• Nie Znaleziono Wyników

Ku teorii krucy-fikcji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ku teorii krucy-fikcji"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Hélène Cixous

Ku teorii krucy-fikcji

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 109-125

2008

(2)

Prezentacje

Hélène CIXOUS

Ku teorii krucy-fikcji

1

Prezentacja

Dublińczyków

C zternaście opow iadań i jeden obszerny tekst, niebędący w łaściw ie an i opo­ w iadaniem , an i pow ieścią, The Dead - Zm arli2, tekst, k tó ry rozlega się jak echo. N ap isan y po dw óch la tac h przerwy, ponow nie u jm u je w szystko to, co go p o p rze­ dzało.

C zternaście tekstów zostało połączonych i zw iązanych m otyw em oraz zapisem P a r a l i ż u 3. R edukcja m yślenia, d ziałania i odczuw ania, klęska w szystkich od­ ruchów i em ocji, b ila n s p orażek - u p rze d n io zgrom adzone opow iadania kreślą b ru ta ln y obraz w szystkich p ostaci choroby, jaka ow ładnęła D u b lin em . Za każdym razem jest to te n sam przypadek: zm ien iają się jedynie symptomy. Z akończenie znane zaw czasu. Później n astęp u ją Zmarli z ich niepew nością, dziw ną dom ieszką w ątpliw ości, niepokojem .

T e k st s ta n o w i fr a g m e n ty w s t ę p u d o a n g ie ls k o -f r a n c u s k ie g o w y d a n ia D u b liń c zy k ó w : H . C ix o u s Vers u n e théo rie de la c ru c i-fic tio n , A u b ie r -F la m m a r io n , P a r is 1 9 7 4 , s. 3 5 -5 8 . Z o s t a ł o n n a s t ę p n ie p r z e d r u k o w a n y p o d ty m s a m y m ty t u łe m w z b io r z e s z k ic ó w : H . C ix o u s P ro n o m s de p e rso n n e , É d it i o n s d u S e u il, C o lle c t io n p o é tiq u e , P a r is 1 9 7 4 , s. 2 8 7 -3 1 .

C ix o u s u m ie s z c z a s y m u lt a n ic z n ie d w ie w e r s je ty tu łó w : o r y g in a ł o r a z je g o fr a n c u s k ie t łu m a c z e n ie . N ie k i e d y a u to r k a p o s łu g u je s ię w y łą c z n ie a n g ie ls k im i ty t u ła m i. P o d o b n ie p o s tę p u j e w p r z y p a d k u n ie k tó r y c h fr a g m e n tó w te k stu ; cy ta ty , n a k tó re p r a g n ie z w r ó c ić s z c z e g ó ln ą u w a g ę p o z o s ta w ia w ję z y k u a n g ie ls k im (p rz y p . tłu m .). P o d k r e ś le n ia H é lè n e C ix o u s . D o d a tk o w o a u to r k a w y b r a n e p o ję c ia z a p is u je w ie lk ą lit e r ą (p r z y p . tłu m .). 2 3

60

1

(3)

11

0

C zternaście scen, któ re w ykryw ają i system atycznie p o tw ierdzają praw om oc­ ność diagnozy: n ik t nie zostaje oszczędzony: dzieci, dziew częta, m łodzieńcy, m ło ­ dzi starcy, starzy ludzie, stare p an n y i zm arli, w szystkie kręgi, m iejsca, sfery i afe­ ry tego drobnom ieszczaństw a o skąpych zaangażow aniach socjalnych, p olitycz­ nych, ekonom icznych, religijnych i uczuciowych. Śmierć.

P ew ien sym boliczno-parodystyczny w ym iar spraw ia, że d opuszczalny b an ał okazuje się nie do zaakceptowania: łagodny „realizm ” nie m oże pow strzym ać skrytej pracy m itu , która go niszczy: Grace4, h isto ria p rze m ian y pijaków , jest jak m ru g ­ nięcie okiem w k ie ru n k u dantejskiej trylogii. To, co szlachetne, epickie i w zniosłe podburza na każdym kro k u n ikczem nika i już sam n ad m iar niem ocy prow adzi do idei b u n tu i zm iany. M im o to żaden znak o dm iany się n ie pojawi. Jedynie sep ara­ cja, definityw ne oddalenie się i zobojętnienie w sto su n k u do tego m iazm iatyczne- go m iejsca. Sztuka spełnia tu funkcję tarczy obronnej - ironiczny sposób pisania, falsyfikat rzeczyw istości przeciw staw ia się zarazie. [...]

Całość schwycona w sieć w agnerow skich lejtm otiw ów , swobodny splot wątków; z jednego końca na d rugi m otyw y tw orzą p raw dziw ą operę: światło, m rok, W schód, ucieczka, ojciec u trw alają się w logicznych parach, naru szan y ch w tekście liczny­ m i dw uznacznościam i. Pary w zbudzające niepokój: słow o/świat, n adzieja/trw oga; d o t y k /u p a d e k .

Ale w szystkie te „m otyw y” sprzyjają tajem niczej pracy, powolnej przem ian ie relacji rzeczyw istość-spojrzenie i pisanie-odczytanie, pracy zm ierzającej do nagłego i porażającego rozw iązania, gdzie w tym sam ym m om encie zapala się i gaśnie sens, który n a ra stał jak burza. „E p ifa n ia”, m aw iał Joyce. Albo p io ru n i ogień.

C zternaście opow iadań schwyconych, u n ieru ch o m io n y ch w dubliń sk iej p rze­ strzeni, zatrzym anych w historycznym spazm ie, ogólnym i zarazem in d y w id u al­ nym , poza granicą w szelkiego bytu, u m ierających niedostrzegalnie w lekkich szarp­ nięciach, nie um ierających naw et, ale tylko przem ieszczających się od śm ierci do śm ierci. N a początku: śm ierć. N a końcu n iedostrzegalna, oślepiająca wizja śm ier­ ci, któ ra n aty ch m iast słabnie. Śm ierć, któ ra się pow tarza. U kryta po d m aską dw u­ znacznego, zniekształconego pow tórzenia, p araliż, un ieru ch o m ien ie. Śm ierć bez możliw ości pow rotu, gdyż ci, k tórzy nigdy nie żyli, nie m ogą naw et powrócić. W tej sytuacji tym , co z ta k im tru d e m przem ieszcza się od opow iadania do opow iada­ nia, jest p rag n ie n ie bez perspektyw y, bez w yobraźni, bez siły, by narodzić się choć trochę, by coś zm ienić, p rag n ien ie, które rzeczyw istość od razu dopada i u n ie ru ­ cham ia.

Czy istniało kiedykolw iek życie? B rak jego śladów w cz te rn a stu opow iadaniach, gdzie zam iast życia otw ierają się, zam ykając od razu, w szystkie im pasy p ożąda­ nia. Później - nagłe zerw anie się - i Joyce pisze, dwa lata po tym zbiorze-trum nie - Zmarłych, tekst zm iłow ania, w któ ry m życie pozostaw iło pew ien ślad, przech o ­ wywany jed n ak z dala od D u b lin a , na cm entarzu. M ożliw ie najm niej umarły.

(4)

Uciekać? Eveline, Chmurka, Spotkanie, Arabia szkicują ucieczkę jedynie po to, aby w k ońcu p rze d n ią uciec.

O pow iadania n ap isan e przez Joyce’a obserw ującego z zew nątrz, Joyce’a, który czyni pożegnalny gest, są te k sta m i o uw ięzieniu. Bez w ejścia an i wyjścia, grzęźnie się w n ic h coraz b ardziej z każdą chw ilą. Z alu d n io n e przez udające byty widm a: obłąkanych księży, w ynaturzeńców , stryjeczne dzieci, sieroty, p ro sty tu tk i, po ro ­ nio n e płody, b yty bez w ięzi, bez związków, bez o dniesień, „ k re a tu ry ”, odp ad k i z potw ora - w połow ie kościoła, w połowie ojcowskiej m a tk i - a tym jest D ublin ; uciskani, których naw et się n ie p rześladuje, n ieznaczne pozostałości ucisku. Z a­ p ac h odpadków . P iętnaście fragm entów , m gliste obszary, szczątki.

