380

R E C E N Z JE

Bliższe faktycznym w łaściw ościom m etodologii M arkiew icza będzie, jak sądzę, w yodrębnienie kilku równorzędnych t y p ó w o p e r a c j i „w yprzedzania” onto- logicznej charakterystyki danego zjawiska przez jego charakterystykę czasową. Historyczną.

I tak operacją najbardziej wyrazistą, kiedy to in teresujące nas aspekty obiektu badanego (czas istnienia i sposób istnienia) podlegają bezpośredniej konfrontacji, jest przerzucenie dyskusji ontologicznej poza granice w ied zy o literaturze. Rezy­ gnacja, pominięcie, unik. Dzieje się tak w recenzji studium O dziele literackim ; tu świadom ie „pom inięte zostają głów ne założenia ontologiczne i epistem ologiczne książki Ingardena”, a to dlatego, powiada M arkiewicz, „że dyskusję należałoby przenieść na grunt inny, znacznie obszerniejszy” (s. 304). Przytoczony w yżej epizod głośnej sw ego czasu, nader kunsztownej zresztą i w zorcow ej, polem iki naukowej M arkiewicz—Ingarden, w oderwaniu od innych epizodów działalności autora G łó w ­

nych problem ów w ie d zy o litera tu rze — nic nie znaczy. Nic ponad to, iż jest

św iadectw em przestrzegania granic kom petencyjnych przez przedstaw iciela jednej dyscypliny hum anistycznej w ocenie propozycji p rzedstaw iciela dyscypliny innej, pokrewnej. Jednakże m o m e n t r e z y g n a c j i (uniku, pom inięcia pytań ontolo- gicznych) towarzyszy także niektórym, ściśle już historycznoliterackim rozważa­ niom Markiewicza. Przestaje być m omentem okazjonalnym . Staje się zarysem reguły.

W w ielu m iejscach analizow anej książki, m iędzy w ierszam i niejako, w pod­ tekście, w n i e o b e c n o ś c i s y g n a ł ó w ostrzegaw czych, że oto mamy do czy­ nienia z obiektem o ontologii niejednorodnej, w ielorak iej czy inaczej problema­ tycznej, tkw i jak gdyby „ślad gestu” tejże rezygnacji: utajony postulat rozm yślnej „nieingerencji” historyka literatury w „spór o istn ien ie św iata” badanych zjawisk. „Przełom antym odernistyczny — czytamy w szkicu o literaturze pozytywizmu polskiego — zwrot ku realizm ow i w prozie, poszukiwania dem okratycznych i racjo­ nalistycznych tradycji literackich — w szystko to w yw ołało zjaw iska takie, jak nowe w ydania zbiorowe [dzieł pozytywistów ], studia historycznoliterackie (głównie Zygmunta Szw eykow skiego), entuzjastyczne w ypow iedzi pisarzy i krytyków (Maria Dąbrowska, Jarosław Iw aszkiew icz, Stefan K ołaczkow ski o Orzeszkowej; numer specjalny »Wiadomości Literackich« poświęcony Prusow i i w m urow anie tablic ku czci W okulskiego i Rzeckiego w W arszawie)” (s. 72).

Nie sądzę, by należało w tonie polemicznym dowodzić, iż — przecież! — sposób istnienia poszczególnych elem entów zjawiska zwanego tu „przełomem”, elem entów tak różnych, jak edycja dzieł pozytyw istów i w m urow anie tablic ku czci... postaci literackich, jak rzecz Iwaszkiew icza o Orzeszkowej i tradycja racjonalistyczna, jest niejednakow y, że niejednakową zwłaszcza jest s u b s t a n c j a znaków, w któ­ rych form ułowano powiadom ienia o przełomie, oraz ich f u n k c j a społeczna, zasięg oddziaływania, odporność na zniekształcenia itp., itd. Chcę jedynie odnoto­ w ać fakt, że dla Henryka Markiewicza owo zróżnicowanie ontologiczne składników zjawiska „przełomu antym odernistycznego” jest po prostu — w tym przypadku, a i w w ielu innych — nieistotne. Niepokój ontologiczny został tu w yelim inow any. Pom inięty na rzecz bezspornej j e d n o c z e s n o ś c i zebranych w całość powiado­ m ień o przełom ie (lub: jego symptomów). Z drugiej w szelako strony ów splot synkretyczny, jakim jest w swej istocie przedmiot badań historyka literatury, może ulec d a l s z e j analizie ontologicznej. Brak sygn ałów ostrzegawczych nie stanowi w tym zakresie żadnego przeciwskazania. Badacz sam nie otwiera perspek­ tyw y dociekań ontologicznych, ale też żadnym słow em jej nie zamyka. Na tym m. in. polega M arkiewiczowy prymat chronologii nad ontologią.

