Zofia Szmydtowa
Czynniki gawędowe w poezji
Mickiewicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 298-334
CZYNNIKI G A W Ę D O W E W P O E Z JI MICKIEWIC ZA
W s t ę p
Jęd rzej Śniadecki zaatakow ał w jednym ze swych a rty k u łó w saty ryczn y ch gadulstw o szlachty polskiej w osobach m ieszkańców fik cy jn ej w yspy o znaczącej nazwie: P erorada. W ielom ówność k rze w i się tu ta j zarów no na obradach publicznych, jak też w dom ach p ry w atn y ch , „gdzie nie p ró żn u ją C ycerony w yspy i jej stolicy, „G aw ę- dopolu“ \ M akaronizm ten w swej części polskiej ma to sam o zna czenie, k tó re w yrazow i „gaw ęda“ n ad a M ickiewicz 2, ch a ra k te ry z u ją c w „P an u T adeuszu“ W ojskiego: „Sam gaw ęda i lubił niezm iernie ga d u ły “ (ks. V, w. 426). Gaduła i gaw ęda w y stęp ują zarów no u Ś nia deckiego ja k u M ickiewicza w roli synonim ów. Je st przecież w y ra ź n a różnica w em ocjonalnym zabarw ieniu w yrazów . Ironii i akcentom saty ryczn y m publicysty przeciw staw ia się życzliw a żartobliw ość poety.
M ickiewicz używ ał często w swej korespondencji od r. 1820 w y razów : gaw ęda, gaw ędka, gawędzić na oznaczenie swobodnej rozm o w y z przyjaciółm i lub znajom ym i. Obcując w Odessie z doskona łym gaw ędziarzem , H enrykiem Rzewuskim , w Steblow ie z K arolem M icowskim, autorem pam iętnika utrzym anego w stylu gaw ędow ym , dostrzegł w opow iadaniach tego rodzaju „rodzime, odrębne cechy n a
1 Jędrzej Śn iad eck i, Dzieła. Wyd. M ichał B aliń sk i, G lücksberg, W arsza w a 1840, t. VI, s. 85, 86. P ostrzeżenia w łóczęgi G u lliw era ogłoszone p rzez B o gum iła U w ażn ick iego, szlach cica oszm iańskiego.
2 W yraz „gaw ęd a“ w znaczeniu starego opow iadacza utrzym u je się w j ę zyku potoczn ym i literack im jeszcze w drugiej p o ło w ie w. X IX (Ż m ichow ska). Od W ójcickiego p rzejął już w szak że P ol w yraz ten jako term in litera ck i na o zn aczen ie p ew n eg o sposobu opow iadania, a także p ew n ego gatunku epiki.
C ZY N N IK I GAW ĘDOW E W POEZJI M ICKIEW ICZA 2 9 9
szego h u m o ru i naszej fa n ta z ji“ . Opow iadaczy zaś przyró w ny w ał do m instrelów . Św iadectw o to pochodzi z r. 1829 \
W R zym ie rozkoszował się poeta opow ieściam i ks. P arczew skie go, pow ieściopisarza, głów nie zaś H en ryk a Rzewuskiego. O żyw iał go zwłaszcza język „świeżo ze wsi w zięty “ \
W liście do B ohdana Zaleskiego z 8 m aja 1839 r. zapow iadając przy jście swe w raz z ożyw iającym tow arzystw o rozm ów cą M ickie wicz pisze: „Biorę też z sobą M azura M ierosławskiego... My ju ż po- kw aśnieli, ten M azur nam się przyda, bo je st o k ru tn y gawęda... Może by nieźle i jem u co przeczytać, ażeby na M azura tchnąć Jepszym w ia trem p o ety ckim “ .
J a k w c h a ra k te ry sty c e W ojskiego tak samo w liście yvyraz „gaw ęda“ w skazuje na szczególny d ar opow iadania przy ograniczo nym poziom ie um ysłu i środków słow nych rozm ówcy. M ickiewicz po d k reśla pry m ityw izm opowiadacza, a przecież uw zględnia jego ta lent. U stala dystans wobec w yższych osiągnięć poezji, ale przez to w łaśnie staw ia gaw ędziarza na jednym z niższych jej szczebli, podob nie jak S tefan W itwicki, k tó ry nazyw ał uzdolnionych gaw ędziarzy „poetam i u stn y m i“ 3.
G aw ędziarz różni się ty m od literata, że nie pisze, ale mówi. Mówi zaś do grona znajom ych, sąsiadów posługując się językiem ich k o n ta k tu tow arzyskiego. Słuchaczy swych m a tuż przed sobą: przy stole, przy ognisku, w gospodzie. Czuje się sam jedn ym z grom ady. O pow iada o spraw ach, k tó re w istocie lub rzekom o w idział na w łasne oczy. O bow iązują go tem aty swojskie, albo przysw ojones w sposób w łaściw y dla danego p arty k u larza. G aw ędziarz m usi być popularny, przystęp ny , dlatego daje przew agę konkretom n ad ab straktam i. Sto sow ne dla jego w ysłow ienia są przysłow ia, pow iedzenia, idiomy.
W gaw ędzie chodzi bardziej o tw orzenie słowne zw iązane z okre śloną sy tu acją tow arzyską niż o tw ó r słowny. Ma ona w yw oływ ać w rażen ie w ypow iedzi sam orzutnej, w danej chw ili stosow nej, n ie koniecznie zaś sam oistnej i w sta ra n n ie skom ponow anej całości. G aw ę dę cechuje pew ien amorfizm. Może ona przyb ierać postać krótkiej facecji lub dłuższej, ale nigdy zbyt długiej, opowieści opartej na swobodzie skojarzeń. Musi interesow ać zarów no treścią jak swym
1 A dam M ickiew icz, Pan Tadeusz. Wyd. Stan. P igoń. B ib lio tek a N arodo w a, 1929, s. 184.
2 S. W indakiew icz, P ro leg o m en a do „Pana T a d e u s z a K raków 1918, G e b eth n er i W olff, s. 75— 77.
3 0 0 Z O FIA SZM YD TO W A
c h a ra k te re m słow nym . G aw ędziarz dąży do zaostrzenia uw agi słu chaczy. S tąd pochodzi zaw ieszanie w ątk u , dygresje, w staw ki, obja śnienia u zupełniające. . W zakresie języka opowiadacz posługuje się zw rotam i dosadnym i, k tó re łatw o w ra ż a ją się w w yobraźnię, w p ro w adza sko jarzenia w yrazo w e oparte na w spółbrzm ieniu (rym y w prozie), grę słów. Szczególnie w łaściw e gaw ędzie są apostrofy do słuchaczy, w y k rzy k n ien ia, zw roty onom atopeiczne. U derza w niej duża swoboda składni nie k ręp u jącej się konw encjam i języka lite rackiego czy języka lite ra tu ry . Sw oboda ta u jaw n ia się zarów no w operow aniu elipsą dla n ad an ia zw rotom dynam iczności, jak w czę stych m echanicznych p ow tórzeniach zwłaszcza spójników , jak też zaim ków w skazujących w fu n k cji rodzajników . W gaw ędzie m ówio nej w y stęp u je w sposób n a tu ra ln y słow nictw o reg ion alne w raz z r e gionalną w ym ow ą. Z ap óźn ien ie prow incji w stosunku do stolicy czy w iększych skupień życia um ysłow ego w y ra ż a się w stosow aniu słów p rzestarzałych, odczuw anych w ogólnym języ k u literackim jako s ta rośw ieckie. Nie są to archaizm y w znaczeniu językow ym ani sty li stycznym , ale form y w yrazow e żywe w pew nych regionach k raju , za n ik ające jed n ak że w jego centrach. W o dróżnieniu od gaw ędy ludo wej w gaw ędzie m ieszczańskiej, a zw łaszcza w szlacheckiej po jaw ia ją się w y razy lub w y ra ż e n ia łacińskie jako re z u lta t erudy cji szkolnej. We w szystkich typ ach gaw ędy ustnej zw roty w y k w in tn e czy w y szu kane w y ra ż ają egzotyczność, obcość, często zaś w y stęp u ją w d efo r m acji kom icznej.
W u trw alo n y ch na piśm ie gaw ędach zaciera się w pew nej m ie rze ich c h a ra k te r okolicznościowy. W yrw ane z k o n k retn ej sy tu acji tow arzyskiej, k tó ra daw ała im w łaściw ą opraw ę,' stanow ią one ja k w zbiorze Ż ery osobne fraszki i opow iadania \ W ójcicki jako zbieracz owych ustnych, b ezp re te n sjo n aln y c h opow iadań, choć nie jest zupeł nie ścisły, sta ra się jed n a k ż e osadzić je na tle rzeczyw istej rozm ow y. Zapisane przez niego gaw ędy ludow e czy szlacheckie m ają bądź po stać w ypow iedzi m onologow ej zw racającej się do zebranego to w a rzystw a, bądź też sw obodnej tow arzyskiej rozm owy. W ypowiedź dia logowa składa się z członu głów nego i dopow iadającego, albo z dwóch członów ró w norzędnych, z k tó ry ch drugi byw a niekiedy rep liką a.