Ale Zmarli to in n y tekst, skrajny p ro d u k t pochodzący z tego godnego pożało­ w ania dub liń sk ieg o stosu, z którego nie m oże wydobyć się nic poza p o p io ła m i i śniegiem . Zmarli, pow łoka całego korow odu w idm , jedyna zw arta stru k tu ra p rze­ znaczona jednak na sam ozniszczenie; śnieg, który m usi stopnieć, całun, który zaled­ wie m ożna dostrzec. W D u b lin ie naw et śm ierć nie m a w ystarczająco rzeczyw iste­ go w ym iaru, żeby być czym ś więcej n iż zagrożeniem dla samej siebie. Ze Zmarłych em an u je dziw na skarga, jakiś głos, patos, k tó ry rozbija się, przechodząc bezwłocz- n ie w stłu m io n y sarkazm . W ażny jest rów nież styl, swego ro d zaju elegancja, sieć m uzykalnych w ątków i motywów, styl, k tóry jed n ak k ieru je odbiór k u w yciszeniu, choć nie jest pozbaw iony zab u rzeń i rozgoryczenia. W Zmarłych daje się słyszeć ż a l - w yjątkow y w dziele Joyce’a.

Odczytać historię Umierania

Tekst Zmarłych odsłania dwie in terp retacje: tę przygotow aną, narzu co n ą przez Paraliż w ersję, która zbiera poszatkow any tekst; p o d an ą jak św iąteczna gęś, u p ie ­ czona i gotowa do spożycia, zgodnie z tradycyjnym p rzepisem , ze swoim dom o­ wym w yglądem i wymową - to tekst dla gospodarza dom u, gospodarza logosu i go­ spodarza drobiu: gospodarza w szystkiego, co upieczone; odczytanie po d an e na talerzu. „Święto” u n ie ru c h o m io n e w swojej pow tarzalności oraz w ciągłym anty- życiu, którego b o h a te re m jest G abriel, okaz pozbaw iony w dzięku Bloom a. N a „szczycie” tej le k tu ry sens Zmarłych p rzybiera niew yraźne kontury, pojaw ia się erotyczna i badaw cza niepew ność, jaką m oże spowodować w zniesiona na wyżyny w rażliw ość G abriela: za jego pośrednictw em dostrzegam y coś, jakąś p rzestrzeń, ta jem nicę otw ierającą się po drugiej stronie, ale okulary G abriela pokryw ają się p arą i naty ch m iast w szystko się zaciera („dull w ord, dull fires of h ist lu s t”).

D ruga in te rp re tac ja dotyczy rozproszonego te k stu , to u kazanie się św iatła, in ­ te rp retac ja, któ ra doprow adza do rozpryśnięcia w iązań; jest ona bezgłośna - n ie ­ słyszalny krzyk skierow any do nieżyjących z innej h isto rii, odczytanie m ogące powodować szczękanie zębam i, b udzić p rag n ie n ia i śm iech, ale czyj? D ruga in te r­ pretacja nie zna p o rzą d k u czasu, n ie jest n iew olnikiem sztuki, p am ięci, konw encji, lecz zapala odw ieczną znikom ość, uciekające chw ile. Bez szkiełka, lu stra , bez n a ­ m ysłu, łez i ognia, ciało-historia Gretty. U kryta, lecz m ająca właściwości dynam itu,

(5)

11

2

praw dziw ie u m arła, więc żyjąca. („I can see h im so p la in ly ”). Różnica pom iędzy dwoma odczytaniam i, c a ł a różnica pom iędzy: um rzeć n a . i um rzeć d l a .

- A n a c o o n u m a r ł ta k m ło d o , G retta? - M y ś lę , ż e o n u m a r ł d la m n ie .5

P om iędzy jednym a d ru g im odczytaniem iluzja rozkoszy; w znoszenie - op ad a­ nie, stłum ione zapały G abriela: Zmarli to rów nież dziw na h isto ria, która nie p o ­ trafi się dopełnić, ta k jak te k stu a ln e p o żądanie h isto rii m iłosnego spełnienia, k tó ­ re n igdy się nie realizuje. G roteskow a podróż po kobiecym świecie (związek, ła ń ­ cuch, L ily - M iss Ivors - C iotka K ate etc. - G retta) za pośrednictw em G abriela jest niem ożliw ą, parodystyczną przygodą, b łą d ze n iem po om acku w tajem niczym ogrodzie kobiety. W ojenny taniec, w którym kobieta rep rez en tu je śm ierć. Bliska, niedostępna osoba; ta, która uprzedza: poznaje p rze d nim . Poznała. W niewiedzy, niew inna, p an i śm ierci. N arzeczona śm ierci. Tak odm ienna, tajem nicza i z a stra­ szająca w intym nej atm osferze pokoju hotelowego, jak n igdy dotąd. N ie m a jej tam , gdzie jest. G retta, w ypożyczona m ężow i przez swój los. N ig d y niczego nie uda się tu ta j przeżyć. H i s t o r i a , która ew oluuje, m a m iejsce w innej historii.

N iezw ykła n ieb iań sk a kobieta pojawia się po raz pierw szy w Zmarłych i od tej p ory pozostaje w p rozie Joyce’a na stałe. G retta (B ertha - A nna Livia - Iseut) posiada najw yższą w ładzę P odm iotu, tę, do której lite ra tu ra zawsze za b ran iała dostępu, o niejasnej sile Podśw iadom ości, z jej o k ru tn ą niew innością, jej łaską.

A. - The Dead: Umrzeć n a ...

„O pow iadanie” zawieszone pom iędzy dwoma g atu n k am i, realistyczno-fanta- styczne, jest w rzeczyw istości ro dzajem niem ożliw ej alegorii. Z daje drobiazgow ą relację ze wszystkiego, z w yjątkiem śm ierci. A m im o to m ów i ono w yłącznie o n a ­ trętn y m tro p ie n iu śm ierci. Przesyt gadaniny, Zmarli to „opow iadnie” ekskrem en- talne. N a d m ia r w chłaniania i w ydzielania. P om ieszanie w pojęciach konsum pcji,

consuption i ofiarow ania. „Święto”, zawieszone w okolicach Bożego N arodzenia i N o ­

wego R oku - św iąt, któ re już m inęły; pom iędzy św iętem n aro d z en ia i św iętem początku, praw dopodobnie E pifanii, odsłania w yłącznie to, czym jest: tańcem i za­ pow iedzią śm ierci. O bjaw ienie, któ re dokonuje się pow oli, a które śnieg zasypuje, bo śm ierć tu ta j sam a um iera. M im o to b ędziem y m ieć praw dziw e święto, z zacho­ w aniem typowej dekoracji i tym , co tradycyjnie je wypełnia: potrawy, światło, układ przedm iotów , dźwięków, znaków skupionych wokół fałszywego dnia; święto, które p ro d u k u je rozległy system ośw ietlania - ale nie jasności. O słona deszczu, śniegu, zim n a, n ie p rz em a k aln y ch płaszczy, kaloszy, niedom ów ień, w ykrętów i reto ry k i stanow i odw rotną stronę święta. Te dwa system y przeciw staw nych figur (światło- ogień/zim no, śnieg) w prow adzają do te k stu nieokreślony elem ent, k tó ry nie jest ani martwy, an i nie - martwy, który w trw odze p oszukuje ucieczki od własnej

re-C y ta t z a c z e r p n ię ty z e Z m a r ły c h ; w sw y m s z k ic u a u to rk a n ie u m ie s z c z a p r z y p is ó w o d w o łu ją c y c h s ię d o p o s z c z e g ó ln y c h c y ta tó w (p rz y p . tłu m .).

(6)

p r e z e n ta c ji. P e w n a r z e c z n i e m o ż e z o s t a ć u j a w n i o n a : w s p ó l n e i m i ę o g ó ł u .