(5)

R ów nolegle do operacji „uniku” odbywa się w P rzekrojach i zbliżen iach m a­ new r r o z b r a j a n i a kategorii ontologicznych wiedzy o literaturze, które autor konfrontuje z empirią historycznoliteracką po to, by zakw estionować ich roszczenia uniw ersalistyczne. A w konsekw encji: dopisać do nich sym bol „t”, znak historycz­ nej przem ijalności. K ategorii idealnego „bieguna poetyckości” (pojęcie Jakobsona w interpretacji Sław ińskiego) przeciwstaw ia „wzorcowe typy em piryczne” (s. 328), tj. m odele „w yinterpretow ane” z konkretnych dzieł literackich, osadzonych w kon­ kretnej przestrzeni kulturow ej. Ów m oment sw oistości przekazu artystycznego, jakim jest w ontologii Sław ińskiego szczególne „stężenie” poetyckości, według M arkiewicza odpowiada przede w szystkim liryce, liryka zaś w w ielu epokach „traktowana była w teorii jako zjawisko m arginesow e czy »poezja niedoskonała« (np. u Sarbiew skiego)” (s. 327); nadto uogólnienia Sław ińskiego, zdaniem M arkie­ w icza, nie sprawdzają się wobec takich „wzorcowych typów em pirycznych”, jak

B oska kom edia, Pan T adeu sz czy W esele (s. 327). Tezie Sław ińskiego — o w ielo­

znaczności w ynikającej z nadmiaru organizacji i opartej na zaskoczeniu — przeciw­ staw ia utwory, w których rytm zaskoczeń w ogóle nie w ystępuje lub m anifestuje się poprzez „drobne stosunkowo m odulacje” (K ru k Poego, Ballada bezludna Leś­ m iana (s. 329)). Poetyckość jest cechą poezji. Poezja różnych czasów i narodów zm ienia w historii swój charakter, sw e powiązania z nieartystycznym i odmianami piśm iennictw a, z przejawam i ludzkiej działalności językowej w ogóle. Zmienia się tedy w historii sama „esencja” poezji. Sam sens poetyckości. Ustalenia typologiczne m uszą być zatem każdorazowo orientowane w zględem empirii historycznoliterac­ kiej. (Chronologia wyprzedza ontologię.)

Jeszcze inna, równorzędna operacja Markiewicza, prowadząca do tych samych w niosków , polega na sui generis u h i s t o r y c z n i a n i u tez ontologicznych — poprzez ścisłe w iązanie ich treści z określonym m omentem świadomości teore­ tycznej tej czy innej epoki, tej czy innej szkoły. Ograniczenia danej szkoły, sk a­ zanej na „dziś” lub na „w czoraj”, traktuje się jako ograniczenia ontologii przez nią głoszonej. Przed „historyzacją” teorii nie ma ucieczki. Zarówno zadawnienie jakiegoś problemu, jak i jego nowość, aktualność, mogą być z tych pozycji za­ atakowane. Dotyczy to (nadal) pytania o sw oistość przekazu literackiego. Idea sw oistości zostaje zakw estionowana z dwóch stron. Jako zbyt przestarzała (słyszy się „od lat praw ie czterdziestu — uparty głos form alisty: [...] sprawą badacza lite ­ ratury jest rozpatrywanie sw oistych cech dzieła literackiego [...]” <s. 339—340)). I jako zbyt aktualna; założenie Sław ińskiego „odpowiada [...] naszym dzisiejszym intu icjom ” (s. 336), stw ierdza Markiewicz, by przeciw staw ić im głos Sarbiewskiego. Sprzed lat trzystu.

Opisanym w yżej operacjom M arkiewicza towarzyszy wciąż m anifestow ane w P rzekrojach i zbliżen iach przeświadczenie, iż ontologia nastawiona na „literac- k ość” literatury pomija zagadnienie w a r t o ś c i utworu literackiego; w każdym razie — nie w skazuje bezpośrednich przejść od analizy tego, co sw oiste, ku po­ znaniu tego, co doniosłe, „wartościotwórcze” (s. 337). Lub też — a kryje się w tym jeszcze w iększe niebezpieczeństwo — dyktuje historykowi literatury w eryfikację norm atyw ną (zob. s. 322, 328-329, 221). Problem w artości i wartościowania w szki­ cach M arkiewicza zasługuje na om ówienie oddzielne; wokół tego problemu kry­ stalizuje się znakomita w iększość jego „przekrojów” i „zbliżeń”; zajm iem y się tą spraw ą w dalszej części recenzji.

Jak w ynika z powyższych obserwacji, ostrożność, z jaką M arkiewicz traktuje w szelk ie (dotychczasowe) koncepcje ontologiczne, powoduje — by posłużyć się oksym oronem — w y r a ź n ą n i e o k r e ś l o n o ś ć granic przedmiotu badań histo­

(6)

382

R E C E N Z J E

rycznoliterackich. N ieokreśloność i jednocześnie antynom iczność p erspektyw y ba­ dawczej. Z pew nym zakłopotaniem form ułuję tę m yśl. Na jej poparcie przecież m ógłbym cytow ać szereg zdań nie tylko z G łów n ych pro b lem ó w w ie d z y o litera ­

turze, gdzie antynom ie literaturoznawstw a zostały ujaw nione w znakom itym „w y­

stroju” erudycyjnym, ale także z prac zam ieszczonych w łaśn ie w P rzekrojach

i zbliżeniach. Np.: „Historia literatury pojęta jako historia problem ów (R. Unger)

pozostawiła na uboczu sw oiste wartości sztuki słow a. Historia literatury jako historia stylów artystycznych nie została dotąd napisana” (s. 343). Jednakże obec­ ność teoretycznych uwag na tem at sprzeczności tkw iących w działaniu historyczno­ literackim nie elim inuje tych sprzeczności z praktyki; zadaniem recenzenta jest zw rócenie na nie uwagi.

W Przekrojach i zbliżen iach w spółistnieją dwie w ykluczające się w zajem ten ­ dencje. Jedna to w ysiłek zm ierzający ku h i e r a r c h i z a c j i składników obiektu poznania, opartej na — koniecznie „uhistorycznionej”, zaw sze jednak ew identnej — intuicji ontologicznej. I druga, bliższa powszechnej praktyce badawczej czy kry­ tycznoliterackiej, która polega na swobodnym w ychodzeniu poza literaturę arty­ styczną, w stronę k u l t u r y , m i t u , ś w i a d o m o ś c i ; w tym drugim przypad­ ku granice „sw oistości” ontologicznej literatury i nieliteratury, poezji i niepoezji, w ogóle znikają.