1 K arol Żera, F r a s z k i i o p o w ia d a n i a . W ypisał Z ygm u n t Gloger, W arszaw a, L ew en tal, 1893.
2 K. W. W ójcicki, S t a r e g a w ę d y i o braz y, W arszaw a, S en n ew ald , 1840; tenże, M a z o w i e c k ie p o w i a s t k i , W arszaw a, O rgelbrand, 1858; tenże, Z d a w n y c h
Z aintereso w an ie się gaw ęd ą m ów ioną w śró d litera tó w polskich pow staje w zw iązku z oddziaływ aniem zachodnio-europejskiej pow ie ści realistycznej, w szczególności zaś form y p a stic h e ’u, rozpow szech nionej ju ż w w. X V III. Ł ączy się tak że z ro snący m n a zachodzie zain tereso w an iem dla w szelkiej tw órczości u stn e j, k rążących z u st do u st legend, podań, baśni, p ieśn i, przysłów . L ite rac i zawodowi zaczynają patrzeć na p ry m ity w n e tw o ry sztuki słow a ja k n a źródła poezji. P o d ch w y tu ją n ie tylko ich te m a ty k ę ale i p ro sty czy n aw et n iep o rad n y tok słowny, dokonyw ując w te n sposób św iadom ej sty lizacji n a p r y m ityw . W zw iązku z ogólnym p rąd em dążność ta u jaw n ia się w ró ż nych ośrodkach litera c k ic h polskich. P ol jako pobudkę do sw ych g a w ęd literack ich w y m ien ia zasłyszane gaw ędy m ów ione i w iersze oko licznościowe A lek san d ra F re d ry . W „P ieśniach Ja n u sz a “ um ieści obok prostych piosenek żołnierskich u trz y m an y c h często w ch a ra k te rz e lu dowym gaw ędę szlachecką o przew adze s tr u k tu ry m onologow ej („W ieczór przy k om inie“) i k ró tk ą gaw ędę-dialog („K on fed erat b a r ski“). W r. 1833 stw orzy gaw ędę m ieszczańską („H istoria szew ca Ja n a K ilińskiego“ ) 1. R zew uski pow oła się n a długi szereg opow iadaczy p o d kreślając odrębność ich języka 2.
E p i l o g G r a ż y n y . P o p a s w U p i c i e . B a j k i i p o w i a s t k i .
M ickiewicz w pierw szym okresie sw ej tw órczości obok sty lu w yszukanego, opartego n a in w ersji, n a „uczonych“ p ery frazach , k tó ry stosuje w „Zim ie m ie jsk ie j“ czy w w ierszu „Do L e lew ela “, w prow adza w b allad ach styl prosty. W „L iliach “ zbliża się w y raźn ie do s tru k tu ry słow nej pieśni ludow ej. W „P an i T w ard o w sk iej“ oddaje nastrój rozbaw ienia w karczm ie przy pom ocy w y krzy kn ień, zw rotów onom atopeicznych, w y rażeń potocznych. B allad a ta jest pełn a w e r wy, k tó ra rodzi się zarów no z szybkiego biegu akcji ja k też w dużym stopniu z języka u tw o ru . W ystępują w nim bow iem pełne dynam izm u skróty zdań lub w y razy zastępujące zdania. R ej wodzi tu w p raw
-C ZY NN IK I GA W ĘDO W E W PO EZ JI M I-C K IEW I-CZA 3 0 1
1 G aw ęd ę m ieszcza ń sk ą b ęd zie w w . X X u p ra w ia ł Or-Ot.
2 H en ryk R zew u sk i, M i e s z a n i n y o b y c z a j o w e , W ilno 1841. A u tor w y m ien ia jako sły n n y ch gaw ęd ziarzy: L eona B orow sk iego, J ó z e fa H ohola, B e n e d y k ta H u lew icza, T om asza H u sarzew sk iego, M arcina P o la n o w sk ieg o , K arola R ad ziw iłła, A dam a W ąsow icza.
3 0 2 ZOFIA SZMYDTOW A.
dzie buńczuczny szlachcic, ale jego sztuczki ku g larskie sk u p iają w szystkich obecnych w karczm ie. Postać diabła-N iem czyka w kusym stro ju , w a ru n k i um ow y nakazujące m u w ykonanie n iew y kon aln ych po ludzku zadań to m otyw y znane z opowieści ludow ych. Z naw ca pozna się n a arty sty czn ym opracow aniu utw oru, ale n aiw n y odbiorca uzna go za prosty, bezpośredni w yraz sytuacji i n astro ju . A utor nie p a trz y z boku na swe postacie, ale tkw i jakb y w ich gronie, oddaje ich sto su n ek do zdarzeń, w tó ru je ich rozbaw ieniu. Słowa n a rra c ji i w łasne słow a postaci u trzy m an e są w tym sam ym tonie. S tru k tu ra słow na b allad y w ykazuje duże zbliżenie do ożywionej m ow y tow a rzyskiej w środow isku ludzi nieskom plikow anych, prostych i przez to zbliża się do toku gawędowego. B rak w niej przecież zasadniczej dla gaw ędy postaci n a rra to ra .
Prof. K lein er zw rócił uw agę na zw roty przysłow iow e, c h a ra k tery sty c z n e dla „P an i T w ard ow sk iej“ i na m otyw y, należące zarów no do tra d y c ji ludow ej jak szlacheckiej. Związał też poszukiw anie przez poetę p ry m ity w u epickiego przy tw orzeniu ballad ze znalezieniem innej form y p ry m ity w u „opowieści ta k ustylizow anej, jak b y p rzem a w iał gaw ędziarz ludow y — czy z praw dziw ego ludu czy z ludu szlacheckiego“ . G aw ęda, podobna w tym do rosyjskiego skazu, „polega na um iejętności przeniesienia się w psychikę opowiadacza 0 znacznie niższej k u ltu rz e i przem aw iania jego sty lem “ . M etoda ta stosow ana przez W altera Scotta, Gogola i in. prow adziła do użycia „epickiego pośrednika, pozbawionego intencji arty styczn ych i n iż szego um ysłow o...“ \
P ierw szą próbą zastosow ania takiego pośrednictw a w szczupłym 1 ograniczonym zakresie jest moim zdaniem spraw ozdanie G ierm ka w E pilogu do „G raży n y “ . Przygotow uje tę rela cję autor, k tó ry dla w yw ołania artystycznego dysonansu zryw a z kunsztow nym stylem poem atu przechodząc do potocznej pogaw ędki z czytelnikiem . F ikcja w spółczesności spraw ozdania z akcją utw oru zmusza poetę do u trz y m ania archaizm ów . Mimo to jed n ak przez zlekka zarchaizow any język Epilogu przepływ a n u rt m owy potocznej człowieka z gm inu. G ierm ek przedstaw ia zachow anie się „sfrasow anej K siężn y“ , stw ie r dza, że stru d zo n y K siążę „zasnął na oboje ucho“ . O swoim niepo- pokoju m ówi dosadnie: „m yślę, pocę się, k ręcę“ . Z razu z ukrycia obserw uje L itaw ora, gdy zaś ten w ybiegł na ganek, pow iada o sobie:
1 J u liu sz K lein er, M ic k ie w ic z , t. I. D zieje G u s ta w a , L w ów , Wyd. Zakł. N aród. im. O ssoliń sk ich , 1934, s. 436.
C ZY NN IK I GAW ĘDOW E W POEZJI M ICKIEW ICZA 3 0 3
„ja do o k n a“ . Dzięki tak im zw rotom rzeczowy tok opow iadania E pi logu zbliża się w relacji G ierm ka do zw ykłej ustnej w ypow iedzi p ro staka u jm ującego zdarzenia w ich konk retnym , kolejnym p rze biegu.
Za pierw szą polską gaw ędę w ierszow aną uznaje się pow szech nie „Popas w U picie“ n ap isan y w r. 1825. Pierw szeństw o M ickie wicza w zaszczepieniu jej na gru n cie naszej poezji z w ielkim n a c i skiem podkreślił B ruchnalski. Z estaw iając zaś „Popas“ z „P am iątkam i Soplicy“ R zew uskiego stw ierdził: „w spólności m iędzy nim i — być może tylko pozornej i przypadkow ej — wolno dopatry w ać się je d y nie w tym , że ta k M ickiewicz jak Rzew uski dodają do sw ych gawęd, odznaczających się zresztą przedm iotow ością, subiek tyw n ą refleksję, k tó ra u M ickiewicza pom ieszczona została na końcu, w „P am iątk ach Soplicy“ zaś idzie zawsze n a początku i nad aje im z gó ry pew n ą b a rw ę “ \ D ygresja su b iek ty w n a nie jest jednakże elem entem isto t nym dla gawędy. Je j obecność w różnych utw orach nie m oże jeszcze stanow ić podstaw y do ich porów nyw ania. C h arak ter subiektyw izm u ujaw n iający się w zakończeniu „P o pasu“ nie ma przez swą poetyc- kość nic w spólnego z „w prow adzeniam i“ Rzewuskiego.
J a k w „P ani T w ard o w sk iej“ — rozm owa toczy się w karczm ie w środow isku m ieszanym (szlachcic, ekonom, sługa kościelny, Żyd arendarz). Szlachcic kontuszow y odzywa się z początku podobnie jak Tw ardow ski. 'T em atem rozm ow y jest życie i śm ierć posła z U pity, Sicińskiego. Trzy odm ienne w e rsje podania m ają c h a ra k te r ahisto- ryczny, zarów no w y raźnie w y stęp u jący w popisow ym , okraszonym łacińskim i cytatam i przem ów ieniu szlachcica, jak w m ędrkow aniu ekonoma, jak w reszcie w p erorze sługi kościelnego. Różnica w spo łecznym położeniu rozm ów ców nie została przez auto ra w yzyskana. K ażdy je st pew ny siebie i sw ojej in te rp re ta c ji faktu. Nie m am y tu do czynienia z giętką sw obodną w alką na słowa, ale z przem ow am i. Popis oratorski ogniskuje się w dwóch w ypow iedziach: szlachcica i „sługi kościoła“ . W ypow iedź ekonom a p a ra fra z u je autor. P rzem o w y tego ty p u uzy sk ają w łaściw e m iejsce w „P anu T adeuszu“ , gdzie podobnie a u to ry taty w n y m tonem m ówić będą Sędzia czy Podkom orzy zgodnie ze swoim stanow iskiem w powiecie. T utaj ton au to ry taty w n y nie je st uspraw iedliw iony. Pow oduje on niezam ierzoną sztyw ność.