Wspólne imię

„U m a rli”, im ię w łasne w szystkich D ublińczyków . Tutaj jeszcze tylko sp a ra li­ żow ani, w Ulissesie już całkow icie n ie ru c h o m i, p rze m ien iają się w to, co S tephen nazywa „beingless b ein g s”, byty bez bytu , niebyty, zaliczone do nieszczęśliw ego ro d u m echanicznego la b iry n tu , już naw et nie zn ak i czy jednostki, ale n ie zid e n ty ­ fikow ane cząsteczki. To w łaśnie w obszarze niew idocznej strefy, k tó rą otw ierają

Zmarli, ścierają się dwa przeciw ne działan ia w strząsające Joyce’ow skim tekstem

aż do Finnegans Wake: z jednej strony, chytre, u p a rte sta ra n ia P o dm iotu, k tó ry fa­ w oryzuje w łasną osobę, uważa się za c e n tru m W szechśw iata, przy czym zdaje so­ bie spraw ę z zagrażającego m u zniszczenia, z rozproszenia, z drugiej strony, w za­ sięgu tego sam ego działania: destrukcja po d m io tu , usunięcie go poza głów ną sce­ nę, poza społeczeństw o b ąd ź jako kozła ofiarnego (Bloom, S tephen), b ąd ź poprzez „w ym azanie”, p o m in ięcie (P arnell), b ąd ź poprzez zam askow anie i rozdw ojenie (Shakespeare). Oba zabiegi: naleganie, ogrom na siła, z jaką pow raca P odm iot jako „główny” i dynam iczny oraz decentralizacja, rozkład tożsam ości, zm ierzający w śle­ pym k ie ru n k u , pow odując, że sam a m yśl b łą d zi w zbiorowej przezroczystej świa­ dom ości - te dwa d ziałania łączą się i począwszy od Dublińczyków n aru sz ają gra­ m atykę, w pisując w ątpliw ości dotyczące p o d m io tu na poziom signifiant6 i zakłóca­ jąc b ezpośrednio użycie im ion w łasnych, a w krótce i k o n ce p tu w łasnego im ienia: h isto ria L u d zi z D u b lin a oraz język są niszczone przez tę sam ą pracę deterio racji sensu: podm ioty dają się zastąpić, podzielić bądź u nieruchom ić, by stać się w końcu w yłącznie niebytam i.

B iograficzne, geograficzne „zm iany” otacza n ieru c h o m y czas: w sytuacji h i­ storii, która stale się rozpoczyna, wszyscy zaw czasu nazn aczen i są m ia n em Ś m ier­ ci. W spólnym im ien iem w łasnym jest T h e D ead, p odm iot w liczbie m nogiej, o n a j­ wyższej władzy. „Śm ierć” rzeczow nik, k tóry zagraża zaim kow i ja, absolut, w k tó ­ rym zagubi się i zaplącze p odm iot w liczbie pojedynczej. Jeżeli G abriel przez d łu ­ gi czas opiera się wpływowi lu ster i odbić oraz całem u solidnem u m echanizm ow i naiw nego narcyzm u, to jego ja u stęp u je w k ońcu na w ezwanie śniegu niosącego zniszczenie, w tym sam ym czasie, w którym p o żądanie ulega d estrukcji. [...]

Zm arli

T ytuł um ieszczony n a d tek stem jest jak oko obserw ujące postaci, w praw ione w ru c h i nic nieznaczące, dem askuje je jako te, któ re nie chcą w iedzieć, kim są: podglądane, poruszane, zaplanow ane przez śm ierć, zarządzającą n im i w tej ze- w nętrzności przy pom ocy rozmów, banałów , pow tórzeń. Zew nętrzność odsłonięta przez m aszynistę n ie jest jed n ak absolutna: w szędzie bow iem tkw i odrobina

cie-6 Z o b . H . C ix o u s L e D is c r é d it d u S u je t, „ P o é tiq u e ” 1 9 7 0 n r 4.

11

(7)

11

4

nia, zakłopotanie, i jeżeli śm ierć jest w ykluczona z tek stu , to m yśl o śm ierci w kra­ da się tu ta j w n ajbardziej w ulgarnej i ban aln ej form ie, przekształcając ją w m a r­ twą literę: śm ierć dotyczy zawsze kogoś innego.

Czy na pierw szy rz u t oka tekst jest rów nież tą m artw ą literą, o licznych p a ra ­ g rafach w ypełnionych m g listym i uczuciam i, tą form ą oszustw a, które odpycha pytanie-m atkę: czym jest śmierć? P ytanie, k tó re p rzerw ałoby u p rag n io n ą bierność. W m iejscu pytan ia, p rze d którym tekst ucieka, pojaw iają się drobne fortele. Już p rze d rozpoczęciem święta jakiś grób jest otwarty, d ep tan y w zaślep ien iu przez ban d ę oszustów, któ rzy m ają w rażenie, że z n a jd u ją się po stronie życia, bo m ogą m ie rzy ć czas, a k tó rz y p o sia d a ją je d n o c z e śn ie k o n w e n c jo n a ln e w y o b ra że n ie 0 śm ierci: jest ona tym , co przychodzi z czasem.

T ytuł, Zmarli, jak sam a śm ierć, jest najp ierw oddalony przez tekst i zaskakuje czytelnika, który naw et nie pom yślałby o niej w czasie lektury. Ale słowo Zmarli pow raca w zakończeniu opow iadania w swej ironicznej, a zarazem ponadczasow ej form ie: „H is soul h a d a p p ro a c h e d ... of th e d ea d ” . Słowa (u m arli)7 pow racają w ta ­ ki sposób, w jaki zjaw iają się um arli: „th eir w ayw ard an d flick erin g existence”; cały tekst będzie więc tym przybliżeniem , zw róceniem w stronę śm ierci, drogą k u środkow i, k tó ry przyciąga i odpycha, zejściem do grobu, w którym śm ierć p rze d ­ stawia się żyjącem u jako zjednoczenie pom iędzy żywym i um arłym , tożsam ością 1 u tra tą tożsam ości, nie jako „n ieo k reślo n e”, ale raczej niepew ne rozproszenie. W te n sposób bliskość śm ierci przychodząca z zew nątrz, pokryw ająca w szystko aż do ostatniego słowa, daje się odczuć coraz w yraźniej w kolejnych etap ach i p rze j­ ściach, w b rz m ie n iu „ f ” : falling, farther, w sta p ia n iu się liter, niebędącym an i sta­ łym, ani też zm iennym procesem , w „w” : wayward, westward. Śm ierć m a i jest ostat­ n im słowem: „U pon all th e living an d th e d ea d ”.

„ Z m arli” układ ają się do spoczynku pom iędzy The Dead i the dead. O statnie słowo, dead - zm arły bąd ź wszyscy zm arli - rzuca po czasie inne św iatło, które, z perspektyw y doznanego absolutu, ośw ietla pośpieszne następstw o św iątecznych scen, przew ażnie lekkich i radosnych. M roczne, niezidentyfikow ane św iatło p rze­ kształca w f a n t a s m a g o r i ę w szystkie oznaki rzeczyw istości. Ale sam a fan ­ tasm agoria na skutek odczytania, jako efekt nierzeczyw istości, jest n ierealn a, bo m yśl o śm ierci kryje p y ta n ie, czym jest rzeczyw istość, skoro nie m ożna jej już oceniać w kategoriach obecności lub nieobecności, kiedy istnieje to, czego już nie m a i to, czego już nie m a, istnieje. N ic b ardziej realnego i n ierealnego zarazem , jak jakiś zm arły. Z aproszeni goście, tancerze, bibosze, śpiew acy są ta k b ardzo k o n ­ k re tn i, a jed n ak już pogrzeb an i w grobie (tekstu). Tekst prow adził ich pow oli na właściwe m iejsce. N iek tó rzy b yli tego św iadom i: G abriel w idzi to w końcu w yraź­ nie „P erhaps she h a d not to ld h im all story.

-B y ć m o ż e n ie o p o w ie d z ia ła m u w s z y s tk ie g o . O c z y G a b r ie la z a tr z y m a ły s ię na k r z e ś le , na k tó re r z u c iła k ilk a s w o ic h u b ra ń . S z n u r e k o d h a lk i w i l s ię p o p o d ło d z e . J e d e n b u c ik

7 W o r y g in a le : „L e s m o (r )ts ”: C ix o u s s to s u je tu ta j z a b ie g p a r o n o m a z ji, w y k o r z y stu ją c

(8)

tr z y m a ł s ię p r o s to , m ię k k a c h o le w k a o d w r ó c o n a , d r u g i le ż a ł p r z e w r ó c o n y o b o k . S p y ta ł s a m e g o s ie b ie o p r z y c z y n ę w c z e ś n ie js z e g o w z r u s z e n ia . Z c z e g o o n o w y n ik a ło ? C o je s p o ­ w o d o w a ło ? [ ...]

B ie d n a C io tk a J u lia ! W k r ó tc e , o n a r ó w n ie ż b ę d z ie ju ż ty lk o c ie n ie m o b o k c ie n ia P a trick a M o r k a n a i je g o k o n ia . G a b r ie l u c h w y c ił jej b łę d n y w y r a z tw arzy, w m o m e n c ie , k ie d y śp ie w a ła : W ystro jo n ą n a Wesele. B y ć m o ż e w k r ó tc e , b ę d z ie s ie d z i a ł w s a lo n ie c io tk i J u li i, w ż a ło b ie , z c z a r n y m c y lin d r e m n a k o la n a c h . Z a s ło n y z o s t a n ą o p u s z c z o n e , c io tk a K a te b ę d z ie s ie d z ia ła p r z y n im , p ła c z ą c i w y c ie r a ją c n o s b ę d z ie o p o w ia d a ła o s ta tn ie c h w ile . O n d a r e m n ie b ę d z ie s z u k a ł s łó w p o c ie s z e n ia , z n a jd z ie ty lk o s a m e b a n a ln e i b e z u ż y t e c z ­ n e . T ak, ta k , to s ta n ie się w k r ó tc e .