Zróżnicowanie hierarchiczne obiektu badań historycznoliterackich w ystępuje ostro w Próbie p erio d yza c ji [...]; system periodyzacyjny opiera się tu na „samym procesie literackim , a nie determ inujących go w arunkach” (s. 11). M arkiewicz — za A. I. B ieleckim — proponuje uprzyw ilejow ać w diachronii system ow ej „rezul­ taty”, a nie „przyczyny” zm ian zachodzących w literaturze. „Znaczenia czynników [zewnętrznych] to nie um niejsza” (s. 12). Trudno w tym m iejscu odm ówić sobie satysfakcji napom knięcia, iż analogicznych argum entów m ożna się bez trudu do- słuchać w owym „upartym głosie form alisty”, przed którym gdzie indziej, w cześ­ niej (w 1959 r.), przestrzegał Markiewicz: w 1966 r. nie ulegało już, jak się zdaje, w ątpliw ości, że „ekstraw aganckie”, „naiwne”, „nieodpow iedzialne” (s. 322) pomysły form alistów rosyjskich zaw ierały całe bogactwo nader cennych im pulsów.

Tendencja hierarchizująca — mam na m yśli nadal hierarchię opartą na w y ­ różnikach ontologicznych — przejawia się także w częstym na kartach P rzek ro jó w

i zbliżeń uznawaniu prymatu f a k t u e d y t o r s k i e g o nad a k t e m t w ó r ­ c z y m . Obiekt poznania historyka literatury, zjaw isko takie, jak „przełom”, „faza” czy „kierunek”, organizuje się tu w okół daty w y d a n i a tej czy innej książki, nie zaś — jej n a p i s a n i a . Dopiero w ejście tekstu w obieg społeczny, jako w a­ runek zaistnienia u t w o r u , aktyw izuje fakty św iadom ościow e. Towarzyszące, sekundarne, w ięc — siłą rzeczy — „niższe” w hierarchii badawczej.

Fakt edytorski w ytycza granice okresów czy faz. „Datę 1895 jako początek fazy ofensyw nej Młodej Polski uzasadnia p ojaw ienie się wów czas serii drugiej

P oezji Tetmajera i A nim a lachrim ans Kasprowicza, debiut książkow y Żerom skiego”

(s. 19). Zespół publikacji wyznacza p o l e t e r m i n o l o g i c z n e „-izm ów ”, w y ­ rażające św iadom ość udziału twórców w danym nurcie artystycznym . „Zwycięstwo nazw y »Młoda Polska« i w yraźne powiązanie jej z literaturą m odernistyczną do­ konuje się na łamach »Życia« w latach 1898—1899” i w m anifeście Artura Gór­ skiego, ogłoszonym w tym że czasopiśm ie (s. 217—218). Prym at faktu edytorskiego nad indywidualnym aktem twórczym daje o sobie znać najwyraźniej w sytuacjach kolizyjnych, tj. w tedy gdy m iędzy napisaniem a w ydaniem książki upływ a kilka czy kilkanaście lat i gdy w tym czasie zm ieniają się z e w n ę t r z n e w spółczyn­ niki życia literackiego. Henryk M arkiewicz, jak w spom niałem , uprzywilejow uje

(7)

w takich przypadkach czas publikacji. Działa tu sw oiste nastaw ienie na społeczny byt literatury. „Lata drugiej w ojny św iatow ej należałoby zresztą traktować jako jedną całość z okresem Polski Ludowej choćby dlatego, że znaczna część książek napisanych w czasie w ojny opublikowana została dopiero po jej zakończeniu i w ted y w eszła w krwiobieg literatury” (s. 2 0).

Można przypuszczać, że ta sama intuicja ontologiczna każe autorowi P rzekrojów

i zb liżeń głosić szacunek dla tekstu; w interpretacji naukowej, zdaniem Markie­

wicza, im presje badacza „naddane” utw orow i, tj. zaczerpnięte z „pozatekstowej” w iedzy czy doświadczeń, „przez sam tekst jednak — bynajmniej nie sugerowane”, „nie m ają [...] prawa bytu w historii literatury” (s. 371).

Obok opisanej w yżej tendencji hierarchizującej — w P rzekrojach i zbliżeniach działa inna: dehierarchizująca. Badacz niejednokrotnie postępuje tak, jak gdyby fakty literack ie i św iadom ościow e z jednej oraz fakty świadom ościowe opubliko­ w ane i nie opublikow ane z drugiej strony — m iały ten sam statu s ontologiczny; w każdym razie zdaje się przyznawać im równorzędną doniosłość w przewodzie dowodowym . Na tej samej płaszczyźnie spotykają się ze sobą: ogłoszone drukiem artykuły Orzeszkowej (fakt edytorski) i, w badanym wycinku czasowym, nie dru­ kowane listy Orzeszkowej (fakt świadom ościow y) (s. 69 i n.). Podobnie: Legenda Sewera, która ukazała się w „Czasie” w r. 1900, i listy Sewera do W olskiej, które M arkiewicz cytuje w edług publikacji Stanisław a Pigonia z 1957 r. (s. 219, przypisy 122—124). Przekazy o dużym zasięgu społecznym , zasięgu um ownie mierzonym ilością egzem plarzy książki czy czasopisma, i przekazy o zasięgu małym, ściśle towarzyskim ; trudno zaprzeczyć, iż takim i są w szelk ie „dokumenty osobiste w y ­ dobyte z pryw atnego archiw um ” (s. 241).