1 D zieła A dam a M ick iew icza, t. II, W yd. T ow . L. im. M ick iew icza, L w ów , 1900, s. 432.
3 0 4 ZO FIA SZM YDTOW A
Początkow y opis m iasteczka u ję ty jest żartobliw ie. W prow a dzenie postaci m a zabarw ienie kom iczne i satyryczne. Usposabia ono do nich podobnie ja k do fig u r Śniadeckiego, owych rozpraw ia- czy i gadulów z w yspy P ero rad y . Po skończonych popisach słow nych n a stę p u je plastyczny opis tru p a Sicińskiego dokonany przez poetę, a u w y d a tn ia jąc y w y raz szpetoty m oralnej bijący z jego tw arzy. Znika n a stró j w łaściw y kom edii czy satyrze. A u to r zw raca się do słuchaczy w ypow iadając swój sąd o zbrodniczości zm arłego, by zam knąć u tw ó r „pom yślaną“ patety czn ą gnom ą o w ygłosie tchnącym sceptycyzm em . Końcowa gnom a m ogłaby się znaleźć w śród n a jb a r dziej poetyckich „Zdań i u w a g “ M ickiewicza. Do u tw o ru przecież fin ał ten nie przy staje.
P rof. K lein er zauw ażył trafn ie, że „Popas w U picie“ nie w yw o łuje iluzji w łaściw ej gaw ędzie. P rzed staw iając ujęcie tem a tu „przez trzech n a rra to ró w , z k tó ry c h każdy stoi poniżej k u ltu raln eg o poziom u p o e ty “, M ickiewicz nie w ydobyw a efektu „naturalności, naiw ności, bo zestaw ienie trzech stylów uniem ożliw ia fikcję, jakoby — nie istniały ten d en cje stylistyczne. Gaw ędy zaś i skazki polegają na pozor n ym b ra k u takich ten d e n c ji“ \ Do tych całkiem słusznych uw ag, do tyczących części utw oru, a m ianow icie rozm ow y czy ro zpraw y o Si- cińskim, dodać n ależy uw agę, że całość jest raczej składana niż kom ponow ana, a tok słow ny n a rra c ji niejednolity. Początek słusznie zbliżył prof. K lein er do obrazu zrujnow anego m iasteczka z „M ona- chom achii“ K rasickiego, w ry su n k u postaci stw ierdził w pływ m etody S te rn e ’a. Z am knięcie u tw o ru uznał za typowo w olteriań skie ze w zglę du na u jaw n ia jąc y się w konkluzji sceptycyzm w obec p raw d y histo rycznej 2. Jed n ak ż e z p u n k tu w idzenia ch a ra k te ru ekspresji i jej stylu finał jest daleki od ty p u form uł W oltera. Ma bow iem c h a ra k te r poetyckiej gnom y. O dw raca ona początkow e sugestie utw oru, tłum i akcen ty kom iczne i saty ry czn e części pierw szej, stanow i osłonę dla naiw nych, a ta k p ew nych sw ych rac ji rozm ówców. Ich rozum ow anie okaże się ta k samo w ątpliw e, ja k arg u m en ty historyków . N astępuje zm iana p u n k tu p atrzen ia au to ra i zasadnicza zm iana w stylu. Gnoma czyni z d y sk u sji w karczm ie obraz ilu stru jący tezę, k tó ra poza ten obraz wychodzi. Samo przed staw ienie pełni rolę analogii i schodzi ostatecznie n a p lan drugi. „Popas w U picie“ n a w e t w zakresie w ła
1 J u liu sz K lein er, M i c k ie w ic z , s. 437. 2 op. cit., s. 437, 438, 439.
C ZY N N IK I GAW ĘDOW E W POEZJI M ICKIEW ICZA 3 0 5
ściw ej d y sk usji nie daje tej postaci dialogu, k tó ra u jaw n ia sam orzut- ność w y m ian y zdań osób zebranych przygodnie, ro zm aw iających przy stole.
Bez porów nania w yraźn iej w y stąp ią czynniki gaw ędow e w b a j kach i pow iastkach. D rogę u torow ał tu M ickiewiczowi Trem becki m ask u jący k u n szt słow ny stylizacją na pry m ityw , śm iałym w p ro w a dzeniem zw rotów potocznych, w ulgaryzm ów i gw ary. W b ajkach M ickiew icza p rzejaw ia się jak u Trem beckiego dążność do p lastycz ności obrazu, w yrazistości charakterologii i p o rtre tu . In te n c ji alego- ry sty czn ej obejm ującej całość tow arzyszą aluzje szczegółowe w sto su n k u do św iata ludzkiego, bądź saty ry czn e („Pies i w ilk “), b ądź pa- ro d y styczne („Lew chory i zw ierzęta“). W ystępuje w szakże w bajk ach poety in n e jeszcze dążenie. Poeta sam zbliża się do stanow iska n aiw nego p ro stak a udając, że się z nim utożsam ia. Je d y n ie jakiś zw rot p atety czn o -żarto b liw y czy „uczony“ , jakiś kom iczny neologizm czy zabaw na em faza w skazują na dystans nie tłum iąc jednakże w yrazu naiw ności. T ak jest w bajce „Chłop i żm ija“ , gdzie m am y h u m o ry sty czne zrów n anie człowieka ze zw ierzęciem przez założenie w spól nej im odpow iedzialności m oralnej. A u to r zerw ał tu z n atu ryzm em L a fo n ta in e ’a i ud aje, że całkowicie podziela oburzenie chłopa na n ie w dzięczność węża, ju ż w ekspozycji m ówiąc o jego „postępku łajd ac k im “. Jed n ak ż e w zm ianka o „pam iętnikach bestiograficznych Ezopa* brzm i ja k sygnał w skazujący na zachow anie przez poetę d ystansu wobec przedm iotu.
W b ajce „P rzy jaciele“ (1829) au to r od razu w pada w tok gaw ę dowy. W prow adza nas w sy tu ację jak o znaw ca sp raw y osadzonej w określonym powiecie, należącej do jego u stn e j historii. Obok m ieszkańców okolic O szm iany w y stęp u je tu także niedźw iedź L itw in. N a rra c ja doskonale im itu je opow iadanie okolicznościowe. N auka w y rażo n a w „przysłow iu niedźw iedzim “ zam yka u tw ó r stanow iący ż a r tobliw ą, dow cipną pogadankę m oralizującą. I tu rów nież m om enty kom icznej em fazy d a ją znać o dystansie. Nie h a m u ją one p rze cież objaw ów prym ityw izm u n a rra c ji. N a rra to re m jest autor. Od niego pochodzą w y rażen ia zaczerpnięte z dobitnej, żyw ej m owy. On to c h a ra k te ry z u je sw ych b ohaterów przez w liczenie ich do kategorii nie zdefiniow anej, ale om ówionej przy pomocy k o n k retn y ch pom oc niczych niejako określeń. Tak w ięc pow iada o oddanych sobie i nie rozłącznych przyjaciołach, że są „Z tych, co to:- gdzie ty, tam ja, — co
m oje to tw o je “ . P rzedstaw iając nagłość ucieczki jednego z w spół
306 ZOFIA SZ M Y D TO W ^
tow arzyszy ucieka się do uproszczeń i skrótów składniow ych w zm a gających dynam ikę słowną: „Leszek na dąb; nuż po p niu skakać...“ W prow adza w spółbrzm ienia w ypływ ające z doboru i u k ład u imion („Mieszek, kum Leszka i kum Mieszka, L eszek“), częste w gaw ędzie m ów ionej ja k też w jej literackich przetw orzeniach.
W pow iastce „Golono strzyżono“ a u to r u trz y m u je się ró w n ież n a stanow isku św iadka przejętego w ażnością sporu, k tó ry okazuje dowodnie, że na u p ó r nie m a lekarstw a. Potoczność n a rra c ji a u to r skiej h arm onizuje z m ową b ohaterów i jedy nie w ym ow a m azurska w yró żnia ich w ypow iedzi.
O pow iadanie o k ró lu Bobie i królew nie L ali sn uje a u to r u d a ją c y p u n k t p atrzen ia prostaka, jego naiw ny zachw yt dla try b u życia m onarchy, k tó ry m oże nic nie robić spędzając czas na jedzeniu, piciu, sp aniu i podróżach. Opowiadacz w spółczuje królew nie, ubolew a nad jej losem, ubolew ając także nad b rzy dk ą obłudą w spółczesnych sobie ludzi.
Z przejęciem udziela pochw ał i przestróg. P ry m ity w izm m ow y u jaw n ia się zarów no w dobitnej konkrety zacji faktów ja k w m no gości pow tórzeń, w yliczeń i podkreśleń. U derza dobór w yrazów u ży ty ch w jednakow ej form ie gram atycznej jak np. długi szereg im ie słow ów w w ierszach: „Nic nie robiąc, w cześnie chodząc spać, późno w stając, Całe dni polując, pijąc, tańcząc, h u lając...“ Nie b ra k w utw o rze w yrażeń pospolitych, przysłow iow ych jak: „tyle go też w idziano“ albo: „zniknął kędyś ja k kam ień w w odę“ . O grom na przew aga r y m ów gram atycznych, jedn o stajn ie m ocny spadek żeński w zam knięciu każdego w iersza m ają podkreślić jeszcze pry m ity w izm n arracji. A jed n a k s tru k tu ra w iersza (8 + 5), staran n o ść u jaw n iająca się w se lekcji form gram atycznych, w w ielkiej płynności w ypow iedzi, czyni z niej jak b y popis w irtuoza. Opowiadacz zdaje się grać rolę w ędro w nego dziada. I baśniow y początek i realizm p rzedstaw ień szczegóło w ych nie m ogą pokryć artystycznego kunsztu. U tw ó r działa nie ty le przez swój prym ityw izm , co przez egzotykę prym ityw izm u.