... th a t w ould h a p p e n very soon”.

N ig d y n ie p oznajem y całej h isto rii, znaczenie ukrywa się w nieobecności zm ar­ łego, um arłego z pow odu zap o m n ien ia, b ra k u , pom inięcia. Śm ierć odw raca p o ­ rządek czasu, przyszłość w yprzedza chw ilę obecną, p o n ad w szystkim pam ięć roz­ pościera swą nieskończoną obojętność, w spom nienie przez w yprzedzenie.

N ajp ierw w spom nienie, później rzeczyw istość, n ajp ierw przyszłość, która już przem in ęła, po tem teraźniejszość: on, G abriel, u b ran y na czarno. To, co się w yda­ rzy, czy n ie w ydarzyło się do tej pory ? N ic łatw iejszego do przew idzenia.

Gabriel

N osi im ię archanioła, k tó ry obwieszcza D anielow i nadejście czasów m e sja ń ­ skich, Z achariaszow i - n aro d z in y Jana C hrzciciela (to on odebrał Z achariaszow i mowę), M a rii - n aro d z in y Jezusa. A nioł P ański głoszący p rzepow iednię staje się w ażnym m otyw em w Finnegans Wake.

A rchanioł, który przepow iada? G abriel C onroy jest upadłym archaniołem : tym , k tó rem u obwieszcza się śm ierć. Z akończenie Zmarłych zapow iada więcej niż jed­ ną śm ierć, pow tarza m inione śm ierci, przyw ołuje podw ójne przybycie: ostatniej godziny, śniegu, podw ójnego opadu: „the snow falling fain tly th ro u g h th e u n iv e r­ se, an d fain tly falling like the descent of th e ir last e n d . ” („śnieg spadający m ięk ­ ko na cały świat i m iękko spadający jak nadejście ich ostatecznego k o ń c a . ”).

Gabriel - Lily

L ily jest em blem atem G abriela; Lily, pierw sze słowo tek stu , L ilia - um arli, L ilia przy nieżyjącym ; L ilia b iała jak śnieg, pogrzebow y kw iat, W ielkanocny kw iat zm artw ychw stania!

W olno pad ający śnieg, pow oli spadający - i biegnąca Lily. P o w o l n e przy­ bycie śniegu, zn a k u śm ierci, zostaje zakłócone szybkim kro k iem Lily, k tóry n ie ­ spodziew anie otw iera tekst: „L ily was lite-rally ru n off h er feet” . L i (teral) l y . Śm ierć, lite ra ln ie w pisana w pow olność i szybkość, p u ste m iejsce w tekście. Zmar­

li um ieszczeni m iędzy dwoma ru ch a m i, szybkim i opieszałym , są rów nież p o m ię­

dzy tym , co ludzkie i „ n a tu ra ln e ”, a nieskończoną m a te rią i tym , co n ad p rz y ro ­ dzone. W yprostow ana, praw ie oderw ana od podłogi, jakby unosiła się w pow ie­

11

5

(9)

91

1

trz u - L i l y jeszcze m łoda, a już tak dośw iadczona, w kracza na scenę w geście sprzecznym z zachow aniem G abriela, który pow oli u kłada się do snu, zakopuje się w pościeli (wejście-wyjście, zrozum iałe działanie, które zostaje przejęte przez Blooma w Ulissesie). L ily odegra też rolę anty-G retty, n asto la tk i opiekującej się m ęską szatnią, która bez w ątp ien ia uosabia gorycz, ale nie jest w ta k im sto p n iu lilią, w ja k im m ożna się tego było spodziew ać; żaden m ężczyzna nie u m arł dla niej. Rzuca G abrielow i cierp k ą wypowiedź: „The m en th a t is now is only all p a la ­ ver an d w hat th e y can get out of yo u ” („D zisiejsi m ężczyźni m yślą tylko o n ie d o ­ rzecznościach i o tym , jak nas zb ałam u cić”). Poniżająca wypowiedź, któ ra w rów­ nym sto p n iu uderza w G abriela i w składnię opow iadania. To ona w p ełn i in icjuje parodystyczną rolę G abriela: głosiciela fałszywych wieści. Jeżeli archanioł p rzy­ nosi m ądrość, to G abriel oferuje jedynie pom yłkę: „M am w rażenie, że ty i twój m łody przyjaciel w krótce pobierzecie się!”.

L ily „d e k o m p o n u je” G abriela, rozpoczyna proces, k tó ry doprow adzi go do cał­ kowitego rozproszenia: - „H e was still d i s c o m p o s e d .” .

„Wciąż był p o ruszony nieoczekiw aną i gorzką odpow iedzią Lily. Jakiś p o n u ry cień zaw isnął n a d nim , G abriel próbow ał go schwycić popraw iając m a n k iety i wę­ zeł k r a w a t a . ”

W jaki sposób rozproszyć ciem ności?

G abriel, a n io ł-in terp reta to r, ten, k tó ry objaśnia wizje.

L ily p rzen ik a na w skroś banalność G abriela - L ilia i tru cizn a. Inw ersja, która zapow iada w szystkie pozostałe zab u rzen ia w tekście: trzy G racje, któ ry m G abriel składa hołd, są jednocześnie trze m a P arkam i. B ezlitosne, w prow adzają śm ierć sukcesywnie:

1) P i e r w s z y m o m e n t , odtw orzenie m askarady autom atów , um ieszcza na scenie zaproszonych gości: praw idłow o rozm ieszczonych, opisanych, rozłożo­ nych na części, ta k ich jak F red d y M alins, wzór tego groteskow ego Pow tórzenia, m im naślad u jący pracę śm ierci. [ . ]

2) D r u g i m o m e n t : frag m en t m uzyczny, bal, kolacja, przem ow a G abrie­ la: cztery kategorie rozdw ojone każdorazow o, w układzie sprzeczności, na podw ój­ nej scenie: m uzyczny kaw ałek nie zostaje w ysłuchany, in icju je n ato m iast sceny bolesnych i groteskow ych rem iniscencji. [ . ]

„Bal” p rzem ien ia się w egzam in kontrolny, w proces. Kolacja jest farsą: epic­ kie rozkraw anie życia, opis obficie zastaw ionego stołu, tekst spraw ia w rażenie p rze­ pełnionego, zbyt szczegółowego, pow tórzenie w ielkich epickich obrazów, hom e- rycka p aro d ia p rzejęta w Ulissesie, w któ ry m n a d m ia r p rzekracza w szystkie ocze­ kiw ania. Tarcza A chillesa pokryta potraw am i. P onadto rozmowy, które n iep o strze­ żenie zbaczają z to ru , jakby śm ierć ściągała zastaw iony obrus aż do m o m e n tu od­ słonięcia trum ny, obraz m rożący krew w żyłach. [ . ]

Śm ierć pow inna pociągać za sobą śm ierć. Pogrzeb pogrzebu.

W Przem ow ie G abriela rozpoczynającej się od słów: „N ie po raz pierw szy je­ steśm y o fiaram i gościnności pew nych dobrych k o b ie t” daje się słyszeć niew inna perfidia: G racje są P arkam i, goście w ieczoru są zaproszeni na w łasny pogrzeb.

(10)

3) T r z e c i m o m e n t : obejm uje w ystęp B artella d ’Arcy: pieśń, któ ra zja­ wia się zbyt późno, zapow iada, spoza sceny, te m at żałoby. T enor o stłum ionym , „z pow odu p rze zię b ien ia”, głosie.

N agle M iss Ivors pow iedziała : „I have a crow to p lu c k w ith y o u ” („M am z Pa­ n em spraw ę do ureg u lo w an ia”).

C r o w: p ta k złej wróżby, pow raca dwa razy, by oczernić i zaatakow ać G abriela. Zły p ta k , zły w zrok i słuch, p o d stę p n e d ziała n ie losu. Gęś, któ ra m iała być dzika (irlandzkie dzikie gęsi m ig ru ją na Z achód, w k ie ru n k u A m eryki) jest u p ie ­ czona. M iss Ivors rów nież rezerw uje dla G abriela ptaszka, k tó ry nie przypada m u do gustu.