Czy historyk literatury pow inien wkraczać w korespondencję prywatną pisarza, czy w ogóle powinien się zajmować dokumentami „przyliterackim i” („czy myć zęby, czy ręce”)? — m oje obserwacje w cale nie prowadzą do tak sform ułowanego pytania. Wiadomo, że powinien, o tym zadecydowała praktyka, to jest bezsporne. Jeżeli zatrzym uję się nad sprawą listów cytowanych przez Markiewicza, czynię tak, by zarysować charakterystyczną dla historii literatury, wspom nianą w cześniej, antynom iczność ujęcia w łasnego przedmiotu poznania. Antyteza: albo fakt edytor­ ski jako centrum krystalizacyjne zjawiska literackiego, albo fakt edytorski jako składnik równorzędny aktom świadom ościowym , w ydaje się logicznie oczywista. Historia literatury, a w jej nurcie ta k ż e . praca Markiewicza, antynom ii tej nie likw iduje.

N ie twierdzę, iż autor P rzek ro jó w i zb liżeń gotów byłby podpisać się pod zda­ niem Boya (o dorobku Wyspiańskiego): „oddałbym połowę dramatów za jego listy ” (s. 262). Twierdzę jedynie, że w stałej obecności listu wśród m ateriałów dowodo­ wych przejawia się — charakterystyczna dla historii literatury — tęsknota do pisania nie zawsze o twórczości faktycznej, usankcjonowanej „autorską w olą” i udziałem w obiegu społecznym, bo rów nie często o literaturze p o t e n c j a l n e j , m ożliwej, utajonej, takiej, „jaką by mogła b yć”. O jej nie w ykorzystanych szan­ sach, pom iniętych rozwiązaniach. Salon historycznoliteracki staje się w takich przypadkach jakby „salonem odrzuconych” (pom ysłów, sform ułowań, w ersji re­ dakcyjnych itp.). Brulion listu Stanisław a Estreichera „udostępniony przez rodzi­ nę autora” (s. 258, przypis 12), w ydobyty z rękopisu list Chm ielowskiego (s. 174— —175), przedruk (s. 262—264) dziewięciu zw rotek K rako w sk ieg o ju bileuszu Boya, „które nie w eszły do w ydania książkowego S łó w e k , nie znane są w ięc czytelnikom, a zasługują na przypom nienie”, publikacja w cześniejszej, rękopiśm iennej w ersji słynnego fragm entu N okturnu Żeromskiego, z komentarzem, iż „w sposób p ełn iej­

(8)

384

R E C E N Z J E

szy i bardziej spraw iedliw y ogarnia ona rolę [jego] pisarstw a” (s. 280) — te i tym podobne przypadki nie są w gruncie rzeczy niczym innym jak w prowadzaniem poprawek korektorskich do literatury zrealizowanej. Brulion, list, rękopis nie tylko mają p o m ó c w odczytaniu sensu dzieł opublikowanych w badanym czasie, lecz — tu i ówdzie — „chcą” go zastąpić lub przeform ułować.

W ten sposób historia literatury przeradza się w historię świadomości. „Ale w historii literatury, w ięcej — w historii polskiej świadom ości [...]” (s. 274) — tak rozpoczyna pew ną m yśl Markiewicz. Uryw am y cytat. Istotne w nim jest bo­ wiem dla nas owo „w ięcej”. Prześw iadczenie badacza, iż poza literaturą arty­ styczną, w aktach twórczych i/lub percepcyjnych, kryje się jakaś w artość do­ nioślejsza niż w literaturze samej. Na tym tle, jak sądzę, wyjaśnia się charakter pierwszej, generalnej w ątpliw ości, jaką zgłasza Markiewicz pod adresem propozycji Sław ińskiego. Dla Sław ińskiego m ianow icie procesy świadom ościowe są ustaw icznie zagrożone rozproszeniem inform acji (W ienerowy „ocean entropii”), bezładem, do­ wolnością, niekoherencją, natom iast przekaz językowy, zwłaszcza zaś przekaz ar­ tystyczny, wysoko zorganizowany, przeciw staw ia się tym zagrożeniom. Wprowadza do chaosu porządek, sieć relacji i napięć, przymus. Z tego punktu widzenia lite ­ ratura artystyczna — to jednak „w ięcej” niż świadomość. Dla Henryka M arkiew i­ cza — mniej: „to w łaśn ie przekaz językowy nie dociąga do zorganizowania, do stopnia »zorganizowanej złożoności« cechującego ów »zewnętrzny stan rzeczy« (np. mózg ludzki czy maszynę), który ma być »ujęzykowiony«” (s. 325). Przykład z m aszyną i mózgiem nie w ydaje się w łaściw y w tej polem ice. S ław ińsk i nie pisał, jeżeli go dobrze rozumiem, o entropii wśród „nagich” rzeczy — w „nagiej” naturze czy „nagiej” cyw ilizacji maszynowej. To nie mózg, lecz pracę mózgu cechuje swoboda, gra przypadków; nie m aszyna, lecz m yśl o m aszynie lub słowo „maszyna” w procesach św iadom ościow ych ulega rozproszeniu, dopóki nie zosta­ nie włączone w zorganizowany przekaz słowny, i jeszcze, póki nie zabezpieczy jego m iejsca w owym przekazie ten czy inny chw yt autoteliczny. Sens ogólniejszy sprzeciwu M arkiewicza jest jednakże jasny. Chodzi o obronę „zewnętrznych u w a­ runkowań i zobowiązań tek stu ” (s. 328); jak wskazuje praktyka, obrona ta może doprowadzić do przerzucenia obiektu badań na teren faktów nie tylko „poza- edytorskich”, lecz z gruntu — w brew cytowanemu w cześniej ostrzeżeniu — „poza- tekstow ych”.