D z i a d y . С z. III.
O gaw ędziarzu, gaw ędzeniu i gaw ędzie w ścisłym znaczeniu tych term in ó w m ożna m ówić nie ze w zględu n a „Popas w U picie“ , ale dopiero w zw iązku z „D ziadów “ cz. III. M ickiewicz rozw inął tu ogrom ną skalę n astro jów w ich różnorodnych skrzyżow aniach i w iel ką rozm aitość stylów : od hym nicznego i proroczego do potoczne
CZY NN IK I GAW ĘDOW E W POEZJI M IC K IEW ICZA 3 0 7
go, w ulgarnego. W yzyskał też m ieszaninę językow ą dla u w y d a tn ie nia tego, co niesam ow ite (mowa diabłów), czy obce, w rogie, m o n stru al n e (francuszczyzna w salonie Nowosilcowa).
W dram acie M ickiewicza znalazły się w śró d utw o ró w w trąco nych obok pieśni, piosenek okolicznościowych, przypow ieść, b a jk a i gawęda. T rzy ostatnie s tru k tu ry słowne u p raw ia n e ju ż przez sta rożytnych, nie by ły przez nich uw ażane za g a tu n k i poezji. K azim ierz M oraw ski n azw ał gaw ędą zarów no grecką diatryb ę, ja k łacińską serm o. Podobieństw o zasadnicze nie ulega w ątpliw ości. P laton porów nał d iatry b ę z rozm ową, stw ierdził, że nie k rę p u je się ona pro g ram em i na modłę pow iew u k ie ru je się w tę lub ową stronę... skacze co chw ila od m yśli do m yśli i p ew nym nieładem się odznacza“ \ O kreślenie to przy staje do podanej w yżej cechy gaw ędy, a m ianow icie do jej am orfizm u. H oracy o swoich „S erm ones“ m ów ił, że są czymś pośrednim m iędzy poezją a prozą, że po ziem i pełzają, że tylko m e tru m n a d a je im pozory poetyczne. Istotę sta ro ż y tn e j gaw ędy stano w ił dialog, co m ocno podkreślił M orawski.
A jed n ak istniała ju ż w starożytności form a w ypow iedzi m ono logowej stylizow anej na język m ów iony i to specjalnie na język gm i nu. B y ł t o p r o l o g k o m e d i i P l a u t a 2, w s t ę p n a p o g a d a n k a d o p u b l i c z n o ś c i u t r z y m a n a yl c h a r a k t e r z e r u b a s z n y m i p r o s t a c k i m , s t o s u j ą c a s i ę d o p o z i o m u n a j m n i e j w y r o b i o n y c h w i d z ó w . Je d en z aktoró w odgryw ał rolę dzisiejszego con férencier’a. O m aw iał on sztukę, ale i m usztrow ał zebranych odw ołując się raz po raz do swych słuchaczy: „teraz posłuchajcie... teraz proszę uw a żać...“ U daw ał nieporadność człowieka, k tó ry nie um ie się trzym ać właściwego tem atu lub rów nocześnie zajm ow ać się przedm iotem i b a czyć n a zachow anie się publiczności. Stąd też zry w ał i naw iązyw ał w ątek pogadanki. Z jednej stro n y w prow adzał dygresje, uw agi n a wiasowe, z drugiej reflek tow ał siebie w zw rotach: „o mało, a byłbym zapom niał“, „a teraz znów z kolei zaw racam do tre ś c i“. Schodząc na
1 K azim ierz M oraw ski, H istoria li t e r a t u r y r z y m s k i e j . V ergïliu s i Hora-
tius, K raków , Druk. U n iw . Jag., 1916, s. 137, 148.
2 Prof. P rzychocki p ierw szy p oru szył sp raw ę p la u to w sk ieg o p rologu ustalając p odobieństw o m ięd zy nim a S a t y r e m K o ch an ow sk iego, który tak że zda je się w y stęp o w a ć przed jak ąś pub liczn ością jak p rzeb iera ją cy się często za boga aktor z kom edii P lauta. N a od m ienny charak ter języ k a w obu w yp ad k ach b a dacz n ie zw rócił uw agi.
308 Z O FIA SZM Y D T O W A
poziom p ro sta k a n a rr a to r p lautow skiego prolo gu posługiw ał się jęz y kiem gm inu,upom inając, b y m u się „nie kręcono p rzed nosem “ . W ch ara k te ry sty c e b o h a te ra kom edii poprzestaw ał n a odw ołaniu się do ogólnej opinii ja k w pow iedzeniu: „po p ro stu to praw d ziw y P u - nijczyk, co t u ‘w ięcej gadać!“ O pow iadacz m usiał stosow ać odpo w iednie gesty, dopełniające w ypow iedź. Nie zawsze jed n a k m ożna w ytłum aczyć dom yślnym gestem stałe n a d u ży w an ie zaim ków w sk a zujących czy przysłów ków m iejsca, służących dla n a d a n ia stru k tu ro m zdaniow ym dobitności u łatw iającej skupienie uw agi. W skazyw anie jak b y p alcem n a przed m io t je s t m oże n a jb a rd zie j znam ienn ym rysem plautow skiego prologu. Oto typow e dla niego w y rażen ia: „Ten zno w u stry j tego co jeszcze te ra z żyje... m iał dw ie córki... Z ty ch jed n a była pięcioletnia. T en zaś co je p orw ał...“ itd. \
H oracy w swoich „S erm o nes“ nigdy nie zbliżał się tak do m ow y gm inu; poddaw ał ją obróbce literack iej i z językiem P la u ta n ie mógł się pogodzić, choć teo rety cznie p rzyzn aw ał kom edii praw o do sty lu potocznego. W pew nym jed y n ie sto p n iu dokonyw ał on sty lizacji n a p ry m ity w n ie rezy g n u jąc z archaizm ów , z grecyzm ów , z inw ersji. I H oracy i P la u t używ ali m niej lub w ięcej pospolitego w ysłow ienia w zastosow aniu do tem ató w poziom ych, do postaci ludzi ułom nych, ograniczonych. Ogólnie m ów iąc, n a rra c ja ty p u gaw ędow ego służyła w staroży tno ści celom po p u lary zacji, byw ała środkiem stosow anym dla b aw ienia n iew y bred nej publiczności, staw ała się także narzędziem ironii i parodii.
P olska gaw ęda literack a ze w zględu na kom pozycję słow ną w ykazuje przew agę dwóch ty p ów . P ierw szy — to monolog, w k tó rym mogą w ystępow ać w trąco n e p a rtie dialogowe; d ru g i — m onolog w y rasta ją c y z dialogu lub w łączony w ram y dialogowe. Trzecim rzad kim ty p em gaw ędow ej s tr u k tu ry słow nej jest dialog. We w szyst kich swoich postaciach gaw ęda literack a oscyluje ku spontanicznej rozm ow ie czy spontanicznej w ypow iedzi jednostkow ej, choć stopień zbliżenia do nich m oże b yć ró żny . Od nieznacznego retu szu nie n a ruszającego zam ierzonej przez a rty stę ekspresji nieporadności, a n a w e t nieudolności w ysłow ienia do podkreślenia ta le n tu n arracyjnego, posługującego się b u jn ym , giętk im językiem m ów ionym przebiega szereg form pośrednich. O pow iadaczem może być jakaś postać rz e
1 P rzy k ła d y pochodzą z p rologu poprzedzającego k o m ed ię P la u ta pt. P u -
n ij c z y k . (T. M accius P lau tu s), K o m e d i e . P rzeło ży ł G ustaw P rzych ock i, K raków ,
C ZY N N IK I GA W ĘDO W E W PO EZJI M ICKIEW ICZA 309
czywista czy zm yślona, ro lę tę m oże tak że g rać sam a u to r dokony- wując w ten sposób sy m u lacji litera c k ie j. G a w ę d a b ą d ź e m a n c y p u j e s i ę j a k o o s o b n y u t w ó r , b ą d ź t e ż w ł ą c z a s i ę w w i ę k s z e k o m p o z y c j e e p i c k i e c z y
d r a m a t y c z n e .
W Polsce w y ro b iła się w środow isku szlacheckim osobna i n- s t y t u c j a z a w o d o w y c h g a w ę d z i a r z y . Ich to p rz y rów nał M ickiewicz do m in streli. Nie b y li to zw ykli rozm ów cy, przygodnie zabierający głos w to w arzy stw ie, ale jedn ostk i obdarzone n a tu ra ln y m i zdolnościam i, u p raw ia jąc e św iadom ie sztukę opow iada nia. „Fachow y“ gaw ędziarz podsycał rozm ow ę tow arzyską w łączając się w nią, opow iadając o spraw ach, w k tó ry c h uczestniczył lub o k tó rych słyszał od naocznego św iadka. Je d n y m z tw órców czy nosicieli gaw ędy stał się w Polsce w ia ru s napoleoński \ W zw iązku z ro m a n tycznym k u lte m człow ieka prostego, k tó ry zachow ał św ieżość intuicji i tężyznę m o raln ą, g a w ę d z i a r z s t a j e s i ę p o s t a c i ą e p i c k ą , c z y n n i k z a ś s a t y r y c z n y s c h o d z i n a p l a n d a l s z y l u b z g o ł a z a n i k a . N aiw ność i do- m orosłość opow iadania n a d a je m u zab arw ienie h um orystyczne, ale jego tre ść m oże dotyczyć sp ra w pow ażnych, pow szechnie ludzkich.