M om ent o d e j ś c i a (pow rotu z uroczystości) jest rów nocześnie m om entem p o w r o t u : n iespodziew anie h isto ria odsłania obrazy, któ re p rze stają skupiać się na faw oryzow anym od początku G abrielu. Zjawia się G reta: nadejście m iłości, pow rót zm arłego, w spom nienie ukochanego, k tóry u m arł dla m iłości. A jeżeli za­ szła jakaś pom yłka? A jeżeli um arły m i n ie byli ci, k tó rzy są pogrzebani, jeśli cm en ­ ta rz i dom to jedynie dwie w ersje tego sam ego żałobnego m iejsca? P y tania te po ­ zo staną bez odpow iedzi, gdyż u m a rli nie w iedzą, że są m artw i. „Św ięto” m oże w ięc trw ać dalej, p rzeistaczając się w „św ięto” m ałżeńskiej pary.

4) Z z a k o ń c z e n i e m u r o c z y s t o ś c i zbiega się pow rót śm ierci, co d odaje ty tu ło w i The D ead zbiorow ego, podw ójnego znaczenia o szczególnej w a rto śc i. W u ro c z y sto śc i b io rą u d z ia ł p o t e n c j a l n i z m a r l i i je d e n p r a w d z i w y z m a r ł y , zm arły z m iłości („złapał” śm ierć, stojąc w deszczu). P onadto kobieca tajem n ica zostaje ujaw niona. G reta ukazuje się m ężow i jako ktoś z u p e ł n i e i n n y : „She h a d locked in h er h ea rt for so m any years th a t im age of h er lover’s eyes” .

P odobnie jak ożywiony ru c h św ięta przekształca się w pogrzebow ą opiesza­ łość, ta k uniesienie G abriela uspokaja się, przem ien iając w generous tears, w u d u ­ chow iony śnieg: „snow was general all over Ire la n d ” .

Znaczenie Gabriela

N astrój niep o k o ju p an u jąc y w czasie uroczystości m an ifestu je się poprzez z a ­ k ł o p o t a n i e G abriela, k tóry od początku m yli się i jest nieudolny. W dalszej części opow iadania, w następstw ie „ataków ” M iss Ivors, któ ra nazw ie G abriela

West B riton, to z a k ło p o ta n ie n ab ierze politycznego zabarw ienia. Dublińczycy są

bow iem rów nież lu d źm i, dla których D u b lin stanow i polityczną definicję. Fazy zak łopotania G abriela:

* Po pierw sze, on i jego żona są spóźnieni: „L ong after te n o’c l o c k . th e re was no sign of G abriel an d his w ife”. N ajp ierw żadnego śladu. P otem wszystkie, zwią­ zane z n im kom plikacje: odn o tu jm y uwagę K ate i Ju lii na te m at Grety: „She m ust be p erish e d alive”, na któ rą zareaguje później G reta w ypow iedzią o ukochanym : „H e w ould get his death in th e ra in ” .

* N astę p n ie pojaw ia się nieszczęsna uwaga w sto su n k u do Lily: „I suppose we’ll be going to your w edding one of these five days” . O dpow iedź L ily dekoncen-

11

7

(11)

11

8

tru je G abriela tak , jak po pow rocie z uroczystości w praw i go w zakło p o tan ie za­ chow anie żony. W trak cie tych w szystkich drobnych zajść kobieta okazuje się być niezgłębioną tajem nicą.

G abriel ź l e w i d z i , w dosłow nym i przenośnym sensie: „The glasses w hich screened h is delicate an d restless eyes.” Szkła okularów , które zn iekształcają rze­ czywistość: oddalają i zasłaniają.

* W suwa L ily m onetę do ręk i (żeby się w ykupić?), argum entując: „C hristm as - time! C h ristm as - tim e!” - Boże N arodzenie! Boże N arodzenie!

* Jest niezadow olony z koncepcji swej przemowy, obawia się w ypaść p re te n ­ sjonalnie: „H e w ould fail w ith th e m just as he h a d failed w ith the g irl” 8.

* Łączy w całość swoje m in io n e i przyszłe porażki, te praw dziw e i przew idy­ wane. „H e h a d ta k en up a w rong t o n e ^ . A n u tte r fa ilu re ” : która odsłania z n a ­ c z e n i e g ł o s u w o p o w i a d a n i u : chórzyści Ju lii, która jest pierw szym sopranem , odniesienie do dobrego ton u , p ie śn i b iesiad n e i m iłosne, te n o r etc. Po­ n adto rola m uzyki: organy, fortepian.

* Jest ro zd rażn io n y z pow odu uwagi swojej żony na te m at kaloszy: „W henever it’s wet u nderfoot I m u st p u t on m y goloshoes” . D ziw ny zbieg okoliczności w yjaś­ nia znaczenie tej uwagi: u kochany G rety u m arł z pow odu stania w deszczu, a ona sam a, jak m ów i G abriel: „S he’d w alk hom e in th e snow if she were le t”.

W szystkie te b an a ln e w ypow iedzi są naznaczone n ie zn a n y m i dośw iadczenia­ m i, rep resjam i, ucieczkam i, w zajem ną ignorancją i pogardą. W niejasn y sposób G ab riel został w prow adzony w b łą d , bo kalosze, o k tó ry ch m ow a, nosi się n a K o n t y n e n c i e , poza Irla n d ią , co Ju lia potw ierdza sk in ien iem głowy. F red d y M alins pod ejm u je kw estię „C hristy M in e stre ls”, ale jego rip o sta p o z o s t a n i e b e z e c h a : „A nd w hy c o u ld n ’t he have a voice too? [ . ] because he is only a black?”. C zarny kolor wywołuje zakłopotanie, ale jest to tylko sugestia, ta k jak spostrzeżenie G rety na te m at kaloszy. Czarny, bru n atn y , biały, skóra-całun: w arto rów nież zwrócić uwagę na grę słów dotyczącą M. B r o w n e - „shw arty skin”, ciem nobrązow y, opalony. Brązowy, bru n atn y , kolor b ru d n eg o D ublina.

* N ie udaje m u się w słuchać we frag m en t k o n ce rtu g rany przez M ary-Jane. (W ypowiedź na te m at M ary-Jane: „H er h a n d s . l i f t e d . at th e pauses like those of a priestess in m o m e n ta ry im p re catio n ”, m ogłaby zostać w ygłoszona podczas W ieczo ru S ain t E u v erte , ze w zg lę d u n a u ch w y cen ie pew nej s p o ł e c z n e j o b ł u d y ) .

* N iepokojące zn ak i ukryte p o d płaszczykiem niew inności ukazują się jego oczom: Romeo i Julia, obraz m o rd u dzieci E douarda; w spom nienie: głów ki lisów w yhaftow ane przez m a t k ę G a b r i e l a , k t ó r a s p r z e c i w i ł a s i ę j e g o m a ł ż e ń s t w u , m atkę, która posądzała G retę o bycie „chytrą w ieśniacz­ k ą” . Jej o pinia nie jest całkow icie chybiona (sekret, „szelm ostw o” G retty pojawi się później). Ta sam a m atka jest „głową”: „The b ra in c a rrie r of th e M o rk an fam i­ ly” . Ta, która była m ózgiem rodziny, jest m a r t w a .

(12)

* Seria kobiecych zarzutów jest kontynuow ana w atak u M iss Ivors na G abriela (czy należałoby z jednej strony zestawić jej nazw isko z ivory, a z drugiej z ivy -

wierność [Irlandii]?), kobiety m anifestującej w ierność wobec dewizy i sym bolu ir­

landzkiego. Z arzuca m u, że pisze dla D aily Express. G abriel chciałby odpow ie­ dzieć, że lite ra tu ra jest p o n ad p olityką, co oznaczałoby, że m ało zajm uje go polity ­ ka i, że n ie jest w nią „zaangażow any” . To stanow i zresztą jego „sek ret” - „she h ad fo u n d out th e secret”. T ajem nica G rety będzie m iała m iłosny charakter.

G abriel jest niew ierny rów nież wtedy, kiedy zap rząta sobie głowę i n n y m i n i ż i r l a n d z k i j ę z y k a m i i kiedy p la n u je i n n e p o d r ó ż e zam iast zw iedzania rodzim ego k raju , który m a „w zasięgu rę k i” . N iew ierność jest praw ie jak zdrada: rów nie dobrze znosi p r z e s ł u c h a n i e .