Owo przesunięcie p o z a t e k s t zdradza w analizowanym tom ie częsty m otyw c e n z u r y . Słow o „cenzura” pojawia się na w ielu stronicach P rze k ro jó w i zb liżeń (m. in. s. 131, 143, 179, 221, 279, 333), a jego pole znaczeniowe (w sform ułowaniach typu: „taktyka przem ilczania” <s. 184); „pisano o nich mało, po części ze w zg lę­ dów dyskrecjonalnych” (s. 244); „obowiązek pow ściągliw ości wobec św ieżych gro­ bów ” (w e wspom nieniach Boya — s. 251); „nie m ogąc z powodów politycznych swobodnie pisać” <s. 351) itp.) jest znacznie szersze. Zainteresowanie rozm aitym i odmianami cenzury (politycznej, obyczajowej, etycznej, towarzyskiej) to jeszcze jeden symptom uw rażliwienia badacza na nie wykorzystane m ożliwości literatury czy krytyki artystycznej. Jeszcze jeden „przechył” w stronę twórczości nie zreali­ zowanej. Tej, która „mogła by być”.

Pow tórzm y ^naszą tezę: historia literatury staje się w takich przypadkach historią świadomości. Historyk nie ogranicza się do rekonstrukcji obiektu, lecz dokonuje jego nowej konstrukcji. Działa niejako z a historię, zamiast artysty, który nie zdążył, nie um iał czy nie mógł; na równi z nim. Czy uprawia w ten sposób naukę? Czy (i gdzie) ma gwarancję naukowego obiektywizm u swych po­ czynań? Nie są to tylko pytania recenzenta. Są to pytania w ciąż obecne w re­

(9)

fleksji m etodologicznej P rze k ro jó w i zbliżeń . M arkiewicz z uporem i w nikliw ą troską śledzi, kom entuje, ustala nader złożony układ relacji, jakie zachodzą m ię­ dzy podm iotem i przedm iotem badań w akcie poznania historycznoliterackiego. Siedzi i kom entuje na w ielu płaszczyznach i w w ielu aspektach — jednocześnie. N ajw yraźniej zagadnienie to w ystęp uje w samokontroli (lub kontroli historycznej) takich czynności badacza, jak: w artościowanie, „strukturyzacja” rzeczyw istości lite ­ rackiej i/lu b św iadom ościowej; przejawia się nadto pośrednio w system ie zabie­ gów strategicznych i — w e w łaściw ościach stylistycznych szkiców omawianej książki.

1. W artościowanie. W spom inaliśm y już o niezgodzie M arkiewicza na taką onto- logię, która w śród cech sw oistych przekazu artystycznego nie potrafi wyróżnić cech „w artościonośnych” (s. 377). Tymczasem dla Markiewicza w artościowanie sta­ nowi con ditio sine qua non praktyki historycznoliterackiej. „Historyk literatury m usi [...] w artościować, żeby wybierać; m usi też wartościować, bo jeśli o w artoś­ ciach zam ilczy, to dyscyplina jego — jak to drwił N ietzsche — staje się »die

W issenschaft des N ich tw issen w erten « ”. A le w artościowanie jest czynnością poza­

naukową; badacz „w artościując — przestaje uprawiać naukę sensu stric to ” (s. 341). M arkiew icz n ie zgłasza jakiejś jednej, uniw ersalnej reguły w tym zakresie. Przymierza do badanych utw orów wzorce potoczne i propozycje w łasne, system ów oceniających szuka u poprzedników (u Tarnowskiego (s. 91, 101, 111), u Chm ie­ low skiego <s. 135, 152— 153, 163)), niekiedy wkracza w polem ikę z nimi, k w estio­ nuje np. popularną dzięki Boyow i tezę o „stylistycznej przewadze niem ieckiej prozy Przybyszew skiego nad jego polszczyzną” — „zdaje się, że różnica wartości jest m niejsza, niż sądził Boy” (s. 250). N ie unika przy tym obiegowych „formuł w ielk ości” (s. 269) w rodzaju: „jedna z najlepszych jego prac” (s. 180), „jedna z najznakom itszych [książek]” (s. 361), ani „formuł nicości”, rów nie rozpowszech­ nionych w krytyce literackiej czy dziennikarskiej, np. „ślepa uliczka” (s. 74, 276), „taryfa ulgow a” (s. 147), „pisarze m niejszego lotu” (s. 65), „poeci zupełnie pod­ rzędni” (s. 178), „wierszopis bardzo m izerny” (s. 205) itp.

Jak stw ierdziłem , autor P rze k ro jó w i zb liżeń nie zgłasza obowiązującej reguły w artościowania. A jednak rozproszone na kartach tej książki elem enty oceny, sugestie dotyczące kryteriów oceny, naw et m anifestacje gustu „w ielbiciela Nocy

i dn i” (s. 294) układają się w spoisty system . W ydaje się, że podstawą tego system u

jest — rzucona jakby m im ochodem w polem ice z Ingardenem — m yśl o konieczności w a r t o ś c i o w a n i a d w u s t o p n i o w e g o . Stopień pierwszy to ustalenie s k a l i wartości, która by uwzględniała: 1) dzieła „negatywnie w artościow e” (s. 321), 2) dzieła „bezw artościow e” (s. 321) i w reszcie 3) dzieła odznaczające się w artością pozytywną. A w ięc: punkt zerowy, kierunek „ujem ny” i „dodatni”.