W „D ziadów “ cz. III gaw ędziarzem je s t K ap ral zapow iedziany i sch arakteryzow any przez F re je n d a jako dobry katolik, niegdyś le gionista, a więc człowiek ry cersk i, choć p ro stak . W łącza się on w roz m owę w ięźniów , k tó rz y w strząśn ięci opow iadaniem Sobolewskiego w ybuchają goryczą, sztuczną b r a w u r ą 2 lub popad ają w posępne m il czenie. K ap ral zw raca się do K onrada, g d y ten w yznaw szy sw ą obo jętność w spraw ach w iary, zap rotesto w ał przeciw b lu źn ie rstw u J a n kowskiego wobec im ienia M arii. W iarus bez ogródek p rzy ró w n y w a K onrada do g racza-b an k ru ta, k tó re m u została ostatn ia m oneta. Może go ona kiedyś uratow ać, a n a w e t wzbogacić. Uw aga K a p ra la uzyska podtrzym anie w m otyw ie obrony K on rada przez A rchanioła. On także powoła się na obronę im ienia M arii. Ton w ypow iedzi podniesie się, ale jej treść nie ulegnie zm ianie. Sąd w ia ru sa -p ro stak a okaże się aż tak au to ry taty w n y , choć został w y rażo n y rzeczow o, bez śladu em fazy. K a pral u jaw n ia spokój człow ieka pew nego sw ych przekonań, znającego
1 K. W. W ójcicki, S ta r e g a w ę d y i o b r a z y ; W. P ol, P ie śn i Janusz a.
2 Z w rotów potoczn ych , d osad n ych u ży w a d la zam ask ow an ia w zru szen ia i dla odw rócenia u w a g i k o leg ó w od ok rop n ości F rejen d . Ś w ia d o m ie pogrubia on język. O sam ob ójstw ie K saw erego m ów i np. „w nogi ze św ia ta “. G aw ęd ow y charakter m a także w y p o w ied ź Ż egoty.
310 ‘Z O FIA SZM YDTOW A
życie w różnych jego przejaw ach. U m iał zachow ać zim ną k rew w bo ju , nie traci rów now agi w złej doli. N ajdalszy od egzaltacji czy czułost- kowości zachow uje ten u m ia r słowa, k tó ry nadaje szczerość i siłę jego pochw ale, n a tu ra ln o ść jego żartom . K a p ra l jest dobrym obserw ato rem . Zna on z dośw iadczenia granice w oli ludzkiej. Z p ra k ty k i w łas nej wie, że strach tłum io ny przem ocą d aje znać o sobie na p rzek ó r w y siłkom człowieka. U m ie rozpoznać niebezpieczne objaw y zaburzeń psychicznych. Je st doskonałym w tej dziedzinie znachorem , choć nie m a ani „ust w ym ow nych“ ani „w ielu n au k w głow ie“ . M ickiewicz dał m u nie byle jak ą rolę w dram acie. To K ap ral stw ierdzi niebezpieczeń stw o grożące K onradow i, to on je zażegna sprow adzając w łaściw ego lekarza w osobie ks. P io tra. N azwie go po p ro stu człow iekiem poboż nym , co n a tle zadania K siędza, jego w idzenia, a zwłaszcza jego w y w yższenia w e śnie, m ów i o w i e l k i e j w a d z e p r o s t y c h s ł ó w K a p r a l a .
M ickiewicz nadał m u w ym ow ę m azurską, co m iało jeszcze pod k reślić jego nieuczoność. Mimo zatarcia się tej cechy w d ru k u s tru k tu ra słow na w ypow iedzi w iaru sa okazuje w y b itn ą zgodność z jego um ysłowością. Styl K a p ra la ulega pew nej idealizacji, gdy m ówi on o w yrazie tw arzy um arłych, k tó rzy przem ocą w ostatnich chw ilach ży cia usiłow ali poskrom ić lęk przed śm iercią. Poza tym język jego do skonale uw y d atn ia n a tu rę i naw yki żołnierza, k tó ry m odli się, klnie w dobrej zresztą spraw ie, nie gardzi b u telk ą ani kartam i. Jako soda- lis m arianus otrzaskał się on z łaciną i może ze zrozum ieniem zacyto w ać k ró tk ie zdanie łacińskie. K apral raz po raz odw ołuje się do obec n y ch w słowach: „A trz e b a wiedzieć... Ale no P a n posłuchaj... Otóż w idzisz Pan... A więc, mój Panie... Ej! panow ie...“ . W pro w adza dygresje w y ja śn ia jąc e lub uogólniające („trzeba wiedzieć, że m am p a te n t sodalisa...“ , „K ażdy F rancuz, ja k podpije, be czy“). D ygresje te opóźniają rozw inięcie w łaściw ego w ątku. D yna- ntikę opow iadania w zm agają natom iast elipsy składniow e jak : „dalej b red zić“ , „nuż beczeć“ , „w ięc ja im p ersw adow ać“. Z grup synoni- m icznych K apral stosuje w y razy szczególnie w łaściw e rubasznej mo w ie potocznej (dobrze cięty, stulcie pysk, w grzechy laząc, beczeć itp.). W składni uderza autom atyczne, zbędne p ow tarzanie spójnika „w ięc“ oddające nieporadność w ysłow ienia. P rzejaw ia się ona także w nie m ożności ściślejszego o k reślen ia czasu hiszpańskiej przygody. Opo- w iadacz p ró b u je oznaczyć te n czas, ale rezyg n uje z rach u b y mówiąc ogólnie, że to daw no było. P rz eja w ia też nieporadność w rela cji o sta
C ZY N N IK I GA W ĘDO W E W POEZJI M ICKIEW ICZA 3 1 1
nie K onrada: „tu było — cóś — tu n ied ob rego “ . A potem znowu: „nie dobrze się dzieje“ , „w cale m i się nie podoba“ . Obok ubóstw a lek sy k al nego w idać tu n iechęć do u jaw n ie n ia spraw niezrozum iałych dla tych, k tó rzy się do pom ocy re a ln e j nie n a d a ją i przytom ność um ysłu czło w ieka zahartow anego w ciężkich w alkach. Z apew ne w podobnych, pow ściągliw ych słow ach określiłby tak że K a p ra l niebezpieczeństw o grożące jego oddziałowi, by nie w yw ołać w nim paniki. W szystkie porów nania, k tó ry ch uży w a K ap ral w yw odzą się z kręg u dośw iadczeń żołnierza, czy to p e jo ra ty w n e ja k po rów n anie do gracza, a zwłaszcza do k u r p o rzn ięty ch w fo lw ark u , czy pow ażne jak uznan ie fizjonom ii zm arłych za p a te n ty w ojskow e „do św iata przyszłego“ .
P ierw sza w ypow iedź K ap rala składa się z konkretyzującego stan K onrada po ró w n an ia i z w łaściw ej anegdoty. P orów nanie m a cha r a k te r k o n stru k c ji przysłow iow ej, w k tó rej dany k o n k retn y w ypadek re p re z e n tu je w szystkie podobne. Z p orów nania tego przechodzi opo- w iadacz do opowieści o zdarzen iu w H iszpanii zakończonej m ocną p o in te ’ą.
D ruga, dłuższa w ypow iedź w iaru sa je st prak tyczn ym w ykładem fizjonom istyki. Obie w y ra s ta ją z dialogu, ale go nie podsycają, nie w yw ołują bow iem oddźw ięku w odm iennie usposobionych słucha czach. Obie zaw ierają p rzestrog ę i naukę m oralną. Rów now aga w e w n ętrzn a K ap rala, ra c ja jego postępow ania zostaną potw ierdzone przez dalszy bieg w ydarzeń. W św ietle całości utw o ru sposób w ypo w iadan ia się w iaru sa nie okaże się odpow iednikiem ograniczoności ani u jem n ie rozum ianego prostactw a. Będzie przeciw ieństw em bez płodnego szam otania się i egzaltacji tych, któ rzy w chw ili kryty cznej w ołają: „m ożna oszaleć“ . Im to d aje człow iek zaharto w an y w tw a r dej szkole życia ostrzeżenie.
W p oró w n an iu z rezo nu jący m sługą kościelnym w karczm ie upickiej K ap ral je s t postacią sam oistną, w y raźn ą, urobioną przez dw ie in sty tu cje: kościół i wojsko. C zuje się on czynnym członkiem jed nej i drugiej. W H iszpanii m usztrow ał Francuzów , gdy bluźnili, w w ięzieniu w ileńskim m iark u je m ąd rych i w ym ow nych rodaków . Pobożność K ap rala objaw ia się w trzeźw ym i rzeczow ym postępow a niu. Ład św iata rozum ie on na w zór ładu wojskowego. B yt p o śm iert ny w yobraża sobie analogicznie do system u h iera rc h ii w ojskow ej. Je st człow iekiem z k rw i i kości. Nie ro zd w aja się jak inn i b ohaterow ie „D ziadów “ , n ie przeżyw a ekstazy, nie dośw iadcza w idzeń sennych dających tam ty m posm ak rozkoszy nieba czy m ąk piekła.
3 1 2 ZO FIA SZM YDTOW A
P otężn a ek spresja bólu i b u n tu K onrada, m ęczeństw a dzieci, h a rtu Cichowskiego, szeroko zakreślona spraw a solidarności polskich i rosy jsk ich rew olucjonistów odsłaniają w utw orze tak rozległe p e r spektyw y, że mimo całej w ażności ro li postać K ap rala schodzi na p lan dalszy.