In n y m w ażnym elem entem jest opuszczenie uroczystości przez M iss Ivors, które poprzedza przem ów ienie G abriela, późniejsza intensyfikacja oraz następ u jące po niej do p ełn ien ie i śm ierteln e uspokojenie: pow odzenie przemowy, ukazan ie się żony na schodach, która w ydaje się G abrielow i j a k ą ś z j a w ą . P ożądanie G re­ ty przez G abriela, które n atra fia na jej w łasne pożądanie kogoś i n n e g o . i śnieg pokryw ający to wszystko.

Kwestia p olityczno-religijna (zakonnicy, papież, etc.) pojaw ia się przy udziale innych postaci opow iadania, z w ykluczeniem G abriela: te m at p odejm uje B r o w n , który należy do innego kościoła i K a t e , która kw estionuje p apieską ustawę w sp ra­ w ie chórów 9. W szystko jest postrzegane od najb ard ziej m ałostkow ej strony, w ści­ słym zw iązku z pryw atnym i in te resa m i i osobistym i fantazm am i: całość spada na G abriela tak , jak śnieg na um arłych, zim no na zim no, niepew ność na niepew ność, ban ał na banał. G abriel m a św iadom ość „środka” : z racji w ykształcenia uważa się za b ardziej „dystyngow anego” niż w iększość tancerzy, a jego żona przeciw staw i m u m łodego pracow nika gazow ni w roli triu m fu jąceg o rywala. D ystyngowany?, ale nie odm ienny, w rów nym sto p n iu n ara żo n y na śm ierć - św iadom ość, która ujaw nia się dopiero w obliczu k o n fro n tacji z żoną. Jeden jej p o d m u ch i G abriel zostaje zgładzony.

A N A LO G IE: Ten, kto chce przew idzieć śm ierć, m oże ją dostrzec poprzez z n a­ ki, ironiczna zabójczyni pozorów nie szczędzi parodystycznych wskazówek. W m ia­ rę jak święto rozw ija się, m nożą się znaki: ciotka Ju lia przewyższa sam ą siebie w p ie śn i „W ystrojona na w esele” . P onadto ten , k tó ry przez cały w ieczór o d m a ­ w i a ł w ystępu, śpiew ając w końcu: „The Lass of A u g u h rim ”, wywoła w G recie ekstazę. Jest to piosenka f i n a ł o w a , zaprezentow ana w ukryciu, której się nie spodziew ano, a któ ra uw olni zam k n iętą w sercu tajem nicę. „Wesele” ciotki Julli, narzeczonej śm ierci; n ie u d an e wesele G abriela i Grety, która nigdy nie przestała być ta jem niczą narzeczoną śm ierci.

A nalogia fu n k cji p om iędzy ś n i e g i e m i m u z y k ą : to, co pokryw a, p rze­ nika, w ybiela, uspokaja. C ału n y dla um arłych, któ ry m i są „żywi” .

M n is i i p a p ie ż są z r e s z tą z w ią z a n i z e ś m ie r c ią (r e g u ła tr u m n y ) i z d e p r y w a c ją (p a p ie s k ie p ra w o d o t y c z ą c e w y k lu c z e n ia k o b ie t).

61

(13)

12

0

D W U Z N A C Z N O ŚC I: C hw iejny sta tu t bytów, w ątpliw a granica, p rze n ik an ie w rzeczyw istość za pośrednictw em tego, co ją deform uje i fałszuje, w szystko w yra­ ża się w dw uznaczny sposób; G abriel rep rez en tu je m ieszaninę różnych konw encji (jest uprzyw ilejow anym siostrzeńcem ciotki, rozkraja gęś, wygłasza przem ow ę) i jednocześnie w yraża potrzebę zerw ania z n im i: scena z jego żoną przedstaw ia obie m ożliwości. N iepew ność staje się szlachetnością; zakończenie opow iadania sugeruje u tra tę (rozkład, łzy, m iłość, w szechśw iat, to p n ie n ie ), kir, k tó ry w yłania się ze śniegu, zastępuje u p rag n io n e prześcieradło.

G abriel, k tó ry w ystępuje w im ie n iu w strzem ięźliw ości, przeciw staw ia się F red- diem u, p ija n e m u i nieprzyzw oitem u. Z kolei G abrielow i zostaje przeciw staw iony M ichael, całkow icie bezbronny, zdolny um rzeć z nam iętności; upojony ostatecz­ nością, u zbrojony w nam iętność.

Tym czasem postaci n ajbardziej znaczące pojaw iają jako m ożliwości, jedne d ru ­ gich, któ re się przecin ają, w ywołując n iejasn e rozpraszanie się w spólnej egzysten­ cji. W te n sposób „m łody chłopak w deszczu” zm artw ychw staje w duszy G abriela, który, przeciw nie, czuje, że staje się cieniem i uśw iadam ia sobie, że żył jak cień.

W „p odsum ow aniu” biorącym po d uwagę złożony u k ła d śm ierci i odrodzenia, zdanie: „The tim e h a d com e for h im to set out on h is jou rn ey w estw ard” zyskuje na dw uznaczności. Z m ierzać w k ie ru n k u Z achodu w p o szukiw aniu zachodzącego słońca oznacza ucieczkę p rze d śniegiem i śm iercią: to rów nież w m itologii irla n d z ­ kiej p o dążanie w k ie ru n k u k rain y um arłych. K tóre znaczenie jest właściwe w m o­ m encie zasypiania, w zakończeniu opow iadania: „H is jou rn ey w estw ard” - p o d ­ róż, ru ch , przem ieszczenie; czy raczej: „That region w here dwell th e w ast hosts of th e d ea d ” - „ten region, w któ ry m przebyw ają rozległe k o horty zm arły ch ” . O sta­ tecznie podróż i pobyt gm atw ają się, poniew aż tam , gdzie m ieszkają u m a rli, m iesz­ kają i „żywi”; to jest te n sam region.

N ależy w słuchać się w styl tego zakończenia: znaczenie falling w o sta tn im p a ­ ragrafie, stru k tu ra dźwiękowa ostatniego zdania: „H is soul sw ooned s l o w l y . th e snow falling faintly, fain tly fallin g ” . Bieg czółenka, niekończące się tk a n ie, który nigdy nie dopuszcza do zerw anie w ątku. Istota dźwiękowa zaczyna n akładać się na rep rezen tację opisową, która staje się konw encjonalnym no śn ik iem zu pełnie innego stylu. W tym m iejscu ro d zi się Ulisses. Przerwijmy.

M ożna zatem postrzegać Zmarłych jako kierow anie się k u lek tu rze biorącej za p u n k t wyjścia praw dziw ą śm ierć, tę, któ ra jest zagrożeniem dla życia; biorącej za p u n k t wyjścia m ilczenie G rety i błyszczące oczy M ichaela Furey.

B. - Umrzeć d la ...

Re-gret (regret - żal - przyp. tłum .) - R e-gretta - G retta C onroy - byt b ez d u sz­

ny i łagodny, byt w yrażający żal niepow tarzalny i ostateczny, jedyny, niem ożliw y do w znow ienia, k tó ry sprzyja śm ierci b ardziej niż życiu. G retta, m uzykalna, p a c h ­ nąca, trw ała/tym czasow a rep rez en ta cja śm ierci, która wym yka się w szystkim gro ­ teskow ym kodom , żona pogrążonego w żalu G abriela. Wszyscy u m a rli w Zmarłych

(14)

są pow iązani ze sobą za pom ocą p refik su re, k tó ry analogizuje czasow niki życia uczuciowego i zaznacza ich zw iązek z pow rotem (retour), z pow tórzeniem (renga­

ine), żalem (repentir), scalaniem (remembrer), p rzy p o m in an ie m (recorder), żałow a­

n iem (regretter). Po jednej stronie życie, śm ierć, ogień, k tó ry um ożliw ia dialog bez przeszkód i bez granic; G retta, poza czasem , i M ichael Furey, poza czasem . Z de­ m askow ani. W ystaw ieni na pokaz aż do śm ierci. Po drugiej stronie g ru p a tych, którzy w ciąż zaczynają coś od now a, którzy b ez u sta n n ie kręcą się w kółko, grupa uchw ycona w drobiazgow ości ry tu ału , k u ch n i, okolicznościowej przemowy, w m a ­ łostkow ości św ięta, w o toczeniu sm akołyków , b ła h o stk i. Z dnia na d zień coraz bardziej zdem oralizow ani, p rzezorni, d ro b n i łapówkowicze. B analne losy u k ła d a­ jące się w b łęd n e koło i Johnny, który jest ich em blem atem .