Stopień drugi to badanie na tej skali „nasilenia” (s. 321) wartości dodatnich bądź ujem nych.

W indyw idualnym system ie ocen M arkiewicza o narastaniu w artości pozytyw ­ nych decydują natępujące w łaściw ości utworu literackiego. T r a f n o ś ć zaw ar­ tych w nim sądów o rzeczyw istości obiektyw nej (s. 322, 326); dotyczy to również prac krytycznoliterackich (s. 176, 178), co jest zresztą oczyw iste. Jako m anifestacja trafności poznawczej (czy rozpoznawczej) — o d k r y w c z o ś ć . „Pewien stopień odkrywczości poznawczej jest — zdaniem Tarnowskiego — niezbędnym składni­ kiem w artości artystycznej” (s. 96). Zdaniem M arkiewicza — również. Dalej: n o w o ś ć , n o w a t o r s t w o artystyczne (s. 276, 302), pod warunkiem jednakże, iż nie prowadzi ono w kierunku „m irohładów”, poezji pozarozumowej, ekspery­ m entów futurystycznych czy nadrealistycznych (s. 331), lecz jak np. Faraon (s. 81),

(10)

386

R E C E N Z J E

współdziała z nadrzędną funkcją poznawczą. W granicach wyznaczonych przez r e a l i z m . Dla M arkiewicza realizm stanowi bezsporną cechę „w artościonośną” literatury. Ceni realizm w w ersji p o g ł ę b i o n e j , w „m aksym alnej kom plikacji” (s. 291) rzeczyw istości przedstawionej, i w w ersji potocznej, w erystyczno-ilustra- torskiej. Chwali tedy pisarzy pozytywistycznych za to, że „W najw ybitniejszych sw ych osiągnięciach [...] um ieją ukazać bohaterów w skom plikow anej grze sprzecz­ nych im pulsów ” (s. 79), i chw ali Boya za to, że w jego portretach w spom nienio­ w ych „jakiś cytat, żartobliw y komentarz w ystarczy, by cała scenka stanęła jak żywa w naszych oczach” (s. 248). Wartość su gestyw ności m im etycznej jest dla autora P rze k ro jó w i zbliżeń tak oczyw ista, że — w polem ice z Ingardenem — gotów jest twierdzić, iż zdanie „Podkomorzy w stroju szlacheckim tańczy poloneza” m oże m ieć w iększą „intensywność” w yobrażeniow ą niż zdanie „Nad murawą czerwone połyskują buty, / B ije blask karabeli, św ieci się pas su ty”. Komunikat sform ułowany w języku potocznym m oże bowiem narzucić „bardziej żyw y w ygląd w yobrażeniow y” (s. 313) komuś, kto w idział, jak w ygląda strój szlachecki, i w ie, jak się poloneza wodzi. W argum entacji tej p ojęcie „żywego w yglądu w yobraże­ n iow ego” jest „zorientowane” werystycznie.

Pow yższe, w ew nętrzne kryteria oceny krzyżują się w system ie Markiewicza z wyznacznikam i zewnętrznym i, wśród których przeważają: 1) w pływ dzieła na

dalsze dzieje literatury, jego rola prekursorska (s. 9); 2) w p ływ dzieła na św iado­ m ość („Jest to bowiem i przyw ilej, i zarazem jeden ze sprawdzianów w ielkości literatury, że tworzy ona dla całych pokoleń jakby archetypy wyobraźni narodo­ w ej” <s. 274»; 3) „wym iar uczestnictwa w literaturze św iatow ej” (s. 74, zob. także s. 83, 364); 4) uznanie powszechne (s. 82), ze słusznym zastrzeżeniem , że „poczyt- ność nie jest jeszcze żadną z w artości dzieła literackiego, lecz jedynie w skaźni­ kiem jej w ystęp ow an ia” (s. 84).

2. Strukturyzacja. W odróżnieniu od w artościow ania, które jest według Mar­ kiew icza nienaukow ym , choć koniecznym , procederem w nauce o literaturze, „strukturyzacja” (s. 13) stanow i w zasadzie cechę p r o c e s u h i s t o r y c z n e g o całkow icie obiektywną i niezależną od w oli badacza; badacz, który w sposób trafny rozpoznaje procesy strukturyzacyjne (lub destrukturyzacyjne), uprawia „strukturalizację” (s. 32) historii.

W postępowaniu badawczym Markiewicza czynności strukturalizujące obiekt badaw czy mają w yraźny kierunek d i a l e k t y c z n y . Autor P rze k ro jó w i zbliżeń koncentruje się z reguły na dychotomiach, niem al w każdym zjaw isku interesuje go przede w szystkim jego „w ewnętrzna dw ubiegow ość, »antytetyczność«” (s. 36), a w ięc w szelkiego rodzaju p o l a a l t e r n a t y w (typu: „orientacja na naukę lub orientacja na potoczne doświadczenie życiow e” prozy pozytywistycznej (s. 44)), a n t y n o m i e („wartość poznawcza — iluzja rzeczyw istości” w prozie w. X IX

( s . 63». D w ojakie pojm ow anie sym bolizm u (u Langego), „m etafizyczne” i „na­

strojow e” (s. 193); „dwa kodeksy — etyczny i id eow o-m oraln y” w system ie ocen Tarnowskiego (s. 107) — te i tym podobne ujęcia dychotom iczne, tak w syn- chronii jak i w diachronii (por. s. 55, 252-253, 261), zdają się uzasadniać propo­ zycję recenzenta, zgłoszoną na w stęp ie tych rozważań, by periodyzację M arkie­ wicza odczytyw ać jako diachronizację s y s t e m o w ą .