M iejsce szczególnie stosow ne dla takich ja k on postaci zn ajdzie się w „P an u T adeuszu“ , gdzie będzie się mógł u jaw n ić w y ra ź n ie n a w e t sens egzystencji niedorozw iniętego m łodzieńca, k tó ry zam iast im ienia w łasnego nosi u p o karzające przezw isko Saka. Sak okaże się zdolnym do m ocnej, w iernej m iłości i p rzy d a tn y społecznie jako żoł nierz, skoro po kilku m iesiącach służby uzyska ran g ę k aprala.
P a n T a d e u s z .
W spółcześni zarzucali M ickiewiczowi, że pokazał w swej „H isto rii szlacheckiej“ Polskę od szarego końca. On sam uw ażał, że w ziął o pół tonu za nisko, a po latach ostrzegać będzie K aro la Brzozow skiego przed niebezpieczeństw em w łasnej m etody p isarskiej.
W czasie tw orzenia poem atu M ickiewicz otaczał się gaw ędzia rzam i (Stefan W itwicki, Ignacy Dom ejko, A nto ni Górecki), zbierał sta ra n n ie ry sy daw nego zw yczaju. Intereso w ały go zwłaszcza drobn e n a w e t szczegóły dotyczące now ogródzkiego pow iatu. Sięgał do jego u stnej trad y cji, p rzy sw ajał sobie jego p u n k ty p atrzen ia. Odbiło się to n a całości dzieła, m im o jego nieprzew idzianego rozrostu. W zboga cenie te m a ty k i nie naruszyło fu n d am en taln y ch założeń u tw o ru . W y biła się w nim mocno potoczność życia pow iatow ego z jego staro św iec kim stylem . M ickiewicz uchw ycił doskonale fa k t w y b itn ej d e c e n tra lizacji politycznej w daw nej Polsce, w sk utek k tó re j pow iat staw ał się m in ia tu rą k ra ju zachow ując rów nocześnie cechy p a rty k u la rz a o sil nych am bicjach lokalnych. U chw ycił też poeta przew agę zbiorow o ści nad jednostką. Ciągłe obcow anie grom adne z okazji zebrań, zjaz dów zawsze połączonych z ucztam i, w y tw arzało w spólność z a in te re sowań, przygód, w spom nień. Człowiek m ożny i w pływ ow y w ynosił się n a d innych, ale potrzebow ał najuboższych i n a jm n ie j rozw in iętych um ysłowo jako wyborców . M usiał się do nich stosow ać zwłaszcza w czasie w yborów . Dochodziło do okresow ej bliskości czy poufałości, z k tó rej m ógł się w yw iązać konflikt, ja k i p o w stał m iędzy Jack iem Soplicą a h r. H oreszką. Typow ość tego k o n flik tu sięga podstaw zbio row ości szlacheckiej i z niego w łaśnie p oeta u czy n ił głów ny m otor akcji. Inną, c h a rak tery sty czn ą rów nież ry w a liz ac ję m iędzy szlachtą
C ZY NN IK I GAWĘDOWE W POEZJI M ICKIEW ICZA 3 1 3
a duchow ieństw em zarysow ał epizodycznie. K apłan byw ał stróżem sum ień (opis serw isu), ale gdy m ieszał się do spraw ściśle sąsiedzkich szlachty, w idziała w nim ona n a trętn eg o klechę (Sędzia i D obrzyńscy w obec Robaka). Typow ą tak że była dla daw nych stosunków społe czeństw a szlacheckiego in sty tu c ja zajazdu.
W „ P an u T adeuszu“ w ielk ą ro lę odgry w ają sceny zbiorow e. A kcja u tw o ru w y ra sta ze zjazdu o ch arakterze tow arzysko -rozjem - czym, urozm aiconym w spólnym i rozm ow am i i. zabaw am i. D uże zn a czenie dla akcji m a rozm owa R obaka z kom panią przygodnie zeb raną w karczm ie. O stry sp ó r w y ra sta m iędzy procesującym i się stro n am i n a w ieczerzy w zam ku. Po k ró tk iej n aradzie Gerw azego z H rab ią p ro je k t zajazdu w ychodzi na forum dobrzyńskie, gdzie zapada decy zja. Z a ja z d i b itw a są z n a tu ry rzeczy scenam i zbiorow ym i j a k w o sta t nich w g i f*h.. ^gr m-n я d i p przed kościołem, a przede w szystkim .sze- roko rozb u d o w an a uczta.
K o n ta k ty tow arzyskie g ó ru ją w „P anu T adeuszu“ n ad k o n ta k ta m i ind yw idualnym i. Ich przew aga pozwala autorow i u jaw n ić zw y czaje środow iska, podkreślić jego rodzim e właściwości. W łączenie p a rty k u la rz a polskiego w w ielki n u r t dziejow y dokonyw a się dzięki ro li ks. Robaka. W y traw n y em isariusz upraszcza i p o p u lary zu je za g ad n ienia polityczne. Tłum aczy ich sens na język zrozum iały dla lu dzi sw ojego chowu. Sam tak że n ależy do środow iska, k tó re go u ro biło. W yraża się to nie tylko w dążeniu do zm azania plam y z nazw i ska Sopliców p rzez objęcie dow ództw a n a d pow stańcam i, ale przede w szystkim w usilnym dążeniu do m ałżeństw a Zosi z Tadeuszem , by móc „bez w sty d u “ oddać w nuczce Stolnika należne jej dobra.
Zespół osobowy w „P an u T adeuszu“ jest w y b itn ie m ęski, co po zostaje w zw iązku z ch arak terem sąsiedzkiego sporu i z plan ow an ym udziałem w zbliżającej się w ojnie. P rzypom ina on typow e zespoły w gaw ędach m ów ionych, jak te ż w osnutych n a nich pam iętn ikach, w k tó ry c h także zaznacza się przew aga m ężczyzn. Z n a jb ard ziej po p u larn y c h postaci gaw ędy w y stęp u ją w poem acie: kw estarz, rezy d en t, k o n fed erat barski, żołnierz kościuszkowski, legionista, a w a n tu rn ik chroniący się p rzed p raw em w klasztorze, a tak że nazw ani z im ienia: R adziw iłłow ie, R e jta n oraz cudzoziemiec, książę de N assau, noszący tu spolszczone nazw isko.
W śród w ielu pró b gatunkow ego określenia stru k tu ry „P an a T a deu sza“ zastan aw iają dw a p o k rew n e ujęcia. W ro k u 1861 K raszew ski
3 1 4 Z O FIA SZM YD TO W A
z okazji śm ierci Syrokom li stw ierdził: „M ickiew icz w „ P a n u T ad eu szu “ z polotem jeniusza i n a ro zm iar skrzydeł sw ych dał w zó r niepo- ścigniony poem atu ta k sch araktery zow an ego w łaśn ie jak na m niejszą skalę są gaw ędy“ \ A ntoni G ustaw B em w „Teorii poezji p o lsk ie j“ za ją ł podobne stanow isko pisząc, że M ickiewicz „stw orzył n iem a l“ „od m ian ę eposu osnutego n a tle tra d y c ji n a ro d o w e j“ i że „ P an T adeusz je s t rzeczyw iście pierw szą, czysto polską tego ro d za ju p ró b ą w h isto rii lite ra tu ry polskiej — okazałym p ro to ty p em gaw ędy p o e ty c k iej“ \
O pinie te, w y rażo n e bez p odania dowodu, o p iera ją się n a in tu i cji k ry ty k ó w dobrze obeznanych z lite ra tu rą . W ym agają one szer szego i bardziej szczegółowego om ów ienia problem u. N ie w y starcza tu ogólne w rażenie płyn ące z ro dzim ej, sw ojskiej tem aty k i, z zespołu postaci, z ty p u k onfliktów , z przew agi m otyw ów tra d y c y jn y c h n ad historycznym i. P ro sto ta i ogólna przystępno ść n a rra c ji a u to ra stan o w iące podłoże językow e „P a n a T adeusza“ m ogą w ydaw ać się w zw iąz k u z jego tem aty k ą czynnikiem w y starczający m dla u znania dzieła za p oety ck ą gawędę. N iebezpiecznie było by jed n ak n a ty m poprzestać.
W budow ie u tw o ru nie m a owego am orfizm u, k tó ry c h a ra k te ry zuje dłuższe gaw ędy m ów ione i w ich literack ich odpow iednikach p ro w adzi do szeregu opow iadań zw iązanych postacią n a rra to ra („P am iąt ki Soplicy“ Rzewuskiego). „ P a n T ad eusz“ nie składa się z luźnych n a stęp u jący ch po sobie obrazów p rze p lata n y c h dygresjam i. M a on w y ra ź n y p lan o typow o epickim układzie w ieloszczytow ym . M i- s t r z o w s k i e w i ą z a n i a k o n t r a p u n k t o w e t w o r z ą b o g a t y z e s p ó ł k o m p o z y c y j n y n i e o s ł a b i a j ą c w r a ż e n i a b e z p o ś r e d n i o ś c i i p o t o c z n o ś c i o p o w i a d a n i a . O s i ą g a t o p o e t a p r z e z w i d o c z n ą w c a ł o ś c i u t w o r u d ą ż n o ś ć d o r z e c z o w o ś c i i p o w ś c i ą g l i w o ś c i e p i c k i e j . N aw et w inw okacjach „ ja “ w y m ienia się lub może się w ym ienić na „m y“. P rz e ja w ia ją się w tych lirycznych p artiach dzieła uczucia i przeżycia zbiorowości, z k tó rą a u to r je st najściślej zw iązany. A le nie tylko n a w y żynach p rzeżyć łączność ta się u trzym u je. P o eta m an ifestacy jn ie pod k reśla ją także w stosun k u do sp raw potocznych, do opinii pow iatow ych, a n a w e t do n aiw n y ch przekonań i zabobonów . Ze sw ojej n ad rzędnej roli orga
1 L u d w ik K ondratow icz, U r o d z o n y Jan D ęboróg. P isa rze p o lscy i obcy. W yd. G ebethner i W olff. O b jaśn ił J. K rzyżan ow sk i, s. 130.