Johnny

P om iędzy L ily i Jo h n n y m - ciotki, park i, żałosne strażniczki przeszłości, k tó ­ re k arm ią się w yłącznie n ie u sta n n y m i sm utkam i.

Przyw ołują „ N i e z a p o m n i a n e g o J o h n n y e’ g o”, tajem niczy sym­ bol rodziny, m o n stru a ln y wytwór swego w łasnego try b u życia, funkcjonow ania, ślepej rotacji - au to m at skrępow any cuglam i, słaby koń, przeznaczenie. [ . ]

Johnny, czy G abriel, czy D ublińczycy? F renetyczny świat ciotek ukazuje się od strony praw dziw ej śm ierci, ta k i, jaki jest, od zawsze p o z a z a s i ę g i e m żyjącego, ociem niały, niesłyszący, w dekom pozycji, jego efem eryczny obraz z tr u ­ dem jest podtrzym yw any za pośrednictw em n ie u sta n n ej przemowy, k tórą p rześla­ duje ironia śm ierci.

K rzyk ciotki K ate, która nadbiega, kołysząc się, w ykręcając ręce w geście roz­ paczy: G dzie jest G abriel? „W here on e a rth is G ab riel”? G dzie na ziem i? A jeżeli jest „ na ziem i” - czym zatem jest ta ziem ia?

A p o d ziem ią ten, którego nic nie m oże zakryć: G retta w i d z i go b ardzo wy­ raźnie poprzez ziem ię i czas. O grom ne czarne oczy o p rzenikliw ym w y r a z i e .

Gretta -

great

O grom na, odległa, wówczas jeszcze dziew ica, ciągle bliska: „I was great w ith h im at th a t tim e ” 10. D yskretna w ielkość żyjącego-m artw ego przeciw staw ia się n ie ­ kończącym się, sztucznym rozm ow om toczonym w saloniku. W nieśw iadom ości, w naiw ności, w niem ożliw ości, G retta i M ichael F urey byli, bez w yreżyserow ania, w ersją R om ea i Ju lii z ich trag iczn ą prostotą. Cała reszta to kom edia, subtelna inauguracja zepsutego świata: w Wygnańcach osiągnie on najb ard ziej dopracow a­ ną form ę, ale jego ta jn ik i pojaw iają się w szędzie, w Ulissesie, w Finnegans Wake, p ro d u k u jąc złożone efekty „Praw G ościnności”, których m uzyczne odm iany

Joy-„I w a s g r e a t w it h h im at th a t t i m e ” : d o s ło w n ie , a) b y ła m „ w ie lk a ” z n im w ty m c z a s ie ; b ) b y ła m b r z e m ie n n a (c ię ż a r n a ) w je g o o w o c w ty m c z a s ie - G r e tta jak o

d z ie w ic a n a p e łn io n a ty m , k tó r e g o ś m ie r ć n a z a w s z e s p o c z ę ła w jej ło n ie .

12

(15)

12

2

ce, teolog na opak, biegły w erotycznych sofizm ach, z a s ł u ż o n y t e o r e t y k n a t e m a t k w e s t i i O f i a r o w a n i a w p a r z e , w ykorzystał nieb y ­ wale. Tak n apraw dę Zmarli in ic ju ją w m ilczen iu zu p ełn ie in n ą historię: życie ist­ niało więc pod postacią śm ierci, dzieło ukryw ało się w pow tórzeniu?

T a k o to m ia ła w s w o im ż y c iu ro m a n s: ja k iś m ę ż c z y z n a u m a r ł z jej p o w o d u . W ła ś c iw ie n ie c ie r p ia ł n a m y ś l o ty m , ja k n ie z n a c z ą c ą r o lę , o n , jej m ą ż o d g r y w a ł w jej ż y c iu . S p o ­ g lą d a ł n a n ią , p o d c z a s g d y s p a ła , ta k ja k b y n ig d y n ie ż y li z e so b ą ja k m ą ż i ż o n a . J eg o b a d a w c z e o c z y w o d z iły p o jej tw a rzy , w ło s a c h : z a s t a n a w ia ł s ię n a d ty m , jak a m u s ia ła b y ć w ó w c z a s , ja k o m ło d a d z ie w c z y n a - d z iw n e , p r z y ja z n e w s p ó łc z u c ie d la n ie j w ta r g n ę ło w je g o d u s z ę .

W jej życiu, rom ans: rom ans, który j e s t życiem.

O dm ienna h isto ria w su b te ln y sposób otw iera zu p e łn ie in n ą scenę, która się tu ta j nie rozegra: to te a tr zd rad y zaw iązujący rozliczne in try g i wokół żony pow o­ łanej do roli „tej, któ ra ukrzyżow uje” (crucifiant - przyp. tłu m .), po to, aby m ałżo­ nek, zep su ty Bóg ojciec i syn Samego siebie, poprzez m edytację sam ostw orzenia zm ierzającą k u w łasnem u za trac en iu , został um ieszczony w pozycji U krzyżow a­ nego (C r u c i f i é - przyp. tłum .).

„W yrzekając” się G retty, G abriel tra c i w k ońcu w ładzę w sto su n k u do uśw ięco­ nych przez siebie dóbr: żony, dzieci, pozycji; w ładzę, jaką zapew niała m u k o n k ret­ na, niepodaw ana w w ątpliw ość rzeczywistość. O d tej pory jest gotów, w chw iejno- ści swego bytu , do n iezn an ej dotąd, „o szałam iającej” rozkoszy. Aby m ogła ona zostać doznana przez tę, k tóra nie jest już „jego żo n ą”, będzie m usiała przen ik n ąć przez niepew ne ciało m łodo zm arłego M icheala; poniew aż „zdobycie” G retty może dokonać się jedynie za pośred n ictw em niem ożliw ego ofiarow ania, „of h e r own accord” . Cała p arad o k saln a logika w łasności jest zapow iedziana u Joyce’a w tej scenie: żeby praw dziw a G retta, w olny p odm iot, m ogła należeć do G abriela, nie pow inna ona do niego należeć. Jedynie G rettę-przedm iot, któ rą G abriel pożądał ze zw ierzęcą b r u t a l n o ś c i ą , m ożna posiąść. D ruga, w ielka G reta, m usi zo­ stać ofiarow ana, narażo n a na niebezpieczeństw o, utracona po to, by być tą, której m oże pragnąć m i ł o ś ć (G abriel zaczyna m ieć o niej m gliste w yobrażenie). P u­ łapka żądzy n aty ch m iast zostaje zastaw iona: gdyż G abriel (i jego substytuty, R i­ ch a rd Rowan w Wygnańcach, Bloom w Ulissesie) jako G abriel zrezygnuje, wycofa się jedynie pod w aru n k ie m zastąp ien ia go przez innego, w edług s w e g o w y ­ b o r u . Aby G abriel m ógł nacieszyć się G rettą, G abriel m u si przygotow ać się, że zostanie zastąp io n y przez M ichaela: ale w tym sam ym m om encie, w któ ry m rezy­ gnuje ze swojego m iejsca, odzyskuje je, n arażając się na stanie się kim ś, k im nie m oże b y ć . [ . ]

Krucy-fikcja

M a s z y n e r i a w y w ł a s z c z e n i a z a jm u je is to tn e m ie jsc e w k r e ­ acji Joyca: rozszerza się i o d d ziału je na w szystko, dotykając naw et egzystencji

(16)

a u to ra 11. Joyce zw ierza się Stanisław ow i: „D oszedłem do pojęcia m ojej aktualnej sytuacji jako dobrow olnego w ygnania, czy to n ie praw da? W ydaje m i się to w ażne z dw óch powodów, poniew aż dzięki niej w ykreuję w ystarczająco osobisty los, aby spodobał się C urran o w i i rów nież, gdyż z n a jd u ję w niej przypisek, na któ ry m p la ­ nu ję zakończyć m oją pow ieść”12. M iędzy 1905 i 1909, będąc w stanie gorączkow e­ go i z n a tu ry niejasnego erotyzm u, Joyce z bolesną przyjem nością p rak ty k u je na sobie dośw iadczenia zw ątpienia, zazdrości, w ykluczenia. Jakiekolw iek n ie byłyby odsłaniające się relacje (cudzołóstw o, m asochizm zdradzonego m ęża, zazdrość, niew ierność), to nie m ożna dać się im zwieść, w szystkie m e c h a n i z m y są bow iem sfałszowane, przerw ane, a życiowa energia, któ rą w strzym ują, tryska aż do osiągnięcia nie dającej się znieść wolności. Jest to P u n k t f i k c j i . . . , jest to p u n k t K r u c y - f i k c j i : tu ta j w ybucha sarkazm , gorzki śm iech w zniecony w „de­ m iu rg u ”, k tóry stw arza siebie jako dem ona własnej gry i jako deus ex m achina, poza m aszyną, która go w y t w a r z a (bo jest to dem on, k tó ry inw estuje wszystko w swoje p rzedsięw zięcie, p o d ejm u ją c naw et ryzyko u tra ty swej zew nętrzności, swego opanow ania, swej boskości).