3. Strategia. H enryk M arkiewicz, jak to po części w ynika z jego sym patii reali­ stycznych, bardzo rzadko zbliża się do „patetycznego bieguna »przesady«” (s. 1 0 1).

Tak w ocenach jak i w konkluzjach „strukturyzacyjnych”. N ie tylko bada e s t e ­ t y k ę u m i a r u (u C hm ielowskiego (s. 144, 155, 175), u Boya (s. 249, 262), u Dąb­ row skiej (s. 279)), ale także sam postuluje umiar w działalności

(11)

historycznolite-rackiej. Widzi konieczność „wyrzeczenia się roszczeń naukowo niepraw om ocnych” (s. 348) w tej części estetyk i m arksistow skiej, która rodziła się w pośpiechu, w k li­ m acie dogmatyzm u. Przestrzega przed umyślną krańcowością w form ułowaniu tez czy hipotez naukowych, przed przesadną idiolektyzacją języka prac literaturo­ znaw czych, choć — z drugiej strony — godzi się na rozsądne, um iarkowane korzy­ stanie z term inologii fachow ej (s. 334—336). Jest w ielbicielem Nocy i dni. Także w strategii badawczej.

4. Strategia um iaru leży u podstaw „umiarkowanej dobitności stylu ” (s. 298)

P rze k ro jó w i zb liżeń . Narracja zobiektywizowana, przedmiotowa, „przejrzysta dla

znaczenia”. M arkiewicz, trochę jak Boy, jest „oszczędny w słow ach” i „rozrzutny w faktach ” (s. 259), zwłaszcza jako portrecista C hm ielow skiego-krytyka. Nic dziw ­ nego tedy, iż „efektow ną m etaforyzację” stylu Sław ińskiego traktuje jako „prze­ szkodę” w odbiorze jego wypowiedzi: „autor wciąż anim izuje utwór literacki i na­ daje »dramatyczny« w ygląd jego strukturze” (s. 325). M arkiewicz czasem także anim izuje tekst literacki, np. kiedy pisze o technice pisarskiej prozy realistycznej, która „»chce« być [...] najbardziej dyskretną, najm niej w idoczną” (s. 165), ale owo anim izujące „chce” bierze w cudzysłów.

W szelako umiar stylistyczny nie wyklucza elem entu g r y , z a b a w y , nie w y ­ klucza m om entów a u t o t e l i c z n y c h . Nie powinien ich zresztą wykluczać u autora, który — jak próbowałem wykazać — zajm uje się także twórczością nie zrealizow aną, sam w spółtw orzy zjaw iska literackie z dokumentów archiwalnych. Odnotujm y kilka najbardziej charakterystycznych chw ytów Markiewicza. A więc: igranie prawdopodobieństwem „zamiany autora” cytowanego tekstu. Po w prow a­ dzeniu jakiegoś cytatu następuje w yjaśnienie: „Słowa to nie D ąbrowskiej, lecz Żerom skiego” (s. 293). Albo, po serii cytatów: „Dwa pierwsze [sformułowania] celow o zaczerpnięto z w ypow iedzi samej autorki [N ocy i dni], [...] w ypow iedź ostatnia pochodzi z w czesnej rozprawy C. G. Junga” (s. 290; zob. także s. 139—140). D alej: chw yt parafrazowania tytułów , aforyzmów, np. u Dąbrowskiej „»widzenie dalekie« — jak by powiedziała Nałkowska — zm ienia się w »widzenie bliskie«” (s. 295). Parafraza spina klamrą całostki kom pozycyjne szkiców M arkiewicza. Np. w szkicu o Tarnowskim przytacza najpierw jego efektowną pointę z recenzji

O gniem i m ie czem : „I dziś jak w tedy: Skrzetuski broni Zbaraża” (s. 87), by w koń­

cow ej części tejże pracy napisać: „Do ostatniej recenzji — Stanisław hr. Tarnowski bronił okopów sw ego literackiego Zbaraża” (s. 113). Albo: „Felieton, w którym opisuje w izytę Tarnowskiego w Zielonym Baloniku, zatytułow ał Boy: O d w e t

S tań czyka. Tu nieraz można by powiedzieć: Odwet Feldm ana” (s. 262). Inny

chw yt: gra cytatem „okazjonalnym ” czy „skojarzeniowym ”, który nie tyle w zm ac­ nia przewód dowodowy, ile urozmaica tok stylistyczny narracji (np. fragment w iersza Przybosia w szkicu o Żeromskim (s. 273)).

Te i inne operacje stylistyczne odbijają się w planie kompozycyjnym rozpraw M arkiewicza. Zwłaszcza początek studium o Nocach i dniach ma pew ien subtelny odcień z a b a w y s e r i o ; tropienie rodowodów literackich postaci powieściowych Dąbrowskiej, rozpoznawanie praw sw oistej „kartografii” (s. 282) świata przed­ staw ionego, podejm owane dawniej przez „w pływ ologów ” z ponurą powagą — u M arkiewicza uzyskuje w dzięk eseistyczny i kunszt narracyjny. Nic nie tracąc w sferze problem owej.