C ZY N N IK I GAW ĘDOW E W PO EZ JI M ICKIEW ICZA 3 1 5
n iza to ra przedstaw ionego św iata schodzi raz po raz na stanow isko zw ykłego gaw ędziarza o św ietlającego sp raw y z p u n k tu w idzenia po w iatu . Ta fu n k cja n a rra to rs k a u zy sk u je pełną ekspresję dzięki za sadniczej koncepcji dzieła. M ickiewicz nie ujaw n ia ani ra z u fak tu , że to on je s t tw ó rcą obrazu, n ie zaznacza ani jednym słowem jego li terackiego c h a ra k te ru . J e s t to przeciw ieństw o wobec m etody W al te ra Scotta, k tó ry z upodobaniem podnosił, że w yw ołane przez niego postaci i zdarzenia są tw o ram i jego w łasn ej w yobraźni, że u k sz ta łto w a ł je z surow ego m ateriału przy czynnym udziale rozw ażnej selekcji a rty sty c z n e j. Takie sygnalizow anie fikcji w prow adza w arstw ę izola cy jn ą m iędzy rzeczyw istością a jej literackim ujęciem . S cott tra k tu je sw ych b o h a te ró w z upodobaniem ale i z poczuciem swej w ładzy a u to r skiej n a d nim i.
W „ P a n u T adeuszu“ tw ó rca, kom pozytor czy a rty sta zgoła nie w y stęp u je. M ówi o nim ty lk o dzieło, k tó re n a tu ra ln ie m usiało m ieć au to ra. A u to r w szakże p rzed staw ia swój św iat jako istn iejący rz e czyw iście, a siebie włącza w jego istnienie. J e s t członkiem zbiorow o ści, z k tó rą łączy go ścisła zażyłość. O dzyw a się z rzad k a spoza sceny zdarzeń jako tęskniący tułacz; n ad aje wów czas najw yższą cenę sw oj- skości. G dy jest na owej scenie, staje się w y traw n y m przew odnikiem , zn ającym rea ln e, organiczne życie ziemi i ludzi, m alarzem jej bu jno ści i piękna. B yw a św iadkiem zdarzeń, k tó re tłum aczy całkow icie lub częściowo. N iekiedy zna m yśli sw ych bohaterów , kiedy indziej za w iesza swój sąd o pobudkach jakiegoś działania czy o przebiegu sp ra w y zostaw iając kw estię n iero strzy g n iętą. Raz po raz w ciągu toczą cej się akcji i to od jej początku aż do końca odzywa się ja k jed en z przeciętny ch m ieszkańców p o w iatu dzielący z ogółem jego sądy, m niem ania, zabobony. Zbliża się wów czas do swego św iata aż do pozornego zm ieszania się z grom adą. Ale n aw et szczytowe m om enty w zniesienia się n ad ten św iat o bjaw iające się głów nie w inw okacjach nie stano w ią zerw ania łączności. W k o n trap u n k to w ej budow ie dzie ła grom ada stanow i ja k b y niesforn y zespół, k tó ry w chw ilach w a ż n y ch sta je się chórem w tó ru ją c y m sw em u koryfeuszow i. W tedy ona zbliża się do niego. U m ożliw ia to znalezienie ra c ji dla n ajb ard ziej ograniczonych egzystencji ludzkich, w yznaczenie w szystkim aktorom istotn ej ro li w akcji czy w obrazie. Postacie ośw ietlają się także w za jem n ie zarów no we w spółdziałaniu ja k w przeciw działaniu, ja k w resz cie przez w yznaczone im m iejsce w danej grupie. Dzieje się to dzięki u k ry te j reż y se rii autora.
3 1 6 ZO FIA SZM YDTOW A
Stosując form ułę P etscha m ożna powiedzieć, że w „ P a n u T a d euszu“ epickie „ ja “ zbliża się m aksym alnie do epickiego „on“ , że n a rr a to r z n a jd u je się n a scenie działań, że należy do osobowego zespo łu dzieła w zm iennych funkcjach: św iadka, sędziego, obserw atora, że b yw a w szechw iedzący lub częściowo tylko w tajem niczony w sp raw y sw ych postaci.
W śród ró żny ch typów w ypow iedzi n a rra to ra ujaw n ia się w y ra ź n ie w „H istorii szlacheckiej“ typ gawędowy. A u to r-n a rra to r zw raca się tu albo .w p ro st do słuchacza albo w prow adza uw agi naw iasow e, w k tó ry ch chw ali lub gani sw ych bohaterów , ale zawsze stając n a ich poziomie, albo w reszcie przez sam c h a ra k te r opisu stw ierdza swą p rzynależność do grom ady. We w szystkich tych w y padkach u trz y m u je się w aga i pow aga spraw potocznych, zwyczajow ych, p ra k ty c z nych, naiw nych m niem ań. Na tle całości dzieła stanow i ta postaw a n a rra to ra sym ulację artystyczną, k tó ra w innym utw orze m ogłaby uzyskać w y ra ź n y i p ełn y w ydźw ięk ironii. W „P an u T adeuszu“ je d n akże w yw ołuje ona żartobliw e serio, jak ie w życiu potocznym dorośli zachow ują często wobec dzieci.
Oto Tadeusz zajeżdża przed dom stry ja. Konie zabrano do s ta j ni, nakarm iono, ale n ik t nie w ita gościa. A utor objaśnia tę sy tu a c ję w yręczając jakb y gospodarza i tłum acząc go z tak ą powagą, z ja k ą on sam by się tłum aczył:
S łu d zy n ie w y sz li w itać, ale n ie m y śl w cale, A by w dom u S ęd ziego służono niedbale;
S łu d zy czekają, nim się pan W ojski ubierze... (I, w . 148— 151)
W ojski zaś „nie mógł w yjść spotykać w tkackim p u d e rm a n ie “. N a rra to r m ów iący o ty m stw ierdza bezspom ość zw yczaju, ja k b y go uw ażał za tak w ażny, ja k rezyd en t soplicowskiego dw orku. Z pełnym zrozum ieniem i uznaniem w yrazi się także o spełnieniu przez Sę dziego mimo u tru d zen ia w ażnej pow inności gospodarskiej, a m iano w icie w ieczornego przeglądu bydła. A u to r chw ali go za tę w zorow ą system atyczność w słowach:
...najlepiej z w ieczora
G ospodarz w idzi, w jak im sta n ie je s t obora. (I, w . 144— 145)
P rak ty czn e znaw stw o przedm iotu w y raża bądź w form ułach ogólnych jak: „W iadomo, czym dla kaw y jest dobra śm ie ta n a “ , bądź te ż w uw agach w y jaśniających. Tak więc usp raw iedliw ia W ojskie
CZY NN IK I GAW ĘDOW E W PO EZJI M ICKIEW ICZA 3 1 7
go, k tó ry leje na d rw a roztopione masło: „Z bytek ten dozw olony jest w do statn im dom u“ . Dzieli jego n aiw ny pogląd, że rosół, w sk u te k w rzucen ia p erełek i sztiiki m onety m a w łasności lecznicze, „k rew czy ści i p okrzepia zdrow ie“ .
K iedy indziej n a rr a to r k arci swą b o h aterk ę za przekroczenie za sad obow iązującej oszczędności:
...ziarno godne p ańskich stołów , Robi się dla zap raw y lite w sk ic h rosołów ; Z osia je w y k ra d a ją c z sza fy och m istrzyn i
D la sw eg o drobiu, szkodę w gosp od arstw ie czyni. (V, w . 81— 84)
Z najom ość stosunków pow iatow ych łączy się z odw ołaniem do m ieszkańców pow iatu jako do w łaściw ego koła słuchaczy. T ak jest np. w n astęp u jący m uogólnieniu:
...w szyscy S o p lico w ie Są, jak w iad om o, krzepcy, o ty li i siln i,
Do żołn ierk i jed yn i, w naukach m niej p iln i. (I, w . 629— 631)
T ylko wobec dom ow ników i sąsiadów m ożna pow oływ ać się tak na m iejscow ą trad y cję, bo im tylko ona jest dobrze znana.
Podobnie a u to r w y raża się o M aćku D obrzyńskim :
W iadom o, że sam jed en sk oczył z w a łó w Pragi B ronić p ana P ocieja... (VI, w . 524— 526)
Jego znachorstw o słynne w okolicy p rzedstaw ia w rozbieżności zdań m iejscow ych rzeczoznaw ców :
P rzyzn aw an o m u n a w et (czem u p leban przeczy)
W iadom ość n ad zw yczajn ych i n adludzkich rzeczy. (VI, w . 549— 551)
N iekiedy a u to r podejm uje się rozjem stw a w spraw ach w ą tp li w ych, jak b y sam b ra ł osobisty udział w sporze i zbijał czyjś niesłusz- ny pogląd. U znaje więc ,za bezpodstaw ne podejrzenia szkalujące R obaka:
...słychać było, że tow ary
K siądz przem ycał, lecz potw arz ta niegod n a w iary. (IV, w . 287—289)
Podając w e w łasnej p arafrazie słowa czy m yśli sw ych postaci poeta zdaje się je potw ierdzać lub w p rost potw ierdza. Dotyczy to
318 ZO FIA SZM YDTOW A
zarów no w spólnej ludow i i niew yszkolonej szlachcie astronom ii W oj skiego ja k ludow ych w różb z zachow ania się zw ierząt o grożącym pom orze czy w ojnie. P rzed staw iając dziw y m atecznika n a rra to r w prow adza na w łasną odpow iedzialność naw iasow ą uw agę:
W ielkie je s t pod ob ień stw o, że d iab ły tam siedzą. (IV, w . 496)
W nika w zrozum iałe rozgoryczenie m yśliw ych i za nich p rzed staw ia bieg ich m yśli ja k też sposób ew entualnego ich w ysłow ienia:
Trzebaż było, ażeby jed en kaptur popi,
W yrw aw szy się B óg w ie skąd, jak F ilip z konopi, P rzep isał w szy stk ich strzelcó w pow iatu ? (V, 329—331).