W szystko k sz tałtu je się w te n sposób w o parciu o pytanie: jak posiąść te n skarb, k tó ry należy do m nie, m oją żonę?

N a co odpow iedzią jest l o g i k a n i e m o ż l i w e g o o f i a r o w a n i a : P i e r w s z a f a z a : jeżeli j ą m a m , nie m oże ona już być m i ofiarow ana. Jeżeli ją w ziąłem , to ona się nie ofiarow ała. A bym m ógł ją posiąść realnie, w n a j­ wyższym stopniu, to ona m u si m i się oddać. O na zaś m oże s i ę o d d a ć tylko w tedy, kied y nie jest m oja. M uszę więc ją stracić, aby utracona oddała m i się do­ brow olnie. N ie m a o ddania bez pierw szej utraty. W szystko toczy się tak , jakby n ajp ierw z pom ocą G abriela, później innych, coraz b ardziej sprytnych i w pływo­ w ych sprzym ierzeńców , Joyce poruszał w gniewie cały stary świat tonący w ru ty ­ nie stru k tu r socjalnych, rządzony przez W ielkiego A d m inistratora m oralności i mo- nogam ii, Boga; ale i z pom ocą tego sam ego Boga, schwyconego w p u ła p k ę Jego w łasnych, odw iecznych sprzeczności.

Gdyż przecież, jeżeli trzeba, żebym ją stracił, to m uszę, jak Bóg, zapew nić stwo­ rze n iu pew ną niezależność, ew entualność wolnego w yboru, k tóry daje się oszaco­ wać jedynie za pom ocą ew entualnej u tra ty w olności. W o l n y w czynieniu dobra i zła, lecz w im ię j a k i e j wolności? Jeżeli pragnę, by m oja żona była m oim wy­ łącznym dobrem , nie tylko m uszę ją stracić, w ięcej, to ona m u si dobrow olnie się zatracić, aby się oddać. Ale jak m oże zatracić się z własnej woli, jeżeli zawsze ją brałem , p osiadałem ? W jaki sposób z zaślubionego p r z e d m i o t u uczynić po d ­ m iot? W ziąłem ją na m ocy pierw otnego u k ła d u m ałżeńskiego, społecznej w ym ia­ ny i dlatego najp ierw należy ją uczynić wolną: jednak jeżeli to ja ją uw olnię, to

11 Z o b . H . C ix o u s L ’E x i l de J a m e s J o y c e , G r a ss e t, P a r is 1 9 6 8 , s. 6 0 4 -6 7 1 , n a te m a t

o p r a c o w a n ia p o e ty k i T w ó rc z ej W ą tp liw o ś c i.

12 L is t d o S ta n is ła w a , z 28 lu t e g o 1905 (L e tte r s o f J a m e s J o y c e , v o l. II, e d . b y S. G ilb e r t,

F a b er a n d F ab er, L o n d o n 1 9 6 6 , s. 83 -8 4 ).

12

(17)

12

4

poprzez te n sam gest uczynię z niej p rze d m io t o nadanej wolności. Jedyne rozw ią­ zanie, jakie pozostaw ałoby na w idoku to dobry Stwórca, „dobry” Bóg, dobry oj­ ciec, dobry m ąż, czyli ci, którzy w ypełniają w aru n ek w ta k i sposób, że druga poło­ wa m a dostęp do praw dziw ej niezależności: dobry m ąż jest m ężem usu n ięty m na bok lu b m artw ym . M artwy, w jaki sposób m ożna doznać przyjem ności?

G abriel, zajm ując m iejsce um arłego, zlewa się z nicością, ze śniegiem , jest nie do odróżnienia w d łu g im m ię k k im sp a d an iu śniegu, zredukow any do swego nie- p rag n ien ia. [...]

D r u g a f a z a : Jak nie utracić tego, czego pragnę? P rzejście do właściwej d ialektyki pragnienia: czerpię rozkosz jedynie w chw ili, w której tracę to, co p o ­ siadam , w m om encie, w któ ry m p o siad an a przeze m n ie najcen n iejsza w łasność p rzem ien ia się w całkow ite w yzucie z własności. [...]

T r z e c i a f a z a : W jaki sposób posiąść (mieć) w sensie a b s o l u t n y m u p rag n io n ą żonę? W łaśnie to jest niem ożliw e: proces logiki ofiarow ania nie może dokonać się bez tego, co go u ru ch a m ia i co stanow i p i e r w s z ą p o siad an ą w łas­ ność, stan pierw otnego wyobcowania; „czystość” duszy zostaje zauw ażona jedynie wtedy, kiedy jest u tracona, zauw ażona zawsze jako te m at fikcyjny. Z n ak m a p rze­ wagę: ktoś in n y był posiadaczem i pierw otnym spisującym . Kto inny? Bóg (repre­ zentow any lu b nie przez kapłanów ); czy pierw szy ukochany; czy też m ałżonek we w łasnej osobie, poprzed zający sam ego siebie i sam pozbaw iający się w łasności. Będę w ięc B ogiem , ojcem synem , d ru g im in n y m i ja- in n y m . I w k a ż d e j c h w i l i będę wym yślał krucy-fikcję, rzeczywistość dla tego, kto pożąda, pozo­ stając na zawsze jedynie fikcją, w której czekam na siebie, w ypieram się siebie, by się potw ierdzić, spraw iam , że zn ik am w fikcji, w której jestem tylko m arą. Zam y­ kam oczy i jestem niew idom y: coraz więcej znaków i ona jest dziewicą. W alka n ie ­ w iedzy i ofiarow ania-w iedzy p o stęp u je um iejscow iona na niew idocznej lin ii, która oddziela św iatło od ciem ności; toczy się tam , gdzie jedynym pew nym zwycięzcą jest symbol: znak dw uznacznego zarodka fikcji. O statecznie skryptor, aby nie być b ez u sta n n ie dublow anym , m oże pragnąć jedynie zlania się z tym , co zapisuje: tę w łaśnie drogę w ybierze Joyce aż do Finnegans Wake, gdzie sym bole p ożądania i tego, co jest p ożądane m ieszają się, gdzie żona m oże być chw ilą, im ieniem , fragm entem bądź całym św iatem m ęża. A tam , gdzie b ez-lim it „w ybucha” w ielokrotnie, nie ma ani ofiarow ania, an i utraty, tylko swego rod zaju zbłąkana łaska.

(18)

Abstract

Hélène CIXOUS

In te rn a tio n a l College o f Philosophy (P aris)

Toward a Cruci-Fiction Theory

T h e te x t is based o n an In tro d u c tio n to th e English-French e d itio n o f The Dubliners (H .

Cixous, Vers une théorie de la cruci-fiction, Paris: A ubie r-F la m m a rion , 1974). Ms. Cixious

indicates th a t th e re are tw o m utually opposing m otifs in Joyce's o u tp u t: an affirm ation and

a d e stru ctio n o f th e Subject. Focusing o n analysing th e s h o rt sto ry The Dead, th e French

scholar argues th a t C ru ci-fictio n , discovered by Joyce in his sh o rt sto ry and m astered th e n

on, up to Finnegans W ake - p ro ve d to be his o w n m e th o d o f achieving a peculiar balance

b e tw e e n th e said t w o poles.

12

Cytaty

Powiązane dokumenty

dwie dziewczyny, koszykówki, witają się, jest, siadają, trzech

Jeszcze przed chwilą powodowała nim raczej ciekawość, teraz świat odmienił się dokoła

Roczniki Obydwóch Zgrom adzeń św.. „Szara kam ienica”. K lasztor i zakład naukow o-w ychow aw czy ss. Zb.. Sroka).. Sroka) Tygodniowy plan zajęć alum nów w

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

A. 1729 Dominica Palmarum sicu tc die 10 Aprilis praesente gd, Konarzewski, gubernatore Pinczoviensi62 et aliis praesentibus nobilibus et civibus huius civitatis

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20