Rozdział osobny — to pointy Markiewicza. Obok zakończeń „norm alnych”, su­ m ujących w yw ody sądem syntetycznym , znajdujem y tu pointy — w dwojakim tego słow a znaczeniu — poetyckie. Poetyckie dlatego, że zakończeniem szkicu jest czyjś wiersz lub aforyzm. I dlatego, że w iersz lub aforyzm nadspodziewanie

I

i i

(12)

388

R E C E N Z JE

u w i e l o z n a c z n i a w nioski, koncentruje uw agę na szczególe artystycznym , w ym yka się przeto rygorom ściśle intelektualnym , w yłącznie logicznym . D zieje się tak w M łodej Polsce i „izm ach” (s. 238), w pracy o Boyu (s. 262—264), w rocz­ nicow ych rozważaniach o twórczości Żeromskiego (s. 280—281), o Dąbrow skiej (s. 302), o kłopotach historyków literatury (s. 348—349). W tym m om encie przy­ chodzi na m yśl Zam iast p rze d m o w y (w G łów n ych problem ach w ie d z y o lite ra ­

turze), w stęp złożony z sam ych cytatów (Lenin, Norwid, Eliot, Irzykow ski i A rysto­

teles), z samych „nastawień na cudze słow o”.

Historia literatury jest dla Henryka Markiewicza także historią k rytyk i lite ­ rackiej, poetyk norm atywnych i teoretycznych; jest nadto historią sw ych w łasnych m etod badawczych, a więc: historią historii literatury. I w łaśn ie dzięki owem u histo- ryzm ow i — a nie: mimo niego, w skutek wiązania każdej inicjatyw y twórczej z obo­ w iązkam i wobec sw ego czasu, książka M arkiewicza jest dziełem par excellen ce w spółczesnym . Gdybym m iał lapidarnie określić rangę i rolę P rze k ro jó w i zb liżeń w e w spółczesności, powiedziałbym , iż jest nią troska o m aksym alnie p ełny udział literatury artystycznej w świadom ości epoki. Stąd: obrona jej zobowiązań wobec świata. Stąd: apel o w szechstronny dialog z rzeczyw istością hum anistyczną. Stąd w reszcie: niepokój, by nie dopuścić do izolacji literatury i życia, zerwania w ięzów , by uniknąć takiej sytuacji, w której — jak w w izji Leśmiana — św iat w swej „fikcji realistycznej” (s. 67) okaże się w literaturze nieobecny.

Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kw iatach losu!

Bo to był głos i tylko — głos — i nic nie było oprócz głosu!

Henryk M arkiewicz uprzyw ilejow uje te w artości utw orów literackich, które twórczość pisarzy w nosi do świadom ości społecznej „oprócz głosu”.

E dw ard B alcerzan

NAJNOWSZE RADZIECKIE DYSKUSJE NA TEMAT REALIZMU I AWANGARDY

Literaturoznawstwo radzieckie stało się terenem doniosłych dyskusji, sporów i konfrontacji różnorodnych stanowisk. Szczególnie pod tym w zględem na uwagę zasługuje bieżące dziesięciolecie, bowiem w nim dochodzą do głosu poglądy naj­ bardziej śmiałe, nowatorskie i teoretycznie płodne.

Lata 60-e charakteryzuje stopniowe, coraz konsekw entniejsze w ychodzenie z zastoju, w jakim przez dłuższy czas znajdowało się literaturoznawstwo radzieckie, skrępow ane rygorystycznym i schematami teoretycznym i, badawczymi i interpreta­ cyjnym i. Obserwujem y nie tylko w alkę ze starym i dogmatami i stereotypam i m y­ ślow ym i, lecz rów nież i konstruktyw ne poszukiwania, próby odpowiedzi na py­ tania natarczywie staw iane przez w spółczesne życie literackie.

Do znam iennych zjaw isk radzieckiego życia naukowego w zakresie literaturo­ znaw stw a i innych dziedzin hum anistyki należy om awianie skom plikowanych i spornych zagadnień w gronie kom petentnych fachow ców na specjalnie zorgani­ zow anych konferencjach naukowych, spotkaniach „okrągłego stołu”, dyskusjach w czasopismach. Ten styl pracy pozwala w yelim inow ać w szelką arbitralność w roz­ w iązyw aniu danego problemu, przez konfrontację różnych stanow isk uzyskać na­ św ietlen ie go m ożliw ie wszechstronnie i obiektyw nie. Ta metoda w ydaje się rów nież zapew niać rozsądne gospodarowanie siłam i naukowym i, koncentrowanie ich na od­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zaliczenie prawa z rachunku przedpłat na nabycie samochodu do majątku wspólnego małżonków powoduje, że bank obowiązany jest przepisać rachunek przed­ płaty na

szybkie rozliczenie w zajem nych

Doskonalenie zawodowe powinno być przedmiotem określonej oceny ze strohy organów samorządu adwokackiego, a ponadto przedmiotem kontroli w toku wizy­ tacji zespołów

To ostatnie rozstrzygnięcie może mieć miejsce wtedy, gdy zebrane przez prze­ wodniczącego kolegium pierwszej instancji dowody będą niepełne i nie będą dawać

Sytuacja jest zła i stale się pogarsza. System dopłat do emerytur jest nie­ właściwie przemyślany, dodatki 500-złotowe nikogo nie urządzają, a łącznie

oraz gdy możliwość zaskarżenia decyzji admi­ nistracyjnych przewidziana jest w us­ tawach szczególnych (art. odmawiającą wyrażenia zgody na przyjęcie do zespołu

(a) Airborne laser scanning DEM of Delft city; (b) an example building to illustrate the steps of the proposed algorithm; (c) Canny edges of the DEM shown in (b); (d) local

When mutation coverage is lower (M utCovDiff (c) &gt; 0), it means we have missed some relevant tests in our selection, showing that the fault detection ability of the reduced