J e s t to w y p ad ek podpow iedzenia czy w yręczenia kogoś, k to milczy, na jego rachu n ek .
P o eta i w opisach zajm u je p aro k ro tn ie stanow isko człowieka prostego podziw iającego jakiś przedm iot kosztow ny. Ś w ietny jest, z tego p u n k tu w idzenia dokonany opis stro ju a zwłaszcza k o n fed erat- ki Podkom orzego w chw ili poprzedzającej jego w ażne przem ów ie nie po nabożeństw ie:
K on fed eratk a biała, a na niej p ęk gruby D rogich piórek, b yły to białych czap el czuby. (Na fe st k ła d n ie się tylk o k itk a tak bogata,
Której każde pióreczko k osztu je dukata). (XI, w. 223—227)
T ak mógł zapatrzeć się czy zagapić k tóry kolw iek z uczestników tłum nego zebrania rozm yślający nad ceną pojedynczego piórka. N a r ra to r podobnie podziw ia tabak ierę Podkom orzego w stałych n aw ro tach do niej, urobionej ze złota, m ającej opraw ę z bry lan tó w . Gdy „sław ne niegdyś ze drobiu swego Soplicow o“ (znany fa k t w okolicy!) p rzy jm u je generalicję polską, n a rra to r z em fazą w ym ienia osobliwe i rzad k ie po traw y , u p a ja się ich dziw nym i nazw am i. Dochodzi w resz cie do k resu słów. W szystkiego ani w yliczyć ani nazw ać nie podob na. P rzed staw iając przygotow ania do uczty, poeta używ a zw rotu potocznego, k tó ry je st tałtże zw rotem znanym z baśni ludow ych:
R zekłbyś, p ta sieg o tylk o n ied o sta je m leka. (XI, w . 150)
N aw iązaniem do form uły stanow iącej zam knięcie w ielu baśni kończy się „P an T adeusz“ :
I ja tam z gośćm i byłem , m iód i w in o piłem , A com w id zia ł i sły sza ł w k sięgi u m ieściłem .
CZY NN IK I GAW ĘDOW E W PO EZJI M IC K IEW ICZA 3 1 9
M ożliwość takiego w łaśnie zakończenia w y p ły w a z .gawędowej postaw y n a rra to ra . P odkreślić przy ty m trzeb a, że a u to r w ro li członka grom ady je st zarów no w yrazicielem ogólnej ja k i lokalnej tra d y c ji k r a ju rolniczego, zarów no szlacheckiej ja k ludow ej. P o ta k u je ta k samo w ierzeniom ludu białoruskiego, k tó ry w m ateczniku w idział „niedostępny środek puszczy“ 1, ja k m niem aniom n ieo św ie- conej szlachty. Czym zresztą ró żn i się astronom ia W ojskiego albo zna- chorstw o M aćka od m niem ań i p ra k ty k ludow ych? A u to r z a jm u je kolejno stanow isko zastępcy sw ych skrom nych bo h aterów , k tó ry c h ra c je p rzy jm u je jako w łasne, lub też całego ogółu ludzi pro sty ch i n a iw nych. Z w szystkich gaw ędow ych w ypow iedzi n a rra to ra p rzeb ija zam askow ana pow agą p rzy jazna żartobliw ość.
A u tor nie nad u ży w a tego ty p u opow iadania. Nie sty lizuje go na języ k m ówiony. O granicza się do p rostoty leksyk alnej i składnio w ej. Potoczność czy rubaszność w ysłow ienia pojaw ia się, ja k w idzie liśm y, w p arafrazach, k tó re m ają odtw orzyć w słow ach stosow nych bieg m yśli b o h ateró w (gorzkie ro zpam iętyw ania m yśliw ych czy w y kład W ojskiego o gwiazdach).
W śród m istrzow skich w iązań w kom pozycji słow nej „P an a T a deusza“ uderza zbliżanie poziomu n a rra c ji au torsk iej do p a rtii m o nologowych czy dialogow ych o m aksym alnym sk u p ieniu cech swo bodnej, ustn ej rozm ow y tow arzyskiej, w k tó ry ch re tu sz literack i jest niem al niedostrzegalny. Tak jest np. w au to rskim zagajeniu rozm o w y w karczm ie przy zażyw aniu tabaki:
Robak w sp a rty na stole, w p ółgłośn o rozp raw iał, T łum szlach ty go otaczał i u szy n ad staw iał, I n osy ku k sięd zow sk iej c h y lił tabakierze;
Brano z n iej, i k ich ała szlach ta jak m ożdzerze. (IV, w . 289— 293)
Scena ta w ażna jest i dla akcji i dla charakterologii. W zięta osob no u jaw n ia w y raźn ie u m iejętn ą i celow ą reż y se rię Robaka. Ale że Ro bak stosuje się do sw ych nieokrzesanych rozm ów ców , pozw ala im się w ygadać, rozm owa zachow uje cechy spontaniczności. Rozm ówcy podniecają się,w padają jed en drugiem u w słowa, przeczą sobie lub po tak u ją , w szczynając ostre kłótnie. G w ałtow ność w y m ian y słow nej au to r sygnalizuje w w yrazach i zw rotach jak: p rzerw ał, k rzykn ął, za
1 S. W indakiew icz, P ro le g o m e n a do „Pana T a d e u s z a “, K rak ów 1918„ G ebethner i W ollf, s. 38.
3 2 0 ZO FIA SZM YD TO W A
wołał, w szystko wrzasło. Styl rozm ów ców o b fitu je w w ykrzyknienia, p y tan ia, przeczenia, w w yrażen ia dobitne i w w ym ysły. J e st to jakby b ó jka na słowa m iędzy ludźm i n iep rzy w y k ły m i do stosow ania eufe mizmów. Fałsz, szlaha, cham, św ieć W aść baki lada kom u — oto p ró bk i uderzeń i odparow ań słow nych. W szystkie p oró w nan ia, i to zarów no uży te przez herbow ych szaraczków ja k przez chłopa, m ają c h a ra k te r gospodarski, dosadny, ostry (drą jak na łyka, p rzyw y knął ja k w ęgorz do odąrcia, świeci się w złocie ja k szczupak w szafranie).
Poziom um ysłow y rozm ów ców doskonale h arm o n izu je z ich szorstkim językiem . A przecież ani ograniczoność m yśli ani m owa prostacza nie są tu w yszydzone czy ośmieszone. W ystarczy jed n a alu zja Robaka zw iastująca w olność, by w szyscy zam ilkli ze w zruszenia. W poryw ie radości i en tu zjazm u ściskają się w zajem nie i przez wdzięczność dla B e rn a rd y n a zgłaszają d a ry na klasztor. Podobnie Sędzia zam ilknie w zruszony, gdy m u R obak obwieści bliską w ojnę 0 Polskę. I w nim ro zład uje się zaw ziętość w zględem H rabiego 1 w nim zrodzi się sam o rzutn a ofiarność. G erw azy złoży najw iększą ofiarę. Zabroni sobie rozp am ięty w ań o śm ierci Stolnika, żalu do Ja c ka nie dlatego, że m u dla jego zasług przebaczył w inę; nie dlatego, że Zosia w raca do swego dziedzictw a, ale że sp ełnia się rzecz, k tó ra n ie sie ze sobą ta k głębokie uszczęśliw ienie, iż w szystko m usi być z ko nieczności zapom niane i w ybaczone. T ak w ięc zarów no szlachta z karczm y ja k Sędzia i G erw azy są w tak ich chw ilach na ró w n i z Ro bakiem i z poetą odzyw ającym się przez inw okacje. D latego te ż i ga w ęda G erwazego z P ro tazy m na przyzbie soplicow skiego dw ork u nie m a satyrycznego zabarw ienia. W prow adza ją poeta jak b y niespodzie w anie i nagle. Ale ta k je st tylko pozornie. Nie m a tu m owy o frag- m entaryzm ie kom pozycyjnym . Baczniejsze spojrzenie pozw ala w y k ry ć w y raźn ą dw ustopniow ość przejścia. Po kontem placji orderu legii honorow ej, sym bolu b o h a te rstw a R obaka, u trz y m an e j w tonie uw ielbienia ale i serdecznego żalu, n a stę p u je k ró tk ie om ówienie pow szechnej m odlitw y za zm arłego, k tó ra w pro w adza ściszenie, zła godzenie bólu i pow rót do potoczności życia. Oto Sędzia w ro li gos podarza zaprasza gości i grom adę w iejską n a ucztę. U m ożliw ia to przerzucenie się do Soplicowa i przystosow anie słów autorskich a zwłaszcza ich tonu do pogaw ędki starców .
Dwaj dom orośli m yśliciele sn u ją przy m iodzie, w n a stro ju w za jem nego zaufania i serdeczności, reflek sje n a d dziw am i życia. P ro ta